25 lipca 2021

Undertale: Opiekun Ruin- Część kompatybilna z Antraktem: Cierpliwość [The Caretaker of the Ruins: Companion Piece for Interlude: Patience- Tłumaczenie PL]

Autor: caretaker-au
Tłumaczenie: Oczytana 

Notka od tłumacza: W tym rozdziale główna postać nie ma określonej płci. Przez całe tłumaczenie używane są więc odmiany dostosowane do dziecka. "Dziecko poszło, zrobiło" itd. 

SPIS TREŚCI:

Rozdział I
Antrakt: Nadpisać
Rozdział II
Antrakt: Cierpliwość
Część kompatybilna z Antraktem: Cierpliwość (Obecnie czytany)
Rozdział III
...

- Mamo, burczy mi w brzuchu. Czy kolacja jest już gotowa?

Matka odłożyła rachunek, który przeglądała, skupiając na powrót uwagę na kolacji, którą przygotowywała.

- Cierpliwości moje dziecko.- Powiedziała ze znużeniem, mieszając w garnku z gulaszem.- To cnota…

- Więc muszę wytrzymać.- Dokończyło dziecko śpiewnym tonem.

- Poczekać.- Matka poprawiła, tłumiąc śmiech.- Biegnij pobawić się zabawkami. Wkrótce zawołam cię na kolację.

- Dobrze mamo.- Dziecko pobiegło bawić się w udawanie. W pobliżu nie było żadnych zabawkowych przyrządów kuchennych, poza jednym, które posiadało- ukochanym plastikowym nożem.

- Co dziś ugotuję… Oh, już wiem!- Dziecko podniosło książkę w miękkiej oprawie mającą służyć za deskę do krojenia i położyło na niej poplamioną piłeczkę tenisową. To może robić za pomidora. Zaczęło naśladować ruchy cięcia by posiekać swój składnik. Dziecko kontynuowało przygotowywanie kolejnych wymyślonych składników aż skończyło gotować swój posiłek. Nie wyglądało za specjalnie, ale mogło wyobrazić sobie zapach miodu, chleba, pomidorowej sałatki i ciasta.

- Kolacja gotowa!- Zadeklarowało dumnie, musząc jednak przyznać, że gulasz matki zapewne smakuje lepiej.

- Ile jeszcze?- Zapytało dziecko zmęczonym głosem. Miało obolałe stopy od tego całego chodzenia po wyboistym górskim terenie. Stare buty były już za małe by je nosić więc zamiast tego założyło dwie najgrubsze skarpetki jakie posiadało, które były już całe brudne i przemoknięte. Prawie żałowało, że nie założyło tych ciasnych butów.

- Miej cierpliwość.- Matka upomniała swoje dziecko.- Jesteśmy już prawie na miejscu.- Przytrzymała koszyk piknikowy, który niosła.- Wtedy zjemy nasz obiad.

Dziecko uśmiechnęło się na tę obietnicę. Zachowywało się odpowiednio i nie żaliło się więcej przez resztę wspinaczki.

Ostatecznie matka zatrzymała się.

- Co powiesz na zrobienie sobie tutaj przerwy.- Powiedziała, zbliżając się do wejścia jaskini.

- Okej!- Dziecko podekscytowane weszło do jaskini. Znalazło spory kamień, na którym szybko usiadło, szczęśliwe z faktu, iż nie musiało dłużej już stać na swoich obolałych stopach ani chwili dłużej.

- Och… Wygląda na to, że nie mogę złapać tu zasięgu.- Trzymając swój telefon, matka odwróciła się w stronę dziecka.- Muszę odejść nieco dalej i zadzwonić.

- Pójdę z tobą!- Dziecko wypaliło. Stopy nadal bolały tak bardzo, że nie było nawet pewne czy mogłoby spełnić tę propozycję, jednak wszystko było lepsze od zostawienia w tyle.

- Nie, nie trzeba moje dziecko.- Matka upierała się, stawiając obok niego kosz piknikowy.- Możesz zjeść jedną przekąskę gdy będziesz czekać.

- Okej.- Dziecko było dobre w czekaniu. Czekanie z jedzeniem było nawet lepsze.

Matka zaczęła iść, lecz nagle zatrzymała się i obróciła w stronę dziecka.

- Nie wychodź z jaskini na własną rękę. Czekaj cierpliwie aż wrócę.

- Dobrze mamo!

- Czemu mama nie wraca…-  Dziecko powiedziało na głos, przełamując ciszę, którą zaczęło już nienawidzić. Zagrało we wszystkie swoje wymyślone gry, podczas cierpliwego czekania na swoją matkę. Zjadło nawet swoją przekąskę. Potem kolejną. I kolejną. Nie zostało się wiele w koszyku, ale wina gryzła je bardziej niż głód. Słońce zaczęło już zachodzić i ledwo było widać pozostałe światło słoneczne. Czuło się jakby minęła wieczność od kiedy mama wyszła zadzwonić.

Dziecko wstało i podeszło do wejścia jaskini, tak jak zrobiło to już wiele razy. Zatrzymało się tuż przed wyjściem.

- Mamo, wróć…

Lecz nikt nie przybył.

Share:

23 lipca 2021

Undertale: Handplates- Kolejny zwykły dzień [Just another day- Tłumaczenie PL]

 Oryginał: Zarla
Tłumaczenie: Shiro Higurashi

Notka od tłumacza: Komiks autorstwa Zarla. Opowiada on o początkach życia Sansa oraz Papyrusa, którzy powstali jako dzieło eksperymentu Gastera. Tytuł - Handplates nawiązuje do znajdujących się na dłoniach Papyrusa i Sansa tabliczkach, jedynej rzeczy łączącej ich z tragiczną przeszłością. Dlaczego nie pamiętają swojego wcześniejszego życia? Jak stali się wolni? Co się stało z Gasterem? Zapraszam do śledzenia komiksu po te i inne odpowiedzi.

Spis treści:

/poprzednie strony/

KOSTKA RUBIKA:

To była w 90% wina grawitacji
Jakim cudem ją wziąłeś 
Uzdrowienie
Gdybym nie znał cię lepiej 
Dałeś z siebie wszystko
Czemu taki jestem?
Pewnie, że widziałem dobroć

WIDZENIE:

Sypnęło się
:/
Dwa obrazy
Bezwartościowy 
Czekam z niecierpliwością
Odległa obietnica

POZIOM BRUTALNOŚCI:

Nie ma tu lepszego
Powód nie ma znaczenia
Potnę cię koleś ;_;
Tylko głośno myślę
Nie chcę niczego zabijać
Odwaga
Moja wina

BLASTERY:

Malusia bezzębusia główusia dzidziusia
Należy popracować nad poziomem zadawanych przez ciebie obrażeń
A więc to takie problemy emocjonalne miałeś na myśli


NIEBIESKA MAGIA:

...

Share:

20 lipca 2021

Córka Discorda - Kłótnie [Daughter of Discord ch 14]

 
Oryginalny tytuł: Daughter of Discord
 Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Fluttercord
Spis treści:

Kłótnie  (obecnie czytane)
...

Discord nerwowo spacerował po pokoju Screwball tam i z powrotem, próbując kontrolować swoją frustrację. Jego córka usiadła na łóżku wpatrując się w swoje kopyta, podczas gdy Fluttershy zachowywała bezpieczny dystans od obojga.

- Jestem rozsądnym ojcem!- napuszył się Discord.- Pozwalam ci naginać rzeczywistość, pozwalam ci siedzieć do późna, pozwalam ci jeść deser przed obiadem! Nigdy nie proszę cię o wiele! Ale tworzę jedną zasadę, jedną jedyną rzecz, której nie wolno ci robić, a ty idziesz i ją łamiesz!

- Tatusiu, nie rozumiesz…- zaczęła Screwball.

- Czy wiedziałaś, kim jest ten ogier?

- Ja...

- Wiedziałaś?!

- Tak- Spuściła głowę.

- Jak długo widujesz się z tym chłopakiem?- Skrzyżował ręce.

Screwball odwróciła wzrok.

- Ile razy mam ci powtarzać?! Odmieńcy są niebezpieczni! Nie można im ufać, zwłaszcza jemu!

- Nawet go nie znasz!- wypluła jego córka.

- Tak? Cóż, jaka matka, taki syn! Wszyscy odmieńcy są tacy sami: bezduszne, oziębłe, paskudne potwory!

- Spójrz na siebie!

- Co?!

Screwball zasłoniła usta, a Fluttershy wzięła gwałtowny wdech. Discord przymrużył oczy patrząc na córkę.

- Och- ryknął.- Och! Więc to tak będziemy się bawić, tak, panienko?! Tak! Jestem paskudny! Ale przynajmniej – ja - mam serce! Odmieńcy są niezdolni do żadnych...

-Tatusiu, ja go kocham!

Jedyny dźwięk, jaki można było usłyszeć to kolejne przerażone westchnięcie Fluttershy. Oczy Discorda powiększyły się do rozmiaru patelni.

- Nie.- powiedział- Postradałaś zmysły?! On jest odmieńcem!

- Nie obchodzi mnie to!- powiedziała bezczelnie Screwball.

- Czy ty naprawdę nie widzisz, że on cię oczarował?! Nie widzisz, że żywi się twoimi emocjami?! On cię tylko wykorzystuje! Stworzenie takie jak on nie może kochać!

Młoda klacz nie mogła już więcej tego znosić i zeskoczyła z łóżka.

- Jesteś takim hipokrytą!

Popędziła w stronę drzwi.

- Jeszcze nie skończyłem, młoda damo!- wrzasnął Discord.

- Ale ja skończyłam!

Jak tylko otworzyła drzwi na oścież przy pomocy magii, usłyszała jakieś krzyki. Za drzwiami były Tri-Pies i Prism. Screwball je zignorowała i popędziła w głąb korytarza szlochając.

- Screwball Fluttershy Draconequus!- krzyknął Discord.- Wracaj tu natychmiast!

- Discord!- surowo zawołała Fluttershy kładąc kopyto na jego ramieniu.- Myślę, że byłeś dla niej zbyt surowy.

- Zbyt surowy?!- powtórzył Draconequus.- Ona celowo mi się sprzeciwiła! Ponadto, użyła swojej magii przeciwko mnie i nazwała bezdusznym potworem! I do tego hipokrytą!

- Ale Discord, czy ty tego nie widzisz?

- Czego nie widzę?

- Byłam traktowana dokładnie tak samo, kiedy się w tobie zakochałam!

Draconequus zamilkł. Próbował znaleźć odpowiednie słowa, ale na próżno.

- Nasza córka ma rację- zadeklarowała Fluttershy.- Ty jesteś hipokrytą! Zabroniłeś Screwball zakochać się w odmieńcu, kiedy świat zabronił mi pokochać ciebie!

- Wtedy było inaczej!- nalegał Discord.- Również cię pokochałem! Odmieńcy są niezdolni do miłości! Mówią, że o ciebie dbają, ale gdy tylko zaspokoją swój głód, wbijają ci nóż w plecy!

- Skarbie, wiem, że pewnie jesteś zbyt zły, aby o tym rozmawiać, ale co dokładnie wydarzyło się między tobą a Chrysalis? Co sprawiło, że jesteście wrogami? Westchnął.

- To było dawno temu, kiedy byłem jeszcze mały, samotny i zagubiony w dziczy. Spotkałem Chryssy, ekhm, Chrysalis kiedy była jeszcze tylko księżniczką. Już w tym wieku była przebiegła! Wydawało się, że nie obchodzi jej mój wygląd i mówiła, że jest moją przyjaciółką. Powiedziałem jej, że szukam domu, a ona opowiedziała mi o pewnej krainie, gdzie wszystkie stworzenia są akceptowane.

- Equestria?- zgadła Fluttershy.

- Dokładnie. Cóż, oczywiście się myliła! Ale to nie to, co mnie wkurzyło! Lata później, kiedy przejąłem władzę nad Equestrią, nowo koronowana Chrysalis i jej odmieńcy wykorzystali moje zaburzenie i żywili się kucykami!

Spojrzał na swoją żonę szczerze.- Ona mnie wykorzystała! Wysłała mnie do Equestrii wiedząc, że kucyki mnie odrzucą i wkurzą tak bardzo, że przejmę nad nimi władzę tylko po to, aby ona nie musiała!

- Jesteś pewien, że tak to było?

- Och, jestem święcie przekonany! Nie grzeszyła skromnością, kiedy przyszła do mojej kryjówki, aby napawać się swoim triumfem!- Zaryczał i padł na łóżko.- Chciałbym, żeby Screwball po prostu zdała sobie sprawę z tego, że nie chcę, aby ktoś ją zranił! I na pewno nie chcę, aby musiała zmierzyć się z takim samym...

- Shhh- wyszeptała Fluttershy, głaszcząc go po głowie.- To, co zdarzyło się z Chrysalis jest już w przeszłości. Może jej syn jest inny.

- Skąd możesz to wiedzieć?- oburzył się Discord.

- Nie wiem, ale siedemnaście lat temu poznałam kogoś, kogo każdy kucyk uważał za potwora. Też myślałam, że nim jest, dopóki nie poznałam go lepiej. Rok później, poślubiłam go i od tamtego momentu jestem z nim szczęśliwa.

- Ale ci odmieńcy... Oni są źli!

- Ty też byłeś zły, nieprawdaż?

- Tak, ale...
- I się zmieniłeś, prawda?
- Zmieniłem, ale...

- Cóż, co sprawiło, że się zmieniłeś?
Podniósł wzrok i spojrzał na nią. Po tych wszystkich latach, wciąż była najpiękniejszą rzeczą, jaką w życiu widział. Oczywiście, rzucił na nią zaklęcie wiecznej młodości niedługo po ich ślubie, więc jej wygląd się nie zmienił.

- Ty.

Fluttershy uśmiechnęła się.

- Ponieważ się we mnie zakochałeś.

Usiadł prosto.

- Chodziło o coś więcej. Byłaś moim wszystkim! Moje życie było niekompletne bez ciebie!- Sięgnął, aby delikatnie pogłaskać jej policzek.- Oddałbym moją moc dla ciebie!

- Więc nie sądzisz, że Książę Mothball może czuć to samo odnośnie Screwball?

Zesztywniał.

- Ja...Ja...- Ciężko westchnął.- Może i masz rację, ale... Nie zaszkodzi być ostrożnym. Zakładam, że powinienem iść z nią pogadać.
Fluttershy potrząsnęła głową.

- Daj jej chwilę na uspokojenie.

***

Screwball nie wiedziała, gdzie iść. Natychmiastowo teleportowała się do jej sanktuarium. Jej pierwszym instynktem było szlochanie w kopyta.

Dlaczego jej ojciec nie mógł zrozumieć? Zawsze wspierał ją we wszystkim, co robiła. Nawet jeśli wiedziała, że nigdy nie pozwoli jej widywać się z Mothballem, to nigdy nie miało znaczenia, aż do teraz. Teraz kiedy dowiedział się o jej sekrecie, upewni się, aby nigdy nie spuścić jej z oczu. Minie zaledwie kilka minut zanim ją znajdzie.

- Domyślałem się, że tu będziesz.

Huh. Szybciej, niż myślałam.

- Odejdź!- wykrzyczała.

- Huh?

Screwball spojrzała ponownie i zdała sobie sprawę, że to nie był głos jej ojca. Obróciła się aby ujrzeć Mothballa. Szybko rzuciła zaklęcie poprawiające jej fryzurę i makijaż.

- Przepraszam- zaczęła.- Myślałam, że jesteś moim ojcem. Co ty tutaj robisz?- Zrobił krok w przód.

- Przyszedłem zobaczyć, czy wszystko z tobą w porządku.

- Tak, wszystko spoko. Po prostu... Tatuś i ja się pokłóciliśmy.

- Oh. Zgaduję, że to moja wina.

- Nie. To ja powiedziałam ci, abyś zmienił się w samego siebie. To ja rzuciłam mojego tatę na drzewo. Wiesz, że nigdy wcześniej nie użyłam magii przeciwko niemu? Zawsze byliśmy ze sobą tak blisko i nigdy się nie kłóciliśmy.- Westchnęła.- Zgaduję, że to musiało się kiedyś stać.

Zwiesiła głowę w dół i zamilkła na chwilę. Mothball ostrożnie podszedł i usiadł obok niej.

- Więc jak tam? Wiesz, poza kłopotami z rodzicami.

Screwball pociągnęła nosem.

- Chyba spoko.- Trochę się uśmiechnęła.- Mam teraz młodszego braciszka.

Odmieniec uniósł brwi.

- Braciszka?

- Tak, ma na imię Zany. Jest najsłodszym bobasem jakiego kiedykolwiek zobaczysz!

- Czy on, um... Czy on robi to samo, co ty? Chodzi mi o to, czy on potrafi używać magii?

Przytaknęła.- Ale ma problemy z kontrolą. Nie mogę się doczekać, aż będzie starszy! Wtedy będziemy mogli razem aportować i będę mogła mu pokazać moją niegodziwą podkręconą piłkę!

- Ile ma teraz lat?

- Pięć miesięcy.

- A co z twoimi przyjaciółmi? Co u nich?

- Dinky i Cinnamon Stick zbliżyli się do siebie na imprezie, tak samo jak Thunder i Apple Blossom. Myślę...- Przysunęła się do niego bliżej.- Wiele kucyków zdobyło się dzisiaj na odwagę, żeby...- Dotknęła jego kopyta swoim.- Powiedzieć kucykom, które lubią, że... Coż...

Nie musiała nic mówić. Mothball czuł jej emocje. Wszystko działo się zgodnie z planem. Musiał tylko udawać, że odwzajemniał jej uczucia i wyciągnąć z niej więcej informacji. Tego chciałaby jego matka. Ale nie on.

Odsunął swoje kopyto.

- Screwball, nie możesz! Nie możesz kochać odmieńca! Nie możesz kochać czegoś, co nie ma serca aby odwzajemnić twoje uczucie!

Screwball spojrzała na niego z powagą.

- Dlaczego nie widzisz tego, co ja?

- Czego?

- Tego!

Ponownie wzięła jego kopyto i tym razem położyła je na jego klatce piersiowej.

- Czujesz to?

Coś w środku jego piersi chaotycznie pompowało.

- To bicie serca.- oznajmiła Screwball.

Mothball gapił się na nią z niedowierzaniem i potrząsnął głową.

- To niemożliwe- wymamrotał.- Ja nie powinienem mieć serca! Jestem dokładnie tym, co mówi twój tata: zimny, nieczuły...

- Skoro jesteś taki zimny i nieczuły, to dlaczego jeszcze nie wyssałeś ze mnie energii?

- Bo... Bo...

Nie mógł wymyślić żadnego powodu, bo było zbyt wiele kandydatów: ponieważ nie chcę cię zranić, ponieważ mam za zadanie utrzymać cię przy życiu, ponieważ myślę, że jesteś bardzo ładna...

Wybrał najbezpieczniejsze:

- Jesteś jedyną przyjaciółką, jaką kiedykolwiek miałem.

Jak się uśmiechała, Mothball mógł przysiąc, że słyszał muzykę. Domyślił się, że to jego wyobraźnia dopóki nie zobaczył świetlików otaczających ich w kształt serca. Screwball niewinnie zeszkliła swoje fioletowe oczy.

- Przepraszam- powiedziała.- Kiedy się wzruszam, trochę mnie ponosi.

I kto tu jest kusicielem?

Raz jeszcze, zagubił się w tych hipnotyzujących zawijasach. Nie wiedział, czy to była jej magia, czy jej oczy naprawdę tak błyszczały. Prawie nie zauważył, że się nad nim pochyla, dopóki jej usta nie były kilka centymetrów od jego warg.

Wyszarpał się z jej objęć i czar prysł.

- Nie słyszałaś mojego ostrzeżenia?!- coś w nim pękło.

- Nie obchodzi mnie to!- dąsała się Screwball.

- A powinno! Myślisz, że będę w stanie żyć sam ze sobą, jeśli zranię...?

Ugryzł się w język, będąc w szoku z powodu jego własnych słów. Screwball była równie zaskoczona, ale nie przez jego słowa, a ton przepełniony lękiem. Mothball zdecydował, że powinien się stąd wynieść zanim ona źle go zrozumie i aby mógł wyjaśnić to dziwne walenie w środku niego.

- Powinnaś iść do domu- rzucił szybko.

Screwball mrugnęła.

- Co?

- Twoja rodzina pewnie bardzo się o ciebie martwi.

Westchnęła.

- Zapewne masz rację. Mam wystarczająco kłopotów. Czy zobaczę cię ponownie?

Mothball odwrócił wzrok.- Nie będę robił ci nadziei.

- Ale...

- Dla twojego własnego bezpieczeństwa, Screwy, myślę, że lepiej abyś się do mnie nie zbliżała.

Wypowiedzenie tych słów bolało go bardziej niż kiedy musiał ją opuścić po raz pierwszy. Tym razem, to było naprawdę i Screwball wiedziała, że on nie kłamie. Usłyszał pociągnięcie nosem i powstrzymał się od spojrzenia na nią, wiedząc, że te piękne oczy napełniały się łzami.

- Do widzenia- wymamrotał.

Mothball wyruszył zanim mógł zmienić zdanie. Uszy Screwball zwiędły jak tylko zaczęła płakać po raz drugi tego wieczoru.

Nie chciała wracać do Canterlot, ale wiedziała, że nie ma wyboru. Jej rodzice oszaleliby, gdyby wkrótce nie wróciła.

***

- Jakieś ślady po niej?- Fluttershy pytała swoich przyjaciół.

Applejack potrząsnęła głową.- Szukaliśmy wszędzie!

Discord robił się nerwowy.

-Nie myślisz, że uciekła, prawda?
Kiedy Screwball zmaterializowała się tuż przed nim, westchnął z ulgą.

- Oh, dzięki Celestii!

- Gdzie się podziewałaś, młoda damo?- domagała się Fluttershy, krzyżując kopyta.

- Byłam zaczerpnąć świeżego powietrza- wymamrotała Screwball nie wchodząc w kontakt wzrokowy z żadnym kucykiem.

- Screwy, chcę porozmawiać o...- zaczął jej ojciec.

Obróciła się do niego plecami.- Nie chcę teraz rozmawiać. Chcę po prostu iść do łóżka.

Discord spojrzał na nią gniewnie.

- Jak śmiesz obracać się do mnie plecami?! Wróć tutaj natychmiast albo...

- Daj jej spokój, skarbie- powiedziała Fluttershy, obejmując jego łapę swoimi kopytami.- To była długa noc. Potrzebuje odpoczynku.

- Wszyscy moglibyśmy trochę odpocząć- zadeklarowała Twilight.

Reszta zgodziła się i każdy udał się do swojej sypialni, wszyscy oprócz Rarity. Stuknęła żółtego pegaza w ramię.

- Fluttershy, mogę z tobą porozmawiać?

Fluttershy spojrzała na swojego męża. Po rodzinnej kłótni, Discord potrzebował jej bardziej niż kiedykolwiek, ale wyraz twarzy Rarity wyglądał na zdesperowany.

- To zajmie tylko chwilkę, skarbie.

Draconequus przytaknął poczciwie i zostawił dwie klacze same.

- Jak sprawiasz, że to wszystko działa?- zapytała nagle Rarity.

Oczy Fluttershy rozszerzyły się.

- Co masz na myśli?

- Twoje małżeństwo. To nie może być takie łatwe! Chodzi mi o to, czy wy nigdy się nie kłócicie?

- Ależ skąd. Małżeństwa kłócą się non stop.

- Więc jakim cudem wciąż jesteście razem?

- Z kłótniami jest tak, że kłócimy się o to, co nam przeszkadza i po kłótni, próbujemy to naprawić. Jeśli nigdy nie porozmawiamy ze sobą o naszych problemach, skąd będziemy wiedzieć, co trapi drugą osobę?

- Ale...- zająknęła się Rarity.- Czy większość małżeństw nie kończy się przez... Kłótnię?

Fluttershy potrząsnęła głową.- Kłótnie są normalne. Oczywiście, nie wiem tego, ale myślę, że małżeństwa kończą się przez brak kłótni.

- Fancy Pants i ja nigdy się nie kłóciliśmy, aż do...

Jednorożec zamilkł, co zwróciło uwagę Fluttershy.

- Aż do czego? Rarity, możesz powiedzieć mi wszystko. Cokolwiek to jest, nie będę o tym z nikim rozmawiać. Jak bum cyk-cyk tralala niech mi w oko wleci ćma.

Rarity uśmiechnęła się delikatnie i wzięła głęboki wdech.

- Złapałam Fancy Pants z inną klaczą.

Fluttershy westchnęła z niedowierzaniem.- Co? Kiedy?

Cała historia wylała się z Rarity.

- Kilka dni przed urodzinami Screwball i Dinky, Fancy Pants powiedział mi, że idzie na lunch z przyjaciółką. Kiedy robiłam zakupy, Upper Crust powiedziała, że widziała go w kawiarni z jego byłą dziewczyną, Fleur-de-lils! Próvowałam sobie wmówić, że to był tylko wspólny posiłek, ale byłam ciekawa i poprosiłam Upper Crust, żeby mnie do nich zaprowadziła! Kiedy tam dotarłyśmy, jej brudne kopyta były dotykały go wszędzie! I to publicznie!  Poniżona i zraniona, pospiesznie wróciłam do domu, spakowałam moje rzeczy, zostawiłam krótką wiadomość Fancy Pants, odebrałam Gemstone z lekcji fortepianu i wsiadłam do następnego pociągu do Ponyville!

Podczas gdy łzy spływały Rarity po policzkach, pegaz stał w milczeniu. Próbowała pogodzić się z myślą, że Fancy Pants mógłby zrobić coś takiego. Zawsze był takim delikatnym źrebakiem w stosunku do wszystkich.

- Może to nie to, co myślisz- zasugerowała Fluttershy.

-A co, jeśli to to?- pękła Rarity.

- Chociaż porozmawiałaś o tym z Fancy Pants?

- Cóż, ja... Nie. Byłam taka wściekła, nie mogłam z nim rozmawiać! Nawet nie powiedziałam o tym Gemstone!

- Więc skąd wiesz, co dokładnie się wydarzyło?

Jednorożec nic nie powiedział.

- Zobacz, nie będę nic mówić, ale nie powinnaś zostawiać czegoś takiego bez słowa, zwłaszcza jeśli chodzi o Fancy Pants. Jeśli z nim o tym nie porozmawiasz, nic się nigdy nie rozwiąże.

Rarity spojrzała przyjaciółce w oczy.

- Masz rację. Nie powinnam trzymać w sobie tej złości. Muszę porozmawiać z Fancy Pants. Zgaduję, że to znaczy, że mam wyrzucić te papiery rozwodowe do śmieci.

Fluttershy uśmiechnęła się szeroko.- To dobrze, Rarity.

- Ale... Muszę się z tym przespać. Dziękuję, Fluttershy. Naprawdę jesteś najlepszą przyjaciółką, jaką kucyk mógłby kiedykolwiek mieć.

Twilight nie miała zamiaru podsłuchiwać. Zawróciła, aby zapytać Fluttershy o odmieńca, kiedy usłyszała rozmowę z Rarity. To zmusiło jednorożca do myślenia o jej sytuacji z Flashem. Nigdy nie porozmawiali o tym, co wydarzyło się pięć lat temu. Może w końcu nadszedł czas.

Myślała także o tym, co wydarzyło się ze Screwball i odmieńcem, który według Discorda był potomkiem Królowej Chrysalis. Screwball zwróciła się przeciwko ojcu, aby go obronić. Twilight chciała wiedzieć dlaczego.

***

Kiedy Mothball dotarł do kryjówki, jego matka czekała.

- Czego dowiedziałeś się o mieszańcu?- zapytała.

Książę od niej odszedł.- Nie chcę już dłużej brać w tym udziału, Mamo.

Królowa Chrysalis zawęziła powieki.- Co powiedziałeś?

- Powiedziałem, że nie chcę już dłużej brać w tym udziału!

Starszy odmieniec zazgrzytał zębami.- Czy ty się ze mną nie zgadzasz?

Mothball bezczelnie stawił jej czoła.- Może i się nie zgadzam. I co masz zamiar z tym zrobić?

Wściekła, jej róg zaczął świecić na zielono jak tylko strzeliła w niego promieniem, przybijając go do ściany.

- Nikt mi się nie sprzeciwia!- zawyła Chrysalis, podchodząc w jego stronę.- Zwłaszcza mój własny syn! A teraz, powiedz mi, co wiesz!

Mothball był przerażony do szpiku kości. Nigdy wcześniej nie sprzeciwił się matce, a ona nigdy nie użyła na nim siły! Jednakże, musiał zachować odwagę.

- Nie obchodzi mnie, co mi zrobisz! Dlaczego nie możesz po prostu zostawić ich rodziny w spokoju?

Chrysalis zaryczała.

- Powinnam była wiedzieć, że jesteś za słaby na to zadanie!- Potem uśmiechnęła się pod nosem.- I wiem dokładnie, co czyni się słabym. Ten mieszaniec, ona... Znaczy coś dla ciebie, nieprawdaż?

Mothball zamarzł w miejscu ze strachu, sprawiając Chrysalis triumfalny uśmiech na twarzy.

- Widzę, że tak. Jeśli nie mogę zdobyć informacji od ciebie, zawsze mogę iść prosto do źródła.

- Nie!- zaprotestował.- Nie możesz! Proszę, nie rań jej!

- Nie chcesz jej ranić?- zachichotała królowa.- Więc powiedz mi, co muszę wiedzieć.

Share:

16 lipca 2021

Undertale: Handplates- Tak zwana ,,zapowiedź" [What they call “foreshadowing”- Tłumaczenie PL]

   

 Oryginał: Zarla
Tłumaczenie: Shiro Higurashi

Notka od tłumacza: Komiks autorstwa Zarla. Opowiada on o początkach życia Sansa oraz Papyrusa, którzy powstali jako dzieło eksperymentu Gastera. Tytuł - Handplates nawiązuje do znajdujących się na dłoniach Papyrusa i Sansa tabliczkach, jedynej rzeczy łączącej ich z tragiczną przeszłością. Dlaczego nie pamiętają swojego wcześniejszego życia? Jak stali się wolni? Co się stało z Gasterem? Zapraszam do śledzenia komiksu po te i inne odpowiedzi.

Spis treści:

/poprzednie strony/

KOSTKA RUBIKA:

To była w 90% wina grawitacji
Jakim cudem ją wziąłeś 
Uzdrowienie
Gdybym nie znał cię lepiej 
Dałeś z siebie wszystko
Czemu taki jestem?
Pewnie, że widziałem dobroć

WIDZENIE:

Sypnęło się
:/
Dwa obrazy
Bezwartościowy 
Czekam z niecierpliwością
Odległa obietnica

POZIOM BRUTALNOŚCI:

Nie ma tu lepszego
Powód nie ma znaczenia
Potnę cię koleś ;_;
Tylko głośno myślę
Nie chcę niczego zabijać
Odwaga
Moja wina

BLASTERY:

Malusia bezzębusia główusia dzidziusia
Należy popracować nad poziomem zadawanych przez ciebie obrażeń
A więc to takie problemy emocjonalne miałeś na myśli


NIEBIESKA MAGIA:


Share:

13 lipca 2021

Deos Numbria - Emissicius

 

Notka od autora: Świat nigdy nie był i nie będzie idealnym. Jego największą plagą stała się ludzkość. Zgnilizna wojen wyniszczyła go kompletnie. Wśród gruzowisk dawnego ładu udało się jednak odnaleźć pewnej grupie osób. To dzięki niej świat zaczął budować się na nowo, jednak już nigdy nie miał być taki sam. Rasa ludzka podzieliła się na dwa środowiska, które wyznaczały standardy prowadzonego życia. Od tamtej chwili mogłeś być prostym cywilem, albo naukowcem z wybitnym intelektem. Zapraszam do poznania historii świata, w którym tylko bystre głowy mają coś do powiedzenia.

Z góry pragnę uprzedzić, iż w opowiadaniu mogą pojawić się wątki 18 +, nie tylko sceny seksualne ale również bardziej brutalne, lub zawierające przekleństwa. Dlatego zalecam czytać starszym nieco użytkownikom ;3     

 AutorUsterka
Autor obrazka
:
 Usterka

Spis treści :

✝ Początek 
✝ Invidia cz I 
✝ Invidia cz II  
✝ Invidia cz III 
 Mirum cz I ✝ 
✝ Mirum cz II ✝ 
✝ Specjalny Dodatek 
Arbitrium✝ 
✝ Emissicius ✝ ( obecnie czytany)
. . . 

Saphira przeglądając teczkę od Ivren na krótką chwilę uniosła na nią spojrzenie.
- I jesteś pewna, że o niczym ci nie mówił? Nie zachowywał się ostatnio w żaden sposób inaczej?
- Miałaś okazję sama go poznać, wiesz że jego zachowanie nie trzyma się naszych norm i wytycznych. Jest lekkoduchem. Ciężko powiedzieć kiedy coś jest nie tak.
            Obydwie kobiety ciężko sapnęły bowiem przed oczami jednej i drugiej stanęła twarz mężczyzny o wyjątkowo rozczochranych włosach, wiecznie nieogolonej brodzie i rozbieganych oczkach. Zdecydowanie nie trzymał się ram w jakie większość naukowców wchodziła i sama określiła.
- W porządku. – Saphira przerzuciła kolejną stronę w teczce, jednak jej spojrzenie nie zatrzymywało się byt długo na twarzach.- Mam plan, a przynajmniej jego początek.
            Po opuszczeniu palarni Saphira skierowała swoje kroki w stronę jedynego miejsca które było neutralne w całej tej wielkiej potyczce. Nie można tam było wchodzić z bronią, chyba że z odpowiednim dokumentem, a porządek był ściśle pilnowany nie tylko przez ludzi ale i przez zaprogramowane maszyny. Rynek Leshori był miejscem w którym handlować mógł każdy. Chociaż mało naukowców chciało się do tego przyznać, czasami robili tam zakupy by poczuć smak prawdziwych warzyw czy owoców, nie zaś tych naszpikowanych medycznymi i innymi dodatkami chemicznymi. Dlatego to miejsce cieszyło się cichymi sponsorami.
            Skryty pod płaszczem komunikator Saphiry zaczął pulsować wprawiając jej ciało w delikatnie drżenie. Kobieta na chwilę zatrzymała się po czym sprawdziła kto próbował się z nią skomunikować.
- Nasza zguba się znalazła, gdzie cię wywiało na ostatni tydzień? Tęskniliśmy!
Saphira zmarszczyła brwi a następnie zaczęła się rozglądać na boki. Szukała charakterystycznego stroju „towarzyszki po fachu” jednak nigdzie go nie odnalazła.
- Jestem jedna sama a dają mi najbardziej brudną robotę, nie jestem maszyną, nawet ja potrzebuję czasu wolnego.
Po drugiej stronie usłyszała znajome rozbawione śmiechy. Czyli dali ją na głośnik.
- Rozumiem, słuchaj, przydzielili mnie i mój zespół do pilnowania tego zasranego balu przebierańców czy kij wie jak to oni zwą, nie chcesz dołączyć? Ze swoją szkaradną buźką nie musiałabyś się przebierać.
Mocniejsze zaciśnięcie ust pozwoliło Saphirze zapanować nad ripostą jaka cisnęła się na jej usta. Wstrzymała się jednak bowiem w jej głowie zapaliła się lampka.
- Zi, słuchaj, doceniam twoją propozycję, ale mam swoje do zrobienia kiedy wy będziecie ukradkiem podpijać na warcie. W każdym razie czy dałabyś radę wysłać mi dokładne informacje odnośnie tego balu? Czas, miejsce i ewentualnie godziny trwania?
- Coś nie tak z nim? Szykuje się jakieś zamieszanie? – po drugiej stronie słuchawki towarzystwo umilkło wsłuchując się uważniej w rozmowę.
- Nie, nie mogę zdradzać zbyt wiele. To sprawa od Pierwszego, nawet teraz mogę być na podsłuchu. Załatw mi tylko to czego potrzebuję, a kupię ci i reszcie nieco owoców, bo wybieram się na Rynek.
            Zi i pozostali prze dobrą chwilę milczeli, jednak w żaden sposób już nie poruszyli tego tematu. To, że cały czas byli lub mogli być na podsłuchu nikogo nie zaskakiwało. Jednak jeśli nie miało się nic do ukrycia, to czemu mieliby się obawiać kontroli? Tylko winni się bali. Saphira już dawno przyzwyczaiła się by jak najrzadziej kontaktować się z kimkolwiek tą metodą. Czasami jej metody mogły być nie do końca zgodne z wytycznymi a źródła nie do końca legalne…          

            By nie mieć na głowie więcej problemów ze zbyt wścibskimi oczami kobieta uruchomiła strój maskujący by wtopić się w otoczenie. Saphira unikała co prawda bardziej zatłoczonych dzielnic jednak droga na Rynek była dość daleka a czekało ją jeszcze kilka spraw do załatwienia tam. Dodatkowo liczyła na spotkanie pewnej gaduły która wyjątkowo nie skąpiła swoim towarzyszom opowieści na temat wydarzeń z okolicy. Tym bardziej więc liczyła iż złapie tego osobnika by wychwycić jak najwięcej smaczków z ostatnich dni. Przy odpowiedniej zapłacie może dowie się czy Liam kupował coś pod bal.
            Jeśli komuś rynek kojarzył się z małym placem i z drobnymi stoiskami z pewnością czułby się zawiedziony i przygnieciony rozmiarami tego miejsca. Wysokie mury odgradzały go od otaczających równin, a kopuła chroniła nie tylko przed upałami czy deszczami. Nawet drzwi wejściowe były godne nie jednego zamczyska. Po wejściu do środka ukazywał się ogromny plac na którym stały najróżniejsze stoiska. Ze względu nawet  jednak na ilość chętnych wystawiania się każdy wykupywał sobie czas w jakim mógł użytkować dane miejsce. Poranne godziny były najdroższe, natomiast od godziny dwudziestej ceny wynajmu były naprawdę niskie i umożliwiające nawet najbiedniejszym sprzedaż. Oczywiście było to kosztem ilości kupujących jacy o tej godzinie się przewijają, nie oznaczało to jednak iż w tych godzinach definitywnie nikt się nie pojawiał.
            Kolejnym ważnym aspektem tego miejsca była ochrona która była po prostu bezstronna. System sprawdzania traktował tak samo każdego, tylko dzięki temu i ludziom patrolującym od wielu lat to miejsce było tak spokojne. Istnieje również druga strona tego miejsca, bardziej ponura i niedostępna dla przeciętnego kupującego czy sprzedawcy. Miejsce to skryte jest poza ludzkim wzrokiem i chronione hasłem. Tak jak teoretycznie tego miejsca nie ma, tak i teoretycznie za przebywanie w tym miejscu kary są różne. W najgorszym przypadku  i największym pechu grozi kara osadzenia w więzieniu. Jednak jeśli już ktoś wiedział jak tam wejść, nie uczyniłby tego bez odpowiednich pleców, zarówno tych majątkowych jak i na tle znajomości.
            Saphira po dezaktywowaniu swojego stroju i broni jako pierwsze miejsce wybrała stoisko z owocami. Czarnowłosa skinęła lekko głową na powitanie w stronę sprzedawczyni. Jej wzrok przez moment badał wystawiony przed nią towar aż z zadowoleniem odkryła, że udało jej się zdążyć nim ludzie wykupili najlepsze okazy. Mowa była o owocach, których teraz musiała kupić więcej niż zwykle, korzystając więc z okazji kupiła nie tylko dla Zi i jej zespołu ale i również dla eksperymentów. Zapłaciła należną sumę i ponownym skinieniem głowy pożegnała się z kobietą. Gdy odeszła od straganu, spojrzała w stronę trzymanej przez siebie torby z zakupami. Uśmiechnęła się lekko na ten widok. Dzięki temu detalowi nie rzucała się już tak bardzo w oczy. Była po prostu kolejnym kupującym. Jako następny cel obrała sobie sprzedawcę kostiumów. Lexus należał do wielkich papli, mielił ozorem na lewo i prawo, więc jeśli miała dowiedzieć się czy Liam będzie na zabawie to tylko u niego.
            W drodze na stanowisko ze strojami i przebraniami, Spahira otrzymała dane odnośnie przyszłego wydarzenia. Okulary po aktywacji komendą głosową wyświetliły jej dokładne dane nawet w szerszym zakresie niż się tego spodziewała. Widziała przybliżoną ilość gości, w których miejscach ustawiona będzie jaka straż, a prosiła tylko o dość ogólne informacje. Cóż, zdecydowanie dobrze, że kupiła więcej tych owoców. Mając jednak już takie informacje wiedziała, w którą stronę się kierować.

Lexus miał dość charakterystyczny wygląd i nie szło przejść obojętnie obok jego i jego stanowiska. Przed wszystkim był on bardzo wysokim i patykowatym człowiekiem, którego natura obdarzyła wyjątkowo wychudzoną sylwetką i dużymi wyłupiastymi oczami. W skład jego urody wchodził również długi i wąski nos który przywodził na myśl nos drewnianej kukiełki ze starego świata – Pinokia. To, czego jednak nie można było mu odmówić to wyjątkowo zręczne palce i wprawne oko.  Wszystkie wspaniałe kreacje szył sam. Jeśli nie miał właśnie kostiumów na imprezy z przebierankami to w oknie wisiały naprawdę niezapomniane kreacje. Kwestią sporną było czy były odpowiednie dla naukowców, jednak z tego co się orientowała to większość zwykłej ludności dość często odwiedzała go. Sam przy tym nie ukrywał się z faktem, iż woli szyć dla ludzi spoza kręgu naukowców. Kwestia gustów i guścików z pewnością również miała tutaj swoje dopowiedzenia.
            Jako taktykę Saphira obrała sobie dość luźną rozmowę. W końcu nie liczyła na konkrety, ale nie było nic złego w pytaniach o ilość sprzedawanych strojów, o to co zdobywało największą popularność czy chociażby o jego własne plany odnośnie zbliżającej się zabawy. Lexus czując swobodę i zainteresowanie rozmówcy płynął, a chociaż niezbyt Saphirę interesowały tematy stricte o kostiumach, to jednak zauważyła tendencję do największej sprzedaży strojów potworów z dawnych lat. Oczywiście furorę nadal wśród kobiet robiła Skrzyknica w długiej sukni, potarganych włosach i krwawych szponach, faceci zaś dalej kochali owłosione hybrydy lub mundury z bronią.
- Trzeba przyznać że stare stroje miały coś w sobie, ale wiesz jak to ja lubię, muszę dodać im nuty współczesności – Lexus opardł się nonszalancko o framugę posyłając Saphirze dość pogodny uśmiech.
- Zgadzam się. Zanim jednak zagadam się w pełni, słyszałam że widzisz więcej niż inni sprzedawcy tutaj, i twemu oku nic nie umknie….
- Nazbyt mnie chwalisz kochanieńka, ale słucham, mów dalej.
Saphira rozglądając się po asortymencie  przybrała nieco bardziej spokojny i lekki ton.
- Widzisz, słyszałam że mój przyjaciel z dzieciństwa wrócił w te okolice. Na pewno kojarzysz. Jest dość wysoki, włosy teraz chyba przefarbował na słomkowy, brązowe oczy, na pewno nieogolony, włosy roztargane…I chyba ma drobny pieprzyk nad prawym okiem.
Kątem oka kobieta zerkała na swego rozmówcę czy na jego twarzy zachodziły jakieś zmiany. Oczywiście jednak uśmiech nie schodził z twarzy Lexusa, a co więcej, poszerzył się a oczy błysnęły jaśniejszym blaskiem.
- Możliwe, możliwe, wiesz, wiele takich osób mogłem tutaj widzieć, w końcu niebawem Bal Dance Macabre. Coś moja pamięć jednak nie chce współpracować…
Nowi gracze, jednak zasady te same. Wyciągając swoją kartę płatniczą w kolorze opalu Saphira pomachała mężczyźnie przed oczami. Wiedziała że to dość smakowity kąsek który rozwiąże język.
- Ekhmy, nie jestem pewien czy to mógł być na sto procent ten osobnik o którym mówisz kochanieńka, ale na twoim miejscu rozglądałbym się za strojem który łączy w sobie złoto i malachit. Dużo złotych ozdóbek…
Lexus wyciągnął sprzęt do pobrania opłaty jaką winna mu była kobieta za te informacje. Cóż, to co teraz „kupiła” było sprawą połączoną ze zleceniem, dlatego mogła użyć pieniędzy swojego szefostwa. Nie pytała nawet ile mężczyzna policzył sobie za to, po prostu pora na zapłatę i tyle.
- Widzę że nie zostało ci wiele strojów, czy jednak … znalazłoby się coś dla mnie?- Saphira przystanęła przy jednej z kreacji, jednak długie suknie odpadały, w najgorszym wypadku musiała być mobilna a przy tym  potrzebowała miejsca na plazmowe ostrze.
- Pokaż no mi się, muszę sam pobraćmiarę.
            Jego spojrzenie było wyjątkowo sprawne, wystarczyło mu tylko kilka  spojrzeń na sylwetkę, by znać wymiary danej osoby, lub w razie wątpliwości – podpytać o dodatkowe warstwy ubrań które mogły zniekształcać sylwetkę. W przypadku Saphiry wystarczyło zdjąć jedynie czarny płaszcz aby jej sylwetka była wyłożona jak na tacy, ani przez moment jednak spojrzenie nie straciło swej profesjonalności. Nie czuła się jak na wystawie, ot zdejmowano z niej wymiary i tak właśnie się czuła.
- Obawiam się, że albo suknię mogę zaproponować albo- tutaj widząc zmarszczenie Saphiry sięgnął po paczkę szczelnie owiniętą czarną taśmą- Cóż, ten strój mi się został. Jest wykonany z materiału na tyle rozciągliwego, że się dopasuje. W pełni ucharakteryzowany. Do tego za połowę ceny mogę dorzucić perukę. Wyjąć i pokazać?
- Nie trzeba, dolicz tylko jeszcze jakąś torebkę do tego.
Po raz kolejny w ruch poszła karta płatnicza jaką dostała od samego Octaviara. Chociaż brzmiało to jak marzenie i otwierało wiele dróg przed Saphirą, z każdej jednej transakcji była rozliczana, a jeśli jakiś wydatek się nie zgadzał albo nie uzasadniła go przekonywująco, musiała oddać za to kasę. Dlatego używała jej tylko i wyłącznie wtedy, gdy wiedziała że będzie w stanie pokazać w pełni dowody.
            Tuż po załatwieniu potrzebnych dla siebie informacji Saphira udała się w stronę wyjścia z Rynku. Pomimo późnej godziny na terenie wszystko było tak rozświetlone jakby panował przyjemny poranek. Nawet nie panował tutaj chłód, atmosferę tego miejsca ustawiono tak, by dla większości produktów i osób tu pracujących, temperatura była odpowiednia i sprzyjająca.
            Z kieszeni wyjęła swój komunikator a następnie podała kod, który umożliwiał wykonanie połączenia do Zi.
- Podeślij kogoś pod Rynek. Mam dla was to, co obiecałam plus niech ktoś odwiezie mnie pod las. Nie chcę o tej godzinie sama się przemieszczać a kawałek drogi mam.
            Nawet Saphira w pełnym stroju do walk,  z bronią schowaną pod nią, była świadoma że w każdym miejscu ktoś mógł ją śledzić, że tylko czekają aż odsłoni się bardziej. Jakkolwiek uważała się za świetnego wojownika, a sztuka walki wręcz czy na odległość nie była jej obca, nie podejmowała ryzyka jeśli to nie było opłacalne.
- Se wybrałaś czas… Dobra, ale tylko dlatego, że masz dla nas owoce. Czekaj przy wschodnim wyjściu, ktoś po ciebie podjedzie.
            Zgodnie z zaleceniem Saphira udała się do wskazanego wyjścia. Nie wychodziła jednak poza teren Rynku dopóki nie dostała sygnału od swego przyszłego kierowcy. Ruszyła się z miejsca dopiero kiedy jej komunikator ponownie się odezwał. W samochodzie zastała białowłosego chłopaka który skrywał się teraz za maską podobną do tej, którą miała również Saphira.
- Jesteś pewna że nie chcesz do nas dołączyć?- na krótką chwilę rozmówca spojrzał na tylnie siedzenie gdzie ulokował się jego gość- No daj spokój, raz jeden i po pijaku, a ty teraz unikasz mnie jak ognia. Poza tym nie grozi mi już Caiden… Wpadłabyś czasem do nas, nic tak nie łączy jak wspólne wysadzanie buntowników. Tak słodko wyrzuca ich w powietrze ~!
- Po prostu jedź.- z westchnięciem Saphira oparł się o szybę przymykając oczy- Porozmawiamy o tym później Vessles.
            Chłopak westchnął zrezygnowany. By zapełnić ciszę Vessles włączył radio. W tle przez chwilę słychać było relację, która zapowiadała jesienną zabawę. Klimat po wojnach zmienił się dość radykalnie i w pierwszych dekadach niemal nie różnił się między poszczególnymi porami. Dopiero teraz natura stopniowo odzyskiwała swój ład, a liście na niektórych gatunkach drzew przybierały bardziej cieplejsze barwy, chociaż daleko im było do ferii barw jesiennych. Cóż, ludzkość jest sobie sama winna. Ekosystem dostał jednak ogromny cios i zanim w pełni się odrodzi z pewnością upłynie jeszcze wiele, naprawdę wiele, lat.
- Nie podwieźć cię pod dom? Byłoby to bezpie…-
-Uwierz mi, nie ma na tę chwilę miejsca bezpieczniejszego niż mój las. Przejdę się. Poza tym, nocny zapach lasu działa kojąco i pomaga lepiej spać.
            Na tym temat się urwał, ponieważ samochód wyjechał już z centrum miasta i zatrzymał przy drodze wjazdowej do lasu. Saphira podziękowała za podwózkę, po czym wysiadła i już skierowała się w stronę lasu. Słyszała jeszcze jak chłopak się z nią żegna a po chwili już odjeżdża. Tak jak się spodziewała, nie była sama. Kątem oka zobaczyła czarne futro jak przemyka tuż obok niej. Ani przez chwilę w drodze powrotnej nie była sama. Miało się wrażenie, iż las dosłownie pełen jest istot które cię obserwują. To zaś nie było w pełni fikcją. Istoty jakie Saphira tworzyła i wypuszczała do tego lasu, miały jednak zaszczepione by nie opuszczać tego terenu. Nigdy więc nie było wiadome, czy nawet ta puchata wiewiórka o nieco odmiennej barwie, nie jest stworzeniem Saphiry, gotowym skoczyć i wydłubać oczy osobom nieupoważnionym. Po prostu nie lubiła intruzów w tym miejscu, a ten las, cały las, był jej domem i miejscem które chroniło ją, a ona chroniła je.
            W progu do domu stał już Kot a tuż za nim Królik.
- Długo ci coś zeszło – mruknął koci eksperyment kiedy Saphira go mijała- I jak poszła misja?
- Dobrze, właściwie o wiele spokojniej niż się spodziewałam. Ten strój nie był jednak potrzebny, obeszłoby się bez niego. Wchodźcie, uszykuję zaraz kolację, mam dla was dodatkowo kilka owoców.
            Królik od razu skierował się w stronę kuchni by przyszykować rzeczy potrzebne do posiłku, Kot zaś szedł powoli tuż obok Saphiry.
- Mam nadzieję że dobrze się sprawowałeś i nie sprawiałeś problemów?
- A co ja małe dziecko jestem albo jakieś przygarnięte zwierzę?
Saphira uniosła na niego spojrzenie wraz z brwią i kącikiem ust. Kot w odpowiedzi na to jedynie prychnął.
- Umierałem tutaj z nudów. Z Królikiem ciężko o czymkolwiek rozmawiać, prawie w ogóle nie chciał się odzywać.- mężczyzna niczym z lekka nadąsane dziecko ciężko sapnęło splatając dłonie na wysokości torsu.
- Przyzwyczai się do ciebie. Ja nie mam dla niego wiele czasu. Potrzebuje towarzystwa by się rozgadać. Dajcie sobie czas. A teraz ja idę do kuchni, a ty zanieś te paczki do mojej sypialni. I tak, masz pozwolenie by tam wejść, ale tylko na chwilę i tylko zostawić te rzeczy.
            Koci eksperyment tuż po zasalutowaniu szybkim krokiem udał się na górę. Saphira udała się zaś w stronę kuchni by pomóc Królikowi w szykowaniu kolacji. Z uśmiechem musiała przyznać iż na przestrzeni tych kilku lat razem, funkcje motoryczne króliczego eksperymentu znacznie się podniosły. Sprawnie chwytał nawet drobne sztućce nie upuszczając ich ani nie tłukąc szklanek.
- Jak ci minął czas z Kotem? – Saphira zagadnęła do Królika kiedy ten nakrywał do stołu.
- Jest… dość głośny… Ciekawski. Wszędzie chciał wchodzić, sprawdzać… Jest jak… dziecko małe… -Królik zmarszczył brwi zdając sobie sprawę że mógł ująć swoje myśli zbyt obraźliwie, czego przecież nie chciał po czym szybko się poprawił- To znaczy jest inny. Trudny ale miło mieć tutaj towarzystwo.
            Również sam Królik zdawał się w jej towarzystwie nieco bardziej skory do mówienia. Nie mogła nazwać go dobrym rozmówcą, ale z pewnością był dobrym słuchaczem.
- W porządku, rozumiem. Dobra robota. Jestem w takim razie zadowolona z waszych relacji.
Saphira podeszła do Króliczego eksperymentu i wyciągnęła rękę w jego stronę czekając aż ten się pochyli. Pan Królik od razu pochylił głowę z pomrukiem przyjmując dotyk na swej głowie. Przyjemne ciepło zaś rozeszło się po jego ciele.
- Ej, Saph…. Gdzie ty się w TYM wybierasz?
Głos Kota wytrącił ją całkowicie. Przekręciła głowę by spojrzeć na Kota i….. aż sama zaniemówiła.
- Co to kurwa jest… - wymsknęło się jej widząc to co Lexus jej sprzedał a co właśnie trzymał Kot.


Share:

POPULARNE ILUZJE