21 listopada 2017

Undertale: Potworna zagadka - Świadek

Autor grafik: Reitiri
Autor opowiadania: Sarcio
Notka od autora: Universum Fell. 10 lat temu Potwory opuściły Górę Ebott. Po tych niewielu latach relacje między obiema rasami ociepliły się, a Potwory przystosowały się do życia na powierzchni. Jednak to nie jest szczęśliwe zakończenie historii, a jedynie jej początek. Ktoś czyha na Potwory pozostawiając po nich proch, lub tylko wspomnienia. Ktoś kto stanowi takie zagrożenie musi jak najszybciej zostać zdemaskowany. A to brzmi jak zagadka w sam raz dla Wspaniałego Detektywa Edge (Fell Papyrus) i jego partnera Kwiatka Floweya! Czy uda im się odnaleźć przestępce? Czy może Ty, mój czytelniku, dowiesz się pierwszy, kto za tym stoi? I co ma z tym wszystkim wspólnego ta rudowłosa kobieta?

Spis Treści
Świadek  (obecnie czytany)
Dusza

Złoto.  Pierwsze co przychodzi mi na myśl o moim rodzinnym miasteczku, to duża ilość pięknych złotych kwiatów i wielka góra, oddzielona lasem, zwaną Górą Ebott.  Jestem Lucy Petrikov i urodziłam się w małym miasteczku Golden Hill,  od jakiegoś czasu nazywanym również miastem Potworów.
Mieszkałam w domku jednorodzinnym razem z moją mamą i dziadkami. Moja mama potrafiła grać na fortepianie i miała bardzo piękny głos. Najpiękniejszy na całym Świecie. Jednak gdy miałam 6 lat, coraz rzadziej śpiewała. Bardzo poważnie zachorowała. Aż w końcu... odeszła. Zostawiła dla mnie kołysankę, którą przedtem napisała. Babcia uczyła mnie grać na instrumencie mamy, a  ja  śpiewałam tę jedną piosenkę. Zawsze wtedy czuję, że nadal jest przy mnie i mnie wspiera. Myślę, że to właśnie wtedy zamarzyłam sobie, by zostać wielką piosenkarką, taką by obie  wtedy dla mnie ważne kobiety,  były ze mnie dumne.
Poza moją mamą , nie miałam przyjaciół. Z jakiegoś powodu inne dzieci  za mną nie przepadały.  Babcia opowiedziała mi kiedyś historię. O tym, że w górze, która jest nie daleko nas znajdują się potwory. Również
o tym, że gdy sama była dzieckiem , jeden z potworów wydostał się na powierzchnię. Wyglądał jak wielki kozioł, tylko że stał na dwóch nogach jak człowiek.  W rękach trzymał dziewczynkę, która zaginęła jakiś rok wcześniej. Ułożył ją na złotych kwiatach, po czym odszedł i nigdy nie wrócił.  Bardzo polubiłam tę opowieść. Może dlatego, że sama uwielbiałam nasze złote kwiaty, a może dlatego że cała historia, była owiana tajemnicą. Idealną na to,
 by mała dziewczynka z ogromnie wybujałą wyobraźnią jak moja, mogła wymyślić mnóstwo historii i zabaw.


To dzięki temu poznałam właśnie ją, moją pierwszą przyjaciółkę. Dziś doskonale wiem, że była tylko wytworem mojej dziecięcej wyobraźni, ale wtedy była dla mnie tak samo żywa jak ja. Mierzyła mojego wzrostu, miała krótkie brązowe włosy i wiecznie czerwone policzki, malowane jak u lalki.  Nosiła zielony sweterek w żółte paski i brązowe spodenki. Sama nie wiem, czemu akurat taki wygląd jej wybrałam.  Ale idealnie pasował do Kwiecistej Panienki. Tak właśnie ją nazywałam, z jakiegoś powodu nigdy mi nie powiedziała, swojego prawdziwego imienia.  Za to bardzo podobało się jej to, które ja wybrałam.
Kwiecista Panienka wpadła do środka góry przez przypadek. Gdy uciekała przed strasznym stworzeniem z lasu.
W jej wnętrzu poznała potwory, ale wcale nie były straszne. Zaprzyjaźniła się z nimi.  A zwłaszcza z ich księciem, Kozim potworem. Pewnego dnia mocno zachorowała, zupełnie jak moja mama. Wtedy Kozio-potwór zgodził się zanieść ją z powrotem do jej domu.  Czy dziecięca wyobraźnia nie jest nie zwykła?  Ja i Kwiecista Panienka wiele się razem bawiłyśmy , musiało to wyglądać co najmniej dziwnie z widoku trzeciej osoby. To by dobrze wyjaśniało czemu,  gdy zaczęłam chodzić do szkoły, wiele dzieci się ze mnie naśmiewało. Jednak... kiedy  miałam przy sobie swoją przyjaciółkę nie przeszkadzało mi to tak bardzo.  Ale końcem końców i ona mnie zostawiła,
 lecz na jej miejsce przyszedł ktoś nowy , kogo nie musiałam już sobie wyobrażać.
Gdy miałam  10 lat przez nasze miasteczko przeszło wojsko.  Zatrzymało się u podnóża Góry Ebott.
 Nikt nie wiedział co się dzieje. Dorośli obawiali się wojny, choć tak na prawdę, nic oprócz tego wojska na to nie wskazywało.  Żołnierze przez długi czas nie ruszali się z miejsca. Nie pozwalali również nikomu wchodzić,
czy zbliżać się do lasu, stali na jego straży.  Co jakiś czas jedynie jeden samochód wjeżdżał tam, by po kilku dniach wyjechać z powrotem.  Wśród dzieci narodziła się plotka, że z góry wyszły potwory i teraz wojsko ich pilnuje. Każdy w miasteczku znał legendę o potworach jak i o Kozim potworze, jednak tylko ja przyjaźniłam się
z Kwiecistą Panienką.  Pewnego dnia jedna grupa dzieciaków ze szkoły bardzo zwróciła na mnie swoją uwagę.  Dowódcą tejże grupy był George, już wcześniej rzucał we mnie papierkami na lekcji , lub ciągnął mnie za włosy. Kwiecista Panienka szybko się wtedy denerwowała, nie pamiętam co dokładnie mi mówiła, ale wiem, że zawsze jej odmawiałam. Jednak tego dnia George i jego paczka byli dla mnie mili. Zgodziłam się pójść razem z nimi. Miałam nadzieje, że wreszcie znajdę przyjaciół. Cóż,  w nich, nie udało mi się ich znaleźć.
    
-No dalej Lucy, chyba się nie boisz? -  głos George'a brzmiał okropnie szyderczo.
-To tylko las, czego się obawiasz?-  Z czasem ilość wojska patrolującego las się zmniejszyła,
 to był idealny czas, by zaspokoić dziecięcą ciekawość. Grupka George'a chciała mnie namówić, bym sama przeszła na drugi koniec lasu, by sprawdzić czy kryją się tam potwory. Nie zamierzałam tego robić, bałam się, że ktoś nas nakryję, nie chciałam robić problemów moim dziadkom. Obawiałam się też trochę samych potowrów, Kwiecista Panienka mówiła, że są dobrzy, ale co jeśli się zdenerwują gdy mnie zobaczą i od razu ich do siebie zrażę?  Moja odmowa się im nie podobała. Złapali mnie i siłą przenieśli do lasu. W tamtej chwili najbardziej bałam się tylko moich rówieśników. George mocno pchnął mnie
na ziemie. Zaczeli mnie wyzywać i naśmiewać się ze mnie. Nie chcę pamiętać tego co mówili.  To bolało, wszystkie słowa cięły mnie jak noże. Zatkałam uszy dłońmi i skuliłam się w kłębek, gdy zaczęli mnie kopać. Moja przyjaciółka nie pomogła mi wtedy. Nie wiedziałam co mam robić. Panicznie się bałam. Płakałam ze swojej bezradności i bólu.  Wołałam o pomoc, kogokolwiek. Wtedy nie spodziewanie ktoś przybył. To nie był człowiek. Przyszedł z drugiej strony lasu.
-C-c-co too je-s-st!?- Paczka George'a nagle ode mnie odeszła. W głosie ich dowódzcy słyszałam przerażenie, sama nic nie widziałam, bo nadal leżałam skulona.
-T-O-O POTWÓR!! PRAWDZIWY POTWÓR!- Cała grupka rozbiegła się z wielkim krzykiem. Nadal leżałam na ziemi nie zmieniając swojej pozycji. Potwór, te słowo roznosiło mi się echem po głowie. Podszedł powoli i kucnął przy mnie. Złapał za kołnerz mojej bluzki i delikatnie podniósł do góry,
tak bym mogła stanąć na swoich własnych nogach. Moja twarz znajdowała się na przeciwko jego.
 Był porażająco straszny, zdecydowanie to nie mógł być człowiek. Nie potrafię sobie dziś przypomnieć jak dokładnie wyglądał, może właśnie  to przerażenie co wtedy czułam, nie pozwoliło mi dokładnie
go zapamiętać.
-CZEMU TAK BECZYSZ CZŁOWIEKU? CZYŻBYM TAK BARDZO CIĘ PRZERAŻAŁ?
-Nie-e, ja...  płacze b-o-o… oni, on…i mnie pobili-  Choć wyglądał strasznie, to był potworem. Jednym z tych, o których mówiła mi Kwiecista Panienka. W dodatku przybył gdy wzywałam o pomoc
 i mnie uratował. Nie mogłam się bać, że coś złego mi zrobi. Wtedy dostrzegałam w nim zupełnie coś innego.
-Czy ty.., czy ty jesteś bohaterem?
-COO.. JA?..... TAK, JESTEM BOHATEREM. JESTEM WSPANIAŁYM, NIE ZNISZCZALNYM POTWORZYM BOHATEREM.-  Mówiąc to przyłożył swoją dłoń do klatki piersiowej, nieco się wyprostował, tyle na ile mógł w obecnej pozycji ciała i odwrócił głowę pokazując swój lepszy profil. Bardzo mi się to spodobało. - A TERAZ BĄDŹ GRZECZNYM MAŁYM CZŁOWIEKIEM I WRACAJ DO SWOJEJ WIOSKI.
-Ale, co jeśli oni znowu mnie dorwą, co jeśli.. ja nie chce...
-PRZESTAŃ ZNÓW PŁAKAĆ! JAK COŚ TAK ŻAŁOSNEGO MA CI NIBY POMÓC?!
-A-al-e..
-DOBRZE, GDY ZNÓW CI DOKUCZĄ, POWIEDZ IM, ŻE PRZERAŻAJĄCY POTWÓR Z LASU PRZEROBI ICH NA LASAGNE, PASUJE?
-Przetarłam swoje łzy i delikatnie się uśmiechnęłam
-W PORZĄDKU, UZNAM TO ZA ZGODĘ, PAC, PAC- Wypowiedział głośno delikatnie klepiąc mnie po głowie, co wywołało u mnie śmiech.
-TERAZ MOŻESZ JUŻ WRÓCIĆ DO SIEBIE MAŁY CZŁOWIEKU. - Wstał i odwrócił się tyłem.  Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jak bardzo wysoki był. Patrzyłam przez chwilę jak odchodzi w głąb lasu, po czym sama ruszyłam w stronę swojego domu. Moi dziadkowie zaniepokoili się nieco moim stanem. Ale wytłumaczyłam im, że tylko paskudnie się przewróciłam, nie wiem czy mi uwierzyli. Kwiecista Panienka po tym zajściu w lesie, tylko raz się pojawiła, przeprosiła mnie i powiedziała, że będzie nadal przy mnie, jednak już jej nie widywałam, przestała do mnie przychodzić i się ze mną bawić. Zaś opowieści Georga  i jego kumpli, o tym, że spotkali strasznego potwora wszyscy uznali za przesadzoną wyobraźnie dzieciaków. Sama nikomu nie opowiadałam kogo tam spotkałam. To była moja tajemnica. Mój bohater. Mój potworzy bohater.
 Paczce Georga  nie spodobało się, to że nic nie mówiłam o potworze. Uznali, że w ten sposób,
 próbuję z nich zrobić głupków. Jednego dnia zaczaili się na mnie przed szkołą, po zakończeniu lekcji. Od razu biegłam w stronę lasu. Gdy byłam blisko niego, oni odpuścili sobie gonitwę za mną. Mimo to ja biegłam dalej, w jego głąb. Miałam nadzieje, że znów spotkam swojego bohatera. Moje serca zabiło mocniej, gdy dostrzegłam jakąś postać wśród drzew. Niestety ku moim oczekiwaniom, to nie był ten sam potwór co wcześniej.  Ale to właśnie tego dnia poznałam jego- mojego drugiego przyjaciela.
- AGH..!, Yo! co ty do cholery wyrabiasz!?- Przez to, że tak szybko biegłam, nie zdążyłam wyhamować. Wpadłam prosto na potwora i odbijając się od niego upadłam na ziemie. On również upadł przez te zderzenie ze mną. Był mojego wzrostu, przypominał jaszczurkę, był żółty i nosił czerwony sweterek w czarne paski. Z jego głowy wyrastały kolce, oczy miał w kolorze czerwieni i były lekko podbite. Dostrzegłam też, że posiadał ogon.
-Ty jesteś potworem?! Potworem z góry?
-Jasne, że jestem potworem, a na kogo innego wyglądam?!
-Jestem Lucy i mieszkam w miasteczku po drugiej stronie lasu, miło mi Cię poznać- Wyciągnęłam ku niemu dłoń i dopiero wtedy to dostrzegłam
-Czy ty sobie ze mnie żarty robisz?!- Potwór przede mną nie posiadał rąk.
-Ja-a-a przepraszam! Nie zauważyłam, przepraszam… .
-JESTEŚ GŁUPIA! W dodatku jesteś człowiekiem, dlaczego miałbym  z tobą gadać. Co ty tu w ogóle robisz?
-Ja-a, kogoś szukałam..
-Inny debilny człowiek tutaj się wałęsa?
-Nie! Ja... szukałam potwora.
-Dziwak! Powinnaś się bać potworów, powinnaś przede mną uciekać!
Wstał bardzo szybko przez co stracił równowagę i ponownie upadł, ale tym razem na twarz.
-Czekaj pomogę ci.. .
-Nie chcę twojej durnej łaski!- Mimo to nie słuchałam go, i chwytając pomogłam mu stanąć na nogi. Gdy już złapał równowagę, wyrwał się z mojego objęcia . Zmierzył mnie wzrokiem.
-Nadal cię nie lobię. Ludzie są dziwni, po co szukasz potwora?
-Ja.. szukam..bo, a ty co tutaj robisz?
-Pff wszyscy mówią, że nie wolno wchodzić do lasu, zwłaszcza ci wasi w dziwnych strojach, ale ja się nie będę nikogo słuchał! I nie boje się żadnych ludzi... Tylko nie mów moim rodzicom, że tak daleko poszedłem...... A zresztą kogo ich zdanie obchodzi! I tak już nie mam co tutaj robić, narka głupi człowieku!
-Cz-czekaj, dokąd idziesz? Mogę iść z tobą?
-Co? do miasta potworów, oszalałaś? Naprawdę jesteś dziwna!
-Miasto potworów?!
-H-hej, siedź cicho, nic nie słyszałaś,jasne? I nic ode mnie. I wynoś się stąd!
-Nie, ja chce go zobaczyć!
-Jakiego potwora chcesz niby zobaczyć? Wszystkie potwory są wredne.
-Nie, on był miły. T-to.... bohater!
-Pf-haha, jedyną bohaterką wśród potworów jest Undyne, ale wątpię, by była dla ciebie miła, gdyby cię zobaczyła.
-Nie, to nie była kobieta.
-Yo, więc jak wyglądał?
-Eeem, był wysoki...- Mina potwora w tym momencie mówiła o wiele więcej niż słowa
-Szukasz kogoś kogo nie pamiętasz? Znów sobie ze mnie żartujesz?!
-Nie, ja tylko...
-Wiesz, to nie ważne, mam pomysł. Pójdę do mojego miasta i pogadam
 z WYSOKIMI potworami czy znają jakąś ludzką dziewczynkę. W ten sposób na pewno go znajdę!
-Naprawdę! Zrobisz to dla mnie?
-Jasne, że tak, tylko się stąd nie ruszaj ani na krok, a ja już idę. Yo, do zobaczenia.
Usiadłam, by lepiej mi było czekać.
Czyli jednak Kwiecista Panienka mówiła prawdę, potwory są miłe. A ja będę mogła znów spotkać mojego bohatera. - Czas mijał powoli, a słońce zaczęło zachodzić, mimo to mój nowy poznany potwór nie wracał.
-Miasteczko potworów musi posiadać wielu mieszkańców-  tak właśnie wtedy myślałam. Wyobrażając sobie ile rzeczy może kryć się za lasem. Słońce w końcu zaszło, a zza koron drzew zaczęły pojawiać się gwiazdy - Dziadkowie muszą się o mnie martwić. Ale ja przecież nie mogę jeszcze wrócić, obiecałam, że będę czekać, a on obiecał, że przyjdzie. Zostanę zdeterminowana!-  Było chłodno i mrocznie. Nigdy nie byłam tak późno po za domem. W dodatku byłam teraz zupełnie sama. Każdy szmer, każdy podmuch wiatru wpływał na moją wyobraźnie. Zaczęłam się bać.
-Skarbie mój wiedz, że jestem tu- Zaczęłam śpiewać kołysankę mamy, by dodać sobie odwagi-
-Ochronię cię podczas twego snu-  Usłyszałam trzask gałązek za sobą. -
-Choć twe oczy nie dostrzegą mnie- Kolejny trzask był bliżej,  zrzuciłam to na swoją wyobraźnie, mimo to wolałam tego nie sprawdzać odwracając się. Zacisnęłam mocniej pięści i drżącym głosem śpiewałam dalej. 
-Wsłuchaj się w głos serca na dnie- Ktoś stanął za mną, poczułam czyjąś obecność
-A znów spotkamy się....
-Czy tobie do reszty odbiło?! Siedzisz w nocy w lesie i drzesz się sama do siebie-
-Przyszedłeś!- Wstałam bardzo szybko
-Ty... serio czekałaś tu przez cały czas na mnie?
-Obiecałam ci, że zaczekam.
-Co?!... Ja nie... ehh, przypominasz jego, jesteś zdecydowanie dziwnym człowiekiem. - Choć powiedział to już któryś raz, to tym razem jego słowa zabrzmiały zupełnie inaczej, całkiem miło.
-Słuchaj powinnaś wracać już do domu. Twoi rodzice pewnie się martwią, podprowadzę cię.
-Jej, dzięki!
-Co do twojego bohatera... jest wiele ,,wysokich" potworów, w dodatku potwory rzadko kiedy są miłe. Nie wiem czemu jest twoim ,,bohaterem", ale lepiej zapomnij o nim.
-Potwory muszą być miłe, t-ty… ty jesteś miły!
-Co? ja wcale nie..Jesteś, aż tak głupia, że nie wiesz co się stało?
-Przyszedłeś, dotrzymałeś słowa, więc jesteś miły.
-.....
-Spotkamy się znowu?
-Co? niby po cholerę?
-Przyjdę po szkole, o tej samej porze co dzisiaj!- Byliśmy już na krańcu lasu. Dostrzegłam wtedy moich dziadków, którzy szybko do mnie podbiegli.
-Gdzieś ty była tyle czasu! Wiesz co mogło ci się stać?! Jak bardzo z dziadkiem się o ciebie martwiliśmy?- Spojrzałam na chwilę za siebie, ale mojego nowego kumpla już nie było. Przez całą drogę do domu tak jak i w nim wysłuchiwałam kazania od dziadków. Mimo to wcale nie zaprzątałam sobie tym głowy, myślałam tylko o moim nowym poznanym znajomym. Tak jak powiedziałam od razu po szkole pobiegłam w stronę lasu.
Chwilę chodziłam, aż w końcu go dostrzegłam.
-Hejka, przyszedłeś!
-Ja wc-cale na ciebie nie czekałem! Byłem tylko ciekaw czy na serio przyjdziesz. To wszystko, jasne!? - Zaśmiałam się. Musiał poczuć się urażony, bo skosił mnie swoim ogonem przez co upadłam na ziemie.
-Yo! nie będziesz się ze mnie śmiać, w dodatku to rewanż za to, że wczoraj mnie wywaliłaś!
-Hej!- Wstałam z ziemi i pobiegłam za uciekającym potworem. Nie trwało to długo, znów przewrócił się prosto na twarz. Uklęknęłam przy nim i uśmiechnęłam się.
-Pff, to twoja wina.. .
-Haha, jasne, że tak haha.
-Nie powinnaś się naśmiewać z potworów dziwaku- tym razem i on się szczerzył, co przemieniło się w nasz wspólny śmiech. Potwór podniósł się do siadu i spojrzał prosto na mnie.
-....Brian
-Co?
-Moje imię... Brian. Choć większość potworów nazywa mnie po prostu potworzym dzieciakiem. Co brzmi durnie, wolę swoje imię..... Jesteś inna niż reszta . Jesteś jak Frisk.
-Kim jest Frisk?
-To najfajniejszy człowiek na całym Świecie i mój najlepszy przyjaciel.
Tak  zaczęła się moja przyjaźń z Brianem. W tym czasie grupka Georga dała mi  spokój.  Ja i Brian, spotykaliśmy się w lesie. Nie udawało nam się widzieć codziennie. Czasem musiałam zostać w domu, innym razem żołnierze , nie odchodzili w ogóle od lasu przez co nie mieliśmy jak się prześlizgnąć.
Aż trudno uwierzyć, że tamtego dnia spędziłam w lesie tak dużo godzin. Innym zaś razem Brian mówił, że nie mogę się pojawiać przez kilka kolejnych dni w lesie i że to bardzo ważne. W szkole nadal nie miałam przyjaciół i nikomu też nie powiedziałam o Brianie i potworzym miasteczku pod Górą.  Tak właśnie minęło dwa lata naszej przyjaźni. Gdy mieliśmy po trzynaście lat stało się coś co wiele zmieniło. Władze ujawnili wszystkim istnienie Potworów. Ludzie bardzo różnie reagowali. Wiele rodzin pouciekało z naszego miasteczka. Często też przyjeżdżali reporterzy, dręczyli za równo jedną jak i drugą stronę lasu. Wraz z ujawnieniem się, Potwory zyskały możliwość przeprowadzki, na szczęście Brian nigdzie, się nie wyprowadzał. Tylko tyle udało mi się dowiedzieć, bo przez to wszystko nie mogliśmy się widzieć. Czekaliśmy, aż cała sprawa nieco ucichnie. Trwało to jakieś półtora roku. Wtedy ja i Brian znów zaczęliśmy ze sobą gadać, choć nadal rzadko. Aż  po jakimś czasie wróciliśmy do naszej dawnej rutyny.
-Tru~tu~tu
-Czemu się kręcisz i wydajesz te dziwne odgłosy?
-Spójrz na mnie, no spójrz! Mam nowy mundurek szkolny! Jako, że teraz chodzę do liceum, wreszcie mam mundurek. Widzisz ten znak na ramieniu? To herb naszej szkoły.
-Yo, serio nie masz się czym jarać tylko jakimiś łachami?
-No weź, teraz jestem w liceum, a to znaczy, że już nie jestem dzieckiem. Jestem prawie dorosła!
-Pf..hahaha, w którym momencie niby jesteś dorosła? Jesteś tym samym dziwnym dzieciakiem co zawsze.
-Wcale nie!
-Ciągle gadasz jakieś głupoty, kręcisz się w kółko, wydajesz dziwne dźwięki i śpiewasz do siebie.
-Przestań!
-No, tylko jedno się zmieniło, gdzie twój przerażający ,,bohater-potwór", księżniczko? Ratuje właśnie kogoś z opresji, czy gasi pożary? A może przerabia, niegrzeczne dzieciaki na jedzenie? Co z twoją wielką miłością i tajnymi poszukiwaniami? Tak po prostu porzucać Potwora, którego darzyło się tak wielką miłością. Yo, jesteś zdecydowanie okrutna.
-C-co ja wcale... nigdy nie mówiłam, że... .
-Pf haha, co to za durna mina?
-Och, przestań już- Popchnęłam go delikatnie śmiejąc się, na co on mi odpowiedział wrednym uśmieszkiem.
-Sam ciągle tylko chodzisz i gadasz o tym jak wspaniały jest Frisk
-Bo jest,  w końcu to on nas uwolnił i poza tym jest na prawdę fajny, sama byś tak uznała, gdybyś go spotkała..!
-Um, to mi coś przypomniało, kiedyś powiedziałeś, że jestem do niego podobna,
 co miałeś na myśli?
-Cóż..- Potwór lekko się zarumienił i odwrócił wzrok.- Nie jestem pewny jak ci to wytłumaczyć, po prostu, oboje macie coś dziwnego w duszach co  was wyróżnia od reszty ludzi.
-Co masz na myśli?
-Przecież powiedziałem, że nie wiem jak ci to wytłumaczyć! Tego nie można zdefiniować, po prostu czuję... że jesteś inna,  w twojej duszy można wyczuć coś... coś znajomego.....po prostu jesteś dziwna. - Ostatnie słowa wypowiedział śmiejąc się ze mnie
-Hej! Znów zaczynasz
-Patrzcie no, to znów ta POTWORNA parka. - Usłyszeliśmy nam dobrze już znany głos, tak
 to znów był George, a w oddali  jego znajomy. Tak jakby naśmiewanie się ze mnie było jego sensem życia. Po tej całej aferze z Potworami nie mogliśmy już ukrywać tego, że się przyjaźniliśmy. Każdy w miasteczku już to wiedział. Moim dziadkom na całe szczęście to nie przeszkadzało. Opinie innych za to mnie nie interesowały. W końcu i tak z nikim innym nigdy się nie przyjaźniłam....
-Co jest rudzielcu, nie potrafiłaś gadać z normalnymi ludźmi, to zaczęłaś zadawać się z dziwadłami?
-Lepiej to cofnij, inaczej będziesz żałować.- Brian stanął, pomiędzy mną a Gerogem
-Ha! a co niby chcesz mi zrobić? Wiesz jak traktowane są Potwory? Wystarczy, że mnie tkniesz, a skończysz w puszce.- Brian szybko się zdenerwował, mocno zacisnął zęby, po czym zaszarżował prosto na George. Zatrzymał się tuż przed chłopakiem, jednak ten mimo wszystko odskoczył i głośno krzyknął ze strachu.
-Co jest koleś? Nawet cie nie tknąłem. - Brian uśmiechał się zwycięsko, patrząc na swojego przeciwnika. Kumpel Georga się zaśmiał, co jeszcze bardziej zirytowało chłopaka.
-Ty! I tak któregoś dnia skończysz jako popiół! Ciekawe co wtedy zrobisz Rudzielcu? Gdy nie będzie nikogo przy tobie? - Wykrzyczał i podszedł do swojego znajomego.
-Jak ja go zaraz...
-Już starczy.- Zatrzymałam mojego przyjaciela. Pomimo gniewu usłuchał mnie. -
-On tylko próbuje cię podpuścić, nie warto. - Ludzie na prawdę bardzo różnie reagowali na naszą znajomość. Brian zawsze szybko się denerwował, nie raz musiałam go powstrzymywać przed głupstwami. Ale wszystko co robił, było po to by nas chronić, mnie chronić. Byłam mu za to bardzo wdzięczna. Nie myślałam wtedy, o rozstaniu. O tym jak moje życie tutaj, wyglądałoby bez niego. Jednak, nie oczekiwanie do tego doszło. Któregoś dnia Brian powiedział mi, że wraz z rodziną się wyprowadza. Jego rodzice nie chcą już dłużej  mieszkać przy ich dawnym więzieniu. W dodatku słyszeli o mieście, gdzie przedstawiciele ich rasy są  w miarę dobrze traktowani. Nie chciałam by mnie zostawiał, ale nic nie byłam w stanie zrobić, zostaliśmy rozdzieleni.  Na początku staraliśmy się utrzymać kontakt. Jednak coraz trudniejsze się to wydawało. Brian co raz mniej chętnie się odzywał. A ja przez pewne doświadczenia w liceum, całkowicie przestałam się z nim kontaktować.
Tak nasza przyjaźń, została zerwana.
Po zakończeniu liceum zaczęłam pracować w pobliskim sklepiku. Bardzo zależało mi, by uzbierać wystarczająco pieniędzy, by wyjechać do stolicy . Nie zamierzałam studiować, chciałam spełnić swoje marzenie- zostać piosenkarką. Mając 20 lat wyprowadziłam się z Golden Hills. W stolicy znalazłam zatrudnienie jako kelnerka w małej kawiarence. Czasem też pracuję dorywczo, jako hostessa lub roznoszę ulotki. Zaczęłam wynajmować małą kawalerkę na obrębie miasta. Żyłam spokojnie , przeszukując jednocześnie i chodząc na wszelkie rozmowy kwalifikacyjne dotyczące pracy jako wokalistka, Ostatnie zgłoszenie dotyczyło, stałej pracy jako piosenkarka w bardzo szykownej restauracji. Mam wielkie nadzieje co do tego. Był już wieczór gdy wracałam z tej rozmowy. Wtedy znów natrafiłam na niego. Zobaczyłam z oddali Briana. Nie wiele się zmienił od czasu liceum. Choć często wracałam do dziecinnych wspomnień, nie spodziewałam się, że znów go ujrzę. Nie pewnie, podbiegłam do niego,
by się przywitać. Skoro go spotkałam, mogło to oznaczać, że gdzieś mieszka w pobliżu, a to z kolei, że może uda nam się odbudować naszą relacje. 
-Brian!- Potwór odwrócił się szybko na dźwięk mojego głosu, zrobił zaskoczoną minę, która szybko zamieniła się w radość. Ten uśmiech dodał mi nadziei, że wszystko możemy jeszcze naprawić i pod wpływem tego uczucia rzuciłam mu się na szyję.
-Lucy! Nie mogę uwierzyć, że znów cię widzę!- Brian odwzajemnił mój uścisk, wtulając swój pysk w moje ramię.  Razem udaliśmy się do pobliskiej kawiarenki, by swobodnie porozmawiać. Znów byliśmy razem. Tak jak kiedyś, ja i mój najlepszy przyjaciel.  Bardzo chciałam, by wszystko było jak dawniej. Ale takie szczęście... nie było już mi chyba pisane.
Share:

8 komentarzy:

  1. Yumi, zauważyłam, że brakuję części tekstu przed pojawieniem się ,, Potworzego " bohatera. Czy mogłabyś wejść na pocztę? Przepraszam, że robię Ci więcej problemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nope, żaden problem. Sprawdzę raz jeszcze czy wszystko się wkleiło tak jak trzeba

      Usuń
    2. Dziękuję Yumi, już jest dobrze ;)

      Usuń
  2. Super, że tak szybko wyskoczyła kolejna część !!! Czekam na resztę..świetna historia;) ♡♡♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetne! Z niecierpliwością czekam na więcej :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetnie piszesz Sarcio!

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE