19 marca 2017

Undertale: Trucizna - Rozdział I - „...boś uczuł, żeś razem”

Notka od autora: Jest to opowiadanie autorskie w którym czytelnik odgrywa znaczącą rolę. Płeć obojętna. Miłośniczy opowiadań z dreszczykiem oraz duchów znajda tutaj coś dla siebie. Notki +18 będą oznaczone. Zaznaczam jednak, że nie będzie się to odnosiło tylko i wyłącznie do motywów erotycznych, ale także makabrycznych. Główną postać z Undertale jaka się tutaj będzie przewijać to G!Sans.
Wersety jako tytuły poszczególnych rozdziałów zaczerpnięte z wiersza "Syn Cieniów" -Zygmunta Krasińskiego.
Świat w jakim żyjemy jest pełen tajemnic, potwory nie są niczym nowym, ludzie zdążyli już do nich przywyknąć. W obliczu polityki od której już uciekasz, bo nawet nie masz dla niej czasu i sił, oraz głupoty nielicznych jednostek z jaką spotykasz się w internecie, myślisz, że już nic Cię nie zaskoczy. Mylisz się. Postanawiasz zaprosić szkolną outsiderkę na piwo i właśnie ten wypad odmienia całe Twoje dotychczasowe życie.
Spis treści:
Rozdział I - „...boś uczuł, żeś razem”  (obecnie czytane)
Rozdział VIII - „Wschodząc i żyjąc – do ciebie wróciły”
Rozdział IX - „Tym są na końcu czym w początku były”
Rozdział X - „Świat jeden ducha z twoim duchem zlany”
Rozdział XI - „Lecz każda dusza na ciebie wyrosła”
Rozdział XII - „I siebie samą w twoje łono wniosła”
Rozdział XIII - „I wie o sobie – że stała się synem”
Rozdział XIV - „Równym ci Ojcze i wiecznie jedynym”
Rozdział XV - „Bo w każdej jeden Ty jesteś o Panie!”
Rozdział XVI - „I w każdej wołasz „ja” a oprócz Ciebie”
Rozdział XVII - „Nigdzie nic nie ma i nic nie powstanie!”
Epilog - „Teraz myśl, kochaj, stwarzaj niebo w niebie”

W r ó b l ó w ,  1 8  w r z e ś n i a  1 9 3 7

Letnie powietrze ustępowało jesiennym wiatrom. Słońce dawno już zaszło za horyzontem, po niebie leniwie płynęły ciemne chmury. W jednym z domków siedziały przy świecach, cztery dziewczyny.
-Edyta, jesteś pewna, że to dobry pomysł? - szepnęła jedna.
-Boisz się Anka? - zaśmiała się jej koleżanka ustawiając na ziemi tablicę ze skrzętnie wyrysowanymi ręcznie liczbami i literami, oraz u góry napisem „tak” i „nie”.
-Oj daj spokój, nie cykaj się – na ziemi usiadła trzecia, najwyższa. Miała na imię Mariola, obok niej kucnęła Krysia, jej siostra, najmłodsza z całego towarzystwa.
Nigdy nie ma jednej przyczyny i jednego skutku. Dlatego też na jej obecność tutaj złożyło się wiele czynników. Przede wszystkim rodzice pojechali do miasta i miało ich nie być na noc. Krysia i Mariola miały zostać same w domu razem z nestorką, poczciwą babcią Zosią. Okoliczności te wykorzystała starsza i zaprosiła swoje dwie koleżanki z klasy na wspólne nocowanie. Mała stanęła więc przed wyborem, czy chce spędzić ten czas z babcią na piętrze, która znowu będzie opowiadać jakieś nudne historie, albo uśnie, albo puści płyty winylowe, które Krysia znała już na pamięć. Czy może woli spędzić ten czas u boku ukochanej siostry, starszej od niej o dwanaście lat, wraz z jej koleżankami. Wybór był szybki i prosty. Inaczej by jej na parterze nie było. Zostawiła starowinkę na bujanym fotelu w pokoju na piętrze. Możliwość przebywania w otoczeniu starszego rodzeństwa zawsze jest czymś niezwykłym dla dziecka. To jakby wejście do zakazanego świata, no i próba zjednoczenia się z krewnym. Bo oto Mariola uchyla rąbka tajemnicy tego, czym się zajmuje i jak się zachowuje wśród koleżanek. Krysi dodatkowo nie chciało się spać, to zapewne z powodu wszystkich emocji kłębiących się w małym serduszku. Rodziców nie będzie pierwszy raz odkąd pamięta!
Zacisnęła małe piąstki na materiale sukienki swojej siostry, która przeniosła na nią pytające spojrzenie.
-Co będziemy tutaj robić? - zapytała zaciekawiona i zaniepokojona jednocześnie. Choć podobało się jej to wszystko, w głębi duszy czuła, że robią coś... zakazanego.
-Będziemy wywoływać duchy! - Edyta pochyliła się w jej stronę uśmiechając najstraszniej jak potrafiła.
-Nie strasz jej – Mariola objęła dziecko ramieniem
-Tak właściwie co ona tutaj robi? Mówisz, aby jej nie straszyć, a my przecież będziemy rozmawiać z duuuuuuchaaaaami – Krysia popatrzyła na Edytę robiacą głupią minę. Dziewczynka nie lubiła jej, to znaczy nie rozmawiała z nią za często, ale skoro chciała, aby sobie poszła, mała wiedziała, że od tej pory jej nie lubi. Siostra pogłaskała ja czule po głowie.
-I tak by pewnie sama przyszła. - wzruszyła ramionami – To jak, zaczynamy?
-Mam tutaj srebrną monetę – Ania wyciągnęła ją z fartuszka i położyła na tabliczce. Starsze dziewczyny popatrzyły po sobie i przytaknęły. Mała Krysia siedziała między swoją siostrą, a Anią, Edytę mając naprzeciw siebie.
Babci nie przeszkadzała samotność, wiedziała, że młodość rządzi się swoimi prawami dlatego też nie broniła swoim wnuczkom sprosić koleżanki. Oczywiście, nie wiedziała co one robią pod jej nosem, słyszała co chwile jakieś śmiechy, podniesione radosne głosy. Choć były głośne, nie przeszkadzało jej to. W końcu, mieszkały w niewielkim domku położonym w małej wsi, sąsiedzi też nie będą się o nic złościć. Westchnęła pogrążając się we wspomnieniach o własnej młodości.
Gdzieś tak koło godziny drugiej w nocy ze snu wybudził ją przerażony krzyk. Ktoś się włamał? Staruszka w głębi serca miała nadzieję, że po prostu przestraszyły się szczura, myszy, czy nietoperza, podniosła się jednak z bujanego fotela i tak szybko na ile pozwalały jej starcze nogi udała się na parter. To co zobaczyła zaskoczyło ją. Dziewczyny zaklinowały się w przejściu. Dosłownie. Staruszce zachciało się śmiać, jednak powstrzymała się widząc pobladłe z przerażenia twarze.
-Co się stało? - zapytała próbując je przekrzyczeć
-Pomocy babciu! - mała Krysia załkała żałośnie wyciągając w jej stronę rączki.Chwilę jej zajęło wydostanie młodego pokolenia z potrzasku. Głównie z powodu szoku w jakim znajdowały się, przez panikę nie chciały początkowo współpracować. Wszystkie uznały, że najbezpieczniejszym miejscem będzie sypialnia babci, przeniosły tam swoje koce, poduszki i siedziały cicho jak myszki, nie mówiąc już nic do śniadania. Kiedy staruszce udało się je wszystkie uśpić, co nie było łatwym zadaniem, sama zeszła na dół by zobaczyć, co wydarzyło się w pokoju. Widząc znaną chyba wszystkim tablicę, srebrną monetę rzuconą obok, kapcie dziewczynek dookoła z których dosłownie wyskoczyły uciekając, babunia dodała dwa do dwóch i westchnęła ze smutkiem. Rano będzie musiała z nimi poważnie porozmawiać, ale wcześniej, zabrać je na mszę do kościoła.

Ś r o d e k  p o l a ,  w  d r o d z e  d o  W r ó b l o w a ,  o b e c n i e .

Mknęli po drodze w swoim szybkim i pięknym aucie. Tooo....nie jest do końca prawda. Tak naprawdę to wlekli się; drogą to się kiedyś nazywało, teraz asfalt przypomina raczej ser szwajcarski; no i ostatecznie auto też nie należało do najlepszych. Choć G, kierowca, mógłby się z tym sprzeczać. Czarny Fiat 126p popularnie zwany Maluchem, gościł na ulicach dość często w latach 90. Obecnie budzi podziw w oczach ludzi na zasadzie „O rany, to ten staroć jeszcze jeździ?”. Czy to jednak z sentymentu, czy raczej z zamiłowania do tej marki, G nie chciał pozbyć się swojego kompana i choć pod maską nie miał już niczego oryginalnego to nadal kochał go jak swoje dziecko. Isza nauczyła się już nie narzekać, ani na ciasnotę, ani na dziwny swąd towarzyszący każdej podróży, ani na dziwny dźwięk silnika, brak klimatyzacji... Dobra, miała ochotę ułożyć poemat na temat tego jak bardzo nie lubi Fiata. Wahała się nawet z propozycją, że może dorzucić się w połowie, aby G kupił sobie jakiekolwiek inne, lepsze, nowsze auto. Wałkowała z nim ten temat już wiele razy, a pojazd pozostawał taki sam.
Przechyliła głowę na bok by popatrzeć za szybę. G tym czasem wsadzał kasety magnetofonowe do odtwarzacza. Kolejny antyk z którym gość nie może się pożegnać. Dla większości może był wyluzowanym cwaniaczkiem, który uwielbiał pyskować. Isza początkowo też go za takiego uważała. Z latami ich znajomości ten obraz przysłoniła inna cecha osobowości kościotrupa o jakiej wiedzieli nieliczni.
Zaczęło się od tego, że na pierwszy wspólny wypad, po tym jak zaczęli wspólną pracę pod ramieniem Kościoła, zaprosił ją do osobliwego baru o nazwie „Ministerstwo Śledzia i Wódki”, urządzony na modłę lat 80/90. Isza pamiętała ten okres bo w nim się wychowywała i miała nieco przekrzywiony obraz tych lat właśnie przez swój wiek. G jako potwór, który jest praktycznie nieśmiertelny, albo przynajmniej długowieczny, wspomina go jako najlepsze lata swojego życia. Przynajmniej, póki co. Utwierdziła się w przekonaniu co do jego sentymentalizmu, kiedy zaprosił ją do swojego mieszkania. Kawalerki mieszczącej się na drugim piętrze czteropiętrowego blogu. Gramofon firmy Unitra, obok którego w dwóch słupkach miał ułożone winyle. Telewizor „z dupą”, do którego podłączony był odtwarzacz kaset VHS, działający Pegasus, na kredensie nawet stary jeżyk na kredki w kolorze pomarańczowym. Początkowo uznała, że nie dość iż jest potworem, to jeszcze dziwakiem. Suuuuper. Potem doszła do wniosku, że jest coś urzekającego w jego hobby, przede wszystkim - rzeczy działały. Co biorąc pod uwagę samą różnicę czasu, robiło wrażenie. Nauczyła się tolerować jego odpały, tak samo jak on jej.
Po chwili, potrzebnej na przewinięcie kasety, w aucie zaczęły rozchodzić się przyjemne dźwięki starej kapeli Lady Pank.

Zostawcie Titanica!
Nie wyciągajcie go!
Tam ciągle gra muzyka!
A oni w tańcu śnią!

Potwór śpiewał głośno, razem z wokalistą zespołu. Isza uśmiechała się lekko, kryjąc rumieńce zażenowania. To raczej on powinien się wstydzić, prawda? Nie, raczej nie. G był dość odważnym osobnikiem na tyle, aby nie krępować się siebie. Robił to bo lubił, nawet jak mu to nie wychodziło.

Ja wierzę, oni tańczą wciąż
Oni żyją swoim życiem
I dopłyną tam gdzie chcą
I wierzę w ich podwodny świat
A orkiestra która grała
Do tej chwili gra.

Nie dane jednak im było przesłuchać utworu do końca. Początkowo G myślał, że kaseta znowu została „wciągnięta” przez odtwarzacz. Nawet zaczął kląć pod nosem, że kolejna będzie do wyrzucenia jeżeli nie uda mu się jej odratować. Potem jednak okazało się, że po prostu całe auto przestało działać.
Po jakiejś godzinie stania w szczerym polu, pośrodku niczego, pół dnia drogi z nigdzie do gdzieś, oraz grzebania w silniku - szkielet westchnął zrezygnowany i rzucił ścierką pod nogi.
-Nie odpali – powiedział zerkając przez otworzoną szybę do kabiny.
-Co teraz?
-Masz jakiś kumpli co ...
-O nie nie nie – zaśmiała się nerwowo i poprawiła w siedzeniu – Po akcji z _____ nie pozwolę abyś nawet dotknął jakiegokolwiek mojego znajomego. I tak jest ich niewielu. - prychnęła
-Oj no daj spokój – zaśmiał się pogodnie wchodząc do środka - Było zabawnie
-Myślałam że trzeba będzie dzwonić po karetkę pogotowia – skrzyżowała ręce na piersi – Aż się dziwię, że Romek się zgodził.
-Z technicznego punku widzenia się nie zgodził, pozwolił _____ wybrać. Ale, dlaczego się tak bardzo przejmujesz? Nie jesteście chyba ze sobą jakoś blisko co nie?
-No nie, ale nie chcę aby powstały na mój temat jakieś dziwne plotki.
-To akurat by nie była plotka
-Tym bardziej. - Zapadła między nimi cisza, lecz nie taka przyjemna, czuć było zawieszony między nimi topór. W końcu G przemówił
-Nadal się na mnie gniewasz o to?
-Tak.
-Co mam zrobić abyś się przestała gniewać?
-... przestać być tępym chujem?
-Obawiam się złociutka, że to raczej niemożliwe – wyciągnął z kieszeni kurtki komórkę – Zadzwonię do pomocy drogowej, może uda się im nam pomóc.
Faktycznie zadzwonił, jednak problem pojawił się kiedy mieli określić dokładnie swoją lokalizację. G tłumaczył, jak jechali, jego rozmówca potraktował go chyba jako kogoś, kto robi sobie niesmaczny żart. W sumie, jakby się nad tym zastanowić. Szukaj Malucha ze szkieletem w polu.
-A może jakbyśmy zaczęli iść przed siebie...
-I mam moje skarby tutaj zostawić? - oburzył się – Ty masz w ogóle świadomość jak cenne jest to auto? - Isza chwilę milczała
-Z pięć dych na złomie – skrzywiła się nieco.
-Kiedyś wyrwę ci te rude kłaki, złośnico
-To mam lepszy pomysł! - aż podniosła się w siedzeniu
-Jaki?
-Pchaj.
-....Chyba sobie kpisz.
-A coś innego ci zostaje? - Racja, w sumie nie miał zbyt wiele opcji. Szczęście w nieszczęściu wyglądało tak, że po jakimś kwadransie drogą przejeżdżał traktor, właściciel okazał się być bardzo pomocny, choć dziwnie nie chciał patrzeć na G. Być może dlatego, że za bardzo przypominał mu kostuchę.

-Edyta Suchowska – powtórzył mężczyzna prowadząc auto. Isza siedziała w kabinie obok niego, natomiast G pozostał w ciągniętym na prowizorycznej linie maluchu. - Nie, nie kojarzę tutaj nikogo takiego. Mieszkam co prawda od urodzenia, ale... A kiedy ona mieszkała we Wróblowie?
-Gdzieś tak w latach trzydziestych – starała się przybrać najbardziej przyjazny wyraz twarzy na jaki ją było stać.
-A to proszę pani, nie będę kojarzył na pewno! Raczej mojej babci trzeba byłoby się pytać! - uśmiechnął się jakby z ulgą  – Może ona będzie kojarzyła kto to był. A czego jeszcze raz sprawa dotyczyła?
-Um, obawiam się, że to poufne informacje... - Mężczyzna spojrzał na nią podejrzliwie.
-Ale pani nie jest z policji? - w jego głosie dało się usłyszeć napięcie.
-Nie, nie, nic z tych rzeczy. Ani nie jestem detektywem czy czymś. Po prostu... badam jedną sprawę i... - przygryzła wargę – To może inaczej, wie pan gdzie znajduje się we Wróblowie dom państwa Ziółkowskich?
-Ziółkowscy? - powtórzył unosząc głowę nieco do góry – Nie, nic też mi to nazwisko nie mówi...
-Ohm, osoba o którą mi chodzi wyszła za mąż, przybrała inne nazwisko... Um.. - Isza sięgnęła do kurtki by wyciągnąć swoje notatki. - O, w latach pięćdziesiątych Anna Ziółkowska poślubiła Tomasza Merdę.
-Ah, wdowa po Tomku! - krzyknął uśmiechając się – A to znam znam, wiem gdzie jest. Zaprowadzę. Wie pani ... nasza miejscowość jest raczej spokojna – kierowca pochylił się w jej stronę. Ruda choć wiedziała, że tak nie wypada, to jednak nie umiała oderwać wzroku, od wielkiej, brązowej dziury w dolnej trójce rozmówcy. Za każdym razem kiedy otwierał usta aby się odezwać, jej oczy automatycznie szły w dół. - Nie chciałbym aby potem mówili, że to przeze mnie przestało być cicho. 
-Bez obawy, proszę pana – chrząknęła podnosząc wzrok, by spojrzeć w jego lekko podkrążone oczy. Chociaż mógł mieć góra z trzydzieści lat, ciężka praca w polu i zmęczenie postarzyły go. - Obiecuję, że nie stanie się nic złego.
-Uchowaj Boże.
-Tya... uchowaj – potem już nic nie mówili.

Rolnik dowiózł ich pod panią Anię. Isza spodziewała się jakiejś rudery, sama nie wiedziała dlaczego. Ku jej zdziwieniu dom był naprawdę zadbany. Niewielki, ale schludny. Nim mężczyzna ją przyprowadził, zdążył powiedzieć, że wszystkie pola i sady oddała swoim dzieciom, te je sprzedały i „uciekły” do miasta. Ruda, jako że wychowywała się tylko w większych aglomeracjach mimo kilku przeprowadzek, nie mogła zrozumieć co takiego jest w tym, że ludzi z miast ciągnie na wieś i odwrotnie. Ona by tak nie zrobiła, no ale nie miała pola, ani sadu, ani nawet działki. Westchnęła i popatrzyła na G, który mozolnie próbował coś naprawić w swoim fiacie. Tym razem pomagał sobie magią, ręce widma trzymały narzędzia, w jego oczach błyskało czyste złoto.
-Zajmiemy się tym potem, albo zadzwonimy po pomoc, teraz wiemy przynajmniej gdzie dokładnie jesteśmy – powiedziała pukając go po ramieniu. Podniósł się się i popatrzył na nią. Kobieta zmarszczyła nos – Ale się ujebałeś... - to mówiąc wyciągnęła chusteczkę z kieszeni spodni i zaczęła wycierać mu twarz. Poddał się natychmiast jej poczynaniom, nawet lekko się uśmiechnął. Narzędzia zawędrowały do walizki. No cóż pora zająć się tą sprawą.
Z tego co wiedzieli z akt, w latach trzydziestych cztery dziewczyny, Ania, Edyta, Mariolka i najmłodsza Krysia, bawiły się w wywoływanie duchów. Rok potem Edyta zmarła. Ksiądz Roman poprosił Iszę i G o sprawdzenie tej sprawy, nim kościół wykona jakiś ruch. Pani Anna miała już papiery z poradni Zdrowia Psychicznego, które nie stwierdziły u niej żadnej choroby. Dostarczyła też dokumentacje swojej wnuczki Judyty. Dlaczego? Jej właściwie cała sprawa dotyczyła, miała widzenia i koszmary senne.
-A więc tak – zaczął G mieszając łyżeczką kawę w kubku, siedzieli w pokoju na kanapie, naprzeciwko siebie mieli staruszkę o krótkich siwych włosach, oraz dorosłą już kobietę, brunetkę. Była wyraźnie wyczerpana – Pani to Anna. Umarła Edyta. Z Mariolą nie ma kontaktu, bo wyjechała zaraz potem, natomiast Krysię znalazła pani kilka tygodni temu w zakładzie dla obłąkanych. - szkielet zmarszczył brwi – A od pół roku, pani wnuczka ma koszmary. Nie powinna się pani z tym skierować raczej... no nie wiem, do ... psychologów psychoanalizy freudowskiej? - oparł się wygodniej.
-Sugeruje mi pan, że kłamię?
-Nie, sugeruję, że nic tutaj nie ma. Prawda Isza? - Ruda rozglądała się cały czas po pokoju, może to i było niegrzeczne.
-Niczego nie widzę... - szepnęła, lecz kiedy przeniosła wzrok na Judytę zamrugała kilka razy – Może mi pani opowiedzieć o tamtym dniu, kiedy razem z przyjaciółkami przyzywała pani duchy?
-To było tak dawno temu – głos jej zadrżał
-Liczy się każda informacja.
-No dobrze – zamknęła zmęczone oczy i nabrała powietrza – To był pomysł Edyty, ona zorganizowała świece i tablicę, ja miałam przygotować monetę. Sama nie wiem co nami kierowało. Ciekawość? Chęć zrobienia czegoś zakazanego? Nie wiem, naprawdę nie wiem – pochyliła głowę jakby się wstydząc – Zadawałyśmy pytania, różne, najczęściej głupie. Kto z kim się zwiąże, kto jest głupi, kto z kim będzie się całował... - uśmiechnęła się lekko, i na chwilę zatrzymała. Widać było jak ekspresja starczej twarzy się zmienia – A potem, Edyta zapytała się ile jeszcze będzie żyć. - kolejna dłuższa pauza – Moneta przesunęła się na jedynkę... coś zapukało w szybę... zaczęłyśmy uciekać. - staruszka otworzyła oczy. - A rok później, Edyta umarła.
-W jakich okolicznościach?
-Oh, nic magicznego, naprawdę. Lecz bardzo cierpiała. To nie był dokładnie rok, ale coś koło tego, rok i kilka miesięcy. Poszła potańczyć na przyjęciu ze swoim chłopakiem. Pokłóciła się z nim o coś, nie wiem o co, mówiła, ale nie pamiętam. Jej rodziców nie było w domu, a zapomniała kluczy. Spędziła noc na ganku, a padał deszcz... Dostała zapalenia opon mózgowych i umarła. - staruszka zmarszczyła brwi – Myśli pani, że to może mieć wspólnego?
-Nie wiem. Możliwe – Isza popatrzyła na G, który tylko wzruszył bezradnie ramionami. Teraz to on się pytał.
-Czy wzywały panie jakiegoś konkretnego ducha?
-N-nie, n-nie wydaje mi się. Wołałyśmy tylko „duchu przyjdź”, albo coś takiego
-Czyli nie padło żadne imię?
-Nie, w każdym razie nie przypominam sobie.
-Czy nazwałyście to co przyzwałyście?
-Nie... tak szczerze to chyba żadna z nas nie wierzyła, że się udało.
-Jak zawsze – uśmiechnął się kwaśno, wziął głębszy wdech – Ile razy go przyzywałyście?
-Nie pamiętam – Anna zaczęła czuć się jak na przesłuchaniu. Bardzo nie podobała się jej rozmowa z G.
-Kilka czy kilkanaście razy?
-Nie pamiętam, powiedziałam przecież!
-Czy w trakcie przywoływania któraś z was, zwłaszcza Edyta, się zraniła?
-Nie wiem!
-Czy byłyście pod wpływem jakichś używek?
-Nie! - do oczu zaczynały nabiegać jej łzy. Isza pośpiesznie położyła rękę na jego kolanie. Pokręciła przecząco głowę. G znowu oparł się, wyraźnie bijąc się z myślami.
-Przepraszamy. Te pytania są tylko dowodem na to, że pani wierzymy. Próbujemy ustalić do czego doszło – wytłumaczyła spokojnie uśmiechając się czule. Ruda jakoś dziwnie lubiła starsze osoby, może dlatego, że mentalnie czuła się jak staruszka? Czasami. Anna kiwnęła głową – To jeszcze jedno, ostatnie, bo widzę, że jest pani już zmęczona. - chrząknęła zastanawiając się nad słowami – Dlaczego Krystyna została zamknięta w wariatkowie?
-Bo miała takie same sny i omamy co moja wnuczka – to mówiąc staruszka pochyliła głowę – Po śmierci Edyty, wyjechała Mariola, zrywając kontakt ze wszystkimi. Zaczęła zachowywać się dziwnie. Wcześniej kochała swoją siostrę i nieba by jej uchyliła, ale po śmierci Edyty.... całkowicie się zmieniła. Zerwała kontakt z rodziną. Krysi trudno było się z tym pogodzić, tak myślę... chyba... zaczęła mieć koszmary, mówiła, że Edyta zabrała jej siostrę. Jak rodzice z nią poszli do lekarza, tak zamknęli ją
-Ale pani była ze swoją wnuczką i ...
-Wie pani, wydaje mi się, że to kwestia zmiany czasów. U Judzi wykryli depresję z myślami samobójczymi, przepisali jakieś leki i wysłali na terapię, raz w tygodniu sąsiad musi ją zawozić do psychologa na rozmowę...
-Czy Judyta... odpowie na kilka pytań? - ta skinęła twierdząco głową. Isza uśmiechnęła się zadowolona i poprawiła w siedzeniu. Wszystko powoli zaczynało się jej układać. Przynajmniej taką miała nadzieję – Zapytam prosto, jakie są twoje sny?
-Widzę postać... bardzo wysoka... ma czerwone oczy... to .... to nie są oczy... to jakieś guziki... i kły, wiele kłów. Wgryza się w mięso, nie wiem skąd, ale wiem, że to mięso to moje ciało – głos zaczynał jej drżeć – potem słyszę głos... On, on nie mówi tak normalnie, on mówi wprost do mojej duszy, nie umiem nawet powiedzieć jaki to jest głos... Bo brzmi jak męski, damski, a nawet dziecka – po policzkach ciekły jej łzy – woła pomocy, a jednocześnie czuję, jak mnie powoli ... zjada – Isza otworzyła szerzej oczy. Dobrze. No i mamy problem. Teraz się pogubiła
-A twoje wizje? Bo widzisz coś za dnia, prawda?
-Widzę te oczy... - Aha, to nie zmienia zbyt wiele.
-Możesz mi pokazać gdzie najczęściej je widzisz? - Judyta uniosła rękę i wskazała na drzwi wyjściowe. Jednak Isza niczego tam nie dostrzegała. Właściwie to mieszkanie wydawało się naprawdę normalne. Jakaś jej cześć, ta która zawsze się boi, podpowiadała, aby zadzwonić do Romka, powiedzieć, że to fejk, niech przywiezie po nich coś porządnego, bo gruchot G się znowu zepsuł ... chciała wrócić do domu, do łózka, do książek, do filmów, do swojej samotności.

Przed wyjściem, G poprosił o to, aby Anna wyjaśniła im jak dojść do starego, jak się okazało, niezamieszkałego już domu sióstr. Właście byli w drodze. Słońce chyliło się ku upadkowi, niebo powoli robiło się pomarańczowe, temperatura szła w dół. G wyciągnął ze swojego auta dwie kurtki. Obie jego, co prawda, ale lata pracy z Iszą, nauczyły go, że dziewczyna ma dziwny zwyczaj ubierania się nieodpowiednio do pogody. Dlatego na wszelki wypadek nosił u siebie zawsze dodatkową parę butów, specjalnie o dwa numery mniejsze, jakiś dodatkowy sweter, czy koc. Już wiele razy uratowało to kobietę przed przeziębieniem.
-Zabawa z duchami przypomina mi trochę pracę detektywa – odezwał się w końcu obracając w ustach papierosa
-Tez tak mam – zaśmiała się lekko odwracając głowę na bok – Jakieś debile się bawią, a potem my musimy błądzić po omacku.
-Stawiam, że coś przyzwały.
-Myhym to raczej pewne - Isza przygryzła wargę. Wtuliła twarz w kurtkę. Pachniała papierosami i piwem. Początkowo nie lubiła tego zapachu, teraz jednak jakoś... kojarzył się jej z G.
-Wiesz co? - odezwał się nagle. - To ja będę Sherlockiem, a ty moim Piętaszkiem.
-Co kurwa? Sherlock nie miał Piętaszka! – zmarszczyła brwi, a zaraz potem dodała – I dlaczego to ja mam być przydupasem?
-A dlaczego nie? Ja będę Sherlockiem z Piętaszkiem, bo podoba mi się to słowo. - Isza fuknęła niezadowolona, lecz G zauważył jak walczy z uśmiechem, uwielbiał kiedy tak nieudolnie próbowała go ukryć.
Prawda, sprzątanie po takich zabawach było bardzo męczące, trzeba dowiedzieć się co zostało przyzwane, jakie nosiło imię z założeniem, że byt może kłamać, a kto mu zabroni? Znaleźć kogoś do kogo się przyczepił. Dlaczego został. Czego chciał. Nie zawsze były to złe istoty. Co to to nie. Czasem krewny troszczący się o żyjących, czasem dawny kochanek czekający na ukochaną, a czasem ktoś zupełnie przypadkowy kto nie wie, że umarł albo nie umie udać się na tamten świat. 

Pole, puste pole. Tylko resztki starej studni pokazywały, że coś tutaj kiedyś stało. To takie nostalgiczne, że po naszych domach kiedyś nie ostanie kamień na kamieniu. G westchnął przydeptując peta. Nic. Znowu pusto. Żadnego śladu czegoś niezwykłego, magicznego, duchowego. Nic.
-A może tylko jesteśmy przewrażliwieni? - zaczęła Isza
-Może. - G zmarszczył brwi – A może nie...
-Co masz na myśli?
-Tutaj niczego nie widzisz, tak?
-No nie ma tutaj nic...
-Właśnie, nic.
-Co masz na myśli? - zmarszczyła brwi
-Nic – wyszczerzył się szeroko.
-G... zaczynam, się ciebie bać – zażartowała, jednak nadal przyglądała mu się podejrzliwie.
-Isza, pomyśl. Co liczy się w przyzywaniu bytu?
-Imię, doświadczenie, intencja, siła psychiczna, siła magiczna, wolna wola, świadomość, miejsce.
-Dokładnie – próbował pstryknąć palcami, ale skończyło się na samym geście, jakby nie patrzeć, to nadal były tylko kości – Miejsce! Tutaj przed laty ktoś próbował coś przyzwać, prawda? - przytaknęła – A teraz nie ma nic. Nie wiadomo co się stało z jedną, jeżeli jej siostra mówi prawdę, to pewnie już umarła. Ona sama gnije w wariatkowie i nie uda się jej już uratować.
-Racja, nie dostosuje się to społeczeństwa, jest za stara
-Dokładnie, czyli życie przekreślone. - odwrócił się w stronę studni. Wiatr zawiał mocniej – A co jeżeli problemem nie są osoby, ale miejsce? Co jeżeli to coś ukrywa się przed nami?
-To jest możliwe, byty mają tendencje do chowania się, kiedy poczują kogoś z większą siłą magiczną niż one – złapała się za brodę i zmarszczyła brwi – Albo...
-Judyta ma koszmary, nie możemy sprawdzić, czy minęły one Krysi. Proponuję wrócić, czatować przy niej i sprawdzić, czy coś się z nią dzieje w trakcie snu.

Plan okazał się dobry, co prawda Anna początkowo nie chciała, aby G się tam znajdował, dziwnie go nie lubiła. Potwór? Ostatecznie jednak się zgodziła. Co było też dobre dla nich, po części jako wymówka, jeżeli by się nie zgodziła musieliby spędzić noc w ciasnym maluchu. 
Nic jednak się nie wydarzyło, aż do ranka. Dziewczyna drzemała, G ledwo się trzymał przytomności, i to właśnie on poczuł przedziwną falę magiczną. Obudził towarzyszkę, by ta mogła zobaczyć... obraz stanowczo się jej nie podobał.
Dwie cieniste ręce zaciskające się dookoła głowy śniącej. Ruda zamknęła oczy i skupiła się, przywołując swój dar, tak aby byt stał się widoczny dla G. W mgnieniu oka, potwór przyzwał ręce, które chwyciły istotę. Jednak wydarzyło się coś naprawdę dziwnego. G nie utrzymał wroga, ten po prostu .. zniknął.
-Co do... - warknął rozwścieczony. Przynajmniej mają dowód, że coś tutaj jest, ale co? Judyta zaczęła płakać przez sen. Szlochać, a potem rzucać się po łóżku. Nie, nie była opętana, miała po prostu koszmar. Kolejny, jakich wiele.

Para nie mogła działać na własną rękę, to było niebezpieczne, no i nie mieli zgody na przeprowadzenie egzorcyzmów. Bez księdza to tez nie był dobry pomysł. Pomoc drogowa miała się zjawić wieczorem i do tego czasu, musieli dowiedzieć się więcej o dziwnej sprawie. Po nocnym incydencie Anna nie chciała pozwolić im już podchodzić od Judyty, w gniewie i rozpaczy obwiniając ich o to co się stało. Isza nie miała jej tego za złe, staruszka była bezradna i po prostu nie wiedziała do kogo zwrócić się ze swoimi uczuciami, G myślał podobnie.
Tym razem postanowili udać się na cmentarz. Ruda unikała tego miejsca tak bardzo jak się dało. Dlaczego? No właśnie dlatego, że widziała. Więcej niżby chciała. Nie mówię tutaj o duchach, czy upiorach. Cmentarze są pełne różnych bytów żywiących się negatywnymi uczuciami. Żalem, samotnością, rozpaczą, utratą, podobnie też wchłaniają co słabsze ludzkie dusze, albo znacząco je osłabiają. Dobijają osoby jakie odwiedzają te miejsce, żerując na nich tyle ile się da.
-Rękę mi urwiesz jak mocniej będziesz mnie ściskać – rzucił potwór śmiejąc się pod nosem. Kobieta nie zauważyła nawet, że się go chwyciła.
-Nie kpij sobie – warknęła, lecz nie puściła – Ty się nie boisz?
-Jest środek dnia – zauważył pokazując niebo – Ledwo żyję po nieprzespanej nocy i jestem zbyt zmęczony na to aby się bać – w sumie, słuszna uwaga – no i dodać należy, że tutaj sami swoi!
-Że jak?
-Wiesz ile pod ziemią czai się na mnie seksownych kosteczek? O popatrz na tę, Barbara Jabłonowska, zmarła ooo w sam raz sześćdziesiąt osiem lat temu! Myślisz, że robaczki pozbyły się już jej mięska i został sam uwodzicielski szkielecik? - mówiąc to wyrwał się z jej objęć, usiadł na nagrobku i zaczął czule pieścić płytę marmurową – Basieńko, nie bój się, w moim Fiacie mam łopatę – Isza przyglądała mu się z pożałowaniem. Jego gra aktorska i niesmaczny kawał, jednak poprawił jej humor i pozwolił samotnie przemierzyć kolejne alejki skrytej w drzewach trupiarni. Z lekkimi kłopotami odnalazła grób należący do Edyty.
-G! - krzyknęła. Dostrzegła, jak potwór wstaje spomiędzy nagrobków, wyrzuca peta, przydeptuje go.... ah więc to dlatego chciał się jej pozbyć. No, ale w każdym razie przyszedł dość szybko.
-Co jest?
-Mogę mieć dziwną prośbę?
-Chcesz się bzykać na cmentarzu? - rzucił rozbawiony unosząc wysoko brwi.
-Fuj, nie, fuuuuj – przeszył ją dreszcz, nie była jednak sama pewna czy to z powodu niesmacznej propozycji kościotrupa, czy przez otoczenie, a może przez jedno i drugie? Wszak nie każdy jest proszony przez szkielet o seks na cmentarzu. - Możesz skorzystać ze swojej niebieskiej magii i pochwycić to co jest w tym grobie?
-Nie podniosę trupa – zauważył – Jesteś pewna, że mówisz o niebieskiej magii, a nie o telekinezie?
-Tak, mówię o magii. Tej, która działa tylko na organizmy z duszą.
-To bez sensu – mówiąc to wyciągnął dłoń w stronę grobu, drugą trzymając w kieszeni. Był pewien, że to nic nie da, lecz jak tylko jego oko zabłysnęło, poczuł, że coś faktycznie złapał... wmurowało go.

Siedzieli w maluchu, otaczały ich ciemności nocy, pojazd był ciągnięty przez auto pomocy drogowej. Wracali. Nie mieli rozwiązać sprawy, czy też odesłać ducha do domu. Musieli tylko potwierdzić autentyczność.
-Trzeba będzie poprosić Romana, aby przysłał kogoś doświadczonego i silnego – mruknęła Isza ziewając
-Nom, koniecznie. Nie przypuszczałem, że o to chodzi.
-Dziewczyny faktycznie coś przyzwały, potem dusza Edyty została zapieczętowana w jej ciele i nie może znaleźć spokoju, prawdopodobnie Mariola była pierwszą, którą zaczęła nawiedzać. Dlatego ta uciekła i być może się zabiła. Potem przeszła na Krysię.
-Duchy nie mają poczucia czasu – zauważył G – nie wiedziała, że dręczy ją latami i jest odpowiedzialna za .... - nie był w stanie dokończyć.
-No, a potem przeszła na ostatnią, pomyliła Ankę z jej wnuczką i stąd te koszmary.
-Chujowa sprawa ... - warknął – Życie jest pojebane
-Oj nie bądź aż taki okrutny – zaśmiała się Isza przenosząc leniwie na niego wzrok
-Nie mówię o tym, skończyły mi się fajki... A zanim dojedziemy do miasta – zaczął się wychylać, stęknął niepocieszony – Masz fajkę?
-Nie palę – wyszczerzyła się złośliwie – Wiesz co?
-Co? - burknął
-Nie daje mi spokoju tylko jedna rzecz....
-Jaka?
-Edyta... ściągnęła na siebie śmierć tym głupim pytaniem, przepowiedziała ją, czy to tylko zbieg okoliczności?

Przez resztę drogi towarzyszyła im tylko cisza, oraz smród spalin z auta przed nimi. Żadne z nich nie chciało odpowiedzieć na to pytanie, nie będąc pewnym odpowiedzi.  
Share:

9 komentarzy:

  1. "Basieńko, nie bój się, w moim Fiacie mam łopatę" - romantyczność lvl G!Sans XDD ❤
    Świetny rozdział ❤ Strasznie mi się te badanie sprawy skojarzyło z Wiedźminem ♡‿♡
    Czekam z utęsknieniem na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie kojarzysz? :O
      Seria książek Andrzeja Sapkowskiego. Na jej podstawie stworzono serię gier RPG polskiej produkcji, z czego 3 część zdobyła spore uznanie w świecie gier ❤ Polecam przeczytać i ograć, nie w sposób się nie zakochać w Geralcie ^^

      Usuń
    2. . . . . Nie, że nie kojarzę, bo teraz to mi w mordę strzeliłaś xD Moim ulubionym tomem jest Krew Elfów. Jako dziecko kręciłam się po planie filmowym starego serialu z Żebrowskim, a koledzy z dzielni robili za statystów bo kręcono to niedaleko Kielc. xD
      W grę nie grałam (mam za chujowy sprzęt komputerowy ledwo mi Civilization V idzie), co prawda, ale książkę znam, serial oglądałam i mimo ogólnego hejtu na niego, to naprawdę go lubię.
      Pytam się natomiast, na jakiej zasadzie śledztwo z Wiedźminem Ci się skojarzyło xD

      Usuń
    3. AAAAA XDD
      Jezu a miałam się pytać czy nie rozumiesz kontekstu czy dlaczego akurat Wiedźmin, no bo jak tu nie znać starego, dobrego Wieśka XD I jakie zazdro.. Ile ja bym za chociaż 10 minutową wycieczkę po planie ❤
      I już wyjaśniam XD Wiadomo, oprócz fabularki, w Wiedźminie (grze) były także różne typy misji pobocznych. Jednym z nich były zlecenia wiedźmińskie. Za ustaloną sumę pieniędzy musiałaś pozbyć się problemu, najczęściej w postaci potwora. Dostawałaś od zleceniodawcy informację na temat problemu i miejsca w jakie masz się udać, żeby ten problem rozwiązać. Po dotarciu na miejsce trzeba było dowiedzieć się co lub kto jest sprawcą oraz dlaczego. W dalszej części misji musiałaś albo pokonać przeciwnika albo mu pomóc (zależy od misji). I właśnie dlatego takie skojarzenie, nie dość, że podobny schemat to jeszcze była nawet podobna misja do sprawy Iszy i G!Sansa. Musiałaś się pozbyć południcy z starego dworku na wsi ^^

      Usuń
    4. o_O Aaaaha? No nic, dobrze, ze gra się podoba. Takie same schematy są w moim ulubionym Skyrimie. To raczej jest logiczne rozpracowanie, przyjechać, zbadać, poznać, zareagować.

      Usuń
    5. Skyrym... AAAAA jedyny komputer na którym działał się popsuł, a na windowsie Vista nie ruszy.

      Wiedźmin... mmm poezja dla oczu, uszu i... Gwałt dla portfela (chodzi mi o cenę sprzętu, który by go uniósł). Z książek nie mogę znaleźć 1części.

      Usuń
  2. Yumi, rozdział świetny :3 Suchary G... dobrze, że miałem 2l wody pod ręką :D I czy tylko mi się wydaje, że nasza postać coś odjebie, albo to nam odjebie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będziemy kluczowi w tym opowiadaniu, to fakt, czy odjebiemy hm... cóż... Powiem tak - podoba mi się strasznie motyw "nas" jako bohaterów jakiś opowiadań. Sama uwielbiam interakcje czytelnika z narratorem, takie niekonwencjonalne przedstawienie go. Jednak chcę spróbować czegoś innego, gdzie "my" nie będziemy tylko romansować z postaciami, zaś narrator nie będzie tylko narratorem, ale jakby kolejną postacią opowiadania. Zobaczymy jak to wyjdzie :3

      Usuń

POPULARNE ILUZJE