12 lipca 2021

Undertale: Kinktober - Pojedynek [Battle- tłumaczenie PL] [+18]

 

Notka od tłumacza: Jest to cykl one-shootów w większości +18 osadzonych w różnych AU z gry Undertale. Opowiadanie dostosowane do kobiecego czytelnika. Przedstawia związki Ty x Sans ; Ty x Papyrus ; Sans x Ty x Papyrus.
Opowiadanie zawiera elementy sado-maso, seksu publicznego, i wiele naprawdę wiele innych zboczeń seksualnych.

Oryginał: klik
Tłumaczenie: Oczytana
SPIS TREŚCI
Na dworze (Undertale // Sans)
Pojedynek (DanceTale // Sans) (obecnie czytany)
Powoli (Undertale // Sans i Papyrus)
Orgia (Undertale, UnderFell, Underswap, SwapFell // Sans i Sans i Papyrus i Papyrus)
Zmęczenie (SwapFell // Sans)
Zabawa w klatce (UnderFell // Sans i Papyrus)
Straszny (HorrorTale // Sans)
Znamie (Underswap // Papyrus)
Stopa (UnderFell // Sans i Twoja przyjaciółka)
Na ostro (UnderFresh // Sans)
Zabaweczka (Undertale // Sans)
....~~....

Możesz powiedzieć, że to co przygotowałaś dla Sansa było strzałem w dziesiątkę, patrząc już na sam sposób w jaki kiwał głową do rytmu muzyki.
Zazwyczaj powściągliwy szkieleci potwór opierał się o ścianę w neonowe paski z boku parkietu, daleki od swojej zwykłej pozycji siedzącej jaką przyjmuje w salonie. Ręce schował w kieszeniach bluzy zamiast kręcić w jednej z nich drinkiem. Jego trampki zaś krzyżowały się w kostkach, podrygując do basów.
Światełka, które rozświetlały jego oczodoły przyglądały się falującym ciałom gości na parkiecie intensywnie i z ożywieniem spod daszka jego czapki i uniesionego kaptura. Jego wieczny uśmiech wyglądał na napięty. Uniesiony nie z dobrego nastroju, a z tęsknoty i zapału.
Był gotowy, pewny siebie i wyczekujący. Potrzebował tylko pchnięcia.
Dla niego to było coś więcej niż taniec. Więcej niż tylko ruch ciał, zapach potu czy dotyk innej osoby podczas pierwotnego pragnienia połączonego z płynnym ruchem. To był cel jego egzystencji, sens jego życia, basowy rytm jego duszy. Taniec jest mu przeznaczony i zbyt długo ignorował potrzebę odpowiedzenia na wzywania jego magii.
Chociaż byłaś jako tako zdenerwowana, chociaż nigdy nie robiłaś niczego takiego w swoim życiu, chociaż nie byłaś pewna czy będzie zadowolony z twojego wtargnięcia do jego skrywanego przez tak długo wewnętrznego świata, nadal szłaś dumnym krokiem przez tłum. Powracałaś z łazienek, po tym jak cicho wymknęłaś się do nich by przebrać się w coś bardziej pasującego do jego stylu (twoja krótka spódniczka mogłaby nie znieść zbyt dobrze gwałtownych ruchów, chyba że chcesz świecić swoimi majtkami przed wszystkimi) a następnie dotarłaś na środek parkietu.
Machnęłaś w stronę DJ'a, którego opłaciłaś wcześniej. Mężczyzna wyłączył utwór tak szybko, że większość ludzi natychmiastowo zastygła w pozycjach w jakich chwilę wcześniej tańczyła. To przykuło uwagę Sansa- jego pytające spojrzenie przeniosło się w stronę DJ'a, a jego rytmiczne podrygi ustały.
Po chwili jego spojrzenie padło na ciebie, rejestrując twój nowy ubiór oraz przestrzeń na parkiecie jaką tworzyłaś poprzez zakłopotane odpędzanie ludzi rękami. Uniósł brew z wyraźnym zaciekawieniem.
Jego mina zmieniła się w niedowierzanie i szok tak szybko jak nowa muzyka zaczęła lecieć, a ty zaczęłaś tańczyć, ściśle przestrzegając hip hopowego układu, który trenowałaś od miesięcy.
Tańczyłaś sama, zamykając swoje oczy dla lepszej koncentracji oraz by uspokoić bicie swojego serca oraz nerwy (wraz z próbą zignorowania klaszczącego i wiwatującego tłumu, który szybko pochwycił nową nutę). Zdajesz sobie sprawę, że twoje ruchy były ograniczone i nieprofesjonalne. Nie byłaś nawet blisko ułamka zdolności jakie mówiono ci, że Sans posiada, jednakże czułaś się dobrze. Gdy tylko skończyłaś swój układ- skróciłaś go by dać sobie czas na wcielenie swojego planu w życie- zatrzymałaś się, dysząc i pocąc się przez swoje dresowe spodnie i podkoszulek...
A następnie wskazałaś na Sansa, który stał, opierając się o ścianę i otwierając szeroko oczodoły w zdumieniu. Wyzwałaś go na taneczną bitwę.
Czekałaś na to od długiego czasu. Odkąd poznałaś tego potworzego kościotrupa. W istocie... było to prawie rok temu. Do tego w tym samym klubie.
Gdy zobaczyłaś go po raz pierwszy, stał przy barze z butelką piwa w jednej ręce i z drugą wewnątrz swojej głębokiej i obszernej kieszeni luźnych spodni. Kłócił się z barmanem na temat wysokości swojego rachunku. Warknął wtedy coś zły, zlany niebieskim rumieńcem na swoich kościach policzkowych, a następnie odwrócił się na pięcie by wmieszać się w tłum.
W tamtym okresie potwory wciąż były stosunkowo świeżo po wyjściu na powierzchnię. Minęło wówczas zaledwie parę miesięcy od uwolnienia się z podziemnego więzienia. Prowadziła ich malutka ludzka baletnica, która została ich ambasadorem. Ty zaś byłaś bardziej nim przerażona niż chciałabyś teraz przed sobą przyznać. W końcu dorastałaś w kulturze strachu przed potworami. Lub dokładniej- ludzkim wyobrażeniem potworów.
Widziałaś w jak ciężkim położeniu był i nawet jeśli byłaś oszołomiona jego podejściem oraz czułaś dozę zdenerwowania przed zaingerowaniem, czułaś się też niesamowicie wielkodusznie, jako że dostałaś premię w pracy oraz dlatego, że stanęłaś w obronie przeciwko jawnemu rasizmowi (barman nazwał kościotrupa w dość paskudny sposób) i zapłaciłaś za jego rachunek.
To nie była nawet duża suma. Równowartość jakichś trzech drinków. Po spiorunowaniu wzrokiem barmana i zrobieniu mu wykładu na temat traktowania klientów, zostawiłaś całą sytuację za sobą, pragnąc zatracić się na parkiecie i być może znaleźć kogoś, kogo przyprowadziłabyś tej nocy do swojego domu.
Nie spodziewałaś się, że potwór podejdzie do ciebie gdy odpoczywałaś, by podziękować ci za pomoc. Był nieco zmieszany całą sytuacją i obiecał oddać ci pieniądze tak szybko jak tylko będzie w stanie (najwyraźniej nikt nie zatrudniał wtedy potworów i miał problemy finansowe). Ty również czułaś się nieco niezręcznie, jako że był to twój pierwszy raz gdy rozmawiałaś z potworem.
Miałaś okazję z bliska przyjrzeć się takim szczegółom jak odsłonięte kości, szczerzące się w uśmiechu zęby, czy prawie puste oczodoły (nie było w nich nic prócz jasnych zagadkowych światełek unoszących się w ich przestrzeni). Jego osobowość jednakże niemal natychmiastowo wyrwała cię z instynktownego strachu, oczarowując cię swoją łagodną postawą, głębokim, kojącym głosem i jawiącym się naturalnym komediowym talentem. Rozśmieszył cię w niemalże chwilę od swojego podejścia do ciebie i siedział z tobą przez resztę nocy, zabawiając cię i całkowicie odciągając od tańca.
Gdy oboje wyszliście z klubu, wyciągnął niepewnie rękę w twoją stronę i przedstawił się jako Sans (szkielet, dodał z mrugnięciem, sprawiając że zachichotałaś jak głupi pijak, którym w tamtym momencie byłaś) i choć wyraźnie spodziewał się, że odsuniesz rękę nie dotykając go, ty energicznie docisnęłaś swoją rękę do jego, trzęsąc nią mocno w powitaniu.
Od tamtej pory szybko staliście się przyjaciółmi. Spotykaliście się w i poza klubem kilka razy w tygodniu. Podczas waszej znajomości nauczyłaś się dużo o potworach, tak więc rumienisz się z zażenowania na wspomnienie waszego pierwszego spotkania i myśl o tym, że mógłby cię skrzywdzić.
Potwory nie były bestiami jak ludzie zwykli insynuować. I z pewnością nie byli złymi lub pozbawionymi sumienia mordercami. Kochali do żywego, wiązali się na całe życie z ich jedynym prawdziwym ukochanym, wierzyli w boskość wszechświata, byli zrobieni z magii i nadziei, z troskliwości i miłości. I dla każdego jednego potwora taniec był nieodpartą potrzebą.
Taniec był ich powołaniem, kulminacją wszystkiego czym byli i czym mogliby kiedykolwiek być. Pomruk ich dusz dyktował ich taniec, bijąc własnym wewnętrznym rytmem, który rządził całym ich życiem. Tańczyli gdy byli zakochani, tańczyli podczas smutku, tańczyli gdy składali swe życzenia gwiazdom i tańczyli po kres swoich dni.
Każdy potwór, którego spotkałaś miał swoją wewnętrzną muzykę. Tańczyli w ich własnym rytmie. Wchodził w to jazz, walc, capoeira, swing, salsa. Przepiękna kakofonia ruchów i wdzięku udoskonalana przez stulecia praktyki, troski oraz pasji. Taniec był dla nich powietrzem, którym oddychali, jedzeniem które jedli i ruchem nieba.
A jednak nigdy przenigdy nie widziałaś tańczącego Sansa.
Nigdy też nie okazywał zainteresowania tym, pozostając błogo głuchym gdy ktokolwiek go o to pytał. Unikał też jak mógł jakichkolwiek okoliczności, które mogłyby go do tego zmusić. Jedyny moment, w którym chociaż zbliżał się do parkietu był klub nocny, do którego uczęszczaliście. Nigdy jednak nie wyjaśnił ci czemu.
Jedyne co przychodzi ci do głowy to to, że bycie blisko muzyki, która gra w jego duszy działa na niego kojąco.
W miarę upływu czasu jednakże mogłaś zauważyć, że nie był tak zadowolony z tego bezruchu i snucia się tak jak się wydawało. W większości przypadków jego uśmiech był fałszywy, podtrzymywany by uniknąć pytań i wtrącania się przez innych. Sposób w jaki patrzył na parkiet- pusty i tęskny- przyprawiał cię o ból serca.
Włożyłaś swój czas w odkrycie dlaczego przestał tańczyć (jego brat powiedział ci kiedyś, że Sans był mistrzem w swojej dziedzinie, legendą pośród ich ludu i że czerpał ogrom przyjemności z tworzonej samemu sztuki tak bardzo, że nie pozwolił, by jakikolwiek dzień odbył się bez tańca) i w nakłonienie go by spróbował ponownie, by pozbył się tego bolesnego fałszywego uśmiechu z twarzy podczas jego pustych i samotnych chwil.
Przez chwilę zastanawiałaś się- gdy zaangażowałaś się tak bardzo w uczynienie go szczęśliwym już ponad sam zew przyjaźni- że wtargnęłaś w jego życie prywatne na tyle głęboko, że z dużym powodzeniem mógłby się wyrzec znajomości z tobą. Lecz w głębi duszy dokładnie wiedziałaś dlaczego.
Zakochałaś się w Sansie i to cholernie mocno.
W końcu łatwo szło zatracić się w jego przyciąganiu, w jego jego śmiechu i jego poczuciu humoru, w jego miłości do przyjaciół oraz rodziny, w zawiłości jego przeszłości i tajemniczych aspektach jego duszy. Poczułaś się zszokowana gdy zaczęłaś myśleć o tym, że jest przystojny, gdy odkryłaś, że się rumienisz gdy uśmiechał się w twoją stronę lub gdy machał ci z drugiego końca pokoju, lub gdy przelotnie musnął twojej dłoni.
Przestałaś poszukiwać kolejnych łóżkowych partnerów, niezdolna do zobaczenia nikogo innego poza Sansem, gdy zabierałaś ich do łóżka. I choć byłaś prawie pewna, że to tylko twój przepełniony nadzieją, umysł, twój usychający z miłości zrozpaczony umysł (czemu w ogóle miałby chcieć człowieka?) to Sans również czasami patrzył na ciebie w ten sam sposób. W chwilach gdy patrzył jak tańczysz, mówisz, jesz lub gdy próbujesz złapać płatki śniegu na swój język- on myślał o innych rzeczach.
O rzeczach związanych z tobą i nim i co moglibyście robić gdybyście tylko mieli taką szansę.
Ale żadne z was nigdy nie zrobiło tego pierwszego kroku. Żadne z was nigdy nie wypełniło luki, gdy zapadła między wami niezręczna cisza, lub gdy jego dłoń odrobinę zbyt długo spoczywała na twojej, albo gdy oparłaś głowę na jego szerokich ramionach, a on spojrzał na ciebie z tym cholernym wygłodniałym uśmiechem i nagle wasze twarze znalazły się tak blisko siebie, że mogłaś poczuć zapach kości i magii i chętność w waszych połączonych oddechach.
Chciałaś Sansa i jego szczęścia, że było to aż dla ciebie bolesne. Nie byłaś pewna czy było ci to przeznaczone, mieć go dla siebie... Więc zamiast tego przyjęłabyś jego potencjalne szczęście w postaci jego powrotu do tańca.
Więc zaczęłaś rozsiewać nasiona. Zamawialiście stoły coraz bliżej parkietu, włączałaś telewizję na kanałach z konkursami tanecznymi ilekroć przychodził... Zaczęłaś nawet włączać muzykę hip- hopową za każdym razem gdy jechaliście wspólnie samochodem. Był tym na samym początku speszony, zważywszy na twoją tendencję do słuchania popu, jednakże wyraźnie spodobała mu się ta zmiana.
Wiedziałaś, że nadszedł już czas, gdy zaczął poruszać się w rytm muzyki tupiąc przy tym stopami i podrygując ramionami.
Raz nawet przyłapałaś go na trzaskaniu w kuchni gdy wyszłaś po coś do pokoju obok. Wtedy prawie aż zakręciło ci się w głowie.
By dopiąć klamrę będziesz musiała się z nim skonfrontować, ale nie gdzieś gdzie będzie mógł cię łatwo zignorować i uciec.
Słyszałaś o konfrontacjach z potworami dzięki swojej długiej przyjaźni z Sansem i jego bliską grupą przyjaciół. Widziałaś jak potwory tańczyły razem, ich ruchy naśladujące się wzajemnie niezależnie od ich własnego stylu tańca i jak wygląda wydźwięk ich dusz pod koniec tańca. Widziałaś nawet Frisk, młodą wybawczynię Potworzego ludu tańczącą z kilkoma z nich. Jej drobne ciałko poruszało się wspólnie z dużo większymi i groźniejszymi potworami.
Nigdy nie stała się jej żadna krzywda więc założyłaś, że będziesz bezpieczna podczas swojego własnego pojedynku. Sans by cię nie skrzywdził... Nawet gdyby był zły na ciebie za wywinięcie tego numeru.
Naprawdę miałaś nadzieję, że się nie pogniewa...
Ze swojego miejsca pod ścianą, Sans wyglądał na lekko spanikowanego patrząc pomiędzy tobą a wyjściem z klubu, jakby decydował czy dołączyć do ciebie czy uciec. Wykonywał gwałtowne szarpiące ruchy czaszką jakby potrząsał głową, a uśmiech całkowicie zszedł z jego twarzy zmieniając się w płaską linię nerwowości i napięcia.
Zmarszczyłaś brwi na ten widok. Uczucie wiercenia wypełniło twoje serce i w ostatecznej próbie nakłonienia go do współpracy- choć nie miałaś już teraz zbytnich nadziei- wysunęłaś rękę w jego kierunku zwróconą wnętrzem do góry. Już nie żądanie, lecz prośba.
Patrzyliście we dwoje na siebie, mierząc się nawzajem spojrzeniem... nim Sans, zaciskając szczękę i zwężając oczodoły odsunął się od ściany i wszedł na parkiet, otrzymując gwizdy i dzikie wiwaty od tłumu. Odwrócił się w twoim kierunku, strzykając swoją szyją, a następnie wyciągnął ręce z kieszeni.
- Nie wiem w co pogrywasz, ale dobrze. Najwidoczniej zadałaś sobie nieco trudu by to zorganizować... Później dowiem się dlaczego. Lecz teraz... zatańczmy skarbie.- Mruknął, patrząc na ciebie i naciągając kaptur mocniej na głowę... a potem poruszył się zatapiając się w rytmie muzyki niemalże bezproblemowo.
To było jak oglądanie wstrzymywanego wodospadu, ognia w trąbie powietrznej, błyskawicy wyginającej się w łuk między ciemnymi grzmotami. Był płynnością i pasją, rozmyciem i dziełem sztuki martwej natury.
Jego trampki skrzypiały na parkiecie gdy tańczył, dżinsy szeleściły, a kurtka rozbłysła. Lecz nawet muzyka w oddali i narastająca głośność obserwującego tłumu nie były w stanie odwrócić twojej uwagi od światła, które wypełniało jego oczy gdy się poruszał. Czysta radość, która lśniła w jego uśmiechu.
Twoje serce zatrzepotało, gdy wasze spojrzenia się spotkały. Tak... postąpiłaś słusznie.
Podczas swojej tury, wykonywał stosunkowo proste ruchy (choć trudno było je tak nazwać, ponieważ jedynie sprawiał, że wyglądały tak lekko i naturalnie), ale gdy zatrzymał się by ustąpić ci parkietu, praktycznie cały jaśniał, uśmiechając się szeroko, dysząc i krążąc jakby nie mógł stać w jednym miejscu.
Widok Sansa w takim stanie sprawił, że byłaś niesamowicie, nieopisanie szczęśliwa, a gdy zaczynałaś następny układ, czułaś coś innego w powietrzu. Coś elektrycznego, przenikającego i gorącego. Zatonęło pod twoją skórą ciągnąc za coś ukrytego głęboko w twojej klatce piersiowej (twoją duszę...?) Nie mogłaś się powstrzymać przed odwzajemnieniem jego uśmiechu, twoje stopy poruszały się niemal szybciej niż byłaś w stanie to kontrolować.
W twoim umyśle nie było tłumu, było tam skupienie i intencja każdego twojego ruchu, spojrzenia i myśli o nim, stojącym naprzeciwko ciebie i obserwującym każdy twój ruch podczas gdy jego głowa kiwała się do rytmu. Miałaś serce w gardle, Twoja krew pulsowała do czerwoności w twoich żyłach.
To. To coś znaczyło, choć nie wiedziałaś jeszcze co.
Zakończyłaś ruchem, nad którym pracowałaś niestrudzenie przez pół roku, wbijając się tak, by obracać się na rękach z jedną nogą wyciągniętą, wykonując przewrót do połowy by wygiąć się w salto i stając z powrotem do pozycji stojącej przy dzikim aplauzie tłumu i pełnym wrażenia prychnięciu potwora naprzeciw ciebie. Jego oczodoły błyszczały wewnętrznym ogniem, a kości policzkowe zarumieniły się na jasny niebieski kolor.
- Byłaś zapracowana... i zdecydowanie masz talent. Będę musiał dać ci później kilka rad... Pokażę ci parę ruchów.- Zawołał do ciebie, a magia iskrzyła się na jego kościach podczas gdy głos był głęboki i dźwięczny. Zarumieniłaś się, słysząc sposób w jaki wypowiedział te słowa. Było w nich coś sugestywnego. W nich i w sposobie w jaki patrzył na pot spływający po twoim obojczyku.
Sans nie czynił jednak dalszych komentarzy tylko mrugnął w twoją stronę, na co kilka osób z w tłumie zagwizdało. Ruszył się po tym, wyraźnie przyspieszając by dopasować się do twojego większego tempa.
Tym razem zerkał na ciebie częściej gdy tańczył, utrzymując swoje spojrzenie gdy robił przewroty, stał na rękach czy wykonywał obroty, o których ty mogłaś tylko pomarzyć. Jego oczodoły miały w sobie intensywność i pasję, którą można było odczuć fizycznie. Muskała twoją skórę i pulsowała w twojej krwi.
Pod tym spojrzeniem pot na twojej skórze stawał się zimny. To było jak zaproszenie, jak kuszenie jakby nie pragnął niczego poza tym byś do niego dołączyła.
W końcu, pod naciskiem jego spojrzenia, uderzeniami rytmu i niezaprzeczalnym pociągiem do niego, które doprowadziło twój umysł do szaleństwa (wyglądał tak... seksownie, tańcząc w ten sposób), wkroczyłaś na parkiet, rozpoczynając ostatni z twoich wyuczonych tańców... lecz porzuciłaś go niemal natychmiast gdy podszedł do ciebie, położył ręce na twoich biodrach i obrócił cię po podłodze tylko po to by cię złapać, ujmując jedną z twoich rąk i odchylając do tyłu, uśmiechając się przy tym do ciebie w zarówno namiętny jak i przepełniony natchnieniem sposób.
- Dwójka jest lepsza niż jeden laleczko. Zatańcz ze mną... Pokaż mi muzykę w swoim sercu.- Nucił, zatracony we własnej ekscytacji i choć zarumieniłaś się i drżałaś w jego rękach, zdezorientowana, ale pełna nadziei (Toriel mówiła ci, że takie słowa wypowiadają potwory do swoich kochanków podczas tańca... czy to znaczyło, że on...?) Wciąż przełykałaś nerwowo ślinę i ciężko oddychałaś nim finalni skinęłaś głową, mocno ściskając jego dłoń.
- Zatańcz ze mną Sans. Pokaż mi rytm swojej duszy.- Odpowiedziałaś z drżeniem, wpatrując się w niego z taką szczerością na jaką tylko potrafiłaś się zebrać. Jego uśmiech na moment złagodniał, a w jego oczodołach dosłownie uformowały się serca nim ponownie pociągnął cię do tańca.
Wiele, wiele razy widziałaś tańczących ze sobą partnerów. Widziałaś pary, męża i żonę, wieloletnich kochanków, partnerów na jedną noc i wszystko pomiędzy... ale nic co kiedykolwiek oglądałaś, czy też byłaś tego częścią nie mogło się z tym równać.
Sans był mistrzem w swoim fachu, to było pewne, ale zadziwił cię jeszcze bardziej swoim chwytem i oddaniem twojemu pas de deux, twojemu partnerskiemu tańcu płynącemu równie łatwo jak jego pojedyncze ruchy. Byłaś niezgrabna w swoich obrotach, pochylaniu się i łączeniu rąk z jego rękami. Od czasu do czasu rumieniłaś się i potykałaś, lecz zawsze cię łapał, zawsze wciągał w swoje ramiona ku swojemu ciału i uśmiechał się pogodnie, prawie nadzmysłowo.
Jego ruchy mówiły o jego uczuciach lepiej niż słowa byłyby kiedykolwiek w stanie, dotyk jego dłoni na twoim ciele, muśnięcie jego oddechu na twoich ustach i twardość jego kości przy tobie. Nie przestawaliście się rumienić cały wasz taniec. Krew wznieciła morze ognia, a brzuch zaciskał się za każdym razem gdy jego spojrzenie spotykało twoje.
On poruszający się za tobą i przyciągający twoje biodra do swoich, ocierając twój tyłek o jego miednicę również nie pomagało.
Mówił do ciebie czymś więcej niż swoim ciałem, szepcząc ci do ucha gdy trzymał cię blisko...mówiąc ci rzeczy, nad którymi zawsze się zastanawiałaś.
- Zrobiłaś to wszystko dla mnie, prawda?... Nauczyłaś się tych układów i przygotowałaś to wszystko... sprawiłaś, że znów chcę tańczyć. Na gwiazdy, kocham cię.
- Co zrobiłem by na ciebie zasłużyć?
- Cholera, nigdy nie sądziłem... nie mogę uwierzyć, że tańczymy. Razem. Miałem nadzieję, marzyłem... ale to jest prawdziwe. Nigdy nie byłem tak cholernie szczęśliwy.
- ...albo to się załączyło. Ty też to czujesz kochanie?
- Doprowadzasz mnie do szaleństwa dziecino...naprawdę żałuję, że nie wybrałaś klubu by to zrobić. Nie mogę się doczekać by cię samemu dorwać.
- Kurwa, jesteś taka seksowna. Wzywając mnie w ten sposób... Konfrontując się ze mną publicznie... I tańcząc dla mnie mój taniec... pieprzyłbym cię tu i teraz gdyby tylko podłoga była czystsza.
- Cholera, jak długa jest ta piosenka?!
Gdy tylko zaczął się niecierpliwić, jego dłonie stały się nieco bardziej spragnione podróży, a jego uśmiech zarówno żarłoczny jak i niecierpliwy. Piosenka dobiegła końca przy ogromnym aplauzie tłumu wokół was, lecz nie miałaś dostatecznie dużo czasu by nacieszyć się brawami.
Sans przyciągnął cię mocno do siebie, a następnie przycisnął swoje kościste usta do twoich zapierając ci dech. Obrócił się z tobą w swych objęciach, teleportując się prosto z klubu na twardą, szorstką powierzchnię ściany w ciemnym pokoju. Jego ręce niezdarnie podciągnęły twoją koszulkę ponad twoje piersi, podczas gdy ty pociągnęłaś za jego kaptur, desperacko całując jego szyję.
Wydawało się to dość szybkim i potencjalnie złym sposobem na rozpoczęcie związku, ale oboje zbyt długo tańczyliście wokół tego tematu. Wyraźnie oboje tego chcieliście, a skoro pozbyliście się trzymających was obaw... kogo to obchodziło?
Sans zdecydowanie o to nie dbał, wciskając swoje udo między twoje rozsunięte uda, walcząc przy tym z zamkiem w jego spodniach, jednocześnie wprawiając swój niebieski język w taniec razem z twoim. Oboje mocowaliście się ze swoimi ubraniami w niemalże całkowitej ciemności, jęcząc, czując i smakując się nawzajem wszędzie dokąd mogliście dotrzeć.
Podniósł jedną z twoich nóg i osadził ją na swoim ramieniu, a gdy tylko już mógł, wsunął się w ciebie. Twoje spodnie i bielizna zwisały na jednej kostce, zaś on docisnął się bardziej do twojego ciała. Oboje zgodnie jęczeliście, tłumiąc pożądanie i podniecenie, ulatujące z was za sprawą oszalałych ruchów i naglącego niechlujnego seksu.
Wspólnie intonowaliście swoje imiona, przylegając do siebie, trzymając się i ucząc się nawzajem swoich ciał poprzez ślepy dotyk, całując się bez tchu i doprowadzając się nawzajem do bezmyślnego orgazmu.
Szybkość twojego szczytowania wstrząsnęła tobą pozostawiając cię zdyszaną i oszołomioną w obliczu spoconego, drżącego potwora, którego się uczepiłaś. Zostałaś jednak wyciągnięta ze swojego zadowolonego zaskoczenia za sprawą kościstych ust, naciskających na ciebie delikatnie. Powoli, grubość jego chuja poruszała się w tobie, wyrywając z ciebie kolejny jęk.
Sans wyszczerzył się na to, nadal dociskając swoje usta do twoich, po czym odsunął się od ciebie z chrząknięciem, pomagając ci poprawić swoje ubrania, a następnie własne. Pocałował cię ponownie, gdy oboje byliście doprowadzeni do ładu, po czym dotknął przełącznika na ścianie tuż obok niego, odsłaniając jego sypialnię oraz waszą dwójkę, stojącą niespełna metr od jego łóżka. 
Odwróciłaś się, by spojrzeć na niego dobrotliwie, wskazując na niepościelone łóżko i unosząc brew. Sans tylko wzruszył ramionami i uśmiechnął się, wsuwając ręce do kieszeni.
- Wybacz laleczko, zabiorę cię tam na drugą rundę. Byłaś po prostu dla mnie zbyt silna. Nie mogłem odciągnąć cię na tyle by tam dotrzeć. Jestem tylko kupą kości i nie dysponuję siłą mięśni.- Przeprosił ze śmiechem, a jego oczodoły błyszczały psotą i dobrym humorem. Ty zaś przewróciłaś oczami, nim ruszyłaś po jego brudnej podłodze, by usiąść na krawędzi łóżka i poddając się wypełnionej żartami rozmowie.
Miał szczęście, że tak bardzo kochałaś jego kościsty tyłek.
Share:

1 komentarz:

  1. To było coś innego... Ale bardzo sympatycznego, z niecierpliwością czekam na kolejne odsłony.

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE