4 czerwca 2017

Undertale: Sześć szkieletów w Twojej szafie - Dobry uczynek [Six Skeletons in Your Closet - A Good Deed] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Dobry uczynek (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
-co to jest? - Stretch trzymał w ręku karteczkę którą podałaś mu przez zastawiony śniadaniem stół. Widzisz go pierwszy raz od kilku dni, myślałaś, że idealny moment aby mu ją dać. 
-To bilet za dobry uczynek – wyjaśniłaś – za pomoc kiedy oberwałam grabiami 
-bilet za dobry uczynek? a co to za dziadostwo? - syknął Red biorąc łyk musztardy. Siedział na drugim końcu stołu, wypełzł z pokoju bo nie odpisywałaś na jego wiadomości. 
-Cóż, kiedy byłam mała dorastałam w miejscu gdzie było dużo dzieci. Mieszkała tam taka zrzędliwa staruszka, ale te bilety to jedyna rzecz jaka się jej udała. Nie dostaje się ich za piękne oczy. W niektórych szkołach też się je stosuje, aby dostać coś od nauczyciela. Uczniowie zamienili to w grę. Bilet może służyć aby poprosić o prawdę, albo skłonić do zrobienia czegoś. Bez wymówek. 
-taka prawda albo wyzwanie? - Stretch niedowierzał 
-Tak
-każda prawda? 
-Uh-huh! 
-i każde wyzwanie? 
-Dokładnie
-cokolwiek zechcę?
-Cokolwiek zechcesz. - Stretch usiadł na krzesełku przyglądając się biletowi z tajemniczym wyrazem twarzy. Red odstawił musztardę i popatrzył na Ciebie wycierając szczękę. 
-łał, zaraz, stretch dostał bilet i będziesz musiała zrobić wszystko to co ci powie i odpowiedzieć na każde pytanie? - popatrzył na Ciebie ze zgrozą. 
-zaraz, co? - Sans właśnie wchodził z salonu i usiadł niedaleko kanapy. Edge wstał od stołu i podszedł do Ciebie. 
-ZAINTERESOWAŁY MNIE TE BILETY. NAKAZUJĘ ABYŚ DAŁA MI JEDEN NATYCHMIAST! - wyciągnął rękę 
-Uh wybacz, ale nie tak to działa. Musisz sobie na nie zasłużyć robiąc coś dobrego, albo miłego 
-właśnie ed – Stretch popatrzył na niego cwanie – powodzenia, nie łatwo jest być takim bohaterem jak ja, heh 
-OH TY... DOBRA! ZAGRAM W TĘ TWOJĄ GŁUPIĄ GRĘ I ZROBIĘ... UGH... DOBRY UCZYNEK – ostatnie dwa słowa wypowiedział z wielkim obrzydzeniem. Następnie odwrócił się i udał do pokoju, by rozpocząć planowanie nad „dobrym uczynkiem”. 
-hej, ja też wchodzę, mam kilka pomysłów na wyzwanie dla ciebie – złoty ząb Reda zabłyszczał na jego głodnym uśmiechu 
-JA TEŻ WEZMĘ W TYM UDZIAŁ! WSPANIAŁY PAPYRUS JEST NAJLEPSZY W POMAGANIU PRZYJACIOŁOM! 
-NIE! TO JA! WIELKI SANS JESTEM NAJLEPSZY W POMAGANIU PRZYJACIOŁOM! ZROBIĘ NAJLEPSZĄ DOBRĄ RZECZ JAKĄ KIEDYKOLWIEK KTOKOLWIEK WIDZIAŁ _____! 
-dajesz bracie – Stretch przyznał, klepiąc Blue po głowie z uśmiechem. Ten się wyszczerzył i zabrał Papyrusa na zewnątrz, odchodząc szeptali sobie pomysły. 
-czy to nie wspaniałe, bilety na prawdę albo wyzwanie – Sans odparł zwyczajnie. Jako jednak, że znasz go tak dobrze wyczułaś nutkę zazdrości w jego głosie 
-Oh Sans, wybacz, dla ciebie też mam. Wiesz, za to że pozwoliłeś mi tutaj mieszkać – podałaś mu kartkę, przyglądał się jej z zaskoczeniem. 
-oh heh, dzięki dzieciaku... nie mówiłem tego wcześniej, ale cieszę się – drapał się po czaszce z wielkim rumieńcem na twarzy. Był szczery. 
-zaraz, sans dostał jeden za to że pozwolił ci tutaj mieszkać? to niesprawiedliwe, wszyscy pozwoliliśmy ci tutaj mieszkać – syknął Red poprawiając się w siedzeniu 
-tak ale to był mój pomysł i to jest prawda, wyzwaniem dla ciebie nie będzie przystanie na to – chyba Sans za dobrze się bawił 
-cóż ja mój póki co zachowam – Stretch wsadził swój do kieszeni bluzy – pomyślę nad czymś dobrym potem, albo zachowam na nudniejszy dzień – mrugnął do Ciebie, zaśmiałaś się lekko. Inni popatrzyli na Ciebie dziwnie. 
-Będę sprawdzać wasze dobre uczynki, ale póki co idę spotkać się z Colinem, będziemy się razem uczyć – pochyliłaś się w stronę by zebrać talerze ze stołu. 
-uh, idziesz spotkać się z colinem? - Sans podniósł się z kanapy 
-kim do diabła jest colin? - zapytał Red
-Uh-huh, idę do niego do mieszkania, będziemy się uczyć mitów greckich, przez ostatnie dwa dni za bardzo sobie pofolgowałam – znaczy się zajmowałaś się szkieletami, ale lepiej zwalić to na lenistwo. Wsadziłaś naczynia do zlewu decydując się, że zmyjesz je potem. 
-jesteś pewna, że to bezpieczne iść do niego? byłaś kiedyś z nim sam na sam? - a Sans dalej swoje
-kto to colin?! - Red był głośniejszy, wyrzucił rękami w powietrze. 
-Dzięki, że się martwisz, Sans, ale Colin jest niegroźny. To wielki nerd jak ty – zarzuciłaś mu kaptur na głowę jak przechodziłaś by wejść po schodach. Znowu usiadł na kanapie rumieniąc się. Patrzyli jak idziesz na górę i kiedy zniknęłaś trzy szkielety milczały długo. Póki Stretch nie chrząknął. 
-idziemy za nią, prawda? 
-o tak
-zdecydowanie
Popatrzyłaś w swoje odbicie raz jeszcze upewniając się że zakryłaś ramiona. Rękawki sięgały do połowy ramienia, więc było dobrze, ale i tak na wszelki wypadek zabrałaś ze sobą lżejszą kurtkę. Byłaś zadowolona ze swojego wyglądu. Usłyszałaś dźwięk wiadomości w komórce. To Colin. 

RudyKąsek: Cześć! Tylko sprawdzam czy masz zamiar dzisiaj wpaść. Współlokatorzy robią imprezę więc... może być głośno ):

Ty: To nic, przywykłam do hałaśliwych współlokatorów

RudyKąsek: Oh, ok, dobrze! Jeżeli będzie zbyt głośno możemy iść do kawiarni niedaleko bloku.

Ty: Brzmi fajnie! Będę niedługo! 

RudyKąsek: Bez odbioru! 

Wsadziłaś telefon do torby i ostatni raz poprawiłaś włosy. Zamknęłaś szafę. Po zamknięciu drzwi zeszłaś schodami gotowa do wyjścia. Zatrzymałaś się na ostatnim schodku. Stretch, Sans i Red stali w tych samych miejscach co wcześniej. Wyglądali zbyt niewinnie. Dziwaki. 
-Uhm, pa? - odpowiedzieli jednocześnie 
-oh ta pa 
-narka kocie 
-uważaj na siebie dzieciaku 
Wypuściłaś powietrze przez nos. Było w nich coś dziwnego. Właściwie to nigdy wcześniej nie widziałaś ich razem. Ale nie masz czasu na zmartwienia. Colin czeka i nauka nie przyjdzie sama do głowy. Ostatni raz na nich spojrzałaś i wyszłaś.
Jak tylko wyszłaś, trzy szkielety pognały do okna przyglądając się jak wyjeżdżasz autem.
-dobra, to gdzie idziemy? - zapytał Red
-widziałem jak wczoraj zapisywała adres w notatkach jak pomagałem jej w nauce – odparł z nadzieją w głosie niebieski szkielet – pewnie to colin, tam powinniśmy sprawdzić na początku – pozostała dwójka przytaknęła i złapała za jego rękawy aby mogli się razem teleportować. Pojawili się w krzakach posadzonych między blokami, dosłownie. 
-gratuluję idealnej teleportacji sansiku, może następnym razem będziesz celował w ogrodzenie – warknął Red wyciągając patyk spomiędzy swoich żeber. 
-trzymaj ręce i nogi przy sobie w trakcie a nic ci się nie stanie – warknął Sans 
-jesteś pewien, że to tu? to... nie wygląda na studencką dzielnicę.. - Stretch miał rację. Budynek przed którym się znajdowali był w kompletnej ruinie. Głośna muzyka wydobywała się z co drugiego okna i młodzi ludzie zataczali się wychodząc i wchodząc na klatkę schodową. 
-to musi być tu bo właśnie jedzie – Red wskazał Twoje auto powoli wyjeżdżające zza zakrętu, zaparkowałaś na niewielkim parkingu niedaleko. Potwory przywarły do siebie jak się tylko dało najbardziej próbując ukryć się w krzakach. 
-może idzie do innego bloku? - Sans miał nadzieję 
-nie wydaje mi się, bo tam jest colin, tak? - Dokładnie tak, wysoki rudzielec wyszedł ze zniszczonego budynku i ciepło Cię przywitał obejmując. 
-ta to colin – warknął strapiony niebieski. 
-ugh biedna kicia, pewnie myśli teraz o mnie – westchnął Red. Nie podobało mu się to w jaki sposób Colin cię przytulał, zupełnie tak jakby Ciebie dobrze znał. 
-wal się kretynie – Stretch złapał czerwonego za tył głowy – usłyszy cię 
-laska nas okłamała, chłopaki, powiedziała że idzie się uczyć a nie balować! ah cudownie teraz wchodzi do środka, i co kurwa teraz mamy zrobić? - Red odtrącił rękę pomarańczowego. 
-pójdziemy tam – Sans wskazał na dach bloku znajdującego się naprzeciwko tego do którego weszłaś. Był całkiem blisko, więc będą mogli spokojnie obserwować przez okno. 
-więc na co czekamy? na zaproszenie? - Red jako pierwszy zniknął, reszta podążyła za nim. 
Łał. Colin nie żartował z głośną imprezą. Okolica była pijana, po chodniku czołgali się pijani ludzie, wszędzie słyszałaś głośną muzykę. Prawie uderzyłaś w trzy pijane laski próbując zaparkować. Kiedy w końcu wyszłaś z auta Colin natychmiast Cię znalazł. 
-Cześć _____! Cieszę się, że trafiłaś! – powiedział głośno próbując przekrzyczeć muzykę 
-Trudno tu nie trafić – przytuliłaś go szybko. Fajnie było się przytulić do kogoś innego niż kościści współlokatorzy. 
-Ta racja – zaśmiał się nerwowo – W uh moim pokoju uhm jest ciszej. 
-Udowodnij diable! - zaśmiał się i skinął głową abyś za nim poszła. Po ominięciu kilku pustych butelek i pijanych ludzi. Colin pchnął drzwi ze swoim imieniem na górze. Małe mieszkanie było pełne ludzi, którzy przywitali was serdecznie. Przedstawił Cię swojemu współlokatorowi, którego imienia nie usłyszałaś przez głośną muzykę, ale wyglądał jak młody Antonio Banderas. Ciacho. Podał Ci drinka, ale odmówiłaś, poszłaś za Colinem do pokoju. Kiedy zamknął drzwi muzyka i głosy praktycznie zniknęły, jak powiedział. Wskazał abyś usiadła na krzesełku przy biurku. - Wiele sił kosztuje znoszenie pijaków – położyłaś torbę na kolanach aby wyciągnąć książki i zeszyty. 
-Tak, nie przepadam za imprezami i nie imprezuję zbyt często – Colin usiadł na swoim łóżku. Rozejrzałaś się po czystym pokoju, musiał pochować swoje rzeczy spodziewając się Twojego przyjścia. Albo po prostu jest czyściochem. - Więc, jak ci się układa z kościotrupami? 
-Hmmm? Dobrze. Teraz bawimy się w bilety za dobre uczynki. Nie wiem dlaczego tak im na nich zależy. 
-Nie czujesz się dziwnie mieszkając z tyloma facetami? O-o nic konkretnego mi nie chodzi, nie uważam cię za... znaczy się... nic sobie nie dopowiadam – zaśmiałaś się. 
-Nie, nie, to nie jest nic dziwnego. Są bardzo absorbujący i ledwo daję radę ze swoimi sprawami. Zaczniemy się uczyć? - stuknęłaś w notatki palcem – Tym typkom nie brakuje forsy więc nie są jacyś wymagający. Czasami chodzą za mną jak małe kaczusie, albo chowają się w pokojach czekając aż będę wolna, abym mogła coś dla nich zrobić. Myślę, że traktują mnie trochę jak matkę, albo coś.. 
-Oh, rozumiem – Colin popatrzył na zeszyty. Może odpowiadałaś za długo niż tego chciał? - Czy .. lubisz ich? 
-Jasne, wszystkich. 
-N-naprawdę? Wszystkich?
-Na swój sposób. 
-Ale... jak przyjaciół? - dziwne pytanie
-Uhm, tak, są chyba jak rodzina. - wyraźnie się uspokoił i uśmiechnął się. 
-Więc... nie jesteś zamknięta na spotykanie się z kimś innym? - podrapałaś się po głowie zmieszana. Co ma właściwie na myśli? Randki? Czy przyjacielskie spotkania? 
-Nie chodzę z żadnym z nich, jeżeli o to się pytasz. 
-Oh. Heh, więc, co powiesz na... - nie skończył, jego zeszyt wypadł mu z dłoni zaś kartki rozsypały się po całym pokoju. 
-Wiatr wyraźnie chce, abyśmy zaczęli się uczyć – zaśmiałaś się pomagając mu zbierać papier z podłogi 
-T-tak, chyba – był czymś zawiedziony. 
Przegapiłaś wiele materiału i po jakimś czasie uczyłaś się w grupie ludzi których nie znałaś, pomijając rudzielca. Po kilku godzinach Colin zasugerował dołączenie do imprezy. Nie chcąc się więcej uczyć zgodziłaś się. Nie byłaś wcześniej na żadnej takiej imprezie ale wiedziałaś, aby nie pić czy nie jeść niczego od obcych osób, więc nie przyjmowałaś niczego co nie zrobił Colin. Patrzyłaś się za okno nie słuchając rozmów dookoła. Dach sąsiedniego budynku był zabawny, ale w sumie byłaś już nieco pijana i wszystko wydawało się śmieszne. Nie przywiązywałaś uwagi do szczegółów. Wyciągnęłaś telefon. Dziwne, ale nikt do Ciebie nie pisał. Powinnaś coś powiedzieć? Może Stretch? Jest super, trzeba mu to oznajmić. 

Ty: Streeeeeeetch

Ty: c'cho jesteś 

Ty: i nigdy nie mówiłeś o tym jak się przytulaliśmy! Było fajnie! :)

Ty: może kiedyś to powtórzymy? :)

-Cześć _____! - ruda czupryna złapała Cię za ramię. Jego policzki były czerwone od alkoholu. Uśmiechał się słodko. Schowałaś telefon i chwyciłaś go za barki. 
-Ohhh Colin! Gdzie byłeś! Zostawiłeś mnie z... - machnęłaś na grupę ludzi których imion nie znałaś - ...nimi! 
-Wybacz, wybacz, ale jestem, jestem, tam grają świetnie, zatańczmy! 
-Oh dobra! - czego się nie robi dla ludzi jakich się lubi. Chwycił Cię za dłoń i pociągnął do innego pokoju, nie rozpoznawałaś piosenek. Zaśmiałaś się jak stanęłaś na jego stopę. Nim  jednak zaczęliście tańczyć poczułaś wibracje telefonu. - Czekaj! Mój Słodziak napisał! Haha. 

Słodziak: nie mam nic przeciwko

Słodziak: wszystko dobrze? od dawna cię nie ma

Hmmm. Co mu odpisać? Nim pomyślałaś, telefon znowu się odezwał. 

SANStastyczny: dzieciaku, wszystko dobrze?

CzerwonaFlaga: co do diabła wyrabiasz, kocie?

-Ej, nie rób takiej miny! Zatańczmy! - naciskał Colin sprawiając, że zapomniałaś odpisać. Schowałaś telefon i pozwoliłaś się poprowadzić. Uśmiechał się dziwnie, ale nie jakoś groźnie. Ale nie jak miodek czy musztarda czy keczup. Uśmiechał się jak gorzałka i złe decyzje. - Ta, pewne masz rację – zaśmiał się. 
-Łojć, mam czasem nawyk myślenia na głos. 
-Spokojnie – mówił do Twojego ucha kiedy trzymał Cię w tańcu – ale uważam, że decyzje jakie ciebie dotyczą nie są złe – Telefon znowu zawibrował. Warknęłaś i odepchnęłaś go, tylko po to by zobaczyć komórkę. 

SANStastyczny: dzieciaku powiedz mi gdzie jesteś

SANStastyczny: no weź, dzieciaku

Westchnęłaś i odpisałaś. 

Ty: nic mi nie jest? Nie mogę wrócić bo wypiłam i jestem lekko wcięta więc nie wejdę do auta

SANStastyczny: jesteś pijana?

Ty: to nic takiego widziałeś mnie w gorszym stanie u grillbiego (:

SANStastyczny: uważaj dzieciaku, nie jesteś w grillby’s

SANStastyczny: dzwoń jakbyś potrzebowała pomocy

Ty: dobra MAMO :* XOXO

-Martwią się? - popatrzyłaś na Colina który wyraźnie poddał się w targaniu Cię po parkiecie, podał Ci za to kolejny kubek. Odmówiłaś. 
-Wody – krzyknęłaś przez muzykę. Będziesz musiała jakoś wrócić. Przytaknął podając drinka komuś innemu i odszedł. - Ale tak, martwią się, powinnam niedługo się zbierać. 
-Jasne, ale nie puszczę cię nigdzie w takim stanie. Vince odwiezie cie do domu, a jutro wrócisz po auto. 
-Vience?
-Mój współlokator, którego wcześniej poznałaś, wygląda jak...
-Młody Antonio Banderas!
-Ta, on nie pije więc możesz jechać z nim – to ma sens, ale z jakiegoś powodu odczułaś niepokój. Byłaś jednak zbyt pijana aby wiedzieć, dlaczego. - Albo możesz... zostać na noc. - Popatrzyłaś na Colina próbując zrozumieć co mówił. Ugh, jesteś taka zmęczona. Myślenie jest ciężkie. Colin chwycił Cię za rękę, kiedy lekko się zatoczyłaś chichocząc. 
-Ojej, złapało mnie mocniej – oparłaś się o jego ramię. O czym myślałaś? - Może powinnam zostać? - mruknęłaś zmieszana. To dobry pomysł, więc dlaczego tak bardzo Ci się nie podobał? 
-Tak, możesz spać w moim łóżku, a ja prześpię się na kanapie – głos Colina był radosny i pogodny. Zachciało Ci się śmiać. 
-łaski bez kutasiarzu – to był mroczny głos, głęboką czerwoną ciemnością. Poczułaś jak ktoś gwałtownie zabiera Cię od Colina. 
-Red? - zapytałaś patrząc na niego niepewnie. Co on tutaj robi? Zerknęłaś na telefon. Jak długo go trzymasz? Otworzyłaś z nim wiadomości. 

Ty: jdź po mnie

CzerwonaFlaga: kocie?

Ty: ratuj

Ty: PRZYJDŹ PO MNIE

Po co mu wysyłałaś takie wiadomości? Popatrzyłaś na Colina, ale to nie był on i to nie był jego salon. Zemdlałaś? Jak się nazywał ten współlokator? Victor? Vinny? Stał tam, wyglądał na wściekłego. Warknęłaś i chwyciłaś kurtki Reda, nagle zmieszana i przestraszona. 
-Zabierz mnie do domu 
-masz szczęście, że ona jest ważniejsza – czerwony szkielet warknął do typa – chodźmy kocie – Poczułaś się tak, jakbyś skakała, i nagle wylądowałaś na łóżku. A może kanapie? Nie wiesz. Czułaś, że ktoś cię przekręcił. Słyszałaś głosy. Ktoś zaczął głaskać Cię po plecach. Było miło. 
-spróbuj usnąć – nie wiesz który to głos, ale odwróciłaś się w jego stronę warcząc. 
-wiedziałem, że coś mi tam śmierdziało, powinniśmy trzymać ją w domu 
-czasem ludzie muszą popełniać błędy stretch, teraz wiemy że będzie nas wołać jeżeli będzie mieć kłopot 
-...powinniśmy tak zostawić tego gościa, sans?
-lepiej nie zaczynać z ludźmi, no i formalnie nic jej nie zrobił – ten głos mówił racjonalnie, choć był przepełniony gniewem, jakby sam nie wierzył własnym słowom. Rozmawiali jeszcze ale z czasem głosy stawały się trudne do rozczytania. Wtuliłaś twarz w koszulkę któregokolwiek, który właśnie Cię przytulał i trzymał na kolanach głaszcząc po plecach. Westchnęłaś zrezygnowana pozwalając sobie usnąć. Cieszyłaś się, że masz ich przy sobie. 
Dobry Panie. Twoja głowa boli. Twoja głowa NAPRAWDĘ BOLI! Ktokolwiek był z Tobą wczoraj, już go nie było, zaś Ty otworzyłaś oczy w pustym salonie. Warknęłaś zerkając przez okno. Oddałabyś królestwo za .. Wodę. Jakby ktoś wysłuchał Twoich modlitw. Szklanka krystalicznej wody pojawiła się przed Tobą. Podniosłaś wzrok by dostrzec wielki uśmiech Blue, miał na sobie niebieską marynarkę. 
-PRZYKRO MI, ŻE NIE CZUJESZ SIĘ DZISIAJ ZBYT DOBRZE PANIENKO! PAPY MÓWIŁ ŻE POWINIENEM PRZYNOSIĆ CI DUŻO WODY – wzięłaś szklankę z wdzięcznością siadając. Kiedy wypiłaś całą zabrał szklankę i położył ją na stole. Popatrzył na Ciebie. -WIEM ŻE NIE CZUJESZ SIĘ ZA DOBRZE, ALE PAPYRUS I JA PRZYGOTOWALIŚMY DLA CIEBIE COŚ FAJNEGO W OGRODZIE! MAM NADZIEJĘ, ŻE DO NAS DOŁĄCZYSZ? - Coś dla Ciebie? Przytaknęłaś, chwytając za jego wyciągniętą dłoń. Pomógł Ci wstać z kanapy i poprawił krawat, prowadząc Cię przez drzwi balkonowe do ogrodu. Byłaś zaskoczona widząc Papyrusa stojącego na stole ubranego w pomarańczową marynarkę. 
-DZIEŃ DOBRY PANIENKO _____! MIELIŚMY NADZIEJĘ ŻE DO NAS DOŁĄCZYSZ NA ODPRĘŻAJĄCĄ HERBATKĘ W OGRODZIE! 
-Zrobiliście to dla mnie? 
-PAPY POWIEDZIAŁ, ŻE MOŻEMY ZAMÓWIĆ JEDZENIE Z POBLISKIEGO SKLEPU, CHOĆ I TAK UWAŻAM ŻE TACO DO WSZYSTKIEGO PASUJE! -Anioły! Papyrus wskazał krzesełko dla Ciebie na którym usiadłaś. Blue podał kubek herbaty i pokłonił się nisko odchodząc, zaśmiałaś się. Nie wiedziałaś co powiedzieć więc milczałaś, usłyszałaś telefon. Popatrzyłaś na telefon lecz to nie znałaś. 
-T-tak? - powiedziałaś jak dwa szkielety zniknęły by skończyć przygotowania
-Witam. Pani ____ z tej strony Pierwszy Bank, dzwonimy w sprawie rat za kredyt studencki. - Coś Ci się przekręciło w żołądku. Nie płaciłaś im od dwóch miesięcy. Wiedziałaś, że dzisiaj byłby zbyt piękny dzień. - Chcieliśmy podziękować za spłatę wczoraj całego kredytu z pomocą pana... Edge? Mamy nadzieję na przyszłą współpracę – Upuściłaś telefon. Spłatę? To było ponad trzydzieści tysięcy! I to Edge zapłacił?? Po co to zrobił? 
-PANIENKO _____, WSZYSTKO DOBRZE? PŁACZESZ! - Papyrus położył dłoń na Twoim ramieniu nie wiedząc co zrobić – CZY TWOJA HERBATA BYŁA ZA GORĄCA? - Jeszcze nigdy nie spotkałaś grupy ludzi tak wspaniałych i cudownych... Blue ocierał łzy cieknące po Twoim policzku. Uśmiechałaś się szeroko. Przeprowadzka tutaj to najlepsza decyzja w Twoim życiu. 
Share:

Undertale: Przygody Papytusa Wspaniałego: Papytus 023 w trybie walki - Metka

Metka dokonała ostatnio nowego, zaskakującego odkrycia na temat swojego Papytusa! 

Ten Papytus jest, jak już wiadomo, bardzo łagodnego usposobienia i jak może, unika walki. Jednak… Co się dzieje, gdy przeciwnika nie udaje się zgubić w pościgu, ani oszukać, czy odpędzić magicznymi sztuczkami? Gdy w grę wchodzi życie i zdrowie dzieci, to Papytus nie zamierza się wycofać i podejmuje wyzwanie.

 Jego materia zmienia się; posiadane cechy takie jak współczucie i łagodność, może wymienić na umiejętność posługiwania się magią ognia, czy blastery.  Papytus dobiera bardzo starannie pary w  których następuje taka zamiana. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że im więcej poświęci, tym trudniej będzie mu wrócić do pierwotnego stanu. 


Share:

Undertale: Sześć szkieletów w Twojej szafie - Śniadanie do łóżka [Six Skeletons in Your Closet - Breakfast in Bed] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Śniadanie do łóżka (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
Kiedy Sans i Papyrus wrócili, Stretch opowiedział im wiarygodną historię o tym jak próbowałaś robić coś w ogrodzie i nadepnęłaś na grabie. To było tak głupie, że mogło być prawdziwe, nawet jeżeli wiedziałaś co się naprawdę stało. Kiedy opowiedział tę historię Edge i Red gapili się na niego z niedowierzaniem, że kryje im tyłki. Sans podchodził troszeczkę sceptycznie, ale gdy Papyrus zaczął się o Ciebie niepokoić, rozluźnił się. Przez kilka kolejnych dni nosiłaś swoje ulubione bransoletki, które skutecznie zakrywały ślady po więzach. Wszystko wróciło do normy po kilku tygodniach. Edge i Red unikali Cię, starając się aby Sans nie dowiedział się co naprawdę miało miejsce. Miałaś też wrażenie, że Stretch również Cię unika. Prawdopodobnie ze wstydu. Dzisiaj więc siedziałaś przy stole z dwoma najbardziej energicznymi współlokatorami: Papyrusem i Blue. Prowadzili dyskusję nad zagadkami kiedy Ty próbowałaś się uczyć, jednak podsłuchiwanie ich rozmowy było o wiele ciekawsze niż nudna książka do fizyki. 
-TRZEBA USTAWIĆ PUŁAPKĘ SPAGHETTI NA ŚRODKU! TO BARDZO WAŻNE, LUDŹ NIE PRZEJDZIE OBOK SPAGHETTI! - powiedział Papyrus. 
-ROZUMIEM! FAKTYCZNIE SPRYTNA PUŁAPKA! ZAPROPONUJĘ JEDNAK TACO ZAMIAST SPAGHETTI. TACO JEST ODPOWIEDNIEJSZYM ZACHĘCENIEM LUDZIA DO WZIĘCIA UDZIAŁU W ZAGADCE!
-Może powinniście użyć obu? - zapytałaś spokojnie nie podnosząc wzroku znad książki. Wciągnęli gwałtowniej powietrze więc popatrzyłaś na nich. Oboje wgapiali się w Ciebie, zaś oczy Blue zamieniły się w gwiazdki. 
-_____! NIE WIEDZIAŁEM ŻE TEŻ LUBISZ ŁAMIGŁÓWKI! MAM WIELE CIEKAWYCH W SWOIM POKOJU WIĘC M-MOŻE POTEM WPADŁABYŚ DO MOJEGO POKOJU I..
-NONSENS BLUE! PANIENCE BARDZIEJ SPODOBAJĄ SIĘ MOJE ZAGADKI! POWINNA PRZYJŚĆ DO MNIE I ...
-Może wspólnie ułożycie dla mnie jakąś? - Szkielety zaczęły cicho między sobą szeptać, zaś Ty poczułaś wibracje telefonu. 

SANStastyczny: śniadanie brzmi jajecznie, możesz mi trochę przynieść? 

Zaśmiałaś się i odpisałaś. Sans był zajęty pracą, więc przynajmniej będziesz miała szansę porozmawiać z nim na osobności. Myślałaś, że jeżeli z nim zamieszkasz, będziecie widywali się częściej, lecz ku Twojemu zawodowi, okazało się całkiem odwrotnie. Telefon znowu zawibrował. 

CzerwonaFlaga: wpadnij dotrzymać mi towarzystwa kocie

Ty: Nie

SANStastyczny: dzięki dzieciaku 

Ty: Nie ma sprawy 

CzerwonaFlaga: wpadniesz kiedy będziesz potrzebowała 8===8

Ty: Obrzydliwe

CzerwonaFlaga: i seksowne

Wywróciłaś oczami. Nadal byłaś dręczona przez Reda. Miałaś nadzieję, ze dopadnie go amnezja z tamtego dnia, ale nie popuszczał tak łatwo. Zastanawiałaś się czy naprawdę taki jest, czy po prostu udaje głupka. Uśmiechnęłaś się, dwa kościotrupy rozmawiały między sobą naprzeciwko Ciebie. 
-Myślcie nad zagadką dla mnie, ja zaniosę Sansowi i Stretchowi śniadanie, dobrze? Nie przyszli na nie rano 
-OH! EDGE I RED TEŻ NIE PRZYSZLI! - zauważył Papyrus. Kurwa. Praktycznie o nich zapomniałaś. 
-WŁAŚNIE! BYŁABYŚ TAKA MIŁA ____? JESTEM PEWIEN, ŻE TO DOCENIĄ! - westchnęłaś patrząc na pogodne twarze przed Tobą. Zdałaś sobie sprawę, że tej dwójce nie umiesz odmówić i tamtym też przyniesiesz śniadanie. Wyciągnęłaś cztery talerze, każdy wolał co innego. Edge pił czarną i mocną kawę. Nie powiesz mu, że robisz mu właściwie słabszą od swojej. Red potrzebował musztardy do każdej potrawy. Nigdy tego nie przyznał, ale lubił truskawki. Położyłaś kilka na boku. Stretch zazwyczaj nie jadał śniadań, a jeżeli już to pił herbatę z miodem. Położyłaś mu więc też trochę owoców. Sans zawsze chciał coś innego, lecz nigdy nie powiedział co. Cieszyłaś się, że dobrze go znasz. Dałaś mu dzisiaj kilka parówek z keczupem. Popatrzyłaś na naczynia. Wszystko wyglądało dobrze. Czas zanieść im śniadanie do łóżek. 
Edge otworzył drzwi z błyskiem w oczach. Oczywiście zdenerwowany, że przeszkodziłaś mu w ... czymkolwiek co robił. 
-CO MOŻE BYĆ WAŻNIEJSZEGO NIŻ.. - zamilkł dostrzegając co masz w rękach. Uniosłaś brwi, przesunął się abyś mogła wejść. W pokoju było ciemno, położyłaś kawę na biurku. Nie mógł uwierzyć, że zdecydowałaś się przynieść mu śniadanie, bo nic nie mówił, nawet kiedy zaczęłaś przesuwać zasłony aby wpuścić trochę słońca do środka. Odwróciłaś się do niego, przyglądał Ci się podejrzliwie, w odpowiedzi ofiarowałaś mu wielki uśmiech. 
-Nie powinieneś pomijać śniadań. A no i to nie jest otrute. 
-TO JUŻ WIEM, CZŁOWIEKU, ALBOWIEM MAM NIEZWYKŁE UMIEJĘTNOŚCI. WIEM TEŻ DLACZEGO PRZYNIOSŁAŚ MI TO WSZYSTKO.
-Sans poprosił mnie abym gotowała więc gotuję. Nie pozwolę abyś głodował skoro tak bardzo się staram dla ciebie. 
-EHM, ROZUMIEM – zarumienił się lekko na pomarańczowo. To dobry znak, oznacza, że jest zdolny do innych uczuć niż agresja – ZNACZY SIĘ ROZUMIEM! JUŻ WSZYSTKO JEST DLA MNIE JASNE, JESTEŚ WE MNIE ZAKOCHANA. NIE WINIĘ CIĘ ZA TO, ALBOWIEM JESTEM IDEALNY POD KAŻDYM WZGLĘDEM – Chciałaś mu zaprzeczyć, ale miał rację, jest przystojny... jak na szkieleta. No i nie widziałaś nigdy u niego żadnych innych uczuć niż złość, więc najlepiej będzie w ogóle się nie odzywać. Słuchałaś więc o tym, jak to mówił o swojej wspaniałości przez minutę... albo dwie – TO NIE TAK ŻE NIE MASZ U MNIE SZANS, MUSISZ JEDNAK MNIE BŁAGAĆ – zakończył uśmiechając się przebiegle, skrzyżował ręce. Widząc go stojącego wśród czarnych ostrzy i łańcuchów... cóż, nie mogłaś zaprzeczyć, że było w nim coś. Przez chwilę zastanawiałaś się czy jest tak samo dobry w wiązaniu jak Red.  
-Nie. - odparłaś ostatecznie
-CÓŻ, OCZYWIŚCIE, ŻE JA... ZARAZ, CO POWIEDZIAŁAŚ?
-Nie będę cię błagać Edge. Jeżeli mnie chcesz, będziesz musiał skorzystać z tych swoich wyniosłych słówek i zaprosić mnie na randkę – Nie wiesz czy byś się zgodziła. 
-N-NIE CHCĘ CIĘ, OHYDNY CZŁOWIEKU! DAWAŁEM CI TYLKO SZ-SZANSĘ NA SPEŁNIENIE SWOICH ODRAŻAJĄCYCH FANTAZJI, ALE TERAZ WIDZĘ ŻE TYLKO ZMARNOWAŁEM CZAS, WYNOCHA! - Przypominał Ci rozgniewane dziecko kiedy tak stał przy otwartych drzwiach wskazując palcem na wyjście. Wzruszyłaś ramionami i wyszłaś spodziewając się, że trzaśnie za Tobą. Kiedy tak się nie stało, odwróciłaś się by zobaczyć co się stało. Nie patrzył na Ciebie, raczej w przeciwną stronę dłonią zakrywając usta. - OCZEKUJĘ DRUGIEGO ŚNIADANIA O DWUNASTEJ – syknął, zaś pomarańczowy rumieniec prześwitywał między jego czarnymi rękawicami. Trzasnął drzwiami. Chyba się do niego troszeczkę zbliżyłaś. 

Kiedy Stretch nie odpowiedział na pukanie, pchnęłaś drzwi. Przecież byłaś już w tym pokoju, więc nie uważałaś, że będzie to coś wielkiego. Zrozumiałaś, że kościotrupa tutaj nie ma. Jego niepościelone łóżko było puste, fotel też. Postawiłaś talerz na biurku. Wyciągnęłaś telefon i napisałaś do niego. 

Ty: Cześć, wybacz że weszłam do twojego pokoju, ale zostawiłam ci śniadanie. Szkoda, że cię nie ma. Tęsknię ):

Ty: I zjedz tym razem owoce!

Czułaś się zawiedziona zamykając drzwi za sobą. Miałaś z nim do omówienia kilka spraw, lecz do tej pory nie miałaś szansy. No i tęskniłaś za zapachem miodu i papierosów... ale tylko troszeczkę. 
Próbowałaś zapukać w drzwi Reda, lecz talerz który musiałaś trzymać w obu rękach uniemożliwiał Ci to. Jak się zastanawiałaś jak dostać się do środka, usłyszałaś cichy klik, wejście się uchyliło i nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć zostałaś wciągnięta do środka za bluzkę. Wtedy drzwi się za Tobą zatrzasnęły, byłaś cała w syropie, naleśnikach i truskawkach, leżałaś na łóżku Reda. 
-cześć kocie, dłużej już wytrzymać nie mogłaś aby się ze mną pobawić? - ściągnęłaś naleśnika z twarzy i popatrzyłaś na niego jak pochylał się nad Tobą. Ta bliskość była kusząca, nie pomagał także jego łańcuch ocierający się o Twoją skórę. 
-Przynosiłam ci śniadanie!
-mmmm do łóżeczka – wyszczerzył się, przesuwając palcem po obojczyku, ściągając z niego trochę syropu. 
-Jesteś odrażający... - odtrąciłaś jego rękę
-i seksowny? - Dlaczego ciągle to powtarzał? 
-Nie jestem twoim śniadaniem. 
-nie, jesteś moim deserem – pochylił się by zlizać syrop z Twojego karku, robił to nieznośnie powoli. Kiedy był blisko Twojego ucha zamruczał cicho. Przesunął rękę na twoje krocze. Kurwa, jest gorąco. Dobra, możesz być popierdolona, ale to nie oznacza że odpowiadają ci rzeczy bez konsekwencji. Odtrąciłaś go piorunując go spojrzeniem. Miałaś nadzieję, że wyglądasz stanowczo, pomijając rumieniec. 
-Więc kogo powinnam pierwszego zawołać? Edge czy Sansa? - byłaś poważna. Uśmiech Reda zelżał, niechętnie zszedł z Ciebie. Zachichotałaś zwycięsko wstając na równe nogi. 
-m-mogłaś powiedzieć nie – warknął nie patrząc na Ciebie. Rany, wyglądał jak pisklak. Miałaś ochotę trochę się z nim podrażnić. Cicho zmniejszyłaś dystans między wami i chwyciłaś go za kaptur. Popatrzył na Ciebie zaskoczony i przez chwilę myślałaś, że ucieknie. Był jednak ciekawy co zamierzasz zrobić, więc ani drgnął. Pogładziłaś go po żuchwie, dwoma palcami chwyciłaś za jego łańcuch. Praktycznie rozpływał się pod Twoim dotykiem, drżał. Przysunęłaś się blisko, tak że bez problemu mogłaś go pocałować. 
-Nie – szepnęłaś czule odpychając go. To było chamskie, tak strasznie chamskie i prawdopodobnie tylko pogorszy sprawy z nim, ale czułaś się teraz tak zajebiście potężna i seksowna. Wyraz jego twarzy tylko potęgował Twoją satysfakcję, wyszłaś z pokoju zamykając za sobą drzwi. Oparłaś się o nie i westchnęłaś. Miałaś twarz całą czerwoną. Telefon Ci się odezwał. 

CzerwonaFlaga: zaczęłaś niebezpieczną grę dzieciaku 

CzerwonaFlaga: następnym razem będziesz moja

-_____? - podskoczyłaś prawie wypuszczając telefon, Sans przyglądał Ci się. Stał w progu drzwi do swojego pokoju z zabawnym wyrazem twarzy. 
-Cz-cześć Sans! Chciałam też dać Redowi śniadanie 
-i ostatecznie masz je na sobie? - zapomniałaś o tym. Popatrzyłaś na syrop i wgniecione w bluzkę truskawki. Westchnęłaś.
-Najwyraźniej 
-...i nic więcej się nie stało? nie próbował ... zrobić nic innego?
-N-nie, nie. Daję sobie radę. Jest dobrze, naprawdę. Zaraz przyniosę twoje śniadanie, dobra? - Nim zdążył odpowiedzieć poszłaś w stronę kuchni. Będziesz musiała następnym razem być ostrożniejsza przy Redzie.
Siedziałaś w ciszy z Sansem kiedy jadł śniadanie. Przyniosłaś ze sobą podręczniki aby pomógł Ci w nauce. Naprawdę nie jesteś dobra w fizyce. 
-powinniśmy chyba zrobić sobie przerwę, za dużo nauki wykończy cię fizycznie – wyszczerzył się – uh, nie chcesz ściągnąć tego swetra? jest przecież upał – Faktycznie, tegoroczny kwiecień jest gorący. 
-Uhm, nie, jest dobrze. Właściwie to mi jest trochę zimno – skłamałaś wiedząc, że pod spodem masz tylko podkoszulek. Nie pokażesz swoich blizn, musisz więc znieść gorąc. - Ale możemy zrobić przerwę. Co robimy?
-grillby's? - Ah, wymówka aby nie przynosić Edge drugiego śniadania. Wstałaś. 
-Tak. Tylko się przebiorę w coś lżejszego. 
-hej uh właściwie – odwrócił wzrok na bok. 
-Hmmm? Co?
-cóż, nie musimy iść do grillbiego, znaczy się możemy iść coś zjeść albo coś... cóż.. po prostu chcę spędzić z tobą trochę czasu sam na sam – uśmiechnęłaś się do niego wracając na miejsce. Sans nie był zbyt dobry w mówieniu czego chce, więc miło było wiedzieć że po prostu chce abyś dotrzymała mu towarzystwo. Położyłaś swoją dłoń na jego. Zarumienił się delikatnie uśmiechając jakoś nerwowo. Przechyliłaś głowę na bok. 
-Ja też, Sans. 
Share:

Undertale: Przygody Papytusa Wspaniałego - Wykryty Papytus 025 - Fans of Zootopia

Fans wykrył kolejnego Papytusa!


Ten Papytus jest duchem mieszkającym w najgłębszych odmętach Deep Web'u. Zna każdego mema, każdego gaga internetowego... swoją drogą samemu stworzył część, uwielbia kulturę azjatycką, często pływa wirtualnymi statkami po blogach o najprężniejszych fandomach. Czasami, po wypiciu zbyt dużej ilości rumu wpierdala się swoją łajbą w tekst zmieniając niektóre litery. Czemu został u Yumi? 
.
.
.
.
Dostał chcicy, a jako pirat jest piekielnie niewyżyty... Ciągle mu mało... Czy wspomniałem że lubi rum i płynne szkło... i kurczaka... i łzy... i ziemniory. Czasami specjalnie tworzy swoje kopie, które są róóóóżne.

Share:

3 czerwca 2017

Undertale: Sześć szkieletów w Twojej szafie - Zabawa z kociakiem [Six Skeletons in Your Closet - Playing With Kitten/Comfort ] - tłumaczenie PL

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Zabawa z kociakiem (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)
Po kilku tygodniach przywykłaś. Zaskakująco nie widziałaś się zbyt często z Edge, zaś Red zanosił mu większość posiłków. Ulżyło Ci z tego powodu, nie dlatego że się go bałaś, ale dlatego że słyszałaś że uwielbia akty przemocy i jest chamski, a przy Tobie takie zachowanie to błąd. Red w Twoim otoczeniu był bardzo ostrożny i uważał, aby nie wejść z Tobą w kontakt. Zamiast tego większość czasu spędzałaś z Papyrusem i Blue bawiąc się z nimi, rozwiązując ich łamigłówki. Sans i Stretch okazjonalnie dołączali w ogrodzie. Co się liczy, te tygodnie minęły spokojnie. Do czasu, aż Sans i Papyrus musieli wyjść na miasto. 
-Idziecie gdzieś? - zapytałaś zaskoczona. To pierwszy raz gdzie idą w inne miejsce niż sklep albo Grillby's. 
-IDZIEMY ODWIEDZIĆ DOBRĄ PRZYJACIÓŁKĘ Z PODZIEMIA, NIE MUSISZ ZA NAMI TĘSKNIĆ! WRÓCIMY PRZED JUTRZEJSZYM ZACHODEM SŁOŃCA! PRZEPRASZAMY, ŻE WYCHODZIMY KIEDY STRETCH I BLUE SĄ NA ZAKUPOWEJ PRZYGODZIE 
-wrócą późno oh i masz to – Sans podał Ci telefon. Skąd te kościotrupy mają forsę? - znam tę minę, nie martw się, zauważyłem że nie masz swojego, będziemy czuć się lepiej mogąc się z tobą skontaktować, są tam zapisane tylko nasze numery i to zależy od ciebie czy udostępnisz swój innym 
-Nie, Sans, nie mogę tego przyjąć! To za drogie! 
-proszę, dzieciaku, nalegamy, no i w ten sposób będziesz miała jakąś ochronę przed... tamtą dwójką – wskazał ramieniem na pokoje Edge i Reda. Westchnęłaś poddając się, wiedząc, że w razie czego dzwonienie do Sansa będzie rozsądne. Popatrzyłaś na kontakty. SANStastyczny i WSPANIAŁY PAPYRUS już istniały. 
-Dziękuję, to najlepsza rzecz jaką ktokolwiek kiedyś zrobił dla mnie ... - uśmiechnęłaś się do niego i mocno przytuliłaś. Nalegałaś na zrobienie im coś do jedzenia na drogę, a potem puściłaś. Jak zamknęłaś za nimi drzwi zastanawiałaś się jak wiele prac domowych masz zrobić, powinnaś zacząć od porządków. Aaale wpierw praca na uczelnię i fizyka, właśnie się odwracałaś kiedy nagle na kogoś weszłaś. Nieco oszołomiona dostrzegłaś mrocznych braci szczerzących się w Twoim kierunku. 
-WITAJ LUDZKA DZIEWCZYNO – wysyczał Edge. Przywarłabyś plecami do drzwi gdyby nie to, że Red jakimś sposobem dostał się za Ciebie. Cudownie, on też umie się teleportować. - CHCEMY POKAZAĆ CI COŚ WSPANIAŁEGO, I PRZEZ CHĘĆ POKAZANIA CI CHODZI NAM O ZMUSZENIE CIĘ DO OGLĄDANIA – poczułaś jak ktoś łapie Cię z tyłu za ręce powstrzymując od szamotania. Red przysunął się tak, abyś mogła go dobrze usłyszeć. 
-no weź, skarbie, pobawmy się – czułaś gorący oddech na uchu i zapach musztardy. 
Wszyscy na stanowiska, mamy CZERWONY alarm! 
Będąc ze sobą szczera, to faktycznie brzmiało jak dobra zabawa, ale powinnaś raczej ukrywać swoje sekrety, nie byłaś na to jeszcze gotowa. Próbowałaś zignorować Panią która z ochotą odpowiadała na ich zabiegi, popatrzyłaś głęboko w oczy Edge. 
-Raczej nie chcecie się ze mną bawić, chłopcy – wymruczałaś – Coś mi mówi, że Sans nie będzie z tego powodu zadowolony no i ... - jęknęłaś kiedy Red mocniej zacisnął swój uścisk, wyszczerzył się kładąc brodę na Twoim ramieniu. - .. myślę, że nie dacie sobie ze mną rady. - chyba udało Ci się zbić ich z pantałyku, przynajmniej Reda, który natychmiast zamarł robiąc się, cóż... czerwony. Sądząc po jego reakcji nikt chyba wcześniej mu tak nie pyskował. Jednak Edge zareagował zupełnie inaczej. On się wściekł. 
-NYEEEEHHHHRRRGH! BEZCZELNY CZŁOWIEKU! NIKT NIE MA PRAWA TAK DO MNIE MÓWIĆ! - Nim zdążyłaś zareagować chwycił Cię za talię i przerzucił przez ramię, obijałaś się o jego zbroję. Starałaś się pozbierać, zignorować gwiazdki tańczące przed Twoimi oczami i straszne kołysanie kiedy szedł. Red sunął za wami nadal zarumieniony i zły. Było ciemno i poczułaś, że kładą Cię na jakimś krzesełku. Połyskujące ślepia Reda tańczyły przed Tobą, podczas kiedy jego ręce przywiązywały Cię. Robił to już kiedyś. Ooooo tak.... oj, znaczy się... o nie! 
-myślę, że potraktowałeś ją zbyt ostro szefie, ludzie są bardzo delikatni, wiesz 
-NIE MUSISZ MI TEGO MÓWIĆ! PRZYGOTUJ JĄ DO ODEBRANIA KARY NIM INNI WRÓCĄ – słyszałaś jak ktoś się oddala, pewnie Edge, Red nadal sprawie przywiązywał Cię do krzesła. Poczułaś jak wbija palce w Twoje włosy, więc otworzyłaś oczy 
-nie zdechnij przed najzabawniejszą częścią kiciu – był skupiony, wyszczerzony, widziałaś czerwony język błyszczący między jego zębami. Obrzydliwe i seksowne... - zaraz, co? - Kurwa, powiedziałaś to na głos? - uhum tak, powiedziałaś – Wszystko teraz mówisz na głos? - tak, mówisz
-Gorąco mi – starałaś się zmienić temat – M-możesz rozpiąć mi koszulkę? 
-naprawdę mocno uderzyłaś się w głowę, musisz chyba żartować sądząc, że będę obchodził się z tobą lekko! pieprzyć guziki! - poczułaś mocne szarpnięcie i usłyszałaś jak plastikowe zapięcia spadają na podłogę. Stęknęłaś czując jak goreją ci policzki. Trudno było Ci kontrolować Panią. Red się zawahał i przybliżył do Ciebie swoją twarz – hej uh jeżeli bym ciebie nie znał lepiej cukiereczku, powiedziałbym że ci się to podoba – zebrałaś się aby popatrzeć mu w oczy. 
-Podoba mi się jak kanapka – palnęłaś 
-cóż, zawsze mogę dać ci kilka smakołyków jak na przykład – poczułaś jego kościstą dłoń na karku, zacisnął palce, jego kciuk przywarł do Twojej skóry, nawet ją przerywając. Przygryzłaś wargę tłumiąc syk bólu – aż się zadławisz. - Tego było za wiele. Jeżeli zrobi coś jeszcze nie będziesz w stanie dłużej się kontrolować. Delikatnie uniosłaś wolną nogę, której jeszcze nie przywiązał i kopnęłaś go tak, że oddalił się od Ciebie. Krzyknął w zaskoczeniu. Nie był to mocny kop, ale najwyraźniej go zaskoczył – chryste, dzieciaku, przesadzasz – warknął praktycznie trzęsąc się z gniewu. Wyglądał tak jakby mógł Cię uderzyć, ale zatrzymał się w pół gestu patrząc na Twoją twarz – naprawdę? udajesz gniew i stawiasz opów ale ja znam ten wyraz... do diabła ja sam go robię – ta świadomość go przytłoczyła – święte nieba, jesteś dziwakiem, prawda? - wierciłaś się trochę, zaskoczona tym, że Cię zdemaskował. Sekret numer jeden poszedł się jebać. Teraz się rumienił jeszcze bardziej, zaś uśmiech na jego twarzy się powiększył. - rany, dzieciaku, powinnaś powiedzieć wcześniej – wymruczał chwytając za brodę zmuszając abyś na niego spojrzała. Drugą zacisnął na Twoim ramieniu, przywarł bardziej – będziemy się razem świetnie bawić, ty i ja – był na Tobie, niebezpiecznie blisko. Czułaś jego gorący oddech na skórze i ... nagle drzwi się otworzyły, a Red jęknął oddalając się. Odwróciłaś się spodziewając się Edge.
-co, do, diabła, robisz – to był Stretch, właśnie trzymał Reda pod ścianą za jego kurtkę. Choć stał odwrócony do Ciebie plecami słyszałaś czysty jad w jego głosie. - z tobą porachuję się potem – wysyczał do mniejszego kościotrupa który tylko się z niego śmiał. 
-bawiliśmy się tylko, prawda kocie? - Stretch raz jeszcze uderzył nim w ścianę. 
-zamknij się – Red nic nie powiedział, uśmiechał się tylko szeroko. Wyższy puścił kuzyna, otaczała go dziwna pomarańczowa aura. Odwrócił się potem w Twoją stronę i zaczął uwalniać Cię z więzów badając Twoją porwaną koszulę. 
-Stretch, nie traktuj tego tak poważnie – próbowałaś zamienić to w żart skupiając się na jego twarzy. Uwolnił Twoje nadgarstki. Popatrzył na Twoje czoło i kark. Kiedy byłaś już wolna delikatnie wziął Cię na ręce, nie mogłaś nie ulec temu, że nosił Cię jak księżniczkę. 
Mayday! Mayday! Słodki jak diabli i mi się to podoba! Alarm! 
Jak wyszliście z pokoju usłyszałaś krzyk Reda jak uderzał o podłogę. Odwróciłaś się w jego stronę, już stał w progu szczerząc się i mrugając w Twoją stronę. Podniósł rękę do góry i powiedział. 
-zadzwoń! - Stretch coś mówił ale nie słyszałaś go przez całą tą adrenalinę. Przeszedł Cię dreszcz. Warknęłaś opierając głowę o ramię kościotrupa wtulając się w jego miękką pomarańczową bluzę. Czułaś jedynie słodki zapach miodu i papierosów. 
Zostałaś położona, ale nie chciałaś puścić tego zapachu w obawie, że stracisz zmysły. Po kilku głębszych wdechach czułaś się lepiej. Ale miękka poduszka... słyszałaś jak próbuje coś powiedzieć, próbowałaś się skupić na słowach lecz ledwo je słyszałaś. 
-_____ .....ożesz.... głowę... - co? - _____, słyszysz mnie? nie możesz spać, uderzyłaś się w głowę – O... racja. Nie spać, to będzie wyzwanie. Otworzyłaś oczy dostrzegając delikatny pomarańczowy kolor, przywitał Cię z jęknięciem. Nie chciałaś się budzić, bo wtedy może sobie pójść. -.... nie pójdę – Znowu głośno myślisz? - tak – Oh. Odgarnął delikatnie twoje włosy, był czulszy niż ostre palce Reda. Byłaś zaskoczona, że jest tak ostrożny, zawsze zachowywał się jak ktoś wyluzowany, który właściwie niczym się nie martwi - ... cóż, właściwie nie masz racji... powinienem potraktować to jak komplement? - Powinnaś przestać myśleć na głos. W końcu odzyskałaś w pełni wyraźny wzrok i odkryłaś, że jesteś na jego kolanach, trzymając głowę na ramieniu. Dookoła palców miałaś otoczony sznureczek z jego kaptura. 
-Skąd wiedziałeś? - byłaś ciekawa jak Cię znalazł 
-zobaczyłem jak edge w kuchni ostrzy swoje ... eh... zabawki, po tym jak się nim zająłem zrozumiałem, że musiał zostawić cię z redem, wygląda na to że wpadłem w odpowiedniej chwili heh – brzmiał przyjaźnie, lecz się martwił. Nie widziałaś co Ci zrobił, ślady po wiązaniach, rany na karku, rana na czole 
-Stretch? 
-tak dzieciaku?
-Nie mów Sansowi – nie musiałaś na niego patrzeć aby wiedzieć, że przygląda Ci się ze zdziwieniem. Nie mógł powiedzieć Sansowi bo wtedy Red może mu powiedzieć prawdy o tobie albo Sans uzna, że nie jesteś tutaj bezpieczna i Cię wywali! Nie chciałaś, aby ktokolwiek inny wiedział że lubisz ostre zabawy, nawet jeżeli oznacza to borykanie się z Redem, no i nie zniosłabyś znowu utraty domu. 
-nie mów.... na gwiazdy, dzieciaku, utrudniasz, jak ma się o tym nie dowiedzieć? 
-Długie rękawy? Rękawice? Blue wie? 
-nic mu nie powiedziałem... niech zgadnę, jemu tez mam nic nie mówić? - przytaknęłaś – ani papyrusowi? - znowu przytaknęłaś. Patrzył na Ciebie podejrzliwie i westchnął kładąc swoją rękę na Twoich plecach. - dobra, ale co z czołem? tego nie ukryjesz zbyt łatwo 
-Nie wiem... - bolała Cię głowa więc nie miałaś sił myśleć nad dobrą wymówką. Wszystko brzmiało tak jak te które wymyślałaś będąc dzieckiem. Upadek ze schodów. Wbiegnięcie na drzwi. Upadek z roweru. Deskorolki. Zaraz, znowu myślisz na głos? 
-...tak – Cholera jasna. Próbowałaś się od niego odsunąć, nie chciałaś poruszać rozmów o swojej przeszłości. Lecz jego ręce delikatnie powstrzymały Cię. - ____, co miałaś na myśli z tymi wymówkami za młodu? 
-U-uderzyłam się w głowę, nie słuchaj...
-nie okłamuj mnie – zadrżałaś lekko czując jak mocniej zaciska ręce na Tobie, ale zaraz potem znowu był delikatny, przybliżył Cię do siebie tak abyś mogła usiąść wygodnie. Przyglądałaś się śladom na nadgarstkach. Nie mogłaś mówić, ani na niego spojrzeć. - _____... sans wspominał że nie masz rodziny do jakiej mogłabyś się udać... to... to dlatego że nie masz żadnej czy po prostu przed nią uciekasz? 
-Czy wszyscy przed czymś nie uciekamy? - poczułaś jak jego ręce czulej Cię obejmują. 
-czy twoi współlokatorzy wywalili cię bo zostałaś odnaleziona? przez swoją rodzinę? - pożałował pytania jak tylko na niego spojrzałaś przerażona. Nie wiedziałaś, że jest takim dobrym obserwatorem. - słuchaj, nie musisz mi mówić dlaczego, ale powiedz chociaż kto, abym mógł cię chronić, czy sans wie? - Próbowałaś potrząsnąć głową i to był błąd. Warknęłaś przystawiając dłoń twarzy. 
-Nie – odpowiedziałaś. Stretch przeklął kładąc się na tym co rozpoznałaś jako jego łóżko, odpalił fajkę. Zaciągnął się i wypuścił dym wyraźnie zdenerwowany. 
-jak mamy ci pomóc skoro nic nie wiemy? oh i niech zgadnę o tym też mam mu nie mówić? - raz jeszcze przytaknęłaś – dzieciaku, pogrywasz sobie w niebezpieczną grę, jeżeli ktoś z twojej rodziny się pojawi a my go nie rozpoznamy... to co potem? póki co nic nikomu nie powiem, ale serio... powinnaś się przyznać przed innymi. - zmierzył Cię spojrzeniem przez chwilę i westchnął kiepiąc popiołem z papierosa do popielniczki znajdującej się na stoliku obok. - idź do pokoju i odpocznij, pomyślę nad wymówką dla sansa – przesunął się, aby Cię przesunąć ale powstrzymałaś go. 
-N-nie, nie czuję się pewnie... wolałabym... tutaj zostać – bez czekania na jego odpowiedź, oparłaś znowu głowę o jego klatkę piersiową. Oboje położyliście się na jego poduszkach. 
-dzieciaku, czy ja wyglądam jak materac? - zapytał obniżonym głosem, ale nie wydawał się zły. Delikatnie głaskał Cię po włosach. Zamknęłaś oczy i łatwo usnęłaś otoczona zapachem miodu i papierosów. 
Obudziłaś się z warknięciem w ciemnym pokoju przez dziwne buczenie. Uniosłaś głowę z piersi Stretcha, spał spokojnie. To dziwne buczenie... raz jeszcze... nie... Twój telefon! Praktycznie o nim zapomniałaś! Grzebałaś po kieszeniach, aż go znalazłaś pod ramieniem Stretcha. Chwyciłaś za niego i włączyłaś ekran. Łojć, nie powinnaś świecić mu po twarzy. Warknął przytulając cię bliżej. Udało Ci się jednak wyślizgnąć z jego uścisku tak by przeczytać wiadomości. 

SANStastyczny: wszystko dobrze dzieciaku?

SANStastyczny: odpowiedz bo zaczynam się martwić

SANStastyczny: mniejsza stretch powiedział że nie przyzwyczaiłaś się do telefonu i będzie mnie informował

Miałaś nadzieję, że to „informowanie” nie oznacza też dzielenia się Twoimi tajemnicami. Naprawdę musiał się martwić bo nie powiedział ani jednego kawału. Napisałaś mu, że przepraszasz i aby się o ciebie nie martwił. Jak tylko wysłałaś wiadomość usłyszałaś kolejne wibracje i następne. 
-Szybki jest – mruknęłaś, ale zdałaś sobie sprawę, że to nie Sans

NIEZNANY NUMER: no weź kocie, będziesz siedzieć w łóżku stretcha całą noc?

NIEZNANY NUMER: robię się zazdrosny

NIEZNANY NUMER: będę musiał cię ukarać

NIEZNANY NUMER: ;)

Red, to musiał być on. Ale skąd?

Ty: Jak dostałeś numer?

Szybko odpisał. 

NIEZNANY NUMER: ahh, zorientowałaś się, mam swoje sposoby skarbie, możesz sobie zapisać mnie jako „gorące ciacho” albo „wielki red” 

Ty: Nie 

Kiedy nie odpisał i tak postanowiłaś go zapisać. Mogłaś też ignorować jego wiadomości. Kiedy otworzyłaś listę kontaktów zorientowałaś się, że Stretch też zapisał swój numer pod Słodziak. Zaśmiałaś się. Jasne, że nie należy tego traktować w romantyczny sposób, ale faktycznie słodko pachniał. Dla Reda, po chwili zastanowienia się, wybrałaś nazwę. Jak już go zapisałaś, ten diabeł odpisał. 

CzerwonaFlaga: awww kiciu, nic nikomu nie powiem o twoim sekrecie, to jak przyjaciele?

Ty: Nie wiem o czym mówisz i nie nazywaj mnie tak

CzerwonaFlaga: heh nie 

CzerwonaFlaga: 8=====8

Ty: Obrzydliwe

CzerwonaFlaga: ...i seksowne?

CzerwonaFlaga: i to miała być kość, mam nadzieję że załapałaś

Ty: Właśnie przestaję ci odpisywać

CzerwonaFlaga: wiesz gdzie mnie szukać kiedy poczujesz chcice

Wyłączyłaś ekran ignorując nadchodzące wiadomości. Byłaś całkiem gotowa przenieść się do swojego pokoju, ale po tym wszystkim bycie z kimś to dobry pomysł. Nawet jeżeli ten ktoś właśnie śpi. 
-____ - szepnął Stretch zaskakując Cię, spięłaś się lekko. Myślałaś, że usnął. 
-T-tak?
-...nie idź – jego głos był taki spragniony i samotny, to zupełnie inna strona jego osobowości niż ta sprzed kilku godzin. Uznałaś, że o trzeciej rano wszyscy zachowują się nieco inaczej. 
-Nawet o tym nie śnię – szepnęłaś. Coś w jego głosie sprawiło że przytuliłaś się do niego, nie mogłaś mu odmówić. Westchnął w odpowiedzi, oboje leżeliście obok siebie. Przytulił Cię do siebie raz jeszcze i pozwoliłaś aby schował czaszkę pod Twoją brodę, otoczyłaś rękami jego ramiona i głowę. Gładziłaś go palcami po karku, oraz czaszce. Zadrżał pod wpływem dotyku, wtulając się jeszcze bardziej. Szepcząc coś czego nie zrozumiałaś. Nie byłaś pewna czy wiedział co robi. Zaczęłaś się zastanawiać ile czasu minęło odkąd ostatni raz ktoś go przytulał. 
Share:

POPULARNE ILUZJE