Notka od autora: Jest to opowieść sans x reader. Wcielasz się w osiemnastoletnią, przy-gotującą się do matury licealistkę plastyka. Mimo swojej z zewnątrz ciepłej i kochanej osobowości, tak na prawdę jesteś osobą z niską samooceną oraz mocno niestabilną psychicznie . Zawsze przyklejasz sobie łatki silnej, niezależnej i bardzo zdystansowanej do samej siebie, śmiejesz się z każdej obelgi gdzie bardzo, bardzo głęboko wszystko przeżywasz. Ubierasz się tylko i wyłącznie na czarno i nosisz sporo kolczyków. Czyli w skrócie babcie na ulicy często odmawiają zdrowaśki jak cię widzą. Jesteś bardzo sceptyczna więc nie małe było twoje zdziwienie gdy na ulicę twojego miasta zawitały potwory. Jednak żyłaś sobie dalej mając to w sumie gdzieś, jak większość rzeczy otaczających cię. Jednak co się stanie gdy w środku nocy zawita do ciebie mały, pokiereszowany i nieprzytomny szkielecik? Który za wszelką cenę będzie próbował zmienić twój pogląd na świat?
Autor: strzzalka12
Dochodziła już szesnasta, słońce było coraz bliżej horyzontu.
-Chryzanteemy złociste w półlitróówce po czyystej stojoo na fortepaaniee.
Twoje palce uderzały rytmicznie w struny a druga ręką zmieniała chwyty. Szkielet śpiewał z tobą, segregując twoje ciuchy. Nagle przestałaś grać, kładąc gitarę obok siebie, wzdychając ciężko.
-Co jest? -Zapytał potwór.
-Nie chce mi się już.
-Przecież nic nie robisz. -Odwróci się na chwilę w twoją stronę by zaraz znowu wrócić do roboty.
-Ale samo patrzenie na ciebie mnie zmęczyło.
-Myślałem, że to ja jestem leniem, sam siebie nie rozumiem dla czego to robię.
-Boo... jesteś moim małym słodkim murzynkiem i chcesz mi pomóc.
-Taa... fakt. - Wstał i poczochrał się -Zapomniałbym.
-Skończymy jutro? -Zaproponowałaś.
-Ależ jutro jest niedziela.
-Ojej, cóż za ambaras. Czyli jutro nie robimy nic?
-Otóż to.
-Podoba mi się ta propozycja.
-Oglądamy jakiś film? -Zaproponował siadając obok ciebie.
-Można. -Odpowiedziałaś rozciągając się, twoje kości w kręgosłupie lekko pyknęły. Szkielet drgnął i spojrzał się na ciebie. -Co?
-Jak ty?
-Co?
-Ludzie też tak umieją?
-Wiem, że może to być dla ciebie dziwne, ale ja też mam szkielet. -Sans wytrzeszczył na ciebie oczodoły. -Nie wiedziałeś?
-Znaczy, coś tam słyszałem, ale... to jest kurewsko dziwne.
-Coś ci pokaże.
-Hm?
Chwyciłaś jego rękę i pozwoliłaś mu dotknąć twojego obojczyka. Szkielet wzdrygnął się i niebieski rumieniec wyszedł na jego policzki.
-Widzisz? To. -Dotknęłaś opuszkiem palca jego obojczyka. - To to samo co twoje to. -Po chwili uniosłaś wzrok na niego spostrzegając, że rumieni się coraz bardziej. -Co jest?
-Wiesz... nie powinnaś tak dotykać moich kości, one są... wrażliwe. -Szybko zabrałaś rękę.
-Czy ja cię właśnie zmacałam?
-Zmieściłaś się na szczęście w granicy normalnego dotyku.
-Uf.
-To... co oglądamy?
Już miałaś odpowiedzieć, gdy twój telefon znów zaczął dzwonić. Chciałaś się podnieść, ale szkielet cię powstrzymał.
-Przyniosę ci.
-Dzięki.
Sans nie ruszając się z miejsca podniósł urządzenie za pomocą magii i podał ci. Przyjęłaś go wzruszając oczami widząc jego lenistwo, gdzie się tego w sumie spodziewałaś. Odebrałaś połączenie.
-Halo?
-Cześć córeczko! -Rozległ się krzyk twojej mamy aż odsunęłaś trochę telefon od ucha.
-Cz ... cześć mamo.
-No co tam? Jak tam nowy domek?
-Wiesz... spalił się.
-CO?!
-Jak tam przyjechałam to cały płonął. A pani właścicielka powiedziała, że przeprasza i żebym szybko uciekała i udawała, że nie mam z tym domem nic wspólnego, jak nie chce mieć na głowie policji.
-No ładnie... a powiedziała co się stało?
-Nie chciała. Stwierdziła, że pieniądze zwróci mi na konto.
-Rozumiem... no dobrze, lepiej się nie mieszaj. Tylko policji nam tu brakuje. Wróciłaś do domu?
-Nie, kolega, który mi pomagał w przeprowadzce powiedział, że ma duży dom i żebym u niego zamieszkała.
-Kooleega mówiisz?
-Mamo... proszę cię. On jest... -Spojrzałaś kątem oka na patrzącego się na ciebie z zaciekawieniem Sansa. -Eh... jest potworem.
-Potworem?!
-Mamo... proszę, nie denerwuj się, ja tylko...
-Żartujesz sobie?!
-Co?
-Przecież wiesz od jak dawna marzyłam, żeby poznać potwora!
-Czyli... nie jesteś zła?
-No co ty! Bardziej podekscytowana! Wyślij mi szybciutko SMS-a z adresem. Jak tylko wrócimy to przyjedziemy zobaczyć jak tam sobie mieszkacie.
-Ale mamo.
-Żadne, ale! Oczekuję od ciebie SMS-a, papa córciu.
-Mamo czekaj! -Usłyszałaś sygnał świadczący o tym, że twoja się rozłączyła. Wypuściłaś z rezygnacją powietrze.
-Jest zła? -Zapytał się potwór siedzący obok. -No wiesz..., że jestem... potworem. -Jego uśmiech coraz bardziej malał.
-Co? Nie, nie.
-Nie jest?
-Powiedziała, że od dawna chciała poznać potwora i wpada z wizytą... nieproszona.
-Naprawdę? -Sans od razu rozpromieniał.
-Taa... moja mama jest strasznie męcząca...
-No co ty. Nie wkurza się na słowo "potwór". Już ją lubię.
-To... nie będziesz miał nic przeciwko żeby tu przyszła i cię poznała?
-Pewnie, że nie.
-To... to mogę wysłać jej twój adres?
-Jasne wysyłaj.
Postukałaś coś w telefonie i wróciłaś wzrokiem na Sansa. Znów się przeciągnęłaś i położyłaś głowę na jego kolanach. Poczułaś, jak się spiął, już miałaś się podnieść nie chcąc zapędzać go do niewygodnej mu sytuacji. Ale ten położył ci delikatnie na czole rękę, powstrzymując cię od wstania.
-Um ... jak chcesz to mogę wstać, nie chciałam żebyś czuł się zakłopotany, troszkę się zapomniałam, wybacz.
-Nie, nie. Nie przepraszaj. Możesz leżeć, po prostu się tego nie spodziewałem.
-Spoko i tak nie miałoby co ci stanąć.
-Ha...ha... -Wywrócił oczami i chwycił za pilot. -To co chcesz oglądać?
-A co masz?
-Wszystko co chcesz, mam wykupiony pakiet.
-Weź ty burżuju. -Zaśmiałaś się. -Co powiesz, żeby obejrzeć coś smutnego?
-Czemu smutnego?
-Nie wiem, jakoś tak mam ochotę.
-No ok. To co?
-Dawno nie oglądałam Titanica. Bardzo stary film, zawsze mnie rozkleja.
-O czym?
-Noo …, że jest sobie statek i on wiezie ludzi iii no nie umiem opowiadać.
-Dobra zobaczymy. -Szkielet wpisał podaną przez ciebie nazwę, poustawiał coś i film się zaczął. Siedzieliście chwilę w ciszy oglądając go. -Dziecino? -Odezwał się po chwili Sans.
-Hm?
-Jak kostka?
-Och... prawie o niej zapomniałam, nie boli.
-To dobrze.
Znów siedzieliście chwilę w ciszy.
-Dziecinooo.
-Eh... Sans, jak się nudzisz to po prostu powiedz.
-Wcale niee.
-Nudzi ci się... widzę...
-Mooże trooszkę.
-Eh... -Wzdychnęłaś chwytając za pilot. -Może po prostu zobaczymy co leci.
-Ok.
Męczyłaś się chwilę naciskając randomowe guziki.
-Może...ja.
-A, racja. -Podałaś Sansowi pilot. Ten przełączył coś i co go oddał.
-Masz, wybierz sobie coś.
Poskakałaś po kanałach, zatrzymując cię na Polsacie, gdzie leciała "Szkoła"
-Serio?
-Oj no weź, pocringe-ujemy sobie razem.
Uśmiechnął się, kładąc ci rękę na czole nie mając w zasadzie co z nią zrobić.
-Sans?
-Hm?
-Mogę pobawić się twoją ręką?
-W sensie?
-Po prostu daj mi rękę jak zrobię coś co ci się nie spodoba to mnie walnij.
-Nie uderzę cię...
-Uła, jaki dżentelmen, to po prostu zabierz rękę.
-No ok. -Sans podał ci rękę. Chwyciłaś ją lekko, gładząc paliczki. Zatrzymałaś się na złączeniu i przyjrzałaś się lepiej. Zauważyłaś, że kości nie stykają się bezpośrednio ze sobą, widniały między nimi jak by takie małe scalające je punkciki przypominające świecące ścięgna. Reszta dłoni, z którą połączone były palce wyglądały jak zbitek małych kosteczek między którymi również widniała ta sama magia co w złączeniach palców.
-Moja ręka jest naprawdę taka interesująca?
-Woo... suuper.
-Cieszę się, że ci się podoba. -Zaśmiał się potwór.
Po jakimś czasie macania ręki twojego mieszkaniowego wybawiciela, zaczęło ci być niewygodnie. Próbowałaś się poprawić, ale żadna pozycja ci nie pasowała.
-Co się tak wiercisz? Owsiki masz?
-Nie, po prostu masz strasznie kościste nogi.
-Nieee, serio? Co ty. W życiu.
-Pff, ten sarkazm był niepotrzebny. -Chciałaś się podnieść, żeby wziąć poduszkę, ale Sans cię powstrzymał. -Nie martw się, nie opuszczam cię, chcę tylko sobie podłożyć poduszkę pod głowę.
-Nie, to nie to. Pokażę ci coś.
-Hm?
Potwór zamkną oczy jak by się na czymś skupiał. Po jakimś czasie pod głową zaczęło ci się robić miękko, jak by nagle urosła mu skóra na udach.
-Co do chuja?! -Zerwałaś się i bez zastanowienia podciągnęłaś nogawki jego spodni tak żeby zobaczyć jego uda. Między długimi kośćmi wirowała niebieska magia. -Woo...
-Co ty kurwa?! -Sans odruchowo zapchną cię z siebie. Nie spodziewając się tego poleciałaś jak szmaciana lalka. Gdy miałaś już uderzyć o ziemię, poczułaś mrowienie i uniosłaś się w powietrze. Potwór odwrócił cię magią w swoją stronę. Jego jedno oko świeciło na niebiesko a on sam patrzył się na ciebie ze złością w oczach.
-Em ... przepraszam? -Uśmiechnęłaś się przepraszająco. -Znowu... mnie poniosło... ja... mówiłam ci, że przyjaźń na dłuższą metę ze mną jest niemożliwa...
Złość Sansa nagle zgasła. Przypomniał sobie o twojej chorobie?
-Dziecino ja...
-Może lepiej będzie, jak wrócę do domu? -Dodałaś ledwo słyszalnie smutnym głosem patrząc w podłogę.
Wzrok Sansa zmienił się na łagodny. Zbliżył cię do siebie i wzdychną.
-Nie pierdol, nigdzie się kurwa nie wybierasz. Przestań mówić takie rzeczy, bo nie zagrasz już sobie chryzantem złocistych na swojej kochanej gitarce.
-Jak skrzywdzisz moją gitarę to ja skrzywdzę ciebie...
-Oczywiście...
-No dobra puść mnie już.
-Magiczne słowo.
-Spierdalaj.
Sans zaśmiał się i położył cię na kanapie obok siebie.
-Och... szkoła się skończyła. -Zauważyłaś chwytając za pilot z zamiarem zmiany kanału. Lecz gdy twoja ręka była już przy urządzeniu, to uniosło się w górę otoczone niebieską poświatą. -Sans...
-Teraz moja kolej.
-Pff...
Szkielet zaczął skakać po kanałach zatrzymując się na jakimś dziwnym potworzym kanale z Mettatonem.
-Znasz Mettatona?
-A pytasz dzika czy sra w lesie?
-Co?
-Co?
-...Co?
Patrzyliście się na siebie chwilę. Po jakimś czasie zaczęliście się śmiać tak mocno, że prawie się dusiliście.
-Z czego... -Próbowałaś powiedzieć między salwami śmiechu. -Z czego my się śmiejemy?
-N... -Sans też się jeszcze dusił. -Nie mam pojęcia.
Po chwili śmiania przez brak powietrza zgięło cię w pół, przechyliłaś się przez podłokietnik kanapy. Zrobiłaś fikołka do tyłu. Sans próbował cię złapać magią, ale zbyt mocno się śmiał. Leżałaś górną połową ciała na podłodze a dolną na podłokietniku nadal krztusząc się ze śmiechu.
-Dziec ...eh... -Już powoli odzyskiwał powietrze. -Dziecino, nic ci nie jest? -Wyjrzał na ciebie znad podłokietnika.
-Tak, jest ok. -Też odzyskiwałaś już oddech. -Tylko...
-Mocno walnęłaś się w głowę?... znowu... łajzo głupia...
-Pff... chciałam tylko powiedzieć, że położyłeś łokieć na mojej kostce i troszkę boli.
-Ups... -Zabrał łokieć. -Wybacz.
-A poza tym, to nie tak, że jestem łajzą.
-Och... czyżby?
-Tylko podłoga wydaje mi się samotna i chciałam ją przytulić.
-Ojej, to coś mi się wydaje, że podłoga w tym domu będzie bardzo dopieszczona.
-Ktoś to musi zrobić.
-Moja ty bohaterko. No, wstawaj już, myślę, że za dużo czułości też szkodzi. -Szkielet chwycił cię magią i posadził obok siebie.
-Pff, podłoga się nie skarży.
-Nie dziwię jej się, też by się nie skarżył na twoje podłogodne pieszczoty.
-To było całkiem niezłe. -Zachichotałaś.
-Tylko mi to nic nie paneluj.
-Mam nic nie panelować z podłogą? A co? Byłbyś zazdrosny?
-Okropnie, byłbym w stanie nawet ją uziemić.
-Ojej, w takim razie muszę się z nią gdzieś zapanelowić.
-Jestem pewien, że podło go ukryjecie.
-Dobra stop. Już mi się kończą pomysły.
-Naprawdę? Przecież jestem dla ciebie podłogodny.
-Dobra serio już dość. -Zaczynały cię już boleć mięśnie przepony.
-A może... -Zatkałaś Sansowi zęby ręką.
-Ciii. Mam pomysł co możemy obejrzeć.
-Och, cóż takiego zapanelowałaś?
-Przysięgam, że jeszcze moment i zapaneluję twoją śmierć.
-No już, już złość piękności szkodzi. Co takiego moja bohaterka smutnych podług chce obejrzeć?
-"V jak vendetta."
-O czym to?
-Ze jest taki facet i on chce się zemścić na ludziach co zabili jego rodzinę.
-Hm... brzmi nieźle. -Potwór wpisał podany przez ciebie tytuł w wyszukiwarkę i włączył film. Ten wciągną was od razu. Znowu położyłaś głowę na kolanach Sansa chwytając go za rękę bawiąc jego kośćmi paliczków.
Film powoli zbliżał się ku końcowi, nadchodził właśnie kulminacyjny moment, w którym zawsze się rozklejałaś. Zaparłaś się całą sobą by tylko nie ryczeć. Gdy do końcowych napisów zostało jakieś kilka sekund, usłyszałaś nad sobą ślumknięcie nosem, spojrzałaś się na Sansa. Gdy zobaczyłaś jego twarz, serce dosłownie pękło co na dwa kawałki. Widać było, że próbuje trzymać kamienną twarz, jednak w jego oczach widać było małe niebieskie łezki. Na dodatek z wysiłku niepłakania bardziej cały się trząsł.
-Ojeejkuu...
Potwór wzdrygnął się, otarł oczy i spojrzał się na ciebie.
-C ...co?
-Ktoś nam tu płakunia.
-Z ...zamknij się! Po prostu... coś mi się przypomniało.
-Aaaw. -Podniosłaś się i objęłaś go tuląc twarz do futerka na kapturze. Najpierw się spiął, jednak po chwili odwzajemnił przytulenie. -Możesz mi się wygadać, jak chcesz.
-Wiesz... myślę, że jeszcze za wcześnie... może kiedyś.
-Rozumiem... No to... ekhem. -Puściłaś go ze swoich objęć. -Jak podobał ci się film?
-Genialny!
-Cieszę się.
Nagle usłyszałaś dźwięk przychodzącego SMS-a. Chwyciłaś za telefon odczytując go.
-Kto to?
-Mama, powiedziała, że przyjedzie za dwa dni. Trzeba zrobić jakiś obiad.
-O to się nie martw.
-Umiesz gotować?
-Ty jeszcze o mnie wiele nie wiesz kochanie.
-Nie no tego to bym się po tobie nie spodziewała.
-No widzisz? Taki ze mnie nieprzewidywalny koleżka.
Wieczorem idąc do łazienki z zamiarem umycia się i pójścia spać, przyłapałaś Sansa na przeglądaniu "Pyszne.pl" Pokręciłaś głową i poszłaś dalej, stwierdziłaś, że nie będziesz psuć mu zabawy.
-Chryzanteemy złociste w półlitróówce po czyystej stojoo na fortepaaniee.
Twoje palce uderzały rytmicznie w struny a druga ręką zmieniała chwyty. Szkielet śpiewał z tobą, segregując twoje ciuchy. Nagle przestałaś grać, kładąc gitarę obok siebie, wzdychając ciężko.
-Co jest? -Zapytał potwór.
-Nie chce mi się już.
-Przecież nic nie robisz. -Odwróci się na chwilę w twoją stronę by zaraz znowu wrócić do roboty.
-Ale samo patrzenie na ciebie mnie zmęczyło.
-Myślałem, że to ja jestem leniem, sam siebie nie rozumiem dla czego to robię.
-Boo... jesteś moim małym słodkim murzynkiem i chcesz mi pomóc.
-Taa... fakt. - Wstał i poczochrał się -Zapomniałbym.
-Skończymy jutro? -Zaproponowałaś.
-Ależ jutro jest niedziela.
-Ojej, cóż za ambaras. Czyli jutro nie robimy nic?
-Otóż to.
-Podoba mi się ta propozycja.
-Oglądamy jakiś film? -Zaproponował siadając obok ciebie.
-Można. -Odpowiedziałaś rozciągając się, twoje kości w kręgosłupie lekko pyknęły. Szkielet drgnął i spojrzał się na ciebie. -Co?
-Jak ty?
-Co?
-Ludzie też tak umieją?
-Wiem, że może to być dla ciebie dziwne, ale ja też mam szkielet. -Sans wytrzeszczył na ciebie oczodoły. -Nie wiedziałeś?
-Znaczy, coś tam słyszałem, ale... to jest kurewsko dziwne.
-Coś ci pokaże.
-Hm?
Chwyciłaś jego rękę i pozwoliłaś mu dotknąć twojego obojczyka. Szkielet wzdrygnął się i niebieski rumieniec wyszedł na jego policzki.
-Widzisz? To. -Dotknęłaś opuszkiem palca jego obojczyka. - To to samo co twoje to. -Po chwili uniosłaś wzrok na niego spostrzegając, że rumieni się coraz bardziej. -Co jest?
-Wiesz... nie powinnaś tak dotykać moich kości, one są... wrażliwe. -Szybko zabrałaś rękę.
-Czy ja cię właśnie zmacałam?
-Zmieściłaś się na szczęście w granicy normalnego dotyku.
-Uf.
-To... co oglądamy?
Już miałaś odpowiedzieć, gdy twój telefon znów zaczął dzwonić. Chciałaś się podnieść, ale szkielet cię powstrzymał.
-Przyniosę ci.
-Dzięki.
Sans nie ruszając się z miejsca podniósł urządzenie za pomocą magii i podał ci. Przyjęłaś go wzruszając oczami widząc jego lenistwo, gdzie się tego w sumie spodziewałaś. Odebrałaś połączenie.
-Halo?
-Cześć córeczko! -Rozległ się krzyk twojej mamy aż odsunęłaś trochę telefon od ucha.
-Cz ... cześć mamo.
-No co tam? Jak tam nowy domek?
-Wiesz... spalił się.
-CO?!
-Jak tam przyjechałam to cały płonął. A pani właścicielka powiedziała, że przeprasza i żebym szybko uciekała i udawała, że nie mam z tym domem nic wspólnego, jak nie chce mieć na głowie policji.
-No ładnie... a powiedziała co się stało?
-Nie chciała. Stwierdziła, że pieniądze zwróci mi na konto.
-Rozumiem... no dobrze, lepiej się nie mieszaj. Tylko policji nam tu brakuje. Wróciłaś do domu?
-Nie, kolega, który mi pomagał w przeprowadzce powiedział, że ma duży dom i żebym u niego zamieszkała.
-Kooleega mówiisz?
-Mamo... proszę cię. On jest... -Spojrzałaś kątem oka na patrzącego się na ciebie z zaciekawieniem Sansa. -Eh... jest potworem.
-Potworem?!
-Mamo... proszę, nie denerwuj się, ja tylko...
-Żartujesz sobie?!
-Co?
-Przecież wiesz od jak dawna marzyłam, żeby poznać potwora!
-Czyli... nie jesteś zła?
-No co ty! Bardziej podekscytowana! Wyślij mi szybciutko SMS-a z adresem. Jak tylko wrócimy to przyjedziemy zobaczyć jak tam sobie mieszkacie.
-Ale mamo.
-Żadne, ale! Oczekuję od ciebie SMS-a, papa córciu.
-Mamo czekaj! -Usłyszałaś sygnał świadczący o tym, że twoja się rozłączyła. Wypuściłaś z rezygnacją powietrze.
-Jest zła? -Zapytał się potwór siedzący obok. -No wiesz..., że jestem... potworem. -Jego uśmiech coraz bardziej malał.
-Co? Nie, nie.
-Nie jest?
-Powiedziała, że od dawna chciała poznać potwora i wpada z wizytą... nieproszona.
-Naprawdę? -Sans od razu rozpromieniał.
-Taa... moja mama jest strasznie męcząca...
-No co ty. Nie wkurza się na słowo "potwór". Już ją lubię.
-To... nie będziesz miał nic przeciwko żeby tu przyszła i cię poznała?
-Pewnie, że nie.
-To... to mogę wysłać jej twój adres?
-Jasne wysyłaj.
Postukałaś coś w telefonie i wróciłaś wzrokiem na Sansa. Znów się przeciągnęłaś i położyłaś głowę na jego kolanach. Poczułaś, jak się spiął, już miałaś się podnieść nie chcąc zapędzać go do niewygodnej mu sytuacji. Ale ten położył ci delikatnie na czole rękę, powstrzymując cię od wstania.
-Um ... jak chcesz to mogę wstać, nie chciałam żebyś czuł się zakłopotany, troszkę się zapomniałam, wybacz.
-Nie, nie. Nie przepraszaj. Możesz leżeć, po prostu się tego nie spodziewałem.
-Spoko i tak nie miałoby co ci stanąć.
-Ha...ha... -Wywrócił oczami i chwycił za pilot. -To co chcesz oglądać?
-A co masz?
-Wszystko co chcesz, mam wykupiony pakiet.
-Weź ty burżuju. -Zaśmiałaś się. -Co powiesz, żeby obejrzeć coś smutnego?
-Czemu smutnego?
-Nie wiem, jakoś tak mam ochotę.
-No ok. To co?
-Dawno nie oglądałam Titanica. Bardzo stary film, zawsze mnie rozkleja.
-O czym?
-Noo …, że jest sobie statek i on wiezie ludzi iii no nie umiem opowiadać.
-Dobra zobaczymy. -Szkielet wpisał podaną przez ciebie nazwę, poustawiał coś i film się zaczął. Siedzieliście chwilę w ciszy oglądając go. -Dziecino? -Odezwał się po chwili Sans.
-Hm?
-Jak kostka?
-Och... prawie o niej zapomniałam, nie boli.
-To dobrze.
Znów siedzieliście chwilę w ciszy.
-Dziecinooo.
-Eh... Sans, jak się nudzisz to po prostu powiedz.
-Wcale niee.
-Nudzi ci się... widzę...
-Mooże trooszkę.
-Eh... -Wzdychnęłaś chwytając za pilot. -Może po prostu zobaczymy co leci.
-Ok.
Męczyłaś się chwilę naciskając randomowe guziki.
-Może...ja.
-A, racja. -Podałaś Sansowi pilot. Ten przełączył coś i co go oddał.
-Masz, wybierz sobie coś.
Poskakałaś po kanałach, zatrzymując cię na Polsacie, gdzie leciała "Szkoła"
-Serio?
-Oj no weź, pocringe-ujemy sobie razem.
Uśmiechnął się, kładąc ci rękę na czole nie mając w zasadzie co z nią zrobić.
-Sans?
-Hm?
-Mogę pobawić się twoją ręką?
-W sensie?
-Po prostu daj mi rękę jak zrobię coś co ci się nie spodoba to mnie walnij.
-Nie uderzę cię...
-Uła, jaki dżentelmen, to po prostu zabierz rękę.
-No ok. -Sans podał ci rękę. Chwyciłaś ją lekko, gładząc paliczki. Zatrzymałaś się na złączeniu i przyjrzałaś się lepiej. Zauważyłaś, że kości nie stykają się bezpośrednio ze sobą, widniały między nimi jak by takie małe scalające je punkciki przypominające świecące ścięgna. Reszta dłoni, z którą połączone były palce wyglądały jak zbitek małych kosteczek między którymi również widniała ta sama magia co w złączeniach palców.
-Moja ręka jest naprawdę taka interesująca?
-Woo... suuper.
-Cieszę się, że ci się podoba. -Zaśmiał się potwór.
Po jakimś czasie macania ręki twojego mieszkaniowego wybawiciela, zaczęło ci być niewygodnie. Próbowałaś się poprawić, ale żadna pozycja ci nie pasowała.
-Co się tak wiercisz? Owsiki masz?
-Nie, po prostu masz strasznie kościste nogi.
-Nieee, serio? Co ty. W życiu.
-Pff, ten sarkazm był niepotrzebny. -Chciałaś się podnieść, żeby wziąć poduszkę, ale Sans cię powstrzymał. -Nie martw się, nie opuszczam cię, chcę tylko sobie podłożyć poduszkę pod głowę.
-Nie, to nie to. Pokażę ci coś.
-Hm?
Potwór zamkną oczy jak by się na czymś skupiał. Po jakimś czasie pod głową zaczęło ci się robić miękko, jak by nagle urosła mu skóra na udach.
-Co do chuja?! -Zerwałaś się i bez zastanowienia podciągnęłaś nogawki jego spodni tak żeby zobaczyć jego uda. Między długimi kośćmi wirowała niebieska magia. -Woo...
-Co ty kurwa?! -Sans odruchowo zapchną cię z siebie. Nie spodziewając się tego poleciałaś jak szmaciana lalka. Gdy miałaś już uderzyć o ziemię, poczułaś mrowienie i uniosłaś się w powietrze. Potwór odwrócił cię magią w swoją stronę. Jego jedno oko świeciło na niebiesko a on sam patrzył się na ciebie ze złością w oczach.
-Em ... przepraszam? -Uśmiechnęłaś się przepraszająco. -Znowu... mnie poniosło... ja... mówiłam ci, że przyjaźń na dłuższą metę ze mną jest niemożliwa...
Złość Sansa nagle zgasła. Przypomniał sobie o twojej chorobie?
-Dziecino ja...
-Może lepiej będzie, jak wrócę do domu? -Dodałaś ledwo słyszalnie smutnym głosem patrząc w podłogę.
Wzrok Sansa zmienił się na łagodny. Zbliżył cię do siebie i wzdychną.
-Nie pierdol, nigdzie się kurwa nie wybierasz. Przestań mówić takie rzeczy, bo nie zagrasz już sobie chryzantem złocistych na swojej kochanej gitarce.
-Jak skrzywdzisz moją gitarę to ja skrzywdzę ciebie...
-Oczywiście...
-No dobra puść mnie już.
-Magiczne słowo.
-Spierdalaj.
Sans zaśmiał się i położył cię na kanapie obok siebie.
-Och... szkoła się skończyła. -Zauważyłaś chwytając za pilot z zamiarem zmiany kanału. Lecz gdy twoja ręka była już przy urządzeniu, to uniosło się w górę otoczone niebieską poświatą. -Sans...
-Teraz moja kolej.
-Pff...
Szkielet zaczął skakać po kanałach zatrzymując się na jakimś dziwnym potworzym kanale z Mettatonem.
-Znasz Mettatona?
-A pytasz dzika czy sra w lesie?
-Co?
-Co?
-...Co?
Patrzyliście się na siebie chwilę. Po jakimś czasie zaczęliście się śmiać tak mocno, że prawie się dusiliście.
-Z czego... -Próbowałaś powiedzieć między salwami śmiechu. -Z czego my się śmiejemy?
-N... -Sans też się jeszcze dusił. -Nie mam pojęcia.
Po chwili śmiania przez brak powietrza zgięło cię w pół, przechyliłaś się przez podłokietnik kanapy. Zrobiłaś fikołka do tyłu. Sans próbował cię złapać magią, ale zbyt mocno się śmiał. Leżałaś górną połową ciała na podłodze a dolną na podłokietniku nadal krztusząc się ze śmiechu.
-Dziec ...eh... -Już powoli odzyskiwał powietrze. -Dziecino, nic ci nie jest? -Wyjrzał na ciebie znad podłokietnika.
-Tak, jest ok. -Też odzyskiwałaś już oddech. -Tylko...
-Mocno walnęłaś się w głowę?... znowu... łajzo głupia...
-Pff... chciałam tylko powiedzieć, że położyłeś łokieć na mojej kostce i troszkę boli.
-Ups... -Zabrał łokieć. -Wybacz.
-A poza tym, to nie tak, że jestem łajzą.
-Och... czyżby?
-Tylko podłoga wydaje mi się samotna i chciałam ją przytulić.
-Ojej, to coś mi się wydaje, że podłoga w tym domu będzie bardzo dopieszczona.
-Ktoś to musi zrobić.
-Moja ty bohaterko. No, wstawaj już, myślę, że za dużo czułości też szkodzi. -Szkielet chwycił cię magią i posadził obok siebie.
-Pff, podłoga się nie skarży.
-Nie dziwię jej się, też by się nie skarżył na twoje podłogodne pieszczoty.
-To było całkiem niezłe. -Zachichotałaś.
-Tylko mi to nic nie paneluj.
-Mam nic nie panelować z podłogą? A co? Byłbyś zazdrosny?
-Okropnie, byłbym w stanie nawet ją uziemić.
-Ojej, w takim razie muszę się z nią gdzieś zapanelowić.
-Jestem pewien, że podło go ukryjecie.
-Dobra stop. Już mi się kończą pomysły.
-Naprawdę? Przecież jestem dla ciebie podłogodny.
-Dobra serio już dość. -Zaczynały cię już boleć mięśnie przepony.
-A może... -Zatkałaś Sansowi zęby ręką.
-Ciii. Mam pomysł co możemy obejrzeć.
-Och, cóż takiego zapanelowałaś?
-Przysięgam, że jeszcze moment i zapaneluję twoją śmierć.
-No już, już złość piękności szkodzi. Co takiego moja bohaterka smutnych podług chce obejrzeć?
-"V jak vendetta."
-O czym to?
-Ze jest taki facet i on chce się zemścić na ludziach co zabili jego rodzinę.
-Hm... brzmi nieźle. -Potwór wpisał podany przez ciebie tytuł w wyszukiwarkę i włączył film. Ten wciągną was od razu. Znowu położyłaś głowę na kolanach Sansa chwytając go za rękę bawiąc jego kośćmi paliczków.
Film powoli zbliżał się ku końcowi, nadchodził właśnie kulminacyjny moment, w którym zawsze się rozklejałaś. Zaparłaś się całą sobą by tylko nie ryczeć. Gdy do końcowych napisów zostało jakieś kilka sekund, usłyszałaś nad sobą ślumknięcie nosem, spojrzałaś się na Sansa. Gdy zobaczyłaś jego twarz, serce dosłownie pękło co na dwa kawałki. Widać było, że próbuje trzymać kamienną twarz, jednak w jego oczach widać było małe niebieskie łezki. Na dodatek z wysiłku niepłakania bardziej cały się trząsł.
-Ojeejkuu...
Potwór wzdrygnął się, otarł oczy i spojrzał się na ciebie.
-C ...co?
-Ktoś nam tu płakunia.
-Z ...zamknij się! Po prostu... coś mi się przypomniało.
-Aaaw. -Podniosłaś się i objęłaś go tuląc twarz do futerka na kapturze. Najpierw się spiął, jednak po chwili odwzajemnił przytulenie. -Możesz mi się wygadać, jak chcesz.
-Wiesz... myślę, że jeszcze za wcześnie... może kiedyś.
-Rozumiem... No to... ekhem. -Puściłaś go ze swoich objęć. -Jak podobał ci się film?
-Genialny!
-Cieszę się.
Nagle usłyszałaś dźwięk przychodzącego SMS-a. Chwyciłaś za telefon odczytując go.
-Kto to?
-Mama, powiedziała, że przyjedzie za dwa dni. Trzeba zrobić jakiś obiad.
-O to się nie martw.
-Umiesz gotować?
-Ty jeszcze o mnie wiele nie wiesz kochanie.
-Nie no tego to bym się po tobie nie spodziewała.
-No widzisz? Taki ze mnie nieprzewidywalny koleżka.
Wieczorem idąc do łazienki z zamiarem umycia się i pójścia spać, przyłapałaś Sansa na przeglądaniu "Pyszne.pl" Pokręciłaś głową i poszłaś dalej, stwierdziłaś, że nie będziesz psuć mu zabawy.
Haha Pyszne.pl ( właśnie tam zamówiłam przed chwilą jedzenie XD )
OdpowiedzUsuńale urzekło mnie że jest tam mój ulubiony film ^^ "V jak vendetta" kocham <3
strzzalka12 jesteś genialna!
Pjona "V jak vendetta" jest genialne <3 <3 ~strzzalka12
Usuńczy tylko ja pod koniec miałam rozkmine czy on nie jest jednak kobietą XD a film lofciam jak to opowiadanie ヽ(*≧ω≦)ノ
UsuńAch nie ma to jak dobry SoL (dla niewtajemniczonych - slice of life - tag oznaczający wycinek zwyczajnego życia bohatera) :)
OdpowiedzUsuńWielkie DZIĘKI za rozdział =)
Te podłogowe żarty są świetne!
OdpowiedzUsuńPadłam
Podłogo łap mnie!
(Musiałam XD)
Czy tylko ja wyobraziłam sb jak sansowi się robią takie grube nogi? ( podczas gdy nasza bohaterka leżała mu na nogach xD)
OdpowiedzUsuńPhah, nie tylko ty xD
UsuńNie jestem sama xD #teamdziwnejwyobraźni
UsuńNo jak ja to uwielbiam! ... ten uczuć, gdy zaczniesz pisać opowiadanie Sans x czytelniczka i po 3 rozdziałach stracisz wenę, a w między czasie powstaną 4 nowe na blogu.
OdpowiedzUsuń