22 lipca 2018

Komiks: Afera rodzinna - Rozdział 9 [그집, 사정 - tłumaczenie PL] [+18]

Notka od tłumacza: Zaniedbywana żona, dopuszcza się zdrady z dostawcą. Nie wie jednak, że jej mąż jest zabójcą. 
Komiks przepełniony seksem, brutalnością, torturami, morderstwami i mafią. Coś dla miłośników skrajności z fabułą. UWAGA! Tylko dla pełnoletnich czytelników!
Autor: BurcherBOY
Oryginał: klik
Tłumaczenie; Yumi Mizuno
Spis treści





























































Share:

21 lipca 2018

Handlarze Iluzji!

Wczoraj (czy dzisiaj jeszcze?) zostałam zaskoczona wspaniałym obrazkiem Martwej. 
Po prostu sprawił, że moje kokoro zrobiło doki doki, a w oczach pojawiły się serduszka. Nie zapominając o sparklującym tle w różowe gwiazdki. 
Lecz po co to piszę? Martwa zgodziła się, aby na swoim wspaniałym dziele umieścić jeszcze kilka osób - bo jak sama mówi, nie jest obrazek jeszcze skończony.
Jak się znaleźć na nim? Trzeba spełnić dwa warianty.
1. Być czytelnikiem Handlarza
2. Mieć Discorda. 

A więc tak, kontaktujecie się z autorką obrazka Martwą (#7858) i dogadujecie się z nią co i jak. Jeszcze lepiej, jakbyście byli członami Discordowego HI, aaaah, wtedy to byłoby już full wypas. 

W każdym razie, patrzcie i podziwiajcie, bo jest co!


Share:

20 lipca 2018

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXXIV - Pomóż mi znaleźć słowa [Would That Make You Happy? - Help Me Find the Words - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
 Sans nadal był zły gdy wszedł do Grillby’s. Musiał mieć to wymalowane na twarzy bo kiedy Dogamy go zobaczyła, zabrała Dogaressa z bok kręcąc głową. Wspaniały Pies opuścił uszy. Sans usiadł tam gdzie zawsze, przy szynku, czekając na Grillbiego. Zauważył jak ten krząta się po zapleczu, pewnie szykując coś dla jednego z klientów. Kładąc głowę na rekach, stukał palcami w czaszkę. Co to kurwa miało znaczyć? Od wczorajszej nocy zachowywałaś się dziwnie. Nie rozumie, dlaczego tak się przejmujesz niczym. Gdybyś tylko mogła zobaczyć, jak śmiesznie się zachowujesz… Poczuł ciepło, gdy Grillby podszedł do niego. Podniósł wzrok krzyżując ręce na blacie. Grillby tylko na niego patrzył, potem spojrzał na bok i znowu na Sansa. Pokazał palcem na puste miejsce obok  potwora w cichym pytaniu.
-ta, tylko ja – powiedział Sans – i chcę się napić – Grillby po chwili podszedł do szafy za sobą i nalał do szklanki ciemny napój. Położył go przed Sansem, który przytaknął i zaczął pić. Szklanka stuknęła o jego zęby. Grillby obserwował czekając, aż ten zacznie mówić. Barman widział Sansa już w podobnym stanie dlatego wiedział jak się zachowywać i co robić. Dlatego cierpliwie czekał, polerując szklankę białą szmatką. Sans upił więcej – świecisz dziś ciemniej – powiedział mrugając. Grillby nigdy nie był dobrą widownią. – a gdzie gorące przywitanie, co grillby? – Cisza – dobra, dobra, przyznaję, to się zestarzało – wzruszył ramionami – ale zawsze może rozbłysnąć na nowo – Szklanka którą polerował barman pisnęła bo ścisnął ją ścierką nieco mocniej. – dobra, dobra, pokłóciliśmy się – przyznał w końcu opierając twarz na jednej ręce – znaczy się, kto normalny się gniewa bo inni mu pomagają, i dlaczego była zła o to na mnie? – Upił kolejnego łyka, warknął gniewnie, gdy Grillby zabrał mu go z rąk, wylał zawartość do zlewu i nalał do środka wodę kładąc szklankę przed Sansem. – co do diabła, grillby? – zmarszczył brwi. Jeszcze nic nie czuł. I chyba o to chodziło – przyszedłem tutaj się uspokoić, nie po to abyś wkurwiał mnie dodatkowo- Grillby pochylił się opierając łokciami o blat – więc chcesz być wisienką na torcie mojego chujowego dnia, nie dasz mi się napić? – Barman przytaknął – robi z igły widły, chciałem pomóc, ale za każdą moją sugestią się wściekała, co mnie wkurwiało! jak mam jej pomóc, skoro mnie nie słucha?! – burknął chwytając za szklankę. Nie napił się, po prostu musiał zrobić coś z rękami. Grillby znowu pokręcił głową – wiesz, byłoby łatwiej, gdybyś po prostu powiedział to co myślisz – Żadnej odpowiedzi, tylko para okularów wpatrywała się w kościotrupa – skoro nie chce, abyśmy pomagali jej z dzieckiem, powinna to powiedzieć, ale nie o to chodzi, ona wie że jest zazdrosna bez powodu – stukał palcami
-…Więc, zdenerwowałeś się na nią, bo emocjonalnie odpowiada na coś, co dla ciebie jest logiczne? – mruknął Grillby, jego głos był szorstki. Sans uniósł brew zaskoczony jego głosem, sam ten fakt sprawił, że poruszył się niepewnie w siedzeniu
-przyszedłem tu byś mnie wysłuchał, a nie próbował pomóc – Grillby westchnął biorąc pusty kufel z blatu. Zdenerwowany z Twojego powodu, i teraz z powodu przyjaciela, Sans okręcał szklankę z wodą w palcach. Potrzebował się uspokoić, może odrobinę czułego słowa. Nie chciał, aby Grillby mówił mu co spierdolił. Wiedział to. Wiedział, kiedy zaczęłaś się na niego złościć. Ale był tak samo zły, że nie umiał się powstrzymać. Na co w ogóle się gniewasz? Ostatecznie chyba nie chodziło o Friska… Dlaczego Grillby go nie wysłuchał do końca tylko… Oh.
-o mój boże, ale ze mnie dupek – powiedział. Grillby popatrzył na niego z przebiegłym wyrazem twarzy. Co musiało ciekawie wyglądać, skoro nie miał ust. Sans stuknął głową w blat a potem chwycił się za czaszkę – powiedziałem jej, że może ze mną porozmawiać, a potem kurwa nie słuchałem, ja.. chciałem pomóc – warknął – a potem oboje się zdenerwowaliśmy…
-…Nic nie naprawisz, jeżeli tutaj będziesz siedział – powiedział Grillby. Jego złość zniknęła, pozostawiając po sobie tylko zmartwienie. Zostawił Cię samą. Próbowałaś go zatrzymać, ale nie słuchał. Nawet nie chciał myśleć, jak on zareagowałby gdybyś zrobiła to samo, zostawiając go z kłębkami emocji i myśli. Chciałby przeżyć dzisiejszy dzień jeszcze raz i go naprawić – wiem, daj mi tylko chwilę, muszę wymyślić jak ją przeprosić – mruknął.
 Kochasz Sansa. Jesteś już tego pewna. To dlatego tak bardzo boli. To dlatego boisz się, że to koniec. Bo spieprzyłaś, a on wyszedł, będzie musiał tutaj wrócić bo tu mieszka, ale Ty nie jesteś pewna, czy wróci tu dla Ciebie. To Twoja wina. Zawsze była Twoja wina. Gdybyś tylko bardziej uważała, gdybyś nic nie powiedziała, gdybyś… Miałaś twarz mokrą od łez, ledwo widziałaś na oczy. Słyszałaś lejącą się wodę. Oh no tak, zmywałaś naczynia. Musiałaś żyć dalej, przetarłaś twarz dłonią i zmusiłaś się do podniesienia. Ręce Ci drżały, pociągałaś nosem, starając się powstrzymać od płaczu. Zaczęłaś gnieść gąbkę w dłoni i patrzeć się na nią. Bez względu na to co się stanie, trzeba zmyć naczynia. To Twój obowiązek. Tego nie możesz spieprzyć. Choć tego.
-…no nie! Mówię, że ostatni odcinek jaki widzieliśmy był o… - podskoczyłaś kiedy Undyne weszła do kuchni z telefonem w ręku. Była w piżamach, spodenkach w rybki i pomarańczowej koszulce, włosy miała owinięte ręcznikiem. Gdy wasze oczy się spotkały, zamarła – Alphys, muszę kończyć. Zadzwonię później – rozłączyła się. Odwróciłaś wzrok, próbując skupić się na naczyniach, ale wiedziałaś, że już za późno. Widziałaś jak odstawia telefon na bok, kiedy próbowałaś przetrzeć policzek ramieniem.
-Co się stało? Gdzie Sans? – zapytała stając obok. Pokręciłaś głowa, czułaś jak coś ściska Cię w garle. Nie płacz. Nie rób większej sceny niż już zrobiłaś. Uniosłaś płyn do mycia naczyń i wylałaś go na gąbkę – Wszystko dobrze? – naciskała. Przygryzłaś drżącą wargę trzęsąc znowu głową. Zaczęłaś płakać. – Dobra, chodź, zostaw to na potem – powiedziała. Drżałaś i nie widziałaś nic przez łzy, ale czułaś jak Undyne delikatnie wyciąga spomiędzy Twoich palców gąbkę i podaje Ci ręcznik – Gdzie Sans? To ON sprawił, że płaczesz? – Nie mogłaś odpowiedzieć, zaciskając palce na szmatce miałaś problemy ze złapaniem oddechu. Szlochałaś. Undyne pokierowała Cię na krzesełko i posadziła. Przez rozmazany wzrok widziałaś jak stoi naprzeciw Ciebie i siada. Nie zabierała ręki z Twojego ramienia, to było miłe. Kręciła palcem po Twojej skórze, co odrobinę Cię uspokajało. Ocierając łzy w ręce i nos w rękaw popatrzyłaś jej w oczy
-P-przepraszam – czknęłaś. Zignorowała przeprosiny
-Powiedz co się stało – I powiedziałaś wszystko, najlepiej jak umiałaś. Jak się martwiłaś o wszystko związane z Friskiem, jak chciałaś aby Sans Cię wysłuchał, ale potraktował jakbyś przesadzała i zignorował. Słuchała aż opowiedziałaś kiedy na siebie naskoczyliście i kiedy wyszedł i jak się bałaś. Jej mina się zmieniała, ale nigdy Ci nie przerwała.
-Undyne, znasz go dłużej niż ja, czy to już koniec? – zapytałaś czując więcej łez w oczach, próbowałaś z nimi walczyć, zaczynała boleć cię głowa. Potworzyca westchnęła
-Słuchaj, nie jestem dobra w tych sprawach, ale chcę powiedzieć ci coś, więc mnie POSŁUCHAJ, dobra? – po chwili zrozumiałaś, że czeka na odpowiedź, więc przytaknęłaś – Raz się pokłóciliście. Zdarza się. Jeżeli pozwoli, aby JEDNA rzecz zniszczyła wasz związek to nie było warto – Westchnęła zdenerwowana jakby chciała aby napięcie ją opuściło – Ale wątpię, aby odpuścił. Z tego co wiem, Sans ma tylko Papyrusa. Trzymał wszystkich na dystans, póki nie poznał ciebie. A to coś znaczy – chciałaś jej coś powiedzieć, ale zdzieliła Cię spojrzeniem – Nie skończyłam – warknęła – Jeżeli uważałaś, że coś robimy źle z Friskiem, trzeba było powiedzieć. Nikt nie chce, abyś ty albo ten maluch byli nieszczęśliwi.
-N-nie chciałam nikogo zdenerwować – chrząknęłaś
-Wcześniej nie bałaś się mówić co myślisz przede mną, co się zmieniło? – popatrzyła na Ciebie podejrzliwie. Odwróciłaś wzrok gryząc wargę.
-Bo jesteśmy przyjaciółkami i nie chcę tego zmieniać – Undyne zaśmiała się
-WŁAŚNIE dlatego, że JESTEŚMY przyjaciółkami, powinnaś mówić mi kiedy cię denerwuję!
-Oh – mruknęłaś, bo nie wiedziałaś co powiedzieć
-Lepiej ci? – zapytała, mrugnęłaś zdając sobie sprawę, że wyglądała na zmartwioną
-Tak, dziękuję Undyne – uśmiechnęłaś się słabo. O nie, nie chcesz znowu płakać. Obie zadrżałyście, kiedy drzwi się otworzyły. Cała czerwona z podpuchniętymi oczami poczułaś, jak serce bije Ci mocniej. Undyne poszła do salonu jak Sans zamykał za dobą drzwi. Nie widziałaś jego miny w całości, bo Undyne zablokowała Ci widoczność
-Co do DIABŁA myślisz, że robisz, uciekasz do Grillby’s i zostawiasz ją samą płaczącą w kuchni? – krzyknęła
-Undyne, zaczekaj! Nie! – zaprotestowałaś idąc za nią. Patrzyła na Sansa nie przepuszczając go dalej. Wsadził ręce do kieszeni i spojrzał na Ciebie, zauważyłaś że światło w jego źrenicach zrobiło się mniej jasne, jego szczęka zadrżała
-cóż, wróciłem, więc gdybyś mogła… - usłyszałaś jak drzwi na piętrze się otwierają. Zerkając zauważyłaś jak Papyrus i Frisk schodzą na dół. O nie.
-Mogę skopać ci tyłek! – krzyknęła zaciskając ręce w pięści. Pod koszulką widać było napięte mięśnie.
-undyne, nie jestem w nastroju aby się z tobą bawić – zmarszczył brwi
-Nie! – krzyknęłaś chcąc, aby Cię posłuchała. Chwyciłaś ją za ramię, spojrzała na Ciebie. Coś w Twoich oczach musiało ją uspokoić, lecz i tak ostatecznie wyszczerzyła zębiska na Sansa
-TY powinieneś naprawić to co zrobiłeś! – wskazała głową na Ciebie
-a ty powinnaś przestać krzyczeć – warknął podnosząc głos
-Więc nie dawaj mi powodów, abym na ciebie krzyczała! Nie zdajesz sobie sprawy coś narobił?! – zrobiła kolejny krok w jego stronę.
-nie chciałem skrzywdzić jej celowo! – krzyknął wyciągając rękę z kieszeni i pokazując na wojowniczkę – kocham ją – W pokoju zrobiło się cicho, a Ty czułaś się, jakby ktoś Cię kopnął.
Share:

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział XXXIII - Nie słuchasz mnie [Would That Make You Happy? - You're Not Hearing Me - tłumaczenie PL]

Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Obudziłaś się zmarznięta, po chwili zdałaś sobie sprawę, że to przez Friska który otulił się kocem pozostawiając Ciebie bez okrycia. Szare światło przedostawało się przez okno, kolor poranka w Snowdin, skoro nie było tu słońca. Frisk leżał na środku odwrócony plecami do Ciebie. Zdałaś sobie sprawę, że gdybyś chciała się przekręcić spadłabyś z łóżka. Frisk miał głowę na ramieniu Sansa, tym samym którym dotykał Ciebie. W trójkę spaliście z dzieckiem między sobą, które teraz było wtulone w potwora. Zazdrość zawirowała w Tobie przekręcając Twoje wnętrzności. Nienawidziłaś tego, wiedziałaś, że nie powinnaś jej czuć, ale… Ostatnio miałaś wrażenie, że każdy po troszeczku zabiera Ci Frisk. Część Ciebie wiedziała, że próbują tylko pomóc, że zależy im na nim, ale im bardziej pomagali tym mniej czułaś się potrzebna. Czasami miałaś wrażenie, że im bardziej próbowałaś tym mniej wystarczało. Leżenie nie pomoże. Ostrożnie zeszłaś z łóżka, postanowiłaś pożyczyć bluzę i kapcie Sansa aby się rozgrzać. Zerkając na telefon wiedziałaś, że niedługo Frisk wstaje do szkoły. Pochylając się odgarnęłaś kosmyk włosów z jego twarzy. Delikatnie jęcząc dziecko popatrzyło na Ciebie odwracając się od Sansa i kładąc się na plecy.
-Chodź skarbie, czas wstać – szepnęłaś – Zrobię ci śniadanie – przytaknął i przetarł oczy. Pomogłaś mu wstać. Sans przekręcił się na żebra i mruknął wtulając się w poduszkę. Postanowiłaś zostawić go. Nie miał dzisiaj pracy i wiedząc, że wstał w środku nocy potrzebuje więcej snu. No i mogłaś teraz mieć dodatkowy czas z Friskiem. Ale i on nie był Ci dany. Papyrus już nie spał, robił śniadanie. Nawet Undyne ubrana i gotowa piła herbatę przy stole. Patrzyli na was jak weszliście do kuchni, całe szczęście Papyrus nie zauważył jak zaciskasz z gniewu zęby.
-OH DZIEŃ DOBRY! DOMYŚLAŁEM SIĘ, ŻE FRISK BYŁ Z TOBĄ, CIESZĘ SIĘ, ŻE SIĘ NIE MYLIŁEM! – uśmiechnął się machając łyżką.
-Mam nadzieję, że cię nie zmartwiliśmy – powiedziałaś delikatnie popychając Frisk w stronę stołu by zacząć robić sobie kawę.
-W OGÓLE! JA WSPANIAŁY PAPYRUS NIE MIAŁEM WĄTPLIWOŚCI, ŻE FRISKOWI NIC NIE JEST
-Oh, więc dlaczego obudziłeś mnie wypytując się, gdzie on jest? – Undyne mruknęła mierząc kościotrupa żółtym okiem. Ten odwrócił się w stronę kuchenki przekręcając omlet na drugą stronę, kropla potu pojawiła się na jego skroni
-M-MOŻE TROCHĘ SIĘ NIEPOKOIŁEM – przyznał chrząkając. Śniadanie było gotowe, więc we czwórkę siedzieliście przy stole. Papyrus i Undyne rozmawiali z Friskiem i znowu poczułaś zazdrość. Walcząc z nią skupiłaś się na jedzeniu. Zapomniałaś o niej jak dziecko pobiegło po schodach gdy skończyło jeść, aby się przebrać. Gdy Papyrus skończył sprzątać po jedzeniu przytulił Cię i poczułaś się odrobinę lepiej, postanowiłaś zrobić dla syna drugie śniadanie. Lecz kiedy otworzyłaś lodówkę, torba z jedzeniem czekała na Friska.
-To są chyba jakieś jaja – mruknęłaś – Oczywiście, że już zrobione. Dlaczego się martwiłam?
-Szukasz czegoś? – Undyne odstawiła kubek herbaty na stół. Aż podskoczyłaś.
-Oh uh nie…. Myślałam, że… - westchnęłaś – Drugie śniadanie jest już zrobione. Chciałam je zrobić.
-Papyrus zawsze je robi nim wstaniesz. Dlaczego dzisiaj miałby go nie robić? – zapytała unosząc brew. Miała rację. Zazwyczaj je robił. Nie powinnaś być zaskoczona. Im dłużej przyglądał się temu jak gotujesz, tym bardziej próbował być pomocny. Dźwięk kroków i Frisk był w kuchni. Widząc, że lodówka nadal jest otworzona podbiegł i wziął drugie śniadanie. Potem Cię przytulił i odwrócił się do Undyne z szerokim uśmiechem. = Gotowy? – zapytała rybia potworzyca podnosząc się
-Tak! – Frisk odwrócił się przez ramię i pomachał Ci – Pa mamo!
-Kocham cię – krzyknęłaś idąc za nim, ale już był przy drzwiach. Skrzyżowałaś ręce zaciskając je w pięści gdy Undyne stała obok niego
-Też cię kocham – odpowiedział. Undyne popatrzyła na Ciebie i otworzyła drzwi dziecku
-Do potem – powiedziała. Umiałaś jej jedynie przytaknąć.
Weszłaś do wanny w ubikacji, pozwalając aby gorąca woda obmyła się. Chciałabyś pozbyć się tego dręczącego uczucia, ale ono nie chciało odejść. Frisk wiedział, że jesteś jego matką od ponad miesiąca, ale nic się nie zmieniło. Zaakceptował Cię jako matkę, mieszkał też teraz z Sansem i Papyrusem, a potem z Undyne. Tak jakbyście razem utkwili w dziwnej unii. Czułaś się jednak w rozsypce, zamiast pozbierać się do kupy. Czułaś się też winna za to co czujesz. Co tylko pogarszało sprawę. Wzdychając schowałaś głowę pod wodą, pozwalając aby ta okryła Cię cało. Prawie stłumiła pukanie do drzwi. Usiadłaś w wannie wychylając się.
-dziecino? – usłyszałaś głos Sansa
-Wchodź! – krzyknęłaś. Sans wszedł do środka zerkając uprzednio i zamykając za sobą drzwi. Wyraźnie odczuł ulgę widząc Cię, uśmiechnęłaś się do niego słabo. Źrenice prawie były niewidoczne, sprawiając że wyraz jego oczu był bardziej pusty niż zawsze. – Kochany, wszystko dobrze? – zapytałaś odsuwając przesłonkę. Chciał schować ręce do kieszeni, ale nie miał takowych więc złapał się za czarną koszulkę. Spojrzał w lustro, a potem na Ciebie.
-to nic, tylko… - westchnął przecierając ręką twarz. Słyszałaś chrobot kości – przywykłem, że jesteś kiedy się budzę
-Oh – byłaś nieco zmieszana. I jednocześnie szczęśliwa, że zauważył twoją nieobecność, ale nie cieszyłaś się, że drżał – Chciałam przygotować Frisk do szkoły i nie chciałam ciebie budzić – wyciągnęłaś w jego stronę dłoń z której kapała woda na podłogę. Chwycił ją i po chwili usiadł na zamkniętej toalecie obok wanny. Wsunęłaś palce między jego, czułaś jak gładzi wierzch dłoni kciukiem.
-wiem, chciałem zobaczyć co z tobą, abym poczuł się lepiej – słyszałaś i czułaś jak zaśmiał się cicho po chwili – no i podoba mi się to co widzę – śmiejąc się szturchnęłaś go lekko
-Zmieniasz temat…
-no co, bardzo rozpraszasz.
-Sans, naprawdę wszystko dobrze? – starałaś się nie śmiać
-nic mi nie będzie, tylko ciężki poranek, to wszystko – wzruszył ramionami i uśmiechnął się lekko
-Przepraszam – ścisnęłaś jego dłoń
-nie masz za co, nic mi nie jest, naprawdę – Przez resztę dnia Sans nie odstępował cię na krok, więc spędziliście go na kanapie. Chciałaś zobaczyć, czy będzie chciał wyskoczyć do Grillby’s na obiad, ale powiedział, że woli jedną z twoich kanapek. Jak mogłabyś mu odmówić? Choć on ciebie potrzebuje. Miałaś nadzieję, że to pomoże pozbyć się zazdrości. Po czasie spędzonym z Sansem czułaś się lepiej. Lecz jak tylko Frisk wrócił do domu z Undyne, wszystko wróciło. Ledwo Cię przytulił, by odrzucić plecak i wybiec z domu do Undyne na trening. Sans nie zauważył nic złego. Czytal książkę z dziwną okładką. Sądzisz że to jakieś opowiadanie sci-fi. Chciałaś wyładować frustrację robiąc kolację, coś co sprawi że się uspokoisz. Nic nie powiedział, gdy wychodziłaś z pokoju. Chciałaś, aby za Tobą poszedł, upewnić się, że wszystko dobrze. Nie wie, że jesteś zła? Gdy skończyłaś, Frisk i Undyne wrócili. Jak weszłaś do salonu, na końcu kanapy siedziała Undyne oparta o podłokietnik. Pisała coś na telefonie, potem skasowała wiadomość, a potem po chwili pisała ją od nowa. Uważasz, że pisze do Alphys. Jesteś ciekawa, czy ich relacje poprawiły się od ostatniego razu. Prawdopodobnie, sądząc po jej minie. Sans i Frisk drzemali na drugiej stronie kanapy. Dziecko użyło poduszki Undyne kładąc ją na kolanach kościotrupa, kładąc nogi na nogach Undyne. Powinnaś być szczęśliwa widząc, że dobrze się dogadują. Lecz gdy przypomniałaś sobie noc… Frisk zawsze przychodził do Ciebie gdy miał koszmary, ale… Sans tym razem o niego zadbał. To Cię niepokoiło bardziej niż powinno. Jedną z niewielu rzeczy, która należała tylko do Ciebie odkąd pamiętasz było kojenie Friska po koszmarze. Coś, czego nawet Twoja matka Ci nie mogła odebrać. Wróciłaś do kuchni, aby posiedzieć tam sama.
 Sans w końcu zaczął zdawać sobie sprawę, że coś jest nie tak, gdy jedliście kolację. Kiedy wszyscy skończyli i wyszli z kuchni, Papyrus z Friskiem na górę się pobawić, zaś Undyne brała prysznic, Sans stał obok Ciebie pomagając Ci z naczyniami. Cisza między wami była niemiła i przez kilka pierwszych minut po prostu zmywałaś naczynia, a on je wycierał.
-wiesz, że możesz ze mną porozmawiać – powiedział w końcu zerkając na Ciebie i odkładając szklankę na suszarkę obok Ciebie. Westchnęłaś, szukając słów. Chciałaś mu powiedzieć, o swojej frustracji i obawach. To się robi w związku, prawda? Rozmawia się. Lecz głos ugrzązł ci w garle w obawie powiedzenia czegokolwiek. Nie wiesz dlaczego to takie trudne. Przecież chciałaś, aby upewnił się co z Tobą, prawda? Im cisza między wami była dłuższa, tym ciężej było Ci cokolwiek powiedzieć. W końcu trąc mocno talerz zmusiłaś się, aby coś powiedzieć.
-Czuję, że wszyscy wszystko za mnie robią. Matkują Friskowi za mnie – bąknęłaś czując niepewność w piersi. Na początku Sans nic nie powiedział, tylko patrzył się na Ciebie
-wiesz, że to nie jest prawda, prawda? – zapytał powoli
-Jasne, chyba… ale ja… ja jestem zazdrosna. Nawet nie mogę zabrać Friska do szkoły bo zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie wyprzedzi aby to zrobić. I trafi tam szybciej niż ja. To ma sens, ale…
-ale wiesz, że możesz sama go tam zaprowadzić – rzucił swobodnie i nie wiesz dlaczego, ale to Cię dodatkowo wkurzyło
-Nie to chcę powiedzieć Sans – warknęłaś
-a co chcesz powiedzieć? wszystkim nam zależy na frisku i tobie, nie musisz już nic robić sama, chcemy pomóc, dziecino – wziął miskę którą mu podałaś patrząc na Ciebie dziwnie i zaczął ją wycierać.
Próbuję tylko pomóc Skarbie. Pozwól mi zająć się dzieckiem. Powinnaś odpocząć.
Usłyszałaś głos matki w głowie, co sprawiło, że wściekłaś się jeszcze bardziej
-Nie potrzebuję pomocy! Umiem zająć się moim własnym dzieckiem! – krzyknęłaś chwytając się gwałtownie zlewu i zaciskając na nim palce.
-dobrze się nim zajmujesz, jesteś jego matką, nikt cię nie zastąpi, dzieci potrzebują mam – patrzył w naczynie w dłoni trąc je nieco bardziej niż to konieczne. Więc kiedy gniew Cię opuścił, poczułaś coś co całkowicie Cię zdołowało. On nic nie zauważał.
-To, że urodziło się dziecko, nie czyni cię od razu jego matką. Trzeba zasłużyć na ten tytuł, a ja potrzebuję na to szansę! – odwróciłaś się znowu wściekła w stronę Sansa.
-ale jesteś nią dziecino – odstawił naczynie patrząc na Ciebie
-Nie rozumiesz. Nie chcę się tak czuć, Sans!
-masz rację, nie rozumiem, i nie rozumiem dlaczego jesteś na mnie zła
-Bo zachowujesz się jakby to nie było nic wielkiego. Myślałam, że chcesz abym poczuła się lepiej!
-próbuję! – uniósł brwi zdenerwowany – i to jest nic wielkiego, robisz z igły widły!
-Oh więc to ja przesadzam? Dlaczego jesteś takim dupkiem? – powiedziałaś to szybciej niż pomyślałaś i było za późno. Sans spojrzał na Ciebie, potem schował pięści w kieszeniach swojej bluzy i odwrócił wzrok.
-zapomnij, nie słuchasz mnie, może kiedy ochłoniesz zrozumiesz, że chciałem pomóc
-Sans, zaczekaj! – krzyknęłaś, ale było za późno. Kiedy chciałaś go dotknąć, już go nie było, usłyszałaś tylko trzask drzwi. Stałaś sama w szoku. Osunęłaś się na ziemie opuszczając głowę. Nie, nie, nie. Coś zrobiła? Cała złość zniknęła w chwilę, zostawiając po sobie tylko strach. Spieprzyłaś sprawę. Jest zły i to Twoja wina. Czułaś się sparaliżowana, wyładowałaś na nim swój gniew i nie miałaś szansy przeprosić. Żałowałaś, że cokolwiek powiedziałaś. Zostawił cię i bałaś się, że na zawsze. Siedząc na ziemi, schowałaś twarz w dłoniach i zaczęłaś płakać.
Share:

POPULARNE ILUZJE