28 kwietnia 2018

Opowiadanie: Filip and the Ink Machine: Rozdział 2 - Stara piosenka

Autor okładki: Filip Domin
Notka od autora: Opowiadanie jest stworzone na podstawie gry Bendy and the Ink Machine. Jednak jest ono z naszymi postaciami. W tej części będą pokazane wydarzenia z drugiego rozdziału gry zatytułowanego:,,Stara piosenka''. Miłego czytania i zapraszam.


Głowa bolała, dzwoniło jej w głowie. Sally obudziła się, nie wiedziała jak długo leżała, ale wiedziała, gdzie jest.Jest w starym studiu gdzie pracowała nad kreskówkami. Ostatnio uciekła przed głównym bohaterem kreskówek- Filipem. Podniosła się i zobaczyła swoją siekierę opartą o jedną z dwóch trumien. Było to dziwne. Jest to nie możliwe, że przy upadku siekiera oparła się o trumnę. Wzięła ją do ręki i spojrzała na drzwi zablokowane przez dwie deski. Rozwaliła je i otworzyła drzwi. Za nimi były schody w dół, po zejściu zobaczyła atramentowy napis na ścianie. Mówił on: ,,On nas wyzwoli''. Rozejrzała się po pokoju, było tam dużo bekonowych zup. O dziwo były jeszcze dobre, biorąc pod uwagę, że stały tu trzydzieści lat. Dziewczyna zastanawiała się co do nich dają, że są wciąż możliwe do spożycia po aż trzech dekadach minięcia daty ważności. Rozglądając się znalazła odtwarzacz. Włączyła go. Był to głos Woodiego. Woodiego Wąsa. Dawny pracownik, który pracował nad muzyką. Z odtwarzacza dowiedziała się, że uważa atramentowego demona za wybawcę. Na koniec zadał pytanie: ,,Czy mogę dostać błogosławieństwo?''. To wydało się jej trochę dziwne, idąc dalej usłyszała ponownie to samo, ale nie z odtwarzacza.
-Spytałem! Czy mogę dostać błogosławieństwo?
Tak to było dobrze słychać, że wydawało się jakby stał obok. Starając się to zignorować poszła dalej. Spotkała kolejną wycinkę tekturową Filipa. Postanowiła, że czemu ją nie zniszczyć i zrobiła to. Gdy się odwróciła i z powrotem spojrzała to stała tam świeża, nowa wycinka.
- Co do cholery?!
Wszystko stawało się coraz bardziej dziwniejsze. Skręciła w lewo i zobaczyła ,,basen'' atramentu. Niestety musiała w niego wejść, innego wyjścia nie było. Idąc zobaczyła coś poruszającego się w pokoju naprzeciwko. Był to ktoś pokryty atramentem, miał on na sobie szelki i maskę Filipa.
- Przepraszam! Czy możesz mi pomóc?! - krzyknęła Sally
Osoba ta nie zareagowała, szła dalej niosąc pod pachą tekturową wycinkę. Dziewczyna przyspieszyła. Patrząc w lewo zobaczyła ową wycinkę opartą o ścianę, ale nigdzie nie było dziwnej postaci.
- Gdzie się on podział?!
Postanowiła zniszczyć wycinkę, ponieważ nie lubiła tego ,,złowieszczego'' uśmiechu. Zabrała ze sobą zupę i poszła dalej. Okazało się, że musiała znaleźć trzy guziki, żeby wrota się przed nią otworzyły. Po pięciominutowym szukaniu wrota podniosły się. Przeszła i znalazła się w muzycznym departamencie. Wchodząc przybyli niespodziewani goście. Atramentowe potwory, nie było to nic konkretnego. Pewnie zostali przysłani przez Filipa. Sally pozbyła się ich używając swojej siekiery. Po ,,zabiciu'' przeciwników poszła w prawo. Znalazła tam plakat z Angel. Była to kolejna postać z ich kreskówek. Plakat był podpisany: ,,Zesłana z góry''. Miała nadzieję, że jak spotka ją w wersji 3D będzie normalna. Weszła na schody, na ich końcu był mały pokój z projektorem i oknem na większy pokój pełen krzeseł i instrumentów. Udała się do niego. Było tam pianino, skrzypce, banjo, kontrabas, i bęben. Zauważyła kolejne zablokowane przejście, które trzeba byłoby przełączyć przełącznik, żeby podniosły się. Wyszła z pokoju i udała się do korytarza. Po lewej nic nie było prócz beczek i desek blokujących przejście, po prawej były dwie pary drzwi. Za pierwszymi znajdowały się organy, na których Sally postanowiła spróbować zagrać. Udało się jej, ale po chwili wydobył się z nich długi jęk. Przestraszyło ją to, więc wyszła z pokoju. W drugim był kosz, biurko i inne takie rzeczy, które są w takich biurach pracowników. Na biurku były szkice z ekspresją twarzy Filipa. Każda nawet smutek była narysowana z uśmiechem.
Wychodząc na korytarz poszła na sam jego koniec, gdzie znalazła biuro Woody'iego, ale było zablokowane przez atrament pod drzwiami. Musiał się jakoś pozbyć. Na prawo od biura były kolejne zamknięte drzwi, ale tym razem powodem był brak klucza. Sally nie wiedziała gdzie takowy klucz może znaleźć. Odsłuchała pobliskiego odtwarzacza. Dowiedziała się, jest możliwość, że osoba pracująca tu gubiła klucz najczęściej znajdując później w koszu. Postanowiła sprawdzić wszystkie kosze. Znalazła i pobiegła otworzyć drzwi. Znajdowała się tam bekonowa zupa i kolejny odtwarzacz i znowu był to Woody. Dowiedziała się, że musi zagrać na instrumentach w odpowiedniej kolejności, a otworzy się biuro Woody'iego. Zrobiła według kolejności i otworzyły się wcześniej wspomniane wrota. Było tam coś co pomagało ogarnąć problem z wielkimi kałużami atramentu. Odkręciła kurek, gdy wracała wychylił się za rogu tekturowy Filip i się schował. Wyszła i znowu zobaczyła atramentowe potwory. Rozprawiła się z nimi raz dwa. Zobaczyła ponownie osobę z maską w miejscu, gdzie był projektor. Pobiegła szybko do biura i pociągnęła dźwignię. Był tam kolejny atramentowy napis mówiący: ,,Czas uwierzyć!''. Były tam także plany drugiej atramentowej maszyny. To ją zaintrygowało.Postanowiła, że uda się do wyjścia, ale nagle ktoś ją nagle uderzył w głowę.
-Znuż głowę swą. Jest czas do łóżka
Po tym zasnęła jednocześnie mdlejąc. Obudziła się siedząc na krześle. Miała skrępowane ręce. Nagle odezwał się głos Woody'iego Wąsa.
- Dobrze i spokojnie. Nie chcielibyśmy, żebyś sobie tak paradowała po studiu...
Nie, nie chcielibyśmy. Jestem zaszczycony, że postanowiłaś mnie odwiedzić. Chwila. Ta twarz. Wyglądasz mi znajomo. NIE! Nie teraz! Nasz pan za chwilę tu będzie! Słyszę jak się czołga! Czołga! A teraz owieczko poczekaj sobie na niego.
Po tym odszedł wchodząc do pokoju na lewo. Nagle wydało się głośników jego wołanie
- Sheep sheep sheep.Czas na sen. Znuż głowę swą. Jest czas do łóżka! O poranku obudzisz się. O poranku martwy będziesz. Usłysz mnie mój panie! Weź to ofiarę.
Nagle głos Woody'iego ucichł. Zmienił się on w przestraszony.
-Mój panie! To nie ja jest ofiarą! To on jest! Proszę! NIE!
Za drzwi można było usłyszeć głosy połykania. Woody został zabity. Sally udało się uwolnić i wzięła siekierę położoną obok. Ponownie czarne potwory pojawiły się, ale z nimi też rozprawiła się szybko. Biegła przed siebie niszcząc po drodze deski. Widziała dalej drzwi, przez które mogła uciec. Zbliżając się zobaczyła kolejną wielką czarną kałuże. Nagle wynurzył się z niej Filip. Zauważył ją i pobiegł w jej stronę. Sally musiała ponownie przed nim uciekać. Biegnąc natknęła się na drzwi, przez które przeszła i je zabarykadowała je. Usłyszała jego długi jęk.
- Wpuuuuuść mnieeee!!!
Sally odsunęła się od drzwi i poszła przed siebie. Zatrzymała się i zauważyła toczącą się zupę bekonową.
-Wiem, że tam jesteś! Wyjdź stamtąd i ujawnij się!
Za rogu wyszła znana jej postać. Była to Psycho.
-Psycho?

Share:

27 kwietnia 2018

Undertale: Naprzeciw [Stand-in - tłumaczenie PL] cz XIX

Share:

Eddsworld: SallysWorld: Coś poszło nie tak: Dzień 1 - Zapoznanie się z nową sytuacją [opowiadanie interaktywne]

Notka od autora: Opowiadanie jest z SallysWorld.  Jak tytuł wskazuje, w tym oto opowiadaniu coś poszło nie tak. Co poszło nie tak? Dowiecie się czytając to. Chcę jeszcze wspomnieć, że opowiadanie jest interaktywne, czyli na końcu pojawi się pytanie i to od was zależy jak wszystko się potoczy. Za wszelkie błędy przepraszam. Zapraszam i miłego czytania!
Autor: Filip Domin
Spis treści:

| 2(obecnie czytany) |


Końcowo czwórka postanowiła, że będą dwa tygodnie. Będzie to dla nich wyzwanie, ponieważ to był pierwszy raz kiedy byli w nie swoich ciałach. Problemy na początku miał z tym Filip, dla którego nie było normalne mieć coś na klatce piersiowej. Psycho takich problemów nie posiadała będąc w jego ciele. Jej bardziej obchodziły uszy. Wszyscy poszli w swoje strony. Filip poszedł do swojego pokoju, Psycho pobiegła do lustra. Natomiast Sally i Angel poszły oglądać telewizje. Chłopak będąc w swoim pokoju odsłonił rolety i zasiadł do biurka biorąc ołówek do ręki i myśląc co narysować. Włosy mu trochę przeszkadzały, ale udało mu się narysować coś na DeviantArt'a.
Gdy miał zrobić zdjęcie przypomniał sobie, że nie ma przy sobie swojego telefonu. Wyszedł z pokoju i powędrował na dół do Psycho.
Filip: Hej Psycho! Możesz dać mi mój telefon?
Psycho: Oczywiście! Masz!
Chłopak powędrował w stronę salonu, żeby oddać telefon Sally.
Filip: Masz swój telefon!
Sally: Dzięki! Hej... co robiłeś?
FIlip: Narysowałem coś i chciałem wstawić na DeviantArt'a, ale zdałem sobie sprawę, że nie mam telefonu. Poszedłem do Psycho i oddała mi i przy okazji postanowiłem oddać tobie twój.
Sally: A włosy Ci nie przeszkadzały?
Filip: No trochę
Sally: Wiesz co? Zrobię tobie kok i będzie Ci łatwiej.
Filip: Umm... ok?
Po chwili miał on pięknie zrobiony kok na głowie. Sally była z siebie bardzo dumna.
Filip: Heh... dzięki
Sally: Nie ma sprawy, to dla mnie drobnostka.
Chłopak powędrował do swojego pokoju z powrotem i zrobił zdjęcie. Dał tytuł, opis i wstawił na stronę. Minuta nie minęła już dostał pierwszą gwiazdkę. A ciekawe jest to, że nieraz mu się to zdążyło. Nagle poczuł ,że jest mu zbyt gorąco w bluzie, a warto wspomnieć, że promienie słońca padały na niego. Postanowił zdjąć bluzę powoli, żeby nie zniszczyć koku. Był on teraz w szarym podkoszulku na ramiączkach. Położył bluzę na łóżku i uchylił okno.
Filip: Ah! Od razu lepiej!
Zasiadł do rysowania czegoś, tym razem na Handlarz Iluzji. Po jakimś czasie zrobił sobie przerwę i poszedł coś zjeść. Wiedząc, że Sally lubi bekon przygotował sobie takowy. Wziął z lodówki puszkę Coca Coli. Po dobrym posiłku zostało mu jeszcze trochę napoju, więc wziął go ze sobą do pokoju. Idąc spotkał Sally, która była zdziwiona.
Sally: Umm... Filip czemu nie masz bluzy na sobie?
Filip: Było mi trochę gorąco, jak chcesz mogę ją z powrotem założyć!
Sally: Spokojnie, spokojnie. Co jadłeś tak po za tym?
Filip: Zjadłem sobie trochę bekonu bo wiem, że lubisz.
Sally: O! Widzę, że pomyślałeś o tym, że nie jesteś w swoim ciele i musisz jeść co innego.
Filip: Taa, nie obrazisz się, że pije Colę?
Sally: Nie, w końcu jesteś w moim ciele, więc możesz!
Filip: Heh, dzięki. Dobra. Idę dokończę rysunek.
Mówiąc to skierował swoje kroki w stronę pokoju. Minęło pół godziny i już wszystko było wysłane. Tymczasem Sally siedziała z Angel i oglądały wiadomości. Psycho w końcu znudziło podniecanie się uszami. Postanowiła się więc dosiąść do nich. Chłopak zszedł z góry i podszedł do reszty.
Filip: Idę do sklepu na zakupy.
Sally: Ok. Mógłbyś kupić Colę?
Filip: Pewnie!
Wziął pieniądze i wyszedł. Przez ten czas Sally zajrzała do jego pokoju, żeby zobaczyć co narysował. Na Handlarza zrobił komiks z UnderÉchanger, a na DeviantArt'a wrzucił rysunek z jego CupHead Reverse AU.
Sally: Heh. Ciekawie to zrobił. Poszła do łazienki, żeby załatwić swoje potrzeby. Wychodząc wróciła do salonu i zajęła z powrotem miejsce na kanapie. Jakieś piętnaście minut później wrócił Filip.
Filip: Jestem!
Sally: O fajnie! Masz Colę o którą prosiłam?
Filip: Tak! Masz!
Sally: Dzięki! Czemu jesteś taki szczęśliwy?
Filip: Wydarzyło się coś śmiesznego.
Sally:Hm?Co?
Filip: Choć do kuchni. Wypakujemy zakupy i Ci opowiem.
Przeszli do kuchni i zaczęli wyjmować zakupy.
Filip: No więc wracałem ze sklepu i podeszło do mnie dwóch mężczyzn. Byli to złodzieje. Jeden chciał mnie zagadać gadką na podryw, a drugi miał mi wyjąć portfel. Zauważyłem to i kopnałem jednego w brzuch, a drugiego powaliłem. Na koniec zadzwoniłem na policję.
Sally: Czyli chcesz mi powiedzieć, że zrobiłeś ze mnie bohatera, tak?
Filip: Jakby tak się zastanowić to tak.
Sally: Heh, zabawne.
Filip: Wiem. Dobra. Zrobię kolację, a ty jak chcesz możesz mi pomóc.
Zabrali się do roboty i w jakieś pół godziny kolacja była gotowa. Dali reszcie i zjadli razem. Filip opowiedział historię, która rozśmieszyła resztę.
Filip: Dobra ja idę się umyję i idę spać
Sally: Chwila... co?!
Filip: No tak. Myć się trzeba i spokojnie nie bój się, nic dziwnego nie zrobię
Sally: Ufam Ci Filip.
Filip: Wiem. Spokojnie.
Chłopak udał się do łazienki i po zdjęciu ubrań zaczął się myć. Po jakiś dziesięciu minutach wyszedł w piżamie którą zawsze nosił gdy był w swoim ciele. Zszedł na dół, żeby powiedzieć dobranoc
Filip: No dobra. Ja jestem umyty, woda jest ciepła to wy idźcie się teraz umyć. A teraz dobranoc!
Sally: Chwila! Poczekaj
Filip: Hm?
Sally: Dam ci swoją piżamę, bo ta twoja jest za duża na moje ciało.
Filip: Um... dobra.
Poszli do pokoju Sally. Dała mu swoją piżamę. Filip się w nią przebrał, leżała na nim idealnie.
Filip: Dzięki... znowu
Sally: Nie ma sprawy
Filip: Dobranoc
Sally: Dobranoc
Filip poszedł do pokoju. Pomodlił się i poszedł spać wtulając się w poduszkę. Po chwili reszta poszła się myć i spać.

               Koniec Dnia 1

Pytanie interaktywne!
Czy nasi bohaterowie powinni się zamienić bluzami?
Opcja 1: Tak
Opcja 2: Nie
Share:

Undertale: Naprzeciw [Stand-in - tłumaczenie PL] cz XVIII

Share:

26 kwietnia 2018

Undertale: Korepetytor - Rozdział II

Notka od autora:Po malutkim żarciku skierowanym w stronę nauczycielki od Fizyki...kolejna Pała wchodzi na twoje konto. Nagle zjawia się dość ciekawy korepetytor. Czy on  uchroni cię przed kolejną złą oceną? Dowiedź się sama!

Autor: Aria
                           
Spis treści:
1 | 2 (obecnie czytany)|


- Proszę zapisać datę upadku powstania styczniowego — kwiecień 1864 roku, a praca domowa to ćwiczenia od strony 92 do 94 - mówiła nauczycielka od historii. Dzisiaj przynudzała tak, że prawie zasypiałaś. Już nie mogłaś się doczekać, aż wyjdziesz z tego więzienia, zwanego szkołą. W końcu miałaś mieć po lekcjach około piętnastej trzydzieści, spotkanie z potworem. Właśnie jak on ma na imię? Wyciągnęłaś telefon i napisałaś do taty:
"Tato, jak się nazywa ten potwór, co ma mnie uczyć?"
Schowałaś szybko komórkę, bo nie chciałaś, żeby historyczka się skapnęła. Nie lubi, jak się korzysta z urządzeń na jej lekcji, a jak zauważy, to od razu wstawia jedynkę, więc wolałaś nie ryzykować.
- Ok, to na wszystko moi kochani. Możecie się spakować i macie piętnaście minut dla siebie - historyczka usiadła przy swoim biurku i robiła coś na komputerze, a Ty podczas pakowania, zauważyłaś, że tata odpisał:
"Sans"
Sans? Całkiem ciekawie imię. Może powinnaś powiedzieć to swojej przyjaciółce? Tak, to byłby dobry pomysł. W końcu mówiłaś jej wszystko, to czemu teraz by jej nie powiedzieć? Spojrzałaś na Judy - rudowłosą dziewczynę z zielonymi oczyma i o niskim wzroście. Odkąd pamiętasz, zazdrościsz jej urody. Takie coś jest rzadkością. I jeszcze te piegi na policzkach – po prostu była tak słodka jak kilo cukru.
- Jezu, jak ona dziś przynudzała - odezwała się po chwili, wywracając przy okazji oczami – Co nie?
- Tak, wyjątkowo - położyłaś się na ławce - Wiesz co?
- Co? - spojrzała na ciebie, wyciągając picie ze swojej torby marki Gucciego. Wciąż nie wiedziałaś, po co jej tak droga torba. Torba to torba. Nie trzeba wydawać majątku na kawałek skóry, który niedługo się i tak zniszczy. Bez sensu.
- Będę miała korepetycję z fizyki - zauważyłaś, że ma zieloną herbatę - Twój ulubiony napój. Wyrwałaś butelkę z jej ręki - Daj mi się napić.
- Dobrze, ale spokojnie. Chciałam Ci sama dać - uśmiechnęła się - No i co z tymi korepetycjami?
- Cóż... Będę miała je z potworem – napiłaś się, zakręciłaś butelkę i schowałaś do jej torby - Śmiesznie co nie?
- Cz-czekaj, - chwila ciszy - Co?! - pisnęła tak, że prawie straciłaś słuch - Jak to?!
- Tia... Moja reakcja była taka sama - machnęłaś ręką - Myślałam, że tata robi sobie ze mnie jaja, kiedy pokazał mi jego zdjęcie.
- Masz zdjęcie?! Pokaż, pokaż, pokaż! - w jej głosie było słychać wyraźne podekscytowanie – Ale to już!
Przewróciłaś oczami i sięgnęłaś po torbę, by wyciągnąć z niej telefon. Odblokowałaś, weszłaś w galerie i kliknęłaś w zdjęcie potwora, zwanego Sansem. Pokazałaś przyjaciółce, a ta zrobiła wielkie oczy.
- Zadowolona? - odezwałaś się po chwili.
- No nie! - krzyknęła - To nie jest prawda, co nie?
- Najprawdziwsza prawda, jaka może być - schowałaś telefon i się uśmiechnęłaś. Pomyślałaś, że odkąd potwory wyszły na powierzchnię, chciała jednego zobaczyć lub porozmawiać, a wręcz było to jej marzeniem, więc czemu miałabyś jej nie zaprosić? - Może chciałabyś wpaść dzisiaj do mnie go poznać?
- TAK! - znowu ten pisk. Tym razem był tak wysoki, że uszy zaczęły Cię boleć, a pani Tommilson zwróciła jej uwagę, żeby trochę ściszyła ton głosu - Tysiąc razy tak!
- Ok, w takim razie wpadnij dziś do mnie o 16 pod pretekstem projektu na fizykę - powiedziałaś, a Judy przytaknęła jeszcze bardziej podekscytowana niż wcześniej.
- Tak, bardzo Ci dziękuję! - przytuliła się do Ciebie.
- Dla mojej przyjaciółki wszy-
- Betty! Do jasnej ciasnej! Nie mogłaś zaczekać z tym telefonem do dzwonka? Masz tylu znajomych, że musisz do razu im odpisywać? - krzyczała nauczycielka, a Betty – introwertyczna dziewczyna bez żadnych znajomych - zaczęła płakać, zaś na końcu sali było słychać śmiechy - Za chwilę Ci jedynkę wstawię i będziesz miała nauczkę!
- Przepraszam proszę pani - mruknęła pod nosem, załamana - Już chowam.
- Betty, ale przecież musisz odpisać, w końcu "przyjaciele" czekają! Jeszcze się rozczarują, a przecież tego nie chcesz! - odezwał się kto inny jak nie Alex. Wysoki blondyn o piwnych oczach zrobił zatroskaną minę.
- No właśnie! Przyjaciele na omegle czekają - dodała Nathalie - koleżanka Alexa. Spojrzałaś na Betty. Siedziała ze spuszczoną głową i mokrymi końcówkami włosów od łez, a nauczycielka? Nic nie zrobiła! Siedziała na swojej grubej dupie, patrząc w komputer. Czułaś, jak się gotujesz od środka.
- Kurwa, szmato pierdolona. Wstać do Ciebie?! - odwróciłaś się w stronę nastolatków, a nauczycielka powiedziała, że masz się uspokoić, ale nie zwróciłaś na to zbytnio uwagi – Co ona Ci takiego zrobiła, że tak się do niej przyczepiliście?!
- Urodziła się - uśmiechnął się przebiegle razem z dziewczyną siedzącą obok niego. Nie wytrzymałaś. Wstałaś z ławki, przyciągając uwagę wszystkich w klasie i podeszłaś do Alexa.
- Przestań, bo za chwilę pożałujesz - ścisnęłaś dłoń w pięść.
- ____! Do ławki albo do dyrektora! - krzyknęła zła Tommilson, a Ty nie chcąc nabawić się kolejnej nagany w tym roku, usiadłaś pośpiesznie do ławki. Spojrzałaś na Betty, siedziała jeszcze bardziej przygnębiona niż kilka minut temu. Naprawdę było Ci jej szkoda. Nikt nie wiedział czy coś się stało, że teraz taka jest czy po prostu ma tak od urodzenia.
- Nie denerwuj się, ___. To jest zwykły dupek i tego już niestety nie zmienisz – Judy poklepała cię po ramieniu.
- No wiem, ale szkoda mi jej. Zobacz jaka siedzi teraz załamana - westchnęłaś - Chyba mam pomysł...
- A jaki? - zapytała.
- Na przerwie z nią pogadamy, co Ty na to? Może zaprosimy ją do siebie i zamówimy jakąś pizzę czy coś, a potem... - pstryknęłaś palcami – Zorganizujemy pidżama party! Tylko Ty, ja i Betty! Może w ten sposób otworzy się trochę na ludzi i będziemy miały nową przyjaciółkę!
- Tak to całkiem fajny pomysł! - wstała i założyła torbę na ramię – Dobra, wstawaj grubasie! Dzwonek za minutę!
- No dobrze, dobrze - zachichotałaś, wstając - I sama jesteś gruba!
-Ta, ta. Wmawiaj sobie! - pstryknęła Cię w nos.
- ___! - zawołała Cię nauczycielka - Możesz podejść po dzwonku? Chciałbym z Tobą porozmawiać o tym co zrobiłaś na lekcji.
Spojrzałaś przepraszająco na przyjaciółkę, a ta przytaknęła i wyszła z sali jednocześnie z dzwonkiem. Podeszłaś powoli do biurka i zapytałaś o co chodzi.
- Ty jeszcze się pytasz, o co chodzi? Nie dość, że wstałaś z ławki, ignorując ostrzeżenia to jeszcze wcześniej, bluźniłaś na mojej lekcji i groziłaś koledze. Muszę Ci wstawić uwagę, a następnie zadzwonić do rodziców.
- Ale proszę pani, ja ty-
- Żadnych "ale", źle się zachowałaś i tyle - przerwała Ci i zaczęła coś wpisywać w komputerze - Możesz już wyjść. Do widzenia.
"Ja się źle zachowałam? A co z tym debilem nr jeden? Chyba sobie ze mnie żartujesz!" - pomyślałaś i oburzona wyszłaś z sali, trzaskając drzwiami.
Zaczęłaś szukać wzrokiem Judy. Nigdzie jej nie było. Może poszła do toalety albo pod salę? Wyciągnęłaś telefon z plecaka i włączyłaś dziennik elektroniczny, by zobaczyć, jaka jest następna lekcja. Biologia w dwadzieścia pięć na parterze. Zeszłaś pospiesznie po schodach w dół, a następnie skręciłaś w lewo i doszłaś na miejsce, ale i tam jej nie było. Zauważyłaś, że Betty też nie ma. To by miało sens. Pewnie poszła z nią porozmawiać i zaprosić na jutrzejszą nockę. Znalazłaś wolne miejsce na paletach, które służyły jako ławki i czekałaś na ich przyjście. Odblokowałaś komórkę i włączyłaś messenger'a, a potem napisałaś wiadomość do rudowłosej:
"Jesteś z Betty?"
Nie musiałaś długo czekać na odpowiedź:
"Tak. Jesteśmy przy bufecie. Chodź do nas"
Wstałaś i skierowałaś się w stronę bufetu, znajdującego się we wschodniej części budynku. Gdy byłaś już na miejscu, zobaczyłaś dwie dziewczyny z Twojej klasy, siedzące przy stoliku numer cztery. Betty naprawdę dobrze się rozmawiało z Judy, a było można to wywnioskować po jej uśmiechu. Podeszłaś szybko i przywitałaś się:
- Hej, co tam?
- Powiedziałam Bett o Twoim pomyśle i powiedziała, że bardzo chętnie przyjdzie - spojrzałaś na brunetkę, a ta przytaknęła, lekko kiwając głową.
- Słuchaj - zaczęła dość głośno jak na nią, przez co mogłaś usłyszeć jej głos. Był trochę piskliwy, chyba przez stres - Dziękuję Ci bardzo.
- Chodzi Ci o tę akcję na historii? Aj tam - machnęłaś ręką - Nie ma sprawy. Nie jesteś jakimś ścierwem, żeby mógł Cię tak obrażać. W razie, gdyby się uczepił, przyjdź do mnie, a skopię mu ten niewyparzony ryj!
- SkopieMY - poprawiła Cię przyjaciółka - Sama nie dałabyś rady. Potrzebowałabyś wsparcia mentalnego.
- No tak - zachichotałaś i uderzyłaś ją lekko w ramię - To jak, Bett? O której możesz jutro przyjść?
- Nie wiem. Wiecie co? Zadzwonię do mamy i się spytam - odpowiedziała na pytanie, po czym wstała i odeszła na kilka metrów, a Ty chcąc wykorzystać okazję zapytałaś, jak poszło:
- Powiem Ci tak. Jest fajna, tylko potrzebuje trochę czasu, by na nas się bardziej otworzyć. Może jutro uda nam się zdobyć jej zaufanie, a potem będzie tylko z górki. Zanim przyszłaś, to praktycznie nie mogła przestać mówić, bo znalazłyśmy wspólny temat i widać było, że się rozluźniła - Kiedy spojrzała w stronę brunetki, jej mina, zrzedła. Chwyciła lekko za Twoją bluzę i potrząsnęła - ____, to znowu Alex. Tym razem nie tylko z Nathalie, ale też z tą swoją całą zgrają.
Odwróciłaś się powoli i przyjrzałaś chłopakowi. Faktycznie. Betty siedziała skulona na podłodze z głową na kolanach, a ludzie wokół niej pokazywali palcami, śmiejąc się z tego, co Alex powiedział o brązowowłosej. Wstałaś i już chciałaś do nich iść, kiedy zauważyłaś, że szkolna pedagog – pani Samantha Roberts – odgoniła wszystkich i podeszła do dziewczyny, kładąc jej rękę na ramieniu. Coś do niej mówiła, ale byłaś za daleko, żeby móc to usłyszeć, więc podbiegłaś szybko razem z Judy.
- Już, już. Wszystko jest już dobrze - uciszała ją, głaszcząc po głowie, a dziewczyna szlochała. Patrząc na nią, zrobiło Ci się przykro.
- Wszystko dobrze, Bett - przykucnęłaś przy niej – Poszli sobie. Nie musisz już płakać.
Kiedy dziewczyna usłyszała Twój głos, lekko uniosła głowę i na Ciebie spojrzała. Oczy miała spuchnięte od łez, a włosy przyklejone do twarzy. W dodatku tusz, który miała na rzęsach, rozmazał się. Innymi słowy - wyglądała okropnie. Nie była tą dziewczyną, która przed chwilą uśmiechała się lekko na myśl imprezy. Miałaś ochotę iść teraz do tego frajera i przywalić mu w ten tępy ryj, żeby miał nauczkę, ale nie mogłaś. Druga nagana w Twojej szkole skutkuje wywaleniem, a tego byś nie chciała. Zauważyłaś, że brunetka nie miała przy sobie torby.
- Gdzie masz plecak? - zapytałaś.
- O-oni mi go za-zabrali - odpowiedziała załamana i pociągnęła nosem – I, i powiedzieli, że już nie odzyskam swoich rzeczy.
- Pójdę z nimi porozmawiać - odezwała się pedagog, po czym wstała - A Ty, proszę zajmij się nią.
Przytaknęłaś i usiadłaś obok Betty.
- Betty? - zapytałaś i odwróciłaś się jej w stronę - Czemu jesteś taka zamknięta w sobie?
Przez chwilę się nie odzywała, ale potem wybuchła płaczem. "To nie było dobre pytanie, przynajmniej na teraz" - pomyślałaś.
- J-ja nie chcę o tym mówić - pociągnęła nosem - Proszę, nie pytaj o to…
- Dobrze,już nie będę - przytuliłaś się, głaszcząc po jej kasztanowych włosach - Obiecuję…
- Dziękuję - Otarła łzy o bluzę
Wstałaś. Pociągnęłaś za jej drobną dłoń, a czarny rękaw zsunął się powoli, odsłaniając nadgarstek. Betty patrzyła się na niego, jakby była sparaliżowana. Zdziwiona jej zachowaniem, również spojrzałaś na odsłoniętą część ręki. Ciebie też sparaliżowało. Kreski. Pełno czerwonych kresek ozdabiało jej przedramię oraz nadgarstek. Niektóre były świeże, niektóre kilkutygodniowe, a jeszcze inne miały jeszcze więcej. Wyrwała rękę i krzyknęła:
- Zostaw mnie!
Wstała i zaczęła uciekać ze łzami w oczach, a Ty za nią. Już miała ci zniknąć z oczu za zakrętem, kiedy pani wicedyrektor ją zatrzymała. Następnie ciebie.
- Co, wy, panny robicie na korytarzu podczas lekcji? - chwyciła za nadgarstek Brunetki, potem za Twój i zaprowadziła do klasy.
Share:

25 kwietnia 2018

Opowiadanie: Panna Sue pragnie umrzeć.


Notka od autora: Ostatnio zainteresowałam się etymologią Mary Sue. I wiecie co? Byłam zaskoczona tym co uzyskałam w odpowiedzi. Zawsze bowiem Mary kojarzyła mi się z opowiadaniami i panienkach w XVIII dworze szlacheckim, odzianą w koronki i z kwiatkami wpiętymi we włosy. Okazuje się jednak, że pierwowzór Mary jest znacznie bardziej bliższy nam. Zaś opowiadanie z którego pochodzi sięga daleko w przyszłość. Kojarzycie serial Star Trek? Tam to Mary nie tylko w wieku piętnastu lat została oficerem, przespała się z kapitanem, ocaliła więźniów samodzielnie, pilotowała statek kosmiczny, ale także dostała wszystkie możliwe wyróżnienia. Sama Mary jest wyidealizowana specjalnie i stanowi satyrę. Zapoznanie się z tymi informacjami sprawiło, że w mojej głowie narodził się taki oto pomysł. Jako jednak, że nie jestem w stanie wybić sobie z głowy wyobrażenia panienki Mary Sue - akcja nie będzie toczyła się w przyszłości. Co musicie mi wybaczyć.

Bycie panną idealną nie jest łatwe i usłane różami. Lecz mało kto o tym wie. Mary jednak... cóż można powiedzieć, że ma tę świadomość od zawsze. Najpiękniejsza, utalentowana, a przy tym bardzo skromna. Otoczona prawdziwymi przyjaciółmi, którzy zrobią dla niej wszystko. Z korowodem partnerów, którzy tylko czekają, aby naprawić jej kran w kiblu, albo tez odwieźć ją o trzy przecznice bo zabrakło jej chleba. A najlepiej, przybywają sami z chlebem w zębach i paczką papierosów. Każdy jej zazdrości, wszyscy chcą być tacy jak ona, a Mary? Pragnie być... normalna. 
Wiecie ile kosztuje idealność i perfekcja? Fakt, że nigdy, ale to nigdy nie popełni się żadnego, nawet najmniejszego błędu, a jak już to los tak obróci szachownicę, że i tak wyjdzie na wasze! Jeżeli Mary powiedziałaby, że Ziemia jest płaska - zapewne sam Stwórca wepchnąłby nieszczęsny glob w wielkie imadło i uczynił słowo Sue prawdą. 
Ta jednak z zazdrością patrzy na koleżanki, którym życie się pierdoli. Zazdrości im tego, że ich dzieci przychodzą z pałami do domu, że mężowie zdradzają i odchodzą. Zazdrości nawet złamanego paznokcia podczas wieszania firanek! Zazdrości im z całego serca, pozostając przy tym skromną, oczywiście, gdy daje im rady. Rady jakie uważa za oczywiste oczywistości i dziwi się, że jej znajome nie wpadły na nie wcześniej. 
- Znajdź dziecku korepetytora.
- Znajdź sobie innego faceta.
- Zmień pracę.
- Nie sól tyle makaronu.
- Umyj włosy.
Czasami Mary ma wrażenie, że otacza ją banda debili, kretynów umysłowych, którzy czekają na jej polecenia. Albo, że cały świat to jedno wielkie The Sims, ale Bóg odszedł od komputera i teraz te debilne marionetki nie wiedzą co począć ze swoim żałosnym życiem. 
A może to przekleństwo? Bycie idealnym jako klątwa? Bardzo zmyślna i przemyślana. Bo kto, szczęście i traf postrzegałby jako klątwę? Lecz zastanówmy się nad tym głębiej. Niemożliwość popełnienia błędu, to niemożliwość wyciągnięcia nauki z tego co się zrobiło, a więc niemożliwość poprawienia się. Brak możliwości poprawy, skoro się jest ideałem, prowadzi do zastoju osobowościowego i emocjonalnego. Istnieje wielkie ryzyko, w byciu kimś perfekcyjnym, że woda sodowa nie tyle uderzy do głowy, co w niej zamieszka, zadomowi się i nie będzie chciała wyjść. W efekcie ego takiego kogoś staje się przytłaczające dla ogółu, który toleruje tę osobę tylko dlatego, że jest idealna. 
W przypadku Sue, ten kto rzucił na nią klątwę, posunął się o krok dalej w swej perfidii. Dał jej bowiem świadomość bycia idealną osobą i świadomość tego, co jej umyka oraz co jej grozi. Sue wszak jest idealna pod każdym względem, także ułomności swojej perfekcji, co czyni ją jeszcze doskonalszą. Masło maślane? Może. 
- ...mam wrażenie, Steniu, że cały świat jest pod moje dyktando - żaliła się Sue siedząc na czerwonej kozetce w pokoju swojej przyjaciółki, która jest psychologiem. Z racji na łączącą je więź, Stenia zaoferowała darmową wizytę. - Jakby... ktoś... coś... zawarł pakt z wszechświatem, aby nie stało mi się absolutnie nic złego.
- Nic złego? O czym ty mówisz kochana! A wtedy, kiedy zepsuła ci się pralka?
- Pralki się psują, bo to rzeczy - Sue opuściła powieki mierząc Stenię niebieściutkimi oczkami, w których więcej było w tej chwili rozgoryczenia, aniżeli miłości do świata - ALE! Zostanie milionowym klientem sklepu do którego poszło się tylko raz i wygranie pralki w prezencie jeszcze tego samego dnia, jest już podejrzane 
- Ja nie widzę w tym nic podejrzanego - Stenia zmarszczyła brwi i wyprostowała się poprawiając okulary. Z koku umknął jej kosmyk blond włosów - To może wtedy, kiedy spadłaś ze schodów? Złamałaś nogę. To nie było nic przyjemnego.
- Taaaak, ale poznałam w szpitalu bardzo przystojnego lekarza, pamiętasz?
- A tak, i co z nim się stało?
- Wyjechał do Ameryki - Sue odwróciła wzrok 
- O pewnie za nim tęsknisz, prawda?
- Nieee - westchnęła - Problem polega na tym, że właśnie nie. On ułożył sobie życie. Ma żonę i wiesz co?
- Co?
- Jesteśmy z tą żoną przyjaciółkami. Która nie jest nawet zazdrosna! 
- To bardzo dobrze!
- Właśnie! Dobrze! - Sue zaczynała tracić nerwy
- A wtedy, kiedy ochlapało cię auto jak stałaś na przystanku?
- Chwilę później kierowca wysiadł z samochodu dając mi futro z norek, akurat w moim rozmiarze w ramach przeprosin?
- A wtedy kiedy pies sąsiadów nasrał ci na wycieraczkę? 
- Co? Teraz zmyślasz
- Wydaje mi się...
- To źle ci się wydaje - Sue zaczęła masować się u nasady nosa starając wziąć kilka wdechów - To Kaśce pies nasrał, ja jej powiedziałam, aby zapukała do właściciela i kazała sprzątnąć
- A racja i jak to się skończyło?
- W przyszłym miesiącu bierze ślub
- Z tym psem?
- Nie, z sąsiadem!
Rozmowa ze Stenią nie pomogła. Właściwie, po niej Sue czuła się jeszcze gorzej niż wcześniej. Zarzucając kaptur na głowę i wciskając ręce w kieszenie tak głęboko, że prawie szwy puściły skupiła się całkowicie na swoim wnętrzu. Na niezadowoleniu, poczuciu niesprawiedliwości i ... tego że właściwie nikt jej nie rozumie. Bo nikt nie rozumiał. Banda debili. 
- Uważaj! - co? To ktoś do niej krzyczy? Nagle coś ją pchnęło, Sue padła do tyłu, ktoś na niej leżał... Coś ją oblało. Jakby coś ... spadło z góry i się ... Zamrugała kilka razy nim dotarło do niej to co się stało. Jakiś nieszczęśnik dokonał swojego żywota skacząc z dachu, spadłby na nią, gdyby nie ocalił jej przypadkowy przechodzień w ostatniej chwili. Dookoła zebrało się wiele osób, ktoś chyba nawet zadzwonił już po pogotowie i po policję. Sue jednak nie słuchała, swoje błękitne ślepia skierowała na rozbryzgniętym na chodniku mózgu, wielkiej lepkiej i jeszcze ciepłej kałuży krwi i flakach walających się pod nogami gapiów. Trup wyglądał tak spokojnie, tak błogo, tak... szczęśliwie. I Sue wpadła na pomysł.
Skoro nie jest w stanie nauczyć się żyć jako panna idealna w tym spaczonym świecie, to zostawi go wpizdu i będzie hasać po wszechświecie! 

Pierwsze próby panny Sue okazały się... niepowodzeniami. Co nie trudno przewidzieć. Próbowała klasycznie. Podcięcie żył - nie, wszystkie noże były tępe. Znaczy się, jak tylko dotykały jej skóry - bo kiedy zaraz potem chciała przeciąć mięso, szło gładko - nawet to zmrożone. Jakimś sposobem we wszystkich sklepach w mieście zabrakło żyletek, butelki nie chciały się tłuc, zaś kamienie były perfekcyjnie gładkie. Podejrzenia Sue odnośnie tego, że świat spiskuje przeciwko niej - utwierdziły się tylko. 
Później chciała się udusić. Najpierw własnymi rękami, lecz instynkt przetrwania ciała, nie pozwalał jej trzymać ich zbyt długo. Następnie zdesperowana chwyciła za parę rajstop, lecz i tego było za mało. Gdy próbowała się powiesić - rura puściła. Nic się nikomu nie stało! Cudem. I właśnie w tym problem! Gdy wybrała się do lasu i znalazła ładne drzewko, na którym z przyjemnością pozwoliłaby, aby jej truchło się kołysało na wietrze - gdzieś tak wieczorem przeszkodzili jej goście. Leśniczy. Jeden z nich miał prosty pistolet, który okazał się atrapą. Sue próbowała strzelić w skroń. 
Potem przyszedł czas na skoki. Za pierwszym razem bała się. Wiadomo. Lecz gdy już piąty raz cudownie nic się jej nie stawało podchodziła do tego jak do wychodzenia ze śmieciami. Trzeba to zrobić. A i tak było gówno. 
Pomyślała, że pewnie coś bardziej wyrafinowanego się uda. Wkrótce potem zaczęła latać samolotami, zaskakująco często wygrywała dodatkowe bilety, więc przez miesiąc praktycznie mieszkała na lotnisku. Miała nadzieję na znalezienie jakiegoś terrorysty. Niestety. A wiecie jaka była wściekła, kiedy samolot z którego wysiadła kilka godzin wcześniej nieszczęśliwie rozbił się o stalową brzozę i zginęli wszyscy pasażerowie? Tak, była naprawdę zła.
Potrafiła całymi godzinami leżeć na torach i nic, a jak tylko wstała, pięć pociągów przejechało! 
Po wielu miesiącach nieudanych prób samobójstwa - Sue odkryła, że skoro całe jej życie i całe jej jestestwo jest idealne, śmierć też musi taka być. Wzięła więc wszystkie oszczędności życia i zakupiła zawczasu miejsce na cmentarzu w osłonecznionym miejscu na wzgórzu. Zaraz obok samotnie rosnącej wierzby. Do tego marmurową płytę z pozłacanymi napisami. Piękną dębową trumnę, której wnętrze było obite jedwabiem i aksamitem oraz śliczną białą sukienkę, w której zażyczyła być pochowaną. To co zostało, a zostało wiele, rozdzieliła po znajomych robiąc im przelewy na konto. Napisała też dla wszystkich listy pożegnalne. Piękna kaligrafia mieniła się na pergaminie tłumacząc powód odejścia, przepraszając, dając rady najbliższym, polecenia i sugestie odnośnie zmiany ich żyć na lepsze. Zakupiła wieniec na grób i po dokonaniu wszystkich przygotowań do idealnej śmierci, zupełnie przypadkowo wpadła na człowieka spod ciemnej gwiazdy, który zaoferował jej truciznę. Taką, która miała nie zniszczyć jej ciała, zaś umieranie kojarzyło się z usypianiem. Bezboleśnie. Bezszelestnie. Bezproblemowo.
Po trzech dniach, ksiądz obwieścił na mszy, że odeszła snem spokojnym panna Mary Sue.I wszyscy... odetchnęli z ulgą. 
- Nigdy jej nie lubiłem - mówił mężczyzna siedzący przy trumnie z umarłą.
- Była za idealna - przytakiwała mu Stenia.
- Zupełnie nierealna - Kasia tuliła się do ramienia męża.
- To było przerażające... taka perfekcja. Zobaczcie, nawet śmierć miała idealną. 
- Zero śliny, zero smrodu, a widzieliście jej grób? 
- Dobrze, że jej już nie ma. 
- Świat jest jakby normalniejszy...
A Sue? Uwolniona z okowów cielesności hasa sobie po wszechświecie i wszystko w końcu... jest idealne.
Share:

Star Wars: Wojny imperiów - Rozdział IX [opowiadanie by Revan]

Autor okładki: littlejedi19
Autor opowiadania: RevanSans
Notka od autora: Kenobi wychodzi z pojedynku jako przegrany, ginąc od miecza własnego ucznia. Padme jednak umiera przy porodzie, pomimo tego że ma przy sobie Anakina ponieważ myśli że zmarł w momencie przemiany Republiki na Imperium Galaktyczne. Skywalker domyśla się że został oszukany przez Palpatine'a, więc go zabija. Przejmuje władzę w Imperium i postanawia że Leia zostanie politykiem, natomiast Luke będzie Rycerzem Sith. Po dwudziestu latach sprawy jednak zaczynają się walić, Sojusz dla Przywrócenia Republiki powraca,  natomiast w sercu Imperium szykuje się spisek na życie Anakina, nikt jednak nawet nie spodziewa się że największe zagrożenie pochodzić będzie z innej galaktyki.


Spis treści:
1 | |
| | 9(obecnie czytany)

Leia leżała na łóżku, nie myśląc o nadchodzącym ataku na byłą Stolicę, lecz o tym najemniku.
Zaciekawił ją, przy nim czuła się... dziwnie... Dzięki kontaktom udało jej się prześwietlić jego historię. Urodził się w slumsach na Korelii, prawdopodobnie tam wygrał statek od Lando, bodajże... Carlosa? Już zaczynała się gubić. Opuścił planetę, w międzyczasie uwolnił się z niewoli u Tradoshanów, ten chodzący dywanik.
Nie był jakiś szczególny, acz kolejny zawadiaka, jakich w Galaktyce nie mało. Ale jednak uspokajała ją jego obecność. A co jeśli się zakochała? Nie dopuszczała do siebie nawet takich myśli. Znowu zamyśliła się na temat Solo. Skarciła się w myślach. Ciekawe co by jej ojciec powiedział, on zawsze wiedział więcej od jej i Luke'a. Jej rozmyślenia przerwał wybuch.
***
Niebo było rozdzierane, tysiące laserów w każdej sekundzie wypalało.
Wokoło większych jednostek gromadziły się chmary myśliwców TIE. Mieszkańcy byli zafascynowani tym spektaklem bitewnym, acz sami uczestnicy bitwy już mniej. W zgiełku bitwy, nikt nie zauważył małej kapsuły, najwyraźniej uznano ją za złom. Na orbicie natomiast dalej działy się rzeczy które zapiszą się w historii. Krążowniki wroga, które stosowane były jak Kamikaze. Nagle Eclipse okrążył planetę, dołączając się do bitwy, nagle zielony laser rozbłysnął i największy z Tectorów rozleciał się na atomy. Momentalnie planeta ucichła a potem wszyscy krzyknęli z zachwytu. Tylko niektóre starsze osoby, wiedziały że taka broń nie oznacza niczego dobrego. Nikt nawet nie zainteresował się "złomem"... Natomiast obrona przeciwlotnicza ostrzeliwała kanonierki starych droidów skonfiskowanych po Wojnach Klonów i składowanych na Coruscant.
***
Obudził się zlany potem, znowu śniły mu się stare "dobre" czasy.
Czasy, gdy służył jako kapitan w jakże to, już zapomnianym, konflikcie zwanym Wojnami Klonów. Wstał i po chwili usłyszał ten dźwięk, lądujące kanonierki pod ostrzałem. Dawno już nie słyszał tego dźwięku.
— No i wojna dotarła także i na Kuat.
Powiedział sam do siebie i ubrał zbroję oraz hełm, wyciągnął z szafy stare zakurzone pistolety, po czym je odbezpieczył. Wyszedł z domu i jego oczom ukazało się istne pobojowisko, tysiące droidów przemierzało ulice i strzelała do schowanego za osłoną, oddziałem szturmowców. Momentalnie się wzdrygnął, przypominając wszystkich zabitych braci przez te cholerstwa. Wybiegł szybko do oddziału, unikając wiązek z starych karabinów blasterowych E-5.
Szybko dotarł za osłonę gdzie ze zdziwieniem patrzono na jego pancerz i hełm. Rzucił granat i zastęp droidów szybko zmienił się w kupkę złomu. Nagle zauważył potężne AT-AT wychodzące zza rogu, ostrzelało ono droidów i nareszcie przeszli do ofensywy.
***
Joruus stał przy drzwiach luksusowego apartamentu, mając nadzieję na spotkanie dzieci Skywalkera. To była jego pierwsza misja zlecona mu przez Thrawna, musiał ją wykonać albo zostanie kolejnym wyeliminowanym klonem swojego pierwowzoru. Wpadł do willi potężnym kopnięciem mocy i od razu skosił dwóch strażników rzutem mieczem. Po chwili pierwszy cel sam wybiegł mu na spotkanie, wściekle krzycząc, parował kolejne ciosy, następnie przeszedł do ofensywy. Skywalker próbował parować ciosy, jeden jego błąd wystarczył i po chwili miecz wraz z jego ręką poszybował, a sam Skywalker zemdlał.
Zaczął roznosić swoje macki w mocy, wyczuł w willi dziwną obecność Mocy, nie była to jednak Leia. Najpewniej siedziała w takim razie w jakimś bunkrze, otoczonym Jedi. Jego pan powinien być zadowolony choć z jednego Skywalkera. Nagle rozbrzmiał alarm, i wybiegła ta dziwna obecność którą wyczuł, była to... pokojówka? Zdziwił się i włączył miecz świetlny. Kobieta podniosła miecz Luke'a i go włączyła, czuła przepływający przez nią gniew. Zaatakowała, szybko odbił jej ataki, ta jednak napierała używając całej swojej złości. Po chwili musiał zejść do defensywy przed gromadą ataków z różnych stron. Joruus popełnił błąd i momentalnie straciłby głowę, ale udało mu się odepchnąć kobietę za pomocą mocy, tak mocno, że przy uderzeniu zemdlała. Zaczął uciekać ze Skywalkerem, ponieważ alarm mógł przyciągnąć armię szturmowców. Udało mu się dotrzeć do małego statku kosmicznego, po czym szybko opuścił orbitę planety.
***
Leia siedziała w bunkrze pod stolicą, wraz z wszystkimi dowódcami którzy zarządzali ruchami floty oraz armii.
Po chwili na wszystkich ekranach pojawił się Thrawn.
— Witajcie, drogie panie oraz panowie. Jutro o godzinie piętnastej dojdzie do egzekucji jednego z bliźniąt Skywalker. Poddajcie się i złóżcie broń, to resztę życia spędzicie w areszcie domowym, a młody Skywalker zostanie, nie bójmy się użyć tego słowa, moją marionetką. - Transmisja się zakończyła i ekrany znowu rozbłysły milionem danych strategicznych.
Nagle usłyszała oklaski za sobą. Wstała z fotela i podeszła, okazało się że to adiutantka Wielkiej Admirał Rae Sloane, niejaka Ciena Ree, ułożyła świetny plan.
Wracając do samej Cieny, była to postać, w jej ocenie, postać tragiczna. Ukończyła akademię ze swoim najlepszym przyjacielem z dzieciństwa. Tę dwójkę wyraźnie coś ich kusiło do romansu. Leia miała podejrzenia, że mieli więcej niż bliższy kontakt, ponieważ rutynowy skan dowiódł że Ciena nie jest już dziewicą. Niestety, sielanka się skończyła gdy jej przyjaciel chciał wstąpić do Rebelii i jej o tym powiedział... Spędziła z nim ostatnią noc, a następnie o godzinie trzeciej czterdzieści dziewięć usłyszano strzały. Znaleziono ją, płaczącą przy martwym przyjacielu z pistoletem w ręku.
Na początku ISB chciało umieścić ją na plakatach propagandowych oraz urządzić jej mały kult. Leia jednak po usłyszeniu całej historii, postanowiła odwieść ich od tego pomysłu, dać awans oraz tzw. "premię" za utratę bliskiego. Czasem próbowała się postawić w jej sytuacji, czy zrobiłaby tak dużo dla Imperium? Zajrzała na monitor gdzie widniał plan. Ciena go zaczęła tłumaczyć.
     
— Błyskawice symbolizują miejsca które zostaną zniszczone, natomiast duże kwadraty to maszyny kroczące AT-AT, małe to AT-ST, kreski symbolizują oddziały Jedi... przepraszam. To znaczy Rycerzy Imperium, kwadraty natomiast to duże kanonierki z szturmowcami. Gwiazdy czteroramienne to punkty które zostaną zbombardowane przez nasze siły, natomiast te jajka to prawdopodobny punkt wrogiej piechoty. Pięciokąty to wrogie karabiny samopowtarzalne. Plan powinien się w dziewięćdziesięciu procentach udać, ale może być to trudne ponieważ mierzymy się z rekordzistą symulacji strategicznych, Thrawnem. Jego rekord na symulatorach akademii nigdy nie został pobity. — rzekła Ciena.
Leia pochwaliła ją. Przeszła na podest stojący trochę dalej i zaczęła swoją przemowę.
— Rozpocząć mobilizację flot, zapakować na okręty żołnierzy i maszyny kroczące. Wszystkich Jedi obsadzić jako załogę Eclipse, każdy weteran wojen klonów ma się stawić w specjalnych punktach poborowych. Jutro o dziesiątej przypuszczamy atak. Oczekuj nas, Thrawn...
Share:

POPULARNE ILUZJE