6 lutego 2017

Undertale: Klatka z kości -Rozdział XIII - Niewinność [Cage of bones - Innocent - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: Golen-dragons-flower
Notka od tłumacza: Jest to opowiadanie z serii NSFW, osadzone w alternatywnym uniwersum (AU) gry Undertale nazywanym Underfell. Czym się charakteryzuje ta rzeczywistość? Frisk dobry - potwory złe. Floweya w tym wypadku nie ma w opowiadaniu. Autorką  jest Golden thread (Lusewing). Co warto jeszcze zaznaczyć? A tak, głównym bohaterem opowiadania jesteś... cóż TY. Tak, Ty. Opowiadania pokroju Postać x Czytelnik są dość modne poza granicami naszego zaścianka i jakkolwiek za nimi nie przepadam tak to opowiadanie wyjątkowo mnie do siebie przekonało. Jeżeli komuś nie odpowiada taka forma tekstu może wyobrazić sobie w roli siebie np Friska czy własne ulubione OC. Warto jednak zaznaczyć, że treść jest dostosowana pod kobiecego czytelnika.Główna para to Ty x Sans (Underfell)
W opowiadaniu występuje BDSM, gdzie kobieta jest uległa, a mężczyzna jest dominujący - jeżeli nie lubisz takich rzeczy - zrezygnuj z dalszego czytania (chociaż pewnie będziesz żałować). To by było chyba na tyle.
Oryginał: klik
Spis treści:
Rozdział XIII - Niewinność (obecnie czytany)
/Na prośbę autora - dalsze tłumaczenie zostało przerwane./


Było źle. Strach paraliżował Ci nogi, silne ramiona ludzkich niewolników blokowały ruchy, nie mogłaś nic zrobić, tylko szybko zerknąć na zamknięte drzwi mając nadzieję, że Sans jakimś sposobem pojawi się i to zatrzyma. Nie myślałaś o tym, że to właściwie przez niego się tutaj znalazłaś. Wiedziałaś, że byłaś o wiele bezpieczniejsza przy nim, niż przy tym fioletowym piekle. Uwięziona. Skrępowana. Nie mogłaś walczyć. Nawet prowokować nikogo. To uczyniłoby jeszcze większe zniszczenia. Twoje serce zabiło mocniej jak Grillby przybliżył do niego palce swoich dłoni. Nie dotykał go, lecz ciepło jakie wytwarzał sprawiło, że całej Tobie robiło się gorąco. Co jakiś czas błądził spojrzeniem po Twojej twarzy, by zaraz potem wrócić do duszy. Nie wiedziałaś o czym myśli. Kiedy otworzył usta, tak dokładnie usta, zaczęłaś się lękać, że będzie chciał zjeść Twoje serce. Przywołałaś wspomnienie wilkołaków i pomarańczowej duszy. Zacisnęłaś mocniej pięści, w odpowiedzi mężczyźni bardziej Cię unieruchomili. Nie chciałaś umierać, Twoja dusza czuła najwyraźniej to samo, ponieważ odcień fioletowego symbolizujący panikę przenikał ją raz za razem. Nagle potwór zabrał swoją rękę. Poczułaś zimne powietrze, temperatura otoczenia całkowicie spadła do znośnego chłodu. Mężczyźni Cię puścili, a Ty nie tracąc chwili objęłaś swoją duszę wpychając ją tam, gdzie było jej miejsce. Dlaczego Grillby się cofnął? Po co Ci to wiedzieć? Liczy się to, że jesteś już w komplecie. Po tym jak się poskładałaś i odzyskałaś kontrolę nad przerażonym sercem poczułaś się jakbyś dopiero teraz była w prawdziwym koszmarze. Ogień stał z rękami skrzyżowanymi na piersi, przyglądał Ci się. Na co on kurwa czeka? Dlaczego wszystkie stwory po prostu wyrywają Twoją duszę? Nie można tego wygooglować?! Przynajmniej Sans nigdy nie chciał jej podpalić; właściwie to unikał dotykania jej … fizycznie, zawsze kontrolował ją tą swoją niebieską poświatą. Podniosłaś głowę. Mężczyźni nadal stali obok, potwór czekał. Dobra, uspokój się. Może rozmową uda Ci się z tego wydostać?
-Sans wspominał, że potrzebujesz pomocy przy zmywaniu naczyń – starałaś się panować nad głosem, naśladować ton jakim mówiła Sweetpea. Nie miałaś pojęcia jak postępować z facetem zrobionym z ognia, więc najrozsądniej było zachowywać się tak jak pozostali. Lecz mimo to najbardziej chciałaś przypomnieć Grillbiemu, że Sans … nie chce aby on robił Ci… cokolwiek to było. I choć nie czułaś się z tą świadomością dobrze, praca gdzieś, gdzie nie byłoby tego potwora wydawała się zbawienna. Usłyszałaś dźwięk pękającego drewna w ognisku, szybko zdałaś sobie sprawę, że wytwarza go właściciel baru. Zdecydowanie coś on oznaczał, ale co? Zmęczenie? Śmiech? Wkurwienie i zaraz Cię zaatakuje? Diabli nadali. Dłonią pokazał na drzwi wiodące do pomieszczenia z którego wcześniej wyszedł z Sansem.
-Kuchnia – Jego głos nadal był dziwny, niski, szeleszczący, warczący, zupełnie niepodobny do jakiekolwiek innego. Machnął ręką wydając niemą komendę. Mężczyźni wrócili do czyszczenia stołów tak jakby nigdy nie opuścili miejsca swojej pracy. Odpowiadają na jego niewerbalne komendy? W takim razie nie mogą być ślepi, a może coś po prostu przeoczyłaś? Potwory Cię przerażały, pomijając fakt tego, że w ogóle istniały. Ciekawe co złego spotkało ludzi. Cokolwiek stało się Sweetpea zdecydowanie bardziej dotknęło pozostałych ludzi. Byli skorupami. A skoro o niej mowa, nie była już przy drzwiach. Wpatrywała się w Ciebie z dziwnym wyrazem twarzy, ale zdecydowałaś się nic z tym nie robić udając się w stronę kuchni. Nie chciałaś spędzać więcej niż to konieczne czasu z Grillbym. Starałaś się ze wszystkich sił, aby nie pobiec tam od razu. Cokolwiek znajdowało się za zamkniętymi drzwiami było lepszą opcją niż to co jest tutaj. Jak tylko chwyciłaś za gałkę wzięłaś głębszy oddech chcąc przygotować się mentalnie na ewentualne niebezpieczeństwo. Zerknęłaś na potwora. Nadal stał tam gdzie wcześniej nadzorując pracę swoich marionetek. 
Jak tylko wślizgnęłaś się do kuchni zdałaś sobie sprawę z jednego faktu: mimo że Sans wyglądał przerażająco, Grillby był gorszy.  Nie byłaś do końca pewna czego się spodziewać po potworzej kuchni. Mieszkanie Sansa jest całkiem normalne i wyszłaś z założenia że wszyscy są tak urządzeni. Tak naprawdę byłaś trochę podekscytowana mogąc zobaczyć coś nowego. Zawiodłaś się. Ściany i podłoga nadal wykonane z drewna, szafki, na przeciwległej ścianie metalowy grill gdzie przygotowywane były fastfoody. Choć wyraźnie często był używany to zadbany. Na końcu znajdował się zlew w którym czekało na Ciebie już kilka szklanek i talerzy. Jedynym co będzie Cię tutaj martwiło to druga para drzwi po Twojej prawej. Pokusa pojawiła się sama. To mogło być wyjście, albo też droga do pozostałej części budynku. Kuchnia była średnia, lecz swoim rozmieszczeniem znajdowała się dokładnie za częścią z barem. Postanowiłaś zająć się swoją robotą. Ostatnim razem, kiedy zrobiłaś coś nieprzemyślanego skończyłaś we własnym moczu, a potem naga na środku podwórka, mam przypominać, ze był tam śnieg? To zdecydowanie nie jest jego z Twoich ulubionych wspomnień. Przytaknęłaś sobie. Choć drzwi mogły być pomocne, wolałaś udawać posłusznego człowieka. Grillby wyraźnie ufał innym, że ci nie spróbują uciec, więc może i Ciebie lekko spuści ze smyczy? Zlew wyglądał całkiem zwyczajnie, choć była tylko jedna gąbka. Kran wyraźnie wyposażony w gałki do ciepłej i zimnej wody. Nie widziałaś żadnego płynu do zmywania, ale to bar więc pewnie coś musiało być. Znalazłaś za to bezzapachowe mydło, którym mogłaś namydlić gąbkę. Nie przywykłaś do czegoś takiego, ale … byłaś jakby trochę spokojniejsza. Sans wyraził się jasno, że woda ochroni Cię przed Grillby, ale nie byłaś pewna, czy ogniste potwory mogą zamienić się w zombie. Chwyciłaś za szklankę i gąbkę, zaczęłaś ją czyścić. Po chwili ruch w barze się zaczął, a co za tym idzie naczyń było więcej do zmywania. Co jedno było czyste, inne wyschnięte, to przychodziło kolejne do umycia. Ciepła woda lała Ci się po rękach. O tak to zdecydowanie przyjemniejsze uczucie niż zimna. 
Sans od wczoraj nie dał Ci nic do jedzenia czy picia, byłaś więc spragniona i głodna. Dlatego kiedy akurat nikogo nie było w pomieszczeniu wzięłaś dwie szklanki napełniłaś je wodą i wypiłaś. Po chwili zlew był pusty. Wpatrywałaś się w swoje dzieło. Talerze, widelce, szklanki i kubki. Wszystko czyste i powoli schnące. No tak, przecież nic nie jadłaś, a ten widok przypomniał Ci o tym bardzo wyraźnie. Woda nie wystarczyła i nie zadowoliła żołądka. Praca w koszulce Sansa też nie była zbyt przyjemna, przylgnęła mokra do Twojego ciała. I nawet odsuwanie się od zlewu nie pomagało, próba zrobienia czegoś z materiałem, aby nie przyklejał się do skóry też była daremna. No i te szorty, wyraźne za małe, w dodatku z paskiem jakiego nie mogłaś sama rozpiąć. Nie, zdecydowanie nie czułaś się dobrze. 
Nie wiedziałaś jakimi zasobami wody dysponuje to miejsce, dlatego mimo wszystko starałaś się używać jej najmniej jak się dało. Proces zmywania sprawiał, że miałaś zajęte czymś ręce i ale za to myślałaś jak nigdy. Jak do tego doszło? Zmywasz naczynia potworowi zrobionego z ognia, który jest właścicielem baru; porwał cię szkielet który zajmuje się …. Tym czym zajmują się szkielety. Nic nie ma sensu. Może masz omamy? Jakaś część Ciebie chciała uwierzyć w tę myśl, ale wiedziałaś lepiej. Wszystko było takie realne, tak bardzo bolało. A więc i te stwory są prawdziwe, żyją pod górą. Zmarszczyłaś brwi. Jakim sposobem nikt na to nie wpadł wcześniej? Ludzie zawsze woleli patrzeć w niebo szukając kosmitów, a przegapili potwory pod ich nosami! A może było coś z prawdy w Alicji w Krainie Czarów? Tam też była dziura i dziwne potwory.
Poczułaś ciepło na karku, zapach czegoś pysznego roznosił się po pomieszczeniu i wyrwał Cię z zamyślenia. Wytarłaś ręce i zaczęłaś się rozglądać nadal będąc w mokrych ubraniach. Grillby nie podchodził do Ciebie w ogóle, nawet syknął kiedy kilka kropel z Twojej ręki spadło na jego ciało. Czyli Sans miał rację. Tak długo jak będziesz przy zlewie, przy wodzie, ten ognisty potwór nic Ci nie zrobi. Trójka ludzi stała za nim, ich miny były puste, jakby nie zdawali sobie sprawy ze sceny jaka właśnie miała miejsce. Grillby natomiast znowu był w pełni sił, gotowy uczynić coś. Fioletowe  języki ognia tańczyły na jego ciele mimo tego, że był w pełni ubrany. Zaczęłaś się zastanawiać jak zareagowałby na większą ilość wody, ale szczerze, to ostatnią rzeczą jaką chcesz uczynić jest rozwścieczenie go. Przeprosiłaś pochylając głowę. Po chwili wszedł mijając Cię do tajemniczych drzwi jakie wcześniej zauważyłaś. Dwaj mężczyźni podążyli za nim. Sweetpea natomiast trzymała się troszeczkę z tyłu.
-Chcesz jeść? – zapytała powoli, niepewnie. Potrząsnęłaś swoją głową. W tej chwili wolałaś mimo wszystko robić to co mówił Sans. Jednocześnie miałaś nadzieję, że jak wróci po Ciebie to będzie miał jedzenie. – Pan jest dobrą osobą. Sprawia… sprawia że jest lepiej. Czujesz się lepiej. Czujesz się bezpieczniej – wyraźnie chciała pomóc, ale jedyne co udało się jej uzyskać to pogłębienie Twojego przeświadczenia, że są więźniami. Co jeżeli Grill robi im to samo co Sans zrobił Tobie? Podeszłaś do dziewczyny odchodząc od zlewu, delikatnie położyłaś rękę na jej ramieniu. Uśmiechnęła się do Ciebie, ale .. jak lalka. Tak pusto.
-Jaki… jaki jest Grillby…. Jaki jest was pan? – chciałaś mówić do niej prostymi słowami. Otworzyła usta jakby się zastanawiała, aby szukała właściwej odpowiedzi.
-Pan lubi… palić – Noo to już coś.
-Palić co? – na to pytanie Sweetpea wycofała się. Zmarszczyłaś brwi niepewna tego co dziewczyna robi.
-Wszystko – wbiła palce we włosy a potem wbiegła do pomieszczenia. Popatrzyłaś na swoją rękę, którą jej dotykałaś. Nadal otaczał Cię zapach ogniska, Teraz już wiesz, dlaczego wszyscy ludzie tutaj mają krótkie włosy „Wszystko” tak powiedziała. Nie włosy, „wszystko”. Coś zrozumiałaś. Zrobiłaś kilka kroków w tył podchodząc do zlewu najbliżej jak się dało. Wyobrażenie jak Grill przypieka Sweet oraz pozostałych było przerażające. Choć raz nie wstydziłaś się pragnienia, aby Sans był przy Tobie w tej właśnie chwili.
Share:

5 lutego 2017

Postaw mi kawusię.

Viva ja i moje paintowskie umiejętności oraz przerabianie memów. 

Przejdę może od razu do tego o czym chcę dzisiaj z Wami porozmawiać. Bo mimo tego, że blog jest mój i zaznaczam to wiele razy, kiedy ktoś doczepia się do tego dlaczego nie przetłumaczę x i dlaczego y jeszcze się nie ukazał. Tak traktuję wszystkich moich czytelników jak wielką rodzinę i zależy mi na Was, a co za tym idzie - na waszym zdaniu.
Możecie sobie pomyśleć - szczególnie ci co nie komentują, a czytają, że co ja pierdolę. No właśnie od dawna się nie pierdoliłam i w tym problem. Heh. Mniejsza o to. Wracając do głównego tematu. 
Blog do tej pory jest dla mnie non-profit. Czyli ja nic nie zyskuję, że go prowadzę. Głosy, abym zaczęła na nim zarabiać zaczynały się pojawiać stosunkowo wcześnie. Jeszcze na moim etapie fascynacji Zootopią. Bagatelizowałam ten temat, aż do teraz. 

Nim jednak powiem wam co chcę zrobić, pragnę wyjaśnić co skłoniło mnie do podjęcia takiej decyzji oraz zapytania się Was o zdanie. No i co ważniejsze, przyznam się do swoich lęków jakie towarzyszą temu co chcę zrobić. 

Okoliczności. 
Nie wiem dlaczego, ale ludzie często wychodzą z założenia, że nie należy zarabiać na tym co się lubi, na własnej pasji. Że z jakichś powodów to co się lubi człowiek powinien robić za darmo. A po co ma robić to za frajer jeżeli może na tym zyskać? Widzieliście kiedyś malarza rozdającego swoje obrazy? Pisarza wciskającego swoje książki do kieszeni? Czy nawet nauczyciela, który przychodził do waszego domu tłumacząc skomplikowane zadanie domowe tylko po to abyś miał/a z niej 6? No właśnie, tak naprawdę nic nie ma w tym świecie za darmo. 
Tak więc rola tłumacza też może być opłacana. Oczywiście, nie jestem profesjonalnym tłumaczem, ba - nie próbuję nawet za takiego uchodzić. Nie zrozumcie mnie źle! Wychodzę jednak z założenia, że jeżeli mogę robić to co kocham, dzielić się moją pracą z innymi i jeszcze zarobić na tym symboliczną złotówkę to będę szczęśliwa tym bardziej! No, a pieniądz nie śmierdzi więc... No i się przyda, nawet na tytułową kawę, czy na paczkę papierosów, której brak w tej chwili odczuwam bardziej niż może się wydawać. 
Tak więc. Po miesiącach wewnętrznych walk ze sobą doszłam do wniosku, że warto spróbować. Chcę zrobić dwie rzeczy:

Reklama. 
Mogę podpisać z Bloggerem umowę, że będą publikować na mojej stronie reklamy innych witryn czy sklepów. Tutaj zaznaczam, to nie będą chamskie reklamy jakie ścinają pracę całego kompa, czy blokują widoczność strony. Mam możliwość wybierania tego co chcę reklamować, oraz umieścić reklamy tam gdzie chce. Nie będą one na widoku, raczej na dole strony, gdzieś za tagami czy archiwum. Lekkie, przyjemne, prostokątne, albo kwadratowe. Za sam fakt tego, że je będę udostępniać - dostanę jakieś tam pieniążki, których wielkość będzie zależała od wyświetleń bloga oraz - czy ktokolwiek kliknie na reklamę. Nie, nie chcę was wykorzystywać mówiąc - klikajcie na reklamy! Nie. One sobie po prostu będą i jeżeli coś Was naprawdę zainteresuje - to wtedy. 
Was to nic nie kosztuje i nie ucierpi na tym strona, a ja dostanę te grosiki na kawałek kromki chleba bez masła. 

Datki
Datki co coś zupełnie innego bo wymaga Waszego wkładu. Jest pewna strona, na której za pomocą smsów możecie wspierać moją działalność. Możecie, ale nie musicie. Jeżeli po prostu uznacie za słuszne, aby z niej skorzystać to to zrobicie, a jak nie to nie. 
Sprawa polega na tym, że możecie wysłać sms za dokładnie 3,64zł, gdzie 3 zł idzie do mnie, a 64 gr do strony. Można oczywiście przelać większą kwotę jeżeli się chce. Nie wiem czy ta strona obsługuje konta bankowe, ale mogę się dowiedzieć. W każdym razie nie liczę na więcej. 3zł to myślę optymalna kwota, nie za wysoka, nie za niska, taka w sam raz. Na kawę. Właśnie. Kawy w automatach czasem potrafią kosztować więcej, nie wspomnę o tych z kawiarenek. 

Zaznaczam też
Nie będę poruszać tego tematu w innych miejscach. Dlatego nie bójcie się, że będę Was gnębić i nękać, że tego miesiąca tylko tyle, a kolejnego więcej, nie będę nikogo nagabywać aby wysłał sms'a czy tym bardziej szantażować, że jeżeli nie pojawi się tyle, a tyle wejść i smsów to nie wrzucę już nic. Blog nie zmieni się w żadnym razie, nadal będę codziennie coś wrzucać. Nadal Zootopia i Undertale. Nadal wasze opowiadania czy tłumaczone przez Was komiksy tutaj będą. Jeżeli oczywiście będziecie chcieli je nadal tutaj publikować. Atmosfera na blogu się nie zmieni. 

Boję się tylko, że...
Mogą pojawić się głosy, że będzie pan czy pani X przeleje więcej forsy i wyjdzie z założenia, że teraz muszę tłumaczyć to co ta osoba chce. Dlatego uprzedzam. To DATEK, czyli dobrowolne przelanie jakiejś kwoty pieniężnej w podzięce za działalność. To nie jest ŻEBRANIE bo nie proszę i nie będę nikomu o tym przypominać w czymkolwiek. To też nie jest OPŁACANIE mnie, bo blog nie będzie źródłem mojego dochodu, a ... dodatkową forsą jaką mogę przeznaczyć na swoje przyjemności, albo na ... jedzenie dla moich zwierząt. 
Boję się też tego, że pomyślicie iż Was wykorzystuję, albo co gorsza pojawi się w Waszych głowach wyobrażenie, że śpię na gotówce. Neeeh, tak się nie stanie. 

Ewentualne pytania, sugestie czy wątpliwości, śmiało piszcie w komentarzach. Jak powiedziałam - chcę z Wami na ten temat POROZMAWIAĆ. Ja już wypowiedziałam się jasno co chcę zrobić, teraz pragnę poznać Wasze zdanie właśnie dlatego, że się z Wami liczę. 

Pod notkami będzie jeszcze przez jakiś dłuższy czas ankieta, albo raczej dwie, w których możecie wziąć udział. O co was proszę. 
A więc, teraz Wasza kolej. Co o tym myślicie? 

/od razu możecie zadawać pytania jakie chcecie, bez krępacji, z mojej strony nie ma tabu, jak nie będę chciała odpowiedzieć, to nie odpowiem/
Share:

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XI - Starając się miło spędzić czas [Would That Make You Happy? - Just Trying to Have a Good Time - tłumaczenie PL]


Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Las za Snowdin był piękny po ciemku. Starasz się nie nazywać tej pory „nocą” choć Twój telefon nadal był nastawiony na odpowiednią godzinę panującą na Powierzchni. Tutaj nie było słońca, nie przedostawał się nawet najmniejszy promyczek by rozświetlić mroki. Zastanawiałaś się, czy jeszcze kiedyś dane Ci będzie zobaczyć wschód. Słuchałaś jak potwory rozmawiały o tej wielkiej świecącej kuli, tęskniły za nią choć czasem miały mylne wyobrażenia. Ty jednak... zdaje się najbardziej brakowało Ci księżyca. Gwiazd. Wilgoci unoszącej się w chłodnym nocnym powietrzu. Rosy na drzewach o poranku. Tego jak gęste chmury leniwie przewijały się po niebie. Tutaj w Podziemiu, nawet temperatura nie różniła się od tej do której przywykłaś. Powietrze było podobne. Jednak głazy nad głową przypominały ciągle, że utknęłaś pod ziemią. I choć dookoła były drzewa i śnieg, czułaś na barkach ich ciężar. Wzięłaś głęboki wdech. Sans zaprowadził Cię na pustą polanę, niedaleko jednego z klifów. Stąd mogłaś zobaczyć las w całej okazałości, okryty śniegiem. Wszystko kąpało się w barwach czerni i bieli. Stanęłaś obok kościotrupa. Znowu miałaś rękę w jego kieszeni. Ścisnął ją.
-co myślisz o widoku? - wpatrywałaś się w niego, zacisnęłaś mocniej wargi, a potem uśmiechnęłaś się.
-Bardzo przystojny. Las też niczego sobie. - Z jakiegoś powodu zabrzmiało to troszeczkę desperacko.
-hej, chciałem zachować ten kawał dla siebie.
-Byłam pierwsza – wyszczerzyłaś się – Będziesz musiał się bardziej postarać.
-normalnie nienawidzę się starać w czymkolwiek – jego oczy zamigotały – ale dla ciebie zrobię wyjątek
-Co za zaszczyt – wywróciłaś oczami
-zasługujesz na to

Myślisz, że jesteś wyjątkowa? Jesteś niczym więcej jak nastoletnią dziwką. Nikt nie będzie cię chciał!  

Usłyszałaś w głowie głos matki. Zrobiłaś krok do tyłu.
-Nie, nie zasługuję.
-zasługujesz, są osoby, którym na tobie zależy, mam tutaj przyprowadzić papyrusa aby przemówił ci do rozsądku? - Ścisnął Twoją dłoń, tak abyś przypomniała sobie, że nadal jest z Tobą. Wyobrażenie Papyrusa brnącego przez śnieg wywołało uśmiech na Twojej twarzy. To pomogło. Znowu skierowałaś wzrok na Sansa.
-Przepraszam. Stare nawyki. Powinnam dać sobie z nimi spokój – Dwadzieścia lat wmawiania Ci, że jesteś bezwartościowa zrobiły swoje.
-więc – mruknął zastanawiając się nad zmianą tematu. Byłaś mu za to wdzięczna – przyprowadziłem cię tu być mogła podziwiać widoki, przychodzę tutaj kiedy chcę oczyścić umysł.
-Jak chcesz oczyścić umysł, kiedy masz pusty łeb?
-ałć, to bolało – zaśmiał się – zawsze tak traktujesz chłopaków na randkach czy po prostu mam szczęście?
-Ah, wiesz... - zaczęłaś nerwowo gładzić się po włosach, czując się zakłopotana – Nie wiem. Nigdy tak naprawdę nie byłam na randce.
-naprawdę? nie żartujesz? - wyglądał na zaskoczonego.
-Naprawdę. Nigdy nie miałam tak naprawdę szansy – kopnęłaś śnieg pod stopą spuszczając wzrok.
-myślałem, że skoro masz friska... - nie wiedział co dalej powiedzieć, ale wyraził się dość jasno
-Miałam czternaście lat, myślisz że jego ojciec zabierał mnie na gorące randki? - zaśmiałaś się lekko – Nie było też żadnego romansu, troszeczkę pośpiechu i szukania ucieczki tam, gdzie rodzice nas nie znajdą...
-a więc będę musiał zabrać cię na gorącą randkę, a jak mi idzie z całą romantyczną stroną? - Popatrzyłaś na niego raz jeszcze, było dziwne napięcie w wyrazie jego twarzy. Z uśmiechem położyłaś głowę na jego ramieniu
-Nie narzekam. Choć nazwałabym ją zimną randką. - zaśmiał się nadal trzymając za dłoń, wyciągnął ją i przyciągnął do swojej klatki piersiowej, drugą ręką Cię objął. Uśmiechał się, poczułaś motyle w brzuchu.
-to twój rewanż za to, że sprawiłem iż zaczęłaś się krztusić u grillbiego.
-Lubię z tobą żartować, Sans. Lubię jak się śmiejesz. Wcześniej nie miałam z kim się śmiać – powiedziałaś przytulając się twarzą do futra oplatającego jego kaptur. Jego szczęka była gładka i ciepła, pachniał kośćmi i keczupem. To było dość dziwne, ale jakoś dziwnie znajome i przyjemne.
-zawsze możesz żartować ze mną, dziecino, i zawsze będę próbował cię rozweselić, może nie będę w tym orłem, ale obiecuję walczyć jak lew. - poczułaś jak ściska Cię mocniej, potem pochylił się i zaczął całować po policzku, po szyi. Lekko zadrżałaś, aż mruknął z przyjemności wprost do Twojego ucha. Mocniej chwyciłaś za jego bluzę. - hmmm.. a co to było? - zapytał niskim tonem. Znowu przysunął się bliżej do Twojego karku skubiąc go delikatnie zębami. Przeszył Cię dreszcz, lecz przysunęłaś się bliżej.
-Sans – stęknęłaś cicho – jeżeli nadal będziesz tak robić, naprawdę spróbuję pójść z tobą w kości, a jest dość zimno więc...
-podoba mi się ten pomysł, ale wolałbym abyśmy zrobili to w bardziej wygodnym miejscu – zwolnił swój uścisk, przesunął dłoń na Twoje biodro i popatrzył na Ciebie.
-Co za gentleman – cmoknęłaś go w policzek, a potem on Ciebie.
-oto cały ja, szkielet z klasą. - Odsunęłaś się od niego całkowicie, czując że potrzebujesz troszeczkę przestrzeni dla siebie. Puścił Cię bez słowa sprzeciwu, rozejrzałaś się po okolicy, a kiedy znowu popatrzyłaś na niego zauważyłaś, że nie spuścił z Ciebie wzroku. Mimo pragnienia nie byłaś pewna jak wejść w intymne relacje z kościotrupem. Oczywiście, jego język całkowicie zawrócił Ci w głowie, lecz co Ty możesz zrobić dla niego? Zauważyłaś, że podoba mu się jak dotykasz go po kręgosłupie, więc może tak naprawdę nie różnicie się zbytnio w tych sprawach. Na chwilę się zapomniałaś, ponieważ miałaś ochotę popatrzeć na niebo, a kiedy dostrzegłaś zimną skałę westchnęłaś pełna zawodu. Sans zrobił kilka niepewnych kroków w Twoją stronę.
-Przez chwilę wydawało mi się, że chmury przysłoniły gwiazdy – mruknęłaś do siebie.
-jest tutaj takie miejsce, waterfall, mamy tam pokój życzeń, na sklepieniu są kryształy i udajemy, że to gwiazdy, posyłamy im nasze marzenia, choć wiemy że to na niby to... pomaga, chyba. - Chyba właśnie próbował Cię pocieszyć, ale te słowa sprawiły, że zrobiłaś się jeszcze smutniejsza. Jak wiele rzeczy musisz poświęcić, jakich już nigdy nie zobaczysz... nie mogłaś nic poradzić na to, że tęskniłaś.
-Przywyknę, po prostu muszę się przyzwyczaić.
-jesteś pewna, że chcesz tutaj zostać? - choć brzmiał normalnie, światełko w jego oczach praktycznie całkowicie zniknęło, miałaś też wrażenie że starał się ukryć swoje obawy.
-Sans, nie będę gadać głupot, że upadek tutaj to najlepsze co mnie w życiu spotkało. Lecz ten.... tydzień był najszczęśliwszym – dotknęłaś jego ramienia. Sans chwycił Cię za rękę i popatrzył na Ciebie.
-chcę abyś wiedziała, że cieszę się iż tutaj jesteś, ale nie mogę uciec od wrażenia, że na powierzchni byłoby ci lepiej
-Może, ale jak mówiłam, jestem tutaj szczęśliwa. I jeżeli pisane mi zostanie w Podziemiu, to niech tak się stanie – ścisnęłaś jego rękę i uśmiechnęłaś się szeroko. Westchnął, dostrzegłaś, że jego uśmiech jest nieco większy.
-a więc nie będę cię wyganiać.
-To dobrze, bo lubię być z tobą – szepnęłaś rumieniąc się lekko. W jednej chwili przybliżył się do Ciebie i chwycił za brodę, pocałował delikatnie.
-chcę abyś została, chcę abyście oboje zostali, może to samolubne, ale ... jest tak dobrze, choć raz chcę aby tak zostało – Słychać było wyraźnie desperację w jego głosie. Nie wiedziałaś co to znaczy, ale miałaś wrażenie, że umknęło Ci coś bardzo ważnego. Przystawiłaś swoje wargi do jego zębów, mruknął zadowolony. Gładkie palce zaczęły błądzić po Twoim karku i plecach. Wsunęłaś ręce pod jego bluzę i zaczęłaś pieścić żebra. Uśmiechnęłaś się wiedząc, że podoba mu się Twój dotyk równie mocno, jak Tobie jego. Czekałaś na jego język, ale ten nie wychodził. Zamiast tego Sans odepchnął Cię lekko, by przyglądać Ci się z dziwnym głodem w oczach, który sprawiał, że zabrakło Ci tchu w piersi. -wracajmy do domu. - jego głos był bardzo niski. Przełknęłaś ślinę, starałaś się zapanować nad ciałem na tyle na ile mogłaś.
-Powinniśmy, tam śpię, a twój brat ma moje dziecko – głos lekko Ci drżał.
-wiesz co mam na myśli – na dźwięk tych słów coś ścisnęło Cię w żołądku.
-Tak, dobra, tak – Nadal nie wiedziałaś jak to w ogóle będzie działać, ale i tak tego chciałaś. Potrzebowałaś tego – Zabierz mnie do domu.
Byliście przed domem szybciej niż to możliwe. Miałaś wrażenie, że jakimś sposobem omijacie niektóre części miasteczka, ale w tej chwili miałaś to gdzieś. Sans otworzył drzwi tak cicho jak się dało, dostrzegliście Friska i Papyrusa śpiących na kanapie, telewizor dawał nikłe światło. Dobrze. Szkielet chwycił Cię za rękę i poszliście schodami na górę. Jego pokój to jedyne miejsce jakiego jeszcze nie widziałaś. Byłaś ciekawa jak wygląda? Nie zauważyłaś kiedy otwiera zamek. Wnętrze było .. ciemne kiedy tam weszłaś. Potem zamknął za wami drzwi i zapalił światło. Pokój był niewielki i zagracony. Kilka śmieci pod ścianą, skarpetki na podłodze, stara bieżnia na środku. Światełko jakie zapalił pochodziło od niewielkiej lampki jaką miał na biurku. Jego łóżko okazało się niezasłanym materacem. Szkielet wzruszył ramionami kiedy na niego popatrzyłaś.
-wybacz, nie spodziewałem się towarzystwa.
-Nic nie szkodzi, teraz o to nie dbam – rozpięłaś kurtkę i położyłaś ją na bieżni. Sans przyglądał Ci się jak usiadasz na jego łóżku, musiałaś wyprostować nogi – Będziesz się tak patrzył czy przyjdziesz do mnie nim stracę nerwy? - mruknęłaś niepewnie. Nagle znalazł się naprzeciwko Ciebie, trzymał ręce w kieszeniach spodni
-chciałbym wiedzieć jak to jest, ale nie mam nerwów – zaśmiał się jakby z przymuszenia. Westchnęłaś zadowolona.
-Masz zimne rączki? Rozgrzeję je – miałaś nadzieję, że to zabrzmiało lepiej. Wyraźnie się rozluźnił, wyciągnął dłonie z kieszeni
-wiesz, że uwielbiam ten niewielki błysk w twoich oczach kiedy żartujesz i czekasz na mój śmiech? - poczułaś jak serce zabiło Ci mocniej.
-Teraz już wiem – powiedziałaś miękko. Ściągnął bluzę i chwycił Cię za rękę mocno ściskając
-i sposób w jaki się rumienisz i twój uśmiech – Zaczęłaś całować jego szczękę. Otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, lecz żadne słowo go nie opuściło. Pod językiem czułaś gładką strukturę jego kości. Mruknął nisko. Kiedy podniosłaś głowę zobaczyłaś, jak jego oczy mocno świeca, natomiast na policzkach pojawił się niewielki, błękitny rumieniec. Położyłaś się na łóżku, opierając się lekko na łokciach czekając aż do Ciebie dołączy. Nie marnował nawet chwili. Prawie przegapiłaś moment, kiedy klęczał na materacu, jedną rękę wsadzając w Twoje włosy, drugą pod koszulkę, gładząc palcami skórę do czasu, aż nie trafił na materiał stanika. Przesuwał palce wzdłuż linii kręgosłupa. Twoje dreszcze nie miały nic wspólnego z zimnem, zaczął czule skubać Cię po szyi. Zaraz potem poczułaś jak ją lizał. Zacisnęłaś mocniej wargi, aby nie jęknąć zbyt głośno, jego ręce powoli przesuwały się do góry odkrywając coraz więcej Twojego ciała. Gładkie palce zaczęły błądzić po brzuchu.
-jesteś taka miękka – mruczał – uwielbiam cię dotykać.
-Więc dotykaj. - szepnęłaś.
-gdzie? pokaż mi.
Chwyciłaś go za dłoń i położyłaś ją na jednej ze swoich piersi. Jego palce dotknęły materiału stanika. Otworzyłaś oczy i popatrzyłaś na niego, serce waliło Ci jak szalone. Przyglądał się Tobie jakbyś była jakimś cennym skarbem. Nie wstydziłaś się przy nim swojego ciała, żadna blizna nie była czymś złym. A to przez sposób w jaki na Ciebie patrzył. Jego palce powoli wsunęły się pod materiał, przygryzłaś wargi, czerpiąc przyjemność z jego dotyku. Powoli przysunęłaś się bliżej niego. Właśnie miałaś zaproponować ściągnięcie biustonosza kiedy...
-SANS?! - oboje zamarliście. Błękitne światło w lewym oku Sansa zajaśniało bardziej, kiedy spotkały się wasze spojrzenia.
-może jeżeli go zignorujemy to sobie pójdzie? - szepnął. Zacisnęłaś zęby.
-Ale jeżeli on nie śpi... to...
-Siorka?! - strach w głowie dziecka sprawił, że zamarła Ci krew w żyłach. Nic nie mogłaś poradzić na swój instynkt. Sans już Cię nie dotykał, poprawiłaś bluzkę i szybko wyszłaś z jego pokoju zbiegając po schodach w dół.
-Frisk, kochanie, coś się stało?
-bracie, wszystko dobrze? - słyszałaś zaniepokojenie w jego głosie. Papyrus stał na dole, zerkając raz na Ciebie raz na Sansa, zapłakane dziecko siedziało na kanapie. Wyższy z braci wyglądał nie zdziwionego i niepewnego tego, co właśnie się działo. Usunął się jednak z drogi kiedy go minęłaś by pobiec do Frisk. W jednej chwili to wtuliło się w Ciebie bardzo mocno.
-Ciii, skarbie, jestem, co się stało? - gładziłaś je po plecach.
-coś nie tak? - Sans zapytał się brata.
-Ja.. ja nie jestem pewien – jego głos był cichy – Kiedy się obudził zaczął się o nią wypytywać. - Dziecko drżało w Twoim objęciu.
-Skarbie, mów do mnie, wszystko dobrze? - starałaś się nie dopuścić strachu do głosu.
-Koszmar – mruknęło w Twoją pierś – Ja... nie mogłem cię znaleźć.... nie było cię tu... a potem jak się obudziłem.... ciebie nadal nie było.... bałem się.... że jestem sam.
-Nie jesteś sam. Jestem tutaj.
-Gdzie byłaś? - Poczucie winy pojawiło się w Twoim sercu, choć wiedziałaś że nie zrobiłaś niczego złego.
-Sans i ja nie chcieliśmy cię obudzić. Byliśmy w jego pokoju.
-Zostaniesz ze mną? - Frisk wtulił się bardziej w Twoje ubranie. Zaczęłaś gładzić palcami jego włoski
-Oczywiście, zostanę z tobą – kiedy to mówiłaś popatrzyłaś na Sansa. Bałaś się, że będzie złym jednak nic z tych rzeczy. Rozumiał. Podszedł i poklepał dziecko po głowie, drugą kładąc na Twoim ramieniu. To niewielki gest, ale czułaś, że wspiera Cię. To nowe uczucie, wypełniało Cię ciepłem.
-przepraszam, że cię przestraszyliśmy dzieciaku, wiem jak to jest obudzić się zagubionym – Frisk popatrzył na niego. Pociągnął nosem.
-Obudziłeś się kiedyś w złym miejscu?
-jasne – w jego głosie było coś smutnego, lecz uśmiech to chował – ale jeżeli będziesz dobrym dzieckiem, to będzie dobre miejsce, tym razem.
Share:

4 lutego 2017

Undertale: Anomalia - o4. seN [opowiadanie własne]


Notka od autora: Żyjesz, jesteś, egzystujesz. Nie ma tutaj potworów, nie ma nawet góry Ebott. Nie ma magii, nie ma tajemnic, ot prosty świat jaki jest Ci dobrze znany. Jednak, jakbyś się czuła gdyby gdzieś tam była osoba nie z tej rzeczywistości, która bacznie obserwuje każdy Twój ruch, towarzyszy w każdej minucie Twojego życia? A co jeżeli powiem Ci, że jest to Error?
Error!Sans należy do loverofpiggies
Ink!Sans należy do comyet
Spis Treści:
o4. seN [obecnie czytany]













Jechałaś rowerem po autostradzie, miałaś na sobie białą sukienkę. Na niebie ani jednej chmury, słońce wielkie, gorące, ale nie palące. Widziałaś w oddali ocean, a może to było morze? Nie wiesz i nie jesteś tego do końca pewna. Śmiałaś się. Puściłaś kierownicę, jechałaś dalej tam, gdzie chciałaś. On, on był zaraz za Tobą, wbrew prawom wszelkiej logiki – szedł, a mimo to nadal był o krok za Tobą. Jakby rzucał wyzwanie odwiecznym prawom istnienia samą swoją egzystencją. Buntownik rzeczywistości. Twój buntownik. Sen zaczął się rozmywać, no tak, pora wstać. Zatrzymałaś rower i popatrzyłaś za siebie. Jedną rękę miał w kieszeni sztruksowych spodni, drugą uniósł powoli i pomachał Ci na pożegnanie. Ciche „do potem” padło z jego ust. On tam będzie, on tam na Ciebie czeka. On nigdy nie zniknie z krainy Twoich marzeń i snów.

Podniosłaś powieki. Jesteś już ... stara. Twoje dzieci są już dorosłe, syn znalazł pracę w jakiejś wielkiej korporacji. Wyrósł na odpowiedzialnego mężczyznę, ma narzeczoną, planują wspólnie przyszłość. Masz też dziwne wrażenie, że jego ukochana jest w ciąży. Nie wiesz tylko dlaczego jeszcze nie chcą podzielić się tą informacją z Tobą. Córka, ona jeszcze z Tobą mieszka, jeszcze. Bo niedługo się wyprowadzi. Czujesz to w kościach. Spotyka się z takim jednym. Gość mógłby robić za wikinga bez większej charakteryzacji. Dać mu tylko topór i gotowe! W każdym razie ona też odleci. To część dorastania. Ptaszęta z gniazda i te sprawy i choć szykowałaś się na to od kilku lat... to nadal myśl o samotności – boli.
Kontakt z byłym się zerwał zaraz po tym, jak najmłodsze dziecko ukończyło 26 rok życia. Nie wiesz gdzie jest, z kim jest, ani co robi. Mimo tych wielu lat odkąd nie jesteście razem... czasem tylko nadal... przychodzą jakieś listy przypominające Ci, że ktoś taki w ogóle istnieje.
Wchodzisz po schodach, powoli, każdy krok stawiasz z trudnością. Boli Cię wszystko i nie chcesz tego przyznać, bo nie chcesz być jak te starsze panie z których śmieją się dzieci w internecie... z których, śmiałaś się sama. Czasami, choć naprawdę potrzebujesz usiąść w autobusie, zmuszasz się aby stać, bo nie chcesz, aby na Ciebie krzywo patrzono. Czasami przepuścisz dziecko w kolejce, aby zmieniło zdanie o starszych osobach. Dzieci mają zakrzywioną perspektywę. Stary widzi wszystko. Ludzie starszy dzielą się na dwie kategorie – tych co uważają, że z racji na wiek młode pokolenie winne jest im ustępować we wszystkim i wszędzie; oraz na tych co wiedzą i pamiętają. Próbują nawiązać nić porozumienia z nową generacją. A to zachowując się tak jak oni, oh. Za Twoich czasów była taka jedna, Baśka Blog. Oglądałaś ją jako nastolatka, Twoja ś.p. Mama krzywiła się i dziwiła, jak mogła z siebie zrobić taką małpę. Bo wiek to wiek, z wiekiem idzie pewna powaga. Ty.... ty wylądowałaś gdzieś pomiędzy. Wracając jednak do myśli przewodniej. Bez względu na to jacy są starzy ludzie, mają jedną wspólną cechę. Są przeraźliwie samotni. Na zakupach kupują niewielkiego lizaka czy batonika (bo na to starczyło z emerytury) dla wnusia. Bo o wnusiu pamiętają. Zrobią coś, wydrą psu z gardła. Pomagają na tyle na ile się da. No nie wszyscy, ale Ty taka jesteś. Nigdy nie zapominasz o swoich dzieciach – bo wnucząt jeszcze nie masz – dajesz tyle ile masz.
Kiedyś ktoś powiedział, że młodzi marzą, starzy wspominają. Ty.... Ty śnisz.

Ciepła, letnia noc. Drewniany parkiet olśniony lampami naftowymi, kolumny przyozdobione polnym kwieciem. Żywa orkiestra gra skoczne melodyjki. Ty z tamburynem w ręku, włosami splecionymi w warkocz, w zwiewnej sukience i w młodym ciele, wirujesz i tańczysz. On obserwuje stojąc obok stołu z przekąskami. Pije piwo.
Środek morza, statek piracki. Jesteś na desce i masz skoczyć w odmęty wody. Spocząć na dnie i zginąć. Lecz On... On jest w wodzie. On jest ... rekinem? O, a to nowość. Skaczesz bez strachu i zapadasz się.... w pudding. Więzy znikają. Otwierasz oczy i jesteś na hamaku obok niego. Śmiejesz się. Cieszysz się. Nie jesteś już sama. On jest z Tobą.

I tak dzień za dniem. Noc za nocą. Monotonia, w której kiedy świeci słońce jesteś staruszką, zawsze uśmiechniętą, kupującą niewiele, niewiele jedzącą, życzliwą i ciekawą, zawsze chętną do rozmowy i udzielającą rad wtedy kiedy się tego po Tobie oczekuje. Byłaś już na chrzcinach pierwszego wnuka, syna Twojego syna. Hah, miałaś rację! Córka za miesiąc bierze ślub z tym swoim wikingiem. Nie spotykasz się już co sobotę z przyjaciółkami. Pewnego dnia jednej coś wypadło, i zaraz potem .... każdej coś wypadało. Nawet Tobie. Bo to nie tak, że to one zostawiły Ciebie. Nie. Wszystkie... się... zostawiłyście.

Luwr, francuski Luwr, nigdy nie było dane Ci go zobaczyć, choć często na niego patrzyłaś z tęsknotą w oczach. Teraz chodzisz po jego posadzce. Nikogo nie ma, ani ochrony, ani turystów. Czytałaś o nim, a teraz jesteś. A On obok. Trzyma Cię pod rękę. Prowadza i ogląda. Takie rzeczy nie są w jego stylu. Wiesz o tym, bo go poznałaś. Nigdy mu tego nie powiedziałaś, ale ... już od jakiegoś czas uważasz go za swojego anioła stróża. Nie czujesz się samotna. Bo on jest. I ta myśl nie opuszcza Cię nawet za dnia. On jest. Obserwuje. Jest.

Ten pierwszy raz, kiedy zwróciła się do niego. Do niego! Za dnia! Na jawie! Oh, nigdy go nie zapomni. Podlewała wtedy kwiatki na balkonie. Podniosła głowę wysoko i odezwała się do niego. Powiedziała, że jeżeli jest ... prawdziwy, że jeżeli nie jest wytworem jej wyobraźni to chce... to ona chce... mieć sen w którym zrobi coś niewyobrażalnie głupiego, coś co nigdy by jej do głowy nie przyszło. Nie mówiła co dokładnie, bo nie chciała sama sobie nasuwać wyobrażenia. On musiał się zastanowić i miał mało czasu. Kilka godzin. I właśnie... Coś głupiego? Się jej zawidziało. Lecz sam fakt, że może udowodnić jej, że jest... wywołał uśmiech na jego twarzy.
Uwierzyła mu tego dnia. Albo raczej, tego snu. Uwierzyła mu jak pojawiła się z majtkami na głowie, skarpetkami na rękach, w sztucznym nosie na twarzy z doczepianymi wąsami. Tak, tego zdecydowanie NIGDY by nie zrobiła i NIGDY by o czymś takim nie pomyślała.
Error nie zapomni tego wieczoru. Nocy. Bo w jej śnie była noc. Była plaża. Było morze. Były jasne gwiazdy na niebie. Jej sny zazwyczaj, w znacznej większości odzwierciedlały świat takim jaki jest. Tak więc wszystko było takie.... ludzkie. Obejmowali się, przywarli do siebie ciałami.
-Jak ci na imię? - Zapytała się po latach znajomości. Error się skrzywił.
-̛A ̶j̴a̵k̢ ̨c͏hces͘z mǹie ͏n̶a͘z͞w͡ać̵?͢
-Jak ci na imię?
-̨E͏rr̨or̨- Zaśmiała się perliście.
-Nie znam takiego anioła.
̢-͠Nįe͢ j̨es̴te̛m̕ ͏a͡n҉i̸òł͟em͘.͟
-To demonem?
-̨Też ҉pud̕ł҉o.̵
-Kosmitą?
͡-Nie̸?
-To kim jesteś?
-͢.̷...͝E҉rro̵r. ͜
-Nie pytam poważnie. Kim jesteś? Dlaczego mi się śnisz?
-̀Nįe p̷om̷y̴ś҉la̶ła͞ś̷ o ̷t͏y̡m͝, ̧ż͢e̛ ̵to n͜i̸e̵ j́à ̛ś̕nię śię͠ ̢tobi͞e̢, ̸t̢ylko ̢t͝y ̸śn͜isz s͟i͘ę́ ̵mi͠? ̢
Nic więcej nie powiedziała. Po dłuższej chwili milczenia, pocałowała go. Był w szoku, nigdy, naprawdę nigdy o tym nie pomyślał. To nie było jej ciało, to była pewna namiastka jej duszy, jej jaźń, jej osobowość. To mimo wszystko była ona. Czuł ją. To nie skóra, nie taka ludzka, ale to była ona. Realna i taka ciepła. Nim się zorientował już łapczywie ją całował. Przekręcił się na nią. Miała piach we włosach, obejmowała go mocno i on ją. Po jakimś czasie ubrania były niepotrzebne. Morze ciepłe i tylko oni, i senny księżyc – świadek.

To był Twój pierwszy erotyczny sen od lat. Podniosłaś starcze powieki. Serce biło Ci jak szalone, czułaś się szczęśliwa, pełna, spełniona. Chciało Ci się płakać. Chciałaś się obok niego obudzić. Kimkolwiek lub czymkolwiek jest. Albo to zaawansowana schizofrenia, albo naprawdę on jest kimś. Kimś w kim szaleńczo się kochasz od wielu lat. Kimś z kim możesz widzieć się tylko we snach. Kimś, kto odwzajemnia Twoje uczucia. Kimś kto.... istnieje.
Nie powiedziałaś o Twoim odkryciu nikomu w obawie, że wezmą to jako majaczenie głupiej staruchy, której wszystko się w głowie pokiełbasiło. Wnuczęta i dzieci zauważyły, że jesteś jakaś szczęśliwsza, promieniejesz. Robisz to czego wcześniej nie robiłaś. Mówisz to czego wcześniej nie mówiłaś. Siadasz na miejscu w autobusie, nawet ustępujesz go starszym od siebie. Jak Twoje dzieci nie patrzą, dajesz swoim wnukom po piątaku na słodycze. Zapisałaś się nawet na ten kurs szydełkowania dla 60+. A to wszystko za Jego sprawą. Twoje sny, w których jesteś młodą dziewczyną stały się odważniejsze. Nie zatraciły przy tym swojego uroku. On nie był... partnerem z marzeń, jakkolwiek to głupio nie brzmi. Miał swoje humory, przez te lata kilka razy się kłóciliście, sprzeczaliście, jednak jak spałaś to zawsze był. Nawet obrażony, zawsze był, gdzieś w tyle, gdzieś na nastym planie. Gdzieś, zawsze.
Lata mijały. Jesień, zima, wiosna, lato, jesień zima, wiosna, lato, jesień, zima, wiosna, lato, jesień zima, wiosna, lato, jesień zima, wiosna, lato, jesień, zima, wio-...

-Ona niedługo umrze. - Ink siedział obok Errora. Przez ten czas sam przystawał aby rzucić na Ciebie okiem. Raz nawet zainteresowany chciał zaleźć tę duszę w innym wymiarze, gdzie nie było potworów. Pobił się wtedy z Errorem, który swoimi czarami zablokował drzwi. Zakazał mu tego robić, mówiąc, że nie chce aby on tak cierpiał. Ink nie do końca rozumiał. Kiedy Error śnił razem ze swoim człowiekiem wydawał się szczęśliwy. Jak nie spał siedział i obserwował. Czasem reagował na jej zachowanie, czasem na otoczenie. Mówił do niej by innym razem milczeć. - Wiesz, że w jej świecie sprawa z duszą wygląda troszeczkę inaczej. - Error prychnął odwracając wzrok na bok. Wiedział, aż za dobrze wiedział. Straci ją na zawsze. Nie będzie mógł jej zabrać, bo dusza jaką ona ma, jest przypisana do tego wymiaru. Nie ma też mocy podróżować między innymi. - Lepiej, abyś się z nią pożegnał. Jeżeli się nie mylę, to ona umrze w ciągu szesnastu godzin.
-̛W͝i̷e ͞o̸ tỳm͜.̀
-Co?
͜-̶O̸na̸ o͘ t̴ym ̀w̕ie. ͏W͜ie͝ o͡ ̧ty̡m od ̨j͘ak͟ieg̕oś͢ ͠ćz̡asu͞.͝
-Jak to?
-̷Ni͜e ̶wi͜em̷. ͏To c̸hy̡b̵a͢.͟.̢. l̛u̶dzka ̶rze͜cz. ̕Od͟d̨ął͏a̡ ws̶z̨y̷s̴tko͢ co̡ ki̶ędy͢ś p͠ożycz̶ył̷a͝. ̴Miesią́c ͜t͝eḿu źa̢łat̨wi͝ł̶a spr̢aw̷ę̕ z pódzi̕a̴łe̸m m͢aj̨ąt̸ku͝,͞ kupił̛a ́wnu̸k͘ơm̀ ̨t͡o ͢o͜ czym̵ ma̕rz̕y͠l͢i. ̷- Mówił drżącym głosem ̵– ͞Ǫn̡a s͡kądś̴ ͝wi͏e͡,̡ że ̸um͡r̶z͢e..̧.̕. ́ni͢edł͟ug̡o.̧
Ink wzruszył ramionami.

Byłaś na białej drodze umieszczonej we wszechświecie. Znaczy się, unoszącej się we wszechświecie. Na poboczu znajdowały się drzwi, różnej wielkości, różnego kształtu, wielobarwne. Tutaj jeszcze Cię nie było. Odwróciłaś się za siebie, ten sam obraz. Jakby bez końca. Szłaś nie będąc dokładnie pewną, gdzie jest początek, a gdzie koniec. Droga miała kilka razy krzyżówki, było kilka bocznych, kilka takich które wydawały się... rozpadać. Do nich nawet nie podchodziłaś. Nie wiesz jak długo błądziłaś po tym dziwnym miejscu. Lecz w końcu znalazłaś Jego. Stał bokiem skierowany w Twoją stronę, z zaciśniętymi pięściami, opuszczoną głową. Zaczęłaś biec.. Lecz cóż to. Im bliżej się go znajdowałaś tym on bardziej.... się zmieniał... Czarne spodnie, kapcie, bluza, i ... Boże, czy to... czaszka?!

-Jesteś Śmierć? -Zapytała zatrzymując się na kilka kroków od niego. To ich ostatni sen, ich ostatni raz kiedy będą mogli być przy sobie. Ich ostatnie... Zacisnął pięści mocniej, tak że aż bolało. Podniósł głowę i popatrzył na nią. Rozłożył ramiona na boki. Staną przodem. Milczał – Boże, ty jesteś Śmiercią!
-͏Je͟şt̸e҉m Err͞or,̕ ni͠e͘ ma͏m n҉i̕c w͟s̷pól͟n͘ego̶ ̧z was̀zým ͡w͏yobra̵żeniem ̨śmie̷r͟c̵i.
-To jakiś żart, czy to twój prawdziwy wygląd? - Nie odpowiedział, nie chciał. Czekała, lecz kiedy nic nie dostała zrobiła kilka kroków do przodu. - Dlaczego nigdy mi się takim nie pokazałeś?
-҉Ja̵k̢ p̧ierwsz̧y͠ r̡az̸ m͜n̸ie z̧o̡b͞a̷cz͝y҉ł̷aś͢ ̴t͞o si̕ę̶ ̧przest͜ras̕zy͏ł̵a͡ś͏.͟ ͞
-Co? - Zdziwiła się. Heh, nie pamięta.
-̡P҉ami͞ęt̸a̧sz̸ jak̨ mi͟a͜ła̧ś k͜o̵s͞zmar,͡ ̸kiȩd͝y t̢wój ͟s̷yn po͞j̴ec͜hał na͘ wyc̀i͘ec̴zk̵ę̕ ̡ra̶zem҉ z sio͞s͏tr̀ą?
-No... Ale... nie pamiętam snu.... Ej, jakby nie było jestem staruszką! Skleroza i te sprawy.
-Heheheh, racja. - Podrapał się po tyle głowy, nie bardzo wiedział co teraz powiedzieć, co teraz zrobić, nie chciał się żegnać. Chciał, aby ...
-Gdzie jesteśmy?
-Ta͝k̕ ̡w͟ygl͟ąd͜a m̕ie͢jsce͘ ̛z ͟kt͜ó͘re̛go po̡chodzę̡. - Rozejrzała się dookoła.
-A te drzwi?
-͡T̶o drz͢w͞i͏ ̶do̸ r͢ó̡żnyc͟h̸ ͜ś̷w͏i͏a͜tów. - Popatrzyła na niego i zmarszczyła nos, słodko zawsze wtedy, kiedy była zła
-A więc w różnych światach masz swoje dziewczyny? - Oh, uważała siebie za jego.... Dusza zawyła mu w rozpaczy. Ale zaraz, czy ona właśnie go podejrzewa o...
-C̶.͘..co͟? Ni̧e!̛ N҉i͡e!̢ ̶NIE!̵ - tutaj nerwy mu puściły. - C̛o ̡ty͡ ͟so͝b͝ie̴ ķùr͏wa myś҉l̨i̶s̡z?! - Zmierzyła go wzrokiem – Pówa͜ż͘nie ͠mówi͏ę!̵ Jest͏e͡ś̷ ́j̛ed̛yna͡! ͏
-Oooo, ale to że nie jesteś w tej chwili żadnym seksownym aktorem coś oznacza, prawda? - Nic nie powiedział. Cisza. Pustka. W przestrzeni Po-Za nie było nawet dźwięku. Prawdziwa cisza. Po jakimś czasie... - Oh... To... pożegnanie? Czy ja się jeszcze obudz...
-͏Ni͜e.͠
-Aha, dobrze, że podlałam kwiatki. - Uśmiechnęła się smutno. W sumie nie miała czym się przejmować. Jej dzieci od dawna sobie same radziły, nie pozostawiła po sobie żadnych niedokończonych spraw. Zostawi go, opuści, jej już nie będzie. Nie chciał tego. Nie chciał. Tak bardzo nie chciał. - Więc teraz pójdę do ciebie? - Zapytała nagle z nadzieją w głowie. Podniosła na niego wzrok, te piękne, wielkie, migoczące oczy w których od tak dawna się kochał. Error otworzył usta, nie był w stanie wypowiedzieć żadnych słów. Nie chciał jej okłamywać, a prawda była zbyt okrutna aby przeszła mu przez gardło. Znowu cisza, kobieta spostrzegła jak drży. Kurwa. - Oh... rozumiem. - Opuściła głowę. - To będzie bolało?
-͞Ni͠e ͢w̡i͜e̶m̵. Je̷ste͜ś tu źe ̕m͡n̷ą, ̀w͡i̢ę͜c͞ ̡m͡yśl̡ę̶, ż͘e j͟eże͡l̡i͞ ͏c̛iałơ nie̴ ̴bę҉dz͏ie͝ ̢b̸ardzo҉ ̴c̕i̷e͞r̶pieć t̷o ҉się́ ͜ni̷e ͢ob̶úd̀z͠i̡sz͠ i̶ ni͡c n̴ìe͢ poc̕zuje͞śź.͞
-Nie o to mi chodzi, kretynie. To będzie bolało ciebie?
-..҉.̴. ̢Ka͢ż̧d̢a ś͢mi̴e̕rć ͟bol̷i͞. ̸J҉ák ͝ni҉e fi͏zyc̴zn͘ie̷ ̕t͜o.̧.̵.̵
-... Mnie będzie. Mnie już boli. Od dawna łudziłam się, że ... że... znaczy wiedziałam, że jesteś. Odkąd dałeś mi znak, że istniejesz, że nie jesteś wytworem mojej wyobraźni, ja ... ja miałam nadzieję, że jak umrę to zabierzesz mnie do siebie, gdziekolwiek to będzie i ... i wtedy już nigdy my nie... - Zaczynała płakać. Ta rozmowa była straszniejsza niż Error przypuszczał. - Nie da się tak? Nie chcesz mnie?
-͢Chcę.
-Więc?
̨-Nie͢ m̵o̵g͠ę͘.̶
-Bo?
-Bo̸ ̛się͠ nię d͢a.̸ Ro̶z̶umíe̶sz̶?̀! N̨IE͘ ҉DA͟ SI̸Ę! Taki̶e͠ ̡coś͜ ni҉gdy̵ ni͜e ̶p͠ow͢inno mi̵e̴ḉ m̧i̵e͜jsc͜ą!̛ Nig͠d͞y҉ ͜n̛íe̛ ͠p͢o̕w̧i͞nienem otw̨i̛e̵ra̵ć ̨t͏y͞ch̨ ͠c̛hole͘rnyc̨h d҉rzw̶i!҉ Ni͜gd̛y̛ ̢ni̧e ͞p͏o͠wi͠ni̡e͞n̕e̶m by̛ć ͏ci̢ekaw̡y!̢ ̷Ńigd̷ý!̨ ̀Nie ͠powi̸n̴na̡ś ̨być takà.̷.̨.̛ ta̴ka̴...
-Jaka?!
-Ta͢ka!͏ - Sam nie wiedział o co mu chodziło. Nie chciał i chciał. Cieszył się i rozpaczał. Sprzeczne ze sobą emocje walczyły o dominację i nijak nie było widać zwycięzcy.
-Error... - pierwszy raz zwróciła się do niego jego prawdziwym imieniem - .... powiedz, chcesz być ze mną? Tak naprawdę. Odpowiedz szczerze. Nie pochopnie. Chcesz mnie?
-͢Chcę.. - nie musiał się nawet zastanawiać. Chciał i dobrze o tym, wiedział. Chciał.
-Dobrze...

Słońce poranka wpadało między zasłonami. Ciało starszej kobiety było już martwe. Świat za to pędził dalej. Jakby nie zwrócił uwagi na to, że kogoś zabrakło.
Tym czasem, w innym uniwersum, zwanym FlowerFell, Error robił to czego dawno nie czynił. Niszczył anomalie. Walczył z tamtejszym Sansem. Stoczył pojedynek z Inkiem, który potem tym swoim pędzelkiem odmalował, tak że jak ta lala nic nie było widać. Error pojawił się też w UnderFell, OceanTale i w kilku innych. Zachowywał się normalnie. Po tym, jak Ink naprawił to co Error zniszczył, postanowił do niego podejść.
-Fajnie znowu się z tobą pobawić, ale ....
Error popatrzył na Inka, nie słuchał go w ogóle. Poczekał, aż ten skończy swój monolog i kiedy znowu był sam rozpiął swoją bluzę. Za czarnymi żebrami były dwie dusze, jedna jego, druga ludzka. Uśmiechnął się do siebie.
DETERMINACJA... ona chyba jako jedyna ma głęboko w poważaniu.... prawa wszechświata.
Share:

POPULARNE ILUZJE