Tłumaczenie: Nessa
IX. Cierpienie (część 1)
X. Cierpienie (część 2)
XI. Chwila
XII. Skrucha
XIII. Koszmar
XIV. Ratunek (część 1)
XV. Ratunek (część 2)
XVI. Pokłosie (Obecnie czytane)
Istniał powód, dla którego Moxxie
nienawidził szpitali, a było nim cholerne czekanie. Nikogo nie dziwiło, że szpital
w Piekle należał do obleganych i wiecznie zajętych. Jakby nie patrzeć, demony
próbowały pozabijać siebie nawzajem każdego dnia i z różnych powodów. Jednakże
zamiast na pomoc medyczną, Moxxie czekał, żeby dostać informacje o stanie
swojego szefa. Minęło pięć godzin i chochlik znajdował się na granicy omdlenia
z niewyspania. Adrenalina zniknęła całe godziny temu i jedynym, co pozwalało mu
zachować przytomność, był strach.
Millie
i Loona wyjaśniły jemu oraz pozostałym, jak źle miał się Blitzo i Moxxie wciąż
zastanawiał się, w jaki sposób, do cholery, udało mu się przetrwać. Nawet wyżej
urodzone demony przekręciłyby się z sześć razy po tym, co mu zrobiono, ale
Blitzo zdołał przeżyć. Moxxie wiedział, że mimo tego będzie potrzebował całych
miesięcy, by dojść do siebie.
Nienawidził
zastanawiać się, co by było, gdyby…, ale wciąż istniała szansa, że
Blitzo umrze. Nie chciał o tym myśleć, zwłaszcza że gdyby to zrobił, nie
powstrzymałby się od płaczu. Zabawne. Nigdy nie przejmował się szefem aż do
tego stopnia, ale gdzieś w głębi zawsze dbał o tego irytującego dupka.
Zastanawiał się, jak duża część starego Blitzo odeszła w zapomnienie.
Nikt
nie byłby w stanie przejść przez coś takiego i nie nabawić się traumy. Wiedział,
że szef spotykał się z terapeutą, a przynajmniej on sam tak utrzymywał, ale
przecież Moxxie nie był głupi. Blitzo miał sporo problemów, o których nikomu nie
mówił, ukrywając je za maską egoizmu i popisami. Istniała szansa, że teraz
został permanentnie złamany, ale niezależnie od wszystkiego Moxxie zamierzał
trwać u jego boku. W końcu nie ryzykował życia tylko po to, by zachować pracę.
Chciał tego czy nie, Moxxie stał się częścią rodziny szefa. Nie miał pojęcia,
co dalej z I.M.P., jednak teraz przejmował się wyłącznie stanem Blitzo. O związane
z firmą kwestie techniczne mogli się pomartwić później.
Zerknął
na śpiącą żonę, opartą o jego ramię, podczas gdy on przeczesywał palcami jej
włosy. Była bliska utraty przytomności, kiedy przybył wraz ze Stolasem i – ku
zaskoczeniu wszystkich – Octavią. Ta ostatnia powiedziała jedynie, że nie chce
być pod jednym dachem z tą kobiet, więc nikt nie próbował drążyć. Moxxie
powiedział żonie, by zasnęła i obiecał, że obudzi ją, gdy tylko pojawią się
jakieś wiadomości na temat Blitzo. Loona również zamknęła oczy, siedząc na
krześle i ściskając dłoń Octavii. Stolas tymczasem chodził tam i z powrotem.
Zbliżał
się świt, gdy drzwi sali operacyjnej w końcu się otworzyły i wyszedł do nich
doktor, który zajmował się Blitzo. Zielony strój miał cały we krwi.
–
Rodzina Blitzo?
Wszyscy
natychmiast się poderwali, nawet ci dotychczas pogrążeni we śnie. Wbili wzrok w
lekarza, wstrzymując oddechy.
Loona
jako pierwsza zdołała zadać pytanie, na które wszyscy pragnęli usłyszeć
odpowiedź.
–
Mojemu tacie nic nie będzie?
Westchnienie
sprawiło, że Moxxie wpadł w panikę, ale widząc jak lekarz kiwa głową, wstrzymał
oddech jak wszyscy inni.
–
Znaleźliście go na czas. Jeszcze dwie godziny i wątpię, by którekolwiek z nas
zdołało mu pomóc. Nigdy nie widziałem tak rozległych ran u jakiegokolwiek
chochlika. To cud, że przeżył. Wciąż go leczymy, ale niebezpieczeństwo minęło.
Będzie potrzebował tygodni, o ile nie miesięcy, by dojść do siebie fizycznie i
psychicznie.
–
Zapłacę za wszystko, co będzie koniecznie – powiedział stanowczo Stolas.
–
Czy jest coś, co możemy zrobić? – zapytała Millie, chwytając Moxxiego za ramię.
–
Na razie wszyscy powinniście odpocząć – stwierdził doktor, krzyżując ramiona. –
Wyglądacie, jakbyście mogli zemdleć. Bez obaw. Zadbamy o to, by był cały i
zdrowy. I tak nie obudzi się w ciągu kilku kolejnych dni, więc idźcie się
przespać i wróćcie później.
Z
ust Moxxiego wyrwało się głośne ziewnięcie; powieki zaczęły mu ciążyć. Ostatnie
dni okazały się szalone i doprowadziły chochlika na skraj wyczerpania, jakiego
nigdy wcześniej nie zaznał. Cudowne, miękkie łóżko wydało mu się rajem.
–
Chciałam tylko… – zaczęła Loona, ale Octavia położyła szpony na jej ramieniu.
–
Chodźmy, Loono. Wrócimy do mnie i odpoczniemy. Później sprawdzimy, co z twoim
tatą – zachęciła Octavia. W pierwszej chwili Loona się zawahała, ale
ostatecznie skinęła głową na znak zgody.
–
Wasza czwórka może iść do domu. Ja muszę jeszcze chwilę pomówić z lekarzem –
powiedział Stolas, otwierając portal prowadzący do pałacu. – Jeśli będziecie
czegoś potrzebować, poproście służbę.
–
Co zamierzasz zrobić ze swoją sukowatą żoną? – warknęła Millie. Moxxie
zauważył, że Octavia odwróciła się, słysząc wzmiankę o Stelli.
Stolas,
co istotne, zachował zimną krew.
–
Zajmę się nią zaraz po powrocie – odpowiedział. – Zostawcie ją mnie.
Pozostali
skinęli głowami i jeden po drugim wrócili do pałacu.
***
Gdy tylko Stolas
zobaczył, jak cała czwórka przechodzi przez portal, błyskawicznie zamknął go i
zwrócił się do lekarza prowadzącego.
–
Jak źle to wygląda?
–
Przecież powiedziałem, że…
–
Doktorze, w jego umyśle przez kilka godzin znajdował się Koszmarny Pasożyt.
Wiem, do czego jest zdolny – oznajmił twardo Stolas. – Widziałem dużo
potężniejsze demony, które popełniały samobójstwa krótko po tym, jak ta istota
opuszczała ich umysły. Nawet jeśli przeżywali, rany, których doświadczyli,
zmieniały ich na zawsze. A teraz powiedz mi prawdę, do jasnej cholery. Jak źle
to wygląda?!
Doktor
milczał przez kilka minut, po czym potrząsnął głową.
–
Źle. Zaraz po przebudzeniu krzyczał coś o „cholernym mordercy”. Wciąż drapał
się do tego stopnia, aż jego rany znów zaczęły krwawić. Prawie wybił oko jednej
z moich pielęgniarek, zanim podaliśmy mu środek uspokajający. Wykrzykiwał tyle
rzeczy i tak szybko, że brzmiało to jak bełkot. Coś o tym, że mu przykro, poza
tym słyszałem imię twoje oraz jego córki i pracowników, a przynajmniej tak
zakładam na podstawie informacji, które mi podałeś. Poza tym kilka innych,
takie jak Tilla, Barbie, Zella. Myślę, że wspominał również o ojcu.
Stolas
zacisnął usta.
–
To jego prawdziwa rodzina. Tilla była jego starszą siostrą, a Barbie
bliźniaczką. Nie wiem o nich za wiele, jedynie to, że umarły dawno temu. Nie
mam pewności, kim jest Zella.
–
Cóż, kimkolwiek jest, on musi być dla niej ważny. Ten biedny drań wyglądał,
jakby błagał o śmierć, byleby zakończyć cierpienie. Miał spojrzenie kogoś, kto
właśnie całkowicie się rozpadł i nie mam tu na myśli porównania do kogoś, kto
dopiero co przybył do Piekła. Raczej jak dusza, która właśnie wróciła z
najniższych poziomów śmierci, po tym jak spojrzała w najgłębszą tysiącjardową
otchłań – wyjaśnił doktor.
Stolas
starał się nie płakać, ale jego dusza krzyczała w agonii. Czuł, że zawiódł
Blitzo, choć sam się tego nie spodziewał. Pragnienie, by zająć się swoim
najcenniejszym chochlikiem aż do czasu, gdy ten odzyska zdrowy rozsądek,
okazało się tak silne, że niemal pobiegł na izbę przyjęć, by odszukać Blitzo.
–
Przykro mi, Książę Stolasie – powiedział doktor, potrząsając głową. – Koszmarny
Pasożyt pozostawia blizny, które na zawsze pozostają na umyśle i duszy. Żadne lekarstwo
ani znana w Piekle magia nie zdołają mu pomóc.
Stolas
już miał odpowiedzieć, gdy nagle coś przyszło mu do głowy. Pomysł, który po
wyjawieniu komukolwiek jak nic spowodowałby, że zapytano by go, co do cholery
sobie myślał. Ponieważ istniał sposób na ocalenie psychiki Blitzo, ale nie
należał do bezpiecznych. W zasadzie była to najniebezpieczniejsza rzecz, jaką
przyszłoby mu zrobić w całym swoim życiu. Co więcej, wymagałby olbrzymiego
poświęcenia – i to nie tylko jego, ale również Octavii, jego służących, a może
nawet samego Blitzo i jego paczki, zależnie od tego, jaki obrót przybiorą
sprawy. Zarazem Stolas obawiał się, co w innym wypadku stanie się z załamanym
chochlikiem. Ile minie aż Blitzo, nie mogąc znieść koszmarów, zacznie się
ranić, tak jak i wielu przed nim, którym przyszło mierzyć się z pasożytem. Albo
– co gorsze – aż zdecyduje się zabić, byleby uciec przed tym wszystkim?
Istniało
tylko jedno lekarstwo, które miało pomóc Blitzo wrócić do dawnego siebie, ale
nie dało się go znaleźć w Piekle.
Stolas
zamknął oczy. Takiej decyzji nie podejmowało się pochopnie. Musiał się
zastanowić; przeanalizować wszystkie możliwości i konsekwencje. Musiał również
poprosić Octavię o zgodę, bowiem to wiązało się z narażeniem jej życia.
Reginald, Grimbeak i inni będą go wspierać bez względu na wszystko, jednak
gdyby Octavia odmówiła, wtedy by się wycofał. Stolas kochał Blitzo, ale córka
znaczyła dla niego dużo więcej, dlatego nie zaryzykowałby. Nawet dla niego.
Musiałby
również z czegoś zrezygnować w zamian za pomoc i wiedział, że istniała tylko
jedna rzecz. Ale to był problem na inny dzień. Teraz musiał wrócić do domu i
rozliczyć się z ostatnią osobą, którą pragnął zobaczyć przed długim
odpoczynkiem.
Ze Stellą.
***
W chwili,
w której przybył Reginald, by wyjaśnić jej, co się stało, Stella już nie była w
stanie płakać nad losem matki i brata. Jedynie w ciszy skinęła głową i
pozwoliła służącemu wyjść bez słowa. Demonica myślała, że przez kolejne godziny
ciszy będzie wspominać zmarłą rodzinę, jednak jej myśli zaprzątała Octavia.
Córka
wyrzekła się jej. Do tego stopnia, że zwracała się do niej po imieniu, już nie
nazywając matką. To zraniło Stellę bardziej niż cokolwiek innego. W głębi duszy
nie spodziewała się niczego więcej, ale usłyszenie prawdy ją przerosło. W jedną
noc, przez jeden błąd, Stella straciła wszystkich, którzy byli dla niej ważni.
Jej matka i brat odeszli, a mąż i córka nie chcieli mieć z nią nic wspólnego.
W
jakimś stopniu pragnęła obwinić Blitzo. Chochlik poniekąd ją do tego zmusił.
Zarazem Stella wiedziała, że jedynie oszukuje samą siebie. Pozostało jej
poczekać na powrót byłego męża, by zadecydował, czy powinna żyć dalej, czy może
wręcz przeciwnie. Na swój sposób Stella pragnęła śmierci. Nie wyobrażała sobie
życia bez córki i męża. Nawet jeśli nie darzyli się miłością, kłócili i miewali
gorsze chwile, wciąż dbała o Stolasa. Śmierć byłaby błogosławieństwem, jeśli
miałaby żyć bez niego i Octavii.
Drzwi
otwarły się, a Stella poderwała głowę, by spojrzeć na wchodzącego do biura
Stolasa. Otarła oczy i podniosła się. Choć stała z pochyloną głową, uniosła
wzrok, kiedy książę podszedł do niej z beznamiętnym wyrazem twarzy.
–
Zgaduję, że jesteś na bieżąco? – zapytał.
–
Tak – powiedziała i westchnęła ciężko. – Moja rodzina zginęła. Z Blitzo
wszystko dobrze?
–
Żyje – odpowiedział Stolas. A potem warknął. – Ale został na zawsze zniszczony
przez twoją rodzinę.
–
Wiem… – wyszeptała, zamykając oczy. – Wiem również, że ty i Octavia nigdy mi
nie wybaczycie. Wydaje mi się, że sama również nigdy sobie nie wybaczę. Nie mówię
tego często, więc proszę, uwierz mi, że jeśli przepraszam, to naprawdę jest mi
przykro. Naprawdę, Stolasie.
–
Nawet jeśli w to uwierzę, to wciąż za mało, Stello – odpowiedział, potrząsając
głową. – To nie zmieni tego, że nas zraniłaś. Skrzywdziłaś kogoś, kto jest dla
mnie ważny. Przyznaję, że mogłem mieć wpływ na to, że zaczęłaś obawiać się o
bezpieczeństwo naszej rodziny, ale posunęłaś się za daleko. Niektórzy stracili
życia, inne zostały zniszczone. Tego nie potrafię ci wybaczyć.
Odetchnąwszy
głęboko, Stella zacisnęła powieki.
–
Jeśli zamierzasz mnie zabić… proszę, zrób to szybko…
–
Nie zamierzam cię zabić – odpowiedział Stolas. Stella spojrzała na niego
rozszerzonymi oczyma, kiedy wyprostował trzy palce. – Z trzech powodów. Pomimo
tego, że wszystko zaczęło się od ciebie, zdradziłaś nam miejsce i informacje,
które pozwoliły na uratowanie Blitzo. Jestem za to wdzięczny. Po drugie, byłoby
podejrzane, gdybyś zginęła wraz z matką i bratem. Świat dowie się, że bierzemy
rozwód, bo już się nie kochamy, i że twoja rodzina zginęła przez wyciek gazu.
To samo w sobie brzmi dziwnie, dlatego nie ryzykujmy dodatkowych podejrzeń. I
po trzecie, niezależnie od wszystkiego, wciąż jesteś matką Octavii. Już i tak
czuje wystarczająco silne poczucie winy, gniew i smutek z twojego powodu. Nie
pozwolę, by do tego wszystkiego musiała mierzyć się z utratą matki.
Przestąpił
naprzód. Jego oczy zalśniły czerwienią.
–
Ale nie myśl sobie, że moja litość to oznaka słabości. Nigdy więcej nie
przekroczysz granic mojej ziemi. Nigdy więcej nie zobaczysz mnie ani Octavii.
Jeśli kiedyś zapragnie się z tobą spotkać, nie zatrzymam jej, ale patrząc na
to, jak się zachowuje, nie dojdzie do tego przez długi czas. O ile w ogóle.
Doczekasz swoich dni w swoim rodzinnym domu, otoczona służbą, która będzie mi
wierna. Będą cię obserwować od chwili przebudzenia, nawet kiedy pójdziesz się
wysrać. Jeśli tylko zaczną podejrzewać, że coś kombinujesz albo jeśli wspomnisz
komukolwiek o tym, co się wydarzyło, wtedy cię zabiją. Albo ja zrobię to
osobiście.
Z
westchnieniem Stolas odwrócił się i wskazał na drzwi.
–
Na zewnątrz czeka samochód, który zabierze cię do rodzinnej posiadłości.
Później wyślę ci twoje rzeczy, razem z papierami rozwodowymi. A teraz
wypierdalaj z mojego domu, Stello.
Stella
otworzyła usta, chcąc się odezwać, ale ostatecznie zamknęła je i potrząsnęła
głową. Wszystko zostało powiedziane. Z wolna wyszła z gabinetu męża i podążyła
do wyjścia.
Idąc
korytarzem, zwróciła uwagę na obrazy i zdjęcia, które niegdyś ją przedstawiały.
Teraz zniknęły. Zupełnie jakby nigdy nie istniała w tym miejscu. Służący,
którzy niegdyś uśmiechali się i kłaniali na jej widok, teraz po prostu na nią
patrzyli albo odwracali wzrok, kiedy ich mijała.
Kiedy
wyszła na zewnątrz, zauważyła mały samochód i oczekującego ją Reginalda,
trzymającego tylnie drzwi. Ostatni raz spojrzała na dawny dom, po czym z wolna przeniosła
wzrok na okno pokoju córki. Poczuła ucisk w sercu, widząc spoglądającą w jej
stronę Octavię; jej wzrok wyrażał czystą nienawiść. Ból przeniknął duszę
Stelli, tak silny, że niemal rozpłakała się tu i teraz.
Westchnęła,
kiedy Octavia zaciągnęła zasłony. To było niczym ostateczne odrzucenie przez
ukochane dziecko.
Odwróciła
się do auta, zamierzając wsiąść, ale zawahała się i zwróciła do Reginalda.
–
Reginaldzie, proszę, po prostu mi odpowiedz. Czy istnieje nadzieja, że
kiedykolwiek zrehabilituję się w oczach moich najbliższych?
Reginald
milczał i wpatrywał się w nią do czasu, aż w końcu zapytał:
–
Czy jesteś w stanie wybaczyć samej sobie?
–
Nie – odpowiedziała z ciężkim westchnieniem. – Nie jestem.
– Więc póki nie zdołasz tego zrobić, nigdy nie poznasz odpowiedzi – powiedział Reginald.
Stella skinęła głową i powoli wsiadła do auta. Pozwoliła, by drzwi zamknęły się i w końcu opuściła swój dotychczasowy dom.
0 komentarze:
Prześlij komentarz