Zmartwienia i lęki
Karmienie i pierwszy dotyk
Moje ręce i Twoja twarz
Fizjologia i anatomia cz. 1
Fizjologia i anatomia cz. 2
Sesja i bolesna wpadka
Spacer po mieszkaniu i problem z kapciami
Telefon i pieniądze na alkohol
Miłosne problemy i niezapowiedziani goście
Potwór pod łóżkiem i magia więzi
Egzamin i winna kobieta
Sen i ciemność przed oczami
Twoje i moje oczy
Szarość nieba i róż na policzkach
Porządki i sklep osiedlowy
Taksówka i poważne zagrożenie życia
Tajemniczy telefon i dym z papierosa
Diego nienawidził autobusów. Tracił dobry nastrój za każdym razem, kiedy jego poczciwa staruszka Niva odmawiała posłuszeństwa i był zmuszony dostać się do pracy komunikacją miejską. Jednak tym razem było inaczej. Auto było sprawne, a on z własnej woli poszedł na przystanek, i to w zadziwiająco dobrym nastroju. Nawet teraz, stojąc w zatłoczonym pojeździe, uśmiechał się sam do siebie.
Poczuł wibrację telefonu. Zerkając na wyświetlacz uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Gdzie jesteś kretynie! – Usłyszał po drugiej stronie słuchawki.
- Wypada tak się zwracać do szefa? – Spytał z udawaną powagą.
- Spóźniasz się, a jest w chuj roboty! Sama tego nie ogarnę!
- Wyluzuj, będę za dziesięć minut.
Jak na dzień swoich dwudziestych drugich urodzin V. miała wyjątkowo parszywy nastrój. Diego miał nadzieję, że niespodzianka, którą przygotował dla swojej ulubionej pracownicy, i jednocześnie bardzo dobrej przyjaciółki, poprawi jej humor.
„Za drzwiami”. Taką nazwę wybrał dla swojej własnej, wymarzonej knajpki. Nie był to typowy bar czy pub. Sam wolał nazywać swój interes „klubem miłośników herbaty”, ponieważ poza piwem z browarów rzemieślniczych oraz wymyślnymi, niezbyt mocnymi drinkami, właśnie ten napój królował wśród bywalców. Diego starał się też, aby „Za drzwiami” sporo się działo. Organizowano koncerty, zabawy tematyczne, spotkania książkowe oraz wieczory planszówek. Nie brakowało również imprez zamkniętych, zarezerwowanych wyłącznie dla zaproszonych gości. Właśnie dziś miała się odbyć jedna z nich. Urodzinowa niespodzianka dla V.
Zanim wszedł do lokalu przyczepił na drzwiach przygotowane wcześniej ogłoszenie, aby nie musieć wypraszać zbyt wielu gości ze środka.
- No nareszcie! – V. wyglądała na naprawdę złą, całe szczęście znał ją dobrze, i wiedział, że jej nastrój można łatwo naprawić.
- Sorki, problemy z Ładą. Ale widzę, że świetnie sobie radzisz – uśmiechnął się i złapał ją w przyjacielskim uścisku – wszystkiego najlepszego z okazji kolejnej osiemnastki! Skoro już jestem, to przejmuję stery, a ty możesz otworzyć sobie piwo.
- Ech, dzięki – jej humor od razu się poprawił.
- Wszystko dla mojego najlepszego pracownika.
- Aktualnie jedynego pracownika – zaśmiała się – szukałeś już kogoś nowego na miejsce tego frajera, który zwiał po trzech dniach?
- Jest ogłoszenie w sieci – Diego rozglądał się po sali szacując liczbę gości. Przed północą trzeba będzie dać znać większości z nich, aby opuścili lokal. Rozpoznał jednak kilku stałych bywalców, którzy chętnie zostaną na urodzinach barmanki.
- W ogóle, fajną akcję dziś miałam – V. stała nadal za barem jednak w jej rękach już znajdowała się otwarta butelka z piwem – jest mało studentów, bo zapierdalają do sesji, ale wyobraź sobie, że wpadło tu dziś chyba z dwudziestu licealistów!
- Byli pełnoletni? Mam nadzieję, że nie sprzedałaś im alkoholu – to nie tak, że przejmowałby się piciem nastolatków, ale nie chciał mieć na głowie żadnych gównianych kontroli.
- Skąd, posłałam Mebla po mleko i kakao do sklepu. Fakturę masz na zapleczu. Sprzedawałam po tej samej cenie co kawa, jak z bitą śmietaną to dopłata ekstra. Mówię Ci, niektórzy brali po trzy porcje! – V. była wyraźnie z siebie zadowolona.
- Nie ma to jak przyjść do baru na kakałko! – Zaśmiał się ironicznie, ale w duchu był z niej naprawdę dumny.
- No wiesz, trzeba łapać okazję! – Teraz jej uśmiech sięgał niemal od ucha do ucha.
Diego nie miał ochoty na obsługiwanie gości, sam chciał się zabawić. Na szczęście potrafił z łatwością ukryć przed klientami swoje zniechęcenie. Zerknął na telefon aby sprawdzić ile jeszcze czasu pozostało do rozpoczęcia zamkniętej imprezy. Zauważył jedną nieodebraną wiadomość.
Nieznany numer: Dobry wieczór. Chciałabym bardzo podziękować za pomoc w odnalezieniu G!. Chcielibyśmy się odwdzięczyć za tę przysługę. Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam, H.
Diego potrzebował kilku sekund aby poukładać sobie klocki w głowie. Chodzi o tego dziwnego gościa z przystanku. Wyglądało na to, że znalazł swoją opiekunkę i cała historia dobrze się skończyła.
- Czy coś się stało? – V. wpatrywała się w niego zaciekawiona.
- Spotkałem dziś dziwnego kolesia na przystanku. Nie znał miasta, pomogłem mu znaleźć osobę, która się nim opiekowała. Wysłali mi podziękowania – ta historia nie była dla niego niczym niezwykłym. Jako barman od lat miał do czynienia z różnymi, nieraz bardzo oryginalnymi ludźmi.
- Jakieś dziecko?
- Nie, dorosły facet, przedstawił się jako G!. Miał wypadek i teraz opiekuje się nim jakaś doktorka z Medyka. Napisała mi, że chce się odwdzięczyć za pomoc – skrzywił się lekko
- Co jej odpiszesz? – Zdawała się być zainteresowana tą prostą historią.
- Nic, to tylko random z przystanku.
- Hej, co ja Ci mówiłam o łapaniu okazji! Jak ona pracuje na uniwerku to może rozdać nasze wizytówki i ulotki! – dziewczyna podnieciła się strasznie własnym pomysłem – Albo niech powiesi plakat gdzieś przy wejściu.
- Ok, odpiszę jej, ale resztę zostawiam Tobie.
- Jasna sprawa szefie - V. mrugnęła wesoło i wróciła do sączenia swojego wiśniowego piwa.
***
W autobusie znajdowało się kilkunastu pasażerów. Upewniłaś się, że twarz G! jest dobrze osłonięta przed ludźmi. Przez większość czasu praktycznie ze sobą nie rozmawialiście, a na twoje pytania, o to czy wszystko w porządku, odpowiadał zdawkowym kiwaniem głową. Na szczęście droga z przystanku do budynku, w którym znajdowało się mieszkanie, nie była daleka. Nie umknęło jednak twojej uwadze, że G! kuleje. Albo stare pęknięcie biodra dawało mu się we znaki, albo uszkodził sobie nogę w inny sposób. Nie ulegało wątpliwości, że będzie miał problem z wejściem na drugie piętro, dlatego nim zaczął wspinać się po schodach złapałaś go pod ramię, aby mógł się na tobie wesprzeć.
- Co robisz? Dam sobie radę! – Oburzył się.
- Widzę, że kulejesz. Parę miesięcy temu wniosłam Cię po tych schodach nieprzytomnego, i to w butach na wysokim obcasie – wróciłaś pamięcią do tamtej chwili – proszę, uszanuj moje starania.
Nic nie odpowiedział. Nie mogłaś też dostrzec wyrazu jego twarzy, ponieważ wciąż jego głowę zasłaniały ubrania. Powoli ruszyliście w górę. Gdy wreszcie drzwi mieszkania zamknęły się za wami, odetchnęłaś z ulgą. Czułaś się wyczerpana do granic możliwości. Zdecydowanie poważną rozmowę z G! przełożysz na następny dzień. Poprosiłaś go, aby poszedł się wykąpać a sama zabrałaś się za szykowanie kolacji i posłania na kanapie.
Po wzięciu kąpieli życzyłaś G! dobrej nocy i od razu poszłaś do sypialni. Nie miałaś siły z nim dyskutować. Byłaś zmęczona zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Wzięłaś ze sobą służbowy telefon. Nim pójdziesz spać, wypada podziękować mężczyźnie, który pomógł G!. Była wprawdzie dość późna godzina, ale im szybciej to zrobisz, tym lepiej. Nakreśliłaś krótką wiadomość i nie czekając na żadną odpowiedź wskoczyłaś pod ciepłą kołdrę. Zasnęłaś niemal natychmiast.
***
Była miła, jak zawsze. Nie krzyczała, nie wyzwała go od idioty, którym przecież był. Wiedział, że poczułby się lepiej, gdyby dostał zasłużony opierdol. Już wcześniej było mu wstyd, ale gdy pomagała mu wspiąć się na schody, czuł się dodatkowo upokorzony. Miał plan uwolnić ją od ciężaru opieki nad nim, a teraz cały jego ciężar opiera się na jej niziutkiej osóbce. To było poniżające.
Gdy wreszcie dotarli do ciepłego i cichego mieszkania znów poczuł drżenie duszy. Mimo silnego uczucia rozczarowania samym sobą, nie był w stanie ukryć tej odrobiny szczęścia, że to wszystko co miało miejsce tego wieczoru, jest już tylko złym wspomnieniem.
- Idź się wykąpać, zagrzej się pod ciepłą wodą i przebierz – poleciła spokojnie – zrobię Ci coś do jedzenia.
Wyszedł spod prysznica i owinął się ręcznikiem. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wygląda strasznie. Zawsze uważał się za całkiem przystojnego potwora. Może nie miał muskularnego ciała, ale nie narzekał na brak powodzenia u samic. Teraz pewnie wolałby nie zbliżać się do żadnej z nich, bo mogłyby uciec z przerażenia. Dwie wielkie blizny oszpeciły jego czaszkę. Wygląda jak jakiś przestępca. Co on sobie myślał flirtując z H.? Westchnął zapinając ostatni guzik koszuli i wyszedł z łazienki.
- Kolacja stoi na stole, ja idę spać – wyglądała, jakby zaraz miała się przewrócić. Miał nadzieję, że nic jej nie będzie.
- Oczywiście. Wiesz, ja... - chciał przynajmniej powiedzieć „przepraszam”.
- Wybacz, ale jestem naprawdę zmęczona. Pogadamy jutro rano– weszła mu w słowo i zamknęła się w łazience.
Podszedł do kanapy. Pościele były już przygotowane i tylko czekały, aby mógł się w nich bezpiecznie skryć. Na stole stał talerz ze smakowicie wyglądającymi kanapkami i kubek parującej herbaty. Był kurewsko głodny, ale miał wrażenie, że każdy kęs jedzenia go dusi. H. poszła już spać. Dokończył kolację i sam zatopił się w miękkim posłaniu.
Znów był bezpieczny. Na samo wspomnienie okropnego wieczoru spędzonego na ulicach miasta przechodziły go nieprzyjemne dreszcze. Nie ma zamiaru tam wracać. Zastanawiał się, jakim cudem H. codziennie tyle godzin spędza poza mieszkaniem i żyje. Przecież to cholernie niebezpieczne! Był pełen podziwu, że pomimo swojej uroczej niezdarności, ona jeszcze nie zginęła. Jest znacznie silniejsza niż mu się wydawało.
Nie potrafił zasnąć. Był wykończony, ale natłok myśli nie pozwalał mu zmrużyć oka. Nie miał pojęcia co robić dalej ze sobą i swoim daremnym życiem. Wiedział, że nie może opuszczać mieszkania, bo świat za tymi bezpiecznymi ścianami go zabije. Z drugiej strony nie może być wiecznie uzależniony od dobroci swojej opiekunki. Tym bardziej, że czuł do niej znacznie więcej niż wdzięczność za ratowanie życia i opiekę. Musi jednak zachować te uczucia w głębi siebie. Nigdy nie będzie mógł liczyć na wzajemność. Nawet o tym nie marzy. Widocznie los tak chciał, aby to miłosne cierpienie było dla niego karą za egoizm i bycie ciężarem dla tej wrażliwej osoby.
***
Obudziła cię znajoma melodia budzika ustawionego w telefonie. Zaspana zerknęłaś na wyświetlacz. Była czwarta trzydzieści, niedziela. Ki czort nakłonił cię do ustawienia alarmu na taką chorą godzinę w weekend! Nagle przypomniałaś sobie, że tydzień temu o tej porze miałaś masę uczelnianej roboty. Musiałaś wtedy wstać wcześnie, aby pisać swój doktorat. Jak dobrze, że masz to już za sobą. Nagle ogarnął cię niepokój. Wyskoczyłaś z łóżka i wybiegłaś z sypialni sprawdzić kanapę. Na szczęście znalazłaś na niej śpiącego potwora.
Niedzielny poranek i szkielet na twojej kanapie. Wróciły do ciebie wspomnienia z początku roku. Tak strasznie się wtedy bałaś, tak bardzo niepewna byłaś słuszności swojej decyzji. Teraz cieszysz się, widząc go spokojnie śpiącego w twoim saloniku. Wolałaś już nie myśleć o tym, jak utrata tego kościanego gościa wpłynęłaby na twoją psychikę. Świadomość, że G! jest bezpieczny uspokajała cię. Z uśmiechem na ustach przeszłaś do kuchni z zamiarem przygotowania porannej kawy. Nagle nowa myśl zrodziła się w twojej głowie. G! jest przy tobie bezpieczny, prawda? Ale czy jest tutaj szczęśliwy? Ręka trzymająca miarkę z kawą zadrżała, kilka ziarenek upadło na kuchenny blat.
***
Obudził go delikatny dotyk miękkiej ręki na twarzy. Choć całe jego ciało było obolałe, to czułe głaskanie łagodziło te przykre dolegliwości. Do tego w pomieszczeniu unosił się przyjemny zapach kawy. Powoli otworzył oczy. H. zabrała dłoń z jego policzka, chciał ją zatrzymać, ale jego ramiona były zbyt sztywne i zdrętwiałe, aby mógł nimi szybko poruszać. Warknął zirytowany, że zrujnował tę chwilę.
- Przepraszam, że Cię obudziłam, ale nie chciałam, abyś to przegapił – H. siedziała na krzesełku obok kanapy.
- Co przegapił? – Spytał próbując podnieść się z posłania. Gdy wreszcie udało mu się wygodnie usiąść dziewczyna podała mu kubek z kawą.
- Spójrz za okno G! - zgodnie z poleceniem odwrócił głowę we wskazanym kierunku. Firanka była odsłonięta i wyraźnie widział dach sąsiedniego budynku i kawałek wciąż jeszcze ciemnego nieba.
Zerknął na siedzącą obok kobietę, ale ta nadal przyglądała się widokowi. Poszedł w jej ślady, mimo, iż nie miał pojęcia czego szukać za oknem. Po krótkiej chwili zauważył, że widok się zmienia. Niebo lekko pojaśniało i z szaro czarnej zmieniło barwę na granatową, fioletową, różowawą, a gdzieniegdzie zaczęło płonąć soczystą czerwienią niczym żywy ogień. Wąski pas widoczny ponad dachami nie był już jednolitą, szarą masą. Teraz wyglądał jak postrzępiony stwór, żywy i ruchliwy. Kolory stawały się coraz jaśniejsze, granat i fiolet jaśniały do błękitu i bieli a czerwień ustępowała miejsca złocistej poświacie powoli wyłaniającej się znad dachów. Bardzo starał się nie mrugać, aby nie opuścić choć jednej sekundy tego bajecznego widowiska, ale ostatecznie wyłaniająca się zza budynków światłość oślepiła go, i musiał zmrużyć oczy.
- Nie patrz na słońce zbyt długo, bo rozboli cię głowa – H. uśmiechała się do niego.
- Słońce – powtórzył, wciąż nie mogąc oderwać wzroku od widoku za oknem.
- Tak, twój pierwszy wschód słońca G!. Może nie był fenomenalny, ale w tych warunkach, w mieście, niewiele więcej mogę Ci pokazać – dziewczyna zaczęła bawić się swoim kubkiem kawy, bardzo nerwowo obracając go w dłoniach.
- Żartujesz, to było… – Cudowne? Wspaniałe? Te słowa zdawały mu się zbyt banalne aby opisać to, czego właśnie był świadkiem.
- Może kiedyś, jeśli dasz mi szansę, pokażę Ci piękniejszy wschód słońca, albo zachód. Zachody też są piękne. Szczególnie tam, gdzie nie ma tylu budynków, nad oceanem albo w górach – jej ramiona drżały, na ten widok powrócił do niego paskudny nastrój poprzedniego wieczoru. Spierdolił sprawę i teraz przyjdzie mu ponieść gorzkie konsekwencje.
- Słuchaj – nadeszła pora zmierzenia się z tym – po pierwsze chciałem Cię przeprosić za moje wczorajsze postępowanie. Masz prawo być na mnie wściekła, bo zachowałem się jak debil. Nie zrobię tego nigdy więcej. Obiecuję.
- G!, czy ty mi nadal nie ufasz?
- Dlaczego tak myślisz? – Nie miał powodu, aby jej nie ufać. Nie po tym wszystkim co dla niego zrobiła. Owszem, na początku nie znał jej, był niepewny jej zamiarów czy intencji. Jednak nigdy, w żaden sposób, go nie zraniła.
- Wczoraj wyszedłeś sam z mieszkania. Nikt nie ucieka bez wyraźnego powodu, więc musiałam gdzieś popełnić błąd. Byłam egoistką chcąc zatrzymać Cię tu na siłę – jej głos był cichy i słaby.
- Nie! To nie przez Ciebie! To wszystko moja wina! Ja… Ja nie chciałem być dla Ciebie ciężarem. Nie ułożysz sobie szczęśliwego życia mając u boku takie dziwadło.
- Nie mów tak o sobie, nie jesteś dzi…- uciszył ją delikatnie przykładając palec do jej ust.
- Popełniłem wczoraj masę głupich błędów, których bardzo żałuję. Dostałem solidnego kopa od ludzkiego świata, więc wygląda na to, że będziesz musiała znosić mnie tu jeszcze przez jakiś czas. Jeśli oczywiście zgodzisz się gościć dalej kupę głupich kości pod swoim dachem – zaśmiała się lekko, to był dobry znak.
- Och G!, oczywiście, że możesz tu zostać jak długo chcesz – To były dobre i złe wieści. Z jednej strony odzyskał bezpieczne schronienie i opiekę, z drugiej wiedział, że czekają go tortury niezaspokojonej duszy z powodu nieodwzajemnionych, głębokich uczuć, którymi ją obdarzył. Losie, jesteś chujem…
Te ostatnie zdanie mnie rozwaliło.
OdpowiedzUsuńSuper rozdział :)
OMG!
OdpowiedzUsuń>w<
I to: „Losie jesteś hujem" Takie prawdziwe xD