Notka od tłumacza: Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry.
Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się
żyć między ludźmi. Sans postanowił przeprowadzić się do nowego miasta, które zostało okrzyknięte "przyjacielskim" dla potworów. Wprowadza się do jednego z bloków wraz ze swoim bratem. Poznaje sąsiadkę z naprzeciwka. Cały czas ma dziwne uczucie, że wszystko to już miało miejsce. Nie wie tylko kiedy i dlaczego linia czasowa się cofnęła, oraz - co ważniejsze - dlaczego jego "ja" z przyszłości zakazało mu czytania dziennika, w którym prowadził notatki odnośnie tego co ma mieć miejsce.
Opowiadanie powiązane z innym pt Te ciche momenty, ta sama historia tylko, że z punktu dziewczyny (czyli Twojego)
Opowiadanie powiązane z innym pt Te ciche momenty, ta sama historia tylko, że z punktu dziewczyny (czyli Twojego)
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠
SPIS TREŚCI:
Rozdział V ♠ // Twój punkt widzenia
Rozdział VI // Twój punkt widzenia
Rozdział VII // Twój punkt widzenia
,,,
'nie' napisał do siebie na jednej z kolejnych stron. I wiedział, że daje sobie dobrą wskazówkę.
Musiał przebrnąć przez kilka rozmów telefonicznych w trakcie poszukiwania nowego mieszkania. Przygotował czek z płatnością za trzy miesiące od razu. Ze zdjęć w mailu wnioskował, że jest to całkiem przyjemne miejsce – własność jakiejś większej firmy, więc nie musiał się martwić o animozje prywatnych właścicieli. Póki nie został zaakceptowany nie powiedział, że jest potworem. Potem wysłał swój Dowód Tożsamości oraz Kartę Identyfikacyjną Potworów i... cisza. Po tygodniu przyszło do niego pozytywne rozpatrzenie wraz z kwitkiem rejestrującym go jako nowego wynajmującego. Był tym zaskoczony, mieszkanie nie miało wygórowanej ceny oraz mogli się tam wprowadzić właściwie od zaraz.
Ich nowe lokum znajdowało się w średniej wielkości bloku na trzecim piętrze – nic niezwykłego, lecz jak na kwotę jaką dysponowali było ono aż za dobre. Ponoć łatwo było o pracę i ludzie nie żywili nienawiści do ich rasy, czy to sen? Im wydawało się wszystko spełnieniem marzeń. Jak tylko wsiedli do vana zabierając ze sobą prywatne rzeczy wyruszyli w podróż do nowego lokalu. Sans zauważył, że jest dziwnie podekscytowany tym wszystkim. Dlaczego? Nie miał pojęcia, może w poprzedniej linii czasowej wydarzyło się tam coś dobrego? Im byli bliżej miasta tym to uczucie stawało się większe, a kiedy w końcu wysiedli z pojazdu i stanęli na ulicy wszystko – zapachy i odgłosy sprawiły, że czuł się jak w domu. Dziwne...
Popołudniu, Papyrus i on wnosili kanapę po schodach. Usłyszał, że ich nowy-stary sąsiad właśnie otwiera drzwi. W duchu zaczął się cicho modlić, aby \nie rozległ się krzyk na widok dwóch potworów taszczących meble. Nim jednak się spotkali ten zamknął już się w swoim lokum. Pod drzwiami, za to samotnie leżała paczka płatków śniadaniowych. Oh, wygląda na to, że wypadło mu to z siatki.
Przez jakieś dwie minuty stał przed wejściem do mieszkania naprzeciwko gapiąc się na nie. W innych okolicznościach zatrzymałby płatki dla siebie – przeszłość nauczyła go, że sąsiedztwo nigdy nie było dla nich miłe. Jednak to były chrupki śniadaniowe, no i dobry pretekst do przełamania pierwszych lodów. Więc zapukał.
Z okien mieli całkiem dobry widok. Centrum miasta nie znajdowało się daleko, dookoła bloku były porozstawiane liczne sklepy oraz wiele bilbordów z reklamami, informującymi co znajduje się na głównej ulicy miasta. Podobało mu się tutaj bardziej, niż przypuszczał. Zorientował się, że kilka reklam było innych niż pamiętał, może zmienią się za jakiś czas? Okolica wydawała się przyjazna co też go zaskoczyło. Sąsiedzi mimo wszystko też nie wydawali się być źli, no... zakładając, że ona nie weźmie do siebie tego co zrobił. Popatrzył na światła jakie powoli zapalały się na ulicy, wszystko było takie przyjemne, ciche i spokojnie. Nie był do końca pewien co widzi za oknem, między pobliskimi blokami, wyglądało troszeczkę jak stare krzesło, albo coś w tym stylu.
Papyrus był w kuchni, układając wszystko zgodnie z własnym pojęciem organizacji. A wtedy rozległo się pukanie w drzwi. Czekał przez chwilę, lecz niczego nie słyszał. Postanowił więc olać sprawę. Do czasu, aż usłyszał Papyrusa otwierającego wejście, z kimś rozmawiał. Czy Sans powinien wyjść? A co jeżeli to jakiś popierdolony człowiek?
A co jeżeli to ta dziewczyna?
-OJEJUŚKU! DZIĘKUJĘ! TO NAPRAWDĘ MIŁE Z TWOJEJ STRONY! WEJDŹ! - Usłyszał Papyrusa, jego brat był wyraźnie podekscytowany. Nom, chyba czas zobaczyć kogo diabli przyniosły, sprawdzić czy wyższy z braci nie wpadł w jakieś tarapaty.
Pieprzyć to. Przystosuje się, jak zawsze.
Będzie dobrze.
Sans gapił się w sufit starając się przeanalizować wszystko to co wiedział i to co miało dzisiaj miejsce, do czasu aż zmęczone oczy same się nie zamknęły, a on nie usnął głęboko.
Rozdział VI // Twój punkt widzenia
Rozdział VII // Twój punkt widzenia
,,,
Sans był niezadowolony.
Choć to słowo nie oddawało do końca tego co czuł.
Znowu zaczęły śnić mu się koszmary i znowu musiał prosić
Papyrusa o to, aby się przenieśli gdzieś daleko.
Ich obecne miejsce zamieszkania nie było najlepsze, no i
zdecydowanie mieścina nie była przyjaźnie nastawiona do potworów. Mimo otaczającego ich rasizmu jego brat powoli zaczął zaprzyjaźniać się z
niektórymi ludźmi. Znalezienie
pracy okazało się jednak dla niego niemożliwe; Sans miał tutaj
więcej szczęścia - udało mu się zdobyć źródło zarobku
bez większego wysiłku. Jego niska pozycja społeczna, podejście do
wszystkiego na luzie oraz jego umiejętność odpowiedniej intonacji
głosu sprawiała, że dogadanie się z ludźmi było dla niego łatwiejsze.
Papyrus nie miał na co narzekać, Sans utrzymywał ich obu odkąd
wyszli na powierzchnię.
Kiedy wyłożył na stół przyzwoitą kwotę
szukając nowego mieszkania
poznał zupełnie nowy poziom życia. Wystarczyła odrobina gotówki
i każdy stawał się „przyjacielem potworów”. Największą
uwagę zwrócił na miasto, cieszące się najlepszą opinią pod tym
względem. Słyszał o nim wcześniej; nie łudził się, że zacznie
się im tam świetnie układać. Sporej wielkości miasto. Inne miasto. I z tego co zrozumiał, kładziono nacisk na
to, aby każdy czuł się tam dobrze; bez znaczenia czy to człowiek,
czy potwór. Wiedział, że kilka jego pobratymców tam już zagrzało swoje
miejsce, jednak niefortunnie nie znał ich za dobrze, więc nie miał
możliwości spytać się ich o opinię.
Postanowił więc wszystko postawić na jedną kartę
i zobaczyć, jak tym razem wszystko będzie się układało. Jednak
coś nie dawało mu spokoju. Nie był to do końca przypadek, że
wybrał je spośród innych. Był przekonany, że wcześniej tam
mieszkał. Za każdym razem, kiedy przeglądał swój dziennik
sprawdzał zapiski z wcześniejszych linii czasowych, przekładał
strony aby zobaczyć co przyniesie przyszłość.
'nie' napisał do siebie na jednej z kolejnych stron. I wiedział, że daje sobie dobrą wskazówkę.
Musiał przebrnąć przez kilka rozmów telefonicznych w trakcie poszukiwania nowego mieszkania. Przygotował czek z płatnością za trzy miesiące od razu. Ze zdjęć w mailu wnioskował, że jest to całkiem przyjemne miejsce – własność jakiejś większej firmy, więc nie musiał się martwić o animozje prywatnych właścicieli. Póki nie został zaakceptowany nie powiedział, że jest potworem. Potem wysłał swój Dowód Tożsamości oraz Kartę Identyfikacyjną Potworów i... cisza. Po tygodniu przyszło do niego pozytywne rozpatrzenie wraz z kwitkiem rejestrującym go jako nowego wynajmującego. Był tym zaskoczony, mieszkanie nie miało wygórowanej ceny oraz mogli się tam wprowadzić właściwie od zaraz.
Papyrus jak to zawsze on był całkiem optymistycznie
nastawiony do przeprowadzki. Sans podchodził do tego z nieco większym dystansem, czuł się odpowiedzialny za chaos jaki pojawił się w
życiu jego brata.
Dlaczego nic nie mogło być proste?
Dlaczego nic nie mogło być proste?
Ich nowe lokum znajdowało się w średniej wielkości bloku na trzecim piętrze – nic niezwykłego, lecz jak na kwotę jaką dysponowali było ono aż za dobre. Ponoć łatwo było o pracę i ludzie nie żywili nienawiści do ich rasy, czy to sen? Im wydawało się wszystko spełnieniem marzeń. Jak tylko wsiedli do vana zabierając ze sobą prywatne rzeczy wyruszyli w podróż do nowego lokalu. Sans zauważył, że jest dziwnie podekscytowany tym wszystkim. Dlaczego? Nie miał pojęcia, może w poprzedniej linii czasowej wydarzyło się tam coś dobrego? Im byli bliżej miasta tym to uczucie stawało się większe, a kiedy w końcu wysiedli z pojazdu i stanęli na ulicy wszystko – zapachy i odgłosy sprawiły, że czuł się jak w domu. Dziwne...
Chciałby mieć pewność, że to coś nowego, ale
wiedział, że tak nie było.
Popołudniu, Papyrus i on wnosili kanapę po schodach. Usłyszał, że ich nowy-stary sąsiad właśnie otwiera drzwi. W duchu zaczął się cicho modlić, aby \nie rozległ się krzyk na widok dwóch potworów taszczących meble. Nim jednak się spotkali ten zamknął już się w swoim lokum. Pod drzwiami, za to samotnie leżała paczka płatków śniadaniowych. Oh, wygląda na to, że wypadło mu to z siatki.
-bracie, zobacz. nasz sąsiad coś zgubił, trzeba mu
to zwrócić. - powiedział i zatrzymał się by podnieść towar.
Papyrus znajdował się po drugiej stronie kanapy asekurując ją, by
nie ześlizgnęła się ze schodów.
-SANS! CZY TO NIE MOŻE POCZEKAĆ? MIMO MOJEJ SIŁY,
NIE DAM RADY SAM TO WTASZCZYĆ. - Papyrus ziajał ze zmęczenia. Sans
odstawił paczkę na bok i wrócił do ciągnięcia mebla na górę.
Był zdenerwowany – w normalnych okolicznościach mógłby użyć
swojej magii i przeprowadzka nie stanowiłaby problemu, prawda? Ale
wiele się zmieniło, zaś używanie magii publicznie było
absolutnie zakazane. Po wielu minutach prób, pchania i zmęczenia
udało im się wepchnąć kanapę do mieszkania.
-no i po sprawie. zaraz wrócę, oddam tylko to –
powiedział trzymając w rękach płatki. Papyrus przytaknął i
zaczął sprzątać pokój zaraz po tym jak Sans zamknął za sobą
drzwi.
Przez jakieś dwie minuty stał przed wejściem do mieszkania naprzeciwko gapiąc się na nie. W innych okolicznościach zatrzymałby płatki dla siebie – przeszłość nauczyła go, że sąsiedztwo nigdy nie było dla nich miłe. Jednak to były chrupki śniadaniowe, no i dobry pretekst do przełamania pierwszych lodów. Więc zapukał.
Żadnej odpowiedzi. Westchnął, wyraźnie słyszał, że
ktoś ogląda telewizję no i wiedział, że ktoś tutaj przed chwilą
wchodził. Zapukał raz jeszcze.
Ktoś westchnął za drzwiami i usłyszał
ciche „Co do ...?”. Zaczął być dziwnie niespokojny, lecz
starał się aby nic nie było po nim widać, cierpliwie czekał aż
drzwi się otworzą. Za nimi była kobieta, poczochrana z
każdym włosem w innym kierunku, ubrana w luźną koszulę z napisem
„Zluzuj stary” i w już wyraźnie znoszonych starych spodniach
dresowych. Oboje patrzyli się na siebie przez chwilę w niewygodnej
ciszy.
-cześć. - w końcu odezwał się, starając
się zacząć zwyczajną pogawędkę
-Em... Cześć? - odpowiedziała. Po tonie głosu
wiedział, że była zmieszana. Obleciała go wzrokiem od dołu do
góry starając się zorientować w zaistniałej sytuacji. Mógł
spokojnie powiedzieć, że takiego widoku to się nie spodziewała.
Szybko wyciągnął paczkę przed siebie.
-wypadło ci to z torby kiedy wchodziłaś po
schodach. - powiedział wyciągając jedzenie przed siebie – mam
nadzieję, że będzie ci się dobrze chrupało.
-Taaa! Świetnie! Dzięki... umm... - odpowiedziała,
poczuł się dziwnie speszony. Miał przygotowany w razie czego inny
tekst, ale nie był w stanie go teraz użyć. - To ty będziesz tu
mieszkał?
Serio? Nie załapała żartu? Wszyscy lubią dobre
kawały. Zamilkł na chwilę. To już miało kiedyś miejsce.
-ta.. właśnie się wprowadziliśmy naprzeciwko. my
to znaczy mój brat i ja. mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko
parze łysych czaszek dookoła.
-Nie! To znaczy.. Nie, nie mam.. W ogóle
–odpowiedziała niezręcznie. Chwyciła się futryny kładąc dłoń
na jednej ze śrub - Jeżeli.. będziecie czegoś potrzebować um..
śmiało pukajcie. Albo dzwońcie dzwonkiem. To prędzej usłyszę.
-jasna spawa. - wyciągnął przed siebie
dłoń – sans.- Jak tylko ich ręce się złączyły głośny odgłos
pierdnięcia wydobył się z poduszki pierdziuszki jaką ukradkiem
włożył na swoją rękę, kiedy nie patrzyła. Jego uśmiech się
lekko powiększył, był z siebie zadowolony, jednak kobieta
wyglądała na jeszcze bardziej skołowaną.
-______. Miło mi poznać. Ja... ja już wrócę
do siebie. Miłego wieczoru! - powiedziała i szybko zniknęła za
drzwiami. No i kurwa pięknie, dobra robota Sans. Stał zły na
siebie. Ten kawał może działał na dzieci, albo na nastolatków,
ale raczej powinien przestać go stosować wobec dorosłych. Bez
względu na wszystko, teraz był całkiem przekonany, że
niekoniecznie będzie musiała ich polubić, a to wszystko jego wina.
Heh, nie będzie musiała ich polubić. Zorientował
się, że stoi tak pod drzwiami troszeczkę za długo. Powinien pomóc
Papyrusowi z resztą rzeczy, puścić w niepamięć to co właśnie
miało miejsce. Co tam jeszcze zostało do wniesienia? Łóżka?
Fotele? Stół? Oh będzie dźwigania.
Papyrus i Sans wnieśli już wszystkie rzeczy, razem
z pudłami. Nie było ich dużo, kilka w których schowane były
pamiątki z Podziemia. Papyrus uwielbiał zdjęcia jakie zrobili
pierwszego dnia po wydostaniu się na powierzchnię, więc miał ich
dużo w różnych ramkach. Byli na nich oni wraz z przyjaciółmi.
Niestety, znajdował się na nich też ten bachor.
Z okien mieli całkiem dobry widok. Centrum miasta nie znajdowało się daleko, dookoła bloku były porozstawiane liczne sklepy oraz wiele bilbordów z reklamami, informującymi co znajduje się na głównej ulicy miasta. Podobało mu się tutaj bardziej, niż przypuszczał. Zorientował się, że kilka reklam było innych niż pamiętał, może zmienią się za jakiś czas? Okolica wydawała się przyjazna co też go zaskoczyło. Sąsiedzi mimo wszystko też nie wydawali się być źli, no... zakładając, że ona nie weźmie do siebie tego co zrobił. Popatrzył na światła jakie powoli zapalały się na ulicy, wszystko było takie przyjemne, ciche i spokojnie. Nie był do końca pewien co widzi za oknem, między pobliskimi blokami, wyglądało troszeczkę jak stare krzesło, albo coś w tym stylu.
Papyrus był w kuchni, układając wszystko zgodnie z własnym pojęciem organizacji. A wtedy rozległo się pukanie w drzwi. Czekał przez chwilę, lecz niczego nie słyszał. Postanowił więc olać sprawę. Do czasu, aż usłyszał Papyrusa otwierającego wejście, z kimś rozmawiał. Czy Sans powinien wyjść? A co jeżeli to jakiś popierdolony człowiek?
A co jeżeli to ta dziewczyna?
-OJEJUŚKU! DZIĘKUJĘ! TO NAPRAWDĘ MIŁE Z TWOJEJ STRONY! WEJDŹ! - Usłyszał Papyrusa, jego brat był wyraźnie podekscytowany. Nom, chyba czas zobaczyć kogo diabli przyniosły, sprawdzić czy wyższy z braci nie wpadł w jakieś tarapaty.
-hej brat, coś się stało? - Sans wyszedł ze
swojego pokoju i zobaczył nad wyraz zadowoloną minę brata
stojącego obok tej sąsiadki, miała w rękach sporej wielkości
talerz na którym znajdowały się dobrze wyglądające ciasteczka. –
oh. cześć sąsiadko.
-Cześć Sans! - odpowiedziała mu z wyraźnym
zadowoleniem w głosie. Cieszyła się, że go widzi? Raczej nie,
była po prostu zdenerwowana. - Chciałam was przywitać więc
zrobiłam to dla was. - pokazała na trzymany przez siebie talerz.
Sans był ciekawy, wiedział że to zwyczaj potworów, witać w ten
sposób ludzkich sąsiadów aby pokazać, że są przyjaźnie
nastawieni, lecz jeszcze nigdy nikt nie zrobił tego dla nich. Czy
ludzie mają podobną tradycję?
-CZY TO NIE FANTASTYCZNE? JUŻ MAMY ZNACZNIE MILSZYCH
SĄSIADÓW NIŻ WCZEŚNIEJ! CZY TO NIE WSPANIAŁE BRACIE? -
powiedział Papyrus lekko drżącym głosem. Sans przeniósł wzrok na
niego, mając w głębi duszy nadzieję, że jego brat się nie myli.
Ludzka kobieta przystawała z nogi na nogę i wtedy Sans zaczął się
przez chwilę zastanawiać czy Papyrus w ogóle się przedstawił.
-ta.. heh... przedstawiłeś się, papyrus? - zapytał
-NIE! O RANY! PRZEPRASZAM! TO BYŁO NIEGRZECZNE Z
MOJEJ STRONY! JESTEM WSPANIAŁY PAPYRUS, BARDZO MI MIŁO CIEBIE
POZNAĆ! - zrobił swoją zwyczajną pozę. Sans uśmiechnął
się szerzej podziwiając wytrwałość swojego brata.
-Mnie też jest miło poznać, Papyrus i twojego
bra...ta? - powiedziała kobieta niepewnym głosem. Sans przytaknął,
aby upewnić ją w słowach. – Jego też miło było poznać.
Dziękuję raz jeszcze za to, że przyniosłeś mi moje płatki
wtedy. - Sans chwilę milczał, a potem zorientował się, że
uśmiecha się szerzej. Tak! Nie schrzanił tego!
-musisz być ostrożna, mogłem być seryjnym
mordercą, który chciał cię zwabić na płatki śniadaniowe –
zażartował, lecz kobieta zrobiła tylko 'pfff' choć nadal się
uśmiechała. Papyrus natomiast patrzył się na niego przez chwilę
wyraźnie podirytowany.
-TO BYŁO OKROPNE,SANS. MNIEJSZA O TO. JAKIE IMIĘ
NOSISZ CZŁOWIECZE?
-Oh! _____. - wyciągnęła dłoń na powitanie.
Papyrus ją uścisnął i ku zaskoczeniu wszystkich
dało się z łatwością usłyszeć charakterystyczny pierd między
ich dłońmi. Uśmiech Sans poszerzył się od ucha do ucha (jeżeli
je ma) i mało nie zaczął się krztusić przez śmiech. Papyrusowi
znowu nie spodobał się kawał i wyglądał na dogłębnie
urażonego.
-UGGGGHHH –warknął, Sans nie mógł ze śmiechu
utrzymać równowagi musiał więc podeprzeć się o stół.
-o mój....boże...- wysapał -to było...cudowne.
-NIE! BYŁO STRASZNE! ON KAZAŁ CI TO ZROBIĆ _____?
- Papyrus nadal był wściekły
-Nie! - krzyknęła machając rękami w geście
przeproszenia. Za co przepraszała? To była pieprzona poezja. –
Nie, ja tylko... Znaczy się... Szczerze? Proszę, nie bierzcie tego
do siebie... Ja... Ja nigdy wcześniej nie poznałam kogoś takiego
jak wy, więc kiedy Sans to zrobił... Ja... Myślałam, że może to
jakaś tradycja, albo coś...? Przepraszam! - Oooo kurwa. Ona
myślała, że to ... tradycja... potworów. Sans zaczął się śmiać
jeszcze bardziej, zastanawiając się jak wiele czasu spędziła
myśląc o tym durnym przywitaniu. Biedne dziewczę! Papyrus przestał
krzyczeć i skrzyżował ręce na piersi.
-TO WIELE WYJAŚNIA. NIC NIE WZIĄŁEM DO SIEBIE I
PRZYJMUJĘ PRZEPROSINY! BĘDZIEMY DOBRYMI PRZYJACIÓŁMI! NIE BÓJ
SIĘ! - starał się ją uspokoić, lecz przez chwilę spiorunował
Sansa wzrokiem, ten był zbyt zajęty śmianiem się, aby czymkolwiek
się teraz przejmować.
-o rany... dzieciaku... to było piękne....
poprawiłaś mi humor.. dzięki... - przestał się już śmiać i
starał się wyrównać oddech co chwile się krztusząc. Patrzyła
na nich zdezorientowana i podirytowana. Nie wiedział, czy to dobry
czy może raczej zły znak.
-Cóóóóż... Nie jestem pewna co lubicie, więc
zrobiłam wam troszeczkę czekoladowych ciasteczek. To jakby...
tradycja tutaj. Ale.. jeżeli ich nie lubicie to mogę zrobić wam
coś innego... - zaoferowała. Kto do kurwy nędzy nie lubi ciastek
czekoladowych? Jeżeli istnieje ktoś taki na świecie, Sans nie chce
go znać.
-spokojnie uwielbiam czekoladowe ciasteczka. -
odpowiedział i podszedł wyciągając ręce po talerz. Właśnie
miał coś powiedzieć zabierając naczynie, kiedy zdał sobie
sprawę, że dziewczyna patrzy się na jego ręce. Ah, no tak.
Wyglądają dziwacznie, prawda?
-Przepraszam. - powiedziała odwracając wzrok. Sans
poczuł się jakby był trędowaty.
-to nic. - udał się do kuchni – nie musisz się
nas bać, nie gryziemy
-NIE! ZDECYDOWANIE NIE! - zawtórował mu brat,
traktując jego żart dosłownie.
-Wiecie, na mnie już pora. Mam nadzieję, że
ciastka posmakują i ... dziękuję za zaproszenie, Papyrus! -
dziewczyna zaczęła trącać łokciem jego brata, na co Sans
zareagował niewielkim uśmiechem - Moje drzwi stoją dla was
otworem. W razie czegokolwiek pukajcie śmiało. Jesteśmy od teraz
oficjalnie sąsiadami i takie tam.
-CUDOWNIE! - krzyknął podekscytowany Papyrus -
SKORZYSTAMY Z ZAPROSZENIA! DZIĘKUJE _____!
-dzięki za ciastka. cieszę się, że nie wpadło ci
nic do oka... przez to małe nieporozumienie odnośnie naszego...
powitania – znowu zaczął się szeroko uśmiechać.
-Nie ma szkody, nie ma winy. - stała niewzruszona.
Jego uśmiech nieco pobladł. Rany, czy jest to ktoś kogo nie uda mu
się rozśmieszyć? - Dobrej nocy.
-DOBREJ NOCY LUDZIU! ŚPIJ DOBRZE! - Pomachała im na
do widzenia i wyszła z ich mieszkania znikając za swoimi drzwiami.
Papyrus popatrzył na Sansa – TO BYŁO BARDZO PRZYJEMNE. CIESZĘ
SIĘ, ŻE ZDECYDOWAŁEŚ SIĘ POWIEDZIEĆ CZEŚĆ DO NASZEGO SĄSIADA!
-co mogę powiedzieć? gdybym nie oddał jej płatków
pewnie umarłaby z głodu – zaśmiał się lekko, Papyrus zasłonił
uszy dłońmi stękając z podirytowania. - myślę, że pójdę już
spać, papciu. moje kości są zmęczone.
-IDŹ SANS, DOKOŃCZĘ PORZĄDKI WOLNY OD TWOICH
OKROPNYCH KAWAŁÓW.- warknął Papyrus kierując się w stronę
kuchni. Sans wzruszył ramionami i wszedł do swojego pokoju.
Zamknął drzwi i oparł się o biurko chwytając za swój dziennik. Chciał zobaczyć, co miało miejsce w przeszłości z tą dziewczyną, tak dla pewności... przekręcił stronę.
Zamknął drzwi i oparł się o biurko chwytając za swój dziennik. Chciał zobaczyć, co miało miejsce w przeszłości z tą dziewczyną, tak dla pewności... przekręcił stronę.
'nie czytaj tego, debilu' widniał napis na stronie.
Pieprzone ja przeszłości. Dlaczego zna siebie tak dobrze? Schował
twarz w dłoniach sfrustrowany. Miał nadzieję, że będzie mu
łatwiej ale.. wszystko wydawało się takie pieprzenie
skomplikowane. Tak wiele niewiadomych, tak wiele rzeczy mogło pójść
źle, i z jakichś głupich powodów, jego przeszłość chce
pozostawić go ślepym na to co ma mieć miejsce. Z tego co pamiętał
nigdy wcześniej coś takiego nie miało miejsca. Właśnie to go tak
denerwowało. Zamknął książkę i rzucił nią na biurko, a potem
położył się na nie zasłanym łóżku.
Pieprzyć to. Przystosuje się, jak zawsze.
Będzie dobrze.
Sans gapił się w sufit starając się przeanalizować wszystko to co wiedział i to co miało dzisiaj miejsce, do czasu aż zmęczone oczy same się nie zamknęły, a on nie usnął głęboko.
Śnił o niczym. Lecz śnił. I to o czym śnił to
była czarna ziejąca samotnością próżnia towarzysząca mu aż do
poranka.
O! A miałam się pytać, czy to też zamierzasz przetłumaczyć:) Super.
OdpowiedzUsuńKiedy tak sobie czytałam po angielsku, to po każdym rozdziale czytałam go jeszcze raz, tylko z perspektywy Sansa. Jak rozdziały się skończyły, to było mi przykro, bo kurczę, chciałam wiedzieć, co ON myślał w danym momencie. Szkoda, że autorka nie pisała rozdziałów na przemian, w końcu miała już ułatwione zadanie. Albo zaczęła to pisać całkiem niedawno.
*SPOILER*
Jak np. został pobity, to chciałam wiedzieć, co Will mu takiego powiedział albo jak była scena seksu, to też chciałam ją przeczytać, tylko z JEGO perspektywy. Oh well.
W 5 rozdziale jest jak się masturbuje xD
UsuńNo i też jestem ciekawa jak to wygląda z Willem.
Ogólnie bardzo mi się spodobało całe to opowiadanie i przeczytałam je już chyba z trzy razy, a niektóre rozdziały to i po kilkanaście xD Tak więc tak, będę to tłumaczyć ^^
Wiem, przeczytałam! Byłam zaskoczona, że wątek romantyczny tak szybko ruszył. Może to nie jest "ojezujakaonajestcudownakochamją", ale... No kurczę, masturbował się myśląc o niej. To już na pewno coś znaczy.
UsuńAle Will to taki okropny skurwiel, ja już bym dawno go kopnęła w dupę:v Dlatego też trudno jest mi utożsamić się z bohaterką, bo ja NIE WYOBRAŻAM sobie być tak traktowaną. Co prawda przeczytałam chyba z 8/9 rozdziałów, nie wiem, co się dzieje dalej i czy odjebie coś jeszcze, ale już mnie wkurzył.
Jeżu dzięki ci będą!!!!!
UsuńGdybyś nie napisała, że jest tam spoiler to bym to jeszcze przeczytała!!!
A tak propos świetne tłumaczenie Youmi!!!
Mówiłam o twoim blogu koleżance ale ona woli bardziej krwawe, okrutne, straszne i horrorkowe (to nie to samo?) opowiadania...
No czy ja wiem, dla facetów seks niekoniecznie musi iść w parze z uczuciami, to pożądanie a nie miłość... Teoretycznie... Bo ff jest pisany przez dziewczynę dla dziewczyn więc... Tak to już coś znaczy. Zwłaszcza, że jak potem przeczyta się kolejne rozdziały to wszystko układa się w logiczną całość.
UsuńHm, a mnie łatwo. Co prawda nie miałam dokładnie takich przejść co nasza postać, ale jednak znam uczucie robienia czegoś z miłości dla kogoś kto nie zwraca uwagi na Twoje istnienie. Oczywiście, też bym nie latała za Willem, ale i tak się opamięta. Nie będę spojlować więcej xD
Hm, krwawe i okrutne mówisz? Oh kochane letnie dzieci... Co wy wiecie o zabijaniu xD
Kilka osób prawie udusiłam, ale niestety byli świadkowie...
UsuńZajebiste ^^
OdpowiedzUsuńczekam z niecierpliwością na 5 rozdział ( ͡° ͜ʖ ͡°)...hehehe będą tam ciekawe rzeczy ( ͡° ͜ʖ ͡°) jesteś niesamowita,trzymaj tak dalej o-o <3
OdpowiedzUsuń