14 grudnia 2017

Undertale: Naukowa gra - Nowa, niechciana znajomość [opowiadanie by Ksiri]

Notka od autora: Jak wiadomo po świecie chodzi wielu geeków i nerdów. Niektórzy żyją w miarę normalnie, inni zamykają się w swoich domach, w pełni oddając się swoim pasjom. Do tej drugiej grupy należy Avril, dziewczyna w pełni poświęcona e-sporcie oraz swojej drugiej pasji, o której woli nie rozmawiać. Lecz pewnego dnia, wychodzi ze swej nory, by dostarczyć kilka książek dla swojego taty. Jednak nie mogła przypuszczać, że podczas swojej małej eskapady pozna dosyć specyficznego jegomościa...
Autor: Ksiri

Spis treści:
Nowa, niechciana znajomość(obecnie czytany)

 Cichy szum rozbrzmiewa w pogrążonym w mroku mieszkaniu. Nikłe światło wydobywające się z jednego z pokoi oświetlało go nieznacznie. Jego źródłem był monitor komputera, stojącym na biurku. Prócz niego blaty był zasłany opakowaniami po gumach arbuzowych, Stało na nim kilka pustych puszek po Monsterach oraz jakieś dwa, również opróżnione dzbanki po herbacie i kubek. 
 Choć zegar wskazywał już wpół do czwartej nad ranem, to dziewczyna siedząca przy biurku wydawała się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Wręcz przeciwnie, z jeszcze większym zawzięciem wpatrywała się w monitor komputera, klikała coś na klawiaturze i myszce.
- Dawaj - mruknęła do siebie - Dawaj, dasz radę. Jeszcze tylko chwila i.... KURWA!
 Odchyliła się na krześle i westchnęła ciężko. Chyba granie o tej porze nie było najlepszym pomysłem, szczególnie biorąc pod uwagę, że to była już któraś z kolei noc, podczas której kładła się bardzo późno spać. Zmęczenie coraz bardziej dawało o sobie znać w postaci samoistnie zamykających się oczu, czy coraz częstszego ziewania.
- Dobra, kończymy to i idziemy spać - burknęła pod nosem i ponownie nachyliła się nad klawiaturą, chcąc w końcu zakończyć mecz.
 Gdy się to udało jeszcze przez kilka minut przyglądała się swoim statystykom, wyświetlanych na ekranie podsumowującym cały mecz. Choć nie poszło jej jakoś tragicznie to nie był to na tyle dobry wynik by choć myśleć wygranej w mistrzostwach świata w Leauge of Legends. Tak, była jedną z niewielu dziewczyn, którym udało się zaistnieć na na arenie e-sportowej, która jeszcze do niedawna była całkowicie zdominowana przez mężczyzn. Niektórzy patrzyli na nią nieprzychylnym okiem, lecz ona miała to gdzieś.
 Teraz jedyne co ją obchodziło to łóżko i porządna dawka snu, której od tak dawna nie zaznała. Dlatego wyłączyła komputer, wstała z krzesła i legła na łóżko, stojące kilka metrów dalej. Nie przejmując się faktem, że jest w ubraniu, ani tym, że się jeszcze nie myła, po prostu zwinęła się w kłębek i ledwo okryła się kocem, który służył za narzutę. Nawet nie zorientowała się kiedy zasnęła. 
***
 Obudził ją dźwięk dzwonka w jej telefonie. Na początku chciała go zignorować, ale osoba dzwoniąca chyba nie zamierzała się poddać, bo gdy za pierwszym razem nie odebrała, ponownie zadzwoniła. Dziewczyna stęknęła po czym podniosła się do siadu i sięgnęła po telefon leżący na szafce nocnej.
- Halo? - spytała zaspanym głosem, rozcierając zaropiałe od snu oczy.
- Avril, czas wstawać. - po drugiej stronie usłyszała głos swojego taty.
- Tato, jest... - zerknęła na zegar - jedenasta! Wiesz, że ja o tej porze śpię. - ponownie położyła się na łóżku, wtulając się w poduszkę.
- Wiem, ale życie jako profesjonalny gracz  może być męczące, ale wstawaj już moja droga. Obiecałaś mi coś, czyż nie?
- Niby tak, ale tato, nie mogę tego załatwić tak za.... jakieś pięć godzin? Chcę jeszcze spać.
- Nie, za godzinę chce cię widzieć u siebie jasne? - Avril mruknęła coś tylko w odpowiedzi - Grzeczna dziewczynka. - po tych słowach rozłączył się.
 Dziewczyna jeszcze przez chwilę leżała na łóżku nawet się nie ruszając, ale w końcu wstała i zaczęła się ogarniać. Wzięła z szafy pierwsze lepsze ciuchy, w które uznała za wygodne, po czym udała się do łazienki i szybko się w nie przebrała. Użyła jeszcze antyperspirantu i już miała wyjść, lecz spojrzała w lustro.
 Jej brązowe włosy wyglądały jak wielka kula kłaków, poplątana na każdy możliwy sposób. Prócz tego  pod jej oczami było widać wory. Widząc w jakim stanie się znajduje jęknęła przeciągle, po czym zabrała się za doprowadzenie się do akceptowalnego przez nią stanu. Szybko i miarę dokładnie wyszczotkowała włosy, choć nie obyło się bez wyrwania całej ich garści. Umyła jeszcze twarz i nałożyła niewielką ilość podkładu na wory pod oczami, by choć trochę je zasłonić.
- No, w końcu nie wyglądam jak chodzący trup - powiedziała do siebie, po czym ruszyła w stronę wyjścia z mieszkania.
 Jednak zanim tam dotarła pogłaskała swojego współlokatora, szarego kota o imieniu Cheshire. Zwierzak kręcił się jeszcze koło niej gdy zakładała buty i zabierała swój motocyklowy kask.
- To pa Cheshire, niedługo wrócę - krzyknęła Avril, gdy wychodząc z mieszkania, lecz nie doczekała się odpowiedzi. Z resztą nawet na nią nie czekała.
 Zamiast tego pobiegła schodami na parter i wyszła przed blok. Przez chwilę zasłaniała oczy przed słońcem, które akurat wyszło zza chmur, po czym rozejrzała się po okolicy.
 Niedaleko przechadzała się jakaś para z dzieckiem, a na ławce niedaleko niej siedział jakiś potwór, przypominający ducha albo wróżkę ze skrzydłami i czułkami. Tak, w tamtym zdaniu nie ma żadnego błędu czy pomyłki.
 Potwory to rasa, która pięć lat temu wyszła spod góry Ebott, po kilku stuleciach bycia zamkniętym pod nią. na początku ludzie nie pałali do nich zbytnią sympatią, z resztą z wzajemnością. Lecz po pewnym czasie zdali sobie sprawę, że obie strony mogą sobie nawzajem pomóc, i że nie różnią się tak bardzo o siebie (przynajmniej jeżeli chodzi psychikę i uczucia). Choć ogromnej liczbie osób, na początku bardzo trudno było zaakceptować nowych sąsiadów, to po pewnym czasie przywykli do nich oraz ich magi. Potwory otrzymały takie same prawa co ludzie, a niechęć do nich była na poziomie obecnego rasizmu w stosunku do innych kolorów skóry u ludzi.
- Cóż, dobrze, że inni potrafią się cieszyć słońcem - mruknęła do siebie, ostatni raz spoglądając na wygrzewającego się potwora.
 Nie czekając już dłużej poszła w stronę parkingu, niedaleko jej bloku. Stał tam jej motocykl na którego od razu wsiadła. Założyła swój kask, po czym odpaliła maszynę i ruszyła.
 Jazda zajęła jakieś dwadzieścia minut, jednak jej pierwszym celem, nie było miejsce pobytu jej taty. Była nim księgarnia, w której zamówił sobie kilka książek. Dalej nie wiedziała, czemu sam nie mógł ich odebrać, ale jak już obiecała zrobić to za  niego, to postanowiła obietnicy dotrzymać.
 Dlatego, po zaparkowaniu i zdjęciu weszła do księgarni. Przywitał ją kojący zapach książek oraz dźwięk dzwonka powieszonego nad drzwiami.
- O Avril, miło cię widzieć - zza kasy wychyliła się kobieta w podeszłym wieku.
- Panią również, pani  Medson - dziewczyna uśmiechnęła się w stronę kobiety i podeszła do niej - Są może książki, które mój tata zamówił?
- Tak, wczoraj przyszły. A co? Ojciec nie może przyjść i ich sam odebrać?
- Najwyraźniej, wie pani jaki on jest. Ciągle w pracy, aż siłą go trzeba z niej wyciągać.
- Podobnie jak ciebie dziecko - mówiąc to kobieta sięgnęła po sporą paczkę leżącą za ladą i z widocznym trudem, położyła ją na nim.
- Widać mam to po nim - Avril przyjęła paczkę, szybko ją oglądając - Za płaco już?
- Tak, nie musisz się tym martwić.
- W takim razie do widzenia. Muszę już uciekać, bo tata oberwie mnie ze skóry, jeżeli mu tego zaraz nie dostarczę.
- Dobrze, jedź ostrożnie moje dziecko.
 Dziewczyna tylko skinęła głową po czym wyszła z księgarni, razem z paczką. Pamiętała jak jako dziecko często przychodziła tu z ojcem, po coraz to nowe książki, które obje uwielbiali. Pani Madson pracowała w tej księgarni od kiedy pamiętała i była bardzo miła, więc nie było się co dziwić, że szybko podłapała kontakt ze starszą panią.
 Gdy dotarła do motoru zapakowała paczkę do małego bagażnika, po czym założyła swój kask i ruszyła w dalszą drogę.  Na szczęście cel jej podróży nie znajdował się daleko, bo zaledwie pięć minut jazdy od księgarni.
 A był nim park naukowo-technologiczny, mieszczący się na przedmieściach miasta. Był to ogromny teren z wieloma budynkami, w których opracowywano nowe technologie. Uważano, że to jedno z najlepszych miejsc tego typu na całym świecie. Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że pracowało tam kilkunastu potworzych naukowców i inżynierów.
 Właśnie w tym miejscu od 25 lat pracował jej ojciec. Był uważany za jednego z lepszych inżynierów w kraju i opracował wiele innowacyjnych technologi. Często zabierał tu swoją córkę gdy była młodsza, więc była ogólnie znana lub kojarzona wśród jego współpracowników. Nie przeszkadzało jej to, ale z biegiem lat coraz rzadziej odwiedzała to miejsce, ale raczej z baraku czasu, niż z niechęci do tego miejsca.
 Dlatego gdy zaparowała motor i wyciągnęła paczkę z bagażnika domyślała się gdzie powinna się udać. Pracownia, a zarazem swego rodzaju laboratorium jej ojca, znajdowało się w dużym budynku niedaleko parkingu przy, którym zaparkowała.
 Gdy tylko przekroczyła drzwi tegoż budynku została przywitana przez recepcjonistę  o imieniu Mark.
- Cześć Avril, co tu robisz?
- Nic szczególnego, tata prosił mnie bym dostarczyła mu kilka książek. Wiesz gdzie mogę go znaleźć? - spytała kładąc paczkę na podłodze, gdyż pakunek zaczynał jej już ciążyć.
- Powinien być u siebie, tylko uważaj od niedawna ma nowego współpracownika.
- Serio? Kto to taki?
- Na imię ma Gaster, straszny gościu. Jest potworem i od razu ci radzę, trzymaj się od niego z daleka. Jest straszny.
- Wiesz, teoretycznie potwory powinny takie być. - zaśmiała się, podnosząc paczkę z ziemi - No nic, ja muszę już iść. Do zobaczenia, kiedyś.
- Pa.
 Po pożegnaniu się z Markiem udała się na pierwsze piętro gdzie była pracownia jej ojca. Gdy znalazła się przed jej drzwiami, zapukała, po czym nie czekając na odpowiedź, otworzyła je i weszła do środka. Pomieszczenie było bardzo duże i dobrze oświetlone. Stało w nim wiele stołów, na których znajdowało się mnóstwo różnych urządzeń i komputerów.
- Tato? - zawołała kładąc paczkę na jednym ze stolików - Jesteś tu? - Jednak nikt jej nie odpowiedział. - Nah, pewnie na chwilę wyszedł.
 Przez kilka kolejnych minut czekała na niego, jednak w końcu zaczęła się niecierpliwić, więc wyciągnęła  telefon, by napisać do taty, że czeka na niego. Lecz w trakcie pisania sms'a usłyszała jak ktoś otwiera drzwi.
- Kim jesteś? - do jej uszu dobiegł czyjś niski i ewidentnie niezadowolony głos.
 Szybko podniosła głowę znad telefonu i spojrzała na osobę, która weszła do pracowni. Mocno zdziwiła się gdy zobaczyła potwora. Choć na pierwszy rzut oka przypominał on człowieka, to szybko dochodziło się do wniosku, że tak nie jest. Jego głowa wyglądała jakby została w całości wykonana z kości. W dwóch oczodołach, tliły się czerwone punkty, które wydawały się przeszywać ją na wskroś. Od  każdego z jego„oczu” odchodziło głębokie pęknięcie idące w dół. Podobne znajdowało się na górze jego głowy. Potwór ubrany był w czarne spodnie, buty i długi płaszcz w tym samym kolorze. Pod nim miał czerwony golf, a na szyi szalik o tej samej barwie.
- Jestem córką doktora Evansa. Miałam mu dostarczyć kilka książek. - odparła z uśmiechem.
- Rozumiem, w takim razie idź już. Przekażę doktorowi te książki doktorowi.
- Nie trzeba, sama to zrobię. Tak czy siak chciałam jeszcze porozmawiać z tatą.
- W takim razie wyjdź stąd - warknął potwór, podchodząc w stronę dziewczyny na parę kroków - Nie życzę sobie, byś tutaj była.
- Z tego co wiem to nie pańska pracownia - skrzyżowała ręce na piersi. - Dlatego nie może mnie pan stąd wygonić.
- Owszem mogę. Od pewnego czasu to również moja pracownia, więc radzę ci ją opuścić, chyba, że chcesz bym wezwał ochronę.
- Nie będzie to konieczne doktorze Gaster - nagle za plecami potwora rozległ się znajomy głos.
- Cześć tato! - przywitała się  gdy zobaczyła swojego tatę wchodzącego do pracowni.
- Witaj córeczko, miło cię widzieć - odparł mężczyzna uśmiechając się do córki, lecz po chwili zwrócił się do stojącego obok niego potwora - Przepraszam za brak uprzedzenia z mojej strony. Powinienem był wcześniej powiedzieć, że moja córka może tu przyjść.
- Tsk, nieważne - Gaster prychnął pod nosem, po czym udał się w głąb pracowni - tak czy siak miałem wracać do pracy.
- W takim razie nie będziemy panu przeszkadzać. Choć Avril.
 Po tych słowach mężczyzna wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyna obrzuciła Gastera ostatnim spojrzeniem po czym dołączyła do swojego ojca.
- Masz wyjątkowo... miłego współpracownika- powiedziała z sarkazmem.
- Wiem, nie przejmuj się nim. On taki po prostu jest. Ale nie można odmówić mu ogromnego geniuszu.
- Niby tak, ale ty też jesteś geniuszem, a nie zachowujesz się jak cham.
- Cóż ludzie, jak i potwory bywają różni. Ale to teraz nieważne. Dziękuję, że dostarczyłaś mi te książki. Sam nie miałbym kiedy ich odebrać. Mam masę pracy
- Powinieneś robić sobie wolne tato, zapracujesz się - dziewczyna położyła mu rękę na ramieniu i uśmiechnęła się nieznacznie.
- Przyganiał kocioł garnkowi. Sama powinnaś robić sobie czasami wolne.
- Wiem, ale muszę ćwiczyć i stremować. Wbrew pozorom moja praca jest bardzo wymagająca.
-Wiem skarbie, wiem. Więc co ty na to, byśmy sobie jutro zrobili wspólnie wolne i poszli coś razem zjeść do naszej ulubionej restauracji? Dawno tego nie robiliśmy.
- Czemu nie? Może spotkajmy się na miejscu o 14. Będziemy mogli spokojnie porozmawiać.
- Bardzo dobry plan - na twarzy mężczyzny pojawił się szeroki uśmiech - No nic, ja wracam do pracy. Do jutra córeczko.
- Do jutra.
 Na pożegnanie, przytuliła się do taty, który od razu oddał gest. Po chwili odsunęli się od siebie. Mężczyzna pomachał jeszcze córce na pożegnanie, po czym zniknął za drzwiami swojej pracowni. Gdy została sama, niespiesznie udała się w stronę wyjścia.
Share:

13 grudnia 2017

Undertale: Nie ma we mnie nic nadzwyczajnego - Rozdział VI


Notka od autora: Jest to opowieść sans x reader. Wcielasz się w osiemnastoletnią, przy-gotującą się do matury licealistkę plastyka. Mimo swojej z zewnątrz ciepłej i kochanej osobowości, tak na prawdę jesteś osobą z niską samooceną oraz mocno niestabilną psychicznie . Zawsze przyklejasz sobie łatki silnej, niezależnej i bardzo zdystansowanej do samej siebie, śmiejesz się z każdej obelgi gdzie bardzo, bardzo głęboko wszystko przeżywasz. Ubierasz się tylko i wyłącznie na czarno i nosisz sporo  kolczyków. Czyli w skrócie babcie na ulicy często odmawiają zdrowaśki jak cię widzą. Jesteś bardzo sceptyczna więc nie małe było twoje zdziwienie gdy na ulicę twojego miasta zawitały potwory. Jednak żyłaś sobie dalej mając to w sumie gdzieś, jak większość rzeczy otaczających cię. Jednak co się stanie gdy w środku nocy zawita do ciebie mały, pokiereszowany i nieprzytomny szkielecik? Który za wszelką cenę będzie próbował zmienić twój pogląd na świat?
Autor: strzzalka12

Spis treści:
|
(obecnie czytany) |


Szłaś samotnie przez ciemny las. Każde drzewo wyglądało jak by chciało chwycić ci swoimi gałęziami, rozszarpać na małe kawałeczki i wrzucić do swojej ciemnej dziupli przypominającej paszcze. Byłaś w cienkiej białej koszuli nocnej, mimo iż było chłodno to nie odczuwałaś zimna. Odetchnęłaś z ulgą, gdy ujrzałaś światełko przed sobą, świadczące o końcu tego przeklętego miejsca, przyśpieszyłaś kroku. Nagle usłyszałaś za sobą niepokojący szelest i ciężkie pomruki. Przyśpieszyłaś kroku pozwalając by koniec bandaża na twojej nodze szurał na podłożu brudząc się w ziemi. Odgłosy za tobą stawały się coraz głośniejsze. Odważyłaś się odwrócić, zdębiałaś, gdy dostrzegłaś twarz twojego ojca. Wielka postać goniła cię wystawiając w twoją stronę swoje obrzydliwe szpony. Zaczęłaś uciekać, lecz wyjście z lasu coraz bardziej się od ciebie oddalało. Czułaś, że twój własny oddech zaczął ci ciążyć. Mężczyzna dogonił cię, zrywając z ciebie ubranie. Pod wpływem jego siły przewróciłaś się na ziemię. Twoje nagie ciało wybrudzone było w błocie a postać przygwoździła cię do ziemi. Czułaś jak jego ślina kapie ci na twarz. Chciałaś się wyrwać jednak powstrzymywał cię jego silny uścisk. Przybliżył usta do twojego ucha i usłyszałaś bardzo znajome ci słowa, głosem, którego tak nienawidziłaś.
-Nie bój się córeczko, to zostanie pomiędzy nami.
Nagle ziemia pod tobą się zapadła i twój policzek spotkał się z twardą podłogą. Podniosłaś się powoli czując bardzo ostry ból w kostce. Rozejrzałaś się, wokół leżało kilka twoich pudeł których wczoraj nie zdążyliście wypakować. To znowu ten sen, jak żaden twój sen nie jest nigdy taki sam to ten powtarza się notorycznie. Mimo że robisz co w swojej mocy by odgonić wspomnienia związane z twoim ojcem, to ona i tak powracają. Cieszyłaś się, że ból w kostce sprawił, że szybko otrzeźwiałaś. Jednak ten sen sprawiał, że czułaś się brudna. Nie przeżywałaś go już tak bardzo jak kiedyś, nauczyłaś się z tym żyć. Jesteś silna, zawsze byłaś, tak jest dobrze. Gdy twój ojciec zmarł, przysięgłaś sobie, że zabierzesz tę tajemnicę do grobu. Chciałaś się ruszyć, jednak nagła fala bólu przeszyła twoje ciało.
-Kurwa mać! -Stęknęłaś. Pewnie te cukierki przestały działać, dziwne, bo wczoraj nie miałaś żadnego problemu z pójściem do łazienki. Spróbowałaś znowu, podparłaś się rękami o łóżko i z całej siły starałaś się podnieść. Co też nie wyszło i poskutkowało ponowną falą bólu.
-Ngh! -Znów stęknęłaś starając się nie krzyczeć za głośno. Nie chciałaś budzić Sansa, nie wiedziałaś do jak późna przeglądał to pyszne.pl. Położyłaś głowę na łóżku, resztą ciała nadal siedząc na podłodze. Przez chwilę myślałaś, że może by spróbować zasnąć w tej pozycji, jednak zdałaś sobie sprawę, że na pewno nie zaśniesz po tym śnie. Postanowiłaś więc sobie porozmyślać. Jeszcze tak naprawdę nie przywykłaś do sytuacji, w której się znalazłaś. Zaledwie trzy dni temu byłaś normalną aspołeczną dziewczyną plastykiem. A teraz? Mieszkasz u szkieleta który jest twoim idolem, bo twój nowy dom spłoną w nieznanych okolicznościach. Zaczęłaś się zastanawiać czy zaspokajanie twojej dziennej dawki fandomu będzie miało jakikolwiek sens, jak obiekt twojego uwielbienia jest zaraz obok. Tak oto siedząc w nieruchomej pozycji by uniknąć bólu, wpadłaś na pewien bardzo zły, ale wspaniały pomysł. A może by skorzystać z tego, że jest tak blisko i samemu sobie stworzyć materiały do fandomu? Tak to jest dobry pomysł, tylko kiedy? Chyba będziesz musiała czekać aż kostka ci się zupełnie zagoi. A może będzie okazja wcześniej? Hmm... zamknęłaś oczy w zamyśleniu. Muszę wyczekiwać dobrej okazji, tylko ciekawe jak bardzo Sans będzie chciał mnie zabić jak by się o tym dowiedział. Tylko czy mój aparat w telefonie jest wystarczająco dobry, żeby uchwycić jego piękne, szkielecie ciało w pełnej okazałości. Może by wystawić kamerę w łazience przed tym jak pójdzie pod prysznic? Kurczę... czuję, że to zmienia się w niezdrową obsesję... jestem okropna. Uśmiechnęłaś się pod nosem wyobrażając sobie jego zawstydzoną i wkurzoną w jednym minkę. To by było mega urocze. Jednak czujesz, że ciągłe wystawianie Sansa na próby nie skończy się dobrze. W końcu on też jest facetem i myśli jak facet. Ciekawe czy również ma swoje męskie potrzeby. Stwierdziłaś, że musisz kiedyś przeprowadzić dotyczące tego śledztwo. Przez te przemyślenia jednak znów odpłynęłaś do krainy Morfeusza, śpiąc w nienaturalnej pozycji. Tym razem śniłaś o nagim Sansie pod prysznicem
SANS
Szkielet leniwie otworzył oczy irytując się złośliwymi promieniami słońca głaskającymi go po policzkach. Chwycił za telefon sprawdzając godzinę.
-13... -Powiedział do siebie. Leniwie stoczył cielsko z łóżka i poszedł w stronę kuchni, chwiejąc się na boki. Gdy był obok twojego pokoju, postanowił do niego zajrzeć. Zapukał i delikatnie otworzył drzwi. Uśmiech sam cisną mu się na usta, gdy zobaczył ciebie siedzącą na podłodze z głową na rękach i na łóżku. Zastanawiał się czy on byłby w stanie zasnąć w tej pozycji. Podszedł do ciebie starając się nie tupać za bardzo swoimi kościstymi stopami. Uklękną obok ciebie i odgarną ci włosy z twarzy, analizując każdy jej element. Stwierdził, że jesteś naprawdę ładna. Te kolczyki bardzo ci pasowały. Dwa w wardze, jeden w brwi, jeden w nosie i całe mnóstwo w uszach, gdzie pierwsze dziurki zdobiły na oko jednocentymetrowe tunele. Spojrzał na twoją zabandażowaną kostkę. Pomyślał, że jak się obudzisz to pewnie będzie cię nieźle nakurwiać. Wrócił więc do kuchni, przyniósł czekoladowego, potworzego cukierka i położył go na stoliku nocnym obok łóżka. Spojrzał się jeszcze na ciebie, ukląkł obok i położył głowę obok twojej, nadal obserwując twoją twarz. Sam się zastanawiał dla czego aż tak ci pomagał. Czuł z tobą jakąś dziwną więź, jak byście w innej linii czasu już się spotkali. Jednak nie wydawało mu się to możliwe, gdyż po wyjściu na powierzchnie dzieciak obiecał już nigdy nie resetować. Sam nie miał pojęcia co o tym myśleć, ale wydajesz mu się taka sama jak on. Na zewnątrz silna i zawsze uśmiechnięta a w środku wrażliwa i płaczliwa. Właśnie to chyba jest powodem jego dziwnej chęci do pomocy ci. A poza tym, lubił się. Mimo że znał cię bardzo krótko to ma wrażenie, że znacie się już kilka lat. Chciałby żebyś mu zaufała, z niewiadomych przyczyn bardzo mu na tobie zależy. Chciałby wiedzieć w jaki sposób nabawiłaś się swojej choroby, co przeszłaś i dla czego jesteś taka zamknięta w sobie. Gdy patrzył się na twoją twarz, jego powieki powoli opadały. Po chwili zasną z głową obok twojej.
TY
Powoli podniosłaś powieki. Twoją i Sansa twarz dzieliło jakieś pięć centymetrów. Zanim ogarnęłaś co się dzieje, odruchowo odskoczyłaś, boleśnie zginając skręconą kostkę. Ostry ból przeszył twoje ciało, dawno nie czułaś aż tak ostrego bólu. Niekontrolowanie krzyknęłaś i poczułaś, jak łzy zbierają ci się w kącikach oczu. Szkielet od razu się obudził zrywając się do pozycji prostej.
-Dziecino? -Dopiero potem ogarnął, że łzy ciekną ci po policzkach. Od razu doskoczył do ciebie. -Kostka?
Pokiwałaś lekko głową nie mogąc z siebie nic wykrztusić przez ciągle trzymający cię ból. Potwór wziął cukierka z szafki i podał ci go.
-Masz będzie ci lepiej.
-Dz ... dzięki. -Zdołałaś wydukać. Wzięłaś cukierka i drżącą ręką włożyłaś go do ust. Po kilku ruchach szczęką ból powoli przechodził.
-Lepiej?
-Tak, o wiele. Dzięki Sans. -Uśmiechnęłaś się czule.
-Nie ma za co. -Także się uśmiechną i poczochrał cię. -Um ... przydałoby się, żeby znowu twoją kostkę nasmarować maścią. Wtedy szybciej się zagoi. Mogę? -Wyciągną ręce w stronę kostki.
-Jasne.
Szkielet zdjął delikatnie bandaż uważając by cię nie urazić. Jego twarz wygięła się w grymas bólu.
-Co jest? -Zapytałaś się zaciekawiona.
-Strasznie puchnie, może by lepiej pojechać do szpitala. Żeby zrobili ci prześwietlenie i założyli gips albo jakiś stabilizator.
-Ja nie wiem... zdaje się na ciebie.
Szkielet wypuścił z rezygnacją powietrze. -Ok... -Po czym poszedł po bluzę, okrył cię nią i wziął się na księżniczkę.
-Co ty?!
-Spokojnie, zabieram cię do szpitala.
-Ale teraz? W pidżamie?
-Yup.
-Popierdoliło cię?
-Spokojnie, właśnie dla tego okryłem cię bluzą. Poza tym masz przecież spodnie i bluzkę. Kto by pomyślał, że to pidżama.
-Eh...
-Nie marudź. Trzymaj się.
-Zaraz co... -Nie zdążyłaś dokończyć, bo poczułaś dziwne uczucie w żołądku, gdzie wszystko przed oczami zaczęło ci się rozpływać. Miałaś wrażenie, że zaraz zwrócisz. Nagle znaleźliście się za budynkiem miejscowego szpitala.
-Wybacz, że tak... dziecino? Wszystko dobrze?
-Taa... daj mi chwilę... teleporty mi nie służą... w ogóle to to było zajebiste, ale pozwól, że pozachwycam się jak moje wnętrzności będą już na swoim miejscu.
-Nie ma sprawy.
-A tak w ogóle... ekh... -Jeszcze troszkę było ci niedobrze. -Nie jestem ciężka?
-Nie. Wcale.
-To zabrzmiało jak sarkazm.
-Pfff... nie jesteś ciężka. Może być?
-Tak.
-Już ci lepiej?
-No ... chyba tak.
Czekałaś w poczekalni, gdy Sans rozmawiał z ekspedientką. Wziął od niej jakąś karteczkę i podszedł do ciebie.
-Serio Sans, jestem dorosła. Poradziłabym sobie.
-Dobra, dobra. Już widziałem twoją zaradność. Poza tym czuję się za ciebie odpowiedzialny.
-Ocho, cho. A to dla czego?
-Bo jestem starszy.
-Pff... o rok? Dwa?
-Dokładniej to osiem. Mała osiemnastko.
-Co?!
-Zdziwiona?
-Pedofil...
-Co? -Zaśmiał się Sans. -Przecież nic ci nie robię. Poza tym. -Trącił cię w ramię, mrugając oczodołem. -Jesteś już legalna.
-Pff.
-Nie znasz dnia ani godziny. -Uśmiechną się przebiegle, znów biorąc cię na ręce. -Pani doktor odesłała nad do gabinetu sto trzy.
-Ok.
Weszliście po schodach, skręciliście w korytarz i stanęliście przed docelowym gabinetem. Szpital był wyjątkowo pusty, było sporo ludzi, ale nie było tłumów. Szkielet zapukał i weszliście do środka.

Sans niósł się przez wyjście ze szpitala. Okazało się, że kostka jest po prostu mocno skręcona i został ci założony gips. Poszliście za budynek by przenieść się do domu.
-Gotowa?
-Tak.
Znów poczułaś to samo nieprzyjemne uczucie i znalazłaś się w domu Sansa.
-Wszystko dobrze?
-Taa, teraz byłam na to przygotowana, więc nie jest tak źle.
Potwór położył cię na kanapie i siadł obok.
-Oglądamy Mettatona? -Rzucił
-Oglądamy Mettatona.
Siedziałaś jak oczarowana oglądając odcinki twojego ulubionego show. Sans siedział obok, leniwie gapiąc się w ekran telewizora. Odwrócił na ciebie wzrok zauważając, że powoli przechylasz się do przodu, zbliżając głowę do ruchomego obrazu. Zaśmiał się i podtrzymał cię ręką.
-Hej, nie wychylaj się tak bo polecisz do przodu.
-Dobrze mamo. -Wywróciłaś oczami.
-Ej, nie moja wina, że jesteś łajzą i trzeba cię pilnować na każdym kroku.
-Wcale nie. -Zrobiłaś minę obrażonego szczeniaczka.
-Dobrze, dobrze. -Popacał cię po głowie. Nagle jego telefon zawibrował ze stolika obok. Sans chwycił urządzenia magią i włożył sobie do rąk.
-Serio?
-Co?
-Miałeś go jakieś pół metra obok.
-O pół metra za dużo.
-Leniwa kupa kości...
-Łajza z koordynacją ruchową kulawego leniwca z wodogłowiem i stwierdzonym autyzmem.
-Już to mówiłeś.
-Ty też.
-Pieprz się...
-Och mam sam się pieprzyć? A może się przyłączysz?
-Ugh. Idę stąd. -Już miałaś wstać, jednak przypomniałaś sobie o gipsie na twojej nodze. -Albo jednak nie...
-Nie uwolnisz się ode mnie skarbie. -Stwierdził Sans sprawdzając SMSa. Po chwili zdębiał i spojrzał się na ciebie przerażonym wzrokiem.
-Co jest?
-Twoja mama przychodzi jutro prawda?
-Nom.
-W tym samym czasie przychodzi Papyrus.
-Ou... A Papyrusa kuchnia jest...
-Tak...
-Oj...
Share:

12 grudnia 2017

Opowiadanie; Nigdy nie dowiemy się co czuła

- Na pewno była nieszczęśliwa
Powiedziała jedna kobieta do drugiej.
- Przecież zawsze wydawała się taka radosna.
Odpowiedziała druga.
- Pozory mylą, może miała jakieś problemy.
- Słyszałam że często piła, ale nigdy przecież sama i zawsze się śmiała.
- Może była naćpana?
- Nigdy nie brała żadnych narkotyków.
- Szkoda jej, była taka piękna i młoda.
- Co się dzieje z tym światem, że nawet takie osoby robią coś takiego.
- Raczej nigdy nie dowiemy się co tak naprawdę czuła.
Mężczyzna stojący najbliżej trumny spiorunował je wzrokiem sprawiając, że te momentalnie ucichły. Dobrze znał dziewczynę wewnątrz niej, nawet martwa wydawała się taka ciepła i pogodna, zawsze miła, radosna i pomocna, a jednak leżała tam, bez życia z prawie niewidocznym spod farby śladem po sznurze na drobnej i bladej szyi. Farba nieco ukrywała jej zawsze widoczne jasne żyły na rękach i dekolcie w których jeszcze niedawno płynęła ciepła krew. Sprawiała również, że zawsze blada skóra nabrała nieco ciemniejszego, wręcz nienaturalnego dla niej koloru skóry. Sine usta przysłaniała różowa szminka której nigdy nie używała, a zamknięte i zamglone przez śmierć oczy zdobił jasno-brązowy cień. Jej kruche ciało otulała prosta czarna sukienka i biały materiał wewnątrz trumny. Przy chudej i delikatnej dłoni leżała zaschnięta róża, równie martwa co ona, a jej ciemne farbowane włosy leżały równo ułożone i wyczesane wokół jej głowy. Wydawała się być karykaturalną wersją siebie. Zbyt delikatna i krucha, zbyt straszna, zbyt martwa, żeby mogła być sobą. A jednak on wyobrażał sobie jak wstaje, wychodzi z trumny i śmiejąc się ze wszystkich mówi, że to tylko żart. Wmawiał to sobie tak długo aż w końcu prawie sam uwierzył, że dziewczyna za chwilę tak zrobi. Jednak w głębi duszy wiedział, że ona nic już nie zrobi, że jej ciało zostanie zamknięte w tej ciemnej trumnie na wieki, aż nie zostanie pożarte przez czas a wszyscy zebrani w kościele całkowicie zapomną o jej istnieniu. Wyrzucą ją jak niepotrzebną stronę w książce zapisanej ich historiami, oraz ich życiem. Bo przecież kogo interesuje jedna nic nie znacząca dziewczyna, która powiesiła się wypełniona smutkiem i żalem wynikającym z niewiadomych dla nich rzeczy. "Nigdy nie dowiemy się co czuła" powiedzą. Faktycznie, oni nigdy nie dowiedzą się co czuła, jednak on wiedział, że nie czuła nic i to dlatego się zabiła. Nie potrafiła wytrzymać w tak pełnym świecie, będąc tak pustą w środku, będąc bardziej martwą niż była w tej chwilii. Teraz przynajmniej była ze wszystkimi szczera, była martwa, tylko, że teraz naprawdę nie żyła, a on stał nad jej grobem zastanawiając się czy do niej nie dołączyć. Ponieważ on nie był pusty, ponieważ on nie był nartwy.
Autor: Wiktoria K
Share:

Moje OC - PolskaRainbow - Elizabeth Gordon

Autor: Polska Rainbow
OC jest jak najbardziej żywa

Fandom: opowiadanie własne
Imię: Elizabeth
Nazwisko: Gordon
Wiek: 17 lat
Rodzina:
 > Matka - Halo Gordon
 >Ojciec - Jack Gordon
 > Starsza siostra - Eley Gordon
 > Młodsza siostra - Ginny Gordon


W tym "uniwersum" muzyka ma charakter magii, a im więcej pasji jest w nią wkładane, tym jest silniejsza. Całokształt jest nadal rozwijany i może ulec zmianom.

Elizabeth to młoda dziewczyna ucząca się w jednej z lepszych szkół w mieście. Gra na keytarze i wraz z młoszą siostrą i dwiema przyjaciókami tworzy nieduży zespół. Jej starsza siostra gra z kolei w Orkiestrze. Orkiestry są rzadkością, ze względu na niedużą liczbę Drygentów - osób zdolnych do użycia muzycznej magii przez użycie nawet patyka i grupki nienajlepszych muzyków.

Elizabeth zawsze jest pełna entuzjazmu i gotowa to próbowania nowych rzeczy. Zawsze chętnie pomaga nowym uczniom w szkole. Nie lubi dotykania jej bez powodu. Łatwo się irytuje. Kocha gumę balonową.


I nie - ona nie ma tak wysoko położonych uszu. Zwyczajnie nie używa tych słuchawek do słuchania muzyki.


Share:

11 grudnia 2017

Undertale: Gra w kości -Dzięki, że poszedłeś ze mną [The Skeleton Games - Fangs for coming with me] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Wyłączyłaś właśnie piłę łańcuchową, wcześniejsza grupa zwiedzających wyszła. Ta noc mija długo. Wywiad z potworami pracującymi w nawiedzonym domu zadziałał naprawdę dobrze. Do miasta Ebott nagle zaczęli ściągać turyści spragnieni widoku nowych potwornych obywateli, no i to dosłownie jedyna okazja, aby zapłacić za możliwość bycia przestraszonym i stanięcia twarzą w twarz z jednym. Bilety dawno wyprzedane, więc kasjerzy musieli dorabiać ręcznie nowe z numerami.
-Tsk – cmoknął przez zęby rozglądając się za kolejną grupą – Nie wiem po co tutaj przyszli, skoro nawet nie mówią po polsku* - marudził podchodząc do swojej góry kości.
-Daj spokój Czacho. Chcieli cię tylko zobaczyć – podniosłaś piłę i wróciłaś na miejsce za drzwiami
-Nie jestem od oglądania tylko od straszenia. - warknął opierając się o dekorację.
-Jesteś zły, bo nie możesz mówić kawałów jeżeli nie znają polskiego
-Jestem wkurwiony bo traktują mnie jak pierdolone zwierzątko w zoo
-Ej, ja bym zapłaciła za wejście do majestatycznego szkieleciego zwierzęcego zoo
-A ja bym nawet nie chciał na to spojrzeć. - nadstawiłaś ucha czekając na krzyki i kolejną grupę
-Tylko wyobraź sobie Czacho. Przywitajcie niezwykłego szkieleta żywiącego się musztardą. Za pomocą magii może zmienić całe mieszkanie w wysypisko śmieci w zaledwie tydzień!
-Po prostu nie znasz się na sztuce – zaśmiał się cicho.
-No i żre porno
-Z-zamknij się... Nie jem tego normalnie! To tylko raz!
-O raz za dużo.
-Ah tak? A co z tobą? Przywitajcie zwariowaną debilkę, która śpiewa piosenki z gier jak idiotka w środku pierdolonej nocy.
-Zaraz... słyszałeś? - zaczął rechotać.
-Robisz za każdym razem nawet „dzyń” na końcu
-To dobra piosenka! Nie może wyjść mi z głowy!
-Śpiewasz ją od dwóch tygodni i sam znam już przez ciebie ją w całości
-Ah tak? A ja znam twoje głupie metalowe utwory, choć nawet nie lubię tego gatunku.
-Przyznaj, że poszerzam twoje horyzonty- Z korytarza dobiegł śmiech i natychmiast oboje zamilkliście. Nadchodząca grupa była całkiem głośna jak na ludzi w Nawiedzonym Domu. Pewnie to jedni z tych, których łatwo się nie przestraszy. Lecz nie znaczy, że na nich nie ma haka. Oboje weszli do pokoju. Dwóch chłopaków i dziewczyna
-Jasna cholera, przestraszyłaś się tamtego gościa!
-Nie, to nie prawda. Wiedziałam, że w tamtym obrazie jest gość
-Haha widziałem, jak odskoczyłaś ze strachu
-Straciłam na chwilę równowagę, to tyle!
-Boże, nie wierzę, że coś takiego cię przestraszyło!
-Mówiłam przecież, że nie! - Szli przez pomieszczenie nie rozglądając się. Czekałaś, aż miną kilka nagrobków nim wyłączysz im latarkę. Zatrzymali się, nie chcieli poruszać się w miejscu jakiego nie znali, w dodatku nie widząc nic przed sobą
-Cholera, popsuła się
-Dlaczego dają nam latarki, skoro nie wymieniają w nich baterii?
-Nie, mi się wydaje, że wyłączyli ją celowo, czytałem o takich miejscach w internecie
-Ciemno tutaj
-EJ! Włączcie światło! - krzyczał jeden. Sans przyglądał się grupce. Stali przed jego nagrobkiem. Po chwili kiedy pozwolił im na błądzenie w ciemnościach, sprawił, że jego źrenice zajarzyły się, oświetlając jego szeroki uśmiech na blado różowo. Zrobił krok w ich stronę.
-Pozwól że cię oświecę, potrząsanie tym nic nie naprawi – prychnął, kiedy jego widownia zmarszczyła brwi patrząc na jego ostre zęby. Gość najbliżej niego lekko podskoczył, a potem zaczął się śmiać
-Hahah, cholera! To ten szkielet! Znaleźliśmy go!
-To on? - zapytała dziewczyna stojąc za chłopakiem
-To totalnie ten typ z nagrania – powiedział gość z latarką. Uśmiech Sansa natychmiast zniknął. Cudownie... kolejna grupka debili, którzy przyszli go dręczyć.
-Koleś, twoja twarz jest prawdziwa? - zapytał ten najbliżej i przybliżył się jeszcze bardziej.
-Nie wiem włochaczku, może się przekonasz osobiście? - warknął przez wyszczerzone ostrzegawczo zęby.
-Kurwa, popatrzcie, on w środku nic nie ma! - cała trójka zwróciła wzrok na kości wystające spod dziurawego podkoszulka. - Ej... jesteś zrobiony tylko z kości, co nie? Podciągniesz podkoszulek? - gość co był bliżej, był jeszcze bliżej.
-A może ty pierwszy podniesiesz, tak abym zobaczył co tam masz? - prychnął Sans robiąc krok w tył.
-Heh heh, zabawny... jak na nagraniu! - gość co był blisko, chciał dotknąć twarzy Sansa, ale ten zrobił unik. Patrzyłaś tylko chwilę dłużej, jak Sans stał przy nagrobku, stawianie czoła grupce nie było dla niego czymś strasznym. Natychmiast włączyłaś światło i odpaliłaś piłę czekając na ich krzyki. Dziewczyna odskoczyła, gość z latarką zrobił krok do tyłu, ale ten co był najbliżej ani zdgnął, ciągle zbliżał się do Sansa. Wyciągnął rękę, aby znowu go dotknąć, lecz i tym razem Sans uniknął kontaktu. - Oj no weź, chcę cię tylko dotknąć! - śmiał się.
-Odpierdol się! - warknął Sans.
-Proszę nie dotykać aktorów! - powiedziałaś przez maskę idąc w ich stronę.
-Ale wy nas czasem dotykacie. Chcę wiedzieć, jaki on jest w dotyku – znowu wyciągnął rekę. Sans próbował uciec, ale tym razem typek złapał go za rękę.
-Kurwa puść mnie padalcu! - Sans zaczął się wyrywać.
-Jak to możliwe, że się ruszasz? Naprawdę jesteś tylko z samych kości – typek był bliżej, dokładnie przyglądał się ciału Sansa. Zareagowałaś szybciej, niż pomyślałaś.
-Powiedziałam, żeby nie dotykać aktorów – powtórzyłaś chwytając go za rękę w nadgarstku boleśnie mocno.
-Aghhh! - krzyknął ku Twojej przyjemności. Puścił Sansa i próbował Cię odepchnąć. - Kurwa, kurwa, puszczaj! - krzyczał, ale Ty tylko ścisnęłaś go mocniej. Zaczynał tańczyć z bólu.
-Ej, puść go! - odezwała się dziewczyna.
-Przestań, do diabła! - ściągnęłaś maskę i popatrzyłaś typowi w oczy
-Nie dotkniesz go już nigdy więcej – rozkazałaś. Natychmiast zadziałało.
-T-tak.... - gwałtownie odrzuciłaś jego rękę.
-A teraz, wynocha! Wszyscy, wynocha! - dosłownie ich wyganiałaś. Byłaś od nich wyższa o kilka cali.
-Pieprz się debilko – warknął gość z latarką, jego przyjaciel w milczeniu go minął i zaczął udawać się w stronę wyjścia.
-Pragnę przypomnieć, że tutaj nie wolno dotykać aktorów – próbowałaś zachować spokój w głowie.
-E-ej Scott! Zaczekaj! Gdzie idziesz? - gość z latarką biegł za typkiem.
-Powiem o tym wszystkim waszemu menadżerowi – zagroziła dziewczyna nim poszła za nimi. Słyszałaś ich kroki w korytarzu, nim zniknęli za rogiem. Jak już ich nie było, podniosłaś maskę z ziemi i popatrzyłaś na Sansa. Pocił się i patrzył na swoją rękę.
-Nic ci nie jest? Nie zranili cię... Czy twoje jedno HP ma się dobrze? - zaczęłaś nagle panikować.
-Nic mi nie jest, co do diabła! - warknął – To tylko moja ręka kretynko!
-Tak, ale..
-Nie traktuj mnie jak jakiś delikatny kwiatek – opuścił rękę i odwrócił wzrok.
-Ale... ten gość cię chwycił
-To nie pierwszy raz, kiedy banda ciekawskich debili próbowała mnie dotknąć – wyglądał na wkurwionego
-Uh... tak... w-wybacz – rzuciłaś zawstydzona
-Nie mówię o dobie głupia!
-Oh... uh... tak... Chwilę, muszę o tym powiedzieć centrali – włączyłaś radio aby powiedzieć kierownikowi o tym co zaszło. - Mieli czarne bluzy i trampki. Jeden rude włosy na żelu. Dziewczyna w szortach.
-Jesteś pewna, że Sansowi nic się nie stało? - zapytał kierownik
-Tak, nic mu nie jest
-A jego ręka?
-Um... - jesteś pewna, że nic – Czacho, jak z ręką? - zapytałaś
-Mówiłem, że kurwa dobrze!
-Mówi, że dobrze. - kierownik rozłączył się, założyłaś maskę próbując szybko przygotować się na wizytę kolejnej grupy.
-Pierdolone przepisy... - mamrotał czekając – Kurwa, powinienem mieć możliwość dokopać tym debilom.. a nie … stać... tsk...
-Wiesz, jeżeli musisz użyć magii we własnej obronie to to zrób.
-Czytałaś kiedyś wasze pierdolone papiery odnośnie nas używających magii? - warknął
-Nie, ale...
-Nie wolno nam jej używać. Całkowity zakaz.
-Ale to nie....
-Wasz rząd powiedział, że nie ma sposobu wykrycia magii, a więc nie będzie dowodów na jej zastosowanie, dlatego nie wolno nam być choćby na chwilę posądzanym o jej używanie, bo to może zaszkodzić wszystkim potworom.
-Ale, jeżeli ktoś będzie cię ranił, albo próbował zabić? - Sans westchnął
-Nie chodzi tutaj tylko o potwory, wszyscy którzy byliby posądzani o to, że używali nas, albo byli pod wpływem magii zostaliby poddani kwarantannie. Nawet król dał nam długi wykład na ten temat nim wyszliśmy.
-To jest...
-Kurewsko głupie. Myślisz, że nie wiem? - Słyszałaś krzyki w korytarzu, trwały dłużej niż zazwyczaj. Wygląda na to, że aktorzy przed wami zostali poinstruowani, aby wstrzymać kolejną grupę.
-Wiesz... Nigdy nie powiem nikomu, że używasz magii przy mnie – powiedziałaś opierając się o ścianę
-W-wiem, że nie powiesz... - odwrócił wzrok.
-I jeżeli będziesz musiał jej użyć. Nie dbam o to, śmiało, używaj jej
-Mówiłem, nie mogę...
-Będę cię kryła. Bez względu na wszystko. Sprawię, że wszyscy zapomną jeżeli będę musiała. Nie pozwól nikomu zrobić sobie krzywdę.
-Mówiłem, nie jestem żadnym delikatnym kwiatkiem
-Tak, ale nie jesteś też jakimś umięśnionym osiłkiem. Wiem, że jesteś zrobiony z magii
-Co...?
-Większość twojego ciała to magia. A skoro sprawy tak się mają...
-To nie znaczy, że jestem słaby! Mam ostre zęby i szpony!
-Tak, ale jestem przekonana, że większość ludzi jest fizycznie od ciebie silniejsza
-Mówię, nie jestem...
-Czacho... daj spokój.
-Tsk... Dam sobie radę sam... - powiedział powoli opierając się o nagrobek i odwracając wzrok. Czekaliście dalej, nasłuchując krzyków w korytarzu. Trwało to znacznie dłużej niż zwykle. - Więc.. to była twoja hipnoza, tak...? - nagle zapytał, jego czerwone ślepia zwróciły się w Twoją stronę, a na drzwi.
-Hm... tak. Niewielka próbka, aby powstrzymać tego typka
-I naprawdę na mnie nie działa?
-Nadal mi nie wierzysz?
-Skąd mam wiedzieć na bank, skoro mogłaś kazać mi zapomnieć?
-Gdybym mogła jej na tobie użyć... prawdopodobnie nie wiedziałbyś, że jestem wampirem
-....Oh... - zamilkł zdając sobie z tego sprawę.
-A... a nawet gdybym mogła jej na tobie używać, użyłabym hipnozy tylko w tym celu. Nie chcę jej używać jeżeli nie muszę.
-Dlaczego? - zapytał opierając się o dekorację – Możesz zmusić ludzi do robienia co chcesz, a oni nawet tego nie będą pamiętali.
-Zaufaj mi... to nie jest takie zabawne jakie się wydaje
-.... Ale cholernie użyteczne
-Więc... jeżeli byś tak mógł, co byś zrobił? Manipulowałbyś ludźmi aby byli tacy jak chcesz i dawali ci to co chcesz?
-Byłoby kurewsko miło, zmusić wszystkich aby się ode mnie odpierdolili.
-Hmmm...? Naprawdę? Myślisz, że to byłoby miłe?
-Tak, kurwa, tak myślę.
-Hm.. - uśmiechnęłaś się pod maską – Więc... kiedy zapukałam do twojego mieszkania i zaczęłam dręczyć. Byłoby fajnie, gdybym sobie poszła i już nigdy się do ciebie nie odezwała?
-J-ja... c.... c-cóż ja bym... - jego twarz zaczęła świecić w ciemnościach – E-ewentualnie, nadal mógłbym cię widywać... To nie może być takie proste!
-Właśnie, że może. I dlatego manipuluję ludźmi najmniej jak się da
-Tsk... dla mnie to strata czasu – Krzyki nagle zaczęły się zbliżać. Oboje wróciliście na swoje miejsca i przestaliście rozmawiać. To będzie kolejna, długa noc.
Praca w nawiedzonym domu skończyła się znowu późno. Po tym, jak menadżerka osobiście sprawdziła ansa po tym jak wszedł na zaplecze. Wzięła go na bok i powiedziała jak później grupa starała się złożyć skargę, ale została wyproszona za złamanie zasad. Zapewniła, że będą uprzedzać gości, aby nie dotykali aktorów w przyszłości. Sans przyjął to cicho, ale z jakiegoś powodu wyglądał na złego całą tą sprawą. Po przebraniu się, zabrał was do domu i oboje udaliście się do swoich łazienek pod prysznice. Ty by pozbyć się potu z włosów, a on fałszywej krwi. Jak już czułaś się czysta, udałaś się do pokoju by poszukać ubrań. Dzisiaj było naprawdę zimno, czyli mniej ludzi będzie włóczyć się po mieście. Postanowiłaś znowu udać się w stronę barów. Zawsze łatwo upolować tam zdobycz, choć nie przepadasz za pijakami. Krótka obcisła, czarna kiecka, do tego elegancki płaszcz i torebka. Poczułaś jak zimne powietrze oplata Twoje ciało jak tylko wychodzisz z domu. Jak tylko podniosłaś wzrok natrafiłaś na znajome czerwone ślepia należące do sąsiada.
-Uh... w czym mogę pomóc? - zapytałaś jak poci się nerwowo przed Tobą. Dłonie miał głęboko w kiszeniach, z jego ust unosiła się para.
-Nie.. ja... t-tylko wyszedłem.
-Mmmhmmm – uniosłaś brew – Czacho, wiesz, że muszę to zrobić?
-Wiem! - wsadził ręce głębiej patrząc na pobliski parking.
-... Dooobra... To do potem – minęłaś go by zejść schodami. Kiedy usłyszałaś stukot swoich obcasów, towarzyszyły im cichsze kroki. Zatrzymałaś się by nasłuchać i odwróciłaś – Uh.. Co robisz?
-N-nic – mruknął patrząc na ziemię.
-Hm...? - prychnęłaś – Tylko mi nie mów, że nadal chcesz spróbować rytuału.
-Za Chiny ludowe! - warknął natychmiast – Nie mam ani kropli krwi, debilko!
-Dobra... więc... pa – znowu się odwróciłaś, zrobiłaś kilka kroków, słuchałaś jego kroki za sobą. - Czacho... Muszę iść! - krzyknęłaś za siebie
-Idę z tobą, dobra?! - odkrzyknął. Zatrzymałaś się i odwróciłaś z wysoko uniesionymi brwiami
-Więc.. co... próbujesz mnie teraz bronić?
-Nie z własnej woli! - natychmiast powiedział już się rumieniąc – Gdybyś nie była taką popierdoloną kretynką i nie pakowała się w kurewskie kłopoty to bym nie musiał iść z tobą! - skrzyżował ręce.
-Masz świadomość, że teraz to ja jestem najprawdopodobniej najniebezpieczniejsza na ulicy?
-W jaki kurwa sposób jesteś niebezpieczna?
-Um... Mam zamiar znaleźć biedną samotną osobę w środku ciemnej nocy, zahipnotyzować ją, wyssać z niej trochę krwi, a potem wymazać wspomnienia.
-Powiedziałaś, że to ich nie boli, więc... - wtulił się w futro i odwrócił wzrok.
-Nie masz się o co martwić. Nic mnie tutaj nie zrani. Noc to mój czas.
-Nadal grozi ci niebezpieczeństwo – przez chwilę wyglądał jakby wahał się co powiedzieć – No i... jest ciemno...
-Czacho... Lepiej widzę w nocy niż za dnia
-Co... naprawdę?!
-Tak... widzę w ciemnościach. - przyglądał Ci się przez chwilę i zmarszczył brwi
-A ja się kurwa zastanawiałem jak widzisz cokolwiek w nawiedzonym domu bez światła.
-A no... pamiętasz, jak podniosłam swój motor... Z łatwością podniosę rzeczy cięższe od niego. Znacznie!
-T-to nic nie znaczy! - zacisnął mocniej ręce.
-Znaczy! Znaczy, że nikt nie może mnie zranić!
-To nadal nic nie znaczy! Możesz być najsilniejszą osobę na całym tym kurewskim świecie! Trenować każdego cholernego dnia. Podnosić swoje statystyki. Znać miasto w którym mieszkasz jak własną kieszeń.. - jego wzrok utkwił w ziemi. Kopnął w krzaki lezący najbliżej jego nogi kamyk – Ale.... to nie znaczy, że zawsze wrócisz do domu po tym, jak staniesz twarzą w twarz z niebezpieczeństwem.
-Czacho...
-J-jakimś sposobem.... nawet największa gnida na świecie, może znaleźć sposób jak cię zabić, choć... choć nie powinien... - nadal patrzył w ziemię, jego oczy jarzyły się delikatnie w ciemnościach. Powoli wsunął ręce do kiszeni i machnął nogą. Westchnęłaś patrząc na niego. Jak na kogoś, kto zaręcza, że nie boi się, właśnie teraz go okazuje. Całkowicie nieszczęśliwy i niewyspany przed Tobą. Chciałaś mu powiedzieć, aby wrócił, aby się zdrzemnął, ale prawdopodobnie i tak nie uśnie na Ciebie jeżeli nie weźmiesz go ze sobą.
-Dobra.. - poddałaś się. Trudno mu odmówić kiedy jest w takim stanie – Skoro naprawdę chcesz...
-Tsk... i tak nie pytałem o zgodę... Mogę iść za tobą kiedy chcę – wzruszył ramionami
-A więc przyznajesz, że jesteś stalkerem...
-Kurwa, nie stalkowałem cię! Upewniałem się, że nie zdechłaś!
-Dobra, dobra... tylko – westchnęłaś – Chodź tutaj – odwróciłaś się i zaczęłaś iść. Słyszałaś szuranie trampków po chodniku, i po chwili był już koło Ciebie. Przez chwilę, mierzył Cię wzrokiem, przyglądając się jak idziesz cicho obok niego. Patrzył na Twój strój, kolejna krótka czarna kiecka. Zrzedł mu uśmiech. Tsk... ledwo zakrywała Ci pośladki.... nie powinnaś zamarzać?
-Czy... czy naprawdę musisz się tak chujowo ubierać kiedy idziesz się nabić? - zapytał kiedy skręcaliście w jedną z ulic. Popatrzyłaś na to co miałaś na sobie
-Nie.. ale pomaga.
-Pomaga wyglądać jak debilka
-Łatwo nie marznę.
-Kolejna wampirza cecha?
-Tak... Chyba.... To aż tak ci przeszkadza? 
-N-nie wyglądasz w tym dobrze...
-Co? - popatrzyłaś na siebie. Jesteś pewna, że wyglądasz świetnie. Krótkie czarne kiecki zawsze odnosiły wielkie sukcesy podczas wypadów by się czegoś napić – Co z nią nie tak?
-W-wyglądasz głupio.
-Narzekasz na to, ale jak chodzę cały dzień w spodniach od piżamy to jest dobrze?
-Nie widzę w tym nic złego.. Przynajmniej ci wygodnie. No i dobrze wyglądasz
-Heh.. A więc jarają cię nie tylko skarpety... ale i spodnie od piżamy – prychnęłaś.
-Nie o tym mówię! - warknął cicho – Nie podobasz mi się kiedy je masz! Chodzi mi o to, że nie wyglądasz dobrze w tej krótkiej i niewygodnej pierdolonej szmacie! - zrobiłaś kolejną runkę, idąc główną ulicą pod latarniami.
-To nie tak, że lubię w niej chodzić... ale przecież nie muszę jej nosić cały czas. Ona pomaga mi skończyć pracę szybciej. - Sans wsadził głębiej ręce w kieszenie i patrzył się przed siebie
-Nie możesz zahipnotyzować kogoś? Po chuj się w to ubierasz? Po prostu idź, i zmuś kogoś, aby dał ci to czego chcesz
-Um... nie tak to działa. Hipnoza robi z nich coś jak zombie, nie mogę chodzić z nimi publicznie. Jakby to wyglądało..
-Mogłabyś powiedzieć innym ludziom, aby się odpierdolili.
-Czacho... Robię to od dawna, wiem, że bawienie się tym darem wszędzie to łatwy sposób, aby dać się zdemaskować.
-To zmuś ich, aby zapomnieli. - Westchnęłaś w rękę.
-Chyba nie rozumiesz... Próbuję nie używać tego często, no i nie na wszystkich. To co mi sugerujesz, to hipnotyzowanie połowy miasta za każdym razem kiedy idę się napić. - skręciliście znowu w stronę dzielnicy mieszkalnej i sklepów.
-Po prostu głupio w tym wyglądasz... - powiedział chowając się w kurtkę idąc cały czas krok w krok z Tobą.
-To tylko ciuchy... No i... Jestem człowiekiem z pięknymi, długimi nogami. Nie możesz po prostu pławić się w ich blasku i chwale kiedy są nieokryte?
-Chyba by mnie pojebało!
-A racja – zachichotałaś – Wolisz jak są całkowicie zakryte
-W ogóle ich nie wolę! - warknął.
-Heh... zaufaj kiedy mówię, że tak jest o wiele łatwiej. - Waszemu spacerowi w mroźnym wietrze towarzyszyły jedynie latarnie. Liście chrzęściły pod waszymi stopami w ciemnościach nocy. Sans nagle zwolnił na chwilę i szybko zrównał z Tobą krok. Wzrok skupił mu się na drodze przed wami. -Co jest? - zapytałaś zauważając jego niepokój.
-Nic... po prostu myślę... - wyciągnął ręce z kieszeni i założył je za głowę – Zawsze tak trudno idzie aby dorwać się do krwi? - zerknął na Ciebie.
-To nie jest trudne... bardziej... denerwujące
-No, to ssie... - powiedział cicho nagle szczerząc się szeroko.
-Nie jest aż tak źle, tylko.. - zatrzymałaś się kiedy zrozumiałaś kawał, popatrzyłaś na wyszczerzonego szkieleta w dół.
-Co? - zaśmiał się.
-Ani się waż... - ostrzegłaś, wiedząc że i tak jest już za późno.
-Czego pragnie każdy wampir latem?
-Czacho, bo wrócisz do domu!
-Heh... - wzruszył ramionami wyraźnie czerpiąc radość z Twojego zachowania – zimnej krwi
-Jeżeli zaraz nie przestaniesz, to ją stracę całkowicie – ostrzegłaś. Zaczął się lekko pocić, ale dalej trzymał gardę.
-Dlaczego wampiry lubią żydowską krew? - już chciałaś go chwycić, ale znikł – Bo jest gazowana! - usłyszałaś niski głos za plecami. Odwróciłaś się, aby spojrzeć na jego zadziorną minę
-Jesteś trupem Czacho... - warknęłaś groźnie – I jeżeli choć przez chwilę pomyślałeś, że nie słyszałam wszystkich istniejących już kawałów o wampirach... - po prostu wzruszył ramionami
-Heh... domyślam się, że wszystkie były w formie skrzepniętej.
-Dość! Idę sobie bez ciebie! - krzyknęłaś odwracając się by iść wzdłuż chodnika. Pod nogami chrupotały Ci jesienne liście. Po kilku krokach, odwróciłaś się by zobaczyć, czy za Tobą idzie. Było pusto – Czacho!... - krzyknęłaś – Czacho ja nie chciałam...
-A więc przyznajesz, że moje kawały są santastyczne? - przerwał ci niski głos. Odwróciłaś się, starając się nie śmiać z jego głupiego i szczerego uśmiechu.
-Pfffft... co do...! - prychnęłaś nie mogąc się powstrzymać. Jego źrenice zmieniły się na którką chwilę w niewielkie serca kiedy usłyszał Twój śmiech.
-Kurwa wiedziałem, że lubisz kawały... - zaśmiał się w odpowiedzi, jego twarz zaczynała się lekko rumienić.
-Ta... ta... zaskoczyłeś mnie tym. On zazwyczaj nie jest w ogóle śmieszny – rumieniec przybrał odcień pastelowego różu.
-Dobrze wiedzieć, że niskość moich kawałów jednak do ciebie przemawia.
-Iiiii wracamy do standardowych żartów – warknęłaś idąc w jego stronę.
-Wiesz jestem...
-...zabawnym workiem kości... Słyszałam – skończyłaś za niego. Śmiał się cicho patrząc na Ciebie – Naprawdę musisz lubić kawały – powiedziałaś przyglądając mu się.
-Heh... Dlaczego tak myślisz?
-Cóż... twoja twarz jest różowa a oczy zamieniły się w małe serduszka. - natychmiast przestał się śmiać.
-Co?! N-nie, nie są takie! - przyłożył ręce do twarzy, powoli rumieniec zmieniał się na czerwony, kiedy zrozumiał, że naprawdę się rumieni – J-ja... tylko... to od śmiechu i-iii... moje oczy nie mogą zmieniać się w serca! - powiedział nagle.
-Huh.... mogą.
-Nie mogą!
-Często widziałam, jak to robią
-Co? Kiedy?!
-Choćby teraz... i za każdym razem gdy mówisz o Grillby's.
-N-nie zmieniają się! - powiedział... ale niezbyt pewnie.
-Nie zmyślam sobie. Twoje małe światełka mogą zamieniać się w serduszka.
-Przysięgam, że nigdy nie słyszałem, aby tak robiły – Mówił nadal trzymając się za twarz.
-Naprawdę? Wielki Szef nigdy ci nie powiedział?
-Nie mówił, bo nie mogą.... - znowu szłaś dalej
-Mówię, że mogą.
-NIE mogą – szliście dalej wzdłuż chodnika, z ust wydobywała się wam para wraz z rytmem kroków. Skręciliście w stronę wielkiej dzielnicy pełnej nocnych barów i dyskotek. Zapach dymu i alkoholu był mocniejszy, zaś ludzie chodzili z innymi, albo sprawdzali telefony. Zwolniłaś kroku by się rozejrzeć... Szybko zdałaś sobie, że problem ze złapaniem zdobyczy masz obok siebie
-Uh... Czacho...? - zapytałaś całkowicie się zatrzymując.
-Czego? - warknął zarzucając kaptur na głowę.
-Choć uwielbiam twoje towarzystwo... um... myślę, że … ciuch działa jak trzeba, ale... przez to, że chodzisz ze mną.. - wzięłaś wdech – Muszę być sama. Nikt nie może cię zobaczyć.
-Tsk – cmoknął przez zęby – Ta... ta... łapię – odwrócił się w stronę pustej uliczki – Będę na dachu obserwował twoje chujowe starania – wywrócił oczami. Nim cokolwiek powiedziałaś, pomachał i zniknął zostawiając Cię samą pod latarnią. Szybko zerknęłaś na kilka najbliższych dachów szukając go wzrokiem. Po chwili dostrzegłaś znajome czerwone ślepia. Uśmiechnęłaś się, a potem udałaś w stronę najbliższego baru.
Sans patrzył jak go szukasz, a potem odwracasz się uśmiechnięta. Cholera.. naprawdę musisz dobrze widzieć w ciemnościach. Nic dziwnego, że widziałaś go wtedy kiedy Cię śledził. Widziałaś go pewnie kurwa przez cały ten czas... Tsk... i udawałaś, że nic nie widzisz, po to aby dalej tak robił... Wkurwia go, że zawsze jesteś o krok przed nim. Obserwował jak minęłaś kilka osób przy nocnym klubie. Dwóch z nich odwróciło swoje głowy w Twoją stronę, ale zostawili Cię. Tsk... pojeby. Szłaś dalej, musiał się teleportować na drugi budynek, aby nie stracić Cię z oczu. Kilka osób popatrzyło się za Tobą. Kilku rozglądało za Tobą. Udałaś się tam, gdzie było mniej zabudować i zatrzymałaś się nim zatrzymałaś w jakiejś uliczce wypakowanej zużytymi sklepowymi dekoracjami. Otworzyłaś torebkę i zaczęłaś w niej grzebać. Coraz bardziej zaczynałaś wyglądać na przerażoną. Z każdą chwilą robiłaś się zestresowana i Sans również poczuł te uczucia. Natychmiast wyciągnął telefon i zaczął pisać

Sans: co jest

Poczułaś wibracje, wyciągnęłaś wiadomość i przeczytałaś. Popatrzyłaś na dachy. Dostrzegłaś go. Cholera! Naprawdę go widzisz? Z tak daleka! Nadal się patrzyłaś, Sans czuł, jak jego twarz robi się cieplejsza. Szybko zniknął z pola widzenia, zarzucając kaptur bardziej na twarz. P-po chuj się na niego tak gapisz. To kurewsko dziwne... Chwilę później, jego telefon odezwał się w kieszeni. Wyciągnął go.

NowyKontakt3: Udaję.

Udajesz co? Po chuj?! Kości stukały o klawisze, kiedy odpisywał

Sans: co udajesz
 

NowyKontakt3: Zaproszenie kogoś do ciemnej uliczki to zły pomysł i dziwny. Czasami musisz się postarać jeżeli chcesz coś mieć.
 

Sans: a więc udajesz, że wyglądasz jak debilka 

NowyKontakt3: Nie. Tylko mi nie mów, że nie wiesz jak to działa.
 

Sans: jak co działa?

NowyKontakt3: Co? Nigdy nie miałeś fantazji, że pomagasz słodkiej dziewczynie w ciemnej uliczce?
 

Sans: to brzmi głupio 

NowyKontakt3: Zgadzam się, wolałabym pomóc słodkiemu chłopaczkowi.  

Na monitorze Sansa zaczął odbijać się jego czerwony rumieniec, ale to zignorował.

Sans: Ile to jeszcze zajmie

Czekał na odpowiedź, ale nic nie pisałaś. Czekał jeszcze chwilę, nim wyjrzał się by znaleźć Cię wzrokiem. Nie było Cię tam gdzie ostatnio stałaś. Cholera... nie patrzył na Ciebie tylko chwilę! Gdzie się kurwa podziałaś?! Wiatr zawiał obok niego i już wiedział, gdzie jesteś. Skąd się tam wzięłaś? Jego wzrok zabłądził w jedną z pustych uliczek, tam gdzie byłaś w zeszłym tygodniu. Teleportował się tam, zobaczył Ciebie i mężczyznę. Zerknął na niego wkurwiony. Kilka centymetrów krótszy, jego ubrania były całe umemlane, wychlał dzisiaj dużo. Włosy tłuste i za długie, kilka obrzydliwych blond loków przykleiło mu się od potu do twarzy. Sans podniósł głowę, gość śmierdział alkoholem.
-Naprawdę... to tego wybrałaś? - warknął. Odwróciłaś się patrząc na swojego sąsiada.
-To raczej on wybrał mnie.... mówiłam tak swoją drogą – powiedziałaś z dumą – Dziewczyna w potrzebie zawsze działa
-Ale nie mogłaś wybrać innego... - mamrotał krzyżując ręce i patrząc na chłopaka obok Ciebie
-Co? Ten jest całkiem w porządku... - popatrzyłaś na niego kilka razy – Pijany, ale przynajmniej czysty.
-Wygląda jak przychlast... wybierz innego – poprawił zamek bluzy
-A myślałam, że dla ciebie wszyscy ludzie wyglądają tak samo.
-Tak.. z wyjątkiem tego, ten wygląda ekstra wieśniacko
-Czacho... nie ma znaczenia jak wygląda. Potrzebuję tylko zdrowego człowieka by zabrać mu trochę krwi.
-Tsk... ale powinnaś chociaż patrzeć na to co jesz.
-Nie pouczaj mnie panie „zeżrę wszystko”! - przysunęłaś się bliżej do mężczyzny przy ścianie – Stój – rozkazałaś.
-I dlaczego to zawsze musi być facet? Nie możesz gryźć dziewczyn? - narzekał dalej
-Właściwie to nie dbam o to... Po prostu, faceta łatwiej złapać w środku nocy no i szybciej mi ulegają – mówiłaś ustawiając swoją ofiarę tak, aby było Ci wygodnie – Zaraz... jesteś zazdrosny? - zapytałaś. Biorąc pod uwagę jego zachowanie …. zachowuje się jakby....
-A o co miałbym być zazdrosny? - warknął
-Nie wiem... dlaczego tak przejmujesz się tym kogo wybiorę do gryzienia?
-Po prostu uważam, że nie powinnaś jeść jakiegoś ostatniego padalca!
-Czacho, to nie ma znaczenia!
-Kurwa dobrze! Pośpiesz się i miejmy to za sobą! - warknął chowając ręce do kieszeni, oparł się o najbliższą ścianę. Patrzyłaś na niego przez chwilę. Zaraz... będzie tak stał? Przez cały czas?
-Uh... Czacho...? - zapytałaś niepewnie
-Czego!
-Nie wybierasz się na dach aby nade mną czuwać czy coś?
-Mogę to zrobić i z tego miejsca
-Ale … um... - nagle zaczęło być Ci niezręcznie
-Co kurwa!
-Dziwnie tak... jak ktoś się patrzy – przyglądał Ci się przez chwilę
-O chuj ci chodzi. Żryj – zmarszczył brwi.
-To... um... m-możesz sobie gdzieś iść i na mnie poczekać?
-Ale przecież nie zejdzie ci długo, co nie? Pośpiesz się i wracajmy do domu!
-R-racja.. tak.. - przyznałaś. To nie tak, że nikt nigdy nie patrzył się jak jadłaś. Nie było w tym nic dziwnego. Twoja ofiara czekała grzecznie i cicho pod ścianą, jak wy się sprzeczaliście. Chwyciłaś ją za koszulę i pochyliłaś odsłaniając kark. Czekałaś, aż ciało odpowie... Ale nic się nie stało. Jedyne co czułaś to dwa czerwone światełka wpatrujące się w Ciebie
-Pośpiesz się kurwa! - krzyczał Sans.
-Próbuję, próbuję!
-Kurwa zrób to!
-Cicho, nie mogę się skupić! - przestał krzyczeć, a Ty popatrzyłaś na kark mężczyzny. Musiałaś sprawić, aby pojawiły się zęby. Dlaczego Twój głód nie odpowiada? Przecież wcześniej inni też patrzyli jak jesz. To nie powinno Ci przeszkadzać. Zrób to. Sans może patrzeć ile chce. Przecież nie będzie cię osądzał... I tak myśli, że jesteś dziwna, więc to nie ma znaczenia. No i na wszystko narzeka. Nawet ludzie jakich gryziesz są dla niego problemem. Skoro to dla niego takie wielkie aj waj, to niech sobie idzie. Przecież go do niczego nie zmuszałaś. Zachowuje się tak, jakby chciał, abyś to jego gryzła. Jak miałabyś to zrobić? Nie ma żył, same kości. Którą mogłabyś ugryźć...? Kręgi szyjne? A może żebra? Nie możesz gryźć gości... są za twarde... Ale on nie jest z normalnych kości, prawda? Jest z magii... albo pyłu zamienionego przy pomocy magii. Może nie tylko jego policzki są miękkie, ale reszta kości też. Muszą być jakieś. Może... Może mogłabyś ugryźć jego? W obojczyk... Pewnie by jęknął, albo skrzeknął zaskoczony i próbował się wyrwać. Musiałabyś go przytrzymać i … poczułaś jak Twoje ciało reaguje. Szybko skupiłaś się na karku mężczyzny, znowu chwyciłaś go za koszulę, pochyliłaś i wbiłaś w żyłę. Czułaś krew pod jego skórą, gryzłaś gwałtownie i szybko rozkoszując się krwią. Cicho jęknęłaś jedząc. Z jakiegoś powodu czułaś się głodniejsza niż tydzień temu. Ofiara próbowała się wyrwać, dlatego natychmiast przygwoździłaś go do ściany. Tak, aby nie wiercił się gdy Twoje ostre zęby przebijały się przez jego ciało. Znowu jęknęłaś czując, jak Twoje ciało napełnia się mocą płynącą z życiodajnej cieczy.
-Co do kurwy! - Musiałaś się powstrzymać, aby nie ugryźć mocniej, krzyk Sansa złamał Twoją uwagę – To całkowicie jest erotyczne! - chciałaś się odwrócić i zaprzeczyć, ale nie umiałaś się powstrzymać od gryzienia. Ostatnim czego teraz potrzebowałaś to jęk rozkoszy i niestety, facet właśnie głośno jęknął. Natychmiast zasłoniłaś ręką jego usta próbując go uciszyć. Ale nic z tego! Po kilku sekundach, czułaś jak wyssałaś z niego już dość. Zlizałaś krew z jego szyi, zaś rana natychmiast zaczęła się goić pozostawiając po sobie dwie malutkie dziurki, które po kilku dniach zniknął. Stanęłaś i popatrzyłaś na Sansa. Chował twarz pod kapturem, całą czerwoną od rumieńców.
-Już nigdy ze mną nie idziesz – powiedziałaś cicho
-Nic kurwa nie zrobiłem! - przełamał ciszę.
-Przez ciebie prawie rozgryzłam mu kark!
-Mówiłem tylko to co widziałem – burknął.
-To źle widziałeś! - Sans wsadził ręce głębiej w kieszenie, ale nie ściągnął kaptura
-Czy... skończyłaś już wszystko?
-Uh.. - popatrzyłaś na typka nadal pod wpływem Twojej hipnozy – Idź – rozkazałaś. Natychmiast sobie poszedł. Z Sansem patrzyliście jak znika, nim znowu zerknęliście na siebie. - Tak, skończyłam
-To dobrze... kurwa wracajmy – wystawił w Twoją stronę rękę, starał się za wszelką cenę, aby nie było widać jego twarzy pod kapturem, lecz zerknęłaś i dostrzegłaś, że jest cały czerwony na twarzy i nawet nie podnosi na Ciebie wzroku – P-pośpiesz się.. - rzucił szybko. Chwyciłaś jego rękę i w chwilę byłaś przed swoim mieszkaniem – Do potem – powiedział, puścił się, pomachał i zniknął.
-Dobranoc Czacho! - krzyknęłaś przez ścianę, ale nie odpowiedział. Zerknęłaś na zegarek. Masz jeszcze kilka godzin nim pójdziesz spać. Usiadłaś na kanapie i otworzyłaś laptopa. Zaczęłaś rozglądać się za czymś w co mogłabyś pograć, wtedy poczułaś coś za sobą
-I ZABIERAJ TĘ PIERDOLONĄ PODUSZKĘ! - Sans krzyknął. Wielka dakimakura uderzyła Cię w tył głowy. Popatrzyłaś za siebie, ale jego już nie było.
-Dobranoc Czacho! - znowu krzyknęłaś, ale w odpowiedzi dostałaś stukanie kości o podłogę. Przeniosłaś wzrok na komputer sprawdzając gry. Nagle przystawiłaś sobie rękę do twarzy. Była gorąca. O czym ty do jasnej ciasnej wcześniej myślałaś? Nie da się ugryźć szkieleta!

______________________
* - w oryginale oczywiście, było "po angielsku", lecz nigdy nie byłam fanką tłumaczenia dosłownego w znaczeniu... polskie opowiadanie, a tu niby postacie mówią po angielsku. W całym tekście nie ma wzmianki w jakim kraju dzieje się akcja, więc... mamy po polsku
Share:

10 grudnia 2017

POPULARNE ILUZJE