17 marca 2018

Undertale: Do końca świata i dzień dłużej - Zasada pierwsza - Tajemnica [opowiadanie interaktywne]

Notka od autora:  Jest to opowiadanie interaktywne. Pod niektórymi notkami znajdować się będą pytania do czytelników, ich odpowiedzi będą miały wpływ na fabułę. 
Akcja dzieje się na powierzchni. Wojny z potworami nigdy nie było bo... ich też nie było. Jest za to coś innego... Nagle całe Twoje życie obraca się o sto osiemdziesiąt stopni, po tym jak przeprowadzasz się do swojej babci, która umiera wkrótce potem i pozostawia Ci niezwykły spadek. Stajesz się opiekunką czterech żywiołaków ognia!
Opowiadanie w którym z wyjątkiem postaci czytelniczki (opowiadanie dostosowane do kobiecego czytelnika) występują jeszcze postacie Grillbiego (Undertale), Fella (Grillby z Underfell), Gri (Grillby z Underswap) oraz Curly (BittyBones). Czytelnicy będą mieć wpływ na to co wydarzy się dalej z postaciami. Swoje sugestie mogą umieszczać w komentarzach nawet jak pytań do rozdziału nie będzie

Spis treści:
...
Myśl. Myśl. Myśl. Siedziałaś pod ścianą w swoim pokoju tuląc do brody kolana. Patrzyłaś na... na... Boże. Nie. Słyszałaś o tym, że po śmierci można przechodzić fiksacje. Zwłaszcza, jak było się blisko ze zmarłym, albo też jak śmierć nastąpiła nagle. Depresja w takiej sytuacji jest normalna. Ale, czy oznaką depresji są przewidzenia? Znaczy się, nie abyś narzekała, lepiej jest przecież widzieć dziwnego stwora zrobionego z ognia niż powiedzmy chcieć się zabić... Prawda?

Twoje przebudzenie nie należało do najmilszych, znaczy się, leżałaś na kanapie, mając pod głową coś naprawdę ciepłego. Nie gorącego, tak przyjemnie ciepłego. Było Ci ... miło. Wyspałaś się. Żaden szmer, żaden szelest, nic nie zakłóciło Twojego snu. Nie miałaś też koszmarów, właściwie nie śniłaś w ogóle, ale w dobrym tego słowa znaczeniu. Potem, kiedy otworzyłaś oczy, zorientowałaś się, że trzymasz głowę na kolanach tego... tego czegoś. No i się zaczęło.
Szok.
Strach.
Panika.
Szczypanie się po twarzy.
Szczypanie się po rękach.
Próba ugaszenia tego czegoś wodą - nie udała się, głównie dlatego, że większość wody wylałaś z miski biegnąc od ubikacji do niego.
Następnie uznałaś, że powinnaś wezwać pomoc.
Chwyciłaś za telefon.
Wybrałaś odpowiedni numer.
I... co im powiesz?
Masz włamanie?
Ogień wdarł się do Twojego mieszkania?
Może zadzwonić po straż pożarną?
Poślą na to coś strumień zimnej wody wprost z węża!
A co jak on ich pokona?
Co jak to tylko pogorszy sprawę?
Póki co tylko stoi i patrzy się na Ciebie.
Brrrr...
O nie, a co jeżeli... on nie istnieje?
Wizja tego, że tajemniczy gość może być tylko i wyłącznie przewidzeniem wydała się straszniejsza, niż gdyby miałoby się okazać, że jest on prawdziwy.
Zaczynasz wariować?
Patrzyłaś nadal na telefon.
Psychiatra?
A może od razu niech wsadzą cię w kaftan i do czubków?

No i tak skończyłaś tu gdzie jesteś, pod ścianą, gryząc czubek paznokcia, zastanawiając się nad kolejnym krokiem. Nie odzywałaś się do tego czegoś, w przeświadczeniu i obawie, że jeżeli go nie ma - to wyjdziesz na wariatkę, za którą się nie uważasz, ale znowu z drugiej strony, każdy wariat uważa się za normalnego. Agh! Czułaś, jak mózg z przeciążenia wypływa Ci uszami.
To coś poruszyło się, wstało z kanapy i ciężko westchnęło. Przyglądał Ci się nadal, jakby... smutny. Ale dlaczego jest smutny? Zmarszczyłaś brwi patrząc, jak zmierza w Twoją stronę. Jak przyklękuje na jednym kolanie, jak wyciąga ognistą rękę w Twoją stronę. Na jego ognistym licu malował się delikatny, subtelny uśmiech. Gdy otworzył usta widziałaś ich wnętrze, jaśniejsze od skóry, prawie białe, widziałaś ognisty język, nieco ciemniejszy od płomieni na ciele, widziałaś nawet zarys zębów. Widziałaś jego oczy kryjące się pod szkłami okularów, widziałaś jak języki ognia, niewielkie, malutkie, prawie niezauważalne delikatnie kołyszą się na boki, jak niektóre wystają spod kołnierzyka jego białej koszuli. Zaskakujące było to, że się go nie bałaś. Nie jego. Bałaś się, że jest prawdziwy i tym bardziej bałaś się, że go nie ma. Cokolwiek by nie było prawdziwe, dla Ciebie jednako źle.
-Panienko ____ - wypowiedział Twoje imię zachęcając Cię, byś chwyciła go za rękę. Ty natomiast tylko podkuliłaś kolana bardziej pod siebie, chcąc stać się mała, zapaść się pod ziemię, albo obudzić. Tak, obudzić z tego koszmaru. - Rozumiem, że to wszystko musi być dla ciebie bardzo... - zamilkł zaciskając mocniej wargi, jakby próbował odnaleźć właściwe słowo. Ogólnie, mówił powoli, dokładnie dobierając to co chce powiedzieć. - ... niespotykane. - wziął wdech - Lecz zapewniam cię, że dla nas to jednako ciężkie jak i dla ciebie. - Milczałaś nadal, dlatego opuścił rękę na dół marszcząc ogniste brwi. Zastanawiał się nad kolejnym krokiem. Coś musiało przecież zadziałać, cokolwiek co sprawiło by, że zaczęłabyś odpowiadać na jego akcje, że zaczęłabyś z nim rozmawiać. Kiedy już zaczniesz odpowiadać, będzie o wiele, wiele prościej. - Zapewniam cię, że nie zwariowałaś, choć zapewne nie wierzysz słowom czegoś co uważasz za iluzję. I słusznie. Też bym nie uwierzył - Nadal nic - Lecz siedzeniem nic nie zmienisz. - Cisza - Panienko _____, pozwól, że o sobie opowiem, dobrze? Po mojej historii sama uznasz, czy jestem prawdziwy, czy nie. Choć zapewniam, że cokolwiek wybierzesz, nasz los został już przypieczętowany wiele, wiele lat temu...

Dawno, dawno temu, nim jeszcze się narodziłaś, kiedy po ziemi chodziło o wiele więcej takich istot ja my... były też wiedźmy które...

-Stój! Jak masz zamiar powiedzieć mi teraz historię o tej, która zawarła z wami pakt, to ja dziękuję - wywróciłaś oczami - Słyszałam tę historię wiele razy i naprawdę wątpię, abyś powiedział mi coś ciekawszego! - Cóż, przynajmniej zaczęła się odzywać - Zamiast opowiadać mi coś co dobrze znam, lepiej udowodnij, że jesteś prawdziwy!
-Panienko, ale ja... jestem prawdziwy - żywiołak wyglądał na lekko oburzonego.
-Nie dla mnie - odpowiedziałaś pewnie lekko opuszczając kolana - Postaw się w mojej sytuacji, możesz? Proszę - przyglądał Ci się ze zdziwieniem - Mieszkam sama, od niedawna. Moja babcia umarła, rodziców nie ma, studia za rogiem, a tutaj przychodzi do mnie facet zrobiony z ognia który pierdoli mi jakieś smuty o babce jaka ponoć była moim przodkiem! - wyrzuciłaś ręce w powietrze - Co byś zrobił na moim miejscu?! - żywiołak spuścił wzrok na podłogę i zmarszczył brwi. Milczał dłuższą chwilę.
-Wysłuchałbym... co ma do powiedzenia „facet zrobiony z ognia”, a potem dostosował się do nowych okoliczności
-Tylko tyle?
-Tak.
-A nie pomyślałbyś, że no nie wiem... wariujesz?
-Uważasz, że jestem omamem?
-Dokładnie tak!
-I pytasz się, swojego omamu, co by zrobił, gdyby pomyślał, że ma ... omamy? - Fakt, to nie było zbyt mądre. Wywróciłaś oczami.
-Racja, daj lepiej dowód na to, że istniejesz.
-Dowód na to...
-...że istniejesz. Tak. Coś co sprawi, że przestanę martwić się tym, że jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, a zacznę panikować, bo jesteś prawdziwy. - Po kolejnej chwili namysłu, potwór wystawił w Twoją stronę rękę palcami uniesioną do góry.
-Dotknij - Zrobiłaś tak. - Czujesz? Ciepło. Czujesz mnie? Jestem prawdziwy.
-Ludzka psychika może wiele - szybko zabrałaś rękę czując na niej dziwne mrowienie. - Może wyobrazić sobie, że dotyka czegoś czego nie ma. To, że mogę cię poczuć jeszcze nic nie znaczy...
-To może powiem ci coś, czego nie wiesz?
-To już lepszy pomysł.
-Tajemniczą skrytką na słodycze twojej babci jest opakowanie po szpinaku
-Co?
-Zawsze chowa słodycze do opakowania po szpinaku.
-Ale jej nie wolno było jeść słodyczy.
-Owszem. - Zmarszczyłaś brwi
-Nawet! Jeżeli to prawda... mój mózg mógł zarejestrować to kiedyś i tak naprawdę o tym wiedziałam cały czas - Nic nie powiedział. Lecz znałaś tę minę. „Poważnie?” To zdawał się myśleć, ale nie przejęłaś się. W sumie, Twoje rozumowanie jest logiczne, prawda? Mózg jest zdolny do wielu, wielu rzeczy. Oglądałaś Jestem Bogiem, więc wiesz do czego. Ha! Szach Mat omamie! - Wiesz, mam dość siedzenia i doszłam do wniosku, że może jak wstanę i się przejdę to będzie mi lepiej? - Mówiąc to podniosłaś się z ziemi. Nogi miałaś jak z waty, zdrętwiały Ci, dlatego szłaś niepewnie, koślawie i chwiejnie. Potwór również wstał i szedł za Tobą, asekuracyjnie wyciągając ręce przed siebie, na wypadek, gdybyś jednak zdecydowała się upaść. Nic nie mówił, po prostu szedł. Otwierając drzwi swojej sypialni skierowałaś się do salonu, gdzie... TEGO JEST WIĘCEJ!
Fioletowa wersja siedziała na kanapie i oglądała jakieś bzdety!
Drugi, podobny do niego, ale ubrany jak jakiś klaun szperał w książkach!
Boże i jest mały, niebieski, który siedzi na stoliku i przegląda album. Skąd on go w ogóle ma?!
-Dobra mam dość! - krzyknęłaś wchodząc szybko do salonu. Wszyscy skierowali wzrok na Ciebie - Mam tego serdecznie dość! Nie wiem czym jesteście, ale niech wszystko co nie jest prawdziwe wypierdala z tego mieszkania! - krzyczałaś ile sił w gardle, lecz nikt ani drgnął. Fioletowy popatrzył na żywiołaka za Tobą.
-Nie zrozumiała? - tamten musiał zaprzeczyć kiwając głową, bo fioletowy przed Tobą tylko uderzył się w czoło ręką wyraźnie zrezygnowany - Boże. Dlaczego musi być debilką.
-Co? Wypraszam sobie! - jak ten omam śmie Cię obrażać! - I w ogóle, spierdalajcie stąd!
-Ej, nie klnij przy Curly! - odezwał się klaun.
-Ona nas nie chce? - niebieściutki, który wygląda na to, że ma na imię Curly wyglądał na załamanego. Jakby cały jego świat w jednym momencie rozsypał się na niewielkie, malutkie kawałeczki. Widziałaś, jak na małych policzkach pojawiają się łzy. Ogień może płakać? Dobra, masz zdecydowanie bujną wyobraźnię.
-To nie tak - próbował go uspokoić klaun - Po prostu jeszcze nie rozumie.
-A zrozumie? - Curly pociągnął nosem - Chcę, aby wszystko już było normalne.
-Będzie musiała...
-Nic nie muszę! - wtrąciłaś się - Wiecie co? Dobra, zostańcie tutaj! Jak chcecie. JA WYCHODZĘ! I jak wrócę, to ma was nie być. Zrozumiano? Wy nie istniejecie! A więc to co nie istnieje ma wyjść!
-Słuchaj bachorze - Fioletowy raczył podnieść ognisty zad z kanapy babci. - Zaraz udowodnię ci, że jesteśmy prawdziwi. Rozumiesz? Tylko co wtedy zrobisz, jak okaże się, że jednak nie zwariowałaś?
-Zaakceptuję to co jest i spróbuję z tym żyć - skłamałaś. Fioletowy wiedział, że kłamiesz. Wszyscy wiedzieli, że kłamiesz. Po co kłamiesz? W każdym razie kazał Ci usiąść. Za jakieś pół godziny przyjdzie listonosz i jak on ich zobaczy, to będziesz wiedziała, że są prawdziwi. W tym czasie przedstawili Ci się. Najmniejszy, to faktycznie Curly. Ten Fioletowy nazywa się Fell, Grillby to ten z którym gadałaś na samym początku, a Gri to ten bez gustu w ubraniach. Wszyscy są czymś w rodzaju braci, choć nie do końca. Próbowali Ci wyjaśnić, że są jakby jedną istotą w czterech wydaniach, ale nie zrozumiałaś z tego zbyt wiele. Wygodniej jest brać ich za braci. Zdecydowanie wygodniej. Dowiedziałaś się też, że babcia miała rację. Znaczy się, zostałaś wybrana Ty, a nie np Twoja mama, gdyż potwory te żyją Twoim życiem. Ich życie jest połączone z tym, z kim mają kontrakt. Jak ta osoba umrze przed przekazaniem kontraktu komuś innemu, najmłodszemu w swojej rodzinie - umierają wraz z nim.
-Dawniej było nas więcej - mówił Grillby - Zaczynaliśmy jako całkiem pokaźne stadko.
-Wszyscy na usługach tej wiedźmy? - zmarszczyłaś brwi - Dlaczego?
-Ze względu na jej duszę. Na twoją duszę. Jest bardzo potężna.
-I dlatego się uwięziliście? Ej, a co stało się z resztą?
-Niektórzy z nas postanowili umrzeć razem z twoimi przodkiniami. Wiesz, prawie siedemset lat robi swoje. Wykruszyli się - Fioletowy wzruszył ramionami
-To.. całkiem romantyczne...
-Gdzie ty widzisz romantyczność w głupocie? - Fell zmarszczył brwi
-No nie wiem, wolisz zginąć, niż żyć bez .. ukochanej? - spojrzałaś na nich wszystkich - Czyli skończyłam z wami, najbardziej odpornymi na tego typu zabiegi i najbardziej bezdusznymi, pozbawionymi krzty współczucia stworami?
-Co? - pisnął Curly, bliski płaczu. Znowu.
-Nic nic. Po prostu próbuję udawać, że wam wierzę.
-Ech - Gri usiadł obok Ciebie i położył rękę na kolanie - Trzeba pogadać o interesach.
-Jakich interesach? - zamrugałaś kilka razy
-Żyjemy dzięki tobie i przy tobie. Musisz nam obiecać kilka rzeczy a my będziemy cię chronić.
-Dobra, dawaj, niech się pośmieję.
-Po pierwsze, masz przekazać kontrakt swojemu potomkowi przed śmiercią.
-A skąd będę wiedziała, kiedy umrę?
-Będziesz wiedziała. To się czuje.
-A jak umrę w wypadku?
-Nie dopuścimy do tego - wtrącił się Fiołek.
-A jak umrę na jakąś malarię albo inną chorobę?
-Nie pozwolimy na to! - pisnął Curly
-A jak będę miała raka?
-Słuchaj - Gri wywrócił oczami  i ściągnął za grube okulary, widziałaś coś niebezpiecznego w tym klaunie. Coś, czego nie miał nawet ten fioletowy. Przeszył Cię dreszcz przerażenia, gdy spojrzał w Twoje oczy. Niby identyczny jak Grillby, lecz było w nim coś, coś ... dzikszego. Coś, co bardzo Ci się nie podobało - Umrzesz ze starości, to już nasze zadanie jak to zrobić. Umrzesz a przed śmiercią przekażesz kontrakt.
-Jasne, jasne, dobra. Ale ja nie mam potomka! - zaśmiałaś się nerwowo
-To kwestia czasu - Fiołek machnął ręką - Wy ludzie macie tendencje do dobierania się w pary i rozmnażania się. - zmarszczyłaś brwi
-A jak będę lesbijką? Albo mój wybranek nie będzie mógł mieć dzieci? Albo ja nie będę mogła mieć dzieci? Albo....! Ej! Nie myślicie, że zgodzę się chodzić dziewięć miesięcy z brzuchem, nie mogąc zawiązać sobie butów tylko po to abyście wy!
-Skończ chrzanić! - Fiołek tracił cierpliwość - Za dużo albo! Będzie tak, a nie inaczej, bo my tak chcemy.
-A figa! Gówno dostaniecie a nie potomka!
-Macie świadomość, że ta rozmowa zmierza na złe tory? - wtrącił się Grillby - Listonosz zaraz przyjdzie. Uspokójcie się. - Uspokoiliście się. Znaczy się... atmosfera była tak gęsta, że można byłoby ją krajać tasakiem, ale milczeliście. Byłaś zła, obrażona, i naprawdę, naprawdę chciałabyś, aby okazało się, że są to przewidzenia. Nie tylko ze względów zdrowotnych, ale i na Twoją przyszłość. No bo ej, masz być królikiem rozpłodowym, aby jakieś zywiołaki mogły sobie dalej żyć? Phi. Śmiechu warte. Ale... przecież kilku z nich... nie wiesz ilu, ale sporo, wyglądałoby na to, zdecydowało się umrzeć z Twoimi przodkami. To... naprawdę romantyczne i tragiczne i słodkie i w ogóle. Poczułaś jak serce mocniej Ci bije, gdy ktoś zastukał do drzwi. Listonosz. Spojrzałaś na potwory. Gri wziął Curlego na ramię, Ty poszłaś w stronę wejścia i otworzyłaś je na oścież tak, aby widać było dokładnie wszystkich za Tobą. Wyższe od Ciebie ogniste istoty, w różnych barwach, w różnych ubraniach. Listonoszem był młody mężczyzna, znałaś go bo kilka razy odbierałaś od niego przesyłki. Gdy tylko podniósł głowę a daszek niebieskiej czapeczki przestał blokować mu pole widzenia, spojrzał na Ciebie.
-Pani ____? Mam list do.... - zaniemówił. Pobladł. Boże. Czyli jednak to prawda. Oni istnieją! Albo to Ty wyglądasz tak strasznie, że mężczyzna się przeraził. .... Nie wiesz która z tych opcji jest gorsza.
-Tak? - próbowałaś zgrywać greka.
-Do... do.... do...
-Do?
-Do...do...do..
-Dodo to taki ptak, który już wymarł - usłyszałaś głos Gri, a zaraz potem krzyk listonosza. Krzyk, bo młodzieńca już nie było. Rzucił ci tylko list w Twoje ręce i gnał przed siebie.

Siedziałaś na kanapie obracając w rękach kopertę, jakby to była ostatnia realna rzecz trzymająca Cię tego świata.
-Dobra. Dawajcie to.
-Co? - potwory znowu były zdziwione.
-No... transformacja.
-Co? - były coraz bardziej zdziwione.
-W anime w takich sytuacjach stwory takie jak wy, dają bohaterce jakiś dziwny kiczowaty prezent i może ona się zmieniać.... wiecie? Mam zostać teraz wojowniczką o miłość i sprawiedliwość? A może zostanę członkiem W.I.T.C.H? Nigdy nie lubiłam Taranee, mogę ją zastąpić.
-O czym ona... - Fioletowy skierował się do Grillbiego, który bezradnie wzruszył ramionami
-No dawajcie, mam ocalić świat?
-Masz iść po rozum do głowy. - Bąknął Fell - Ogarnij się kobieto i przestań robić sobie z tego jaja. Jesteśmy na siebie skazani, przez kilkadziesiąt kolejnych lat - wsadził ręce do kieszeni - Rozumiesz? - uspokoiłaś się, albo raczej, przeraziłaś. Wtulając się w kanapę znowu podsunęłaś kolana pod brodę.
Twoi nowi towarzysze życie byli zdecydowanie w gorącej wodzie kąpani. Heh. Dobre. Nie. Ten żart był żałosny. Zachciało Ci się płakać.
-Wiecie co? - usłyszałaś Grillbiego, który mówił pół szeptem do swoich braci - Wydaje mi się, że najlepiej będzie zostawić ją teraz samą sobie.- I poszli. Bez słowa. Dwóch udało się do kuchni, Gri i Grillby mówili coś o solidnym posiłku, który ma postawić Cię na nogi. Curly im towarzyszył, natomiast Fell... on zaszył się w inne miejsce. Nie słyszałaś go. Nie wiesz gdzie poszedł i mało Cię to interesuje.
Dopiero gdy zostałaś sama w pokoju, zdecydowałaś się na otworzenie listu. Był on zaadresowany do Ciebie. Charakter pisma znałaś aż za dobrze. Od babci?

Kochana moja _____.
Jeżeli czytasz te słowa, to ja zapewne już umarłam. A jak jeszcze żyję, to pozwę tę skurwiałą pocztę za niesumienność w wykonywaniu pracy!
Mam nadzieję, że czytasz to jednak jak umarłam, bo zepsuje Ci to niespodziankę. Jaką? Już wiesz. Legendy okazały się prawdziwe, prawda? Jak się czujesz? Jesteś przerażona? Zagubiona? Cokolwiek byś nie czuła, wiem jak to jest bo przechodziłam przez to samo co ty, choć trochę później. Zdążyłam mieć już męża i byłam w ciąży z twoją mamą, kiedy moja mama umarła. Uwierz mi, wizja chowania dziecka przed potworami i chowania potworów przed mężem była straszna, tym bardziej kiedy się pojawili. Myślałam, że poronię! Ale nie. Okazali się być wyrozumiali. Naprawdę. Mogłam wieść normalne życie z mężem i dzieckiem, oni przebywali gdzieś niedaleko. Zawsze ich czułam, zawsze byli przy nie. Miałam tylko zapalać cztery świeczki każdej nocy. I działało. Kiedy byłam chora, a twojego dziadka nie było bo pracował, oni zajmowali się Twoją mamą. Lubili ją. Fell wierzył, że to ona będzie ich kontrahentem po mojej śmierci. Ale żyłam dłużej niż sądziłam i przyszłaś na świat Ty. Dziadka zabrał czas. I... oni się do mnie wprowadzili. Pomagali mi.
Wiem, że to trudne, ale wszyscy mają swoje wady i zalety. Nie będę ci przedstawiać ich, bo zapewne najlepiej sama ich poznasz, ale uważaj, na nich i na siebie. Nic nie poradzimy z klątwą naszego rodu. Bo w tych okolicznościach jest to klątwa. Dawniej... może to było błogosławieństwo. Ty wiesz ile mogła wiedźma mająca na usługi ogień? Jaki podziw i postrach budziła? A teraz... to już nie to samo.
Nauczysz się z nimi żyć, tak jak i ja się nauczyłam. Daj sobie i im czas. Dla nich to też coś trudnego, choć nie pokazują tego po sobie. Nie znają cię. Ty nie znasz ich. A musicie nauczyć się razem żyć.
I nie płacz po mnie. Spełnij tylko moją ostatnią prośbę. Wiem, że proszę o wiele, ale postaraj się. Ich istnienie musi być tajemnicą. Nie wiadomo ilu z nich przetrwało, nie wiadomo czy ktokolwiek przetrwał. Od wielu, wielu lat nie natrafili na  żadnego z ich gatunku, czy też innego żywiołaka. Możliwe, że są ostatni na świecie. Wiesz co to znaczy? Trzeba ich chronić, jak rzadkie stworzenia. Jak zagrożone gatunki. Nikt nie może się o nich dowiedzieć. Nikt prócz Ciebie nie może wierzyć w ich istnienie. Bo jeżeli ktoś uwierzy i będzie to ktoś o złym sercu, wiesz co może się stać?
Jeżeli oni umrą, zostaną zabici, umrzesz i Ty, a nie są nieśmiertelni czy niezniszczalni. Czują ból, strach, można ich zabić na wiele, wiele sposobów. A ludzie są dość zdeterminowani, by w chwili zagrożenia, zrobić to co uważają za słuszne. Gotowi byliby ich zabić.
Dlatego nikomu, powtarzam nikomu nie wolno ci o nich mówić. Ja nie powiedziałam nawet mężowi, nawet córce, tylko Tobie, bo wiem, że teraz na Ciebie spada ten ciężar.
Nie poddawaj się.
Dasz radę.
Wierzę w Ciebie.
I zapamiętaj, nigdy nie jesteś sama.
Babcia.
Share:

6 komentarzy:

  1. Omg dajta mi tego więcej, zakochałam się uwu

    OdpowiedzUsuń
  2. Brawo Yumi, opowiadanie świetne jak zwykle. Nie mogę się doczekać co się stanie dalej! ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Przecież listonosz widział braci. To chyba źle :/ A tak poza tym, jak zawsze świetna hitoria ^^ Czekam na następną część :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ogółem fajna i ciekawa historia. Lubie Twój styl pisania, ale główna bohaterka bardzo mi sie nie podoba, jest irytująca i mało realna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaję mi się, że charakter bohaterki później się zmieni c:

      Usuń

POPULARNE ILUZJE