Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans / Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Genocide (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
Blue to oczywisty, pierwszy wybór. Słodki i ufający. Zaprosiłaś go na wspólne oglądanie na nos, tak się cieszył, że usnął w połowie filmu w Twoich objęciach. Leżał z głową na Twoich kolanach cicho chrapiąc. Widziałaś jak pod jego koszulką delikatnie błyszczała mu dusza. Słodki, mały Blue. Wyglądał jak mały aniołek. Poprawiłaś jego chustę. Na gwiazdy, kochałaś tego dzieciaka. Każda chwila spędzona z nim była piękna, wspólne zabawy i rozwiązywanie rebusów, układanie puzzli, te wszystkie pocałunki i jego zmartwienie stanem Twojej duszy. Podciągnęłaś jego koszulkę, poruszył się, ale natychmiast uspokoił kiedy zaczęłaś go głaskać po głowie. Westchnął. Łzy ciekły Ci po policzkach. Zamknęłaś oczy wsuwając rękę pod jego żebra, bez problemu zgniotłaś małe serduszko. Proch. Czułaś się źle, ale nie umiałaś przestać. Zostało pięciu. Otrzepałaś się. Prz najmniej nie cierpiał. Nie, umarł zadowolony, w Twoich ramionach, czując się kochanym.
-Papyrus?
-HM? OH! PANIENKA _____, JAK SIĘ CZUJESZ? SANS I JA WYCHODZIMY NA MIASTO, CHCESZ DOŁĄCZYĆ?
-Nie, mam coś do załatwienia, ale... mogę pożyczyć twoją chustę? Szyjkę niespodziankę na później i będzie mi potrzebna
-OH, UWIELBIAM NIESPODZIANKI! MASZ! - podał Ci ją wspominając, że to jego ulubiona i prosi, abyś dobrze o nią dbała. Wyglądał na podekscytowanego,
-A Papyrus? - chwyciłaś go za ramie kiedy chciał iść
-TAK? COŚ JESZCZE POTRZEBUJESZ?
-Uważaj – pocałowałaś go w policzek – I nie zapomnij, że cię kocham
-O RAJUŚKU, PANIENKO _____ - zarumienił się – JA TEŻ CIĘ KOCHAM
-łoł, a dla mnie zostanie trochę miłości? - Sans był za Tobą
-OH! PANIENKA ____ PO PROSTU CHCIAŁA, ABYŚMY NA SIEBIE UWAŻALI
-to miłe dzieciaku, idziemy tylko do miasta i będziemy niedługo
-Dobrze, do zobaczenia – jego też pocałowałaś w policzek. Pomachałaś im na do widzenia. Cieszyłaś się że będą daleko, kiedy przekroczysz granice.
Powoli zapięłaś buty, te które kupił Ci Edge. Usiadłaś na krześle w jego pokoju, czekając aż wróci. Pomijając obcisłą kamizelkę na klatce piersiowej, miałaś na sobie jedynie krótką spódniczkę w kratkę. Założyłaś nogę na nogę pozwalając, aby odsłonić co nie co więcej. Idealnie. Po jakimś czasie Edge otworzył drzwi i zamknął je za sobą, następnie Cię zauważył i aż wypuścił siatki z zakupami.
-Cześć Tatuśku – powiedziałaś czule, podskoczył, początkowo gotował się do walki, lecz jak tylko zorientował się, że to Ty natychmiast opuścił gardę.
-CO ROBISZ W MOIM POKOJU, CZŁOWIEKU? DLACZEGO JESTEŚ UBRANA TAK... SMAKOWICIE?
-Pomyślałam sobie, że może chcesz się pobawić? - podniosłaś spod swoich nóg mały bacik i powoli wstałaś. Poluzował chustę wyraźnie się rumieniąc
-W CO? - zapytał podchodząc bliżej, jego ruchy przypominały czającego się na zwierzynę kota. Staliście naprzeciwko siebie.
-Gra nazywa się zgiń albo zabij – powiedziałaś popychając go mocno ręką, tak, aby upadł na ziemię.
-INTERESUJĄCE – wyszczerzył się chwytając Cię za stopę. W chwilę przewrócił Cię i leżałaś na plecach. Edge usiadł na Tobie blokując Twoje nogi swoimi – OBAWIAM SIĘ, ŻE CAŁO Z TEGO RODZAJU GRY NIE WYJDZIESZ, CZŁOWIEKU
-Na to właśnie liczę – chwyciłaś go za koszulkę i przyciągnęłaś w swoją stronę – Inaczej nie byłoby zabawy – pocałowałaś go, co przyjął z żarliwością, wpychając swój długi przypominający mackę, pomarańczowy język w Twoje usta. Warknął kiedy wsunęłaś rękę pod materiał wprost na jego żebra. Nagle przełamałaś pocałunek i całą swoją siłą zamieniłaś się z nim miejscami. Usłyszałaś, jak stuknął czaszką o ziemię. Nie zamierzał się jednak poddać. Zaśmiał się sam z siebie i chwycił Cię za gardło w chwilę przyciskając do ściany. Sam wstał powoli.
-NADAL CHCESZ SIĘ W TO BAWIĆ? - wysyczał przeciągając palcem po Twoim policzku. Zaczął rozpinać guziki Twojej koszulki.
-Ohh tatusiu, mocniej – jęknęłaś dusząc się powoli. Puścił Cię przypominając sobie, że właściwie lubisz ostro.
-NADAL CHCESZ WIĘCEJ? - chwycił Cię za biodra i usadził na szafce – BĄDŹ GRZECZNYM CZŁOWIEKIEM I KRZYCZ DLA TATUSIA – wbił boleśnie palce w Twoje ciało. Hmmmm może powinnaś pobawić się z nim dłużej niż planowałaś. Uśmiechnęłaś się i zaprzeczyłaś
-Nie, na to musisz zapracować – przystawiłaś but do jego piersi i powoli odepchnęłaś go od siebie. Zablokował Twoją nogą i odpowiedziałaś kopnięciem pchając go na lustro, które natychmiast się potłukło. - Będziesz miał pecha, tatuśku.
-NIE RUSZAJ SIĘ, MUSZĘ CIĘ UKARAĆ ZA TEN PASKUDNY ŻART!
-Nie! - chwycił Cię jak jakąż zabawkę i rzucił na łóżko. Chwycił Cię za nadgarstki i korzystając ze swojej wielkości, przyszpilił do posłania. Dyszał nad Twoim karkiem. Przeszedł Cię dreszcz.
-BARDZO SIĘ DZISIAJ OPIERASZ, CZŁOWIEKU, MAM CI PRZYPOMNIEĆ GDZIE JEST TWOJE MIEJSCE? - zaśmiałaś się i cmoknęłaś go. Tego się nie spodziewał. Za pomocą nóg objęłaś go na wysokości miednicy i przekręciłaś znowu na podłogę, tak, że upadł.
-Co jest Edge? Czy dziecina jest zbyt niegrzeczna? - Sposób w jaki to powiedziałaś uzmysłowił mu, co się dzieje. Zmarszczył niebezpiecznie brwi.
-MY SIĘ NIE BAWIMY, PRAWDA?
-Obawiam się, że nie, tatusiu – wyciągnęłaś z buta nóż i wbiłaś go między jego żebra, tam gdzie połyskiwała pomarańczowa dusza. Uścisk na Twoim ciele malał.
-WIEDZIAŁEM, ŻE NIE MOŻNA UFAĆ LUDZIOM – i zamienił się w pył, pozostawiając po sobie jedynie ubranie. Westchnęłaś.
-Wybacz tatuśku, ale są rzeczy które za pieniądze się nie kupi.
Podeszłaś do drzwi tak szybko jak Red je otworzył. Chwyciłaś go drapieżnie za kurtkę
-cześć kocie, co aah! - rzuciłaś go na łóżko zamykając za sobą drzwi
-Nic nie mów – zaczęłaś rozpinać swoją koszulkę, początkowe zdezorientowanie z jego twarzy zniknęło, uśmiechnął się chciwie
-ł-łoł, naprawdę, teraz, kocie? - powiedział kładąc się na łóżku jak tylko wspięłaś się na niego. Przystawiłaś palec do jego zębów uciszając go czule. Chciałaś go pocałować, póki jeszcze można było. Przystawiłaś do niego swoje usta. Wygląda na to, że ktoś był tutaj bardzo spragniony. Jęknął i zadrżał ulegając. Zaraz potem jego palce były w Twoich włosach, przekręcił się na Ciebie, tak, że teraz sam był na górze – myślisz, że nie rozpoznam smaku tojadu* kocie? - szepnął w Twoje ucho. Przyglądałaś mu się.
-Bądź dobrym chłopcem i weź swoje lekarstwo – przyciągnęłaś go do kolejnego pocałunku. Wcześniejszą, siłą wepchniętą tabletkę połknął, więc wygrałaś. Znowu, oderwał się od Ciebie
-ile mi zostało? - przejechał ręką po Twojej nagiej piersi, zarumienił się na różowo
-Jakieś dziesięć minut.
-wystarczy, nie martw się, kocie, zostawię coś po sobie abyś mnie zapamiętała – pochylił się aby całować Cię zawzięcie. Jego język był jak ogień, przejechał pazurami po Twojej piersi orząc ją do krwi. Objęłaś go nogą przyciągając bliżej do siebie. Jego język był śliski i smakował jak wiśnie i musztarda. Nie mogłaś poradzić nic na to, że przylegałaś do niego ciałem. Zatrzymał się by złapać oddech – a co z edge? i pozostałymi?
-Masz czas na pytania? - przyglądał Ci się z niedowierzaniem - Kilku już posłałam na tamtą stronę. Pozostali niebawem do was dołączą
-kocie, jesteś diabłem – popatrzył na Twoją krew ciurkiem lejącą się z ran jakie pozostawił po sobie. Czuł jak słabnie.
-Hm... chyba zostało ci mniej czasu niż myślałam – delikatnie przekręciłaś się na niego, kładąc jego czaszkę na poduszki. - Mam potraktować cię miło, czy być ostra?
-mam.... mam lepszy pomysł, kocie – jego ręka drżała, po takiej dawce trucizny nie powinien się ruszać, to było dziwne.
-Chcesz antidotum.
-nie... i tak byś mi go nie dała.. chcę... chcę po prostu abyś powiedziała mi to, co chcę usłyszeć, no weź, kocie, wiesz co to jest – twarz wykrzywiał mu ból, dyszał ciężko, a mimo to nadal przyglądał Ci się z czułością tak jakbyś nie zamordowała mu rodziny i go nie otruła. Nadal Cię kochał. Pochyliłaś się nad nim
-Kocham cię, Red
-bardziej niż pozostałych?
-Bardziej niż cokolwiek – westchnął z ulgą patrząc na Ciebie z uwagą
-kłamca – warknął, ale się uśmiechał
-To prawda, prawdziwa prawda, Red – naprawdę go kochałaś.
-nie, zawsze byłaś dla mnie za dobra... kocie – Zamknął oczy i pochyliłaś się, aby pocałować go w czoło. Wtedy zamienił się w proch pod Twoich dotykiem. W palcach została Ci jedynie jego obroża.
-Nie martw się Red, zawsze będę twoim Kociakiem – samotna łza popłynęła po Twoim policzku.
-ej laleczko – usłyszałaś Stretcha po drugiej stronie drzwi. Pośpieszyłaś się, aby zmyć z siebie krew. Schowałaś przy sobie chustę Blue i poprawiłaś sukienkę
-Już idę – krzyknęłaś słodko.
-widziałaś blue? słyszałem że u ciebie nocował
-Tak, ale poszedł sobie nim się obudziłam. Myślałam, że jest z tobą – wiedziałaś, że ta krótka spódniczka pomoże Ci przytłumić jego wyjątkowy zmysł obserwacji i nie odkryje kłamstwa. Usiadłaś na łóżku i uśmiechnęłaś się do niego – Ale może... nim zaczniesz go szukać.... sami zrobimy sobie swoje prywatne piżamaparty?
-hmm sam nie wiem – pochylił się w Twoją stronę z uśmiechem
-Zrobię co chcesz, Stretch... - powiedziałaś zarzucając mu ręce na ramiona i pochylając tak, aby był na Tobie.
-oh kuszące – przejechał ręką po Twojej kobiecości. Podniosłaś się, aby go pocałować i Ci pozwolił. Jęknął lekko, lecz nadal coś było nie tak
-Chciałabym cię związać
-za wcześnie na propozycję małżeństwa
-Chodzi mi do łóżka – wyglądał na zaskoczonego
-te słowa powinnaś kierować raczej do reda – stuknęłaś go
-To może pójdę się pobawić z Redem
-igrasz z ogniem kochanie, chcesz abym był zazdrosny? - zaśmiał się i pocałował Cię w kark, zamruczałaś w odpowiedzi przechylając głowę, aby miał lepszy dostęp
-Jeżeli to sprawi, że zaczniesz być wobec mnie bardziej drapieżny...
-rozumiem, dzisiaj jesteś naprawdę niegrzeczna – jego głos był niski, na chwilę serce mocniej Ci zabiło. W chwilę klęczał przy Tobie i ściągał swoją bluzę przez głowę i pozwolił się przywiązać do poręczy. Przejechałaś palcami po jego żebrach – mmm robiłaś to kiedyś
-Tylko sobie, nocami kiedy myślałam o tobie – przesunęłaś palcem wzdłuż jego mostka, sprawiając że zadrżał - ... Masz piękną duszę
-to tylko pomarańczowe światełko, ale dzięki
-Wiesz, powinieneś nie pozwalać mi się związywać – westchnęłaś, popatrzył na Ciebie zmieszany – Zastanawiałam się, czy zorientujesz się, że łamię – mówiąc to wyciągnęłaś chustę Blue i zawiązałaś mu ją na szyi.
-laleczko.. dlaczego ją masz? - Nie chciał uwierzyć. Nie odpowiedziałaś, poprawiłaś niebieski materiał. Nagle zamarłaś, jego głos tym razem był znacznie poważniejszy – laleczko... dlaczego ją masz? - jego magia była szybka, rozwiązał wiązanie i był przy Tobie. Płakałaś.
-....Przepraszam Stretch
-nie, laleczko... ja przepraszam – Poczułaś jak przebija Cię od tyłu kość. Kurwa mać. Nie uderzył Cię jednak dość mocno, aby Cię zabić.
-Zrób to, proszę.
-to nie może być twoja wina, prawda? - brudziłaś własną krwią jego posłanie. - nie panujesz nad sobą
-Zakończ to, błagam, zanim...
-wybacz ____ nie mogę – zamknął oczy, kość zniknęła – idę do ciebie, sans – opuściłaś powieki nie chcąc słyszeć gruchnięcia. Otaczał cię tylko proch.
-Już idę – krzyknęłaś słodko.
-widziałaś blue? słyszałem że u ciebie nocował
-Tak, ale poszedł sobie nim się obudziłam. Myślałam, że jest z tobą – wiedziałaś, że ta krótka spódniczka pomoże Ci przytłumić jego wyjątkowy zmysł obserwacji i nie odkryje kłamstwa. Usiadłaś na łóżku i uśmiechnęłaś się do niego – Ale może... nim zaczniesz go szukać.... sami zrobimy sobie swoje prywatne piżamaparty?
-hmm sam nie wiem – pochylił się w Twoją stronę z uśmiechem
-Zrobię co chcesz, Stretch... - powiedziałaś zarzucając mu ręce na ramiona i pochylając tak, aby był na Tobie.
-oh kuszące – przejechał ręką po Twojej kobiecości. Podniosłaś się, aby go pocałować i Ci pozwolił. Jęknął lekko, lecz nadal coś było nie tak
-Chciałabym cię związać
-za wcześnie na propozycję małżeństwa
-Chodzi mi do łóżka – wyglądał na zaskoczonego
-te słowa powinnaś kierować raczej do reda – stuknęłaś go
-To może pójdę się pobawić z Redem
-igrasz z ogniem kochanie, chcesz abym był zazdrosny? - zaśmiał się i pocałował Cię w kark, zamruczałaś w odpowiedzi przechylając głowę, aby miał lepszy dostęp
-Jeżeli to sprawi, że zaczniesz być wobec mnie bardziej drapieżny...
-rozumiem, dzisiaj jesteś naprawdę niegrzeczna – jego głos był niski, na chwilę serce mocniej Ci zabiło. W chwilę klęczał przy Tobie i ściągał swoją bluzę przez głowę i pozwolił się przywiązać do poręczy. Przejechałaś palcami po jego żebrach – mmm robiłaś to kiedyś
-Tylko sobie, nocami kiedy myślałam o tobie – przesunęłaś palcem wzdłuż jego mostka, sprawiając że zadrżał - ... Masz piękną duszę
-to tylko pomarańczowe światełko, ale dzięki
-Wiesz, powinieneś nie pozwalać mi się związywać – westchnęłaś, popatrzył na Ciebie zmieszany – Zastanawiałam się, czy zorientujesz się, że łamię – mówiąc to wyciągnęłaś chustę Blue i zawiązałaś mu ją na szyi.
-laleczko.. dlaczego ją masz? - Nie chciał uwierzyć. Nie odpowiedziałaś, poprawiłaś niebieski materiał. Nagle zamarłaś, jego głos tym razem był znacznie poważniejszy – laleczko... dlaczego ją masz? - jego magia była szybka, rozwiązał wiązanie i był przy Tobie. Płakałaś.
-....Przepraszam Stretch
-nie, laleczko... ja przepraszam – Poczułaś jak przebija Cię od tyłu kość. Kurwa mać. Nie uderzył Cię jednak dość mocno, aby Cię zabić.
-Zrób to, proszę.
-to nie może być twoja wina, prawda? - brudziłaś własną krwią jego posłanie. - nie panujesz nad sobą
-Zakończ to, błagam, zanim...
-wybacz ____ nie mogę – zamknął oczy, kość zniknęła – idę do ciebie, sans – opuściłaś powieki nie chcąc słyszeć gruchnięcia. Otaczał cię tylko proch.
Słyszałaś krzyk Sansa przeszywający Twoją duszę. Jest jakieś dwa, do trzech bloków dalej. Nie był w stanie ocalić Papyrusa. Pewnie teraz Cię ściga. Poprawiłaś szminkę i popatrzyłaś w lustro. Czułaś na sobie wzrok Reda. Popatrzyłaś na siebie. Chusta Blue, Edge i Papyrusa. Obroża Reda. Bluza Stretcha przewieszona przez Twoje biodra. To chyba wystarczy, aby szybko Cię zabił. Słyszałaś, jak wołał innych. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że nikt nie przyjdzie. Potem nawoływał Ciebie, warcząc w przerażeniu. Stałaś, patrząc jak drzwi otwierają się gwałtownie, zaś w progu staje otępiały Sans.
-dzieciaku, dzieciaku, coś się stało, coś złego i ... i ... - zauważył co masz na sobie. Ubrania członków swojej rodziny obryzgane Twoją krwią.
-Sans – powiedziałaś smutno.
-dzieciaku... coś narobiła? - tupnęłaś i wyciągnęłaś nóż.
-Oboje wiemy co zrobiłam – jego oczy zaświeciły błękitnym ogniem, jego uśmiech poszerzył się do granic możliwości – No weź, Sans, obiecałeś mi, że nigdy już nie będę bezdomna...
-...będziesz martwa – wysyczał. Kilka emocji szybko przemknęło przez jego twarz, zrozumiałaś tylko jedną. Zdrada. Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałaś. Coś przed czym nie mogłaś uciec, całe szczęście, nie chciałaś. Kości przebiły Twoje ciało, zaś czaszka przypominająca smoczą paliła Twoją skórę. Sans wyglądał na owładniętego szałem, lecz z jakiegoś powodu zdał sobie sprawę, iż nie bronisz się. Przerwał, opadłaś na kolana zalana krwią. - dlaczego nie walczysz popierdolona szumowino? - jego głos był niski, rozrywający Twoją duszę. Uśmiechnęłaś się w jego stronę pozwalając, aby stróżka krwi ciekła Ci po brodzie
-Dziękuję, Sans... W końcu ... jestem... wolna
-...dzieciaku?
-Zawsze wiedziałam, że to ty mnie... ocalisz – czułaś przeszywający ból, nagle ręce Sansa Cię oplotły i przytuliły do jego żeber
-dziecino... zaraz... ja... przesadziłem... n-nie zostawiaj mnie tutaj samego... nie... - popatrzył na Twoje czerwone oczy i zrozumiał - .... ty... ty nie jesteś sobą... prawda? - w chwilę zrozumiał jaki błąd popełnił, panika malowała się na jego twarzy jak dłońmi daremnie próbował zatrzymać krwotok, jak starał się uzdrowić magią. Widział, jak robisz się słabsza i czuł jak robisz się zimniejsza. Twoje oczy wróciły powoli do normalnego koloru. Musiałaś mu to powiedzieć
-Kocham cię Sans, zawsze kochałam, od samego początku, aż do teraz
-nic nie mów, nic ci się nie stanie – płakał odgarniając Twoje pozlepiane krwią włosy z twarzy – wyzdrowiejesz, a-albo zmusimy frisk do resetu i wszystko będzie jak dawniej, ale znacznie bezpieczniejsze, będę wiedział jak cię ocalić!
-Nie zmienisz tego co jest pisane, Sans. Zawsze pisane jest mi odejście. Komuś tak bezwartościowemu jak ja... - zakasłałaś brudząc krwią jego bluzę - ... szczęście nie jest pisane – przyciągnął swoją twarz do Twojej i pocałował. Smakował solą. Ostatni pocałunek. Czułaś jak umierasz. Za szybko, jeszcze tylko kilka chwil z nim, błagam...
....a więc tak się umiera czując grzechy przytłaczające twoje istnienie.
-proszę, piękna... nie odchodź – płakał w Twój kark – nie zostawiaj mnie samego.
-dzieciaku, dzieciaku, coś się stało, coś złego i ... i ... - zauważył co masz na sobie. Ubrania członków swojej rodziny obryzgane Twoją krwią.
-Sans – powiedziałaś smutno.
-dzieciaku... coś narobiła? - tupnęłaś i wyciągnęłaś nóż.
-Oboje wiemy co zrobiłam – jego oczy zaświeciły błękitnym ogniem, jego uśmiech poszerzył się do granic możliwości – No weź, Sans, obiecałeś mi, że nigdy już nie będę bezdomna...
-...będziesz martwa – wysyczał. Kilka emocji szybko przemknęło przez jego twarz, zrozumiałaś tylko jedną. Zdrada. Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałaś. Coś przed czym nie mogłaś uciec, całe szczęście, nie chciałaś. Kości przebiły Twoje ciało, zaś czaszka przypominająca smoczą paliła Twoją skórę. Sans wyglądał na owładniętego szałem, lecz z jakiegoś powodu zdał sobie sprawę, iż nie bronisz się. Przerwał, opadłaś na kolana zalana krwią. - dlaczego nie walczysz popierdolona szumowino? - jego głos był niski, rozrywający Twoją duszę. Uśmiechnęłaś się w jego stronę pozwalając, aby stróżka krwi ciekła Ci po brodzie
-Dziękuję, Sans... W końcu ... jestem... wolna
-...dzieciaku?
-Zawsze wiedziałam, że to ty mnie... ocalisz – czułaś przeszywający ból, nagle ręce Sansa Cię oplotły i przytuliły do jego żeber
-dziecino... zaraz... ja... przesadziłem... n-nie zostawiaj mnie tutaj samego... nie... - popatrzył na Twoje czerwone oczy i zrozumiał - .... ty... ty nie jesteś sobą... prawda? - w chwilę zrozumiał jaki błąd popełnił, panika malowała się na jego twarzy jak dłońmi daremnie próbował zatrzymać krwotok, jak starał się uzdrowić magią. Widział, jak robisz się słabsza i czuł jak robisz się zimniejsza. Twoje oczy wróciły powoli do normalnego koloru. Musiałaś mu to powiedzieć
-Kocham cię Sans, zawsze kochałam, od samego początku, aż do teraz
-nic nie mów, nic ci się nie stanie – płakał odgarniając Twoje pozlepiane krwią włosy z twarzy – wyzdrowiejesz, a-albo zmusimy frisk do resetu i wszystko będzie jak dawniej, ale znacznie bezpieczniejsze, będę wiedział jak cię ocalić!
-Nie zmienisz tego co jest pisane, Sans. Zawsze pisane jest mi odejście. Komuś tak bezwartościowemu jak ja... - zakasłałaś brudząc krwią jego bluzę - ... szczęście nie jest pisane – przyciągnął swoją twarz do Twojej i pocałował. Smakował solą. Ostatni pocałunek. Czułaś jak umierasz. Za szybko, jeszcze tylko kilka chwil z nim, błagam...
....a więc tak się umiera czując grzechy przytłaczające twoje istnienie.
-proszę, piękna... nie odchodź – płakał w Twój kark – nie zostawiaj mnie samego.
-W końcu – zaśmiała się – Podobało ci się przedstawienie? To zrobisz jak się obudzisz. Tata powiedział, że tak się musi stać. Wiesz to. Ja to wiem. Nigdy nie będziesz wolna
-Nie! Nie lubię cię – zły uśmiech na twarzy dziecka przerażał Cię jeszcze bardziej
-Ale siostrzyczko, JESTEŚ mną, albo raczej, to ja jestem tobą. Częścią ciebie. Nigdy się mnie nie pozbędziesz
-dzieciaku – usłyszałaś głos Sansa w głowie – piękna, nie zostawiaj mnie
-Wiesz, że te pustaki próbują naprawić linie czasowe, prawda? A jak im się to uda, każdy wróci do swojej. Widziałaś światło w ich pracowni. Wiesz co robią
-Z-zamknij się
-Jak myślisz, co zrobią kiedy dowiedzą się, że jesteś ostatnim elementem układanki? Powodem przez który nie mogą wrócić do swoich linii czasowych? Myślisz, że ci wybaczą?
-ZAMKNIJ SIĘ
-A... może zamkną cię w klatce i potraktują jak jakiś eksperyment? - zaśmiała się dumnie – Dlatego zabijesz ich nim oni zabiją ciebie... albo ja to zrobię – Sans...
-tak, tak, właśnie, piękna, to ja - Warknęłaś z bólu. To nie było echo.... to naprawdę on? Chara przestała się śmiać i cmoknęła z irytacją
-Mniejsza, nie możesz wiecznie uciekać, a on nie może cię obronić. I tak to zrobisz – Chara zniknęła i znowu byłaś sama w ciemności otoczona wzywającym głosem Sansa. Gdzie... gdzie on jest?
-S...ans...
________________
* tojad - rodzaj roślin z rodziny jaskrowatych. Zwyczajowo bywa nazywany mordownikiem (z racji trujących własności). Liczy 100-300 gatunków (według różnych źródeł), zamieszkujących półkulę północną. (źródło: wikipedia)
* tojad - rodzaj roślin z rodziny jaskrowatych. Zwyczajowo bywa nazywany mordownikiem (z racji trujących własności). Liczy 100-300 gatunków (według różnych źródeł), zamieszkujących półkulę północną. (źródło: wikipedia)