14 marca 2018

Eddsworld: Szkoła przetrwania, czyli jedna kobieta w domu z 4 mężczyznami.- Bethany [opowiadanie by EvilAngel]

Notka od autora:Kilka miesięcy po wydarzeniach z „The End”. Odkąd wyjechałaś ze swoją rodziną do innego miasta, utraciłaś kontakt ze swoim starymi przyjaciółmi, jednak teraz, gdy byłaś już w pełni dorosła, postanowiłaś na odnowienie kontaktu. I tak o to wylądowałaś w takiej oto sytuacji: jedyna dziewczyna mieszkająca w domu z 4 mężczyznami, napięta atmosfera między dwójką z nich, studia i praca na pół etatu, a ty się zastanawiasz, czemu zachowujesz się jak ich matka albo, co najmniej, starsza siostra. I czasami masz tego po prostu dosyć.
Jeżeli spodziewałaś się opowiadania z rodzaju „Ty x Postać”, to się grubo przeliczyłaś. Muszę cię rozczarować, ale jedyne shipy, jakie będą tu występować, to te, które „Ty” lubisz i masz zamiar pomóc w ich realizacji (spodziewajcie się EddMatt i TomTord).
Autor: EvilAngel
Spis treści:
Obudził cię piękny zapach czegoś słodkiego. Kiedy otworzyłaś oczy, twój wzrok natychmiast powędrował w stronę zegarka wiszącego w twoim pokoju. 7:15. Zajęcia na 9. Później praca na 15:20. Wstałaś z łóżka tak szybko, jak pozwolił ci na to organizm zaraz po pobudce i porozciągałaś się trochę. Podeszłaś do okien swojego pokoju i rozsunęłaś rolety. Przywitało cię zachmurzone niebo i delikatny deszcz. Westchnęłaś ciężko. Wiedziałaś, po prostu wiedziałaś, że długo nie pocieszysz się słońcem. Ostatnie dwa dni były ładne, więc logicznym było, że teraz będzie przez długi czas brzydka pogoda. W końcu - czym byłaby typowa angielska pogoda bez deszczu i szarych chmur, zasłaniających całe niebo? Ah, uroki mieszkania na Wyspach Brytyjskich… Niby byłaś przyzwyczajona, bo mieszkasz tu praktycznie całe życie, ale nadal pamiętasz ciepłe wakacje i miłe, zimowe i śnieżne święta Bożego Narodzenia, na które zawsze jeździłaś do rodziny w Polsce. No cóż, koniec rozmyślania. Poszłaś do łazienki, umyłaś ręce i buzie. Wychodząc z łazienki, zapach, który czułaś po przebudzeniu, uderzył w twoje nozdrza jeszcze bardziej i kusił smakowitym śniadaniem. Zajrzałaś delikatnie do kuchni i bardzo się zdziwiłaś na widok tego, co ujrzałaś. Bowiem widziałaś Toma i Torda robiących naleśniki. Nie kłócących się. Robiących to razem i w zgodzie. Bez przepychanek. No i dom jeszcze stoi i nie wybuchł pożar. Gdybyś wiedziała, że żeby ich pogodzić, musiałaś dostać drobnego załamania psychicznego, to już wcześniej byś to zrobiła. Chciałaś wejść po cichu i ich zaskoczyć, jednak gdy tylko postawiłaś stopę na kafelkach w kuchni, Tom odwrócił się w twoją stronę. Mogłaś przysiąc, że on ma jakiś szósty zmysł, albo to, że przez jego czarne oczy może widzieć więcej, niż normalny człowiek.
- Hej – przywitał się z tobą chłopak w niebieskie bluzie. Kiedy tylko to zrobił, Tord odwrócił się w stronę, w którą mówił Tom i zobaczył ciebie.
- Cześć – powitał cię niższy z chłopaków. – Siadaj do stołu, zaraz będzie gotowe – wskazał głową na jedno z krzeseł przy stole.
    Byłaś zdziwiona. Twoje brwi powędrowały wysoko do góry, a twoje rzęsy trzepotały przez chwilę jak skrzydła motyli.
- Dzień dobry? – powiedziałaś, co bardziej brzmiało jak pytanie, jednak powędrowała do stołu i siadłaś na krześle. Obserwowałaś chłopaków, jak się krzątali po kuchni, czasami rzucając sobie uszczypliwymi komentarzami. Zaśmiałaś się delikatnie pod nosem, stukając palcami o stół.
- Cóż to takiego się dzisiaj stało, że oboje wstaliście tak wcześnie i na dodatek robicie śniadanie? – spytałaś. – Jakieś święto narodowe, czyjeś urodziny, czy…
- To tak w ramach przeprosin za to, co się ostatnio stało – przerwał ci Tord. Spojrzałaś na nich z podniesioną brwią, po czym tylko machnęłaś dłonią lekceważąco.
- Przecież już mówiłam Eddowi, żeby wam przekazał, że nie musicie przepraszać. Stało się, trudno – powiedziałaś ze wzrokiem utkwionym w stół. Palcem zataczałaś na nim drobne kółka i opierałaś się na drugiej ręce.
- Ta, słyszeliśmy, ale nadal zasługujesz na coś w ramach przeprosin – powiedział Tom stawiając przed tobą talerz z naleśnikami. Były ładnie przyozdobione bitą śmietaną i malinami, co cię zdziwiło, zważywszy na to, że jedzenie w lodówce się kończyło. No ale cóż, nie będziesz wybrzydzać – jest, to zjesz. Tom przysiadł się do stołu naprzeciw ciebie, a Tord siadł obok niego, podając ci sztućce. Spojrzałaś na nich, a wyraz twojej twarzy wyrażał wielkie zdziwienie. Ukroiłaś kawałek i włożyłaś do ust. Twoje kupki smakowe natychmiast rozpoznały smak twojej ulubionej białej czekolady, która w naleśnikach prezentowała się w rozpuszczonej formie, a ty przymknęłaś oczy z uśmiechem zadowolenia i delektowałaś się smakiem.
- Mówiłem, że to dobry pomysł – powiedział Tord szturchając delikatnie Toma łokciem w ramię czarnookiego i przerywając orgazm dla twoich kupek smakowych. Otworzyłaś oczy, spojrzałaś na nich, widząc, że na ustach obu z nich błąkał się cień uśmiechu.
 - Okay, przyznaję, jedne z lepszych, jakie kiedykolwiek jadłam – powiedziałaś ze śmiechem. – Dzięki chłopaki – dodałaś z czułym uśmiechem.
Po twoich słowach nastała cisza, zakłócana jedynie dźwiękiem tykającego zegara, czy odgłosem rytmicznego uderzania palcami o stół.
- Mam rozumieć, że zostaliście Mary Sue? - powiedziałaś, wypychając usta ostatnim kawałkiem twojego apetycznego śniadania. Tom i Tord spojrzeli na ciebie zdziwionym wzrokiem, zastanawiając się, o co ci chodzi.
- W jakim sensie? - zadał pytanie Tord.
- No wiecie, każda Marysia Sójka wstaje wcześniej, niż inni, schodzi ze swojego pokoju na piętrze, idzie do kuchni i szykuje naleśniki dla wszystkich - powiedziałaś, zataczając widelcem kółka w powietrzu.
- Ty się lepiej ciesz, że dostałaś żarcie. Podczas ich robienia to ja ucierpiałem - czarnooki spojrzał na Torda oskarżycielsko, podczas gdy Norweg patrzył się na niego niewinnie i z uniesionym kącikiem ust. Spojrzałaś na Toma z podniesioną brwią w formie niemego pytania. On tylko wzruszył ramionami i wskazał Torda.
- Jego pytaj - powiedział zirytowany ze wzrokiem wlepionym w zadowolonego z siebie szarookiego. Wodziłaś wzrokiem od jednego do drugiego, zatrzymując go na Tordzie.
- Coś mu zrobił? - spytałaś tonem zmęczonej matki.
- Ja? Nic - powiedział niewinnie Norweg, przeciągając ostatnie słowo.
- Nic?! A kto mnie sklepał łopatką po dupie?! - krzyknął Tom, a ty zaczęłaś się dusić ze śmiechu.
- Nie przesadzaj, delikatnie dostałeś - odpowiedział na swoją obronę Tord. Ty miałaś drobne problemy z utrzymaniem się na krześle, kiedy śmiech wstrząsał całym twoim ciałem. Tom patrzył na ciebie karcącym spojrzeniem, a jego policzki nabrały delikatniej różowej barwy. Tord po chwili także zaczął się śmiać, za co został nagrodzony uderzeniem w ramię. Niby nie było ono jakieś mocne, ale i tak trzymał się za rękę w miejscu, na które padł cios Toma i śmiał się trochę ciszej z wplecionymi w niego jękami bólu.
- Jesteście siebie warci –warknął zirytowany Tom i odsunął niedbale krzesło, wstając. Po chwili już go nie było w pokoju, a ty zaczęłaś odzyskiwać kontrolę nad sobą. Wzięłaś kilka głębokich oddechów i siedziałaś z brodą opartą na rękach, patrząc, jak Tord odprowadzał Toma wzrokiem.
- Po co ci te końskie zaloty, co? – rzuciłaś rozbawiona, a szarooki wrócił do rzeczywistości i odwrócił się i spojrzał na ciebie nieobecnym oraz rozkojarzonym wzrokiem.
- Hm? – mruknął roztargniony Norweg. Prychnęłaś pod nosem z uśmiechem na twarzy.
- Końskie zaloty? Nie stać cię na nic lepszego, Tord? – powiedziałaś i zachichotałaś na widok przybierających czerwoną barwę policzków i oburzonej miny chłopaka.
- Że niby ja?! Końskie zaloty?! – zapytał zdenerwowany, jednak rumieniec na jego policzkach wskazywał prędzej na zażenowanie, niż złość.
- Tak. To właśnie powiedziałam. Nie spodziewałam się, że podoba ci się Tom – powiedziałaś machając brwiami i patrząc się na niego wymownie. Tord wyglądał na poddenerwowanego, kolor jego policzków dorównywał temu, jaki miała jego bluza i wyglądał, jakby próbował z całych sił zapanować nad swoimi emocjami.
- Niby jak? Jeszcze niedawno się nienawidziliśmy – powiedział, unikając kontaktu wzrokowego z tobą. Postanowiłaś na razie odpuścić mu, lecz nie masz zamiaru zostawić tego. Prędzej czy później wyciśniesz to z niego, choćbyś miała skonać. Wstałaś od stołu i za cel obrałaś sobie swój pokój. Po drodze poklepałaś Torda po ramieniu.
- Relacja „nienawiść – miłość”, kochany… - rzuciłaś, zostawiając go samego i uśmiechając się usatysfakcjonowana, kiedy kontem oka widziałaś, jak naciągnął kaptur na głowę i zaciągnął sznurki tak, że nie dało się zobaczyć jego twarzy. Weszłaś do pokoju i natychmiast podeszłaś do szafy, wyjmując kilka rzeczy, rzucając je na łóżko i później ubierając się w nie. Wybór padł na ciemno zieloną pilotkę, brązowe leginsy z materiału podobnego do skóry i czarnej bluzki z nadrukiem białego motyla na niej. Poszłaś do łazienki, umyłaś zęby i przykryłaś kilka niedoskonałości na twojej twarzy korektorem. Przeczesałaś szybko włosy i związałaś je w luźny kucyk. Wyszłaś z łazienki, chwyciłaś swoją torbę i telefon wraz ze słuchawkami z pokoju i popędziłaś w stronę przedpokoju. Zarzuciłaś na nogi ciemnobrązowe botki. Kolor butów był zdecydowanie ciemniejszy, niż kolor twoich spodni. Wzięłaś swoją parasolką, zarzuciłaś torbę na ramię, zapięłaś pilotkę pod samą szyję i dodatkowo narzuciłaś czarną apaszkę.
- Dzisiaj mogę wrócić trochę później, niż zazwyczaj, więc nie martwcie się, że mnie nie będzie - powiedziałaś na tyle głośno, żeby szarooki w salonie mógł cię usłyszeć. - Na razie! - rzuciłaś wychodząc z domu, rozkładając parasol, a o jego powierzchnię natychmiast zaczęły uderzać krople drobnego deszczu.
Wychodząc z uczelni zauważyłaś, że deszcz ani trochę się nie uspokoił. W takim wypadku postanowiłaś złapać taksówkę, którą właśnie teraz jechałaś do księgarni, twojego miejsca zatrudnienia i także pewnego rodzaju ostoi, prowadząc miłą rozmowę z taksówkarzem.
- A co taka śliczna panienka ma do roboty w tej okolicy? - spytał zaciekawiony taksówkarz po podaniu nazwy ulicy, na której stała księgarnia. Taksówkarz był mężczyzną na oko w podeszłym wieku, z delikatnym, tygodniowym zarostem i siwiejącymi czarnymi włosami, zaczesanymi do tyłu. Czarna, skórzana kurtka była zarzucona na niezbyt muskularne ramiona mężczyzny.
- Praca. Właścicielka tej księgarni jest dobrą przyjaciółką mojej matki, więc trafiła mi się oferta nie do odrzucenia. Zawsze to dodatkowe grosze dla studenta na zupki chińskie - zażartowałaś, a taksówkarz zaśmiał się. Rozglądałaś się przez okno, podziwiając stare, niektóre nawet zabytkowe budynki w stylu wiktoriańskim i obserwując przejeżdżające czerwone, piętrowe autobusy, taksówki, czy po prostu auta osobowe, śpieszące do domu.
- Ma panienka ciekawe poczucie humoru, muszę przyznać - powiedział, a ty zauważyłaś, że zbliżaliście się już do miejsca, w którym stała księgarnia. Tak, ulica z wąskim chodnikiem, ten czerwony znak stopu, w który raz przywaliłaś, próbując ominąć ludzi w tłumie, stara, wykonany z osikowego drewna tabliczka z nazwą księgarni. Tak, to tu.
- Proszę się tu zatrzymać - wskazałaś miejsce postoju. Mężczyzna według twojego rozkazu wjechał na jedno z wolnych miejsc.
- Funt pięćdziesiąt, poproszę - powiedział taksówkarz odwracając się w twoją stronę. Pogrzebałaś trochę w torebce i wyjęłaś trzy funty. Położyłaś je na wyciągniętej dłoni mężczyzny.
- Reszty nie trzeba - powiedziałaś uśmiechając się ciepło, a kierowca popatrzył na ciebie ze zdziwieniem, a na jego usta wpłynął uśmiech wdzięczności. Może i nie było to wiele, ale zważając na to, że miałaś do zrobienia później zakupy, a jako studentka kokosów nie zarabiasz, to jednak każdy grosz się liczył.
- Dziękuję. Miłego dnia, młoda damo - powiedział, kiedy wysiadałaś z auta.
- Nawzajem - odpowiedziałaś, zamykając drzwi czarnej taksówki. Po chwili samochód znów jechał po ulicach miasta, a ty nie fatygując się, by rozłożyć parasol na taki krótki odcinek drogi, przybiegłaś do księgarni. Wpadłaś przez drzwi, omijając kilku kręcących się po sklepie klientów, rzucając ciche ”przepraszam”, kiedy kogoś nadepnęłaś i weszłaś na zaplecze. Na razie nie napotkałaś nikogo z pracowników sklepu, ani nie widziałaś właścicielki, jednak gdy zdjęłaś kurtkę i apaszkę, zostając w samej koszulce i zmieniałaś buty, dwie damskie ręce objęły cię w pasie od tyłu i czułaś jak ktoś cię przytula. Na twojej twarzy natychmiast pojawił się duży uśmiech, kiedy odwróciłaś się przodem do swojej niskiej przyjaciółki i odwzajemniłaś uścisk.
- Hejka, Beth, miło cię widzieć - powiedziałaś, puszczając brunetkę wolno.
- Mi ciebie też miło widzieć - powiedziała Bethany z szerokim uśmiechem, a jej oczy w kolorze zimnego, błękitnego nieba błyszczały szczęśliwie. Zaśmiałaś się delikatnie.
-Macie jeszcze długo zamiar się obściskiwać? – usłyszałaś denerwujące narzekanie dochodzące z wejścia do składziku. Zauważyłaś wysokiego szatyna o zielonych oczach, krzywiącego się na wasz widok i patrzącego z pogardą. Spojrzałaś na niego niechętnie i zirytowana.
- Też cię lubię, Mike - powiedziałaś, jednak bardzo prawdopodobne, że nie usłyszał tego, bo zniknął z pola waszego wzroku. "Co za cholerny dupek" pomyślałaś, wystawiając środkowy palec w stronę wejścia do pomieszczenia w nadziei, że może ujrzy twój serdeczny gest. Bethany zachichotała.
- Daj spokój, nie przejmuj się nim, nie jest wart twoich nerwów - powiedziała brunetka, opuszczając twoją rękę. Spojrzałaś na nią, a twój nienawistny wzrok zmiękł, by po chwili na twoje wargi wpłynął delikatny, ciepły uśmiech.
- Ta, chyba masz rację - westchnęłaś zrezygnowana i wyszłaś ze składziku, Bethany zaraz za tobą. „Życie jest za krótkie, by przejmować się jakimiś rozpuszczonymi bachorami”  pomyślałaś, przywołując na twarz uśmiech i zajmując się swoją robotą w sklepie.
***
- Kurczę, w takim razie żal mi twojego taty. Zdenerwowana kobieta to demon - zaśmiałaś się przykładając telefon do ucha. Deszcz przestał padać, niebo na horyzoncie było już ciemne, lampy na ulicach włączały się, a wystawy sklepowe kusiły ofertami, przecenami i ciepłymi sklepowymi światłami. Twoja jedna ręka była obwieszona torbami z rzeczami spożywczymi i kilkoma drobiazgami dla ciebie, takimi jak guma balonowa, smakowa pomadka (uwielbiałaś je), tusz do rzęs i korektor. W drugiej ręce obwieszonej twoją torebką i parasolką trzymałaś swój telefon komórkowy. Szłaś chodnikiem, mijając różnej maści sklepy, wymijając ludzi i rozmawiając z Bethany.
- Myślę, że powinien przygotować kolację - powiedziałaś i zatrzymałaś się. Jeden mężczyzna wpadł na ciebie, ale nie zatrzymał się, tylko mamrocząc przekleństwa pod nosem, pośpieszył dalej. Cofnęłaś się kilka kroków i spojrzałaś na wystawę, która przyciągnęła twoją uwagę - męski manekin ubrany w idealnie dopasowany strój francuskiej pokojówki, a na głowie była narzucona opaska z kocimi uszami. Całość była oświetlona ciepłym światłem czerwonej barwy. Na twoich ustach pojawił się złośliwy uśmieszek i mogłaś przysiąc, że właśnie wyrosły ci rogi i ogon. „Chyba znajdę zastosowanie dla tego stroju” pomyślałaś diabolicznie.
- Hej, słonko, jesteś tam? - usłyszałaś głos dochodzący ze słuchawki. Przywrócił cię on do rzeczywistości.
- Tak, tak, jestem... Słuchaj Beth, ja chyba będę kończyć – zaczęłaś, potrząsając delikatnie głową, ale dziewczyna ci przerwała.
- Ja już znam ten twój ton. Cokolwiek diabolicznego chcesz zrobić, wiedz, że nie popieram cię w tym - powiedziała surowo. Zaśmiałaś się.
- Jak ty mnie świetnie znasz. Na razie - powiedziałaś. Bethany mruknęła coś na pożegnanie i rozłączyłaś się. Chwilę potem przechodziłaś przez drzwi sklepu, nad którego wystawą sterczałaś.
    Około dwudziestu minut później byłaś już w swojej okolicy. Obłożona zakupami jakoś zdołałaś sięgnąć w stronę klamki i ją nacisnąć, wpadając do domu.
- Witajcie, moi drodzy! Zawleczcie tu swoje szanowne dupy i brać się za rozpakowywanie zakupów! - krzyknęłaś od razu, wchodząc do domu. Postawiłaś większość toreb na ziemi i ściągnęłaś buty, przy okazji odkładając parasol.
- Przyszłaś w końcu. Już zaczęliśmy się martwić – powiedział Edd, pojawiając się z rudowłosym u boku. Po chwili zauważyłaś też stającego w przedpokoju Toma.
- Mówiłam rano Tordowi i Tomowi, że przyjdę później. Poza tym – myślicie, że nie dałabym się rady obronić? – spytałaś, jednak nie dostałaś odpowiedzi, bo po chwili torby zostały zabrane przez Edda i Matta, jednak Tom został przez chwilę, patrząc na torbę, którą chowałaś za sobą.
- Może wezmę od ciebie też to - zaczął, wyciągając w tamtą stronę rękę, jednak natychmiast ją cofnął, kiedy pacnęłaś go swoją dłonią w jego dłoń.
- Niepotrzebnie, to tylko kilka moich pierdół - powiedziałaś niewinnym uśmiechem, czując, jak Ringo ociera ci się o nogi. Wzięłaś torbę w której zabrzęczała szklana butelka i przeklęłaś w myślach. Na drugą rękę wzięłaś kota i pośpieszyłaś do swojego pokoju. Czułaś palące spojrzenie czarnookiego na swoich plecach przez całą drogę do pokoju. Położyłaś torbę z ostatnimi zakupami i swoją własną torbę na łóżku, zaś kota postawiłaś na podłodze, co i tak niewiele dało, bo po chwili już wylegiwał się na twoich poduszkach. Zdjęłaś pilotkę i zawiesiłaś ją w szafie. Usiadłaś na skraju łóżka i wyjęłaś z torby z „zakupami” butelkę ulubionego trunku Toma. Przejechałaś kciukiem po szklanej powierzchni, na której zaczęły się skraplać krople wody, ponieważ wódka stała z lodówce w sklepie. Pomyślałaś o tym, to zamierzasz zrobić. Pomyślałaś o tym, za co zamierzasz się zemścić. Przypomniał ci się ten dzień, w którym brałaś kąpiel i chciałaś wysuszyć włosy, ale gdy tylko włączyłaś suszarkę, czekała cię niemiła niespodzianka w postaci talku dla dzieci na całej twojej twarzy i włosach. Kiedy tylko usłyszałaś umierającego ze śmiechu Toma, poprzysięgłaś zemstę. I to był właśnie ten dzień. Z uśmieszkiem odstawiłaś butelkę na biurko i po cichu skierowałaś się do pokoju Torda, słysząc, jak Edd krzyknął z zachwytem „COLA!”, a ty nie mogłaś nic poradzić na to, że się uśmiechnęłaś i zaśmiałaś. Naprawdę, mogłaś przysiąc, że żeby uszczęśliwić Edda, wystarczyło mu kupić colę. No, i może zeswatać z Mattem, ale tym zajmiesz się później, na razie masz misje do wykonania. Zapukałaś do drzwi Torda, by po chwili słyszenia jego mamrotania zza drzwi, stanąć z nim oko w oko. No, może oko w podbródek, no ale sens jeden. Do twoich nozdrzy dotarł zapach tytoniu i domyśliłaś się, że pewnie znów palił, ale teraz nie masz czasu na reprymendy dla niego za palenie, zrobisz to później.
- Słuchaj mam do ciebie sprawę – powiedziałaś może trochę za poważnym tonem. Tord spojrzał na ciebie z uniesioną brwią, a później pokazał ci ręką, żebyś weszła do pokoju. Zrobiłaś, co ci kazał i zauważyłaś, że wziął do ręki broń i zaczął się jej przyglądać.
- Więc kto sprawił ci jakiś problem? - spytał niczym Ojciec Chrzestny, trzymając spluwę  i polerując niektóre miejsca rękawem bluzy.
- Nie, nie taką sprawę! - powiedziałaś pośpiesznie. Wiedziałaś, że Tord był zdolny do takich rzeczy, więc wolałaś nie kusić losu. Kiedy spojrzał na ciebie pytająco, wzięłaś głęboki oddech i zaczęłaś ponownie mówić: - Potrzebuję pewnej specyficznej substancji.
Chłopak w czerwonej bluzie patrzył ci w oczy przez chwilę, po czym pokiwał powoli głową ze zrozumieniem i skierował się do jednej ze swoich komód, grzebiąc po różnych szufladach.
- Ta substancja powinna być przezroczysta. Powinna być też bezzapachowa i bezsmakowa, albo żeby przynajmniej smak i zapach alkoholu mógł to zamaskować - ciągnęłaś swój wywód, żwawo gestykulując. - Potrzebne jest to, żeby powodowała senność u osoby, która spożyje coś z nią. Tak, że nawet osoba posiadająca bardzo lekki sen, nie obudziła się nawet w wypadku trzęsienia ziemi i...
- Masz - uciął krótko, wystawiając w twoją stronę przezroczystą fiolkę, w środku była także jakaś przezroczysta ciecz. Spojrzałaś podejrzliwie na szklane naczynie w dłoni chłopaka, po czym wyciągnęłaś ostrożnie rękę i wzięłaś fiolkę. Poczułaś jak na twoich ustach pojawia się pełen satysfakcji, upiorny uśmiech.
- Pod słowem honoru, czasami mnie przerażasz - powiedział Tord, patrząc na ciebie. Zaśmiałaś się, on jednak kontynuował, nie zważając na twój złowieszczy śmiech. - Po co ci to, tak w ogóle?
- Oh, za niedługo się dowiesz... - obdarowałaś go najbardziej uroczym uśmiechem, jakim potrafiłaś i wyszłaś z jego pokoju, zostawiając go sam na sam z pytaniami kłębiącymi się w jego głowie. Powoli zaczął żałować, że ci to w ogóle dał. Ty tymczasem pognałaś do swojego pokoju, wzięłaś butelkę wódki, którą wcześniej postawiłaś na biurku i ją otworzyłaś. Od razu uderzył cię mocny zapach alkoholu. Otworzyłaś flakonik, który dostałaś od Torda, zastanawiając się przy okazji, skąd ten chłopak to ma i wlałaś kilka kropel substancji do butelki, po czym wymieszałaś. Zakręciłaś ją i usiadłaś na chwilę na brzegu łóżka. Pogłaskałaś Ringo, wylegującego się na twojej czerwonej kołdrze, słysząc, jak mruczy z rozkoszy. Spojrzałaś na butelkę w swojej dłoni. „Ostatni alkohol, jaki miałam w ustach, to ten szampan dla dzieci z przyjęcia u mojej siostry ciotecznej…” pomyślałaś i wstałaś z łóżka. Miałaś nadzieję, że Tord cię nie wykiwał i dał ci to, co ci było potrzebne, bo inaczej twój plan w łeb strzelił. Po chwili wyszłaś z pokoju i poszłaś do salonu połączonego z kuchnią. Stanęłaś w progu łuku prowadzącego do pomieszczenia i widziałaś jak Matt i Edd cicho rozmawiają w kuchni i śmieją się. Od czasu do czasu na policzkach jednego z nich pojawiał się delikatny rumieniec i widać było tą chwilową niezręczność, która jednak szybko znikała, jak smuga światła. Z delikatnie przyśpieszonym rytmem bicia serca poszłaś w stronę kanapy, na której siedział znudzony Tom i oglądał coś w telewizji.
- Hej, Tom – powiedziałaś, stając za tyłem kanapy i przykuwając jego uwagę.
- Co chcesz? – spytał, odwracając się w twoją stronę przez oparcie kanapy i patrząc na ciebie podejrzliwie.
- Proszę, takie małe co nie co dla ciebie – powiedziałaś i położyłaś flaszkę na jego kolanach. Podejrzliwość zmieniła się w zaskoczenie, by ostatecznie zostać zastąpiona wdzięcznością i zadowoleniem.
- Dzięki wielkie – powiedział, uśmiechając się, a ty siadłaś na kanapie obok niego.
- To drobiazg – uśmiechnęłaś się słodko i uroczo. Być może czułabyś grzechy łażące ci po plecach, gdyby nie przylegający do twoich pleców pancerz zrobiony z uczucia słodkiej jak maliny latem zemsty.
    Po około dziesięciu minut zaczęłaś zauważać efekty działania tego płynu, który dał ci Tord. Głowa Toma samoistnie zaczęła lecieć na twoje prawe ramię, a ty za każdym razem podnosiłaś ją ze swojego ramienia zirytowana, chociaż w duchu twój wewnętrzny diabełek skakał z radości i zacierał rączki. Czarnooki zmył się do swojego pokoju, a ty wyszłaś z salonu kilka minut po nim. Weszłaś do pokoju, wzięłaś torbę z rzeczami, które kupiłaś i pośpieszyłaś na górę. Otworzyłaś delikatnie drzwi i zobaczyłaś śpiącego na łóżku Toma. Na szczęście był w samych bokserkach, co dodatkowo ułatwiało ci sprawę.
- Zabawę czas zacząć – powiedziałaś, a na twoje usta wpłynął złośliwy uśmiech. Zabrałaś się do roboty.
    Po około godzinie później leżałaś w swoim łóżku, biorąc wcześniej prysznic i zjadając kolację. Trzymałaś w rękach telefon, na którym znajdowało się teraz kilka zdjęć twojego pięknego dzieła. Wracając z pokoju Toma poszłaś także sprawdzić, co tam u Torda. Zastałaś go śpiącego, więc postanowiłaś wyciąć mały numer i jemu, ustawiając budzik w jego telefonie na godzinę 8:00, a na sygnał budzika ustawiłaś piosenkę „Sunshine, Lolipops and Rainbows”, którą szybko pobrałaś. To się zdziwi Słoneczko Cukiereczek*, jak go obudzą te słodkie słowa piosenki. Czytałaś książkę, głaszcząc kota, który (o dziwo) cały czas siedział u ciebie, a kiedy ją skończyłaś, uznałaś, że książka nawet fajna i ciekawa, jednakże, przysłowiowo, dupy nie urywa i poszłaś spać.
*tak, mam świadomość, że tłumaczy się „Słoneczko Lizaczek”, jednak „Cukiereczek” pasowało mi bardziej.
Share:

1 komentarz:

  1. Jak i poprzednie części, bardzo fajne i przyjemne, jednak przez cały czas rozwalały mnie "kupki smakowe" xD chociaż można było to wziąć za jednorazowy błąd, to z "kupek smakowych" już nie wyrabiałam 😂

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE