Notka od autora:
Równo miesiąc temu wstąpiłaś do Czerwonej Armii. Przy każdej
nadarzającej się okazji, robisz różne, czasami dziwne, incydenty. Od
robienia z dezodorantu broni palnej i spalania nią pomidorów, żeby
zrobić sobie pomidorową,po zjeżdżanie ze schodów na sankach. Opowiadanie
Tord x reader
Autor: TheFriskus
SPIS TREŚCI
Siedzisz w swoim pokoju, okryta cała żółtym kocykiem i trzymasz w dłoniach kubek z rosołem. Nie wiesz jak to się stało, ale na pewno jesteś chora. To wszystko przez ten głupi deszcz i wiatr. Zamarzłaś niczym kot sfinks na Antarktydzie. Patrick ma przysłać kogoś, żeby się tobą zaopiekował do jutra. Następnego dnia wrócisz do domu, aby się wykurować. Już nie możesz doczekać się pomidorowej mamusi oraz gry w pokera z ojcem. Masz nadzieję, iż nie będą ci kazać tylko leżeć w łóżku i jeść. To byłby prawdziwy koszmar.
Gdy ślepo wpatrywałaś się dalej w zdjęcie twojej rodziny na laptopie, ktoś zapukał do drzwi. Teraz tylko należy trzymać kciuki, by był to facet. Ich populacja nie jest tak bardzo wredna jak dziewczyn. No i, będzie prawdopodobniej bardziej rozmowny. Wszystkie przedstawicielki twojej płci, nigdy nie chcą z tobą gadać. No chyba, że to twoje "psiapsi".
- Mogę wejść? - odezwał się kobiecy głos, zza drzwi.
,,Szlag! Jednak nie gostek. Może to będzie jakaś wyjątkowy przedstawiciel naszej płci, który nie jest kretyńskim kartoflem" - pomyślałaś z nadzieją.
- Ta, wchodź.
Do pokoju weszła Liv! Szeroko się uśmiechnęłaś na jej widok. W jednej ręce miała torbę z - jak ci się wydaje po obserwacji - laptopem i książkami.
- Siemka, chora łajzo! - przywitała się z uśmiechem blondynka, po czym odłożyła rzeczy na biurko.
- Heja! Już myślałam, że trafię na kogoś jeszcze gorszego od ciebie. Na przykład L...
- Na przykład ja! - dziewczyna wparowała tanecznym krokiem do pokoju - Ten dureń wybrał mnie, na twoją opiekunkę, ale dzięki Liv jesteśmy obie.
Wpatrywałaś się w nią jakby była potworem. Chociaż... w końcu nim jest. Krótszy, kosmyk włosów jak zwykle opadał jej na prawe oko, a reszta włosów sięgała jej do siedzenia. Wszystkie były proste, oprócz tamtego pasemka. Miała na sobie różowy podkoszulek, pomarańczową spódniczkę sięgającą to połowy ud oraz buty na koturnie, w kolorze bluzki. Podsumowując - twoim zdaniem wyglądała jak zwykła prostytutka. Inaczej jej nie nazwiesz. Może się tym zajmuje w międzyczasie i właśnie wróciła z pracy…?
- Eh, przepraszam od razu za nią. Nie mogłam przekonać Polaka, abym tylko ja szła. - szeptała - jeśli chcesz, możemy ją wywalić przez okno. Powinna przeżyć upadek z pierwszego piętra. Jak coś, to Franio siedzi centralnie pod tamtym oknem - wskazała na szybę, znajdującą się koło szafy - Złapie ją. Sandra z nim robi szałas z patyków. Jak coś może być trochu zazdrosna.
- Hah. Ty, to mi zawsze poprawiasz humor. W zasadzie... skąd ich znasz już?
- W końcu jestem z gangu kapturka. My wszystko wiemy. A tak naprawdę, to stary znajomy kazał im, nas oprowadzić.
Liv Honey. Blondynka z podobną fryzurą co jej siostra. Kędzior opada jej na lewą stronę, ale koło oka. Tym razem ubrała się podobnie do bliźniaczki. Miała na sobie: bluzkę na ramiączkach w kolorze pomarańczy, różowe szorty, płaszcz od munduru przewiązany w pasie i trampki.
- Eghem, to co robimy? - odezwała się nagle żmija - Jak już muszę siedzieć tu cały dzień, to chociaż coś pooglądajmy lub...
- ZAGRAJMY W BUTELKĘ! - krzyknęłaś - Jak za starych czasów! Będzie super.
- Ugh...
-Lise, to jest dzień, w którym ___ decyduje o wszystkim. Spróbuj być dla niej choć raz... "miła".
- Popatrz na jej mordę! Po prostu się nie da! Chociaż, no… dobra! Skoro już trzeba. Tylko gdzie masz jakąś butelkę? - spytała się zła na cały świat.
- Heh, to mi się podoba. - zrobiłaś przerwę, aby napić się łyka napoju - Jakaś jest pewnie w szafie. - wskazałaś na nią kciukiem - Weź lepiej plastikową, bo szklana może się potłuc.
Dziewczyny poszły we wskazanym kierunku i wyjęły z niej butelkę po wodzie gazowanej, po czym klapnęły przed łóżkiem na podłodze, czekając aż zrobisz to samo. Siedziałyście chwilę w niezręcznej ciszy.
- Eghem, ile mamy czekać na ciebie? - spytała zniecierpliwiona Lise.
- Ja nie wieś i na podłodze siedzieć nie będę! - oznajmiłaś tonem niczym królowa.
- Eghe, kretyn, eghe. - chrząknął twój "wróg".
- Eh, Truska słuchaj. Odstaw ten kubek i grajmy już dobra?
- Jak tak bardzo chcesz. Mój rosół, skurwielu, jest taki super, iż nie mogę go odłożyć, droga Liv i Liso baranico, lisico, wiedźmico.
- Jak ty mnie nazwałaś?! - spojrzała na ciebie morderczym wzrokiem - ty mały kawałku...
- FRANEK ODDAJ MI TEN GRANAT! - z dworu dobiegł głos Sandry - NIC Z NIM NIE RÓB! Ty pedale!
- Twoja stara to pedał!
- Idioto, aby być pedałem trzeba być chłopakiem!
- ...Twoja stara to chłopak! Masz yaoi w domu darmowe! A twój ojciec to ksiądz! - krzyczał rozbawiony chłopak.
- Walić to! Wychodzę.
Spojrzałyście na siebie. Franek i Sandra to taka wspaniała... nieoficjalna... para. Czekasz już tylko na ich ślub. Ta rozmowa to kolejny dowód ich wielkiej miłości.
- Phahaha - wybuchnęłyście wszystkie śmiechem.
- Chwila... ON MA GRANAT TERAZ I SIĘ NIM BAWI?! - wrzasnęła 'baranica'.
- Pheh nie. Tak się nazywa jej pluszak. Ten różowy dziobak, co wygląda jak upośledzony. Pewnie znów jej go zabrał i robił z nim... No wiesz.
- Aham. - powiedziała przerażona.
Oczy miała jak pięciozłotówki, a usta była linią poziomą. Mózg albo jego resztki rozwaliła ta wiadomość.
-... To gramy w końcu? - przerwała ciszę bliźniaczka.
- Spoko piesiu. - odłożyłaś picie i wzięłaś do ręki pusty przedmiot - To ja kręcę pierwsza.
Zakręciłaś. Wypadło na ciebie, więc zrobiłaś czynność jeszcze raz. Znowu. Powtórzyłaś ponownie. I znowu. I znowu.... Jest! Wypadło w końcu na...
- Liv! Ty mój wilkołaku, pytanie czy wyzwanie? - zapytałaś z wrednym uśmieszkiem na buzi, który zauważyła.
- P-py... - zaczęła niepewnie - Albo wiesz co? Walić to! Lecę na całego. Wyzwanie chcę!
- Hm... Spodziewałam się innej odpowiedzi, ale no cóż. - mówiłaś zamyślona - Dostaniesz coś jeszcze gorszego od tamtego.
Banan zszedł jej z twarzy momentalnie. Widać, że się ciebie boi. W końcu jesteś szatanem z siódme... z wojska.
- Dobra, to musisz wyskoczyć przez okno, pocałować Franka i uciec przed Sanderką do pokoju. - oznajmiłaś swój rozkaz - Ale, ale. To nie koniec. Wejść będziesz musiała też przez okno.
Otworzyła buzie zszokowana. Może trochę za ostro na początek? Niee... To dla niej odpowiednia kara. Za co? Sama nie wiesz, ale za coś na pewno.
- Już. Migusiem. - pośpieszałaś ją, podczas gdy ona zamarła.
- Halo tu Ziemia! - siostra machała jej ręką przed oczami - Hjuston, mamy problem.
- Czekaj, zaraz to naprawię. - poczłapałaś do szafki po wodę - a masz! - wylałaś ciecz na nią. Ten sposób nie zadziałał.
- I co teraz?
- Trzeba gdzieś ukryć zwłoki lub na organy sprzedać. - walnęłaś ją jeszcze dla pewności w głowę.
- J-ja żyje! Zmartwychwstałam! Już idę robić to zadanie. - mówiąc to wstała, otworzyła okno oraz usiadła na parapet.
- To papa! -wypchnęłaś ją przez okno.
- Tyy lamuuusieee!!! AŁŁŁAAAA! - darła się, a potem walnęła w krzaki. Całej sytuacji przyglądałaś się z dziewczyną.
- Lise, weź tą kamerkę i nagrywamy. Nadal cię nienawidzę, ale to musimy razem uwiecznić.
- Ok. - wzięła przedmiot i zaczęła nagrywać - Ale nic jej się chyba nie stało? Wiem, że to pierwsze piętro, lecz jednak... dosyć wysoko.
- Spoko, patrz! - wskazałaś na nią palcem - Już biegnie.
Pędziła w stronę Franka, który stał koło jego dziewczyny. Po drodze wpadła w zamek z błota, rozdeptała łopatki do piaskownicy oraz podeptała inne, dziwne budowle chłopaka. Jest przy nich i... POCAŁOWAŁA GO!
- Awww...
- Ble! - jej siostra udawała, że rzyga.
- Teraz to tylko spierdolindo i już! - podeszłaś do biurka, a potem wyciągnęłaś z niego długaśną linę - Masz! Trzymaj to jak będzie wchodzić. - rzuciłaś przedmiotem w nią. Cudem złapała. Miała farta.
Jedyne czego jej zawsze zazdrościłaś, był jej refleks i szybkie zapamiętywanie. Gdy ty, musiałaś nad paroma słówkami z Niemieckiego siedzieć cały dzień, ona przeczytała je trzy razy i bum! Wszystko umie. Tak samo było z innymi przedmiotami.
- EJ! Pomóżcie mi! - Lise rzuciła jej jeden koniec liny - Dziękować! - zaczęła się wspinać.
Weszła już do pokoju, gdy z dworu usłyszałyście krzyk.
- NIE UJDZIE CI TO NA SUCHO HONEY!
- Ujdzie, oroka!
- Że co?
Praktycznie zapomniałaś o tym, że twoja przyjaciółka umie Japoński. Uczyła się go, przed wyjazdem, żeby oglądać nieprzetłumaczone anime. Jej siostra też go umie, a to głównie przez to, że Liv głośno powtarzała słówka. Taka wada super pamięci.
- Oki, teraz moja kolej kręcenia. Będziesz źle się bawić jeśli wypadnie na ciebie, droga ___ .
- Spoko. - powiedziałaś niewzruszona, ale w środku jednak trochę się bałaś.
- Zaraz będzie twó...
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zamarłyście. Czy to Sandra, a może Patrick? Jest jeszcze opcja, że to Franek, ale raczej nie... Otworzyć czy nie? Dobra... zobaczmy kto to.
- Dzień dobry. - powiedziałaś otwierając drzwi.
- Oh, dobry. Ty jesteś ___, tak? Mam cię zawieźć do domu. Podobno jesteś chora, lecz na taką nie wyglądasz.
Przed tobą stał ten sam szatyn, którego widziałaś wczoraj. Miał na sobie luźno zarzucony mundur. Kogoś ci przypomina, ale kogo?
Gdy ślepo wpatrywałaś się dalej w zdjęcie twojej rodziny na laptopie, ktoś zapukał do drzwi. Teraz tylko należy trzymać kciuki, by był to facet. Ich populacja nie jest tak bardzo wredna jak dziewczyn. No i, będzie prawdopodobniej bardziej rozmowny. Wszystkie przedstawicielki twojej płci, nigdy nie chcą z tobą gadać. No chyba, że to twoje "psiapsi".
- Mogę wejść? - odezwał się kobiecy głos, zza drzwi.
,,Szlag! Jednak nie gostek. Może to będzie jakaś wyjątkowy przedstawiciel naszej płci, który nie jest kretyńskim kartoflem" - pomyślałaś z nadzieją.
- Ta, wchodź.
Do pokoju weszła Liv! Szeroko się uśmiechnęłaś na jej widok. W jednej ręce miała torbę z - jak ci się wydaje po obserwacji - laptopem i książkami.
- Siemka, chora łajzo! - przywitała się z uśmiechem blondynka, po czym odłożyła rzeczy na biurko.
- Heja! Już myślałam, że trafię na kogoś jeszcze gorszego od ciebie. Na przykład L...
- Na przykład ja! - dziewczyna wparowała tanecznym krokiem do pokoju - Ten dureń wybrał mnie, na twoją opiekunkę, ale dzięki Liv jesteśmy obie.
Wpatrywałaś się w nią jakby była potworem. Chociaż... w końcu nim jest. Krótszy, kosmyk włosów jak zwykle opadał jej na prawe oko, a reszta włosów sięgała jej do siedzenia. Wszystkie były proste, oprócz tamtego pasemka. Miała na sobie różowy podkoszulek, pomarańczową spódniczkę sięgającą to połowy ud oraz buty na koturnie, w kolorze bluzki. Podsumowując - twoim zdaniem wyglądała jak zwykła prostytutka. Inaczej jej nie nazwiesz. Może się tym zajmuje w międzyczasie i właśnie wróciła z pracy…?
- Eh, przepraszam od razu za nią. Nie mogłam przekonać Polaka, abym tylko ja szła. - szeptała - jeśli chcesz, możemy ją wywalić przez okno. Powinna przeżyć upadek z pierwszego piętra. Jak coś, to Franio siedzi centralnie pod tamtym oknem - wskazała na szybę, znajdującą się koło szafy - Złapie ją. Sandra z nim robi szałas z patyków. Jak coś może być trochu zazdrosna.
- Hah. Ty, to mi zawsze poprawiasz humor. W zasadzie... skąd ich znasz już?
- W końcu jestem z gangu kapturka. My wszystko wiemy. A tak naprawdę, to stary znajomy kazał im, nas oprowadzić.
Liv Honey. Blondynka z podobną fryzurą co jej siostra. Kędzior opada jej na lewą stronę, ale koło oka. Tym razem ubrała się podobnie do bliźniaczki. Miała na sobie: bluzkę na ramiączkach w kolorze pomarańczy, różowe szorty, płaszcz od munduru przewiązany w pasie i trampki.
- Eghem, to co robimy? - odezwała się nagle żmija - Jak już muszę siedzieć tu cały dzień, to chociaż coś pooglądajmy lub...
- ZAGRAJMY W BUTELKĘ! - krzyknęłaś - Jak za starych czasów! Będzie super.
- Ugh...
-Lise, to jest dzień, w którym ___ decyduje o wszystkim. Spróbuj być dla niej choć raz... "miła".
- Popatrz na jej mordę! Po prostu się nie da! Chociaż, no… dobra! Skoro już trzeba. Tylko gdzie masz jakąś butelkę? - spytała się zła na cały świat.
- Heh, to mi się podoba. - zrobiłaś przerwę, aby napić się łyka napoju - Jakaś jest pewnie w szafie. - wskazałaś na nią kciukiem - Weź lepiej plastikową, bo szklana może się potłuc.
Dziewczyny poszły we wskazanym kierunku i wyjęły z niej butelkę po wodzie gazowanej, po czym klapnęły przed łóżkiem na podłodze, czekając aż zrobisz to samo. Siedziałyście chwilę w niezręcznej ciszy.
- Eghem, ile mamy czekać na ciebie? - spytała zniecierpliwiona Lise.
- Ja nie wieś i na podłodze siedzieć nie będę! - oznajmiłaś tonem niczym królowa.
- Eghe, kretyn, eghe. - chrząknął twój "wróg".
- Eh, Truska słuchaj. Odstaw ten kubek i grajmy już dobra?
- Jak tak bardzo chcesz. Mój rosół, skurwielu, jest taki super, iż nie mogę go odłożyć, droga Liv i Liso baranico, lisico, wiedźmico.
- Jak ty mnie nazwałaś?! - spojrzała na ciebie morderczym wzrokiem - ty mały kawałku...
- FRANEK ODDAJ MI TEN GRANAT! - z dworu dobiegł głos Sandry - NIC Z NIM NIE RÓB! Ty pedale!
- Twoja stara to pedał!
- Idioto, aby być pedałem trzeba być chłopakiem!
- ...Twoja stara to chłopak! Masz yaoi w domu darmowe! A twój ojciec to ksiądz! - krzyczał rozbawiony chłopak.
- Walić to! Wychodzę.
Spojrzałyście na siebie. Franek i Sandra to taka wspaniała... nieoficjalna... para. Czekasz już tylko na ich ślub. Ta rozmowa to kolejny dowód ich wielkiej miłości.
- Phahaha - wybuchnęłyście wszystkie śmiechem.
- Chwila... ON MA GRANAT TERAZ I SIĘ NIM BAWI?! - wrzasnęła 'baranica'.
- Pheh nie. Tak się nazywa jej pluszak. Ten różowy dziobak, co wygląda jak upośledzony. Pewnie znów jej go zabrał i robił z nim... No wiesz.
- Aham. - powiedziała przerażona.
Oczy miała jak pięciozłotówki, a usta była linią poziomą. Mózg albo jego resztki rozwaliła ta wiadomość.
-... To gramy w końcu? - przerwała ciszę bliźniaczka.
- Spoko piesiu. - odłożyłaś picie i wzięłaś do ręki pusty przedmiot - To ja kręcę pierwsza.
Zakręciłaś. Wypadło na ciebie, więc zrobiłaś czynność jeszcze raz. Znowu. Powtórzyłaś ponownie. I znowu. I znowu.... Jest! Wypadło w końcu na...
- Liv! Ty mój wilkołaku, pytanie czy wyzwanie? - zapytałaś z wrednym uśmieszkiem na buzi, który zauważyła.
- P-py... - zaczęła niepewnie - Albo wiesz co? Walić to! Lecę na całego. Wyzwanie chcę!
- Hm... Spodziewałam się innej odpowiedzi, ale no cóż. - mówiłaś zamyślona - Dostaniesz coś jeszcze gorszego od tamtego.
Banan zszedł jej z twarzy momentalnie. Widać, że się ciebie boi. W końcu jesteś szatanem z siódme... z wojska.
- Dobra, to musisz wyskoczyć przez okno, pocałować Franka i uciec przed Sanderką do pokoju. - oznajmiłaś swój rozkaz - Ale, ale. To nie koniec. Wejść będziesz musiała też przez okno.
Otworzyła buzie zszokowana. Może trochę za ostro na początek? Niee... To dla niej odpowiednia kara. Za co? Sama nie wiesz, ale za coś na pewno.
- Już. Migusiem. - pośpieszałaś ją, podczas gdy ona zamarła.
- Halo tu Ziemia! - siostra machała jej ręką przed oczami - Hjuston, mamy problem.
- Czekaj, zaraz to naprawię. - poczłapałaś do szafki po wodę - a masz! - wylałaś ciecz na nią. Ten sposób nie zadziałał.
- I co teraz?
- Trzeba gdzieś ukryć zwłoki lub na organy sprzedać. - walnęłaś ją jeszcze dla pewności w głowę.
- J-ja żyje! Zmartwychwstałam! Już idę robić to zadanie. - mówiąc to wstała, otworzyła okno oraz usiadła na parapet.
- To papa! -wypchnęłaś ją przez okno.
- Tyy lamuuusieee!!! AŁŁŁAAAA! - darła się, a potem walnęła w krzaki. Całej sytuacji przyglądałaś się z dziewczyną.
- Lise, weź tą kamerkę i nagrywamy. Nadal cię nienawidzę, ale to musimy razem uwiecznić.
- Ok. - wzięła przedmiot i zaczęła nagrywać - Ale nic jej się chyba nie stało? Wiem, że to pierwsze piętro, lecz jednak... dosyć wysoko.
- Spoko, patrz! - wskazałaś na nią palcem - Już biegnie.
Pędziła w stronę Franka, który stał koło jego dziewczyny. Po drodze wpadła w zamek z błota, rozdeptała łopatki do piaskownicy oraz podeptała inne, dziwne budowle chłopaka. Jest przy nich i... POCAŁOWAŁA GO!
- Awww...
- Ble! - jej siostra udawała, że rzyga.
- Teraz to tylko spierdolindo i już! - podeszłaś do biurka, a potem wyciągnęłaś z niego długaśną linę - Masz! Trzymaj to jak będzie wchodzić. - rzuciłaś przedmiotem w nią. Cudem złapała. Miała farta.
Jedyne czego jej zawsze zazdrościłaś, był jej refleks i szybkie zapamiętywanie. Gdy ty, musiałaś nad paroma słówkami z Niemieckiego siedzieć cały dzień, ona przeczytała je trzy razy i bum! Wszystko umie. Tak samo było z innymi przedmiotami.
- EJ! Pomóżcie mi! - Lise rzuciła jej jeden koniec liny - Dziękować! - zaczęła się wspinać.
Weszła już do pokoju, gdy z dworu usłyszałyście krzyk.
- NIE UJDZIE CI TO NA SUCHO HONEY!
- Ujdzie, oroka!
- Że co?
Praktycznie zapomniałaś o tym, że twoja przyjaciółka umie Japoński. Uczyła się go, przed wyjazdem, żeby oglądać nieprzetłumaczone anime. Jej siostra też go umie, a to głównie przez to, że Liv głośno powtarzała słówka. Taka wada super pamięci.
- Oki, teraz moja kolej kręcenia. Będziesz źle się bawić jeśli wypadnie na ciebie, droga ___ .
- Spoko. - powiedziałaś niewzruszona, ale w środku jednak trochę się bałaś.
- Zaraz będzie twó...
Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Zamarłyście. Czy to Sandra, a może Patrick? Jest jeszcze opcja, że to Franek, ale raczej nie... Otworzyć czy nie? Dobra... zobaczmy kto to.
- Dzień dobry. - powiedziałaś otwierając drzwi.
- Oh, dobry. Ty jesteś ___, tak? Mam cię zawieźć do domu. Podobno jesteś chora, lecz na taką nie wyglądasz.
Przed tobą stał ten sam szatyn, którego widziałaś wczoraj. Miał na sobie luźno zarzucony mundur. Kogoś ci przypomina, ale kogo?
Nie ma to jak siedzieć na zastępstwie z polskiego, czytać to i próbować się nie śmiać. XDDD
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane. Gratuluję i pozdrawiam serdecznie !!!
OdpowiedzUsuń