- Jasne,
spoko, nie ma problemu – Sans przytakiwał chodząc po pokoju z telefonem. –
Piątek u Grillbiego. Hehe, tak, tak, zabiorę koleżankę – zerknął przelotnie na
ów koleżankę, która właśnie leżała na jego łóżku. Nago. Z wypiętym, wysoko uniesionym
tyłkiem i twarzą wciśniętą w poduszkę. Posłała mu ponaglające spojrzenie, które
odwzajemnił figlarnym uśmiechem. Szczypnął jeden pośladek, aż poczuła, że
wszystkie włoski na jej ciele stają dęba.
- Nieee, nie
dam rady dzisiaj. Jestem zajęty. Tak, do cholery! Wyobraź sobie, że JA TEŻ MOGĘ BYĆ ZAJĘTY! – warknął gniewnie.
– Sam się wiecznie opierdalasz!
- Kooończ
już! – fuknęła jak zniecierpliwiona kotka. W odpowiedzi wsunął dłoń między jej
nogi, co zostało powitane uroczym jękiem.
-
Wy-trzy-maj – szepnął, zasłaniając głośnik ręką. – Co takiego robię? Nie twoja
brocha! – wydarł się z irytacją do aparatu. Przedłużające się oczekiwanie
zaczynało już nużyć dziewczynę, choć z drugiej strony było coś podniecającego w
tym, że musiała czekać. I to wyraźnie podniecającego, co zdradzała maleńka
kropelka wilgoci z wolna spływająca po udzie. Sans, wciąż trzymając telefon,
pochylił się i zlizał słodką drobinkę swym niebieskim językiem mrucząc przy tym
lubieżnie. Dla niej to było za wiele. Wyrwała mu telefon z ręki, po czym tonem
rozzłoszczonej żony przemówiła do słuchawki:
- Jesteśmy w
trakcie seksu. Daj nam się pieprzyć i zadzwoń później, a najlepiej jutro.
Papatki! – Rozłączyła się nie dając rozmówcy czasu na wypowiedzenie słowa.
Ekran zamigotał i zgasł. Wrzuciła telefon pod łóżko i obdarzyła Sansa spojrzeniem
dziecka, które wie, że coś przeskrobało i zasługuje na karę. Z tą różnicą, że
jej ogromne, piwne ślepia lśniły namiętnością, a do spółki z rumieńcem
kwitnącym na policzkach wyglądała, jakby miała gorączkę. Była śliczna. A dla niego, w chybotliwej poświacie świecy
dopalającej się na szafce nocnej, w tej chwili najpiękniejsza. Pożerał ją
wzrokiem. Bez takich chwil ten smutny świat byłby już kompletnie do dupy.
- Ładnie to
tak przerywać komuś rozmowę? – jego głos był nabrzmiały od erotyzmu, przesycony
obietnicą długiej i upojnej nocy. Frisk spuściła niewinnie oczy, lecz to, że
wcale, a wcale nie była zawstydzona swoim wielce niekulturalnym zachowaniem,
demaskował zawadiacki uśmieszek. Przypominała mu uroczego aniołka, takiego
słodkiego cherubinka, którego aureolkę podtrzymywały na głowie diabelskie rogi.
– Nie pozwoliłem ci się ruszać. – Jak na rozkaz znowu posłusznie ułożyła się na
łóżku. Kasztanowe, zmierzwione włosy rozsypały się po poszewce. Swoją drogą, to
śmieszne robić takie rzeczy na takiej pościeli – pomyślała mimochodem
kontemplując pościel w różowo-białe paski i śmieszne, bajkowe kaczuszki. Jej
przyjaciel doprawdy miał oryginalny gust.
Klęczała
spragniona w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić. Jak wielkie było jej zdziwienie,
gdy nie nadeszło nic, czego mogła się spodziewać. Sans, chichrając się pod
nosem, wygodnie rozsiadł się przy stoliku, z którego strącił szpargały, a w ich
miejsce postawił laptopa. Rzucił w dziewczynę skarpetką, jaka zapodziała się
pod jego klapą.
- Ej! Co ty
robisz?! – rzuciła do niego zdenerwowana.
- Nie ruszaj
się – upomniał ją. – Jak będziesz grzeczna i posłuchasz, to dostaniesz nagrodę.
- No chyba
żartujesz! – już miała wstać i pójść do niego, lecz została powstrzymana. Kątem
oka dostrzegła jego rękę, zaciśniętą w pięść i emanującą niebieskawym blaskiem.
Jego magia stanowczo przyparła jej ciało do materaca, nie mogła się temu oprzeć.
Z gardła wydobył się głośny, przeciągły jęk zawodu. Była tak bardzo spragniona.
Bezwiednie zafalowała biodrami. A ten cham bezczelny sobie z nią pogrywał! I
śmiał się jeszcze, łajdak!
- Przecież
mówiłem, żebyś wytrzymała. Daj mi parę minut, dzieciaku. Odpiszę na maila i
jestem cały twój – oparł nogi na blacie i przysunął sobie laptopa bliżej.
- Dziad
jesteś! – syknęła groźnie marszcząc brwi. Przecież doskonale wiedziała, że nie
musi na nic odpisywać. Haha, dobre sobie. Sans poczuwający się do odpowiadania
na maile, do odbierania telefonów, do jakichkolwiek obowiązków wykraczających
poza bycie cieciem z cieciówki. To wszystko miało służyć tylko podsycaniu jej pożądania.
Co zresztą udawało się temu cwaniakowi. Leń śmierdzący, nawet postarać się nie
chce! Po prostu czeka, aż samo się stanie, a najgorsze jest to, że w tym graniu
na zwłokę znalazła się metoda. Ona leży wystawiona na widok z szeroko
rozłożonymi nogami i już sama ta świadomość rozpala ją do czerwoności. Nie
mogąc dłużej się powstrzymywać, sięgnęła do wilgotnej płci, by ulżyć sobie. Westchnęła
wodząc rękami po swoim ciele, a na obecność potwora położyła lachę wprost
proporcjonalną do jego olewactwa.
Lecz on
bynajmniej niczego nie olewał. Wpatrywał się natarczywie w ten ostentacyjny
pokaz desperacji, czego nie była w stanie zauważyć. Niby stukał w klawiaturę,
ale bardziej przypominało to próbę napisania „Exegi monumentum” przez średnio
rozgarniętego szympansa.
Płomień
świecy tańczył na jej skórze w półmroku. W tych złocistych refleksach
przywodziła na myśl bursztynową, ożywioną rzeźbę. Półprzymknięte oczy,
drobniutkie, przygryzione wargi, mięśnie napinające się pod rozkołysanymi
biodrami. Taka naturalna… Zaspokajała się bez cienia zażenowania, bez tej fałszywej
skromności i wstydu przed własną cielesnością. Popatrzyłby jeszcze trochę, lecz
przecież nie będzie siedział bezczynnie, gdy niewiasta jest w tak palącej potrzebie.
Bo czyż nie jest dżentelmenem? W różowych papuciach i ciuchach poplamionych
keczupem, ale jednak!
Czuł
ponadto, że jego magia zaczynała wymykać się spod kontroli, a najdotkliwiej doskwierało
mu to w okolicy krocza. Ot, reakcja normalnego, zdrowego faceta. Pfff, i co z
tego, że to szkielet?
Podszedł
dyskretnie do łóżka i chlasnął siarczystego klapsa w pośladek dziewczyny, na co
ta odskoczyła momentalnie jak oparzona. Jej serce waliło tak szalenie, że nawet
on mógł usłyszeć jego bicie.
- Zdurniałeś?!
– posłała mu urażone spojrzenie rozmasowując piekące miejsce.
-
Przepraszam, że jestem takim prostakiem – powiedział, chociaż nie miał zamiaru odgrywać
żalu. – Wynagrodzę ci to… – jego głos przerodził się w niski pomruk. Udała
obrażoną księżniczkę i z prychnięciem splotła ramiona na piersi. – No już, nie
bocz się – wpełzł na łóżko i siłą przyciągnął Friska do siebie. Nie musiał
długo prosić o wybaczenie. Wbił się zachłannie językiem w jej rozchylone,
chętne wargi i zaczął całować ją tak namiętnie, jakby jutro świat miał się
skończyć. Mruknęła z przyzwoleniem od razu przywierając do niego całą sobą.
Ujęła jego twarz w swoje dłonie i przybliżyła się pogłębiając ich pocałunek.
Intuicyjnie odpowiadała na wszystkie pieszczoty. Głaskała go po potylicy,
muskała odstające obojczyki i kręgosłup. Niecierpliwie wodziła rękoma po
materiale jego granatowej bluzy, a gdy uznała, że pora zmniejszyć dystans,
szarpnęła za suwak. Mocowała się z nim do czasu, aż ten ostatecznie
skapitulował i poddał się jej woli. Odrzuciła na bok niepotrzebną bluzę nie
przerywając obsypywania pocałunkami twarzy kochanka.
Jego oczy zachodziły
błękitnawą mgłą. Ściskał uda dziewczyny sycąc swe kościste palce ich miękkością,
a te rozchyliły się przed nim zapraszająco. Jako, że był istotą domyślną, nie
czekał na werbalne potwierdzenie. Oderwał się od ust dziewczyny, która jęknęła
na to z żalem.
- Liż –
rozkazał szeptem i przytknął dwa palce do jej warg. Najpierw pociągnęła po nich
językiem, a w następnej chwili zniknęły w gorącym, wilgotnym wnętrzu. Ssała i
lizała je na przemian. Sans obserwował emocje, które malowały się na rumianej,
nabiegłej krwią twarzyczce.
Ludzie
są niezwykli - myślał zawsze ilekroć jej dotykał. Równie niezwykłe były ich
ciała, co i zamieszkujące je DUSZE.
Tworzyły ze sobą idealnie zgraną harmonię. Tymczasem fizyczność potworów
Podziemia w głównej mierze składała się z magii. Wprawdzie pozwalała im ona
manipulować wyglądem i przekraczać pewne wynikłe z natury ograniczenia, lecz
wciąż nie stanowiła ich integralnej części. Można by rzec, że ich dusze i ciała
stworzone są z jednolitej magii, która nieodwołalnie przestaje istnieć wraz z nadejściem
śmierci. Tymczasem ludzką DUSZĘ
wypełnia boski pierwiastek zwany DETERMINACJĄ.
Nie tylko pozwala on na przetrwanie DUSZY
po śmierci ciała; wraz z ciałem DUSZA
człowieka jest perfekcyjna, zdolna do czynienia wielkich rzeczy. I choć ludzkie
ciało jest tak kruche i wrażliwe, to w tym kryje się ogół głębi jego piękna.
Drobne
kropelki potu zrosiły jej czoło, do którego zdążyło przykleić się kilka
niesfornych pasm włosów. Na przymkniętych powiekach pojawiły się drobniutkie
zmarszczki, podobnie jak między ściągniętymi brwiami. Poczerwieniałe usta nie
szczędziły wysiłków. Co za widok… Sans wolną ręką rozpiął spodnie.
- Starczy…
- sapnął i pchnął dziewczynę na poduszkę
w taki sposób, iż legła na wznak. Położył się obok i nie zwlekając dłużej wcisnął
naraz oba palce w jej spragnioną dziurkę. Wydała z siebie piskliwy jęk i
poruszyła zmysłowo biodrami. Pochwycił ją w talii i przytulił mocno do swojej
piersi. Dostrzegła jasnoniebieski blask duszy, jaki wydobywał się z wnętrza
jego żeber. Jarzył się jasnym światłem tak samo, jak oczy.
- Proszę,
Sans… - poczuł ciepły oddech na swoim ramieniu. Poruszał palcami szybko, coraz
szybciej, wykonując powłóczyste ruchy. Dziewczyna wiła się w spazmach rozkoszy
postękując przy tym po cichu. Otoczył ją ramieniem pod talią i wsunął od tyłu
palec drugiej ręki, od przodu nadal pieszcząc malutki guziczek nad jej płcią.
Ugryzła go w obojczyk i mocno zacisnęła piąstki na jego łopatkach. Zaśmiał się
cicho i skupił na tym maleńkim, drażliwym punkciku, w którym kumulowały się
wszelkie doznania. Z każdym jego ruchem Friska zalewała intensywna fala
przyjemności, kolejna potężniejsza od poprzedniej. Bezwiednie przerzuciła przez
niego nogę i po omacku odnalazła ustami jego wargi. Potrzebowała jeszcze kilku
chwil, aż w końcu zawładnęły nią konwulsyjne dreszcze, a z gardła wydarł się
błogi skowyt. Sans poczuł pulsujące mięśnie zacieśnione wokół palców, kiedy
szczytowała. Cudowna, obezwładniająca ekstaza rozeszła się po jej ciele
błyskawicznie, niczym prąd elektryczny. Podkurczyła pod siebie nogi więżąc
między nimi jego rękę, a gdy przeminęły ostatnie spazmy orgazmu, opadła z sił
na tę wieśniacką pościel, otulona kojącym wyczerpaniem. Miała zamknięte oczy,
dyszała ciężko, ale uśmiechała się delikatnie. Nie mógł sobie wyobrazić lepszego
podziękowania. Zagarnął ją do siebie i pocałował w czoło. Leżeli tak nieruchomo
jeszcze przez pewien czas. Minuty mijały. Ciszę, jaka między nimi zaległa,
przerwał szmer po drugiej stronie drzwi.
- Co to
było? – ciemnowłosa leniwie przetarła oczy.
- Pewnie
Papyrus łazi po domu, olej to.
Mruknęła
wiercąc się niespokojnie.
- To co?
Runda druga? – Zerknęła na niego wyzywająco.
- Runda
druga – przytaknął i podciągnął za sobą Friska do pozycji siedzącej. Znów
wymusił żarłoczny pocałunek na jej ustach. Począł sunąć dłońmi wzdłuż pleców,
które pod wpływem jego dotyku prężyły się jak koci grzbiet. A ona zakołysała
się wdzięcznie w jego objęciach i sięgnęła do rozpiętych spodni napotykając tam
na charakterystyczne wybrzuszenie. Zawahała się przez moment.
- No dalej,
dziecinko, nie wstydź się – roześmiał się gardłowo i położył jej rękę na swoim
kroczu. Zachęcona tym gestem zaczęła ugniatać wypukłość, po czym wydobyła na
wierzch kutasa pokaźnych rozmiarów. Podobnie jak język Sansa, był stworzony z
tej samej magii i promieniował delikatną, niebieskawą poświatą. Prężył się
dumnie gotów do działania.
- Magią leczysz
kompleks kurdupla, co? – zachichotała chwytając go zdecydowanym ruchem u nasady.
- Nie mam
żadnych powodów do kompleksów, kochanie. Za to ty jesteś dzisiaj strasznie pyskata
i chyba będę musiał cię ukarać – strącił dziewczynę ze swoich kolan i zmusił do
położenia się na brzuchu. Gdy tylko spróbowała się podnieść, została
natychmiast przyciśnięta z powrotem do materaca. Sans wymierzył jej kilka
siarczystych klapsów w odsłonięte pośladki i robił to do czasu, aż zaczęła
miotać się i kwiczeć, by przestał. Miała wrażenie, że jej tyłek płonie żywym
ogniem. Nawet w nikłym świetle świecy Sans mógł zauważyć wykwitające na nim
pąsowe ślady. Zdał sobie sprawę z jeszcze jednej rzeczy: lanie najwyraźniej
sprawiło jej przyjemność. Wepchnął rękę między jej rozchylone nogi, na co
wzdrygnęła się mimowolnie.
- Ty mała
łajdaczko… - wybuchł niepohamowanym śmiechem czując obfitą wilgoć na palcach. -
Spodobało ci się!
Po drugiej
stronie drzwi rozległ się nagle głuchy trzask, jakby coś się przewróciło.
Zignorowali jednak ten hałas, zbyt pochłonięci sobą nawzajem. Frisk otarła się
sugestywnie o Sansa wpatrując się w niego prosząco. Czy można odmówić takim
oczom? Nie da się! Złapał ją w pasie i zmusił do przyjęcia pozycji klęczącej,
jak na początku ich igraszek. Pozbył się spodni i odkopał je na piętrzącą się w
rogu pokoju stertę śmieci wyglądającą tak, jakby lada dzień miała nabrać
własnej inteligencji i ożyć.
Chwycił
Friska za kark i docisnął jej głowę do poduszki, po czym nakierował swoją
męskość na jej rozpaloną płeć. Ugryzła się boleśnie w rękę tłumiąc krzyk, gdy
wtargnął w nią do samego końca. Z kącika oka popłynęła samotna łza i wsiąkła w
materiał poszewki. Czuła go w sobie każdą cząstką swojego jestestwa. Poruszał
się z początku powoli dając jej czas na przyzwyczajenie się do tej sytuacji,
potem nie wstrzymywał się już wcale. Brał ją posuwistymi pchnięciami narzucając
stałe, szybkie tempo. Jego ciężki oddech łączył się z powściąganymi
westchnięciami dziewczyny. Resztką woli się powstrzymywała. Nie chciała
wrzeszczeć na całe gardło w obawie, że odgłosy ich zabaw przyciągnęłyby kogoś
zaniepokojonego; kogoś, kto mógłby pomyśleć, że odbywa się tu jakiś krwawy
mord, czy coś podobnego. Zatroskany Papyrus, wzorowy przykład braterskiej
miłości, raz już omal ich nie przyłapał. Woleli więc nie ryzykować obopólnie uznając,
iż takie rzeczy powinny mieć miejsce w zaciszu, w atmosferze pełnej intymności.
- Wyżej
tyłek – polecił Sans łamiącym się głosem. Uniosła więc biodra, choć kosztowało
ją to sporo wysiłku. Nogi jej cierpły, a kolana drżały. Poprawiła się opierając
głowę na ramionach.
- Może
jeszcze siad, daj głos, waruj… AUU! – krzyknęła, kiedy pchnął gwałtowniej i
wymierzył mocnego klapsa w udo. – SANS!
- Ach… bądź
grzeczną dziewczynką.
Jej
przyjaciel bywał czasem zbyt porywczy i miewał ciągotki, o które zapewne nikt
nie śmiałby go nawet podejrzewać, ale naprawdę cieszyła się, że znowu są razem.
Po bólu nie pozostał nikły cień. Wsłuchiwała się w jego niespokojny oddech
czując powtórny przypływ słodkiej ekstazy. Drugi orgazm, potężniejszy od
pierwszego, nadszedł znienacka i wywołał taką błogość, iż zaczęła się wić i
skamleć z rozkoszy. Musiał ją podtrzymać, by nie upadła. Kilka ostatnich,
impulsywnych pchnięć i jemu przyniosło upragnione spełnienie, które chciwie
rzuciło się na niego z pazurami. Owładnęło jego ciałem i umysłem, a on zastygł
w bezruchu, gdy już znalazło ujście. Opadli na skotłowaną pościel wycieńczeni.
Dwa serca biły w jednym rytmie, oboje słyszeli to wyraźnie.
- Ale to
było kurwa dobre – podsumował Sans.
- Na tej
pościeli nawet chłop z chałupy nie chciałby się chędożyć – skwitowała
dziewczyna łapiąc oddech.
- Idź do
jakiegoś, może ugości cię na satynowej.
- Ćwok –
Frisk odwróciła się obrażona zaszczycając kochanka widokiem swoich pleców. W
akcie zemsty zaanektowała całą kołdrę dla siebie.
***
Tymczasem gdzieś po drugiej stronie
zamkniętych drzwi…
- WOOOW! No,
trzeba przyznać, że ma facet wigor! Był ogień! – Undyne pochylała się przy
dziurce od klucza. Dookoła niej zebrało się pokaźne towarzystwo potworów z
Podziemia. Każdy chciał rzucić okiem.
- Prawda?
Brat zawsze był dobry w larpach – stwierdził Papyrus rozdając popcorn, który
zrobił z zamiarem przetestowania nowej mikrofalówki kupionej przez Sansa. – Ale
w gotowaniu mi nie dorówna! Nye-heh-heh!
- Undyne,
skarbie, posuń swoją pupcię – do drzwi przepchnął się Mettaton. – Ochh, a myślałem,
że to tylko żart, kiedy Frisk zabrała mu telefon!
- A… a co
dokładnie ci powiedziała? – zapytała Alphys, piekąc raka ze wstydu.
- Że mają
zamiar się rypać! – odparł przewracając oczami. Odpowiadał na to pytanie już
chyba z tysiąc razy. – No kto by
pomyślał, że z naszej Frisk to takie ziółko!
-Nic nie
zarobiłem… – oznajmił płaczliwie Papyrus i potrząsnął pustym słoikiem. Chciał
wziąć przykład z brata i zorganizować pokaz. Zupełnie jak wtedy, gdy pewnego
dnia Sans postanowił sprzedawać bilety z papieru toaletowego na przypadkowy
koncert w Wodospadzie. Właściwie to pomysł podsunął mu Mettaton, tuż po
rozmowie telefonicznej, która została przerwana przez Friska:
- Słuchaj
no, Pap. Frisk wyzwała twojego brata na pojedynek. Mają grać w jakiegoś larpa. Organizują
dzisiaj turniej w pokoju Sansa. Możemy zrobić imprezę i im pokibicować! Co ty
na to? Sprzedasz bilety, zarobisz trochę pieniążków!
Tak mówił
MTT. Miał nawet zamiar zrobić z tego turnieju reality show, ale drzwi były
zamknięte, a kamera nie mogła uchwycić ostrości obrazu przez dziurkę od klucza.
Zaproponował więc pokaz na żywo.
A Papyrus
posłuchał. Zrobił nawet zniżkę na bilety dla przyjaciół: za darmo. I nic nie
zarobił, chociaż przyszły tłumy.
Autor: Silent Omen
dawno sie tak nie smialam z pornosa
OdpowiedzUsuńDlaczego Silent publikuje na twoim blogu? Nie lepiej aby złożyła własny? Ma talent i zyskałaby szybko dużą widownię.
OdpowiedzUsuńCóż z różnych powodów mimo wszystko tego robić nie chce, a mi to nie przeszkadza.
UsuńKurna, czytam i czytam to w nieskończoność, aż mi się mokro zrobiły, a potem wybuchłam śmiechem.
OdpowiedzUsuńKocham to
Ale ten Sans to świnia >,<
OdpowiedzUsuńChciałabym widzieć miny Sansa i Friska jak wyjdą z pokoju i zobaczą wszystkich :D
OdpowiedzUsuńOwacja na stojąco.
Mettaton wręcza kwiaty.
Undyne gratuluje i proponuje wstąpienie do gwardii kogoś z taką siłą w lędźwiach!
Cudowne opowiadanie!
XD
UsuńSerpentyny, konfetti i fanfary :P
UsuńAsgor przybywa z orszakiem i koronuje Sansa na króla, a Toriel wpada przez okno z buta i napierdala w Sansa bo zrobił z jej córki puszczalską sukę.
Silent zrobiłaś mi dzień!
Boże! Widzę teraz tą Toriel wybijającą z buta przez okno xD
Usuńale sans ma tylko 1hp
Usuńtoriel zalatwi go na hita
undergrand straci nowego krola
frisk kochanka
papyrus brata
i kto opłaci rachunek w barze?
no kto?
ja się pytam
k t o?
Odkupujecie mi psychikę
UsuńMożna by wkroczyć do temmie, potanczyc mushroom dance, to moze podrzuca jakiegos grosza na zakup pomnika ku pamieci Sansa i nic niewinnej ramy okiennej
Usuńw imię asgora i asriela i napstablocka
Usuńasgorze nasz który jesteś w niebie
święć kwiatki twoje
bądź zemsta twoja
jako w podziemiu tak i nadziemiu
herbaty naszej powszedniej daj nam dzisiaj
i nie niszcz naszego mercy
tak jak my nie niszczymy spare innych
i nie wódź nas na pokuszenie
ale wyruchaj toriel
amen
*owacje na stojąco* XDDDDD
UsuńTo bylo piekne XD!♥
UsuńTo było więcej niż piękne teraz już wiem jak mam się modlić przed zagraniwm w undertale xD
Usuńfajne opowiadanie xD FRANS na zawsze
OdpowiedzUsuńFrans 4 ever xD
UsuńKocham takie opowiadania! A potem owacje na stojąco, Toriel wkurwia się, bo sama chciałą Sans'a, a jej córka go zabrała. LOl
OdpowiedzUsuńO je zajebiste tak dawno niczego dobrego nie czytałam a już zwłaszcza przy tak marnym internecie u babci xDDD
OdpowiedzUsuńMam identyczną sytuację
Usuń