7 czerwca 2017

Undertale: Sześć szkieletów w Twojej szafie - Życie to plaża Część 2 [Six Skeletons in Your Closet - Life's a Beach Pt. 2] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Życie to plaża Część 2 (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
Przyglądałaś się sobie w kostiumie. Pozostali wyszli już jakiś czas temu na plażę, ale Ty... nie chcesz się w tym pokazać. Powinnaś się spodziewać czegoś takiego po Edge. Tak, zakrywał Twoje blizny na plecach i ramionach, lecz co się tyczy dekoltu... odsłaniał znacznie więcej niż to do czego przywykłaś. Wisienką na torcie okazał się materiał, który idealnie nakładał się na skórę. Spodenki okazały się równie obcisłe, trzymały się w pasie na małym sznureczku. O ile dobrze znasz tych gości, szykuje się ciężki dzień. Ten strój z pewnością dobrze ukrywał Twój sekret, lecz nie był skromny. Westchnęłaś. Tak naprawdę nie masz wielkiego wyboru. Założyłaś na głowę kapelusz przeciwsłoneczny, może on ich odstraszy. Chwyciłaś za ręcznik i otworzyłaś drzwi. 
-coś długo ci z tym zeszło, laleczko – Stretch opierał się o framugę. Nie miał kostiumu, zamiast tego czarną koszulkę i zwyczajne szorty. Przeszłaś obok niego bez słowa. Nadal byłaś na niego wściekła za wczoraj. Jak śmiał tak Cię ośmieszyć? Czy czerpie radość z zawstydzania Cię? Cóż... o kim tutaj mówimy, ale mimo to... pośpieszyłaś kroku. - nadal masz na mnie focha? daj spokój, nie możesz ignorować mnie przez wieczność. - Tylko patrz, pomyślałaś schodząc po schodach oddalając się od niego. Skręciłaś i prawie na niego wpadłaś. Oh po prostu cudownie, on też umie się teleportować. Westchnęłaś zdenerwowana i chciałaś go ominąć, lecz powstrzymał Cię ręką – no weź, dzieciaku, odezwij się do mnie 
-Nie – odsunęłaś jego rękę i minęłaś go wychodząc drzwiami. Szedł za Tobą. Wkurwiający. 
-ej...
-łoł, kiciu, wyglądasz ślicznie – wtrącił się Red chwytając Cię za dłoń jak tylko wyszłaś na werandę – nie byłem przekonany co do tego kostiumu ale teraz wiem, że byłem w błędzie 
-Dzięki – przysunęłaś się bliżej niego tak abyście mogli razem odejść. Zerknęłaś na Stretcha, który wyglądał na zawiedzionego. Patrzył się na Reda, który odpowiedział mu szerokim uśmiechem by następnie położyć Ci rękę na biodrze. Dobrze mu tak. 
-kiciu, dzisiaj wyglądasz apetycznie – jego twarz była w kolorze głębokiej czerwieni, błądził palcami po Twojej talii. 
-Jesteś obrzydliwy – popchnęłaś go. Zamruczał przyciągając Cię bliżej. 
-...i seksowny 
-Zostaw tę panienkę. Pozwól jej rozkoszować się słońcem – poczułaś jak ktoś delikatnie chwyta Cię za ramię, G delikatnie skradł Cię z uścisku Reda. Miał na sobie koszulkę i spodenki do kąpieli, między zębami obracał papierosa. Mrugnął. 
-O-oh, G, nie zauważyłam cię – przyciągnął Cię bliżej pochylając tak, by wyszeptać Ci do ucha kiedy szłaś.
-Chodź, chcę ci coś pokazać. - miałaś zamiar przytaknąć, ale nagle poczułaś jak Twoje ciało się zatrzymuje, chwilę potem G już Cię nie obejmował, zaś Ty poleciałaś tyłkiem w piach. Dziwne. Rozejrzałaś się dookoła, Sans wgapiał się w G. - ... Ale to może poczekać, co Aniele? - wsadził ręce do kieszeni. Wyglądał na lekko zmieszanego. Wstałaś otrzepując się z piachu troszeczkę zawiedziona. 
-PANIENKO _____! PANIENKO ____! - odwróciłaś się by zobaczyć Blue biegnącego w Twoją stronę. Miał na sobie niebieskie spodenki kąpielowe i kółko do pływania dookoła bioder – CIESZĘ SIĘ, ŻE PRZYSZŁAŚ! PAPYRUS I JA CHCIELIBYŚMY ABYŚ POBAWIŁA SIĘ Z NAMI W MARCO POLO! 
-D-dobrze, brzmi fajnie 
-blue, wolałbym wpierw porozmawiać z panienką ____ - Stretch pojawił się za Tobą. 
-Chodźmy! Pokonam was! - krzyknęłaś chwytając się niebieskiego, który kwiknął i zaczął uciekać trzymając w rękach kółko. Nim jednak uciekł do wody złapałaś go w ręce i weszłaś – Wygrałam!
-OSZUKUJESZ PANIENKO ____! - śmiał się. Przytuliłaś go mocno, pływak otarł się o Twoją skórę z piśnięciem. 
-Awww jesteś taki słodki Blue! 
-PANIENKO ____ CZY JA TEŻ MOGĘ SIĘ PRZYTULIĆ? - Papyrus stanął obok Ciebie i zarumienionego na błękitno Blue w wodzie. 
-Oczywiście – odparłaś słodko i rzuciłaś mu się w wielkie ramiona mocno tuląc. Odstawił Cię delikatnie na równe nogi rumieniąc się. Ta dwójka zawsze umiała Cię rozweselić. Chlusnęłaś na nich wodą śmiejąc się głośno. 
Leżałaś na ręczniku wyczerpana. Ostatnie trzy godziny bawiłaś się z Blue i Papyrusem, tymczasem oni nie mieli zamiaru kończyć. 
-Lemoniady? - podniosłaś wzrok, G trzymał nad Tobą szklankę. Przyjęłaś ją z wdzięcznością, usiadł obok Ciebie – Naprawdę jesteś aniołem. Większość padła przy tamtej dwójce po jakiejś godzinie. 
-Blue i Papyrus są tacy kochani, nie umiem im odmawiać. 
-Ale pozostałym to już tak?
-Ha! Niezupełnie. 
-Cóż, Stretchowi od rana odmawiasz – zauważył biorąc łyk ze swojej szklanki. Spostrzegawczy – Coś się stało, Aniele? 
-To palant, wszystko. 
-Racja, racja, ale czy wszyscy nie jesteśmy palantami od czasu do czasu? 
-... No i co z tego. 
-Nie musimy rozmawiać o Stretchu i tobie, właściwie to wolałbym porozmawiać o tobie i o mnie – położył rękę na Twojej, puścił oczko kiedy popatrzyłaś na niego zaskoczona. Odstawił lemoniadę na bok i wsunął teraz już wolną rękę w Twoje włosy, zbliżając się do Ciebie tak, jakby chciał Cię pocałować – Gdyby taki aniołek jak ty mieszkał ze mną, nigdy bym nie był takim palantem bo nie zniósłbym gdybyś się do mnie nie odzywała – wasze twarze dzieliło zaledwie kilka cali, jego złote oczy wpatrywały się w Twoje. Nie umiałaś myśleć nawet nad odpowiedzią, więc odwróciłaś wzrok czując jak serce obija Ci się o klatkę piersiową. - Wstydzisz się. To dlatego, że powiedzieli ci abyś trzymała się ode mnie z daleka?
-N-nie....- Tak. 
-dzieciaku – Sans stał blisko Ciebie. Nie przebrał się w żaden kostium, po prostu ściągnął bluzę – chodź ze mną, chcę ci coś pokazać. - To wymówka, aby trzymać Cię daleko od G, ale i tak za nim poszłaś lekko zawiedziona. Chciałaś porozmawiać z G odrobinę dłużej. Sans zabrał Cię w okolicę gdzie było więcej skał. Zasłaniały was skutecznie. Usiedliście na mniejszych i oglądaliście rosnące niedaleko zawilce. - czy między tobą a stretchem wszystko dobrze? - zapytał po dłuższej chwili milczenia. Dlaczego wszyscy się tak tym przejmują? 
-Nie – odparłaś szczerze 
-czy...czy on zrobił ci coś? bo jeżeli tak to mogę skopać mu dupę – zaśmiałaś się. Wiedziałaś, że żartuje, ale miło było słyszeć takie słowa. Westchnęłaś kładąc głowę na jego ramieniu. Miło było spędzić trochę czasu sam na sam z nim. 
-Zawsze się o mnie martwisz. Dziękuję – ku Twojemu zdziwieniu, delikatnie otoczył Cię ramieniem przyciągając do swojej piersi. Oparł brodę o Twoją głowę. 
-czuję się za ciebie odpowiedzialny, dlatego się martwię – to było trochę... obraźliwe. Przecież nie jest twoim ojcem, nawet jeżeli jest w tym lepszy od twojego prawdziwego. Lecz prawdopodobnie nie o to mu chodziło. Poczułaś coś na głowie i chwilę Ci zajęło zorientowanie się, że właśnie bawi się Twoimi włosami, okręcając je sobie dookoła palca – słuchaj dzieciaku, powinnaś porozmawiać ze stretchem jeżeli się na niego gniewasz, im dłużej go ignorujesz tym trudniej będzie wam się pogodzić... cóż, lubię widzieć, jak się ze sobą dogadujecie – Sans pachniał słodkim keczupem. Tylko połowicznie go słuchałaś, skupiając się na przyjemnym uczuciu jego palców w Twoich włosach. 
-Łatwiej powiedzieć, niż zrobić – szepnęłaś. Nie wiedział co na to odpowiedzieć, więc zapanowała przyjemna cisza. Był w tym dobry. Zamknęłaś oczy zastanawiając się, czy to źle, że czasem chciałabyś mieszkać tylko z nim. 
-Wieczór filmowy? - zapytałaś patrząc się na Reda podejrzliwie – Czy to oznacza oglądanie czegoś co ty wybierzesz? 
-spokojnie, niebieskie maleństwo wybiera, jakaś gówniana komedia romantyczna, wszyscy będą, więc ty też powinnaś dołączyć, wziąłem ze sobą burbon i będę robił szota za każdym razem kiedy ktoś się zająknie 
-Na koniec będziesz pijany. 
-o to chodzi, cóż, właściwie to chodziło mi o to, aby upić też i ciebie, ale jeżeli sam się uchlam to nie będę narzekał – Hm... może w trakcie będziesz mogła się trochę poprzytulać z G. 
-Przyjdę – odparłaś odstawiając ostatni umyty talerz na suszarkę – Ale jeżeli ktoś zacznie się do mnie dobierać to idę spać – Film był dobry, jakiś stary z Meg Ryan. Miałaś nadzieję, że usiądziesz obok G, ale miejsca te były zajęte przez Papyrusa i Greena. Skończyłaś więc między Redem i Sansem. Miałaś wrażenie, że Stretch zamiast patrzeć się na monitor, nie spuszcza Ciebie z oczu. Zauważyłaś też, że pije razem z Redem. Zaś co się jego tyczy, zachowywał się zaskakująco dobrze, pewnie przez protekcyjną rękę Sansa na Twoim ramieniu. Odpychającą dłoń Reda za każdym razem, kiedy ten chciał Cię dotknąć. Kilka razy Twój wzrok i G się spotkał i za każdym czułaś jak dreszcz spływa Ci po kręgosłupie. Gdzieś w połowie seansu G wstał i umknął z pokoju, przesunął palcami po Twoich włosach kiedy wychodził. 
-Idę do łazienki – szepnęłaś do Sansa, który zabrał rękę abyś mogła wyjść. W domu było ciemno, nie wiedziałaś gdzie zniknął G, więc szłaś wzdłuż korytarza. - G? - szepnęłaś. Nagle jakaś dłoń chwyciła Cię zaś kolejna zasłoniła Ci usta
-Ciiii, to tylko ja – widziałaś jego złote źrenice za sobą w lusterku. Odwróciłaś się by na niego spojrzeć. Otaczała je żółta aura, zdałaś sobie sprawę że lekko się rumienił. - Cieszę się, że za mną poszłaś, Aniele. Bałem się, że nie przyjdziesz. - pochylił się i przywarł delikatnie do Twoich ust. Już od samego początku odwzajemniałaś jego pocałunek, rozchylając wargi by wpuścić jego język. Wyraźnie był doświadczony, jego język zabierał Ci oddech. Przylgnął do Ciebie popychając pod ścianę, otoczyłaś go nogami na wysokości lędźwi. Musnął Twoje wargi zębami przygryzając lekko. Jęknęłaś i wtedy przestał. - Ciiii, Aniele, usłyszą cię – palcem przesunął wzdłuż Twojej szczęki. Przytaknęłaś pozwalając, aby zaczął lizać Twój kark, wygłodniałe ręce wsuwając pod koszulkę. Chwyciłaś go za nadgarstki odsuwając delikatnie od pleców. Nie zauważył, przesunął je wyraźnie zadowolony na przód. Całował jak demon, wygłodniały i spragniony, czułaś też jakby dotykało Cię z milion dłoni pieszczących Cię dokładnie tam gdzie chciałaś. Drżałaś lekko i oddychałaś ciężko. - Nie odchodź. - szepnął łapiąc oddech.
-Nigdzie nie idę. 
-Znaczy się w poniedziałek. Nie odchodź. 
-Oh, G, nie mogę zostać.
-Po prostu to powiedz...
-... Nie odejdę. - westchnął do tych słów, przesunęłaś palce na jego kark. Opuścił Cię na ziemię chwytając Twoją twarz w swoje ręce, pocałował Cię czule w czoło. 
-Przyjdź dzisiaj do mojego pokoju, Aniele. Jeżeli zostaniemy tutaj dłużej, mogę stracić nad sobą kontrolę – Więc strać – Heh, jesteś napalona. 
-W-wybacz, czasami myślę na głos – szepnęłaś. Mrugnął i udał się w przeciwnym kierunku niż byli wszyscy. Ty zaś poszłaś w ich stronę, lecz wpadłaś na kogoś. Oparłaś się o ścianę łapiąc równowagę i włączyłaś światło. Stretch patrzył na Ciebie zaskoczony. O oł. Słyszał? 
-_____... - czknął, nie chciałaś nawet się zastanawiać jak bez przepony jest w stanie to robić - ... gdzie jest kibel? - Uspokoiłaś się, czyli nic nie słyszał. Pokazałaś mu ubikację i poszedł we wskazanym kierunku. Westchnęłaś ciężko. Ciężko byłoby go okłamać. 
Obudził Cię telefon. Byłaś zmieszana, bo G powiedział, że da Ci znać jak teren będzie czysty albo po prostu przyjdzie do Ciebie. 

SANStastyczny: hej paps i blue chcieli pospacerować nocą po plaży ale chciałem abyś sobie pospała, zostawiliśmy stretcha aby miał na ciebie oko gdyby g miał zbyt lepkie ręce

SANStastyczny: dołączysz do nas jak się wyśpisz?

Podrapałaś się po głowie i westchnęłaś. Przynajmniej wszyscy nie strzegą Cię jak jakieś psy. Zdecydowałaś dać Stretchowi znać, że nie śpisz. Odpisał niemal natychmiast. 

Ty: Cześć właśnie się obudziłam. 

Słodziak: to dobrze, bałem się że tam umarłaś haha 

Chyba ma dobry humor. 

Słodziak: ej ej, wpadnę, co?

Nim zdążyłaś odpisać, Stretch stał obok Twojego łóżka, przestraszyłaś się i odskoczyłaś spadając na ziemię otulona kocem.
-oh wybacz laleczko, nie chciałem cię wystraszyć – pochylił się aby pomóc Ci wydostać się z okrycia. Kiedy wstałaś natychmiast podeszłaś pod ścianę i zasłoniłaś rękami swoje ramiona, przypominając sobie że jesteś jedynie w sportowym staniku. Miałaś nadzieję, że nie zauważy blizn. 
-Cóż, potraficie się wszędzie teleportować, powinnam się przyzwyczaić. - popatrzył na Ciebie rozbawiony 
-odezwałaś się do mnie – odparł z ulgą
-Nie miałam wyboru 
-bronisz się
-Jestem na ciebie zła – przypomniałaś mu. Milczał, wzrokiem mierząc Twoje ciało. Dziwnie się zachowywał. 
-... zawsze chowasz swoje plecy i ramiona – zauważył. Zaraz... on jest pijany? 
-Nie wiem o czym mówisz. 
-nosisz rękawy, jak masz coś co odsłania plecy to nosisz kurtkę, to dlatego edge kupił ci ten kostium? - Cholera jasna, dlaczego on jest taki spostrzegawczy? 
-...Nie podoba mi się to Stretch – zrobił kilka kroków w Twoją stronę, uniósł dłoń, był w stanie dotknąć blizn, co Tobą wstrząsnęło. 
-co wie edge czego ja nie? - mówił głównie do siebie – co wie red czego nie wiem ja? i sans? dlaczego jesteś z nimi tak blisko... ale nie ze mną? - czułaś miód i burbon w jego oddechu. Nie mogłaś go nawet odepchnąć, bo wtedy odsłoniłabyś znamiona, starałaś się więc schować w ścianę. 
-Wydaje mi się, że jestem taka sama wobec was wszystkich 
-poza g – Ah... no i przyszła prawda. 
-Możesz podać mi koszulkę? Wtedy będziemy mogli porozmawiać. - nie ruszył się początkowo, lecz potem ściągnął swoją pomarańczową bluzę przez głowę i podał Ci. Odwrócił się tak abyś mogła ją założyć. Pachniała nim, zupełnie tak samo jak tej nocy kiedy spaliście razem w jego sypialni. - Dobra – odparłaś gotowa. Odwrócił się i natychmiast praktycznie w całości zniszczył dzielący was dystans. Wyglądał seksownie w czarnym podkoszulku, oświetlany światłem księżyca jakie wpadało przez balkon. 
-możemy porozmawiać? nie będziesz mnie już ignorować? - Westchnęłaś kładąc rękę na jego piersi aby powstrzymać go przed zbytnią bliskością. Nie musiałaś odpowiadać – błagam? - to nie w jego stylu, on nie prosi. Nie mogłaś spojrzeć mu w oczy bo nie byłaś pewna czy sama siebie rozumiesz. Jego ręce chwyciły Cię za twarz, początkowo delikatnie, a następnie wymusił na Tobie pocałunek. Zadrżałaś jak wepchnął swój język. Smakował alkoholem, trzymał Cię tak mocno... cóż zazwyczaj lubisz ból, ale to było ponad Twoje siły. Nogi się pod Tobą ugięły. Ale nadal przecież byłaś na niego zła! Resztkami sił odepchnęłaś go od siebie. 
-Stretch! Co do diabła! - schowałaś za rękawem własny rumieniec. 
-dlaczego? - zapytał znowu na Ciebie napierając. Chciałaś uciec przez łóżko, lecz ostatecznie skończyłaś leząc na materacu, zaś potwór był na tobie – dlaczego? dlaczego im nie szczędzisz bliskości? dlaczego mnie odtrącasz? dlaczego twoje serce nie bije szybciej dla mnie? dlaczego nie czujesz dreszczy z mojego powodu? 
-S-Stretch, to nie tak..
-dlaczego całowałaś się z edge i g ale ze mną nie chcesz? - chwycił Cię za ręce i przycisnął je własnymi na wysokości Twojej głowy. Popatrzyłaś na niego. Nie wiedziałaś, że wiedział o tamtych pocałunkach. 
-Skąd...?
-wiem bo widziałem cię w aucie i poszedłem za tobą dzisiaj, też chcę być blisko ciebie 
-Jesteś pijany
-tak
-Złaź
-nie
-Stretch, ja...
-naprawdę chcesz zostać tutaj... z nim? - położył się delikatnie na Tobie, czoło przystawiając do Twojej szyi, puścił Ci ręce, zaś swoje oplótł dookoła Twojego ciała czule – naprawdę z nim uciekniesz? wolisz jego od nas? ode mnie? - trząsł mu się głos. Objęłaś go delikatnie ramionami i zaczęłaś czule pieścić palcami przebijający się przez materiał koszulki kręgosłup. 
-Oczywiście, że nie – rozpływał się. Zastanawiałaś się dlaczego pozwolił Ci oglądać go w takim stanie. Nikomu nie mówił co myśli, zawsze się droczył i bawił. 
-____.. wybacz – powiedział w końcu – przepraszam za tamto wczoraj... przepraszam za śledzenie ciebie i edge i ciebie i g.. przepraszam, przez ten cały czas byłem tak strasznie zazdrosny... wybacz, jestem żałosny – bełkotał, nie wydaje Ci się, aby wiedział co właśnie powiedział. 
-Nie jesteś żałosny – objęłaś go mocno 
-heh... dzięki za miłe słowa, ale naprawdę jestem, byłem zły i zazdrosny i dlatego zacząłem chlać z redem, dlatego tak to się skończyło, no i potem pomyślałem, że warto byłoby do ciebie przyjść – zaczął się podnosić, lecz nie puszczałaś go. 
-Teraz moja kolej poprosić cię, abyś został – szepnęłaś słodko. Nie trzeba było mu mówić tego drugi raz, wpadł w Twoje objęcia znowu. Tej nocy, nie poszłaś do pokoju G. 
Share:

6 czerwca 2017

Undertale: Sześć szkieletów w Twojej szafie - Życie to plaża Część 1 [Six Skeletons in Your Closet - Life's a Beach Pt. 1] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Życie to plaża Część 1 (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
-Domek na plaży? - zapytałaś zaskoczona propozycją Stretcha. Przyszedł do Ciebie jak zmywałaś naczynia, opierając się przebiegle o framugę. 
-tak, mamy taki, jeździmy tam zawsze kiedy mamy na to ochotę, pomyślałem sobie, że możemy... no wiesz, wybrać się tam razem, zrelaksować, teraz skoro twoja sesja się skończyła, słoneczko i plaża... - Wakacje na plaży w prywatnym domku z chłopakami? No chyba, że pozostali nie byli częścią planu Stretcha 
-TO ŚWIETNY POMYSŁ PAPUSIU! - krzyknął Blue pojawiając się znikąd, chwycił za bluzę brata z radości – POWIEM POZOSTAŁYM I MOŻEMY JECHAĆ NAWET DZISIAJ! 
-z...zaczekaj! - zawołał, ale tamten go zignorował. Zaśmiałaś się. Miałaś rację. Westchnął i opuścił rękę uśmiechając się w twoją stronę słabo – znaczy się... chodziło mi oczywiście o wszystkich – Oczywiście, nawet przez sekundę w to nie wątpiłaś. 
-Dobrze, brzmi fajnie. Następnym razem zarezerwuję wypad tylko dla ciebie – uśmiechnęłaś się, zaś on zarumienił się na pomarańczowo. 
-heh, skoro zabieramy kociaka na plażę, czy to oznacza że będzie w kostiumie kąpielowym? - Red wszedł do kuchni opierając się o blat – myślę że czarno-czerwony i baaaaaaaaaardzo mały, by ci pasował 
-jesteś beznadziejnym przypadkiem kościotrupa – burknął Stretch krzyżując ręce na piersi 
-oh, wybacz, nie chciałem narzucać ci swoich preferencji, więc powiem coś bardziej w twoim stylu, bikini, pomarańczowe w białe grochy, może kokarda, dopasowana do niewielkiej spódniczki, to ci się podoba? - nie musiał odpowiadać, jego szczęka zadrżała w odpowiedzi. Zaśmiałaś się zaś Red wyszczerzył dumnie. - tak myślałem, każdy woli co innego, taki blue – podszedł i chwycił Blue za chustę odciągając go od zabawek ignorując jego jęki niezadowolenia. Zmusił go aby na Ciebie popatrzył, chwytając kościotrupa za ramiona, stanął za nim mówiąc mu do prawego ucha – popatrz dobrze na panienkę ___
-CO...
-zrób to! dobra, a teraz wyobraź ją sobie na plaży, w tym staromodnym dwuczęściowym kostiumie przypominającym strój żeglarza – źrenice Blue się rozszerzyły, zaś na policzkach pojawił się wielki rumieniec. 
-T-TO... ZNACZY SIĘ, CZY TY...
-to tylko hipoteza – Red odepchnął go od siebie – ale widzisz, wszyscy. 
-papyrus – rzucił Stretch 
-TAK? - wysoki kościotrup wsunął głowę do środka jak tylko usłyszał swoje imię. 
-on jest nudny, to jeden z tych aby-było-ci-wygodnie typów, czerwone szorty, biała koszulka i kapelusz przeciwsłoneczny – wyliczał ubrania na palcach 
-OH, TAK, _____ BYŁOBY BARDZO WYGODNIE – przyznał Papyrus rumieniąc się 
-widzicie? - Red wyraźnie znudzony znowu oparł się o ścianę 
-skoro jesteś taki bystry, to co powiesz o mnie – czerwony podskoczył kiedy Sans nagle się pojawił za nim, ale natychmiast się uspokoił. Zarzucił rękę na ramieniu Sansa i wyszczerzył się szatańsko. 
-awww to proste sansy, ty wolałbyś aby ona nie miała na sobie nic – Stretch splunął miodem, Ty zalałaś się śmiechem rumieniąc głęboko, zaś głęboki niebieski rumieniec zalał twarz Sansa, Red niespodziewanie upadł na podłogę. 
-z...zamknij się, nie jestem takim zboczeńcem jak ty
-ta, racja, jesteś gorszy – warknął czerwony z podłogi. Przeliczyłaś potwory na palcach.
-A co z Edge? - Red wziął głęboki wdech
-edge...
-JUŻ WYBRAŁ KOSTIUM – o wilku mowa, wszedł podając coś bratu. Ten to pokazał strój: krótkie spodenki do bikini i koszulka sportowa z krótkimi ramiączkami. 
- ...przyznam, że tego się po tobie nie spodziewałem, szefie – mruknął z żalem podając Ci strój – ech... facetowi nie dają pomarzyć. 
-już jej kupiłeś kostium? - zapytał Stretch z ciekawością. 
-OCZYWIŚCIE, TRZEBA BYŁO UZUPEŁNIĆ CO NIE CO ZAPASÓW Z JEJ NOWEJ SZAFY – Wiedziałaś, że wybrał go aby ukryć Twoje blizny. Wybawca. Stretch pochylił się w Twoją stronę i wyszeptał. 
-jesteś pewna, że nie chcesz pomarańczowego w białe grochy? - zaśmiał się
-Oh, ten będzie idealny – odparłaś szybko mając nadzieję, że to zamknie temat. Podziałało. 
-skoro jest szczęśliwa – odparł Red – zawsze możesz umknąć na jedną noc do mnie i ubrać ten w moim guście – mrugnął. Wystawiłaś język w jego stronę. 
-dobrze zrozumiałem, jedziemy na plażę? - zapytał Sans
-Tak. Stretch pomyślał, że to dobry pomysł – odstawiłaś ostatni talerz na bok i wytarłaś ręce w ręcznik. 
-dobra, to im powiem że przyjedziemy. 
-Im?
-oh, racja, im – bąknął Stretch 
-to są nasi.. kuzyni... mieszkają tam przez jakiś czas, nie będziemy im przeszkadzać – Sans wzruszył ramionami. Brzmiał tak, jakby był na nich lekko zły. 
-Jest was więcej? - odparłaś zmieszana. Nigdy nie widziałaś więcej szkieletów nigdzie
-ta, zaskoczę cię kocie, ale jest nas strasznie dużo – bąknął Red bez entuzjazmu. Ale Ty byłaś zadowolona. Więcej szkielecich przyjaciół? Miałaś nadzieję, że będą tak mili jak ci. 
Do południa wasza siódemka spakowała się do auta Papyrusa i Edge. Z niewiadomych przyczyn Sans był zmartwiony, Red zaproponował Ci jazdę z nim na jego motorze, więc zarzuciłaś na siebie nową kurtkę i obejmując go mocno jak jechaliście za samochodami. Okolica była piękna, lecz droga długa. Przez większość czasu mogłaś podziwiać przejrzysty, migoczący od słońca ocean, lecz Twoje nogi błagały, abyś je rozprostowała. Dom letniskowy był taki jak go sobie wyobrażałaś. Duży, z niewielką prywatną plażą, parasolami na balkonie. Red wstał i pomógł Ci zejść z motoru, co przyjęłaś. Ściągnęłaś kask, pokręciłaś głową i z westchnięciem przetrzepałaś palcami włosy. Rozpięłaś bluzę ciesząc się przyjemnym doznaniem bryzy na spoconym ciele. Red odwrócił się zarumieniony, lecz tego nie zauważyłaś. Wszyscy byli zajęci rozpakunkiem, zdecydowałaś więc zapukać powiadomić, że już jesteście. Ledwo uniosłaś rękę, kiedy drzwi same się otworzyły, zaś Twoja ręka delikatnie została objęta przez inne dłonie. 
-Proszę, proszę, proszę... Sans powiedział, że wpadacie, ale nie wspomniał, że będzie z wami aniołek – przyjemny głos jęknął wprost do Twojego ucha – Zgubiłaś się, kochanie? A może naprawdę jechałaś z tamtymi tylko po to aby zostać z nami? - podniosłaś wzrok na wysokiego kościotrupa, który właśnie składał pocałunek na wierzchu trzymanej dłoni. Było na czym zawiesić oko, skórzana kurtka, biała koszula, czarne spodnie... popatrzył Ci w oczy kiedy puszczał Twoją rękę. Jego grzeczne zachowanie tworzyło kontrast z głodem w jego spojrzeniu, i przebiegłością w uśmiechu. Wyglądał jak chodzący grzech z tymi dwiema pęknięciami na czaszce. Zaraz zemdlejesz! Twoja twarz zrobiła się taka gorąca, zakręciło Ci się w głowie. 
-Bracie, proszę, straszysz ją – dobiegł spokojny głos, jeszcze wyższy kościotrup pojawił się by Cię powitać. Ten też miał dwa pęknięcia na czaszce. Ten miał na sobie biały golf i czarne spodnie oraz długą marynarkę. Czy im nie jest gorąco? Musi być z milion stopni. Drugi wziął Twoją dłoń i ucałował Cię w nią tak samo jak jego brat. - Witaj panienko, przepraszam, ale Sans nie wspomniał, że weźmie kogoś jeszcze, więc nie znamy nawet twojego imienia. Możesz mówić do mnie Green – wyższy puścił Twoją rękę. To chyba najbardziej ułożony szkielet jakiego poznałaś. 
-Mnie możesz nazywać G, aniele 
-Oh, ja jestem ____ miło mi poznać – dygnęłaś lekko czując się jak głupek. Jednak, nie naśmiewali się z Ciebie, więc nie ma sprawy. Ktoś zacisnął rękę na Twoim ramieniu i odsunął Cię od G, to był Stretch, który mierzył go ostrzegawczym spojrzeniem trzymając w drugiej ręce walizki. 
-Cześć Stretch, dlaczego nie powiedzieliście, że ten piękny anioł będzie z wami? - zamruczał G wsadzając ręce do kieszeni cały czas na Ciebie patrząc. 
-musiało nam umknąć, tak przywykliśmy do tego że z nami mieszka, więc zapomnieliśmy - Stretch brzmiał jakby ledwo nad sobą panował. Możesz już się domyślać, dlaczego pozostali byli tak wyczuleni na tych gości. Tobie wydają się fajni. Popatrzyłaś na G. Są więcej niż fajni. 
-Wziąć ci kurtkę, Aniołku? - zaproponował G wyciągając rękę. Przytaknęłaś, zauważyłaś, że są w nich dziury. Dziwne. Ściągnęłaś ją z ramion i podałaś. Nigdy nie przestał patrzeć prosto w Twoje oczy. Stretch stuknął Cię w ramię jak tamten odszedł, odwróciłaś na niego wzrok zmieszana. Nie patrzył na Ciebie. 
-____ chodź... - nim dokończył mówić G wrócił i chwycił Cię za ramię wciągając do mieszkania delikatnie. Słyszałaś, jak pozostali wołają Stretcha i kiedy znowu popatrzyłaś, już go nie było. 
-Masz Aniele, pewnie jesteś zmęczona podróżą. Usiądź w salonie 
-Dziękuję, ale za długo już siedziałam. Powinnam się wyprostować 
-Bolą cię plecy? Tak się zdarza na motorach. Mogę? - położył natychmiast ręce na Twoich ramionach, co zaakceptowałaś. Delikatnie skłonił abyś usiadła na pufie. Stanął za tobą i położył ręce na Twoim kręgosłupie... pop pop! Poczułaś jak strzelają ci kości, westchnęłaś przeciągle. - Jechałaś na motorze z Redem? - zaczął powoli masując palcami obolałe mięśnie. Raaany nigdy nikt tak dobrze Cię nie dotykał. 
-T-tak... 
-Macie jakąś historię? - O co mu chodzi? 
-Ch-chyba nie rozumiem... 
-Twój związek z Redem... 
-Oh, oh! O nie, jesteśmy tylko przyjaciółmi – jego ręce jakby mocniej zacisnęły się na Twoich plecach. 
-A z którymś z pozostałych?
-Przyjaciele! Jesteśmy tylko przyjaciółmi. Kocham ich wszystkich na swój sposób.
-Rozumiem – przesunął ręce niżej. Zatrzymał się chwytając Cię za biodra przysuwając do siebie. Na słodkie babeczki cynamonowe, ten facet jest przebiegły. - Jeżeli tak się sprawy mają, może ty i ja... 
-G... - Green stał w drzwiach ze skrzyżowanymi rekami, stukał palcem się w ramię. 
-Była zestresowana – G zabrał ręce – A ja to naprawiłem – pochylił się, aby Ci szepnąć – Jeżeli nadal będzie cię bolało, Aniele, masz wolny wstęp do mojego pokoju. Znam wiele dobrych sztuczek z masowaniem. 
-chryste, g, zabieraj swoje brudne łapy – warknął Red wchodząc. Pozostali byli za nim, rozmawiali cicho między sobą. Sans zatrzymał się w progu obok Greena mierząc G wrogim spojrzeniem. Ten schował ręce za siebie udając niewiniątko. 
-hej dzieciaku, chcesz zobaczyć swój pokój?
-D-dobrze! - wstałaś rumieniąc się i szybko podbiegłaś do Sansa. Nie spuszczał G z oczu, póki nie chwycił Cię za rękę i nie poprowadził. Nie mówił póki nie położył Twoich walizek na łóżko w Twojej sypialni. - dzieciaku, proszę, uważaj na g – przesunął palcem po oparciu – nie pozwól, aby się do ciebie za bardzo zbliżył... dobra? 
-Dlaczego? Czy jest niebezpieczny? - potwór zacisnął ręce w pięści i westchnął. 
-nie... niebezpieczny... bardziej przebiegły.. on jest... po prostu .. zaufaj mi, dobrze? 
-Zawsze ci ufam, Sans – popatrzył na Ciebie z uśmiechem, wyglądał na wymęczonego, może droga była dla niego cięższa niż się wydawało. 
-napisz mi, jeżeli będziesz czegoś potrzebować, dobra? będę w pokoju obok 
-Dobrze – odparłaś zadowolona. Wziął swoją torbę odwzajemniając uśmiech i wyszedł. Zaczęłaś analizować co miało miejsce wcześniej. O. Jasna. Cholera. Tamten szkielet jest aż za seksowny! Schowałaś twarz za dłońmi, policzki piekły na samą myśl o tym jak jego ręce masowały Twoje plecy, na samą myśl o jego uśmiechu... i teraz... jak wisienka na torcie... Sans sprawił, że wydaje Ci się jeszcze seksowniejszy przez to, że masz trzymać się od niego z daleka! Masz wielkie kłopoty. 
Obudziłaś się z małej drzemki w jaką zapadłaś. Zerknęłaś na drzwi balkonowe w pokoju. Nadal dzień. To wszystko było snem? Nowy, seksowny przyjaciel i ostrzeżenie Sansa? Twój telefon się odezwał. Otworzyłaś go. Miałaś kilka smsów. 

CzerwonaFlaga: nie czuj się zbyt pewnie przy g, kocie

Słodziak: uważaj na g

Tatusiek: NIE DBAM O TO CO ZROBISZ, ALE NIE ZAPOMINAJ ŻE JESTEŚ /NASZYM/ CZŁOWIEKIEM! 

Dobra, są aż tak opiekuńczy? Przynajmniej Papyrus i Blue pozwolili Ci być sobą. Czy oni nie wiedzą, że te słowa tylko dodają seksapilu G? Zjechałaś w dół i dostrzegłaś kilka innych wiadomości.

NIEZNANY NUMER: Witam, tutaj Green. Przepraszam, że przerywam twoją drzemkę. Sans dał mi twój numer i chciałbym się dowiedzieć czy dołączysz do nas na kolacji? 

NIEZNANY NUMER: Cześć Aniele, wykradłem twój numer od braciszka. Daj znać jak będziesz czegoś potrzebować... może kolejny masażyk? 

Dodałaś Greena jako GreenGigant (to przynajmniej pasowało). Westchnęłaś zastanawiając się nad dobrą nazwą dla G. W końcu wpisałaś G-orący. 

Ty: Dziękuję Green, będę na dole za chwilę.

GreenGiant: Przygotuję dla ciebie miejsce. Do zobaczenia.

Ty: Inni powiedzieli mi abym trzymała się od ciebie z daleka 

G-orący: A chcesz trzymać się ode mnie z daleka, Aniele? 

Ty: ….nie.

G-orący: Kim oni są, twoimi rodzicami? Robisz to co chcesz, co? 

Ty: Ale nie chcę ich rozgniewać. 

G-orący: Zgraja zazdrosnych dzieciaków, to tyle. Jesteś dorosła, nie mogą zmusić cię do robienia czegoś, czego nie chcesz. 

Podrapałaś się w głowę.... Cóż, właściwie miał rację. Oni są przesadnie opiekuńczy. 

Ty: Niedługo będę na kolacji, wpadniesz?

G-orący: Zawsze tam gdzie ty, Aniele. 

Podobało Ci się to jak Cię nazywał. Słodko, seksownie i grzecznie. Poczułaś jak się rumienisz. 
-musisz mieć coś fajnego w telefonie – usłyszałaś głos Sansa w progu. Podskoczyłaś okrywając się kocem. Spałaś tylko w bezrękawniku jakby nie było. Stał oparty o framugę uśmiechając się jak zawsze, jakby nic go nie martwiło. 
-Oh, jakieś głupie memy – skłamałaś. Nie wspomniał nic, że nie wolno ci pisać z G, ale nadal czułaś że to małe taboo. Poprosiłaś, aby się odwrócił tak abyś założyła na siebie koszulkę, poszliście razem opowiadając po drodze kawały. Kolacja była niesamowita, okazało się że bracia potrafią świetnie gotować. Cieszyłaś się, że choć raz nie musisz tego robić. G często patrzył się w Twoje oczy, sprawiając że rumieniłaś się. Wysłałaś mu kilka smsów pod stołem. Po kolacji Stretch pomógł ci wyczyścić stół i wygoniłaś Greena mówiąc, że Ty się tym zajmiesz. - Łał, nie spodziewałam się, że są tak dobrymi kucharzami – przyznałaś chowając naczynia do zlewu 
-tak, mają talent – Stretch postawił kolekcję widelców obok kranu. Popatrzyłaś na niego, wyglądał na szczęśliwego. 
-Wiesz, kiedy tutaj przyjechaliśmy byliście zestresowani. Cieszę się, że się zrelaksowaliście choć trochę – zaśmiał się, zaś rumieniec wstąpił na jego policzki. Odkręciłaś kran obmywając rękę. 
-ja zrelaksowany? od dawna tego nie doświadczyłem, laleczko... chyba od tamtej nocy kiedy cię tuliłem. - Prawie wypuściłaś talerz z rąk. Wspomniał o tym! Powiedział coś o tym! - nie rozmawiałem z tobą o tamtej nocy 
-C-cóż, zająłeś się mną. Powinnam ci podziękować. 
-wiesz chodzi mi ... - przysunął się, przesuwając ręką po niewielkiej bliźnie na czole, czule odwrócił Twoją twarz w swoja stronę. Kciukiem przesunął po dolnej wardze podnosząc Twoją brodę. Trzymał Cie tak przez chwilę. Niecierpliwiłaś się czekając aż coś zrobi. - chcesz abym cię pocałował? - zapytał w końcu. Fuknęłaś, nie mogąc znaleźć słowa. Najwyraźniej takiej reakcji po Tobie oczekiwał ponieważ uśmiechnął się zawadiacko i cofnął. Bawi się Tobą? Poczułaś jak czerwieniejesz ze wstydu. Palant! – pozmywam laleczko, słyszałem jak sans cię wołał. 
Share:

Undertale: Sześć szkieletów w Twojej szafie - Za zamkniętymi drzwiami [Six Skeletons in Your Closet - Behind Closed Doors] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Za zamkniętymi drzwiami (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
RED
byłem pierwszym, który to zauważył, kiedy kicia wychodziła z rana na swoje spotkanie nie zamknęła za sobą drzwi do pokoju, wiedziałem o tym ponieważ zawsze to sprawdzam jak gdzieś wychodzi... pozwólcie że trochę nadgonię historii.. wraca do domu z edge szczęśliwa i ... nienaruszona, tak jakby w ogóle z nim nie była, próbowaliśmy z niej wyciągnąć jakiej torturze ją poddał, ale ona mówiła że zabrał ją na zakupy i na kolację, edge mówił to samo, choć się rumienił, cóż to dobry znak... chyba... mniejsza, nikt tak naprawdę jej nie wierzył do kolejnego dnia kiedy ludzie zaczęli przynosić rzeczy ze sklepu z ubraniami dla koteczka, ja nie narzekam, sam bym jej kupił jeden albo dwa łaszki, ale trzydzieści pierdolonych ciuszków... no i przyznam, że niektóre są naprawdę łał... w każdym razie, wyszła bo musiała zabrać rzeczy z dołu, nie zamknęła drzwi, a ja jestem bardzo ciekawski, no i wszedłem, nie myśląc o tym co robię, jak tylko zorientowałem się, że drzwi nie są zamknięte już byłem w środku, właściwie to mógłbym się tam teleportować zawsze, ale coś sprawiło że otwarte drzwi mnie skusiły. panował w środku bałagan, głównie przez nowe ciuchy i pudełka których jeszcze nie rozpakowała, czego szukam?... dowodu na to że jest zboczonym dziwakiem, którym jest? jaaaaaasne 
więc szukałem... w szafie, biurku, znalazłem głównie listy, nic interesującego, podrapałem się po czaszce. 
-hmmm... gdybym był napaloną ludzką kobietą... gdzie chowałbym moje.. oh, popatrzmy tylko, pod materacem... - wyciągnąłem coś, co okazało się być kalendarzem ooo chłopie kalendarzem BDSM, nie ociągasz się kocie, mam haka na ciebie, położyłem się na jej łóżku kartkując go, faceci byli umięśnieni, trzymali baty i trzepaczki i ... coś czego nie rozpoznawałem, ale wyglądało jak dobra zabawa. - widzę tutaj kilka fajnych pomysłów – mruknąłem do siebie odnajdując jakieś dobre wiązanie i łaskotanie piórami, wyobraziłem sobie kicię w takim stanie ... ooooo tak, mój telefon się odezwał i prawie wyskoczyłem z nieistniejącej skóry, wyciągnąłem go, by zobaczyć wiadomość od brata. 

Szef: GDZIE JESTEŚ? SZUKAM CIĘ PO CAŁYM DOMU I WOŁAM, ZACZYNAM SIĘ DENERWOWAĆ. 

ja: um jestem w pokoju kici, nie zamknęła go hehe

Szef: NARUSZASZ PRZESTRZEŃ OSOBISTĄ CZŁOWIEKA?

ja: uh

Szef: BEZE MNIE? JAK ŚMIESZ! 

usłyszałem jak jego buty głośno i szybko stukają o schody, schowałem kalendarz, chciałem być jedynym, który zna jej mały sekrecik
Edge
MÓJ BRAT NARUSZYŁ PRZESTRZEŃ OSOBISTĄ CZŁOWIEKA? BEZE MNIE? UGH! ODSTAWIŁEM TELEFON I UDAŁEM SIĘ SCHODAMI NA PIĘTRO. NIE MA SZANS ABY RADOWAŁ SIĘ Z GRZEBANIA PO JEJ RZECZACH A JA NIE! 
JAK TYLKO WSZEDŁEM, ON ZACZĄŁ WYCHODZIĆ. 
-wszędzie już szukałem, nie znalazłem nic prócz jakiegoś pamiętnika pod materacem – POWIEDZIAŁ, BYŁ CHYBA ZAWIEDZIONY I TAK POWINNO BYĆ. POZWOLIŁEM MU MNIE MINĄĆ. HA! NIE MIAŁ TAK ŚWIETNIE ROZWINIĘTEJ DEDUKCJI JAK JA, JESTEM PEWIEN ŻE ZNAJDĘ COŚ WIĘCEJ! STANĄŁEM NA ŚRODKU JEJ POKOJU, W POWIETRZU UNOSIŁ SIĘ PRZYJEMNY ZAPACH WISTERII. NIENAWIDZĘ ŁADNYCH ZAPACHÓW. ZIGNOROWAŁEM UBRANIA JAKIE JEJ KUPIŁEM WCZORAJ. WIDZIAŁEM! PODSZEDŁEM PROSTO DO BIURKA, TO TU MUSI CHOWAĆ CIEKAWE RZECZY! TRZYMAJCIE SIĘ! JEST W TRAKCIE PISANIA LISTU! PODEJRZANE JAK NA KOGOŚ KTO NIE MA PRZYJACIÓŁ! ZERKNĄŁEM 
-hej, edge, zgubiłeś się? - CHOLERA. TO STRETCH. POPATRZYŁEM NA NIEGO, TEN MAŁY...
-NIE, UPEWNIAM SIĘ TYLKO, ŻE WSZYSTKO CO ZAMÓWIŁEM I ZA CO ZAPŁACIŁEM PRZYBYŁO 
-rozumiem, i jak?
-....PRZYBYŁO
-więęęęęc
-WIĘC SKOŃCZYŁEM TUTAJ. CUCHNIE – POPCHNĄŁEM GO RAMIENIEM WYCHODZĄC Z POMIESZCZENIA ZDENERWOWANY. 
STRETCH
przyglądałem się jak edge wychodzi, naprawdę dumny z siebie, że przyłapałem go, co za dupek, ale przyganiał kocioł garnkowi, jestem tutaj tylko po to aby powęszyć, czy dzisiaj znajdę coś ciekawego? w pokoju był bałagan zrobiony przez zakupy
-chyba nie – mruknąłem do siebie i cicho wślizgnąłem się do środka, skorzystała z miejsca jakie jej daliśmy, łóżko przepchnęła pod okno aby mieć widok na ogród, przed oczami miałem malowniczą wizję jak siedzi i ogląda wschód słońca, przejechałem palcem po kredensie, czysty, zazwyczaj była bez zarzutu, więc ten cały bałagan był spowodowany szaleństwem egzaminów, nigdy nie chodziłem do szkoły więc nie wiem jak to jest – łooops – mruknąłem otwierając jedną z szuflad, zerknąłem szczerząc się, hmmm to nie ... nie tego się spodziewałem... cóż... było tam pełno nieotworzonych listów, wziąłem jeden zaadresowany do babci, kolejny, to samo, odstawiłem je na miejsce i zasunąłem szufladę, z tego co pamiętam, jej babcia umarła więc musi je pisać w formie dziennika... a jeżeli to prawda... popatrzyłem na ten otwarty znajdujący się na biurku – nie mam zamiaru go przeczytać – stwierdziłem na głos i w mgnieniu oka byłem przy nim, pochyliłem się i zacząłem czytać, musi być więcej stron ponieważ początek zaczyna się od połowy zdania, miała anielski charakter pisma 

Chłopcy nie wierzyli mi na początku, ale Edge jest prawdziwym dżentelmenem. Babuniu, tak strasznie się cieszę że mogę z nimi mieszkać. Czuję się przez nich tak strasznie ... chciana. Nawet przez Edge, do którego ciężko dotrzeć. Mam nadzieję, że to ostatni raz. Jak długo? Jak długo póki mnie nie znajdzie? On albo jedno z mojego „rodzeństwa”? Nie mogę ich opuścić. Obiecałam. Ale... czasami w nocy, mam wrażenie że lepiej będzie im beze mnie. 

-oj, panienko, naprawdę tak myślisz? - westchnąłem, czułem się źle że to przeczytałem, musiała mówić o rodzinie przed którą ucieka, odwróciłem się lecz zawadziłem swetrem o lampę, zareagowałem szybko lecz niewystarczająco, spadła na podłogę i się stłukła. kurwa, uciekłem, nie pozwolę aby sans mnie nakrył. 
Blueberry i Papyrus
PRZYSIĘGAM, NIE PLANOWALIŚMY TEGO. PAPYRUS I JA BAWILIŚMY SIĘ W TAJNYCH AGENTÓW JAK ZAWSZE WE WTORKI, A POTEM USŁYSZELIŚMY HAŁAS Z POKOJU _____! NIE WIEDZIELIŚMY, ŻE NIE MA JEJ W DOMU WIĘC POMYŚLELIŚMY, ŻE MA KŁOPOTY! POBIEGLIŚMY TAM, ALE ZOBACZYLIŚMY TYLKO ZNISZCZONĄ LAMPĘ. WTEDY PAPYRUS PRZYPOMNIAŁ, ŻE DZISIAJ WYSZŁA!

ZACZĄŁEM SPRZĄTAĆ BAŁAGAN, BO NIE CHCIAŁEM ABY PANIENKA _____ SIĘ ZRANIŁA KIEDY WRÓCI DO DOMU, ALE...

KIEDY PAPYRUS KLĘKNĄŁ ZNALAZŁ COŚ!

NIE ZNALAZŁEM, NIE BYŁO UKRYTE. 

ZNALAZŁ ZDJĘCIE POD BIURKIEM! BYŁA NA NIM _____ I JACYŚ INNI LUDZIE!

WYGLĄDALI JAK JEJ RODZINA. 

NIE WIEM DLACZEGO NIGDY O NICH NIE MÓWI, WYDAJĄ SIĘ SZCZĘŚLIWI. 

WIEDZIAŁEM CO TRZEBA ZROBIĆ! WZIĄŁEM ZDJĘCIE I ODWRÓCIŁEM, BYŁA TAM NAZWA LABORATORIUM W KOLORADO! SPRAWDZIŁEM W GOOGLE. ZGADZA SIĘ! 

ALE POTEM NAM PRZESZKODZONO I MUSIELIŚMY WYJŚĆ. 
SANS
-co wy tutaj robicie? - paps i blue podskoczyli na dźwięk mojego głosu, najwyraźniej nie usłyszeli jak wchodziłem po schodach, przyszedłem słysząc jakieś szepty, ale nie spodziewałem się ich tutaj, to było... lekkim zaskoczeniem. 
-M-MY PRÓBUJEMY SPRZĄTNĄĆ TĘ LAMPĘ – tłumaczył się blue – USŁYSZELIŚMY HAŁAS KIEDY SIĘ BAWILIŚMY, NIE CHCIELIŚMY ABY _____ SIĘ PORANIŁA! - papyrus był... nadzwyczajnie cichy, ukrył coś pod biurkiem i wstał szybko
-wszystko dobrze? - zapytałem, spodziewając się, że próbuje coś przede mną schować
-TAK, JESTEM WSPANIAŁY JAK ZAWSZE BRACIE! T-TAK CZY INACZEJ, JUŻ WYSPRZĄTANE, WIĘC MOŻEMY WYJŚĆ – szturchnął blue i wyszli mijając mnie, zmarszczyłem brwi, nienawidzę kiedy mnie okłamuje, popatrzyłem na pokój, był już otworzony, więc kilka minut... niczego nie dotknę, aby nie zniszczyć, pokój słodko pachniał, jak kwiaty, łóżko zaścielone choć wyraźnie na nim leżała z rana, użyłem magii by podnieść resztki lampy, dookoła były ubrania od edge... jak na niego to było... niesłychane, nigdy do tej pory nie widziałem go takim, nakupował jej z trzydzieści ubrań, no i nie zauważyłem żadnych śladów po łańcuchach czy kajdanach na jej nadgarstkach, tak naprawdę to chyba wszyscy mają na nią oko, blue zasypuje ją obrazkami, od papsa dostaje wiersze, nawet red co chwile wali jakimiś dwuznacznymi tekstami a stretch zachowuje się jak pierdolony ojciec, podniosłem kurtkę z oparcia krzesełka, kolejny podarunek od edge, może jestem samolubny? naprawdę miałem nadzieję, że będę mógł spędzać z nią więcej czasu sam na sam, nie wiem co sobie myślałem, ale... ona poświęca uwagę wszystkim, tylko nie mnie... poszła na pierdoloną randkę z edge... tak, jestem samolubny, no i co z tego? czy ja nie zasługuję na takie samo zainteresowanie sobą jak wszyscy inni dostają? czy nie wolno mi być czasem samolubnym? kurtka pachniała jak ona, wiem, wiem że to dziwne, ale przez minutę poczułem się tak jakby tutaj była, usłyszałem szmery za sobą, paps... nie, nie on, niestety, wiedziałem dokładnie, kto to jest. 
TY
-Oh, Sans... mówiłam przecież, że proszę aby nie wchodzić do mojego pokoju – stałaś się brzmieć grzecznie. Musiałaś wiedzieć czy coś znalazł nim całkiem oszalejesz. Delikatnie odstawił Twoją kurtkę na krzesełko, nie odwracając się. 
-uh... tak, tak, mówiłaś.. wybacz, ja... kiedy się teleportowałem byłem zmęczony, czasami trafiam w niewłaściwe miejsca ... ii potłukłem lampę... za to też przepraszam – zmarszczyłaś brwi. Nigdy nie przepraszał i nie powiedział ani jednego kawału. 
-Sans..
-nie, nie, już wychodzę, przepraszam, nie powinno mnie tu być – odwrócił się i zaczął wychodzić, ale złapałaś go za rękę. Wyglądał na ... smutnego.. 
-Zostań. - Popatrzył na Ciebie z dziwnym wyrazem twarzy. 
-jesteś pewna, że nie wolisz raczej aby ktoś inny z tobą posiedział? może edge kupi ci jakieś nowe rzeczy. - Nie miałaś nastroju na takie teksty. Zdałaś swoje egzaminy i oto on, chce się kłócić. 
-Zawrzyj japę – warknęłaś, popatrzył na Ciebie zaskoczony – Przestań się zachowywać jakby to była moja wina, ciebie praktycznie nie ma. I nawiasem mówiąc, nie poszłam z Edge bo coś mi kupował, zrobiłam to bo mnie o to poprosił. Mogłabym z radością spędzić dzień z tobą, w domu czy parku czy u Grillbiego, jeżeli tylko byś mnie zaprosił! - skrzyżowałaś ręce na klatce piersiowej. 
-dzieciaku, ja... 
-Nie! Nie. Próbuję cię dorwać i gdzieś z tobą wyjść, ty zawsze pracujesz i „dogadamy się później”, więc, co, Sans? Masz coś do powiedzenia? Bo jeżeli tak, to powiedz to raz a dobrze! - wyglądał jak skopany szczeniak. Rany, to był zły ruch. Poczułaś jak rośnie Ci gula w krtani, zaraz czy to łzy w jego oczodołach? Raaany, nie wiedziałaś, że jest zdolny płaczu. Odwrócił się ocierając je z kości policzkowych. 
-masz.... masz rację, dzieciaku ... ja.... ja przepraszam 
-Oh Sans, wybacz, nie chciałam.. nie chciałam krzyczeć 
-nie, nie, to nic, byłem samolubem, chciałem mieć na ciebie monopol i jednocześnie odtrącałem ja... ja chyba nie wiedziałem jak poradzić sobie z moimi emocjami i ... zezłościłem się. - Odwróciłaś go aby na Ciebie spojrzał, użyłaś własnego rękawa aby otrzeć resztki łez. 
-To nie ma już znaczenia. Może oboje jesteśmy debilami? - wyszczerzył się, nadal lekko smutnawy. 
-heh, chyba – przyciągnęłaś go i przytuliłaś mocno. Ta wrażliwość mu pasowała. Westchnął i odwzajemnił uścisk, czułaś jak powoli rozluźnia się. Kiedy go puściłaś, miał poczucie winy wymalowane na twarzy i niewielkie rumieńce. Jaki uroczy. 
-Ej, może posiedzisz ze mną trochę? Możemy pooglądać filmy, albo poopowiadać jakieś głupie kawały? 
-to muzyka dla moich uszu 
Share:

5 czerwca 2017

Undertale: Sześć szkieletów w Twojej szafie - Dzień z Edge [Six Skeletons in Your Closet - A Day on the Edge] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Dzień z Edge (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
Po herbacianym przyjęciu dałaś po bilecie Blue i Papyrusowi w podzięce za pomoc w Twoim kacu. 
-CZY MOGĘ UŻYĆ TERAZ MOJEGO? - zapytał wyższy. Byłaś zaskoczona jego zapałem.
-Um oczywiście. Co mogę dla ciebie zrobić?
-MOŻESZ SPRAWDZIĆ CZY WSZYSTKO DOBRZE Z SANSEM? NIE WYSZEDŁ Z POKOJU OD WCZORAJ – podał Ci bilet. 
-Oh Papyrus – powiedziałaś słodko odpychając jego rękę. To w jego stylu, że chciał z niego skorzystać dla dobra brata – Zrobię to za darmo. - Pocałowałaś obu w policzki, sprawiając że zarumienili się na niebiesko i pomarańczowo. Uroczy. Udałaś się na piętro i stanęłaś zmieszana. Sprawdzić co z Sansem czy pogadać z Edge? Sans. Zapukałaś w jego drzwi delikatnie, otworzył szybko co Cię zaskoczyło. 
-oh cześć, co tam dzieciaku? - zapytał zbyt pośpiesznie. 
-Oh um sprawdzam co u ciebie bo nie widziałam cię od rana – starałaś się zerknąć do środka pokoju ciekawa co ukrywa przed Tobą, lecz nic nie dostrzegłaś. 
-nic mi nie jest, nie martw się o mnie, niedługo zejdę na śniadanie, dobrze? - nie wierzyłaś mu, dostrzegł to w Twoich oczach. Wyszedł przed pokój zamykając za sobą drzwi. -wszystko dobrze dzieciaku? - popatrzył na Ciebie skupiony – znaczy się, po wczorajszym? 
-Oh tak, tak... nie pamiętam zbyt wiele, więc nic się nie stało. Pamiętam że zaopiekowaliście się mną kiedy dotarłam do domu – skłamałaś nie chcąc aby wiedział, że pamiętasz kluczową większość. Nie potrzebował dodatkowego zmartwienia. 
-heh ta, staraliśmy się, nie wiemy zbyt wiele o pijanych ludziach, słuchaj, ja uh... mam wiele pracy do zrobienia... ale możemy pogadać później?
-Jasne – odprowadziłaś go spojrzeniem do pokoju i możesz dać sobie rękę odciąć, że zauważyłaś jego niebieską bluzę przewieszoną przez oparcie krzesełka obryzganą we krwi. Wahałaś się czy nie zapukać znowu i zapytać go, ale pewien głos Cię powstrzymał. 
-oh uh cześć kocie – odwróciłaś się do Reda, który właśnie wychodził od siebie. Był zawstydzony widząc Ciebie, unikał kontaktu wzrokowego. 
-Red! - rzuciłaś mu się na szyję, czym go zaskoczyłaś. Zamarł. Puściłaś go z uśmiechem. - Wczoraj, przyszedłeś kiedy cię potrzebowałam. Dziękuję. 
-oh oh, ta, zawsze kiciu – rumienił się bardzo mocno 
-Masz – dałaś mu bilet – To nie jest do końca równoważna wymiana, ale mam nadzieję że pokaże ci jak bardzo to doceniam. - cmoknęłaś go szybko w policzek i minęłaś idąc do pokoju Edge, zadowolona, że zbiłaś z pantałyku kościotrupa za plecami. 
Odpowiedział na pukanie niemal natychmiast. 
-AH! CZŁOWIEK! WCHODŹ SZYBKO, SPÓŹNIŁAŚ SIĘ – Spóźniłaś się? Zgodziłaś się robiąc krok do środka. Wyciągnęłaś trzy bilety z kieszeni, ale on ich nie zauważył – MYŚLAŁEM DŁUGO I CIĘŻKO O TEJ CAŁEJ DOBROCZYNNOŚCI, I CHYBA WPADŁEM NA POMYSŁ! WIDZISZ TEN BICZ? MÓGŁBYM.. - zaniemówił widząc kartki w Twoich rękach – A TO ZA CO? 
-Są dla ciebie, w podzięce że zapłaciłeś mój kredyt studencki. Jeden za każde dziesięć tysięcy. Wiem, że to niewiele. - Patrzył na Ciebie zmieszany. 
-MASZ NA MYŚLI TEN RACHUNEK JAKI ZAPŁACIŁEM W BANKU? TO TEŻ SIĘ WLICZA W DOBROCZYNNOŚĆ?
-Nawet nie wiesz jak bardzo – wziął bilety wgapiając się w Ciebie, a potem odwrócił głowę. 
-CÓŻ, SĄDZĘ WIĘC, ŻE POWINNAŚ ZAPISAĆ MÓJ NUMER ABYŚ MOGŁA SIĘ ZE MNĄ SKONTAKTOWAĆ W RAZIE ... PRZYSZŁYCH... RACHUNKÓW. - Ten skurwysyński tsundere chce płacić za Ciebie wszystkie długi? O rany, już wiesz jak go wpiszesz. Otworzyłaś kontakty zapisując go sobie jako: Tatusiek. Pokazałaś mu telefon i puściłaś oczko z uśmiechem. - TO TYLKO MARNE TRZYDZIEŚCI PIĘĆ TYSIĘCY, NIE ROZUMIEM DLACZE... DLA... DLACZEGO... - zadrżał dostrzegając nazwę. Szybko wpisał swój numer i oddał Ci go, odwrócił głowę, abyś nie dostrzegła jego rumieńca. O Boże, cudowny. -P-POWINIENEM ZAJĄĆ SIĘ TWOIMI FINANSAMI SKORO SAMA JESTEŚ DO TEGO NIEZDOLNA – Ten pomysł bardzo mu się spodobał, odwrócił się do Ciebie z wielkim złowieszczym uśmiechem i drapieżnym błyskiem w oku. - MOGĘ ICH UŻYĆ TERAZ? - zapytał trzymając bilety. Przytaknęłaś. Uh-oh, ciekawe co chodzi mu po głowie – DOBRZE WIĘC. SKORZYSTAM Z DWÓCH TERAZ. PO PIERWSZE – podał Ci jeden – ZROBISZ WSZYSTKO O CO POPROSZĘ JUTRO, WSTANIESZ, UBIERZESZ SIĘ TAK ABY MNIE ZADOWOLIĆ, SPOTKASZ SIĘ ZE MNĄ O DZIESIĄTEJ NA DOLE, I NIE WOLNO CI SIĘ SPÓŹNIĆ NAWET SEKUNDY. ROZUMIESZ? - przełknęłaś ślinę i przytaknęłaś. -DOBRZE, A PO DRUGIE – podał Ci kolejny – NASTĘPNYM RAZEM JAK BĘDZIESZ ZWRACAŁA SIĘ DO MNIE PRZED INNYMI, UŻYJESZ OKREŚLENIA .... TATUSIEK 
-Raz? - co za dziwne żądanie. 
-ZA KAŻDYM RAZEM KIEDY BĘDZIE TO POTRZEBNE OH I UH PRYWATNIE CZASAMI TEŻ – Musisz przyznać, że to znacznie więcej niż... oczekiwałaś – NO I, CZY ABY PRZYPADKIEM NIE MIAŁAŚ TEJ KOSZULKI NA SOBIE WCZORAJ? 
-Uhm, tak, wybacz, nie mam za dużego wyboru, bo nie mam zbyt dużo ciuchów. 
-ROZUMIEM. TO WSZYSTKO. 
-Dobrze. To do jutra... Tatuśku? - zaśmiał się zawstydzony i wypędził Cię machając ręką. Poszłaś do swojej sypialni, wzięłaś prysznic cały czas czując się dziwnie. Na co właśnie się zgodziłaś? 
Przyglądałaś się sobie w lustrze, zastanawiając się czy ubrałaś się dość dobrze dla Edge. Za dziesięć minut masz się z nim spotkać na dole, więc musiałaś wyglądać perfekcyjnie. Jak masz być szczera najbardziej bałaś się, że reszta zorientuje się w Twoich zboczeniach widząc co na siebie włożyłaś. Uznałaś, że będzie chciał widzieć Cię w czymś czarnym. Założyłaś więc na siebie czarną sukienkę z długimi rękawami, we włosy wpięłaś spinkę w kształcie czaszki, wsunęłaś stopy w czarne lakierki i pomalowałaś usta na krwisty czerwony. Nie potrzeba Ci więcej makijażu, poza odrobiną tuszu. Lecz czegoś brakowało w ubraniu, Edge przywiązywał wielką uwagę do detali. Broszka! Wzięłaś tę w kształcie róży, którą dostałaś od babci. Idealna. Podciągnęłaś kieckę, otrzepałaś ramiona. Świetnie. Nie wolno Ci się spóźnić! Chwyciłaś czarną kurtkę i wyszłaś z pokoju zapominając zamknąć go za sobą w pośpiechu. Byłaś na dole równo o dziesiątej, Edge już stał czekając, pozostali kręcili się w okolicy. Kiedy podnieśli wzrok aby na ciebie spojrzeć, aż szczęki im opadły. 
-rany kiciu, aleś się wystroiła – Red nerwowo zaczął bawić się koszulką, lekko się rumieniąc
-ZROBIŁA TO DLA MNIE IDIOTO – warknął Edge chwytając brutalnie za Twoją dłoń, uniósł ją do góry i okręcił Cię dookoła – WIDZĘ, ŻE JESTEŚ CZYSTA I ELEGANCKA, KOBIETO
-Uh dzięki, tak myślę – zauważyłaś jak Ci się przygląda wyczekująco -Tatuśku – I w tym momencie stało się tak, jakby ktoś wcisnął pauzę. Edge zaśmiał się dumnie, zaś pozostali zamarli, pomijając stuk, kiedy Stretch wypuścił swój kubek w ręki. Chciałaś na niego spojrzeć zaciekawiona, lecz nim to zrobiłaś Edge zmusił Cię do spojrzenia na niego. 
-TAK, TEN STRÓJ BĘDZIE DOBRY NA DZISIAJ, CHODŹ, ALBO SIĘ SPÓŹNIMY – odwrócił się od innych – NIE MA NA CO CZEKAĆ – i z tymi słowami wyszedł z mieszkania ciągnąc Cię za sobą do czarnego, czekającego na was kabrioletu. Zerknęłaś za siebie chcąc zobaczyć miny pozostałych, ale drzwi były już zamknięte. 
Nie wiedziałaś czego się spodziewać, kiedy Edge zaparkował przed centrum handlowym. Popatrzyłaś na wielki budynek zastanawiając się w co się wpakowałaś. 
-CHODŹ, CZŁOWIEKU, SPÓŹNIMY SIĘ – chwycił Cię mocno za rękę. Mmmm dobrze. Kurwa mać. Panienko, nie teraz! 
-Spóźnimy się na co? - dreptałaś za nim starając się dotrzymać mu towarzystwa 
-ZROBIŁEM REZERWACJĘ DLA CIEBIE ABY UZUPEŁNIĆ ZAPASY W TWOJEJ SZAFIE, MASZ ŻAŁOŚNIE MAŁY WYBÓR UBRAŃ – powiedział ktoś, kto nosi to samo praktycznie codziennie. 
-Łoł, nie mam na to pieniędzy! - Zatrzymał się i przyciągnął cię bliżej do siebie pochylając się tak, że twarz miał na równi z Twoją. 
-A OD CZEGO MASZ TATUŚKA? - zaśmiał się. O rany. Zarumieniłaś się rozumiejąc już co się święci. Modliłaś się, aby był łaskawy w wyborze ubrań dla Ciebie. 
Nie był. Dziesięć minut później stałaś w sklepie ze sprzętem do dekorowania lochów. Serce zabiło Ci mocniej kiedy patrzyłaś na wszystkie te przyrządy. Pani ubrana na czarno chwyciła Cię za rękę i pociągnęła do przebieralni podając wszystkie potrzebne rzeczy. Edge siedział na czerwonym krześle, dając wyraźnie do zrozumienia czego chce. Wyraźnie znają go.
-CHCĘ CZERŃ.
-Tak panie Edge
-I KORONKI 
-Oczywiście panie Edge
-MUSI WYGLĄDAĆ ODPOWIEDNIO DLA KOŚCIOTRUPA MOJEGO POKROJU 
-Już się robi panie Edge – Wkrótce przebieralnia była pełna różnych strojów, niektóre były fajne lecz przeważały takie których nie założyłabyś na siebie poza sypialnią. Zaczęłaś z czarno-fioletową sukienką zapinaną na szyi. Była krótka i pełna koronek. Nigdy nie spodziewałaś się, że lubi styl lolitek. Poprawiłaś ją i wyszłaś z przebieralni tak aby mu się pokazać. Przyglądał się myśląc przez minutę. 
-CIEKAWE, DOBRZE CI W FIOLETOWYM! WIĘCEJ FIOLETOWEGO! 
-Tak panie Edge! - zalało Cię morze ubrań, od małych obcisłych spodni, po wieczorne szlafroczki, zaś buty na koturnach sprawiły, że zarumieniłaś się już od samego patrzenia na nie. Zauważyłaś, że to co mu się nie podobało wyrzucał za siebie. Kiedy Edge wybierał powarkując na sugestie sprzedawców, pisałaś z pozostałymi. Nikt nie był zaskoczony tym, że musiałaś coś dla niego zrobić. Została już tylko jedna sukienka, której unikałaś ze względu na jedną rzecz. Odsłaniała plecy. Z nią, twoje blizny były widoczne, ciągnące się po plecach znamiona. Nie ma mowy. Zarzuciłaś na ramiona swoją czarną kurtkę i wyszłaś. Edge popatrzył na Ciebie tak, jakbyś właśnie go spoliczkowała. 
-CO TO MA BYĆ? DLACZEGO ZAŁOŻYŁAŚ KURTKĘ? 
-Nie lubię swoich pleców i ramion, wolę aby były zakryte. - sprzedawcy wymienili się nerwowymi spojrzeniami. Potwór podniósł się z siedzenia mierząc ich wzrokiem. 
-ALE CHCĘ ZOBACZYĆ JE BEZ KURTKI – jego głos był bardzo niebezpieczny ... i seksowny. Zrobiłaś krok do tyłu, lecz on nadal szedł ku Tobie stukając butami o podłogę. 
-Powiedziałam nie – postawiłaś się mierząc go zimnym spojrzeniem. Skrzyżowałaś ręce w geście obrony. Jak wepchnął Cię do przebieralni zasłonił za sobą zasłonkę, aby nie było żadnych świadków. 
-ZDEJMUJ TO – rozkazał sycząc
-Nie – przywarłaś plecami do lustra. Kurwa, nie ma nigdzie drogi ucieczki. Jego ręce były szybkie, chwycił cię za ramiona, odwrócił. Jęknęłaś chcąc się skulić na podłodze zakrywając brzuch rękami. Mocniejsze szarpnięcie i dźwięk rozrywanego materiału. Zdarł z Ciebie kurtkę. 
-MASZ, TERAZ... - dostrzegł Twoje blizny. Sekret numer trzy, odkryty. Spodziewałaś się, że będzie z siebie dumny, zadowolony z Twojego upokorzenia, ale tak nie było. Wstrzymałaś oddech jak jego palce delikatnie przesunęły się po Twoim kręgosłupie. Jego ręka drżała delikatnie z nerwów. Nagle zabrał ją, odsłonił kurtynę. Wstałaś głaszcząc się po rękach tam, gdzie Cię trzymał. Robił ci się ciemny siniak. Potwór po sekundzie wrócił trzymając nową, czarną kurtkę. Nie patrzył na Ciebie – T-TA LEPIEJ PASUJE DO TEJ SUKIENKI, ZAŁÓŻ JĄ SZYBKO, CHCĘ CIĘ ZOBACZYĆ – zgodziłaś się zmieszana jego zachowaniem. Nie mówił nic na temat blizn. I nigdy o nich nie wspomniał. Jak tylko założyłaś na siebie kurtkę. Edge zapłacił za wszystko co dla Ciebie wybrał, wliczając w to sukienkę i to co miałaś na sobie. Nakazał, aby wszystko to co zostało zakupione, obsługa dostarczyła jutro, zaś sam zabrał Cię do miłej restauracji. Nie mówił za wiele, wspominał tylko, że jego gotowanie jest znacznie lepsze, a potem wyszliście razem z centrum handlowego. Zachowywał się tak, jakby nie widział w ogóle blizn, za co byłaś mu wdzięczna. Z radością słuchałaś jak opowiadał o różnych pułapkach. Szliście wzdłuż ulicy z niewielkimi sklepani, kiedy nagle coś ściągnęło Twoją uwagę. Zatrzymałaś się i zaryzykowałaś spojrzenie na wystawę sklepową. Była tam przepiękna bransoletka, miałaś też możliwość wybrać do niej przywieszki. Edge zauważył na co patrzysz. - CHCESZ? - zapytał dosadnie. 
-J-ja... j-jest... jest naprawdę ładna – bąknęłaś zawstydzona 
-DOBRZE WIĘC – wszedł z Tobą do jubilera odwracając się w stronę przerażonego sprzedawcy. Pognałaś za nim – TEN CZŁOWIEK CHCE BRANSOLETKĘ, DAJ JEJ WSZYSTKO CO ZECHCE – szczęka Ci opadła 
-Uh, Edge, to... to bardzo drogie 
-NIE DBAM O KOSZTY – Dlaczego był dla Ciebie taki miły? Kiedy powiedział, że będzie dzisiaj wszystko kupował, nie spodziewałaś się być traktowaną jak księżniczka. Tak naprawdę nie spodziewałaś się, że będzie Cię tak traktował. Zauważył Twoje zmieszanie i popatrzył na Ciebie ponaglająco.
-D-dobrze – podeszłaś do przeszklonej półki, mężczyzna położył bransoletkę i wskazał na wisiorki. Wybrałaś siedem, jeden dla siebie i sześć dla chłopaków. 
-CO ROBISZ? - zapytał ciekawy jak grzebałaś w błyskotkach. Wyjaśniłaś mu pokazując te jakie wybrałaś. 
-Fioletowe serduszko to ja, bo powiedziałeś, że ten kolor mi pasuje. Pomarańczowa i niebieska muszka to Papyrus i Blue, ponieważ byli elegancko ubrani wczoraj. Pszczółka to Stretch bo zawsze pije miód – zerknęłaś na niego, był zaintrygowany więc mówiłaś dalej – Czerwona róża to Red, ponieważ większy z niego dżentelmen niż się wydaje. Niebieski węzeł nieskończoności to Sans, ponieważ przysięgliśmy sobie że nigdy was nie zostawię – zarumieniłaś się. 
-OH – był zawiedziony 
-Oh, a ten to ty, Edge – pokazałaś kawałek obsydianu w kształcie zamkniętej skrzyneczki. 
-PUDŁO?
-Bo trzymasz mój sekret.... i nie pytasz – Wiedział o czym mówisz, zarumienił się na pomarańczowo. Odwrócił się do sprzedawcy i zapłacił mu za ozdóbkę. Mężczyzna poszedł do kasy, zaś Edge pomógł Ci założyć bransoletkę na rękę. - Wiesz, Tatuśku – zapiął ją – Myślałam, że będziesz chciał spędzić dzień na torturowaniu mnie, skoro mogłeś chcieć ode mnie wszystkiego. Nie znałam cię takiego. 
-WŁAŚCIWIE TO NAWET MI TO NIE PRZESZŁO PRZEZ GŁOWĘ – bąknął nadal rumieniąc się przez Twój komplement. Chwyciłaś go za chustę i przyciągnęłaś do siebie aby złożyć słodki pocałunek na jego kości policzkowej. Szepnęłaś tak, aby tylko on mógł Cię usłyszeć. 
-Dziękuję. 
Wróciliście do domu w ciszy, otoczeni przez światła z latarni które oświetlały rumieniec na twarzy Edge. Kiedy zaparkował, nie zaczął wychodzić, popatrzyłaś na niego zmieszana. 
-MASZ ROBIĆ CO CI POWIEM DO KOŃCA DNIA – przypomniał
-Uhm, tak, taka jest umowa – Popatrzyłaś na zegarek. Dwudziesta trzecia pięćdziesiąt pięć. Co planuje zrobić przez kolejnych pięć minut? 
-ZAMKNIJ OCZY, CZŁOWIEKU – dobra, zrobiłaś tak. Przekręcił się w Twoją stronę, poczułaś jak otacza Cię rękami przybliżając Cię bliżej do siebie. Spodziewałaś się co chce zrobić i miałaś rację. Edge przybliżył się i pocałował. Mimo braku ust... było cóż... w porównaniu z całowaniem się z ludźmi, którzy mają usta, ten był milion razy lepszy. Przylgnęłaś do niego otwierając usta, jego język wślizgnął się do środka wypełniając Cię całkowicie, przeciągnął cię na swoje kolano. Dłonie chciwie wbijały się w biodra, palce naciągały materiał nowej sukienki. 
Zedrzyj ją ze mnie.
Szeptała Panienka. Jęknęłaś natychmiast gdy jego kły zagryzły się na Twoich wargach. Całował Cię jakby było mu to potrzebne do życia tak jak oddychanie. Chciwie i głęboko. Zarzuciłaś mu ramiona za kark obejmując kręgosłup. Zadrżał pod wpływem Twojego dotyku, wsuwając swoje własne dłonie pod nową kurtkę. Oh, panience się to podoba. Jakieś pikanie zabrzmiało, podskoczyliście oboje. Oderwałaś się od niego, zarumieniona głęboko. Oboje dyszeliście głęboko i powoli popatrzyliście na zegarek w Twoim telefonie. Dwunasta. Wiedział co to oznacza, brutalnie zrzucił Cię z siebie i chwycił za klamkę w drzwiach. 
-BYŁAŚ DZISIAJ DOBRYM NIEWOLNIKIEM – zaczął wychodzić nawet na Ciebie nie patrząc.
-Z...zaczekaj! - chwyciłaś go za chustę wciągając do samochodu. Odwrócił się zaskoczony. 
-SŁUCHAJ CZŁOWIEKU, ROZUMIEM ŻE JESTEM NIEWIARYGODNY, ZAŚ TY ZAWSZE... EJ! - przeciągnęłaś chusteczką wyciągniętą z kieszeni po jego twarzy 
-Nie ruszaj się – szepnęłaś – Ubrudziłam cię szminką! - Zatrzymał się zdając sobie sprawę, że faktycznie, był cały ubrudzony. Siedział cierpliwie jak go czyściłaś. Nie chcieliście pytań od innych. 
-WIĘC – zaczął jak skończyłaś
-Więc? - powtórzyłaś chowając chusteczkę do kieszeni i zaczęłaś upewniać się w lusterku czy sama się nie rozmazałaś. 
-JAK BYŁO? - nie patrzył na Ciebie, ale nie odsunął się, skrzyżował ręce na piersi. Nim zdążyłaś odpowiedzieć, drzwi się otworzyły w których stał Stretch.... Nie, wszyscy tam byli, ale to on je otworzył. Delikatnie wziął cię za rękę zabierając do domu. 
-ah witaj, to był długi dzień bez ciebie... bez was obojga – Popatrzyłaś na Edge który wzruszył ramionami i się uśmiechając, pozwalając aby Stretch zabrał Cię do salonu. 
Share:

POPULARNE ILUZJE