Autor okładki: Aonomi
Notka od tłumacza: Życie studenta nie jest łatwe i przyjemne, zwłaszcza jak się jest doktorantem. Całe szczęście, masz nowego kolegę, który z przyjemnością oderwie Cię od nudnych zajęć. Co więcej, jest to szkielet.
Opowiadanie mające miejsce po prawdziwym pacyfistycznym zakończeniu gry. Sans x Czytelniczka.
Rozdziały +18 będą oznaczone: ♥
Autor: LambKid
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI
Rozdział I (obecnie czytany)

Piątkowe wieczory nie powinny tak wyglądać. Ostrożnie szłaś z kubkiem kawy i plikiem egzaminów pod pachą, wspinałaś się po schodach na drugie piętro do biblioteki w skrzydle fizyki. Żaden z uczelnianych barów nie był otwarty tak późno, ale chwała niech będzie twórcy automatów z kawą. Udałaś się do tej biblioteki bo była znacząco i konsekwentnie mniej zatłoczona niż pozostałe dwie na kampusie; nie masz żadnej konkretnej sprawy w przebywaniu tutaj, albowiem twój jedyny kontakt z fizyką jest wtedy, kiedy potkniesz się, a siła grawitacji przyciąga Cię do podłoża. Nigdy jednak do tej pory, nie było Cię tutaj tak późno, i musisz przyznać, że jest.. jakby.. strasznie. Cienie złowieszczo poruszają się między rzędami książek, zaś cisza sprawia iż każdy, nawet najmniejszy dźwięk dobija się echem i przyprawia o zawroty głowy. Każdy budynek wydaje swoje dźwięki, ten też. Bojąc się nie wiadomo czego przyśpieszyłaś kroku i skręciłaś w stronę stolików i.... prawie zemdlałaś, widząc kościotrupa siedzącego na jednej z puf. Szybko się pozbierałaś, zdając sobie sprawę, że to jest osoba. W porę złapałaś kubek z kawą, który prawie Ci wypadł i w myślach próbowałaś uspokoić szybko bijące serce.
Szkielet wygodnie się rozsiadł na miękkiej pufie, trzymając na skrzyżowanej nodze laptop. Miał na sobie niebieską bluzę i brudne tenisówki które tupały w stolik naprzeciwko niego. Przed sobą miał otwartą książkę z jakimiś wykresami i tuzin papierów zarówno na stole jak i pod stopami. Na dnie czarnych oczu miał dwa, małe, świecące punkciki, które zapewne odpowiadały źrenicom. Latały co rusz między komputerem, a notatkami.
Nie podniósł na Ciebie wzroku. Po chwili czytania zaczął szybko coś pisać, jego kościste palce stukały o klawiaturę komputera. W zamyśleniu stuknął się kilka razy w ząb i wrócił do pisania. Mógłby przypominać jakiegoś robota, lecz sposób w jaki się poruszały jego oczy sprawiały iż wiedziałaś, że masz do czynienia z istotą żywą.
Zdałaś sobie sprawę, że lampisz się na niego i po prostu odwróciłaś wzrok zawstydzona, pochylając głowę udałaś się w stronę krzesełka na drugim końcu pomieszczenia. Miałaś nadzieję, że nie zauważył tego jak bardzo się przestraszyłaś. A jeżeli tak, to wpadnięcie na nieznajomego w ciemnej bibliotece nocą będzie najlepszą wymówką. Mówiłaś do siebie. Ale to i tak pewnie będzie wyglądało, że się przestraszyłaś go bo jest potworem. Co... jest w pewnym sensie prawdą. Obym go nie uraziła, myślałaś czując się winna. Westchnęłaś i wyciągnęłaś egzaminy na stolik przed Tobą, telefon obok, torba na ramię oparcia była wymówką, aby zerknąć na kościotrupa. Albo nie zauważył, albo olał Cię, bo ciągle patrzył w swój monitor. Jego krzesełko było daleko od Ciebie, więc mogłaś zgadnąć że ogląda jakiś model 3D. Kompletnie niezrozumiały. No ej, w końcu jesteś w bibliotece fizyków, więc czujesz się jak na obcym terenie, jak zawsze. Zerknęłaś na komórkę, kilka wiadomości od Twojej przyjaciółki, Connie.
Connie – 20:36: Idę się napić, oć ze mną!
Ty - 20:38: Kurwa chciałabym, ale mam milion papierków na głowie
Connie - 20:39: Chujnia
Łał, dzięki za wyrazy współczucia. Odstawiłaś telefon i z dna góry papierzysk wyciągnęłaś sylabus. Potem chwyciłaś za pierwszy esej i czerwony długopis. Pięć prac później, miałaś ochotę skończyć ze sobą. Jakiś studenciak próbował udowodnić w swojej pracy, że wszyscy popularni superbohaterowie Marvela są oparci na Hamlecie. Widziałaś te filmy i ... że co? Jak on to tak zinterpretował? Potrząsnęłaś głową. Lanie wody i gadanie głupot nie będą tolerowane na zajęciach z filologii. Kolejny student spłodził dziewięć stron wypocin, a następny czternaście. A to pisałeś wczoraj, prawda? Pomyślałaś zerkając na kolejny plik papierów. Zaczęłaś czerpać dziwną przyjemność w znakowaniu kartek na czerwono. I jasne, rozumiałaś ich, sama przecież byłaś kiedyś studentem pierwszego stopnia, ale do jasnej cholery, sprawdzanie tego demotywuje cholernie. Z natłoku myśli oderwał Cię spokojny odgłos skrobania. Odwróciłaś się. Szkielet drapał się po głowie. Łał. Telefon zawibrował.
Connie – 21:45: Łap, będziesz tego potrzebować
Kolejną wiadomością był link, a kiedy go kliknęłaś otrzymałaś obraz zabierający dech. To animowany gif z jeleniem pieszczącym psa.
Faktycznie tego potrzebowałaś.
Ty – 21:47: Kocham cię, to kiedy ślub?
Wyciągnęłaś swojego laptopa z torby i włączyłaś przeglądarkę. Przeczytasz informacje i zalecenia na temat sprawdzania esejów i upewnisz się co do niektórych informacji jakie podali studenci, a potem tylko zerkniesz na słodkie zdjęcia zwierzaczków. To będzie idealny plan. A no.
Connie – 22:09: Jak będziesz bogata i po trzecim zawale
Connie – 22:09: Jak tam idzie praca?
Ty – 22:09: Nienawidzę mojego życia i nienawidzę siebie
Kurwa mać, jest już po dziesiątej. Nie ma szansy, że skończysz sprawdzać te prace dzisiaj. Westchnęłaś zrezygnowana, myśląc co ten szkielet będzie robił tutaj tak późno. Cokolwiek to jest, wygląda na poważną sprawę. Pochylił się przeglądając kilka kartek. To student drugiego, czy trzeciego stopnia? Skoncentruj się. Krzyczały zmysły, lecz Ty nadal gapiłaś się na ten gif. KONCENTRACJA! Nawoływała świadomość. Jeżeli jest z trzeciego stopnia, to szkoda, że sam spędza piątkową noc w bibliotece. No ale ostatecznie sama tutaj też jesteś. Trzeci stopień jest najgorszy, bo musisz być jednocześnie i studentem i wykładowcą. Może w końcu zaczynasz dorastać? Ha, pomyślałaś i popatrzyłaś na papiery. Prawda była taka, że dziwnie się czułaś. Studenci którymi się zajmowałaś byli o kilka lat młodsi od Ciebie, a mimo to i tak stopień nakazywał traktować Cię z dziwną wyższością. Usłyszałaś, jak szkielet chichocze i popatrzyłaś na niego. Patrzył się w Twoją stronę... zadrżałaś. Wyglądał jak postać z jakiejś starej animacji komputerowej. Zdecydowanie na trzecim stopniu. Pomyślałaś, choć to dziwnie musiało wyglądać, zważywszy na to, że choć przed sobą miałaś plik papierów do przejrzenia i poprawienia, to na komputerze widać było obrazki słodziutkich zwierzaczków.
Powoli wróciłaś do sprawdzania esejów, zapach starych książek uspokajał, podobnie jak delikatne klik-klik-klik dobiegające od palców kościotrupa. Właściwie, sama byłaś zdziwiona jak miło Ci się teraz siedziało. Nie przypuszczałaś, że to w ogóle możliwe będąc sam na sam z zupełnie obcą osobą, nocą w pustej bibliotece. Właściwie to powinnaś być teraz poddenerwowana. Lecz on zdecydowanie był bardziej zajęty robieniem... cokolwiek robił. Nie jesteś pewna, czy w ogóle zdaje sobie sprawę z tego, że tutaj jesteś. No, ale oto matka natura wzywa i musisz iść siku. Opuściłaś monitor laptopa, eseje miałaś poukładane w swój sposób i naprawdę nie chciałaś tego niszczyć. Będziesz to teraz wszystko pakować, wracać i rozkładać znowu tylko dla kliku chwil szczania? Jest prawie jedenasta w nocy, jaki dziwak zakradałby się o tej porze do biblioteki. .... poza tym szkieletem, dodałaś w myślach. Postanowiłaś wyciągnąć na wierzch swoją socjalizację. Wstałaś, przetarłaś kolana i podeszłaś do niego
-Cześć – w końcu na Ciebie popatrzył, jego oczy lekko zaświeciły – Uh, czy mógłbyś mi popilnować rzeczy na chwilę? Musze skorzystać z łazienki
-jasne – odparł niskim, miłym dla ucha głosem – boisz się że ci uciekną, jak nikt nie będzie patrzył? - zajęło Ci całą sekundę zrozumienie, że to miał być kawał, zaśmiałaś się niezręcznie i udałaś korytarzem w stronę kibla. Boże, dlaczego ustawiają je tak daleko? Kiedy wróciłaś po kilku minutach wszystko było w takim stanie jak wcześniej... wliczając to kościotrupa.
-Dzięki – wróciłaś na swoje miejsce. Machnął leniwie ręką w Twoją stronę
-nawet nie próbowały uciec – popatrzyłaś na niego, uśmiechał się lecz nie patrzył na ciebie. To miał być kolejny kawał?
-Cześć – w końcu na Ciebie popatrzył, jego oczy lekko zaświeciły – Uh, czy mógłbyś mi popilnować rzeczy na chwilę? Musze skorzystać z łazienki
-jasne – odparł niskim, miłym dla ucha głosem – boisz się że ci uciekną, jak nikt nie będzie patrzył? - zajęło Ci całą sekundę zrozumienie, że to miał być kawał, zaśmiałaś się niezręcznie i udałaś korytarzem w stronę kibla. Boże, dlaczego ustawiają je tak daleko? Kiedy wróciłaś po kilku minutach wszystko było w takim stanie jak wcześniej... wliczając to kościotrupa.
-Dzięki – wróciłaś na swoje miejsce. Machnął leniwie ręką w Twoją stronę
-nawet nie próbowały uciec – popatrzyłaś na niego, uśmiechał się lecz nie patrzył na ciebie. To miał być kolejny kawał?
Z niechęcią wróciłaś do sprawdzania prac, marząc o kolejnej kawie. Po kilku głąbach trafiłaś na geniusza. Czytałaś jego esej z miłością. Był taki jasny, rozsądny, zaskakujący, fascynujący. Nie patrzyłaś czyja to praca, ale będziesz musiała zapamiętać to imię. To jest właśnie ten rodzaj pisania, jakiego szukałaś. To ten student sprawił, że zachciałaś szybko wrócić do własnej pracy i własnego pisania
-wiesz, że mówisz do siebie? - tym razem się przestraszyłaś i podskoczyłaś w siedzeniu. Szkielet siedział naprzeciwko Ciebie, jakimś sposobem zakradł się nie będąc zauważonym. Siedział z brodą opartą o rękę, która znowu była na jego łokciu, założył kaptur na czaszkę. Taka leniwa, prosta postura, aż dziwne, że się go przestraszyłaś – wybacz, wybacz – zaśmiał się – nie chciałem cię przestraszyć
-Jezu Chryste – przystawiłaś rękę do serca – Prawie wyskoczyłam z mojej... skóry – Kurwa mać. Zamarłaś zdając sobie sprawę jak to musi wyglądać, skoro mówisz to do kogoś kto nie ma skóry, ale on się zaśmiał. Najwyraźniej mu się to spodobało.
-tak, praktycznie widziałem iskierki na twoim kręgosłupie – wyszczerzył się... Oh... kawały o szkieletach? Nie wiedziałaś jak zareagować, więc po prostu się na niego gapiłaś – rany, to było dobre – wyprostował się
-Naprawdę mówię do siebie? Od jak dawna?
-odkąd tutaj przyszłaś – wzruszył ramionami – nazwałaś jednego ze swoich studentów małym skurwysynem
-O Boże.. - zakryłaś twarz ręką ze wstydu.
-brzmiało tak, jakbyś go lubiła – wskazał na papiery które trzymałaś. Popatrzyłaś na nie z uśmiechem
-Tak – mruknęłaś – Wiesz? Eseje to ból w dupie, ale kiedy trafiasz na taki okaz... - o nie, znowu zaczynasz gadać od rzeczy - .. masz przeświadczenie, że warto je robić.
-naprawdę? - westchnęłaś
-Nie. - zalał się śmiechem. Teraz, kiery rozmawialiście, trudno było Ci uwierzyć w to, jak bardzo ekspresywna jest jego twarz. To nie był tylko kościotrup
-będę musiał użyć tych słów kiedy będę sprawdzać swoje eseje – Aha! A więc to jest doktorat! - musimy się tym zajmować uh... w imię uczelni, chyba...
-Ta, chyba... Z jakiego wydziału jesteś? - popatrzył na Ciebie zaskoczony i zaśmiał się pokazując na napis wiszący pod sufitem
-fizyka
-Kurwa – uderzyłaś się otwartą dłonią w czoło i zaśmiałaś z własnej głupoty – Biblioteka w skrzydle Fizyki. To było oczywiste
-zgaduję, że ty nie jesteś .... stąd
-Filologia – wskazałaś na swój budynek który był widoczny przez okno, ale znajdował się na drugim końcu kampusu. Zawsze masz sporo do przejścia kiedy chcesz tu dojść.
-intruz – postukał się palcem po brodzie tworząc miłe dla ucha klikanie kiedy kość spotykała kość – jesteś daleko od domu, dzieciaku – Dzieciaku? Aż tak młodo wyglądasz?
-Cóż tutaj zazwyczaj jest pusto, więc łatwiej mi się pracuje – zmarszczyłaś brwi przeczesując włosy palcami – Choć trudno mi się dzisiaj skoncentrować. Jest jakby za cicho.
-naprawdę? - jego oczy zabłyszczały – wiel-kości pracy która tutaj na mnie czeka nie zmierzysz – mrugnął. Teraz się zaśmiałaś.
-wiesz, że mówisz do siebie? - tym razem się przestraszyłaś i podskoczyłaś w siedzeniu. Szkielet siedział naprzeciwko Ciebie, jakimś sposobem zakradł się nie będąc zauważonym. Siedział z brodą opartą o rękę, która znowu była na jego łokciu, założył kaptur na czaszkę. Taka leniwa, prosta postura, aż dziwne, że się go przestraszyłaś – wybacz, wybacz – zaśmiał się – nie chciałem cię przestraszyć
-Jezu Chryste – przystawiłaś rękę do serca – Prawie wyskoczyłam z mojej... skóry – Kurwa mać. Zamarłaś zdając sobie sprawę jak to musi wyglądać, skoro mówisz to do kogoś kto nie ma skóry, ale on się zaśmiał. Najwyraźniej mu się to spodobało.
-tak, praktycznie widziałem iskierki na twoim kręgosłupie – wyszczerzył się... Oh... kawały o szkieletach? Nie wiedziałaś jak zareagować, więc po prostu się na niego gapiłaś – rany, to było dobre – wyprostował się
-Naprawdę mówię do siebie? Od jak dawna?
-odkąd tutaj przyszłaś – wzruszył ramionami – nazwałaś jednego ze swoich studentów małym skurwysynem
-O Boże.. - zakryłaś twarz ręką ze wstydu.
-brzmiało tak, jakbyś go lubiła – wskazał na papiery które trzymałaś. Popatrzyłaś na nie z uśmiechem
-Tak – mruknęłaś – Wiesz? Eseje to ból w dupie, ale kiedy trafiasz na taki okaz... - o nie, znowu zaczynasz gadać od rzeczy - .. masz przeświadczenie, że warto je robić.
-naprawdę? - westchnęłaś
-Nie. - zalał się śmiechem. Teraz, kiery rozmawialiście, trudno było Ci uwierzyć w to, jak bardzo ekspresywna jest jego twarz. To nie był tylko kościotrup
-będę musiał użyć tych słów kiedy będę sprawdzać swoje eseje – Aha! A więc to jest doktorat! - musimy się tym zajmować uh... w imię uczelni, chyba...
-Ta, chyba... Z jakiego wydziału jesteś? - popatrzył na Ciebie zaskoczony i zaśmiał się pokazując na napis wiszący pod sufitem
-fizyka
-Kurwa – uderzyłaś się otwartą dłonią w czoło i zaśmiałaś z własnej głupoty – Biblioteka w skrzydle Fizyki. To było oczywiste
-zgaduję, że ty nie jesteś .... stąd
-Filologia – wskazałaś na swój budynek który był widoczny przez okno, ale znajdował się na drugim końcu kampusu. Zawsze masz sporo do przejścia kiedy chcesz tu dojść.
-intruz – postukał się palcem po brodzie tworząc miłe dla ucha klikanie kiedy kość spotykała kość – jesteś daleko od domu, dzieciaku – Dzieciaku? Aż tak młodo wyglądasz?
-Cóż tutaj zazwyczaj jest pusto, więc łatwiej mi się pracuje – zmarszczyłaś brwi przeczesując włosy palcami – Choć trudno mi się dzisiaj skoncentrować. Jest jakby za cicho.
-naprawdę? - jego oczy zabłyszczały – wiel-kości pracy która tutaj na mnie czeka nie zmierzysz – mrugnął. Teraz się zaśmiałaś.
-Dobra, naprawdę myślisz, że te kawały są śmieszne?
-sama zaczęłaś
-Nieprawda! - nadal się śmiałaś zakrywając rękami usta próbując nie śmiać się zbyt głośno. Mimo wszystko nadal byliście w bibliotece.
-a no – odparł spokojnie – jest późno, będę się już zbierał, powodzenia
-Dzięki – wstał i podszedł do swoich rzeczy. Starałaś się nie gapić na jego nogi, choć spod nogawki wystawało kościste kolano. No kochana, zawiodłaś. Jego kości nóg wyglądały tak jak powinny, kość piszczelowa i strzałkowa na swoim miejscu. Właśnie tym był, kośćmi. Odwróciłaś wzrok zajęta kolejnym esejem, kiedy on zapinał suwak plecaka i przerzucił go przez ramię kierując się w stronę wyjścia. Nim jednak znikł zatrzymał się
-bibliotekę zamykają za kwadrans, tak swoją drogą
-Kurwa, serio? - pisnęłaś i jedyne co słyszałaś, to jego śmiech, kiedy odchodził.
-sama zaczęłaś
-Nieprawda! - nadal się śmiałaś zakrywając rękami usta próbując nie śmiać się zbyt głośno. Mimo wszystko nadal byliście w bibliotece.
-a no – odparł spokojnie – jest późno, będę się już zbierał, powodzenia
-Dzięki – wstał i podszedł do swoich rzeczy. Starałaś się nie gapić na jego nogi, choć spod nogawki wystawało kościste kolano. No kochana, zawiodłaś. Jego kości nóg wyglądały tak jak powinny, kość piszczelowa i strzałkowa na swoim miejscu. Właśnie tym był, kośćmi. Odwróciłaś wzrok zajęta kolejnym esejem, kiedy on zapinał suwak plecaka i przerzucił go przez ramię kierując się w stronę wyjścia. Nim jednak znikł zatrzymał się
-bibliotekę zamykają za kwadrans, tak swoją drogą
-Kurwa, serio? - pisnęłaś i jedyne co słyszałaś, to jego śmiech, kiedy odchodził.
Najważniejsze: Osoba, która jako pierwsza zaklepie sobie miejsce po pojawieniu się tego rozdziału ma 72h na napisanie swojej części - kolejnego rozdziału. Czas liczy się od momentu zgłoszenia, do otrzymania rozdziału na maila. Jeżeli czas zostanie przekroczony, odbędzie się dogrywka. W grze mogą brać udział jedynie osoby zalogowane. Rozdział ma zawierać od 2 do 5 stron, Times New Roman rozmiar 12 interlinia pojedyncza. Można tytułować rozdziały. Można robić obrazki, które będą umieszczone w opowiadaniu. Gotowy proszę słać na maila: yumimizuno@interia.pl
Kolejny rozdział napisze: LyDum Jakaś
Głównym bohaterem jest czytelniczka, akcja ma miejsce we współczesności. Hasła klucze dla tego rozdziału to: bliźnięta, efekt motyla, powołanie
SPIS TREŚCI
Między snem, a jawą (obecnie czytany)
~~*~~
Już miałaś nacisnął na – swoją drogą, całkiem nieźle wykonana robota, śliczny design jak na zwykły hotelik… ekhem, wróćmy do fabuły… - klamkę, kiedy poczułaś ogarniającą Cię panikę. Chwila! Przecież teraz Interpol Was poszukuje! A jeśli to pułapka? Nikomu nie wolno ufać, a Ty jeszcze musisz chronić dziecko! Powoli zaczęłaś się cofać. Po chwili rzuciłaś się w kierunku okna. Chwilę mocowałaś się z zamknięciem, ale w końcu udało Ci się je otworzyć. Przez głowę przemknęło Ci, że zostawiłaś otwarty zamek w drzwiach, jednak to zignorowałaś. Wzięłaś głębszy oddech i wyskoczyłaś w krzaki. Gdzieś tam w środku Ciebie, Twoja podświadomość darła się wyzywając Cię od idiotów, a Ty, w sumie, się z nią zgadzałaś. Bo właściwie czemu uciekałaś? Dlaczego zrobiłaś taką głupotę? Dyszałaś ciężko, biegnąc na oślep przed siebie. Wydawało Ci się, że nadal czujesz chłodny metal klamki pod swoją dłonią, a Twoje myśli pędziły jak szalone.
Gdzie jesteś? Która godzina? Co z Kamilem?
W końcu zmęczenie zmusiło Cię do zatrzymania się. Próbowałaś uspokoić oddech, ale zupełnie Ci to nie wychodziło. Wręcz przeciwnie – nakręcałaś się jeszcze bardziej. Do tego wszystkiego, usłyszałaś jeszcze przerażony głos strasznie blisko Ciebie.
- O matko, o matko, o matko, o matko – dopiero po chwili, zorientowałaś się, że te słowa wypływają z Twoich własnych ust.
Oparłaś się o ścianę. Nie miałaś pojęcia ile czasu spędziłaś w takiej pozycji. Parę godzin? A może tylko kilka minut? Skąd mogłaś wiedzieć? Ponadto, ta scena wydawała Ci się dziwnie znajoma… Czyżby wspomnienie z okresu „amnezji”? Nie, niemożliwe. Kamil powiedziałby Ci o takiej sytuacji… Prawda?
Odsunęłaś od siebie te myśli. Miałaś ważniejsze problemy na głowie. Na przykład wściekanie się na siebie za swoje tchórzostwo. Gdybyś nie spanikowała, wszystko wyglądałoby inaczej. A tak? Zostawiłaś Kamila na pastwę losu! W tym momencie odezwało się w Tobie poczucie winy.
Nawet nie zauważyłaś momentu, w którym przemęczona fizycznie, jak i psychicznie, zasnęłaś niespokojnym snem.
~*~
- ______? ______, słyszysz mnie?
Ktoś silnie Tobą potrząsał, co i rusz powtarzając twoje imię. Uchyliłaś powoli powieki. Wydawało Ci się, że znasz ten głos… Kiedy zobaczyłaś kto się nad Tobą pochyla, oczy niemal wyszły Ci z orbit.
- A-arno… - zaczęłaś lecz nie pozwolił Ci skończyć.
- Ciiii… Już dobrze, nic ci nie grozi. Nie bój się.
Patrzyłaś na chłopaka jak zaczarowana. Arnoldzik? Ten skąpiec, który wieki temu sprezentował Ci czekoladę z TESCO? Jak się tu znalazł? Co tu robi? Chwila… Właściwie to gdzie Ty jesteś?
Rozglądasz się zdezorientowana. To wygląda jak... Twoje mieszkanie! Tak, to na pewno ono. Tylko że… jednego elementu nie kojarzysz. Wciągasz głośno powietrze. Łóżeczko dla niemowlęcia. Wstajesz niepewnie, podtrzymywana przez Arnolda i podchodzisz do mebla. Jest puste. Masz ochotę się śmiać. Oczywiście, że puste! Przecież pamiętałabyś poród! Poza tym, to o wiele za wcześnie!
- Wiem, że mówiłem to wiele razy, ale bardzo mi przykro, _____ – szepnął Twój przyjaciel stając obok – Gdyby chociaż jedno z bliźniąt przeżyło…
- Co?! O czym ty do licha mówisz? Jakie bliźniaki? – poczułaś jak Twoje tętno przyśpiesza.
Arnoldzik spojrzał na Ciebie ze zbierającymi się w oczach łzami.
- Wypieranie tego nic nie da. Musisz to zaakceptować, _____. Twoje dzieci nie żyją.
Straciłaś dech. Przed oczami pojawiła się ciemność i nim Twój rozmówca zdążył zareagować, upadłaś na ziemię.
~*~
Obudziło Cię głośne szczekanie psa. Przestraszona, szybko podniosłaś się na nogi i spróbowałaś zorientować się, gdzie się znajdujesz. Niestety, Twoje starania poszły na marne, gdyż wokół Ciebie panowała absolutna ciemność. Nic nie rozumiałaś. Pamiętałaś ucieczkę z hotelu, szaleńczy bieg po ulicach, a potem… Nagle byłaś w swoim domu, najwyraźniej po porodzie. Czyżby kolejna utrata pamięci?
- Halo? – zawołałaś słabym głosem, nie licząc, że ktokolwiek odpowie. I miałaś rację, cisza dalej trwała niezmącona żadnym odgłosem.
Zdecydowałaś się ruszyć przed siebie. Niepewnie zrobiłaś krok do przodu, potem kolejne dwa. Jeszcze jed-
- AŁAAAA! – Twój wrzask przeciął powietrze – Ał ał ał! To boliii!
W ciemności nie zauważyłaś przeszkody na swojej drodze i wyłożyłaś się na podłodze jak długa.
Usłyszałaś kroki, po chwili również skrzypnięcie drzwi i dźwięk włączanego światła. Pomieszczenie rozświetliło się ciepłym blaskiem, dzięki czemu mogłaś zobaczyć gdzie jesteś. Widok, który ukazał się Twoim oczom, całkowicie zbił Cię z panatyku. Byłaś w małym pokoju o niebieskich ścianach, w jego rogu stało czerwone łóżko w kształcie samochodu, a po wykładzinie walały się zabawki. Natomiast Ty leżałaś na najbardziej bolesnych z nich. W KLOCKACH LEGO.
Poczułaś, że ktoś pomaga Ci się podnieść, a następnie usiąść. Była to jakaś obca kobieta, o niezwykle zielonych oczach, w średnim wieku. Uśmiechała się do Ciebie spokojnie, ale nie potrafiłaś zrobić tego samego. Nie po tym wszystkim co Cię spotkało. Po kilku chwilach milczenia, w końcu zebrałaś się na odwagę aby się odezwać.
- Kim pani jest?
- Mam na imię Amelia. – uśmiechnęła się łagodnie – Nie denerwuj się, nic ci nie zrobię.
Widząc, że zamierzasz coś powiedzieć uniosła dłoń, dając do zrozumienia, że jeszcze nie skończyła - Znalazłam cię śpiącą na ulicy. Moim powołaniem jest pomagać potrzebującym, a ty zdecydowanie się do takich zaliczasz. Razem z mężem postanowiliśmy, że zabierzemy cię do naszego mieszkania. To pokój mojego syna, ale teraz jest na kilkudniowej wycieczce szkolnej. Jesteś głodna?
Z trudem przetwarzałaś usłyszane informacje. Więc ta sytuacja z bliźniętami… to był sen? Zorientowałaś się, że kobieta nadal czeka na odpowiedź. Nie byłaś pewna czy możesz jej ufać, ale z drugiej strony chyba nie miałaś wyboru.
- Umieram z głodu.
Amelia zaśmiała się i ruszyła w kierunku wyjścia z pokoju. Po chwili wstałaś i ruszyłaś za nią.
Zaprowadziła Cię do kuchni. Już po chwili miałaś przed sobą trzy kanapki i kubek kakao. Na widok napoju aż zaświeciły Ci oczy. Zabrałaś się z zapałem za jedzenie, a Twoja „gospodyni” włączyła mały telewizor.
- …prawdopodobnie uciekła, za to mężczyznę znaleziono martwego. Interpol nie podaje żadnych szczegółowych informacji.
Zamarłaś. Na ekranie widniały zdjęcia martwego Kamila. Prezenter mówił coś dalej, ale go nie słuchałaś, wpatrzona w krew Twojego najbliższego przyjaciela. Krew ojca Twojego dziecka, do chol**y!
Jak to możliwe? Jakim cudem pójście na głupią imprezę doprowadziło do śmierci? I to nie jednej! Mignęło Ci wspomnienie z czasów szkolnych. Jedna mała decyzja sprawia, że całe życie się zmienia. To chyba nazywa się efektem motyla, czy jakoś tak… Z resztą! Kogo to w tej chwili obchodzi? Kamil nie żyje!
- Ojejku… Wygląda na to, że policja może się spóźnić przez ten… wypadek.
Spojrzałaś na Amelię z przerażeniem. Kierowała swój wzrok w Twoją stronę, z takim samym uśmiechem jak wcześniej, ale oczy zmieniły się całkowicie. Zamiast sympatycznych, wesołych iskierek dostrzegłaś w nich złośliwość i… wściekłość?
- Jaaa, chyba będę się zbierać!
Podniosłaś się szybko, przy okazji, przypadkiem strącając ze stołu kubek z brązowym płynem. Odskoczyłaś automatycznie, próbując uniknąć zalania spodni i uderzyłaś w coś plecami. A chyba raczej w kogoś, gdyż usłyszałaś zza siebie niski głos z nutką rozbawienia.
- Cóż, to dosyć dziwny sposób na rozpoczęcie znajomości, nie uważasz, dzieciaku?
Słowa do kolejnego rozdziału: gorycz, stół, gęś
Autor: Tomat
Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans / Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Nietknięta dusza (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)

-a jak ci się wydaje debilu, separuję duszę – między nimi zapadła cisza, którą nagle przerwał Stretch
-to zbyt niebezpieczne! jej dusza jest niestabilna, no i nie da się tego zrobić z tym jej stanem emocjonalnym!
-Ruszcie się, ja to zrobię – G przepchnął się między nich
-ty już zrobiłeś swoje, chuju – warknął Red osłaniając Cię swoim ciałem
-żaden z nas w taki sposób jej nie pomoże – Sans popatrzył na Twoją twarz, wyglądałaś jak kamienny posąg śpiącej bogini. Przypomniały mu się urywki wcześniejszych wielu linii czasowych w których widział... że już tak Cię trzymał, jak umierałaś w jego rękach, musiał je odegnać. Nie mają znaczenia. To ta linia czasowa, nie tamte, i kurwa, w tej Cię nie straci. Chciałby pamiętać więcej, aby wiedzieć co robić – ale... może...
-zróbmy to razem! - skończył Stretch i nagle jego ręce znalazły się na Tobie – jeżeli każdy z nas położy ręce na jej piersi i użyczymy naszej siły sansowi to wtedy będzie silniejszy .. - Stretch mówił to niechętnie, lecz Sans zignorował ten ton głosu - z połączoną siłą będziemy mogli uniknąć niepotrzebnego i niebezpiecznego bólu i pomóc jej bez tworzenia więzi z którymkolwiek i wedrzeć się do jej duszy bez pozwolenia.
-Po co tak ryzykować? - na twarzy G malowało się zmartwienie – Ktoś naprawdę uwięził jej duszę? - cisza była odpowiedzią. Palce Sansa już były na Twoim mostku i zaraz potem dołączyły palce pozostałych. Zamknął oczy by oddzielić myśli od głosów pozostałych, starając się skupić na dźwiękach Twojej duszy. Jego własna nawoływała. Próbowała znaleźć. Pomóc. Widział tylko ciemność i niewielkie małe światełko gdzieś w oddali. Nawoływało go. Musiał coś powiedzieć bo natychmiast poczuł przy sobie trzy dusze. Czerwoną, pomarańczową i żółtą. Pomagały mu przedrzeć się przez mrok, oraz przez fakt, że Twoje ciało opierało się, albowiem wszedł w nie bez pozwolenia. I oto było, małe światełko bez konkretnego kształtu. Trudno było mu uwierzyć, że je znalazł. Różowo-białe światełko migotało, jego własna dusza śpiewała z radości, zaś ciało płakało nad Twoim. Jego dusza zawołała znowu. Widział cię w głowie, uśmiechniętą i piękną. Przez magię Reda dostrzegał Twoją pewność siebie i kokieterię. Przez Stretcha seksowność i szczerość. Zaś magia G była jak uderzenie dzwona, wyobrażenie Twojego czułego uśmiechu, desperacji i uczucie pocałunku, coś co znał dobrze, bo nigdy nie chciał zmyć go z pamięci, tak aby zawsze mógł czuć Twoje ciało przy swoim. Jego uczucia do Ciebie sprawiły, że zajaśniał. Odpowiedziałaś tym samym. Był zachwycony, że odpowiedziałaś. Ściany za Twoją duszą były wielkie, zaś Ty wiłaś się słabo próbując od nich uciec. Próbując do niego dotrzeć. Musiał Cię uwolnić.
-dzieciaku – zamruczała jego dusza. Coś zadzwoniło jak mały dzwoneczek w odpowiedzi. Lecz, nie było słów. Może, jeżeli przybierze znajome Ci kształty, odpowiedz? Skupił się na swojej duszy i za pomocą czystej magii i uczucia, przybrał pozory ciała jakie nosił. - hej – spróbował jeszcze raz – piękna...- Coś zadrżało. Twoja dusza przybrała jego niebieski kolor. Na chwilę, ale rozpoznałaś go. - tak, tak, właśnie tak piękna, to ja – przybliżał się wyciągając w Twoją stronę ręce – odpowiedz mi, przybierz postać, pomogę ci
-S...ans... S...ans... - gdyby mógł, podskoczyłby z radości na dźwięk Twojego głosu. Nie umiał panować nad radością.
-tak! sans! jestem tutaj, wyjdź do mnie! - zrobiło się jaśniej i nagle klęczałaś koło niego, wyraźnie osłabiona, z lekko jaśniejącą skórą i włosami
-Sans... - chciałaś wyciągnąć ręce w jego stronę, ale coś Cię powstrzymało. Łańcuchy, miałaś je przymocowane do rąk, nóg i szyi. Opuściłaś dłonie bezradnie. Zamiast tego on podszedł do Ciebie, lecz osłoniłaś się przed nim
-piękna, pozwól mi je zdjąć, wtedy będziesz wolna.. oboje będziemy
-Sans – szepnęłaś tuląc się do ściany – Nie powinno cię tu być. - Pomijając te słowa widział jak Twoja dusza cieszy się na jego widok. Nie bałaś się go, tylko jego reakcji, bałaś się śmierci. Emocje były tak silne, że prawie go przygniatały. Nie przywykł do tak silnej energii z Twojej duszy. Nagle klęczał przed Tobą. Nie uciekłaś tym razem, jego palce pogładziły Cię po głowie. Jego prawdziwe ciało zadrżało zaś małe jaśniejące światełko wyszło z jego ciało. Papyrus złapał się za ramiona dygocząc ze strachu. Kiedy Cię dotknął nagle coś przeskoczyło. Ciemne laboratorium oświetlone tylko jedną lampką na stoliku. Płacz dziecka, maszyneria badająca jego oznaki życiowe, i ciało jakiegoś innego. Skalpel. Mężczyzna. Kable. Sznury. Błysk świa... Zadrżałaś i uciekłaś od jego dotyku przerywając ten obraz. Kajdany zastukały. Te obrazy dotyczyły Twojej przeszłości. Delikatnie, powoli, otoczył Cię ramionami, czuł się tak, jakby właśnie obejmował wodę. Oboje westchnęliście w uldze, że kolejna wizja nie przyszła. Kiedy zorientował się, że zaraz będziesz chciała wyrwać się z jego objęć przytulił Cię mocniej do siebie. Dotykał Twojej duszy swoją. Gdyby to nie była sprawa życia i śmierci, zaś Twoja dusza nie byłaby przywiązana do tej ściany... pewnie bylibyście już złączeni. - Sans – zaszlochałaś – Nie wolę jego od ciebie
-hej hej, to nie ma znaczenia, a nawet jeżeli.... chcę po prostu abyś ze mną wróciła
-Nigdy cię nie uszczęśliwię Sans. Utknęłam tutaj. Nie mogę się z nikim połączyć. Nie mówiłam ci o niczym i teraz ja... ja płacę za moje tajemnice
-wszyscy mamy jakieś schowane szkielety w szafie, piękna – szepnął wtulając twarz w Twoje włosy. Zapach Twojej duszy był obezwładniający. Zastanawiał się wcześniej, dlaczego nigdy nie może Cię poczuć, ale widząc te łańcuchy, wszystko stawało się jasne. Teraz nic go nie powstrzyma. Zapach oceanu, słonej wody, promieni słońca... chciał czuć Twój zapach przez resztę swojego życia. Łańcuchy zacisnęły się mocniej. Racja, był tutaj nie bez powodu. Pogładził cię czule po plecach, Jego dusza zadrżała kiedy chwycił łańcuch lewej ręki. - to będzie bolało – wtuliłaś się w jego ramiona kiedy on skupiał się na kajdanach. Drżałaś chowając twarz w jego ramieniu, tulił Cię do siebie wolną ręką i szeptał do ucha. - musisz pokonać ból piękna, twoja dusza nie tak silna jak twoje ciało, więc walcz – przytaknęłaś rozumiejąc, bardziej się przed nim otwierając kiedy znowu pociągnął za łańcuch. Skupiłaś się na miłym drżeniu i mruczeniu jego duszy.
-wszystko dobrze, dobrze ci idzie – Poczułaś rękę Stretcha na plecach, choć go tam nie było
-został tylko jeden, piękna, ten na twojej szyi – sam dotyk tego łańcucha sprawiał, że paraliżował Cię ból. Sans czule gładził Twoje ciało, znaczy się duszę. Czułaś dłonie G na ramionach, szeptał abyś się trzymała, że jesteś silna... ale i jego nie było - ... z tym sobie nie dam rady – mruknął Sans przyglądając się łańcuchowi – jest bezpośrednio połączony z twoją duszą
-C-co to znaczy?
-to znaczy, że tylko coś co naprawdę sprawi, że twoja dusza zacznie śpiewać, jest w stanie to przełamać – przejechał palcami nasiąkniętymi magią po Twoim karku znacząc ślad łańcucha. Twoja dusza zamruczała w odpowiedzi, głośno, pragnąc pozbyć się tego ucisku, spragniona każdego jego dotyku. I już wiedział co zrobić, nim się spostrzegłaś, całował Cię. Dusza do duszy. Wasze melodie się połączyły. W tym świecie nie było kości ani skóry, tylko uczucia. I kiedy Cię całował, czułaś ręce tych których kochałaś, czułaś ich miłość do siebie, jak ona Cię unosi i pomaga. Pieśń to była najsłodsza jaką słyszałaś. Choć nie miała dźwięków. Nie myślałaś o niej. Sama się tworzyła. Twoja i jego, połączyły się w całość. Harmonia ekstazy, najcudowniejsze doznanie jakiego kiedykolwiek doświadczyłaś. A potem dźwięk tłuczonego szkła po którym czułaś się swobodna jak nigdy w życiu... a potem... nastała ciemność.
-to zbyt niebezpieczne! jej dusza jest niestabilna, no i nie da się tego zrobić z tym jej stanem emocjonalnym!
-Ruszcie się, ja to zrobię – G przepchnął się między nich
-ty już zrobiłeś swoje, chuju – warknął Red osłaniając Cię swoim ciałem
-żaden z nas w taki sposób jej nie pomoże – Sans popatrzył na Twoją twarz, wyglądałaś jak kamienny posąg śpiącej bogini. Przypomniały mu się urywki wcześniejszych wielu linii czasowych w których widział... że już tak Cię trzymał, jak umierałaś w jego rękach, musiał je odegnać. Nie mają znaczenia. To ta linia czasowa, nie tamte, i kurwa, w tej Cię nie straci. Chciałby pamiętać więcej, aby wiedzieć co robić – ale... może...
-zróbmy to razem! - skończył Stretch i nagle jego ręce znalazły się na Tobie – jeżeli każdy z nas położy ręce na jej piersi i użyczymy naszej siły sansowi to wtedy będzie silniejszy .. - Stretch mówił to niechętnie, lecz Sans zignorował ten ton głosu - z połączoną siłą będziemy mogli uniknąć niepotrzebnego i niebezpiecznego bólu i pomóc jej bez tworzenia więzi z którymkolwiek i wedrzeć się do jej duszy bez pozwolenia.
-Po co tak ryzykować? - na twarzy G malowało się zmartwienie – Ktoś naprawdę uwięził jej duszę? - cisza była odpowiedzią. Palce Sansa już były na Twoim mostku i zaraz potem dołączyły palce pozostałych. Zamknął oczy by oddzielić myśli od głosów pozostałych, starając się skupić na dźwiękach Twojej duszy. Jego własna nawoływała. Próbowała znaleźć. Pomóc. Widział tylko ciemność i niewielkie małe światełko gdzieś w oddali. Nawoływało go. Musiał coś powiedzieć bo natychmiast poczuł przy sobie trzy dusze. Czerwoną, pomarańczową i żółtą. Pomagały mu przedrzeć się przez mrok, oraz przez fakt, że Twoje ciało opierało się, albowiem wszedł w nie bez pozwolenia. I oto było, małe światełko bez konkretnego kształtu. Trudno było mu uwierzyć, że je znalazł. Różowo-białe światełko migotało, jego własna dusza śpiewała z radości, zaś ciało płakało nad Twoim. Jego dusza zawołała znowu. Widział cię w głowie, uśmiechniętą i piękną. Przez magię Reda dostrzegał Twoją pewność siebie i kokieterię. Przez Stretcha seksowność i szczerość. Zaś magia G była jak uderzenie dzwona, wyobrażenie Twojego czułego uśmiechu, desperacji i uczucie pocałunku, coś co znał dobrze, bo nigdy nie chciał zmyć go z pamięci, tak aby zawsze mógł czuć Twoje ciało przy swoim. Jego uczucia do Ciebie sprawiły, że zajaśniał. Odpowiedziałaś tym samym. Był zachwycony, że odpowiedziałaś. Ściany za Twoją duszą były wielkie, zaś Ty wiłaś się słabo próbując od nich uciec. Próbując do niego dotrzeć. Musiał Cię uwolnić.
-dzieciaku – zamruczała jego dusza. Coś zadzwoniło jak mały dzwoneczek w odpowiedzi. Lecz, nie było słów. Może, jeżeli przybierze znajome Ci kształty, odpowiedz? Skupił się na swojej duszy i za pomocą czystej magii i uczucia, przybrał pozory ciała jakie nosił. - hej – spróbował jeszcze raz – piękna...- Coś zadrżało. Twoja dusza przybrała jego niebieski kolor. Na chwilę, ale rozpoznałaś go. - tak, tak, właśnie tak piękna, to ja – przybliżał się wyciągając w Twoją stronę ręce – odpowiedz mi, przybierz postać, pomogę ci
-S...ans... S...ans... - gdyby mógł, podskoczyłby z radości na dźwięk Twojego głosu. Nie umiał panować nad radością.
-tak! sans! jestem tutaj, wyjdź do mnie! - zrobiło się jaśniej i nagle klęczałaś koło niego, wyraźnie osłabiona, z lekko jaśniejącą skórą i włosami
-Sans... - chciałaś wyciągnąć ręce w jego stronę, ale coś Cię powstrzymało. Łańcuchy, miałaś je przymocowane do rąk, nóg i szyi. Opuściłaś dłonie bezradnie. Zamiast tego on podszedł do Ciebie, lecz osłoniłaś się przed nim
-piękna, pozwól mi je zdjąć, wtedy będziesz wolna.. oboje będziemy
-Sans – szepnęłaś tuląc się do ściany – Nie powinno cię tu być. - Pomijając te słowa widział jak Twoja dusza cieszy się na jego widok. Nie bałaś się go, tylko jego reakcji, bałaś się śmierci. Emocje były tak silne, że prawie go przygniatały. Nie przywykł do tak silnej energii z Twojej duszy. Nagle klęczał przed Tobą. Nie uciekłaś tym razem, jego palce pogładziły Cię po głowie. Jego prawdziwe ciało zadrżało zaś małe jaśniejące światełko wyszło z jego ciało. Papyrus złapał się za ramiona dygocząc ze strachu. Kiedy Cię dotknął nagle coś przeskoczyło. Ciemne laboratorium oświetlone tylko jedną lampką na stoliku. Płacz dziecka, maszyneria badająca jego oznaki życiowe, i ciało jakiegoś innego. Skalpel. Mężczyzna. Kable. Sznury. Błysk świa... Zadrżałaś i uciekłaś od jego dotyku przerywając ten obraz. Kajdany zastukały. Te obrazy dotyczyły Twojej przeszłości. Delikatnie, powoli, otoczył Cię ramionami, czuł się tak, jakby właśnie obejmował wodę. Oboje westchnęliście w uldze, że kolejna wizja nie przyszła. Kiedy zorientował się, że zaraz będziesz chciała wyrwać się z jego objęć przytulił Cię mocniej do siebie. Dotykał Twojej duszy swoją. Gdyby to nie była sprawa życia i śmierci, zaś Twoja dusza nie byłaby przywiązana do tej ściany... pewnie bylibyście już złączeni. - Sans – zaszlochałaś – Nie wolę jego od ciebie
-hej hej, to nie ma znaczenia, a nawet jeżeli.... chcę po prostu abyś ze mną wróciła
-Nigdy cię nie uszczęśliwię Sans. Utknęłam tutaj. Nie mogę się z nikim połączyć. Nie mówiłam ci o niczym i teraz ja... ja płacę za moje tajemnice
-wszyscy mamy jakieś schowane szkielety w szafie, piękna – szepnął wtulając twarz w Twoje włosy. Zapach Twojej duszy był obezwładniający. Zastanawiał się wcześniej, dlaczego nigdy nie może Cię poczuć, ale widząc te łańcuchy, wszystko stawało się jasne. Teraz nic go nie powstrzyma. Zapach oceanu, słonej wody, promieni słońca... chciał czuć Twój zapach przez resztę swojego życia. Łańcuchy zacisnęły się mocniej. Racja, był tutaj nie bez powodu. Pogładził cię czule po plecach, Jego dusza zadrżała kiedy chwycił łańcuch lewej ręki. - to będzie bolało – wtuliłaś się w jego ramiona kiedy on skupiał się na kajdanach. Drżałaś chowając twarz w jego ramieniu, tulił Cię do siebie wolną ręką i szeptał do ucha. - musisz pokonać ból piękna, twoja dusza nie tak silna jak twoje ciało, więc walcz – przytaknęłaś rozumiejąc, bardziej się przed nim otwierając kiedy znowu pociągnął za łańcuch. Skupiłaś się na miłym drżeniu i mruczeniu jego duszy.
TrACH!
-Ałć! Sans! - zadrżałaś-wszystko dobrze, dobrze ci idzie – Poczułaś rękę Stretcha na plecach, choć go tam nie było
TrzASK!
Poczułaś jak Red tuli Cię mocno, lecz i jego nie było.-został tylko jeden, piękna, ten na twojej szyi – sam dotyk tego łańcucha sprawiał, że paraliżował Cię ból. Sans czule gładził Twoje ciało, znaczy się duszę. Czułaś dłonie G na ramionach, szeptał abyś się trzymała, że jesteś silna... ale i jego nie było - ... z tym sobie nie dam rady – mruknął Sans przyglądając się łańcuchowi – jest bezpośrednio połączony z twoją duszą
-C-co to znaczy?
-to znaczy, że tylko coś co naprawdę sprawi, że twoja dusza zacznie śpiewać, jest w stanie to przełamać – przejechał palcami nasiąkniętymi magią po Twoim karku znacząc ślad łańcucha. Twoja dusza zamruczała w odpowiedzi, głośno, pragnąc pozbyć się tego ucisku, spragniona każdego jego dotyku. I już wiedział co zrobić, nim się spostrzegłaś, całował Cię. Dusza do duszy. Wasze melodie się połączyły. W tym świecie nie było kości ani skóry, tylko uczucia. I kiedy Cię całował, czułaś ręce tych których kochałaś, czułaś ich miłość do siebie, jak ona Cię unosi i pomaga. Pieśń to była najsłodsza jaką słyszałaś. Choć nie miała dźwięków. Nie myślałaś o niej. Sama się tworzyła. Twoja i jego, połączyły się w całość. Harmonia ekstazy, najcudowniejsze doznanie jakiego kiedykolwiek doświadczyłaś. A potem dźwięk tłuczonego szkła po którym czułaś się swobodna jak nigdy w życiu... a potem... nastała ciemność.

Sans był w swoim ciele. Chwilę zajęło mu uzmysłowienie tego, że fizycznie też Cię całował. Powoli odsunął swoją twarz od Twojej. Złapał oddech, czekał. Nie patrzył na pozostałych. W końcu, zaczęłaś oddychać, tak jak pozostali. Sans westchnął przystawiając swoje czoło do Twojego. Udało się, ocalił Cię tym razem... jego dusza tańczyła z radości... czuł się wyczerpany, wyssany doszczętnie z magii. Sam ledwo się trzymał.
-JEST PIĘKNA! - powiedział Blue, Sans uniósł głowę. Twoje dusza unosiła się przed jego twarzą. Jaśniała czystym srebrem. Nigdy takiej nie widział. Lecz nie tylko to było dziwne. W jej toni przemykały iskierki w innych kolorach. Blue miał rację, była piękna. Wolna pierwszy raz. Wyciągnął w jej stronę drżącą rękę. Westchnął głęboko rumieniąc się. Powoli, powoli, bardzo ostrożnie, umieścił ją znowu w Twoim ciele, które z każdą chwilą robiło się coraz cieplejsze. Przejechał palcem po Twoim rumianym policzku, o tym co zobaczył w Twojej głowie będzie myślał później. Będziesz musiała mu o wszystkim opowiedzieć, ale póki co... teraz... jesteś jak śpiący anioł, w jego kościach. Nie miał już siły zaprzeczać. Nie był w stanie ignorować pragnienia własnej duszy, która uporczywie próbowała przypomnieć sobie waszą wspólną melodię. Szkielet Sans, był absolutnie w stu procentach nieodwracalnie, w Tobie zakochany.
-JEST PIĘKNA! - powiedział Blue, Sans uniósł głowę. Twoje dusza unosiła się przed jego twarzą. Jaśniała czystym srebrem. Nigdy takiej nie widział. Lecz nie tylko to było dziwne. W jej toni przemykały iskierki w innych kolorach. Blue miał rację, była piękna. Wolna pierwszy raz. Wyciągnął w jej stronę drżącą rękę. Westchnął głęboko rumieniąc się. Powoli, powoli, bardzo ostrożnie, umieścił ją znowu w Twoim ciele, które z każdą chwilą robiło się coraz cieplejsze. Przejechał palcem po Twoim rumianym policzku, o tym co zobaczył w Twojej głowie będzie myślał później. Będziesz musiała mu o wszystkim opowiedzieć, ale póki co... teraz... jesteś jak śpiący anioł, w jego kościach. Nie miał już siły zaprzeczać. Nie był w stanie ignorować pragnienia własnej duszy, która uporczywie próbowała przypomnieć sobie waszą wspólną melodię. Szkielet Sans, był absolutnie w stu procentach nieodwracalnie, w Tobie zakochany.
/KONIEC CZĘŚCI I/
/CZĘŚĆ II NIE BĘDZIE TŁUMACZONA/
Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Szkielety nie chowają się już w Twojej szafie, są także w całym mieszkaniu! Wcielasz się w rolę przeciętnej, nieco pokręconej studentki, która potrzebuje znaleźć miejsce gdzie mogłaby zamieszkać. Ścigana przez mroczną przeszłość odnajduje schronienie w domu pełnym kościotrupów.
Jest to opowiadanie w stylu haremówek, dostosowane pod kobiecego czytelnika. Erotyczny komedio dramat. Tak to można określić. Czytelniczka x Sans / Czytelniczka x Papyrus / Czytelniczka x Red (Sans z Underfell) / Czytelniczka x Edge (Papyrus z Underfell) / Czytelniczka x Blue (Sans z Underswap) / Czytelniczka x Stretch (Papyrus z Underswap) i tak to wszystko w jednej fabule.
Autorka jest bardzo łasa na fanarty
Autorka: MistressKitten
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
Spis treści
Część I - Dusza do ocalenia (Rozdziały od 1 do 30)
Genocide (obecnie czytany)
Część II - Nie-zapomnij-mnie (Rozdziały od 31 do 45)
Część III - Czas ucieka (Rozdziały od 46 do ??)

Blue to oczywisty, pierwszy wybór. Słodki i ufający. Zaprosiłaś go na wspólne oglądanie na nos, tak się cieszył, że usnął w połowie filmu w Twoich objęciach. Leżał z głową na Twoich kolanach cicho chrapiąc. Widziałaś jak pod jego koszulką delikatnie błyszczała mu dusza. Słodki, mały Blue. Wyglądał jak mały aniołek. Poprawiłaś jego chustę. Na gwiazdy, kochałaś tego dzieciaka. Każda chwila spędzona z nim była piękna, wspólne zabawy i rozwiązywanie rebusów, układanie puzzli, te wszystkie pocałunki i jego zmartwienie stanem Twojej duszy. Podciągnęłaś jego koszulkę, poruszył się, ale natychmiast uspokoił kiedy zaczęłaś go głaskać po głowie. Westchnął. Łzy ciekły Ci po policzkach. Zamknęłaś oczy wsuwając rękę pod jego żebra, bez problemu zgniotłaś małe serduszko. Proch. Czułaś się źle, ale nie umiałaś przestać. Zostało pięciu. Otrzepałaś się. Prz najmniej nie cierpiał. Nie, umarł zadowolony, w Twoich ramionach, czując się kochanym.

-Papyrus?
-HM? OH! PANIENKA _____, JAK SIĘ CZUJESZ? SANS I JA WYCHODZIMY NA MIASTO, CHCESZ DOŁĄCZYĆ?
-Nie, mam coś do załatwienia, ale... mogę pożyczyć twoją chustę? Szyjkę niespodziankę na później i będzie mi potrzebna
-OH, UWIELBIAM NIESPODZIANKI! MASZ! - podał Ci ją wspominając, że to jego ulubiona i prosi, abyś dobrze o nią dbała. Wyglądał na podekscytowanego,
-A Papyrus? - chwyciłaś go za ramie kiedy chciał iść
-TAK? COŚ JESZCZE POTRZEBUJESZ?
-Uważaj – pocałowałaś go w policzek – I nie zapomnij, że cię kocham
-O RAJUŚKU, PANIENKO _____ - zarumienił się – JA TEŻ CIĘ KOCHAM
-łoł, a dla mnie zostanie trochę miłości? - Sans był za Tobą
-OH! PANIENKA ____ PO PROSTU CHCIAŁA, ABYŚMY NA SIEBIE UWAŻALI
-to miłe dzieciaku, idziemy tylko do miasta i będziemy niedługo
-Dobrze, do zobaczenia – jego też pocałowałaś w policzek. Pomachałaś im na do widzenia. Cieszyłaś się że będą daleko, kiedy przekroczysz granice.

Powoli zapięłaś buty, te które kupił Ci Edge. Usiadłaś na krześle w jego pokoju, czekając aż wróci. Pomijając obcisłą kamizelkę na klatce piersiowej, miałaś na sobie jedynie krótką spódniczkę w kratkę. Założyłaś nogę na nogę pozwalając, aby odsłonić co nie co więcej. Idealnie. Po jakimś czasie Edge otworzył drzwi i zamknął je za sobą, następnie Cię zauważył i aż wypuścił siatki z zakupami.
-Cześć Tatuśku – powiedziałaś czule, podskoczył, początkowo gotował się do walki, lecz jak tylko zorientował się, że to Ty natychmiast opuścił gardę.
-CO ROBISZ W MOIM POKOJU, CZŁOWIEKU? DLACZEGO JESTEŚ UBRANA TAK... SMAKOWICIE?
-Pomyślałam sobie, że może chcesz się pobawić? - podniosłaś spod swoich nóg mały bacik i powoli wstałaś. Poluzował chustę wyraźnie się rumieniąc
-W CO? - zapytał podchodząc bliżej, jego ruchy przypominały czającego się na zwierzynę kota. Staliście naprzeciwko siebie.
-Gra nazywa się zgiń albo zabij – powiedziałaś popychając go mocno ręką, tak, aby upadł na ziemię.
-INTERESUJĄCE – wyszczerzył się chwytając Cię za stopę. W chwilę przewrócił Cię i leżałaś na plecach. Edge usiadł na Tobie blokując Twoje nogi swoimi – OBAWIAM SIĘ, ŻE CAŁO Z TEGO RODZAJU GRY NIE WYJDZIESZ, CZŁOWIEKU
-Na to właśnie liczę – chwyciłaś go za koszulkę i przyciągnęłaś w swoją stronę – Inaczej nie byłoby zabawy – pocałowałaś go, co przyjął z żarliwością, wpychając swój długi przypominający mackę, pomarańczowy język w Twoje usta. Warknął kiedy wsunęłaś rękę pod materiał wprost na jego żebra. Nagle przełamałaś pocałunek i całą swoją siłą zamieniłaś się z nim miejscami. Usłyszałaś, jak stuknął czaszką o ziemię. Nie zamierzał się jednak poddać. Zaśmiał się sam z siebie i chwycił Cię za gardło w chwilę przyciskając do ściany. Sam wstał powoli.
-NADAL CHCESZ SIĘ W TO BAWIĆ? - wysyczał przeciągając palcem po Twoim policzku. Zaczął rozpinać guziki Twojej koszulki.
-Ohh tatusiu, mocniej – jęknęłaś dusząc się powoli. Puścił Cię przypominając sobie, że właściwie lubisz ostro.
-NADAL CHCESZ WIĘCEJ? - chwycił Cię za biodra i usadził na szafce – BĄDŹ GRZECZNYM CZŁOWIEKIEM I KRZYCZ DLA TATUSIA – wbił boleśnie palce w Twoje ciało. Hmmmm może powinnaś pobawić się z nim dłużej niż planowałaś. Uśmiechnęłaś się i zaprzeczyłaś
-Nie, na to musisz zapracować – przystawiłaś but do jego piersi i powoli odepchnęłaś go od siebie. Zablokował Twoją nogą i odpowiedziałaś kopnięciem pchając go na lustro, które natychmiast się potłukło. - Będziesz miał pecha, tatuśku.
-NIE RUSZAJ SIĘ, MUSZĘ CIĘ UKARAĆ ZA TEN PASKUDNY ŻART!
-Nie! - chwycił Cię jak jakąż zabawkę i rzucił na łóżko. Chwycił Cię za nadgarstki i korzystając ze swojej wielkości, przyszpilił do posłania. Dyszał nad Twoim karkiem. Przeszedł Cię dreszcz.
-BARDZO SIĘ DZISIAJ OPIERASZ, CZŁOWIEKU, MAM CI PRZYPOMNIEĆ GDZIE JEST TWOJE MIEJSCE? - zaśmiałaś się i cmoknęłaś go. Tego się nie spodziewał. Za pomocą nóg objęłaś go na wysokości miednicy i przekręciłaś znowu na podłogę, tak, że upadł.
-Co jest Edge? Czy dziecina jest zbyt niegrzeczna? - Sposób w jaki to powiedziałaś uzmysłowił mu, co się dzieje. Zmarszczył niebezpiecznie brwi.
-MY SIĘ NIE BAWIMY, PRAWDA?
-Obawiam się, że nie, tatusiu – wyciągnęłaś z buta nóż i wbiłaś go między jego żebra, tam gdzie połyskiwała pomarańczowa dusza. Uścisk na Twoim ciele malał.
-WIEDZIAŁEM, ŻE NIE MOŻNA UFAĆ LUDZIOM – i zamienił się w pył, pozostawiając po sobie jedynie ubranie. Westchnęłaś.
-Wybacz tatuśku, ale są rzeczy które za pieniądze się nie kupi.

Podeszłaś do drzwi tak szybko jak Red je otworzył. Chwyciłaś go drapieżnie za kurtkę
-cześć kocie, co aah! - rzuciłaś go na łóżko zamykając za sobą drzwi
-Nic nie mów – zaczęłaś rozpinać swoją koszulkę, początkowe zdezorientowanie z jego twarzy zniknęło, uśmiechnął się chciwie
-ł-łoł, naprawdę, teraz, kocie? - powiedział kładąc się na łóżku jak tylko wspięłaś się na niego. Przystawiłaś palec do jego zębów uciszając go czule. Chciałaś go pocałować, póki jeszcze można było. Przystawiłaś do niego swoje usta. Wygląda na to, że ktoś był tutaj bardzo spragniony. Jęknął i zadrżał ulegając. Zaraz potem jego palce były w Twoich włosach, przekręcił się na Ciebie, tak, że teraz sam był na górze – myślisz, że nie rozpoznam smaku tojadu* kocie? - szepnął w Twoje ucho. Przyglądałaś mu się.
-Bądź dobrym chłopcem i weź swoje lekarstwo – przyciągnęłaś go do kolejnego pocałunku. Wcześniejszą, siłą wepchniętą tabletkę połknął, więc wygrałaś. Znowu, oderwał się od Ciebie
-ile mi zostało? - przejechał ręką po Twojej nagiej piersi, zarumienił się na różowo
-Jakieś dziesięć minut.
-wystarczy, nie martw się, kocie, zostawię coś po sobie abyś mnie zapamiętała – pochylił się aby całować Cię zawzięcie. Jego język był jak ogień, przejechał pazurami po Twojej piersi orząc ją do krwi. Objęłaś go nogą przyciągając bliżej do siebie. Jego język był śliski i smakował jak wiśnie i musztarda. Nie mogłaś poradzić nic na to, że przylegałaś do niego ciałem. Zatrzymał się by złapać oddech – a co z edge? i pozostałymi?
-Masz czas na pytania? - przyglądał Ci się z niedowierzaniem - Kilku już posłałam na tamtą stronę. Pozostali niebawem do was dołączą
-kocie, jesteś diabłem – popatrzył na Twoją krew ciurkiem lejącą się z ran jakie pozostawił po sobie. Czuł jak słabnie.
-Hm... chyba zostało ci mniej czasu niż myślałam – delikatnie przekręciłaś się na niego, kładąc jego czaszkę na poduszki. - Mam potraktować cię miło, czy być ostra?
-mam.... mam lepszy pomysł, kocie – jego ręka drżała, po takiej dawce trucizny nie powinien się ruszać, to było dziwne.
-Chcesz antidotum.
-nie... i tak byś mi go nie dała.. chcę... chcę po prostu abyś powiedziała mi to, co chcę usłyszeć, no weź, kocie, wiesz co to jest – twarz wykrzywiał mu ból, dyszał ciężko, a mimo to nadal przyglądał Ci się z czułością tak jakbyś nie zamordowała mu rodziny i go nie otruła. Nadal Cię kochał. Pochyliłaś się nad nim
-Kocham cię, Red
-bardziej niż pozostałych?
-Bardziej niż cokolwiek – westchnął z ulgą patrząc na Ciebie z uwagą
-kłamca – warknął, ale się uśmiechał
-To prawda, prawdziwa prawda, Red – naprawdę go kochałaś.
-nie, zawsze byłaś dla mnie za dobra... kocie – Zamknął oczy i pochyliłaś się, aby pocałować go w czoło. Wtedy zamienił się w proch pod Twoich dotykiem. W palcach została Ci jedynie jego obroża.
-Nie martw się Red, zawsze będę twoim Kociakiem – samotna łza popłynęła po Twoim policzku.

-ej laleczko – usłyszałaś Stretcha po drugiej stronie drzwi. Pośpieszyłaś się, aby zmyć z siebie krew. Schowałaś przy sobie chustę Blue i poprawiłaś sukienkę
-Już idę – krzyknęłaś słodko.
-widziałaś blue? słyszałem że u ciebie nocował
-Tak, ale poszedł sobie nim się obudziłam. Myślałam, że jest z tobą – wiedziałaś, że ta krótka spódniczka pomoże Ci przytłumić jego wyjątkowy zmysł obserwacji i nie odkryje kłamstwa. Usiadłaś na łóżku i uśmiechnęłaś się do niego – Ale może... nim zaczniesz go szukać.... sami zrobimy sobie swoje prywatne piżamaparty?
-hmm sam nie wiem – pochylił się w Twoją stronę z uśmiechem
-Zrobię co chcesz, Stretch... - powiedziałaś zarzucając mu ręce na ramiona i pochylając tak, aby był na Tobie.
-oh kuszące – przejechał ręką po Twojej kobiecości. Podniosłaś się, aby go pocałować i Ci pozwolił. Jęknął lekko, lecz nadal coś było nie tak
-Chciałabym cię związać
-za wcześnie na propozycję małżeństwa
-Chodzi mi do łóżka – wyglądał na zaskoczonego
-te słowa powinnaś kierować raczej do reda – stuknęłaś go
-To może pójdę się pobawić z Redem
-igrasz z ogniem kochanie, chcesz abym był zazdrosny? - zaśmiał się i pocałował Cię w kark, zamruczałaś w odpowiedzi przechylając głowę, aby miał lepszy dostęp
-Jeżeli to sprawi, że zaczniesz być wobec mnie bardziej drapieżny...
-rozumiem, dzisiaj jesteś naprawdę niegrzeczna – jego głos był niski, na chwilę serce mocniej Ci zabiło. W chwilę klęczał przy Tobie i ściągał swoją bluzę przez głowę i pozwolił się przywiązać do poręczy. Przejechałaś palcami po jego żebrach – mmm robiłaś to kiedyś
-Tylko sobie, nocami kiedy myślałam o tobie – przesunęłaś palcem wzdłuż jego mostka, sprawiając że zadrżał - ... Masz piękną duszę
-to tylko pomarańczowe światełko, ale dzięki
-Wiesz, powinieneś nie pozwalać mi się związywać – westchnęłaś, popatrzył na Ciebie zmieszany – Zastanawiałam się, czy zorientujesz się, że łamię – mówiąc to wyciągnęłaś chustę Blue i zawiązałaś mu ją na szyi.
-laleczko.. dlaczego ją masz? - Nie chciał uwierzyć. Nie odpowiedziałaś, poprawiłaś niebieski materiał. Nagle zamarłaś, jego głos tym razem był znacznie poważniejszy – laleczko... dlaczego ją masz? - jego magia była szybka, rozwiązał wiązanie i był przy Tobie. Płakałaś.
-....Przepraszam Stretch
-nie, laleczko... ja przepraszam – Poczułaś jak przebija Cię od tyłu kość. Kurwa mać. Nie uderzył Cię jednak dość mocno, aby Cię zabić.
-Zrób to, proszę.
-to nie może być twoja wina, prawda? - brudziłaś własną krwią jego posłanie. - nie panujesz nad sobą
-Zakończ to, błagam, zanim...
-wybacz ____ nie mogę – zamknął oczy, kość zniknęła – idę do ciebie, sans – opuściłaś powieki nie chcąc słyszeć gruchnięcia. Otaczał cię tylko proch.
-Już idę – krzyknęłaś słodko.
-widziałaś blue? słyszałem że u ciebie nocował
-Tak, ale poszedł sobie nim się obudziłam. Myślałam, że jest z tobą – wiedziałaś, że ta krótka spódniczka pomoże Ci przytłumić jego wyjątkowy zmysł obserwacji i nie odkryje kłamstwa. Usiadłaś na łóżku i uśmiechnęłaś się do niego – Ale może... nim zaczniesz go szukać.... sami zrobimy sobie swoje prywatne piżamaparty?
-hmm sam nie wiem – pochylił się w Twoją stronę z uśmiechem
-Zrobię co chcesz, Stretch... - powiedziałaś zarzucając mu ręce na ramiona i pochylając tak, aby był na Tobie.
-oh kuszące – przejechał ręką po Twojej kobiecości. Podniosłaś się, aby go pocałować i Ci pozwolił. Jęknął lekko, lecz nadal coś było nie tak
-Chciałabym cię związać
-za wcześnie na propozycję małżeństwa
-Chodzi mi do łóżka – wyglądał na zaskoczonego
-te słowa powinnaś kierować raczej do reda – stuknęłaś go
-To może pójdę się pobawić z Redem
-igrasz z ogniem kochanie, chcesz abym był zazdrosny? - zaśmiał się i pocałował Cię w kark, zamruczałaś w odpowiedzi przechylając głowę, aby miał lepszy dostęp
-Jeżeli to sprawi, że zaczniesz być wobec mnie bardziej drapieżny...
-rozumiem, dzisiaj jesteś naprawdę niegrzeczna – jego głos był niski, na chwilę serce mocniej Ci zabiło. W chwilę klęczał przy Tobie i ściągał swoją bluzę przez głowę i pozwolił się przywiązać do poręczy. Przejechałaś palcami po jego żebrach – mmm robiłaś to kiedyś
-Tylko sobie, nocami kiedy myślałam o tobie – przesunęłaś palcem wzdłuż jego mostka, sprawiając że zadrżał - ... Masz piękną duszę
-to tylko pomarańczowe światełko, ale dzięki
-Wiesz, powinieneś nie pozwalać mi się związywać – westchnęłaś, popatrzył na Ciebie zmieszany – Zastanawiałam się, czy zorientujesz się, że łamię – mówiąc to wyciągnęłaś chustę Blue i zawiązałaś mu ją na szyi.
-laleczko.. dlaczego ją masz? - Nie chciał uwierzyć. Nie odpowiedziałaś, poprawiłaś niebieski materiał. Nagle zamarłaś, jego głos tym razem był znacznie poważniejszy – laleczko... dlaczego ją masz? - jego magia była szybka, rozwiązał wiązanie i był przy Tobie. Płakałaś.
-....Przepraszam Stretch
-nie, laleczko... ja przepraszam – Poczułaś jak przebija Cię od tyłu kość. Kurwa mać. Nie uderzył Cię jednak dość mocno, aby Cię zabić.
-Zrób to, proszę.
-to nie może być twoja wina, prawda? - brudziłaś własną krwią jego posłanie. - nie panujesz nad sobą
-Zakończ to, błagam, zanim...
-wybacz ____ nie mogę – zamknął oczy, kość zniknęła – idę do ciebie, sans – opuściłaś powieki nie chcąc słyszeć gruchnięcia. Otaczał cię tylko proch.

Słyszałaś krzyk Sansa przeszywający Twoją duszę. Jest jakieś dwa, do trzech bloków dalej. Nie był w stanie ocalić Papyrusa. Pewnie teraz Cię ściga. Poprawiłaś szminkę i popatrzyłaś w lustro. Czułaś na sobie wzrok Reda. Popatrzyłaś na siebie. Chusta Blue, Edge i Papyrusa. Obroża Reda. Bluza Stretcha przewieszona przez Twoje biodra. To chyba wystarczy, aby szybko Cię zabił. Słyszałaś, jak wołał innych. Szybko jednak zdał sobie sprawę, że nikt nie przyjdzie. Potem nawoływał Ciebie, warcząc w przerażeniu. Stałaś, patrząc jak drzwi otwierają się gwałtownie, zaś w progu staje otępiały Sans.
-dzieciaku, dzieciaku, coś się stało, coś złego i ... i ... - zauważył co masz na sobie. Ubrania członków swojej rodziny obryzgane Twoją krwią.
-Sans – powiedziałaś smutno.
-dzieciaku... coś narobiła? - tupnęłaś i wyciągnęłaś nóż.
-Oboje wiemy co zrobiłam – jego oczy zaświeciły błękitnym ogniem, jego uśmiech poszerzył się do granic możliwości – No weź, Sans, obiecałeś mi, że nigdy już nie będę bezdomna...
-...będziesz martwa – wysyczał. Kilka emocji szybko przemknęło przez jego twarz, zrozumiałaś tylko jedną. Zdrada. Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałaś. Coś przed czym nie mogłaś uciec, całe szczęście, nie chciałaś. Kości przebiły Twoje ciało, zaś czaszka przypominająca smoczą paliła Twoją skórę. Sans wyglądał na owładniętego szałem, lecz z jakiegoś powodu zdał sobie sprawę, iż nie bronisz się. Przerwał, opadłaś na kolana zalana krwią. - dlaczego nie walczysz popierdolona szumowino? - jego głos był niski, rozrywający Twoją duszę. Uśmiechnęłaś się w jego stronę pozwalając, aby stróżka krwi ciekła Ci po brodzie
-Dziękuję, Sans... W końcu ... jestem... wolna
-...dzieciaku?
-Zawsze wiedziałam, że to ty mnie... ocalisz – czułaś przeszywający ból, nagle ręce Sansa Cię oplotły i przytuliły do jego żeber
-dziecino... zaraz... ja... przesadziłem... n-nie zostawiaj mnie tutaj samego... nie... - popatrzył na Twoje czerwone oczy i zrozumiał - .... ty... ty nie jesteś sobą... prawda? - w chwilę zrozumiał jaki błąd popełnił, panika malowała się na jego twarzy jak dłońmi daremnie próbował zatrzymać krwotok, jak starał się uzdrowić magią. Widział, jak robisz się słabsza i czuł jak robisz się zimniejsza. Twoje oczy wróciły powoli do normalnego koloru. Musiałaś mu to powiedzieć
-Kocham cię Sans, zawsze kochałam, od samego początku, aż do teraz
-nic nie mów, nic ci się nie stanie – płakał odgarniając Twoje pozlepiane krwią włosy z twarzy – wyzdrowiejesz, a-albo zmusimy frisk do resetu i wszystko będzie jak dawniej, ale znacznie bezpieczniejsze, będę wiedział jak cię ocalić!
-Nie zmienisz tego co jest pisane, Sans. Zawsze pisane jest mi odejście. Komuś tak bezwartościowemu jak ja... - zakasłałaś brudząc krwią jego bluzę - ... szczęście nie jest pisane – przyciągnął swoją twarz do Twojej i pocałował. Smakował solą. Ostatni pocałunek. Czułaś jak umierasz. Za szybko, jeszcze tylko kilka chwil z nim, błagam...
....a więc tak się umiera czując grzechy przytłaczające twoje istnienie.
-proszę, piękna... nie odchodź – płakał w Twój kark – nie zostawiaj mnie samego.
-dzieciaku, dzieciaku, coś się stało, coś złego i ... i ... - zauważył co masz na sobie. Ubrania członków swojej rodziny obryzgane Twoją krwią.
-Sans – powiedziałaś smutno.
-dzieciaku... coś narobiła? - tupnęłaś i wyciągnęłaś nóż.
-Oboje wiemy co zrobiłam – jego oczy zaświeciły błękitnym ogniem, jego uśmiech poszerzył się do granic możliwości – No weź, Sans, obiecałeś mi, że nigdy już nie będę bezdomna...
-...będziesz martwa – wysyczał. Kilka emocji szybko przemknęło przez jego twarz, zrozumiałaś tylko jedną. Zdrada. Odpowiedź przyszła szybciej niż się spodziewałaś. Coś przed czym nie mogłaś uciec, całe szczęście, nie chciałaś. Kości przebiły Twoje ciało, zaś czaszka przypominająca smoczą paliła Twoją skórę. Sans wyglądał na owładniętego szałem, lecz z jakiegoś powodu zdał sobie sprawę, iż nie bronisz się. Przerwał, opadłaś na kolana zalana krwią. - dlaczego nie walczysz popierdolona szumowino? - jego głos był niski, rozrywający Twoją duszę. Uśmiechnęłaś się w jego stronę pozwalając, aby stróżka krwi ciekła Ci po brodzie
-Dziękuję, Sans... W końcu ... jestem... wolna
-...dzieciaku?
-Zawsze wiedziałam, że to ty mnie... ocalisz – czułaś przeszywający ból, nagle ręce Sansa Cię oplotły i przytuliły do jego żeber
-dziecino... zaraz... ja... przesadziłem... n-nie zostawiaj mnie tutaj samego... nie... - popatrzył na Twoje czerwone oczy i zrozumiał - .... ty... ty nie jesteś sobą... prawda? - w chwilę zrozumiał jaki błąd popełnił, panika malowała się na jego twarzy jak dłońmi daremnie próbował zatrzymać krwotok, jak starał się uzdrowić magią. Widział, jak robisz się słabsza i czuł jak robisz się zimniejsza. Twoje oczy wróciły powoli do normalnego koloru. Musiałaś mu to powiedzieć
-Kocham cię Sans, zawsze kochałam, od samego początku, aż do teraz
-nic nie mów, nic ci się nie stanie – płakał odgarniając Twoje pozlepiane krwią włosy z twarzy – wyzdrowiejesz, a-albo zmusimy frisk do resetu i wszystko będzie jak dawniej, ale znacznie bezpieczniejsze, będę wiedział jak cię ocalić!
-Nie zmienisz tego co jest pisane, Sans. Zawsze pisane jest mi odejście. Komuś tak bezwartościowemu jak ja... - zakasłałaś brudząc krwią jego bluzę - ... szczęście nie jest pisane – przyciągnął swoją twarz do Twojej i pocałował. Smakował solą. Ostatni pocałunek. Czułaś jak umierasz. Za szybko, jeszcze tylko kilka chwil z nim, błagam...
....a więc tak się umiera czując grzechy przytłaczające twoje istnienie.
-proszę, piękna... nie odchodź – płakał w Twój kark – nie zostawiaj mnie samego.

-W końcu – zaśmiała się – Podobało ci się przedstawienie? To zrobisz jak się obudzisz. Tata powiedział, że tak się musi stać. Wiesz to. Ja to wiem. Nigdy nie będziesz wolna
-Nie! Nie lubię cię – zły uśmiech na twarzy dziecka przerażał Cię jeszcze bardziej
-Ale siostrzyczko, JESTEŚ mną, albo raczej, to ja jestem tobą. Częścią ciebie. Nigdy się mnie nie pozbędziesz
-dzieciaku – usłyszałaś głos Sansa w głowie – piękna, nie zostawiaj mnie
-Wiesz, że te pustaki próbują naprawić linie czasowe, prawda? A jak im się to uda, każdy wróci do swojej. Widziałaś światło w ich pracowni. Wiesz co robią
-Z-zamknij się
-Jak myślisz, co zrobią kiedy dowiedzą się, że jesteś ostatnim elementem układanki? Powodem przez który nie mogą wrócić do swoich linii czasowych? Myślisz, że ci wybaczą?
-ZAMKNIJ SIĘ
-A... może zamkną cię w klatce i potraktują jak jakiś eksperyment? - zaśmiała się dumnie – Dlatego zabijesz ich nim oni zabiją ciebie... albo ja to zrobię – Sans...
-tak, tak, właśnie, piękna, to ja - Warknęłaś z bólu. To nie było echo.... to naprawdę on? Chara przestała się śmiać i cmoknęła z irytacją
-Mniejsza, nie możesz wiecznie uciekać, a on nie może cię obronić. I tak to zrobisz – Chara zniknęła i znowu byłaś sama w ciemności otoczona wzywającym głosem Sansa. Gdzie... gdzie on jest?
-S...ans...
________________
* tojad - rodzaj roślin z rodziny jaskrowatych. Zwyczajowo bywa nazywany mordownikiem (z racji trujących własności). Liczy 100-300 gatunków (według różnych źródeł), zamieszkujących półkulę północną. (źródło: wikipedia)
* tojad - rodzaj roślin z rodziny jaskrowatych. Zwyczajowo bywa nazywany mordownikiem (z racji trujących własności). Liczy 100-300 gatunków (według różnych źródeł), zamieszkujących półkulę północną. (źródło: wikipedia)
Categories
- ► DeltaRune 43
- ► Do czego warto fapać 7
- ► EddsWorld 52
- ► Głos Ludu 1
- ► Hazbin Hotel 7
- ► Helltaker 10
- ► Helluva Boss 20
- ► Inne gry 72
- ► Inne komiksy 246
- ► My Little Pony 68
- ► Tajemnica prostoty 15
- ► Undertale 2933
- ► Zootopia 228
- ♥ 18 [Dla pełnoletnich] 418
- ♥ Anime/Manga 41
- ♥ Crushon.ai 1
- ♥ Discord 56
- ♥ Eventy 333
- ♥ Handlarzowe gry 285
- ♥ Komiksy 2727
- ♥ Ogłoszenia 188
- ♥ Oneshoot 170
- ♥ Opowiadania 871
- ♥ Papytus - maskotka blogowa 50
- ♥ Prace czytelników 39
- ♥ Tłumaczenia 3107
- ♥ Ukończone 1621
- ♥ Yaoi/yuri 98
- Audio 1
- Blizny czasu [Time Scar] 11
- Córka Discorda [Daughter of Discord] 15
- Cross x Dream 3
- Czy to uczyni Cię szczęśliwą? [Would That Make You Happy?] 35
- DeeperDown 23
- Deos Numbria 9
- Endertale 10
- Fallen Flowers 23
- Gra w kości [The Skeleton Games] 54
- Handplates 86
- Hellsiblings 4
- HorrorTale 34
- Mendertale 9
- Między Ciałem & Kością [Between Flesh & Bone] 1
- Mój martwy chłopak 16
- My boo 43
- Naprzeciw [Stand-in] 31
- Nie jest to najlepszy sposób na życie 2
- nieTykalny 14
- Ocalić Blitzo 17
- Opiekun Ruin 14
- Poniżej zera 2
- Prędzej czy później będziesz moja [Sooner od Later You're Gonna be Mine] 18
- Projekt badawczy potwór 22
- Słodkie Tajemnice 1
- Springtrap i Deliah 33
- SwapOut 10
- Timetale 1
- Uleczyć Blitzo 2
- Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes] 48
- Zagrajmy 12
- Zapomniana Wytrwałość 4
- ZombieTale 11
POPULAR POSTS
Obsługiwane przez usługę Blogger.























