Patrzył, jak zwłoki dziecka ponownie opadają na zimne płytki. Który to już raz? Dwieście czterdziesty szósty, czy piąty? Przejechał ręką po zaspanej twarzy i zmrużył oczy. Chwilę potrwa zanim bachor wróci. Oparł się o gigantyczny filar. Nie był jednak długo w tej pozycji, bo gdy tylko zamknął oczy, powróciły górki prochów, które widział jeszcze chwilę temu. Był ciekawy, co by się stało, gdyby Frisk postąpił inaczej. Najprawdopodobniej wszystkie te potwory by żyły... Ponownie przetarł kościstą dłonią twarz otwierając oczy. Dzieciak najwidoczniej nie był zbyt zainteresowany samopoczuciem kościotrupa, bo gdy wrócił, całą swoją uwagę skupiał na wchodzącym przez okiennice świetle. Sans nieznacznie odchrząknął.
- po co to robisz? - szkielet wbrew sobie zadał pytanie. - dlaczego?! nie mogłeś ich oszczędzić? - Frisk jednak nie uniósł wzroku. W świetle nie było niczego co mogło go zainteresować, ale nie chciał patrzeć w te puste oczodoły, w których była tylko nienawiść i pogarda. Brązowowłosy zmarszczył brwi, a z jego oczu poleciała łza. Był sam. Nawet Chara, która z początku ukazywała mu zainteresowanie i była miła, później stała się mroczniejsza i coraz bardziej oddalała. Wystarczyło zabić kilka potworów, aby zaczęła mówić przerażające rzeczy i zamieniła się w kogoś innego. Jednak Frisk przecież nie chciał krzywdzić nikogo. To nie on podjął decyzję, aby mordować. Trzymając nóż w lewej dłoni podszedł kilka kroków do potwora, choć czy w takim wypadku, to on sam się nim nie stawał? Nabrał kilka głębokich wdechów przygotowując się na zapamiętaną sekwencję, która nadeszła wraz z oczekiwaniami. Bez utraty choć jednego punktu zdrowia przeszedł pierwszy atak. Z następnymi poradził sobie równie dobrze, lecz musiał zjeść zakupiony wcześniej baton. Nieugięty, ponowny raz spróbował zadać cios potworowi. Ku zaskoczeniu obojgu, tym razem trafił, odbierając mu całe zdrowie.
- Ja nie chciałem - cofnął się nieco - niech to będzie twój kolejny żart. Proszę. Proszę. Proszę.- Słowa z ust dziecka wypadły niczym nigdy nie kończąca się mantra. Przynajmniej myślał, że tak było, ale jego usta wcale się nie ruszały, a łzy strumieniem nie płynęły. Tylko Sans mówił. Frisk z całych sił próbował podbiec do niego, objąć ramionami i uklęknąć błagając o wybaczenie. Albo chociaż zatkać uszy i zamknąć oczy, aby nie widzieć i nie słyszeć co uczyniły jego pokryte krwią i prochem ręce. Nic się nie stało. Patrzył, jak pełen bólu szkielet odchodzi od niego, aby nie ukazać momentu słabości przed wrogiem. Chłopiec ze łzami w oczach ruszył do drzwi tronowych. Chciał zawrócić, zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, ocalić. Jego błagań nikt nie usłyszał.
Zabił zawistnego kwiatka, który natomiast pokonał króla. Wiedział, że to nie on wykonał ostatni ruch. Zrobiła to Chara. Jednak zachowywała się, jakby go nie znała, jakby dowiedziała się o nim dopiero niedawno. Wysłuchał jej historii z udawanym spokojem, nie ukazując strachu i niepewności panującej w jego umyśle. Gdy pytała go, czy odda jej swoją duszę, coś ciągnęło go, aby odmówił. Tak też zrobił. Jednak gdy zła przemawiała, miał wrażenie, że wcale nie chodziło jej o to, iż to ona go kontroluje przez całą grę. Blondyn siedzący na wygodnym fotelu odsunął się nieco od biurka. Spodziewał się innego zakończenia. To zwyczajnie go rozczarowało. Rozciągnął się wstając i sięgając po zimny napój. Gdy przystawił usta do szklanki okazało się, że nic w niej jednak nie ma. Podwójnie zirytowany wraz z kubkiem wyszedł z pokoju.
- Skończyłeś już grać w tę idiotyczną grę, którą pożyczył ci Tomek? - znudzony głos jego rodzicielki nie zrobił na nim wrażenia. Wywrócił oczami i zamknął lodówkę, z której wyciągnął uprzednio napój. - Tak.
- po co to robisz? - szkielet wbrew sobie zadał pytanie. - dlaczego?! nie mogłeś ich oszczędzić? - Frisk jednak nie uniósł wzroku. W świetle nie było niczego co mogło go zainteresować, ale nie chciał patrzeć w te puste oczodoły, w których była tylko nienawiść i pogarda. Brązowowłosy zmarszczył brwi, a z jego oczu poleciała łza. Był sam. Nawet Chara, która z początku ukazywała mu zainteresowanie i była miła, później stała się mroczniejsza i coraz bardziej oddalała. Wystarczyło zabić kilka potworów, aby zaczęła mówić przerażające rzeczy i zamieniła się w kogoś innego. Jednak Frisk przecież nie chciał krzywdzić nikogo. To nie on podjął decyzję, aby mordować. Trzymając nóż w lewej dłoni podszedł kilka kroków do potwora, choć czy w takim wypadku, to on sam się nim nie stawał? Nabrał kilka głębokich wdechów przygotowując się na zapamiętaną sekwencję, która nadeszła wraz z oczekiwaniami. Bez utraty choć jednego punktu zdrowia przeszedł pierwszy atak. Z następnymi poradził sobie równie dobrze, lecz musiał zjeść zakupiony wcześniej baton. Nieugięty, ponowny raz spróbował zadać cios potworowi. Ku zaskoczeniu obojgu, tym razem trafił, odbierając mu całe zdrowie.
- Ja nie chciałem - cofnął się nieco - niech to będzie twój kolejny żart. Proszę. Proszę. Proszę.- Słowa z ust dziecka wypadły niczym nigdy nie kończąca się mantra. Przynajmniej myślał, że tak było, ale jego usta wcale się nie ruszały, a łzy strumieniem nie płynęły. Tylko Sans mówił. Frisk z całych sił próbował podbiec do niego, objąć ramionami i uklęknąć błagając o wybaczenie. Albo chociaż zatkać uszy i zamknąć oczy, aby nie widzieć i nie słyszeć co uczyniły jego pokryte krwią i prochem ręce. Nic się nie stało. Patrzył, jak pełen bólu szkielet odchodzi od niego, aby nie ukazać momentu słabości przed wrogiem. Chłopiec ze łzami w oczach ruszył do drzwi tronowych. Chciał zawrócić, zaprzyjaźnić się ze wszystkimi, ocalić. Jego błagań nikt nie usłyszał.
Zabił zawistnego kwiatka, który natomiast pokonał króla. Wiedział, że to nie on wykonał ostatni ruch. Zrobiła to Chara. Jednak zachowywała się, jakby go nie znała, jakby dowiedziała się o nim dopiero niedawno. Wysłuchał jej historii z udawanym spokojem, nie ukazując strachu i niepewności panującej w jego umyśle. Gdy pytała go, czy odda jej swoją duszę, coś ciągnęło go, aby odmówił. Tak też zrobił. Jednak gdy zła przemawiała, miał wrażenie, że wcale nie chodziło jej o to, iż to ona go kontroluje przez całą grę. Blondyn siedzący na wygodnym fotelu odsunął się nieco od biurka. Spodziewał się innego zakończenia. To zwyczajnie go rozczarowało. Rozciągnął się wstając i sięgając po zimny napój. Gdy przystawił usta do szklanki okazało się, że nic w niej jednak nie ma. Podwójnie zirytowany wraz z kubkiem wyszedł z pokoju.
- Skończyłeś już grać w tę idiotyczną grę, którą pożyczył ci Tomek? - znudzony głos jego rodzicielki nie zrobił na nim wrażenia. Wywrócił oczami i zamknął lodówkę, z której wyciągnął uprzednio napój. - Tak.
Autor: Scylla
Nah, pomysł w głowie wyszedł mi lepiej i mam wrażenie, że tym końcem popsułam opowiadanie...
OdpowiedzUsuńJest okay. Na początku myślałem, że to Eleven. Serio. XD
UsuńJa też xD
UsuńBoże... "Idiotyczna Gra"- Jakbym słyszał moich rodziców *wzdycha* Nawet mam kumpla Tomka...
OdpowiedzUsuń