19 stycznia 2020

Attack on Titan: Mięsożerca - Rozdział I [The Carnivore - Chapter 1 - tłumaczenie PL]

//To opowiadanie potrzebuje okładki//
Opis: Próbując zrozumieć bezsensowną pustkę współczesnego świata Twoje spokojne dni zostały przerwane gdy znalazłaś nieprzytomnego mężczyznę. Ubrany był dziwacznie i wyraźnie nie miał pojęcia o świecie w którym Ty żyjesz. Uznałaś, że musi być uchodźcą dlatego zaproponowałaś mu schronienie na jedną noc. To zdarzenie całkowicie zmieniło Twoje życie.
Opowiadanie z cyklu Levi x Czytelniczka dostosowane do kobiecego odbiorcy. Akcja dzieje się we współczesności. Rozdziały +18 będą oznaczone. 
Oryginalny tytuł: The Carnivore
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Spis treści:
Rozdział I (obecnie czytany)
...
~*~

Bolało Cię całe ciało, gdy szłaś przez lekko oświetlony parking. Kolejna noc ciężkiej pracy, ale podobało Ci się to uczucie. Lubiłaś gdy skoro świt Twoje mięśnie bolały od pracy i pragnęły błogiego odpoczynku. Dzisiaj, jednak nie poszło Ci za dobrze. W połowie Twojego przedstawienia zabrakło prądu. Co prawda nie było żadnej burzy, prawdopodobnie ktoś po prostu podciął przewody. Cokolwiek to jednak było, przerwało Twój pokaz. Co gorsza, nie było też dużo klientów. Dostałaś mało napiwków, a to źle bo stanowią one większą część Twojej pensji. Sądziłaś, że to pewnie przez paradę równości która była dzisiaj. Wiele osób do niej dołączyło, albo zostało w domu aby jej uniknąć. Westchnęłaś szukając kluczy do auta w torebce. Już świtało, nie mogłaś się doczekać kiedy wrócisz do domu i pójdziesz spać. Jutro masz zajęcia i miałaś nadzieję że nie uśniesz na nich tak jak dzisiaj.
Na parkingu nie było żadnych aut. Nocny klub już był zamknięty i większość klientów pojechała. Pozostało tylko kilka aut należących do Twoich współpracowników. Rozmyślałaś nad swoim grafikiem. Jutro masz zajęcia i w piątek, w sobotę pracujesz. Całe szczęście masz niedzielę wolną więc będziesz mogła odpocząć. Gdyby nie to ciche mruknięcie pewnie byś go minęła, ale nagły dźwięk sprawił że zaczęłaś się rozglądać. Zesztywniałaś przestraszona. Chrząkanie o tej godzinie na pustej ulicy nie oznacza nic dobrego. Dostrzegłaś coś w cieniu, jakiś kształt, zmarszczyłaś brwi. Ktoś odleciał na parkingu? To nie pierwszy raz, można powiedzieć, że to codzienna rutyna. Bramkarze wyrzucają ludzi, którzy są zbyt pijani, czasami nie są w stanie nawet zadzwonić po taksówkę i zwyczajnie mdleją. Podeszłaś ostrożnie. Mimo wszystko, to może też być ktoś kto tylko udaje omdlałego tylko po to by zaatakować Cię gdy będziesz dość blisko. Lecz ten ani drgnął kiedy do niego podeszłaś. Kucnęłaś naprzeciw gotowa do ucieczki w każdej chwili. Leżał na plecach, głowę mając na krawężniku. Wyglądał na naprawdę nieprzytomnego. Podejrzewałaś, że ma około trzydziestki. Ciemne włosy przysłaniały mu oczy, zaś klatka unosiła się podczas oddychania, czyli żył. Lecz nie to przykuło Twoją uwagę najbardziej. Jego ubranie było dość... dziwne. Zielona pelerynka, a pod nią brązowa kamizelka, a pod tym zwykła biała koszula. Obcisłe spodnie i buty do kolan, zaś dookoła jego bioder i ogólnie ciała były skórzane pasy. Myślałaś przez chwilę. Ten strój był trochę podobny do jakiegoś wojskowego. Ale z drugiej strony widziałaś podobne przebrania na paradzie równości. Podobne, nie dokładnie takie same. Zamyśliłaś się, pewnie odłączył się od niej, uchlał się i odleciał. Rozważałaś, czy go nie zostawić, ale w okolicy kręciło się też sporo niebezpiecznych typów. Mógłby zostać z łatwością obrabowany.
- Ej – Chwyciłaś go za ramię i lekko potrząsnęłaś. Nie zareagował. Aż tak go ścięło, huh? Zaczęłaś mu się przyglądać uważniej zastanawiając się czy ma przy sobie telefon. Może zadzwoniłabyś do kogoś z jego znajomych aby go zabrali. Poklepałaś go po piersi, ale kamizelka nie miała żadnych kieszeni. Przesunęłaś się w stronę bioder i wsunęłaś rękę do kieszeni poszukując komórki, ale najwyraźniej tam też jej nie było. Nie zdążyłaś jednak bardziej go przeszukać, gdyż nagle złapał Cię mocno za nadgarstek. Podniosłaś wzrok. Mężczyzna odzyskał przytomność i patrzył na Ciebie niebezpiecznie mrużąc oczy, były prawie czarne. 
- Myślisz, że co robisz? - zapytał zimnym tonem. Jego sposób mówienia i akcent przypominał Ci te szekspirowskie sztuki do których zmuszano Cię byś je oglądała w szkole. - Jeżeli masz czas na macanko, powinnaś... - zaczął ale szybko przerwał rozglądając się. Nagle otworzył szeroko oczy i szybko usiadł na ziemi. Wyrwałaś rękę z jego uścisku i wstałaś. 
-Ulżyło mi, ocknąłeś się. Powinieneś wrócić do domu zanim ktoś się do ciebie przyczepi – głaskałaś się po nadgarstku. Miał zdecydowanie więcej siły niż się wydawało. Odwróciłaś się, aby odejść. Byłaś już przy samochodzie, gdy zawołał za Tobą. 
-Ej, dzieciaku – Jego ton był nakazujący. Odwróciłaś się unosząc wysoko brwi. Stał na nogach i rozglądał się niepewnie dookoła. Dotknął klatki piersiowej i znowu się rozglądał jakby czegoś szukając. - Co się tutaj do diabła dzieje? - zapytał ostro. Wyglądał na zmieszanego, lecz jego kamienna twarz nie zdradzała żadnych uczuć. 
-Musiałeś za dużo wypić na paradzie i odleciałeś na tym parkingu – Dałaś mu najbardziej logiczne wytłumaczenie. Zmarszczył brwi.
-Na paradzie? - Pewnie dużo wychlał. Choć w ogóle nie wydawał się być ani pijanym ani tym bardziej na kacu. Nie seplenił, nie chwiał się i patrzył na Ciebie przytomnym wzrokiem. 
-No wiesz, parada równości. Świętuje się homoseksualne związki, wiesz kulturę gejów i lesbijek – Starałaś się nonszalancko wyjaśnić. Wyglądał na jeszcze bardziej zmieszanego
-Kulturę gejów i lesbijek? Nie mam kurwa zielonego pojęcia o czym mówisz. 
-Sądziłam, że dlatego tak się przebrałeś – wskazałaś opierając się plecami o samochód i skrzyżowałaś ręce.
-Przebrałem? Nie wiesz co to jest?- zapytał starając się zachować spokój lecz widziałaś, że z każdą chwilą staje się coraz bardziej niepewny. Oddychał szybciej niż przedtem. 
-Przepraszam, ale nie znam tego cosplayu – Otworzył szeroko oczy. Aż tak się oburzył, że nie rozpoznałaś jego gejowskiego stroju? Mimo wszystko poczułaś lekką ulgę. Nie atakował Cię, nawet się nie zbliżał. Nie wydawał się być niebezpieczny, czy pijany. Może był narkoleptykiem i po prostu usnął na parkingu? 
-Gdzie dokładnie jestem? - zapytał krzyżując ręce i rozglądają się jakby chciał się upewnić, że otoczenie nie zmieniło się w przeciągu kilku ostatnich sekund. 
-Jesteś przed Nocnym klubem Gartha. Przy 16 Cedar Street – wyjaśniłaś. Wyraźnie nic to mu nie mówiło, wydawał się być jeszcze bardziej zmieszany
-Który dzisiaj?
-Skoro już 3:40 nad ranem to mamy 21 czerwca.
-A rok? - dopytywał gwałtownie
-Rok? - popatrzyłaś na niego zaskoczona – 2018 – Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę. Rozglądając się uważnie po otoczeniu jakby próbował znaleźć coś, cokolwiek co wyda mu się znajome. Nagle zaśmiał się cicho pod nosem
-Rozumiem. Może w końcu oszalałem – mruknął głównie do siebie. Potem znowu spojrzał na Ciebie. - Mówisz, że mamy 2018? To chyba najbardziej niedorzeczna rzecz jaką słyszałem – Zamilkł – Ale chyba nie mam innego wyboru jak tylko ci uwierzyć – Zmarszczyłaś brwi patrząc na niego. Miał rację, to co wygadywał nie miało sensu. Jakby oszalał. Może potrzebuje pomocy psychiatry? Powinnaś zadzwonić po karetkę?
-Pamiętasz adres zamieszkania? - zapytałaś ostrożnie. Przyglądał Ci się przez chwilę wyraźnie zastanawiając się nad odpowiedzią. W końcu zaprzeczył głową.
-Nic nie pamiętam – przyznał.
-Mam zadzwonić po karetkę dla ciebie? A może na policję?
-Na policję? - powtórzył i zamilkł znowu myśląc. Odwrócił w końcu wzrok
-Jeżeli mają choć odrobinę wspólnego z policją jaką znam, to bardziej szkodzą niż pomagają – mruknął do siebie – Ale może nie mam innej opcji – Policja którą zna? O czym on mówi? Wszystko wydawało się dość dziwne. Jego strój, fakt że nie miał nawet telefonu. Myślałaś, starając się znaleźć logiczne wyjaśnienie tej sytuacji. No i znalazłaś. No tak jakby
-Jesteś uchodźcą? Nielegalnym imigrantem? - Dlatego nie chce aby dzwonić po policję bo wtedy zostanie deportowany? Robiło Ci się coraz gorzej jak o tym pomyślałaś. Słyszałaś historie o uchodźcach odsyłanych do ich rodzinnych krajów tylko po to, aby potem poszli na tortury i zabici. Mężczyzna myślał przez chwilę a potem przytaknął.
-Tak. Jestem uchodźcą, ale nie pamiętam skąd pochodzę – Nadal coś ci nie pasowało w tej układance. Nie brzmiał pewnie, nadal był zmieszany i starał się to ukryć pod chłodnym wyrazem twarzy. Popatrzyłaś na niego. Nie znasz się na etnicznych profilach, choć nie wydawało się aby pochodził z Afryki czy Bliskiego Wschodu. No i mówił w Twoim języku. Może faktycznie z dziwną intonacją ale to nie był akcent. Bardziej to przypominało dialekt. - Więc proszę, nie wzywaj policji – oznajmił krzyżując ręce – Ani tego kare-coś
-Mówisz o karetce? - zapytałaś. Nie wie co to jest? Czy jest jakiś kraj w którym ich nie mają? Zauważył Twój zmieszany wzrok.
-Słuchaj. Nie pamiętam nic. Ani to skąd jestem ani nic o tym jak ten świat działa. Pamiętam tylko że jestem uchodźcą i nie mogę dać się złapać.
-Nic nie pamiętasz? Nawet to czym są karetki?
-Ta... - odparł nadal bacznie badając Twoją reakcję. Sytuacja wydawała się znacznie bardziej skomplikowana niż początkowo Ci się wydawało. Co powinnaś zrobić? Wyraźnie nie chciał dawać Ci żadnych informacji, no i nie chciał być deportowany. No i nie mogłaś go zostawić tak po prostu. Westchnęłaś przeklinając w myślach. Ty i to Twoje miękkie serce.
-Wsiadaj – powiedziałaś pokazując na samochód, chwyciłaś za kluczyki i otworzyłaś drzwi. Popatrzył na pojazd uważnie. - Nie pamiętasz co to jest? - Przytaknął. Warknęłaś i otworzyłaś drzwi dla pasażera. - To samochód. Przemieszczasz się nim z punktu A do punktu B.
-Gdzie chcesz mnie zabrać? - zapytał marszcząc brwi. Nie zbliżył się.
-Do mnie. Chociaż na dzisiaj. Jutro pomyślę co z tobą zrobić – powiedziałaś. Robi się już naprawdę późno. Mogłabyś go tutaj zostawić, ale wiedziałaś, że jeżeli tak zrobisz jutro w wiadomościach będzie, że zginał bo skręcił w złą alejkę w mieście.
-Nie chcę twojej litości – cmoknął – Dam sobie radę sam
-Nie wiesz nic o mieście. Nie pamiętasz nawet czym są samochody. Jeżeli dasz się zabić to będzie moja wina
-Nie dam się zabić – brzmiał śmiertelnie poważnie. Pewnie nawet. Popatrzyłaś na jego strój i zacisnęłaś usta
-Masz jakieś pieniądze? - zaprzeczył nonszalancko. Westchnęłaś. - Nie mam czasu na sprzeczki. Potrzebujesz się gdzieś zatrzymać aby się przespać. A ja ufam swoim przeczuciom na tyle by pozwolić ci zatrzymać się u siebie. Nie wydajesz mi się kimś, kto mógłby mnie zabić we śnie. Bez pieniędzy masz jedyną opcję spania na ulicy. O a może wolisz abym zabrała cię do schroniska dla bezdomnych? - Jego wzrok błądził, a to na Ciebie a to na auto, wyraźnie zastanawiając się nad opcjami. Wtedy w tle rozległo się kilka strzałów. To pewnie jakieś gangi. Lecz najwyraźniej to wystarczyło aby się namyślił i wsiadł do samochodu.
Usiadłaś na siedzeniu kierowcy i zapięłaś pasy. Mężczyzna usiadł obok i zamknął za sobą drzwi. Wsadziłaś kluczyk do stacyjki i odpaliłaś silnik. Popatrzyłaś na niego, siedział nie ruszając się choć widziałaś, że był cały spięty. Naprawdę nie pamiętał czym są auta.
-Co to? - zapytał patrząc na Ciebie chłodnym spojrzeniem, tak jakby obwiniał Ciebie za całą niekomfortową sytuację. Patrzyłaś na niego kilka sekund zanim przechyliłaś się, aby zapiąć mu pasy. - Co robisz? - zapytał oschle.
-Zapinam ci pasy – odpowiedziałaś kiedy zamek kliknął. Oparłaś się o siedzeniem. Popatrzył na Ciebie podejrzliwie i chwycił za pas. - To dla bezpieczeństwa. Jeżeli się rozbijemy pasy powstrzymają cię przed wypadnięciem przez przednią szybę – wyjaśniłaś.
-Wypadnę? To coś potrafi poruszać się tak szybko? - Najwyraźniej zaczął żałować zdecydowania się na przyjęcie Twojej propozycji. Uśmiechnęłaś się lekko. Twój samochód może i nie był pierwszej klasy, ale umiał uzyskać nawet 160 k/h. Uwielbiałaś jeździć szybko nocą po pustej autostradzie.
-Sam zobaczysz – zamruczałaś i zaczęłaś wyjeżdżać z parkingu. Miałaś nadzieję, że Twoje przeczucie się nie myli i ten mężczyzna nie zrobi Ci krzywdy za okazaną dobroć. Mimo to nie żałowałaś że go zabrałaś. Jechaliście w kompletnej ciszy. Kilka razy zerknęłaś na siedzenie pasażera, mężczyzna przyglądał się ze zdziwieniem mijanym budynkom wyraźnie zamyślony. Dopiero kiedy wyjechaliście na pustą ulicę i przycisnęłaś gaz spojrzał na Ciebie.
-Jesteś pewna, że to bezpieczne? Nie chcę umrzeć w tym czymś – warknął. Zaśmiałaś się lekko.
-Jeszcze nigdy się nie rozbiłam – Ta odpowiedź tylko do bardziej zdenerwowała, przyśpieszyłaś. Zauważyłaś jak zaciska ręce na pasie lecz nadal okazywał spokój. Po jakichś dwudziestu minutach jazdy zatrzymaliście się przed blokiem. Zaparkowałaś i zaciągnęłaś hamulec by potem spojrzeć na niego – Widzisz? Nie rozbiłam nas – Spojrzał na Ciebie podirytowany i próbował odpiąć pasy. Wcisnęłaś przycisk w jego pasie a potem u siebie. Wysiedliście i zaczęliście iść w stronę klatki schodowej. Mężczyzna zatrzymał się i lekko podskoczył kiedy alarm w Twoim samochodzie dał znać, że jest włączony. Stał obok Ciebie w milczeniu, kiedy winda wiozła was na ósme piętro. Otworzyłaś drzwi do mieszkania i wpuściłaś go. Nie spodziewałaś się dzisiaj gości więc nie posprzątałaś. W przedpokoju na ziemi leżała Twoja torba uczelniana, obok niej porozrzucane buty. Ściągnęłaś te które miałaś na sobie i udałaś się do pokoju. Do połowy wypity kubek z kawą leżał zapomniany na stoliku, kilka ubrań przewieszonych niedbale przez oparcie kanapy. Szedł za Tobą marszcząc nos widząc bałagan. - Wzięłam prysznic zanim poszłam do pracy, ale ty wyglądasz jakbyś nie mył się od kilku dni – powiedziałaś – Usiądż – wskazałaś na kanapę. Zmarszczył brwi i delikatnie przesunął na bok Twoje ubrania zanim usiadł zarzucając nogę na nogę i krzyżując ręce.
-Co za wysypisko – mruknął do Ciebie spoglądając na kubek kawy z obrzydzeniem. Wywróciłaś oczami i zostawiłaś go. Darowanemu koniowi nie spogląda się w zęby. Weszłaś do pokoju i otworzyłaś szafę. Może i jest niski, ale powinnaś mieć coś co będzie na niego pasować. Znalazłaś parę spodni dresowych i białą koszulkę. Wzięłaś je, a do tego bokserki i skarpetki by zanieść je do pokoju.
-Masz – podałaś mu ubrania – Mogą być trochę za luźne, ale i tak zawsze to lepsze niż nic 0 Popatrzył na ubrania i mruknął cicho
-Są męskie.
-Cieszę się, że to pamiętasz – zaśmiałaś się
-Nie będzie zły? Twój kochanek – zapytał leniwie nie ruszając się z miejsca – Jego kobieta daje jego ubrania oraz wpuszcza obcego do mieszkania
-Powinien zastanowić się dwa razy zanim sam zaliczy tutaj obcą kobietę – odpowiedziałaś spokojnie – Wykopałam jego dupsko miesiąc temu i nadal nie pojawił się aby zabrać resztę swoich rzeczy. Dlatego sądzę, że są teraz moje. - Mruknął wyraźnie zadowolony z odpowiedzi i wziął ubrania bez kolejnego słowa. Wstał idąc za Tobą do łazienki. Wzięłaś czysty ręcznik z szafki. - Masz – podałaś mu. Zatrzymałaś się w wejściu. - Nie masz pojęcia jak działa prysznic – zdałaś sobie sprawę i odwróciłaś się. Patrzył na Ciebie bez wyrazu. Wzięłaś to za tak. Podeszłaś do słuchawki przekręcając korek by woda zaczęła lecieć. Przyglądał się uważnie unosząc brwi. Wyraźnie nic mu to nie mówiło. - Przekręć to w lewo aby leciała ciepła woda, w prawo aby leciała zimna – wyjaśniłaś mu – Kiedy skończysz przekręć ten kurek w lewo – Pokazałaś i wyłączyłaś wodę. Rozglądałaś się chwilę i sięgnęłaś na półkę szukając czegoś. - Masz – podałaś mu butelkę męskiego szamponu i żel do kąpieli – To do włosów, a to do ciała – Wziął pojemniki, zaś Ty odwróciłaś się aby wyjść. Zamknęłaś za sobą drzwi i westchnęłaś. Cóż w sumie dobrze że rzeczy Twojego ex nadal tutaj są. Coś przydało się z tamtego związku. Zrobiłaś herbatę kiedy mężczyzna się mył. Myślałaś chwilę i w końcu wyciągnęłaś z lodówki kanapki które kupiłaś wczoraj. Pewnie jest głodny. Postawiłaś herbatę i kanapki na stole i usiadłaś na kanapie wzdychając. Nadal nie masz pojęcia co robisz. Przyprowadziłaś go tu bo współczułaś mu. Ktoś z amnezją w dodatku uchodźca tylko potęguje to, że nie może wrócić. Nie będziesz też mogła się o nim niczego dowiedzieć, nie ma dokumentów no i wspomnień. W mgnieniu oka zostałby deportowany. To podejrzane. Od kiedy w Europie rośnie problem z uchodźcami Twój kraj zaostrzył prawa dla imigrantów. Wtedy przypomniałaś sobie o jego dziwnym ubiorze. Coś tutaj wyraźnie nie pasowało. Jak na kogoś z amnezją zachowuje się bardzo spokoju, no i dokładnie przemyślał odpowiedź zanim powiedział, że jest uchodźcą. No ale wygląda też na wyraźnie zagubionego. Takich reakcji raczej nie da się udawać. Wydawało Ci się też, że z jakichś dziwnych powodów starał się ukryć swoje uczucia.
Po jakichś dwudziestu minutach wyszedł z łazienki. Założył ubrania jakie mu dałaś i poszedł do pokoju. Miałaś rację, za duże na niego troszeczkę, ale nie aż tak bardzo jak się obawiałaś. Przez chwilę Cię obserwował wyraźnie oceniając, woda kapała z jego krótkich włosów zanim usiadł obok Ciebie na kanapie.
-Jedz – powiedziałaś pokazując na talerz na stoliku. Oczy mu błysnęły kiedy zauważył herbatę. Wyglądał prawie na szczęśliwego. Wziął łyk smakując.
-Niezła – w końcu lekko się rozluźnił i zaczął pić. Przechyliłaś głowę na jedną ze stron. To był komplement?
-Więęęc... masz jakieś imię? - zapytałaś patrząc jak zabiera się za kanapkę. Nie odpowiedział, więc wzięłaś to za nie. - Chyba będziesz jakiegoś potrzebował – zamyśliłaś się – Kiedy byłam mała miałam psa. Nazywał się Maurycy. Co ty na to? - zaproponowałaś uśmiechając się życzliwie. Przestał jeść i spojrzał na Ciebie. Zamrugał kilka razy wyraźnie zdenerwowany.
-Levi – powiedział w końcu poważnie i przerwał jedzenie – Ale to teraz nie ma znaczenia. Niedługo mnie tu nie będzie, ale nie chcę abyś nazywała mnie tak głupim imieniem.
-A co dokładnie zamierzasz zrobić, Levi? - zapytałaś – Nic nie masz. Pieniędzy, dokumentów, wspomnień czy miejsca gdzie się udać.
-Coś wymyślę – powiedział. Nie brzmiał na zbyt zmartwionego. Tak jakby przywykł do wymyślania czegoś.
-Ale...
-Słuchaj szczeniaku – przerwał Ci odstawiając kubek herbaty na stół. Popatrzył na Ciebie ozięble – Mogę sam się sobą zająć
-Jasne, że możesz. Dobrze ci to szło. Leżałeś nieprzytomny na parkingu – prychnęłaś i podciągnęłaś kolana pod brodę. - Może przypomnisz sobie wszystko za kilka dni. Nie martw się. Możesz tutaj zostać kilka dni – Czułaś się za niego odpowiedzialna, zaś Levi miał spore kłopoty. Bez względu na to skąd pochodzi. To jasne, że nie może wrócić. A jeżeli wpadnie w ręce policji natychmiast go odeślą do innego kraju albo wsadzą do więzienia zastanawiając się co z nim zrobić. Zmrużył oczy patrząc na Ciebie wyraźnie starając się zrozumieć Twoje motywy.
-Czego chcesz? - zapytał nagle
-Huh?
-Może i nie mam wspomnień, ale wiem jak działa świat. Taka hojność od obcego. Tutaj musi być jakiś haczyk. Wiesz, że nie mam pieniędzy, więc czego chcesz?
-Niczego – wzruszyłaś ramionami – Czy ludzka życzliwość to coś obcego dla ciebie? Potrzebujesz pomocy, a ja ci ją daję. To wszystko – Wstałaś przeciągając się. Byłaś zmęczona – Idź spać. Choć na tę noc – Poszłaś do swojego pokoju by wziąć zapasową poduszkę i koc. Podałaś je Leviemu, przyjął je bez słowa. Nie wygląda na to, aby przestał myśleć o opuszczeniu Cię z samego rana, ale chociaż na dzisiaj będzie mógł się tutaj zatrzymać. Okrył się kocem w milczeniu, widziałaś tylko czubek jego głowy. Wyglądał prawie jak dziecko. Wyłączyłaś światła i poszłaś do sypialni. - Dobranoc Levi – nie odpowiedział.
~*~
Gdy obudziłaś się rano, potrzebowałaś kilka chwil aby sobie wszystko przypomnieć. Patrzyłaś się na sufit analizując zdarzenia. Zastanawiałaś się czy to był błąd zapraszając ot tak obcego do mieszkania, ale przynajmniej nie zabił Cię we śnie. To coś znaczyło. Podniosłaś się przeciągając ramiona i kręcąc głowę na boki. Słyszałaś kilka miłych chrupnięć w karku i odetchnęłaś spokojnie. Przetarłaś zaspane oczy i rozejrzałaś się. Wszystko na swoim miejscu, wliczając w to portfel na stoliku i komputer na biurku. Więc nie obrabował Cię. Wyszłaś z pokoju ubrana jedynie w bieliznę i luźną koszulkę. Natychmiast zauważyłaś, że Levi już nie spał. Siedział na kanapie oparty o podłokietnik. Nadal miał na sobie ubrania Twojego ex i zauważyłaś, że jego włosy były w nieładzie. W rękach miał książkę, czytał ją wyraźnie napięty. To była jedna z książek historycznych. Kupiłaś kilka na wyprzedaży parę miesięcy temu bo były praktycznie za darmo. Musiał je wziąć z półki. 
-Lubisz historię? - zapytałaś mijając go by udać się do kuchni. 
-Nie za bardzo – odpowiedział ale nie odrywał wzroku od tekstu. Włączyłaś czajnik i wyciągnęłaś kubki. 
-Kawy? - zapytałaś chwytając za słoik. Zaprzeczył, więc przygotowałaś mu szklankę na herbatę. Wczoraj mu wyraźnie smakowała. Nadal masz jeszcze kilka godzin przed zajęciami. Zrobiłaś proste śniadanie. Tosty, jajka gotowane. Postawiłaś jedzenie na stole przed nim, sama zaś zjadłaś swoje na niewielkim stoliku w kącie pokoju. Powinnaś czuć się niezręcznie mając obcego mężczyznę okupującego Twoją kanapę, ale zauważyłaś, że nie przeszkadza Ci to. Levi nie zrobił nic co sprawiłoby że zaświeciłaby Ci się czerwona lampka. Odstawił książkę i popatrzył na jedzenie jakie mu dałaś. Od razu zignorował tosty i jajka by chwycić za kubek herbaty. 
-Co wiesz o roku 850? - zapytał spoglądając na Ciebie znad naczynia
-850? - zmarszczyłaś brwi – Średniowiecze. Wiele wojen, jedna trzecia Europy umarła z powodu plagi. Kościół kontrolował wszystko i wszystkich, zaś ludzie umierali młodo – powtórzyłaś to co pamiętałaś z lekcji historii. 
-Jakie wojny?
-Głównie szlachta tłukła się o zasoby i ziemie – wzruszyłaś ramionami. Nie znałaś szczegółów. 
-To wszystko? - zapytał zaskoczony. Położyłaś nogę na nogę opierając policzek o rękę patrząc na niego znudzona 
-A ma być coś więcej? Ludzie zabijali się wzajemnie z różnych powodów. 
-Ludzie zabijali się wzajemnie... nie słyszałaś o tytanach? - dopytywał. Byłaś zmieszana. 
-Tytanach? A co to do diabła jest? - Nigdy o tym nie słyszałaś. Westchnął i odwrócił wzrok mocniej ściskając usta. Tak jakby Twoja odpowiedź coś potwierdziła. - Dlaczego pytasz?
-Bez powodu – unikał odpowiedzi. Uniosłaś brwi 
-Próbujesz mi powiedzieć, że jesteś podróżnikiem w czasie czy czymś tam? Bo jeżeli tak, to chyba powinnam zawieść cię do wariatkowa
-Nie gadaj głupot – Prychnął, ale nie brzmiał pewnie – Jestem uchodźcą – powtórzył – Ale przyjmę twoją propozycję i zostanę tutaj kilka dni
-Oh? - wgryzłaś się w tosta. 
-Wiesz, że nic nie mam co mogę ci dać. Nie mam pojęcia dlaczego chcesz robić za dobrą dziewczynkę, ale najrozsądniejsze dla mnie by przetrwać w tym bagnie jest przyjęcie twojej propozycji i zostać tutaj na trochę. 
-Bagnie huh – powtórzyłaś patrząc na swoją kawę. Cóż, wygląda na to, że ma rację. 
-Ale nie oczekuj, że będę przed tobą się płaszczył i całował ci stopy za łaskę. Mam swoją godność – odparł stanowczo krzyżując ręce. Spojrzałaś się na niego i zaśmiałaś. 
-Jasne. - Przynajmniej kilka kolejnych dni będzie ciekawe. Miła odmiana w twoim nudnym i zwyczajnym życiu. 
Share:

17 stycznia 2020

Undertale: Zapomniana Wytrwałość - Powód nienawiści

Autor: Dodo Dan
Spis treści:
Prolog
Powód Nienawiści (obecnie czytany)
Niepewność
Strach
...


~*~


Moja historia może wydawać się wam pogmatwana. Opowiem wam jak to pamiętam, ale tak jak ona to wszystko widziała. Opiszę wam jej strach. Niepewność. Wytrwałość. Dobroć. 
Znalazłem go dopiero po jej śmierci. Mały, niepozorny zeszyt schowany pod materacem. Trzymając go przy sobie, czuję jej zapach – jakby stała tuż obok mnie. Kiedy przeglądam jego strony, widząc jej pismo – raz schludne oraz czytelne, a innym razem nieczytelne, pomazane... 
Atrament mieszający się z jej słonymi łzami. Czytając go, czułem targające nią emocje. Wiele z nich zatrzymywała dla siebie... Nie chciała być dla nikogo problemem. Trzymała wszystkie uczucia wewnątrz siebie. Teraz patrząc na przeszłość, mogę powiedzieć, że robiłem to samo.  
Myślę, że wy też poczujecie jej emocje, jakie skrywała przed światem oraz zrozumiecie, jak stała się dla mnie ważna. 

Kiedy się pojawiła miałem już skończone szesnaście lat, a Papyrus niedawno miał dziewiąte urodziny. Był już wystarczająco duży, aby zrozumieć co się  wokół niego dzieje, ale... Nadal widział świat w różowych barwach. Nie, żebyście wzięli to za coś złego, ale świat bywał niezwykle okrutny. Często zastanawiałem się, jak on sobie poradzi. Papyrus wolał rozwiązywać konflikty rozmową,  ale nie wszyscy byli tacy jak on -  pokojowo nastawieni. Niekiedy zadawaliśmy sobie z ojcem pytanie, dlaczego on chce być gwardzistą. Jak go pytaliśmy, odpowiadał, że chce pomagać ludziom i być popularny. Tata uznał, że nie ma się czym martwić i mi doradził to samo. Ale ja zawsze będę chronił mojego  Papsa. Wtedy też chciałem go chronić. 

Dzień minął mi jak każdy inny. Nie spodziewałem się, że stanie się coś niespodziewanego. Ale wolałem być przygotowany. Jak zwykle po szkole chciałem udać się do Ruin - do kwiatowej komnaty, miejsca gdzie pojawili się ostatni ludzie. Było ich już troje nie licząc księżniczki Chary Dremuur. Wszyscy znają jej historię. Pojawiła się w podziemiach, rozpalając nadzieję w sercach potworów. Nie znałem jej osobiście. Kiedy umarła razem z księciem Asrielem miałem zaledwie pięć lat.  Kilka razy widziałem ich w stolicy, ale nic poza tym. Po niej pojawili się kolejny ludzie.  
Od śmierci Chary do pojawienia się Kathariny do Podziemia spadali dorośli albo nastolatki. Nie znałem ich imion, więc użyje ich cech. Pierwsza pojawiła się kobieta - CIERPLIWOŚĆ. Zjawiła się kilka dni po pogrzebie Chary i Asriela. Nie spotkałem jej, ale słyszałem, że nie przeszła nawet Ruin. Zginęła rozwiązując jedną z pułapek. Jej dusza została zabrana do pałacu. Miała być kluczem do zniszczenia bariery. Racja... Nie powiedziałem wam o duszach... Po śmierci królewskich dzieci, król poprzysiągł zebrać siedem ludzkich dusz do zniszczenia bariery. Dusza CIERPLIWOŚCI była pierwsza. Kolejną była dusza UCZCIWOŚCI - nastolatka. Udało jej się z powodzeniem przejść Ruiny. Ale w Snowdin została złapała przez gwardzistów. Kapitan straży Królewskiej - Vinci osobiście doprowadził dziewczynę do stolicy. UCZCIWOŚĆ próbowała pertraktować z królem Asgore. Ale nie udało jej się. Zabił ją. Wtedy odeszła królowa Toriel. Nie mogła patrzeć jak jej mąż zabija bezbronne dziecko. Król zdobył drugą duszę, a królowa zaginęła. Chodziły plotki, że ukrywała się w Ruinach. Podobno czekała na kolejnych ludzi - chciała ich ostrzec przed Asgorem.  
Po UCZCIWOŚCI pojawił się trzeci człowiek. Mężczyzna, który charakteryzował się ODWAGĄ. Kiedy pojawił się w Snowdin, potwory zaczęły podejrzewać,  że zabił On królową. Ten człowiek był niebezpieczny. Zaatakował kilka potworów oraz jednego z moich kumpli - psa Doggo. Przez ODWAGĘ Doggo stał się niewidomy. Mężczyzna zaatakował jego ojca, a Doggo chciał go obronić. Został ranny. Od tego czasu chłopak się zmienił. Chciał wstąpić do Gwardii Królewskiej I łapać ludzi. Wielu tak wtedy robiło. Jako niewidomy Doggo nie mógł walczyć, ale idealnie radził sobie bez niego. Jego mocną stroną okazał się słuch. To dzięki niemu w przyszłości wstąpił w szeregi gwardzistów. Ale wracając do ODWAGI. Mężczyzna na swoje drodze zajął kilka potworów. Udało mu się dotrzeć, aż do Hotland. Jakimś cudem wszedł do laboratorium mojego ojca - W. D. Gastera.  
Nie zapomnę tego do końca życia. ODWAGA był powodem mojej niechęci do ludzi.  
Byłem wtedy w laboratorium razem z Papyrusem. Miał wtedy trzy latka, więc tego nie pamięta. To dobrze. Ale ja często miewałem koszmary.  
ODWAGA wdarł się do gabinetu taty. Wziąłem Papsa i schowałem się pod biurkiem. Przycisnąłem do siebie mojego brata. Ojciec stanął z nim twarzą w twarz,  gotowy nas bronić. I się zaczęło. Nie chcę przypominać sobie tej walki. Do dzisiaj na wspomnienie tego dnia przechodzą nie dreszcze, ale najbardziej zapadło mi w pamięć widok ojca. ODWAGA uderzył ojca drewnianym kijem w głowę. Wytrzymałem oddech,  przyciskając Papyrusa do piersi. Bałem się... Nie... Byłem przerażony, widząc ojca na ziemi. Chociaż widziałem tylko jego plecy, nadal mogłem dostrzec pęknięcie na jego czaszce. Ciągnęło się ono przez całą jego głowę. Krew powoli sączyła się z rany. Czerwona ciecz spływała po kości na śnieżnobiały fartuch, wsiąkając w niego. Niespodziewanie Papyrus zaczął płakać. Musiał słyszeć co się dzieje i się wystraszył. Próbowałem go jakoś uspokoić, ale to nie pomogło. Spojrzałem na ojca. Wstał już z ziemi. Obejrzał się na nas. To co zobaczyłem... Na początku nie mogłem w to uwierzyć. Pęknięcie zaczynało się poniżej jego oczodołu i przechodziło przez niego. Było tam. O wiele więc krwi, niż na początku myślałem. Wydawał się niezwykle zmęczony, ale gdy tylko napotkał mój wzrok. Jego wyraz twarzy się zmienił. Zniknęła niepewność i strach, a zastąpiła je czysta nienawiść... Nienawiść do ludzi. Ojciec Odwrócił się do człowieka. Wyciągnął przed siebie rękę, którą zaczęła otaczać fioletowa magia.  
- Zaczniesz żałować, że w ogóle się tu pojawiłeś! - warknął ojciec w prastarym
języku potworów. Rozumiałem go, ponieważ nauczył mnie go. Tata uważał go za spuściznę potworów powierzchni, dlatego postanowił nas go nauczyć. Kiedy ojciec się wściekał zaczynał nim mówić. - Zapłacisz za skrzywdzenie mieszkańców Snowdin! Za wdarcie się tutaj! - krzyczał ojciec. Uniósł swoją rękę ponad głowę. Człowiek zaczął się trząść. Chyba zrozumiał z kim zadarł. Próbował uciec, ale z ziemi wyrosły kości uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch. - Myślisz, że uda Ci się uciec! - Nad ojcem pojawiły się Blastery. Każdy z fioletowymi oczyma. - Zapłacisz za wszystkie swoje grzechy. A w szczególności za atak na moich synów! - Kościane głowy wystrzeliły fioletowym płomieniem. ODWAGA szamotał się, ale nie wiele to zadziałało. Został spalony na popiół. Nad jego prochami pojawiło się pomarańczowe serce - jego dusza. Już miała zniknąć, ale ojciec zdążył schwytać ją w swoją magię.  
- Twoja kara dopiero się zacznie - dodał ojciec, chowają jego duszę do specjalnego pojemnika. Zostawił go na stole i podszedł do nas. Ukląkł przy biurku, przytulając nas.  
- Już dobrze. Nic wam nie grozi - powiedział spokojnym głosem, obejmując nas mocniej. - To już koniec. Nie płacz Sans.  
Przez słowa ojca zdałem sobie sprawę, że od kilku chwil po moich kościach policzkowych lecą łzy. Nawet nie spostrzegłem, kiedy zacząłem płakać.  
Kilka minut potem do gabinetu wpadli gwardziści. Widząc nas oraz pobojowisko, natychmiast zajęli się opatrywaniem ojca. Potem niewiele pamiętam. Wszystko działo się jakby za mgłą. Czułem się zmęczony, wręcz wyczerpany. A ostatnie co pamiętam z tego dnia to jak ciemność zasłaniała moje oczodoły. Jednak zanim zamknąłem oczy,  obiecałem sobie, że nie pozwolę, aby ta sytuacja się powtórzyła. Obiecałem sobie, że zabije kolejnego człowieka zanim skrzywdzi kogokolwiek.  
Share:

12 stycznia 2020

ŚWIEŻA KREFFFF!- Zapraszamy wszystkich chętnych! Serwer DC!

Postanowiłyśmy, że Nowy Rok to idealna okazja by udostępnić linka do discorda, na którym przesiadujemy. Zapraszamy wszystkich tych, którzy chcieliby bliżej poznać się z handlarzową społecznością, podzielić się swoją twórczością, popisać rp lub po prostu znaleźć sobie fajnych ludzi do ploteczek ;) Link jest aktywny przez 24 godziny.



Chciałam jeszcze tylko wyjaśnić, że mamy z pewnych względów zasadę usuwania nieaktywnych członków. Raczej są to osoby, które nie odzywały się przykładowo rok lub dłużej. Mogło się jednak zdarzyć, że usuwałyśmy członków nieco szybciej. Z tego powodu chciałam zaznaczyć by takie osoby nie bały się przyjść z powrotem na serwer. Nam chodzi po prostu o to, by zbędnie nie zapychać serwera kontami. Zdarzało się, że jedna osoba miała 3-4 konta u nas co było totalnym bezsensem. Lub były osoby, które były 1,5 roku na serwerze a od wejścia nie napisały dosłownie nic. To tak tylko na wyjaśnienie sytuacji. Tak czy siak jak mówiłam. Zapraszamy wszystkie nowych członków, bo jak w tytule notki- świeża krefff zawsze się przyda ;)

~Oczytana
Share:

8 stycznia 2020

Undertale: Zapomniana Wytrwałość - rozdział I

Autor: Dodo Dan

Spis treści:
Prolog (obecnie czytany)
....

~*~
Opowiem wam historię pewnej niewinnej duszyczki. Nikt nie wiedział, że tyle zmieni w życiu każdego z nas. 
Pojawiła się nagle, po prostu spadła jak reszta. Myślałem, że jest taka jak inni – brutalna, nienawistna, chciwa, impulsywna. Wszyscy tak uważali. Mieliśmy ją za zagrożenie, ale ona była inna. Chociaż bała się tego, co ją spotka, zaufała nam... 
Zaufała mnie, ojcu, bratu. 
Zmieniła nas.
Jej pragnieniem stało się uwolnienie nas.
Pragnęła, abyśmy odzyskali wolność.
 Poświęciła się dla nas. 
Obiecałem nie zapomnieć i chociaż nie cierpię obietnic. Nadal pamiętam. 
Ten uśmiech.
Jej WYTRWAŁOŚĆ.
Te oczy oraz ich gasnący blask. 
Inni zapomnieli, bo tak było łatwiej. Mniej bolało. 
Ja  nie potrafiłem. Nie o niej.
Chcę przypomnieć innym jej historię, właśnie dlatego, że dzięki niej jesteśmy, kim jesteśmy. 
Lepiej zacznę od początku. 
Jestem Sans. Szkielet Sans. I opowiem wam historię dziewczyny, imieniem Katharina, która WYTRWAŁOŚCIĄ zdobyła naszą przyjaźń. 
Share:

7 stycznia 2020

Kluczniczka - blog osobisty

Po wielu przemyśleniach postanowiłam pozostawić HI miejscem gdzie publikuje się swoje opowiadania, komiksy, tłumaczenia i inne rzeczy związane z tym co nas interesuje. Zapewniam, że wszystkie treści jakie mi wysłaliście na maila - nawet dawno temu - pojawią się w ciągu tygodnia na blogu i coś zacznie się tutaj dziać.
Jednak by nie zaśmiecać tego jakże wyjątkowego dla Was i dla mnie kawałka internetu - postanowiłam oddzielić to co chcę pisać od tego co stanowi główny kontent tego miejsca. 
Jeżeli jesteście ciekawi, co siedzi w mojej szalonej główce zapraszam na blog
Kluczniczka
A jak nie, to czekajcie, aż coś ciekawego się tutaj pojawi :3 

Share:

1 stycznia 2020

Grimtales - GRIM FANDANGO CZ 1 -PRZYJACIEL I OJCIEC - TOTO SANTOS


SPIS TREŚCI

Jest późno, a miasto portowe Rubacava jest pochowane w ciemnościach przynoszonych przez noc. Ta ciemność po prostu przeraża tych, którzy tu nie mieszkają, a to sprawia, że się denerwują, spoglądają za siebie i częściej chwytają za broń.

Ale dla nas, mieszkańców Rubacavy, ciemność jest starym przyjacielem. Daje poczucie bezpieczeństwa i spokoju oraz zasłania brud z naszych oczodołów. Sprawia, że wszystko wydaje się snem i jakoś jest sympatycznie.

Ulice są pokryte ciemnością i łatwo jest ukryć się w cieniu, albo poszukać bezpieczeństwa lub zdobyć kogoś. W ciągu dnia w Rubacavie nie ma ruchu, jest to po prostu zwykły i brzydki kawałek czegoś na brzegu Morza Lamentu. Ale w nocy ...

W nocy złodzieje, hazardziści, pijacy i zabójcy czołgają się ze swoich małych kryjówek, aby cieszyć się nocą akcji. Kasyna, kluby i bary nie są czynne w ciągu dnia, są otwierane, gdy ląduje na nas ciemno. Jest to jedyny właściwy sposób, by zająć się sprawami, w ciągu dnia Rubacava jest nudna.

Ci, którzy odwiedzają nasze miasto przed kontynuowaniem podróży do Dziewiątego Zaświata, nie aprobują „życia" w górnym mieście, ale to, co naprawdę czyni ich chorymi, to co dzieje się w dokach. Dla nich jesteśmy po prostu biednymi duszami, które dawno temu straciły szansę na zbawienie.

Cholera! Naprawdę chciałbym pokazać tym głupim głupcom prawdziwą Rubacavę. Zawsze mówię sobie, że to zrobię, ale zawsze jest coś ważniejszego. Wiem, że mówię więcej niż ja, ale co z tego?

Wzdycham i rozglądam się w swoim brudnym mieszkaniu. Jest już po północy i zamknąłem mój sklep jakiś czas temu. Nikt nie przyjdzie tak późno w nocy, nawet jeśli będę go otwierać. Tylko marynarze wykonują tatuaże i wszyscy już pomalowali miasto na czerwono.

Równie dobrze mogę wziąć łyk albo dwa, to był bardzo ciężki dzień. Jakoś czuję, że moje dni stają się coraz trudniejsze, im dłużej mieszkam w Rubacava.

Parskłem Głupio, może powoli staję się miękki.

Widziałem wielu przyjeżdżających do Rubacawy szczęśliwych i silnych, ale to miasto ma talent do łamania każdej duszy. Niektórzy z tych, którzy mieli pozostać tylko przez kilka dni, wciąż tu są i żaden z nich nie jest taki jak wcześniej.

Na przykład Membrillo. Pamiętam, jak zderzyłem się z nim na molo dzień lub dwa po tym, jak przyjechał i przywitał mnie. Był szczęśliwy i powiedział mi, że odpłynie następnym statkiem. Nic na to nie powiedziałem, tylko mruknąłem ze złością. Cholera tych, którzy mnie niepokoją.

Nie obchodziło go to, był wtedy w zbyt dobrym nastroju. To jest coś, czego nie pamiętam od dawna.

Minęło dziesięć lat i Membrillo wciąż tu jest. Nie wiem, dlaczego nie odszedł i to mnie nie interesuje. Uspokoił się i kiedy go rzadko widuję, prawie czuję jego depresję. W dzisiejszych czasach prawie niemożliwe jest zmuszenie go do opuszczenia kostnicy.

A kto jest winny?

Sam Membrillo.

Rubacava nie jest miastem szczęśliwych i uczciwych dusz, tylko naiwny idiota może uwierzyć w coś innego. Nie przetrwasz tutaj, jeśli nie będziesz gotowy zrobić wszystkiego dla siebie. Membrillo nie był, a teraz jest taki.

A co ze mną?

Znowu parskam. Może naprawdę staję się miękki, jeśli myślę o takich rzeczach.

Jestem tym, kim byłem, kiedy tu przybyłem. Wściekły mały człowiek, który nie ma nikomu nic dobrego do powiedzenia na temat nikogo lub czegokolwiek. Jestem tym, który sprawia, że wszyscy są w złym humorze i nigdy nie jest zapraszany.

I to czyni mnie najsilniejszym z nich wszystkich.

Nie dbam o nikogo innego oprócz siebie, a to dało mi możliwość przetrwania tak długo. Byłem już zły i przygnębiający, kiedy przyszedłem, Rubacava nie uczyniła żadnej z moich złych stron bardziej oczywistą.

To jest na odwrót.

Mieszkałem tu przez lata i tak okropnie jak to przyznaję, mam też słabość. Słabość, którą uświadomiłem sobie tylko tutaj.

Słyszę małe pukanie do drzwi luku i budzi mnie z moich myśli. Zauważyłem, że chociaż mam w ręku otwartą butelkę, to jeszcze nie piłem. Pokręciłem głową w milczeniu i postawiłem butelkę na stole.

„Cholera," mruczę do siebie, ktokolwiek mi przeszkadza w takiej chwili, naprawdę usłyszy, co mam do powiedzenia.

"Wejdź!" Wołam nawet nie próbować powstrzymywać irytacji od mojego głosu. Nigdy nie mówię nikomu nic miłego i nawet nie powinieneś się tego spodziewać, zwłaszcza jeśli jesteś na tyle głupi, by przeszkadzać mi w środku nocy.

Oglądam zza rogu kanapy i czekam, aby zobaczyć, kto tym razem jest. Może jakiś głupi marynarz, który z jakiegoś powodu nie jest jeszcze całkowicie pijany?

Ale kiedy rozpoznaję gościa, wszystkie moje złe nastroje zanikają.

Moja jedyna słabość.

„Lola? Co tu robisz w tym czasie? Niebezpiecznie jest wędrować do doków tak późno" - besztam. Wzrusza ramionami i wzdycha.

Ja też chciałbym wzdychać, dziewczyna znów ma kłopoty.

„Co to jest tym razem?" Pytam brzmiąc tak samo sfrustrowany, jak się czuję. Wiem, że Lola nie ma nic przeciwko,

„Nic", odpowiada.

Wiem, że kłamie, ta dziewczyna zawsze ma kłopoty z mężczyznami. Jest tak niewinna i jakoś wrażliwa, tak różna od dziwek w Rubacava. Może dlatego czułem dla niej współczucie, kiedy ją po raz pierwszy zobaczyłem.

Rubacava jest okrutna dla wszystkich, ale nawet bardziej okrutna dla tych, którzy nie są skorumpowani. A kiedy zobaczyłem Lolę po raz pierwszy, wiedziałem, że nigdy nie przystosuje się do tego miasta. Wierzy w takie rzeczy, takie jak przyjaźń, lojalność, współczucie ...

i miłość.

Cholera, nie rozumiem, dlaczego nie dostała biletu na pociąg do 9 podziemia !

„Nie bądź taka głupia, jak wyglądasz. Powiedz mi, co jest nie tak" - mówię ze złością, a ona śmieje się cicho.

Była bardzo zdezorientowana i samotna, kiedy przybyła do Rubacavy. Nie miała pojęcia, jak działa miasto i było jasne, że żyje bezpiecznym i bezpiecznym życiem. Nie wiedziała, co robić ani dokąd pójść, i naprawdę wyglądało na to, że Rubacava w krótkim czasie połknie ją.

A potem zrobiłem coś cholernie głupiego. Wyobraź sobie, że miałem wszystko, czego potrzebowałem i nie miałem na co narzekać. Przez lata obrażałem dusze bez problemów i patrzyłem, jak są niszczone i bam, jedna mała dziewczynka sprawia, że czuję się źle.

Kiedy tu przybyła, przez chwilę obserwowałem jej poczynania, zanim zacząłem z nią rozmawiać. Prawdopodobnie byłem pierwszym, który okazał jej współczucie, ponieważ jej twarz rozjaśniła się i była bardzo szczęśliwa z mojego przybycia.

To było coś, czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem.

Wiem dobrze, że jestem irytującym złośnikiem i nikt nie może powiedzieć, że wyglądam dobrze. Jestem mały, zawsze ubieram się w te same ubrania i jestem prawie całkowicie pokryty kolorowymi tatuażami. Więc nie ma przyjemności dla niczyich oczu. Albo oczodołów.

W Rubacavie otrzymałem tylko pogardę i nienawiść, i zawsze ją odrzuciłem. To było najlepsze dla wszystkich, w Rubacavie nie jest zbyt dobrze przywiązywać się do niczego. Marynarze przychodzili do mnie tylko dlatego, że byłem jedynym w całym mieście, który potrafił rysować przyzwoite tatuaże.

I ta słodka istota była szczęśliwa widząc mnie.

„Aww, bzdury. Teraz powiedz mi, co jest z tobą, chcę iść spać," mówię do niej. Wiem już, co się dzieje i wcale mnie to nie dziwi.

To tylko sprawia, że czuję się smutny.

W przeciwieństwie do wszystkich innych tutaj, Lola nie czuje się dobrze, jeśli ktoś jej nie kocha. Potrzebuje mężczyzny, który nie dba o nikogo innego i jest gotów dbać o nią na zawsze. Ktoś lojalny, uczciwy i miły.

Taki człowiek nie istnieje w Rubacava i wie o tym zbyt dobrze. A mimo to kontynuuje poszukiwania kończąc się rozczarowaniem za każdym razem.

„To Enrico. Jutro płynie" - mówi ze smutkiem Lola. Cud, którego oczekiwała czegoś innego.

Enrico jest marynarzem, który odwiedził mnie kilka razy, robiąc tatuaż lub dwa. Nie znam go tak dobrze, ale wygląda znacznie lepiej niż niektórzy z jego kolegów. Natychmiast zauważył Lolę, a dziewczyna oczywiście myślała, że znalazła miłość do życia pozagrobowego.

- Bah. Wiedziałaś, że to się w końcu wydarzy - mówię. Nigdy nie powiedziałem jej nic wygodnego, ale nadal wie, że mam na myśli dobro.

Wszyscy, którzy wiedzą, że Lola mnie odwiedza, są pewni, że dzielimy się relacjami ojciec-córka. Nikt nie myśli, że jesteśmy bliżej, a to nie jest niespodzianka. Kto przy zdrowych zmysłach osiedliłby się ze mną?

Lola myśli o mnie jako o ojcu i to znacznie więcej, niż ktokolwiek inny mógłby sobie życzyć. Liczy na mnie i opiera się na mnie za każdym razem, gdy jej związki zawodzą i zawodzą. Dba o mnie i sprawia, że stwardniała ryjówka jak ja czuje się doceniony.

Jest krucha i niewinna jak kwitnąca róża, jedyna w tym mieście, która troszczy się o mnie. Kiedyś powiedziałem marynarzowi, że jest dla mnie jak córka. Powiedział, że ma nadzieję, że Lola pewnego dnia znajdzie mężczyznę, któremu na niej będzie zależeć.

Lola siedzi i czuję, że opiera się na moim ramieniu. To cholernie śmieszne, jest wyższa ode mnie i nadal potrzebuje mojego wsparcia.

„Toto, czy kiedykolwiek znajdę kogoś, kto mnie pokocha?" pyta cicho i już wiem, że wkrótce zaśnie. Jest zmęczona, smutna, a może nawet trochę pijana. Dlaczego nie zauważyłem tego wcześniej?

„Oczywiście, że tak, jeśli jest ktoś na tyle głupi, żeby cię zabrać" - mamroczę i pozwalam jej spać.

Czasami mam nadzieję, że mogę być tym mężczyzną, ale wiem, że Lola nie jest przeznaczona dla kogoś takiego jak ja.

Może kiedyś ktoś ją uszczęśliwi, ale to nie moja praca.

Jestem jej przyszywanym ojcem.

Share:

18 grudnia 2019

Życzenia świąteczne i noworoczne

Totalnie wyszłam z wprawy. Po trzech dniach męczarni z audio i montowaniem tego pseudo-profeszional nagrania udało mi się uzyskać efekt jaki mnie zadowala. 
Miłego oglądania kochani!


Share:

15 grudnia 2019

Springtrap i Deliah 13 [Springtrap and Deliah- Tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Zgodnie z tym co pisała autorka na swoim deviantarcie: komiks nie jest kanoniczny i powstał ku dobrej zabawie i pomyśle jaki chciała zrealizować. Springtrap nie jest więc tutaj ani Williamem Aftonem, ani Michaelem Aftonem. Tak czy siak komiks sam w sobie jest naprawdę ciekawy i przedstawia sytuację, w której tytułowa bohaterka- czternastoletnia Deliah- odnajduje Springtrapa i... postanawia zabrać go do domu. Zapowiada się świetnie, prawda? Zwłaszcza biorąc pod uwagę charakter samego Springa, który niejednokrotnie pokazuje jak bardzo zaborczy względem niej jest. Tak czy siak, zapraszam do czytania x3

Autor: GraWolfQuinn
Tłumaczenie: Oczytana
Share:

10 grudnia 2019

Troszeczkę inna strefa myśli

Czy można uciec od trosk i zmartwień?
Nie, nie można. 
Czy kiedyś przestanie boleć strata ukochanej osoby?
Nie, ale z czasem idzie nauczyć się z nią żyć. 
Jednak są takie momenty, chwile, dni - kiedy niczym nie mogąca zostać zapchana pustka w sercu daje o sobie znać bardziej niż w inne dni. Dlaczego nie dopadło mnie to rok temu?
Praca, obowiązki, bakcyl który nie przechodził. Teraz masz czas... masz czas... 
Mogę sobie pozwolić na bycie smutną?
Tak. Możesz sobie nawet pozwolić na płacz. Możesz sobie pozwolić na ubranie się w koc, nie mycie włosów przez kilka dni, wegetowanie które doprowadzi do zatracenia się w czasie. Możesz sobie na to pozwolić.
Mogę?
Możesz.
A inni?
Jacy inni?
Inni... Ci... którzy na mnie liczą, którzy się o mnie martwią.
Zrozumieją, bo Cię kochają. Zrozumieją i pozwolą. Bo Cię kochają. 
Nie jestem sama w tym cierpieniu.
W tym konkretnym tak. Jesteś sama. Ani czas, ani ludzie nie zwrócą Ci tego co straciłaś. Już nigdy nie usłyszysz jej głosu, nie dotkniesz jej ręki, nie zobaczysz grymasu na twarzy i zmarszczek w kącikach ust gdy krzywiła się jak coś się jej nie podobało. Już nigdy nie zobaczysz pasji w zielonych oczach, kiedy opowiadała Ci o tym co ją ostatnio zainteresowało. 
Więc tęsknię za tym wszystkim, czy za osobą?
Nie wiem... chyba jedno i drugie. Jedno łączy się z drugim, wpada weń, zatapia się, jednoczy. Tak naprawdę nie ma jednego, ani drugiego. To całość. Totius. 
Mądraliński filozof....
Cóż, tak już mam. Mogę też być romantykiem, jeżeli chcesz. 
Proszę nie.
Uśmiechasz się.
Śmieję się.
Z czego?
Z ciebie.
To dobrze.
Dobrze?
Dobrze.
Ale zaraz zacznę płakać.
To płacz.
Nie wiem dlaczego chce mi się płakać.
Bo wcześniej nie miałaś na to czasu.
Ale przeżyłam już żałobę.
Tak sądzisz?
Tak czuję.
Dlaczego, wy ludzie, sądzicie że żałoba to coś co mija? Czym dla Ciebie jest żałoba?
Okres który potrzebuje człowiek na pogodzenie się ze śmiercią ukochanej osoby.
A pogodziłaś się?
Pożegnałam się.
Ale czy się pogodziłaś?
...Nie.
A pogodzisz się kiedyś?
... Czy to będzie bardzo samolubne i egoistyczne jeżeli powiem, że chyba nigdy się z tym nie pogodzę?
Dla mnie nie. 
A dla innych?
Dla tych, którzy mają podobną do Twojej pustkę w sercu - nie. Ci co nie wiedzą co to jeszcze strata - tak. Uznają, że się nad sobą użalasz.
A nie użalam się?
Nie. Po prostu teraz masz czas. Posiedzieć, pomyśleć, poprzeżywać. Może to jest właśnie to czego potrzebowałaś? Ciszy, spokoju, braku konieczności wstania do pracy, braku konieczności noszenia uśmiechu cały czas. Teraz możesz zacząć czuć.
Boję się.
Czego?
... Uczuć.
Od bardzo dawna ich nie czułaś.
Dlatego się ich boję.
Spokojnie, będę przy Tobie. 
Zawsze?
Aż do Twojej śmierci. 
Dziękuję.



---...---

Bardzo Was kocham. Dziękuję. 
Jutro pojawi się notka z Eventu ostatnio troszeczkę przemieściłam się w czasie i zapomniałam o wszystkim. Khem. Ale zmuszam się, aby było lepiej! W każdym razie. Tak. Piszę abyście wiedzieli że żyję, że nic mi nie jest, że nie znikam jak wcześniej, po prostu... Ech... Wyżej przeprowadzona rozmowa jest jedną z wielu, naprawdę wielu jakie teraz przeprowadzam ... cóż, właściwie sama ze sobą? A może z moim niewidzialnym przyjacielem? Prędzej to drugie, ale ci... bo mój psychiatra pomyśli, że potrzebuję jeszcze mocniejszych leków niż do tej pory.. Heh. 


Share:

5 grudnia 2019

Event: Świąteczne problemy! Ogłoszenie wyników!


Głosowanie zostało zakończone i mamy zwycięsców!
1 miejsce zajmuje Gaster oraz Alastor!
2 miejsce należy do kanonicznych Sansa i Papyrusa
3 miejsce do Sansa i Papyrusa z Underfell
4 miejsce natomiast do Friska i Chary!

To będą opiekunowie i przewodnicy Eventu świątecznego jaki zacznie się już jutro. Byłabym wdzięczna, aby osoby jakie zechcą wziąć udział w Evencie wrzuciły w komentarzach krótki opis postaci jaką będziecie grać. Pamiętajcie! Możecie grać własnymi OC jak i postaciami kanonicznymi które nie zostały wylosowane w Evencie - czyli tymi które nie dostały się do magicznej czwórki par! 
Codziennie będzie pojawiał się na blogu wpis z dalszymi Waszymi przygodami zaś kwestie swoich postaci będziecie zapisywać w komentarzach! 
Aż nie mogę się doczekać! 
W opisach dajcie imię postaci, jej wiek - jeżeli jest znany - rasę oraz krótki opis wyglądu tak by nie powtarzać się za często. Możecie też napisać w której drużynie chcecie być. Postaram się zrobić tak, aby wszyscy byli zadowoleni!

Share:

3 grudnia 2019

Event: Świąteczne problemy!

Święta się zbliżają wielkimi krokami! 
No a z nimi problemy!
Ktoś porwał Świętego Mikołaja wraz z całą jego ekipą i nie będzie w tym roku prezentów!

Tylko Wy możecie ich ocalić!

Nim jednak to się stanie, weźcie udział w ankiecie którą z poniższych par widzicie jako przywódzcę ekspedycji by ocalić Świętego. 
Jest możliwość wielokrotnego wyboru tak jakbyście się wahali. 

Pamiętacie bowiem czym było interaktywne opowiadanie jakie kiedyś robiłam? Ha! Ono wraca w klimatach świąt! 

Myślcie też nad postaciami jakimi będziecie chcieli zagrać. Od dzisiaj do 5.12 będzie głosowanie na liderów grup. 5 też będą prowadzone zapisy do drużyn jakie ruszą by ocalić Świętego i zdobyć skarb! 

Na każdą osobę przypada jedna postać. Mogą to być postacie kanoniczne jakie nie zostały wymienione w poniższej sądzie, jak i wasze OC. 

O dalszych instrukcjach będe Was informować gdy nadejdzie na to czas!
Postarajmy się do 24 grudnia ocalić Świętego!

OGŁOSZENIE WYNIKÓW


Share:

1 grudnia 2019

Wielki Powrót!


Kochani!
Długo mnie z Wami nie było, ale zamierzam to zmienić! Od grudnia będzie mnie zdecydowanie więcej.
Głównie dzięki temu, że nie pracuję już w kołchozie zwanym Stonką i tak strasznie się z tego powodu cieszę, poczułam się wolna. Naprawdę wolna. W końcu mam czas dla siebie.
Nawet tak wczoraj siedząc i oglądając Umbrela Academy myślę, że mam ochotę coś potłumaczyć, coś porysować i w ogóle. Jakbym chciała nadrobić ten stracony czas!
Jednak jako przez to, że długo mnie nie było jestem świadoma, że i Wy się zmieniliście, dlatego udostępniłam ankiety aby wiedzieć mniej więcej czego potrzebujecie i czego po mnie oczekujecie 
To takie moje rozeznanie. Na pierwszy ogień pójdzie oczywiście My Boo bo chcę to dokończyć, oraz nadrobić to tam, gdzie mam zaległości. 
Troszeczkę wciąga mnie fandom My Hero Academia, ale tylko troszeczkę, odnalazłam kilka fajnych opków i komiksów z Undertale, więc wbrew temu co powiedziałam - nie chcę z nim kończyć definitywnie. 
Ale wpierw jakość materiałów.


To oczywiście nie wszystko. Naprawdę chcę poznać czym się teraz interesujecie i co się Wam podoba Ale póki co mogę zrobić tylko kolejną sondę by wiedzieć co sprawia wam najwięcej radości



Chciałabym dowiedzieć się jak najwięcej o Was i Waszych pragnieniach. Przepraszam też, że w tym roku niczego Dla Was nie przygotowałam na okres świąteczny, ale może uda mi się to nadrobić.
Bardzo Was kocham i cieszę się, że mimo wszystko nadal ze mną jesteście.
Zima już za rogiem, więc czas szykować ciepłe buciki i czekać na Mikołaja za oknem. Hah!
Jeżeli macie jakieś pytania czy sugestie co mogłoby się jeszcze znaleźć na blogu - dawajcie znać!

Ah no i założyłam konto na Eldarii i idzie mi całkiem dobrze. Jeżeli któraś z Was też tam gra - walcie śmiało! Mój nick to yumi-mizuno i zachęcam do grania i zapraszania ^^
Share:

30 listopada 2019

Undertale: Na uwięzi - Rozdział II [ 18+]

Notka od autora: Przeglądając najczęściej wyświetlane notki na blogu, doszłam do wniosku, że ewidentnie brakuje wam porno z Undertale. Spięłam więc dupę i zrobiłam dla was prezent. Samo opowiadanie nie będzie zbyt długie, planuję około trzech rozdziałów ale zobaczymy jak wyjdzie w praktyce. Miłego czytania moje zboczuszki ;3
Autor: Usterka


 Rozdział 2 (Tu czytasz) 
     . . .


Droga wam mijała w milczeniu. Ani ty nie chciałaś się do niego odzywać, ani on do ciebie. Właściwie nie śmiał cię nawet zaszczycić ani jednym spojrzeniem. Jak się domyślałaś, mogłaś zapomnieć o swoim imieniu, przecież zwierz  nie ma własnego, właściciel musi mu je nadać… Aż obawiałaś się jakiś Fafiwków czy innych Burków. Oczywiście forma żeńska wchodziła w grę, jednak wiadomo było o co chodziło. Wbrew najszczerszym chęciom, chciałaś iść szybciej, ale nie mogłaś. Wlokłaś się przed nim tylko dlatego, że cię do tego zmusił. Gdy tylko zwalniałaś, czułaś jak ostra kość wbija ci się w plecy. Trzymałaś tempo by nie dać mu powodu do uczynienia z ciebie podziurawionego sera. Spokojny wdech i wydech, dasz radę. Gdzie jednak byłaś prowadzona?  Szłaś co prawda jakimiś uliczkami, poznawałaś ślady swojej cywilizacji, jednak dookoła były same potwory.  Czułaś się jeszcze bardziej mniejsza niż wcześniej. Wszyscy w dodatku widzieli cię  w całej krasie. Byłaś jednak zwierzątkiem do zabaw, pupilem. Nikim więcej nikim mniej, o ile prawdziwe zwierzęta nie miały przypadkiem lżejszych i lepszych warunków. Atak potworów nastąpił tak szybko… Nikt się nie spodziewał, że będzie ich aż tyle, że będą tak spragnieni zemsty… To co się działo, jak starli ludzkie siły… Słyszałaś tylko opowieści, ale to ci wystarczyło. Współczułaś tym, którzy na własne oczy to widzieli lub brali w tym udział.
Ciekawostka.  Szkielet w dalszym ciągu liczył na to, że uciekniesz. Dawał ci chwilami specjalnie warunki, czekając aż je wykorzystasz. Ty jednak nic nie robiłaś. Z jednej strony nie chciałaś kary, z drugiej jednak wiedziałaś, że jeśli naprawdę będzie chciał cię skrzywdzić, znajdzie ku temu powód. Nawet i najgłupszy!  Zacisnęłaś mocniej pięści prostując na nowo plecy. Szłaś sztywno. W myślach starałaś się sporządzić mapę by kiedyś móc uciec. Wszystko było tylko kwestią czasu.
                Ile ostatecznie szłaś? Nie miałaś pewności. Niby poznawałaś niektóre okolice, niby nie, za wiele rzeczy pozmieniało się od tamtych wydarzeń. Skrzywiłaś się na samą myśl o nich.
- JESTEŚMY NA MIEJSCU! NA CZWORAKA!- nim dane ci było jakkolwiek zaprotestować, jedna z jego kości już popchnęła cię, zmuszając tym samym do przyjęcia nowej pozycji- DOBRY ZWIERZAK!
Warknięcie niezadowolenia uciekło ci z gardła, co było oczywistym błędem. Jego ciężka stopa wylądowała na tych plecach, przygniatając cię do ziemi. Ciało w proteście niemalże zawyło.  Próbowałaś brać oddech, jednak nawet to było ci utrudnione.
- COŚ MÓWIŁEŚ?!- mocniej docisnął cię butem, gdy jednak nie otrzymał już żadnej odpowiedzi, ponownie się uśmiechnął a następnie zdjął z ciebie swoją stopę- DOBRZE! DO ŚRODKA!
                Jeśli  ten cały Sans miał tak samo krzyczeć cały czas, prędzej czy później czeka cię głuchota.  Jak można było tak głośno mówić? Przecież nie byłaś głucha! Powoli, chcąc nie chcąc, podniosłaś się a następnie udałaś do wejścia wielkiego budynku. Zostawili dużo z ludzkich rzeczy. Właściwie te bardziej leniwe nic nie zmieniały, te z większymi wymaganiami przewracały wszystko do góry nogami. Po widoku jaki zastałaś w środku nie uległo jednak wątpliwości, że ten, który cię wykupił, był dość wysoko postawiony. Ich, czy raczej teraz i twoje, mieszanie było naprawdę duże, chociaż pozbawione chłodnych akcentów bogaczy. W sumie mogłaś przyrównać  to do dość ciężkiej mieszanki małego ciasnego domku wrzuconego i pomieszanego z luksusowym wystrojem.  Wysokie pokoje, jak jego mieszkańcy, dużo okien i ….dość proste ale solidne drewniane meble. Nie wiedziałaś czy możesz iść dalej, to nie ruszyłaś się dalej.
- SAAAANS! !  TY LENIWA KUPO KOŚCI, GDZIE JESTEŚ?!
                Nie sądziłaś, że ktoś może AŻ tak krzyczeć. Albo dom był tak wielki i rzeczywiście ten cały Sans był zbyt daleko, albo  ten szkielet zdecydowanie przesadzał. Korzystając z okazji, że na ciebie nie patrzy, ty spojrzałaś ponownie na niego. Jak nic to był szkielet, jednak ubranie pod nim nie zapadało się. Wszystko układało się tak, jakby pod spodem było…. ciało. Twoje myśli biły się właśnie z wzrokiem, próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie, zaś ciekawska natura chciała podwinąć ubranie i obadać dokładnie sprawę. Oczywiście nie abyś dostała taką możliwość. Kości to kości, co najwyżej mogła to być zasługa magii. Coś, co po dziś dzień dla zwykłych prostych umysłów pozostaje nie do wytłumaczenia.
- Idę szefie! – chociaż był to krzyk, z dużą łatwością wyłapałaś niską tonację głosu.- Pali się spaghetti znowu czy co?
                Okey, to było dość dziwne, jednak nie śmiałaś się nawet zaśmiać. Chociaż cień uśmiechu na chwilę uniósł kąciki ust. Czyżby ta potrawa tak często padała ofiarą ognia? Być może potworom ta kuchnia nie wychodziła tak dobrze. Twoja uwaga szybko jednak zmieniła swój cel. Zamiast jedzenia sfokusowała się na szkielecie. Jednak to wcale nie był drobny szkielet! Chociaż był niższy od tego, który cię kupił, wcale nie był drobiną. Sans był…. masywny, jeśli tak można określić szkielet. Nie był chudą szczapą jak ten wysoki, a na swój sposób… tu i tam zaokrąglony. Ubranie miał nawet dość zwyczajne, czerwona bluza, trampki, jakieś czarne spodnie… Właściwie nic niezwykłego poza… No cóż, miał obrożę. To znaczy to coś wyglądało jak spora kolczata obroża z dużymi złotymi kolcami. Dyskretnie zerknęłaś w stronę wyższego. Czyżby zabawa w zwierzaki była nie tylko zarezerwowana dla ludzi? Nie śmiałaś wnikać w ich osobiste… upodobania. W końcu każdy lubi co innego. Wracając jednak do tego bardziej „przy tuszy” potwora… Jego czaszka również była inna. Ten wysoki miał ją bardziej smukłą, ten mniejszy zaś bardziej okrągłą, z oh, niespodzianka. On również miał duże i ostre kły, w zestawie jeden złoty. Jego czaszka miała jednak kilka pomniejszych pęknięć przy tych zębach, szczególnie z lewej strony. Szkielet zatrzymał się bliżej was, zerkając na chwilę w twoją stronę.
- Co to jest?
- A NA CO CI WYGLĄDA?! -wyższy z nich zdawał się być podirytowany, co skłoniło cię by nieeeco się odsunąć, tak dla własnego bezpieczeństwa.
- Na kiego grzyba ją tu sprowadziłeś? Nie potrzebuję nowego.
Wsłuchiwałaś się w rozmowę pomiędzy nimi, spoglądając to na jednego, to na drugiego. Niezbyt rozumiałaś sytuację, bowiem ta wydawała się dość… dziwna. Jeden próbował przekonać drugiego do swojej decyzji aż… no cóż, ten niższy z warknięciem się nie zgodził.
- Ruszaj się. Idziemy. –krótkie polecenie a po chwili przy twojej obroży pojawiła się czerwona smycz.
Z szerzej otwartymi oczami wpatrywałaś się w owe coś. To niestety zaowocowało na twoją niekorzyść. Jedno mocne szarpnięcie a ty poleciałaś do przodu, ledwo chroniąc twarz przed zaryciem w podłogę.
- Powiedziałam ruszaj się!- od jego warknięcia wzdłuż twojego kręgosłupa przebiegł zimny dreszcz.
Mocniej zagryzłaś wargę. Aż za dobrze pamiętałaś co się stało ostatnio gdy wyraziłaś swoje niezadowolenie. Tym razem szybko wróciłaś do odpowiedniej pozycji jaką narzucono ci, a następnie posłusznie udałaś się za tym niższym szkieletem.
- Kolejny bezużyteczny śmieć którego trzeba będzie karmić i sprzątać.- chwilami zerkał na ciebie, jednak po chwili znów wracał do patrzenia przed siebie.- Jakby to miało cokolwiek zmienić…
                Burczał dłużej, jednak dalszej części już nie rozumiałaś. Coś tam jednak jeszcze narzekał i marudził na „szefa”.  Padło również jakieś imię, jednak nie wiedziałaś, czy to było imię wyższego szkieletu, czy może mówił o innej osobie. Podążałaś grzecznie za nim, chociaż twoje kolana cholernie bolały. Gdy tylko się bardziej wlekłaś, czułaś jak mocniej cię ciągnie.  Musiałaś wtedy nadążyć za nim, inaczej byłaś pewna, że twoja szyja wyda nieciekawy dźwięk.
- Masz pecha, że zauważył cię mój brat Laleczko. – z jego gardła wydobył się chrapliwy śmiech
- Nie abym miała wyjście… - wymsknęło ci się nim zdążyłaś ugryźć się w język.
Potwór przyciągnął cię bliżej siebie jednym pociągnięciem, a następnie pochwycił za brodę. Skierował twoje spojrzenie na jego.
- No proszę, proszę, potrafisz mówić. A myślałem, że zsikasz się pod siebie na mój widok.
Dobrą chwilę analizowałaś to, co do ciebie mówił. Czułaś przez chwilę jak gorąc zalewa twą twarz. Czy on serio coś takiego ci wytknął? Zmrużyłaś lekko powieki, pierdoląc chęć zachowania życia, postanowiłaś się odezwać.
- Co może być strasznego w kupce gadających kości? –lekko się skrzywiłaś, jednak winą były jego ostre paliczki wciąż trzymające twoją twarz.
- Teraz nagle nabrałaś odwagi maleństwo? Uważaj, bo ta kupka kości pokaże ci na co ją stać.
                Jego szerszy uśmiech oraz czerwony blask oczu wcale ci nie pomagał. Co więcej,  twoje ciało spinało się, gotowe do ucieczki lub walki. Czy jednak miałabyś jakiekolwiek  szanse z tak wielkim potworem? Mogłaś zakładać, ze podobnie jak u wysokiego szkieletu, jego „masa” jest tylko dziełem magii, wcale nie odpowiadało słabej kondycji. Ciężej przełknęłaś ślinę, jednak żywo bijące serce nie pozwalało ci się uspokoić. Twoje zęby dopadły tym razem wnętrze policzków. Im dłużej wpatrywałaś się w tę twarz, tym bardziej znów miałaś ochotę użyć swych dłoni w celu dokładniejszego obadania. W całym tym wewnętrznym rozmyślaniu nie zauważyłaś, jak drugą ręką sięgnął do twej twarzy, głaszcząc ją. Mimowolnie wzdrygnęłaś się, bowiem spodziewałaś się chłodu jak przy dotyku porcelany. Jego kości jednak były… ciepłe.  Prawie jak ludzka dłoń, chociaż twarde i gładkie. Spróbowałaś odsunąć głowę, jednak jak na złość, nie dawał ci uciec od swojego dotyku. Jego dłoń nie zatrzymała się jednak na twarzy. Sunąc  jednym palcem udał się w stronę szyi. Zakreślił kilka kółek, kończąc swoją podróż tuż nad twoją piersią. Mimowolnie wzięłaś głębszy haust powietrza.
- Zobaczymy skarbie czy chociaż wnętrze masz ciekawe…
Twoja brew w tym momencie zawędrowała wyżej. Chciałaś spytać co ma myśli, jednak nie dane było ci dokończyć. Wypuścił cię co prawda, jednak w tej samej chwili tuż obok niego pojawiła się kość w czerwonej poświacie. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, tak właśnie się stało. Tak miał się zakończyć twój żywot?  Czy żałowałaś, że się odezwałaś? Nie. Korciło cię już i nie dawało to spokoju. Tylko wyrobiony refleks uchronił cię przed przebiciem na wylot.
- Co do….?!- syknęłaś i znów musiałaś uskoczyć, bowiem kolejna kość leciała w twoją stronę.
Miałaś wrażenie, że potwór bardziej bawi się z tobą, niż próbuje zabić. Kości chociaż nie ślimaczyły cię, gdyby chciały cię naprawdę trafić, nie jedną by miały okazję. Szkielet zdawał się na coś czekać. Gonił cię od prawej do lewej, zmuszał do tego by się przeturlać, odskoczyć a nawet boleśnie padać. Gdy zmęczenie na nowo cię dopadało, jedna z kości boleśnie trafiła cię w nogę. Zawyłaś z bólu, krzywiąc się potwornie. Rana nie była głęboka, przypominała bardziej cięcie, jednak nie ustępowała poważniejszym ranom w bólu. Serce biło coraz szybciej a skoki adrenaliny niwelowały ból. Coś wewnątrz ciebie kazało ci wstać i dalej uciekać. Kolejna kość jednak leciała już w twoją stronę. Coś jednak pojawiło się przed tobą, swym ciepłym blaskiem rozpraszając panujący półmrok. Zabawka Sansa zatrzymało się, a jego twarz przybrała wyraz prawdziwego zaskoczenia. Oczywiście o ile było to możliwe w przypadku czaszki.  Szkielet wyszczerzył się nader szeroko, przez co miałaś pełen widok na jakże wielkie i ostry kły.
- Laleczko… Chyba jednak zatrzymam cię na dłużej przy sobie.

Share:

POPULARNE ILUZJE