autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry.
Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się
żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne
życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy
nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI:
Rozdział I // Punkt widzenia Sansa
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków (obecnie czytany)
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków (obecnie czytany)
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
Minął już tydzień odkąd przyjechały Undyne i
Alphys, wygląda na to, że powoli wbijały się w rytm życia
miasta. Twoje relacje z Undyne były znacznie lepsze, nawet wpadła
do Ciebie do pracy by „tylko pogadać”. Cieszyłaś się, że
tego dnia Piotrek nie był w pobliżu, miałaś przeczucie że
obecność rybiej kobiety nie spodobałaby mu się w sklepie. Obie
rozmawiałyście o wszystkim i o niczym. Wspomniała też, że to
miasto jest bardziej przyjazne niż przypuszczała, pomijając kilka
niezbyt miłych przypadków jakie ją spotkały. Ostatecznie, na
poważnie zastanawiała się z Alphys by się tutaj przeprowadzić.
Chciałaś się jej zapytać o te dziwne rzeczy jakie Sans wygadywał
po pijaku, lecz zdecydowałaś tego nie robić. Nie miałaś pojęcia
o czym mówił, lecz miałaś przeczucie że Undyne też nie będzie
nic wiedzieć. Postanowiłaś wrócić do tego problemu innym razem
więc trzymałaś buzię zamknięta na kłódkę, starając się
stłumić w sobie wielką ciekawość dotyczącą sytuacji Twojego
biednego chłopaka. Życie w mieście
nie przysporzyło mu jakichś większych zmartwień, więc wyglądałoby na to, że
wszystkie jego zmartwienia dotyczą tego co się dzieje w jego
głowie.
Byłaś bardzo podekscytowana – mieliście
w planach wykorzystać bilety do planetarium. Ten wieczór Sans miał
mieć wolny i kolejny dzień też, Twój harmonogram pracy nie
przewidywał nic na weekend, wszystko wydawało się idealne. A
patrząc na to, że bilety miały termin ważności zaledwie do końca
miesiąca byłaś naprawdę szczęśliwa, że udało wam się znaleźć
trochę czasu. Miałaś już wszystko zaplanowane, najpierw
tajszczyzna, potem wstąpicie do lodziarni, nadal nie mogłaś
uwierzyć że nigdy wcześniej nie jadł lodów z gałki! A potem
taksówka zawiezie was do planetarium. Choć chciałaś wyglądać
seksownie i myślałaś o jakiejś sukience, powiedziałaś Sansowi
aby ubrał się ciepło. Nadal było dość zimno na ulicach. Poza
tym nie chciałaś go podjudzać. Już drugi raz w łóżku
był naprawdę agresywny. I jakkolwiek Ci się podobało, to
czułaś że potrzebujesz odmiany. Zaraz po tym jak już byłaś
gotowa usłyszałaś pukanie w drzwi.
-Wchodź! - przekrzyknęłaś muzykę, Sans wszedł
do mieszkania, znalazł Cię w łazience i objął dookoła całując czule w ramie – Cześć przystojniaku – powiedziałaś
z uśmiechem
-cześć tygrysie – odparł leniwie – ładnie
pachniesz
-Tak? Kupiłam nowe perfumy, cieszę się, że ci się
podobają. Potrzebuję jeszcze kilku minut, możesz zostać, albo iść do pokoju, cokolwiek – pogładziłaś
go po ręce, nim wróciłaś do robienia makijażu. Usiadł na
niewielkim krzesełku w roku łazienki, noga mu lekko podskakiwała w
rytm muzyki.
-jeżeli nie masz nic przeciwko, dotrzymam ci
towarzystwa, co to za utwór? podoba mi się.
-Elektroniczny swing. Jackie pokazała mi ten gatunek jakiś rok, albo dwa lata temu. To z Francji. Nie mam pojęcia, ale
podobają mi się bity, poprawiają mi humor, wiesz? - mruknęłaś
nakładając cień na powieki. Sans tupał do taktu.
-tak, chwytliwe, aż chce się tańczyć, z francji,
huh?
-Nom. - nałożyłaś na usta szminkę. Choć ubrałaś
się ciepło nie oznaczało to tego, że masz nie wyglądać
atrakcyjnie – Też nie możesz się doczekać dzisiejszego wypadu?
Ja nie mogę.
-tak, wyczekiwałem tego dnia odkąd dostałem od
ciebie bilety – uśmiechnął się delikatnie – heh, wtedy
naprawdę starałem się zrozumieć czy to znak że mnie lubisz czy
nie
-Oh. Lubiłam! Wiesz ile się namęczyłam nim
wpadłam na pomysł z nimi? Strasznie ciężko kupić dla ciebie
prezent, wiesz? - Sans zamrugał kilka razy.
-serio? dla mnie? mogłaś wziąć książkę, albo
keczup, albo coś innego – powiedział. Położyłaś ręce na
biodrach i odwróciłaś się do niego.
-Błagam, Sans. To są dwie rzeczy jakie z pewnością
byś ode mnie nie dostał. Chciałam dać ci coś... innego. No i to
co ty mi dałeś było... niesamowite. - Uśmiechnęłaś się do
tych wspomnień. Wyszczerzył się.
-mnie się mój podoba, cieszę się że trafiłem w
twój gust, chciałem ci zaimponować, wiesz? - na jego twarzy
pojawił się niewielki rumieniec
-I ci się udało – uśmiechnęłaś się
delikatnie i puknęłaś go palcem w czoło, a następnie kończyłaś makijaż. Po chwili zdałaś sobie sprawę, że się w
Ciebie wpatruje – No co?
-huh? eh, nic – zaczął się drapać po tyle
karku, jego palce stukały o kręgi szyjne. Uniosłaś wysoko brwi i
zachichotałaś lekko.
-Gotowy? Musimy złapać taksówkę.
-jasne, siadamy na tyle? - zapytał poruszając
rytmicznie brwiami. Zaśmiałaś się, a potem wywróciłaś oczami
-Może w drodze powrotnej? Wiem jak to się
skończy – zaproponowałaś.
-nie, dzisiaj mój dzień, prawda? chcę usiąść z
tobą na tyle taryfy – uśmiechnął się przebiegle.
-Doooooobra, dobra, dobra. Chodźmy już, głupku –
kątem oka dostrzegłaś jak z entuzjazmem potrząsnął ręką cicho
mrucząc „tak!”, wyszłaś z łazienki i chwyciłaś za kurtkę –
Wziąłeś coś ciepłego?
-tak– ściągnął kurtkę z wieszaka, była
inna. Niebieska, jak zawsze, lecz dookoła kaptura miała futerko,
słodko wyglądał. Chwyciliście się za ręce i zeszliście
schodami by wyjść na ulicę. Po chwili udało się złapać
auto, podałaś kierowcy adres i usiedliście tak jak Sans chciał. Jak tylko pojazd ruszył poczułaś jego rękę przesuwającą
się po Twoim udzie w kierunku krocza.
-Chryste... debilu – wysyczałaś. Zaśmiał się i
przybliżył twarz do Twojego karku. Całe szczęście jego czułe
punkty były na wyciągnięcie ręki, zaczęłaś powoli przesuwać
palcami po jego żebrach. W odpowiedzi skubał każdy kawałek skóry
jaki miałaś na wierzchu, co chwile się śmiałaś, w końcu
łaskotało. Co jakiś czas czułaś na sobie wzrok kierowcy i
rumieniłaś się ze wstydu. Postanowiłaś się zemścić,
przesunęłaś się i zalałaś pocałunkami jego czaszkę,
powoli schodząc w dół na wysokość jego szyi. A kiedy ją
zaczęłaś lizać, poczułaś jak jego palce zaciskają się mocno
na Twoim kroczu. Wzięłaś głębszy oddech – Jesteśmy w
taksówce! - syknęłaś.
-ty to zaczęłaś! – zaśmiał się lekko z
szerokim uśmiechem. Było Ci gorąco i dyszałaś ciężko,
przytuliłaś się do niego i pocałowałaś go w zęby, spodziewałaś
się pocałunku takiego jak zawsze, gdzie jego magia delikatnie Cię
otaczała, zamiast tego, lewe oko zamigotało, a spomiędzy
jego zębów wysunął się niebieski język. Skorzystałaś z tego
od razu i oboje zaczęliście się gorąco i namiętnie całować. W
głębi serca byłaś wdzięczna kierowcy, że nie przerywał wam
póki nie dotarliście pod restaurację. Wysiadłaś z taksówki,
Sans w tym czasie płacił za podwiezienie. Potem klepnął Cię w
tyłek, zaśmiałaś się i oboje weszliście do środka. Kościotrup zamarł
na chwile zdając sobie sprawę gdzie jesteście i wstrzymał oddech.
Ścisnęłaś go za rękę.
-Zaczynamy wszystko od nowa, tak? - uśmiechnęłaś
się lekko. Odwzajemnił gest. Jedna z kelnerek rozpoznała Cię
(wcześniej byłaś dość częstym klientem) i zmierzyła dziwnym
spojrzeniem Sansa, po tym jak objęła Cię mocniej, podała menu i zostawiła samych przy stoliku.
-co weźmiesz? - zapytał. Wzruszyłaś
ramionami
-To co ostatnio. Wiem co lubię – odpowiedziałaś
nadal przeglądając menu.
-tak? więc zamawiasz to samo przez długi okres
czasu aż ci się nie znudzi?
-W zasadzie to tak. - Sans zaśmiał się
-a więc kiedy weźmiesz coś innego to będzie
dzień kiedy mam zacząć się bać o siebie? -
zapytał rozbawiony. Wywróciłaś oczami.
-Uważaj, to ciasto dyniowe wygląda smakowicie –
wyszczerzyłaś się. Zaśmialiście się i znowu zwróciliście
spojrzenia na menu – Nie bój się zamówić coś ostrego tym
razem. Zdaję sobie sprawę z tego, że twoja jagodowa twarz oznacza
rumieniec, a nie reakcję na pikantne potrawy – Popatrzyłaś na
niego, rumienił się.
-zamknij się, uwielbiam ostre potrawy
-Oh tak? Tego nie wiedziałam – odłożyłaś menu.
On cały czas patrzył na swoje, zerknęłaś na telefon aby
sprawdzić jak stoicie z czasem. Wtedy do Ciebie dotarło, jak mało
wiesz o Sansie. Jasne, znasz go jako osobę, no i poznałaś go dość
dobrze w ciągu ostatnich pięciu miesięcy, lecz nadal to zaledwie
ziarnko wiedzy z pustyni. Miałaś nadzieję, że odkąd się
spotykacie uda Ci się odgadnąć co nie co więcej na temat jego persony i owszem wiesz coś tam więcej, lecz nadal pozostawało
wiele pytań. Jedyne czego byłaś pewna to to, że ukrywa
ogromne cierpienie i jako jego partnerka musisz uzbroić się w
cierpliwość.
-yen ta fo makaron wygląda smakowicie,
próbowałaś go kiedyś? - zapytał nagle. Podniosłaś na niego
wzrok
-Nie, ale Jackie próbowała wszystkiego co
tutaj jest i jedyne czego nie polecała to kaczka.
-rozumiem, a co jej nie pasowało? ruszała się
na talerzu? - wyszczerzył się. Zaśmiałaś się lekko.
-Jesteś okropny, wiesz o tym?
-tak, ale to kochasz – uniósł wysoko brwi
-Zgadza się – uśmiechnęłaś się lekko.
Poczułaś jak policzki robią Ci się rumiane. Sans przyglądał Ci
się przez chwilę, a potem spuścił wzrok. Na całe
szczęście w samą porę przyszła kelnerka przyjmując wasze
zamówienie. Potem była cisza, bawiłaś się widelcem przez chwilę.
Odezwałaś się pierwsza – Mam nadzieję, że wiesz, że to będzie
tylko prezentacja? Nie zobaczymy prawdziwych gwiazd. Światła miasta
na to nie pozwolą – Sans lekko westchnął. Lecz nadal się
uśmiechał.
-tak, czytałem o tym, lecz będę mógł je zobaczyć
naprzeciw siebie tak jakbym tam był, póki co mi to wystarczy
-Możemy wybrać się pod namioty – zaproponowałaś
– Tam gdzie nie dociera poświata miasta – Sans podniósł się
lekko w siedzeniu
-czy chcesz wybrać się tam ... uh... tylko ze mną?
czy zabierzemy kogoś jeszcze? - ton jego głosu był troszeczkę
dziwny. Popatrzyłaś na niego zagadkowo.
-Zazwyczaj na kempingi chodzi się z grupką
znajomych, ale zawsze możemy pojechać tylko we dwójkę. Dlaczego
pytasz? - Jego lewe oko zamigotało, wysunął
się język. Uśmiechnął się lubieżnie. Kopnęłaś go
pod stołem – Jezu! Sans! Jesteś gorszy niż ja! - Zaczął się
śmiać i oparł brodę o otwartą dłoń przyglądając Ci się z
uśmiechem.
-łatwo tracisz kontrolę, wiesz? to urocze.
-Że niby ja? Mam przypomnieć co miało miejsce
tydzień temu? - zarumieniłaś się na to wspomnienie. Przyglądał
Ci się przez chwilę badawczo i ostatecznie oboje zachichotaliście
– Wiesz, nie będę kłamać. Nie spodziewałam się, że będzie
taki... uh... drapieżny. Wiesz. W łóżku – Zaśmiałaś się
lekko. Sans zamrugał kilka razy
-oh? przepraszam, ja uh... nie chciałem przesadzić,
kurwa, czy to był jakiś problem? - zapytał poprawiając się w
siedzeniu. Otworzyłaś szerzej oczy, wyraźnie zaskoczona.
-Nie! Nie, nie. Znaczy się, zazwyczaj nie lubisz się
wysilać. Oczekiwałam raczej... łagodnego seksu. Nie narzekam, więc
nie zrozum mnie źle – zaczęłaś obracać w palcach widelec,
chyba z nerwów. Miałaś nadzieję, że go niechcący nie obraziłaś.
-uhm... - zerkał na Ciebie kilka razy, a potem
pochylił się w Twoim kierunku przez stół – te nagranie jakie
oglądałem... w celach czysto edukacyjnych... w nich nie było nic
łagodnego, więc myślałem, że ludzkie kobiety tak po prostu
lubią, mylę się? - Patrzyłaś się na niego przez chwilę, a
potem zalałaś się śmiechem. Przyglądał Ci się z upokorzoną
miną, cały niebieski. Otarłaś kilka łez z policzka i raz
jeszcze na niego popatrzyłaś. Był zawstydzony, a Ciebie zaatakowała
kolejna fala śmiechu – jezu, nie rób z tego sceny
-O rany... Ja tylko... Boże, przepraszam... To było
cholernie rozkoszne... Oh Sans.... Jesteś mistrzem – powiedziałaś
łapiąc oddech – Nie, nie. Te nagrania... nie ucz się z nich
niczego. Jezu Chryste. Jestem zaskoczona, że nie starałeś się
mnie dusić, czy nie wsadziłeś mi nigdzie banana czy czegoś. Hah.
Bóg wie jakie widea oglądałeś! Hej! Pokaż mi kiedyś.
-wolałbym nie – mruknął. Wyszczerzyłaś się.
-Nie wstydź się Sans, nie ma między nami tajemnic.
Mogę ci pokazać mój fap folder jeżeli chcesz
-masz fap folder?
-Błagam, byłam singlem od lat! A dziewczyna też ma
swoje potrzeby. I odpowiadając na twoje pytanie. Tak, lubię jak
czasem jest dziko, nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardo póki
nie byłam z tobą. Lecz jeżeli chcesz możesz być delikatny,
wiesz? Mamy takie określenie jak „kochać się”, oznacza to
wolniej, słodziej. No... czy my naprawdę mówimy o takich rzeczach
w restauracji?
-nikt poza mną nie zwraca na ciebie teraz
uwagi – uśmiechnął się. Wywróciłaś oczami
-Nie będę kłamać, myślałam że to wszystko
raczej jakiś... no... potworzy instynkt czy coś. Jesteś taki
słodki i nagle zaczynasz warczeć – przeszedł Cię dreszcz jak o
tym pomyślałaś, podobał Ci się ten dźwięk, i on o tym wiedział
– i liżesz... i gryziesz ... i ... a teraz mi mówisz, że to
wszystko z tych pornosów?
-co? nie. znaczy się, czasem kiedy cię widzę,
mam ochotę uh... - zaczął poruszać energiczniej rękami starając
się wydusić z siebie odpowiedź, nie pomagało – kurwa,
nie wiem, zostańmy przy tym, że nigdy się nie czułem w ten
sposób, sprawiasz że zachowuję się... dziwnie – zamyślił się
na chwilę – w dobrym tego słowa znaczeniu, cholera, nie wiem czy
dobrze to wyjaśniłem, lecz wracając do centrum, moje zachowanie
wypływa ode mnie, a nie z filmów – zachichotałaś
-To dobrze. Mówiąc prosto, lubię to co
robisz. Więc nie przestawaj. Lecz pozwól mi pokazać Tobie coś... łagodniejszego. Czasem możemy obniżyć nasz poziom. Boże, robię
się napa.... na patelnię ten makaron! - zmieniłaś szybko temat
ponieważ zauważyłaś jak przychodzi kelnerka z posiłkiem.
Cieszyłaś się, że nie słyszała tego o czym rozmawialiście.
Zaczęliście jeść w spokoju. Po tym jak Sans wziął kilka gryzów
zapytałaś się – Więc smakuje?
-huh? oh tak, smaczne. - wciągnął kluskę.
Uśmiechnęłaś się do siebie i przez chwilę patrzyłaś się na
swój posiłek – ostatnim razem nie dane mi było się nim
nacieszyć, był z nami ten dupek – zmarszczył brwi jak to
powiedział, tak samo jak Ty.
-Właściwie to mam pytanie, bo jestem ciekawa. Skąd
wiedziałeś, że Will zacznie się tak zachowywać? - popatrzyłaś
na niego podejrzliwie. Zamarł w połowie gryza, przyglądając Ci
się z uwagą. Szybko wsadził widelec do ust i zaczął przeżuwać
naprawdę długo, by następnie z trudnością przełknąć.
-eh... miałem przeczucie – mruknął w końcu.
Znowu zmarszczyłaś brwi, czując, że kryło się za tym coś
więcej.
-Nie wiem czy też założyłam moje buty do
tańczenia.
-kurwa – powiedział niespodziewanie patrząc na
swój talerz, a potem zwrócił wzrok na Ciebie, kości na widelcu
zacisnęły się bardzo mocno – nazwijmy to po prostu intuicją,
dobrze? czasem tak mam, jakbym wiedział co zaraz ma mieć miejsce,
może to jakiś potworzy zmysł, może, nie wiem. - mruknął i wziął
kolejny kęs potrawy zapychając sobie usta. Przyglądałaś mu się
przez chwilę, a potem wzruszyłaś ramionami.
-Niech ci będzie – powiedziałaś, czując że nie
mówi Ci całej prawdy. To Cię niepokoiło, nie byłaś pewna
dlaczego tak robi. Z nieznanych Ci powodów wiedziałaś, że w grę
wchodzi coś poważnego. I choć bardzo chciałaś wiedzieć co jest
na rzeczy, szanowałaś jego prywatność. Przeżuwałaś w
milczeniu. Czy to było sprawiedliwe, że ukrywał coś przed Tobą?
Sama starałaś się być z nim zawsze szczera kiedy zadawał Ci
pytania, jednak nigdy nie pytał się Ciebie o coś, co byłoby dla
Ciebie przykre czy ciężkie. Może wściubiasz nosa za bardzo w jego
życie, albo w jego przeszłość. Nie ma się co śpieszyć, dowiesz
się wszystkiego w swoim czasie. To nie tak, że masz nad sobą
klepsydrę, która liczy czas jaki przyjdzie Ci spędzić z Sansem.
Chwyciłaś za szklankę wody i upiłaś łyk, zerknęłaś na niego
i zdałaś sobie sprawę, że nie patrzył się na Ciebie, po prostu
jadł. Czy to pytanie sprawiło, że poczuł się niekomfortowo? Nie
znał przecież Willa wcześniej, prawda? Nie mógłby. Will nie
umiałby zachować czegoś takiego w tajemnicy. No i nie ma
najmniejszej możliwości, aby wcześniej Cię stalkował. Wyrzuciłaś
tę myśl z głowy tak szybko jak się pojawiła. Czy Will wysyłał
jakieś dziwaczne sygnały których Ty nie odczytywałaś?
Chrząknęłaś, trzeba poprawić humor. Zdecydowanie.
-W każdym razie! Nadal nie mogę uwierzyć, że nie
jadłeś nigdy lodów z gałki! - Jedzenie, tak jedzenie to
bezpieczny temat. Sans skończył przeżuwać i popatrzył na Ciebie.
-co? myślałaś, że spróbowałem wszystkiego jak
tylko wylazłem na powierzchnię? czy ty jadłaś wszystko co ziemia
ma do zaoferowania przez swoje dwadzieścia parę lat?
-Cóż, nie.. ale..
-cóż, nie... ale – przedrzeźniał Cię z
uśmiechem. Wywróciłaś oczami i wycelowałaś swoim widelcem w
niego
-Ej, ten rodzaj lodów to co innego! To klasyk!
Pokochasz go! - Uśmiechnął się
-z pewnością – odpowiedział. Skończyliście
jeść w przyjemnej ciszy, radując się smacznym posiłkiem i
wzajemnym towarzystwem. Po posiłku Sans zabrał Ci rachunek – ah
ah, ty możesz stawiać deser, ale ja płacę za kolację
-Ugh! Ale to miała być Twoja noc! - starałaś się
mu wyrwać z ręki papierek. Złapał Cię za dłoń i popatrzył Ci
głęboko w oczy
-to nasza noc – poprawił. Oboje delikatnie się
zarumieniliście. Jak to się dzieje, że nadal czujesz motylki i to
dziwne uwieranie w brzuchu przy kimś, z kim dzielisz łóżko?
-Zgoda – Położył gotówkę na stole
-idziemy?
-Nie czekasz na resztę?
-nie, jest dobrze, to jak? - wstał pozwalając
abyś złapała go pod rękę. Uśmiechnęłaś się wtulając się w
nią. Wyszliście z restauracji, zadowolona przylgnęłaś do niego
chłonąc jego ciepło. Minęliście kilka budynków nim doszliście
do lodziarni, po drodze rozmawialiście o wielu mało istotnych
rzeczach. Weszliście do środka. Sprzedawca przyglądał się wam z
uwagą, to coś do czego oboje już zdążyliście przywyknąć.
Poszliście w kierunku lodówki. Sans zatrzymał się przed średniej
wielkości pojemnikami z lodami.
-Masz swój ulubiony smak? Znaczy się, słodki?
Jak owoce czy czekolada, czy coś? - byłaś ciekawa
-właściwie – postukał w szybę kościstym
palcem – naprawdę lubię pistacje, jestem zaskoczony że mają
desery o takim smaku – Popatrzyłaś na niego zaskoczona – co?
myślałaś że moim ulubionym wszystkim jest keczup? - zaśmiał się
-Heh, tak jakby. Znaczy się, na wszystko co jesz
dajesz właśnie keczup. Czasem miałam wrażenie, że jesteś...
uzależniony od tego smaku, czy coś.
-nic nie poradzę na to, że nie rozumiesz moich
upodobań, może kiedyś zrozumiesz – powiedział kładąc rękę
na Twoich plecach – a ty co bierzesz?
-Tiramisu! - pokazałaś na smak za szybka z miną
podekscytowanego dziecka – To mój ulubiony smak. Mogłabym pływać
w basenie pełnym tiramisu!
-prawdopodobnie być utonęła
-Ale umarłabym szczęśliwa – Sans zarechotał i
podeszliście do kasy by złożyć zamówienie. Kasjer, nastolatek
prawdopodobnie, patrzył się z przerażeniem na Twojego chłopaka.
Sans to zauważył i odwrócił wzrok. - Hej, możemy złożyć
zamówienie?
-H-huh? O, tak. Um, w czym mogę pomóc? - zapytał
drżącym głosem. Nie denerwuj się, nie denerwuj się powtarzałaś
sobie twój chłopak to żyjący, chodzący szkielet.
-Poproszę dwa razy średnie porcje, jedne pistacjowe
drugie tiramisu – palcem pokazałaś na lodówkę. Dzieciak cały
czas patrzył się na Sansa – Ej, jo, tutaj. Dwa razy średnie?
-Przepraszam! Tak! Oczywiście! - pognał szybko do
stojaka z waflami i zaczął realizować zamówienie. Kiedy podszedł
do was z posiłkiem, Sans nagle się odezwał
-ile to będzie kosztowało? - Wygląda na to, że
nawet on zaczął się denerwować
-Err! To uh... -
kasjer musiał spojrzeć na cennik – sześć dolarów, może być?
- Sans wyciągnął portfel
-nie wiem, tobie
ta cena pasuje? - zapytał z uśmiechem grzebiąc za pieniędzmi.
Dzieciak zamarł.
-Tak?
-skoro tak to tak, dzięki za lody – powiedział
biorąc deser i leniwie pomachał. Kiedy wychodziliście ze
sklepu mogłaś usłyszeć jak dzieciak wzdycha ciężko. Sans
popatrzył na Ciebie – hej, oddychaj – Zamrugałaś kilka razy
zdając sobie sprawę, że wstrzymałaś wdech.
-Przepraszam. Po prostu naprawdę nie chciałam być
niemiła – usiedliście przed sklepem na ławce. Sans wzruszył
ramionami
-wiem, dlatego nic nie mówię, ostudź swoje nerwy –
mrugnął do Ciebie, warknęłaś. Jego lewe oko zamigotało i
znajomy niebieski język wysunął się na widok. Przeszył Cię
dreszcz, lecz on ... zaczął... lizać loda. - coś nie tak?
-Nie, w ogóle – poszłaś w jego ślady. Co
za przebiegły drań, wiedział dokładnie o tym myślisz.
-wiesz, używam mojego języka nie tylko na
tobie – przeciągnął nim po waflu. Przyglądałaś mu się z
uwagą. Robił to z czystą premedytacją! I nagle zdałaś sobie
sprawę z jednej rzeczy. Może całowałaś już
wszystkie kości na jego ciele, ale nigdy nie...
-Jak ci smakuje? Mój jest pyszny – Sans na chwilę
się zatrzymał, a potem wrócił do swoich strasznych tortur.
-smaczny, pistacje są najlepsze, cieszę się że
lubisz swój – odparł nonszalancko. Uśmiechnęłaś się, jednak
chciałaś mu powiedzieć, aby pierdolił planetarium i zamiast tego
pierdolił się z Tobą. Przyglądałaś mu się w zamyśleniu, kiedy
nagle poczułaś jak trochę kapnęło Ci na klatkę piersiową.
Bez pomyślunku polizałaś palec i zaczęłaś ścierać kroplę.
Potem znowu zerknęłaś na Sansa, który przyglądał Ci się w
skupieniu. Oh, oh!
-Przepraszam, chciałeś to zrobić za mnie? -
uśmiechnęłaś się przebiegle. Polizałaś swoją porcję, a on
swoją. Wasza dwójka musi mieć jakiś problem, ponieważ oboje
czerpiecie jakąś dziwną przyjemność z dręczenia się wzajemnie.
Niby przez przypadek, pozwoliłaś aby kolejna kropla spadła na Twój
dekolt. Jego wzrok niemal natychmiast skupił się na Tobie. -
Cholera, ale ze mnie ciapa! - Zrobiłaś wielkie show z wycierania
jej, a potem zaczęłaś ssać swój palec nieco dłużej niż było
to konieczne. Sans zaczął się delikatnie pocić. Zaśmiałaś się,
a on zawarczał.
-to nie jest sprawiedliwe – mruknął
wzdychając
-Oh! I to mówi ten, który tak... seksownie.. lizał
lód, co?
-a jak do diabła mam to inaczej jeść? - zapytał
zirytowany, jakby nie wiedział co Tobie robi
-Nie wiem, po prostu... nie jest.. tak
seksownie! - machnęłaś ręką, a potem ... zdałaś sobie sprawę,
że Twoja porcja wylądowała na chodniku – Moje tiramisu! -
krzyknęłaś. Oboje patrzyliście się na topniejący deser, a potem
zaśmialiście się. Po tym jak się
uspokoiliście, podał Ci swojego wafla.
-masz, wiem że to nie tiramisu, ale możesz
spróbować mojego – uśmiechnęłaś się i potrząsnęłaś głową
przecząco
-Nie, nie. Jest twój. I tak
powinnam ograniczyć słodycze
-podzielę się, a nie oddam całego – uśmiechnął
się. Wywróciłaś oczami i chwyciłaś wafla liżąc loda. Nie był
taki zły, ale i tak wolałabyś tiramisu.
-Smaczny – powiedziałaś przybliżając się do
niego. Oboje lizaliście loda z dwóch stron, poczułaś się dziwnie
dwuznacznie. Kiedy zostało już tylko to co w waflu popatrzył na
Ciebie.
-reszta twoja – powiedział – trochę słodyczy
dla mojej słodkości – mrugnął,
zarumieniłaś się. Był naprawdę słodki, kiedy tylko mu się chciało.
-Dziękuję – mruknęłaś i skończyłaś porcję
w rekordowo szybkim czasie. Uśmiechnęliście się wzajemnie.
Przyjemną chwilę przerwał wam mężczyzna, który podszedł do was
tylko po to aby napluć Ci na buty.
-Ścierwo – powiedział mijając was bez
zatrzymywania się – Potworza dziwka! - Sans stanął na równe
nogi i szybko chwyciłaś go za łokieć, chcąc by usiadł.
-Hej! Hej. Nie jest tego wart. Pewnie trzepie sobie
do końskiego porno w prześcieradle mamusi – powiedziałaś –
Pieprz się! - krzyknęłaś do gościa.
-dlaczego mam na to pozwalać? - popatrzył na Ciebie
sfrustrowany. Potrząsnęłaś głową.
-Bo już na niego nakrzyczałam.
-tak? myślałaś, że co ja zrobię?
-Nie wiem, zareagowałeś szybko i myślałam...
-że co, zrobię z jego dupy jesień średniowiecza
czy co?
-Ugh, Sans. Proszę. Posłuchaj. Może jesteś
potworem, ale nadal jesteś facetem. Nie obraź się, ale faceci są
czasami głupi – uniosłaś brwi – Porzućmy to całe pierdolenie
o gatunkach. Nie jesteś na tyle głupi aby bawić się swoją magią
dookoła, skoro nigdy tego nie robisz – Sans nagle się odprężył
-cholera, przepraszam – powiedział szybko – masz
rację
-Wiem – uśmiechnęłaś się – Chodź tu. Ta
potworza dziwka chce dać Ci całusa – Sans pochylił się i
cmoknęłaś go w policzek – Od razu lepiej. Powinniśmy się już
zbierać, przedstawienie niedługo się zacznie.
-racja, to daleko stąd?
-Złapiemy taksówkę, wtedy będzie blisko –
powiedziałaś. Po chwili siedzieliście już w aucie i jechaliście
stronę planetarium.
Przybyliście na miejsce krótko przed rozpoczęciem
spektaklu. Sans nie brał wcześniej udziału w takich masowych
przyjęciach więc czuł się trochę zagubiony, narzucił na siebie
kaptur mając nadzieję, ze w ten sposób uniknie zbędnej uwagi.
Część Ciebie uznała, że to dobry pomysł, lecz z drugiej strony
byłaś zła, że musi tak być. Jak tylko podałaś bilety
bramkarzowi zaczęłaś się zastanawiać, czy tak będzie wyglądało
Twoje życie? Jeżeli złączysz się z Sansem na stałe, będziesz
musiała do tego przywyknąć. Z jednej strony nie było to nic
ciężkiego, ale na dłuższą metę naprawdę denerwowało. Ludzie
potrafili wcześniej robić wielkie zamieszanie o mniejsze głupoty
niż mieszanie się różnych gatunków. Sprawę utrudniało też to,
że potwory różniły się od siebie. Kształtem, wielkością,
wyglądem. Sans popatrzył na Ciebie z wysoko uniesionymi brwiami.
-grosz za twoje myśli.
-Przepraszam, myślami byłam już w kosmosie –
uśmiechnęłaś się, a on zarechotał.
-i wyruszyłaś w tę przygodę beze mnie, to ja
jestem astronomicznym nerdem, przygotowałem tysiąc kosmicznych
żartów na tę okazję
-Tak? Mam nadzieję, że są nie z tego świata –
Sans warknął – Co? Był dobry!
-to było za proste! trzeba mieć pewność i
czas by odpowiednio je zaplanetować – zaczęłaś się śmiać, a
on się wyszczerzył.
-O rany, to ulubiony kawał mojego taty. „Jak
astronauci organizują przyjęcie? Planetują,” Zawsze chce mi się
przy nim śmiać
-heh, twój tata ma więc gust jak chodzi o
kawały
-O tak. - zajęliście swoje miejsca, a potem
czekaliście. Zauważyłaś, że Sans nerwowo poruszał jedną nogą,
która od czasu do czasu drgała. Czym się stresował? - Pozwól, że
zapytam. Miałeś okazję przyglądać się gwiazdom od czasu jak
wyszedłeś na powierzchnię? Wiem, że mieszkałeś w kilku
miejscach. - Przyglądał Ci się przez chwilę zamyślony.
-widziałem kilka, tak, wcześniejsze miasteczko było
mniejsze, ale i tak niewiele było widać, pierwsze w jakim
mieszkaliśmy było straszne i nigdy nie widziałem nieba przez dym,
myślałem aby przeprowadzić się w ... uh... czystsze miejsce, ale
nie mogłem
-Dlaczego?
-wtedy byliśmy jeszcze czymś nowym no i mentalność
wsi się nie zmieniła, jeżeli wiesz co mam na myśli –
Przytaknęłaś.
-To chujnia – odparłaś nie chcąc nic dodawać
-nom.
-Ale cieszę się, że ostatecznie się spotkaliśmy
– wsunęłaś swoją rękę pod jego i wtuliłaś się. Uśmiechnął
się i położył głowę na Twojej.
-też się cieszę – milczeliście czekając na
przedstawienie. Ostatni raz byłaś w planetarium jako dziecko, więc
niewiele pamiętasz. A nie, wielka nuda, potem pokazały się
gwiazdy. Wiedziałaś, że Sans chciał tutaj iść i to wszystko co
było Ci potrzebne wiedzieć. Nagle światła zgasły, a jedyne
oświetlenie to niewielkie punkciki przed wami. Ludzie ucichli,
projektor się włączył, nagle staliście się częścią
galaktyki. Cały kosmos był praktycznie na wyciągnięcie ręki.
Usłyszałaś, jak Sans wstrzymuje oddech, uśmiechał się od ucha do
ucha. Zaczęło się od lekcji historii, filozofach, naukowcach,
dyskusjach, Galileo i jego teleskop, heliocentryczna teoria Arystotelesa... Sans wyglądał na zainteresowanego. Co jakiś czas
ściskał Cię mocniej, a potem znowu skupiał się na przedstawieniu
za każdym razem, kiedy pojawiła się jakaś nowa informacja.
Nagrania, dźwięki i obrazki migały na ekranie przed wami,
tworząc cudowną wizję wszechświata. Zapomniałaś, jak bardzo
edukacyjne to było, przez chwilę bałaś się, że Sans będzie się
nudził, lecz on kochał każdą minutę spektaklu, było to widać
na jego twarzy. Przyglądał się wybuchom supernowych, wirującym
planetom, tworzeniu się księżyca. Z wrażenia zaczął otwierać
usta. Mleczna Droga była przed wami, wtedy powoli wsunął swoje
palce między Twoje i ścisnął je. Serce zabiło Ci mocniej. Pokaz
zakończył się pięknym obrazem Ziemi wirującej na tle migoczących gwiazd.
Siedzieliście jeszcze chwilę czekając, aż ludzie spokojnie wyjdą.
W tym czasie Sans rozglądał się po pomieszczeniu jakby
kopuła w której się znajdowaliście miała mu zdradzić jeszcze
jakieś tajemnice.
-Sans, już koniec – powiedziałaś. Zamrugał
gwałtownie wyrywając się z zadumy. Popatrzył na Ciebie.
-to było... niezwykłe – uśmiechał się naprawdę
szeroko – to było kurwa... zajebiste! znaczy się, czytałem o tym
wszystkim w książkach, ale zobaczenie tego było... łał –
ścisnął Cię mocniej. Uśmiechałaś się, czerpiąc radość z
jego reakcji.
-Więc, wszystkiego najlepszego z okazji spóźnionych
świąt – pocałowałaś go w bok czaszki. Uśmiechnął się
delikatnie i chwycił Cię za brodę ręką.
-ty też jesteś niesamowita, wiesz?
-Staram się – wyszczerzyłaś się. Zarechotał.
-udaje ci się – przyłożył czoło do Twojego.
Trwaliście tak przez chwilę nadal się uśmiechając.
-Jakkolwiek uwielbiam być super romantycznym
bohaterem, tak nie mam planów na resztę nocy... Myślałam, abyśmy
sobie pospacerowali, jeżeli nie będzie ci za zimno.
-mnie się podoba – wstał podając Ci dłoń.
Chwyciłaś się za nią i wyszliście z planetarium, mroźny nocny
wiatr szczypał Cię w policzki. Popatrzyłaś na zamarzniętą
kałużę, a potem podnieśliście oboje wzrok do góry.
-Wiesz.. - zaczęłaś – Nie spodziewałam się
tego
-huh? - popatrzył na Ciebie, nadal wpatrywałaś
się w niebo
-Tego co jest. Nim się zjawiłeś, moje życie było
monotonne, szara rutyna. Robiłam to samo tydzień po tygodniu.
Prawie nie wychodziłam z domu... Jackie zauważyła, że ostatnio
pojawiam się na mieście częściej niż w ciągu ostatnich dwóch
lat – zaśmiałaś się lekko – Podobało mi się pokazywanie z
tobą i Papyrusem na ulicach. Bardzo. Było świetnie.
-taaa – ścisnął Cię za dłoń, odwzajemniłaś
ten gest.
-Ale... nie spodziewałam się tego – mówiłaś
dalej, nie będąc pewną do czego zmierzasz. O czym w ogóle mówisz?
- Znaczy się, twoi przyjaciele byli na ciebie źli za to że
chodzisz z człowiekiem? No i ja też jestem trochę prześladowana
za to, że umawiam się z potworem. Co my wyrabiamy? - Sans wzruszył
ramionami
-jesteśmy inni? - zaśmiałaś się lekko.
-Chyba tak. Nie wiem. Nigdy nie byłam typem
buntowniczki. Zazwyczaj lubię płynąć z prądem, upewniać się że
wszystko jest dobrze i każdy jest szczęśliwy. I oto jestem, chodzę
z potworem.
-mówisz to tak, jakby to było coś złego –
mogłaś usłyszeć nutkę smutku w jego głosie. Nie odrywałaś
wzroku od nieba.
-To nie tak. Lecz inni ludzie myślą, że to jest
coś złego. To mnie martwi. Co twoi przyjaciele o mnie pomyślą?
-mało mnie to interesuje – powiedział.
Popatrzyłaś na niego – i niech ciebie też przestanie
-Interesuje mnie to ponieważ mi zależy. Ponieważ
nie chcę widzieć jak cierpisz – zmarszczyłaś brwi, zsunęłaś
kaptur z jego głosy – Ponieważ ludzie nie widzą ciebie w taki
sposób w jaki ja.
-jeżeli by tak było musiałabyś odganiać ich ode
mnie kijkiem – zaśmiał się. Wywróciłaś oczami
-Jesteś dupkiem
-słuchaj tygrysie, nie martw się o mnie, chodzi o
to, że na miejsce jednego chuja jaki mi zrobił przykrość poznałem
dwadzieścia dobrych osób, to wielki postęp, i co ważniejsze ty jesteś
dla mnie dobra, nie chcesz zrobić mi krzywdy... mam w każdym razie
taką nadzieję... więc o co chodzi?
-Nie wiem, Ja...
-paps i ja przeżywaliśmy to przez kilka lat. to
pierwsze miejsce gdzie czujemy się naprawdę chciani. jeżeli jeden
gość krzywo na mnie spojrzy tylko dlatego, że ja to ja, nie
oznacza, że całe miasto zaraz będzie chciało palić mnie na
stosie. jestem w stanie znieść wszystko byleby być tutaj... -
westchnął ciężko – z tobą. - uśmiechnęłaś się.
-Przepraszam Sans. Nie chciałam psuć nastroju. Po
prostu zapomniałam jak to jest. Zazwyczaj chodzimy w te same miejsca
i ludzie się do nas przyzwyczaili, więc kiedy zauważyłam reakcje
ich teraz...
-nie martw się, dobrze?
-Ja... Zależy mi na tobie bardzo, Sans
-wiem – znowu ścisnął Cię za dłoń.
Uśmiechnęłaś się do niego, na jego twarzy pojawił się
delikatny rumieniec. Objął Cię mocno i przyciągnął do siebie
blisko. Razem wpatrywaliście się w nocne niebo, ciesząc się
wzajemną obecnością. I jakkolwiek by Ci się to nie podobało,
nic nie trwa wiecznie. Zdałaś sobie sprawę, że w tej chwili
byłaś naprawdę szczęśliwa, więc nic innego się nie liczy –
prawda?
-Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem i patrzyłam
na niebo czułam się taka mała, nieistotna – wzrokiem szukałaś
znajomej gwiazdy – Z czasem zrozumiałam, że jestem częścią
czegoś większego, czegoś wspaniałego, może jestem tylko małym
ziarenkiem pyłu, dryfującym gdzieś w kosmosie, ale nadal jestem
jego częścią
-ja... - zaczął i po chwili przerwał. Czekałaś,
aż będzie mówił dalej - ... nie mieliśmy nieba, ale było takie
miejsce, na sklepieniu były migoczące kamienie dające światło –
westchnął lekko – migotały ponieważ woda z nich skapywała,
spędzałem tam wiele godzin i wmawiałem sobie, że to nocne niebo,
czytałem o nim tak wiele razy w książkach i chciałem zobaczyć je
naprawdę, będąc uwięzionym w podziemiu miałem świadomość że
jest gdzieś życie, więcej życia i czułem... sam nie wiem.. -
zamarł drapiąc się po głowie – to brzmi głupio, wiem.
-Brzmi pięknie – popatrzyłaś na niego.
Przyglądał Ci się przez chwilę, widać było, że w pierwszej
chwili myślał iż ironizujesz, lecz zdał sobie sprawę z Twojej
powagi
-tak, było tam pięknie – znowu przyłożył czoło
do Twojego, zamknęłaś oczy i staliście tak przez minutę – może
kiedyś ci pokażę
-Z przyjemnością – otoczyłaś go ramionami –
Idziemy?
-do domu?
-Tak.
-skrót? - uśmiechnął się. Uniosłaś brwi.
-Tylko jeżeli chcesz. Zaoszczędziłam trochę na
taksówkę, w razie czego.
-pfffft, tylko jeżeli chcę – poczułaś ten ucisk
w brzuchu, ziemia pod Twoimi stopami zaczęła się przesuwać,
czułaś się prawie tak samo jakbyś była pijana, nadal nie
przywykłaś do tego uczucia. W jednej chwili byliście w Twoim
pokoju, wychylił się aby zapalić światło.
-To jest niezwykłe. Choć już to wiesz –
powiedziałaś pukając go palcem w klatkę piersiową. Uśmiechnął
się lekko.
-przywykłem do tego, więc nie patrzę już na to
tak samo – wzruszył ramionami – ale cieszę się, że robi to na
tobie wrażenie
-Jaja sobie robisz? Wszyscy byliby pod
wrażeniem! Może poszedłbyś do telewizji, oczarowałbyś w ten sposób
świat – zachichotałaś
-... a potem skończył na stole jakiegoś
naukowca gdzieś gdzie rząd mógłby na mnie testować różne
rzeczy? nie dzięki. - powiedział choć nadal się uśmiechał, być
może dlatego że sam Twój entuzjazm poprawiał mu humor.
-Oh... - zamrugałaś – Nie wydaje mi się by
tak się stało – I wtedy nagle zrozumiałaś. Wszyscy wiedzieli,
że potwory mają w sobie jakąś magię, lecz te skrywały ją w
sobie, bo była dla nich naprawdę ważna, jak skarb. Zrozumiałaś
dlaczego Sans pokazał Ci tego dnia, kiedy zaczęliście być
szczerzy wobec siebie, fakt że umiał się teleportować było
pokazaniem tego, że Ci ufa. Oczywiście, umawianie się i seks
to swoją drogą, lecz podzielenie się najgłębszą, najbardziej
skrywaną tajemnicą oznaczało, że myśli o Tobie poważnie. Wiesz
jak ludzie by zareagowali gdyby wiedzieli, że szkielet którego
uwielbiałaś nad życie może ot tak pooofnąć im się do
mieszkania kiedy tylko chce. I fakt, że może być w miejscach tam
gdzie już był niewiele by zmieniała. Wiesz dokładnie jakie
zamieszanie by powstało. Sans zrobił wielki krok we wzajemnym
zrozumieniu, mówiąc Ci o tym i dopiero teraz zdałaś sobie z tego
sprawę.
-Oh Sans ... - chwyciłaś go za twarz - ...
Przepraszam, nie wiedziałam.
-huh? - uniósł brwi, nie wiedział nic o
Twojej gonitwie myśli. Po chwili spoglądania w Twoje oczy już
wiedział – ah, odkryłaś to, co nie?
-Nie miałam pojęcia – powiedziałaś
szczerze – Byłam tak zaalarmowana tym, że umiesz czarować, nie
myślałam nawet o konsekwencjach tego, dlaczego mi to pokazujesz.
Mogłam rozgadać wszystkim, albo... albo.. - serce biło Ci jak
szalone – Jezu, Sans, śmiałeś się i pokazałeś mi więcej. Nie
mogę zrozumieć co w ciebie wstąpiło – przyglądał Ci się wyraźnie bijąc się z myślami. To wydawało się
takie proste, lecz w istocie nie było.
-nie musiałem się ciebie bać – powiedział
cicho – nigdy nie dałaś mi powodów abym w ciebie zwątpił, ani
razu, byłem szczęśliwy, że mogę z kimś być szczery – Sans
popatrzył na sufit tak jakby na nim były gwiazdy – nie osądzałaś,
nie próbowałaś manipulować, przy tobie mogę być... sobą, dałaś
mi coś czego nigdy wcześniej nie miałem.
-A Papyrus? - zapytałaś przyglądając mu się
-kocham papsa, to mój najlepszy przyjaciel i brat,
ale ... nie umiem – jego głos zadrżał, popatrzył na Ciebie –
sam wiele już przeszedł i czasami... wiesz... - przeniósł wzrok
na podłogę tak jakby było w niej coś naprawdę ciekawego - ... to
chyba jedna z cech bycia starszym bratem, nie chcę być dla nikogo
ciężarem
-Sans, ty pusty łbie – objęłaś go mocno – nie
jesteś ciężarem, ani dla mnie ani dla Papyrusa ani dla nikogo. To
całkiem oczywiste, że brat wiele dla Ciebie znaczy. Przykro mi, że
w ogóle tak pomyślałeś – Sans westchnął
-dzięki, jesteś najlepszym partnerem do tańca o
jakiego mogłem kiedykolwiek prosić – uśmiechnął się lekko.
Przez chwilę staliście wpatrując się wzajemnie w twarze, w
milczącej aprobacie Sans wsunął swoje palce w Twoje włosy,
uśmiechnęłaś się delikatnie – ja... - zaczął, lecz nie
skończył. Patrzyłaś się na niego, czekając na resztę, po
chwili po prostu zaczęliście się całować. Zalałaś jego czaszkę
pocałunkami, napierałaś na niego zrzucając po drodze z siebie
kurtkę i ściągając z niego bluzę. Weszliście cały czas objęci,
cały czas całując się do Twojej sypialni. Znaleźliście się na
łóżku, on na Tobie wpatrzony w twarz. Przeczesał
palcami włosy.
-jesteś taka piękna, wiesz? naprawdę jesteś –
powiedział z całkowitym uznaniem. Uśmiechnęłaś się delikatnie
się rumieniąc, nie przywykłaś jeszcze do takich słów – nadal
zastanawiam się czym sobie na ciebie zasłużyłem
-A ja na ciebie – odpowiedziałaś kładąc dłoń
na jego klatce piersiowej, drugą zacisnęłaś na jego nadgarstku.
Sans zaśmiał się szyderczo.
-proszę, to nie jest tajemnica – powiedział
kładąc się na Tobie – jestem szkieletem i nie powinienem być
atrakcyjny dla kogokolwiek – ostrożnie uklęknął między Twoimi
nogami, jednocześnie całując Twój kark. Westchnęłaś lekko.
-Oh zamknij się Sans – zaśmiał się, wraz z tym
jak zaświeciło mu się oko, na obojczyku poczułaś jego język.
Przesunął go wzdłuż Twojej szczęki. Zamruczałaś z przyjemności
chwytając się go chciwie za koszulkę. Jego kły
zacisnęły się na Twoim karku, skubiąc lekko skórę, aż zaczęłaś
drżeć pod jego dotykiem. Przeszywał Cię dreszcz za dreszczem.
Podciągnęłaś jego koszulkę chcąc aby ją ściągnął. Wywrócił
oczami i zrobił to co chciałaś. Uśmiechnęłaś się.
-nie łapię co ci się w tym podoba –
powiedział pokazując na siebie. Nie dałaś mu nawet chwili na
przemyślenia, chwyciłaś go za dolne żebro pocierając je i
gładząc. Sans w ataku przyjemności schował twarz w Twoim
karku dysząc ciężko.
-Ponieważ to ty – szepnęłaś dalej go pieszcząc.
Co chwilę zmieniając kość jaką dotykałaś. Czułaś, że z
każdą chwilą coraz trudniej mu utrzymać równy oddech. Nagle
chwycił za Twoją pierś i w pierwszym odruchu ścisnął ją mocno,
by potem rozluźnić uścisk i delikatnie zaczął zataczać nią
koła. Ostrożnie całowałaś jego obojczyk, co jakiś czas
pocierając go mocniej, lecz nie za bardzo, nie chciałaś aby
oszalał z przyjemności. Przesuwałaś ręce niżej i niżej,
zatrzymując je na jego kości biodrowej, chciałabyś pamiętać jak
się nazywa. Sans warknął i ściągnął Ci przez głowę koszulkę.
Jego palce powoli przesunęły po Twoim mostku, na Twój brzuch,
potem po talii i za plecy męcząc się z zapięciem stanika. W tym
czasie Ty błądziłaś językiem po jego ciele, próbując
go rozkojarzyć. Kiedy Twój biust był już wolny
popatrzyliście się na siebie z nieukrywanym zadowoleniem. Zaczął
ssać jedną pierś obejmując Cię, założyłaś nogę na
jego biodro i przysunęłaś się bliżej. Warknął, poczułaś
że jesteś już wilgotna. Jak jego palce zaczęły zmierzać w
kierunku Twoich spodni przypomniałaś sobie, że miałaś na ten
wieczór nieco inne plany. Naparłaś na niego ciałem i delikatnie
zabrałaś jego ręce ze swojego ciała. Przez chwilę wyglądał na
zagubionego kiedy przekręcałaś go na plecy
-Ciiii – szepnęłaś przystawiając palec do ust,
zaczynając tym samym rozpinanie jego dżinsów. Nadal był zmieszany,
kiedy ściągałaś z niego spodnie, napotkałaś niebieskie bokserki
z wyraźnym znajomym wybrzuszeniem, jęknęłaś z zadowolenia,
naciągnęłaś gumkę by całkowicie go wyswobodzić. Przed sobą
miałaś znajomego niebieskiego kutasa. Jak tylko go rozebrałaś
pozbywając się swoich i jego ubrań rzucając je tym samym gdzieś
na podłogę, czułaś na sobie cały czas spojrzenie Sansa jednocześnie
zaniepokojone i podekscytowane. Usadowiłaś się między jego
nogami. Chwyciłaś go u nasady jednocześnie zaczęłaś lizać jego
miednicę. Poczułaś jak całe jego ciało sztywnieje. Dotykałaś
go wszędzie, ale zdecydowanie nie lizałaś. Nie zdawałaś sobie
sprawy jak kości w tych miejscach mogą być delikatne. Przesunęłaś
językiem w kierunku sterczącego przyrodzenia.
-k-kurwa! - krzyknął zaskakując Cię tym,
potrafi być głośny. Uśmiechnęłaś się i nie przerywałaś
swojej zabawy jego kością biodrową. Teraz Twoje usta i język
zawędrowały na kość udową, całując ją i pieszcząc.
Podniosłaś głowę by popatrzeć na niego -c...co? - liznęłaś go
w miednicę i wróciłaś do kutasa chwytając go pewnie. Dźwignęłaś
się i popatrzyłaś z góry na niego, przyglądał Ci się z niemą
furią w oczach, wtedy pochyliłaś się i wzięłaś czubek do buzi.
-jezukurwachryste! - krzyknął wyginając się do
tyłu. Musiałaś chwycić go mocniej za biodra aby go uspokoić,
popatrzyłaś na niego lekko zaniepokojona – kurwa! błagam!
cokolwiek robisz, nie przestawaj!
-Heh – odpowiedziałaś – Cieszę się, że ci
się podoba – zaczęłaś błądzić językiem po jego żołędziu
-kurwa, żartujesz? to jest... kurwa! - jęknął
starając się zachować kontrolę na tyle na ile to możliwe,
zaśmiałaś się przesuwając paznokcia po jego kręgosłupie –
chryste, kocie!
-Pamiętam kogoś, kto lizał swojego loda jakoś...
tak? - przesunęłaś językiem od nasady po samą główkę
upewniając się, że na szczycie zatoczysz językiem kilka okrążeń
dookoła niej, a potem possałaś. Sans z trudem oddychał, zdałaś
sobie sprawę że dręczenie go teraz może nie być najlepszym
pomysłem, jego twarz była wykrzywiona w grymasie rozkoszy i
ledwo utrzymywanej kontroli. Mocno zacisnął palce na prześcieradle. Postanowiłaś
zakończyć jego cierpienie i wzięłaś go do ust, poczułaś jak
drgnął. Sans jęknął głośniej i zaczął sam
poruszać biodrami w tym samym rytmie co Ty ustami, po chwili mogłaś
powiedzieć, że był już blisko. Bez żadnego ostrzeżenia
wyciągnęłaś go z pomiędzy warg i wspięłaś się na niego.
-Ta noc jest twoja, pamiętasz? - powiedziałaś z
uśmiechem. Pochyliłaś się i zaczęłaś go całować, jego język
wsunął się w Twoje usta i objął Cię mocno ramionami, poruszył
biodrami nadziewając Cię na siebie. Poczułaś jak sztywnieje,
kiedy wszedł już cały. Sans zaczął głębiej oddychać, czułaś mieszane uczucia co do swojego pomysłu. Mogło być świetnie,
ale mogło go też boleć.
-daj... daj mi chwilę – szepnął wtulając się w
Ciebie. Po kilku sekundach poczułaś jak powoli zaczyna się w Tobie
poruszać. Delikatnie, czule. Nie wiedziałaś jakim sposobem, pewnie
przez całą jego pierdoloną magię, ale to jak leżałaś na nim
nie było wcale niewygodne. Poruszałaś się delikatnie chcąc mu
pomóc, napierając tym samym ciałem na jego kości. Jęknęłaś
kiedy poczułaś go po raz wtóry w całości. Jedną ręką chwycił
Cię za pośladek, w odpowiedzi przystawiłaś swoje czoło do jego.
Pokręciłaś biodrami, dając wam obojgu więcej przyjemności. Jego
ręce zaczęły błądzić po Twoim ciele rozpaczliwie, miłośnie.
Po chwili wolna dłoń znalazła drogę między Twoje nogi,
wygięłaś się dając jej większe pole manewru. W chwilę znalazła
Twój wrażliwy punkt i zaczęła go pieścić. Stęknęłaś jego
imię, w odpowiedzi pchnął Cię gwałtowniej. Jego palce zaczęły
pracować z Twoją kobiecością. Niespodziewanie poczułaś
błogosławione, czyste, przyjemne dreszcze przeszywające całe
Twoje ciało. Nadal poruszałaś biodrami. Twoje włosy opadały na
jego twarz, jego kość przejęła sterowanie i nacierała na Ciebie
gwałtowniej. Mruknął nisko i chwycił Cię za biodra wraz z
finalnym pchnięciem. Padłaś na niego zmęczona, założyłaś
włosy za ucho, pozwoliłaś by Cię objął. Zaczęłaś gładzić
palcem jego mostek i jak otworzyłaś szerzej oczy i podniosłaś
głowę mogłaś zobaczyć przebłysk światła między jego żebrami.
W chwilę jednak znikł. Dziwne. Kolejne czary mary?
-Mmm co to było? - zapytałaś leniwie rysując
bliżej nieokreślone znaki na jego kościach. Mruczał cicho
-co było co? - brzmiał na zadowolonego
-Chyba widziałam jakieś światełko w twojej klatce
piersiowej – powiedziałaś całując go delikatnie w szczękę.
Poczułaś jak Sans na chwilę sztywnieje, a potem się odprężył.
-nie wiem – powiedział za szybko – może jakaś
zagubiona gwiazda... heh
-Taaaa – uśmiechnęłaś się
-więc... uh... co to było? - zapytał pokazując na
swoją miednicę na której już nic nie było. Zachichotałaś i nie
mogłaś powstrzymać się przed rumieńcem.
-Oral. Chyba nigdy nie doświadczyłeś tego –
zamyśliłaś się na chwilę – Powinnam się chyba o to zapytać,
przepraszam – Sans się zaśmiał
-zdecydowanie nigdy nie miałem i naprawdę jestem
szczęśliwy, że to była niespodzianka, to jakaś ludzka rzecz?
-Zdecydowanie tak.
-nie wiem co powiedzieć uh... było cudownie, to coś
na specjalną okazję?
-Zdecydowanie nie – mrugnęłaś do niego. Zaśmiał
się lekko.
-dzięki bogu, bo jeżeli to miało być raz na rok,
albo jeszcze gorzej, raz na całe życie, jezu... o to ci właśnie
chodziło, kiedy mówiłaś w restauracji? - zaczął bawić się
Twoimi włosami. Ziewnęłaś.
-Tak. Znaczy się, uwielbiam to jak my to robimy, nie
zrozum mnie źle, ale dla odmiany tak też jest fajnie –
odpowiedziałaś chwytając za poduszkę by ułożyć się nieco
wygodniej. Postanowiłaś, że będziesz się go wypytywać o logikę
magii jutro, jak Twoje ciało będzie wypoczęte.
-tak, było miło, naprawdę miło – mruknął
cicho. Już zamknęłaś oczy, poczułaś jak całuje Cię w czoło –
śpij dobrze, kocie.
Szybko odpłynęłaś, objęłaś ramionami swojego
kościanego kochanka.
Śniłaś o błądzeniu w próżni. Wiedziałaś, że
gdzieś w niej jest Sans, ale nie umiałaś dotrzeć o niego. Kiedy
już myślałaś, że udało Ci się go znaleźć dwa jasne światła
zaczęły krążyć dookoła Ciebie.
Obudziłaś się z krzykiem.
Ja chce perspektywę taksówkarzy!! XDDDD
OdpowiedzUsuńHah, byłoby zdecydowanie ciekawie XD
UsuńZ pamiętnika taksówkarza: "Zapamiętać! Od teraz, nigdy przenigdy nie zerkać przez lusterko na pasażerów. Zwłaszcza jeśli to męski potwór i ludzka kobieta. Co raz się zobaczyło, już się nie odzobaczy. *dopisuje to do listy "zobaczyć przed śmiercią i odhacza* " xDDDD
UsuńZ pewnością byłoby naprawdę ciekawie xDDD Biedki taksówkarze xD
UsuńJEGO DUSZA, JA TO WIEM AKXHXJAPSZA
OdpowiedzUsuńCiekawe tylko co oznacza, że się pojawiła ^^
UsuńGdy pojawił się temat tego, co Sans oglądał... w celach edukacyjnych oczywiście, zaczęłam się śmiać ja głupia. Boże, Sans jest taki uroczy, zwłaszcza jak nie wie o co chodzi :'D
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę przyjemny.
Aha, prawie bym zapomniała:
WIDZIAŁYŚMY JEGO DUSZĘ!!! OMGOMGOMG SKJDHVFWEORUHFVPQIERBFQLKEBFVQIEFVBRIOYQR3FBPI;BER;VJEBRGIOWYEGBPGFI;WQERBGFWPERIYGFV
Ja to się doczekać nie mogę bo w tym miesiącu autorka opowiadania obiecała, że będzie kolejny rozdział Mrocznych i... ciekawe czy w tym rozdziale poza Willem będzie wyjaśnione jakie Sans oglądał pornole, jakoś dziwnie unika tego tematu ;>
Usuń*tryb grzesznicy włączony. Przez głowę przewija jej się tysiąc myśli na raz*
UsuńMroczne?!! :OOOOOOOO Nie mogę się już doczekać.
Racja, Sans jest dziwnie cichy jeśli chodzi o ten temat ;>
Ciekawe jaki rodzaj duszy posiada nasza bohaterka? Może determinacji? ♡
OdpowiedzUsuńUh osobiście wolałabym aby autorka opowiadania nie zaczynała z tym. Jakoś nie umiem trawić kiedy Heroinie daje się cechy Friska, czy jak Sans wyciąga jej dusze. Ale co kto lubi.
UsuńWiesz, może być wiele rodzajów duszy np:odwaga,waleczność,sprawiedliwość,strach,nienawiść,nadzieja,miłość,wytrwałość i wiele innych, a ty jaką byś wolała cechę naszej postaci?♡
UsuńA w ogóle to w twoim interaktywnym komisie randki z sansem można było sobie POMACAĆ jego DUSZĘ i ciekawe czy on może naszą? Byłoby więcej możliwości *szept ...jeżeli wiesz co mam na myśli >:3...
UsuńNie chciałabym żadnej - dlaczego? Ponieważ ta postać jest w miarę możliwości realna, a co za tym idzie posiada cechy jakie mamy wszystkie - niepewność, miłość, strach, siłę, walkę o swoje. Nawet jak nie w komplecie i jej akcje nie są w całości kompatybilne z naszymi - w jakimś stopniu wpasuje się w każdą czytelniczkę. Jednocześnie nie jest bezbarwna.
UsuńNo i nie łącz komiksów i opowiadań ze sobą, każda praca jest inną wizja autora i nie nakładają się na siebie. Zabawa z duszą Sansa i to jak Sans bawi się naszą duszą będzie w późniejszych rozdziałach "Czy to uczyni Cię szczęśliwą" i mam nadzieję, że tutaj czegoś takiego nie będzie.
Może każdy człowiek posiada magiczną duszę tylko o tym nie wie i chodzi mi o moce bo np moc determinacji daje moc odradzania się a moc wytrwałości leczenie ran i wiem że każdy ma takie emocje ale takie dusze je ulepszają, wiem że za bardzo fantazjuje ale to jest tylko moja opinia a nie krytyka i uwielbiam te opowiadania i dziele się moimi wrazeniami. Nie mogę?
UsuńNie zabraniam Ci, zawsze zachęcam do komentowania i jestem bardzo zadowolona jak ktoś mówi coś po swojemu. Zrozum tylko, że ja mam nieco odmienne zdanie, w rzeczywistości nie wierzę w duszę więc *wzrusza ramionami* w każdym razie rozumiem co masz na myśli. Jak myślisz, jaką Ty masz duszę?
UsuńNa początku chce powiedzieć że te ✌DUSZE✌ to coś w rodzaju głównego punktu mocy magicznej a jeśli chodzi ci o moją wersję duszy to chyba...... miłości i uważam że będzie mieć kolor biały ale gdzieś w środki mam czarną duszę nienawiści.......
UsuńOH,dusza Sansa... A w planetarium taki uroczy, taki zachwycony.. :')
OdpowiedzUsuńCo pasja to pasja ^^
UsuńŚwietne 😆
UsuńYumi będzie dzis komiks ?
OdpowiedzUsuńTak, będzie ^^ Spokojnie
UsuńRany...KOCHAM TO!!!
OdpowiedzUsuń