Handlarz Iluzji
Notka od tłumacza: Jest to komiks autorstwa Triangle-cat, Sans x Frisk. Akcja ma miejsce po pacyfistycznym zakończeniu gry w którym Frisk decyduje się zostać z potworami, wcześniej jednak była ludobójcza ścieżka. W tym opowiadaniu Frisk jest dziewczynką, a Chara chłopcem.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis Treści
CZĘŚĆ I (rozdział 01-04)
CZĘŚĆ II (rozdział 05-08)
CZĘŚĆ III (rozdział 09)
CZĘŚĆ IV (rozdział 10-12)
CZĘŚĆ V (rozdział 13-15)
CZĘŚĆ VI (rozdział 16-18)
CZĘŚĆ VII (rozdział 19-22)
CZĘŚĆ VIII (rozdział 23-24)
CZĘŚĆ IX (rozdział 25-27)
CZĘŚĆ X (rozdział 28-30)
CZĘŚĆ XI (rozdział 31-34)
CZĘŚĆ XII (rozdział 35-37)
CZĘŚĆ XIII (rozdział 38-39)
CZĘŚĆ XIV (rozdział 40 - 41)
CZĘŚĆ XV (rozdział 42-44)
CZĘŚĆ XVI (rozdział 45 - 47)
CZĘŚĆ XVII (rozdział 48-49)
CZĘŚĆ XVIII (rozdział 50-52)  (obecnie czytany)
CZĘŚĆ XIX (rozdział 53-54)
 CZĘŚĆ XX  (rozdział 55 - 56)
CZĘŚĆ XXI (rozdział 57 - 58) 
CZĘŚĆ XXII (rozdział 59 - 61)
CZĘŚĆ XXIII (rozdział 62)
CZĘŚĆ XXIV (rozdział 63 - 64)
CZĘŚĆ XXV (rozdział 65-66)
CZĘŚĆ XXVI (rozdział 67-68)
CZĘŚĆ XXVII (rozdział 69) 
CZĘŚĆ XXVIII (rozdział 70)

CZĘŚĆ XXIX (rozdział 71)
//Następne części//
...



















Autor: studio-adhd
Tłumaczenie: Caret Cat

Autor: clairbanthedoll
Tłumaczenie: Caret Cat

Autor: clairbanthedoll
Tłumaczenie: Caret Cat

Autor: clairbanthedoll
Tłumaczenie: Caret Cat

Autor:polinapaint
Tłumaczenie: Caret Cat
Notka od autora:Po malutkim żarciku skierowanym w stronę nauczycielki od Fizyki...kolejna Pała wchodzi na twoje konto. Nagle zjawia się dość ciekawy korepetytor. Czy on  uchroni cię przed kolejną złą oceną? Dowiedź się sama!

Autor: Aria
                           
Spis treści:
1 | 2 (obecnie czytany)|


- Proszę zapisać datę upadku powstania styczniowego — kwiecień 1864 roku, a praca domowa to ćwiczenia od strony 92 do 94 - mówiła nauczycielka od historii. Dzisiaj przynudzała tak, że prawie zasypiałaś. Już nie mogłaś się doczekać, aż wyjdziesz z tego więzienia, zwanego szkołą. W końcu miałaś mieć po lekcjach około piętnastej trzydzieści, spotkanie z potworem. Właśnie jak on ma na imię? Wyciągnęłaś telefon i napisałaś do taty:
"Tato, jak się nazywa ten potwór, co ma mnie uczyć?"
Schowałaś szybko komórkę, bo nie chciałaś, żeby historyczka się skapnęła. Nie lubi, jak się korzysta z urządzeń na jej lekcji, a jak zauważy, to od razu wstawia jedynkę, więc wolałaś nie ryzykować.
- Ok, to na wszystko moi kochani. Możecie się spakować i macie piętnaście minut dla siebie - historyczka usiadła przy swoim biurku i robiła coś na komputerze, a Ty podczas pakowania, zauważyłaś, że tata odpisał:
"Sans"
Sans? Całkiem ciekawie imię. Może powinnaś powiedzieć to swojej przyjaciółce? Tak, to byłby dobry pomysł. W końcu mówiłaś jej wszystko, to czemu teraz by jej nie powiedzieć? Spojrzałaś na Judy - rudowłosą dziewczynę z zielonymi oczyma i o niskim wzroście. Odkąd pamiętasz, zazdrościsz jej urody. Takie coś jest rzadkością. I jeszcze te piegi na policzkach – po prostu była tak słodka jak kilo cukru.
- Jezu, jak ona dziś przynudzała - odezwała się po chwili, wywracając przy okazji oczami – Co nie?
- Tak, wyjątkowo - położyłaś się na ławce - Wiesz co?
- Co? - spojrzała na ciebie, wyciągając picie ze swojej torby marki Gucciego. Wciąż nie wiedziałaś, po co jej tak droga torba. Torba to torba. Nie trzeba wydawać majątku na kawałek skóry, który niedługo się i tak zniszczy. Bez sensu.
- Będę miała korepetycję z fizyki - zauważyłaś, że ma zieloną herbatę - Twój ulubiony napój. Wyrwałaś butelkę z jej ręki - Daj mi się napić.
- Dobrze, ale spokojnie. Chciałam Ci sama dać - uśmiechnęła się - No i co z tymi korepetycjami?
- Cóż... Będę miała je z potworem – napiłaś się, zakręciłaś butelkę i schowałaś do jej torby - Śmiesznie co nie?
- Cz-czekaj, - chwila ciszy - Co?! - pisnęła tak, że prawie straciłaś słuch - Jak to?!
- Tia... Moja reakcja była taka sama - machnęłaś ręką - Myślałam, że tata robi sobie ze mnie jaja, kiedy pokazał mi jego zdjęcie.
- Masz zdjęcie?! Pokaż, pokaż, pokaż! - w jej głosie było słychać wyraźne podekscytowanie – Ale to już!
Przewróciłaś oczami i sięgnęłaś po torbę, by wyciągnąć z niej telefon. Odblokowałaś, weszłaś w galerie i kliknęłaś w zdjęcie potwora, zwanego Sansem. Pokazałaś przyjaciółce, a ta zrobiła wielkie oczy.
- Zadowolona? - odezwałaś się po chwili.
- No nie! - krzyknęła - To nie jest prawda, co nie?
- Najprawdziwsza prawda, jaka może być - schowałaś telefon i się uśmiechnęłaś. Pomyślałaś, że odkąd potwory wyszły na powierzchnię, chciała jednego zobaczyć lub porozmawiać, a wręcz było to jej marzeniem, więc czemu miałabyś jej nie zaprosić? - Może chciałabyś wpaść dzisiaj do mnie go poznać?
- TAK! - znowu ten pisk. Tym razem był tak wysoki, że uszy zaczęły Cię boleć, a pani Tommilson zwróciła jej uwagę, żeby trochę ściszyła ton głosu - Tysiąc razy tak!
- Ok, w takim razie wpadnij dziś do mnie o 16 pod pretekstem projektu na fizykę - powiedziałaś, a Judy przytaknęła jeszcze bardziej podekscytowana niż wcześniej.
- Tak, bardzo Ci dziękuję! - przytuliła się do Ciebie.
- Dla mojej przyjaciółki wszy-
- Betty! Do jasnej ciasnej! Nie mogłaś zaczekać z tym telefonem do dzwonka? Masz tylu znajomych, że musisz do razu im odpisywać? - krzyczała nauczycielka, a Betty – introwertyczna dziewczyna bez żadnych znajomych - zaczęła płakać, zaś na końcu sali było słychać śmiechy - Za chwilę Ci jedynkę wstawię i będziesz miała nauczkę!
- Przepraszam proszę pani - mruknęła pod nosem, załamana - Już chowam.
- Betty, ale przecież musisz odpisać, w końcu "przyjaciele" czekają! Jeszcze się rozczarują, a przecież tego nie chcesz! - odezwał się kto inny jak nie Alex. Wysoki blondyn o piwnych oczach zrobił zatroskaną minę.
- No właśnie! Przyjaciele na omegle czekają - dodała Nathalie - koleżanka Alexa. Spojrzałaś na Betty. Siedziała ze spuszczoną głową i mokrymi końcówkami włosów od łez, a nauczycielka? Nic nie zrobiła! Siedziała na swojej grubej dupie, patrząc w komputer. Czułaś, jak się gotujesz od środka.
- Kurwa, szmato pierdolona. Wstać do Ciebie?! - odwróciłaś się w stronę nastolatków, a nauczycielka powiedziała, że masz się uspokoić, ale nie zwróciłaś na to zbytnio uwagi – Co ona Ci takiego zrobiła, że tak się do niej przyczepiliście?!
- Urodziła się - uśmiechnął się przebiegle razem z dziewczyną siedzącą obok niego. Nie wytrzymałaś. Wstałaś z ławki, przyciągając uwagę wszystkich w klasie i podeszłaś do Alexa.
- Przestań, bo za chwilę pożałujesz - ścisnęłaś dłoń w pięść.
- ____! Do ławki albo do dyrektora! - krzyknęła zła Tommilson, a Ty nie chcąc nabawić się kolejnej nagany w tym roku, usiadłaś pośpiesznie do ławki. Spojrzałaś na Betty, siedziała jeszcze bardziej przygnębiona niż kilka minut temu. Naprawdę było Ci jej szkoda. Nikt nie wiedział czy coś się stało, że teraz taka jest czy po prostu ma tak od urodzenia.
- Nie denerwuj się, ___. To jest zwykły dupek i tego już niestety nie zmienisz – Judy poklepała cię po ramieniu.
- No wiem, ale szkoda mi jej. Zobacz jaka siedzi teraz załamana - westchnęłaś - Chyba mam pomysł...
- A jaki? - zapytała.
- Na przerwie z nią pogadamy, co Ty na to? Może zaprosimy ją do siebie i zamówimy jakąś pizzę czy coś, a potem... - pstryknęłaś palcami – Zorganizujemy pidżama party! Tylko Ty, ja i Betty! Może w ten sposób otworzy się trochę na ludzi i będziemy miały nową przyjaciółkę!
- Tak to całkiem fajny pomysł! - wstała i założyła torbę na ramię – Dobra, wstawaj grubasie! Dzwonek za minutę!
- No dobrze, dobrze - zachichotałaś, wstając - I sama jesteś gruba!
-Ta, ta. Wmawiaj sobie! - pstryknęła Cię w nos.
- ___! - zawołała Cię nauczycielka - Możesz podejść po dzwonku? Chciałbym z Tobą porozmawiać o tym co zrobiłaś na lekcji.
Spojrzałaś przepraszająco na przyjaciółkę, a ta przytaknęła i wyszła z sali jednocześnie z dzwonkiem. Podeszłaś powoli do biurka i zapytałaś o co chodzi.
- Ty jeszcze się pytasz, o co chodzi? Nie dość, że wstałaś z ławki, ignorując ostrzeżenia to jeszcze wcześniej, bluźniłaś na mojej lekcji i groziłaś koledze. Muszę Ci wstawić uwagę, a następnie zadzwonić do rodziców.
- Ale proszę pani, ja ty-
- Żadnych "ale", źle się zachowałaś i tyle - przerwała Ci i zaczęła coś wpisywać w komputerze - Możesz już wyjść. Do widzenia.
"Ja się źle zachowałam? A co z tym debilem nr jeden? Chyba sobie ze mnie żartujesz!" - pomyślałaś i oburzona wyszłaś z sali, trzaskając drzwiami.
Zaczęłaś szukać wzrokiem Judy. Nigdzie jej nie było. Może poszła do toalety albo pod salę? Wyciągnęłaś telefon z plecaka i włączyłaś dziennik elektroniczny, by zobaczyć, jaka jest następna lekcja. Biologia w dwadzieścia pięć na parterze. Zeszłaś pospiesznie po schodach w dół, a następnie skręciłaś w lewo i doszłaś na miejsce, ale i tam jej nie było. Zauważyłaś, że Betty też nie ma. To by miało sens. Pewnie poszła z nią porozmawiać i zaprosić na jutrzejszą nockę. Znalazłaś wolne miejsce na paletach, które służyły jako ławki i czekałaś na ich przyjście. Odblokowałaś komórkę i włączyłaś messenger'a, a potem napisałaś wiadomość do rudowłosej:
"Jesteś z Betty?"
Nie musiałaś długo czekać na odpowiedź:
"Tak. Jesteśmy przy bufecie. Chodź do nas"
Wstałaś i skierowałaś się w stronę bufetu, znajdującego się we wschodniej części budynku. Gdy byłaś już na miejscu, zobaczyłaś dwie dziewczyny z Twojej klasy, siedzące przy stoliku numer cztery. Betty naprawdę dobrze się rozmawiało z Judy, a było można to wywnioskować po jej uśmiechu. Podeszłaś szybko i przywitałaś się:
- Hej, co tam?
- Powiedziałam Bett o Twoim pomyśle i powiedziała, że bardzo chętnie przyjdzie - spojrzałaś na brunetkę, a ta przytaknęła, lekko kiwając głową.
- Słuchaj - zaczęła dość głośno jak na nią, przez co mogłaś usłyszeć jej głos. Był trochę piskliwy, chyba przez stres - Dziękuję Ci bardzo.
- Chodzi Ci o tę akcję na historii? Aj tam - machnęłaś ręką - Nie ma sprawy. Nie jesteś jakimś ścierwem, żeby mógł Cię tak obrażać. W razie, gdyby się uczepił, przyjdź do mnie, a skopię mu ten niewyparzony ryj!
- SkopieMY - poprawiła Cię przyjaciółka - Sama nie dałabyś rady. Potrzebowałabyś wsparcia mentalnego.
- No tak - zachichotałaś i uderzyłaś ją lekko w ramię - To jak, Bett? O której możesz jutro przyjść?
- Nie wiem. Wiecie co? Zadzwonię do mamy i się spytam - odpowiedziała na pytanie, po czym wstała i odeszła na kilka metrów, a Ty chcąc wykorzystać okazję zapytałaś, jak poszło:
- Powiem Ci tak. Jest fajna, tylko potrzebuje trochę czasu, by na nas się bardziej otworzyć. Może jutro uda nam się zdobyć jej zaufanie, a potem będzie tylko z górki. Zanim przyszłaś, to praktycznie nie mogła przestać mówić, bo znalazłyśmy wspólny temat i widać było, że się rozluźniła - Kiedy spojrzała w stronę brunetki, jej mina, zrzedła. Chwyciła lekko za Twoją bluzę i potrząsnęła - ____, to znowu Alex. Tym razem nie tylko z Nathalie, ale też z tą swoją całą zgrają.
Odwróciłaś się powoli i przyjrzałaś chłopakowi. Faktycznie. Betty siedziała skulona na podłodze z głową na kolanach, a ludzie wokół niej pokazywali palcami, śmiejąc się z tego, co Alex powiedział o brązowowłosej. Wstałaś i już chciałaś do nich iść, kiedy zauważyłaś, że szkolna pedagog – pani Samantha Roberts – odgoniła wszystkich i podeszła do dziewczyny, kładąc jej rękę na ramieniu. Coś do niej mówiła, ale byłaś za daleko, żeby móc to usłyszeć, więc podbiegłaś szybko razem z Judy.
- Już, już. Wszystko jest już dobrze - uciszała ją, głaszcząc po głowie, a dziewczyna szlochała. Patrząc na nią, zrobiło Ci się przykro.
- Wszystko dobrze, Bett - przykucnęłaś przy niej – Poszli sobie. Nie musisz już płakać.
Kiedy dziewczyna usłyszała Twój głos, lekko uniosła głowę i na Ciebie spojrzała. Oczy miała spuchnięte od łez, a włosy przyklejone do twarzy. W dodatku tusz, który miała na rzęsach, rozmazał się. Innymi słowy - wyglądała okropnie. Nie była tą dziewczyną, która przed chwilą uśmiechała się lekko na myśl imprezy. Miałaś ochotę iść teraz do tego frajera i przywalić mu w ten tępy ryj, żeby miał nauczkę, ale nie mogłaś. Druga nagana w Twojej szkole skutkuje wywaleniem, a tego byś nie chciała. Zauważyłaś, że brunetka nie miała przy sobie torby.
- Gdzie masz plecak? - zapytałaś.
- O-oni mi go za-zabrali - odpowiedziała załamana i pociągnęła nosem – I, i powiedzieli, że już nie odzyskam swoich rzeczy.
- Pójdę z nimi porozmawiać - odezwała się pedagog, po czym wstała - A Ty, proszę zajmij się nią.
Przytaknęłaś i usiadłaś obok Betty.
- Betty? - zapytałaś i odwróciłaś się jej w stronę - Czemu jesteś taka zamknięta w sobie?
Przez chwilę się nie odzywała, ale potem wybuchła płaczem. "To nie było dobre pytanie, przynajmniej na teraz" - pomyślałaś.
- J-ja nie chcę o tym mówić - pociągnęła nosem - Proszę, nie pytaj o to…
- Dobrze,już nie będę - przytuliłaś się, głaszcząc po jej kasztanowych włosach - Obiecuję…
- Dziękuję - Otarła łzy o bluzę
Wstałaś. Pociągnęłaś za jej drobną dłoń, a czarny rękaw zsunął się powoli, odsłaniając nadgarstek. Betty patrzyła się na niego, jakby była sparaliżowana. Zdziwiona jej zachowaniem, również spojrzałaś na odsłoniętą część ręki. Ciebie też sparaliżowało. Kreski. Pełno czerwonych kresek ozdabiało jej przedramię oraz nadgarstek. Niektóre były świeże, niektóre kilkutygodniowe, a jeszcze inne miały jeszcze więcej. Wyrwała rękę i krzyknęła:
- Zostaw mnie!
Wstała i zaczęła uciekać ze łzami w oczach, a Ty za nią. Już miała ci zniknąć z oczu za zakrętem, kiedy pani wicedyrektor ją zatrzymała. Następnie ciebie.
- Co, wy, panny robicie na korytarzu podczas lekcji? - chwyciła za nadgarstek Brunetki, potem za Twój i zaprowadziła do klasy.

Notka od autora: Ostatnio zainteresowałam się etymologią Mary Sue. I wiecie co? Byłam zaskoczona tym co uzyskałam w odpowiedzi. Zawsze bowiem Mary kojarzyła mi się z opowiadaniami i panienkach w XVIII dworze szlacheckim, odzianą w koronki i z kwiatkami wpiętymi we włosy. Okazuje się jednak, że pierwowzór Mary jest znacznie bardziej bliższy nam. Zaś opowiadanie z którego pochodzi sięga daleko w przyszłość. Kojarzycie serial Star Trek? Tam to Mary nie tylko w wieku piętnastu lat została oficerem, przespała się z kapitanem, ocaliła więźniów samodzielnie, pilotowała statek kosmiczny, ale także dostała wszystkie możliwe wyróżnienia. Sama Mary jest wyidealizowana specjalnie i stanowi satyrę. Zapoznanie się z tymi informacjami sprawiło, że w mojej głowie narodził się taki oto pomysł. Jako jednak, że nie jestem w stanie wybić sobie z głowy wyobrażenia panienki Mary Sue - akcja nie będzie toczyła się w przyszłości. Co musicie mi wybaczyć.

Bycie panną idealną nie jest łatwe i usłane różami. Lecz mało kto o tym wie. Mary jednak... cóż można powiedzieć, że ma tę świadomość od zawsze. Najpiękniejsza, utalentowana, a przy tym bardzo skromna. Otoczona prawdziwymi przyjaciółmi, którzy zrobią dla niej wszystko. Z korowodem partnerów, którzy tylko czekają, aby naprawić jej kran w kiblu, albo tez odwieźć ją o trzy przecznice bo zabrakło jej chleba. A najlepiej, przybywają sami z chlebem w zębach i paczką papierosów. Każdy jej zazdrości, wszyscy chcą być tacy jak ona, a Mary? Pragnie być... normalna. 
Wiecie ile kosztuje idealność i perfekcja? Fakt, że nigdy, ale to nigdy nie popełni się żadnego, nawet najmniejszego błędu, a jak już to los tak obróci szachownicę, że i tak wyjdzie na wasze! Jeżeli Mary powiedziałaby, że Ziemia jest płaska - zapewne sam Stwórca wepchnąłby nieszczęsny glob w wielkie imadło i uczynił słowo Sue prawdą. 
Ta jednak z zazdrością patrzy na koleżanki, którym życie się pierdoli. Zazdrości im tego, że ich dzieci przychodzą z pałami do domu, że mężowie zdradzają i odchodzą. Zazdrości nawet złamanego paznokcia podczas wieszania firanek! Zazdrości im z całego serca, pozostając przy tym skromną, oczywiście, gdy daje im rady. Rady jakie uważa za oczywiste oczywistości i dziwi się, że jej znajome nie wpadły na nie wcześniej. 
- Znajdź dziecku korepetytora.
- Znajdź sobie innego faceta.
- Zmień pracę.
- Nie sól tyle makaronu.
- Umyj włosy.
Czasami Mary ma wrażenie, że otacza ją banda debili, kretynów umysłowych, którzy czekają na jej polecenia. Albo, że cały świat to jedno wielkie The Sims, ale Bóg odszedł od komputera i teraz te debilne marionetki nie wiedzą co począć ze swoim żałosnym życiem. 
A może to przekleństwo? Bycie idealnym jako klątwa? Bardzo zmyślna i przemyślana. Bo kto, szczęście i traf postrzegałby jako klątwę? Lecz zastanówmy się nad tym głębiej. Niemożliwość popełnienia błędu, to niemożliwość wyciągnięcia nauki z tego co się zrobiło, a więc niemożliwość poprawienia się. Brak możliwości poprawy, skoro się jest ideałem, prowadzi do zastoju osobowościowego i emocjonalnego. Istnieje wielkie ryzyko, w byciu kimś perfekcyjnym, że woda sodowa nie tyle uderzy do głowy, co w niej zamieszka, zadomowi się i nie będzie chciała wyjść. W efekcie ego takiego kogoś staje się przytłaczające dla ogółu, który toleruje tę osobę tylko dlatego, że jest idealna. 
W przypadku Sue, ten kto rzucił na nią klątwę, posunął się o krok dalej w swej perfidii. Dał jej bowiem świadomość bycia idealną osobą i świadomość tego, co jej umyka oraz co jej grozi. Sue wszak jest idealna pod każdym względem, także ułomności swojej perfekcji, co czyni ją jeszcze doskonalszą. Masło maślane? Może. 
- ...mam wrażenie, Steniu, że cały świat jest pod moje dyktando - żaliła się Sue siedząc na czerwonej kozetce w pokoju swojej przyjaciółki, która jest psychologiem. Z racji na łączącą je więź, Stenia zaoferowała darmową wizytę. - Jakby... ktoś... coś... zawarł pakt z wszechświatem, aby nie stało mi się absolutnie nic złego.
- Nic złego? O czym ty mówisz kochana! A wtedy, kiedy zepsuła ci się pralka?
- Pralki się psują, bo to rzeczy - Sue opuściła powieki mierząc Stenię niebieściutkimi oczkami, w których więcej było w tej chwili rozgoryczenia, aniżeli miłości do świata - ALE! Zostanie milionowym klientem sklepu do którego poszło się tylko raz i wygranie pralki w prezencie jeszcze tego samego dnia, jest już podejrzane 
- Ja nie widzę w tym nic podejrzanego - Stenia zmarszczyła brwi i wyprostowała się poprawiając okulary. Z koku umknął jej kosmyk blond włosów - To może wtedy, kiedy spadłaś ze schodów? Złamałaś nogę. To nie było nic przyjemnego.
- Taaaak, ale poznałam w szpitalu bardzo przystojnego lekarza, pamiętasz?
- A tak, i co z nim się stało?
- Wyjechał do Ameryki - Sue odwróciła wzrok 
- O pewnie za nim tęsknisz, prawda?
- Nieee - westchnęła - Problem polega na tym, że właśnie nie. On ułożył sobie życie. Ma żonę i wiesz co?
- Co?
- Jesteśmy z tą żoną przyjaciółkami. Która nie jest nawet zazdrosna! 
- To bardzo dobrze!
- Właśnie! Dobrze! - Sue zaczynała tracić nerwy
- A wtedy, kiedy ochlapało cię auto jak stałaś na przystanku?
- Chwilę później kierowca wysiadł z samochodu dając mi futro z norek, akurat w moim rozmiarze w ramach przeprosin?
- A wtedy kiedy pies sąsiadów nasrał ci na wycieraczkę? 
- Co? Teraz zmyślasz
- Wydaje mi się...
- To źle ci się wydaje - Sue zaczęła masować się u nasady nosa starając wziąć kilka wdechów - To Kaśce pies nasrał, ja jej powiedziałam, aby zapukała do właściciela i kazała sprzątnąć
- A racja i jak to się skończyło?
- W przyszłym miesiącu bierze ślub
- Z tym psem?
- Nie, z sąsiadem!
Rozmowa ze Stenią nie pomogła. Właściwie, po niej Sue czuła się jeszcze gorzej niż wcześniej. Zarzucając kaptur na głowę i wciskając ręce w kieszenie tak głęboko, że prawie szwy puściły skupiła się całkowicie na swoim wnętrzu. Na niezadowoleniu, poczuciu niesprawiedliwości i ... tego że właściwie nikt jej nie rozumie. Bo nikt nie rozumiał. Banda debili. 
- Uważaj! - co? To ktoś do niej krzyczy? Nagle coś ją pchnęło, Sue padła do tyłu, ktoś na niej leżał... Coś ją oblało. Jakby coś ... spadło z góry i się ... Zamrugała kilka razy nim dotarło do niej to co się stało. Jakiś nieszczęśnik dokonał swojego żywota skacząc z dachu, spadłby na nią, gdyby nie ocalił jej przypadkowy przechodzień w ostatniej chwili. Dookoła zebrało się wiele osób, ktoś chyba nawet zadzwonił już po pogotowie i po policję. Sue jednak nie słuchała, swoje błękitne ślepia skierowała na rozbryzgniętym na chodniku mózgu, wielkiej lepkiej i jeszcze ciepłej kałuży krwi i flakach walających się pod nogami gapiów. Trup wyglądał tak spokojnie, tak błogo, tak... szczęśliwie. I Sue wpadła na pomysł.
Skoro nie jest w stanie nauczyć się żyć jako panna idealna w tym spaczonym świecie, to zostawi go wpizdu i będzie hasać po wszechświecie! 

Pierwsze próby panny Sue okazały się... niepowodzeniami. Co nie trudno przewidzieć. Próbowała klasycznie. Podcięcie żył - nie, wszystkie noże były tępe. Znaczy się, jak tylko dotykały jej skóry - bo kiedy zaraz potem chciała przeciąć mięso, szło gładko - nawet to zmrożone. Jakimś sposobem we wszystkich sklepach w mieście zabrakło żyletek, butelki nie chciały się tłuc, zaś kamienie były perfekcyjnie gładkie. Podejrzenia Sue odnośnie tego, że świat spiskuje przeciwko niej - utwierdziły się tylko. 
Później chciała się udusić. Najpierw własnymi rękami, lecz instynkt przetrwania ciała, nie pozwalał jej trzymać ich zbyt długo. Następnie zdesperowana chwyciła za parę rajstop, lecz i tego było za mało. Gdy próbowała się powiesić - rura puściła. Nic się nikomu nie stało! Cudem. I właśnie w tym problem! Gdy wybrała się do lasu i znalazła ładne drzewko, na którym z przyjemnością pozwoliłaby, aby jej truchło się kołysało na wietrze - gdzieś tak wieczorem przeszkodzili jej goście. Leśniczy. Jeden z nich miał prosty pistolet, który okazał się atrapą. Sue próbowała strzelić w skroń. 
Potem przyszedł czas na skoki. Za pierwszym razem bała się. Wiadomo. Lecz gdy już piąty raz cudownie nic się jej nie stawało podchodziła do tego jak do wychodzenia ze śmieciami. Trzeba to zrobić. A i tak było gówno. 
Pomyślała, że pewnie coś bardziej wyrafinowanego się uda. Wkrótce potem zaczęła latać samolotami, zaskakująco często wygrywała dodatkowe bilety, więc przez miesiąc praktycznie mieszkała na lotnisku. Miała nadzieję na znalezienie jakiegoś terrorysty. Niestety. A wiecie jaka była wściekła, kiedy samolot z którego wysiadła kilka godzin wcześniej nieszczęśliwie rozbił się o stalową brzozę i zginęli wszyscy pasażerowie? Tak, była naprawdę zła.
Potrafiła całymi godzinami leżeć na torach i nic, a jak tylko wstała, pięć pociągów przejechało! 
Po wielu miesiącach nieudanych prób samobójstwa - Sue odkryła, że skoro całe jej życie i całe jej jestestwo jest idealne, śmierć też musi taka być. Wzięła więc wszystkie oszczędności życia i zakupiła zawczasu miejsce na cmentarzu w osłonecznionym miejscu na wzgórzu. Zaraz obok samotnie rosnącej wierzby. Do tego marmurową płytę z pozłacanymi napisami. Piękną dębową trumnę, której wnętrze było obite jedwabiem i aksamitem oraz śliczną białą sukienkę, w której zażyczyła być pochowaną. To co zostało, a zostało wiele, rozdzieliła po znajomych robiąc im przelewy na konto. Napisała też dla wszystkich listy pożegnalne. Piękna kaligrafia mieniła się na pergaminie tłumacząc powód odejścia, przepraszając, dając rady najbliższym, polecenia i sugestie odnośnie zmiany ich żyć na lepsze. Zakupiła wieniec na grób i po dokonaniu wszystkich przygotowań do idealnej śmierci, zupełnie przypadkowo wpadła na człowieka spod ciemnej gwiazdy, który zaoferował jej truciznę. Taką, która miała nie zniszczyć jej ciała, zaś umieranie kojarzyło się z usypianiem. Bezboleśnie. Bezszelestnie. Bezproblemowo.
Po trzech dniach, ksiądz obwieścił na mszy, że odeszła snem spokojnym panna Mary Sue.I wszyscy... odetchnęli z ulgą. 
- Nigdy jej nie lubiłem - mówił mężczyzna siedzący przy trumnie z umarłą.
- Była za idealna - przytakiwała mu Stenia.
- Zupełnie nierealna - Kasia tuliła się do ramienia męża.
- To było przerażające... taka perfekcja. Zobaczcie, nawet śmierć miała idealną. 
- Zero śliny, zero smrodu, a widzieliście jej grób? 
- Dobrze, że jej już nie ma. 
- Świat jest jakby normalniejszy...
A Sue? Uwolniona z okowów cielesności hasa sobie po wszechświecie i wszystko w końcu... jest idealne.
Autor okładki: littlejedi19
Autor opowiadania: RevanSans
Notka od autora: Kenobi wychodzi z pojedynku jako przegrany, ginąc od miecza własnego ucznia. Padme jednak umiera przy porodzie, pomimo tego że ma przy sobie Anakina ponieważ myśli że zmarł w momencie przemiany Republiki na Imperium Galaktyczne. Skywalker domyśla się że został oszukany przez Palpatine'a, więc go zabija. Przejmuje władzę w Imperium i postanawia że Leia zostanie politykiem, natomiast Luke będzie Rycerzem Sith. Po dwudziestu latach sprawy jednak zaczynają się walić, Sojusz dla Przywrócenia Republiki powraca,  natomiast w sercu Imperium szykuje się spisek na życie Anakina, nikt jednak nawet nie spodziewa się że największe zagrożenie pochodzić będzie z innej galaktyki.


Spis treści:
1 | 2 | 3 | 4 | 5 |
6 | 7 | 8 | 9(obecnie czytany)

Leia leżała na łóżku, nie myśląc o nadchodzącym ataku na byłą Stolicę, lecz o tym najemniku.
Zaciekawił ją, przy nim czuła się... dziwnie... Dzięki kontaktom udało jej się prześwietlić jego historię. Urodził się w slumsach na Korelii, prawdopodobnie tam wygrał statek od Lando, bodajże... Carlosa? Już zaczynała się gubić. Opuścił planetę, w międzyczasie uwolnił się z niewoli u Tradoshanów, ten chodzący dywanik.
Nie był jakiś szczególny, acz kolejny zawadiaka, jakich w Galaktyce nie mało. Ale jednak uspokajała ją jego obecność. A co jeśli się zakochała? Nie dopuszczała do siebie nawet takich myśli. Znowu zamyśliła się na temat Solo. Skarciła się w myślach. Ciekawe co by jej ojciec powiedział, on zawsze wiedział więcej od jej i Luke'a. Jej rozmyślenia przerwał wybuch.
***
Niebo było rozdzierane, tysiące laserów w każdej sekundzie wypalało.
Wokoło większych jednostek gromadziły się chmary myśliwców TIE. Mieszkańcy byli zafascynowani tym spektaklem bitewnym, acz sami uczestnicy bitwy już mniej. W zgiełku bitwy, nikt nie zauważył małej kapsuły, najwyraźniej uznano ją za złom. Na orbicie natomiast dalej działy się rzeczy które zapiszą się w historii. Krążowniki wroga, które stosowane były jak Kamikaze. Nagle Eclipse okrążył planetę, dołączając się do bitwy, nagle zielony laser rozbłysnął i największy z Tectorów rozleciał się na atomy. Momentalnie planeta ucichła a potem wszyscy krzyknęli z zachwytu. Tylko niektóre starsze osoby, wiedziały że taka broń nie oznacza niczego dobrego. Nikt nawet nie zainteresował się "złomem"... Natomiast obrona przeciwlotnicza ostrzeliwała kanonierki starych droidów skonfiskowanych po Wojnach Klonów i składowanych na Coruscant.
***
Obudził się zlany potem, znowu śniły mu się stare "dobre" czasy.
Czasy, gdy służył jako kapitan w jakże to, już zapomnianym, konflikcie zwanym Wojnami Klonów. Wstał i po chwili usłyszał ten dźwięk, lądujące kanonierki pod ostrzałem. Dawno już nie słyszał tego dźwięku.
— No i wojna dotarła także i na Kuat.
Powiedział sam do siebie i ubrał zbroję oraz hełm, wyciągnął z szafy stare zakurzone pistolety, po czym je odbezpieczył. Wyszedł z domu i jego oczom ukazało się istne pobojowisko, tysiące droidów przemierzało ulice i strzelała do schowanego za osłoną, oddziałem szturmowców. Momentalnie się wzdrygnął, przypominając wszystkich zabitych braci przez te cholerstwa. Wybiegł szybko do oddziału, unikając wiązek z starych karabinów blasterowych E-5.
Szybko dotarł za osłonę gdzie ze zdziwieniem patrzono na jego pancerz i hełm. Rzucił granat i zastęp droidów szybko zmienił się w kupkę złomu. Nagle zauważył potężne AT-AT wychodzące zza rogu, ostrzelało ono droidów i nareszcie przeszli do ofensywy.
***
Joruus stał przy drzwiach luksusowego apartamentu, mając nadzieję na spotkanie dzieci Skywalkera. To była jego pierwsza misja zlecona mu przez Thrawna, musiał ją wykonać albo zostanie kolejnym wyeliminowanym klonem swojego pierwowzoru. Wpadł do willi potężnym kopnięciem mocy i od razu skosił dwóch strażników rzutem mieczem. Po chwili pierwszy cel sam wybiegł mu na spotkanie, wściekle krzycząc, parował kolejne ciosy, następnie przeszedł do ofensywy. Skywalker próbował parować ciosy, jeden jego błąd wystarczył i po chwili miecz wraz z jego ręką poszybował, a sam Skywalker zemdlał.
Zaczął roznosić swoje macki w mocy, wyczuł w willi dziwną obecność Mocy, nie była to jednak Leia. Najpewniej siedziała w takim razie w jakimś bunkrze, otoczonym Jedi. Jego pan powinien być zadowolony choć z jednego Skywalkera. Nagle rozbrzmiał alarm, i wybiegła ta dziwna obecność którą wyczuł, była to... pokojówka? Zdziwił się i włączył miecz świetlny. Kobieta podniosła miecz Luke'a i go włączyła, czuła przepływający przez nią gniew. Zaatakowała, szybko odbił jej ataki, ta jednak napierała używając całej swojej złości. Po chwili musiał zejść do defensywy przed gromadą ataków z różnych stron. Joruus popełnił błąd i momentalnie straciłby głowę, ale udało mu się odepchnąć kobietę za pomocą mocy, tak mocno, że przy uderzeniu zemdlała. Zaczął uciekać ze Skywalkerem, ponieważ alarm mógł przyciągnąć armię szturmowców. Udało mu się dotrzeć do małego statku kosmicznego, po czym szybko opuścił orbitę planety.
***
Leia siedziała w bunkrze pod stolicą, wraz z wszystkimi dowódcami którzy zarządzali ruchami floty oraz armii.
Po chwili na wszystkich ekranach pojawił się Thrawn.
— Witajcie, drogie panie oraz panowie. Jutro o godzinie piętnastej dojdzie do egzekucji jednego z bliźniąt Skywalker. Poddajcie się i złóżcie broń, to resztę życia spędzicie w areszcie domowym, a młody Skywalker zostanie, nie bójmy się użyć tego słowa, moją marionetką. - Transmisja się zakończyła i ekrany znowu rozbłysły milionem danych strategicznych.
Nagle usłyszała oklaski za sobą. Wstała z fotela i podeszła, okazało się że to adiutantka Wielkiej Admirał Rae Sloane, niejaka Ciena Ree, ułożyła świetny plan.
Wracając do samej Cieny, była to postać, w jej ocenie, postać tragiczna. Ukończyła akademię ze swoim najlepszym przyjacielem z dzieciństwa. Tę dwójkę wyraźnie coś ich kusiło do romansu. Leia miała podejrzenia, że mieli więcej niż bliższy kontakt, ponieważ rutynowy skan dowiódł że Ciena nie jest już dziewicą. Niestety, sielanka się skończyła gdy jej przyjaciel chciał wstąpić do Rebelii i jej o tym powiedział... Spędziła z nim ostatnią noc, a następnie o godzinie trzeciej czterdzieści dziewięć usłyszano strzały. Znaleziono ją, płaczącą przy martwym przyjacielu z pistoletem w ręku.
Na początku ISB chciało umieścić ją na plakatach propagandowych oraz urządzić jej mały kult. Leia jednak po usłyszeniu całej historii, postanowiła odwieść ich od tego pomysłu, dać awans oraz tzw. "premię" za utratę bliskiego. Czasem próbowała się postawić w jej sytuacji, czy zrobiłaby tak dużo dla Imperium? Zajrzała na monitor gdzie widniał plan. Ciena go zaczęła tłumaczyć.
     
— Błyskawice symbolizują miejsca które zostaną zniszczone, natomiast duże kwadraty to maszyny kroczące AT-AT, małe to AT-ST, kreski symbolizują oddziały Jedi... przepraszam. To znaczy Rycerzy Imperium, kwadraty natomiast to duże kanonierki z szturmowcami. Gwiazdy czteroramienne to punkty które zostaną zbombardowane przez nasze siły, natomiast te jajka to prawdopodobny punkt wrogiej piechoty. Pięciokąty to wrogie karabiny samopowtarzalne. Plan powinien się w dziewięćdziesięciu procentach udać, ale może być to trudne ponieważ mierzymy się z rekordzistą symulacji strategicznych, Thrawnem. Jego rekord na symulatorach akademii nigdy nie został pobity. — rzekła Ciena.
Leia pochwaliła ją. Przeszła na podest stojący trochę dalej i zaczęła swoją przemowę.
— Rozpocząć mobilizację flot, zapakować na okręty żołnierzy i maszyny kroczące. Wszystkich Jedi obsadzić jako załogę Eclipse, każdy weteran wojen klonów ma się stawić w specjalnych punktach poborowych. Jutro o dziesiątej przypuszczamy atak. Oczekuj nas, Thrawn...
Autor: Nessa

Notka od autora: Damien jest zauroczy Liv od chwili, w której zobaczył ją po raz pierwszy. Dręczony przez wspomnienia i zaniepokojony perspektywą obdarzenia jakiejkolwiek kobiety silniejszym uczuciem, długo waha się nad podjęciem decyzji o zbliżeniu do dziewczyny. Bardzo szybko okazuje się, że przeznaczeniu nie da się uciec i że to bywa aż nadto przewrotne – zresztą tak jak i przeszłość, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.
Pozornie niewinny związek ciągnie ze sobą konsekwencje, których żadne z nich nigdy by się nie spodziewało. Coś budzi się do życia – uśpione zło, które tylko czekało na okazję, żeby po latach ciszy zaatakować ponownie i tym razem być może zrównać dotychczas spokojne miasteczko z ziemią. Nikt nie jest naprawdę bezpieczny, z kolei odpowiedzi na wszelakie pytania wydają się mieć swoje źródło w jednym, jedynym miejscu…
W przeszłości.
„Why, you just won't leave my mind?
Was this the only way, I couldn't let you stay”

Within Temptation – „Jane Doe”

Spis treści:
Prolog - Zawsze dostaję to, czego chcę
Obiecuję, że nigdy nie pozwolę ci o sobie zapomnieć
Nie odwracaj się do mnie plecami, bo ja i tak jestem przy Tobie 
Jesteśmy dla siebie stworzeni – Ty i ja
Będzie tak, jakby to, co złe, nigdy nie miało miejsca
 Gdy Twoje wargi dotknęły mych ust, poczułam ogień 
Ponieważ czasem słowa ranią bardziej niż czyny…
 Niechaj ogarnie nas zapomnienie, a taniec wciąż trwa…
Dlaczego szukasz zrozumienia, skoro masz mnie?
Grzechy Twego życia zawsze Cię dogonią
Mówiłeś mi: na zawsze
Epilog (obecnie czytany)

Cisza, która nagle zapadła, miała w sobie coś przenikliwego. Kolejne sekundy mijały, wydając ciągnąć się w nieskończoność i sprawiając, że Damien poczuł się tak, jakby czas nagle się zatrzymał. Bezmyślnie wpatrywał się w Jane, przez krotką chwilę mając wielką ochotę chwycić ją za ramiona i porządnie potrząsnąć; zrobić cokolwiek, byleby wymóc na niej udzielenie jakiejkolwiek odpowiedzi. Wszystko wydawało się lepsze od milczenia, zwłaszcza w tej sytuacji – chwili, w której w głowie miał jeden wielki mętlik, którego za żadne skarby nie był w stanie opanować.
Bezwiednie zacisnął dłonie w pieści, coraz bardziej podenerwowany. Czuł, że trzonek noża, który wciąż trzymał w ręce, w nieprzyjemny sposób wżyna się w skórę, ale prawie nie zwrócił na to uwagi. Wiedział jedynie, że nade wszystko pragnął przerwać to szaleństwo. Poznać odpowiedzi na pytania, które dręczyły go przez cały ten czas, a które mogły zmienić wszystko. Potrzebował tego, zamierzając dać sobie i Jane szansę, którą zaprzepaścił lata temu, w impulsywny sposób decydując się na coś, czego konsekwencje prześladowały go do tej pory. Może gdyby wtedy zdołał się powstrzymać, próbując rozegrać wszystko inaczej, wtedy…
Jakie to ma teraz znaczenie?
Zacisnął usta, ledwo powstrzymując się przed wypowiedzeniem tych kilku słów na głoś. Cóż, tak – w istocie nie miało, bo i tak nie był w stanie zmienić przeszłości. Nie zmieniało to jednak faktu, że w pierwszej kolejności chciał zrozumieć.
– O co mnie pytasz? – usłyszał po chwili, która wydawała się być wiecznością.
Lśniące, szmaragdowe oczy Jane wydawały się przenikać go na wskroś. Wciąż stała naprzeciwko niego, tak blisko, że powinien czuć bijące od jej ciała ciepło, ale nic podobnego nie miało miejsca. Był tylko chłód – i to nie tylko ten, który wydawał się wypełniać świątynię, ale przede wszystkim jego samego. Lodowaty ziąb, mający swoje źródło gdzieś w jego wnętrzu, co skutecznie utrudniało mężczyźnie koncentrację, podsycając poczucie dezorientacji. To wydawało się go wyniszczać, zresztą tak jak i świadomość wyboru, przed którym postawiła go Jane, a którego za żadne skarby nie był w stanie dokonać.
Jego spojrzenie momentalnie spoczęło na bladej twarzy wciąż nieprzytomnej Liv – delikatnych, znajomych rysach kogoś, za kogo jeszcze jakiś czas temu był gotów oddać życie. Teraz bez chwili wahania był w stanie wskazać oznaki sztuczności uczucia, które łączyło ich przez cały ten czas. To było zbyt szybkie, zbyt gwałtowne, zbyt… idealne, by mogło być prawdziwe. Uczucie, które był w stanie opisać wyłącznie jako „grom z jasnego nieba” nie miało prawa istnieć, ale mimo wszystko…
– Zadałem ci bardzo proste pytanie, Jane – odezwał się ponownie, starannie dobierając słowa. Jego głos brzmiał dziwnie, nienaturalnie zachrypnięty i tak cichy, że ledwo był w stanie go rozpoznać. Och, w gruncie rzecz nie dbał o to. – Kogo kochałem – podjął, kładąc nacisk na to jedno, jedyne słowo – przez cały ten czas? Kto…?
– A jak ci się wydaje? – przerwała mu w niemalże gniewny sposób.
Chociaż ledwo był w stanie koncentrować się na niej, jej twarzy i głosie, którego przecież już nigdy więcej nie powinien usłyszeć, wyraźnie wyczuł zmianę w zachowaniu Jane – to, że wyraźnie się spięła, być może dogłębnie zraniona jego pytaniem. I chociaż nie chciał przyjąć tego do wiadomości, podświadomie czuł, że to zachowanie tłumaczyło wszystko, niezależnie od tego, czego faktycznie mógłby chcieć.
Gdyby to zależało od niego, bez chwili wahania odciąłby się od tego całego szaleństwa. Problem polegał na tym, że nie potrafił.
– Ach… – Palce mocniej zacisnęły się na nożu, chociaż nie sądził, że to w ogóle możliwe. – No tak… Tak, to chyba oczywiste – przyznał i tym razem zdołał ją sprowokować, chociaż zdecydowanie nie to było jego celem.
Śmiech, który wyrwał się z gardła Jane, pod koniec brzmiąc raczej jak szloch, miał w sobie coś przenikliwego, tym bardziej, że dźwięk odbił się echem od skrytych w mroku ścian kościoła. Zielone oczy wydawały się wręcz jarzyć w ciemności, dodatkowo utwierdzając Damiena w przekonaniu, że zdecydowanie nie miał przed sobą kogoś, kto mógłby należeć do tego świata. Ona już od dawna tutaj nie pasowała – być może jeszcze na długo przed tym, jak ją poznał, pozwalając, żeby owinęła go sobie wokół palca i…
– Jak śmiesz w ogóle zadawać takie pytania, Damien? – wyrzuciła z siebie na wydechu. Zaskoczyła go tym, że nagle spojrzała na niego w niemalże błagalny sposób, oczami w podejrzany sposób zamglonymi albo… raczej zaszklonymi, chociaż irracjonalnym wydawało się, żeby mogła płakać. – Przecież wiem, że mnie rozpoznałeś. Od samego początku, od pierwszej chwili… Mogłam przybrać postać innej, ale to niczego nie zmieniało. Przyszedłeś tutaj dla mnie, bo cię wezwałam… Przyszedłeś, bo jesteśmy sobie przeznaczeni – oznajmiła spiętym, nieuznającym sprzeciwu tonem.
– Więc Liv…
Nie pozwoliła mu skończyć. Nagle odsunęła się, wydając z siebie przeciągły, wręcz gniewny jęk, który równie dobrze mógłby wydobyć się z gardła rozżalonego, rozkapryszonego dziecka.
– Liv, Liv i Liv! A kim jest Liv, co Damien? Kim ona twoim zdaniem jest?! – zapytała, ale nawet nie czekała na odpowiedź. – Jak możesz mówić o kimś, kogo nawet nie poznałeś? Wy nigdy… Kimkolwiek była ta dziewczyna, nie miałeś okazji poznać niczego, ponad jej ciało, chociaż i ono zadowoliło cię wyłącznie przez wzgląd na mnie. Tylko dlatego – wyszeptała, po czym energicznie potrząsnęła głową. Czarne włosy opadły na bladą twarz, więc odgarnęła je energicznym, gniewnym ruchem. – Cały czas byłam ja… Tylko ja, bo istniejesz dla mnie, tak jak i ja trwam dla ciebie. Przybyłeś tutaj dla mnie.
Jej słowa brzmiały nieprawdopodobnie, a może to po prostu on nie chciał przyjąć ich do świadomości. Potrzebował dłuższego czasu, żeby zinterpretować poszczególne kwestie i doszukać się ich sensu – z tym, że nawet wtedy miał wątpliwości. Z opóźnieniem dotarło do niego, że zarówno on, jak i stojąca przed nim Jane, drży, nie tyle ze strachu, co przez nadmiar emocji. Próbował je stłumić, tak jak robił to przez te wszystkie lata, ale to nie działało, niosąc ze sobą wyłącznie frustrację rozdrażnienie – i nic poza tym, bowiem ucieczka już dawno przestała przynosić ukojenie.
Czegokolwiek by nie zrobił, byłby na straconej pozycji. To wydawało się równie oczywiste, co i świadomość tego, że Jane mówiła prawdę. Być może wiedział o tym od dawna, od pierwszej chwili, kiedy podążając za Liv, bezwiednie wyobrażał sobie kolor jej oczu, jednocześnie wyczekując i obawiając się tego, że będą dokładnie takie same jak te, które wpatrywały się w niego teraz – lśniące i tak intensywnie zielone.
To wszystko od samego początku nie miało sensu. Trwał w czymś, co po prostu nie miało prawda go mieć, od miesięcy podejmując decyzje, które z perspektywy czasu wydawały się pozbawione sensu. Postępował nielogicznie już od chwili, w której zdecydował się wrócić do tego miejsca – tak po prostu, pod wpływem impulsu, który teraz jawił mu się jako czyste szaleństwo. To był ten sam impuls, który nakazał mu podążyć za Liv, który kazał mu ją wielbić i kochać, niezależnie od tego, że właściwie jej nie znał. To było niczym sen, ale…
Ten sam impuls całe wieki temu wyzwolił miłość do Jane – uczucie, które wyparowało z chwilą, w której dostrzegł jej szaleństwo i pierwszy raz zobaczył ją z krwią na rękach.
Impuls, który przecież znał, a jednak raz jeszcze dał mu się zwieść, ale…
– Cały czas robię wszystko dla nas. Naprawdę tego nie rozumiesz? – usłyszał jej nerwowy, niespokojny szept. Być może mówiła już wcześniej, ale dotychczas nie był tego świadom, pogrążony we własnych myślach i zrozumieniu, które pojawiło się tak nagle. – Czy to nie jest najwyższa oznaka miłości, kochany? Poświęciłam dla ciebie aż tyle, chociaż ty… – Jane urwała, po czym uniosła dłoń do gardła. – To również ci wybaczyłam.
– Dlaczego?
Musiał zdawać to pytanie. Miał ich wiele, na długo zapomnianych, tym bardziej, że nie sądził, że kiedykolwiek będzie w stanie je zadać.
– Z miłości – powtórzyła z uporem. – Zawsze chodziło tylko o to… Przez wszystkie te wieki – naciskała, najwyraźniej nie zamierzając odpuścić.
– Więc dlaczego zdecydowałaś się na to dopiero teraz? Gdzie byłaś, kiedy ja…? – Urwał, zresztą kończenie tego pytania wydało mu się zbędne.
– Uważasz, że to ignorancja z mojej strony? Och, Damien! – Jane spojrzała na niego rozszerzonymi do granic możliwości oczami. Wydawała się przerażona tym, co mógłby sobie pomyśleć. – Trwałam w piekle… Piekle, które sam mi zagwarantowałeś – oznajmiła, wyrzucając z siebie kolejne słowa. – Nie wyobrażasz sobie, co przez cały ten czas przeżywałam… przez tyle czasu… Wiesz, jak to jest trwać w zawieszeniu, nie mogąc odejść ani ruszyć dalej? Utknęłam tutaj, mogąc co najwyżej obserwować… Wszystkie te lata. – Głos wyraźnie jej zadrżał, więc urwała, żeby złapać oddech. – Nie było nikogo, kto mógłby mieć usłyszeć albo zobaczyć. Mogłam krzyczeć i błagać, wić się w nieskończonej agonii, ale nic by nie dało… Wieczna samotność, której zawsze aż tak bardzo się bałam. Poświęciłam się dla ciebie, a ty przyniosłeś mi cierpienie i niekończącą się spiralę smutku – wyszeptała, po czym uciekła wzrokiem gdzieś w bok. – Ale wybaczyłam ci… Zawsze wybaczam. Zawsze, bo ty jako jedyny sprawiłeś, że nie czułam się samotna. Nie ma nic gorszego, niż trwanie w pojedynkę, bez nikogo kochanego u boku.
Mogła kłamać, ale wszystko w nim aż krzyczało, że mówiła prawdę – każde z wypowiedzianych słów, jakże wypełnionych smutkiem i czymś, o co wcześniej jej nie podejrzewał: paraliżującym wręcz strachem przed tym, co ostatecznie okazało się jej codziennością przez wszystkie te lata. Zrozumienie pojawiło się nagle, chociaż nie odważył się powiedzieć tych słów na głos: tego, że jej miłość – jakże bolesna i obsesyjna – była niczym krzyk kogoś, kogo przerażała samotność. To było przerażające, ale prawdziwe, poza tym tłumaczyło, dlaczego wybrała sobie właśnie jego.
Żyła w przekonaniu, że potrzebują siebie nawzajem, tak długo, że naprawdę uwierzyła, że nie ma innego wyjścia.
– A potem pojawiła się Liv… W końcu, po tylu latach – odezwała się cicho Jane, jak gdyby nigdy nic decydując się przerwać panującą ciszę. – To było niczym olśnienie… Coś nagle drgnęło, a ja po prostu to wykorzystałam. To, że mogła mnie wyczuć… I ja mogłam poczuć ją. Okazała się moim kluczem ku wolności, który wykorzystałam – podjęła spiętym tonem. – Kluczem, który wymagał ofiar, ale czy to ma znaczenie? Życie za życie… Cena, którą od dawna byłam w stanie zapłacić. Pozostało mi czekać do dnia, w którym mogłabym to zakończyć… To dnia, w którym granice między światami przestaną istnieć. – Uśmiechnęła się blado. – Do dzisiaj.
– Nie rozumiem… Te wszystkie dziewczyny – powiedział z wahaniem, starannie dobierając słowa. – Ile ich zabiłaś, co? Przez cały ten czas… To nie wystarczyło? One miały przed sobą całe życie. Otrzymałaś dość, żeby żyć… Choćby i w ciele Liv, ale to wystarczyło – dodał z naciskiem, ale ona tylko potrząsnęła głową.
– Powiedziałam już, że ona – skinęła głową na leżące na katafalku ciało – była taka jak ja. – Po wiekach pojawiła się dziewczyna o duszy tak bardzo przypominającej moją… Ktoś, kogo również mógłbyś nazwać wiedźmą, chociaż ona nie była tego świadoma. Moje idealne naczynie… – Urwała, po czym na powrót spojrzała na Damiena. – Ale wszystko ma swoje konsekwencje. Coś za coś… Moc kosztuje. Gdybym tego nie robiła, zabrakłoby mi czasu.
Mniej więcej w tamtej chwili zrozumiał wszystko, być może w o wiele większym stopniu, niż mógłby sobie tego życzyć. Jej zachowanie, te wszystkie ofiary, to, co chciała zrobić miastu… Nie wyobrażał sobie tego, a sama myśl o Jane w pełni mocy – gotowej zabijać, tylko po to, żeby utrzymać się na szczycie – wydała mu się przerażająca. Nie mógł tak po prostu pozwolić jej wykorzystać Samhain w taki sposób, jakiego oczekiwała, bo to byłby koniec – i to zarówno tego miasta, jak i jej samej. Mogła sądzić, że właśnie tego chce i powtarzać, że to akt miłości (cóż, może faktycznie tak było), ale Damien nie potrafił tego zaakceptować.
Problem polegał na tym, że zarazem nie chciał ponownie skrzywdzić Jane. Moment, w którym odebrał jej życie… To mimo wszystko miało go prześladować, zwłaszcza teraz, kiedy dopuścił do siebie te wspomnienia. Jej zachowanie mu nie pomagało, wręcz podsycając wyrzuty sumienia, które odczuwał. Mimo wszystko wierzył, że zrobiła to dla niego, trwając w przekonaniu, że to jedyne wyjście, do którego za wszelką cenę musiała dążyć. Po tym wszystkim wciąż darzyła go uczuciem, chociaż zdecydowanie bardziej właściwa wydawała się nienawiść i pragnienie zemsty, zamiast wybaczenia. Powinien coś zrobić, ale…
Może ją kochał – w jakimś stopniu, nawet pomimo tego, że wymusiła na nim te uczucia. Nie mógł też pozbyć się wrażenia, że Liv stałą się cząstką jego życia, pomimo świadomości, że nigdy nawet się nie poznali.
Zabawne. Kochał martwą dziewczynę i kogoś, kto nawet nie zdawał sobie sprawy z jego istnienia. To wydawało się szalone, ale tej nocy chyba już nie miało być w stanie go zaskoczyć.
– A… Liv. – Spojrzał na Jane, po wyrazie jej twarzy próbując określić, jak dużo pozostało mu czasu. – Chcesz jej śmierci… ponieważ pozwoli ci powrócić. Nie jako człowiekowi, ale…
– Liv ma w sobie dość mocy, żeby oddać mi człowieczeństwo… Ale ja nie chcę być zwykłym człowiekiem, Damienie. Chcę odzyskać to, co mi odebrałeś – powiedziała cicho Jane. – Dlatego pogrzebię to miasto, żeby wszystko wróciło do normy. Wrócę do ciebie, dokładnie taka sama i dopełnię wszystkiego… Tak, jak obiecałam ci wieki temu – wyszeptała, nie odrywając od niego wzroku. – Musiałeś czekać na mnie tyle czasu… I sądzę, że teraz rozumiesz. Wtedy nie, ale teraz musisz rozumieć, czego tak bardzo pragnę.
Och, tak. Teraz rozumiał – ją, sens tego wszystkiego i to, co wydarzyło się tych pięćset lat temu. Zabił ją w takich samych warunkach, nieświadomie zabierając to, co teraz mogła dać Jane Liv – wieczne życie pod postacią kruchego, marnego człowieka, który…
Coś, czym Jane gardziła, a co mogło okazać się dla niej najlepsze – i co mógł jej ofiarować, w nadziei na to, że nowe życie wykorzysta tak, jak powinna. Może pozbawiona zdolności, które doprowadziły ją do szaleństwa, zmieniłaby wszystko, w końcu będąc w stanie normalnie żyć albo…
Może.
– Tak – przyznał tak cicho, że ledwo słyszał sam siebie. – Teraz… chyba rozumiem – dodał, a Jane spojrzała na niego z nadzieją.
– Więc to zrób – rzuciła naglącym tonem. Jej zielone oczy zabłysły, wydając się wręcz lśnić w ciemnościach. Blask świecy rzucał na bladą twarz długie, drgające cienie. – Dla mnie, kochany. Zrób to dla mnie… – powtórzyła, ale Damien tylko potrząsnął głową.
– Zrobię znacznie więcej – zapowiedział, po czym wysilił się na blady uśmiech. – Nie wiem, dlaczego pokochałaś właśnie mnie, Jane, ale… spróbuj zrozumieć, że nie potrzebujesz miłości, żeby być szczęśliwą. Nie takiej za wszelką cenę… Nie sztucznej – powiedział i zawahał się na moment. – Obiecaj mi, że będziesz szczęśliwa… Obie z Liv macie takie być – dodał, a Jane uniosła brwi.
– Nie rozumiem…
Nie czekał, żeby mogła skończyć. W dłoniach wciąż trzymał nóż, który mu podarowała i który zdecydował się wykorzystać, ale bynajmniej nie po to, żeby pozbawić życia dziewczynę na ołtarzu. Tej nocy jak najbardziej miała zostać złożona jedna ofiara, ale nie Liv – nie ktoś, to sobie na to nie zasłużył i kogo śmierć mogłaby pociągnąć za sobą konsekwencje w postaci zniszczenia całego miasta. Szaleństwo Jane nie było tego warte, zresztą…
Och, istniało jedno serce, które powinno przestać bić już dawno temu. Damien nie zastanawiał się, dlaczego do tej pory nie miał odwagi tego zrobić, chociaż to życie – nieskończone, przeciągające się od tylu lat – tak bardzo go męczyło. Być może wszystko sprowadzało się do przeznaczenia, a może w grę wchodziło zwykłe tchórzostwo, ale to w gruncie rzeczy nie miało dla niego żadnego znaczenia.
Jane również zrozumiała, co się dzieje, ale nie dał jej szansy na reakcje. Usłyszał jedynie, że krzyknęła – być może z gniewu, a może czystego przerażenia – dźwięk ten jednak doszedł do niego jakby z oddali, przytłumiony i nieistotny. Przez krótką chwilę był świadom jedynie jakby nierealnego bólu, który musiał sam sobie zadać z chwilą, w której pokusił się o ten jeden, celny cios nożem. Odwieczny czy też nie, nie był w niczym lepszy od ludzi, kiedy zaś ostrze sięgnęło celu…
Przez pierwszych kilka sekund nic się nie działo. W zasadzie mógłby nawet zapomnieć o tym, że nóż przebił skórę, by jak gdyby nigdy nic zagłębiając się w sercu. W milczeniu wpatrywał się przed siebie, przez krótką chwilę gotów przysiąc, że wciąż widzi te lśniące, zielone oczy – na swój sposób inne niż do tej pory i bardziej ludzkie. To nie musiało o niczym świadczyć, ale bardzo chciał, żeby tak było.
A potem w końcu przyszła ulga i wszystko zniknęło.
Raz na zawsze.
~*~
Obudził ją szloch; rozdzierające zawodzenie, które wdarło się do jej świadomości, wyrywając ze snu. Czuła przeszywający ból głowy, ale ten zszedł na dalszy plan z chwilą, w której usłyszała coraz głośniejszy, przybierający na sile płacz. To wystarczyło, żeby otworzyła oczy, podrywając się do pionu tak gwałtownie, że aż zawirowało jej w głowie. Gwałtownie zaczerpnęła tchu, po czym skrzywiła się, dziwnie oszołomiona i z wrażeniem, że spała bardzo, ale to bardzo długo.
W następnej sekundzie zamarła, zdolna tylko bezmyślnie rozglądać się dookoła i próbować zrozumieć, gdzie i dlaczego była. Serce Liv omal nie wyskoczyło z piersi, kiedy uświadomiła sobie, że siedzi na zimnym, kamiennym stole – być może ołtarzu, bo sądząc po wystroju pomieszczenia, które była w stanie dostrzec w łagodnym blasku świec, najpewniej znajdowała się w kościele. Gdzie…?, pomyślała w oszołomieniu, ale przecież podświadomie wiedziała, jak przez mgłę pamiętając, gdzie wybrała się na spacer. To było jedno z ostatnich wspomnień – wędrówka przez las w okolicach dawno opustoszałej kapliczki, która wydawała się ją przyciągać jak magnes, w równym stopniu fascynując, co i niepokojąc. Pamiętała, że tam szła, ale…
Później nie było już nic prócz strachu i odległego, jakby nierealnego wspomnienia paraliżującego jej ciało bólu. Teraz z kolei znajdowała się tutaj, ale chociaż to odkrycie powinno ją przerazić, z jakiegoś powodu czuła się spokojna. To było tak, jakby jakaś jej cząstka wiedziała o czymś, czego ciało nie pamiętało, chociaż to przecież wydawało się niemożliwe.
Nie chciała zastanawiać się nad tym, co tutaj robiła i dlaczego leżała na tym stole, otoczona świecami. Uwaga Liv na powrót skupiła się na szlochu, kiedy zaś powiodła wzrokiem dookoła, na krótką chwilę zamarła, dostrzegając ślady krwi. Lepka osoka znaczyła zarówno ołtarz, jak i jej sukienkę, jednak najwięcej śladów dziewczyna dostrzegła na posadzce, choć nigdzie nie widziała ciała, z którego ta mogłaby wypływać.
Dostrzegła za to drobną, klęczącą na posadzce postać. Kobieta nie patrzyła na nią, przyciskając obie dłonie do twarzy i zanosząc się szlochem. Ciemne włosy przysłoniły policzki, ale to nie powstrzymało jej przed dostrzeżeniem spływających po bladych policzkach łez. Nieznajoma raz po raz drżała, chyba jedynie cudem będąc w stanie utrzymać równowagę, co sprawiło, że Liv zapragnęła jak najszybciej do niej dopaść i powstrzymać; zrobić… cokolwiek. Czuła, że powinna, bardziej przejęta rozpaczą nieznajomej, zupełnie jakby jakimś cudem powinna być w stanie ją zrozumieć – i to pomimo tego, że ta przecież pozostawała jej obca.
– Hej… Hej, wszystko w porządku? – zapytała cicho, a potem ostrożnie zsunęła się ze stołu, chcąc jak najszybciej znaleźć się przy drobnej postaci.
Płacząca nie zareagowała od razu, wzdrygając się dopiero z chwilą, w której Liv znalazła się tuż obok i położyła jej dłoń na ramieniu. Z gardła kobiety wyrwał się jeszcze jeden cichy jęk, a potem w końcu spojrzała na stojącą przy niej dziewczynę. Miała ładne, zielone oczy i łagodnie zarumienione policzki, wciąż mokre od świeżych łez.
Liv wypuściła powietrze ze świstem, po czym bardzo ostrożnie przykucnęła naprzeciwko niej.
– Co się stało? – podjęła, siląc się na łagodny ton. – Zraniłaś się? Tutaj wszędzie jest krew, ale…
– Nie. – Nie sądziła, że kobieta w ogóle będzie w stanie jej odpowiedzieć. Jej głos okazał się melodyjny, chociaż przytłumiony przez ledwo przytłumiony szloch. – Nie jestem ranna, ale… Jestem – dodała i chociaż ostatnie słowo wydawało się całkowicie wyrwane z kontekstu, z jakiegoś powodu sprawiło, że Liv udało się blado uśmiechnąć.
– W porządku… Potrzebujesz pomocy? – drążyła dalej, jednocześnie bez pytania ujmując nieznajomą pod rękę. – Nie pamiętam, co się stało, ale… czuję, że powinnam ci pomóc. Poznałyśmy się już wcześniej? – dodała pod wpływem impulsu.
Nie rozumiała dziwnej mieszanki spokoju, ulgi i przeszywającego żalu, które ją wypełniały, ale to nie miało znaczenia. Liv już jakiś czas temu przywykła do tego, że czasami wiedziała więcej, niż mogłaby się tego spodziewać. Rozumiała ludzi, często czytając w nich niemalże jak w otwartych księgach, czym niezmiennie ich szokowała. To było niczym szósty zmysł – umiejętność, którą jedni mogliby uznać za da, a inni za przekleństwo.
W przypadku tej kobiety, Liv była w stanie doszukać się wyłącznie zagubienia i… samotności. Pragnień tak silnych, że nawet gdyby chciała, nie byłaby w stanie przejść wobec tych uczuć obojętnie. Coś ją do niej przyciągało – rodzaj podobieństwa, które dostrzegała, chociaż zarazem nie była w stanie go zinterpretować.
To i poczucie tego, że powinna przy nieznajomej być. Tak po prostu, niezależnie od wszystkiego.
Obiecaj mi, że będziesz szczęśliwa…
Zadrżała, porażona intensywnością tej myśli – pozornie należącej do niej, ale jednak obcej. Czuła się prawie jak wyrwana ze snu, z którego po długim czasie udało jej się wyrwać. Koszmaru, z którego uciekła, chociaż nadal miała coś do zrobienia.
Coś, co wiązało się właśnie z tą kobietą.
Poczuła ulgę, kiedy nieznajoma nie zaprotestowała, kiedy spróbowała podciągnąć ją do pionu. Obie chwiejnie stanęły na nogi, Liv dodatkowo powstrzymując swoją niespodziewaną, roztrzęsioną towarzyszkę.
– Jak masz na imię? – zapytała cicho, chociaż czuła, że i to powinna wiedzieć.
Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, zanim kobieta raz jeszcze przeniosła na nią swoje lśniące, zielone oczy.
– Jane – wyszeptała i to zabrzmiało tak, jakby sama we własne słowa nie wierzyła. – Mam na imię Jane.
POPRZEDNIA CZĘŚĆ

Zacząłeś przeszukiwać kieszenie licząc, że masz coś czym można się obronić. Pusto. Zacząłeś lekko się trząść widząc, że potwór wstał i zaczął powoli iść w twoją stronę.
-Hejka. Pierwszy raz widzę kogoś takiego jak ty. - Potwór uśmiechnął się. Zobaczyłeś, że ma dosyć ostre kły.
-Czeeeść...- Strach zabrał ci słowa.
-Wyglądasz jakoś blado. Wiesz? Przed chwilą widziałem kogoś podobnego do Ciebie. Jednak chyba się śpieszył, więc nie chciałem mu przeszkadzać.
-...
-Źle się czujesz? Czy zwyczajnie nie jesteś zbyt rozmowny? Emm.. Chyba powinienem się przedstawić. Jestem Asriel.
-Toby. Jestem... Toby.
-Świetnie. To zawsze jakiś postęp. A tak właściwie to, co ty tutaj robisz? Ja przyszedłem chwilę poczytać. A ty?
-Tak właściwie to... nic. Rozglądam się po okolicy.
-Jesteś nietutejszy?
-Tak. Nie. Emm... Trochę.
-Haha. Jesteś śmiesznym... a tak dokładnie to jakim gatunkiem jesteś?
-Człowiekiem.
-Człowiek? Teraz kojarzę! Gdzieś o was czytałem. Nie używacie magii. Trochę kiepsko.
-Nie zamierzasz mnie zjeść?
-Eee. Nie. Czemu miałbym zrobić coś takiego? Jak będę głodny mogę użyć magii. Dziwny pomysł.
-Przepraszam.- Zrobiło ci się trochę głupio.
-Nic nie szkodzi. Pewnie u was takie coś jest normalne.
-Nie.
-Mam wrażenie, czy ty się mnie boisz?
-Trochę...
-Haha. To sporo tłumaczy. Spokojnie. Nic ci nie zrobię. No to znaczy, mogę, ale nie mam ochoty, ani powodu.
-Ok. Wierzę ci. Prawie.
-Spokojnie. Jest już późno. Zbieram się do domu. Zostajesz w okolicy na dłużej, czy musisz wracać do siebie? Jeśli nie masz się gdzie zatrzymać to u mnie jest wolne łóżko. Włóczenie się po nocy samemu to bardzo zły pomysł. Możesz zabłądzić. Zawsze możesz wrócić do siebie jutro rano. To jak?

Idę z tobą
Nowsze posty Starsze posty Strona główna

Categories

  • ► DeltaRune 43
  • ► Do czego warto fapać 7
  • ► EddsWorld 52
  • ► Głos Ludu 1
  • ► Hazbin Hotel 7
  • ► Helltaker 10
  • ► Helluva Boss 20
  • ► Inne gry 72
  • ► Inne komiksy 246
  • ► My Little Pony 68
  • ► Tajemnica prostoty 15
  • ► Undertale 2933
  • ► Zootopia 228
  • ♥ 18 [Dla pełnoletnich] 418
  • ♥ Anime/Manga 41
  • ♥ Crushon.ai 1
  • ♥ Discord 56
  • ♥ Eventy 333
  • ♥ Handlarzowe gry 285
  • ♥ Komiksy 2727
  • ♥ Ogłoszenia 188
  • ♥ Oneshoot 170
  • ♥ Opowiadania 871
  • ♥ Papytus - maskotka blogowa 50
  • ♥ Prace czytelników 39
  • ♥ Tłumaczenia 3107
  • ♥ Ukończone 1621
  • ♥ Yaoi/yuri 98
  • Audio 1
  • Blizny czasu [Time Scar] 11
  • Córka Discorda [Daughter of Discord] 15
  • Cross x Dream 3
  • Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?] 35
  • DeeperDown 23
  • Deos Numbria 9
  • Endertale 10
  • Fallen Flowers 23
  • Gra w kości [The Skeleton Games] 54
  • Handplates 86
  • Hellsiblings 4
  • HorrorTale 34
  • Mendertale 9
  • Między Ciałem & Kością [Between Flesh & Bone] 1
  • Mój martwy chłopak 16
  • My boo 43
  • Naprzeciw [Stand-in] 31
  • Nie jest to najlepszy sposób na życie 2
  • nieTykalny 14
  • Ocalić Blitzo 17
  • Opiekun Ruin 14
  • Poniżej zera 2
  • Prędzej czy później będziesz moja [Sooner od Later You're Gonna be Mine] 18
  • Projekt badawczy potwór 22
  • Słodkie Tajemnice 1
  • Springtrap i Deliah 33
  • SwapOut 10
  • Timetale 1
  • Uleczyć Blitzo 2
  • Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes] 48
  • Zagrajmy 12
  • Zapomniana Wytrwałość 4
  • ZombieTale 11

POPULAR POSTS

  • Und3rt8l3: S8n2 x F11sk x P86yrus [ by K8yl8-N8 - tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz I
  • Undertale: Sposób o jaki nikt nie prosił [The Crossover No One Asked For - tłumaczenie PL]
  • Undertale: Underlust [AU - Underfell - tłumaczenie PL] cz II [+18]
  • Undertale: Sam na sam z Sansem [tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSIĘGI PIERWSZEJ
  • Zootopia: Co inni pomyślą [Inter schminter - tłumaczenie PL] cz. IX
  • Zootopia: Pośpiech [Hustle - tłumaczenie PL] + 18
  • Undertale by Skele-Ton of Sin [tłumaczenie PL] [+18]
  • Undertale: Przyłapana na gorącym uczynku cz III [tłumaczenie PL] [+18]
Obsługiwane przez usługę Blogger.

ARCHIWUM BLOGA

  • ▼  2025 (10)
    • ▼  kwietnia 2025 (1)
      • Undertale: Horrortale- Część XIII [18+] KONIEC KSI...
    • ►  lutego 2025 (2)
    • ►  stycznia 2025 (7)
  • ►  2024 (3)
    • ►  grudnia 2024 (1)
    • ►  października 2024 (1)
    • ►  stycznia 2024 (1)
  • ►  2023 (26)
    • ►  listopada 2023 (2)
    • ►  października 2023 (1)
    • ►  sierpnia 2023 (1)
    • ►  lipca 2023 (1)
    • ►  czerwca 2023 (2)
    • ►  maja 2023 (2)
    • ►  kwietnia 2023 (1)
    • ►  marca 2023 (5)
    • ►  lutego 2023 (4)
    • ►  stycznia 2023 (7)
  • ►  2022 (36)
    • ►  grudnia 2022 (4)
    • ►  listopada 2022 (7)
    • ►  października 2022 (7)
    • ►  września 2022 (6)
    • ►  sierpnia 2022 (4)
    • ►  lipca 2022 (5)
    • ►  stycznia 2022 (3)
  • ►  2021 (119)
    • ►  grudnia 2021 (7)
    • ►  listopada 2021 (4)
    • ►  października 2021 (7)
    • ►  września 2021 (10)
    • ►  sierpnia 2021 (5)
    • ►  lipca 2021 (11)
    • ►  czerwca 2021 (5)
    • ►  maja 2021 (17)
    • ►  kwietnia 2021 (17)
    • ►  marca 2021 (14)
    • ►  lutego 2021 (13)
    • ►  stycznia 2021 (9)
  • ►  2020 (192)
    • ►  grudnia 2020 (7)
    • ►  listopada 2020 (11)
    • ►  października 2020 (29)
    • ►  września 2020 (26)
    • ►  sierpnia 2020 (6)
    • ►  lipca 2020 (21)
    • ►  czerwca 2020 (12)
    • ►  maja 2020 (2)
    • ►  kwietnia 2020 (26)
    • ►  marca 2020 (23)
    • ►  lutego 2020 (19)
    • ►  stycznia 2020 (10)
  • ►  2019 (412)
    • ►  grudnia 2019 (6)
    • ►  listopada 2019 (37)
    • ►  października 2019 (60)
    • ►  września 2019 (4)
    • ►  sierpnia 2019 (20)
    • ►  lipca 2019 (63)
    • ►  czerwca 2019 (48)
    • ►  maja 2019 (2)
    • ►  kwietnia 2019 (1)
    • ►  marca 2019 (19)
    • ►  lutego 2019 (23)
    • ►  stycznia 2019 (129)
  • ►  2018 (1142)
    • ►  grudnia 2018 (107)
    • ►  listopada 2018 (82)
    • ►  października 2018 (88)
    • ►  września 2018 (84)
    • ►  sierpnia 2018 (83)
    • ►  lipca 2018 (82)
    • ►  czerwca 2018 (61)
    • ►  maja 2018 (134)
    • ►  kwietnia 2018 (111)
    • ►  marca 2018 (121)
    • ►  lutego 2018 (78)
    • ►  stycznia 2018 (111)
  • ►  2017 (2190)
    • ►  grudnia 2017 (117)
    • ►  listopada 2017 (93)
    • ►  października 2017 (138)
    • ►  września 2017 (149)
    • ►  sierpnia 2017 (203)
    • ►  lipca 2017 (310)
    • ►  czerwca 2017 (195)
    • ►  maja 2017 (277)
    • ►  kwietnia 2017 (326)
    • ►  marca 2017 (146)
    • ►  lutego 2017 (108)
    • ►  stycznia 2017 (128)
  • ►  2016 (680)
    • ►  grudnia 2016 (134)
    • ►  listopada 2016 (179)
    • ►  października 2016 (99)
    • ►  września 2016 (134)
    • ►  sierpnia 2016 (50)
    • ►  lipca 2016 (60)
    • ►  czerwca 2016 (23)
    • ►  stycznia 2016 (1)
  • ►  2015 (33)
    • ►  grudnia 2015 (3)
    • ►  listopada 2015 (1)
    • ►  października 2015 (4)
    • ►  maja 2015 (4)
    • ►  kwietnia 2015 (8)
    • ►  marca 2015 (12)
    • ►  stycznia 2015 (1)
  • ►  2014 (1)
    • ►  grudnia 2014 (1)

Labels

Obserwatorzy

Copyright © Kinsley Theme. Designed by OddThemes