Notka od autorki bloga: Niniejsze opowiadanie nie jest moje.
Należy ono do Silent Omen, która jakiś czas temu po opublikowaniu kilku
rozdziałów skasowała swojego bloga wraz ze stworzoną przez siebie
historią. Postanowiłam do niej napisać i poprosić o przesłanie
opowiadania oraz - o to by zgodziła się, abym w jej imieniu publikowała.
We współczesnym internecie naprawdę mało jest dobrych polskich
opowiadań. Jej jest najlepszym jakie znalazłam w polskim fandomie
Undertale.
Tak więc nie przeciągając dalej, oto i ono.
Słowem wstępu:
Frisk stara się przekonać Asgora, żeby porzucił plan zniszczenia
bariery. Tłumaczy, że świat wcale nie jest tak przyjaznym miejscem, jak
mogłoby się wydawać. Chcąc uniknąć ostatecznej walki z królem spędza
czas w Podziemiu na szukaniu innego rozwiązania i ciesząc się
towarzystwem przyjaciół.
Opowiadanie przedstawia perypetie
głównych bohaterów uniwersum Undertale. Jest to historia alternatywna, z
dużą domieszką humoru i pozostająca w zgodzie z głównymi wątkami
fabularnymi oraz z kanonem gry.
---
Ostrzeżenie:
Opowiadanie
może zawierać: wulgarny język, opisy przemocy i scen erotycznych, wątek
poruszający tematykę miłości homoseksualnej. Kierowane do czytelników
pełnoletnich.
SPIS TREŚCI:
Rozdział IV (obecnie czytany)
Wodospad to kraina ciemna i słotna, pełna podmokłych
terenów obrośniętych sitowiem i tatarakami. Bywa, że przez kilka dni bez
przerwy pada tu deszcz. Z tego powodu na terenie Wodospadu rozstawione są
kosze, z których można pożyczyć sobie parasol, jeśli zapomniało się zabrać z
domu swojego. Ponad rwącymi wodogrzmotami rozciągają się długie mosty. Można
się nieźle przestraszyć chadzając nimi i nie będąc pewnym własnych kroków, gdyż
nawet za dnia panuje tu ciemność, a oświetlenie jest zbyt słabe, żeby ją
rozproszyć. Ryk rwącej wody towarzyszy na każdym kroku.
Przede
wszystkim jednak jest to miejsce
przesycone nostalgiczną aurą, a to za sprawą pięknych widoków na podziemne,
zawsze nocne niebo oraz świetlistych echokwiatów, które powtarzają ostatnio
wypowiedziane przy nich słowa. Jest tutaj też „komnata życzeń”, gdzie potwory
zanoszą swoje marzenia w nadziei, że te się kiedyś spełnią.
Na zewnątrz
pachniało wilgocią i mokrą glebą.
Mimo iż
Frisk pognała za przyjaciółką bez zwłoki, nie mogła jej dostrzec przez gęstą
mgłę unoszącą się nad wodą. Zupełnie, jakby ktoś rozlał mleko w powietrzu. Jej
nawoływania pozostawały bez odzewu. Błądziła więc jak dziecko, które niemalże potykało
się o własne nogi. Chyba pierwszy raz zastała to miejsce tak niespokojnym i
nieprzyjaznym.
- Alphys!
Odezwij się! – ponownie krzyknęła ile sił w płucach. Odpowiedział jej tylko wszechobecny
chlupot wodospadów i cykanie owadów. Stawiała kolejne niepewne kroki w
niemający końca mrok.
W pewnym
momencie zauważyła przed sobą błyszczący kształt. Nie umiała jednak powiedzieć
jak daleko od niej znajduje się jego źródło, gdyż mimo rozmieszczonych tu i
ówdzie latarni, widoczność była mocno ograniczona. Postanowiła zaufać temu
niepewnemu wskaźnikowi i uchwyciła się go jak matczynej ręki pozwalając, by ją
prowadził naprzód. Po paru chwilach owy kształt przybrał zarys jakiejś postaci
i sam zaczął wolno płynąć w jej kierunku. Igiełka lęku przeszyła serce Friska,
które na ten impuls od razu zaczęło szybciej bić. Stanęła w pół kroku
rozważając ucieczkę, lecz tajemnicze światło wciąż leniwie się zbliżało.
Odwrót! Pędem rzuciła się przed siebie. Gdy spojrzała w tył zarejestrowała ze
zgrozą, że ta dziwna zjawa leci za nią coraz prędzej. TO ją goniło!
- Aah! –
teraz biegła najszybciej, jak potrafiła. Niestety, nie uciekła daleko. Gnając
na oślep nie zauważyła korzenia wyrastającego z ziemi. Potknęła się i wyłożyła
jak długa na środku drogi. W mgnieniu oka spostrzegła błysk pochodzący z góry. Jakby
ten zawisł nad nią nieruchomo.
- PROSZĘ, BŁAGAM,
NIE KRZYWDŹ MNIE!!! – krzyknęła. W panice zakryła głowę dłońmi drżącymi z
przerażenia.
- Oh…
Wybacz… Nie chciałem cię przestraszyć… - zabrzmiał nad nią znajomy, speszony
głos. – Naprawdę przepraszam. – Dysząc ciężko, dziewczyna powoli podniosła się
z ziemi. Jej spojrzenie powędrowało na ducha unoszącego się przed nią, a zaraz
potem utkwiło w niewielkiej latarence – źródle owej nieznanej iluminacji –
którą ten odstawił na bok. Duch zresztą też otoczony był delikatną poświatą.
- Blooky, ty
draniu… - wysapała nadal starając się zapanować nad oddechem. Otrzepała się
pobieżnie z brudu. Z niesmakiem zauważyła, że poza zdartym do krwi kolanem,
zdarła też koszulkę Undyne. Oby nie była
zła – przemknęło jej przez myśl.
- Tak mi
przykro! – zawył duch. – Jestem śmieciem, czuję się jak gówno… - do jego wielkich,
pozbawionych wyrazu oczu natychmiast napłynęły łzy i zaraz ciurkiem kapały na
ziemię.
- Nie jesteś
śmieciem! Nic się nie stało! – Frisk zaczęła uspokajać Napstablooka. Dobrze
znała jego pochmurny charakter przejawiający się do spółki z niską samooceną.
Wiecznie za wszystko się obwiniał i po tysiąckroć przepraszał za każdą bzdurę.
- Jestem
gównem, pieprzonym shitem… - powtarzał jak w transie. Frisk wcale nie
zdziwiłaby się, gdyby za życia popełnił samobójstwo z depresji. Jeśli Napstablook
w ogóle kiedykolwiek był fizycznie
żywy. Kiedyś się nawet nad tym zastanawiała. Uznała jednak, że niegrzecznie
byłoby pytać o takie rzeczy, toteż porzuciła snucie domysłów na ten temat.
- Ogarnij
się! Jesteś wartościową i świetną osobą! – gorączkowo zapewniała. Nie słuchał
jej. Swoją drogą nie tylko on, albowiem wszystko, co mówi Frisk jest wytrwale
olewane w tym opowiadaniu.
W tej chwili
z przyjemnością uderzyłaby go w twarz, ot tak na otrzeźwienie, gdyby nie fakt
jego bezcielesności.
- Zero,
śmieć, kupa… Egzystencjalne, pławiące się we własnej żałości ścierwo… Jestem skończonym
Werterem tego padołu… - wyliczał ciągle płacząc.
- Proszę
cię, uspokój się już… - niemal błagalnie jęknęła dziewczyna pocierając twarz
rękoma. – Naprawdę nie mam czasu cię pocieszać, mam coś do zrobienia i nie mogę
dłużej czekać – wyjaśniła naprędce licząc na wyrozumiałość Napstablooka.
- Oh nie,
wcale nie musisz mnie pocieszać! – ton jego głosu ni stąd, ni zowąd wrócił do
normy. - Gnojenie się jest moją rodzinną tradycją. Wiesz, to coś jak… jak forma
autoterapii – Frisk przybrała wyraz twarzy odzwierciedlający jasność umysłową
godną gąbki. – Zaprosiłbym cię na seans medytacyjny do domu, gdybyś się tak
bardzo nie śpieszyła. Ale jeśli kiedyś będziesz miała ochotę oczyścić umysł
przez rozmyślanie o swojej marności, to zapraszam do mnie. To naprawdę
odprężające.
- Dziękuję,
może kiedyś… Ale teraz naprawdę muszę już lecieć. Głowa do góry, jesteś super!
– pomachała mu ręką i zaczęła się oddalać.
- Poczekaj!
– zawołał duch. – Jeśli mogę spytać, dokąd idziesz? Pogoda jest raczej dość
barowa, jak na spacer po Wodospadzie… W sensie, dla innych. Nie dla mnie.
- Szukam
Alphys. Wyszłyśmy od Undyne i potem straciłam ją z oczu.
- Ojej…
dziwną porę sobie wybrałyście na wychodzenie z domu. Hej, a może wy też lubicie
kijową pogodę tak jak ja? Może pogoda taka jak dziś przypomina wam o tym, że
życie tak naprawdę ssie pałkę…? – przez ułamek sekundy wyglądało na to, że
Napstablook się rozpromienił. Podekscytował się?
- Blooky,
proszę. Nie wracajmy do tego. Muszę ją znaleźć i to szybko – dziewczyna znów
się oddaliła na odległość kilku kroków, gdy wtem:
- Poczekaj!
Przysięgam, że gnoja
zabiję... Nie wiem jak, ale zrobię to! I to bez żadnej LITOŚCI!
- Idę z
tobą. Będę się martwił, jeśli pójdziesz sama – zaoferował się duch. – Ze mną
będzie ci jaśniej! – Napstablook
podniósł latarenkę. Jej błękitnawy blask odgonił ciemność wokół. W tym
momencie Frisk skarciła się w głowie za swoją uprzednią myśl i za irytację. Pomyślała
sobie, że jest naprawdę paskudna, jeżeli w przypływie złości życzy komukolwiek
śmierci. Nawet jeśli technicznie rzecz ujmując, nie można zabić ducha.
***
Krążyli po
Wodospadzie już od jakiegoś czasu. W trakcie wędrówki Napstablook nucił swoje
kawałki. No tak, był przecież didżejem i kompozytorem muzyki. Co kilka minut
pytał Friska, czy podoba jej się dana melodia.
- Na
przykład to: Oooo oooo oooo, oooo oooo, oooo! – ciągnął duch.
- Coś
pięknego – skwitowała dziewczyna.
- Prawda? W
tych słowach jest ukryty głębszy przekaz – najwyraźniej nie wyczuł ironii. Nie
powiedziała nic więcej, za to uważniej otaksowała wzrokiem otoczenie.
Przechodzili właśnie obok jednej z wielu tutejszych jaskiń. Idealna pustelnia.
Na pierwszy rzut oka niezauważalna. Ukryta za gęstymi, spływającymi porostami, z
dala od wścibskich oczu, wydawała się wabić zdołowanych nerdów pragnących uciec
od rzeczywistości obietnicą kojącej nerwy samotności. Brakowało tylko
zapraszającej tabliczki z informacją o treści „tu możesz się wybeczeć”.
- Idziemy –
zawyrokowała Frisk i zabrała się za odgarnianie bujnych pędów przy wąskiej
szczelinie. Dostrzegła trochę świeżych, porwanych gałązek pod stopami – znak,
że ktoś tu niedawno majstrował.
- Jesteś
pewna? Nie wygląda... zbyt przyjaźnie – oszacował duch trzymając wysoko lampę.
- Tak.
Wątpię, żeby Alphys zdążyła odejść gdzieś dalej. Przecież pobiegłam zaraz za
nią… - dziewczyna pobieżnie odsłoniła wejście. – Ufff…
- Pobiegłaś?
To nie wyszłyście razem? – zauważył Napstablook.
O cholera. Ugryzła się w język. Nie
chciała wyjawiać wszystkich szczegółów. W ogóle wolała nie rozmawiać o cudzych
problemach z tymi, których one bezpośrednio nie dotyczą. Nauczona
doświadczeniem zdawała sobie sprawę z tego, że plotkowanie może narazić na
szwank zaufanie bliskich.
- To
pogmatwana historia… Nie gniewaj się, ale nie powinnam chyba o tym mówić -
Frisk spojrzała przepraszająco na ducha.
- Oh,
rozumiem... - zamyślił się. – Jesteś dobrą przyjaciółką. – W odpowiedzi posłała
mu ciepły uśmiech.
Przekroczyli
rozszczep w kamiennej ścianie i znaleźli się w wąskim korytarzu. W nozdrza
natychmiastowo uderzał intensywny zapach mchu płożącego się po ścianach, zaś
dziko rosnące, błękitno-białe grzyby roztaczały jasny blask oświetlając
przestrzeń niczym latarnie. Świetlista roślinność była typowa dla Wodospadu –
jak gdyby przyroda sama chciała opromienić to miejsce. Dookoła rozlegał się
cichy szum. Wygląda na to, że gdzieś w pobliżu płynie podziemny strumień.
- Ciekawe
miejsce, nie? – zagaiła dziewczyna rozglądając się na wszystkie strony. – Tyle
razy tędy przechodziłam, a nigdy wcześniej nie zauważyłam ukrytego przejścia.
- Cóż.
Widocznie z każdym powrotem możesz odkryć coś nowego, bez znaczenia ile razy
wracasz – odparł Nappstablock. Frisk spojrzała za siebie tak gwałtownie, że
cudem utrzymała równowagę i nie wywinęła drugiego już dzisiaj orła.
- U-uważaj!
– zawołał duch. Jego słowa wdarły się głęboko do jej jaźni powodując przy tym
skurcze gdzieś w okolicy żołądka. Pewnie były przypadkowe, tak przypuszczała.
Miała wątpliwości, żeby wiedział on na czym polega moc ZAPISU, aczkolwiek i tak przez moment poczuła się nieswojo. Trafił
w sedno.
- Hej,
Blooky. Wcześniej wspomniałeś o swoich… „tradycjach” rodzinnych. Gdzie
właściwie jest twoja rodzina? - Nie odpowiedział od razu. Frisk wyczuła, że
mogła nierozważnie dotknąć czułego punktu. – Wybacz, jeśli cię uraziłam. Nie
musisz odpowiadać, jak nie chcesz.
- Nie, w
porządku. Po prostu… Sam do końca nie jestem pewien, gdzie się podziewają. Wiem
tylko tyle, że kuzyn mocno pragnął zdobyć ciało. Rozumiesz, chciał być
materialny. Jak to mówił, chciał „zacząć żyć, a nie tylko istnieć”. Gdy w końcu
osiągnął cel, zniknął.
-
Przepraszam, zdarza mi się czasem palnąć coś głupiego…
- Daj
spokój, nie zachowuj się jak ja – zaśmiał się po raz pierwszy od ich spotkania.
– Po kuzynie został tylko zamknięty dom.
- Jesteś
pewnie samotny…
- Niekiedy
tak… Oh, patrz! – Nappstablock przerwał pogawędkę. – Czy to nie twoja
przyjaciółka? – podpłynął z wolna do wnęki na końcu przejścia.
- Alphys!
Nawet nie wiesz jak się martwiłam! – Frisk rzuciła się na koleżankę, która
zdążyła ukradkiem zetrzeć łzę spod oka. Przytuliła ją mocno do siebie. – Nie
uciekaj więcej, dobrze?
- Przecież
nie było mnie tylko przez chwilę – odparła łamiącym się głosem. – P... Potrzebowałam
trochę pobyć sama. Przepraszam, że byłam dla ciebie kłopotem – odwzajemniła
uścisk.
To jakiś wysyp
zakompleksionych potworów?
- Nie będę
wam przeszkadzał – odezwał się duch. – Zatrzymajcie lampę, wam bardziej się
przyda – wcisnął Friskowi w ręce swoją latarenkę i oddalił się.
- A… a ty? –
zapytała niepewnie.
- Spokojnie,
dam sobie radę.
- Dziękuję
ci za pomoc. Jesteś wielki. – Podczas tej krótkiej podróży zmiarkowała jak
ogromne pokłady dojrzałości i wrażliwości Nappstablock skrywa w sobie. Na
pierwszy rzut oka nie był zbyt interesującym partnerem do rozmowy; taki
mrukliwy i ciągle zdołowany. A poza tym wcześniej nie przebywali w swoim
towarzystwie wystarczająco długo, by uchwycić coś tak istotnego. Rzeczywiście
nigdy nie jest za późno, żeby odkrywać stare rzeczy na nowo.
- Pokażę wam
coś fajnego – zakomunikował i zaczął płakać. Lecz łzy zamiast poddać się prawom
grawitacji, popłynęły do góry formując się w kształt kapelusza na jego głowie. – Nazwałem to „eleganckim kapelutkiem”.
Obie
wybuchły śmiechem.
-
Uściskałabym cię, ale… no wiesz – Frisk bezwładnie zwiesiła ramiona zerkając na
niego z przykrością. A on trwał nieruchomo, jak przedtem. Chyba właśnie pojął
co konkretnie miał na myśli jego kuzyn tłumacząc swe odejście tym, że chce ŻYĆ, a nie jedynie istnieć. Prosta
prawda, którą wcześniej uparcie ignorował, teraz spadła mu z hukiem na głowę.
Był pozostawiony sam sobie, z fermą ślimaków obok pustego, bliźniaczego domu. Myśląc
o tym, bez pożegnania rozpłynął się w powietrzu.
Nie ma to jak poranna kawka z dobrym opowiadaniem. Made my day
OdpowiedzUsuńPopłakałam się ze śmiechu. Genialny Napsta!
OdpowiedzUsuńBędzie jeszcze zwierzogród?
OdpowiedzUsuńByć - będzie -_-
UsuńWczoraj wrzuciłam dwa komiksy,
UsuńWhat? Nie mogę ich znaleść. W ogóle mi ich nie pokazuje. O.o
UsuńPogrzeb a znajdziesz. Są. W Archiwum wyraźnie widać.
UsuńCiekawi mnie kto jest naprawdę autorem. Widać, że ma wielki talent literacki. Nie grałam nigdy w Undertale, ale podoba mi się to opowiadanie (i oczywiście komiks choć niektórych nie rozumiem) ;P.
OdpowiedzUsuńWłaśnie teraz powinnam robić pracę domową z matematyki, ale jak zobaczyłam, że jest to opowiadanie matematyka może poczekać :)
OdpowiedzUsuńde sejm :P lubię tę frisk
Usuńno i znalazła się alphys ;P
Usuń