27 marca 2017

Undertale: Trucizna - Rozdział II - „Potęgą marzeń i marzeń obrazem”

 Notka od autora: Jest to opowiadanie autorskie w którym czytelnik odgrywa znaczącą rolę. Płeć obojętna. Miłośniczy opowiadań z dreszczykiem oraz duchów znajda tutaj coś dla siebie. Notki +18 będą oznaczone. Zaznaczam jednak, że nie będzie się to odnosiło tylko i wyłącznie do motywów erotycznych, ale także makabrycznych. Główną postać z Undertale jaka się tutaj będzie przewijać to G!Sans.
Wersety jako tytuły poszczególnych rozdziałów zaczerpnięte z wiersza "Syn Cieniów" -Zygmunta Krasińskiego.
Świat w jakim żyjemy jest pełen tajemnic, potwory nie są niczym nowym, ludzie zdążyli już do nich przywyknąć. W obliczu polityki od której już uciekasz, bo nawet nie masz dla niej czasu i sił, oraz głupoty nielicznych jednostek z jaką spotykasz się w internecie, myślisz, że już nic Cię nie zaskoczy. Mylisz się. Postanawiasz zaprosić szkolną outsiderkę na piwo i właśnie ten wypad odmienia całe Twoje dotychczasowe życie.
Spis treści:
Rozdział II - „Potęgą marzeń i marzeń obrazem”  (obecnie czytane)
Rozdział VIII - „Wschodząc i żyjąc – do ciebie wróciły”
Rozdział IX - „Tym są na końcu czym w początku były”
Rozdział X - „Świat jeden ducha z twoim duchem zlany”
Rozdział XI - „Lecz każda dusza na ciebie wyrosła”
Rozdział XII - „I siebie samą w twoje łono wniosła”
Rozdział XIII - „I wie o sobie – że stała się synem”
Rozdział XIV - „Równym ci Ojcze i wiecznie jedynym”
Rozdział XV - „Bo w każdej jeden Ty jesteś o Panie!”
Rozdział XVI - „I w każdej wołasz „ja” a oprócz Ciebie”
Rozdział XVII - „Nigdzie nic nie ma i nic nie powstanie!”
Epilog - „Teraz myśl, kochaj, stwarzaj niebo w niebie”
To był jedyny wykład, na który Isza chciała iść. Co z tego, że zaczynał się o ósmej rano i to w poniedziałek? Kiedy takie ważne rzeczy przestają mieć znaczenie, można mówić o miłości. Nie romantycznej oczywiście. Profesor Iszy, Ban, był naprawdę leciwy. Wspomniał, że obecny dyrektor i dyrektorka instytutu byli jego uczniami. Wyglądał pokracznie, lekko przygarbiony, łysina odbijała światło słoneczne, wielki nochal na którym trzymał okulary... Daleko mu było do dystyngowanego profesora z wieloletnim stażem, raczej do miłego dziadka co karmił gołębie na ławce w parku i jakoś tak przypadkiem zabłądził w garniturze na uczelnię. 
-Proszę państwa – uśmiechnął się z przymusu na pierwszych zajęciach – I tak wszyscy pójdziemy siedzieć – to mówiąc podarł na oczach studentów wymogi jakie zostały mu narzucone – Ja się w papiery bawić nie będę – rozrzucił je po stali i wzruszył ramionami. Tym gestem podbił serce nie tylko rudej, ale i prawie całego rocznika. 
-Nauczyciel może nauczać póki trzyma mocz i kredę, ja mocz jeszcze trzymam – zażartował innym razem – Mnie jeszcze nie wyrzucili, bo swoim nazwiskiem robię im reklamę. O, o Ban uczy! O o.. - uniósł palec do góry – A więc mogę sobie pozwolić na wszystko – no i pozwalał. Po kampusie nadal krążą plotki jak to obecnego dyrektora raz od gałganów na korytarzu wyzwał, jak usnął w trakcie zajęć... własnych zajęć... Potrafił krzyczeć o sprawach, gdzie inni bali się szeptać. Nic więc dziwnego, że na jego wykłady wpadali tez uczniowie z innych roczników, czy nawet wydziałów. Ban nie bał się nowości, odwoływał się do starości, był zabawny i tak cudownie cyniczny, że rudej aż uśmiechała się morda, kiedy patrzyła na datę. Jedyny powód, przez który uwielbiała poniedziałki.
Ubrała czerwoną bluzkę z ozdobnym żabotem, wcisnęła na tyłek czarne spodnie, poklepała się po udach. Popatrzyła za okno, obok jej domu przelatywało coś, co wyglądało jak larwa wielkości psa. Kiedyś przeczytała w ponoć bardzo dobrej, starej książce, że tylko siódmy syn, siódmego syna, albo siódma córka siódmej córki, może widzieć. Albo też osoba ruda. Jej matka miała jedną siostrę, a babcia trzech braci. Jej ojciec miał jedną siostrę i dwóch braci, zaś dziadek ... on chyba był jedynakiem. Chyba. A ona? Nie miała nikogo. Tak więc pierwsza teoria upada. Druga też. Tak naprawdę jest farbowana. Nie pamięta jaki jest jej naturalny kolor włosów, bo od kiedy mogła to bawiła się nimi, ale z czerwienią rozstać się nie może od dobrych dziesięciu lat. Podkreśliła oczy kredką, pomalowała usta i szczerząc się do odbicia w lustrze, powiedziała najsłodziej jak umiała. 
-Chuj ci w dupę – Nic dodać nic ująć. Piękna powierzchowność, a w środku czysty sarkazm i cynizm. Na szyi nosiła w tej chwili trzy wisiorki. Najbardziej przy skórze, pentagram biały. Symbolizujący potęgę człowieka. Potem srebrny krzyż, następnie hinduski Om. Na lewej ręce Oczko Proroczka, na prawej Kalendarz Majów. Może jednak jest w niej trochę z wiedźmy? Więcej, niż trochę. Z kuchni wzięła bułkę i łapiąc ją zębami zamknęła drzwi do mieszkania. 

G już od dawna był na nogach, albo tez raczej – nie poszedł w ogóle spać. Łapał się każdej pracy. Potrzebny kierowca? Nie ma sprawy, powiedz tylko czym ma jechać, a da Ci odpowiednie prawo jazdy. Elektryk? Proszę panowie, elektryka prąd nie tyka! Był spawaczem, tynkarzem, dorabiał też czasami razem z kilkoma kumplami w firmie od przeprowadzek. To nie tak, że zbierał na coś pieniądze, bo na nich mu specjalnie nie zależało. Nie miał też żadnych problemów, nie zadłużył się ni nie miał bachora na boku. Lata spędzone wśród ludzi sprawiły, że nauczył się tego i tamtego, głównie z ciekawości. A jeżeli połączy się to z jego nieumiejętnością siedzenia na miejscu, mamy efekt taki, że G robił cokolwiek, tak długo, aż nie padł zmęczony. Po tym jak się obudzi znowu coś robi iii tak w koło Macieju. Obecnie przywoził pieczywo do sklepu. Musiało dotrzeć ono na tyle wcześnie, aby sprzedawczynie mogły go poukładać. 

Zarówno dla niej jak i dla niego praca pod ramionami Kościoła była tylko dodatkiem. Tym bardziej, że ani on, ani ona jakoś wybitnie religijni nie byli. Połączyło ich przeznaczenie, albo... jak kto woli – przypadek. 
Isza od dziecka widziała dziwne stwory i bardzo szybko zrozumiała, że nie każdy umie je dostrzec. Początkowo rówieśnicy mówili, że ma zmyślonego przyjaciela. Potem, że kłamie. Kiedy zaczynały pojawiać się pierwsze hasła, że zwariowała, przestała w ogóle się odzywać. Nawet we własnym domu, który... no nie czarujmy się... nie za bardzo jej wierzył. Kilka lat temu, jak jeszcze była w liceum, udała się do kościoła. Bez konkretnego celu. Po prostu... poczuła potrzebę. Może spowiedź pomoże? Podeszła do konfesjonału i klęknęła. W całej zabytkowej budowli, był tylko jeden czynny, ale co się dziwić, wakacje.. Zastukała. 
-Szczęść Boże... - zaczęła niepewnie. 
-Szczęść Boże, moje dziecko. 
-Tak właściwie to ... nie pamiętam jak szła ta regułka – odwróciła wzrok na bok w zakłopotaniu – Obawiam się, że miałabym też problemy z przypomnieniem sobie modlitw... 
-Ale jednak jesteś...
-Ale jednak jestem.. - cisza, może powinna coś powiedzieć? - Ja... ja chciałabym się wyspowiadać. 
-Słucham zatem twoich grzechów. 
-Uhm... - nie wiedziała od czego zacząć. Po co właściwie tutaj jest?
-Może pomogę?
-Chętnie...
-Czy wierzysz w kogoś innego poza Bogiem, Panem naszym? 
-Uhm... wierzę w siebie? - uśmiechnęła się niewinnie 
-Podejrzewam, że się nie modlisz
-No nie. 
-A próbujesz rozmawiać z Bogiem?
-A czy to nie podpada pod chorobę psychiczną? - zażartowała. Odpowiedziała jej cisza, więc chrząknęła – No nie. 
-Ukradłaś coś?
-Nie... chyba.... nie pamiętam. 
-Skłamałaś?
-Ja kłamię nawet wtedy kiedy mówię prawdę – wyszczerzyła się
-Zabiłaś?
-Komar się liczy? 
-Widzę więc, że byłaś bardzo niegrzeczna – śmiech – Dotykałaś się w miejscach intymnych?
-Czasami,.
-I o czym wtedy myślałaś? - Co? Ej! Jakiś zbok? Isza ma ochotę wyspowiadać się raz na ruski rok, być może nawet ostatni raz w swoim życiu, a tutaj jakiś pierdolony zboczeniec się jej trafia. No ale ok, aby gra trwała potrzebne są przynajmniej dwie osoby. Co by tutaj powiedzieć tak aby go obrzydzić? Iszy przypomniał się ostatni film jaki widziała, czyli "Gnijąca Panna Młoda". Przybliżyła usta do kratki 
-O trupach
-O trupach?
-O trupach – przytaknęła – Lubię też wyobrażać sobie macki, ale trupy znacznie bardziej mnie pociągają... - jęknęła cicho przeciągając się teatralnie – Mają takie .... takie... twarde ... kości. - Cisza, oh, czyżby go miała? Zaraz wyjdzie i ją wygodni, będzie zabawa.
-Mów dalej, moje dziecko- Ej, co jest? Teraz powinien się zdenerwować. Isza zmarszczyła brwi i wstała. Odeszła krok od konfesjonału, a potem odgarnęła zamaszyście chustę, jaka zasłaniała twarz mężczyzny. Cóż, tak, to był G. Okazało się, że zmęczony upałem poszedł się schować do kościoła, a że głupio mu było tak spać w ławkach udał się do konfesjonału myśląc, że nikt w wakacje spowiadać się nie będzie. Do dzisiaj się z niej śmieje. 

Potwór był pierwszym, do którego zadzwonił Roman. Po krótkiej rozmowie, miał przyjechać do niego w ciągu godziny, była trzynasta. Isza powinna mieć okienko, cóż, najwyżej się na reszcie zajęć nie pojawi. Wzruszył ramionami i wsiadł do (naprawionego) malucha i ruszył w stronę jej uczelni. 

Zaciskała mocniej wargi szukając wzrokiem miejsca, gdzie mogłaby uciec. Nie dało się. Siedziała na kanapie obok automatu z kawą, podczas kiedy postać jaka się nad nią pochylała bezczelnie patrzyła się w jej kubek. Kolejny byt. Trudno zachowywać się normalnie, kiedy .. no cóż, wiesz, że coś się na Ciebie gapi. Nie, to mało powiedziane. Coś przewierca Cię wzrokiem. Stworzenie było zabawne, nie miało rąk, tylko dwie długie nogi. Nie miało też głowy, czy oczu, ale brak ich nie sprawiał, że nie umiało obserwować. Świat duchów rządził się niestety swoimi prawami. 
-Isza- znajomy głos. To _____. Pięknie, po prostu pięknie. Z deszczu pod rynnę. - Chce z tobą pogadać – zaczyna uśmiechając się niepewnie. Siada obok niej i poprawia w nerwowej manierze materiał spodni 
-Tak? - Graj idiotkę, nic się nie stało. Powtarzała w myślach. -Jeżeli chodzi o notatki z ostatnich zajęć to zapytaj się Kasi, ona wszystko ma. 
-N-nie o to chodzi. Wiesz.. - odwraca wzrok wyraźnie bijąc się z myślami – Śniłaś mi się ostatnio. 
-Tak?
-No i ... karmiłaś wykładowcę kanapką z pudrem. 
-....O – nie wiedziała jak inaczej na to zareagować, nagle cały stres zniknął. - To... fajnie?
-Nom – Cisza. Taka niemiła. Bardzo niemiła. Isza wiedziała, że _____ chce coś powiedzieć, no po prostu czuła. Co chwile otwiera usta i zamyka, patrzy na nią, a potem odwraca wzrok. Po dwóch, może trzech minutach ruda zerknęła na zegarek. Cudownie, jeszcze ponad godzina. Jeżeli teraz pójdzie to może zostać źle odebrana, ale jeżeli zostanie może stać się coś złego, może zamiast tego...
-....Co myślisz o obecnej pogodzie? - rzuciła niepewnie. Tak, cudownie. Pogoda. Bardzo... bezpieczny temat. 
-Jest um... fajna? Chyba? Nie wiem... obojętne w sumie to jaka jest... prawda? 
-A... lubisz jak .... świeci słońce? 
-Jasne... może sobie i świecić – Znowu cisza. Można być nie wiadomo jak aspołecznym typem, unikać towarzystwa, albo wręcz odwrotnie. Jednak takie momenty jak te są krępujące właściwie dla każdego. Pogoda nie pomogła, polityka pewnie też nie, w sumie Isza sama jej unikała. Jak zacznie gadać o zajęciach to wyjdzie na kujonkę, albo osobę bez życia. _____ otwiera usta i nabiera powietrza do płuc. Ma zamiar coś powiedzieć, kiedy do budynku wchodzi znajomy szkielet. 
-Tutaj jesteś – mówi z ulgą w głosie. Rzucił na chwilę spojrzeniem w stronę drugiego człowieka, a potem znowu na swoją towarzyszkę – Jest robota 
-Co? Ale ja mam zajęcia! - powiedziała wstając, w jednej chwili całkowicie zapomniała o obecności _____
-Koło automatu z kawą? - uniósł brew – Ojczulek próbował się z tobą skontaktować, ale chyba masz wyciszony telefon. - to mówiąc otworzył jej drzwi. Chwyciła za komórkę, faktycznie dwie wiadomości i cztery nieodebrane połączenia.
-Isza! - usłyszała _____, odwróciła się – To jest G! Prawda? - w głosie usłyszeć się dało obawę połączoną z nadzieją. Ruda niepewnie, ale przytaknęła. Szkielet zaczął ją wypychać z budynku. Nim drzwi się za nią zamknęły zrozumiała jeszcze tylko słowa „A więc to nie był sen?” Dobra, tym trzeba będzie zająć się później. Teraz ma inne rzeczy na głowie. 

Niewielka sprawa, jakieś dwa miesiące temu zgłosiła się do księdza para, uskarżająca się na dziwne rzeczy jakie miały mieć miejsce w ich domu. Domownicy, z naciskiem na pana Igora mieli problemy ze snem. Koszmary, albo tak płytki, że nieszczelny kran w kuchni był w stanie zbudzić. Po dostarczeniu wszystkich papierów zaświadczających o braku wykrycia choroby psychicznej przez lekarzy specjalistów, oraz po wstępnej analizie przez wcześniej posłane osoby, Roman doszedł do wniosku, że dom; a właściwie to raczej domownicy, są nawiedzani przez duszę kogoś, kto nie może odnaleźć spokoju. Tak przynajmniej wszystko wyglądało w papierach jakie właśnie przeglądała Isza. Rodzina składała się z dwóch osób. Igor oraz Monika. Małżeństwo, trzy miesiące po ślubie. On pracuje jako mechanik samochodowy, ona na kasie w Biedronce. Odkładali kilka lat na mieszkanie, oczywiście kredyt wzięty, bo jakże by inaczej. G zaparkował. Ruda popatrzyła na budynek – wysoki, naprawdę bardzo wysoki.
-Powiedz proszę, że nie mieszkają na samej górze – mruknęła
-Powiedz proszę, że działa winda – burknął odpalając papierosa. Chwilę rozmawiali czekając aż potwór go dopali. No i jak się okazało, sama góra, a winda działała.. tak do połowy. Z nieznanych przyczyn nie jechała powyżej szóstego piętra i nie chcąc kusić losu, pozostałe dwa postanowili pokonać schodami. G się ucieszył, bo jak tylko drzwi do mieszkania się otworzyły poczuł bucharę – czyli zadymione pomieszczenie. Jak się okazało para była zawodowymi palaczami, bez dwóch paczek w kieszeni ani rusz dnia zacząć. Za co ci ludzie jedzą? Po początkowej rozmowie, wypiciu herbatki i zapoznaniu się z domownikami Isza odkryła bolesną prawdę, że nie zdąży na zajęcia. Cóż, konsultacje jak nic. Westchnęła, żałując, że ksiądz nie wypisuje jej zwolnień od nauki. 
-A więc Katedra przysyła was abyście wygnali tego ducha? - odezwał się nagle Igor. Był dość pogodny i sympatyczny, choć nieco przy-tępawy, w ten uroczy prostoduszny sposób. 
-Abyśmy wam z nim pomogli – G znalazł z nim wspólny język i już po papierosie byli jak dwaj bracia, Monika uśmiechała się serdecznie lecz widać było iż jest zmęczona i nerwowa, a Isza? Ta jak zawsze w ciszy przysłuchiwała się rozmowie. - Jesteście w dobrych rękach, nie ma się czym martwić. 
-Myślałem, że przyślą jakiegoś księdza czy kogoś...
-Istnieją świeccy egzorcyści współpracujący z Kościołem. - tłumaczył potwór – Najczęściej pracujemy jako wysłannicy oceniając, czy w danym miejscu faktycznie dochodzi do czegoś paranormalnego, czy też to blef albo choroba psychiczna, albo zupełnie normalne zjawisko. Obecnie Kościół działa pod dużą presją – odpalił kolejnego papierosa – Widzisz – wypuścił dym – teraz każdy każdemu patrzy na ręce, a Kościół ciągle jest pod falą niemalejącej krytyki. 
-Dziwisz się? - Monika popatrzyła na G spod łba – Pedofilia, hazard... Kościół jest zepsuty. 
-No no no popatrzmy tylko, świętoszka się znalazła – wyszczerzył się szyderczo – Skoro Kościół jest zepsuty to możemy sobie iść, wiecie? W sumie, to po co tutaj siedzimy? - popatrzył na Iszę i szturchnął ją w ramię – Idziemy? Powiemy Romanowi, że to jakiś kawał i już. 
-NIE! - Igor stracił pogodną twarz, bał się, był zmęczony – O-ona tylko ż-żartowała... powiedz, że żartowałaś kochanie. - Lecz Monika nic nie odpowiedziała, odwróciła tylko twarz na bok. 
-Mmmmyhym – G uniósł twarz wysoko – Gdy trwoga to do Boga, co? Dobra, miejmy to już za sobą. 

Pierwsza wizyta nie zakończyła się sukcesem. Duchy będące istotami świadomymi czują, jak ktoś nowy znajduje się w pomieszczeniu, dlatego też trzeba zrobić drugą, trzecią, a nawet czwartą czy piątą próbę. A czasami i szóstą, jak w tym przypadku. Isza i G jeździli do domu młodej pary już od dwóch tygodni. Co dało się zauważyć, dziwne odgłosy w domu ucichły i Monika już lepiej sypia, Igor nadal jednak ma problemy. 
-Możesz mi coś wyjaśnić? - zapytała Monika, kiedy Isza zmieniała wiszącą przy rogach pomieszczenia szałwię 
-Mmm?
-Ksiądz Roman uważa was za najlepszą parę, dlaczego?
-Bo ja jestem człowiekiem, a on potworem. 
-Nie rozumiem, co to ma do rzeczy? 
-Jakby ci to... - ruda zamyśliła się na chwilę odrywając od zajęcia – Ludzie są zrobieni z materii i duszy, prawda? - przytaknęła – Potwory to materia i magia, tak? 
-A co to ma do rzeczy?
-Duchy to magia i dusza – uśmiechnęła się i wyprostowała krzyżując ręce na piersi – Nasz świat składa się z materii i tylko to co posiada materie może w nim istnieć – tłumaczyła spokojnie – Nie jestem świętojebliwa, aby wyskakiwać ci tutaj z całym kreacjonizmem i mówić o boskim planie stworzenia. Sama w to nie wierzę – wzruszyła ramionami – Jednak wiem, że .... na nasz świat jest nałożona jakby kalka po której spacerują wszystkie byty pozbawione materii. Nasza ludzka dusza umie przyzywać i jakby rozmawiać z nimi, a magia potworów może je dotknąć. Dlatego jesteśmy najlepszą parą.
-Ale widziałam, jak na filmie duchy poruszały przedmiotami! No i były dźwięki i ... 
-Bardzo silne byty są w stanie oddziaływać na materie, ale kosztuje je to wiele energii. Mogą przesunąć naczynie, czy nawet rzucić mniejszym obiektem, lecz nie zaczną cię dusić, nie narysują nic, nic też nie napiszą, nie zdemolują ci całego mieszkania i tak dalej – westchnęła – Istota tego świata opiera się na materii. Istnieje to co jest. A jest to, co istnieje. Metafizyka – machnęła ręką widząc, że rozmówczyni nie za bardzo ją rozumie. Jak tutaj wyjaśnić wszystko jeszcze prościej
-Czyli.... co się staje z człowiekiem po śmierci?
-A bo ja wiem? - wzruszyła ramionami zadowolona, że tamta porzuciła temat – Jak umrę to ci powiem. 
-Igorowi często śni się jego dziadek – Oooo, a o tym to nikt im nie powiedział – Mieli tak samo na imię. Pamiętam go, umarł rok temu. Bardzo dobrze nam życzył. Stary weteran – kiedy o nim mówiła na twarzy jej malował się spokój i smutek – Miał wiele medali za swoje zasługi, wiesz? Uwielbiał je wyciągać, pokazywać, chwalić się nimi. W testamencie zapisał je Igorowi. Nawet jak umarł, to został mu pośmiertnie przyznany jeszcze jeden – westchnęła – Zastanawiam się, gdzie teraz dziadzio może się podziewać... 
-...-OCY! - czułą rozmowę przerwał im krzyk z łazienki. G był pierwszym, który dotarł do pomieszczenia. Chwycił Igora za kurtkę i zaczął ciągnąć. Zabrzmi to zabawnie, lecz coś trzymało ... jego głowę w muszli klozetowej. Nawet spuściło wodę. Potwór użył magicznych dłoni, aby odciągnąć człowieka, dopiero wtedy udało się go uratować. Był mokry, przerażony, krztusił się i dusił. Natychmiast podbiegła do niego Monika i mocno go objęła szlochając cicho. 

-A więc mamy ducha dziadka, który nie lubi swojego wnuka? - rzuciła przechodząc między regałami książek w uczelnianej bibliotece. 
-Nooo brzmi logicznie, co nie? - G wsadził ręce do kieszeni, chciało mu się palić, ale obiecał, że dotrzyma jej towarzystwa póki ta nie skończy zbierać materiały na swój referat. 
-Z tego co mówiła Monika to dziadek raczej ich lubił... 
-A skąd wiesz, że nie kłamała? - zrobił krok w bok, tak aby znaleźć się po jej drugiej stronie – Albo nie znała prawdy? - Znowu zmienił strony – A może lubił ją, a jego nie? 
-Mieszasz mi w głowie. Skąd wiesz, że to dziadek?
-Kochana, fabuła opowiadania tego wymaga! - zaśmiał się – Myślisz, że wspominała o nim bez przyczyny?
-Oho, mówisz o przeznaczeniu?
-A czy to przeznaczenie zaprowadzi mnie pod twoją kieckę?
-Zaprowadzi cię do grobu. 
-Jestem szkieletem, w mojej trumnie znajdzie się miejsce także i dla ciebie. 
-Nie jestem nekrofilem. - warknęła zażenowana. 
-No co za zbieg okoliczności, a ja nie jestem prawdziwym trupem!
-Zaraz nim będziesz, jeżeli jeszcze raz się odezwiesz – warknęła bibliotekarka stojąca za parą. 
-Ups... to może ja... pójdę zapalić? 
-Łał, G w końcu powiedziałeś coś co ma sens! Szerokiej drogi! - Isza wzięła kilka książek w ręce. Cóż, duch dziadka to miało by sens, ale... dlaczego zrobił krzywdę wnukowi? 

Kolejnego dnia udali się do mieszkania małżonków i byli szczerze zszokowani. Monika po tym, jak usłyszała, że będzie trzeba spróbować wywołać ducha potraktowała sprawę bardzo poważnie. Zakupiła świece w różnych kolorach i poustawiała je w całym pokoju, zasłoniła ciężkimi zasłonami okna, tak aby nawet najmniejsze światło ze świata nie przechodziło do środka. Wahała się tylko, czy zainwestować w nóż rytualny, bo gdzieś tam w sieci przeczytała, że jest to niezbędny element. 
-Ehm... - Ruda chciała powiedzieć kobiecie prawdę, że przesadza, że... bez sensu wydała kasę. Ma posprzątać ten pseudo mroczny bałagan. Lecz jak tutaj zrobić to tak, aby ta się nie obraziła? Jakaś jej część, ta nie złośliwa, albo raczej pozostałości tej nie-złośliwej części jej osobowości doceniały wysiłek jaki Monika wsadziła w uszykowanie pokoju. I jakkolwiek nie uderzałby w poczucie estetyczne dziewczyny, tak sam trud był godny podziwu. Swoją drogą, gdzie ona dorwała takie wielkie czarne świece? 
-A co to stypa u Lucyfera? - G zdecydowanie nie miał żadnych oporów – Kochana, będziemy wywoływać ducha. Może, podkreślam może – chrząknął – m o ż e się nam to uda. - Położył ręce na biodrach i rozejrzał się jakby na chwilę zapomniał o rozpoczętym wcześniej zdaniu – Nie będziemy wywoływać demona, ani nic – tę część zdania wyrzucił z siebie szybko. - Możesz wypuścić wszystkie czarne koguty jakie masz, żaden nie straci głowy – rzucił wyraźnie rozbawiony. Monika poczuła, że się wygłupiła. Wszyscy posprzątali pokój, i usiedli przy normalnym stole, na którym znajdowały się zasadniczo tylko kubki z gorącą herbatą. Nadeszła pora na wezwanie. 
-Nie będziemy łapać się za ręce? - rzucił Igor lekko zdziwiony 
-A po co? - G wypuścił dym z ust 
-Na filmach zawsze tak robili. To ma powiększyć więź czy coś takiego... 
-Pff litości – machnął ręką – Na filmach pokazują też, że kobieta jęczy na sam widok chuja, czy twoja kiedyś tak robiła? - Oparł się wygodniej pokazując palcem na mężczyznę – Isza ma dar, to nie tak że jest jakimś szamanem czy coś. Owszem, jest bardziej wyczulona na te rzeczy i naturalnie usposobiona do widzenia tych bytów, które nie mają materii, ale istnieją, lecz... nie jest jakimś x-menem czy kimś tam – wywrócił oczami – Dobra, ludzie mają duszę i mają tę swoją moc, determinację która pozwala wam istnieć nawet po śmierci, ale nie czarujmy się, panami świata to wy nie jesteście 
-Więc co ona robi?- Igor zmarszczył brwi, zupełnie nie zwracając uwagi na pogardliwy stosunek potwora, jaki krył się za pozornie pogodnymi słowami.
-To co jest zrobione z ducha nie ma materii tak?
-Ta?
-To co duchowe jest niewidzialne, tak?
-No...tak?
-Brawo! Isza za pomocą swojej siły woli jest w stanie sprawić, że byty pozbawione swojego fizis mogą za jej pośrednictwem zaistnieć teoretycznie w tym świecie. Nadal ograniczają je prawa rządzące tą rzeczywistością, jednak są widoczne dla każdego kto znajduje się tylko w dość bliskiej odległości. 
-Co?
-Yhhh – westchnął na chwilę przenosząc wzrok na sufit – Isza będzie mogła sprawić, że zobaczysz dziadka, ale go nie dotkniesz... coś jak... hologram? No, to dobre porównanie. Rany, jestem geniuszem – przyznał sobie z podziwem
-Czy możecie się zamknąć? - warknęła marszcząc brwi. Cały czas miała zamknięte oczy – Próbuję się skupić! - Minęło kilka dobrych chwil, spędzonych w nerwowym oczekiwaniu. Jednak efekty były warte swego. Pierwszym, który się odezwał był Igor. 
-Dziadek! - krzyknął podnosząc się z krzesełka. Faktycznie, widział unoszącą się postać młodzieńca w mundurze, krótkie, czarne włosy wystawały mu spod wojskowej czapki. I choć wyglądał inaczej niż pamiętał, wiedział, \że to jest jego krewniak. Obraz jaki ujrzała Monika był inny. Ta widziała starca, schorowanego, jakby nadal w pozycji leżącej na szpitalnym łóżku. Mogła policzyć plamy na jego skórze, dostrzec ślinę kłębiącą się w koniuszkach ust, gdy oblizywał swoje wargi. Obie wizje przedstawiały tego samego człowieka. - To on! On tutaj jest! Dziadku! Ej! Dziadku! Słyszysz mnie?!
-Nie musisz krzyczeć, kolego, on cię słyszy – jęknął G
-Jest.... ehhh – Isza zaczęła, ale nie wiedziała jak dalej ubrać w słowa myśli. Za każdym razem, kiedy skupiała się na poszczególnym bycie i pozwalała mu pojawić się w świecie, czuła jego emocje. Te często pozwalały jej poznać prawdziwą naturę stworzeń i ułatwiały pracę z nimi. 
-Dziadku, co się dzieje? Dlaczego mnie prześladujesz? Zrobiłem ci coś złego? - Igor płakał. Monika nie wiedziała co powiedzieć, ani jak się zachować. Bała się. Naprawdę, panicznie się bała. Najsłabsze ogniwo. Mało znaczące, co prawda, lecz nie potrzebują teraz ataku paniki. G postanowił zainterweniować, powoli wstał, praktycznie przez nikogo niezauważony. Chwycił kobietę za ramiona i jak bezwiedną kukłę wyprowadził do innego pokoju. Tam pozwolił usiąść jej na kanapie i podstawił paczkę papierosów pod nos. 
-Źle.... - ruda skrzywiła się – źle postawione pytania. Dziadek cię słyszy, ale nie odpowie. Znaczy się, ty go nie usłyszysz. Bo... bo nie tak to działa. Możesz go zobaczyć, ale nie usłyszeć. Ugh – wzięła głębszy wdech – On nie chciał ci zrobić krzywdy.... Sam się cieszy, że w końcu możesz go zobaczyć. 
-Więc dlaczego to wszystko robi?!
-On... - popatrzyła na duszę – On chce poprosić Cię o przysługę. - odetchnęła
-Mnie?! A co ja mogę zrobić dla ducha?! 
-Ten medal jaki dostał po swojej śmierci – zaczęła niepewnie, co chwila marszczyła brwi, zatrzymywała się co kilka słów, jakby odpowiednio dobierając myśli, jakby czekała na dalszą część wypowiedzi – Oddał ci wszystko co miał, ale ten jeden chce zabrać ze sobą. 
-Jak to zabrać ze sobą?
-Chce, abyś wsadził mu go do grobu. 
-Medal?
-Medal.
-O medal to wszystko było?
-Zależy mu na nim. Nie chcesz tego zrobić?
-Nie, zrobię to, nie ma problemu.... - Igor znowu popatrzył na postać dziadka, który skinął mu głową z wdzięczności - ... po prostu, nie rozumiem. 
-Nie musisz – Isza była już wyraźnie zmęczona – Wsadź ten medal do trumny, dobrze? Wtedy ta dusza będzie mogła odejść w spokoju. - Postać zaczęła znikać. Mężczyzna przyglądał się w milczącej zadumie. Nie wiedział jak ma zareagować. Te wszystkie koszmary i poczucie zagrożenia jakie wywoływał u niego dziadek, a chodziło o przysługę? Nie, to nie miało żadnego sensu. - Twoje ciało się broni – odpowiedziała, jakby na jego troski – Dla nas takie spotkania .... z duchami znaczy się... - przygryzła wargę zastanawiając się nad kolejnymi słowami – Duchy kojarzą się tylko i wyłącznie ze śmiercią, co nie?
-T-tak... A-ale nie o to chodzi. Skoro chciał ode mnie .... tego z medalem.... dlaczego próbował mnie utopić w pierdolonym kiblu?!
-Nie wydaje mi się, aby to tak działało – jęknęła wstając – Wiem, że nie odnajdzie spokoju póki nie zrobisz tego co chce. Nie ustaną twoje koszmary i nie będziesz mógł wieść spokojnego życia, póki nie spełnisz tej ostatniej prośby dziadka. 
-A jak mam to wyjaśnić rodzinie? Nad moim stołem unosił się dziadek i powiedział, że chce swój medal?
-Zrobisz co będziesz uważał za słuszne – warknęła oschło – Nasza robota tutaj się kończy
-Ej! Ale ksiądz powiedział, że pozbędziecie się tego ducha! 
-A co my, pogromcy duchów? - G opierał się o framugę. - To nie jest byle jaki duch. On ma interes. Jest to istota świadoma – tłumaczył spokojnie, zbliżając się do Iszy, znał ją na tyle dobrze by wiedzieć, że jest wyczerpana i lada chwila może zemdleć. Wolał być więc w pobliżu, aby w razie gdyby rozmowa się niechętnie przeciągała, móc ją złapać – Każdy byt ma swoje pragnienia i marzenia. Zmarły chce medal. Napiszcie do właściciela cmentarza na którym jest pochowany, że chcecie otworzyć grób. Jak skontaktujecie się z egzorcystą, poruszy odpowiednie znajomości i przez Kościół załatwi wam przyśpieszenie sprawy. A my się będziemy już zbierać, prawda? - położył rękę na ramieniu dziewczyny, ta lekko przytaknęła. 

Dwa tygodnie później Monika i Igor stali nad świeżo zamykanym grobem. Zrobili tak, jak radziła im para. Medal znalazł spoczynek przypięty do pozostałości kapoty weterana. Po całym incydencie z duchem, kobieta musiała zapisać się na wizyty u psychologa, lecz jej życie wyglądało lepiej. Zwłaszcza, że ukochany mąż, mógł spać po nocach. Oboje mają nadzieję, że żaden świat paranormalny nigdy więcej nie spadnie im w udziale. 
Share:

17 komentarzy:

  1. Brak mi słów na to jak cudownie tworzysz *.* Wspaniały rozdział, zwłaszcza ten zwrot niszczący czwartą ścianę przypadł mi do gustu, niby to nie ido nterakcja autora z czytelnikiem, ale uśmiech wywołuje <33 Czuję jednak nie dosyt "naszego" udziału, mam nadzieje, że w następnych rozdziałach, będziemy mieć już większy wkład w historię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak powiedziałam w notce od autora, nasza rola w opowiadaniu jest znacząca, jednak muszę zbudować dookoła niej świat i stworzyć wszystkie wektory wskazujące na nas :D Opowiadanie ma w sumie 19 części, będzie kilka jeszcze z "naszej" perspektywy więc spokojnie :D

      Usuń
  2. Fantastyczne opowiadanie! Uwielbiam twój styl pisania!
    Śmieszny był moment kiedy Igor miał głowę w kiblu XD
    Przypomniało mi to o filmie z kolonii. Jak kolega,który grał Emily Rose do scenki włożył głowę do kibla XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie znałam ten scenki xD Ten motyw był zaczerpnięty z prawdziwego opowiadania o tematyce paranormalnej jakie było mi opowiedziane gdzie typka faktycznie coś "trzymało" z głową w kiblu póki pozostali domownicy na siłę go nie wyciągnęli xD

      Usuń
  3. Wspaniale piszesz Yumiś! Bardzo miło sie czyta twoje dzieła i będe bardzo wyczekiwać dalszych części! Zwłaszcza "z naszej" perspektywy ^^ Jesteś boginią ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak możesz nazywać Yumi boginią!
      Ona jest kimś więcej!

      Usuń
    2. Nie wymyśle teraz lepszego słowa niż boginia. Bogini nad bogami

      Usuń
    3. Bo popadnę w samozachwyt xD

      Usuń
    4. Nie popadniesz bo teraz cię zhejtuję

      Jesteś okropna! I... i... i nikt cię nie lubi xD

      Usuń
    5. Y_Y A więc kłamałaś, kiedy wyznawałaś mi miłość! Y_Y

      Usuń
    6. Nie słuchaj jej, wszyscy Cię kochamy :)
      Jesteśmy twoim Legionem XD

      Usuń
    7. ...
      Nie umiem kłamać, wiesz, że cię kocham *wink*

      Usuń
  4. Yumi, ilekroć czytam rozdział Trucizny, mam dziwne przeczucie naszego "przebudzenia". Mianowicie:
    Wchodzimy do jakiegoś ogółem miejsca (raz podwórko/ogródek raz mieszkanie albo co innego), gdzie z miną DAFU? patrzą na nas Dziędzu, Ruda i G, a my bez emocji coś odwalamy (nie pytaj co, bo za każdym razem jest coś innego więc ciężko określić). I bądź tu mądry człowieku, co się odwala w mojej głowie :D

    A rozdział jak zawsze Zacny (tak, nadużywam tego słowa, znajdzie mi ktoś ładny zamiennik? najlepiej staropolski?)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uściślając, zacny oznacza - poczciwca. Obecnie choć potocznie uchodzi za coś zajebistego, tak w formalnym języku oznacza "niczego sobie" A zamiennik to np godziwy :D

      Mmmm z pewnością będzie przebudzenie wyglądać na tej zasadzie, że połapiemy się w końcu w tym co się działo, a to pociągnie za sobą pewne konsekwencje :D

      Usuń

POPULARNE ILUZJE