22 września 2017

21 września 2017

Wrzeszczy wrzesień, że już jesień.

Jak ten czas leci. Naprawdę. Mam wrażenie, że zaledwie kilka dni temu, mówiłam o tym jaki to będę miała zawalony wrzesień, a tutaj już można odliczać dni na palcach do jego końca. 
Załatwiłam co załatwiłam. 
Została mi jeszcze proseminarka i dokończenie rzeczy związanych z praktykami. Cieszę się, że moja opiekunka wykazała się wyrozumiałością wobec tego gdzie jestem i co robię. Dlatego nie martwię się nimi jakoś specjalnie, poza tym, że potem trzeba będzie wszystkie stosy papierzysk oddać nielubianej i ciapowatej psorce na uniwersytecie... 

A jak mi idą praktyki? Uhhhh, powiem w ten sposób. Zostałam wyrzucona na pełne morze, z racji na to, że mam ograniczony czas pani chciała, abym najszybciej jak się da weszła w praktykę. Słusznie stwierdziła, że nie ma co radzić, bo klasy się od siebie różnią. Tutaj trzeba działać na wyczucie i ... to prawda. 

Od strony nauczyciela widać i słychać wszystko. Każdy szept, każdy szmer. Widać kto słucha, kto udaje, że słucha, kto nie słucha. 

Pierwsza klasa z którą miałam przeprowadzać zajęcia to 4 podstawówka. Trudno było mi do nich dotrzeć. Przede wszystkim zaskoczyło mnie to, że w ogóle nie reagowały na metodę nagradzania. Wyszłam na środek i powiedziałam, że mam możliwość wystawiania piątek za aktywność. Z przyjemnością je rozdam. Skończyło się na tym, że nikt z klasy piątki nie dostał, za to musiałam im zadać karną pracę domową bo w ogóle nie słuchali. Zadanie było proste. Wymienić przynajmniej jedną przyczynę:
-II Wojny Światowej
-Powstania piramid
-Wynalazku elektryczności
-Powstania młyna
-Bitwy pod Grunwaldem
Mimo, że to 4 klasa, są to rzeczy jakie powinny być dla nich logiczne, a jak nie, to w google znajdą szybko odpowiedź. Lecz uznali iż praca domowa jest bardzo trudna.
Ta klasa była ciężka, głównie dlatego, że składała się z 14 chłopaków i 1 dziewczynki. Chłopcy dziewczynki wyraźnie nie lubili. Do tego wśród chłopców były trzy obozy - to wywnioskować można było już na pierwszej godzinie. Trzech najgłośniejszych i największych cwaniaków dookoła których siedzieli koledzy. W dodatku ta trójka również ze sobą rywalizowała. 

Kolejne zajęcia miałam w 2 gimnazjum. Tutaj klasa była... trudna. Po prostu, trudna. Brali udział owszem w tym co mówiłam, czytali lecz... na czytaniu się kończyło. I nie, nie nazwę tego czytaniem, tylko dukaniem. Byłam zaskoczona tym, że nie byli w stanie przeczytać ze zrozumieniem tekstu. Z nimi przerabiałam rozbicie dzielnicowe. Pani próbowała ich uspokoić, lecz to nie pomagało. Nie bali się ani uwag, ani też nagany, czy telefonu do rodziców.
Dwie siódme klasy. Za geniusza uchodził ten, który potrafił czytać ze zrozumieniem. Który potrafił analizować i łączyć fakty, a także wyciągać wnioski. Byłam szczerze... zaskoczona. Pierwsza siódma klasa wydawała się dość dobrą i zgraną klasą. Siedzieli cicho, a jak już to szeptali. Wykazywali aktywność i chęć współpracy. Druga nie rozrabiała, ale też nie współpracowali. Podzieleni na trzy dwa razy po cztery i jedna trójka, do tego jeden chłopak który nie trzymał się z nikim. To właśnie ten na uboczu wykazywał ... cóż, aktywność, umiejętność myślenia i podobały mu się zajęcia jakie prowadziłam. Wśród jednej grupki czteroosobowej składającej się z chłopców, był jeden, który ... cóż... mogłoby z niego coś być, bo zgłaszał się, myślał i chciał. Przede wszystkim chciał... lecz otoczony trzema kolegami, którzy kopali go pod ławką - musiałam ich rozsadzić - oraz ciągle rozśmieszali... no i z dziewczyną z drugiej czteroosobowej grupy która ciągle z niego drwiła i mu dogryzała - nie wiem co z niego wyrośnie. Lecz ma potencjał. Wspomniałam o grupce dziewczyn. Ta czteroosobowa składała się z ... cóż.. zniechęconych dziewczyn. Nie przeszkadzały, jedna nawet się dwa czy trzy razy zgłosiła, lecz ich przywódczyni - albo ta którą uznałam za taką - wolała bazgrać koleżance po ręce. Kiedy poprosiłam ją o przeczytanie czytanki uznała, że nie umie czytać i chce uwagę. Byłam zaskoczona takim mmm... nie, nie nazwę tego lenistwem czy chęcią zdenerwowania mnie, raczej.. zobojętnieniem na wszystko. Trzecia grupka trzyosobowa to ... cóż, widać, słychać i czuć, że to otaku. One szeptały między sobą, ani nie żyły życiem klasy, ani nie przeszkadzały w zajęciach.

Potem miałam zajęcia w trzeciej gimnazjum. Pani dała mi przed lekcją z nimi karteczkę z wypisanymi pytaniami. Staję na środku, uśmiecham się głupio i mówię
-Nie wierzę, że to powiem, ale wyciągamy karteczki - patrzyli na mnie zbici z pantałyku. Rozbiór Polski. Crap. To nie mój konik, nie wiedziałam nic poza ogólnikami. Okeeeej. Podyktowałam pytania, pani musiała wyjść i popatrzyła na mnie, abym ich pilnowała. Nooo i tutaj... eeeehehehehehe. 
Uznałam, że obraz jaki wisi na ścianie jest tak wspaniały, tak piękny, tak cudowny i ogólnie zachorowałam, trochę mi wzrok przysłabł, słuch już nie ten i ukryłam swoją niewiedzę pod płaszczykiem sumienności. 
-Nie podpowiem wam, ale nic nie widzę i nic nie słyszę. Tylko nie bądźcie zbyt głośno aby się nie wydało.
No i to błogie
-Dziękujemy - od klasy. Mieli pisać kwadrans, pisali dwadzieścia minut. Jak pani wróciła, starałam się ją zagadać, zasłaniając swoją wielką dupą piszących. Nie miałam najmniejszych problemów potem z nimi. Aaaa jak wychodziłam! Boże. Przed szkołą ustawili się w kółeczku, wiadomo - na fajeczkę. Widzą, ja idę, to próbują się skitrać z tymi fajkami. Ja przechodzę, rozanielona i krzyczę
-Na zdrowie!
Zaśmiali się, przestali ukrywać, dopytywali kiedy do nich przyjdę i jak długo zostaję. Byli zaskoczeni pozytywnie, kiedy wyszło, że znam się na grach komputerowych i w ogóle. Polubili mnie.

Ogólne moje wnioski?
-Jeżeli klasa sama w sobie nie jest zgrana, nauczyciel nie poprowadzi zajęć
-Umiejętność czytania ze zrozumieniem wymiera
-Nauczyciel nie ma żadnego autorytetu. Do czego to doszło, aby z zawodu nauczyciela robić donosiciela? "Bo powiem mamie!" Pfff. Na przerwie gadałam z jednym z łobuzów z czwartej klasy, zupełnie na stopie neutralnej. Zapytałam się go, dlaczego się nie boi. Odpowiedział, że dlaczego ma się bać, skoro wszystko i tak idzie do dziennika internetowego i rodzice o wszystkim wiedzą? Dałam mu jednak zagwozdkę, czy nie wolałby, aby to co dzieje się w szkole było sprawą jego i nauczyciela? Rodzice informowani tylko w ostateczności. Czy byłby grzeczniejszy wiedząc, że może liczyć na zaufanie i pomoc pedagoga? Nie odpowiedział.

Jak kiedyś mówiłam. Strasznie nie podoba mi się współczesny system edukacyjny. Nas - młodych belfrów - starają się wyszkolić abyśmy byli idealni. Wyłapywali dzieci z patologii - za patologię uznają tylko i wyłącznie rodziny gdzie dzieje się źle. Gdzie dzieci są głodne. Owszem, to jest patologia. Bo jest bieda. Lecz zestawmy sobie rodzinę. Rodzice tyrają, aby dać dziecku jedzenie, choć jest go niewiele. Oraz rodzinę, w której dziecko wychowuje się samo bo rodzice nie poświęcają mu czasu gdyż pracują, zamiast tego posyłają na różne kursy dokształcające i miłość rodzinną chcą zastąpić grami, rzeczami etc? Sama nie wiem. 

Nie wiem też jak daleko i jak wyjdzie w praniu moja idea partnerskiego stosunku do dzieci. Bardzo, ale to bardzo uwielbiam Korczaka. Był to Żyd, który prowadził sierociniec dla dzieci. W jego placówce traktowano dzieci na równi z wykładowcami. Mówiono szczerze co się dzieje, co kto myśli, jeżeli opiekun przesadził, albo zrobił coś nie tak, podlegał takim samym karom jak dzieci. Każdego traktowano na poziomie, każdy pracował na ogólne dobro sierocińca. Korczak tylko raz oszukał swoje sierotki. Tylko jeden jedyny raz w życiu okłamał je. Hitlerowcy przyjechali po niego i sierotki, dzieci nie wiedziały gdzie ich przewożą, Korczak powiedział, że do nowego domu.... Powiedział tak, aby dzieci się nie bały, aby nie płakały... Nie muszę powiedzieć, co się stało...
W każdym razie Korczak to ktoś, kogo szanuję i ktoś, kogo podziwiam, ktoś kogo zamysł mi się bardzo podoba. 

Całe wychowanie współczesne pragnie, by dziecko było wygodne, konsekwentnie krok za krokiem dąży, by uśpić, stłumić, zniszczyć wszystko, co jest wolą i wolnością dziecka, hartem jego ducha, siłą jego żądań i zamierzeń.

To jedna z wielu jego myśli. Lecz.. nie wiem, sama zobaczę jak to dalej wyjdzie. Nie powiem, aby te praktyki były czymś, co miałoby mnie w jakikolwiek sposób przygotować do bycia nauczycielem. Nie wiem czy w ogóle coś takiego jest. 


A w pracy?

Uhhh, każdy z nas zakłada maski, prawda? Postanowiłam przybrać maskę tej, która nic nie mówi. W sensie, odzywa się mało,  robi co do niej należy i wychodzi kiedy trzeba. Szybko zorientowałam się, że nie uda mi się porozumieć ze współpracownikami. 
To takie zabawne, nasz zespół nie jest zgrany, każdy na każdego nadaje, każdy na każdego plotkuje, każdy na każdego jest zły, ale jak jesteśmy na jednej zmianie, to każdy udaje, że lubi drugiego człowieka. W dodatku wyczaiłam już jedną osę. Osę w znaczeniu osobę, której za grosz nie można zaufać. 
Dziewczyna, neh, kobieta. Zacznijmy od tego, że jest włazidupem wobec każdego kierownika. Ale nie o to chodzi. To osoba, która non stop plotkuje. Już mnie mają przez nią za lesbę tylko dlatego, że łoooh, mieszkam z Samael - która jest kobietą - no i nie mam faceta. Wielce zaskoczona była kiedy odparłam, że nie szukam też takowego bo nie czuję potrzeby i nie wiem, czy byłabym w stanie zaangażować się w jakikolwiek związek z facetem. Lecz to co zrobiła kilka dni temu to po prostu był meksyk. 

Miałam przerwę i wpierdalałam na socjalu posiłek. Wraz ze mną siedziała ona, taki chłopak i kierowniczka. Chłopak nie lubi siedzieć na kasie, a miał być numer dwa, czyli jak robiła się kolejka miał przychodzić i zasiadać na drugiej kasie. Zaczął sobie na spokojnie żartować, że jak chcę, to mogę siedzieć na obu i skakać od jednej do drugiej. Wszyscy się śmiali, czując wobec niego odrobinę sympatii rzuciłam tekstem zwyczajnym
-A obił ci ktoś kiedyś ten słodki ryjek? - zaczął się śmiać. Ja też się śmiałam i było śmiesznie. Ledwo wyszłam i coś zaczęło się zmieniać. Po kilkunastu minutach musiałam zawołać go na kasę bo ludzi zrobiło się trochę sporo. Wszedł i jak zawsze do niego tekst walę
-Kochany masz rolkę bo mi się skończyła - no to wielce urażony do mnie - zaznaczam, że klienci dookoła
-Ty to sobie uważaj jak do mnie mówisz, za smarkata dla mnie jesteś - a ja takie wtf, o to kurwa chodzi? Potem, jak zeszłam z kasy to go dorwałam i zapytałam się, dlaczego jest na mnie zły. Z tego co powiedział, to wspomniana wcześniej dziewczyna uznała mój tekst, za obraźliwy, chamski i wulgarny i ona na jego miejscu by sobie na takie traktowanie nie pozwoliła. On oczywiście jej posłuchał i się na mnie rzucił. Wyjaśniłam mu, że jestem złośliwa dla tych, których lubię.
-Rozumiem, ale ja do tego nie przywykłem i dla mnie to było chamskie.
Przeprosiłam
-Wiesz, może to dlatego, że wywodzę się z bogatej rodziny, a ty nie.
No i tutaj miałam kolejne WTF?! Mówienie kto z jakiej rodziny pochodzi w przypadku kiedy oboje jesteśmy na tym samym stanowisku kasjera w Biedrze było dla mnie ... uh... zabawne? Żeby nie powiedzieć "żałosne"
-Myślałam, że dystans do siebie to coś, czego powinni uczyć w każdej rodzinie
-Ależ ja mam dystans do siebie!
-Oczywiście, że masz - bąknęłam nie będąc chętną na dalsze dyskusje - Wyjaśniliśmy już sobie. Nadal jesteś na mnie zły?
-Nie, już dobrze
-To dobrze
Dziewczyna która doprowadziła do tej gównoburzy podeszła potem do mnie i zapytała się, dlaczego się pochlałam z nim. Odparłam, że to było nieporozumienie i się z nim nie pochlałam. Wiecie, że nawet "cześć" na do widzenia mi potem nie powiedziała, wkurwiona, że jej plan wszczęcia konfliktu między mną, a nim nie wypalił. 


A klienci? Różni, jedni fajni inni nie. Generalnie uważają mnie za wolną w pracy, bo wolno to robię jeszcze, wolno - w porównaniu do pozostałych - ale wolą stać w mojej kolejce wiedząc, że będę uprzejma, szczera i pomocna. Dla przykładu, jest taki pan bez ręki. Woli czekać u mnie dłużej wiedząc, że go rozpakuję, skasuję, spakuję i wezmę z portfela tyle pieniędzy ile się należy mówiąc i pokazując ile biorę ile wydam i ile zakupy kosztowały. Pozostali zmuszają go do tego, aby sam się pakował i wykładał forsę jeszcze go ponaglając, aby się pośpieszył... Yhhh... 

Ludzie.

A na domiar złego, zachorowałam! Alleluja! Jest już też grafik na przyszły miesiąc. Będę pracować na samych drugich zmianach, czyli od 14:00 do nawet 23:00. Fajnie, nie?
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 21 - Kara - Wichan [+18]

Autor obrazka: Kaweii

W ten wieczór Red siedział sobie na kanapie i oglądał Attack on titan, gdy zadzwonił jego telefon.


-Czeeeeeść wisienko~ Jak leci? – zapytał Lust.


-Nie nazywaj mnie tak dupku! – krzyknął wkurzony


-No nie denerwuj się. Mów co tam robisz? – uspokoił go Pink


-Oglądam anime, a po co Ci ta informacja?


-Mogę wpaść? Mam chrupki.


-Nie! Nie możesz… zaraz… chrupki? Wpadaj śmiało.


W prawdzie Red nie przepadał za gośćmi, szczególnie za Lustem, ale Edge nie zostawił w domu nic do jedzenia, a Sansowi nie wolno było wychodzić, gdy ten jest na patrolu.


-Dzięki, coś do picia? – spytał z radością w głosie Pink.


-Weź Colę, bo Cola to napój bogów. – powiedział Red.


-Załatwi się, będę za kilka minut.


Mówiąc to Lust otworzył portal, który pojawił się przed Żabką. Gdy był na miejscu kupił napój i teleportował się do Underfell.


– Dobra, pomyślmy. On mieszka tak gdzie ja… w prawo! – po krótkim zastanowieniu się Pink przeszedł przez most i wszedł do Snowdin.


Przywitał się z kilkoma przypadkowymi potworami, które tylko zwyzywały go i jego ubiór, ale nie wziął nic do siebie i podszedł do domu szkieletów. Zapukał.


-Toooo jaaaaa~ - Zawołał spoglądając przez wizjer.


Po chwili czekania Red otworzył mu.


-Oh, a ja myślałem, że Święty Mikołaj! – Parsknął.


-Pomyliłeś się, ale jakiś prezent dla Ciebie mam. – Lust wyciągnął

zakupy z torby, a Red z uśmiechem zamknął za nim drzwi.


Pink poszedł do salonu, a jego towarzysz za nim.


-Tak właściwie to po co do mnie przyszedłeś?


-Nie mam nic do roboty, bo większość moich znajomych ma pracę, Papyrus też, więc zadzwoniłem do Ciebie.

Aaaaaaaaaleeeee, żeby nie było, nie jesteś ostatni na liście.


-Ahaha! Wierzę Ci, tak, tak. – Zaśmiał się Red podchodząc do kanapy, a Lust w tym czasie zaczął rozglądać się po mieszkaniu.


-Jestem tu chyba trzeci raz w życiu i jak za każdym razem twój dom mnie zaskakuje. Ma swój klimat…. A swoją drogą, gdzie jest Papyrus?


-Papyrus? Wyszedł na swój „patrol”, powiedział, że mam mu nie przeszkadzać, więc zostałem w domu.


-Spoko, może to nawet lepiej, bo znowu byłby jakiś przypał tak jak za pierwszym razem. A tak właściwie to dlaczego on tak nie trawi tego, że Ciebie ktoś może lubić? – spytał z troską Pink.


-Nie mam pojęcia, może uważa, że jestem aż takim śmieciem, albo że Tylko on na świecie jest warty uwagi… albo to i to


-Cały Papyrus… ale nie martw się, bo wiesz… - Lust usiadł na kanapie z uśmiechem – co dla jednego jest śmieciem dla innego jest skarbem.


-Łał, dawno nie słyszałem czegoś takiego. Normalnie to bym Cię opierdzielił, ale to miłe, dzięki.


-Staram się, – puścił oczko – to co oglądamy?


-Ty coś wybierz. – zaproponował Red.


Jego gość podszedł do półki i zaczął się zastanawiać.


-Za dobrze się na tym nie znam, więc może po prostu coś wylosuję.


– zamknął oczy i przejechał palcem po pudełkach z anime – o, niech będzie to! Wyciągnął płytę z napisem „Shimoneta” i pokazał ją Redowi.


-Chcesz to oglądać? – spytał mieszkaniec domu.


-Jakieś zastrzeżenia? Oglądałeś to?


-Nieeee, mam tu pełno filmów, o których nawet nie wiedziałem. Mój szef co chwilę coś przynosi.


-No i fajnie. – Pink włożył płytę do odtwarzacza po czym spytał – pijesz z butelki, czy przynieść nam szklanki? Dopiero wtedy zauważył, że Red trzyma do połowy opróżnione naczynie.


-Hę? Lust na to się tylko cicho zaśmiał, zgasił światło i włączył film.


Seans zaczął się od piosenki tytułowej „Bo największa broń to sekskalibur”. Na te słowa Pink wyraźnie się ożywił oświadczając, że już mu się podoba.


-Boże święty, co to jest? – wyszeptał Red.


-Zobaczymy co będzie dalej...


Po kilku minutach na ekranie pojawiła się długowłosa licealistka z majtkami na twarzy.


-...ciekawe - skomentował Lust


-Co to kurwa jest?! Skąd ja mam to w domu?


-Zapytaj się koleżanek Papyrusa ( ͡° ͜ʖ ͡°) - powiedział Pink rytmicznie ruszając brwiami.


Red aż się zakrztusił i zaczął kaszleć.


-khem. nie, nie, nie.


-Tylko mi się ty nie uduś - mówiąc wziął Colę od Reda.


Zaczął pić, ale się zakrztusił, gdy na ekranie zobaczył mężczyzn ukrywających gazetki playboya.


-Taaa... napój bogów chce nas zabić. - powiedział odstawiając butelkę.


-Pfff... hahaha!


Lust otworzył paczkę z chrupkami i położył ją pomiędzy sobą i swoim kolegą. Jedli śmiejąc się z żartów w anime.


Jednak gdy wcześniej niewinna kobieta zaczęła robić zbereźne rzeczy nawet Pink się zarumienił. Przez chwilę obserwował Reda, ale gdy ponownie odwrócił wzrok zobaczył napisy końcowe.


-Dobra, odcinek pierwszy się skończył. Co teraz?


-Odcinek drugi?


Okeeej, a ile chcesz ich jeszcze obejrzeć, bo to ma jedenaście.


Red wzruszył ramionami dając znak, że nie wie, więc Lust włączył drugi epizod.


-A kiedy twój brat wraca? - spytał Pink drapiąc się po karku.


-Nie mówił mi.


-Bo już pół godziny tu jestem, a co jeżeli temu znowu odwali?


-Racja, może być kiepsko.


W anime pojawiła się po raz wtóry kobieta z bielizną na twarzy i nazywając się Siną Górą rozsypywała fotografie nagich kobiet na całą ulicę.


Lust praktycznie cały się rumienił, gdy widział jak Red ogląda to z zafascynowaniem.


Sięgnęli po chrupki w tym samym czasie i ich ręce się spotkały. Odruchowo spojrzeli się sobie w oczy mocno się rumieniąc, ale żaden z nich się nie ruszył. Pink przerwał ciszę łapiąc towarzysza za podbródek.


-Wisienko... - przełknął - ...j-ja...


"JEBS!!!" słychać było w całym domu.


-SAAAANS GDZIE JESTEŚ?! - wrzasnął Papyrus z przedpokoju.


Gdy podszedł do kanapy i zobaczył Lusta niebezpiecznie blisko JEGO własności zmierzył ich obu wzrokiem, a oni automatycznie się od siebie odsunęli w przestrachu.


-sz-szefie...


-WYNOCHA Z MOJEGO DOMU!!!!! - Papyruch chwycił Pinka za kamizelkę i rzucił nim o ścianę.


-P-papyrus! Zostaw go! - krzyknął Red wstając z kanapy.


-JAK MNIE NAZWAŁEŚ ŚMIECIU?! CHYBA NIE CHCESZ MIEĆ TAK JAK ON?! - mówiąc to uderzył Lusta z całej siły pięścią w żebra.


Gdy Pink upadł na ziemię Red do niego podbiegł z łzami w oczach. Przeanalizował sytuację i zasłonił go własnym ciałem.


-STAWIASZ SIĘ SWOJEMU SZEFOWI?!


Papyrus praktycznie w tym samym momencie uderzył swojego brata z główki i przebił kością Lusta na wylot. Rzucił Redem o podłogę, a jak ten wstał ponowił atak tym razem kopiąc leżącego.


Gdy walka mu się znudziła podniósł ich obu i zaczął iść w stronę garażu.


-Papyrus przestań! - krzyknął Red przez łzy.


-LEPIEJ PRZEMYŚL SWOJE ZACHOWANIE!!! - wrzucił ich do pomieszczenia, które zamknął na kłódkę.


Pink leżał w bezruchu ledwo oddychając, gdy jego sobowtór podbiegł do niego.


-o mój Boże... - Red zakrył usta starając się powstrzymać od płaczu.


Lust próbował wyjąc sobie kość z klatki piersiowej, jednak po kilku próbach opadł z sił leżąc we własnej krwi. Jego towarzysz uklęknął przy nim płacząc i uniósł lekko głowę rannego.


-Lust, słyszysz mnie?


Nie otrzymał odpowiedzi.


-Przepraszam Cię. To wszystko moja wina...


Pink otworzył powieki i spojrzał na przyjaciela zaprzeczając. Ledwo unosząc rękę wskazał kość Papyrusa nadal tkwiącą w jego ciele.


-k-kość. - wyszeptał.


-Ale... wtedy będzie jeszcze gorzej!


-z-zrób to... - kaszlnął krwią.


Red kiwnął czaszką i szybkim ruchem wyjął ciało obce z klatki Lusta, który zaczął bardzo krwawić.


-uhh... p-pocałuj...


-słucham?


Pink resztą sił ścisnął ranę.


-p-proszę...


Ten w końcu się zgodził kiwając głową potwierdzająco po czym pocałował Lusta w usta, który to odwzajemnił. Dziura po kości odrobinę się zabliźniła, a dusza trochę naprawiła.


-wow... - wyszeptał Red obserwując zjawisko.


Pink podniósł rękę w stronę towarzysza.


-z-zapomnij i odejdź...


-A-ale ja nie chcę zapomnieć... Zostanę z tobą do końca!


-Proszę odejdź, musisz pogadać z szefem. - powiedział Pink przez łzy.


-Lust, proszę nie umieraj... - również płakał.


-Idź już. Chcę żebyś mnie dobrze zapamiętał... a moja dusza... powoli się rozpada. Niedługo zmienię się w pył... - mówiąc ostatnie zdanie uśmiechnął się.


-n-nie...


-Zrób to dla mnie, nie chcę widzieć jak płaczesz, a dla mnie i tak nie ma już ratunku.


-j-ja Cię przepraszam...


-To nie twoja wina. - wyjął duszę, aby się jej przyjrzeć. - już niedługo... ch-chcesz? Ufam Ci.


Red przełknął po czym wyciągnął drżące dłonie w stronę rannego. Gdy właściciel wypuścił duszę ona powoli poleciała w stronę Reda i spoczęła na na jego rękach.


-Cieszę się, że to jesteś ty... jesteś jedyną osobą którą tak bardzo lubię, a jeszcze nie miałem przy Tobie chcicy.


Pink nadal się uśmiechał, a gorące łzy ciekły mu po policzkach. Magia w całym jego ciele mocniej świeciła. Jego przyjaciel także próbował się uśmiechnąć.


-mówił Ci ktoś, że masz piękny uśmiech? - na jego duszy pojawiło się więcej pęknięć.


-n-nie... jesteś pierwszy...


-miło...


Dusza Lusta cała pękła w objęciach przyjaciela, a on sam zmienił się w pył nadal się uśmiechając. Red podszedł do tego co zostało i znalazł małą karteczkę na której było napisane:


"Red, Kocham Cię - Lust"


Ten przycisnął kartkę do swojej twarzy i się załamał.


Autor: Wichan
Share:

20 września 2017

Undertale: Gra w kości -Głaskanie Sansa [The Skeleton Games -Petting Sans] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Głaskanie Sansa (obecnie czytany)
Oboje weszliście do auta. Sans niemal natychmiast zwinął się w kulkę pod oknem. Schował czaszkę pod kapturem naciągając go mocno. Po kilku minutach jazdy w niezręcznej ciszy musiałaś coś powiedzieć.
-No weź Czacho... nie było tak źle.
-Pozwól mi zamienić się w proch
-Nie wiem nawet skąd masz swój dług! Misja zaliczona! - Choć.. czułaś i tak, że Undyne rzuciła osobistymi historyjkami, które Sans wolałby wymazać z pamięci swojej i wszystkich. Nadal trudno było Ci uwierzyć w to, że Papyrus zmusił go do noszenia obroży jakby był jakimś psem. - A tak zupełnie poważnie, dlaczego zaciągnąłeś dług w wysokości kosztu wybudowania małego domku?
-J-ja.. - zamilkł i skulił się mocniej
-Tak?
-Powiedziałem ci, kiedy go zaciągałem był mniejszy. To pieprzona lichwiarka... - Z tym nie możesz się nie zgodzić. Muffet może i jest Twoją przyjaciółką, ale wiesz, że bez wahania jest w stanie zniszczyć kogoś jeżeli tylko się jej narazi. Może właśnie dlatego tak bardzo ją lubisz? Kruk, krukowi i takie tam...
-Serio, co kupiłeś? - znowu zamilkł. Łapiesz, nie powie Ci. Postanowiłaś zapytać o coś innego co też Cię zastanawiało. - Więc... pozwól, że zapytam... czy w Podziemiu był jakiś podział społeczny?
-Co?
-No wiesz... - myślałaś jak jak ubrać myśli w słowa tak, aby nie brzmiały jakoś niegrzecznie. Nie... powinnaś być tutaj bezpośrednia – Potwory ciągle mówią, jakby to, że masz jeden HP było czymś złym... Czy statystyki duszy są... wyznacznikiem pozycji społecznej czy coś? - znowu milczał – Czacho?
-Myślę!
-Oh
-... Słabe potwory... nie przeżywały... tam...
-Więc co... zabijaliście je czy co? - milczał patrząc za okno – Potraktuję to jako tak. - Dobra, teraz czułaś się jak głupek. Starałaś się zrozumieć, dlaczego potwory go nienawidzą, lecz nie w taki sposób, aby poczuł się jak śmieć. - Cóż... ciesze się, że przeżyłeś. Inaczej byłabym samotna w moim mieszkaniu – starałaś się rozjaśnić atmosferę
-N-nie jest to prawda... masz wielu przyjaciół...
-Taaak, ale tylko ty do mnie przychodzisz.
-Bo się nudzę.
-Ja też! Widzisz, jak się świetnie dogadujemy? - Sans powoli rozluźniał się. Choć nadal patrzył za okno, westchnął.
-Lubisz się ze mnie śmiać
-Czacho.. Nie jestem pewna jak wiele przyjaciół miałeś, ale musisz coś zrozumieć. Co robią przyjaciele? Robią sobie z siebie jaja! Od tego są przyjaciele!
-Tsk.. tylko ty sobie robisz ze mnie jaja.
-A to co wyczyniałeś z moim radiem?
-Będziesz mi to wypominać do końca mojego pierdolonego życia?
-Oj no weź, czułość cię nie zabije.
-Nie wiem co tam knujesz...
-Masz mnie. Planowałam wyznać ci moją wieczną miłość i zmusić, abyś był matką moich dzieci, potem zabiłabym nas dwoje pozorując samobójstwo, aby wszystko był romantyczne.
-CO KURWA?! - krzyknął całkowicie odwracając się w Twoją stronę. Śmiałaś się. Czy szkielety mogą mieć dzieci? Cholera.. a potwory? To całkowicie nowy temat. Chciałaś go o to zapytać, ale nie byłaś pewna, czy Ci na to pytanie odpowie. Właściwie, nadal nie wiesz jak robi... to... Powiedział, że nie ma kutasa. Jego ciało robi wiele dziwnych rzeczy, oddycha, je, nadal nie pojmujesz tej całej magii. Nie mogłaś sobie wyobrazić jak magia mogłaby to robić. Jedyne co Ci chodziło po głowie to jakieś czary mary z duszami, choć nie jesteś co do tego pewna...
-Serio, Czacho, naprawdę cieszę się, że nie umarłeś tam. Życie w tym mieszkaniu całkiem samotnie było tak zabawne jak oglądanie schnącej farby.
-To... to nic wielkiego... no i miałem Szefa i w ogóle.. - odwrócił wzrok.
-Taaa..... zmuszając cię do noszenia obroży?
-Gaaaah, nie mów o tym NIGDY!
-Haha, chciałabym to zobaczyć!
-Mówię poważnie, nie wspominaj o tym!
-Ja.... może nie będę.
-Będziesz! Totalnie będziesz! Widzę to w twoich oczach!
-Czacho! Nie chcesz zobaczyć zażenowaną minę brata, kiedy o to zapytam?
-Nie, bo pomyśli, że to ja ci powiedziałem.
-Oh... uh... taa – Pewnie by się wkurwił na Sansa. A tego nie chcesz... Niepodważalnie Paps troszczy się o brata, ale nie umie tego okazywać. Serio... naprawdę myślał, że obroża sprawi, że będzie bezpieczny? - Nie powinien tego robić...
-Zapomnij. Nie martwię się kurwa. To było dawno temu.
-Nie.. Znaczy się.. heh... jesteś bardziej kotowaty niż psowaty. Haha! Powinien dać ci dzwoneczek i kocie uszka! - zachichotałaś. Czułaś na sobie jego wzrok.
-Co jest z tobą kurwa nie tak!
-Psy są wierne i kochają cię pełnią psich serc, a koty pozwalają spędzić ze sobą czas i ..
-Zawrzyj ryj, albo wpadnij autem w przepaść i uwolnij mnie od tego piekła
-Nieeee, żadnego umierania! No i twój brat groził mi, że pozbędzie się mnie z tego padołu jeżeli coś ci się stanie
-ŻE CO?!
-Brzmiało to tak „NIE ŚMIEJ SKRZYWDZIĆ MOJEGO SŁODKIEGO MAŁEGO BRACISZKA ALBO INACZEJ ZNISZCZĘ CIĘ!” - kiepsko wyszło Ci przedrzeźnianie głosu Papyrusa.
-Nie powiedział tak!
-Powiedział.
-Kiedy?
-Kiedy przeniosłeś się do jego domu po kasety. Był jak „STRASZNIE KOCHAM MOJEGO BRACISZKA, ALE TERAZ WIDZĘ, ŻE JESTEŚ IDEALNA DLA MOJEGO SANSA WIĘC DAJĘ CI MOJE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO I MOŻESZ GO POŚLUBIĆ!”
-Ta, akurat... to chujowe kłamstwo – znowu gapił się przez okno.
-Hahahaha, dobra, więc dodałam część ze ślubem, ale reszta to prawda
-To nie brzmi jak on
-Cóż, użył co prawda innych słów, jak bezużyteczny i takie tam, ale nie to miał na myśli. Wiem to. - Sans nie odwrócił wzroku. W szybie odbijała się jego twarz.
-O-on nie powiedziałby nic takiego
-Powiedział
-Tsk... ty.. ty go nie rozumiesz. Ja tak. Więc wiem, że nic takiego by nie powiedział.
-Łał Czacho... Nie rozumiesz nawet własnego brata
-Rozumiem go. Ja znam go całe życie, ty go widziałaś dwa razy
-Cóż, może, ale go rozgryzłam.
-Wiem, że nie pierdoliłby takich głupot
-Myśl co chcesz, ale jak nie kłamię – zmieniłaś bieg i skręciłaś. Sans zmarszczył brwi.
-To nie wygląda jak sklep komputerowy
-Bo to nie jest – otworzył szeroko oczy w panice. Zacisnął ręce na pasie bezpieczeństwa.
-G-gdzie...
-Tutaj trzymam swoje rzeczy, jakie nie mieszczą się w mieszkaniu. Cholera Czacho, nie świruj.
-J-ja nie świruję – Zmrużyłaś oczy i zatrzymałaś samochód.
-Jasne...
-P-po co tutaj przyjechaliśmy?
-Bo mam kilka rzeczy jakie będą pasować do twojego komputera. - Podeszłaś do drzwi garażu i otworzyłaś je. Podniosłaś do góry. W środku było wiele pudełek ustawionych na sobie. Zauważyłaś, że Sans szybko znalazł wśród rzeczy Twój motor, oparty o ścianę.
-Jesteś zbieraczem? - oznajmił bardziej niż zapytał
-Nie jestem zbieraczem... - mruknęłaś urażona
-To o wiele więcej rzeczy jakie potrzebuje jedna osoba
-Proszę o wybaczenie... Nie mów tak o moich skarbach. - preferujesz słowo „kolekcja”. To nie Twoja wina, że żyjesz od dawna i lubisz trzymać sprzęt elektroniczny. Podeszłaś do jednego z pierwszych pudełek przy wejściu i otworzyłaś go, w środku były inne mniejsze
-Dlaczego go odstawiłaś?
-Co odstawiłam? - zapytałaś przegrzebując rzeczy
-Motor.
-Huh? Oh.. bo mam tylko jedno miejsce parkingowe.
-Powinnaś jeździć na nim, a nie w tym głupim samochodzie.
-Motory nie są dobrym pomysłem w zimę, no i w aucie mogę więcej zmieścić
-Będzie zimniej?
-To, będzie padał śnieg.
-Tutaj? - zapytał zaskoczony. Przyglądałaś mu się przez chwilę nie wiedząc co go tak zmieszało.
-Jestem pewna, że widziałam śnieg na niektórych nagraniach Mettatona, nie mów mi, że nigdy nie..
-Widziałem śnieg, żyłem w Snowdin! Nie wiedziałem, że tutaj będzie śnieg! - rzucił szybko
-Oh... Jeżeli nie żyjesz w gorętszych miejscach, w zimę na kilka miesięcy pojawia się śnieg.
-Huh.. to kurewsko dziwne
-Taa... dobra... Chociaż raz nie ja
-Nie, wszyscy jesteście kurewsko dziwni
-Jestem całkiem normalna.
-Nie ma w tobie nic normalnego.
-Normalna, stara, ja. Mam normalne życie. Normalne mieszkanie i normalnego szkieleciego sąsiada
-Normalny człowiek nie zadawałby się z potworami
-Nigdy nie grałeś w pokemony, co? Masz, łap! - rzuciłaś coś w jego stronę, prawie upuścił to na ziemię. - Możesz zatrzymać. - Popatrzył na smart phone w rękach.
-To... to nie działa w moich rękach
-Możesz pobawić się mechaniką.
-Nie mam tutaj rzeczy do tego.
-Są rękawiczki jakie możesz kupić, aby z tego korzystać. Albo sprzedaj. Zrób z ty co chcesz. I tak mam nowszy model, więc tego już nie potrzebuję. A ty musisz mieć jakiś inny telefon poza tym starym babcinym rzęchem.  - Dalej grzebałaś w pudełku, znalazłaś to czego szukałaś. - Taaaak! - Wyciągnęłaś niewielkie pudełko, prawie nietknięte. W środku znajdowały się pozostałości po Twoim pierwszym laptopie, nim zniszczył się w trakcie przeprowadzki. Oceniłaś uszkodzenia i schowałaś je znowu do środka. Rozejrzałaś się dookoła, ale Sans zniknął. - Czacho? - Żadnej odpowiedzi. Minęłaś kilka pudełek, aby go znaleźć. - Czacho?! - Nadal nic. Słyszałaś szmery. Udałaś się w ich stronę, znalazłaś go przed kupą naprawdę starych rzeczy. Stał przed Twoim starym IBM PC. - Podoba ci się?
-Co? …. oh... uh.... Tylko coś sobie przypomniałem. Nie mogę uwierzyć, że masz tutaj coś takiego
-Zaraz... znasz się na IBM?
-B-były na wysypisku śmieci i potwory je naprawiały i używały..
-Heh, są całkiem wytrzymałe. Nie dziwi mnie, że były w stanie przetrwać w górze. Pamiętam nadal dzień kiedy go kupiłam. Byłam taka podekscytowana, że z ledwością wytrzymałam z otwarciem pudełka aż wejdę do domu – Sans zmarszczył brwi przyglądając Ci się podejrzliwie
-Na opakowaniu jest data produkcji 1981.... Kurwa, ile ty masz lat? - Cholera.. ooo jasna cholera. Spierdoliłaś. Natychmiast popatrzyłaś w jego oczy i instynkt obudził Twoją krew, ciało zareagowało samo. Chciało wymazać jego wspomnienia. Stój i tak nic nie zdziałasz. Stój! -P-panienko.. - Sans zaczął się pocić. Opuściłaś wzrok zmuszając się do zaprzestania tego co robiłaś. Uspokój się, ukryj. Przetarłaś oczy rękami.
-AHHHhhhh! Wybacz, wybacz Ja uh... k-kupiłam go na wystawie!
-Co to kurwa było? - warknął
-Co, co było...?
-Widziałem to kurwa!
-Cz-czuję się niemrawo dzisiaj.
-Pierdolisz! Chodzi o to z oczami!
-Ja je mam, a ty nie
-Ta, i oboje mamy je czerwone, a tylko ja powinienem je takie mieć!
-Nie są czerwone, są normalne – powiedziałaś znowu patrząc mu w oczy. Powinny być już normalne.
-Nadal są kurwa czerwone!
-Co? - Znowu przetarłaś oczy. Dlaczego są czerwone? Uspokoiłaś się przecież! Pohamowałaś! - To.. uhhh
-Dlaczego je zakrywasz? Tylko mi nie mów, że to kolejna chujowa choroba...
-T-to... - Pewnie nawet nie wie co to jest wampiryzm. Co masz powiedzieć? Jestem dziwnym człowiekiem, który okazyjnie wysysa ludzi nocą. Cholera, dlaczego nie wróciły do normy?
-Kłamałem, były normalne kiedy popatrzyłaś na mnie znowu...
-... - Ta manipulacyjna, mała szkielecia kupa gnoju! Złapał Cię. Kurwa ma cię. I teraz wie, że coś ukrywasz. I tak ma wyglądać koniec Twojego zaprzyjaźniania się z nim? Wiesz, że nie działa na niego Twoja hipnoza. Jak zachowasz swoją tajemnicę bez niej? Powoli opuściłaś ręce. Sans wyglądał na zdenerwowanego. Trzymał ręce głęboko w kieszeniach i uważnie Ci się przyglądał. - One.. um.. czasami tak robią...
-Pierdolisz! Kurwa kłamiesz i oboje to wiemy!
-To kolejne schorzenie – odpowiedziałaś zaczynając się martwić
-Doprawdy? A jakie? Z przyjemnością usłyszę o wymyślonej chorobie która sprawia, że okazyjnie ludzkie oczy robią się czerwone!
-W-wiesz... kiedy pęknie ci naczynko...
-Przyznaj się! Przyznaj się, że jesteś pierdolonym magiem! - wykrzyczał na całe gardło. W chwilę czas się zatrzymał, staliście oboje wpatrzeni w swoje oczy. Cisza. Słyszałaś tylko bicie własnego serca
-Je....stem? - Zaraz, nie jesteś. Nawet kiedy zostałaś obdarzona wampiryzmem, nikt nie mówił już o magach. Coś, że byli to ludzie o niezwykłych umiejętnościach. Nie możesz być magiem. Oczy robią ci się takie przez to, że jesteś wampirem. Magów nie było na Ziemi, kiedy się pojawiłaś.
-Ludzcy magowie mają czerwone oczy gdy używają magii – nagle jego oczodoły zrobiły się całe czarne i zrobił krok do tyłu. -P-próbowałaś rzucić na mnie urok!
-N-nie próbowałam! - Próbowałaś być mił... Dobra, twoje ciało automatycznie starało się użyć na nim Twojej wampirycznej siły, ale … nawet gdybyś mogła, to nic złego byś nie zrobiła... dobra hipnoza to nie jest może nic przyjemnego.. ale nie zrobiłabyś... To twój przyjaciel... Przypomniałaś sobie, że choć przysięgłaś sobie nigdy nie gryźć przyjaciół, to jednak używałaś na nich swojej magii... Tiffany to chodzący dowód.
-Próbowałaś! Widzę to po twojej minie! - krzyczał. Czułaś od niego strach. Bał się, ale co więcej, wyglądał na zranionego.
-Nie chciałam nic z tych rzeczy!
-W....Wszyscy ludzie to pieprzeni kłamcy! - zrobił kolejny krok w tył
-Ja nie... Czacho, jest powód przez który tak się stało – bałaś się, że znowu może mieć atak paniki
-Zaciągnęłaś mnie do tej kanciapy aby mnie zabić! - uniósł drżącą dłoń.
-Czacho, nie jestem magiem! - dyszał ciężko.
-A potem chciałaś zabić Szefa! I wszystkich!
-Przestań
-Tylko dlatego, że mam jeden pierdolony punkt HP nie znaczy, że cię nie powstrzymam! - pocił się bardzo. Kilka kropel kapało po jego czole, brodzie i skapywało na ziemię. Nagle, jedno jego oko zaczęło jarzyć się na żółto, czerwono. Poczułaś jak serce na chwilę Ci stanęło. No i to pociągnięcie w piersi. Nagle, jasna pomarańczowa dusza świeciła przed Tobą. Znowu mogłaś ją podziwiać. Jej światło rozjaśniło całe pomieszczenie. Kolor starego złota i mocnej pomarańczy mienił się wieloma barwami i odcieniami. Zastanawiałaś się, co się stanie jak jej dotkniesz. Całość wyglądała jakby wykonana za szkła. Wyciągnęłaś rękę w jej stronę, między palcami prześwitywały Ci strumienie światła. Wielka pomarańczowa kość przebiła Twoją pierś. Musiałaś zrobić krok do tyłu.
-Czacho! Próbowałam przyjrzeć się mojej duszy! - krzyknęłaś. A tak... on chciał walczyć czy coś..
-N-nie jestem głupi! - Znowu popatrzyłaś na swoją duszę. Powinna mieć jakieś statystyki, lecz jedyne co widziałaś to swoje imię. Gdzie one są? Chcesz wiedzieć ile masz HP! Może, jeżeli ją szturchniesz... Kolejna kość przeszyła Ci pierś. Tym razem biała. Dobra, to robi się denerwujące. Masz w sobie dwie wielkie kości blokujące Twoją ciekawość. Popatrzyłaś na Sansa stojącego naprzeciwko z ręką wysoko uniesioną do góry.
-Powiedziałam, że chcę przyjrzeć się mo – przestałaś kiedy zauważyłaś jego minę. Łzy ciekły z jego oczodołów, to nie jest pot. Sans... płacze.
-Powinienem kurwa wiedzieć! Nikomu na mnie nie zależy by cokolwiek mi kupować czy coś! - drżał cały. Wglądał na załamanego. Smutnego i zranionego. Jakby ciężar całego świata go przygniótł. Musisz go powstrzymać, zatrzymać to. Dlaczego zawsze dajesz się rozkojarzyć pierdołom? Twój przyjaciel Cię potrzebuje.
-Czacho, już dobrze, ja...
-ZAMKNIJ SIĘ! Zamknij się! Skończ kurwa mówić! - Dusza Sansa skręcała się od emocji. Był zdradzony. Wiedział, że nie powinien Ci ufać. Nie da się ufać ludziom. Nikomu nie można ufać. To dlatego żył sam. Dlaczego przebiłaś się przez jego mur? Ludzie są okropni. Mili i sympatyczni, a kiedy tylko się troszeczkę odsłonisz... Powinien wiedzieć że coś takiego mu zrobisz. Nikt nie mówi o nim miłych rzeczy. Jest bezwartościową kupą gówna, śmieciem, a nawet gorzej, jest gównianym śmieciem bo uwierzył Ci. Uwierzył w Ciebie. Nie ma kogoś takiego jak dobra osoba, wszyscy chcą Cię zranić. Kolejna kość zmaterializowała się w powietrzu nad jego ręką tym razem niebieska. Skoro te dwa ataki nie zadziałały, to może ten...
-Czacho, spokojnie – zaczęłaś iść w jego stronę
-Odsuń się! - kość przebiła Cię. Zadrżałaś, ale żaden z jego ciosów nic Ci nie zrobił. Oberwałaś w ramię, ale szłaś dalej. - N-nie podchodź! - był przerażony. Zatrzymałaś się
-Popatrz, nie walczę z tobą
-Kłamiesz. Będziesz się śmiać po tym jak dam ci się nabrać i mnie zabijesz! - Więcej łez leciało z jego czaszki. Podniósł prawą rękę do góry, jego oczodoły zrobiły się puste, słyszałaś chrobotanie kości o kość kiedy je zaciskał.
-Gdybym chciała cię zabić, zrobiłabym to już dawno temu. Po co miałabym czekać do teraz?
-Bo jesteś popierdolona i lubisz udawać miłą a potem mordujesz nas kiedy się nie pilnujemy! - przypomniałaś sobie rozmowę z nim o ludziach, którzy mordowali potwory po tym, jak się z nimi zaprzyjaźnili.
-Powtórzę to co czuję. Nie skrzywdzę cię!
-Nie mogę ci ufać! Kłamałaś przez cały ten czas!
-Nie, nie kłamałam. Byłam w większości szczera. Po prostu nie powinnam rozmawiać o niektórych rzeczach, więc tego nie robię. - popatrzyłaś jak delikatnie na chwilę opuścił dłoń – Przysięgam, że to nie ma nic wspólnego z mordowaniem potworów.
-N-nie oszukasz mnie tym kłamstwem!
-Dobra! Atakuj! Będę seksowną poduszką do igieł! - I jak na zawołanie grupka mniejszych kości pognała w Twoją stronę. Nie próbowałaś ich nawet unikać, wszystkie przebiły Twoje ciało. Teraz wyglądałaś jak kolorowa poduszka do igieł. Tylko, że jego ataki dziwnie nie bolały. Owszem, siła sama w sobie cofała Cię troszeczkę, ale nic ponadto. Kości bardziej Cię denerwowały niż krzywdziły. Ostrożnie usiadłaś na ziemi z założonymi nogami. Jedną ręką chwyciłaś za kość wbitą w Twoje ciało
-Wstawaj i walcz! - krzyczał
-Nie chcę
-Zabiję cię!
-To zabij – milczał przez chwilę, przynajmniej już nie atakował.
-Ja... kurwa nie rozumiem cię! - załkał
-Rozumiesz.. po prostu nie chcesz zaakceptować faktu, że ja, człowiek, lubię cię i lubię spędzać z tobą czas. Szczerze wierzysz w to, że jestem zdolna zranić ciebie, albo inne potwory jakie znam?
-Ludzie zawsze tak mówią. Zaprzyjaźniają się jednego dnia, drugiego zabijają.
-Nie jestem ludziem. Nie traktuj mnie jak innych których nawet nie znam. Mówimy o mnie! Popatrz mi w oczy i powiedz, że ja chcę cię zranić. Powiedz mi w twarz, że jestem mordercą potworów! - trzymał ręce w górze
-N-nie mogę c...
-NIE! Powiedz, że ____ jest pierdolonym mordercą potworów!
-ZAMKNIJ SIĘ!
-Powiedz!
-Daj mi spokój!
-POWIEDZ!
-N-NIE MOGĘ! - płakał. Jeden oczodół zaświecił się na żółto. Kolejna fala łez, lecz ręka ani drgnęła. Prawą rękę przyłożył do twarzy. - Nie mogę.... dlaczego nie pozwolisz mi się nienawidzić? Dlaczego.. dl-dlaczego musisz być tak kurewsko dziwna?
-Przestań mnie traktować jak innych. Czacho. To ja. To tylko ja. To normalna ja. - zaczęłaś podnosić się z podłogi. Co było trudne z kośćmi.
-Tak strasznie cię nienawidzę! Nienawidzę! Dlaczego muszę to czuć?! - udało Ci się utrzymać równowagę i zaczęłaś iść w jego stronę.
-Zostaw minie kurwa samego! Nie dręcz mnie! Nie chcę cię! Męczysz mnie! Zdechnij i zostaw mnie samego! - Stanęłaś naprzeciwko niego. - Idź sobie! - zrobił krok do tyłu i coś wielkiego pojawiło się nad jego ręką. Poczułaś jak włosy stają Ci dęba od wzrostu energii. Jasne światło zabłysnęło. Poczułaś jak instynkt wyczuł niebezpieczeństwo. Skupiłaś się na jego twarzy, umieszczonej niżej niż Twój wzrok. Wyciągnęłaś rękę – Nie dotykaj mnie! - krzyczał zamykając oczy. Dłonie mu drżały, ale nie uciekał. Delikatnie przystawiłaś rękę na jego czaszkę. Powierzchnia była zimna, czułaś ciepło i pulsowanie energii. Delikatnie mrowienie na opuszkach palców. Był taki żywy. Taki żywy i taki przerażony. - N-nie chcę abyś mnie dotykała! Nie chcę być dotykany! Wszystko tak strasznie boli... - płakał lecz jego głowa nadal była pod Twoją dłonią.
-Wiem. Rozumiem.
-N-nie możesz wiedzieć. Nikt tego nie rozumie.
-Ja rozumiem. - Zaczęłaś delikatnie go głaskać, czułaś jak całe jego ciało niemal natychmiast się rozluźnia. Ręka opadła, zakrył nią twarz. Cokolwiek przywołał, już zniknęło. - Już dobrze. Już wszystko dobrze. Nic ci nie grozi – zawył, fala łez ciekła po jego policzkach kiedy głaskałaś go czule po głowie. Heh, kiedy zastanawiałaś się jaka byłaby jego reakcja kiedy będziesz go głaskać, nie miałaś na myśli tego. Cała jego twarz była czerwona, oczy zalane łzami, lało mu się z nosa. Twoja dusza rzucała piękne złote światło na jego twarz. Bicie Twojego serca się uspokoiło. Pozwoliłaś mu się wyładować. Cały stres i strach. Potrzebował tego. Budowało się to wszystko w nim od dawna. Znacznie dłużej niż się znacie. Chciałaś go przytulić, ale w tej chwili to dla niego za dużo. To i jeszcze to, że jesteś poduszką na kości w tej chwili. Więc zamiast tego powoli i czule głaskałaś jego głowę. Wczuwałaś się w gładkość głowy, czułaś też wgłębienia. Starałaś się zapamiętać ten dotyk i dotknąć najwięcej jak się da delikatnymi palcami. Nie przybliżył się do Ciebie, ale też nie uciekał. Dyszał, łkał, ryczał, chwytał oddech. W ciszy go głaskałaś, chował twarz za dłońmi. Wypłakiwał frustrację i strach w swoje małe kościste palce. Czekałaś cierpliwie, aż się to skończy w tym czasie przyglądając się swojej duszy błyszczącej w jego łzach. Jakby chciała przypominać mu, aby był dzielny. Po okresie, który wydawał Ci się długi, jego oddech zaczął robić się stabilny. Opuścił swoje dłonie z twarzy i odepchnął Twoją ze swojej głowy. - Ah... dobra – nie mogłaś już puścić luźno ręki, te kości w ciele naprawdę krępowały ruchy. - Czy możesz... Um... zabrać to? Nie mogę się ruszać – rzuciłaś skrępowana.
-C-co... kurwa.. dlaczego j-j-j-jesteś tak kurewsko dz-dziwna! - szlochał wycierając twarz w rękawy.
-Mówiłam, jestem normalna. - Westchnął zarzucając kaptur na głowę, by ją ukryć nim machnął ręką. Dusza wróciła do Twojej piersi, a kości zniknęły. Zachłysnęłaś się powietrzem. O słodka wolności! Nadal wycierał oczy w rękawy, tak bardzo, że te już przemokły. Miałaś nadzieję, że teraz Ci ufa. Dla potworów to oznacza wszystko. Nie wiesz co innego mogłabyś zrobić, aby pokazać mu, że nie żywisz wobec niego żadnych negatywnych uczuć czy zamiarów. Tak strasznie szlochał, żałowałaś że nie miałaś przy sobie żadnych chusteczek aby mógł.. wydmuchać nos..ową dziurę? No to skąd to wychodziło. Zamknij się ciekawski mózgu i skup się. - Ja... uh... znalazłam to czego szukałam... Jedziemy do sklepu...?
-N-nadal chcesz mi k-k-kupić to ch-chujowstwo p-po tym wszystkim? - nie mogłaś powstrzymać uśmiechu.
-Tak...? No, chyba, że nie chcesz... - Zaciągnął kaptur bardziej na głowę. Dlaczego nadal chcesz się z nim przyjaźnić? Po tym co zrobił? To tylko głupi, słaby potwór.. To.. to nie ma sensu. To dlatego nie może znieść przebywania w Twoim towarzystwie. Jesteś taka dziwna. Nie kupuje się rzeczy osobom, które próbowały Cię zabić.
-J-jasne.. możemy j-jechać – szlochał
-Dobrze. - wyszłaś z nim z garażu, raz jeszcze popatrzył na Twój motor. Zatrzymał się przed nim.
-P-powiedziałaś, że n-nie masz miejsca na parkingu, ta?
-Tak.
-J-ja.. uhh... nie używam mojego w-w-więc...
-Ohhh! O tym nie pomyślałam! - Poszłaś szybko do auta i otworzyłaś tylne drzwi, w chwilę pozbyłaś się tylnych siedzeń. Sans z zaskoczeniem przyglądał się całemu pakowaniu.
-Nie wiedziałem, że możesz to z-zrobić
-Wiele aut to potrafi. - byłaś w połowie drogi z siedzeniami, kiedy otoczyło je niebieskie światło i uniosło wprost do garażu. Zaraz potem to samo światło toczyło motor. Stałaś z podziwem i zaciekawieniem patrząc się na zjawisko – Ile możesz w ten sposób przenieść?
-Małe i średnie rzeczy – odpowiedział rumieniąc się pod kapturem.
-To wszystko co powiesz?
-Tyle mogę powiedzieć – Sans wsadził motor do Twojego samochodu.
-Więc.. umm.. Dlaczego tym razem nie użyłeś na mnie swojej magii grawitacji jak ostatnio? - Zadrżał na dźwięk tego pytania
-N-nie czułem, że mogę.. No i nie chciałem z-zniszczyć twoich rzeczy. - patrzyłaś na niego zdziwiona. Bronił Twoich rzeczy... Nawet kiedy próbował Cię zabić, nie chciał znowu Ci coś zniszczyć.
-Dzięki!
-T-t-t-to byłaby cholerna szkoda gdyby to wszystko zostało zniszczone... No i … Ja... próbowałem tego na tobie użyć kiedy mnie łaskotałaś ale nic się nie stało, więc uznałem, że teraz też by tak było. Więc n-nie zrobiłem tego.
-Dziękuję!
-Nie robiłem tego ze względu na ciebie
-Wiem, wiem. - zamknęłaś bagażnik i drzwi. Oboje usiedliście na przednich. Poczułaś bardzo słodki zapach smakołyków od Muffet. Wzięłaś paczkę i podałaś mu. Po chwili patrzenia zabrał ją i zerknął do środka. Ruszyłaś auto, zaś on wyciągnął wiśniowe ciastka i zaczął się nimi zajadać. Zapamiętaj, lubi wiśnie. Już wiesz co zamawiać jeszcze w swoim ulubionym sklepie.
-C-co to za chujowy czar...? - zapytał zza futra kaptura.
-Mówiłam, nie robię tego celowo
-Co z ciebie za pierdolony mag?
-Żaden mag, Czacho. Gdybym była takim to pewnie bym wiedziała
-Więc co to k-kurwa było?
-Sprecyzuj
-Dlaczego moje ataki utykały w tobie jakbyś była zwłokami? - Co?... Jego ataki się tak zachowywały?! To musi być wina wampiryzmu. A czego by innego?
-Nie wiem, ostatnio też tak było, prawda? - Sans przyglądał Ci się jakby zastanawiał się czy uwierzyć, czy nie. Czuł się lepiej, ale musiałaś nawiązać z nim nić porozumienia – Nie wiem jak powinny wyglądać twoje ataki.
-Ataki na duszy powinny znikać po tym jak dadzą obrażenia. Nie znikają tylko kiedy uderzą w przedmioty martwe albo coś bez duszy. Jak trup. Zwłoki. Kiedy moje ataki cię uderzyły, utykały i nie robiły krzywdy. Tak jakbyś była żywa i martwa jednocześnie. To kurewsko dziwne. - To naprawdę brzmiało jak twój wampiryzm. Postanowiłaś być z nim tak szczera jak się da. Nic z tego by nie miało miejsca, gdybyś była z nim szczera od początku.
-Ja... uh.... wiem dlaczego tak się stało.
-Wiesz?
-Tak... i dlaczego moje oczy robią się czerwone – czekał w ciszy, lecz długo nie wytrzymał
-... DLACZEGO?!
-Nie mogę o tym rozmawiać
-Dlaczego? Dlaczego nie możesz mi powiedzieć?
-Nie jestem magiem, nie masz się o co martwić. To coś innego... nie martw się.
-To mnie przeraża...
-Rozumiem to... ale nic więcej nie mogę zrobić. Ty też nie możesz mi wszystkiego powiedzieć. Zaakceptuj, że są rzeczy które muszę trzymać w tajemnicy ta jak wy wasze – Heh, może spodoba mu się to, że jesteś wampirem? Biorąc pod uwagę jak bardzo nie lubi ludzi... Ale nie powinnaś mu mówić. Wszystkie wampiry obiecały sobie, że to iż są kim są zachowacie w tajemnicy. Nie robić nikogo więcej wampirem. W taki sposób możecie wieść spokojne życie. Bo trzymacie usta zamknięte. Potwory tez to obowiązuje. Nie możesz nic mu powiedzieć. Zaparkowałaś na parkingu przed sklepem i zerknęłaś na swojego kościanego przyjaciela. Już się nie rumienił, miał tylko delikatnie zarumienione oczodoły, tak jakby się nie wyspał, niż jakby płakał. Zauważyłaś też trochę wiśniowego dżemu na jego twarzy. - Czacho..
-Czego
-Nie ruszaj się. - Wytarłaś dżem palcem z jego policzka i zlizałaś go. - Hm.... nie jest taki zły
-C-c-c-c-c-Co do kurwy! Co ty wyrabiasz? - rumienił się
-Miałeś dżem...
-Kurwa mogłaś powiedzieć! Sam bym to zrobił! Nie zżeraj żarcia z mojej pierdolonej mordy!
-Hahahaha
-Zamknij się!  - Przypomniałaś sobie twój komentarz jaki dałaś mu będąc Czarownym. Ahh Czaszko, jesteś jak bułeczka z masełkiem z przepysznym dżemem wiśniowym, którą mogłabyś zjeść tu i teraz.
Share:

Zboczony Wrzesień - Dzień 20 - Dokuczanie (Ink x Error) - Wichan [+18]

Autor obrazka: Kaweii


10 Grudnia 2012r.


Ink szedł sobie chodnikiem szurając nogami. Kopnął drobny kamień i obserwował jak przesuwa się po lodzie.


Jak zwykle wracał do domu po szkole. Pewnie zrobi lekcje, coś narysuje i zacznie kolejny nudny dzień. Jedynym co go pocieszało była sztuka.


Już miał wejść na swoje osiedle, gdy usłyszał znajomy głos.


-Eeee! Skittels! - Krzyknął jego znajomy ze szkoły po czym podbiegł do niego.


-Czego znowu chcesz ode mnie? - spytał Ink drżącym głosem.


Ten się tylko zaśmiał i wrzucił mu śnieżkę za dekolt po czym uciekł.


-Znowu będzie mnie nękać. - pomyślał wytrzepując śnieg spod koszulki.


22 Czerwiec 2014r.


Dyrektor prowadził swoją przemowę na apelu zakończenia roku szkolnego.


-Najlepszym uczniem tego roku jest... a to ciekawe... mamy dwóch uczniów z dokładnie tymi samym najlepszym wynikami!


Wszyscy zebrani zaczęli patrzeć po sobie prowadząc ciche rozmowy, bo taka sytuacja jeszcze nigdy nie miała miejsca.


-...Error i Ink! - dokończył dyrektor, a wskazani wyszli na środek odbierając dyplomy.


Po oklaskach i dokończeniu uroczystości wszyscy wracali do domów.


-Ty, tęczowy dupku! - słychać było znajomy głos.


-Niech on mnie wreszcie zostawi. - powiedział Ink pod nosem przyśpieszając kroku.


-Chcę tylko pogadać! Gratulu... - Error nie miał szansy dokończyć bo ten wbiegł do mieszkania i się zakluczył.


14 Luty 2016r.


Ink otworzył swoją szafkę w poszukiwaniu podręcznika z fizyki, ale jego oczom ukazał się liścik w różowej kopercie.


"Mam twój podręcznik. Jeżeli chcesz go odzyskać musisz wreszcie się do mnie odezwać. Chcę porozmawiać i będę czekał o 16.30 w bibliotece."


Tak jak było napisane stawił się o czasie. Przeszedł się pomiędzy regałami i poza trzema nieznajomymi osobami został tylko ON.


To nie możliwe, że ten co zawsze tylko mu dokuczał i ubliżał chce poważnej rozmowy. A jednak. Gdy zobaczył Inka od razu do niego podszedł.


-Przyszedłeś po książkę prawda? - spytał Error patrząc się mu w oczy.


-Tak.


-Ale musisz ze mną pogadać.


-śpieszę się.


-Ty zawsze się śpieszysz... ale mniejsza. Korzystając z okazji, że są walentynki chciałem się Ciebie zapytać...


-Tak?


-...Czy ...mogę tę książkę pożyczyć na jeszcze jeden dzień?


Tak, to cały czas ten sam pustak, którego bawi dokuczanie innym.


6 październik 2018r.


To, że trafili do tej samej szkoły najwyraźniej nie wystarczyło, ale byli także w jednej klasie i chodzili na te same kółka zainteresowań.


W czwartki mieli zajęcia fotograficzne, na których Error uwiecznił kichającego Inka co sprawiało mu dużo radości.


-Proszę oddaj mi to zdjęcie. - błagał ze łzami w oczach.


-Wiesz, że lubię się z Tobą droczyć.


-Proooooszę! - złożył ręce jak do modlitwy.


-Pod jednym warunkiem...


-Jakim?


-Będziesz moim modelem do kilku fotografii.


-Dobrze, tylko proszę oddaj mi to.


Po zajęciach Ink stał w klasie ustawiany w różne pozy. To była pierwsza i ostatnia sesja w jego życiu.


24 grudzień 2018r.


-Hej, Ink! Mam coś dla Ciebie!


Podszedł do niego z drugiego końca korytarza i wręczył mu paczkę dość sporych rozmiarów.

Ten od razu ją otwożył, ale... była pusta.


-Ciesz się swoim kartonem pełnym rozczarowania. - zaśmiał się.


-Ja też mam dla Ciebie prezent. - rumienił się lekko, wyciągając pakunek zza pleców.


-Nie spodziewałbym się... - spojrzał Inkowi w oczy.


Rozerwał papier i zobaczył nowy zestaw do szycia. Kilka skrawków materiału, nici i kilka guzików.


-D-dziękuję...


2 sierpień 2020r.


-Ink, posłuchaj. Ja chciałem przeprosić za moje żarty i za to co Ci zrobiłem. Jesteś fajnym gościem i chciałbym się z Tobą zaprzyjaźnić.


-Naprawdę?


-Nie.


Error już miał odejść jak zwykle, ale Ink złapał go za ramię.


-To szkoda bo JA chcę się z Tobą zaprzyjaźnić.


Odwrócił go w swoją stronę i mocno przytulił. Error zdrętwiał, ale po chwili się poddał i odwzajemnił.


19 maj 2021r.


Ink i Error są na randce w luksusowej restauracji MTT.


-Nie wiem czy pamiętasz, ale dzisiaj jest dziesiąta rocznica naszej znajomości. - oznajmił pewnie Ink.


-P-pamiętam. - Error się pocił ze stresu.


Kelner przyniósł im zamówione jedzenie i odszedł. Podczas spożywania posiłku bez przerwy patrzyli sobie w oczy.


-Dobra, było fajnie, ale muszę lecieć. - powiedział Error wstając od stołu.


-Ale umówimy się jeszcze kiedyś?


-N-nie wiem... może.


-Przyznaj, że mnie kochasz! - powiedział Ink z cwanym uśmieszkiem.


-Co?! Nie kocham! - zaprzeczył Error.


-Ałć, to bolało. Złamałeś moje umęczone serce. - mówiąc to złapał się za klatkę piersiową i zrobił minę zbitego psa.


-Arg! Daj spokój. - wyszedł z restauracji.


Tym razem Ink wygrał.


18 wrzesień 2023r.


-Toooo co dzisiaj robimy kochanie? - spytał Ink zamaczając nogi w rzece.


-A na co masz ochotę? Możemy się przejść po mieście, albo coś zjeść...


-Możemy się przejść. - powiedział Ink łapiąc swojego chłopaka za rękę.


Szli kilka kilometrów rozmawiając i przypatrując się wystawom sklepowym. Nagle Error się zatrzymał i klęknął przed Inkiem.


-E-error?


-Muszę buta zawiązać. - odpowiedział patrząc na reakcję Inka.


-Rozumiem. - starał się zachować spokój i wstrzymać łzy.


Error zauważył, że jego kochankowi przeszkliły się oczy i go przytulił.


-Po prostu chodźmy dalej Kiki.


Po kilkudziesięciu minutach doszli do centrum miasta, na którego środku była duża fontanna. Error klęknął ponownie.


-Drugi raz się nie nabiorę. - założył ręce w teatralnym fochu.


Error wyjął małe pudełeczko z kieszeni, na które jego chłopak nawet nie zwrócił uwagi.


-Ink... Czy zechciałbyś za mnie wyjść i sprawić abym stał się najszczęśliwszym potworem na świecie? - pytając otworzył pudełko pokazując piękny pierścionek.


Przez chwilę łapał oddech i zaczął płakać.


-Oczywiście, że tak! - rzucił się kochankowi w objęcia i pocałował.


Error założył mu pierścionek na palec i mocno przytulił.


20 sierpień 2024r.


Właśnie drzwi się otworzyły i Ink wszedł ubrany w piękną suknię ślubną. Podszedł do ołtarza i stanął przed Errorem.


-pięknie wyglądasz. - szepnął pan młody.


-Ty też.


Przeczytali przysięgi i założyli obrączki.


-Zostajecie mężem i żoną. - powiedział ksiądz wskazując na nich po czym dodał:


-Możesz pocałować pannę młodą.


Na te słowa małżonkowie złączyli się w pocałunku.


Kilka chwil później wszyscy przenieśli się na salę bankietową i para młoda rozpoczęła swój pierwszy taniec do piosenki "I ship it".


Wszyscy się świetnie bawili. Było kilka przytulańców i kilka żwawych kawałków. Dobre napoje, jedzenie i TORT WESELNY! Zabawa była przednia, ale wyjątkowo szybko zleciała.


Już po wszystkim Error wniósł swoją pannę młodą do pokoju hotelowego i położył na łóżku.


-Już czas~ - powiedział i dzjął marynarkę.


Ink obserwował każdy jego ruch i po chwili sam zaczął go rozbierać.


-Noc poślubna powinna być niezapomniana~


-oczywiście - potwierdził Error ściągając suknię z kochanka.


Już całkiem nadzy zaczęli się obściskiwać i całować gdzie popadnie. W końcu Ink leżał na plecach, a Error był nad nim.


-Gotowy? - spytał smarując się lubrykantem.


-Tak! - odpowiedział pewnie.


Pan młody przymierzył się po czym wszedł zdecydowanym ruchem. Jęknął i poczekał, aż jego "żona" się przyzwyczai. Gdy otrzymał sygnał zaczął się poruszać stopniowo przyśpieszając.


-Aahh... Error!


-Ja... zaraz... Nngh!!!


Oboje doszli w tym samym czasie. Ink ciężko dyszał i był już zmęczony. Gdy przymykał powieki Error go namiętnie pocałował.


-To jeszcze nie koniec kochanie~


11 Styczeń 2026


-E-Error...?


-Co jest skarbie? - spytał odsuwając się od biurka.


-Myślę, że jestem w ciąży.


-J-jesteś pewien? - spytał podnosząc się z krzesła.


-Tak. - mówiąc to podniósł koszulkę.


Error patrzał uważnie i nad miednicą ukochanego zobaczył trzy malutkie duszyczki.


-To wspaniale! Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy! - mówiąc to po policzkach leciały mu łzy szczęścia.


-Ja też... ja też. - Ink objął Errora i trwali tak przez dłuższą chwilę.


10 styczeń 2027


-Error, szybko podgrzej mleko, a ja je przewinę!


-Już, już! - odkrzyknął odrzucając odkurzacz.


Jutro dzieci mają urodziny i wszystko musi być idealnie przygotowane. Oboje to wiedzieli, jednak przez niedobór snu i nadmiar obowiązków nie mogli się wyrobić.


-Ink! Jammy płacze, a ja nie umiem go uciszyć!


-Już idę.


Gdy Ink tulił Paperjama Error karmił Palette i Gradienta.


-Życie rodzica jest ciężkie. - przyznali synchronicznie wzdychając.

Autor: Wichan
Share:

POPULARNE ILUZJE