11 października 2016

10 października 2016

Undertale: Te mroczne momenty - Rozdział I [In These Dark Moments - I - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Sans postanowił przeprowadzić się do nowego miasta, które zostało okrzyknięte "przyjacielskim" dla potworów. Wprowadza się do jednego z bloków wraz ze swoim bratem. Poznaje sąsiadkę z naprzeciwka. Cały czas ma dziwne uczucie, że wszystko to już miało miejsce. Nie wie tylko kiedy i dlaczego linia czasowa się cofnęła, oraz - co ważniejsze - dlaczego jego "ja" z przyszłości zakazało mu czytania dziennika, w którym prowadził notatki odnośnie tego co ma mieć miejsce.
Opowiadanie powiązane z innym pt Te ciche momenty, ta sama historia tylko, że z punktu dziewczyny (czyli Twojego)
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik 

Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Rozdział I (obecnie czytany) // Twój punkt widzenia
Rozdział II // Twój punkt widzenia
Rozdział V // Twój punkt widzenia
Rozdział VI // Twój punkt widzenia
Rozdział VII  // Twój punkt widzenia  
,,,
Sans był niezadowolony.
Choć to słowo nie oddawało do końca tego co czuł. Znowu zaczęły śnić mu się koszmary i znowu musiał prosić Papyrusa o to, aby się przenieśli gdzieś daleko. Ich obecne miejsce zamieszkania nie było najlepsze, no i zdecydowanie mieścina nie była przyjaźnie nastawiona do potworów. Mimo otaczającego ich rasizmu jego brat powoli zaczął zaprzyjaźniać się z niektórymi ludźmi. Znalezienie pracy okazało się jednak dla niego niemożliwe; Sans miał tutaj więcej szczęścia - udało mu się zdobyć źródło zarobku bez większego wysiłku. Jego niska pozycja społeczna, podejście do wszystkiego na luzie oraz jego umiejętność odpowiedniej intonacji głosu sprawiała, że dogadanie się z ludźmi było dla niego łatwiejsze. Papyrus nie miał na co narzekać, Sans utrzymywał ich obu odkąd wyszli na powierzchnię.
Kiedy wyłożył na stół przyzwoitą kwotę szukając nowego mieszkania poznał zupełnie nowy poziom życia. Wystarczyła odrobina gotówki i każdy stawał się „przyjacielem potworów”. Największą uwagę zwrócił na miasto, cieszące się najlepszą opinią pod tym względem. Słyszał o nim wcześniej; nie łudził się, że zacznie się im tam świetnie układać. Sporej wielkości miasto. Inne miasto. I z tego co zrozumiał, kładziono nacisk na to, aby każdy czuł się tam dobrze; bez znaczenia czy to człowiek, czy potwór. Wiedział, że kilka jego pobratymców tam już zagrzało swoje miejsce, jednak niefortunnie nie znał ich za dobrze, więc nie miał możliwości spytać się ich o opinię.
Postanowił więc wszystko postawić na jedną kartę i zobaczyć, jak tym razem wszystko będzie się układało. Jednak coś nie dawało mu spokoju. Nie był to do końca przypadek, że wybrał je spośród innych. Był przekonany, że wcześniej tam mieszkał. Za każdym razem, kiedy przeglądał swój dziennik sprawdzał zapiski z wcześniejszych linii czasowych, przekładał strony aby zobaczyć co przyniesie przyszłość.

'nie' napisał do siebie na jednej z kolejnych stron. I wiedział, że daje sobie dobrą wskazówkę.

Musiał przebrnąć przez kilka rozmów telefonicznych w trakcie poszukiwania nowego mieszkania. Przygotował czek z płatnością za trzy miesiące od razu. Ze zdjęć w mailu wnioskował, że jest to całkiem przyjemne miejsce – własność jakiejś większej firmy, więc nie musiał się martwić o animozje prywatnych właścicieli. Póki nie został zaakceptowany nie powiedział, że jest potworem. Potem wysłał swój Dowód Tożsamości oraz Kartę Identyfikacyjną Potworów i... cisza. Po tygodniu przyszło do niego pozytywne rozpatrzenie wraz z kwitkiem rejestrującym go jako nowego wynajmującego. Był tym zaskoczony, mieszkanie nie miało wygórowanej ceny oraz mogli się tam wprowadzić właściwie od zaraz.
Papyrus jak to zawsze on był całkiem optymistycznie nastawiony do przeprowadzki. Sans podchodził do tego z nieco większym dystansem, czuł się odpowiedzialny za chaos jaki pojawił się w życiu jego brata.

Dlaczego nic nie mogło być proste?

Ich nowe lokum znajdowało się w średniej wielkości bloku na trzecim piętrze – nic niezwykłego, lecz jak na kwotę jaką dysponowali było ono aż za dobre. Ponoć łatwo było o pracę i ludzie nie żywili nienawiści do ich rasy, czy to sen? Im wydawało się wszystko spełnieniem marzeń. Jak tylko wsiedli do vana zabierając ze sobą prywatne rzeczy wyruszyli w podróż do nowego lokalu. Sans zauważył, że jest dziwnie podekscytowany tym wszystkim. Dlaczego? Nie miał pojęcia, może w poprzedniej linii czasowej wydarzyło się tam coś dobrego? Im byli bliżej miasta tym to uczucie stawało się większe, a kiedy w końcu wysiedli z pojazdu i stanęli na ulicy wszystko – zapachy i odgłosy sprawiły, że czuł się jak w domu. Dziwne...
Chciałby mieć pewność, że to coś nowego, ale wiedział, że tak nie było.

Popołudniu, Papyrus i on wnosili kanapę po schodach. Usłyszał, że ich nowy-stary sąsiad właśnie otwiera drzwi. W duchu zaczął się cicho modlić, aby \nie rozległ się krzyk na widok dwóch potworów taszczących meble. Nim jednak się spotkali ten zamknął już się w swoim lokum. Pod drzwiami, za to samotnie leżała paczka płatków śniadaniowych. Oh, wygląda na to, że wypadło mu to z siatki.
-bracie, zobacz. nasz sąsiad coś zgubił, trzeba mu to zwrócić. - powiedział i zatrzymał się by podnieść towar. Papyrus znajdował się po drugiej stronie kanapy asekurując ją, by nie ześlizgnęła się ze schodów.
-SANS! CZY TO NIE MOŻE POCZEKAĆ? MIMO MOJEJ SIŁY, NIE DAM RADY SAM TO WTASZCZYĆ. - Papyrus ziajał ze zmęczenia. Sans odstawił paczkę na bok i wrócił do ciągnięcia mebla na górę. Był zdenerwowany – w normalnych okolicznościach mógłby użyć swojej magii i przeprowadzka nie stanowiłaby problemu, prawda? Ale wiele się zmieniło, zaś używanie magii publicznie było absolutnie zakazane. Po wielu minutach prób, pchania i zmęczenia udało im się wepchnąć kanapę do mieszkania.
-no i po sprawie. zaraz wrócę, oddam tylko to – powiedział trzymając w rękach płatki. Papyrus przytaknął i zaczął sprzątać pokój zaraz po tym jak Sans zamknął za sobą drzwi.

Przez jakieś dwie minuty stał przed wejściem do mieszkania naprzeciwko gapiąc się na nie. W innych okolicznościach zatrzymałby płatki dla siebie – przeszłość nauczyła go, że sąsiedztwo nigdy nie było dla nich miłe. Jednak to były chrupki śniadaniowe, no i dobry pretekst do przełamania pierwszych lodów. Więc zapukał.
Żadnej odpowiedzi. Westchnął, wyraźnie słyszał, że ktoś ogląda telewizję no i wiedział, że ktoś tutaj przed chwilą wchodził. Zapukał raz jeszcze.
Ktoś westchnął za drzwiami i usłyszał ciche „Co do ...?”. Zaczął być dziwnie niespokojny, lecz starał się aby nic nie było po nim widać, cierpliwie czekał aż drzwi się otworzą. Za nimi była kobieta, poczochrana z każdym włosem w innym kierunku, ubrana w luźną koszulę z napisem „Zluzuj stary” i w już wyraźnie znoszonych starych spodniach dresowych. Oboje patrzyli się na siebie przez chwilę w niewygodnej ciszy.
-cześć. - w końcu odezwał się, starając się zacząć zwyczajną pogawędkę
-Em... Cześć? - odpowiedziała. Po tonie głosu wiedział, że była zmieszana. Obleciała go wzrokiem od dołu do góry starając się zorientować w zaistniałej sytuacji. Mógł spokojnie powiedzieć, że takiego widoku to się nie spodziewała. Szybko wyciągnął paczkę przed siebie.
-wypadło ci to z torby kiedy wchodziłaś po schodach. - powiedział wyciągając jedzenie przed siebie – mam nadzieję, że będzie ci się dobrze chrupało.
-Taaa! Świetnie! Dzięki... umm... - odpowiedziała, poczuł się dziwnie speszony. Miał przygotowany w razie czego inny tekst, ale nie był w stanie go teraz użyć. - To ty będziesz tu mieszkał?
Serio? Nie załapała żartu? Wszyscy lubią dobre kawały. Zamilkł na chwilę. To już miało kiedyś miejsce.
-ta.. właśnie się wprowadziliśmy naprzeciwko. my to znaczy mój brat i ja. mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko parze łysych czaszek dookoła.
-Nie! To znaczy.. Nie, nie mam.. W ogóle –odpowiedziała niezręcznie. Chwyciła się futryny kładąc dłoń na jednej ze śrub - Jeżeli.. będziecie czegoś potrzebować um.. śmiało pukajcie. Albo dzwońcie dzwonkiem. To prędzej usłyszę.
-jasna spawa. - wyciągnął przed siebie dłoń – sans.- Jak tylko ich ręce się złączyły głośny odgłos pierdnięcia wydobył się z poduszki pierdziuszki jaką ukradkiem włożył na swoją rękę, kiedy nie patrzyła. Jego uśmiech się lekko powiększył, był z siebie zadowolony, jednak kobieta wyglądała na jeszcze bardziej skołowaną.
-______. Miło mi poznać. Ja... ja już wrócę do siebie. Miłego wieczoru! - powiedziała i szybko zniknęła za drzwiami. No i kurwa pięknie, dobra robota Sans. Stał zły na siebie. Ten kawał może działał na dzieci, albo na nastolatków, ale raczej powinien przestać go stosować wobec dorosłych. Bez względu na wszystko, teraz był całkiem przekonany, że niekoniecznie będzie musiała ich polubić, a to wszystko jego wina.
Heh, nie będzie musiała ich polubić. Zorientował się, że stoi tak pod drzwiami troszeczkę za długo. Powinien pomóc Papyrusowi z resztą rzeczy, puścić w niepamięć to co właśnie miało miejsce. Co tam jeszcze zostało do wniesienia? Łóżka? Fotele? Stół? Oh będzie dźwigania.

Papyrus i Sans wnieśli już wszystkie rzeczy, razem z pudłami. Nie było ich dużo, kilka w których schowane były pamiątki z Podziemia. Papyrus uwielbiał zdjęcia jakie zrobili pierwszego dnia po wydostaniu się na powierzchnię, więc miał ich dużo w różnych ramkach. Byli na nich oni wraz z przyjaciółmi.
Niestety, znajdował się na nich też ten bachor.

Z okien mieli całkiem dobry widok. Centrum miasta nie znajdowało się daleko, dookoła bloku były porozstawiane liczne sklepy oraz wiele bilbordów z reklamami, informującymi co znajduje się na głównej ulicy miasta. Podobało mu się tutaj bardziej, niż przypuszczał. Zorientował się, że kilka reklam było innych niż pamiętał, może zmienią się za jakiś czas? Okolica wydawała się przyjazna co też go zaskoczyło. Sąsiedzi mimo wszystko też nie wydawali się być źli, no... zakładając, że ona nie weźmie do siebie tego co zrobił. Popatrzył na światła jakie powoli zapalały się na ulicy, wszystko było takie przyjemne, ciche i spokojnie. Nie był do końca pewien co widzi za oknem, między pobliskimi blokami, wyglądało troszeczkę jak stare krzesło, albo coś w tym stylu.

Papyrus był w kuchni, układając wszystko zgodnie z własnym pojęciem organizacji. A wtedy rozległo się pukanie w drzwi. Czekał przez chwilę, lecz niczego nie słyszał. Postanowił więc olać sprawę. Do czasu, aż usłyszał Papyrusa otwierającego wejście, z kimś rozmawiał. Czy Sans powinien wyjść? A co jeżeli to jakiś popierdolony człowiek?

A co jeżeli to ta dziewczyna?

-OJEJUŚKU! DZIĘKUJĘ! TO NAPRAWDĘ MIŁE Z TWOJEJ STRONY! WEJDŹ! - Usłyszał Papyrusa, jego brat był wyraźnie podekscytowany. Nom, chyba czas zobaczyć kogo diabli przyniosły, sprawdzić czy wyższy z braci nie wpadł w jakieś tarapaty.
-hej brat, coś się stało? - Sans wyszedł ze swojego pokoju i zobaczył nad wyraz zadowoloną minę brata stojącego obok tej sąsiadki, miała w rękach sporej wielkości talerz na którym znajdowały się dobrze wyglądające ciasteczka. – oh. cześć sąsiadko.
-Cześć Sans! - odpowiedziała mu z wyraźnym zadowoleniem w głosie. Cieszyła się, że go widzi? Raczej nie, była po prostu zdenerwowana. - Chciałam was przywitać więc zrobiłam to dla was. - pokazała na trzymany przez siebie talerz. Sans był ciekawy, wiedział że to zwyczaj potworów, witać w ten sposób ludzkich sąsiadów aby pokazać, że są przyjaźnie nastawieni, lecz jeszcze nigdy nikt nie zrobił tego dla nich. Czy ludzie mają podobną tradycję?
-CZY TO NIE FANTASTYCZNE? JUŻ MAMY ZNACZNIE MILSZYCH SĄSIADÓW NIŻ WCZEŚNIEJ! CZY TO NIE WSPANIAŁE BRACIE? - powiedział Papyrus lekko drżącym głosem. Sans przeniósł wzrok na niego, mając w głębi duszy nadzieję, że jego brat się nie myli. Ludzka kobieta przystawała z nogi na nogę i wtedy Sans zaczął się przez chwilę zastanawiać czy Papyrus w ogóle się przedstawił.
-ta.. heh... przedstawiłeś się, papyrus? - zapytał
-NIE! O RANY! PRZEPRASZAM! TO BYŁO NIEGRZECZNE Z MOJEJ STRONY! JESTEM WSPANIAŁY PAPYRUS, BARDZO MI MIŁO CIEBIE POZNAĆ! - zrobił swoją zwyczajną pozę. Sans uśmiechnął się szerzej podziwiając wytrwałość swojego brata.
-Mnie też jest miło poznać, Papyrus i twojego bra...ta? - powiedziała kobieta niepewnym głosem. Sans przytaknął, aby upewnić ją w słowach. – Jego też miło było poznać. Dziękuję raz jeszcze za to, że przyniosłeś mi moje płatki wtedy. - Sans chwilę milczał, a potem zorientował się, że uśmiecha się szerzej. Tak! Nie schrzanił tego!
-musisz być ostrożna, mogłem być seryjnym mordercą, który chciał cię zwabić na płatki śniadaniowe – zażartował, lecz kobieta zrobiła tylko 'pfff' choć nadal się uśmiechała. Papyrus natomiast patrzył się na niego przez chwilę wyraźnie podirytowany.
-TO BYŁO OKROPNE,SANS. MNIEJSZA O TO. JAKIE IMIĘ NOSISZ CZŁOWIECZE?
-Oh! _____. - wyciągnęła dłoń na powitanie.
Papyrus ją uścisnął i ku zaskoczeniu wszystkich dało się z łatwością usłyszeć charakterystyczny pierd między ich dłońmi. Uśmiech Sans poszerzył się od ucha do ucha (jeżeli je ma) i mało nie zaczął się krztusić przez śmiech. Papyrusowi znowu nie spodobał się kawał i wyglądał na dogłębnie urażonego.
-UGGGGHHH –warknął, Sans nie mógł ze śmiechu utrzymać równowagi musiał więc podeprzeć się o stół.
-o mój....boże...- wysapał -to było...cudowne.
-NIE! BYŁO STRASZNE! ON KAZAŁ CI TO ZROBIĆ _____? - Papyrus nadal był wściekły
-Nie! - krzyknęła machając rękami w geście przeproszenia. Za co przepraszała? To była pieprzona poezja. – Nie, ja tylko... Znaczy się... Szczerze? Proszę, nie bierzcie tego do siebie... Ja... Ja nigdy wcześniej nie poznałam kogoś takiego jak wy, więc kiedy Sans to zrobił... Ja... Myślałam, że może to jakaś tradycja, albo coś...? Przepraszam! - Oooo kurwa. Ona myślała, że to ... tradycja... potworów. Sans zaczął się śmiać jeszcze bardziej, zastanawiając się jak wiele czasu spędziła myśląc o tym durnym przywitaniu. Biedne dziewczę! Papyrus przestał krzyczeć i skrzyżował ręce na piersi.
-TO WIELE WYJAŚNIA. NIC NIE WZIĄŁEM DO SIEBIE I PRZYJMUJĘ PRZEPROSINY! BĘDZIEMY DOBRYMI PRZYJACIÓŁMI! NIE BÓJ SIĘ! - starał się ją uspokoić, lecz przez chwilę spiorunował Sansa wzrokiem, ten był zbyt zajęty śmianiem się, aby czymkolwiek się teraz przejmować.
-o rany... dzieciaku... to było piękne.... poprawiłaś mi humor.. dzięki... - przestał się już śmiać i starał się wyrównać oddech co chwile się krztusząc. Patrzyła na nich zdezorientowana i podirytowana. Nie wiedział, czy to dobry czy może raczej zły znak.
-Cóóóóż... Nie jestem pewna co lubicie, więc zrobiłam wam troszeczkę czekoladowych ciasteczek. To jakby... tradycja tutaj. Ale.. jeżeli ich nie lubicie to mogę zrobić wam coś innego... - zaoferowała. Kto do kurwy nędzy nie lubi ciastek czekoladowych? Jeżeli istnieje ktoś taki na świecie, Sans nie chce go znać.
-spokojnie uwielbiam czekoladowe ciasteczka. - odpowiedział i podszedł wyciągając ręce po talerz. Właśnie miał coś powiedzieć zabierając naczynie, kiedy zdał sobie sprawę, że dziewczyna patrzy się na jego ręce. Ah, no tak. Wyglądają dziwacznie, prawda?
-Przepraszam. - powiedziała odwracając wzrok. Sans poczuł się jakby był trędowaty.
-to nic. - udał się do kuchni – nie musisz się nas bać, nie gryziemy
-NIE! ZDECYDOWANIE NIE! - zawtórował mu brat, traktując jego żart dosłownie.
-Wiecie, na mnie już pora. Mam nadzieję, że ciastka posmakują i ... dziękuję za zaproszenie, Papyrus! - dziewczyna zaczęła trącać łokciem jego brata, na co Sans zareagował niewielkim uśmiechem - Moje drzwi stoją dla was otworem. W razie czegokolwiek pukajcie śmiało. Jesteśmy od teraz oficjalnie sąsiadami i takie tam.
-CUDOWNIE! - krzyknął podekscytowany Papyrus - SKORZYSTAMY Z ZAPROSZENIA! DZIĘKUJE _____!
-dzięki za ciastka. cieszę się, że nie wpadło ci nic do oka... przez to małe nieporozumienie odnośnie naszego... powitania – znowu zaczął się szeroko uśmiechać.
-Nie ma szkody, nie ma winy. - stała niewzruszona. Jego uśmiech nieco pobladł. Rany, czy jest to ktoś kogo nie uda mu się rozśmieszyć? - Dobrej nocy.
-DOBREJ NOCY LUDZIU! ŚPIJ DOBRZE! - Pomachała im na do widzenia i wyszła z ich mieszkania znikając za swoimi drzwiami. Papyrus popatrzył na Sansa – TO BYŁO BARDZO PRZYJEMNE. CIESZĘ SIĘ, ŻE ZDECYDOWAŁEŚ SIĘ POWIEDZIEĆ CZEŚĆ DO NASZEGO SĄSIADA!
-co mogę powiedzieć? gdybym nie oddał jej płatków pewnie umarłaby z głodu – zaśmiał się lekko, Papyrus zasłonił uszy dłońmi stękając z podirytowania. - myślę, że pójdę już spać, papciu. moje kości są zmęczone.
-IDŹ SANS, DOKOŃCZĘ PORZĄDKI WOLNY OD TWOICH OKROPNYCH KAWAŁÓW.- warknął Papyrus kierując się w stronę kuchni. Sans wzruszył ramionami i wszedł do swojego pokoju.

Zamknął drzwi i oparł się o biurko chwytając za swój dziennik. Chciał zobaczyć, co miało miejsce w przeszłości z tą dziewczyną, tak dla pewności... przekręcił stronę.
'nie czytaj tego, debilu' widniał napis na stronie. Pieprzone ja przeszłości. Dlaczego zna siebie tak dobrze? Schował twarz w dłoniach sfrustrowany. Miał nadzieję, że będzie mu łatwiej ale.. wszystko wydawało się takie pieprzenie skomplikowane. Tak wiele niewiadomych, tak wiele rzeczy mogło pójść źle, i z jakichś głupich powodów, jego przeszłość chce pozostawić go ślepym na to co ma mieć miejsce. Z tego co pamiętał nigdy wcześniej coś takiego nie miało miejsca. Właśnie to go tak denerwowało. Zamknął książkę i rzucił nią na biurko, a potem położył się na nie zasłanym łóżku.

Pieprzyć to. Przystosuje się, jak zawsze.

Będzie dobrze.

Sans gapił się w sufit starając się przeanalizować wszystko to co wiedział i to co miało dzisiaj miejsce, do czasu aż zmęczone oczy same się nie zamknęły, a on nie usnął głęboko.
Śnił o niczym. Lecz śnił. I to o czym śnił to była czarna ziejąca samotnością próżnia towarzysząca mu aż do poranka.
Share:

9 października 2016

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział III - Nowy kumpel [Would That Make You Happy? - A new pal by OnaDacora - tłumaczenie PL]


Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Musiałaś pokonać długi korytarz, nim dotarłaś do drzwi. Poza waszymi przyśpieszonymi oddechami i krokami nic nie było słychać. Dziecko nie bało się, dziarsko szło przed siebie, choć mogłaś powiedzieć, że wygląda na lekko zestresowane. Bawiło się palcami niewielkich dłoni przed sobą co chwilę poprawiając rękawy za długiej koszuli.
-Wszystko dobrze, Frisk?
Chyba Cię nie usłyszał, szedł dalej. Buzia dziecka nieco zmieniła wyraz, zmrużył oczy, zdaje się, że czegoś szukał. Kiedy dotknęłaś jego ramienia, aż podskoczył. Frisk popatrzył na Ciebie, postanowiłaś zapytać się jeszcze raz.
-Wszystko dobrze?
Przytaknął, a następnie znowu skierował wzrok przed siebie i szedł dalej. Zaczęłaś się zastanawiać czy czymś się martwi, a może coś było nie tak? Ty nie wyczuwałaś niczego złego. Nie czułaś się zagrożona.
Kochałaś swoje dziecko tak bardzo, że to Cię czasem bolało. Starałaś się je zawsze chronić, grać pierwsze skrzypce. kiedy chodziło o poważne sprawy. Karcenie i wykłady; oh w tym Twoja matka była dobra. Ty chcesz uczyć dyscypliny tego dziecka – powtarzała – kiedy sama nie umiałaś zatroszczyć się o siebie?
Założyłaś za ucho kosmyk włosów Friska, wykrzywił twarz w udawanej złości, ale wiedziałaś, że po tym aktorstwem kryje się uśmiech. Zaczepiając dziecko w ten sposób pokazywałaś, że jesteś i je kochasz. Tak było łatwiej. To rozumiał.
-Siorka! - krzyknął odpychając Twoją dłoń od swojej twarzy i przeczesał palcami włosy.
Uśmiechnęłaś się i kucnęłaś, aby przyłożyć usta do jego czoła. Frisk mruknął, ale nie walczył z Tobą. Lubiłaś to robić i on dobrze o tym wiedział. Przytulanie i całowanie, uwielbiałaś mu to dawać. Ostatecznie, tylko to dla niego miałaś i tylko on to od Ciebie otrzymywał. No może kiedyś, jego ojciec... ale nie. Ten rozdział szybko zamknęłaś w swoim życiu. On Cię opuścił. Twoja matka wzięła pieniądze od jego rodziców i już nigdy więcej go nie zobaczyłaś.
Korytarz zaprowadził was do kolejnego niewielkiego pomieszczenia z małą kupką wyschłej trawy na środku, a za nią znajdowały się kolejne drzwi. Coś Ci mówiło, że są to ostatnie, prawdziwe wrota jakie zaprowadzą was do reszy Podziemia. Zastanawiałaś się jak wygląda miejsce, gdzie żyją potwory.
Frisk tym czasem chodził po pomieszczeniu przeszukując je. Nie byłaś pewna czego dokładnie szuka, to raczej oczywiste, że niczego tutaj nie znajdzie. Tylko trochę trawy, wyrastającej jakimś cudem z podłoża. Jakim sposobem, do diabła, cokolwiek tutaj rosło jak nigdzie nie było nawet najcieńszej strugi światła? Nie masz pojęcia. Kolejna zagadka, jaką można wrzucić na górę gdzie są tysiące innych. Twoja lista pytań ciągle rosła.
-... nie ma...? - mruknął cicho praktycznie nie poruszając swoimi usteczkami
-Frisk?
Popatrzył na Ciebie, mrugając. Po chwili przyglądania Ci się z nieodgadniętym wyrazem twarzy, uśmiechnął się. Poczułaś się nieco lepiej.
-Nic! Przez chwilę myślałem... ale się myliłem! - znowu zaczął iść w kierunku drzwi zostawiając Cię za sobą.
Światło zaczęło powoli przedostawać się do środka, jak Frisk pchnął wielkie drzwi. Zmrużyłaś swoje oczy. Gdyby nie wszystkie okoliczności, myślałabyś, że świeci tam słońce. W końcu przed chwilą byłaś w Ruinach. Mrugnęłaś. Obraz jaki widziałaś, przypominał Ci las w mglisty, ponury dzień. Wysokie drzewa bez liści, pokryte miękkim śniegiem. Może właśnie przez ten śnieg wszystko dookoła było jaśniejsze niż Ci się wydawało?
Ale skąd tutaj śnieg? Oh, to po prostu kolejne pytanie. Dodaj je do listy. Jak tylko wyszliście dalej, wielkie drzwi zatrzasnęły się za wami, a podmuch jaki się wtedy wytworzył pobawił się trochę Twoją kurtką. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że w tej okolicy potrafiono zadbać o to, aby gość został gorąco przywitany. Heh, gorąco przywitany. Zaśmiałabyś się w duchu, gdyby nie fakt, że gwałtowna zmiana temperatury odbiła się na Twoim ciele. Zasunęłaś zamek kurtki pod samo gardło.
Frisk już był kilkanaście kroków przed Tobą, dlatego musiałaś go dogonić. Tylko na chwilę popatrzyłaś na wielkie drzwi za sobą. Przed wami była tylko długa droga, a towarzyszyły wam drzewa. Chciałabyś wiedzieć jak do diabła to wszystko tutaj działa. Magia? Może. Kiedy człowiek ma kontakt z czymś, czego nie umie wyjaśnić, szuka odpowiedzi w magii. Wtedy nawet rzeczy pozornie irracjonalne zaczynają mieć sens. Wiesz co? Logikę lepiej zostawić na powierzchni.
Dziecko się pochyliło. Dostrzegłaś, że bierze w ręce śnieg i zaczyna ostrożnie go ugniatać tak aby wyglądem przypominał kulę. Cwanie spojrzał na Ciebie, jakby w odpowiedzi niecny uśmiech wykrzywił Ci twarz.
-Nawet nie próbuj! - O nie.. Jak tylko to powiedziałaś śnieżka zderzyła się z Twoją głową. Frisk się śmiał, nawet wtedy kiedy pochylałaś się, aby oddać mu za swoje krzywdy. To co mogło Cię zaniepokoić to to, że w pewnym momencie Frisk przestał się ruszać wpatrując się w przestrzeń za Twoimi plecami.
Mimo to bawiłaś się dalej. Zrobiłaś naprawdę miękką niewielką śnieżkę i rzuciłaś nią w pierś dziecka. Bez efektu. Nawet wtedy kiedy podeszłaś do niego, ostrożnie objęłaś ramionami chwytając go w połowie i uniosłaś do góry starając się zachęcić do wspólnej zabawy. Dziecko zaczęło się śmiać. Boże. Dawno nie słyszałaś, aby tak szczerze i tak bardzo się śmiało. Może, nie jest tutaj tak źle jak początkowo myślałaś? Mroźniejszy powiew wiatru jednak ukrócił wasz śmiech, który zamarzł na waszych wargach. Odstawiłaś go na ziemię, lecz nadal trzymałaś przy sobie. Przez chwilę wydawało Ci się, że coś zobaczyłaś za wami, lecz jak tylko się odwróciłaś – nic tam nie było. Tylko wasze kroki. Choć... nie... Gałąź jaką mijaliście, a jakiej nie tknęliście była podeptana, w kawałeczkach. Dreszcz przeszył Twoje ciało i nie miał on nic wspólnego z zimnem.
-Idziemy dalej – powiedziałaś łapiąc Friska za rączkę
-Czekaj. - zaprotestował, ale go nie słuchałaś. Coś nakazywało Ci dalej się przemieszczać. Iść przed siebie. Miałaś nadzieję, że nie wyglądasz na przestraszoną. Choć, Twoja reakcja sprawiła, że dziecko martwiło się jeszcze bardziej. Popatrzyłaś na niego, w jego oczach widziałaś zaniepokojenie. Przeprosisz później. W bezpieczniejszym miejscu.
W końcu natknęliście się na niewielki most z czymś na kształt drewnianej bramy. Była większa od człowieka i wszystko co znałaś z łatwością by ją przekroczyło. W trakcie kiedy zajęta byłaś badaniem mostu, usłyszałaś, jak ktoś ciężko stąpa po śniegu. Mocniej zacisnęłaś rękę na dłoni Friska i chciałaś iść przed siebie, lecz napotkałaś opór z jego strony.
-Poczekaj. - powiedziało 
Kroki za Tobą również się zatrzymały. Wiedziałaś, byłaś pewna, że ktoś jest za wami i choć chciałaś uciekać, to wiedziałaś że nie możesz. Dlatego, że Frisk sprzeciwiał Ci się. Otworzyłaś usta, by coś powiedzieć, lecz ten ktoś Ci przeszkodził.
-L u d z i e.  C z y   n i e   w i e c i e   j a k   w i t a ć   s i ę   z   n o w y m   k u m p l e m ? - był to niski i cichy głos, prawie niezauważalny – O d w r ó ć    s i ę   i   u ś c i ś n i j   m i   d ł o ń.
Korzystając z tego, że byłaś w szoku, Frisk puścił Cię i odwrócił się. Nim dotarło do Ciebie w ogóle co właśnie się dzieje usłyszałaś przeciągły dźwięk... bąka? Gdyby serce nie waliło Ci tak mocno ze strachu, zapewne teraz byś się śmiała. Sytuacja była dość absurdalna.
Odwróciłaś się, dzieciak chichotał i potrząsnął dłonią kościotrupa w niebieskiej kurtce.
-hehehe... poduszka pierdziuszka schowana w ręce – powiedział, teraz jego głos był inny, głośniejszy, przyjaźniejszy, łagodny i głęboki. - to jest zawsze zabawne.
Po tym wszystkim co Cię spotkało nie powinnaś być zaskoczona, ale to był ... szkielet. Kościotrup ściskający dłoń Twojego dzieciątka. Otworzyłaś szerzej usta.
Szkielet popatrzył na Ciebie – był niższy niż Ty, miał wzrok na wysokości Twoich obojczyków. Jego oczy były białe, dwie małe kropeczki osadzone w czarnych oczodołach. Uśmiechał się cały czas, ale coś Ci podpowiadało, że na chwilę był ... zaskoczony.
-drugi człowiek... chociaż nie jestem pewien, czy to nie jest żaba. jak zaraz nie zamkniesz buzi co ci muchy do niej wlecą, koleżanko.
Szybko zawarłaś paszczękę i przełknęłaś ślinę. Może na chwile się zarumieniłaś, bo poczułaś niewielkie ciepło na policzkach no, byłaś zawstydzona. To nie było grzeczne, stać tak z rozdziabioną gębą gapiąc się na niego. Miej nadzieję, że następnym razem jak spotkasz jakiś nowy rodzaj potwora to nie zrobisz z siebie kompletnej idiotki.
-przepraszam jeżeli cię przestraszyłem – wzruszył ramionami i pochylił lekko głowę – jestem sans, szkielet sans. powinienem teraz właściwie stać na warcie i szukać ludzi, ale... wiesz... nie dbam specjalnie o łapanie kogokolwiek.
Łapanie?!
Frisk nie wyglądał na zmartwionego. Uśmiechnął się szeroko do Sansa.
-Jestem Frisk, a to moja Siorka! - znowu złapał za Twoją dłoń.
-hm... co to siorka? brzmi głupio.- mówił przeciągając „s” w słowie, jakby chciał zrobić z tego żart, a może zrobił tylko ty tego nie zrozumiałaś? Dzieciak się śmiał.
-Siostra. Jestem jego siostrą. - odezwałaś się. Kłamstwo przychodziło Ci z łatwością. Mówiłaś je przecież od sześciu lat.
Nie wiesz dlaczego, ale Sans przez chwilę dziwnie się na Ciebie spojrzał, nim przytaknął. Czy miał jakieś powody aby wątpić w Twoje słowa? Mimo tego, że kłamiesz poczułaś lekką frustrację.
-to całkiem fajnie, dzieciaku. ja też mam brata, rodzeństwo jest spoko, nie?
Frisk przytaknął energicznie.
-mój brat papyrus, cóż... jest jakby miłośnikiem polowań na ludzi i wydaje mi się, że właśnie idzie w tę stronę – Sans musiał zauważyć zmartwiony wyraz Twojej twarzy bo puścił do Ciebie perskie oko. Jakimś dziwnym sposobem, mógł ruszać swoją czaszką. Może to dlatego, że właściwie to nie jest ludzki szkielet. To potwór. Tutaj nic nie trzyma się żadnych zasad. -nie bój się, koleżanko. on nie połamie wam kości. poza tym ja nie spuszczę was z oka.
Share:

POPULARNE ILUZJE