autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry.
Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się
żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne
życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy
nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI:
Rozdział I // Punkt widzenia Sansa
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty (obecnie czytany)
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty (obecnie czytany)
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
Styczeń stał się lutym. Zalegający śnieg na
ulicach zamienił się w brudne kałuże, a z nieba padał deszcz. W
tym miesiącu zdecydowanie bardziej wolałaś zostać w domu, ubrana
w koc, z kubkiem herbaty przy boku i dobrą książką, albo jakimś
filmem. Za każdym razem kiedy w tym okresie ktoś się Ciebie pytał
o wyskoczenie gdzieś razem odpowiadałaś to samo „nie, dzięki”.
Dodatkowym powodem dla którego nie lubiłaś lutego to czające się
w połowie Walentynki. Odkąd pamiętasz, byłaś wtedy sama. To
nie tak, że w przeszłości nie miałaś chłopaków, ale zrywali
zazwyczaj przed tym świętem, więc nigdy jakoś nie było ono Twoim
ulubionym. Już od pierwszego lutego witryny w sklepach przyozdobione
były serduszkami w odcieniach różowego, jakoś więcej par na
ulicach się pojawiało. Wolałaś się nie przewijać między nimi.
Ale w tym roku miało być inaczej. Miałaś chłopaka. Po tych
wszystkich miesiącach przeżywania i denerwowania się naprawdę chciałaś świętować. I nawet jeżeli Sans
tylko uściśnie Ci dłoń nie będziesz płakać. Choć byłoby
miło, gdyby sprawił Ci jakieś kwiaty... albo... coś.
Był poniedziałek, podeszłaś realistycznie do
problemu Walentynek. I choć byłaś wewnętrznie zmieszana nie
powiedziałaś o nich nic. Niech się skończą. Dzień jak co
dzień. Ale może... może, jeżeli będziesz z Sansem w przyszłym
roku przygotuje coś dla Ciebie. Kyle wypisywał już od
tygodnia, zaplanował wielkie romantyczne święta, chciał ją
zaskoczyć. No i jako Oficjalna Najlepsza Przyjaciółka, musiałaś
pomóc mu praktycznie ze wszystkim, aby poszło jak chciał. To
nie tak, że on nie wiedział, czasami jednak popadał w paranoiczny
przesadyzm zwłaszcza jeżeli sprawa tyczyła się Jackie.
To czego się nie spodziewałaś to widok Papyrusa pukającego
w Twoje drzwi wieczorem po pracy.
-Cześć! - powiedziałaś otwierając – Co
tam?
-WITAJ PRZYJACIÓŁKO! MOGĘ WEJŚĆ? - zapytał,
zrobiłaś krok do tyłu odpowiadając mu tym samym. Znalazł się w
środku nadal ubrany w swój kucharski strój, usiadł na Twojej
kanapie trzymając w rękach jakąś torbę – SERDECZNE DZIĘKI –
usiadłaś obok niego i skrzyżowałaś nogi.
-Jak w pracy? - zerknęłaś na pakunek.
-RACZEJ DOBRZE! MIELIŚMY TYDZIEŃ PEŁEN ROBOTY! I
TAK MIĘDZY TOBĄ, A MNĄ... - pochylił się robiąc minę jak
dziecko zdradzające tajemnicę... bardzo głośno - ... LARRY
POWIEDZIAŁ, ŻE SIĘ ZA MNĄ WSTAWI! MAM DOSTAĆ AWANS! WCZEŚNIEJ
JEDNAK BĘDĘ MUSIAŁ UDAĆ SIĘ DO SZKOŁY GASTRONOMICZNEJ. CHCE
NAMÓWIĆ FIRMĘ ABY MI JĄ OPŁACIŁA! - tupnął z zadowolenia, a
Ty uderzyłaś się w policzki
-Kurwa mać! Papyrus! To cudownie! Kiedy się o tym
dowiedziałeś? Mówiłeś już Sansowi? Łał! - Złapałaś za jego
ręce. Przez przypadek kopnął w jeden z Twoich sztucznych kwiatków.
-PROSZĘ, NIE MÓW MU– mówił poważnie
-Co? Dlaczego? - puściłaś go. Zmarszczył lekko
brwi.
-POWIEM MU, NIE MARTW SIĘ. JEDNAK OZNACZA TO TEŻ, ŻE
BĘDĘ MUSIAŁ NA JAKIŚ CZAS WYJECHAĆ. SANS ZACZNIE SIĘ... BARDZO
MARTWIĆ – westchnął ciężko. Pogładziłaś się po ramieniu.
Wiedziałaś, że Twój chłopak był bardzo protekcyjny jeżeli
chodzi o jego brata i ze wzajemnością – WOLĘ MIEĆ WSZYSTKO
USTALONE, CHCĘ WIEDZIEĆ NA CZYM STOJĘ, BY PRZYJŚĆ DO
NIEGO Z PEWNYMI INFORMACJAMI. CZUŁEM JEDNAK, ŻE POWINIENEM CI
POWIEDZIEĆ BO TO DZIĘKI TOBIE MAM TĘ PRACĘ.
-Oh Papyrus. Ej. Obiecuję. Nie powiem mu –
uniosłaś rękę do góry. Westchnął i oparł się o kanapę,
biorąc torbę na kolana, otworzył ją i wyciągnął laptopa. - A
więc przyszedłeś po coś jeszcze?
-JA... ERM... - zauważyłaś, że się rumieni –
WIDZISZ, MAM PEWNE PROBLEMY Z PROGRAMEM I POMYŚLAŁEM, ŻE MOGŁABYŚ
MI POMÓC. - zaczął nerwowo stukać palcem – NIE JESTEM
ZAZNAJOMIONY Z TYMI RZECZAMI DO ROZMAWIANIA, NIE WIEM CO ZROBIĆ,
STARAŁEM SIĘ ZNALEŹĆ..... NYEEEEEH.... MOJEGO PRZYJACIELA –
Wyszczerzyłaś się i przysunęłaś się bliżej
-Oh? To ktoś wyjątkowy dla ciebie, Papyrus? -
zapytałaś śmiejąc się cicho. Jego twarz była cała
pomarańczowa, przyłożyłaś rękę do piersi – Na gwiazdy!
Papyrus, ukrywałeś to przede mną?!
-NYEH HEH.. HEH HEH…TO TYLKO BARDZO DOBRY
PRZYJACIEL, NA KTÓRYM ERM... BARDZO MI ZALEŻY – poluzował górne
guziki swojej koszuli.
-Więc, w jakim programie starałeś się porozmawiać
z tym swoim bardzo dobrym przyjacielem? - zapytałaś zerkając na
laptopa, włączył go. Na pulpicie miał niewielki bałagan, a jako
tapetę półmisek spaghetti. Oh Papyrus, nigdy się nie zmieni.
-SKAJPAJ? - zaczął rozglądać się za ikoną,
znalazł ją i kliknął dwa razy. Skype. - AH TAK! BLISKO BYŁEM!
RAUL POWIEDZIAŁ MI, ŻE MOGĘ ROZMAWIAĆ Z MOIM BARDZO DOBRYM
PRZYJACIELEM NA DUŻE ODLEGŁOŚCI BEZ KORZYSTANIA Z TELEFONU. NIE
BĘDZIE TEŻ KORZYSTAŁO Z MOICH MINUT W PAKIECIE, NO I BĘDZIEMY
MOGLI SIĘ ZOBACZYĆ!
-To całkiem prosty program w użyciu – popatrzyłaś
na niego – Więc w czym dokładnie potrzeba ci pomocy?
-NIE WIEM JAK ZROBIĆ, ABY ZACZĄŁ DZIAŁAĆ.
WPISAŁEM JEGO IMIĘ I POJAWIŁO SIĘ TYSIĄCE OSÓB! NIE WIEM CO
ROBIĆ – zmarszczył brwi
-Mogę zobaczyć? - wzięłaś laptop na kolana.
Przytaknął i zaczął zerkać na Ciebie – Kogo chcesz dodać?
-EMM.... UHHH....
-Oh wykrztuś to z siebie Papyrus – wywróciłaś
oczami
-METTATON! TO... TO METTATON. - powiedział bardzo
zawstydzony. Przyglądałaś mu się przez chwilę.
-Mettaton? TEN Mettaton? Mettaton ratuje Gwiazdkę?
Czterej Mettatonów i pies? Mettaton i Komnata Tajemnic? Niesamowity
przypadek Mettatona? Mettaton z krainy OZ? Mettaton w krainie czarów?
Ja Mettaton i ja? - wymieniałaś tytuły wszystkich strasznych
filmów jakie wcześniej oglądałaś. Papyrus przytaknął – Twoim
bardzo dobrym przyjacielem jest największa gwiazda Podziemia?
Papyrus, ty psie, jak tego dokonałeś? - poruszałaś rytmicznie
brwiami
-PSIE? NIE JESTEM PSEM! JESTEŚMY DOBRYMI
PRZYJACIÓŁMI ODKĄD ZDAŁ SOBIE SPRAWĘ Z TEGO, ŻE BYŁEM
PRZEWODNICZĄCYM JEGO FANKLUBU Z PODZIEMIA. WTEDY MIESZKALIŚMY W TYM
SAMYM MIEŚCIE, WIELE CZASU ZE SOBĄ SPĘDZILIŚMY! - uśmiechnął
się lekko – NIESTETY LOS NAS ROZDZIELIŁ, ALE DZIĘKI INTERNETOWI
ZNOWU MOŻEMY SIĘ POŁĄCZYĆ!
-Dobra, a więc jeżeli wpiszę Mettaton... -
mruknęłaś, iii nie, faktycznie, wyskoczyło wiele użytkowników –
Jeeeezu, już wiem o czym mówiłeś. Znasz jego adres email?
-JEGO CO?
-Jego adres poczty internetowej, email. No wiesz. Coś
jak: mettaton małpa yahoo kropka czy coś...
-JA... JA NIE MYŚLAŁEM O TYM – powiedział –
MOMENT – wyciągnął telefon i zaczął pisać wiadomość.
Poprawiłaś się w siedzeniu, zdałaś sobie sprawę z tego że nie
ma innych znajomych na liście kontaktów. Wygląda na to, że pobrał
program tylko po to by porozmawiać z robotem. Czekając na odpowiedź
wpisywałaś przypadkowe hasła jakie wpadły Ci do głowy -OH MAM.
WSPANIALYMETTATON NA GMAILU!
-Cudownie! Zobaczymy... - wpisałaś adres, wyskoczył
tylko jeden kontakt – To on? - zapytałaś pokazując na avatar.
Przedstawiał on coś co miało wyglądać jak ... noga. Papyrus
przytaknął podekscytowany. Kliknęłaś. Po sekundzie dodałaś go
i już zaczął wydzwaniać.
-OH! CO ROBIĆ? CO ROBIĆ? - zacisnął ręce w
pięści. Podałaś mu laptopa na kolana i odsłoniłaś
kamerkę.
-Chciałeś z nim pogadać, tak?
-TAK! OCZYWIŚCIE! - praktycznie wykrzyczał.
Wyszczerzyłaś się i kliknęłaś „zaakceptuj”. Nagle z
głośników dało się usłyszeć metaliczny głos.
-Skarbie!
-METTATON! - krzyknął – OH! SŁYSZYSZ MNIE
DOBRZE?
-Tak złociutki. Bardzo głośno. Oh, tak się
cieszę, że rozgryzłeś jak posługiwać się komputerem! - brzmiał trochę jak seksowna wersja syntezatora mowy Ivona
-PRZEPRASZAM! - nieco ściszył głos – WŁAŚCIWIE
POPROSIŁEM O POMOC MOJĄ SĄSIADKĘ I NOWĄ NAJLEPSZĄ PRZYJACIÓŁKĘ,
POWIEDZ CZEŚĆ! - odwrócił laptop w Twoją stronę, pomachałaś
ręką. Mettaton siedział za biurkiem, i był... em... pudełkiem
pełnym świecących guzików? Nie byłaś pewna, czy się na Ciebie
patrzył, czy w ogóle mógł widzieć...
-Cześć! - uśmiechnęłaś się najmilej jak mogłaś
– Papyrus trochę zabłądził bo nie mógł znaleźć cię w morzu fanów – robot zaczął się śmiać
-Ohoho! Stałem się całkiem popularny odkąd
wyszliśmy na powierzchnię! Dziękuję, że pomogłaś mojemu
kochanemu Papusiowi, jesteś cudowna – miałaś
wrażenie, że Ci mrugnął
-Bez problemu. Papyrus jest kochany – szkielet
rumienił się. Pomachałaś na pożegnanie i podniosłaś się –
Możesz porozmawiać z nim tutaj, jeżeli chcesz, albo wrócić.
Internet powinien mieć tam zasięg
-MOGĘ ZOSTAĆ? - zapytał podnosząc na Ciebie
głowę. Wzruszyłaś ramionami
-Jasne, herbaty?
-MASZ MOŻE MLEKO?
-Tak, zaraz ci dam szklankę – prawie
zapomniałaś, że Papyrus nie był fanem herbaty. Weszłaś
do kuchni i chwyciłaś za naczynie wypełniając je mlekiem,
jednocześnie napełniłaś czajnik wodą i postawiłaś go na
palniku. Papyrus już był w innym świecie rozmawiając z robotem,
podeszłaś do niego i bez słowa położyłaś mleko obok niego.
Prawie nie zauważył, że się pojawiłaś. Stanęłaś w progu
między kuchnią, a pokojem obserwując go w milczeniu, czekając aż
woda się zagotuje. Nie podsłuchiwałaś, nie chciałaś, po prostu
z trudem do Ciebie docierało to, że szkielet był w związku. Po
zrobieniu sobie wielkiego kubka herbaty i dodaniu do niego cukru
poszłaś na balkon z książką. Zerknęłaś na Papyrusa, który
odprowadził Cię wzrokiem, grzecznie zamknęłaś drzwi za sobą
dając mu trochę prywatności. Od dawna nie miałaś czasu na czytanie. Włączyłaś światełka i usiadłaś na krzesełku,
otworzyłaś książkę tam gdzie wcześniej skończyłaś:
troje wampirów wysokiego rodu musiało stawić czoła grupce
łowców obdarzonych super mocami. W naprawdę dobrej części
fabuły... Twój telefon się odezwał. To był Sans.
Sans: cześć tygrysie, co robisz?
Ty: Nic takiego, czytam sobie. Wpadniesz na posiedzenie Klubu Książki?
Sans: pracuję do późna, nie dam rady
Sans: ale wpadasz na noc do mnie?
Ty: Jasne! Pracujesz do późna, czy PÓŹNA późna?
Sans: do późna, powiedz papyrusowi aby zjadł kolację beze mnie
Ty: Nie ma sprawy, powiem ;)
Po odstawieniu telefonu wychyliłaś się. Młodszy brat nadal rozmawiał wyraźnie zadowolony. Poprawiłaś się w siedzeniu i wróciłaś do książki. Po jakichś dwóch godzinach zdałaś sobie sprawę, że Twój gość usnął na kanapie. Rozmowa na Skype była zakończona, nie wiesz dokładnie kiedy to miało miejsce. Biedaczysko, pomyślałaś. Wyłączyłaś światła i weszłaś do środka, delikatnie szturchając go w ramię.
-Ej, Papyrus? Papyrus, obudź się. - starałaś
się go wybudzić. Warknął lekko i powoli otworzył oczy.
-HM? O NIE! MUSIAŁEM USNĄĆ! - popatrzył na
monitor w przerażeniu – KURKA WODNA, MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE JEST
NA MNIE ZŁY! TO BYŁO NIEGRZECZNE Z MOJEJ STRONY! - Zerknęłaś na
logo programu i zobaczyłaś, że Mettaton wysłał wiadomość.
-Jest dobrze, patrz. Zobaczył, że usnąłeś,
wysłał Ci wiadomość tutaj – pokazałaś na ikonę – Rozumie,
więc się nie martw.
-BOŻE, BAŁEM SIĘ ŻE MÓGŁ POMYŚLEĆ IŻ NIE
JESTEM ZAINTERESOWANY, A JA PO PROSTU BYŁEM ZMĘCZONY PO PRACY –
uniósł brwi. Zamknął komputer i popatrzył na Ciebie – DZIĘKUJĘ
ZA POMOC PRZYJACIÓŁKO, JESTEM CI BARDZO WDZIĘCZNY
-Bez problemu – uśmiechnęłaś się – No i nie
wiedziałam, że mam chłopaka czy coś.
-C-CHŁOPAKA? - przyłożył laptop do klatki
piersiowej jak tarczę – J-JA NIE ... NIE WIEM O CZYM... CÓŻ...
JA.... ERM..
-Oh błagam, nie jestem kretynką – wyszczerzyłaś
się. Papyrus powoli odstawił laptop na bok
-.... TAK, TO PRAWDA, ALE... ZNACZY SIĘ.... NIE WIEM
CZY ON JEST MOIM.... CHŁOPAKIEM
-Umawiacie się na randki?
-ZWIĄZEK NA ODLEGŁOŚĆ, TAK – westchnął –
DOBRA, TO JEST MÓJ CHŁOPAK
-To cudownie! Dlaczego ty albo Sans o tym nie
wspomnieliście? - Zapytałaś siadając obiema nogami na kanapie.
PZesztywniał trochę jak usłyszał imię brata.
-SANS.... SANS NIE POCHWALA TEGO. WIĘC WOLAŁBYM O TYM NIE
WSPOMINAĆ.... JEŻELI NIE MASZ NIC PRZECIWKO – szepnął
konspiracyjnie. Zmarszczyłaś brwi, dlaczego Sansowi to się nie
podoba? No i oczywiście, nie lubiłaś mieć sekretów przed Sansem,
ale przytaknęłaś.
-Nic nie powiem, ale jeżeli zapyta... nie chcę go
okłamywać.
-PO PROSTU POWIEDZ MU JAKIŚ KAWAŁ! LUBI KAWAŁY! -
zaproponował. Zaśmiałaś się.
-A skoro o nim mowa, powiedział że późno wróci z
roboty więc możesz zjeść kolację sam – zamyśliłaś się –
Ale widzę, że jesteś zmęczony, może zamówimy chińszczyznę?
-O TAK! LUBIĘ ICH MAKARON! - odparł
entuzjastycznie. Wyszczerzyłaś się i zabrałaś pustą szklankę oraz
swój kubek.
-Dobra, to do zobaczenia u ciebie za jakieś pół
godziny? Wezmę prysznic, poproszę też aby nie śpieszyli się z
dostawą.
-BRZMI FANTASTYCZNIE – schował komputer do torby –
PRYSZNIC TO CUDOWNY POMYSŁ! - Nigdy nie zastanawiałaś się nad
tym, oczywiście Sans mówił Ci że się myje i takie tam, ale nadal
ten obrazek jakoś był trudny do wyobrażenia.
-Super, do potem! - mruknęłaś do niego. Wyszedł
zamykając za sobą drzwi. Szkielety mają gąbkę? Czy wolą myjkę?
Płyn do kąpieli? Mydło? Szampon? A może wystarczy tylko ciepła
woda? Już wiesz jakimi pytaniami zalejesz Sansa dzisiejszego
wieczora, jeżeli nie będzie zbyt zmęczony. Po kąpieli poszłaś
do domu KościoBraci, czując się znacznie lepiej. Wasze zamówienie
będzie za chwilę. Papyrus też był już po, nosił na sobie luźne
spodenki i wyciągniętą koszulę z napisem „SPOKO KOLO” no i
rozkosznie puchate papucie. Nadal się zastanawiałaś jak ich ciała w ogóle działają,
wtedy zadzwonił dzwonek.
-JA OTWORZĘ! - krzyknął wstając z siedzenia.
Rozsiadłaś się wygodniej, już zapłaciłaś online wiedząc, że
szkielet będzie chciał się tym zająć. Czekałaś aż do Ciebie
wróci – MASZ ŚWIADOMOŚĆ TEGO, ŻE ODDAM CI PIENIĄDZE PRZED
TWOIM WYJŚCIEM?
-Zamknij się i jedz – chwyciłaś za kubeczek z
wołowiną. Zaśmiał się lekko i usiadł obok. Zamówiliście też dodatkową porcję, dla Sansa jak wróci
z pracy. Po posiłku usadziliście się na kanapie. Położyłaś
nogi na jego kolanach uwalając się wygodnie. - Więc dawaj, powiedz
mi wszyyyyystko o Mettatonie! - popatrzył na Ciebie wyraźnie
poddenerwowany. Wywróciłaś oczami – Nie uciekniesz od tego. Od
jak dawna jesteście razem? Muszę to wiedzieć!
-CÓŻ, WIDZISZ... - zaczął zastanawiać się nad
słowami – CHODZIMY ZE SOBĄ OD ... DWÓCH LAT.
-Łoł! Jakim cudem nic nie wiedziałam? Albo Sans?
Czy ktokolwiek wie?
-NIE, CÓŻ, TAK, TORIEL WIE, NO I UNDYNE I ALPHYS I
ASGOR, FRISK TEŻ MA TĘ ŚWIADOMOŚĆ NO I MOŻE... GRILLBY? ALE ON
I TAK NIE MÓWI ZA WIELE. NO I CHYBA KIEDYŚ WSPOMNIAŁEM O TYM KYLE,
KIEDY ZA DUŻO SIĘ NAPILIŚMY SOKU WINOGRONOWEGO – zaczęłaś się
śmiać.
-Dlaczego ukrywasz to przed Sansem? - zapytałaś –
Oboje jesteście przecież dorośli. Myślę że da radę znieść
prawdę.
-SANS NIE LUBI METTATONA, UWAŻA ŻE ZALEŻY MU TYLKO NA
SŁAWIE NO I WYDAJE MI SIĘ, ŻE PO PROSTU ZA NIM NIE PRZEPADA. NIGDY
NIE BYŁ NA ŻADNYM JEGO PRZEDSTAWIENIU ANI NIC, NAWET JAK BYŁEM
LIDEREM KLUBU.
-A co z tym klubem?
-TAK JAK MÓWIŁEM, PRZEZ NIEGO SIĘ POZNALIŚMY.
BYŁEM JEGO NAJWIĘKSZYM FANEM ALE DOPIERO NA POWIERZCHNI MOGŁEM SIĘ
Z NIM SPOTKAĆ OSOBIŚCIE, STALIŚMY SIĘ BARDZO DOBRYMI
PRZYJACIÓŁMI, POMOGŁEM MU Z JEGO KONCERTAMI, NIM SIĘ
ZORIENTOWAŁEM SPĘDZALIŚMY ZE SOBĄ WIĘCEJ CZASU, A POTEM
ROZMAWIALIŚMY PRZEZ TELEFON NO I .. - zaczął się bardzo rumienić,
zasłonił twarz dłońmi. Zachichotałaś .
-To brzmi bajecznie, szczerze. I słodko! Oh Papyrus.
Jestem taka zadowolona – uśmiechnęłaś się od ucha do ucha.
Nawet nie starałaś się wyobrazić sobie, czy wchodzić w szczegóły
jak szkielet i robot... ten tego, doszłaś do wniosku, że niektóre
pytania najlepiej pozostawić bez odpowiedzi.
-JA TEŻ! ALE NIE UKRYWAM, ŻE JESTEM ZADOWOLONY, ŻE
TY JESTEŚ – ścisnął Twoją nogę – MOŻE POMOŻESZ MI Z
PLANAMI NA WALENTYNKI? - Ah, a więc potwory wiedzą o tym święcie.
-Eh, nie jestem dobra w dawaniu porad, ale mogę
spróbować! - powiedziałaś – W Podziemiu też je mieliście?
-NIE! METTATON WSPOMNIAŁ O NICH ROK TEMU KIEDY BYŁ
NA MNIE ZŁY ZA TO, ŻE ICH NIE ŚWIĘTOWAŁEM! WIĘC CHCĘ MIEĆ PEWNOŚĆ, ZE W TYM ROKU ODROBIĘ ZALEGŁOŚCI! - pogładził się po
brodzie – CHCIAŁEM ZAPROSIĆ GO NA ROMANTYCZNĄ KOLACJĘ, ALE ON
NIE JE, NIE WSPOMINAJĄC O TYM, ŻE NIE BĘDZIE GO TUTAJ.
-Czy on... lubi... kwiaty? - zapytałaś nie wiedząc
dokładnie co powiedzieć.
-LUBI! MAM DLA NIEGO JUŻ JAKIEŚ! ALE CZUJĘ ŻE
POWINIENEM DAĆ COŚ JESZCZE!
-Nie znam go za dobrze, więc nie wiem co poradzić.
Większość tego co mnie zadowala dotyczy jedzenia – zaśmiałaś
się.
-BYŁABYŚ FANTASTYCZNĄ WALENTYNKĄ! - popatrzył na
Ciebie zaciekawiony – CZY TY I MÓJ BRAT COŚ PLANUJECIE? -
wzruszyłaś ramionami
-Nie mam zielonego pojęcia, nie rozmawialiśmy na
ten temat. Nigdy wcześniej ich nie obchodziłam, więc.. -
Odwróciłaś wzrok na bok. Nawet jeżeli teraz masz chłopaka,
samotność minionych lat dawała się odczuć.
-CO ZA SZKODA! NIE ROZUMIEM DLACZEGO TAKA ATRAKCYJNA,
MŁODA PANIENKA JAK TY NIE ŚWIĘTOWAŁA CO ROKU! BĘDĘ MUSIAŁ
POGADAĆ Z MOIM BRATEM! NYEH HEH!
-Nie! Nie, nie kłopocz się. Jeżeli chce coś
zrobić, to niech zrobi to po swojemu. Nie jestem jakoś... eh... za
całą tą otoczką, wiesz?
-DOMYŚLAM SIĘ – zmarszczył brwi – DAJ ZNAĆ
JAK ZMIENISZ ZDANIE, MÓJ BRAT NIE JEST ZBYT ROMANTYCZNYM TYPEM –
Zaśmiałaś się, zastanawiając jak dobrze ci dwaj się znają.
-Oczywiście. Wiesz co? Może przez wzgląd na
twojego chłopaka zobaczymy jakiś jego.. okropnie... genialny film?
Póki Sans nie wróci. - zaproponowałaś. Papyrus przytaknął
zachwycony i zabrał Twoje nogi na bok by włączyć jakieś
nagranie. Chrystusie Panie, Mettaton i rycerze okrągłego stołu.
Ten nie był tak strasznie zły. Pogładziłaś się po karku i nagle
zdałaś sobie sprawę z jednego.
-Ej, a gdzie Undyne i Alphys? - coś za cicho było.
-POSZŁY SPOTKAĆ SIĘ ZE ZNAJOMYMI – włączył
DVD – I Z TEGO CO WIEM NIE ZDĄŻYŁY NA OSTATKI BUS WIĘC MUSZĄ U
NICH PRZENOCOWAĆ
-Rozumiem – zerknęłaś na telefon. Było blisko
dziesiątej, o której ten Sans miał zamiar wrócić? Rozsiadłaś
się wygodnie na kanapie – Dobra, zaczynajmy. - Po niedługim
czasie usnęłaś. Może i Papyrus był w fanklubie, ale Ty
zdecydowanie nie. Obudziłaś się w ciemnym pokoju, okryta kocem, a
obok Ciebie drzemał Sans, ubrany nadal w swój strój z Szybko i
Świeżo. Zerknęłaś na telefon, za piętnaście druga. Nie
byłaś dokładnie pewna kiedy wrócił do domu. Podniosłaś się by
pogładzić go po czaszce. Mruknął, niewielkie światełka
w jego oczodołach się pojawiły.
-Cześć – uśmiechnęłaś się lekko
-cześć – mruknął zaspany
-Idziemy do łóżka? - przytaknął lecz zamiast
tego oplótł się dookoła Ciebie ramionami wtulając się w Twoje
ciało jeszcze bardziej. Początkowo chciałaś zaprotestować, ale
po chwili przywykłaś. Objęłaś go i przysunęłaś jego głowę
do swojej klatki piersiowej wracając do snu.
Choć bardzo chciałaś, nie mogłaś przejść
obojętnie obojętnie obok tego święta. Tabunami przyciągali
ludzie kupując ekskluzywne wina jako prezenty, była kupa roboty.
Piotrek musiał pojawić się wcześniej aby Ci pomóc, ponieważ
sama nie dawałaś rady. Plusem tego wszystkiego było to, że wina
jakie zakupił od prywaciarzy sprzedały się jak marzenie. No i
nastał ten sądny dzień. Poniedziałek. Już późne popołudnie,
a Sans nadal cicho. Część Ciebie była zawiedziona, nawet zła,
jednak miałaś świadomość tego, że nie powinnaś, bo przecież
nic o tym nie mówiłaś. Ciężko westchnęłaś, kiedy wszedł
Piotrek, nie podbiegłaś do niego tak jak zazwyczaj na przywitanie.
-Dzieciaku, coś cię trapi? - zapytał ściągając
szalik. Wzruszyłaś ramionami
-Nic. Nie lubię Walentynek – mruknęłaś.
Poklepał Cię po plecach.
-Ja też, biżuteria jest droga – zaśmiał się.
Wywróciłaś oczami.
-A od jak dawna jesteś żonaty? - zapytałaś
odsuwając krzesełko pod ścianę. Piotrek popatrzył na sufit
starając sobie przypomnieć cyfrę.
-Mmmm, jakieś dwadzieścia dwa lata? Brzmi jak
wieczność, a wydaje mi się że to było zaledwie wczoraj –
uśmiechnął się lekko.
-Słodko – chwyciłaś za kurtkę
-Heh. A ty dlaczego nie lubisz tego święta? -
zapytał - Masz już chłopaka, co nie? - Zamarłaś. Nic mu nie
mówiłaś na ten temat, tym bardziej o Sansie. Poczułaś jak po
plecach spływa Ci kropla potu i zaśmiałaś się nerwowo.
-Chłopak? Co? Kto powiedział, że mam chłopaka? -
nigdy nie byłaś dobra w kłamaniu. Piotrek skrzyżował ręce na
piersi mierząc Cię bacznym wzrokiem.
-______, błagam. Jesteś w skowronkach od Sylwestra. Przychodzisz wcześnie do pracy, a nie zawsze ci się to
udawało, chodzisz z głową w chmurach od ponad miesiąca. Nie
wstydź się, kim jest ten szczęściarz? - zapytał unosząc brwi.
Przygryzłaś wargi. Mózg dał Ci się abyś coś szybko wymyśliła,
wiedziałaś że Piotrek nie był fanem potworów.
-Po prostu... ktoś – popatrzyłaś na swoje
buty, kopnęłaś nogą w powietrzu. Piotrek westchnął i
wzruszył ramionami
-Póki jesteś szczęśliwa... - poklepał Cię
po ramieniu. Uśmiechnęłaś się słabo podnosząc na niego wzrok –
A jeżeli złamie ci serce, ja pogruchotam mu nogi – zaśmialiście
się.
-Dzięki, Piotrusiu. Myślę, że tego nie zrobi,
jest naprawdę dobrym kolesiem – starałaś się nie powiedzieć za
wiele. Piotr był jak Twój nieoficjalny, drugi tatuś. Wiedział kiedy nie czułaś się najlepiej, pomagał,
doradzał, kilka razy kupił Ci jedzenie jak zapomniałaś wziąć
coś do pracy. Jakaś część Ciebie czuła się źle, że nie
mówisz mu prawdy, ale jednocześnie nie chciałaś aby zaczął
gadać Ci o randkach i potworach i takich tam.
-Zauważyłem, że masz dobry smak, znasz się na
winach to znacz się na mężczyznach – zaśmiał się – Mam
nadzieję, że planuje dla ciebie coś miłego dzisiaj.
-Przekonamy się – wsadziłaś czapkę na głowę –
jak mówiłam, nie jestem wielkim fanem tego święta, więc nic się
nie stanie. - Usłyszałaś dzwonek. Byłaś na zapleczu. O niczym
innym nie marzyłaś jak gorący prysznic i jakiś film. Zamarłaś,
kiedy usłyszałaś znajomy niski ton głosu. Wystawiłaś głowę.
To Sans, witał się z Piotrkiem.
-Cześć! Sans! - krzyknęłaś. Piotrek gapił się
na niego z kamienną twarzą, zaś Sans narzucił na siebie swój
zwyczajny leniwy uśmiech – Co tutaj robisz?
-nie dostałaś moich smsów? - zapytał patrząc na
Ciebie. Zmarszczyłaś brwi i wyciągnęłaś telefon z kieszeni.
Kurwa mać. Pięć.
-Cóż, dostałam po prostu nie wiem dlaczego, ale
ich nie przeczytałam. Cholera, przepraszam. Co jest? - podeszłaś
do niego i już miałaś pocałować, kiedy zatrzymałaś się w pół
gestu i zaczęłaś nerwowo poprawiać kurtkę. Sans popatrzył na
Ciebie, zmieszany przez moment, a potem zerknął na Piotrka i znowu
na Ciebie.
-nic, zastanawiałem się czy towarzyszyć ci w
drodze do domu – wsadził ręce głębiej do kieszeni, miałaś
wrażenie, że zaciska je w pięści – jak minął dzień panie
dupont?
-Dobrze – odpowiedział Piotrek – Miło, że
odprowadzasz ją do domu – Sans wzruszył ramionami
-od czego są sąsiedzi? - zapytał zaznaczając
słowo „sąsiad” najbardziej jak mógł. Piotrek wyraźnie się
rozluźnił. Chciałaś szybko stamtąd wyjść, czułaś się
naprawdę niekomfortowo.
-Dobra, do jutra Piotrek! - pomachałaś mu
-Opowiesz mi jak minęła twoja gorąca randka
z chłopakiem! - powiedział wymownie patrząc się na Sansa. Temu
nawet brew nie drgnęła, praktycznie wyskoczyłaś z pomieszczenia.
W milczeniu szliście dość szybko, znaczy się to Ty zasuwałaś
jakbyś miała motorek w dupie. Dopiero po chwili, kiedy uznałaś, że
jesteście już dość daleko, zatrzymałaś się i popatrzyłaś na
Sansa.
-Kurwa! Przepraszam – czułaś się tak
strasznie źle. Sans wzruszył lekko ramionami
-spokojnie, normalnie coś bym powiedział ale
to twój szef i nie chcę abyś miała jakieś kłopoty –
szturchnął Cię lekko - co z tą gorącą randką?
-Oh! - pocałowałaś go szybko w czaszkę i
wzruszyłaś ramionami wznawiając spacer – Piotrek odkrył to, że
się z kimś umawiam.
-tak? jak?
-Jestem... szczęśliwa – odpowiedziałaś po
prostu. Poczułaś jak jego ręka znalazła Twoją i ścisnęła ją
lekko. Uśmiechnęłaś się – No i myślał, że gdzieś dzisiaj
wychodzę, bo wiesz są Walentynki i takie tam gówna. Nie tak,
jakbyśmy wychodzili! O niczym przecież nie mówiłam.
-to się właśnie dzieje, kiedy nie czytasz
wiadomości ode mnie – zaśmiał się.
-Co? - popatrzyłaś na niego
-znaczy się, to nie będzie „gorąca randka”,
nie nazwałbym jej tak, ale chciałbym cię gdzieś zabrać,
jeżeli chcesz – popatrzył na Ciebie. Poczułaś jak się lekko
rumienisz, wyraźnie zawstydzona
-Jasne. Nie wiedziałam, że wiesz o Walentynkach -
mruknęłaś
-a jak miałbym nie wiedzieć? pracuję w sklepie, od
dwóch tygodni jest udekorowany aniołkami, sercami i innym
chujostwem – zaśmiał się. Pacnęłaś się otwartą dłonią w
czoło, o tym nie pomyślałaś! - w każdym razie, to co powiem
zabrzmi dziwnie, ale ... czeka nas długa podróż, jesteś na to
gotowa?
-Długa podróż? Jutro rano muszę iść do pracy. -
zmarszczyłaś brwi. Sans mrugnął do Ciebie
-znam skrót – poczułaś się jak głupia – to
miejsce jest dalej niż przywykłaś, możemy sobie odpuścić jeżeli
nie chcesz...
-Nie! Nie, chcę! - chwyciłaś go za dłoń, a potem
delikatnie pocałowałaś w zęby – Pójdę wszędzie tam gdzie ty.
- Zamarł na chwilę, poczułaś jak jego wyraz twarzy jakby zmiękł,
a oczy powoli zaczynały migotać jaśniej, jak gwiazdy. Musiał
wypuścić powietrze ciężej przez nos.
-nawet na koniec świata? - zaśmiał się
-Świat nie ma końca, pusty łbie – szturchnęłaś
go lekko
-to może na ten moment pójdziesz za mną do mojego
mieszkania, muszę coś zabrać, i wyruszamy w drogę? - zapytał.
Przytaknęłaś mrucząc z radości. Nigdy wcześniej nie byłaś na
randce niespodziance! Nie mówiąc już o Walentynkach, oczywiście.
-Więc nie zabierasz mnie nigdzie na kolację, podoba
mi się – Zrównaliście się, za wami słońce zachodziło między
budynkami – Dzisiaj będą tłumy
-heh, poprosiłem papyrusa aby nam coś zrobił –
powiedział – co nie jest spaghetti – dodał szybko. Zaśmialiście
się, chwyciłaś go pod ramię przybliżając się do niego. Czułaś
się szczęśliwa, tak łatwo teraz przychodziło do Ciebie to
uczucie. Spacery z kościotrupem były takie normalne, przyjemne.
Ścisnęłaś jego rękę i uśmiechnęłaś się do siebie, sama
byłaś pod wrażeniem, jak bardzo zależało Ci na tym dziwnym,
kościanym, facecie. Stanęliście na klatce schodowej. Puknął Cię
lekko.
-zaraz wracam, daj chwilę – wszedł do mieszkania
i po minucie wyszedł z plecakiem i dwoma butelkami piwa.
-Ohh to za mało aby mnie upić, wiesz? - zaśmiałaś
się.
-to... uh... to piwo jakie kupiłem ci pierwszy raz,
to które ci tak smakowało – jego twarz zrobiła się niebieska.
Wzięłaś głębszy wdech zaskoczona, on pamięta takie szczegóły.
Wyszczerzył się i zamknął za sobą drzwi. Potem objął Cię. W
tej chwili poczułaś się jak ostatnia dupa wołowa, Ty dla niego
nic nie zrobiłaś. Miałaś nadzieję, że te całe święta miną
tak jak zawsze no i oto Sans, zaplanował coś do jedzenia, kupił te
piwa, no i zabiera Cię gdzieś i ...
-Sans.. - zaczęłaś, popatrzył na Ciebie
-to będzie długa wycieczka, jasne? chcę abyś
skupiła się na mnie i nie patrzyła na boki, dobra? tylko dlatego,
że pewnie jak to zrobisz to wszystko orzygasz. - Zaśmiał się,
warknęłaś.
-Wszystko co miałam wyrzygać przed tobą, już
wyrzygałam i mam dość na całe życie. Nie będę się rozglądać,
postaram się, no i lubię na ciebie patrzeć – Starałaś się się
zrobić z tego kawał, ale jego twarz wyglądała poważniej niż
zazwyczaj. Zaczynałaś się stresować.
-dobra, trzymaj się, zgoda? - objął Cię naprawdę
mocno. Poczułaś ucisk w brzuchu, jakbyś była na małej łódce
dryfującej przez wzburzone morze. Gwiazdy przemknęły Ci przed
oczami. Zrobiliście zaledwie dwa kroki, podniosłaś wzrok aby
zobaczyć twarz Sansa, wpatrywał się w drogę przed wami.
Zaciekawiona odwróciłaś spojrzenie w tamtym kierunku.... i to był
błąd. Mozaika barw, kolorów, mknących w różnych kierunkach,
skaczących przed wami... tego było za wiele. Poczułaś
jak żołądek nagle chce pozbyć się tej smacznej kanapki jaką
zjadłaś w trakcie przerwy obiadowej i resztką sił go
powstrzymałaś. Jeszcze jeden krok i głęboki wdech. Nagle byliście
w nieznanym Ci miejscu, ciemnym i zimnym. Zakręciło Ci się w
głowie i przed upadkiem ochroniła Cię jedynie jakaś skała.
-cholera! nic ci nie jest?- zapytał podchodząc do
Ciebie szybko. Przytaknęłaś, starając się szybko odzyskać siły.
-Tak, odwróciłam wzrok, przepraszam. Nie martw się.
Nie będę rzygać. Jezusie... - potrząsnęłaś głową kilka razy,
dopiero potem zaczęłaś się rozglądać – Gdzie jesteśmy?
-gdzieś gdzie jest dość prywatnie, nikt nie ma
tutaj rezerwacji – powiedział patrząc na Ciebie badawczo.
Wyprostowałaś się i zaczęłaś się rozglądać z uśmiechem
-Jest fajnie. - otoczenie było naprawdę ciemne. Tak
jakbyście znaleźli się na innej planecie. Ściany wyglądały jak
stare, zimne i mokre skały. Popatrzyłaś na Sansa zmieszana
-tędy – powiedział łapiąc Cię za dłoń.
Ścisnęłaś ją i poszłaś za nim. Prowadził Cię korytarzem, mogłaś poczuć charakterystyczny zapach wody i
kamienia. Nie miałaś zielonego pojęcia gdzie Cię ciągnie.
Chciałaś się zapytać, ale wyglądało na to, że chciał szybko
znaleźć się na miejscu. Po chwili zatrzymał się i odwrócił do Ciebie – um, to zabrzmi głupio, ale czy możesz zamknąć oczy? -
Uśmiechnęłaś się głupkowato
-Sans, wiesz, ze teraz jesteś rozkoszny? Oczywiście,
że to zrobię. Tylko proszę nie wrzucaj mnie do jakiejś ciemnej
dziury, albo nie morduj, dobra?
-cholera, mój plan został odkryty – zaśmiał
się. Zrobiłaś to co chciał i poczułaś, że macha Ci przed
twarzą, pewnie sprawdza czy faktycznie nic nie widzisz. Zaśmiałaś
się. Znowu Cię gdzieś zaczął prowadzić, powoli i ostrożnie. To
była zdecydowanie najdziwniejsza rzecz jaką kiedykolwiek robiłaś.
Po jakiejś minucie, znowu się zatrzymaliście. Poczułaś jak Cię
puszcza. Skrzyżowałaś ręce na piersi.
-Mogę otworzyć?
-tak, teraz tak. - kiedy to zrobiłaś
zamarłaś. Stałaś w czymś co było małą jaskinią, gdzieś obok
wodospadu. Niedaleko połyskiwało na niebiesko małe jeziorko. Małe
świecące, błękitne kwiaty rosły to tu to tam. Jednak żadne
słowa nie opiszą tego, jak było tam pięknie. Woda leniwie się
przesuwała, kamienie świeciły dziwnym światłem przypominając na
sklepieniu nocne niebo. Nie mogłaś poradzić nic na to, że po
policzkach zaczęły ciec Ci łzy. To o tym miejscu mówił w
planetarium. Właśnie oglądasz jego gwiazdy. Przeniosłaś na niego
wzrok, nie wiedziałaś co powiedzieć. Przyglądał Ci się z uwagą,
jego oczy migotały przytłumionym światłem. - i jak? - zapytał
cicho
-Sans... tu jest... pięknie – zaczęłaś się
rozglądać. Nie mogłaś uwierzyć jak jest tutaj wspaniale.
Stalagmity, stalaktyty, nigdy ich nie rozróżniałaś, ale tutaj
były. To światło, zapach, otoczenie, kwiaty. Poczułaś jak Sans
podchodzi o Ciebie i chwyta Cię za dłoń. Ścisnęłaś ją mocno
patrząc na niego czule. - Czy my... czy my naprawdę jesteśmy w
Podziemiu?
-tak, stąd pochodzę – uśmiechnął się lekko –
pokazałaś mi tak wiele, więc chciałem też ci coś pokazać
-Boże, Sans. Nie mogę uwierzyć... Znaczy się,
jest cudownie. Ale nie musiałeś robić czegoś takiego. Jak się
czujesz? Nie zraniłeś się? - zapytałaś zamieszana. Sans zamrugał
kilka razy, a potem się zaśmiał.
-nie, nic mi nie jest, nie było aż tak daleko,
mówię poważnie, chodź, pokażę ci moje ulubione miejsce –
poprawił plecak i zaczął iść. Podreptałaś za nim, starając
się nie otwierać za bardzo ust kiedy rozglądałaś się dookoła.
Byłaś absolutnie zaabsorbowana otoczeniem. Zastanawiałaś się,
skąd pochodzi ta dziwna niebieska poświata. Potknęłaś się o
ścianę, lecz nie upadłaś. Zatrzymał się i popatrzył na Ciebie
upewniając się, że nic Ci się nie stało. Po pięciu minutach
byliście na miejscu. Ściągnął plecak, wyciągnął z niego koc i
rozłożył go. Przystawiłaś dłoń do serca. Czy on był poważny?
Już samo otoczenie było dość romantyczne. Wiesz co? Nie jesteś
dupą wołową, jesteś kozim odbytem! Usiadł i poklepał miejsce
obok siebie. Zaczął wyciągać to co jego brat dla was przygotował.
Usiadłaś zerkając co tam ma ciekawego... dwa hotdogi. Mimowolnie
warknęłaś, ale nie mogłaś się powstrzymać od śmiechu. - no
co? - zapytał grzebiąc za butelką keczupu – papyrus sam to
zrobił, chcę abyś miała to na względzie – podał jedzenie.
Wywróciłaś oczami i wzięłaś swoją porcję.
-A więc tak chcesz mnie nakłonić do keczupu, huh?
- zaśmiał się lekko, pozwoliłaś aby Ci go nałożył –
Szczwany drań. No i z piwem to będzie pycha.
-nom – powiedział otwierając butelki i jedną
podał Tobie. W tym momencie czułaś się tak bardzo kochana, że
nie mogłaś w to uwierzyć.
-Kurwa, Sans, tak mi przykro, ja dla ciebie nic nie
mam. Myślałam, że nasza rozmowa będzie w stylu, że powiem „Haha,
znowu to głupie święto, ludzie są dziwni, co nie?” a ty mi na
to odpowiesz „taaa, haaa, ci ludzie”
-po pierwsze, ja tak nie mówię – wskazał na
Ciebie swoją butelką – a po drugie, już mi coś dałaś
-Co?
-szczęście, jestem szczęśliwy każdego dnia –
uśmiechnął się. Zarumieniłaś się, a potem zaśmiałaś.
-Cóż, odpłacę ci z nawiązką w twoje urodziny
albo na Gwiazdkę – powiedziałaś. Uniósł brwi wyraźnie
zaskoczony
-łoooł, spokojnie, hej, to tylko takie święto,
co? - zaśmiał się drapiąc się jednocześnie po tyle głowy –
znaczy się wiesz co mam na myśli
-Tak, wiem – uśmiechnęłaś się i podciągnęłaś
nogi pod brodę – Ale nigdy wcześniej go nie obchodziłam
-nie? - zapytał starając się nie zakrztusić piwem
– tu mnie zaskoczyłaś, myślałem że któryś z twoich chłopaków
zorganizował coś kiedyś – zaśmiałaś się słabo
-Nie. Rok w rok byłam singlem w Walentynki. To jakaś
klątwa, czy coś. - oparłaś brodę o ramię – Nawet jak
chodziłam z jakimś typem, zrywaliśmy ze sobą w styczniu, czasem
nawet wracaliśmy do siebie w marcu! - wzięłaś większego gryza
hotdoga i przeżuwałaś przez chwilę – Ej, smaczne!
-mówiłem – on już swojego zjadł. Przyglądał
Ci się czule – a więc wygląda na to, że jako pierwszy jestem z
tobą na walentynkowej randce, co?
-Tak – podniosłaś wzrok na sklepienie
przyglądając się losowo wybranej „gwieździe” - Nadal mi
przykro za wcześniej. Powinnam coś powiedzieć Piotrkowi.
-nie martw się tym, tygrysie – mrugnął do
Ciebie. Zmarszczyłaś brwi. Wziął łyka swojego piwa – słuchaj,
tak jak powiedziałem: jeżeli to byłby ktoś inny, powiedziałbym
coś, sama zresztą byś tak zrobiła, ale nie chcę mieszać się w
twoje życie zawodowe, nie chcę abyś ryzykowała utratę pracy
tylko dlatego, że razem gdzieś wyskoczymy – Otworzyłaś szerzej
oczy jak usłyszałaś ostatnie słowa. Czy to wszystko dla niego tym
właśnie było? Kurwa. Nie wiesz jak się z tym czuć. Dokończyłaś
swojego hotdoga i popiłaś go piwem. Miałaś wrażenie, że za
każdym razem kiedy się przybliżasz do Sansa, natychmiast zostajesz
odepchnięta. Położyłaś się na plecach by lepiej przyjrzeć się
sklepieniu. Podstawiłaś ręce pod głowę, aby było Ci wygodniej.
Cholera jasna, klątwa trwa nadal.
-Tylko razem gdzieś skaczemy, co? - zapytałaś bez
emocji w głosie
-co? - popatrzył na Ciebie zagubiony
-Powtarzam twoje słowa. Więc my ... tylko
razem gdzieś skaczemy? - starałaś się nie dać niczego po sobie poznać. Nie pragnęłaś rozpoczynać awantury, ale też chciałaś
mieć wszystko jasne.
-jezu, nie, kurwa, nie o to mi chodziło, zły dobór
słów – zaczął drapać się po policzku w nerwowej manierze.
Zaśmiałaś się lekko – ty na to tak nie patrzysz, co?
-Oczywiście, że nie! Tysiące razy pytałam się co
wyrabiamy...
-tak, robiło się to denerwujące – zaśmiał się,
wywróciłaś oczami – ale rozumiem, słuchaj – położył się
obok, nachylając swoją twarz na Twoją – jesteśmy dwójką
istot, umawiamy się ze sobą, oboje mamy uczucia, sny, marzenia,
podejmujemy decyzje, gdybym miał ciało i krew co byś teraz o mnie
myślała?
-Nie wiem, może „ale ciacho” chociaż nie, już
tak myślę
-pytam poważnie, współpracuj, o czym byś myślała?
-O niczym, chyba. Dopiero zaczęliśmy się umawiać
– zmarszczyłaś brwi. Szturchnął Cię najlepiej jak mógł w tej
pozycji
-dokładnie, no i masz, wiesz pewna kobieta
powiedziała mi, abym przestał się zadręczać i
czerpał radość z chwili, zamiast martwić się przyszłością
jaka może nigdy się nie zdarzyć.
-Rany, ona musi być mądra – zaśmiałaś się.
Sans zaczął gładzić Cię po brzuchu.
-zamknij się, szczerze, różnimy się, jasne, ale
jeżeli przeanalizujemy nasze zachowanie dogłębnie, do czystych
kości, czy widzisz jakieś różnice?
-Raczej... nie – zamyśliłaś się – Znaczy się,
ludzie mają takie rzeczy jak małżeństwa, rodziny i takie tam –
zarumieniłaś się – Nie tak, abym do czegoś namawiała,
ale społeczeństwo wymaga, naciska... znaczy się, przyjęło się...
takie tam gówna... Znaczy się, to tylko w głowach jest,
przyzwyczajenie...
-heh, wiesz że potwory też to mają, co? - wlepiłaś
w niego wzrok
-Naprawdę? Nie miałam pojęcia
-tak, oczywiście są niewielkie różnice, ale
ostatecznie chodzi o to samo – przekręcił się na plecy wpatrując
się w górę – może właśnie dlatego się zeszliśmy? nie ma w
ogólnym rozrachunku tak wielkich różnic. - Zmarszczyłaś brwi.
-Więc, kiedyś będziesz chciał się ustatkować i
założyć rodzinę? - zapytałaś z ciekawością
-er.. cóż... j-ja nigdy o tym nie myślałem –
wyjąkał – paps to moja cała rodzina
-A co z twoimi rodzicami? - Sans milczał przez
dłuższą chwilę. Leżeliście tak, zaczęłaś się zastanawiać,
czy nie poruszyłaś jakiegoś drażliwego punktu. Już miałaś
zmienić temat, kiedy przemówił.
-nie wiem, niestety, nigdy ich nie znałem –
mruknął – takie życie
-Przykro mi, Sans, Nie wiedziałam – poczułaś się
okropnie. Nie chciałaś zrujnować tak świetnej randki.
-nigdy o niczym nie mówiłem, to skąd mogłaś
wiedzieć? nie martw się tym, słuchaj, ja tylko.. - zamarł
wyraźnie zastanawiając się nad słowami - ... ja tylko chcę
spędzić z tobą tak wiele czasu jak tylko mogę, wiesz? nim... -
kolejna pauza – nim, no wiesz, zmęczy cię moja osoba
-Hah! Wątpię, aby to kiedykolwiek miało miejsce –
przekręciłaś się na brzuch by popatrzeć na niego – Założę,
się, że za jakiś czas to ty się mną zmęczysz – zaczęłaś
bawić się suwakiem jego kurtki – Bo wiesz, magiczny,
teleportujący się, kościotrup jest nudny jak flaki z olejem, nie
uważasz?
-okropnie nudny – uśmiechnął się leniwie.
Przesunęłaś się do niego i objęłaś, on ruszył ręką tak,
abyś mogła położyć głowę na jego klatce piersiowej. Cieszyłaś
się, że jego kurtka była miękka, gdyż obojgu było
wygodnie.
-No nie? A ty co masz, przyszłą alkoholiczkę za
dziewczynę, która najpierw działa, a potem myśli i ma talent do
podejmowania złych decyzji?
-taki mam fetysz – zaczęłaś się śmiać.
Ścisnął Cię mocniej, oboje patrzyliście się na górę, wyraźnie
zadowoleni.
-Jest cudownie, Sans. Nadal nie mogę uwierzyć, że
mnie tu ściągnąłeś, serio. Myślałam, że nienawidzisz tego
miejsca
-bo nienawidzę – popatrzyłaś na niego zmieszana
– ale... to jedno miejsce lubię i chciałem się nim z tobą
podzielić, wiesz. - zobaczyłaś jak jego twarz robi się niebieska.
Uśmiechnęłaś się.
-Dziękuję. To najlepsza randka na jakiej byłam w Walentynki – pocałowałaś go w policzek i wróciłaś na jego
pierś – Myślisz, że nie zbudzimy niedźwiedzia?
-huh?
-Kiepski kawał, jest taka dziecięca przyśpiewka o
misiu śpiącym w jaskini.
-heh, cóż, podoba mi się tak jak jest teraz
-Mnie tez.
Co chwilę rozmawialiście o jakichś mniej istotnych
rzeczach wpatrując się w migoczące kryształy nad głowami,
rozkoszując się wzajemnym ciepłem. Potem nastała błoga cisza,
rozkoszne milczenie podczas którego nie czułaś się niezręcznie.
Poczułaś dziwne uczucie w sercu, takie ciepłe, miłe, piękne.
Twoja dusza zadrżała.
Po całym wieczorze w Podziemiu zdecydowaliście się
wrócić do domu. Choć chciałaś tam jeszcze zostać, bo podobało
Ci się wspólne leżenie, słuchanie jego historyjek, czy szum
wodospadu, ale on nalegał. Czas rządził się swoimi pracami. Sans was
teleportował na klatkę schodową. Chwycił Cię za lewą rękę byś nie
upadła, znowu Ci się zakręciło w głowię. Przyglądał Ci
się z uwagą. Będziesz rzygać? Nie... może.. Chwyciłaś się go
mocniej.
-Dzięki, przepraszam... nadal do tego nie
przywykłam.
-nie wiem czy kiedykolwiek przywykniesz – powoli
Cię puścił – już dobrze? - przytaknęłaś niepewnie
-Zostajesz na noc? - zapytałaś. Sans uśmiechnął
się szeroko.
-oczywiście – powiedział – tyle pracy i mam
teraz iść spać sam? o nie. - Wyciągnęłaś klucze z kieszeni i
otworzyłaś drzwi by wejść do mieszkania. Popatrzyłaś na balkon
i warknęłaś.
-Kurwa, zostawiłam włączone światła na noc –
powiedziałaś rzucając kurtkę na kanapę.
-tak? - zapytał nonszalancko – powinnaś je wyłączyć
– warknęłaś jeszcze głośniej i przeszłaś nerwowo obok niego,
udając się na balkon by zgasić światło i wtedy zamarłaś. Twoja
cała weranda była udekorowana kwiatami. Różne gatunki i kolory.
Dla ozdoby było na nich kilka plastikowych zwierzątek, kilka
balonów przyczepionych do barierki. Rozejrzałaś się dookoła i
popatrzyłaś na Sansa, który wyglądał na całkiem zadowolonego z
siebie. Twoja mina mówiła sama za siebie.
-Co do diabła? - nie mogłaś uwierzyć w to co
właśnie widziałaś. Zdecydowanie nie takiej reakcji oczekiwał,
nie mogłaś jednak inaczej okazać tego co czułaś
-uh... wiesz... znaczy się... nie wiedziałem, czy
spodoba ci się pomysł z piknikiem więc... idąc za radą..
poszukałem jakichś kwiatów i ... - zerknął na podłogę. Nic nie
mówiłaś, dlatego po sekundzie tłumaczył się dalej – i... nie
wiedziałem, jakie są twoje ulubione więc... pomyślałem... że
mogę wziąć po jednym... no i sprzedawczyni powiedziała, że takie
zwierzątka są całkiem popularne i ... uh... cóż... uhm... -
mogłaś zauważyć kroplę potu na jego czaszce.
-Jezu kurwa Chryste, Sans! Ile to kosztowało?! -
zdecydowałaś się w końcu coś powiedzieć. Oczywiście, chciałaś
podziękować, ale z jakiegoś powodu te słowa były szybsze.
-huh? uh... znaczy się... wiesz że pracuję w
sklepie i niektóre z nich... uh... nie będę kłamać... nie
sprzedały się... więc... uhm... kurwa – weszłaś na balkon
przyglądając się wystrojowi. To było tak bajecznie niedorzeczne,
że aż zaczęłaś się śmiać. Sans stanął w drzwiach między
pokojem, a Tobą. Nie mogłaś utrzymać się na równych nogach,
musiałaś usiąść, policzki bolały od śmiechu, płakałaś i
ściskało Cię już w brzuchu. Sans tylko stał, zmieszany jak sam chuj,
nadal nie mogłaś powstrzymać swojego śmiechu godnego hieny. Lata
samotności, poczucia porzucenia no i nagle pojawia się szkielet i to
wszystko nie ma już znaczenia. Po jakimś czasie uspokoiłaś się.
Sans był wyraźnie zestresowany nie wiedząc jak ma odczytać Twoje
zachowanie.
-Oh Sans, Sans! Mój Boże, jesteś tak kurwa
słodki! - Podeszłaś do niego całując go mocno w policzek –
Boże, przepraszam, ja tylko... - pokazałaś na kwiaty – To mnie
zabiło! Znaczy się, co ci nagadali w pracy?
-że takie coś zrobi na tobie wrażenie –
mruknął. Zachichotałaś i objęłaś go mocno
-I zrobiło, przystojniaku, ale .. kurwa.. to
jest... ja pierdolę! Poszalałeś. Proszę, nie słuchaj rad kolegów
ze sklepu. - Nie wtulił się w Ciebie, Ty za to przystawiłaś twarz
do jego karku – Sans, gdybyś dał mi kamień pokochałabym go i
zaczęła hodować. Nie musisz kupować moich względów.
-wiem, ale chciałem zrobić to właściwie –
powiedział szybko, wzdychając przy tym – nie pytałem się
ciebie o to jakie kwiaty lubisz, bo nie chciałem zepsuć
niespodzianki
-Kocham niespodzianki i kocham – zamarłaś,
nie.. - to co zrobiłeś dzisiaj. Zapamiętam to na zawsze, zaufaj
mi. Jako coś naprawdę dobrego – pocałowałaś go mając
nadzieję, że to odegna choć odrobinę zakłopotania w jakie go
wciągnęłaś swoim śmiechem.
-cieszę się, heh, naprawdę bałem się, że
spierdoliłem – usiedliście razem i wtulił się w Ciebie
przygryzając lekko Twój kark – chciałbym jednak zakończyć ten
wieczór w dość specyficzny sposób
-Tak? - uniosłaś brwi. Wywrócił oczami.
-tak – podniósł Twoją książkę ze
stolika i podał Ci ją – klub książki? - wyszczerzyłaś się
szeroko.
-Jak ty mnie dobrze znasz, przystojniaku
-mam taką nadzieję, kocie – uśmiechnął się
lekko – może powinienem uh... zabrać kilka i zrobić nam miejsce?
- pokazał na kwiaty. Zaśmiałaś się i przytaknęłaś.
-Tak, wnieś je do mieszkania, abyśmy mogli się
wygodnie rozwalić. A ja zrobię herbaty. Dobra?
-brzmi świetnie
Sans zrobił niewielki porządek na balkonie
zawalając pokój tym samym. Starałaś się nie zbliżać do
kwiatów za bardzo, ponieważ miałaś alergię.
Udałaś się do pokoju i przebrałaś w piżamę. Sans uśmiechnął
się do Ciebie kiedy weszłaś na werandę z kubkami herbaty i
usiadłaś na swoim krześle, a on na swoim. Podniosłaś książkę i zatrzymałaś się w pół gestu.
-Wiesz co? - popatrzyłaś na niego – Chodź do
mnie.
-dwa razy nie trzeba powtarzać – uśmiechnął się
i usiadł obok. Po chwili wiercenia się i szukania wygodnych pozycji
dla waszej dwójki czy przesuwaniu poduszek, wtuleni w
siebie zaczęliście czytać.
Tej nocy śniłaś o migoczącym niebie, gwiazdach na wyciągnięcie ręki. Byłaś w kosmosie, latałaś od gwiazdy do gwiazdy. Nagle poczułaś, że zabłądziłaś. Robiło się zimniej i ciemniej, a przed oczami przelatywały Ci fragmenty życia. Lecz wtedy objęły Cię mocne ramiona, zrobiło się tak ciepło i spokojnie, że już niczego się nie bałaś.
Rany ten rozdział był chyba najbardziej rozczulający według mnie ^^ sans jednak pokazał że ma romantyczną stronę ^^ dzięki Yumi strasznie długo wyczekiwałam tego rozdziału ^^
OdpowiedzUsuńTaką słodką i w ogóle, co nie? xD Nie ma sprawy, dałam sobie postanowienie, że do końca tego roku przetłumaczę całe Ciche, już zabrałam się za kolejny rozdział i jak wszystko pójdzie po mojej myśli tooo jutro będzie kolejny. :3
UsuńJejku Yumi będę kolejną osobą która zrobi sobie ołtarzyk ku czci tobie XD
UsuńWierzę na słowo xD
UsuńTo dobrze że wierzysz ale najpierw trzeba zebrać na to pinionszki bo cienko z hajsem .-. XD
UsuńxD Wiem, ale wystarczy zapalić świeczkę i będę happy xD
UsuńDobra wezmę ukradne mamie, wydrukuje zdjęcie które nie dawno wstawiłaś w jakimś tam rozdziale czegoś tam (Jezu nie chce mi sie szukać i pisać nazwy cii xD) oprawie w ramkę, zapale świeczkę i będę sie modlić co wieczór XD
UsuńAww, jakie to było urocze <3 Kocham ten rozdział
OdpowiedzUsuńSłodki jak miód xD
UsuńYumi...Muszę Ci powiedzieć prawdę....
OdpowiedzUsuń....JESTEŚ MOIM BOGIEM KOFFAM CIE <3
xD Jak dobrze, że nie wymagam krwawych ofiar xD
UsuńYumiś nawet jeśli byś chciała krwawych ofiar to bym Ci je przyniosła.... Wiesz mam brata i
UsuńNie jest dla mnie dobry więc z krwawą ofiarą będzie do załatwienia
I potem mamy za niego trafić do kryminału? Nieee nie trzeba xD
UsuńDobrze dobrze, ale jak coś to wiesz Gdzie pisać
UsuńTak xD Do Anonima xDDDDDDD
UsuńYea do usług
UsuńMoże kiedyś założę konto to cie poinformuje jaki mam nick
UsuńDobra :3
UsuńTo moje konto:D
Usuń.....:::::::::::::::::.......... .......:::::: :::::::::::........ YUMII DAŁAŚ MI SENS ŻYCIA! ! ! ::::::.....
OdpowiedzUsuńUhhhh O-o Jaki?
UsuńTaki że *gasp
UsuńCAŁE ŻYCIE NIC ,TYLKO SANS!!!
Ten rozdział był zdecydowanie najsłodszy z całych Cichych. Ten zawstydzony Sans... *^* Aż serce boli, że tegoroczne walentynki jak zwykle spędzę sama :')
OdpowiedzUsuńNigdy nic nie wiadomo, przypominam, że "my" zeszłyśmy się z Sansem dopiero 1 stycznia, więc może i na Ciebie gdzieś tam czeka Sans? xD
UsuńJa chyba będę wieczną singielką xD Ale chyba lepiej tak, niż natrafić na takiego Willa? Co nie? Heheh...
UsuńA ja powiem to co mawiała moja znajoma, a co mi się podoba. Nie warto jest dla 30 dekagramów kiełbasy brać do domu całego wieprza :3
UsuńKocham cię, Yuuumi <3 Ja też mam ołtarzyk xD
OdpowiedzUsuńTy to kochana jesteś już głównym kapłanem Yumizmu xD
UsuńTak! xD To ja wymyśliłam Yumijki! A teraz na mszę wszyscy, te Sans, ty też! *wskazuje na Sans'a z miną Toriel, która mówi"DUNT TACZ A CZAJLD"*
UsuńJa:Nawet nie próbuj uciekać!
Sans: He, he , he. Co robi szkielet, gdy żle się czuje?
Ja: Sans, nawet nie próbuj zmieniać tematu!
Sans: Idzie na rengen.
Ja:...
Sans: Aonomi
Ja: Jak mogłeś, ty zdrajco! A ja tracę czas na rysowanie ciebie...
Sans: Beze mnie, straciłabyś sans istnienia
Ja: Papyrus! Dołączam do twojego klubu nielubienia żartów Sansa!
Papyrus: Nye!
xDDDDDDD Sansy, skarbie, jak tam się dzisiaj czujesz? xD
UsuńPowiem tak: Mam iście czerwone święta xD Ale jakoś daję radę ^^ Kurde, mam całkowity artblock, writeblock i brainblock ;-; Ohh geez, Yumi, daj mi siłę do egzystencji! Ale, ale zaczęłam już tłumaczyć... taa, muszę przeprosić wszystkich, za to, że tak długo mi to zajmuje ;-;
UsuńCzerwone? Znaczy się?
UsuńI nie martw się, dlatego mówię, że takie rzeczy mają przynosić przyjemność - nie masz za co przepraszać.
Wraz z Mikołajem odwiedziła mnie miesiączka xD I przyniosła dużo prezentów XD
UsuńJak miło ze strony cioci :3
UsuńAww, to było słodkie. Dziękuję za wszystkie rozdziały Yumiś!
OdpowiedzUsuńA proszę i do usług :3
UsuńMam do przeczytania Pana Tadeusza na po świętach ;-; .... Walić to XD
OdpowiedzUsuńJesteś wielka Yumi ♡w♡
Film obczaj i będzie gitara ^^
Usuńło Boże *O* to jest najsłodszy najsuperaśniejszy najfajniejszy naj naj rozdział *O* to takie pinkne >O<
OdpowiedzUsuń[...] uśmiechnęłaś się- No i nie wiedziałam, że mam chłopaka [...]
OdpowiedzUsuńNo, musimy być bardzo niekumate xd
Mam pytanko. Czy bedzie wiecej z tej serii ??
OdpowiedzUsuńTo pytanie należy kierować do autorki. Póki co nic nie pojawiło się od kilku dobrych miesięcy, więc..
Usuń