23 lipca 2019

Undertale: Projekt badawczy POTWÓR - Szarość nieba i róż na policzkach


Autor okładki: Muko
Notka od autora: Miałaś nadzieję, że teraz Twoje życie będzie jak bajka. Wynajęłaś nowe, śliczne mieszkanie. Całkiem sama. Bez rodziny, współlokatorów czy chłopaka, którego niedawno rzuciłaś. Będziesz jak królewna we własnym królestwie. Wolna i nieskrępowana. Problem w tym, że na Twojej kanapie śpi okryty puchatym kocykiem potwór. Czy więc królewnie wypada chodzić nago po mieszkaniu?
Autor: S.
Spis treści

Stojąc pod prysznicem zastanawiałaś się, jak wiele ciekawych rzeczy możesz pokazać G!. Świat w którym żyjesz jest ogromny, piękny i przerażający zarazem. Czułaś się zafascynowana faktem, że możesz przedstawić go istocie z innego świata. Twoja nauczycielska natura dawała się we znaki. Nie byłaś jednak pewna, od czego zacząć. Może powinnaś sobie ustalić jakiś plan? Czy istnieje podstawa programowa do przekazywania wiedzy ogólnej o świecie ludzi? Przede wszystkim musisz się dowiedzieć, co go interesuje. Na tej podstawie stworzysz cały scenariusz.

Wyszłaś spod prysznica owijać się ręcznikiem. Na szczęście dziś o niego zadbałaś. Wzięłaś też odpowiednie ubrania do przebrania się. Stanęłaś przed łazienkowym lustrem. Może pierwsze wrażenie nie było najlepsze, ale teraz się poprawisz. Wysuszyłaś i ułożyłaś włosy, umyłaś zęby, pokremowałaś twarz. Postanowiłaś zrezygnować z makijażu. Nigdy nie malujesz się siedząc w domu. Zresztą, przy G! lepiej być naturalną. To współlokator, nie będziesz przy nim wiecznie wyglądać jak gwiazda. Poza tym, przed chwilą widział cię w fatalnym stanie, teraz nawet nieumalowana wyglądasz o niebo lepiej.

Kac nadal ci dokuczał, ale dało się go przeżyć. Kawa powinna postawić cię na nogi. Pomożesz G! w zmywaniu naczyń, a potem zrobisz dla was jakieś dobrze śniadanie. To będzie pierwszy porządny posiłek od bardzo dawna, który będzie w stanie zjeść samodzielnie. Wychodząc z łazienki czułaś się całkiem dobrze. Spojrzałaś na stojącego przy kuchennym blacie potwora, który właśnie wycierał ostatni widelczyk przed włożeniem go do szuflady.

- Skończyłem w samą porę – powiedział odwracając się w twoją stronę. Żółte światełko lśniło w jego oku, podobnie jak cała reszta kuchni. Góra naczyń zniknęła, blat i kuchenka wymyte, zlewozmywak czysty. Cały aneks wyglądał, jakby był po małym remoncie.

- Czy ja się kąpałam aż tak długo? – Zerknęłaś na wiszący na ścianie zegar. Mogłabyś przysiąc, że razem z suszeniem włosów nie siedziałaś w łazience dłużej niż dwadzieścia minut. Doprowadzenie kuchni do takiego stany zajęłoby ci znacznie więcej czasu.

- Faktycznie, trochę się spieszyłem, chciałem skończyć nim wyjdziesz z łazienki – odpowiedział spokojnie.

- Jestem pod wrażeniem, ja bym to sprzątała z godzinę, albo dłużej – rozglądałaś się dookoła nie mogąc wyjść z podziwu.

- Drobnostka. Teraz zdradzisz mi kawowy sekret? Myślę, że zasłużyłem – uśmiechnął się do ciebie. Gdy jego twarzy nie zasłaniały bandaże, mogłaś z łatwością rozczytać emocje. Byłaś w lekkim szoku, że twarde kości mogą wyrażać ich aż tak wiele.

- Oczywiście! Zrobię kawę, a potem śniadanie – oznajmiłaś zakładając swój ulubiony kuchenny fartuszek – co powiesz na jajecznicę i tosty?

- Brzmi dobrze, ale wiesz, że zjem wszystko, cokolwiek zrobisz.

- Zjeść może i zjesz, pytanie tylko, czy ze smakiem – zaśmiałaś się. Masz świadomość tego, jak wmuszał w siebie niektóre z twoich potraw.

Wyjęłaś z kuchennej szafki puszkę z kawą i młynek, naszykowałaś czystą kawiarkę. G! stanął za twoimi plecami opierając ręce na kuchennym blacie, był całkiem blisko. Gdyby się lekko pochylił oparłby głowę na twoim ranieniu. Właściwie powinnaś go poprosić, aby trochę się odsunął i oddał ci twoją przestrzeń osobistą. Jednak czy wypada to mówić komuś, kto pijany śpi w cudzym łóżku?

- To jest całkiem poste. Następnym razem ja zrobię taką kawę dla Ciebie – usłyszałaś jego męski głos szepczący wprost do twojego ucha. Coś niebezpiecznie zadygotało w Twoim żołądku. To prawdopodobnie efekt nadmiaru wina. Już nigdy więcej nie będziesz się tak głupio upijać!

Po postawieniu kawiarki na kuchence zabrałaś się za przygotowywanie śniadania. G! chciał ci pomóc, ale wygoniłaś go z kuchni. Już i tak sporo się napracował sprzątając ją całą. Pokroiłaś warzywa i wbiłaś jajka do miski. Sięgając do wielkiego pudełka z przyprawami zauważyłaś, że w panującym tam zazwyczaj nieładzie zaszły pewne zmiany. Torebeczki był równo poukładane, do tego alfabetycznie.

- G! – zawołałaś wchodząc do saloniku. Potwór siedział na kanapie spoglądają w stronę okna – kiedy zdążyłeś poukładać wszystkie moje przyprawy?

- Przed chwilą, gdy sprzątałem kuchnię – nawet nie oderwał wzroku od upatrzonego punktu.

- To nienormalne, nikt by tego nie zrobił w tak krótkim czasie – byłaś w szoku. Masz sporo przypraw, zajmują wielki plastikowy pojemnik.

- Nic wielkiego. Nieotwarte opakowanie włożyłem Ci na sam tył. Najpierw zużyj te o najkrótszym terminie przydatności. Są odpowiednio ułożone – nie tylko ułożył je alfabetycznie, ale jeszcze według daty ważności!

- Nadal nie mogę uwierzyć, że zdążyłeś to zrobić, kiedy się kąpałam – wróciłaś do kuchni, aby zamieszać smażące się na patelni jajka. Też powinnaś się pospieszyć, bo wystygnie wam kawa.

***

Nie tylko kuchnia, ale całe mieszkanie zdawało się błagać o porządek. Gdyby nie zdawał sobie sprawy, jak wiele pracy przez ostatni miesiąc miała sprawczyni tego bałaganu, wziąłby ją za nieporządnego leniucha. Ewidentnie nie radziła sobie z nadmiarem obowiązków.

Większość mebli oraz wszystkie ściany w mieszkaniu były białe. Miękkie koce i poduszki, dywanik pod nokami kanapy, koronkowe firanki i długie zasłony w oknie tworzyły bardzo ciepłą i przytulną atmosferę. Wystrój był uroczy i bardzo kobiecy, czyli totalnie nie w jego stylu. Nie będzie na to narzekał, w końcu to nie niego mieszkanie. Pewnie i tak nie pobędzie tu długo.

Miał straszną ochotę podejść bliżej okna i rozejrzeć się po okolicy, ale H. już dawno mu tego zabroniła. Uparcie twierdziła, że ktoś może go zauważyć. Z bezpiecznej odległości starał się dojrzeć kawałek nieba, bo większość widoku przysłaniały sąsiednie budynki. Było szare, nie dostrzegł też ani śladu złotego słońca. To dziwne, zawsze wyobrażało sobie, że niebo ma kolor błękitny i jest upstrzone małymi, białymi chmurkami. Nagle zdał sobie sprawę, że nocą na tym małym skrawu nie widział żadnych gwiazd. Była tylko czerń. Coś jest nie tak.

- Śniadanie gotowe! – Dziewczyna wyrwała go z zamyślenia.

Posiłek przygotowany przez H. prezentowało się naprawdę smacznie. Ułożyła talerze i półmiski na stole znajdującym się w małej wnęce. Miejsce pełniło rolę maleńkiej jadalni oświetlonej wielkim oknem, na parapecie którego stały doniczki świeżych ziół oraz kwiatów.

- To niebo jest jakieś dziwne. Dlaczego nie jest błękitne? – Widok z drugiego okna był nieco inny. Widział gałęzie bezlistnych drzew i trochę więcej szarej masy na nieboskłonie.

- To gęste, szare chmury – H. spojrzała na małe płaskie pudełko, które po dotknięciu zabłysło kolorowym ekranem. To telefon komórkowy? Jaki… oryginalny.

- Według prognozy pogody dziś będzie duże zachmurzenie oraz opady śniegu z deszczem lub śniegu. Wieczorem i w nocy będzie bardzo zimno.

- Szkoda, może kiedyś będę miał okazję ujrzeć czyste niebo – westchnął siadając do stołu.

- Jestem tego pewna. Już moja w tym głowa, żeby pokazać Ci wszystko, co najfajniejsze i najpiękniejsze na tym świecie – zaśmiała się entuzjastycznie. Jej koralikowe oczy zalśniły radością. Aktualnie to jest najpiękniejsza rzecz, którą dane mu jest oglądać na powierzchni. Na widok czystego nieba i słońca może jeszcze zaczekać.

Już od jakiegoś czasu wiedział, że pragnie jej bliskości. Przez kilka tygodni próbował odpędzić od siebie te absurdalne myśli. Wmawiał sobie, że sam czuły dotyk i troska to za mało, aby mógł czuć coś podobnego do człowieka. Teraz, kiedy może ją widzieć, coraz trudniej mu z tym walczyć. Wiedział, ze chce być blisko niej. Fizyczny kontakt z drugą osobą to jedna z podstawowych potrzeb potworów. Dziecko nie będzie się dobrze rozwijać, jeśli nie będzie przytulane i głaskane przez najbliższych. Z czasem jednak bliskość rodziny nie jest wystarczająca. Właśnie dlatego, po skończeniu odpowiedniego wieku, natura każe im szukać kontaktu z innymi potworami. To popęd, coś całkowicie naturalnego, jeśli ma się nad nim kontrolę.

Jednak nie chodziło jedynie o fizyczną bliskość, on chciał być po prostu przy niej. Tęsknił, gdy wychodziła z domu, cieszył się z jej obecności, nawet, gdy była bardzo zajęta i nie miała dla niego czasu. Teraz, gdy może nie tylko czuć jej obecność, ale również podziwiać ruchy jej ciała i delikatne gesty, widzieć miły uśmiech, który posyłała mu w trakcie posiłku. Był szczęśliwy. Nawet, jeśli to potrwa krótko, bo niedługo będzie musiał ją opuścić, to chce zapamiętać tę chwilę i każdy błysk jej wielkich, pięknych oczu oraz urok coraz mocniej zaróżowionych policzków.

***

Gapił się na Ciebie. Przez całe śniadanie czułaś jego wzrok na swojej twarzy. Starałaś się być cierpliwa i nie robić z tego problemu. Ostatecznie ty też przyglądałaś się jemu, kiedy pił, jadł i poruszał się. Byłaś tym tak samo zafascynowana jak on tobą. Cała różnica polega na tym, że on wówczas nie widział twojego bezczelnego wpatrywania się. W przeciwieństwie do ciebie w tej chwili. Czułaś się skrępowana.

- Mam nadzieje, że Ci smakuje. Naprawdę się starałam – chciałaś, aby bardziej zainteresował się swoim talerzem, niż tobą.

- Jest naprawdę pyszne – stwierdził nie odrywając wzroku od twojej przeżuwającej paszczy. Kawałek ogórka spadł ci z widelca i wylądował na bluzce. Rany, co za wstać.

- Nadal nie mogę wyjść z podziwu, że tak szybko posprzątałeś tę kuchnię – naprawdę bardzo chciałaś zająć go jakąkolwiek rozmową.

- Wiesz, dawno niczego nie robiłam, widocznie zdążyłem wypocząć na tyle, że mogłem pracować szybciej – stwierdził odwracając lekko wzrok.

- Co chcesz robić potem? Teraz, kiedy widzisz, mogę pokazać Ci sporo rzeczy! Zastanów się, co Cię interesuje. Możemy założyć zeszyt z tematami, które chciałbyś omówić – w twojej głowie zaczął kreować się projekt potworzej edukacji.
- Myślę, że powinniśmy zacząć od posprzątania reszty mieszkania – Co? Chwila, nie takie miałaś plany na ten weekend!
- Naprawdę? Musimy to robić dziś? – Jęknęłaś.
- Wolisz nadal mieszkać w bałaganie? Masz śliczne mieszkanie, ale jego urok gubi się pod warstwą kurzu – Nawet on musi cię pouczać w kwestii utrzymania porządku? Wystarczy, że twoja młodsza siostra ciągle się o to czepia.
- No dobrze, ale mi pomożesz, skoro jesteś w tym taki szybki – Wycelowałaś w niego łyżeczką od herbaty.
- Zdecydowanie nie zrobię tego za darmo. Jest coś, o co muszę Cię prosić. Coś, bez czego coraz trudniej mi żyć.
Share:

20 lipca 2019

Komiks: Przygody Boga - Znudzona Cerber [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści




Share:

Komiks: Przygody Boga - Ostatnie chwile [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści







Share:

Komiks: Przygody Boga - Werset [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści






Share:

Komiks: Przygody Boga - Gdzie jest dusza? [Adventuers of God - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Popatrzcie na wpadki Boga - władcy Nieba, który czasem jest zbyt naiwny i nadużywa alkoholu. 
Autorzy komiksu: Teo Corey
Komiks po angielsku na: WebToon
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści









Share:

19 lipca 2019

Deos Numbria - Invidia cz I

                
Notka od autora: Świat nigdy nie był i nie będzie idealnym. Jego największą plagą stała się ludzkość. Zgnilizna wojen wyniszczyła go kompletnie. Wśród gruzowisk dawnego ładu udało się jednak odnaleźć pewnej grupie osób. To dzięki niej świat zaczął budować się na nowo, jednak już nigdy nie miał być taki sam. Rasa ludzka podzieliła się na dwa środowiska, które wyznaczały standardy prowadzonego życia. Od tamtej chwili mogłeś być prostym cywilem, albo naukowcem z wybitnym intelektem. Zapraszam do poznania historii świata, w którym tylko bystre głowy mają coś do powiedzenia.

Z góry pragnę uprzedzić, iż w opowiadaniu mogą pojawić się wątki 18 +, nie tylko sceny seksualne ale również bardziej brutalne, lub zawierające przekleństwa. Dlatego zalecam czytać starszym nieco użytkownikom ;3       
                                                                                                                                          AutorUsterka
                                                                                                        Autor obrazka: Usterka
Spis treści :

✝ Początek 
✝ Invidia cz I ✝ ( obecnie czytany)
Invidia cz II 
✝ Invidia cz III 
✝ Mirum cz I 
  Mirum cz II 
✝ Specjalny Dodatek 
✝ Arbitrium 
✝ Emissicius 
. . .

Po wejściu do posiadłości zmęczenie uderzyło w nią z jeszcze większą siłą. Powieki zdawały się być cięższe niż jeszcze parę minut temu. Musiała jednak dotrzeć do swojego pokoju. Tam zaś będzie miała możliwość wypoczynku. Każdy wdech jednak i wydech, kosztował ją wiele. Z głośniejszym westchnięciem oparła się o framugę drzwi. Czuła zawroty głowy, dała by sobie nawet rękę uciąć, że jej przybycie nie pozostało bez echa w domu. Drugi domownik z pewnością wiedział kto wrócił.
            Kobiecie daleko było, do pokazywania słabości. Nawet jeśli słyszała skrzypienie starych i drewnianych schodów, nie potrafiła się ruszyć. Była jednak pewna, że nie ma nic gorszego, niż okazywanie drapieżnikom słabości. Chcąc  nie chcąc musiała iść dalej. Odepchnęła się więc od ściany, chociaż uczyniła to nader powoli, a następnie jakby nigdy nic, starała się iść prosto.  Słyszała jak dom ożywał. Wiatr gdzieś mocniej zagwizdał, okiennice wywołane chwilowym przeciągiem zatrzaskały, a podłoga… Cóż, ona już wygrywała swoje akordy, witając ją z powrotem.
            Oko, które nie było skryte pod grzywką, wyłapało ruch na końcu korytarza. Słyszała nawet jak deski wręcz jęczą, ledwo znosząc ciężar tego, co się zbliżało. Powoli się wyprostowała jeszcze bardziej, a na twarzy przywołała spokój, jaki zazwyczaj widywał na jej twarzy. Z każdym krokiem byli coraz bliżej siebie, cały czas jednak upominała się, że chociaż go znała, wychowała, s t w o r z y ł a  nigdy nie będzie w  pełni przewidywalny.
            Saphira nie należała do niskich kobiet, stojąc jednak idealnie naprzeciw własnego eksperymentu… Czuła się drobna. Przy nim była niczym kłos zboża na wietrze. Jeden silniejszy podmuch a już nigdy by się nie podniosła. Jednak to nie ona mu się skłoniła, to nie ona była tą, która była podległa.
- Pozwól…- wyciągnął dłoń w jej stronę, czekając aż poda mu brudny płaszcz.
            Istota którą przed nią stała, mierzyła dwa i pół metra, nie jednego z pewnością by przyprawiła o zawał. Saphira miała jednak inne spojrzenie na ów istotę, nie patrzyła tylko na ostre kły jakie miał, na palce uwieńczone szponami, czy nawet na muskularnie zbudowaną sylwetkę. Nawet jej zmęczony umysł był w stanie cały czas widzieć więcej. Szybko podała mu swój płaszcz i już chciała iść dalej, jednak poczuła jak zawroty głowy nasilają się. Nim jednak miała dość bolesny upadek, silna dłoń złapała ją w pasie i przyciągnęła bliżej siebie.
- Nic mi nie jest, puść już i zajmij się ubraniem.- warknęła po czym spróbowała ustać o własnych siłach- Naprawdę…. Jest dobrze.
            W miarę udało jej się go przekonać, chociaż wiedziała, że jego oko było równie bystre co jej. Mógł nie mieć wystarczającej wiedzy by wiedzieć co jej dolegało, ale znał jej normalną postawę, wiedział jak chodziła gdy była zdrowa, a jak się zmieniała, gdy była przemęczona. Uczył się błyskawicznie. Szybciej nawet niż jej się zdawało.
- Dobrze. –walczył w sobie, widziała to po zmarszczonej, widocznej brwi.
            Odprawiony ruchem ręki odszedł, kobieta zaś idąc przy ścianie, brnęła dalej.  Schody nagle zdawały się jej być największą przeszkodą w domu. Zacisnęła jednak pięści, złapała się solidnie rzeźbionych barierek i ruszyła. Nie dawała sobie wmówić, że schodów jest więcej, a te troiły się na potęgę. Gdy odczuwała całość zbyt mocno, zamykała oczy i odczekiwała chwilę. Chociaż zbyt głębokie wdechy i wydechy nie były przepełnione świeżym powietrzem, to jednak zapach starego drewna i kurzu był swego rodzaju błogością. Nie było tutaj sterylności, jaka panowała w Centrum Badań. Nic ją nie raziło, nie drażniło w nos. Ten dom był taki, jaki chciała, dokładnie taki, jakim go potrzebowała.
            W końcu udało jej się dotrzeć do sypialni. Zrzuciła z siebie resztę przepoconych ubrań a następnie padła na łóżko. Nawet głupie skrzypienie było dla niej niczym kołysanka. Jej oczy powoli same się zamykały, pragnąc by ciało doznało upragnionego odpoczynku. Brała spokojne wdechy i wydechy, ciesząc się ciszą. W końcu jej ciało zaznało błogości.
            Spokojny sen przerwało jej jednak pukanie. Z warknięciem otworzyła oczy a następnie rzuciła w stronę eksperymentu krótkie pozwolenie na wejście. Szczelniej okryła się jeszcze kocem, nim znajoma sylwetka pojawiła się przed jej oczami.
- Twoje laboratorium…. Dzwoni ktoś…. Buczy i bzyczy… -mruknął krótko a na pytanie, czy jest to takie ważne by się ruszała, wykrzywił się, a kąciki ust zdawały się wygiąć w dół jeszcze bardziej- Dzwoni… trzeci… Nie chciałem ci mówić od razu byłaś zmęczo….
- Czekaj! Dopiero teraz mówisz mi, że ktoś się dobija już trzeci raz!? Cholera, powinieneś mi od razu powiedzieć! A jeśli to szefostwo? Wyjdź z pokoju, muszę się ubrać. Już, wynocha.
            Z potokiem słów godnym nie jednego szewca po czterech litrach, kobieta dźwignęła się z posłania i zarzuciła pierwszy lepszy strój, który przy tym nie był aż tak wymięty. Przygładziła również włosy, by prezentować się nieco lepiej. Nie mogła jednak nic poradzić na półksiężyce jakie zrobiły się pod jej oczami. Zasłoniła również połowę twarzy, kryjąc tym samym szpecącą ją bliznę. Strach i niepokój pobudziły ją do tego stopnia, że zmęczenie odeszło na dalszy plan. Niemal w biegu poleciała korytarzem  a potem po schodach pognała w dół. Na szybko odpaliła lampy, rozświetlając nieznacznie swoje miejsce pracy. Wzrokiem odszukała pilot a chwilę później już na ekranie pojawiła się jej aż nazbyt znajoma sylwetka. Chcąc nie chcąc na jej twarzy zagościł grymas niezadowolenia.
- Ahh Saph, nie odzywałaś się długo, zacząłem się martwić, że może jednak misja cię przerosła i ….
- Nie bądź śmieszny. Wepchnąłeś mnie w sam środek zamieszek, wykonanie zadania w wyznaczonym terminie czasowym nie było możliwe.- fuknęła niczym rozjuszony kot.
- To banda dzieciaków. Ile może zająć pozbycie się ich? Myślałem, że stać cię na więcej-zacmokał jakby w rozczarowaniu, a jego zielone oczy nabrały ostrzejszego wyrazu.- Twoi rodzice z pewnością załatwiliby to sprawniej… Jaka szkoda, że ich nie ma…..
            Szpilki trafiały idealnie. Niemal widziała jak stoi przy niej, głaszcze czule po głowie a potem… z czystą premedytacją wbija ostre przedmioty. Nawet jeśli ją to zabolało, wolała nie dać po sobie znać.
- Nie waż się tak mówić do niej! Ledwo co o własnych siłach wróciła!
            Czarnowłosy eksperyment stanął przed nią, zasłaniając jej sylwetkę własną osobą. Widziała, a nawet słyszała, jak bardzo nie spodobały mu się słowa blondyna.
- Saph, kochanie, każ się temu zwierzęciu zamknąć, i nie wtrącać w nasze rozmowy, albo osobiście zadbam o jego tresurę.
            Nie chciała…. Ale musiała. Złapała mężczyznę za okrągły ogon a następnie ciągnąc za niego, zmusiła by usiadł na ziemi. Gdy tylko jego długie królicze uszy znalazły się w zasięgu jej dłoni, mocniej je pochwyciła, a następnie zmusiła go, by spojrzał w stronę jej rozmówcy na ekranie.
- Natychmiast przeproś, za wtrącanie się do naszych rozmów.
- Ale on ciebie….
- Przeproś.-mocniej ścisnęła jego uszy, czym wydusiła dość głośny i bolesny jęk u eksperymentu.
- Przepraszam… za wtrącanie się w rozmowy… Nie miałem prawa.
            Spojrzenie czarnowłosej pobiegło w stronę jej rozmówcy, czekając na werdykt. Chciała puścić już te uszy, bowiem doskonale czuła jak bolesne było to co robiła, czuła jak całe jego ciało się napięło. Pan Królik jednak się nie odzywał więcej. Zrozumiał, że cokolwiek by się teraz nie działo, musiał siedzieć cicho.
- O to mi chodziło, widzisz? Czy to było takie trudne? Zwierzęta muszą znać swoje miejsce…- tu odchrząknął a następnie wrócił do milszego wyrazu twarzy jak i tonu- Dziś jest uroczystość  wyprawiana przez Octaviara. Zaprasza tylko swoich najbliższych ale… kazał mi zaprosić również ciebie. Jeśli jednak jest tak jak mówi ten twój… królik i nie masz sił….
            Nie dawała się nabrać na tę fałszywą troskę. To był kolejny test w jej stronę. Puściła swój eksperyment, polecając mu, by poszedł na górę i przygotował herbatę.
- Powiedz tylko o której  przyjedziesz mnie odebrać a będę gotowa. Pan Królik ma błędne odczyty stanu zdrowia, nie przejmuj się jego słowami.
- To świetnie! Cudownie cię będzie znów ujrzeć w tej jednej sukience, koniecznie musisz ją założyć- zaklaskał w dłonie, szczerząc swoje białe zęby- Za dwie godziny przyjadę po ciebie. Lepiej bądź gotowa, nie lubię czekać. I koniecznie załóż ten naszyjnik ode mnie.
            Obraz zniknął a ona opadła na jedno z pobliskich krzeseł. Głośne westchnięcie uciekło z jej ust, podobnie jak siła, która pozwalała trzymać się jej na nogach. Cóż, skoro została zaproszona przez Pierwszego, iść musiała.
- Z pewnością będzie ciekawie…..
            Po tych słowach dźwignęła się z miejsca i poczłapała w kierunku wyjścia z laboratorium. Liczyła tylko na to, że nie będzie musiała wiele chodzić. W najlepszym wypadku usiądzie gdzieś w kącie i przeczeka to wszystko… Tak, to był plan idealny jak przetrwać.
Share:

18 lipca 2019

EVENT: Wyślij moderację na wakacje - Shiro Higurashi

Spis treści:
Shiro Higurashi (obecnie czytany)

Był to kolejny dzień na Handlarzu Iluzji. Użytkownicy spędzali czas jak zwykle, administracja dzielnie sprawowała nad wszystkim piecze i nic nie wskazywało na to, żeby dzień ten miał się czymkolwiek różnić od innych. Wtem nagle rozległo się pukanie do drzwi pokoju niezmordowanych strażników porządku. Po chwili otworzyły się one, ukazując dwie dziewczyny, gotowe pomóc jakiejś zbłąkanej duszyczce lub iść bezlitośnie skopać dupętrollom – Oczytaną i Usterkę. Od razu rozpoznały osobę, która do nich przyszła. Gustowny czerwony krawat oraz niebieska szykowna czapka nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że jest to Magiczny Osioł.
- O, Osiołek witaj - przywitały go, na co zwierzak ukłonił się nisko.
- Witam serdecznie drogie Panie. Mam nadzieję, że nie odrywam Pań od czegoś ważnego – zapytał niepewnie.
- Nie, ależ skąd osiołku my tylko... - zaczęła Oczytana, ale zawahała się, nie będąc przekonaną, co powinna powiedzieć. Spojrzała więc na stojącą koło niej towarzyszkę. Usterka zachichotała patrząc jednoznacznie na Oczyś, ale szybko przeniosła wzrok na Osła i odezwała się do niego.
- Nieee, spokojnie. Mów, co cię do nas sprowadza?
- Ostatnimi czasy zauważyłam, że Panie, mam tu na myśli administrację tego wspaniałego miejsca, pracują bez odpoczynku, pilnując serwera. Chciałbym więc zaproponować szanownym Panią zasłużony urlop. Zdaję sobie oczywiście sprawę, że są Panie zapewne niezwykle zajęte i nie mogą zostawić serwera samego sobie na zbyt długo. Jednakże, jeśli można, pozwoliłbym sobie sugerować, że jakiś, choćby weekendowy, odpoczynek od pracy byłby wskazany dla zdrowia Pań.
Po tym wywodzie osiołek wyjął z pomocą magii z torby kopertę i podał kobietom, uśmiechając się do nich niepewnie. Oczytana rozczuliła się, widząc troskę osiołka i wyciągnęła rękę po kopertę. Obejrzała ją dokładnie, po czym otworzyła, by zapoznać się z jej treścią. Było to zaproszenie do włości hrabstwa de Mortein. Kobieta uniosła brwi ze zdziwienia, kto w końcu spodziewałby się od Osła zaproszenia do posiadłości jakiegoś hrabstwa? Termin był wyznaczony na dowolny weekend - od piątkowego południa do niedzieli rano. Jedynym dziwnym elementem był wymóg, by nie brać ze sobą telefonu, komputera, ani żadnej innej elektroniki. Nie było to typowe, ale uznano, że prawdopodobnie Osioł chce, by administracja naprawdę odpoczęła od świata. Zresztą krótki weekend szło wytrzymać na odwyku. Dziewczyny spojrzały po sobie, uśmiechając się. Następnie przytuliły osiołka i zniknęły na chwilę za drzwiami ogłosić reszcie radosną nowinę.
W najbliższy weekend, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, przed barem Gillbys stanęła minimalistycznie zdobiona karoca w starym stylu. Schludnie ubrany woźnica w średnim wieku zszedł zgrabnie na ziemię i otworzył drzwi od karocy, z której wysiadł odświętnie ubrany Osiołek. Wprawdzie do spotkania było jeszcze dobre kilkanaście minut, ale przecież nie wypadałoby kazać damą czekać. O umówionej porze cztery kobiety wyszły z budynku ciągnąć ze sobą walizki.
- Witam Panie serdecznie – przywitał się Osiołek, stając na tylnych kopytkach i kłaniając się. - Dziękuję serdecznie, że zechciały Panie skorzystać z danego zaproszenia. Proszę pozwolić zająć się Eugeniuszowi bagażami i rozgościć się w pojeździe. - Na to mężczyzna podszedł i wziął od kobiet walizki, pakując je ostrożnie pod karocę, osiołek natomiast otworzył drzwi i zaprosił gestem Panie do środka. Po chwili cztery kobiety i Osioł byli się już w pojeździe, a woźnica, zamocowawszy porządnie walizki, zasiadł na swoim stanowisku i wydał komendę, na którą ciągnięty przez konie powóz ruszył.
Po godzinie powóz w końcu zatrzymał się w docelowym miejscu. Ledwo woźnica zdążył otworzyć drzwi, a cztery kobiety już wypadły gwałtownie z karety, nie mogąc się doczekać, by zobaczyć miejsce docelowe. Jakież było ich zdziwienie, gdy zobaczyły przed sobą okazały zamek w starym stylu z otaczającymi go wielkimi połaciami zieleni. Spojrzały dość zszokowane na osła (który również wysiadł) na co ten ukłonił się i już miał coś powiedzieć, gdy zobaczył idącą od zamku parę. Mężczyzna w strojnym, staromodnym garniturze, od którego biła niezwykła pewność siebie, odezwał się do kobiet serdecznie.
- Mam zaszczyt i przyjemność powitać Panie w tych skromnych progach. Jam jest Hrabia Henryk de Mortein, a oto hrabina Hortensja de Mortein – powiedział, wskazując na stojącą koło niego kobietę w wystawnej sukni, również w starym stylu.
Po przywitaniach służba zabrała bagaże gości do ich komnat, a same Panie udały się z osłem i gospodarzami na powitalny obiad w salonie. Stół był niezwykle bogato zastawiony potrawami. Mimo iż szykowany na 6 osób i osła, sprawiał wrażenie, że i dwudziestu chłopa spokojnie by się najadło. Gospodarze nie byli pewni, w czym goście gustują, więc zarządzili tak, by było w czym wybierać i nawet najbardziej wybredna osoba lub na jakiejś dziwacznej diecie znalazła na stole coś dla siebie.
Gdy wszyscy się najedli Osiołek zabrał turystki na przechadzkę po ogrodzie, by odpocząć po podróży i obfitym posiłku. Ogród przypominał w zasadzie bardziej wielki park. Znajdowało się w nim mnóstwo drzew (przede wszystkim ozdobnych) pięknych rzeźb, ławeczek, postawionych, by odpocząć w cieniu drzew oraz przede wszystkim całe połacie kwiatów i krzaków kwitnących. Zewsząd rozchodziła się przyjemna woń kwiatów, lecz nie sposób było określić jakich. Jednak spotkany po drodze ogrodnik, znający nawet najbardziej egzotyczne rośliny w ogrodzie, wymienił nazwy wszystkich rosnących dokoła kwiatów, których woń łączyła się ze sobą, tworząc jedyną w swoim rodzaju mieszankę. Osioł-przewodnik również opowiadał gościom o zgromadzonych roślinach, mówił znane mu historię związane z nimi, oraz ciekawostki. Odpowiadał też cierpliwie na wszystkie pytania gości, najdokładniej jak tylko umiał. (Jeśli jednak czegoś nie wiedział, po prostu wołał któregoś z ogrodników, zajmujących się pracą.) W tle natomiast słychać było śpiew ptaków, które mieszkały wśród licznej zieleni, oraz szum strumyka płynącego przez ogród niczym srebrzysto niebieska wstęga.
Zwiedziwszy niezwykle rozległą część kwiatową, przyszedł czas na drugi, nieco mniejszy sektor ogrodu. Wycieczka przeszła nad rzeczką przez malowniczy, kamienny mostek i znalazła się części przeznaczoną na skalniaki, szklarnię, oraz rośliny jadalne. Osiołek robiący za przewodnika zaprowadził kobiety do szklarni, gdzie znajdowały się rośliny potrzebujące specyficznych warunków. Dział z roślinami owadożernymi wzbudził niemałe zainteresowanie. Podobnie jak ten z roślinami trującym. Nikt na szczęście niczego nie zerwał, a przynajmniej Osiołek nie zauważył tego. Po zwiedzeniu wszystkich szklarni nadszedł czas na odpoczynek po spacerze. Przechodząc wśród skalniaków, doszli do części z roślinami jadalnymi, gdzie gałęzie drzew, aż uginały się od owoców. Oczywiście wkoło nie brakowało również krzaków oraz krzaczków i grządek z roślinami wydającymi jadalne jagody. W centrum natomiast znajdowała się altanka, na której ścianach rosły róże pnące. W środku stał drewniany stolik, na którym leżało jeszcze ciepłe ciasto, świeżo zerwane owoce oraz gorąca herbata. Osiołek zaprosił Panie do stołu na chwilę przerwy od chodzenia. W przyjemnej atmosferze goście pokrzepili się popołudniową herbatką i poszli raźnie zwiedzać dalej.
Kolejnym punktem programu była część posiadłości z żywymi zwierzętami. Nie było żadnych przeciwwskazań, by pogłaskać owieczki, lub poczęstować konie chlebem. Nawet była wydzielona część z ogromnymi wolierami, gdzie latały gołębie, kanarki, słowiki, a nawet papugi. Chętne Panie mogły swobodnie wejść do klatek, usiąść na o dziwo nieskazitelnie czystych ławeczkach i nakarmić ptaki przygotowanymi przysmakami. Te natomiast chętnie podchodziły i jadły kobietom z ręki,w ogóle się nie bojąc, usiąść w pobliżu nich lub nawet (jeśli nie zostawały odgonione) na nich.
Po tym przyszedł czas na ulubioną zagrodę przewodnika. Nie trudno było się domyślić, że znajdowały się w niej właśnie osły. Parę starszych osobników pokiwało radośnie do Magicznego Osła i powiedziało coś, co tylko on mógł zrozumieć. Kiwnął przytakująco, na co parę oślic wydało z siebie charakterystyczny, głośny dźwięk, a po chwili z drewnianego domku wybiegło sześć małych osiołków, które od razu podbiegły do płotu zagrody i patrzyły się na nowe twarze.
- Proszę się nie krępować. Do zagród można swobodnie wchodzić. Tylko ostrzegam – te maluchy, mimo iż poproszone, by nie ubrudzić Paniom ubrań, mogą w radości o tym zapomnieć. Mogą Panie również poczęstować je marchewkami, które są oślim przysmakiem w tych stronach - powiedział jedyny magiczny osioł w okolicy, pokazując na stojące nieopodal kosze pełne marchewek, na co osły w stajni zarżały, czując, co się szykuje. Po chwili Osioł otworzył ostrożnie zagrodę, wpuszczając niebojące się przyszłego prania kobiety z koszami. Źrebaki na to nie traciły ani chwili i od razu zaczęły słodzić się do kobiet. Każdy był naturalnie inny, jeden ocierał się nieśmiało o nogi, zerkając z nadzieją na koszyki. Inny od razu zaczął wesoło niuchać, dając do zrozumienia, co by mu sprawiło wielką radość. Jeden – najśmielszy od razu oparł się o nogę trzymającej najniżej koszyk kobiety i zaczął go trącać łbem i rżeć domagając się poczęstunku. Dwa pozostałe stały i uśmiechały się, mając nadzieję, że któraś do nich podejdzie. Ostatni natomiast był niezwykle nieśmiały i po rozejściu się jego przyjaciół bał się sam podejść do Pań. Osiołek w krawacie skinął na matkę małego źrebaczka, która podeszła z nim do hojnych gości. Po chwili również reszta zwierząt z zagrody była koło kobiet i rżała radośnie, ponieważ każde miało nadzieję, że to właśnie jemu przypadnie następna marchewka z koszyka. W pewnym momencie kobiety, aż zaczęły się martwić, że nie starczy dla wszystkich, jednak Magiczny Osioł czuwał. Widząc to zakłopotanie, gdy zapas się nieubłaganie kończył, wyszedł z zagrody i przyniósł im nowe kosze - pełne marchewek. Sam jednak pozostał na zewnątrz zagrody, gdyż miał plan, by korzystając z okazji, że goście są zajęci, samemu podłączyć się cichaczem pod marchewkową ucztę. Ostatecznie wszystkie osły były najedzone, a kobiety, choć trochę ubrudzone piachem i słomą, to zadowolone. Wyszły radośnie z zagrody, żegnając się ze zwierzątkami i strzepnęły z siebie brud, który odpadł z łatwością.
Po tym przewodnik oprowadził je po reszcie połaci zieleni, pokazał studnię, wskazał z dala na pobliskie jezioro, które było zaplanowane na dzień następny oraz dziedziniec. Następnie zabrał je do skrzydła zamku, gdzie znajdowały się ich komnaty. Oczywiście wszystkie cztery było koło siebie, a bagaże już na nie czekały. Każdy pokój miał oddzielną łazienkę, znajdowały się w nich specjalne dzwonki, z pomocą których mogły one wezwać służbę wedle potrzeby oraz ogromne łoża. Tak wielkie, że spokojnie mogły się zmieścić wszystkie cztery na jednym. Po pokazaniu wszystkiego Osiołek zostawił je, by odpoczęły przed kolacją, która miała odbyć się za godzinę.
O ustalonej porze lokaj i Osiołek przyszli zabrać gości na kolację, która była niewiele mniej wystawna co obiad. Widać było natomiast, że wszystko jest świeżo robione i oczywiście nawet jedna potrawa nie została odgrzana. Przy stole czekali na gości również wcześniej poznani gospodarze i zapraszali do stołu. W gościnnej atmosferze wśród rozmów płynął radośnie czas. Po posiłku para pożegnała się, życząc gościom niczym niezakłóconego spoczynku. Reszta natomiast przeszła do bawialni, by mogli bez krępacji dalej rozmawiać, nie przeszkadzając służbie w sprzątaniu stołu. W przyjaznej atmosferze wśród gier i rozmów spędzili goście wieczór, a następnie zostali odprowadzeni do swoich komnat, by odpocząć przed kolejnym dniem.
Z rana służba obudziła kobiety zgodnie z zapowiedzią. (Nikt nie komentował faktu, że nie wszystkie zostały zastane śpiące w swoich własnych komnatach.) Garderobiany zaproponowały pomoc przy przebieraniu się oraz wczasowiczki zostały zapytane, czy nie potrzebują czegoś, a wszystko, czego im brakowało, zostało natychmiast dostarczone. Po porannej toalecie Osiołek przyszedł zaprowadzić administrację HI na śniadanie, które odbywało się na tarasie. Na stole zastawionym dla siedmiu osób czekało mnóstwo przysmaków i potraw adekwatnych do pory dnia. Kawa i herbata oczywiście też były dostępne bez limitu. Po posiłku kobiety zostały odprowadzone do komnat, by mogły wziąć potrzebne rzeczy na dalsze zwiedzanie, ewentualnie zmienić ubranie.
Po czasie na naszykowanie się Osiołek zaprowadził Panie nad wcześniej wspomniane jezioro, gdzie już oczekiwała łódka. Najpierw jednak zaplanowana była przechadzka brzegiem jeziora i karmienie kaczek chlebem, który leżał przygotowany. Po pokazaniu okolicy i nacieszeniu się naturą naszła pora na rejs po jeziorze.
Wsiedli wszyscy do łódki razem z dwoma mężczyznami, którzy wiosłowali, gdyż łódź była na napęd ręczny. Nikomu się nie śpieszyło, gdyż na jezioro przeznaczony był cały czas do obiadu. Oczywiście łódka nie była jedyną atrakcją. Po pół godziny dopłynęła ona do innej części jeziora, która była urządzona w plażowym klimacie. Pogoda dopisała i osoby, które pragnęły, mogły zażyć kąpieli, przebrawszy się w specjalnych kabinach. Nic nie stało również na przeszkodzie, by łowić ryby. Do tego jednakże trzeba było popłynąć łódką na środek jeziora, gdyż na płyciźnie nie zwykły one pływać. Ponadto kąpielowicze by je płoszyli. Oczywiście nikt nie był zmuszony do brania udziału w czymkolwiek, altanka, leżaki i koce na piasku kusiłyby spędzić ten czas na odpoczynku i rozmowie. Parasole dla osób wolących unikać słońca również się znalazły, tak samo, jak służba zajmująca się organizacją napoi dla gości. Przekąskami natomiast częstowali z rozwagą. W końcu byłoby niezwykle szkoda, gdyby goście nie zgłodnieli do obiadu .
Na miejscu dany był wczasowiczkom czas na chwilę odpoczynku i przebranie się po jeziornych atrakcjach. Następnie zgodnie z zapowiedzią służba przybyła, by zaprowadzić je na obiad. Gospodarze jak zawsze uczestniczyli w posiłku i ustalali z gośćmi poobiednie plany. Po jedzeniu nadszedł czas na wycieczkę do lasu. Las miał swój dziki charakter, ponieważ nikt poza hrabstwem oraz ich gośćmi nie miał tam wstępu. Dlatego też osiołek pilnował, by żaden z gości nie zgubił się. Jednak mimo to służba i tak kręciła się po okolicy, sprawdzając, czy czegoś nie potrzeba i przy okazji pilnując bezpieczeństwa. Goście mogli w tym czasie poobserwować naturę, poczęstować się rosnącymi od czasu do czasu jagodami, albo urządzić grzybobranie. Była nawet możliwość, by wybrać się na polowanie z gospodarzem, oczywiście w inne obszary lasu. W końcu nikt nie chciał zostać postrzelony przez przypadek. W lesie urządzono popołudniową herbatkę, oczywiście z przekąskami. W środku głuszy była przygotowana do tego celu polana z rozstawionym stolikiem oraz krzesłami. Oczywiście zastawa również była gotowa, a herbata już się parzyła, gdy goście podeszli do stołu. W siódemkę spędzili miło czas, a następnie powrócili do rezydencji.
Tym razem zaplanowana była przejażdżka konna. Czterej dżokeje już czekali, by poinstruować kobiety o tym, jak dosiąść konia i nie spłoszyć go. Po opanowaniu podstaw nadszedł czas na przechadzkę po łąkach. Początkowo mężczyźni prowadzili konie za uzdę, ale widząc, że zwierzęta są niezwykle spokojnie (prawdopodobnie Osioł miał w tym swój mały udział) przekazali co śmielszym Paniom lejce. Gdy jednak któraś miała ochotę na szybszą jazdę, zostało zaproponowane, by dżokeje również dosiedli się na konia i w ten sposób pojechali we dwójkę kłusem, lub nawet galopem. Cwał natomiast odpuścili zwierzakom, by nie przeciążać ich zbytnio. Osiołek cały czas kręcił się w pobliżu, o dziwo bez problemu dotrzymując kroku nawet galopującym koniom. Całą wycieczką odbyła się bez nieprzyjemnych niespodzianek, jednak zmęczyła gości (i przede wszystkim Osła), więc spokojnym stepem powrócili wszyscy do rezydencji, by dojść do ładu przed kolacją.
Posiłek opierał się głównie na dziczyźnie, upolowanej podczas wycieczki do lasu. Dla podkreślenia tego klimatu dominowały sosy grzybowe oraz z owoców leśnych. Choć nadal mimo tej przewagi każdy był w stanie znaleźć coś dla siebie. W końcu po paru posiłkach służba już doskonale widziała jakiego typu dania szczególnie przypadają do gustu gościom, a które nie cieszą się, aż takim powodzeniem.
Po jedzeniu goście przeszli do bawialni, gdzie zaplanowane były dla nich występy artystyczne. Jako pierwszy wystąpił bard, przybyłyby zabawić towarzystwo śpiewem oraz tańcem. Następny był błazen, nieszczędzący sił, by umilić czas swoimi żartobliwymi występami oraz zagadkami. Jako ostatni natomiast wystąpił gawędziarz, który zapytawszy publiczność, o czym chciałaby posłuchać, opowiedział bajkę w tak ciekawy sposób, że mimo późnej pory nikt nie zasnął. Nadszedł jednak czas by kończyć występy i udać się na spoczynek. Artyści pożegnali wspólnie wspaniałą publikę, po czym razem z gospodarzami opuścili pomieszczenie. Niezmordowani goście jeszcze chwilę dyskutowali, dzieląc się wrażeniami po spektaklu, aż zmęczenie ich nie dopadło. Osioł zaproponował więc, by dokończyć dyskusję przy śniadaniu i odprowadził wczasowiczki do swoich komnat, po czym pożegnał się z nimi.
Następny poranek wyglądał podobnie. Służba obudziła gości i po porannej toalecie zabrała na pożegnalne śniadanie. Zdawało się ono wyjątkowo wystawne, a sami gospodarze również chcieli zostawić po sobie jak najlepsze ostatnie wrażenie. Turystkom było trochę smutno, że już muszą opuszczać to przyjazne miejsce jak z bajki, ale praca wzywała. Zresztą w całej posiadłości nie było prądu, o internecie nie wspominając. Któż więc współczesny byłby w stanie wytrzymać na dłuższą metę w takich warunkach? Po śniadaniu przyszedł czas na pożegnania i podziękowania. Gospodarze zapraszali ponownie, zwłaszcza Osioł zachęcał, by wpadły one jeszcze kiedyś. Jako argumenty mówił, że nie zwiedziły one jeszcze okolicznych wiosek, oraz nie wzięły udziału w innych atrakcjach, które już nie zmieściły się w planie wycieczki, by nie obciążać zbytnio gości. W końcu ten wyjazd miał na celu danie administracji chwili wytchnienia, a nie zamęczenie nadmiarem zwiedzania i aktywności. Podczas tej rozmowy służba zaniosła do karety bagaże, a woźnica czekał gotowy, by ruszać. Na koniec jeszcze Panie przytuliły osiołka, dziękując mu za zaproszenie i wsiadły do pojazdu, wracając tym samym do domu.


Share:

POPULARNE ILUZJE