23 stycznia 2017

22 stycznia 2017

Undertale: Dobrze tak wyglądasz [You look so good like this - tłumaczenie PL] [+18]


Notka od tłumacza: Połączmy AU Bara z Fell i otrzymamy naszego Sansa. Dużego, drapieżnego i złego potwora. Z którym umawiamy się już jakiś czas. Pewnego dnia, postanowiłaś spełnić jedną z jego fantazji. 
Opowiadanie +18, dostosowane pod kobiecego czytelnika Sans (UnderFell) x Ty. 
Autor: Oshann
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
----
No to do dzieła. Nie ma odwrotu. Nerwowo przeczesywałaś włosy palcami siedząc na skraju łóżka Sansa. Znasz go już od pół roku. Przed wkroczeniem na intymny pułap znajomości rozmawiałaś z nim czasami, kiedy siedział w swojej budce z hotdogami. Lubiłaś jego towarzystwo, chociaż był chamskim dupkiem, nigdy nie zrobił czegoś niewłaściwego. No cóż, przynajmniej się starał, ale zawsze wystarczyło powiedzieć „nie” aby przestał. Po jakimś czasie zaczęliście spotykać się przy drinkach, potem wspólne wieczory z filmami i jego znajomymi, kilka spotkań we dwójkę i teraz... Chodzicie ze sobą już od jakichś czterech miesięcy, wszystko jest dobrze. Wiedziałaś, że mu na Tobie zależy, nawet jeżeli nie wspominał o tym zbyt często, widziałaś to w jego zachowaniu. Grał chamskiego i porywczego, ale znałaś go już dość dobrze. Sans był ostrożny i mimo lenistwa nie żałował sił by Cię uszczęśliwić. I seks. Oh seks. Uprawianie go było świetne, można powiedzieć nawet, że magiczne. Jego chamskość nigdy nie pojawiała się w sypialni. Jego metody były... pełne pasji. Nie dał Ci zbyt wiele dróg wyjścia, kiedy oboje wyrażaliście chęć. Agresywnie pchał Cię na łóżko. Swoje albo Twoje. Brał Cię w kuchni. Albo nawet pod ścianą, jak tylko przekroczyłaś próg domu po dniu dręczenia go, kiedy wysyłałaś mu dwuznaczne obrazki jak miał zmianę w pracy. Nie miałaś nawet czasu się rozebrać.  
Kilka dni temu zadałaś mu pytanie na temat jego dzikiego zachowania podczas stosunku, dodałaś też, że nie masz nic przeciwko aby spełnić kilka jego fantazji jakie panoszą mu się po głowie. Wyznał Ci swoje ... pragnienia, i od tego czasu nawet o nich nie wspomniał. Lecz niedługo będzie musiał, po rozmowie z nim zdecydowałaś się na wcielenie ich w czyn. I teraz jesteś, na jego łóżku. Papyrus wybył do Undyne na noc wspominając coś o „UDOWODNIENIU TEJ GŁUPIEJ RYBIE, ŻE SPAGHETTI JEST LEPSZE NA ŁAPANIE LUDZI NIŻ PUŁAPKI Z WŁÓCZNI” cokolwiek to znaczy. Dalej Paps. Tylko niczego nie spal. 
Sans brał prysznic, byłaś więc sama. Czas dłużył Ci się niemiłosiernie, z każdą chwilą denerwowałaś się coraz bardziej. Ze względu na dzisiejsze plany założyłaś najładniejszą czarną bieliznę jaką miałaś, czując się seksownie i uwodzicielsko. Drzwi się otworzyły. Sans wszedł owinięty jedynie ręcznikiem dookoła miednicy. Zaśmiał się cicho kiedy zwrócił uwagę na Twój strój. Twój chłopak rzucił materiał na zagraconą podłogę. Oh łoł. Czy kiedykolwiek ten widok Ci spowszednieje? Podszedł, był wyższy o dwie głowy, znacznie silniejszy. Za każdym razem kiedy ściągał swoją koszulkę mogłaś się po prostu wpatrywać w jego żebrom. Przyglądał Ci się wtedy badawczo i mówił 'to nic ciekawego, dziecino, to tylko kości' a na to zawsze odpowiadałaś 'To ty' wzruszał ramionami, jakby to nie było nic wielkiego, ale wiedziałaś że delikatnie się rumieni, kiedy odwraca wzrok. Lubiłaś go, a on lubił Ciebie.
-to wszystko dla mnie, mała? - jego niski głos delikatnie drżał, przebiegły uśmiech wykrzywił twarz. Złoty ząb połyskiwał, kiedy się zbliżał. Przytaknęłaś i poczekałaś, aż usiądzie obok. - heh, nie musiałaś, wiesz że nie będą na tobie zbyt długo – powiedział ciągnąć za materiał majtek swoim małym palcem. W sumie racja. Uśmiechałaś się lekko starając się dodać sobie sił. Zauważył to szybko i westchnął – więc... naprawdę chcesz to zrobić? nie naciskam, dziecino, po prostu... nie chcę, abyś czegoś potem żałowała...
-Nie, nie. Chcę tego. Po prostu... - przygryzłaś wargę i wpatrywałaś się w podłogę – Chyba.... się stresuję? Nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłam, ale... Chcę tego spróbować z tobą. Naprawdę – Nie spuszczał z Ciebie wzroku. Wziął głęboki wdech i pochylił głowę. Przeniosłaś na niego wzrok.
-chodź – klepnął się w kolano, a potem otoczył Cię swoimi ramionami. Poczułaś jego kości pod swoim tyłkiem. Sans przytulił Cię pozwalając, byś oparła się ciałem o jego klatkę piersiową. - powiem ci co się teraz stanie, dziecino – miał usta obok Twojego ucha – uspokoisz się, a potem pokażę ci do czego jestem zdolny. - Przystawił usta do Twojego karku, ostre zęby zaczęły drażnić wrażliwą skórę. Dreszcz przeszył Cię na wskroś – nie zrobię nic czego nie lubisz, wiesz o tym – Zaczął lizać skórę, ręką zaś kreślił niewielkie koła na Twoim brzuchu, powoli przesuwając ją na Twoje krocze. - wiesz co, użyjmy hasła, dobra? tak będzie dla ciebie łatwiej – przytaknęłaś – dobra, pomyślmy... - Jego palce przesuwały się teraz po Twojej kobiecości. Drgnęłaś lekko i położyłaś głowę na jego ramieniu przysuwając twarz do jego karku. Pomijając zapach żelu po prysznic, pachniał tak jak zawsze. Jak pył, stary papier i zwierzęce futro. Wzięłaś kilka głębszych wdechów. - mmmmmh, mam, zielony na 'wszystko dobrze'; żółty na 'zwolnij' i czerwony jeżeli chcesz abym przestał... może być słodka? - znowu przytaknęłaś. Jego palce znalazły Twoje wejście i zaczęły je pieścić – powtórz.
-Zielony na okej, żółty na zwolnienie, czerwony jeżeli chcę abyś przestał.
-brawo. - Położyliście się na łóżku, a potem wspiął się na Ciebie, jego ręce zaczęły gładzić Twoją twarz – nie skrzywdzę cię, nie bój się, użyj hasła jeżeli będziesz tego potrzebować – wyszczerzył się i mrugnął. Nerwowo się uśmiechnęłaś, drżąc lekko po jego dotykiem. Oczywiście, wiedziałaś że nie zrani Cię za bardzo, nie w złym tego słowa znaczeniu. Lecz to było coś nowego, nie mogłaś nic poradzić na własne nerwy. Sans przybliżył twarz do Twoich włosów i wziął głębszy wdech, a potem warknął. - oh dziecino, nie masz pojęcia co mi robisz... - zaczął gładzić Cię kciukiem po policzku, zamknęłaś oczy. Jego dotyk uspokajał, przesunął palcem po Twojej wardze. Powoli przesunął dłoń po Twoim karku i piersi, gorące kości pieściły skórę, ostatecznie zatrzymał się między Twoimi piersiami. Trwał tak przez moment, czując bicie serca, oddychał głęboko i powoli. Czułaś się dobrze. Zrelaksowałaś się. Sans rozpiął stanik pozwalając by piersi wyszły na wierzch. Jedną ręką przeczesywał Twoje włosy, drugą chwycił wyeksponowany sutek. Delikatnie jęknęłaś kiedy zaczął go pieścić coraz bardziej drapieżnie. Warknął nisko, a następnie poczułaś na swoim karku ostre zęby, polizał wcześniej nadgryzione miejsce. Teraz obie ręce były na Twoich brodawkach. Sans lizał i całował drogę jaką pokonywał by dotrzeć do Twojego pępka. Poczułaś napięcie piętrzące się między nogami, nie mogłaś nic poradzić niż zacisnąć je mocniej aby choć odrobinę ulżyć sobie w cierpieniach. Zatrzymał się i popatrzył na Ciebie z cwanym uśmieszkiem. Obje jego ręce mocno zacisnęły się na Twoich piersiach.
-nie bój się kochana, nadchodzę, pokażę ci co mi robisz, co czuję, będę cię pieprzył na każdy możliwy sposób póki nie będziesz już w stanie myśleć – jego ręce przesunęły się, chwycił za materiał majtek i ściągnął je. Jak już byłaś goła, pochylił się i wziął kilka głębszych wdechów zaciągając się zapachem Twojej już mokrej szparki. Czerwony język wyślizgnął się między jego zębami, zaśmiał się cicho – masz ochotę? - przybliżył się do Twojej kobiecości. Czułaś na sobie jego gorący oddech, zagryzłaś wargę kiedy chwycił Cię za biodra, powstrzymując przed ruchami. - hehe, szkoda, ale będziesz musiała poczekać, to ja tutaj rządzę, dostaniesz tylko to co ci dam – znalazł się między Twoimi nogami, mokry język zaczął przesuwać się po Twojej kobiecości. Jęknęłaś z przyjemności, jak przesunął nim po guziczku. Warknął i popatrzył na Ciebie – nie chcę słyszeć żadnego dźwięku, siedź cicho, to może będę miły, jeżeli nie będziesz to ukarzę cię za nieposłuszeństwo, capiche? - Jego ton głosu był głębszy niż zwykle, poczułaś dreszcz spływający po kręgosłupie. Przytaknęłaś, a on wrócił do swojej pracy. Pieścił nie tylko te wrażliwe rejony, ale także pozostałe jej części. Czerwony język ruszał się bez litości. Dręczył wejście kreśląc dookoła okręgi, jednak nigdy nie wszedł do środka, sam ten fakt doprowadzał Cię do szaleństwa. Z frustracji przygryzłaś swój język i pchnęłaś biodrami do przodu, Sans znowu warknął i się zatrzymał. Patrzył na Ciebie z wściekłością w oczach, czerwone źrenice zamigotały, wiedziałaś już, że popełniłaś błąd. - co kurwa mówiłem? dostaniesz tylko to co ci dam, mam cię przytrzymać? - uścisk na biodrach stał się silniejszy przyciskając Cię do materaca – mogę, masz siedzieć kurwa cicho i się nie ruszać. - z tymi słowami zaczął szaleńczo lizać Twoją cipkę, aż wzięłaś głębszy wdech starając się nie krzyczeć. Dyszałaś nierówno kiedy pieścił Cię swoim językiem. Zachowanie ciszy z każdą chwilą było trudniejsze, nie mogłaś ruszyć biodrami czy nogami. Mogłaś tylko zacisnąć mocno pięści, aby znaleźć upust dla rozkoszy jaką Ci ofiarował. O Boże, tego jest prawie za dużo. Sans robił Ci minetę, palcami wbijał się w Twoje ciało. Co jakiś czas nisko mruczał, aż jego kości delikatnie drżały, czułaś jak przygryza Twoją kobiecość. Robiłaś co mogłaś by słuchać jego poleceń, próbując zachować ciszę, dyszałaś ciężko. Czułaś, jak pulsowało Ci wnętrze i wiedziałaś, że on też to czuł. Podniósł się, po brodzie ciekły mu Twoje soki. Nachylił się i pocałował Cię głęboko wchodząc swoim ruchliwym językiem do Twoich ust. Uśmiechnął się z dumą i pogładził Cię po biodrach. Podobał Ci się widok jego dużych, silnych ramion na ciele.
-wiedziałem, że możesz być grzeczną dziewczynką jeżeli tylko chcesz – Jego prawe oko zaświeciło wściekłą czerwienią. Członek pojawił się na jego miednicy, sterczący i świecący. Uwielbiałaś go, jego wielkość i kształt potrafiły stworzyć rozkoszną mieszankę przyjemności i bólu, doprowadzając Cię perfekcyjnie do ekstazy. - nie pozwoliłem ci co prawda mówić, ale wiem jak twoje śliczne usteczka mogą się przydać, domyślasz się o co mi chodzi, laleczko? - przełknęłaś ślinę i przytaknęłaś. - heh to dobrze – kilka razy go podrażnił nim przystawił czubek do Twoich warg. Rozchyliłaś je i już chciałaś wziąć go do środka, kiedy nagle mocno chwycił Cię za policzki zmuszając, abyś uniosła głowę do góry – chyba nie za bardzo rozumiesz co się dzieje – warknął – to ja tutaj dowodzę, powiedziałem że masz mnie ssać? nie, masz robić to co ci mówię, a nie było nic na temat tego, że możesz przejąć kurewską inicjatywę – puścił Cię. Nadal czułaś ból po jego uścisku. Pogładziłaś się po skórze nie zrywając kontaktu wzrokowego – będziesz mnie lizać swoim różowiutkim języczkiem, od góry aż po dół – przytaknęłaś, zaśmiał się – szybko się uczysz, no do dzieła – Wypuściłaś urywany oddech i wystawiłaś język zaczynając pieścić jego członka. Kutas nie smakował niczym, w dotyku przypominał bardziej silikon. Gdyby nie był wypełniony magią pomyślałabyś, że to po prostu świecące dildo. Przesunęłaś językiem na dół i zaczęłaś drażnić jego miednicę w taki sposób w jaki najbardziej lubił. Sans jęknął przeciągle, na co się uśmiechnęłaś nie przerywając swojej pieszczoty. Kreśliłaś niewielkie kółeczka czubkiem języka na jego członku, cały czas patrząc się na jego twarz. Warknął w rozkoszy. Wbił palce w Twoje włosy. - kurwa, laleczko, znasz się na sprawie – uśmiechnęłaś się i dalej lizałaś powoli wracając na górę – aaaah, kurwa, to takie przyjemne – znowu miałaś zamiar zacząć od nasady kiedy mocne szarpnięcie włosów odciągnęło Cię od niego – planowałem, abyś mnie trochę possała, ale teraz jestem za bardzo napalony, aby dłużej czekać – puścił Cię nagle i znalazł się między Twoimi nogami. Przysunął do Twojego wejścia swoją miednicę, jedynie jego kutas oddzielał wasze ciała od siebie. Musiałaś ugryźć się w język, aby nie jęknąć. Czułaś jak serce Ci wali. Pulsowanie rozkoszy jaka się w Tobie gromadziła było nie do zniesienia, bardzo pragnęłaś, aby się już w Tobie zanurzył. Sans polizał Twoją twarz.
-idzie ci tak dobrze, kochanie, tak dobrze – pocałował Cię w policzek i pochylił się nad Tobą, jego usta wykrzywione były w wielkim uśmiechu – tylko popatrz na siebie, tak kurewsko piękna, i moja, tylko moja, jesteś moja, laleczko, i chcę abyś to zrozumiała – chwycił za Twoje nogi i podniósł je tak, że mogłaś opleść jego biodra, przysunął kutasa do Twojego wejścia – będę cię rżnął, mocno, dziko i głęboko, sprawię że będziesz chciała krzyczeć moje imię, ale tego nie zrobisz bo ci zakazałem, posłuchasz mnie bo jesteś MOJA! - z tym ostatnim słowem wepchnął penisa gwałtownie. Twoja psychika krzyczała, nogi drżały w mieszaninie przyjemności i bólu. Sans nie marnował nawet chwili, dotrzymał swojej obietnicy. Łóżko trzeszczało pod wpływem jego ruchów, rama rytmicznie uderzała o ścianę. Wielkie dłonie zacisnęły się na Twoich biodrach, zagłębiał się w Tobie coraz bardziej. Z każdym pchnięciem musiałaś łapać głęboki oddech z całych sił starając się wypełnić jego polecenie. Mocno zacisnęłaś pięści i zęby wdzięczna, za rozkosz jaką Ci dawał. Jego kutas wchodził tak natarczywie, że aż bolało, gładkie kości dotykały miękkiej skóry. Nagle opuściłaś ręce i zacisnęłaś je na prześcieradle. Zachowanie ciszy okazało się prawdziwą torturą.
-o tak dziecino, dobrze tak wyglądasz, taka uległa, kurwa, od dawna chciałem to zrobić, w dodatku ci się to podoba, prawda, zboczuchu? lubisz to w jaki sposób cię pieprzę, co nie? - oddychałaś szybko i zaczęłaś się pocić, ale kiedy popatrzyłaś na niego, dostrzegłaś, że on również. Jego język wisiał z ust, kropla śliny kapnęła Ci na brzuch. Nagle chwycił za Twoje gardło i ścisnął tak, że trudniej Ci się oddychało – odpowiedz, suko – Łoł, przezwiska? Niespodziewanie to nakręciło Cię jeszcze bardziej, przytaknęłaś. Tak, lubiłaś kiedy z Tobą tak postępował. Kiedy sprawował pełnię kontroli i musiałaś robić tak jak chciał. Uwielbiałaś tę część jego osobowości, dominującą i stanowczą. Sprawiała, że czułaś się bezpiecznie – to to kurwa powiedz, powiedz, że to lubisz – zwolnił swój uścisk, jednak nie zabrał dłoni.
-Ja... Ja lubię to. Aaah... Lubię kiedy mnie rżniesz – rumieniłaś się na dźwięk tych słów, nie do końca wierząc, że powiedziałaś je na głos. Kurwa. Nigdy nie spodziewałaś się, że możesz być taka perwersyjna. Może to przez moc jaką miał nad Tobą, pomagał Ci przekroczyć swoje własne granice.
-jasne, że lubisz – przeniósł dłonie na Twoje pośladki unosząc Cię delikatnie do góry – przy nikim nie było ci tak dobrze, nikt nie rżnął cię tak jak ja – mówiąc to wszedł do samego końca, miał rację. Nikt nie sprawił wcześniej, że czułaś się tak cudownie. Chciałaś krzyczeć jego imię, aby wiedział jaką przyjemność Ci sprawia. Zacisnęłaś wargi skupiając się na uczuciach jakie się w Tobie budowały. Zaciskałaś się dookoła niego, wiedziałaś co się niedługo stanie. Przystawił twarz do Twojego karku – powiedz, że jesteś moja, chcę to usłyszeć.
-Jestem twoja, Sans, ja.. aaaah jestem cała twoja! Duszą i ciałem! Będę... będę twoja tak długo jak ty będziesz mój! - krzyknęłaś. Nagle, zamarł. Otworzyłaś oczy by spojrzeć na jego twarz. Kurwa, powiedziałaś coś nie tak? Nie ruszał się, tylko przyglądał Ci się ze zmarszczonymi brwiami. Nawet nie oddychał. - Sans... co.. Zrobiłam coś nie tak? Przepraszam! Przepraszam! Proszę, powiedz coś! - panikowałaś. To jakieś tabu? Wiedziałaś, że duszę potwory traktują z wielkim szacunkiem, jest dla nich walorem niemalże religijnym. Cała ich kultura kręci się dookoła niej i sądziłaś, że zadowoli go świadomość iż ufasz mu na tyle, że oddałabyś mu swoją. Lecz patrząc na jego twarz zdałaś sobie sprawę, że to był wielki błąd. Czułaś, że zaraz się rozpłaczesz. Sans nagle z Ciebie wyszedł, siłą przekręcił Cię na brzuch i nim zdążyłaś cokolwiek powiedzieć uniósł Twoje biodra do góry i przycisnął głowę do materaca, przytrzymując jedną ręką. Warczał, jeszcze bardziej niż wcześniej.
-DLACZEGO, MUSIAŁAŚ, POWIEDZIEĆ, TAKIE, GÓWNO, JAK, TO! - każde słowo odpowiadało mocnemu wejściu w Ciebie, drażnił wrażliwe wnętrze, nie mogłaś już powstrzymać jęków, które szybko przeistoczyły się w krzyk rozkoszy. Znowu zaczęłaś się dookoła niego zaciskać. Sans nie przejmował się teraz Twoimi odgłosami, czy tym że nie przestrzegałaś jego polecenia. Fasada zniknęła. -kurwa! masz w ogóle pojęcie co powiedziałaś?! cholera, staram się tutaj zachować spokój! - chwycił Cię boleśnie za włosy, palce drugiej ręki wbiły się w ciało. Jęknęłaś z rozkosznego bólu. Twój kochanek warknął nisko – kurwa tak, jestem twój, tak długo jak ty będziesz moja! zrujnuję cię, oznaczę jako swoją własność! Przywarł swoim wielkim ciałem. Poczułaś ból na ramieniu, zdałaś sobie sprawę, że ugryzł Cię, nie zwalniał uścisku szczęk przy mocnych pchnięciach. Przegryzł skórę. Ból tylko pomógł w osiągnięciu szczytu rozkoszy. Doszłaś, robiąc się ciasna dookoła jego kutasa, gorące łzy popłynęły po Twojej twarzy,  krzyczałaś jego imię.
Nie przestawał, Twój orgazm tylko go podjudził. Puścił kark i zaczął głośno warczeć. Nie mogłaś się ruszyć, trwałaś tak z uniesionymi biodrami pozwalając by szaleńczo Cię wypełniał. Jego tempo było bardzo szybkie, oddech przerywany i krótki. Wiedziałaś, że jest blisko, zaś w Tobie drugi orgazm właśnie się budował. Po kilku głębszych pchnięciach doszedł, wypełniając Cię swoim nasieniem, mrucząc Twoje imię. Czułaś jak jego kutas drżał jeszcze przez chwilę, przynosząc ze sobą kolejną falę przyjemności jaka Cie zalała. Odpłynęłaś. Między wami nic już nie istniało. Świat poczeka, teraz chciałaś zostać w miejscu gdzie czułaś się bezpieczna. Choć po chwili wyszedł z Ciebie, nadal trzymał Twoje ciało w swoim mocnym objęciu. Przekręcił się tak, że byłaś na górze, jego kości wbijały się w Twoją skórę. Ugh, teraz było Ci niewygodnie.
-kurwa mać, dziecino.... to było zajebiste... jesteś cudowna, dobrze się spisałaś, nic ci nie jest? - przytaknęłaś niezdolna wypowiedzieć cokolwiek w tej chwili. Sans pocałował Cię w skroń i zaśmiał się. Przeszył Cię dreszcz. Objęłaś go starając się uspokoić ciało. Pogładził Cię po karku, aż syknęłaś z bólu. No tak, ugryzł Cię. Przystawiłaś palce do rany. Poleciało kilka kropel krwi. Sans warknął. - kurwa... przepraszam, skarbie, nie chciałem cię zranić, pozwól że się tym zajmę – Z tymi słowami wstał i zaniósł Cię na rękach do łazienki. Potem ostrożnie usadowił Cię na ręczniku, chwycił za wodę utlenioną i gazę. - trochę może szczypać – uśmiechnęłaś się i przechyliłaś głowę na bok dając mu lepszy dostęp. Przystawił materiał do rany, syknęłaś. - naprawdę przepraszam, ja... ja... starałem się zachować spokój, ale ... kurwa, przepraszam – zmarszczył brwi – nie powinienem tego robić, nie powinienem cię krzywdzić – mówił przyglądając się kroplom krwi na gazie nim wyrzucił ją do kosza. Pochyliłaś się i pocałowałaś go.
-Ej, wiem że ci przykro. Ty... tak, nie powinieneś tego robić, ale wiem że nie chciałeś mnie zranić – patrzył Ci w oczy, nadal bardzo zły.
-jak teraz mi zaufasz? kurwa.... spierdoliłem... - zaczął szukać bandaża, ale powstrzymałaś go chwytając za jego dłoń
-Słuchaj, ja... ja mogłam użyć hasła, ale tego nie zrobiłam. Nawet o tym nie pomyślałam – przyglądał Ci się uważnie, czekając na to co jeszcze powiedz. Puściłaś go i schowałaś ręce między udami – Ja... uh.... Podobało mi się to? Znaczy się, to nie było złe, teraz tylko trochę szczypie. Daj mi cukierka i nic mi nie będzie – Wsunął dłoń za Twoją głowę i pocałował Cię w czoło.
-pozwól, że ci to wynagrodzę, dobra? - Kolejna godzina minęła przyjemnie. Sans dokończył opatrunek, wzięliście wspólną kąpiel, delikatnie wyszorował Twoją skórę, zaproponowałaś to samo i kiedy zaczęłaś traktować gąbką jego wrażliwych kości, wielki zły potwór aż pisnął w zaskoczeniu. Ha, oto kara za gryzienie mnie. Przyjął ją i pozwolił się wyczyścić. Oboje teraz siedzieliście na kanapie. Ty wygodnie wciśnięta między jego norami, opatulona gorącym kocem, śmiałaś się z jakiejś komedii puszczanej w TV, przed Tobą był półmisek z cukierkami i czekoladkami.
-Hahahaha, kto wpadł na taki pomysł? To... ał! - popatrzył na Ciebie nie kryjąc zmieszania w oczach.
-co się dzieje? dobrze się czujesz?
-Tak, chyba jestem... trochę obolała – Powiedziałaś poprawiając się nadal czując nieprzyjemne doznanie między nogami po tym jak szaleńczo Cię rżnął – Jutro będzie mnie wszystko bolało. - zaśmiał się nerwowo.
-przepraszam za to, przyniosę ci burgera od grillbyego – uśmiechnęłaś się
-To byłoby miłe, dziękuję – Popatrzyłaś na ekran. Sans zaczął głaskać Cię po głowie – Sans?
-hmmm, co?
-A co z tobą? Wszystko dobrze? - wziął głęboki wdech i objął Cię, kładąc brodę na czubku Twojej głowy
-taaa, nic mi nie jest, mam lekkie wyrzuty za wcześniej
-Mówiłam, że nic się nie stało. Zaraz się zagoi. Nie rozumiem po co chciałeś mnie zabandażować
-może dlatego, że chciałem się tobą zaopiekować jak trzeba? wiem, że wiele rzeczy pierdolę, ale zawsze próbuję naprawić swoje błędy, w sensie wtedy, kiedy mi zależy – uśmiechnął się. Milczeliście przez chwilę, potem Sans się zaśmiał miękko – hej, dziecino, to teraz chcesz się ze mną związać na stałe, huh?
-Uh... co?
-taaa, powiedziałaś, że chcesz mi oddać DUSZĘ
-Cóż ja uh... czuję się przy tobie bezpiecznie i ufam ci więc tak.. - Teraz zaczął Ci się przyglądać badawczo. - No co? - Nagle zaśmiał się głośno.
-kurwa, skarbie, nie oświadczaj się facetowi w ten sposób! nie abym miał coś przeciwko, ale może trochę się z tym wstrzymamy co? - mrugnął do Ciebie. O Boże, coś Ty powiedziała. CO ON POWIEDZIAŁ?
Share:

21 stycznia 2017

Undertale: Znalazłam coś w twojej kieszeni [I've found something in your pocket - tłumaczenie PL] [+18]

Notka od tłumacza: Życie na powierzchni wydaje się być przyjemne. Resetów nie ma. Sans znalazł sobie ludzką kobietę, tylko że jest jeden problem. Z jakichś dziwnych powodów ona nie chce z nim sypiać. Tak więc szkielet musiał wziąć sprawy w swoje własne ręce. 
Opowiadanie +18 dostosowane pod kobiecego czytelnika. Sans x Ty. 
Autor: Oshann
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
===   ===   ===   ===
Sans przechodził ciężkie chwile od rana. Pocił się, rumienił za każdym razem kiedy spojrzał na to jak skąpo jesteś ubrana... Przez gorące upały, duchotę i skwar jaki unosił się w powietrzu. No i dzisiaj robiłaś porządki, aż błyszczałaś się od potu. Ten fakt też nie ułatwiał mu zachować spokoju. Nie pomagał, oczywiście, lecz zamiast tego zawsze znalazł sobie miejsce aby usiąść i obserwować wilczym wzrokiem Twoje zmagania z brudem. Powinien to robić? To było złe? Może.
Nie współżyliście jeszcze ze sobą, pomijając fakt wielu miesięcy udanych randek. Sans wiedział jak ludzie uprawiają seks, cholera, jego sposób był całkiem podobny, lecz Ty nigdy nie wyraziłaś żadnej chęci, stresował się. Ludzie mieli (i nadal mają) problemy z przywyknięciem do potworów i ich magii. Lecz mimo to Ty nigdy jakoś nie wzdrygałaś się przed jego potworzą naturą. Był tak bardzo szczęśliwy, że pojawiłaś się w jego życiu. Zawsze gotowa wysłuchać monologu Papyrusa na temat gotowania, zawsze się śmiałaś z jego głupich kawałów i cały czas byłaś taka dobroduszna. Przytulałaś go, zalewałaś czaszkę pocałunkami, kto by na to narzekał? Lecz w łóżku, nigdy nie zrobiłaś niczego ponad wtulenie się. Przyciągałaś go do swojej piersi, mógł usnąć wsłuchując się w rytm Twojego serca i cichy szmer duszy. Może nie byłaś nim zainteresowana w ten sposób. Sans nadal był szkieletem w ludzkich oczach, wielu mu o tym przypominało, lecz jakoś Tobie to nie przeszkadzało. Jednak nie na tyle, by mu się w pełni oddać. Nie miał Ci tego za złe, nie za bardzo w każdym razie, wiedział że w tych sprawach nie można naciskać. Mimo to nadal, miał swoje potrzeby. I po przyglądaniu się Tobie przez cały dzień, nie mógł już dużej ich ignorować.
-Ugh! Muszę odpocząć! - wskoczyłaś obok niego na kanapę wyrywając go z zamyślenia. - Wiesz – odwróciłaś się w jego stronę – Byłam zaskoczona kiedy zaoferowałeś mi „pomoc” w sprzątaniu, ale wydaje mi się, że inaczej rozumiemy słowo „pomoc”
-heh co mogę powiedzieć, dziecino? - popatrzyłaś na niego pytająco – zmęczyłem się za nas dwoje – mrugnął
-Uuuugh! Sans! Jesteś najgorszy!!
-ta, najstraszniejszy – Warknęłaś głośno, ale się uśmiechałaś. Chwyciłaś za poduszkę i go nią zdzieliłaś w twarz. Nie próbował nawet jej złapać.
-Sans, pomóż mi albo idź sobie! Nigdy nic nie robisz kiedy staram się zadbać o porządek!
-samo myślenie o sprzątaniu mnie męczy
-O mój Boże, wynocha!
Powoli podniósł się z kanapy. Pff, nie umiałaś się na niego złościć nawet jak próbowałaś. To słodkie. Ciągle rechotałaś, nawet kiedy wchodził do swojej sypialni i zamykał drzwi. Wiedział, że nie wejdziesz tutaj, nie aby zobaczyć jak cały Twój trud który włożyłaś w wysprzątanie tego pokoju trzy dni temu, po prostu przepadł. Miał więc trochę wolności. Usiadł na łóżku i obsunął spodnie, jego kutas zmaterializował się, był już twardy. Nie marnował nawet chwili, chwycił za niego niemal natychmiast. Kurwa, sam chciałby sprawić abyś się tak pociła. Naga, wtulona w niego, na jego łóżku, właśnie tutaj gdzie teraz masturbuje się myśląc o Tobie.
Zacząłby powoli, abyś się do niego przyzwyczaiła, pieściłby Twoją miękką skórę, mówił jak piękna i seksowna jesteś, potem powoli zacząłby w Ciebie wchodzić swoim grubym członkiem. Na twarzy pojawiłby Ci się słodki rumieniec, zamknęłabyś oczy skupiając się na rzeczach jakie by Ci robił, przerywany oddech uciekałby spomiędzy rozchylonych warg. Proszę Sans, proszę, błagam, błagam
-o co błagasz dziecino? chcesz abym przestał? - Nie, dalej, pieprz mnie mocniej – heh, dobrze kochanie. - I wtedy by pchnął głębiej. Krzyczałabyś jego imię w ekstazie, łapała się jego żeber w taki sposób w jaki lubi najbardziej. Czułby jak mokra, miękka, ciepła jesteś dookoła niego. Oczywiście, też by Cię całował, głęboko; aby pokazać jak bardzo Cię kocha, jak bardzo mu na Tobie zależy, jak bardzo Cię pragnie tak długo, aż wypełniłabyś swoje myśli tylko nim. O kurwa. Sans czuł że się zbliża. Zaczął lekko drżeć, pocić się. Kurwa. Kurwa, kurwa, kurwa. Gdyby to tylko były Twoje ręce dookoła jego męskości, gdybyś to Ty mu to robiła, doprowadzała go do końca, zrobiłby wszystko co byś chciała, powiedziałby wszystko co chciałabyś usłyszeć, tak długo jakbyś nie przestawała, proszę, nie przestawaj, kurwa, jestem tak blisko dziecino, na gwiazdy...
-Sans, jesteś tam? - Rozległo się głośne pukanie do drzwi.
KURWA MAĆ! MYŚL! SZYBKO! Zrobił więc jedyną rzecz o jakiej pomyślał. Chwycił jakąś gazetę z zagraconej podłogi, zakrywając się od połowy ud, odczepił swojego kutasa i szybko schował do do kieszeni bluzy.
-Wiesz, robię pranie, masz coś dla mnie? - ta, jest w mojej kieszeni
-skarpetki albo całusa, wybieraj. - czuł jak jego sterczący członek napiera na materiał kurtki. Ugh.
-Łoł, a mogę być chciwa i zapragnąć tego i tego?
-a nie chcesz czegoś więcej? - Wywróciłaś oczami i stanęłaś w jego pokoju starając się udawać, że nie widzisz burdelu. Sans próbował utrzymać swoją najlepszą pokerową twarz jak go całowałaś. Kurwa, Twoje usta są takie delikatne...
-Wszystko dobrze?
-uh?
-No, pocisz się. Zdejmij bluzę, Sans! Jest gorąco jak w piekle! - nie-e, nie ma mowy, nie zdejmę
-szkielety nie czują ciepła, dziecino, nie tego atmosferycznego w każdym razie – Poruszał rytmicznie brwiami patrząc na Ciebie. Zachichotałaś. Oczywiście, co innego byś zrobiła? Chodziłaś po pokoju podnosząc skarpetki te, jakie widziałaś. Sans postanowił wpatrywać się w gazetę, zająć czymś myśli. Huh. Jakiś przypadkowy artykuł o konfiguracji elektronów. Może być.
-Ej, Sans – poniósł głowę by spojrzeć na Twoją twarz.
-hmmm? co?
-Płyn mi się kończy, możesz wyskoczyć do sklepu, proszę? - westchnął. Jego członek nadal był w kieszeni. Powinien odstawić go na miejsce, nim gdziekolwiek pójdzie.
-jasne dziecino, pozwól tylko ... uh... skorzystać z łazienki – zalałaś się śmiechem.
-Co? Nie! Mówiłeś mi, że szkielety nie muszą tego robić! - Sans poczuł jak zimny pot wpływa po jego czaszce. Kurwa. Potrzebował odrobiny prywatności, do jasnej cholery! - Wybacz leniwa dupo, ale nie wycyckasz się z tego! - I z tymi słowami chwyciłaś go i dosłownie wypchnęłaś z mieszkania. - Pomyśl o tym jak o odrobinie ruchu! - pocałowałaś go słodko w zęby, jego twarz miała dziwny wyraz, nawet nie drgnął – Do potem! - mrugnęłaś mu i zamknęłaś drzwi. Cóż... To się naprawdę dzieje, co? Warknął. Czy to tak wiele, trochę prywatności. Nie mógł tak po prostu wyciągnąć swojej fujary i przytwierdzić ją spowrotem na środku ulicy. Będzie musiał poczekać. Dobrą częścią tej wyprawy będzie to, że zajmie około kwadransa. Zaczął iść w stronę sklepu unikając psów jakie były na spacerach. Żadnych skrótów, musiał się uspokoić. Jego nabrzmiały organ powoli zaczął mięknąć. Wyciągnął telefon i napisał do Ciebie następnie znowu wsadził do kieszeni ręce. No i oto on, dotyka siebie na środku chodnika, nawet nie w seksualny sposób, ale i tak jest to bardzo dziwne. tyaaa, ale jednak się dzieje, następnym razem będę musiał bardziej uważać
Odstawiłaś pranie, kiedy poczułaś mocne wibracje telefonu. Wyciągnęłaś go z kieszeni. Wiadomość od Sansa.

Sans 14:06 : puk puk

Pffff, serio? Wywróciłaś oczami

Ty 14:06 : Omg znowu? Kto tam?

Sans 14:07 : hipopotam

Ty: 14:07 : Masz jakiś wyłącznik?

Sans: 14:07 : nie, mam tylko włącznik dla ciebie, dziecino, wziąć ci coś ze sklepu?

Ty 14:08 : Haha nie dzięki. Nie dręcz mnie!

Zmarszczyłaś brwi. Nie lubiłaś kiedy traktował Cię w ten sposób. Nie wymieniłabyś go na nic innego na świecie. Był słodki, czarujący, uroczy, zabawny i super-hiper inteligentny (geniusz, naprawdę łoł! Uwielbiałaś go słuchać kiedy mówił o fizyce kwantowej albo o czymkolwiek co wiązało się z nauką) był wszystkim o czym śniłaś. No prawie. Pomijając miesiące jakie razem spędziliście, jeszcze nigdy nie .... mieliście intymnych stosunków. W łóżku wtulał się w Ciebie, przywierał swoimi gładkimi kośćmi. Jak zaczynaliście razem chodzić zastanawiałaś się jak będziecie to robić, lecz nigdy jakoś nie miałaś odwagi go na ten temat zagadać. A kiedy razu pewnego zobaczyłaś go nagiego pod prysznicem, zobaczyłaś... nic. Czego się spodziewałaś, to szkielet do jasnej cholery! Może nie potrzebował seksu? Może obrzydzał go? Może ty obrzydzałaś jego? Nigdy nie dotknął Cię w jakiś nieodpowiedni sposób, od czasu do czasu tylko troszeczkę mocniej popieścił i nie wiedziałaś nawet dlaczego. Po co to robił, skoro seks nie był dla niego potrzebny? Może współczuł Ci, że masz swoje potrzeby? Jeżeli tak, to zawsze mógł zaoferować pomoc, jeżeli oczywiście nie było to dla niego nic złego. Lecz ta myśl sprawiała, że tylko ściskało Cię w żołądku. Może było mu przykro, że nie może Cię zaspokoić i to co robił to było wszystko na co go stać? Wiedziałaś, że czasem brakowało mu pewności siebie, dlatego zawsze uważałaś na to co mówisz, albo co robisz względem niego, aby nie zranić jego uczuć. To właśnie dlatego nie mogłaś tak po prostu powiedzieć „Kochany, jestem napalona, zrób mi palcówę, proszę” Nawet jeżeli te słowa czasem same cisnęły się na usta. Więc starałaś się uspokoić swoje libido własną ręką i zabawkami. Może, pewnego dnia znajdziesz w sobie dość siły (albo desperacji) i postarasz się to z nim ugadać. Lecz póki co, dzień mijał przyjemnie. Byłaś szczęśliwa, Sans wygląda na to, że też na czym zależało Ci najbardziej.

Ty 14:09 : Hej skarbie! Mam jeden dla ciebie! Puk puk

Sans 14:09 : oh fajnie kto tam

Ty 14:10 : Wró

Sans 14:10 : wró kto?

Ty 14:10 : Wróć tu o mnie szybko :D!

Sans 14:11 : lol dobra już jestem w sklepie

Wstałaś i poszłaś do kuchni by napić się czegoś. Wszystko było takie fajne, dobre.
Cytrynowy proszek będzie dobry? A może wolałabyś lawendowy? A co to? Czekoladowy płyn do płukania? Sans był zmieszany. Ludzie byli dziwnie przewrażliwieni na temat zapachów własnego ciała. Ty często narzekałaś na własny, który Sans kochał, ponieważ stanowił cześć Ciebie, nawet jak starałaś się go zatuszować tym okropnym chemicznym koktajlem, jaki nazywałaś płynem pod prysznic. Zazwyczaj wybierałaś ten o zapachu wanilii. Zaczął rozglądać się po półce, oh tutaj jest. Waniliowy płyn do płukania. Nada się. Chwycił za butelkę i odszedł od regału. Zapłacił za niego oraz za keczup jaki wziął dla siebie. Niebo było teraz szarawe, choć ani jednej chmurki zwiastującej deszcz. Kochał zmiany pogody. Przypominały mu, że jest na górze. Na powierzchni. Kochał wiatr, słońce, deszcz, nawet na nowo pokochał śnieg. Jeżeli ktoś powiedziałby mu kilka lat temu, że pewnego dnia wyjdzie na powierzchnię i niespodziewanie się zakocha, w dodatku w człowieku, śmiałby się z tego sądząc, że to najlepszy kawał jaki dane mu było usłyszeć. Lecz tak się stało. Wszystko było takie realne. Drzewa, chmury nad nim, to była prawda. No i nawet auta. Jedno właśnie przejechało obok i ochlapało go wodą z kałuży. kurwa mać, cudownie, Cóż, a więc pora się napić. Odpakował butelkę i upił łyk keczupu, choć nie szło mu się dobrze w mokrym i śmierdzącym ubraniu, ale ulubiony smakołyk pomagał. Siorb. O tak, dobry towar. Może wydawać się obrzydliwy, ale on nigdy nie miał wysokich oczekiwań. Jakimś cudem udało mu się skraść Twoje serce. Rany, nigdy nie spodziewał się, że w życiu będzie miał tyle szczęścia. Siorb. Hmmm, słonawe. Poprawił butelkę w dłoni. Ciumk. Ah już do połowy pusta. Cholerna przyjemność. Cóż, i tak nie umiał zachowywać nic na później, a do domu coraz bliżej. Do dna! Glump. I już nie ma. Szkoda. Sans rzucił przez ramię opakowanie i trafił nim wprost do stojącego niedaleko kosza. To go nie zaskoczyło, miał do tego oko, zapytajcie bachora. O kurwa nie. Nienienienie, nie myśl o tym. Już jest dobrze. Tamtego nie ma. Dzieciak sam tak powiedział. Już nie może tego więcej robić. Jest dobrze, jest dobrze. Pieprzyć to. Warknął. Jego stare lęki się odezwały. Od czasu wyjścia minęły lata. A mimo to... Koszmary nigdy nie odpuściły. Zawsze tam były, czaiły się na dnie jego myśli. Wiedział, że to nie jest racjonalne zachowanie. Wszystkie znaki na niebie i ziemi mówiły, że to koniec. Nawet jego badania udowodniły, że nie ma już żadnej anomalii w czasoprzestrzeni. Jakby nigdy nie istniała, jakby te koszmary były tylko... sennymi marami. Może właśnie to go dręczyło. To, że jego obawy i ataki paniki są o nic. Z technicznego punktu widzenia, jednak były, choć tego czego dotyczyły praktycznie się nie wydarzyło. Stracił swój dobry humor. Czuł się przybity, tak bardzo przybity i nie chciał Cię tym martwić. Nie powinnaś się martwić o niego. Założył najlepszą maskę, uda się gdzieś gdzie będzie mógł zapomnieć o problemach. Gdzie czeka na niego kilkoro przyjaciół i keczup.
Właśnie piłaś szklankę schłodzonej herbaty kiedy usłyszałaś dwa mocniejsze puknięcia do drzwi. Uśmiechnęłaś się podchodząc do nich. Nie musiałaś pytać kto to, ale i tak to zrobiłaś.
-Kto tam?
-twój rycerz w lśniącej zbroi
Awww, słodkie. Otworzyłaś wejście by zabrać wielką butelkę waniliowego detergentu od uśmiechniętego kościotrupa... szczerzącego się... brudnego, mokrego kościotrupa.
-Uh, co się stało? Ktoś zrobił Ci krzywdę? - zmarszczyłaś brwi. To nie byłby pierwszy raz kiedy Sans miałby kłopoty na ulicy. Wzięłaś zakup i poczekałaś, aż Twój chłopak wejdzie do środka.
-nie, auto mnie ochlapało, nic mi nie jest – odpowiedział cicho i przymknął oczy w oczekiwaniu, aż go pocałujesz. Nie odmówiłaś. Cmooooook. Ugh, z ust śmierdziało mu keczupem.
-Dobrze. Czy teraz dasz mi swoją bluzę? Będę ją musiała porządnie wyprać tak czy siak – jak zawsze. Niemal natychmiast zdjął ją z siebie. Była wilgotna i ciężka.
-nie zostanę, dziecino, idę do grillbyego, przez ten upał zachciało mi się pić – Chwycił za Twój tyłek, aż kwiknęłaś i zarumieniłaś się. Był całkiem słodki, kiedy się lekko podpił. - nie bądź tylko beze mnie zbyt samotna – ścisnął go, a potem klepnął i zniknął. Witaj znowu, frustracjo. Nadal zawstydzona uzmysłowiłaś sobie, że nie będzie go kilka godzin. Sans nie był pijakiem, lubił po prostu towarzystwo swoim znajomych w barze, czasem z nimi się pośmiał i napił drinka, albo dwóch. Może później do niego nawet dołączysz? Grillbys miał knajpę jakieś dziesięć minut drogi autem, no i nadal miałaś jeszcze trochę sił po sprzątaniu. Wróciłaś do pralki z brudną bluzą i butelką płynu. Otworzyłaś maszynę i zaczęłaś sortować pranie. Twoja koszulka? Bawełna, lepiej wyprać to ręcznie jeżeli nie chcesz, aby się zniszczyła. Tak samo majtki i stanik. Spodenki Papyrusa? Kochał je, do prania. Skarpety Sansa? O tak, z rozkoszą, czyśćcie się skurwysyny. Twoja piżama? Nie, za gorąco. No i jak będziesz spała naga to może Twój chłopak przejmie w końcu inicjatywę... nie chciałaś się łudzić, ale warto było spróbować. Pralka była już prawie pełna, zostało w niej dość miejsca na kurtkę. Chwyciłaś ją, coś za ciężka. Miał wypchane kieszenie. Odsunęłaś suwak i wsadziłaś dłoń. Znalazłaś kilka drobniaków, stary kupon na Temmie Flakes, pustą tubkę keczupu (uhhh), jakieś kawałki papieru z bazgrołami, długopis, małą kość... Czy te pierdolone kieszenie są bez dna? A to tylko pierwsza! Chwyciłaś po ostatni przedmiot i Twoje palce otarły się o coś co w dotyku przypominało... parówkę? Czy Sans trzyma hotdogi w kieszeniach? Obrzydlistwo, rany fuuuuj! Jak tylko za to chwyciłaś, poczułaś jak się lekko poruszyło. Uh.... dziwne. Wyciągnęłaś by zobaczyć parówkę i ... 


..... 



........ 





......



Co? 





Co to jest? 


To. 




Co? 


W Twojej ręce. 




To jest.... 




??? 



Byłaś BARDZO zmieszana. To... dildo? Było jasno niebieskie i ... świeciło? Co do diabła? Co to jest? Dlaczego Sans trzyma to w kieszeni? Zaczęłaś się temu przyglądać z większą uwagą. To... wygląda jak dildo, ale nie ma jąder. Miękkie, ale przyjemne, w kolorycie trochę jak szkło lecz z dobrze zaznaczonymi detalami jak żyły czy zagięcia skóry. Było również miękkie. Dziwne jak na dildo. Serio, co to tu robi? Czy to kolejny dziwny kawał? Czy Sans robił sobie jaja? Rozejrzałaś się dookoła pewna, że gdzieś za rogiem właśnie się z Ciebie śmieje. Nie ma go. Znowu zwróciłaś uwagę na rzecz w dłoni. Ścisnęłaś ją. Dziwne. Czułaś jak „skóra” się ugina, tak jakby to był prawdziwy penis. Poruszył się. 

CO DO KURWY?! 

Ok, nie. To się rusza, widziałaś to. Z trudem powstrzymałaś się, aby nie rzucić tym w ścianę. To zachowuje się jak... prawdziwy kutas? Czy on... czy to jest prawdziwe? CZY TO JEGO? I CO TO ROBI W. JEGO. KIESZENI??? Szybko chwyciłaś za telefon, zrobiłaś zdjęcie i wysłałaś do niego wiadomość.

Ty 14:43 : Cześć, znalazłam coś w twojej kieszeni, wyjaśnisz?

Coś w drugiej zawibrowało. Jego komórka. Zapomniał swojego pierdolonego telefonu. Cudownie. Co teraz?
Jesteś sama.
W domu.
Z penisem w dłoni.
...
...



...








To dobry pomysł? To już coś, ale czy ... powinnaś? Twoja seksualna frustracja kłębiła się od miesięcy, a on chował lekarstwo na nią ... złośliwie? Kutas w ręce znowu drgnął. Czy powinnaś to w siebie wsadzić? Co prawda Alphys wspominała, że ludzie nie zarażą się ich bakteriami i odwrotnie... Pogładziłaś go kilka razy zaciekawiona i zaraz jak to zrobiłaś, drgnął jeszcze raz. Zrobił się też twardszy. Ooookej, teraz dopiero jesteś napalona. Jego czy nie, nie zmarnujesz okazji na odrobinę zabawy. Tylko wpierw to umyjesz. Włączyłaś pralkę i poszłaś do ubikacji z niewielkim uśmieszkiem na ustach.
Jak tylko Sans wszedł do baru od razu poczuł się lepiej. Byli tam jego starzy znajomi, rozmawiali, grali w karty. Zwrócili się w jego stronę, przywitali, kilku uścisnęło z nim dłoń. Właśnie tego potrzebował. Pomachał im z wielkim uśmiechem na ustach. Wypił trochę, opowiedział kilka kawałów, zagrał w pokera z psami i rozmawiał o życiu na powierzchni. Teraz siedział przy szynku, zajadał frytki, kiedy nagle coś poczuł. Coś dziwnego. Pokręcił głową starając się skupić nad doznaniem. Z trudem mu to przychodziło, bo był już lekko wstawiony. Ah, znowu. Jakby... jakby jego spodnie poruszały się same. Co się dzieje? Coś chwyciło jego kutasa. CO DO DIABŁA?! Aż wzdrygnął się. 
Zostawił swojego penisa w bluzie. 



W domu. 



A Ty robiłaś pranie




Czuł, że trzymasz jego członka W SWOJEJ RĘCE. O kurwa, cholera, kurwakurwakurwa. Zaczął się pocić, tępo wpatrywał się w posiłek.
-Wszystko dobrze? - zagadał potwór siedzący obok niego, przyglądając mu się podejrzliwie.
-uh co?
-Coś się dzieje?
-heh, ja... ugryzłem się w język – ten w odpowiedzi zaczął się śmiać nie mogąc uwierzyć, że szkielet ma coś takiego. Oh gdyby tylko wiedział. Bo Sans kurwa wiedział. TRZYMAŁAŚ JEGO FUJARĘ NA MIŁOŚĆ BOSKĄ! Nie mógł skorzystać ze skrótu, nie w tym stanie. Musiał się z Tobą skontaktować. Jego....




telefon...



Był...





W KURTCE.






Życie mu teraz dokopało. Jak mógł być tak kurewsko głupi? Ścisnęłaś kutasa. Z trudem powstrzymywał się by nie jęczeć zbyt głośno. Musiał się stąd kurwa szybko wydostać. Wrócić do domu. Nie mógł się teleportować. Nie mógł się z Tobą skontaktować, a taksówki nie zabierały jeszcze potworów ze sobą. Musiał iść. Cała droga z buta to jakieś dwadzieścia minut. A w międzyczasie miał nadzieję, że nie zrobisz niczego głupiego. Jak na przykład wyrzucenie go do kosza.
- grillbz, wychodzę, wiesz co z rachunkiem i takie tam – ognisty potwór spojrzał na niego i pomachał mu. Jak tylko znalazł się na zewnątrz nie marnował ani chwili. Zaczął biec, lecz stracił oddech po zaledwie dwóch minutach. Szybko szedł wzdłuż chodnika, kiedy poczuł jak delikatnie go pocierasz. Jęknął. Mniejsza o otoczenie. Cała ta sytuacja byłaby komiczna, gdyby nie przytrafiła się jemu. Czuł, że zaraz zamieni się w popiół ze wstydu. Dotykałaś go, pieściłaś jego kutasa. To było takie przyjemne, a jednocześnie takie złe... Proszę, proszę, nie tak, nie teraz... Po chwili przestałaś, lecz nadal go trzymałaś. Kurwa, byłaś taka miękka i ciepła. Wznowił swój bieg, dysząc ciężko. Wdech, wydech. Wdech, wydech. Lecz wtedy poczuł jak jego prącie zostaje wsadzone pod strumień ciepłej wody, znowu zaczęłaś go pocierać. Mocno. Sans gwałtownie się zatrzymał i musiał przygryźć własną rękę, aby nie krzyczeć. Nie da rady, jeżeli dalej taka będziesz. Zaraz sprawisz, że dojdzie i to na środku pierdolonej ulicy, otoczony ludźmi, którzy przyglądali mu się zmieszani. Pot zaczął spływać po jego twarzy. Sans zaczął się rozglądać. Musiał się gdzieś ukryć. Gdziekolwiek. Tam! Park jest zaraz o krok. Skrył się między krzakami, tak daleko od ścieżki jak tylko mógł. Usiadł na ziemi i oparł głowę o niewielki pień. Nadal go dręczyłaś, dyszał ciężko i głośno. Wziął swoją chusteczkę i zakneblował się nią by stłumić jęki. Czuł się tak źle, był napalony jak jeszcze nigdy. Zamknął oczy czekając na to, co zrobisz dalej.
Zabrałaś kutasa spod bieżącej wody, wcześniej potraktowałaś go mydłem. Już, czyściutki! Aż się błyszczał i już stał w pełnej okazałości. Członek drżał w Twoim reku.
-Hehe, też się cieszę, że cię widzę – cmoknęłaś go delikatnie, odrobina nasienia pojawiła się na czubku. Potem udałaś się ze swoim nowym przyjacielem do sypialni, rozebrałaś się i położyłaś na plecach. Przystawiłaś kutasa do buzi i polizałaś go. Smakował niczym, w dotyku przypominał żelkę. Tak jak... język Sansa. Ooooh, jeżeli jest prawdziwy, to szkielet też się teraz musi nieźle bawić. Gdziekolwiek jest. To nie Twój problem. Znowu go polizałaś i jeszcze raz. Zapragnęłaś więcej, więc wsadziłaś go sobie do ust. Doznanie było dziwne, nieco zdrętwiał. Zaczął pulsować mocniej, wyraźnie zadowolony z miejsca gdzie się znalazł. Poruszałaś nim kilka razy mrucząc z zadowoleniem, a potem zlizałaś z czubka kropelkę nasienia. Jedną ręką zajęłaś się sobą, gładząc się po kobiecości. O Boże, już byłaś mokra. Nie musisz więc na nic czekać. Cmoknęłaś go raz jeszcze i przystawiłaś do swojej szparki. Poruszając nim do góry i na dół. Możesz przysiąc, że zrobił się cieplejszy. Potarłaś mocniej. Byłaś w niebie. Nie mogłaś już dłużej wytrzymać. Przystawiłaś go do wejścia i powoli zaczęłaś wpychać do środka. Wszedł bez problemów. Stłumiony jęk wydostał się z Twoich ust, nogi lekko zadrżały, kiedy wypełnił Cię całą. Poczułaś jak magia rozchodzi się po Twojej kobiecości. Przyjemne wibracje. To było naprawdę przyjemne doznanie.
Sans nie mógł wytrzymać. Krzyczał w chusteczkę, chwytał palcami co tylko mógł, prawie podarł sobie koszulę za mocno nią szarpiąc. Słyszał, jak ludzie przechodzili po chodniku i rozmawiali, ale miał to gdzieś. Było mu tak dobrze. Kurwa. BYŁ W TOBIE. Czuł się lepiej niż w najśmielszych snach. Tego nie dało się nawet porównać z pieprzeniem się z potworem. Byłaś taka CIEPŁA i MIĘKKA i ŻYWA dookoła jego członka. Całe Twoje ciało było przepełnione determinacją. Z przyjemnością przeprowadziłby analizę tego zjawiska, ale teraz jego mózg wyraźnie przestał pracować. Szkielet ukryty w krzakach jęczał i pocił się strasznie. Właśnie poruszałaś jego kutasem w sobie, nie był w stanie powiedzieć czy to najlepsza czy najgorsza rzecz jaka go spotkała. Dłoń zabłądziła mu pod koszulką, zaczął dotykać swoich żeber. O kurwa, był taki wrażliwy. Czuł jak wąskie ścianki przywarły do jego członka. Kurwa jego mać. Jaźń była teraz całkowicie pogrążona w przyjemności. Kilka razy poruszył lędźwiami, poczuł jak jego kutas odpowiada na ruchy. Wchodzi i wychodzi. Wchodzi i wychodzi. Oh łał, to już coś, heh? Sans pchnął biodrami mocniej, poczuł jak puszczasz go zaskoczona. Heheh, sama się o to prosiłaś, dziecino. I w tym momencie zaczął poruszać się bardzo szybko.
Kurwa mać, ten kutas żyje! Może wcześniej Ci się podobało, ale teraz... sam się pchał. Był taki chciwy, uderzał z wielką natarczywością, pieścił każdy Twój wrażliwy punkt. Wyszczerzyłaś się i pozwoliłaś, aby magiczna fujara Cię pieprzyła, jęczałaś głośniej i głośniej, aż prawie krzyczałaś. Rozkosz podsunęła Ci pomysł. Przekręciłaś się na brzuch i przesunęłaś na podłogę. Kurwa, tego było za wiele. Niebieski kutas odkrywał miejsca o których nie wiedziałaś, że istnieją. Byłaś pewna, że z każdą chwilą wchodzi z większą zapalczywością niż wcześniej. Podobało Ci się to. Słyszałaś dźwięki jakie towarzyszą temu, kiedy wchodzi w Twoją wilgotną szparę. Położyłaś głowę na poduszkach i podniosłaś tyłek do góry.
Jego ubrania były brudne od ziemi i potu, ślina ciekła mu po brodzie. Nie dbał o nic. Od dawna się zatracił. To co się liczyło to fakt, że był w Tobie, było mu kurewsko dobrze, zaciskałaś się dookoła niego, był twardy jak nigdy, tak strasznie chciał Cię rżnąć. Czuł jak z każdą kolejną chwilą robisz się coraz bardziej mokra, zachęcając go aby wchodził głębiej i mocniej. Kurwa, był już blisko, tak blisko, tak dobrze, dalej dziecino, daj mi to, jestem już tak blisko...
Nie miałaś wątpliwości. Sans pieprzył Cię jakby chciał się w Tobie schować. Jego pchnięcia stawały się coraz bardziej nierówne i wiedziałaś, że niedługo skończy. Szybko zaczęłaś drażnić swój guziczek. Sama zaraz dojdziesz, czułaś jak w ciągu kilku sekund zaleje Cię orgazm. I tak też się stało. Chwyciłaś nasadę kutasa i wepchnęłaś go tak głęboko jak się dało. Doszłaś, bardzo mocno. Twoja szparka zacisnęła się dookoła niego, a wtedy on wypuścił w Ciebie swoje nasienie. Ulga. Leżałaś tak przez chwilę, rozkoszując się błogostanem. Łał, to był jeden z silniejszych orgazmów jakie miałaś. Sen przyszedł zaraz po nim, nie wyciągnęłaś kutasa z siebie. Oczy same się zamknęły i usnęłaś.

Kiedy się ocknęłaś, zobaczyłaś szkielet siedzący obok Ciebie. Sans wyglądał... strasznie. Brudne ubrania, cały spocony.
-hej, myślę, że masz coś co należy do mnie i chciałbym do odzyskać, proszę. - miał zdarty głos jakby za dużo krzyczał. Bez słowa podałaś mu kutasa, zastanawiając się co z nim zrobi. Chwycił go, opuścił spodnie i przytwierdził do swojej miednicy, a wtedy ten szybko zniknął. Sans popatrzył na Ciebie – to ... uh... to nie było zbyt miłe... ty... mogłaś zapytać, wiesz... - zamrugałaś kilka razy
-Myślała, że ty.... nie byłeś zainteresowany. Nigdy... nie próbowałeś nic zrobić... więc nie byłam pewna – Sans przez chwilę Ci się przyglądał, a potem wziął Twoją dłoń.
-dziecino, ja... heh, to ja nie byłem pewien czy chcesz... - Oboje przez dłuższą chwilę milczeliście
-Hehe, raaany, a więc jesteśmy głąbami, co nie? - Zaśmiał się i pocałował Cię w czoło. Położył się obok, objęłaś go. - A co to robiło w twojej kieszeni?
-wsadzasz w siebie wszystko co tam znajdziesz?
-Haha, no wiesz... - Zaczął przesuwać palcami po Twoich gołych plecach. To takie przyjemne...
-więc uh... może to kiedyś powtórzymy? tym razem chciałbym zobaczyć twoją twarz – Uśmiechnęłaś się i delikatnie go pocałowałaś
-Wpierw prysznic, a potem nie ma sprawy.
Share:

20 stycznia 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka ze skradzioną bielizną [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Stolen Underwear Incident - tłumaczenie PL]

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka ze skradzioną bielizną (obecnie czytany)
Miałaś długi i ciężki dzień. Pierwszy od kiedy wróciłaś do pracy. Twoja współpracownica była dość miła by przygotować dla Ciebie kubek kawy. Fajnie było wrócić do sklepu, miałaś zajęcie i nie myślałaś zbyt wiele. Wystarczyło skupić się na robieniu napojów. Sans i Papyrus przyszli jak każdego poranka. Napisałaś Santastyczny precelek na kubku Sansa. Zaśmiał się lekko. Bałaś się, że przestraszyłaś go wczoraj z tym całowaniem. Jego brat cieszył się swoim mlekiem i pączkiem. Bratty i Catty zatrzymały się i obserwowały was z kąta. Co jakiś czas pytając się, czy miziałaś się bardziej ze szkieletem. Pokazałaś im zdjęcie jakie Undyne wam wcześniej zrobiła, zadowolona i jednocześnie zawstydzona faktem, że wyszło całkiem słodko. (- Totalnie powinnaś zrobić z niego tapetę!; -O mój Boże, masz rację, totalnie powinna!; -Um, jak chcecie to mi ustawcie) Tak zrobiły, biorąc to w którym całowałaś policzek kościotrupa. Postanowiłaś zmienić ją jak tylko wrócisz do domu.
Niestety, spokój nie trwał długo ponieważ Mettaton postanowił nawiedzić Cię w pracy. Wepchnął się w kolejkę i zaczął zasypywać pytaniami dotyczącymi Twojego „związku”, nie szło mu to za dobrze. Pytał o wasze randki, o to co lubicie robić razem, jakich utworów słuchacie i jaki był wasz pierwszy pocałunek. Robiliście co mogliście lawirując między jego pytaniami, grzecznie udzielając odpowiedzi na wszystkie. Mettaton nie był zadowolony i obiecał wrócić po więcej. Na zajęciach nie było lepiej. Z trudem skupiałaś się nad materiałem a Wyatt tylko przeszkadzał. Inni Twoi znajomi robili co mogli aby za bardzo na Ciebie nie naciskać. Kupili Ci obiad i oglądali reklamę MTT pytając się dlaczego im tego nie powiedziałaś wcześniej. Czułaś, że masz kłopoty. Uczyłaś się, odrobiłaś pracę domową i pracowałaś nad obrazem jaki miał ukazać się w galerii sztuki w styczniu, lecz wena też postanowiła się obrazić. Postanowiłaś odłożyć to na dalszy plan, darować sobie i wrócić do domu by się zdrzemnąć. Spałaś przez kilka godzin, a kiedy się zbudziłaś było ciemno... nie... zaraz... to jakiś materiał na Twojej twarzy. Usiadłaś i ściągnęłaś go z siebie. Para bokserek z kreskówkowymi kośćmi. Poczułaś jak coś kotłuje Ci się w żołądku. Bielizna była podpisana – SANS (zapewne robota Papyrusa). Warknęłaś wpatrując się w podpis.
Twój kot był nieznośnym urwisem uwielbiającym przebywać w miejscach w których nie powinien. Ogródki sąsiadów, meble kuchenne, no i szafki na bieliznę to były jego ulubionymi. Przywykłaś do tego, że kradł Ci majtki i nosił je po całym starym mieszkaniu, lecz nigdy przez głowę Ci nie przyszło aby mógł wślizgnąć się do cudzego pokoju, ukraść i przynieść.... bieliznę Sansa. Nie kłopotałaś głowy pytaniem „po co” to robił. Zajmiesz się tym innym razem.
-Nie mogę pozwolić, aby ktokolwiek się o tym dowiedział. Muszę zanieść je na miejsce nim ktoś się dowie, że je mam – powiedziałaś do siebie. Założyłaś buty i udałaś się do mieszkania obok. Było ciemno, najwyraźniej właścicieli nie było w domu, całe szczęście. Drzwi i okna były zamknięte, musiałaś znaleźć zapasowy klucz. - Dobra... gdybym była Papyrusem... gdzie schowałabym klucz? - zerknęłaś pod wycieraczkę. Nie, nie ma, ale za to jest wiadomość: NYEH-HEH-HEH CZY TO NIE BYŁO NAJBARDZIEJ OCZYWISTE MIEJSCE, CZASEM TRZEBA SPOJRZEĆ PONAD GŁOWĘ, Z USZANOWANIEM, WIELKI PAPYRUS. Cieszyłaś się, że bracia lubią kawały, znalazłaś to czego szukałaś nad framugą. Jak tylko byłaś już w środku skierowałaś się do pokoju Sansa dzierżąc jego bieliznę. Przekręciłaś gałkę i ... zamknięte. - Kto do diabła zamyka swoją sypialnię? - mruknęłaś zdesperowana rozglądając się dookoła. Wyciągnęłaś wsuwkę do włosów i pomęczyłaś się z zamkiem nim usłyszałaś delikatny klik. Weszłaś do środka zapalając światła. Nigdy wcześniej Cię tutaj nie było. Bałagan, no i w końcu zrozumiałaś co Papyrus rozumiał pod pojęciem „śmieciowe tornado”. Łóżko niezasłane, ubrania porozrzucane po materacu. Brudne skarpetki na ziemi, dziwne papiery na stoliku i częściowo na posłaniu, na środku pomieszczenia bieżnia. Uzmysłowiłaś sobie, że musiała robić za wieszak na ubrania, bo nie byłaś sobie w stanie wyobrazić Sansa korzystającego z niej. Drzwi do jego szafy były lekko uchylone, w środku kilka pudełek i bluzy w różnych kolorach, no i stary teleskop na dnie. Jego pokój pachniał jak jego kurtka – której jeszcze nie oddałaś – keczup, pot i coś co pachniało trochę jak woda kolońska. Kilka rysunków miał powieszonych na ścianie. Pewnie Papyrusa. Właśnie wrzuciłaś do szafy bokserki, kiedy usłyszałaś jak otwierają się drzwi frontowe. Zamarłaś, modląc się aby był do Papyrus, który odnalazłby się w sytuacji znacznie lepiej niż Sans.
-...paps? - to był niski głos – drzwi są otwarte, jesteś w domu?
Cholera jasna. Zamknęłaś się w szafie. Powinnaś zacząć zastanawiać się nad swoimi czynami nim je wykonasz ponieważ łatwiej byłoby Ci wyjaśnić fakt dlaczego włamałaś się do ich mieszkania i byłaś w sypialni Sansa. Usiadłaś i przysunęłaś kolana pod brodę. Zastanawiając się jak wybrnąć z tej sytuacji. Była jakaś tam szansa, że Sans pójdzie spać i będziesz mogła się wymknąć. A może, jeżeli pomyśli, że ktoś się włamał to po prostu wyjdzie. Usłyszałaś, jak wchodzi do sypialni, wstrzymałaś oddech. Zatrzymał się, a potem otworzył szufladę. Miałaś nadzieję, że nie zajrzy do szafy. Zaczął chodzić po pokoju, sprawdzał niektóre szuflady. Tam musiał trzymać ważne rzeczy. Rozejrzał się po pokoju, jego wzrok zatrzymał się na Twojej kryjówce. Starałaś się wycofać, lecz nie mogłaś. Wyglądało, że skupia się nad czymś bardzo mocno. A potem, się odprężył.
-wiesz – wycedził – to zazwyczaj szkielety chowają się w szafie – podszedł i ją otworzył. Wpatrywał się w Ciebie z uśmiechem – tylko mi nie mów, że to nie tak jak mi się wydaje – Zaoferował swoją rękę. Zamiast ją chwycić ścisnęłaś mocniej jego bieliznę – mogę wiedzieć po co ci moje bokserki?
-Mój kot je ukradł! Wszedł przez otwarte okno i przyszłam je zwrócić nim ktokolwiek to zauważy. Chciałam uniknąć krępującej sytuacji i .... ugh, mniejsza o to, możesz się śmiać – skrzyżowałaś ręce
-dobra – zaczął chichotać. Wziął swoją bieliznę i rzucił nią przez ramie. Znowu podał Ci swoją rękę – streszczę się – chrząknął– miałem zamiar iść do ciebie i zapytać się, ale skoro jesteś już na miejscu – burknął – kupiłem jedzenie u grillbyego, dołączysz? - Oh.
-.... Włamałam się do twojego domu, a ty proponujesz mi kolację?
-i tak zamierzałem to zrobić, to że się włamałaś to plus, teraz nie muszę do ciebie iść, więc, chętna czy nie? - Chwyciłaś go za dłoń i stanęłaś na równe nogi
-.... burgery? - zapytałaś wspominając to jak pyszne były
-i frytki. - Jak można temu odmówić? Sans zamknął swoją sypialnię jak tylko poszliście do salonu,  czekała tam torba z logo baru, zapach posiłku był powalający. Zaraz zrobiło się więcej śliny w ustach. To tak smacznie pachniało. Usiadłaś na kanapie i chwyciłaś za burgera. Wgryzłaś się w niego, tak samo dobry jak poprzednio. Sans włączył telewizor i zaczął przerzucać kanały.
-Skąd wiedziałeś, że to byłam ja? - zapytałaś z pełnymi ustami
-masz bardzo charakterystyczną duszę – nadal był skupiony na telewizji. Klik. Klik. Klik.
-Ej, Sans...
-tak?
-Możemy zacząć od początku? - Zatrzymał się. Popatrzył na Ciebie. Czekał, aż będziesz mówić dalej. - Chodzi o to.... no wiesz. Nie zaczęliśmy dobrze, nawet u Grillbyego. Pomyślałam, że jest miło, kiedy jesteśmy przyjaciółmi, ale ostatecznie wszystko kończy się albo źle albo ja czuję się jak... jakbym nie panowała nad sytuacją. Nie wiem. Może to tylko moje wrażenie. Naciskałam z tym całowaniem no i Mettaton jest... cóż... jak Mettaton i ja... tylko częściowo się śmiałeś, kiedy napisałam Santastyczny precelek na kawie dzisiaj rano i ja naprawdę... Uwielbiam wymyślać ci jakieś przezwiska, ale chyba ci się już nie podobają. - Przełknęłaś z trudem. Sans nic nie mówił, więc nawijałaś dalej – No i wiem, że się o to nie prosiłeś, ja też się nie prosiłam. Ale my .... jesteśmy częścią tej dramy i musimy się skupić nad tym jak dalej być przyjaciółmi którzy mają wspólny sekret? Odkąd... więc... um.... uh – wyciągnęłaś rękę – Cześć nazywam się... - Nim skończyłaś mówić Sans chwycił za nią, usłyszałaś donośne pierdnięcie. Cofnęłaś dłoń w szoku, a ten zaczął się śmiać
-kawał z poduszką pierdziuszką, nigdy się nie zestarzeje – uśmiechnął się – nazywam się sans, szkielet sans
-Sans Ciało – poprawiłaś go przypominając sobie, że takie ma nazwisko.
-starałem się dać ci trochę czasu i miejsca abyś wszystko sobie poukładała, ale wygląda na to, że mi się nie udało, wygląda na to że nie jestem dobrym verte-bae? - poprawił się na kanapie, jego źrenice lekko zamigotały.
-Bez ironii – mruknęłaś – Gdzie trzymałeś tę poduszkę pierdziuszkę?
-kawalarz nigdy nie zdradza swoich sztuczek
-No weź, nawet swojej ... ugh, verte-bae?
-zwłaszcza swojej verte-bae – uśmiechnął się szerzej – wiesz, utknęłaś ze mną odkąd jesteś jedyną, która znosi moje wspaniałe dowcipy – wyglądał na zadowolonego z własnych myśli – Jak się nazywa rosół z wielu kur?
-Nie wiem, bulion? - opowiedziałaś, ale ten szturchnął Cię
-rosół skurwielu! - przyglądał Ci się trochę poruszony, trochę rozbawiony, a potem zaczął się śmiać. Miał miły śmiech, pełny, szczery, który sprawiał, że naprawdę wierzyłaś iż jego kawały są zabawne. Nim się zorientowałaś zaczęłaś chichotać. To był dobry śmiech. Lubiłaś sposób w jaki powodował uśmiech na Twojej twarzy, ale jeszcze bardziej lubiłaś to jak on się szczerze uśmiechał.
-nie możemy zacząć od nowa – zaczął w końcu – żyjemy z wyborami jakich dokonaliśmy, ale, uh, heh, ej, mogło być gorzej, mogłaś umawiać się z jerrym – szczęka Ci opadła
-NIGDY! - Znowu zaczęliście się śmiać. Skończyłaś jeść, Sans wyciągnął kilka listów od fanów jakie przyszły do was ze studia MTT. Było wiele fajnych i miłych, kilka fanartów (i fanficków, ale postanowiłaś je przejrzeć innym razem). Ktoś wysłał wam nawet koszulki, które wyglądały na miękkie, ale jednocześnie zawstydzające.
-chodź, przymierzmy je – powiedział pokazując na nie. Warknęłaś ale się zgodziłaś. Faktycznie były słodkie.
-Zróbmy sobie zdjęcie – zaproponowałaś wyciągając telefon. Przybliżył się i podniósł dwa palce do góry. Mrugnęłaś i wystawiłaś język. Zdjęcie było naprawdę udane, znacznie lepsze niż to, które zrobiła Undyne. Ustawiłaś je jako tapetę.
  anu8is
-ej – odezwał się nagle zerkając na Ciebie znad kartek papieru – jutro wieczorem, robisz coś? - Wzruszyłaś ramionami
-Odrabiam lekcje?
-chciałbym przedstawić cię kilku innym znajomym, chcesz? - przytaknęłaś. Wróciliście do czytania listów, aż usnęliście. Papyrus przyszedł niedługo potem, przechodząc bardzo cicho i okrył was kocem. Choć raz, wieczór był fajny.
Share:

19 stycznia 2017

POPULARNE ILUZJE