
23 stycznia 2017
22 stycznia 2017

Undertale: Dobrze tak wyglądasz [You look so good like this - tłumaczenie PL] [+18]
Notka od tłumacza: Połączmy AU Bara z Fell i otrzymamy naszego Sansa. Dużego, drapieżnego i złego potwora. Z którym umawiamy się już jakiś czas. Pewnego dnia, postanowiłaś spełnić jedną z jego fantazji.
Opowiadanie +18, dostosowane pod kobiecego czytelnika Sans (UnderFell) x Ty.
Autor: Oshann
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
----
No to do dzieła. Nie ma odwrotu. Nerwowo przeczesywałaś włosy
palcami siedząc na skraju łóżka Sansa. Znasz go już od pół
roku. Przed wkroczeniem na intymny pułap znajomości rozmawiałaś z
nim czasami, kiedy siedział w swojej budce z hotdogami. Lubiłaś
jego towarzystwo, chociaż był chamskim dupkiem, nigdy nie zrobił
czegoś niewłaściwego. No cóż, przynajmniej się starał, ale
zawsze wystarczyło powiedzieć „nie” aby przestał. Po jakimś
czasie zaczęliście spotykać się przy drinkach, potem wspólne
wieczory z filmami i jego znajomymi, kilka spotkań we dwójkę i
teraz... Chodzicie ze sobą już od jakichś czterech miesięcy,
wszystko jest dobrze. Wiedziałaś, że mu na Tobie zależy, nawet
jeżeli nie wspominał o tym zbyt często, widziałaś to w jego
zachowaniu. Grał chamskiego i porywczego, ale znałaś go już dość
dobrze. Sans był ostrożny i mimo lenistwa nie żałował sił by
Cię uszczęśliwić. I seks. Oh seks. Uprawianie go było
świetne, można powiedzieć nawet, że magiczne. Jego chamskość
nigdy nie pojawiała się w sypialni. Jego metody były... pełne
pasji. Nie dał Ci zbyt wiele dróg wyjścia, kiedy oboje
wyrażaliście chęć. Agresywnie pchał Cię na łóżko.
Swoje albo Twoje. Brał Cię w kuchni. Albo nawet pod ścianą, jak tylko
przekroczyłaś próg domu po dniu dręczenia go, kiedy wysyłałaś
mu dwuznaczne obrazki jak miał zmianę w pracy. Nie miałaś nawet
czasu się rozebrać.
Kilka dni temu zadałaś mu pytanie na temat jego dzikiego zachowania podczas stosunku, dodałaś też, że nie masz nic przeciwko aby spełnić kilka jego fantazji jakie panoszą mu się po głowie. Wyznał Ci swoje ... pragnienia, i od tego czasu nawet o nich nie wspomniał. Lecz niedługo będzie musiał, po rozmowie z nim zdecydowałaś się na wcielenie ich w czyn. I teraz jesteś, na jego łóżku. Papyrus wybył do Undyne na noc wspominając coś o „UDOWODNIENIU TEJ GŁUPIEJ RYBIE, ŻE SPAGHETTI JEST LEPSZE NA ŁAPANIE LUDZI NIŻ PUŁAPKI Z WŁÓCZNI” cokolwiek to znaczy. Dalej Paps. Tylko niczego nie spal.
Sans brał prysznic, byłaś więc sama. Czas dłużył Ci się niemiłosiernie, z każdą chwilą denerwowałaś się coraz bardziej. Ze względu na dzisiejsze plany założyłaś najładniejszą czarną bieliznę jaką miałaś, czując się seksownie i uwodzicielsko. Drzwi się otworzyły. Sans wszedł owinięty jedynie ręcznikiem dookoła miednicy. Zaśmiał się cicho kiedy zwrócił uwagę na Twój strój. Twój chłopak rzucił materiał na zagraconą podłogę. Oh łoł. Czy kiedykolwiek ten widok Ci spowszednieje? Podszedł, był wyższy o dwie głowy, znacznie silniejszy. Za każdym razem kiedy ściągał swoją koszulkę mogłaś się po prostu wpatrywać w jego żebrom. Przyglądał Ci się wtedy badawczo i mówił 'to nic ciekawego, dziecino, to tylko kości' a na to zawsze odpowiadałaś 'To ty' wzruszał ramionami, jakby to nie było nic wielkiego, ale wiedziałaś że delikatnie się rumieni, kiedy odwraca wzrok. Lubiłaś go, a on lubił Ciebie.
Kilka dni temu zadałaś mu pytanie na temat jego dzikiego zachowania podczas stosunku, dodałaś też, że nie masz nic przeciwko aby spełnić kilka jego fantazji jakie panoszą mu się po głowie. Wyznał Ci swoje ... pragnienia, i od tego czasu nawet o nich nie wspomniał. Lecz niedługo będzie musiał, po rozmowie z nim zdecydowałaś się na wcielenie ich w czyn. I teraz jesteś, na jego łóżku. Papyrus wybył do Undyne na noc wspominając coś o „UDOWODNIENIU TEJ GŁUPIEJ RYBIE, ŻE SPAGHETTI JEST LEPSZE NA ŁAPANIE LUDZI NIŻ PUŁAPKI Z WŁÓCZNI” cokolwiek to znaczy. Dalej Paps. Tylko niczego nie spal.
Sans brał prysznic, byłaś więc sama. Czas dłużył Ci się niemiłosiernie, z każdą chwilą denerwowałaś się coraz bardziej. Ze względu na dzisiejsze plany założyłaś najładniejszą czarną bieliznę jaką miałaś, czując się seksownie i uwodzicielsko. Drzwi się otworzyły. Sans wszedł owinięty jedynie ręcznikiem dookoła miednicy. Zaśmiał się cicho kiedy zwrócił uwagę na Twój strój. Twój chłopak rzucił materiał na zagraconą podłogę. Oh łoł. Czy kiedykolwiek ten widok Ci spowszednieje? Podszedł, był wyższy o dwie głowy, znacznie silniejszy. Za każdym razem kiedy ściągał swoją koszulkę mogłaś się po prostu wpatrywać w jego żebrom. Przyglądał Ci się wtedy badawczo i mówił 'to nic ciekawego, dziecino, to tylko kości' a na to zawsze odpowiadałaś 'To ty' wzruszał ramionami, jakby to nie było nic wielkiego, ale wiedziałaś że delikatnie się rumieni, kiedy odwraca wzrok. Lubiłaś go, a on lubił Ciebie.
-to wszystko dla mnie, mała? - jego niski głos delikatnie drżał,
przebiegły uśmiech wykrzywił twarz. Złoty ząb połyskiwał, kiedy
się zbliżał. Przytaknęłaś i poczekałaś, aż usiądzie
obok. - heh, nie musiałaś, wiesz że nie będą na tobie
zbyt długo – powiedział ciągnąć za materiał majtek swoim małym
palcem. W sumie racja. Uśmiechałaś się lekko starając się dodać
sobie sił. Zauważył to szybko i westchnął – więc... naprawdę
chcesz to zrobić? nie naciskam, dziecino, po prostu... nie chcę,
abyś czegoś potem żałowała...
-Nie, nie. Chcę tego. Po prostu... - przygryzłaś wargę i
wpatrywałaś się w podłogę – Chyba.... się stresuję? Nigdy
wcześniej czegoś takiego nie robiłam, ale... Chcę tego spróbować
z tobą. Naprawdę – Nie spuszczał z Ciebie wzroku. Wziął
głęboki wdech i pochylił głowę. Przeniosłaś na niego wzrok.
-chodź – klepnął się w kolano, a potem otoczył Cię swoimi
ramionami. Poczułaś jego kości pod swoim tyłkiem. Sans przytulił
Cię pozwalając, byś oparła się ciałem o jego klatkę piersiową.
- powiem ci co się teraz stanie, dziecino – miał usta obok
Twojego ucha – uspokoisz się, a potem pokażę ci do czego jestem
zdolny. - Przystawił usta do Twojego karku, ostre zęby zaczęły
drażnić wrażliwą skórę. Dreszcz przeszył Cię na wskroś –
nie zrobię nic czego nie lubisz, wiesz o tym – Zaczął lizać
skórę, ręką zaś kreślił niewielkie koła na Twoim brzuchu,
powoli przesuwając ją na Twoje krocze. - wiesz co, użyjmy hasła,
dobra? tak będzie dla ciebie łatwiej – przytaknęłaś – dobra,
pomyślmy... - Jego palce przesuwały się teraz po Twojej
kobiecości. Drgnęłaś lekko i położyłaś głowę na jego
ramieniu przysuwając twarz do jego karku. Pomijając zapach żelu po
prysznic, pachniał tak jak zawsze. Jak pył, stary papier i
zwierzęce futro. Wzięłaś kilka głębszych wdechów. - mmmmmh,
mam, zielony na 'wszystko dobrze'; żółty na 'zwolnij' i czerwony
jeżeli chcesz abym przestał... może być słodka? - znowu
przytaknęłaś. Jego palce znalazły Twoje wejście i zaczęły je
pieścić – powtórz.
-Zielony na okej, żółty na zwolnienie, czerwony jeżeli chcę
abyś przestał.
-brawo. - Położyliście się na łóżku, a potem wspiął się
na Ciebie, jego ręce zaczęły gładzić Twoją twarz – nie
skrzywdzę cię, nie bój się, użyj hasła jeżeli będziesz tego
potrzebować – wyszczerzył się i mrugnął. Nerwowo się
uśmiechnęłaś, drżąc lekko po jego dotykiem. Oczywiście,
wiedziałaś że nie zrani Cię za bardzo, nie w złym tego słowa
znaczeniu. Lecz to było coś nowego, nie mogłaś nic
poradzić na własne nerwy. Sans przybliżył twarz do Twoich włosów
i wziął głębszy wdech, a potem warknął. - oh dziecino, nie masz
pojęcia co mi robisz... - zaczął gładzić Cię kciukiem po
policzku, zamknęłaś oczy. Jego dotyk uspokajał, przesunął
palcem po Twojej wardze. Powoli przesunął dłoń po Twoim karku i
piersi, gorące kości pieściły skórę, ostatecznie zatrzymał się między Twoimi piersiami. Trwał tak przez moment, czując bicie
serca, oddychał głęboko i powoli. Czułaś się dobrze. Zrelaksowałaś się.
Sans rozpiął stanik pozwalając by piersi wyszły na wierzch. Jedną
ręką przeczesywał Twoje włosy, drugą chwycił wyeksponowany sutek. Delikatnie jęknęłaś kiedy zaczął go pieścić coraz bardziej drapieżnie. Warknął nisko, a następnie poczułaś na
swoim karku ostre zęby, polizał wcześniej nadgryzione miejsce.
Teraz obie ręce były na Twoich brodawkach. Sans lizał i całował
drogę jaką pokonywał by dotrzeć do Twojego pępka. Poczułaś
napięcie piętrzące się między nogami, nie mogłaś nic poradzić
niż zacisnąć je mocniej aby choć odrobinę ulżyć sobie w
cierpieniach. Zatrzymał się i popatrzył na Ciebie z cwanym
uśmieszkiem. Obje jego ręce mocno zacisnęły się na Twoich
piersiach.
-nie bój się kochana, nadchodzę, pokażę ci co mi robisz, co
czuję, będę cię pieprzył na każdy możliwy sposób póki nie
będziesz już w stanie myśleć – jego ręce przesunęły się,
chwycił za materiał majtek i ściągnął je. Jak już byłaś
goła, pochylił się i wziął kilka głębszych wdechów zaciągając
się zapachem Twojej już mokrej szparki. Czerwony język wyślizgnął
się między jego zębami, zaśmiał się cicho – masz ochotę? -
przybliżył się do Twojej kobiecości. Czułaś na sobie jego
gorący oddech, zagryzłaś wargę kiedy chwycił Cię za biodra,
powstrzymując przed ruchami. - hehe, szkoda, ale będziesz
musiała poczekać, to ja tutaj rządzę, dostaniesz tylko to co ci
dam – znalazł się między Twoimi nogami, mokry język zaczął
przesuwać się po Twojej kobiecości. Jęknęłaś z przyjemności,
jak przesunął nim po guziczku. Warknął i popatrzył na Ciebie –
nie chcę słyszeć żadnego dźwięku, siedź cicho, to może będę
miły, jeżeli nie będziesz to ukarzę cię za nieposłuszeństwo,
capiche? - Jego ton głosu był głębszy niż zwykle, poczułaś
dreszcz spływający po kręgosłupie. Przytaknęłaś, a on wrócił
do swojej pracy. Pieścił nie tylko te wrażliwe rejony, ale także
pozostałe jej części. Czerwony język ruszał się bez litości.
Dręczył wejście kreśląc dookoła okręgi, jednak nigdy nie
wszedł do środka, sam ten fakt doprowadzał Cię do szaleństwa. Z
frustracji przygryzłaś swój język i pchnęłaś biodrami do
przodu, Sans znowu warknął i się zatrzymał. Patrzył na Ciebie z
wściekłością w oczach, czerwone źrenice zamigotały, wiedziałaś już, że popełniłaś błąd. - co kurwa
mówiłem? dostaniesz tylko to co ci dam, mam cię przytrzymać? -
uścisk na biodrach stał się silniejszy przyciskając Cię do
materaca – mogę, masz siedzieć kurwa cicho i się nie ruszać. - z tymi słowami zaczął szaleńczo lizać Twoją cipkę,
aż wzięłaś głębszy wdech starając się nie krzyczeć. Dyszałaś nierówno kiedy pieścił Cię swoim językiem. Zachowanie
ciszy z każdą chwilą było trudniejsze, nie mogłaś ruszyć
biodrami czy nogami. Mogłaś tylko zacisnąć mocno pięści, aby
znaleźć upust dla rozkoszy jaką Ci ofiarował. O Boże, tego jest
prawie za dużo. Sans robił Ci minetę, palcami wbijał się w Twoje
ciało. Co jakiś czas nisko mruczał, aż jego kości delikatnie
drżały, czułaś jak przygryza Twoją kobiecość.
Robiłaś co mogłaś by słuchać jego poleceń, próbując zachować
ciszę, dyszałaś ciężko. Czułaś, jak pulsowało Ci wnętrze i
wiedziałaś, że on też to czuł. Podniósł się, po brodzie
ciekły mu Twoje soki. Nachylił się i pocałował Cię głęboko
wchodząc swoim ruchliwym językiem do Twoich ust. Uśmiechnął się
z dumą i pogładził Cię po biodrach. Podobał Ci się widok jego
dużych, silnych ramion na ciele.
-wiedziałem, że możesz być grzeczną dziewczynką jeżeli
tylko chcesz – Jego prawe oko zaświeciło wściekłą czerwienią.
Członek pojawił się na jego miednicy, sterczący i świecący.
Uwielbiałaś go, jego wielkość i kształt potrafiły stworzyć
rozkoszną mieszankę przyjemności i bólu, doprowadzając Cię
perfekcyjnie do ekstazy. - nie pozwoliłem ci co prawda mówić, ale
wiem jak twoje śliczne usteczka mogą się przydać, domyślasz się
o co mi chodzi, laleczko? - przełknęłaś ślinę i przytaknęłaś.
- heh to dobrze – kilka razy go podrażnił nim przystawił czubek
do Twoich warg. Rozchyliłaś je i już chciałaś wziąć go do
środka, kiedy nagle mocno chwycił Cię za policzki zmuszając, abyś
uniosła głowę do góry – chyba nie za bardzo rozumiesz co się
dzieje – warknął – to ja tutaj dowodzę, powiedziałem że masz
mnie ssać? nie, masz robić to co ci mówię, a nie było nic na
temat tego, że możesz przejąć kurewską inicjatywę – puścił
Cię. Nadal czułaś ból po jego uścisku. Pogładziłaś się po
skórze nie zrywając kontaktu wzrokowego – będziesz mnie lizać
swoim różowiutkim języczkiem, od góry aż po dół –
przytaknęłaś, zaśmiał się – szybko się uczysz, no do dzieła
– Wypuściłaś urywany oddech i wystawiłaś język zaczynając
pieścić jego członka. Kutas nie smakował niczym, w dotyku
przypominał bardziej silikon. Gdyby nie był wypełniony magią
pomyślałabyś, że to po prostu świecące dildo. Przesunęłaś
językiem na dół i zaczęłaś drażnić jego miednicę w taki
sposób w jaki najbardziej lubił. Sans jęknął przeciągle, na co
się uśmiechnęłaś nie przerywając swojej pieszczoty. Kreśliłaś
niewielkie kółeczka czubkiem języka na jego członku, cały czas
patrząc się na jego twarz. Warknął w rozkoszy. Wbił palce w
Twoje włosy. - kurwa, laleczko, znasz się na sprawie –
uśmiechnęłaś się i dalej lizałaś powoli wracając na górę –
aaaah, kurwa, to takie przyjemne – znowu miałaś zamiar zacząć
od nasady kiedy mocne szarpnięcie włosów odciągnęło Cię od
niego – planowałem, abyś mnie trochę possała, ale teraz jestem
za bardzo napalony, aby dłużej czekać – puścił Cię nagle i
znalazł się między Twoimi nogami. Przysunął do Twojego wejścia
swoją miednicę, jedynie jego kutas oddzielał wasze ciała od
siebie. Musiałaś ugryźć się w język, aby nie jęknąć. Czułaś
jak serce Ci wali. Pulsowanie rozkoszy jaka się w Tobie gromadziła
było nie do zniesienia, bardzo pragnęłaś, aby się już w Tobie
zanurzył. Sans polizał Twoją twarz.
-idzie ci tak dobrze, kochanie, tak dobrze – pocałował Cię w
policzek i pochylił się nad Tobą, jego usta wykrzywione były w
wielkim uśmiechu – tylko popatrz na siebie, tak kurewsko piękna,
i moja, tylko moja, jesteś moja, laleczko, i chcę abyś to
zrozumiała – chwycił za Twoje nogi i podniósł je tak, że
mogłaś opleść jego biodra, przysunął kutasa do Twojego wejścia – będę cię rżnął, mocno, dziko i głęboko, sprawię
że będziesz chciała krzyczeć moje imię, ale tego nie zrobisz bo
ci zakazałem, posłuchasz mnie bo jesteś MOJA! - z tym ostatnim
słowem wepchnął penisa gwałtownie. Twoja psychika krzyczała,
nogi drżały w mieszaninie przyjemności i bólu. Sans nie marnował
nawet chwili, dotrzymał swojej obietnicy. Łóżko trzeszczało pod
wpływem jego ruchów, rama rytmicznie uderzała o ścianę. Wielkie
dłonie zacisnęły się na Twoich biodrach, zagłębiał się w
Tobie coraz bardziej. Z każdym pchnięciem musiałaś łapać
głęboki oddech z całych sił starając się wypełnić jego
polecenie. Mocno zacisnęłaś pięści i zęby wdzięczna, za
rozkosz jaką Ci dawał. Jego kutas wchodził tak natarczywie, że aż
bolało, gładkie kości dotykały miękkiej skóry. Nagle opuściłaś
ręce i zacisnęłaś je na prześcieradle. Zachowanie ciszy okazało
się prawdziwą torturą.
-o tak dziecino, dobrze tak wyglądasz, taka uległa, kurwa, od
dawna chciałem to zrobić, w dodatku ci się to podoba, prawda,
zboczuchu? lubisz to w jaki sposób cię pieprzę, co nie? -
oddychałaś szybko i zaczęłaś się pocić, ale kiedy popatrzyłaś
na niego, dostrzegłaś, że on również. Jego język wisiał z ust,
kropla śliny kapnęła Ci na brzuch. Nagle chwycił za Twoje gardło
i ścisnął tak, że trudniej Ci się oddychało – odpowiedz, suko
– Łoł, przezwiska? Niespodziewanie to nakręciło Cię jeszcze
bardziej, przytaknęłaś. Tak, lubiłaś kiedy z Tobą tak
postępował. Kiedy sprawował pełnię kontroli i musiałaś robić
tak jak chciał. Uwielbiałaś tę część jego osobowości,
dominującą i stanowczą. Sprawiała, że czułaś się bezpiecznie –
to to kurwa powiedz, powiedz, że to lubisz – zwolnił swój
uścisk, jednak nie zabrał dłoni.
-Ja... Ja lubię to. Aaah... Lubię kiedy mnie rżniesz –
rumieniłaś się na dźwięk tych słów, nie do końca wierząc, że
powiedziałaś je na głos. Kurwa. Nigdy nie spodziewałaś się, że
możesz być taka perwersyjna. Może to przez moc jaką miał nad
Tobą, pomagał Ci przekroczyć swoje własne granice.
-jasne, że lubisz – przeniósł dłonie na Twoje pośladki
unosząc Cię delikatnie do góry – przy nikim nie było ci tak
dobrze, nikt nie rżnął cię tak jak ja – mówiąc to wszedł do
samego końca, miał rację. Nikt nie sprawił wcześniej, że czułaś
się tak cudownie. Chciałaś krzyczeć jego imię, aby wiedział jaką
przyjemność Ci sprawia. Zacisnęłaś wargi skupiając się na
uczuciach jakie się w Tobie budowały. Zaciskałaś się dookoła
niego, wiedziałaś co się niedługo stanie. Przystawił twarz do
Twojego karku – powiedz, że jesteś moja, chcę to usłyszeć.
-Jestem twoja, Sans, ja.. aaaah jestem cała twoja! Duszą i
ciałem! Będę... będę twoja tak długo jak ty będziesz mój! -
krzyknęłaś. Nagle, zamarł. Otworzyłaś oczy by spojrzeć na jego
twarz. Kurwa, powiedziałaś coś nie tak? Nie ruszał się, tylko
przyglądał Ci się ze zmarszczonymi brwiami. Nawet nie oddychał. -
Sans... co.. Zrobiłam coś nie tak? Przepraszam! Przepraszam!
Proszę, powiedz coś! - panikowałaś. To jakieś tabu? Wiedziałaś,
że duszę potwory traktują z wielkim szacunkiem, jest dla nich
walorem niemalże religijnym. Cała ich kultura kręci się dookoła
niej i sądziłaś, że zadowoli go świadomość iż ufasz mu na
tyle, że oddałabyś mu swoją. Lecz patrząc na jego twarz zdałaś
sobie sprawę, że to był wielki błąd. Czułaś, że zaraz się
rozpłaczesz. Sans nagle z Ciebie wyszedł, siłą przekręcił Cię
na brzuch i nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć uniósł Twoje
biodra do góry i przycisnął głowę do materaca, przytrzymując
jedną ręką. Warczał, jeszcze bardziej niż wcześniej.
-DLACZEGO, MUSIAŁAŚ, POWIEDZIEĆ, TAKIE, GÓWNO, JAK, TO! -
każde słowo odpowiadało mocnemu wejściu w Ciebie, drażnił wrażliwe wnętrze, nie mogłaś już powstrzymać jęków, które
szybko przeistoczyły się w krzyk rozkoszy. Znowu zaczęłaś się
dookoła niego zaciskać. Sans nie przejmował się teraz Twoimi odgłosami, czy tym że nie przestrzegałaś jego polecenia. Fasada
zniknęła. -kurwa! masz w ogóle pojęcie co powiedziałaś?!
cholera, staram się tutaj zachować spokój! - chwycił Cię
boleśnie za włosy, palce drugiej ręki wbiły się w ciało.
Jęknęłaś z rozkosznego bólu. Twój kochanek warknął nisko –
kurwa tak, jestem twój, tak długo jak ty będziesz moja! zrujnuję
cię, oznaczę jako swoją własność! Przywarł swoim
wielkim ciałem. Poczułaś ból na ramieniu, zdałaś sobie sprawę,
że ugryzł Cię, nie zwalniał uścisku szczęk przy mocnych
pchnięciach. Przegryzł skórę. Ból tylko pomógł w osiągnięciu
szczytu rozkoszy. Doszłaś, robiąc się ciasna dookoła jego
kutasa, gorące łzy popłynęły po Twojej twarzy, krzyczałaś
jego imię.
Nie przestawał, Twój orgazm tylko go podjudził. Puścił kark i zaczął głośno warczeć. Nie mogłaś się ruszyć, trwałaś tak z uniesionymi biodrami pozwalając by szaleńczo Cię wypełniał. Jego tempo było bardzo szybkie, oddech przerywany i krótki. Wiedziałaś, że jest blisko, zaś w Tobie drugi orgazm właśnie się budował. Po kilku głębszych pchnięciach doszedł, wypełniając Cię swoim nasieniem, mrucząc Twoje imię. Czułaś jak jego kutas drżał jeszcze przez chwilę, przynosząc ze sobą kolejną falę przyjemności jaka Cie zalała. Odpłynęłaś. Między wami nic już nie istniało. Świat poczeka, teraz chciałaś zostać w miejscu gdzie czułaś się bezpieczna. Choć po chwili wyszedł z Ciebie, nadal trzymał Twoje ciało w swoim mocnym objęciu. Przekręcił się tak, że byłaś na górze, jego kości wbijały się w Twoją skórę. Ugh, teraz było Ci niewygodnie.
Nie przestawał, Twój orgazm tylko go podjudził. Puścił kark i zaczął głośno warczeć. Nie mogłaś się ruszyć, trwałaś tak z uniesionymi biodrami pozwalając by szaleńczo Cię wypełniał. Jego tempo było bardzo szybkie, oddech przerywany i krótki. Wiedziałaś, że jest blisko, zaś w Tobie drugi orgazm właśnie się budował. Po kilku głębszych pchnięciach doszedł, wypełniając Cię swoim nasieniem, mrucząc Twoje imię. Czułaś jak jego kutas drżał jeszcze przez chwilę, przynosząc ze sobą kolejną falę przyjemności jaka Cie zalała. Odpłynęłaś. Między wami nic już nie istniało. Świat poczeka, teraz chciałaś zostać w miejscu gdzie czułaś się bezpieczna. Choć po chwili wyszedł z Ciebie, nadal trzymał Twoje ciało w swoim mocnym objęciu. Przekręcił się tak, że byłaś na górze, jego kości wbijały się w Twoją skórę. Ugh, teraz było Ci niewygodnie.
-kurwa mać, dziecino.... to było zajebiste... jesteś cudowna,
dobrze się spisałaś, nic ci nie jest? - przytaknęłaś niezdolna
wypowiedzieć cokolwiek w tej chwili. Sans pocałował Cię w skroń
i zaśmiał się. Przeszył Cię dreszcz. Objęłaś go starając się
uspokoić ciało. Pogładził Cię po karku, aż syknęłaś z bólu.
No tak, ugryzł Cię. Przystawiłaś palce do rany.
Poleciało kilka kropel krwi. Sans warknął. - kurwa... przepraszam,
skarbie, nie chciałem cię zranić, pozwól że się tym zajmę –
Z tymi słowami wstał i zaniósł Cię na rękach do łazienki.
Potem ostrożnie usadowił Cię na ręczniku, chwycił za wodę
utlenioną i gazę. - trochę może szczypać – uśmiechnęłaś
się i przechyliłaś głowę na bok dając mu lepszy dostęp.
Przystawił materiał do rany, syknęłaś. - naprawdę przepraszam,
ja... ja... starałem się zachować spokój, ale ... kurwa,
przepraszam – zmarszczył brwi – nie powinienem tego robić, nie
powinienem cię krzywdzić – mówił przyglądając się kroplom
krwi na gazie nim wyrzucił ją do kosza. Pochyliłaś się i
pocałowałaś go.
-Ej, wiem że ci przykro. Ty... tak, nie powinieneś tego robić,
ale wiem że nie chciałeś mnie zranić – patrzył Ci w oczy,
nadal bardzo zły.
-jak teraz mi zaufasz? kurwa.... spierdoliłem... - zaczął
szukać bandaża, ale powstrzymałaś go chwytając za jego dłoń
-Słuchaj, ja... ja mogłam użyć hasła, ale tego nie zrobiłam.
Nawet o tym nie pomyślałam – przyglądał Ci się uważnie,
czekając na to co jeszcze powiedz. Puściłaś go i schowałaś ręce
między udami – Ja... uh.... Podobało mi się to? Znaczy się, to
nie było złe, teraz tylko trochę szczypie. Daj mi cukierka i nic
mi nie będzie – Wsunął dłoń za Twoją głowę i pocałował
Cię w czoło.
-pozwól, że ci to wynagrodzę, dobra? - Kolejna godzina minęła
przyjemnie. Sans dokończył opatrunek, wzięliście wspólną
kąpiel, delikatnie wyszorował Twoją skórę, zaproponowałaś to
samo i kiedy zaczęłaś traktować gąbką jego wrażliwych kości,
wielki zły potwór aż pisnął w zaskoczeniu. Ha, oto kara za
gryzienie mnie. Przyjął ją i pozwolił się wyczyścić. Oboje
teraz siedzieliście na kanapie. Ty wygodnie wciśnięta między jego
norami, opatulona gorącym kocem, śmiałaś się z jakiejś komedii
puszczanej w TV, przed Tobą był półmisek z cukierkami i
czekoladkami.
-Hahahaha, kto wpadł na taki pomysł? To... ał! - popatrzył na Ciebie nie kryjąc zmieszania w oczach.
-co się dzieje? dobrze się czujesz?
-Tak, chyba jestem... trochę obolała – Powiedziałaś
poprawiając się nadal czując nieprzyjemne doznanie między nogami
po tym jak szaleńczo Cię rżnął – Jutro będzie mnie
wszystko bolało. - zaśmiał się nerwowo.
-przepraszam za to, przyniosę ci burgera od grillbyego –
uśmiechnęłaś się
-To byłoby miłe, dziękuję – Popatrzyłaś na ekran. Sans
zaczął głaskać Cię po głowie – Sans?
-hmmm, co?
-A co z tobą? Wszystko dobrze? - wziął głęboki wdech i objął
Cię, kładąc brodę na czubku Twojej głowy
-taaa, nic mi nie jest, mam lekkie wyrzuty za wcześniej
-Mówiłam, że nic się nie stało. Zaraz się zagoi. Nie
rozumiem po co chciałeś mnie zabandażować
-może dlatego, że chciałem się tobą zaopiekować jak trzeba?
wiem, że wiele rzeczy pierdolę, ale zawsze próbuję naprawić
swoje błędy, w sensie wtedy, kiedy mi zależy – uśmiechnął się.
Milczeliście przez chwilę, potem Sans się zaśmiał miękko –
hej, dziecino, to teraz chcesz się ze mną związać na stałe, huh?
-Uh... co?
-taaa, powiedziałaś, że chcesz mi oddać DUSZĘ
-Cóż ja uh... czuję się przy tobie bezpiecznie i ufam ci więc
tak.. - Teraz zaczął Ci się przyglądać badawczo. - No co? -
Nagle zaśmiał się głośno.
-kurwa, skarbie, nie oświadczaj się facetowi w ten sposób! nie
abym miał coś przeciwko, ale może trochę się z tym wstrzymamy
co? - mrugnął do Ciebie. O Boże, coś Ty powiedziała. CO ON
POWIEDZIAŁ?
21 stycznia 2017

Undertale: Znalazłam coś w twojej kieszeni [I've found something in your pocket - tłumaczenie PL] [+18]
Notka od tłumacza: Życie na powierzchni wydaje się być przyjemne. Resetów nie ma. Sans znalazł sobie ludzką kobietę, tylko że jest jeden problem. Z jakichś dziwnych powodów ona nie chce z nim sypiać. Tak więc szkielet musiał wziąć sprawy w swoje własne ręce.
Opowiadanie +18 dostosowane pod kobiecego czytelnika. Sans x Ty.
Autor: Oshann
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
=== === === ===
Sans przechodził ciężkie chwile od rana. Pocił się,
rumienił za każdym razem kiedy spojrzał na to jak skąpo jesteś
ubrana... Przez gorące upały, duchotę i skwar
jaki unosił się w powietrzu. No i dzisiaj robiłaś
porządki, aż błyszczałaś się od potu. Ten fakt też nie ułatwiał mu zachować spokoju. Nie pomagał, oczywiście, lecz zamiast tego
zawsze znalazł sobie miejsce aby usiąść i obserwować wilczym wzrokiem Twoje
zmagania z brudem. Powinien to robić? To było złe?
Może.
Nie współżyliście jeszcze ze sobą, pomijając fakt wielu
miesięcy udanych randek. Sans wiedział jak ludzie uprawiają seks,
cholera, jego sposób był całkiem podobny, lecz Ty nigdy nie
wyraziłaś żadnej chęci, stresował się. Ludzie mieli (i nadal
mają) problemy z przywyknięciem do potworów i ich magii. Lecz mimo
to Ty nigdy jakoś nie wzdrygałaś się przed jego potworzą naturą.
Był tak bardzo szczęśliwy, że pojawiłaś się w
jego życiu. Zawsze gotowa wysłuchać monologu Papyrusa na temat
gotowania, zawsze się śmiałaś z jego głupich kawałów i
cały czas byłaś taka dobroduszna. Przytulałaś go, zalewałaś
czaszkę pocałunkami, kto by na to narzekał? Lecz w łóżku,
nigdy nie zrobiłaś niczego ponad wtulenie się. Przyciągałaś go
do swojej piersi, mógł usnąć wsłuchując się w rytm Twojego
serca i cichy szmer duszy. Może nie byłaś nim
zainteresowana w ten sposób. Sans nadal był szkieletem w ludzkich
oczach, wielu mu o tym przypominało, lecz jakoś Tobie to nie
przeszkadzało. Jednak nie na tyle, by mu się w pełni oddać. Nie
miał Ci tego za złe, nie za bardzo w każdym razie, wiedział że w
tych sprawach nie można naciskać. Mimo to nadal, miał swoje
potrzeby. I po przyglądaniu się Tobie przez cały dzień, nie mógł
już dużej ich ignorować.
-Ugh! Muszę odpocząć! - wskoczyłaś obok niego na kanapę
wyrywając go z zamyślenia. - Wiesz – odwróciłaś się w jego
stronę – Byłam zaskoczona kiedy zaoferowałeś mi „pomoc” w
sprzątaniu, ale wydaje mi się, że inaczej rozumiemy słowo
„pomoc”
-heh co mogę powiedzieć, dziecino? - popatrzyłaś na niego pytająco – zmęczyłem się za nas dwoje – mrugnął
-Uuuugh! Sans! Jesteś najgorszy!!
-ta, najstraszniejszy – Warknęłaś głośno, ale się
uśmiechałaś. Chwyciłaś za poduszkę i go nią zdzieliłaś w
twarz. Nie próbował nawet jej złapać.
-Sans, pomóż mi albo idź sobie! Nigdy nic nie robisz kiedy
staram się zadbać o porządek!
-samo myślenie o sprzątaniu mnie męczy
-O mój Boże, wynocha!
Powoli podniósł się z kanapy. Pff, nie umiałaś się na niego
złościć nawet jak próbowałaś. To słodkie. Ciągle rechotałaś,
nawet kiedy wchodził do swojej sypialni i zamykał drzwi. Wiedział,
że nie wejdziesz tutaj, nie aby zobaczyć jak cały Twój trud który włożyłaś w wysprzątanie tego pokoju trzy dni temu, po prostu
przepadł. Miał więc trochę wolności. Usiadł na łóżku i
obsunął spodnie, jego kutas zmaterializował się, był już twardy.
Nie marnował nawet chwili, chwycił za niego niemal natychmiast.
Kurwa, sam chciałby sprawić abyś się tak pociła. Naga, wtulona w
niego, na jego łóżku, właśnie tutaj gdzie teraz masturbuje się
myśląc o Tobie.
Zacząłby powoli, abyś się do niego przyzwyczaiła, pieściłby
Twoją miękką skórę, mówił jak piękna i seksowna jesteś,
potem powoli zacząłby w Ciebie wchodzić swoim grubym członkiem.
Na twarzy pojawiłby Ci się słodki rumieniec, zamknęłabyś oczy
skupiając się na rzeczach jakie by Ci robił, przerywany oddech
uciekałby spomiędzy rozchylonych warg. Proszę Sans, proszę,
błagam, błagam
-o co błagasz dziecino? chcesz abym przestał? - Nie, dalej,
pieprz mnie mocniej – heh, dobrze kochanie. - I wtedy by pchnął
głębiej. Krzyczałabyś jego imię w ekstazie, łapała się jego
żeber w taki sposób w jaki lubi najbardziej. Czułby jak mokra,
miękka, ciepła jesteś dookoła niego.
Oczywiście, też by Cię całował, głęboko; aby pokazać jak
bardzo Cię kocha, jak bardzo mu na Tobie zależy, jak bardzo Cię
pragnie tak długo, aż wypełniłabyś swoje myśli tylko nim. O
kurwa. Sans czuł że się zbliża. Zaczął lekko drżeć, pocić
się. Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa. Gdyby to tylko były Twoje ręce
dookoła jego męskości, gdybyś to Ty mu to robiła, doprowadzała
go do końca, zrobiłby wszystko co byś chciała, powiedziałby
wszystko co chciałabyś usłyszeć, tak długo jakbyś nie
przestawała, proszę, nie przestawaj, kurwa, jestem tak blisko
dziecino, na gwiazdy...
-Sans, jesteś tam? - Rozległo się głośne pukanie do drzwi.
KURWA MAĆ! MYŚL! SZYBKO! Zrobił więc jedyną rzecz o jakiej
pomyślał. Chwycił jakąś gazetę z zagraconej podłogi,
zakrywając się od połowy ud, odczepił swojego kutasa i szybko
schował do do kieszeni bluzy.
-Wiesz, robię pranie, masz coś dla mnie? - ta, jest w mojej
kieszeni
-skarpetki albo całusa, wybieraj. - czuł jak jego sterczący
członek napiera na materiał kurtki. Ugh.
-Łoł, a mogę być chciwa i zapragnąć tego i tego?
-a nie chcesz czegoś więcej? - Wywróciłaś oczami i
stanęłaś w jego pokoju starając się udawać, że nie widzisz burdelu. Sans próbował utrzymać swoją najlepszą pokerową twarz
jak go całowałaś. Kurwa, Twoje usta są takie delikatne...
-Wszystko dobrze?
-uh?
-No, pocisz się. Zdejmij bluzę, Sans! Jest gorąco jak w piekle!
- nie-e, nie ma mowy, nie zdejmę
-szkielety nie czują ciepła, dziecino, nie tego atmosferycznego
w każdym razie – Poruszał rytmicznie brwiami patrząc na Ciebie.
Zachichotałaś. Oczywiście, co innego byś zrobiła? Chodziłaś po
pokoju podnosząc skarpetki te, jakie widziałaś. Sans postanowił
wpatrywać się w gazetę, zająć czymś myśli. Huh. Jakiś przypadkowy artykuł o konfiguracji
elektronów. Może być.
-Ej, Sans – poniósł głowę by spojrzeć na Twoją twarz.
-hmmm? co?
-Płyn mi się kończy, możesz wyskoczyć do sklepu, proszę? -
westchnął. Jego członek nadal był w kieszeni. Powinien
odstawić go na miejsce, nim gdziekolwiek pójdzie.
-jasne dziecino, pozwól tylko ... uh... skorzystać z łazienki –
zalałaś się śmiechem.
-Co? Nie! Mówiłeś mi, że szkielety nie muszą tego robić! - Sans poczuł jak zimny pot wpływa po jego czaszce.
Kurwa. Potrzebował odrobiny prywatności, do jasnej cholery! -
Wybacz leniwa dupo, ale nie wycyckasz się z tego! - I z tymi słowami
chwyciłaś go i dosłownie wypchnęłaś z mieszkania. - Pomyśl o
tym jak o odrobinie ruchu! - pocałowałaś go słodko w zęby, jego
twarz miała dziwny wyraz, nawet nie drgnął – Do potem! -
mrugnęłaś mu i zamknęłaś drzwi. Cóż... To się naprawdę
dzieje, co? Warknął. Czy to tak wiele, trochę prywatności. Nie
mógł tak po prostu wyciągnąć swojej fujary i przytwierdzić ją
spowrotem na środku ulicy. Będzie musiał poczekać. Dobrą częścią
tej wyprawy będzie to, że zajmie około kwadransa. Zaczął iść w
stronę sklepu unikając psów jakie były na spacerach. Żadnych
skrótów, musiał się uspokoić. Jego nabrzmiały organ powoli
zaczął mięknąć. Wyciągnął telefon i napisał do Ciebie
następnie znowu wsadził do kieszeni ręce. No i oto on, dotyka
siebie na środku chodnika, nawet nie w seksualny sposób, ale i tak
jest to bardzo dziwne. tyaaa, ale jednak się dzieje, następnym
razem będę musiał bardziej uważać
Odstawiłaś pranie, kiedy poczułaś mocne wibracje
telefonu. Wyciągnęłaś go z kieszeni. Wiadomość od Sansa.
Sans 14:06 : puk puk
Pffff, serio? Wywróciłaś oczami
Ty 14:06 : Omg znowu? Kto tam?
Sans 14:07 : hipopotam
Ty: 14:07 : Masz jakiś wyłącznik?
Sans: 14:07 : nie, mam tylko włącznik dla ciebie, dziecino,
wziąć ci coś ze sklepu?
Ty 14:08 : Haha nie dzięki. Nie dręcz mnie!
Zmarszczyłaś brwi. Nie lubiłaś kiedy traktował Cię w ten
sposób. Nie wymieniłabyś go na nic innego na świecie. Był
słodki, czarujący, uroczy, zabawny i super-hiper inteligentny
(geniusz, naprawdę łoł! Uwielbiałaś go słuchać kiedy mówił o
fizyce kwantowej albo o czymkolwiek co wiązało się z nauką) był
wszystkim o czym śniłaś. No prawie. Pomijając miesiące
jakie razem spędziliście, jeszcze nigdy nie .... mieliście
intymnych stosunków. W łóżku wtulał się w Ciebie, przywierał
swoimi gładkimi kośćmi. Jak zaczynaliście razem chodzić
zastanawiałaś się jak będziecie to robić, lecz nigdy jakoś nie
miałaś odwagi go na ten temat zagadać. A kiedy razu pewnego
zobaczyłaś go nagiego pod prysznicem, zobaczyłaś... nic. Czego
się spodziewałaś, to szkielet do jasnej cholery! Może nie
potrzebował seksu? Może obrzydzał go? Może ty obrzydzałaś jego?
Nigdy nie dotknął Cię w jakiś nieodpowiedni sposób, od czasu do
czasu tylko troszeczkę mocniej popieścił i nie wiedziałaś nawet
dlaczego. Po co to robił, skoro seks nie był dla niego potrzebny?
Może współczuł Ci, że masz swoje potrzeby? Jeżeli tak, to
zawsze mógł zaoferować pomoc, jeżeli oczywiście nie było to dla
niego nic złego. Lecz ta myśl sprawiała, że tylko ściskało Cię
w żołądku. Może było mu przykro, że nie może Cię zaspokoić i
to co robił to było wszystko na co go stać? Wiedziałaś, że
czasem brakowało mu pewności siebie, dlatego zawsze uważałaś na
to co mówisz, albo co robisz względem niego, aby nie zranić jego
uczuć. To właśnie dlatego nie mogłaś tak po prostu powiedzieć
„Kochany, jestem napalona, zrób mi palcówę, proszę” Nawet
jeżeli te słowa czasem same cisnęły się na usta. Więc starałaś
się uspokoić swoje libido własną ręką i zabawkami. Może,
pewnego dnia znajdziesz w sobie dość siły (albo desperacji) i
postarasz się to z nim ugadać. Lecz póki co, dzień mijał
przyjemnie. Byłaś szczęśliwa, Sans wygląda na to, że też na
czym zależało Ci najbardziej.
Ty 14:09 : Hej skarbie! Mam jeden dla ciebie! Puk puk
Sans 14:09 : oh fajnie kto tam
Ty 14:10 : Wró
Sans 14:10 : wró kto?
Ty 14:10 : Wróć tu o mnie szybko :D!
Sans 14:11 : lol dobra już jestem w sklepie
Wstałaś i poszłaś do kuchni by napić się czegoś. Wszystko było takie fajne, dobre.
Cytrynowy proszek będzie dobry? A może wolałabyś lawendowy? A co
to? Czekoladowy płyn do płukania? Sans był zmieszany. Ludzie byli
dziwnie przewrażliwieni na temat zapachów własnego ciała. Ty
często narzekałaś na własny, który Sans kochał, ponieważ
stanowił cześć Ciebie, nawet jak starałaś się go zatuszować
tym okropnym chemicznym koktajlem, jaki nazywałaś płynem pod
prysznic. Zazwyczaj wybierałaś ten o zapachu wanilii. Zaczął
rozglądać się po półce, oh tutaj jest. Waniliowy płyn do
płukania. Nada się. Chwycił za butelkę i odszedł od regału.
Zapłacił za niego oraz za keczup jaki wziął dla
siebie. Niebo było teraz szarawe, choć ani jednej chmurki
zwiastującej deszcz. Kochał zmiany pogody. Przypominały mu, że
jest na górze. Na powierzchni. Kochał wiatr, słońce, deszcz,
nawet na nowo pokochał śnieg. Jeżeli ktoś powiedziałby mu kilka
lat temu, że pewnego dnia wyjdzie na powierzchnię i niespodziewanie
się zakocha, w dodatku w człowieku, śmiałby się z tego sądząc,
że to najlepszy kawał jaki dane mu było usłyszeć. Lecz tak się
stało. Wszystko było takie realne. Drzewa, chmury nad nim, to była
prawda. No i nawet auta. Jedno właśnie przejechało obok i
ochlapało go wodą z kałuży. kurwa mać, cudownie, Cóż, a więc
pora się napić. Odpakował butelkę i upił łyk keczupu, choć nie
szło mu się dobrze w mokrym i śmierdzącym ubraniu, ale ulubiony
smakołyk pomagał. Siorb. O tak, dobry towar. Może wydawać się
obrzydliwy, ale on nigdy nie miał wysokich oczekiwań. Jakimś cudem
udało mu się skraść Twoje serce. Rany, nigdy nie spodziewał się,
że w życiu będzie miał tyle szczęścia. Siorb. Hmmm, słonawe.
Poprawił butelkę w dłoni. Ciumk. Ah już do połowy pusta.
Cholerna przyjemność. Cóż, i tak nie umiał zachowywać nic na
później, a do domu coraz bliżej. Do dna! Glump. I już nie ma.
Szkoda. Sans rzucił przez ramię opakowanie i trafił nim wprost do
stojącego niedaleko kosza. To go nie zaskoczyło, miał do tego oko,
zapytajcie bachora. O kurwa nie. Nienienienie, nie myśl o tym. Już
jest dobrze. Tamtego nie ma. Dzieciak sam tak powiedział. Już nie
może tego więcej robić. Jest dobrze, jest dobrze. Pieprzyć to.
Warknął. Jego stare lęki się odezwały. Od czasu wyjścia minęły
lata. A mimo to... Koszmary nigdy nie odpuściły. Zawsze tam były,
czaiły się na dnie jego myśli. Wiedział, że to nie jest
racjonalne zachowanie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że
to koniec. Nawet jego badania udowodniły, że nie ma już żadnej
anomalii w czasoprzestrzeni. Jakby nigdy nie istniała, jakby te
koszmary były tylko... sennymi marami. Może właśnie to go
dręczyło. To, że jego obawy i ataki paniki są o nic. Z
technicznego punktu widzenia, jednak były, choć tego czego
dotyczyły praktycznie się nie wydarzyło. Stracił swój dobry
humor. Czuł się przybity, tak bardzo przybity i nie chciał Cię
tym martwić. Nie powinnaś się martwić o niego. Założył
najlepszą maskę, uda się gdzieś gdzie będzie mógł zapomnieć o
problemach. Gdzie czeka na niego kilkoro przyjaciół i keczup.
Właśnie piłaś szklankę schłodzonej herbaty kiedy usłyszałaś
dwa mocniejsze puknięcia do drzwi. Uśmiechnęłaś się podchodząc
do nich. Nie musiałaś pytać kto to, ale i tak to zrobiłaś.
-Kto tam?
-twój rycerz w lśniącej zbroi
Awww, słodkie. Otworzyłaś wejście by zabrać wielką butelkę
waniliowego detergentu od uśmiechniętego kościotrupa... szczerzącego
się... brudnego, mokrego kościotrupa.
-Uh, co się stało? Ktoś zrobił Ci krzywdę? - zmarszczyłaś
brwi. To nie byłby pierwszy raz kiedy Sans miałby kłopoty na
ulicy. Wzięłaś zakup i poczekałaś, aż Twój chłopak wejdzie do
środka.
-nie, auto mnie ochlapało, nic mi nie jest – odpowiedział
cicho i przymknął oczy w oczekiwaniu, aż go pocałujesz. Nie
odmówiłaś. Cmooooook. Ugh, z ust śmierdziało mu keczupem.
-Dobrze. Czy teraz dasz mi swoją bluzę? Będę ją musiała
porządnie wyprać tak czy siak – jak zawsze. Niemal natychmiast
zdjął ją z siebie. Była wilgotna i ciężka.
-nie zostanę, dziecino, idę do grillbyego, przez ten upał
zachciało mi się pić – Chwycił za Twój tyłek, aż kwiknęłaś
i zarumieniłaś się. Był całkiem słodki, kiedy się lekko
podpił. - nie bądź tylko beze mnie zbyt samotna – ścisnął go,
a potem klepnął i zniknął. Witaj znowu, frustracjo. Nadal
zawstydzona uzmysłowiłaś sobie, że nie będzie go kilka godzin.
Sans nie był pijakiem, lubił po prostu towarzystwo swoim znajomych
w barze, czasem z nimi się pośmiał i napił drinka, albo
dwóch. Może później do niego nawet dołączysz? Grillbys miał
knajpę jakieś dziesięć minut drogi autem, no i nadal miałaś
jeszcze trochę sił po sprzątaniu. Wróciłaś do pralki z brudną
bluzą i butelką płynu. Otworzyłaś maszynę i zaczęłaś
sortować pranie. Twoja koszulka? Bawełna, lepiej wyprać to ręcznie
jeżeli nie chcesz, aby się zniszczyła. Tak samo majtki i stanik.
Spodenki Papyrusa? Kochał je, do prania. Skarpety Sansa? O tak, z
rozkoszą, czyśćcie się skurwysyny. Twoja piżama? Nie, za gorąco.
No i jak będziesz spała naga to może Twój chłopak przejmie w
końcu inicjatywę... nie chciałaś się łudzić, ale warto było
spróbować. Pralka była już prawie pełna, zostało w niej dość
miejsca na kurtkę. Chwyciłaś ją, coś za ciężka. Miał wypchane
kieszenie. Odsunęłaś suwak i wsadziłaś dłoń. Znalazłaś kilka
drobniaków, stary kupon na Temmie Flakes, pustą tubkę keczupu
(uhhh), jakieś kawałki papieru z bazgrołami, długopis, małą
kość... Czy te pierdolone kieszenie są bez dna? A to tylko
pierwsza! Chwyciłaś po ostatni przedmiot i Twoje palce otarły się
o coś co w dotyku przypominało... parówkę? Czy Sans trzyma
hotdogi w kieszeniach? Obrzydlistwo, rany fuuuuj! Jak tylko za to
chwyciłaś, poczułaś jak się lekko poruszyło. Uh.... dziwne.
Wyciągnęłaś by zobaczyć parówkę i ...
.....
........
......
Co?
Co to jest?
To.
Co?
W Twojej ręce.
To jest....
???
Byłaś BARDZO
zmieszana. To... dildo? Było jasno niebieskie i ... świeciło? Co
do diabła? Co to jest? Dlaczego Sans trzyma to w kieszeni? Zaczęłaś
się temu przyglądać z większą uwagą. To... wygląda jak dildo,
ale nie ma jąder. Miękkie, ale przyjemne, w kolorycie trochę
jak szkło lecz z dobrze zaznaczonymi detalami jak żyły czy
zagięcia skóry. Było również miękkie. Dziwne jak na dildo.
Serio, co to tu robi? Czy to kolejny dziwny kawał? Czy Sans robił
sobie jaja? Rozejrzałaś się dookoła pewna, że gdzieś za rogiem
właśnie się z Ciebie śmieje. Nie ma go. Znowu zwróciłaś uwagę
na rzecz w dłoni. Ścisnęłaś ją. Dziwne. Czułaś jak „skóra”
się ugina, tak jakby to był prawdziwy penis. Poruszył się.
CO
DO KURWY?!
Ok, nie. To się rusza, widziałaś to. Z trudem
powstrzymałaś się, aby nie rzucić tym w ścianę. To zachowuje
się jak... prawdziwy kutas? Czy on... czy to jest prawdziwe? CZY TO
JEGO? I CO TO ROBI W. JEGO. KIESZENI??? Szybko chwyciłaś za
telefon, zrobiłaś zdjęcie i wysłałaś do niego wiadomość.
Ty 14:43 : Cześć, znalazłam coś w twojej kieszeni, wyjaśnisz?
Coś w drugiej zawibrowało. Jego komórka. Zapomniał swojego pierdolonego telefonu. Cudownie. Co teraz?
Jesteś sama.
W domu.
Z penisem w dłoni.
...
...
...
To dobry pomysł? To już coś, ale czy ... powinnaś? Twoja seksualna frustracja kłębiła się od miesięcy, a on chował lekarstwo na nią ... złośliwie? Kutas w ręce znowu drgnął. Czy powinnaś to w siebie wsadzić? Co prawda Alphys wspominała, że ludzie nie zarażą się ich bakteriami i odwrotnie... Pogładziłaś go kilka razy zaciekawiona i zaraz jak to zrobiłaś, drgnął jeszcze raz. Zrobił się też twardszy. Ooookej, teraz dopiero jesteś napalona. Jego czy nie, nie zmarnujesz okazji na odrobinę zabawy. Tylko wpierw to umyjesz. Włączyłaś pralkę i poszłaś do ubikacji z niewielkim uśmieszkiem na ustach.
Jak tylko Sans wszedł do baru od razu poczuł się lepiej. Byli
tam jego starzy znajomi, rozmawiali, grali w karty. Zwrócili
się w jego stronę, przywitali, kilku uścisnęło z nim dłoń.
Właśnie tego potrzebował. Pomachał im z wielkim uśmiechem
na ustach. Wypił trochę, opowiedział kilka kawałów, zagrał w
pokera z psami i rozmawiał o życiu na powierzchni. Teraz siedział
przy szynku, zajadał frytki, kiedy nagle coś poczuł. Coś
dziwnego. Pokręcił głową starając się skupić nad doznaniem. Z
trudem mu to przychodziło, bo był już lekko wstawiony. Ah, znowu.
Jakby... jakby jego spodnie poruszały się same. Co się dzieje? Coś
chwyciło jego kutasa. CO DO DIABŁA?! Aż wzdrygnął się.
Zostawił
swojego penisa w bluzie.
W domu.
A Ty robiłaś pranie.
Czuł, że
trzymasz jego członka W SWOJEJ RĘCE. O kurwa, cholera,
kurwakurwakurwa. Zaczął się pocić, tępo wpatrywał się w
posiłek.
-Wszystko dobrze? - zagadał potwór siedzący obok niego,
przyglądając mu się podejrzliwie.
-uh co?
-Coś się dzieje?
-heh, ja... ugryzłem się w język – ten w odpowiedzi zaczął się
śmiać nie mogąc uwierzyć, że szkielet ma coś takiego. Oh gdyby
tylko wiedział. Bo Sans kurwa wiedział. TRZYMAŁAŚ JEGO FUJARĘ NA
MIŁOŚĆ BOSKĄ! Nie mógł skorzystać ze skrótu, nie w tym
stanie. Musiał się z Tobą skontaktować. Jego....
telefon...
Był...
W KURTCE.
Życie mu teraz dokopało. Jak mógł być tak kurewsko głupi? Ścisnęłaś kutasa. Z trudem powstrzymywał się by nie jęczeć zbyt głośno. Musiał się stąd kurwa szybko wydostać. Wrócić do domu. Nie mógł się teleportować. Nie mógł się z Tobą skontaktować, a taksówki nie zabierały jeszcze potworów ze sobą. Musiał iść. Cała droga z buta to jakieś dwadzieścia minut. A w międzyczasie miał nadzieję, że nie zrobisz niczego głupiego. Jak na przykład wyrzucenie go do kosza.
- grillbz, wychodzę, wiesz co z rachunkiem i takie tam – ognisty potwór spojrzał na niego i pomachał mu. Jak tylko znalazł się na zewnątrz nie marnował ani chwili. Zaczął biec, lecz stracił oddech po zaledwie dwóch minutach. Szybko szedł wzdłuż chodnika, kiedy poczuł jak delikatnie go pocierasz. Jęknął. Mniejsza o otoczenie. Cała ta sytuacja byłaby komiczna, gdyby nie przytrafiła się jemu. Czuł, że zaraz zamieni się w popiół ze wstydu. Dotykałaś go, pieściłaś jego kutasa. To było takie przyjemne, a jednocześnie takie złe... Proszę, proszę, nie tak, nie teraz... Po chwili przestałaś, lecz nadal go trzymałaś. Kurwa, byłaś taka miękka i ciepła. Wznowił swój bieg, dysząc ciężko. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Lecz wtedy poczuł jak jego prącie zostaje wsadzone pod strumień ciepłej wody, znowu zaczęłaś go pocierać. Mocno. Sans gwałtownie się zatrzymał i musiał przygryźć własną rękę, aby nie krzyczeć. Nie da rady, jeżeli dalej taka będziesz. Zaraz sprawisz, że dojdzie i to na środku pierdolonej ulicy, otoczony ludźmi, którzy przyglądali mu się zmieszani. Pot zaczął spływać po jego twarzy. Sans zaczął się rozglądać. Musiał się gdzieś ukryć. Gdziekolwiek. Tam! Park jest zaraz o krok. Skrył się między krzakami, tak daleko od ścieżki jak tylko mógł. Usiadł na ziemi i oparł głowę o niewielki pień. Nadal go dręczyłaś, dyszał ciężko i głośno. Wziął swoją chusteczkę i zakneblował się nią by stłumić jęki. Czuł się tak źle, był napalony jak jeszcze nigdy. Zamknął oczy czekając na to, co zrobisz dalej.
telefon...
Był...
W KURTCE.
Życie mu teraz dokopało. Jak mógł być tak kurewsko głupi? Ścisnęłaś kutasa. Z trudem powstrzymywał się by nie jęczeć zbyt głośno. Musiał się stąd kurwa szybko wydostać. Wrócić do domu. Nie mógł się teleportować. Nie mógł się z Tobą skontaktować, a taksówki nie zabierały jeszcze potworów ze sobą. Musiał iść. Cała droga z buta to jakieś dwadzieścia minut. A w międzyczasie miał nadzieję, że nie zrobisz niczego głupiego. Jak na przykład wyrzucenie go do kosza.
- grillbz, wychodzę, wiesz co z rachunkiem i takie tam – ognisty potwór spojrzał na niego i pomachał mu. Jak tylko znalazł się na zewnątrz nie marnował ani chwili. Zaczął biec, lecz stracił oddech po zaledwie dwóch minutach. Szybko szedł wzdłuż chodnika, kiedy poczuł jak delikatnie go pocierasz. Jęknął. Mniejsza o otoczenie. Cała ta sytuacja byłaby komiczna, gdyby nie przytrafiła się jemu. Czuł, że zaraz zamieni się w popiół ze wstydu. Dotykałaś go, pieściłaś jego kutasa. To było takie przyjemne, a jednocześnie takie złe... Proszę, proszę, nie tak, nie teraz... Po chwili przestałaś, lecz nadal go trzymałaś. Kurwa, byłaś taka miękka i ciepła. Wznowił swój bieg, dysząc ciężko. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Lecz wtedy poczuł jak jego prącie zostaje wsadzone pod strumień ciepłej wody, znowu zaczęłaś go pocierać. Mocno. Sans gwałtownie się zatrzymał i musiał przygryźć własną rękę, aby nie krzyczeć. Nie da rady, jeżeli dalej taka będziesz. Zaraz sprawisz, że dojdzie i to na środku pierdolonej ulicy, otoczony ludźmi, którzy przyglądali mu się zmieszani. Pot zaczął spływać po jego twarzy. Sans zaczął się rozglądać. Musiał się gdzieś ukryć. Gdziekolwiek. Tam! Park jest zaraz o krok. Skrył się między krzakami, tak daleko od ścieżki jak tylko mógł. Usiadł na ziemi i oparł głowę o niewielki pień. Nadal go dręczyłaś, dyszał ciężko i głośno. Wziął swoją chusteczkę i zakneblował się nią by stłumić jęki. Czuł się tak źle, był napalony jak jeszcze nigdy. Zamknął oczy czekając na to, co zrobisz dalej.
Zabrałaś kutasa spod bieżącej wody, wcześniej potraktowałaś
go mydłem. Już, czyściutki! Aż się błyszczał i już stał w
pełnej okazałości. Członek drżał w Twoim reku.
-Hehe, też się cieszę, że cię widzę – cmoknęłaś go
delikatnie, odrobina nasienia pojawiła się na czubku. Potem udałaś
się ze swoim nowym przyjacielem do sypialni, rozebrałaś się i
położyłaś na plecach. Przystawiłaś kutasa do buzi
i polizałaś go. Smakował niczym, w dotyku przypominał żelkę.
Tak jak... język Sansa. Ooooh, jeżeli jest prawdziwy, to szkielet
też się teraz musi nieźle bawić. Gdziekolwiek jest. To nie Twój
problem. Znowu go polizałaś i jeszcze raz. Zapragnęłaś więcej,
więc wsadziłaś go sobie do ust. Doznanie było dziwne, nieco
zdrętwiał. Zaczął pulsować mocniej, wyraźnie zadowolony z
miejsca gdzie się znalazł. Poruszałaś nim kilka razy mrucząc z
zadowoleniem, a potem zlizałaś z czubka kropelkę nasienia. Jedną
ręką zajęłaś się sobą, gładząc się po kobiecości. O Boże,
już byłaś mokra. Nie musisz więc na nic czekać. Cmoknęłaś go
raz jeszcze i przystawiłaś do swojej szparki. Poruszając nim do góry i na dół. Możesz przysiąc, że zrobił się
cieplejszy. Potarłaś mocniej. Byłaś w niebie. Nie mogłaś już
dłużej wytrzymać. Przystawiłaś
go do wejścia i powoli zaczęłaś wpychać do środka. Wszedł bez
problemów. Stłumiony jęk wydostał się z Twoich ust, nogi lekko
zadrżały, kiedy wypełnił Cię całą. Poczułaś jak magia
rozchodzi się po Twojej kobiecości. Przyjemne wibracje. To było
naprawdę przyjemne doznanie.
Sans nie mógł wytrzymać.
Krzyczał w chusteczkę, chwytał palcami co tylko mógł, prawie
podarł sobie koszulę za mocno nią szarpiąc. Słyszał, jak ludzie
przechodzili po chodniku i rozmawiali, ale miał to gdzieś. Było mu
tak dobrze. Kurwa. BYŁ W TOBIE. Czuł się lepiej niż w najśmielszych snach. Tego nie dało się nawet porównać z pieprzeniem się
z potworem. Byłaś taka CIEPŁA i MIĘKKA i ŻYWA dookoła jego
członka. Całe Twoje ciało było przepełnione determinacją. Z
przyjemnością przeprowadziłby analizę tego zjawiska, ale teraz
jego mózg wyraźnie przestał pracować. Szkielet ukryty w krzakach
jęczał i pocił się strasznie. Właśnie poruszałaś jego kutasem
w sobie, nie był w stanie powiedzieć czy to najlepsza czy najgorsza
rzecz jaka go spotkała. Dłoń zabłądziła mu pod koszulką,
zaczął dotykać swoich żeber. O kurwa, był taki wrażliwy. Czuł
jak wąskie ścianki przywarły do jego członka. Kurwa
jego mać. Jaźń była teraz całkowicie pogrążona w
przyjemności. Kilka razy poruszył lędźwiami, poczuł jak jego kutas
odpowiada na ruchy. Wchodzi i wychodzi. Wchodzi i wychodzi. Oh łał,
to już coś, heh? Sans pchnął biodrami mocniej, poczuł jak
puszczasz go zaskoczona. Heheh, sama się o to prosiłaś, dziecino.
I w tym momencie zaczął poruszać się bardzo szybko.
Kurwa mać, ten kutas żyje!
Może wcześniej Ci się podobało, ale teraz... sam się pchał. Był taki chciwy, uderzał z wielką natarczywością, pieścił
każdy Twój wrażliwy punkt. Wyszczerzyłaś się i pozwoliłaś,
aby magiczna fujara Cię pieprzyła, jęczałaś głośniej i
głośniej, aż prawie krzyczałaś. Rozkosz podsunęła Ci pomysł.
Przekręciłaś się na brzuch i przesunęłaś na podłogę. Kurwa,
tego było za wiele. Niebieski kutas odkrywał miejsca o których nie
wiedziałaś, że istnieją. Byłaś pewna, że z każdą chwilą wchodzi z
większą zapalczywością niż wcześniej. Podobało Ci się to.
Słyszałaś dźwięki jakie towarzyszą temu, kiedy wchodzi w Twoją
wilgotną szparę. Położyłaś głowę na poduszkach i podniosłaś tyłek do góry.
Jego ubrania były brudne od ziemi i potu, ślina ciekła mu po
brodzie. Nie dbał o nic. Od dawna się zatracił. To co się liczyło
to fakt, że był w Tobie, było mu kurewsko dobrze, zaciskałaś się
dookoła niego, był twardy jak nigdy, tak strasznie chciał Cię
rżnąć. Czuł jak z każdą kolejną chwilą robisz się coraz
bardziej mokra, zachęcając go aby wchodził głębiej i mocniej.
Kurwa, był już blisko, tak blisko, tak dobrze, dalej dziecino, daj
mi to, jestem już tak blisko...
Nie miałaś wątpliwości.
Sans pieprzył Cię jakby chciał się w Tobie schować. Jego
pchnięcia stawały się coraz bardziej nierówne i wiedziałaś, że
niedługo skończy. Szybko zaczęłaś drażnić swój guziczek. Sama
zaraz dojdziesz, czułaś jak w ciągu kilku sekund zaleje Cię
orgazm. I tak też się stało. Chwyciłaś nasadę kutasa i
wepchnęłaś go tak głęboko jak się dało. Doszłaś, bardzo
mocno. Twoja szparka zacisnęła się dookoła niego, a wtedy on
wypuścił w Ciebie swoje nasienie. Ulga. Leżałaś tak przez
chwilę, rozkoszując się błogostanem. Łał, to był jeden z
silniejszych orgazmów jakie miałaś. Sen przyszedł zaraz po nim,
nie wyciągnęłaś kutasa z siebie. Oczy same się zamknęły i
usnęłaś.
Kiedy się ocknęłaś, zobaczyłaś szkielet siedzący obok Ciebie. Sans wyglądał... strasznie. Brudne ubrania, cały spocony.
-hej, myślę, że masz coś
co należy do mnie i chciałbym do odzyskać, proszę. - miał zdarty
głos jakby za dużo krzyczał. Bez słowa podałaś mu kutasa,
zastanawiając się co z nim zrobi. Chwycił go, opuścił spodnie i
przytwierdził do swojej miednicy, a wtedy ten szybko zniknął. Sans
popatrzył na Ciebie – to ... uh... to nie było zbyt miłe...
ty... mogłaś zapytać, wiesz... - zamrugałaś kilka razy
-Myślała, że ty.... nie
byłeś zainteresowany. Nigdy... nie próbowałeś nic zrobić...
więc nie byłam pewna – Sans przez chwilę Ci się przyglądał, a
potem wziął Twoją dłoń.
-dziecino, ja... heh, to ja
nie byłem pewien czy chcesz... - Oboje przez dłuższą chwilę
milczeliście
-Hehe, raaany, a więc jesteśmy głąbami, co nie? - Zaśmiał się
i pocałował Cię w czoło. Położył się obok, objęłaś go. - A
co to robiło w twojej kieszeni?
-wsadzasz w siebie wszystko co tam znajdziesz?
-Haha, no wiesz... - Zaczął przesuwać palcami po Twoich gołych
plecach. To takie przyjemne...
-więc uh... może to kiedyś powtórzymy? tym razem chciałbym
zobaczyć twoją twarz – Uśmiechnęłaś się i delikatnie go
pocałowałaś
-Wpierw prysznic, a potem nie ma sprawy.
20 stycznia 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka ze skradzioną bielizną [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Stolen Underwear Incident - tłumaczenie PL]
Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry.
Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i
... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z
pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Autor: poubelle_squelette
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Wpadka ze skradzioną bielizną (obecnie czytany)
Wpadka Burgerpantsa
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Wpadka przy automacie z przekąskami
Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co? [+18]
Wpadka w Walentynki
~Rozdziały od 41 i dalej~
Miałaś długi i ciężki dzień. Pierwszy
od kiedy wróciłaś do pracy. Twoja współpracownica była dość miła
by przygotować dla Ciebie kubek kawy. Fajnie było wrócić do
sklepu, miałaś zajęcie i nie myślałaś zbyt wiele. Wystarczyło
skupić się na robieniu napojów. Sans i Papyrus przyszli jak
każdego poranka. Napisałaś Santastyczny precelek na kubku Sansa. Zaśmiał się lekko.
Bałaś się, że przestraszyłaś go wczoraj z tym całowaniem. Jego
brat cieszył się swoim mlekiem i pączkiem. Bratty i Catty
zatrzymały się i obserwowały was z kąta. Co jakiś czas pytając
się, czy miziałaś się bardziej ze szkieletem. Pokazałaś im
zdjęcie jakie Undyne wam wcześniej zrobiła, zadowolona i
jednocześnie zawstydzona faktem, że wyszło całkiem słodko. (-
Totalnie powinnaś zrobić z niego tapetę!; -O mój Boże, masz
rację, totalnie powinna!; -Um, jak chcecie to mi ustawcie) Tak
zrobiły, biorąc to w którym całowałaś policzek
kościotrupa. Postanowiłaś zmienić ją jak tylko wrócisz do domu.
Niestety, spokój nie trwał długo ponieważ
Mettaton postanowił nawiedzić Cię w pracy. Wepchnął się w
kolejkę i zaczął zasypywać pytaniami dotyczącymi Twojego
„związku”, nie szło mu to za dobrze. Pytał o wasze randki, o
to co lubicie robić razem, jakich utworów słuchacie i jaki był
wasz pierwszy pocałunek. Robiliście co mogliście lawirując między
jego pytaniami, grzecznie udzielając odpowiedzi na wszystkie.
Mettaton nie był zadowolony i obiecał wrócić po więcej. Na
zajęciach nie było lepiej. Z trudem skupiałaś się nad materiałem
a Wyatt tylko przeszkadzał. Inni Twoi znajomi robili co mogli aby za
bardzo na Ciebie nie naciskać. Kupili Ci obiad i oglądali reklamę
MTT pytając się dlaczego im tego nie powiedziałaś wcześniej.
Czułaś, że masz kłopoty. Uczyłaś się, odrobiłaś pracę
domową i pracowałaś nad obrazem jaki miał ukazać się w galerii
sztuki w styczniu, lecz wena też postanowiła się obrazić.
Postanowiłaś odłożyć to na dalszy plan, darować sobie i wrócić
do domu by się zdrzemnąć. Spałaś przez kilka godzin, a kiedy się
zbudziłaś było ciemno... nie... zaraz... to jakiś materiał na
Twojej twarzy. Usiadłaś i ściągnęłaś go z siebie. Para
bokserek z kreskówkowymi kośćmi. Poczułaś jak coś kotłuje Ci się w żołądku.
Bielizna była podpisana – SANS (zapewne robota Papyrusa).
Warknęłaś wpatrując się w podpis.
Twój kot był nieznośnym urwisem uwielbiającym
przebywać w miejscach w których nie powinien. Ogródki sąsiadów,
meble kuchenne, no i szafki na bieliznę to były jego ulubionymi.
Przywykłaś do tego, że kradł Ci majtki i nosił je po całym
starym mieszkaniu, lecz nigdy przez głowę Ci nie przyszło aby mógł
wślizgnąć się do cudzego pokoju, ukraść i przynieść....
bieliznę Sansa. Nie kłopotałaś głowy pytaniem „po co” to
robił. Zajmiesz się tym innym razem.
-Nie mogę pozwolić, aby ktokolwiek się o tym
dowiedział. Muszę zanieść je na miejsce nim ktoś się dowie, że
je mam – powiedziałaś do siebie. Założyłaś buty i udałaś
się do mieszkania obok. Było ciemno, najwyraźniej właścicieli
nie było w domu, całe szczęście. Drzwi i okna były zamknięte,
musiałaś znaleźć zapasowy klucz. - Dobra... gdybym była
Papyrusem... gdzie schowałabym klucz? - zerknęłaś pod
wycieraczkę. Nie, nie ma, ale za to jest wiadomość: NYEH-HEH-HEH
CZY TO NIE BYŁO NAJBARDZIEJ OCZYWISTE MIEJSCE, CZASEM TRZEBA
SPOJRZEĆ PONAD GŁOWĘ, Z USZANOWANIEM, WIELKI PAPYRUS. Cieszyłaś
się, że bracia lubią kawały, znalazłaś to czego szukałaś nad
framugą. Jak tylko byłaś już w środku skierowałaś się do
pokoju Sansa dzierżąc jego bieliznę. Przekręciłaś gałkę i ...
zamknięte. - Kto do diabła zamyka swoją sypialnię? - mruknęłaś
zdesperowana rozglądając się dookoła. Wyciągnęłaś wsuwkę do
włosów i pomęczyłaś się z zamkiem nim usłyszałaś delikatny
klik. Weszłaś do środka zapalając światła. Nigdy wcześniej Cię
tutaj nie było. Bałagan, no i w końcu zrozumiałaś co Papyrus
rozumiał pod pojęciem „śmieciowe tornado”. Łóżko
niezasłane, ubrania porozrzucane po materacu. Brudne skarpetki
na ziemi, dziwne papiery na stoliku i częściowo na
posłaniu, na środku pomieszczenia bieżnia. Uzmysłowiłaś sobie,
że musiała robić za wieszak na ubrania, bo nie byłaś sobie w
stanie wyobrazić Sansa korzystającego z niej. Drzwi do jego szafy
były lekko uchylone, w środku kilka pudełek i bluzy w
różnych kolorach, no i stary teleskop na dnie. Jego pokój pachniał
jak jego kurtka – której jeszcze nie oddałaś – keczup, pot i
coś co pachniało trochę jak woda kolońska. Kilka rysunków miał
powieszonych na ścianie. Pewnie Papyrusa. Właśnie wrzuciłaś do
szafy bokserki, kiedy usłyszałaś jak otwierają się drzwi
frontowe. Zamarłaś, modląc się aby był do Papyrus, który
odnalazłby się w sytuacji znacznie lepiej niż Sans.
-...paps? - to był niski głos – drzwi są
otwarte, jesteś w domu?
Cholera jasna. Zamknęłaś się w szafie. Powinnaś
zacząć zastanawiać się nad swoimi czynami nim je wykonasz
ponieważ łatwiej byłoby Ci wyjaśnić fakt dlaczego włamałaś
się do ich mieszkania i byłaś w sypialni Sansa. Usiadłaś i
przysunęłaś kolana pod brodę. Zastanawiając się jak
wybrnąć z tej sytuacji. Była jakaś tam szansa, że Sans pójdzie
spać i będziesz mogła się wymknąć. A może, jeżeli pomyśli,
że ktoś się włamał to po prostu wyjdzie. Usłyszałaś, jak
wchodzi do sypialni, wstrzymałaś oddech. Zatrzymał się, a potem
otworzył szufladę. Miałaś nadzieję, że nie zajrzy do szafy. Zaczął chodzić po pokoju, sprawdzał niektóre szuflady. Tam
musiał trzymać ważne rzeczy. Rozejrzał się po pokoju, jego wzrok
zatrzymał się na Twojej kryjówce. Starałaś się wycofać, lecz nie mogłaś.
Wyglądało, że skupia się nad czymś bardzo mocno. A potem, się
odprężył.
-wiesz – wycedził – to zazwyczaj szkielety
chowają się w szafie – podszedł i ją otworzył. Wpatrywał się
w Ciebie z uśmiechem – tylko mi nie mów, że to nie tak jak mi
się wydaje – Zaoferował swoją rękę. Zamiast ją chwycić
ścisnęłaś mocniej jego bieliznę – mogę wiedzieć po co ci
moje bokserki?
-Mój kot je ukradł! Wszedł przez otwarte okno i
przyszłam je zwrócić nim ktokolwiek to zauważy. Chciałam uniknąć
krępującej sytuacji i .... ugh, mniejsza o to, możesz się śmiać
– skrzyżowałaś ręce
-dobra – zaczął chichotać. Wziął swoją
bieliznę i rzucił nią przez ramie. Znowu podał Ci swoją rękę –
streszczę się – chrząknął– miałem zamiar iść do ciebie i
zapytać się, ale skoro jesteś już na miejscu – burknął –
kupiłem jedzenie u grillbyego, dołączysz? - Oh.
-.... Włamałam się do twojego domu, a ty
proponujesz mi kolację?
-i tak zamierzałem to zrobić, to że się włamałaś
to plus, teraz nie muszę do ciebie iść, więc, chętna czy nie? -
Chwyciłaś go za dłoń i stanęłaś na równe nogi
-.... burgery? - zapytałaś wspominając to jak
pyszne były
-i frytki. - Jak można temu odmówić? Sans zamknął
swoją sypialnię jak tylko poszliście do salonu, czekała tam torba z logo baru, zapach posiłku był powalający. Zaraz zrobiło
się więcej śliny w ustach. To tak smacznie pachniało. Usiadłaś
na kanapie i chwyciłaś za burgera. Wgryzłaś się w niego, tak
samo dobry jak poprzednio. Sans włączył telewizor i zaczął
przerzucać kanały.
-Skąd wiedziałeś, że to byłam ja? - zapytałaś
z pełnymi ustami
-masz bardzo charakterystyczną duszę – nadal był
skupiony na telewizji. Klik. Klik. Klik.
-Ej, Sans...
-tak?
-Możemy zacząć od początku? - Zatrzymał się.
Popatrzył na Ciebie. Czekał, aż będziesz mówić dalej. - Chodzi
o to.... no wiesz. Nie zaczęliśmy dobrze, nawet u Grillbyego.
Pomyślałam, że jest miło, kiedy jesteśmy przyjaciółmi, ale
ostatecznie wszystko kończy się albo źle albo ja czuję się
jak... jakbym nie panowała nad sytuacją. Nie wiem. Może to tylko
moje wrażenie. Naciskałam z tym całowaniem no i Mettaton jest...
cóż... jak Mettaton i ja... tylko częściowo się śmiałeś,
kiedy napisałam Santastyczny precelek na kawie dzisiaj rano i ja naprawdę...
Uwielbiam wymyślać ci jakieś przezwiska, ale chyba ci się już
nie podobają. - Przełknęłaś z trudem. Sans nic nie mówił, więc
nawijałaś dalej – No i wiem, że się o to nie prosiłeś, ja też
się nie prosiłam. Ale my .... jesteśmy częścią tej dramy i
musimy się skupić nad tym jak dalej być przyjaciółmi którzy
mają wspólny sekret? Odkąd... więc... um.... uh – wyciągnęłaś
rękę – Cześć nazywam się... - Nim skończyłaś mówić Sans
chwycił za nią, usłyszałaś donośne pierdnięcie. Cofnęłaś
dłoń w szoku, a ten zaczął się śmiać
-kawał z poduszką pierdziuszką, nigdy się
nie zestarzeje – uśmiechnął się – nazywam się sans, szkielet
sans
-Sans Ciało – poprawiłaś go przypominając
sobie, że takie ma nazwisko.
-starałem się dać ci trochę czasu i miejsca abyś
wszystko sobie poukładała, ale wygląda na to, że mi się nie
udało, wygląda na to że nie jestem dobrym verte-bae? - poprawił
się na kanapie, jego źrenice lekko zamigotały.
-Bez ironii – mruknęłaś – Gdzie trzymałeś tę
poduszkę pierdziuszkę?
-kawalarz nigdy nie zdradza swoich sztuczek
-No weź, nawet swojej ... ugh, verte-bae?
-zwłaszcza swojej verte-bae – uśmiechnął się
szerzej – wiesz, utknęłaś ze mną odkąd jesteś jedyną, która
znosi moje wspaniałe dowcipy – wyglądał na zadowolonego z
własnych myśli – Jak się nazywa rosół z wielu kur?
-Nie wiem, bulion? - opowiedziałaś, ale ten
szturchnął Cię
-rosół skurwielu! - przyglądał Ci się trochę
poruszony, trochę rozbawiony, a potem zaczął się śmiać. Miał
miły śmiech, pełny, szczery, który sprawiał, że
naprawdę wierzyłaś iż jego kawały są zabawne. Nim się
zorientowałaś zaczęłaś chichotać. To był dobry śmiech.
Lubiłaś sposób w jaki powodował uśmiech na Twojej twarzy, ale jeszcze
bardziej lubiłaś to jak on się szczerze uśmiechał.
-nie możemy zacząć od nowa – zaczął w końcu –
żyjemy z wyborami jakich dokonaliśmy, ale, uh, heh, ej, mogło być
gorzej, mogłaś umawiać się z jerrym – szczęka Ci opadła
-NIGDY! - Znowu zaczęliście się śmiać.
Skończyłaś jeść, Sans wyciągnął kilka listów od fanów jakie
przyszły do was ze studia MTT. Było wiele fajnych i miłych,
kilka fanartów (i fanficków, ale postanowiłaś je przejrzeć innym
razem). Ktoś wysłał wam nawet koszulki, które wyglądały na
miękkie, ale jednocześnie zawstydzające.
-chodź, przymierzmy je – powiedział pokazując na nie. Warknęłaś ale się zgodziłaś. Faktycznie były
słodkie.
-Zróbmy sobie zdjęcie – zaproponowałaś
wyciągając telefon. Przybliżył się i podniósł dwa palce do
góry. Mrugnęłaś i wystawiłaś język. Zdjęcie było naprawdę
udane, znacznie lepsze niż to, które zrobiła Undyne. Ustawiłaś
je jako tapetę.
-ej – odezwał się nagle zerkając na Ciebie znad
kartek papieru – jutro wieczorem, robisz coś? - Wzruszyłaś
ramionami
-Odrabiam lekcje?
-chciałbym przedstawić cię kilku innym znajomym,
chcesz? - przytaknęłaś. Wróciliście do czytania listów, aż
usnęliście. Papyrus przyszedł niedługo potem, przechodząc bardzo
cicho i okrył was kocem. Choć raz, wieczór był fajny.
19 stycznia 2017
POPULARNE ILUZJE
-
CZĘŚĆ I Autor: Kayla-Na Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
Nazwa : UnderLust Autor : nsfwshamecave Komiksy z tego AU po polsku możecie znaleźć tu: klik POWRÓT DO SPISU TREŚCI Charakterysty...
-
Autor: Skele-TON of Sin Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
SPIS TREŚCI : Rozdział I (Obecnie czytane) Rozdział II Rozdział III Rozdział IV Rozdział V Autor: Spirale Tłumaczenie...
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I CZĘŚĆ III Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
Autor: jakei95 Tłumaczenie: Yumi Mizuno Spis treści: CZĘŚĆ o1 CZĘŚĆ o2 (obecnie czytana) CZĘŚĆ o3 CZĘŚĆ o4 ...
-
Autor okładki: Rydzia Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w...