Notka od autora: Co by było gdyby istniało coś potężniejszego od determinacji? Co gdyby to na 14 letnią Ari padło otrzymanie daru tak potężnego, że gdyby wpadło w niepowołane ręce, niosło by za sobą destrukcje. Taki skarb trzeba chronić. Ją trzeba chronić. To nasza jedyna NADZIEJA.
Autor: yandere girl
Obudziłam się zalana zimnym potem i dysząc. Czyli to był tylko sen? Jestem w swoim pokoju. Wiedziałam! To nie mogła być prawda że istnieje jakiś gadający kwiatek i koza strzelająca ogniem.
Dlaczego jestem ubrana tak jak w podziemiu? Przecież nigdy wcześniej nie miałam takich ubrań.
Wyszłam z łóżka. Chyba mamy środek nocy. Zeszłam na parter, lecz tam panował półmrok tak jakby zachodziło słońce. Wyszłam na dwór. I tam mamy ranek. Coś przegapiłam? Rozejrzałam się. Pełno ludzi i...potworów? Tak wyraźnie widzę że to potwory. Chodzą w parach i...chyba mnie obgadują. Patrzą się na mnie z ukosa, niektórzy chichoczą inni pokazują palcami. Podeszła do mnie. Czy to...nie, to nie może być ona! Tylko nie ona!
-widzisz! Uwolniłaś potwory ale one już cię nie nie potrzebują! Chcą przyjaźnić się ze mną! Ha, jakim nieudacznikiem trzeba być by nie rozumieć tego że oni wolą mnie! Nie powinno cię tu być!
Nagle za nią stanęła moja mama.
-Widzisz! Nie powinno cię tu być! Myślałaś że byłaś zaplanowana! Jesteś tu przez przypadek! W tak młodym wieku nie chciałam mieć dziecka! Miałam dopiero 21 lat a ty zniszczyłaś mi życie! I jak ty wyglądasz?! Idź się przebież! I zrób mi herbaty, potem pozmywaj naczynia! Wiesz nawet tego nie potrafisz porządnie zrobić! Przecież masz dwie lewe ręce!
-nie...proszę nie...nie chcę tak żyć!
-a co mnie to obchodzi! Czemu nie jesteś jak twoje koleżanki?!
-pomocy!
-czemu beczysz?! Uspokój się i powiedz o co ci chodzi?
Upadłam na ziemie moje stopy, ramiona a nawet szyję oplotły łańcuchy. Zaczęłam krzyczeć, płakać i wołać o pomoc.
Ale nikt nie przybył...
Obudziłam się zalana łzami i zimnym potem. Miałam drgawki.
-ej, Ari wszystko dobrze? Krzyczałaś przez sen.
Spojrzałam w bok.
-Flowey...
Pociągnęłam nosem. Po moich policzkach poleciały łzy, nie potrafiłam ich powstrzymać.
-zły sen?
-gorzej. Wspomnienia
*****************
-chcesz może więcej ciasta?
-poproszę
Siedziałam w kuchni kozy.
-dziękuje za ciasto...ee
-Toriel, mam na imię Toriel, jak ci na imię moje dziecko?
-Nazywam się Ari
-Urocze imię
-dziękuję
Więc siedziałam w kuchni Toriel.
Ta siedziałam w kuchni kozy i obżerałam się ciastem. Niecodzienny widok.
-z czym są te ciasta?
-oh, z nadzieniem ze ślimaków
-z ślimaków!!!!!!
Zaraz udławię się ciastem
-czy coś nie tak? Nie smakuję ci?
-nie o to chodzi...ja boję się...ślimaków...
Flowey wybuchł śmiechem, Toriel ledwo się powstrzymywała
-wiesz to ja powinienem bać się ślimaków! Ale żeby człowiek bał się ślimaków?!
-t-to trauma z dzieciństwa...
Chyba jestem cała czerwona, bo strasznie ciepło mi się zrobiło
Toriel uspokoiła Floweya i poprosiła bym opowiedziała mi o tym co się stało
-n-no więc...w wieku 5 lat nocowałam u wujka...poszliśmy za jego dom zebrać kilka jabłek, a że był początek jesieni i pora wieczorna to było tam pełno ślimaków. Wujek zdeptał kilka, ja też chciałam jednego zdeptać i...przypominam miałam 5 lat...
-no i co dalej?
-nadepnęłam na jednego...i jego flaki prysły mi na twarz, potem wymiotowałam i płakałam ale wszyscy się ze mnie śmiali i...
Ich twarze nie pokazywały żadnych emocji. Po chwili wybuchli śmiechem tak donośnym że chyba całe ruiny to usłyszały. Po kwadransie Toriel uspokoiła się i odrzekła
-przepraszam dziecko, ale to było naprawdę śmieszne.
-nie masz za co przepraszać Toriel, wiele ludzi śmiało się z tego co im mówiłam
-oh...ja nie chciałam...
-w porządku nic się nie stało
Flowey spojrzał wymownie na Toriel
-chyba musimy pogadać...Ari może pójdziesz na górę
-tak dziecko, musimy porozmawiać
-ok
Dobrze że kazali mi odejść. Podeszłam do schodów i po policzku poleciało mi kilka łez
-obiecywałam sobie...miałam już tego nie robić...ale...ehhh...nie miałam zakładać tych cholernych masek...już NIGDY.
Mam nadzieje że szeptałam.
Teraz wszystko wróciło do normy, tylko ja i moje łzy. Jak za starych złych czasów.
Dlaczego jestem ubrana tak jak w podziemiu? Przecież nigdy wcześniej nie miałam takich ubrań.
Wyszłam z łóżka. Chyba mamy środek nocy. Zeszłam na parter, lecz tam panował półmrok tak jakby zachodziło słońce. Wyszłam na dwór. I tam mamy ranek. Coś przegapiłam? Rozejrzałam się. Pełno ludzi i...potworów? Tak wyraźnie widzę że to potwory. Chodzą w parach i...chyba mnie obgadują. Patrzą się na mnie z ukosa, niektórzy chichoczą inni pokazują palcami. Podeszła do mnie. Czy to...nie, to nie może być ona! Tylko nie ona!
-widzisz! Uwolniłaś potwory ale one już cię nie nie potrzebują! Chcą przyjaźnić się ze mną! Ha, jakim nieudacznikiem trzeba być by nie rozumieć tego że oni wolą mnie! Nie powinno cię tu być!
Nagle za nią stanęła moja mama.
-Widzisz! Nie powinno cię tu być! Myślałaś że byłaś zaplanowana! Jesteś tu przez przypadek! W tak młodym wieku nie chciałam mieć dziecka! Miałam dopiero 21 lat a ty zniszczyłaś mi życie! I jak ty wyglądasz?! Idź się przebież! I zrób mi herbaty, potem pozmywaj naczynia! Wiesz nawet tego nie potrafisz porządnie zrobić! Przecież masz dwie lewe ręce!
-nie...proszę nie...nie chcę tak żyć!
-a co mnie to obchodzi! Czemu nie jesteś jak twoje koleżanki?!
-pomocy!
-czemu beczysz?! Uspokój się i powiedz o co ci chodzi?
Upadłam na ziemie moje stopy, ramiona a nawet szyję oplotły łańcuchy. Zaczęłam krzyczeć, płakać i wołać o pomoc.
Ale nikt nie przybył...
Obudziłam się zalana łzami i zimnym potem. Miałam drgawki.
-ej, Ari wszystko dobrze? Krzyczałaś przez sen.
Spojrzałam w bok.
-Flowey...
Pociągnęłam nosem. Po moich policzkach poleciały łzy, nie potrafiłam ich powstrzymać.
-zły sen?
-gorzej. Wspomnienia
*****************
-chcesz może więcej ciasta?
-poproszę
Siedziałam w kuchni kozy.
-dziękuje za ciasto...ee
-Toriel, mam na imię Toriel, jak ci na imię moje dziecko?
-Nazywam się Ari
-Urocze imię
-dziękuję
Więc siedziałam w kuchni Toriel.
Ta siedziałam w kuchni kozy i obżerałam się ciastem. Niecodzienny widok.
-z czym są te ciasta?
-oh, z nadzieniem ze ślimaków
-z ślimaków!!!!!!
Zaraz udławię się ciastem
-czy coś nie tak? Nie smakuję ci?
-nie o to chodzi...ja boję się...ślimaków...
Flowey wybuchł śmiechem, Toriel ledwo się powstrzymywała
-wiesz to ja powinienem bać się ślimaków! Ale żeby człowiek bał się ślimaków?!
-t-to trauma z dzieciństwa...
Chyba jestem cała czerwona, bo strasznie ciepło mi się zrobiło
Toriel uspokoiła Floweya i poprosiła bym opowiedziała mi o tym co się stało
-n-no więc...w wieku 5 lat nocowałam u wujka...poszliśmy za jego dom zebrać kilka jabłek, a że był początek jesieni i pora wieczorna to było tam pełno ślimaków. Wujek zdeptał kilka, ja też chciałam jednego zdeptać i...przypominam miałam 5 lat...
-no i co dalej?
-nadepnęłam na jednego...i jego flaki prysły mi na twarz, potem wymiotowałam i płakałam ale wszyscy się ze mnie śmiali i...
Ich twarze nie pokazywały żadnych emocji. Po chwili wybuchli śmiechem tak donośnym że chyba całe ruiny to usłyszały. Po kwadransie Toriel uspokoiła się i odrzekła
-przepraszam dziecko, ale to było naprawdę śmieszne.
-nie masz za co przepraszać Toriel, wiele ludzi śmiało się z tego co im mówiłam
-oh...ja nie chciałam...
-w porządku nic się nie stało
Flowey spojrzał wymownie na Toriel
-chyba musimy pogadać...Ari może pójdziesz na górę
-tak dziecko, musimy porozmawiać
-ok
Dobrze że kazali mi odejść. Podeszłam do schodów i po policzku poleciało mi kilka łez
-obiecywałam sobie...miałam już tego nie robić...ale...ehhh...nie miałam zakładać tych cholernych masek...już NIGDY.
Mam nadzieje że szeptałam.
Teraz wszystko wróciło do normy, tylko ja i moje łzy. Jak za starych złych czasów.
Jak na razie jest ciekawie, czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuń