11 października 2016
10 października 2016
Undertale: Te mroczne momenty - Rozdział I [In These Dark Moments - I - tłumaczenie PL]
Notka od tłumacza: Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry.
Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się
żyć między ludźmi. Sans postanowił przeprowadzić się do nowego miasta, które zostało okrzyknięte "przyjacielskim" dla potworów. Wprowadza się do jednego z bloków wraz ze swoim bratem. Poznaje sąsiadkę z naprzeciwka. Cały czas ma dziwne uczucie, że wszystko to już miało miejsce. Nie wie tylko kiedy i dlaczego linia czasowa się cofnęła, oraz - co ważniejsze - dlaczego jego "ja" z przyszłości zakazało mu czytania dziennika, w którym prowadził notatki odnośnie tego co ma mieć miejsce.
Opowiadanie powiązane z innym pt Te ciche momenty, ta sama historia tylko, że z punktu dziewczyny (czyli Twojego)
Opowiadanie powiązane z innym pt Te ciche momenty, ta sama historia tylko, że z punktu dziewczyny (czyli Twojego)
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠
SPIS TREŚCI:
Rozdział V ♠ // Twój punkt widzenia
Rozdział VI // Twój punkt widzenia
Rozdział VII // Twój punkt widzenia
,,,
'nie' napisał do siebie na jednej z kolejnych stron. I wiedział, że daje sobie dobrą wskazówkę.
Musiał przebrnąć przez kilka rozmów telefonicznych w trakcie poszukiwania nowego mieszkania. Przygotował czek z płatnością za trzy miesiące od razu. Ze zdjęć w mailu wnioskował, że jest to całkiem przyjemne miejsce – własność jakiejś większej firmy, więc nie musiał się martwić o animozje prywatnych właścicieli. Póki nie został zaakceptowany nie powiedział, że jest potworem. Potem wysłał swój Dowód Tożsamości oraz Kartę Identyfikacyjną Potworów i... cisza. Po tygodniu przyszło do niego pozytywne rozpatrzenie wraz z kwitkiem rejestrującym go jako nowego wynajmującego. Był tym zaskoczony, mieszkanie nie miało wygórowanej ceny oraz mogli się tam wprowadzić właściwie od zaraz.
Ich nowe lokum znajdowało się w średniej wielkości bloku na trzecim piętrze – nic niezwykłego, lecz jak na kwotę jaką dysponowali było ono aż za dobre. Ponoć łatwo było o pracę i ludzie nie żywili nienawiści do ich rasy, czy to sen? Im wydawało się wszystko spełnieniem marzeń. Jak tylko wsiedli do vana zabierając ze sobą prywatne rzeczy wyruszyli w podróż do nowego lokalu. Sans zauważył, że jest dziwnie podekscytowany tym wszystkim. Dlaczego? Nie miał pojęcia, może w poprzedniej linii czasowej wydarzyło się tam coś dobrego? Im byli bliżej miasta tym to uczucie stawało się większe, a kiedy w końcu wysiedli z pojazdu i stanęli na ulicy wszystko – zapachy i odgłosy sprawiły, że czuł się jak w domu. Dziwne...
Popołudniu, Papyrus i on wnosili kanapę po schodach. Usłyszał, że ich nowy-stary sąsiad właśnie otwiera drzwi. W duchu zaczął się cicho modlić, aby \nie rozległ się krzyk na widok dwóch potworów taszczących meble. Nim jednak się spotkali ten zamknął już się w swoim lokum. Pod drzwiami, za to samotnie leżała paczka płatków śniadaniowych. Oh, wygląda na to, że wypadło mu to z siatki.
Przez jakieś dwie minuty stał przed wejściem do mieszkania naprzeciwko gapiąc się na nie. W innych okolicznościach zatrzymałby płatki dla siebie – przeszłość nauczyła go, że sąsiedztwo nigdy nie było dla nich miłe. Jednak to były chrupki śniadaniowe, no i dobry pretekst do przełamania pierwszych lodów. Więc zapukał.
Z okien mieli całkiem dobry widok. Centrum miasta nie znajdowało się daleko, dookoła bloku były porozstawiane liczne sklepy oraz wiele bilbordów z reklamami, informującymi co znajduje się na głównej ulicy miasta. Podobało mu się tutaj bardziej, niż przypuszczał. Zorientował się, że kilka reklam było innych niż pamiętał, może zmienią się za jakiś czas? Okolica wydawała się przyjazna co też go zaskoczyło. Sąsiedzi mimo wszystko też nie wydawali się być źli, no... zakładając, że ona nie weźmie do siebie tego co zrobił. Popatrzył na światła jakie powoli zapalały się na ulicy, wszystko było takie przyjemne, ciche i spokojnie. Nie był do końca pewien co widzi za oknem, między pobliskimi blokami, wyglądało troszeczkę jak stare krzesło, albo coś w tym stylu.
Papyrus był w kuchni, układając wszystko zgodnie z własnym pojęciem organizacji. A wtedy rozległo się pukanie w drzwi. Czekał przez chwilę, lecz niczego nie słyszał. Postanowił więc olać sprawę. Do czasu, aż usłyszał Papyrusa otwierającego wejście, z kimś rozmawiał. Czy Sans powinien wyjść? A co jeżeli to jakiś popierdolony człowiek?
A co jeżeli to ta dziewczyna?
-OJEJUŚKU! DZIĘKUJĘ! TO NAPRAWDĘ MIŁE Z TWOJEJ STRONY! WEJDŹ! - Usłyszał Papyrusa, jego brat był wyraźnie podekscytowany. Nom, chyba czas zobaczyć kogo diabli przyniosły, sprawdzić czy wyższy z braci nie wpadł w jakieś tarapaty.
Pieprzyć to. Przystosuje się, jak zawsze.
Będzie dobrze.
Sans gapił się w sufit starając się przeanalizować wszystko to co wiedział i to co miało dzisiaj miejsce, do czasu aż zmęczone oczy same się nie zamknęły, a on nie usnął głęboko.
Rozdział VI // Twój punkt widzenia
Rozdział VII // Twój punkt widzenia
,,,
Sans był niezadowolony.
Choć to słowo nie oddawało do końca tego co czuł.
Znowu zaczęły śnić mu się koszmary i znowu musiał prosić
Papyrusa o to, aby się przenieśli gdzieś daleko.
Ich obecne miejsce zamieszkania nie było najlepsze, no i
zdecydowanie mieścina nie była przyjaźnie nastawiona do potworów. Mimo otaczającego ich rasizmu jego brat powoli zaczął zaprzyjaźniać się z
niektórymi ludźmi. Znalezienie
pracy okazało się jednak dla niego niemożliwe; Sans miał tutaj
więcej szczęścia - udało mu się zdobyć źródło zarobku
bez większego wysiłku. Jego niska pozycja społeczna, podejście do
wszystkiego na luzie oraz jego umiejętność odpowiedniej intonacji
głosu sprawiała, że dogadanie się z ludźmi było dla niego łatwiejsze.
Papyrus nie miał na co narzekać, Sans utrzymywał ich obu odkąd
wyszli na powierzchnię.
Kiedy wyłożył na stół przyzwoitą kwotę
szukając nowego mieszkania
poznał zupełnie nowy poziom życia. Wystarczyła odrobina gotówki
i każdy stawał się „przyjacielem potworów”. Największą
uwagę zwrócił na miasto, cieszące się najlepszą opinią pod tym
względem. Słyszał o nim wcześniej; nie łudził się, że zacznie
się im tam świetnie układać. Sporej wielkości miasto. Inne miasto. I z tego co zrozumiał, kładziono nacisk na
to, aby każdy czuł się tam dobrze; bez znaczenia czy to człowiek,
czy potwór. Wiedział, że kilka jego pobratymców tam już zagrzało swoje
miejsce, jednak niefortunnie nie znał ich za dobrze, więc nie miał
możliwości spytać się ich o opinię.
Postanowił więc wszystko postawić na jedną kartę
i zobaczyć, jak tym razem wszystko będzie się układało. Jednak
coś nie dawało mu spokoju. Nie był to do końca przypadek, że
wybrał je spośród innych. Był przekonany, że wcześniej tam
mieszkał. Za każdym razem, kiedy przeglądał swój dziennik
sprawdzał zapiski z wcześniejszych linii czasowych, przekładał
strony aby zobaczyć co przyniesie przyszłość.
'nie' napisał do siebie na jednej z kolejnych stron. I wiedział, że daje sobie dobrą wskazówkę.
Musiał przebrnąć przez kilka rozmów telefonicznych w trakcie poszukiwania nowego mieszkania. Przygotował czek z płatnością za trzy miesiące od razu. Ze zdjęć w mailu wnioskował, że jest to całkiem przyjemne miejsce – własność jakiejś większej firmy, więc nie musiał się martwić o animozje prywatnych właścicieli. Póki nie został zaakceptowany nie powiedział, że jest potworem. Potem wysłał swój Dowód Tożsamości oraz Kartę Identyfikacyjną Potworów i... cisza. Po tygodniu przyszło do niego pozytywne rozpatrzenie wraz z kwitkiem rejestrującym go jako nowego wynajmującego. Był tym zaskoczony, mieszkanie nie miało wygórowanej ceny oraz mogli się tam wprowadzić właściwie od zaraz.
Papyrus jak to zawsze on był całkiem optymistycznie
nastawiony do przeprowadzki. Sans podchodził do tego z nieco większym dystansem, czuł się odpowiedzialny za chaos jaki pojawił się w
życiu jego brata.
Dlaczego nic nie mogło być proste?
Dlaczego nic nie mogło być proste?
Ich nowe lokum znajdowało się w średniej wielkości bloku na trzecim piętrze – nic niezwykłego, lecz jak na kwotę jaką dysponowali było ono aż za dobre. Ponoć łatwo było o pracę i ludzie nie żywili nienawiści do ich rasy, czy to sen? Im wydawało się wszystko spełnieniem marzeń. Jak tylko wsiedli do vana zabierając ze sobą prywatne rzeczy wyruszyli w podróż do nowego lokalu. Sans zauważył, że jest dziwnie podekscytowany tym wszystkim. Dlaczego? Nie miał pojęcia, może w poprzedniej linii czasowej wydarzyło się tam coś dobrego? Im byli bliżej miasta tym to uczucie stawało się większe, a kiedy w końcu wysiedli z pojazdu i stanęli na ulicy wszystko – zapachy i odgłosy sprawiły, że czuł się jak w domu. Dziwne...
Chciałby mieć pewność, że to coś nowego, ale
wiedział, że tak nie było.
Popołudniu, Papyrus i on wnosili kanapę po schodach. Usłyszał, że ich nowy-stary sąsiad właśnie otwiera drzwi. W duchu zaczął się cicho modlić, aby \nie rozległ się krzyk na widok dwóch potworów taszczących meble. Nim jednak się spotkali ten zamknął już się w swoim lokum. Pod drzwiami, za to samotnie leżała paczka płatków śniadaniowych. Oh, wygląda na to, że wypadło mu to z siatki.
-bracie, zobacz. nasz sąsiad coś zgubił, trzeba mu
to zwrócić. - powiedział i zatrzymał się by podnieść towar.
Papyrus znajdował się po drugiej stronie kanapy asekurując ją, by
nie ześlizgnęła się ze schodów.
-SANS! CZY TO NIE MOŻE POCZEKAĆ? MIMO MOJEJ SIŁY,
NIE DAM RADY SAM TO WTASZCZYĆ. - Papyrus ziajał ze zmęczenia. Sans
odstawił paczkę na bok i wrócił do ciągnięcia mebla na górę.
Był zdenerwowany – w normalnych okolicznościach mógłby użyć
swojej magii i przeprowadzka nie stanowiłaby problemu, prawda? Ale
wiele się zmieniło, zaś używanie magii publicznie było
absolutnie zakazane. Po wielu minutach prób, pchania i zmęczenia
udało im się wepchnąć kanapę do mieszkania.
-no i po sprawie. zaraz wrócę, oddam tylko to –
powiedział trzymając w rękach płatki. Papyrus przytaknął i
zaczął sprzątać pokój zaraz po tym jak Sans zamknął za sobą
drzwi.
Przez jakieś dwie minuty stał przed wejściem do mieszkania naprzeciwko gapiąc się na nie. W innych okolicznościach zatrzymałby płatki dla siebie – przeszłość nauczyła go, że sąsiedztwo nigdy nie było dla nich miłe. Jednak to były chrupki śniadaniowe, no i dobry pretekst do przełamania pierwszych lodów. Więc zapukał.
Żadnej odpowiedzi. Westchnął, wyraźnie słyszał, że
ktoś ogląda telewizję no i wiedział, że ktoś tutaj przed chwilą
wchodził. Zapukał raz jeszcze.
Ktoś westchnął za drzwiami i usłyszał
ciche „Co do ...?”. Zaczął być dziwnie niespokojny, lecz
starał się aby nic nie było po nim widać, cierpliwie czekał aż
drzwi się otworzą. Za nimi była kobieta, poczochrana z
każdym włosem w innym kierunku, ubrana w luźną koszulę z napisem
„Zluzuj stary” i w już wyraźnie znoszonych starych spodniach
dresowych. Oboje patrzyli się na siebie przez chwilę w niewygodnej
ciszy.
-cześć. - w końcu odezwał się, starając
się zacząć zwyczajną pogawędkę
-Em... Cześć? - odpowiedziała. Po tonie głosu
wiedział, że była zmieszana. Obleciała go wzrokiem od dołu do
góry starając się zorientować w zaistniałej sytuacji. Mógł
spokojnie powiedzieć, że takiego widoku to się nie spodziewała.
Szybko wyciągnął paczkę przed siebie.
-wypadło ci to z torby kiedy wchodziłaś po
schodach. - powiedział wyciągając jedzenie przed siebie – mam
nadzieję, że będzie ci się dobrze chrupało.
-Taaa! Świetnie! Dzięki... umm... - odpowiedziała,
poczuł się dziwnie speszony. Miał przygotowany w razie czego inny
tekst, ale nie był w stanie go teraz użyć. - To ty będziesz tu
mieszkał?
Serio? Nie załapała żartu? Wszyscy lubią dobre
kawały. Zamilkł na chwilę. To już miało kiedyś miejsce.
-ta.. właśnie się wprowadziliśmy naprzeciwko. my
to znaczy mój brat i ja. mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko
parze łysych czaszek dookoła.
-Nie! To znaczy.. Nie, nie mam.. W ogóle
–odpowiedziała niezręcznie. Chwyciła się futryny kładąc dłoń
na jednej ze śrub - Jeżeli.. będziecie czegoś potrzebować um..
śmiało pukajcie. Albo dzwońcie dzwonkiem. To prędzej usłyszę.
-jasna spawa. - wyciągnął przed siebie
dłoń – sans.- Jak tylko ich ręce się złączyły głośny odgłos
pierdnięcia wydobył się z poduszki pierdziuszki jaką ukradkiem
włożył na swoją rękę, kiedy nie patrzyła. Jego uśmiech się
lekko powiększył, był z siebie zadowolony, jednak kobieta
wyglądała na jeszcze bardziej skołowaną.
-______. Miło mi poznać. Ja... ja już wrócę
do siebie. Miłego wieczoru! - powiedziała i szybko zniknęła za
drzwiami. No i kurwa pięknie, dobra robota Sans. Stał zły na
siebie. Ten kawał może działał na dzieci, albo na nastolatków,
ale raczej powinien przestać go stosować wobec dorosłych. Bez
względu na wszystko, teraz był całkiem przekonany, że
niekoniecznie będzie musiała ich polubić, a to wszystko jego wina.
Heh, nie będzie musiała ich polubić. Zorientował
się, że stoi tak pod drzwiami troszeczkę za długo. Powinien pomóc
Papyrusowi z resztą rzeczy, puścić w niepamięć to co właśnie
miało miejsce. Co tam jeszcze zostało do wniesienia? Łóżka?
Fotele? Stół? Oh będzie dźwigania.
Papyrus i Sans wnieśli już wszystkie rzeczy, razem
z pudłami. Nie było ich dużo, kilka w których schowane były
pamiątki z Podziemia. Papyrus uwielbiał zdjęcia jakie zrobili
pierwszego dnia po wydostaniu się na powierzchnię, więc miał ich
dużo w różnych ramkach. Byli na nich oni wraz z przyjaciółmi.
Niestety, znajdował się na nich też ten bachor.
Z okien mieli całkiem dobry widok. Centrum miasta nie znajdowało się daleko, dookoła bloku były porozstawiane liczne sklepy oraz wiele bilbordów z reklamami, informującymi co znajduje się na głównej ulicy miasta. Podobało mu się tutaj bardziej, niż przypuszczał. Zorientował się, że kilka reklam było innych niż pamiętał, może zmienią się za jakiś czas? Okolica wydawała się przyjazna co też go zaskoczyło. Sąsiedzi mimo wszystko też nie wydawali się być źli, no... zakładając, że ona nie weźmie do siebie tego co zrobił. Popatrzył na światła jakie powoli zapalały się na ulicy, wszystko było takie przyjemne, ciche i spokojnie. Nie był do końca pewien co widzi za oknem, między pobliskimi blokami, wyglądało troszeczkę jak stare krzesło, albo coś w tym stylu.
Papyrus był w kuchni, układając wszystko zgodnie z własnym pojęciem organizacji. A wtedy rozległo się pukanie w drzwi. Czekał przez chwilę, lecz niczego nie słyszał. Postanowił więc olać sprawę. Do czasu, aż usłyszał Papyrusa otwierającego wejście, z kimś rozmawiał. Czy Sans powinien wyjść? A co jeżeli to jakiś popierdolony człowiek?
A co jeżeli to ta dziewczyna?
-OJEJUŚKU! DZIĘKUJĘ! TO NAPRAWDĘ MIŁE Z TWOJEJ STRONY! WEJDŹ! - Usłyszał Papyrusa, jego brat był wyraźnie podekscytowany. Nom, chyba czas zobaczyć kogo diabli przyniosły, sprawdzić czy wyższy z braci nie wpadł w jakieś tarapaty.
-hej brat, coś się stało? - Sans wyszedł ze
swojego pokoju i zobaczył nad wyraz zadowoloną minę brata
stojącego obok tej sąsiadki, miała w rękach sporej wielkości
talerz na którym znajdowały się dobrze wyglądające ciasteczka. –
oh. cześć sąsiadko.
-Cześć Sans! - odpowiedziała mu z wyraźnym
zadowoleniem w głosie. Cieszyła się, że go widzi? Raczej nie,
była po prostu zdenerwowana. - Chciałam was przywitać więc
zrobiłam to dla was. - pokazała na trzymany przez siebie talerz.
Sans był ciekawy, wiedział że to zwyczaj potworów, witać w ten
sposób ludzkich sąsiadów aby pokazać, że są przyjaźnie
nastawieni, lecz jeszcze nigdy nikt nie zrobił tego dla nich. Czy
ludzie mają podobną tradycję?
-CZY TO NIE FANTASTYCZNE? JUŻ MAMY ZNACZNIE MILSZYCH
SĄSIADÓW NIŻ WCZEŚNIEJ! CZY TO NIE WSPANIAŁE BRACIE? -
powiedział Papyrus lekko drżącym głosem. Sans przeniósł wzrok na
niego, mając w głębi duszy nadzieję, że jego brat się nie myli.
Ludzka kobieta przystawała z nogi na nogę i wtedy Sans zaczął się
przez chwilę zastanawiać czy Papyrus w ogóle się przedstawił.
-ta.. heh... przedstawiłeś się, papyrus? - zapytał
-NIE! O RANY! PRZEPRASZAM! TO BYŁO NIEGRZECZNE Z
MOJEJ STRONY! JESTEM WSPANIAŁY PAPYRUS, BARDZO MI MIŁO CIEBIE
POZNAĆ! - zrobił swoją zwyczajną pozę. Sans uśmiechnął
się szerzej podziwiając wytrwałość swojego brata.
-Mnie też jest miło poznać, Papyrus i twojego
bra...ta? - powiedziała kobieta niepewnym głosem. Sans przytaknął,
aby upewnić ją w słowach. – Jego też miło było poznać.
Dziękuję raz jeszcze za to, że przyniosłeś mi moje płatki
wtedy. - Sans chwilę milczał, a potem zorientował się, że
uśmiecha się szerzej. Tak! Nie schrzanił tego!
-musisz być ostrożna, mogłem być seryjnym
mordercą, który chciał cię zwabić na płatki śniadaniowe –
zażartował, lecz kobieta zrobiła tylko 'pfff' choć nadal się
uśmiechała. Papyrus natomiast patrzył się na niego przez chwilę
wyraźnie podirytowany.
-TO BYŁO OKROPNE,SANS. MNIEJSZA O TO. JAKIE IMIĘ
NOSISZ CZŁOWIECZE?
-Oh! _____. - wyciągnęła dłoń na powitanie.
Papyrus ją uścisnął i ku zaskoczeniu wszystkich
dało się z łatwością usłyszeć charakterystyczny pierd między
ich dłońmi. Uśmiech Sans poszerzył się od ucha do ucha (jeżeli
je ma) i mało nie zaczął się krztusić przez śmiech. Papyrusowi
znowu nie spodobał się kawał i wyglądał na dogłębnie
urażonego.
-UGGGGHHH –warknął, Sans nie mógł ze śmiechu
utrzymać równowagi musiał więc podeprzeć się o stół.
-o mój....boże...- wysapał -to było...cudowne.
-NIE! BYŁO STRASZNE! ON KAZAŁ CI TO ZROBIĆ _____?
- Papyrus nadal był wściekły
-Nie! - krzyknęła machając rękami w geście
przeproszenia. Za co przepraszała? To była pieprzona poezja. –
Nie, ja tylko... Znaczy się... Szczerze? Proszę, nie bierzcie tego
do siebie... Ja... Ja nigdy wcześniej nie poznałam kogoś takiego
jak wy, więc kiedy Sans to zrobił... Ja... Myślałam, że może to
jakaś tradycja, albo coś...? Przepraszam! - Oooo kurwa. Ona
myślała, że to ... tradycja... potworów. Sans zaczął się śmiać
jeszcze bardziej, zastanawiając się jak wiele czasu spędziła
myśląc o tym durnym przywitaniu. Biedne dziewczę! Papyrus przestał
krzyczeć i skrzyżował ręce na piersi.
-TO WIELE WYJAŚNIA. NIC NIE WZIĄŁEM DO SIEBIE I
PRZYJMUJĘ PRZEPROSINY! BĘDZIEMY DOBRYMI PRZYJACIÓŁMI! NIE BÓJ
SIĘ! - starał się ją uspokoić, lecz przez chwilę spiorunował
Sansa wzrokiem, ten był zbyt zajęty śmianiem się, aby czymkolwiek
się teraz przejmować.
-o rany... dzieciaku... to było piękne....
poprawiłaś mi humor.. dzięki... - przestał się już śmiać i
starał się wyrównać oddech co chwile się krztusząc. Patrzyła
na nich zdezorientowana i podirytowana. Nie wiedział, czy to dobry
czy może raczej zły znak.
-Cóóóóż... Nie jestem pewna co lubicie, więc
zrobiłam wam troszeczkę czekoladowych ciasteczek. To jakby...
tradycja tutaj. Ale.. jeżeli ich nie lubicie to mogę zrobić wam
coś innego... - zaoferowała. Kto do kurwy nędzy nie lubi ciastek
czekoladowych? Jeżeli istnieje ktoś taki na świecie, Sans nie chce
go znać.
-spokojnie uwielbiam czekoladowe ciasteczka. -
odpowiedział i podszedł wyciągając ręce po talerz. Właśnie
miał coś powiedzieć zabierając naczynie, kiedy zdał sobie
sprawę, że dziewczyna patrzy się na jego ręce. Ah, no tak.
Wyglądają dziwacznie, prawda?
-Przepraszam. - powiedziała odwracając wzrok. Sans
poczuł się jakby był trędowaty.
-to nic. - udał się do kuchni – nie musisz się
nas bać, nie gryziemy
-NIE! ZDECYDOWANIE NIE! - zawtórował mu brat,
traktując jego żart dosłownie.
-Wiecie, na mnie już pora. Mam nadzieję, że
ciastka posmakują i ... dziękuję za zaproszenie, Papyrus! -
dziewczyna zaczęła trącać łokciem jego brata, na co Sans
zareagował niewielkim uśmiechem - Moje drzwi stoją dla was
otworem. W razie czegokolwiek pukajcie śmiało. Jesteśmy od teraz
oficjalnie sąsiadami i takie tam.
-CUDOWNIE! - krzyknął podekscytowany Papyrus -
SKORZYSTAMY Z ZAPROSZENIA! DZIĘKUJE _____!
-dzięki za ciastka. cieszę się, że nie wpadło ci
nic do oka... przez to małe nieporozumienie odnośnie naszego...
powitania – znowu zaczął się szeroko uśmiechać.
-Nie ma szkody, nie ma winy. - stała niewzruszona.
Jego uśmiech nieco pobladł. Rany, czy jest to ktoś kogo nie uda mu
się rozśmieszyć? - Dobrej nocy.
-DOBREJ NOCY LUDZIU! ŚPIJ DOBRZE! - Pomachała im na
do widzenia i wyszła z ich mieszkania znikając za swoimi drzwiami.
Papyrus popatrzył na Sansa – TO BYŁO BARDZO PRZYJEMNE. CIESZĘ
SIĘ, ŻE ZDECYDOWAŁEŚ SIĘ POWIEDZIEĆ CZEŚĆ DO NASZEGO SĄSIADA!
-co mogę powiedzieć? gdybym nie oddał jej płatków
pewnie umarłaby z głodu – zaśmiał się lekko, Papyrus zasłonił
uszy dłońmi stękając z podirytowania. - myślę, że pójdę już
spać, papciu. moje kości są zmęczone.
-IDŹ SANS, DOKOŃCZĘ PORZĄDKI WOLNY OD TWOICH
OKROPNYCH KAWAŁÓW.- warknął Papyrus kierując się w stronę
kuchni. Sans wzruszył ramionami i wszedł do swojego pokoju.
Zamknął drzwi i oparł się o biurko chwytając za swój dziennik. Chciał zobaczyć, co miało miejsce w przeszłości z tą dziewczyną, tak dla pewności... przekręcił stronę.
Zamknął drzwi i oparł się o biurko chwytając za swój dziennik. Chciał zobaczyć, co miało miejsce w przeszłości z tą dziewczyną, tak dla pewności... przekręcił stronę.
'nie czytaj tego, debilu' widniał napis na stronie.
Pieprzone ja przeszłości. Dlaczego zna siebie tak dobrze? Schował
twarz w dłoniach sfrustrowany. Miał nadzieję, że będzie mu
łatwiej ale.. wszystko wydawało się takie pieprzenie
skomplikowane. Tak wiele niewiadomych, tak wiele rzeczy mogło pójść
źle, i z jakichś głupich powodów, jego przeszłość chce
pozostawić go ślepym na to co ma mieć miejsce. Z tego co pamiętał
nigdy wcześniej coś takiego nie miało miejsca. Właśnie to go tak
denerwowało. Zamknął książkę i rzucił nią na biurko, a potem
położył się na nie zasłanym łóżku.
Pieprzyć to. Przystosuje się, jak zawsze.
Będzie dobrze.
Sans gapił się w sufit starając się przeanalizować wszystko to co wiedział i to co miało dzisiaj miejsce, do czasu aż zmęczone oczy same się nie zamknęły, a on nie usnął głęboko.
Śnił o niczym. Lecz śnił. I to o czym śnił to
była czarna ziejąca samotnością próżnia towarzysząca mu aż do
poranka.
9 października 2016
Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział III - Nowy kumpel [Would That Make You Happy? - A new pal by OnaDacora - tłumaczenie PL]
Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika.
Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy
jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że
cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej.
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:❧
Fabuła
maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka
postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak
już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się
oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz
wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta,
reszty można się już domyśleć.
SPIS TREŚCI:
1. Spadliśmy
2. Ruiny domu
3. Nowy kumpel (obecnie czytany)
4. Wszystko będzie dobrze
5. Skostniały
6. Dwa rodzaje blizn
7. Jej prawda
8. Gotując coś jadalnego
9. Cukier
10. RANDKOWANIE CZAS START!!!
11. Starając się miło spędzić czas
12. Dusza materii
13. Undyne
14. Mamusia
15. Serce do serca
16. Nie jest z nami dobrze
17. Wspólna samotność ❧
18. Pomyśl życzenie
19. Ona gra na pianinie
20. Strach przed szczęściem
21. Nowy współlokator
22. Gra na zwłokę
23. Komuś Naprawdę Na Tobie Zależy
24. Nowa normalność
25. Lekcja Biologii
26.Dzień wolny
27. Historia
28. Jestem Twoja ❧
29. Rada
30. Alphys
31. Mettaton
32. Po północy
33. Nie słuchasz mnie
34. Pomóż mi znaleźć słowa
35. Słucham
...
2. Ruiny domu
3. Nowy kumpel (obecnie czytany)
4. Wszystko będzie dobrze
5. Skostniały
6. Dwa rodzaje blizn
7. Jej prawda
8. Gotując coś jadalnego
9. Cukier
10. RANDKOWANIE CZAS START!!!
11. Starając się miło spędzić czas
12. Dusza materii
13. Undyne
14. Mamusia
15. Serce do serca
16. Nie jest z nami dobrze
17. Wspólna samotność ❧
18. Pomyśl życzenie
19. Ona gra na pianinie
20. Strach przed szczęściem
21. Nowy współlokator
22. Gra na zwłokę
23. Komuś Naprawdę Na Tobie Zależy
24. Nowa normalność
25. Lekcja Biologii
26.Dzień wolny
27. Historia
28. Jestem Twoja ❧
29. Rada
30. Alphys
31. Mettaton
32. Po północy
33. Nie słuchasz mnie
34. Pomóż mi znaleźć słowa
35. Słucham
...
Musiałaś pokonać długi korytarz, nim dotarłaś do drzwi. Poza waszymi
przyśpieszonymi oddechami i krokami nic nie było słychać. Dziecko nie bało się, dziarsko szło przed siebie, choć mogłaś powiedzieć, że wygląda na lekko zestresowane. Bawiło się palcami niewielkich dłoni przed
sobą co chwilę poprawiając rękawy za długiej koszuli.
-Wszystko dobrze, Frisk?
Chyba Cię nie usłyszał, szedł dalej. Buzia dziecka nieco
zmieniła wyraz, zmrużył oczy, zdaje się, że czegoś szukał.
Kiedy dotknęłaś jego ramienia, aż podskoczył. Frisk popatrzył
na Ciebie, postanowiłaś zapytać się jeszcze raz.
-Wszystko dobrze?
Przytaknął, a następnie znowu skierował wzrok przed siebie i szedł
dalej. Zaczęłaś się zastanawiać czy czymś się martwi, a może
coś było nie tak? Ty nie wyczuwałaś niczego złego. Nie czułaś się zagrożona.
Kochałaś swoje dziecko tak bardzo, że to Cię czasem bolało.
Starałaś się je zawsze chronić, grać pierwsze skrzypce. kiedy
chodziło o poważne sprawy. Karcenie i wykłady; oh w tym Twoja
matka była dobra. Ty chcesz uczyć dyscypliny tego
dziecka – powtarzała – kiedy sama nie umiałaś zatroszczyć się
o siebie?
Założyłaś za ucho kosmyk włosów Friska, wykrzywił twarz w
udawanej złości, ale wiedziałaś, że po tym aktorstwem kryje się
uśmiech. Zaczepiając dziecko w ten sposób pokazywałaś, że jesteś
i je kochasz. Tak było łatwiej. To rozumiał.
-Siorka! - krzyknął odpychając Twoją dłoń od swojej twarzy i
przeczesał palcami włosy.
Uśmiechnęłaś się i kucnęłaś, aby przyłożyć usta do jego
czoła. Frisk mruknął, ale nie walczył z Tobą. Lubiłaś to robić
i on dobrze o tym wiedział. Przytulanie i całowanie, uwielbiałaś
mu to dawać. Ostatecznie, tylko to dla niego miałaś i tylko on to
od Ciebie otrzymywał. No może kiedyś, jego ojciec... ale nie. Ten
rozdział szybko zamknęłaś w swoim życiu. On Cię opuścił.
Twoja matka wzięła pieniądze od jego rodziców i już nigdy więcej
go nie zobaczyłaś.
Korytarz zaprowadził was do kolejnego niewielkiego pomieszczenia
z małą kupką wyschłej trawy na środku, a za nią znajdowały się
kolejne drzwi. Coś Ci mówiło, że są to ostatnie, prawdziwe wrota
jakie zaprowadzą was do reszy Podziemia. Zastanawiałaś się jak wygląda
miejsce, gdzie żyją potwory.
Frisk tym czasem chodził po pomieszczeniu przeszukując je. Nie
byłaś pewna czego dokładnie szuka, to raczej oczywiste, że
niczego tutaj nie znajdzie. Tylko trochę trawy, wyrastającej jakimś
cudem z podłoża. Jakim sposobem, do diabła, cokolwiek tutaj rosło
jak nigdzie nie było nawet najcieńszej strugi światła? Nie masz
pojęcia. Kolejna zagadka, jaką można wrzucić na górę gdzie są
tysiące innych. Twoja lista pytań ciągle rosła.
-... nie ma...? - mruknął cicho praktycznie nie poruszając
swoimi usteczkami
-Frisk?
Popatrzył na Ciebie, mrugając. Po chwili przyglądania Ci się z
nieodgadniętym wyrazem twarzy, uśmiechnął się. Poczułaś się
nieco lepiej.
-Nic! Przez chwilę myślałem... ale się myliłem! - znowu
zaczął iść w kierunku drzwi zostawiając Cię za sobą.
Światło zaczęło powoli przedostawać się do środka, jak
Frisk pchnął wielkie drzwi. Zmrużyłaś swoje oczy. Gdyby nie
wszystkie okoliczności, myślałabyś, że świeci tam słońce. W
końcu przed chwilą byłaś w Ruinach. Mrugnęłaś. Obraz jaki widziałaś, przypominał Ci las w mglisty, ponury dzień. Wysokie drzewa bez liści,
pokryte miękkim śniegiem. Może właśnie przez ten śnieg wszystko
dookoła było jaśniejsze niż Ci się wydawało?
Ale skąd tutaj śnieg? Oh, to po prostu kolejne pytanie. Dodaj je
do listy. Jak tylko wyszliście dalej, wielkie drzwi
zatrzasnęły się za wami, a podmuch jaki się wtedy wytworzył
pobawił się trochę Twoją kurtką. Trzeba powiedzieć sobie
szczerze, że w tej okolicy potrafiono zadbać o to, aby gość
został gorąco przywitany. Heh, gorąco przywitany. Zaśmiałabyś
się w duchu, gdyby nie fakt, że gwałtowna zmiana temperatury
odbiła się na Twoim ciele. Zasunęłaś zamek kurtki pod samo
gardło.
Frisk już był kilkanaście kroków przed Tobą, dlatego musiałaś
go dogonić. Tylko na chwilę popatrzyłaś na wielkie drzwi za sobą.
Przed wami była tylko długa droga, a towarzyszyły wam drzewa.
Chciałabyś wiedzieć jak do diabła to wszystko tutaj działa.
Magia? Może. Kiedy człowiek ma kontakt z czymś, czego nie umie
wyjaśnić, szuka odpowiedzi w magii. Wtedy nawet rzeczy pozornie
irracjonalne zaczynają mieć sens. Wiesz co? Logikę lepiej zostawić
na powierzchni.
Dziecko się pochyliło. Dostrzegłaś, że bierze w
ręce śnieg i zaczyna ostrożnie go ugniatać tak aby wyglądem przypominał kulę. Cwanie spojrzał na Ciebie, jakby w odpowiedzi niecny uśmiech wykrzywił Ci twarz.
-Nawet nie próbuj! - O nie.. Jak tylko to powiedziałaś śnieżka
zderzyła się z Twoją głową. Frisk się śmiał, nawet wtedy
kiedy pochylałaś się, aby oddać mu za swoje krzywdy. To co mogło Cię zaniepokoić to to, że w pewnym momencie Frisk przestał się ruszać wpatrując się w przestrzeń za Twoimi plecami.
Mimo to bawiłaś się dalej. Zrobiłaś naprawdę miękką
niewielką śnieżkę i rzuciłaś nią w pierś dziecka. Bez efektu.
Nawet wtedy kiedy podeszłaś do niego, ostrożnie objęłaś
ramionami chwytając go w połowie i uniosłaś do góry starając
się zachęcić do wspólnej zabawy. Dziecko zaczęło się śmiać.
Boże. Dawno nie słyszałaś, aby tak szczerze i tak bardzo się
śmiało. Może, nie jest tutaj tak źle jak
początkowo myślałaś? Mroźniejszy powiew wiatru jednak ukrócił
wasz śmiech, który zamarzł na waszych wargach. Odstawiłaś
go na ziemię, lecz nadal trzymałaś przy sobie. Przez
chwilę wydawało Ci się, że coś zobaczyłaś za wami, lecz jak
tylko się odwróciłaś – nic tam nie było. Tylko wasze kroki.
Choć... nie... Gałąź jaką mijaliście, a jakiej nie tknęliście
była podeptana, w kawałeczkach. Dreszcz przeszył Twoje ciało i
nie miał on nic wspólnego z zimnem.
-Idziemy dalej – powiedziałaś łapiąc Friska za rączkę
-Czekaj. - zaprotestował, ale go nie słuchałaś. Coś
nakazywało Ci dalej się przemieszczać. Iść przed siebie. Miałaś
nadzieję, że nie wyglądasz na przestraszoną. Choć, Twoja reakcja
sprawiła, że dziecko martwiło się jeszcze bardziej. Popatrzyłaś
na niego, w jego oczach widziałaś zaniepokojenie. Przeprosisz
później. W bezpieczniejszym miejscu.
W końcu natknęliście się na niewielki most z czymś na kształt drewnianej bramy.
Była większa od człowieka i wszystko co znałaś z łatwością by
ją przekroczyło. W trakcie kiedy zajęta byłaś badaniem mostu,
usłyszałaś, jak ktoś ciężko stąpa po śniegu. Mocniej
zacisnęłaś rękę na dłoni Friska i chciałaś iść przed
siebie, lecz napotkałaś opór z jego strony.
-Poczekaj. - powiedziało
Kroki za Tobą również się zatrzymały. Wiedziałaś, byłaś
pewna, że ktoś jest za wami i choć chciałaś uciekać, to
wiedziałaś że nie możesz. Dlatego, że Frisk sprzeciwiał Ci się.
Otworzyłaś usta, by coś powiedzieć, lecz ten ktoś Ci
przeszkodził.
-L u d z i e. C z y n i e w i e c i e j a k w i t a ć
s i ę z n o w y m k u m p l e m ? - był to niski i cichy
głos, prawie niezauważalny – O d w r ó ć s i ę i u ś c
i ś n i j m i d ł o ń.
Korzystając z tego, że byłaś w szoku, Frisk puścił Cię i
odwrócił się. Nim dotarło do Ciebie w ogóle co właśnie się
dzieje usłyszałaś przeciągły dźwięk... bąka? Gdyby serce nie
waliło Ci tak mocno ze strachu, zapewne teraz byś się śmiała.
Sytuacja była dość absurdalna.
Odwróciłaś się, dzieciak chichotał i potrząsnął dłonią
kościotrupa w niebieskiej kurtce.
-hehehe... poduszka pierdziuszka schowana w ręce – powiedział,
teraz jego głos był inny, głośniejszy, przyjaźniejszy, łagodny
i głęboki. - to jest zawsze zabawne.
Po tym wszystkim co Cię spotkało nie powinnaś być zaskoczona,
ale to był ... szkielet. Kościotrup ściskający dłoń Twojego dzieciątka. Otworzyłaś szerzej usta.
Szkielet popatrzył na Ciebie – był niższy niż Ty, miał
wzrok na wysokości Twoich obojczyków. Jego oczy były białe, dwie
małe kropeczki osadzone w czarnych oczodołach. Uśmiechał się
cały czas, ale coś Ci podpowiadało, że na chwilę był ...
zaskoczony.
-drugi człowiek... chociaż nie jestem pewien, czy to nie jest
żaba. jak zaraz nie zamkniesz buzi co ci muchy do niej wlecą,
koleżanko.
Szybko zawarłaś paszczękę i przełknęłaś ślinę. Może na
chwile się zarumieniłaś, bo poczułaś niewielkie ciepło na
policzkach no, byłaś zawstydzona. To nie było grzeczne, stać tak
z rozdziabioną gębą gapiąc się na niego. Miej nadzieję, że
następnym razem jak spotkasz jakiś nowy rodzaj potwora to nie
zrobisz z siebie kompletnej idiotki.
-przepraszam jeżeli cię przestraszyłem – wzruszył ramionami
i pochylił lekko głowę – jestem sans, szkielet sans. powinienem
teraz właściwie stać na warcie i szukać ludzi, ale... wiesz...
nie dbam specjalnie o łapanie kogokolwiek.
Łapanie?!
Frisk nie wyglądał na zmartwionego. Uśmiechnął się szeroko
do Sansa.
-Jestem Frisk, a to moja Siorka! - znowu złapał za Twoją dłoń.
-hm... co to siorka? brzmi głupio.- mówił przeciągając „s”
w słowie, jakby chciał zrobić z tego żart, a może zrobił tylko
ty tego nie zrozumiałaś? Dzieciak się śmiał.
-Siostra. Jestem jego siostrą. - odezwałaś się. Kłamstwo
przychodziło Ci z łatwością. Mówiłaś je przecież od sześciu
lat.
Nie wiesz dlaczego, ale Sans przez chwilę dziwnie się na Ciebie
spojrzał, nim przytaknął. Czy miał jakieś powody aby wątpić w
Twoje słowa? Mimo tego, że kłamiesz poczułaś lekką frustrację.
-to całkiem fajnie, dzieciaku. ja też mam brata, rodzeństwo
jest spoko, nie?
Frisk przytaknął energicznie.
-mój brat papyrus, cóż... jest jakby miłośnikiem polowań na
ludzi i wydaje mi się, że właśnie idzie w tę stronę – Sans
musiał zauważyć zmartwiony wyraz Twojej twarzy bo puścił do
Ciebie perskie oko. Jakimś dziwnym sposobem, mógł ruszać swoją
czaszką. Może to dlatego, że właściwie to nie jest ludzki
szkielet. To potwór. Tutaj nic nie trzyma się żadnych zasad. -nie
bój się, koleżanko. on nie połamie wam kości. poza tym ja nie
spuszczę was z oka.
POPULARNE ILUZJE
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I Autor: Kayla-Na Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ I CZĘŚĆ III Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
Autor: Skele-TON of Sin Tłumaczenie: Yumi Mizuno
-
CZĘŚĆ II Autor: sansscham Tłumaczenie; Yumi Mizuno
-
♥ Łaska ♥ Atak Autor: sanspar Tłumaczenie: Yumi Mizuno INNE KOMIKSY INTERAKTYWNE Randka z Sansem Mikołaj Sans Blue na ...
-
ristorr Witam! Jest to alfabetyczny spis AU w języku polskim. Opracowane AU posiadają miniaturkę. Jeżeli masz stworzone swoje włas...
-
Tak jak sądziłam, na Przewodniku i Oplątanych się nie skończyło. Dzisiaj (kilka godzin temu) autorka Klatki z Kości zakazała dalszego tł...
-
Moi kochani! Dzisiaj kolega z grupy na studiach zaproponował mi współpracę, którą oczywiście - przyjęłam. Bo jakże by inaczej. Jednak b...