G! powoli dochodził do wniosku, że udało mu się uwolnić z jednego więzienia, aby ugrzęznąć w drugim. Już pięć tygodni leży na kanapie i nie robi kompletnie nic. W zasadzie nie musiałby już leżeć, ale i tak nie ma nic innego do roboty. Czuł znaczą poprawę stanu zdrowia,choć wiedział, że to się okropnie ciągnie. Gdyby miał potworze jedzenie i kogoś z odpowiednią magią prawdopodobnie byłby zdrów dosłownie w kilka dni.
Aby urozmaicić mu czas H. wpadła na pomysł włączenia radia z muzyką. Piosenki były różne, miał sobie wybrać gatunek, który mu odpowiada. Kilka było nawet fajnych, niektóre kojarzył z kaset i płyt winylowych znalezionych w śmieciach. Jednak słuchanie muzyki nie było tym, co chciał robić. Brakowało mu bardziej aktywnego zajęcia, jakiejkolwiek pracy. Jednak póki nie otworzy oczu jego możliwości są ograniczone. W tej chwili zazdrościł tej dziewczynie, że ma tyle ciekawych zajęć. Większość czasu spędzała poza domem, a jeśli już do niego wracała to tylko po to, żeby znów nad czymś pracować. Okropnie denerwowała się czytając prace swoich studentów. Na głos wyzywała ich od matołków i leniuchów. To było całkiem zabawne. Ona tak uroczo się wkurza, jak małe dziecko, które tupie nogą.
Na dźwięk otwieranego zamka jego humor się poprawił.
- Cześć! – H. zawsze stara się witać go wesoło i nie dawać po sobie oznak zmęczenia. Jednak doskonale wiedział, że teraz najchętniej poszłaby spać.
- Jak dzień w pracy? Znów masz tyle roboty? – Miał cichą nadzieję, że jednak porobią coś razem. Może chociaż porozmawiają o pierdołach.
- Niestety tak, ale mam coś dla Ciebie– zawołała zadowolona. Fajnie, może skoro nie ma tyle czasu na gotowanie to znów kupiła jakieś dobre żarcie. Ostatnio nawet jej własna super zdrowa dieta się posuła. Narzeka, że będzie miała jakieś niedobory, skorą non stop je kanapki i warzywa z mrożonki. Usiadł na kanapie i rozciągnął się. Chrupnęło mu w kręgosłupie. Wciąż stanowczo za mało się rusza. H. usadowiła się obok niego.
- Wiem, że się nudzisz – naprawdę starał się na to nie narzekać, nie chciał sprawiać kłopotów – więc kupiłam Ci coś, dzięki czemu będziemy mogli ze sobą rozmawiać, kiedy mnie nie ma w domu. Nowy telefon komórkowy! – Zawołała uradowana własnym pomysłem. Był zaskoczony. Wiedział, że jego stara komórka się zepsuła. Ale takie rzeczy są pewnie dość drogie.
- Musisz zacząć zliczać, ile kosztuje Cię moje utrzymanie. Jak nastaną cudowne czasu, że będę zdolny do zarobienia jakiejś kasy to chciałbym spłacić ten dług – wciąż czuł się z tym źle.
- Pomagam, bo chcę. Nikt nie każe mi tergo robić, a pieniądze to tylko pieniądze. Zdrowie i życie mają większą wartość, więc to nimi należy się przejmować, a nie kasą.
- Nie wiem czy będę w stanie obsłużyć ludzki telefon – już zdążył zauważyć, że ich technologia różni się od ludzkiej. Wprawdzie czerpali pewnie wzorce. Zbierali śmieci, które mogli naprawiać i wykorzystywać. Ale wciąż magia miała najistotniejsze znaczenie.
- To telefon dostosowany do potrzeb osób niewidomych. Ma dużą klawiaturę numeryczną i specjalne wypukłości na guzkach, które umożliwiają odnalezienie odpowiedniego przycisku – wyjaśniła wkładając urządzenie w jego dłonie – ten tutaj – skierowała jego palec w odpowiednie miejsce – służy do odbierania połączeń. Ustawię Ci szybkie wybieranie mojego numeru. Właściwie wpiszę Ci dwa numery, bo poza prywatnym, mam jeszcze służbowy telefon. Podaję go moim studentom w nagłych wypadkach.
- Będę mógł do Ciebie dzwonić, kiedy mi się podoba? – Urządzenie jednak wydawało się proste w obsłudze. Spokojnie sobie poradzi z kilkoma guziczkami.
- Nie mogę odbierać telefonów, gdy prowadzę zajęcia ani gdy przyjmuję pacjentów w poradni. To niezgodne z regulaminem i w ogóle niegrzeczne. Ja zadzwonię, kiedy będę mogła. Tobie daję numer w razie nagłego wypadku – Szkoda. Przeszkadzanie jej w pracy byłoby nawet fajną zabawą. Faktycznie przestałby się nudzić.
***
Przeniosłaś mały kuchenny stół i krzesełko do salonu. G! przeważnie starał się nie przeszkadzać ci w pracy, choć czasem mu to nie wychodziło. Ale mimo wszystko, fajnie było spędzać czas razem. W przerwach opowiadałaś mu o różnych rzeczach: o teście, który napisałaś dla studentów, o miejskich korkach i wpływie witaminy C na przyswajalność żelaza przez ludzki organizm. Interesowało go bardzo wiele, nawet zwykła pogadanka o pogodzie, która, jak twierdził, w podziemiu w ogóle się nie zmieniała.
Uruchomiłaś laptop, aktualizacja… Fantastycznie, zawsze wszystko przeciwko tobie. Może w tym czasie zmyjesz naczynia, albo w ogóle wreszcie tu posprzątasz. Zanim zdążyłaś to lepiej przemyśleć ukazało się tło pulpitu. Jednak praca. Włączyłaś przeglądarkę i zalogowałaś się na pocztę. Masz chyba ze sto nieprzeczytanych maili. No dobrze, trochę przesadziłaś, tylko dwadzieścia cztery. Odpowiedź na większość z nich to i tak jedna informacja, że nie przyjmujesz prac przesłanych elektronicznie. Możesz powtarzać setki razy, że nie masz obowiązku ich drukowania, a Dziekanat wymaga wersji papierowej, a i tak zasypują ci skrzynkę.
Ciekawe, czy któryś z twoich ulubionych youtuberów wrzucił jakiś nowy filmik. Nie! Najpierw praca! Skarciłaś samą siebie w myślach. Ogarniesz maile i sprawdzisz resztę testów. Niewiele ci ich zostało, w ten weekend powinnaś skończyć. Zaczęłaś przeglądać nieodebrane wiadomości. Nagle twój wzrok padł na znajome nazwisko. Poczułaś rosnący w tobie niepokój, który powoli przeradzał się w prawdziwe przerażenie. Kliknęłaś na wiadomość
Szanowna Pani,
Uprzejmie informuję, iż oczekuję dostarczenia kolejnej części Pani pracy. Jak wiadomo, złożenie pracy etapowej jest warunkiem koniecznym zaliczenia semestru. Przypominam, że termin upływa dnia 17/02/XXXX. Uprzejmie informuję, że od 19/02/XXXX przebywam na urlopie poza granicami kraju.
Pozdrawiam, prof. dr hab. n. med. X Y
Tydzień. Został ci tydzień a twój doktorat leży w powijakach. Normalnie miałabyś czas do końca miesiąca, ale ona musi zabrać swoją starą dupę na wakacje. Podczas sesji! Miałaś ochotę strzaskać komputer. Chciałaś wyć, krzyczeć i kopać w ściany. Jedną rzeczą, na której możesz się teraz wyładować była biedna szczotka do włosów, która jakiś cudem znalazła się na tym stole razem z papierami. Chwyciłaś ją i rzuciłaś przed siebie z wściekłości. Chyba pękła.
- Co się znowu stało? Może napisałaś za trudny ten test, że studenci odpowiadają takie głupoty? – G! chyba już przywykł do twoich nagłych ataków irytacji.
- To nie testy, jeszcze nawet się nie zabrałam za ich sprawdzanie. Opiekun mojego doktoratu przysłała mi maila, że muszę wcześniej oddać rozdział pacy, bo jedzie na urlop – odpowiedziałaś załamanym i słabym głosem.
- Jak dużo już napisałaś? – Mógł nie zadawać tego pytania, jak powiesz to na głos, to chyba się rozpłaczesz.
- Mam wszystkie materiały, ale samego rozdziału napisałam w tym semestrze jakieś dwa zdania – zaraz zaczniesz ryczeć. Może poprosić jednak o przesunięcie terminu na sesję poprawkową? Problem w tym, że ta baba jest nawiedzona i czepialska. Doskonale wiesz, że studentów, którzy nie oddają prac w terminie szufladkuje jako niesolidnych i mają u niej przechlapane.
- Możesz z czegoś zrezygnować? Może weź urlop w przychodni, aby zyskać więcej czasu – albo zrezygnuję już całkiem ze spania, jedzenia i kąpania się, aż się pochoruję. Może wyjdę z mokrą głową na mróz, dostanę L4 i wtedy będę miała czas to napisać, z gorączką. Do głowy przychodziły ci coraz bardziej absurdalne pomysły. Jednak urlop będzie najrozsądniejszym rozwiązaniem.
- Chyba nie mam innego wyjścia – odparłaś w końcu zrezygnowana – w poniedziałek z samego rana zadzwonię do poradni, że nie będę przychodzić w przyszłym tygodniu. Jeśli ten czas nie wystarczy, wezmę wolne do końca miesiąca. Problem w tym, że będziemy mieć mniej pieniędzy. Doktoranci nie zarabiają kokosów, a ja muszę płacić rachunki, czynsz za mieszkanie i raty za kilka mebli i sprzętów, które musiałam tutaj dokupić.
- Gdybym miał kasę, to bym Ci dał tyle, ile potrzebujesz, a nawet więcej. Ale mówiłaś, że nie chcesz tych kilku drobniaków, które miałem w kieszeniach – już z nim dyskutowałaś ten temat, ale z jakiegoś powodu dalej przeszkadzało mu, że kupujesz dla niego różne rzeczy. Nic nie poradzisz na to, że lubisz to robić.
- Niestety, obawiam się, że za potworze monety niewiele kupię w ludzkim świecie – chyba żaden kantor nie zajmuje się taką walutą.
- Szkoda, że nasze złoto nie ma dla Was większej wartości – raziło cię jak grom z jasnego nieba. Czy on właśnie powiedział „złoto”.
- G!, czy chcesz mi powiedzieć, że te wielgachne i ciężkie monety są zrobione z czystego złota?
- Oczywiście, przecież kasa musi sobą reprezentować jakąś wartość. Myślisz, że potwory robiłyby pieniądze z jakiejś tandetnej blachy. To byłoby głupie – odpowiedział całkiem spokojnie.
- Ile byłbyś w stanie kupić za „tych kilka drobniaków”? – Byłaś ciekawa jaką mają wartość dla niego.
- A ile tego jest, bo nie pamiętam – sięgnęłaś do kieszeni jego kurtki, w której nadal były monety. Przeliczyłaś i zaczęłaś przyglądać się im dokładniej. Wszystkie wyglądały identycznie. Były sporej wielkości i całkiem ładnie wykonane.
- Dwanaście sztuk. Mogę je zważyć? – Zapytałaś.
- Oczywiście. Dwanaście mówisz, to nie starczyłoby nawet na butelkę morskiej herbaty,choć może wynegocjowanym małą whisky z lodem u znajomego barmana – poszłaś po swoją elektryczną wagę kuchenną. Może nie być zbyt dokładna, ale póki co musi wystarczyć.
- 10 gram każda! G!, to jest sto dwadzieścia gram czystego złota. Wiesz, ile to jest pieniędzy!
- Powiedz ile whisky to będę wiedział – nadal był całkiem wyluzowany, podczas gdy w tobie gotowało się od podekscytowania. Szybko wyszukałaś w intrenecie ceny w skupach metali szlachetnych. Następnie weszłaś na sklep z alkoholami.
- Gdybyśmy je sprzedali dostaniemy tyle kasy, że kupiłbyś sobie 90 butelek dobrej, ale nie najdroższej whisky. – Odpowiedziałaś po dokonaniu odpowiednich przeliczeń.
- Na co jeszcze czekamy! Tyle alkoholu nie może się marnować na sklepowych półkach!– Zawołał. Tym razem to on się podekscytował tą informacją.
- Naprawdę, chcesz za to kupić alkohol? – Poczułaś się mocno zawiedziona. Ten gość ma straszną tendencję do nałogów.
- Żartowałem. Weź je, sprzedaj i zapłać czynsz. Chyba wystarczyć, prawda? – Wydawał się być zadowolony.
- Za taką kasę mogę zapłacić za rok z góry.
- Powinnaś to zrobić – zrobiło Ci się głupio. Pomagasz mu bezinteresownie, nigdy nie oczekiwałaś żadnej zapłaty, nie jesteś chciwa. Z drogiej strony przyszły miesiąc może być naprawdę ciężki.
- Jesteś tego pewny? Wiesz, ja normalnie radzę sobie finansowo.
- Nie pleć głupot i zabieraj się do roboty, bo nigdy nie skończysz tej swojej pracy – zbeształ cię. Musisz to przemyśleć. Może sprzedasz tylko jedną a resztę zachowasz. Kto wie, co was jeszcze czeka w przyszłości.