26 października 2016

Undertale: Lepszy świat - Rozdział XI by Silent Omen [opowiadanie skasowane] [+18]

Notka od autorki bloga: Niniejsze opowiadanie nie jest moje. Należy ono do Silent Omen, która jakiś czas temu po opublikowaniu kilku rozdziałów skasowała swojego bloga wraz ze stworzoną przez siebie historią. Postanowiłam do niej napisać i poprosić o przesłanie opowiadania oraz - o to by zgodziła się, abym w jej imieniu publikowała. We współczesnym internecie naprawdę mało jest dobrych polskich opowiadań. Jej jest najlepszym jakie znalazłam w polskim fandomie Undertale. 
Tak więc nie przeciągając dalej, oto i ono.

Słowem wstępu:
Frisk stara się przekonać Asgora, żeby porzucił plan zniszczenia bariery. Tłumaczy, że świat wcale nie jest tak przyjaznym miejscem, jak mogłoby się wydawać. Chcąc uniknąć ostatecznej walki z królem spędza czas w Podziemiu na szukaniu innego rozwiązania i ciesząc się towarzystwem przyjaciół.
Opowiadanie przedstawia perypetie głównych bohaterów uniwersum Undertale. Jest to historia alternatywna, z dużą domieszką humoru i pozostająca w zgodzie z głównymi wątkami fabularnymi oraz z kanonem gry.
---
Ostrzeżenie:
Opowiadanie może zawierać: wulgarny język, opisy przemocy i scen erotycznych, wątek poruszający tematykę miłości homoseksualnej. Kierowane do czytelników pełnoletnich. 
SPIS TREŚCI:
Rozdział XI (obecnie czytany)
Rozdział XIII
Informacja od autorki:
W mojej opinii Rozdział XI jest dość brutalny, a na pewno daleki od typowego dotychczas komizmu. Stąd też czuję, że powinnam wyjaśnić dlaczego zdecydowałam się na taką kreację postaci Friska.

W uniwersum Undertale Frisk jest takim everymanem; człowiekiem, którym może być w zasadzie każdy. Samo to pozwala autorom takim, jak ja na obdarzenie go charakterem, który za każdym razem będzie inny i zarazem kanoniczny. Chciałam, by moja Frisk odbiegała od reszty Frisków. Przede wszystkim, by Czytelnik wiedział, że nie jest to postać niewinna, trafiająca do Podziemia z DUSZĄ wypełnioną jedynie wspaniałomyślnością i szlachetnością. Która znalazła się tam tylko po to, by stamtąd wrócić.
Drugą sprawą jest to, że piszę do rozgarniętych, potrafiących myśleć krytycznie odbiorców. Na pewno nie jest to proza skierowana do osób nieletnich (i zgodnie z moim życzeniem jako taka została wyraźnie oznaczona), choć i tak wiem, że czytacie c: Cenię budujące komentarze, Wasze dyskusje, przemyślenia - rzucają bowiem nowe światło na  mój "Lepszy świat". Dodam także, iż tytuł ten również jest nie bez znaczenia i w kontekście całego opowiadania odgrywa dużą rolę.

Dzięki, że jesteście.



Mam szesnaście lat. W zeszłym roku zaczęłam naukę w liceum. Teraz siedzę w kuchni pod oknem i odliczam czas. Okrągła tarcza naściennego zegara mówi mi, że jest za piętnaście ósma. Boję się. Między palcami trzymam czerwonego Marlboro, którego wczoraj ukradłam ojcu z paczki. Właśnie, ojciec… Spoglądam nerwowo na zegar. Za czternaście ósma. Wychylam się przez kuchenne okno wychodzące na podwórze. Mieszkamy w bloku na piątym piętrze, stąd zobaczę go, gdy będzie wchodził do klatki schodowej. Niebo jakieś takie szare dzisiaj, zero słońca, a chmury wiszą ciężko nad ziemią jakby były z ołowiu. Malinowska znowu spierdoliła obiad, tak okropnie śmierdzi rozgotowaną kapustą. Ściągam ostatnie machy ze szluga, spłukuję pod kranem peta i wyrzucam przez okno. Ostatnio prawie mnie przydybał na jaraniu. Na szczęście ten tępy fiut, wyruchany przez stado goryli, nie jest zbyt rozgarniętym przedstawicielem homo sapiens. Heh, chyba powinnam zacząć sobie notować te przezwiska... Ale co poradzę? Same przychodzą. Kutafon. Nie wiem ile jeszcze będę w stanie go znosić. Ja serio tutaj nie pasuję. Zgorzkniała, szesnastoletnia gówniara, której ledwo cycki wyrosły, a która już bluzga na ten sparszywiały świat żrąc psychotropy jak cukierki. Ta… oto kim jestem. Leczę czarną rozpacz w gabinecie u tak zwanego lekarza dusz. Ale to nic nie da. Jeśli ktoś ma zdrowo narąbane w głowie, to żadne czarodziejskie pigułki tego nie zmienią. Choćby zostały zesłane przez samego Jezusa Zbawiciela Pana Naszego Amen. Niektórzy ludzie po prostu mają fiksację w naturze, a nielicznych szaleństwo czyni geniuszami. Weźmy takiego Baudelaire’a, Huxleya, albo Paganiniego. Ach, te niespokojne DUSZE… Ile warta byłaby ta kulka gnoju, której wszyscy tak kurczowo się trzymamy, gdyby nie wielcy szaleńcy? Gówno warta by była, zaprawdę powiadam. Nasz świat to limbo zawieszone gdzieś w przestrzeni na zadupiu kosmosu.

Ale czasem miewam sny… Równie dobrze może to być początek schizofrenii, tyle, że mam obawy, by zweryfikować to u psychiatry. W każdym razie są one niesamowicie wyraźne. Czuję się, jakbym była Alicją, która przez zajęczą norę trafia do Krainy Czarów. Wychodzę wściekła z domu i przemierzam moje blokowisko. Mijam trzepaki, kolorowe, odnowione place zabaw i żółto-pomarańczowy budynek mojej dawnej szkoły. Docieram do starej wierzby. Gdy nie sięgałam wyżej, niż do kolana, moja zmarła przed laty babka opowiadała mi, że to drzewo zamieszkują driady, ale w tym śnie mam świadomość, że od dawna już nie kupuję takich bajek. Dalej są slumsy z wyłysiałymi trawnikami. Stara, od lat nieczynna fabryka papieru i rozpadające się, ceglane pawilony, w których rezydują bezdomni. A na końcu tej drogi, za zardzewiałym ogrodzeniem, rozpościera się dziko rosnący las, po środku którego znajduje się góra. Słyszałam legendy. Do dziś opowiadają je miejscowe cyganki i stare plotkary. Podobno to przeklęte miejsce, podobno w pobliżu góry zaginęło siedmioro dzieci, a nawet, że podobno jest tam wejście do piekła. Wszystko to „podobno”. Ludzie pukają się w czoło, gdy słuchają tych pierdół, ale z drugiej strony nakręcili w tamtejszej okolicy odcinek do jakiegoś wielce profesjonalnego programu, traktującego o zjawiskach paranormalnych. Na trzy dni teren ogrodzono taśmą policyjną, a pierdolnięta baba w kolorowych szmatach, obwieszona talizmanami z króliczych łapek, magicznych paciorków i innych łusek pradawnych smoków krążyła z wahadełkiem między drzewami i nawiązywała kontakty z astralem. Mówiła o sobie, że jest medium. Taa, proszę państwa. XXI wiek, wiemy już, że Ziemia krąży dookoła Słońca, mamy prąd w gniazdkach oraz szczepionki, a ludzie nadal pląsaliby wokół ogniska i składali ofiary, by duchy przodków w swej łaskawości zesłały deszcz. Najlepiej pieniędzy. Tak to już jest. Jak nie kolejny mesjasz-zbawiciel, to inne bożki. Jebani hipokryci. I weź tu nie popadnij w mizantropię.
Lecz prawda jest taka, że kiedy byłam mała, naprawdę bałam się tam zapuszczać. Moja babcia też nie oszczędziła mi historii o potworach, toteż trzymałam się z dala od lasu i góry. Wprawdzie po kilku latach strach ustąpił miejsca gorzkiemu sceptycyzmowi. To był taki przedsmak dorosłości. Koniec końców w świecie, w którym czcimy boga rozumu, przyznanie się do wiary w pozytywnego hippisa mającego zbawić ludzkość, moc mistycznych rytuałów, albo w potwory spod góry, to narażenie się na ostracyzm wyznawców intelektu, takich jak ja. A przecież nikt nie chce być uznany za nawiedzonego czuba, nawet jeśli nim jest.

W każdym razie nigdy tam nie chodziłam. Ale w moim śnie przechodzę przez dziurę w ogrodzeniu z drucianej siatki i idę zarośniętą ścieżką przed siebie. Z każdym krokiem las staje się coraz gęstszy, zupełnie jakby to stare ogrodzenie oddzielało betonową cywilizację od Matki Natury. Krzaki szarpią nogawki spodni, gałęzie biją mnie po twarzy, a ja im dalej brnę, tym bardziej wolna się czuję. Ta wolność wypełnia mi płuca i sprawia, że serce bije szybciej. Mam ochotę biec przed siebie, to biegnę. Mam ochotę śmiać się, więc wybucham śmiechem i przyśpieszam. Chcę ścigać się z wiatrem i gonię co sił w nogach, śmiejąc się jak głupia, aż zaczyna mi się wydawać, że moje stopy przestają dotykać podłoża. Zapominam o moim smutnym życiu i o tych wszystkich świrach, którzy wierzą w to, że po śmierci pójdą do Disneylandu. Teraz nic mnie nie więzi i nie martwi. Jestem wolna! Naćpana błogą beztroską docieram do podnóża góry. Jest strasznie stromo, ale nic to! Zaczynam się wspinać. Tam, gdzie wyrastają korzenie drzew jest łatwiej stawiać kroki, choć i tak muszę łapać się krzewów, by nie wyrżnąć. Nie zwracam uwagi, że kolce ranią mi dłonie. Boże, jak cudownie pachną sosny… Coś głęboko we mnie mówi mi, że jestem na dobrej drodze, chociaż nie wiem dokąd ona wiedzie. Zmęczenie daje mi się we znaki dopiero na szczycie, lecz i ono nie ma w tej chwili żadnego znaczenia. Widok jest piękny. Kłębiaste chmury mam na wyciągnięcie ręki. Z oddali wszystko wydaje się takie małe. Widzę miasto na tle różowego nieba i patrzę jak słońce pięknie zachodzi, jak promieniami układa się na koronach drzew. Jestem wolna! WOLNA! Aż chce mi się krzyczeć! Lecz nagle potykam się o coś i czuję, że tracę grunt pod nogami. Sprzed oczu ucieka mi widok różowego nieba, a ja lecę w dół niczym kamień rzucony w studnię. Chyba krzyczę, ale nie słyszę własnego głosu. Frunę wąskim, ciemnym tunelem, w głowie migają szybkie myśli:

Czy umieram? Bardzo będzie bolało? Co mnie czeka na końcu? A co, jeśli Bóg istnieje i mi nie wybaczy, że w niego nie wierzyłam?

Obraz zlewa się w wielką czarną smugę, tracę oddech, włoski na rękach stają mi dęba. Słyszę gwizd powietrza. Dostrzegam jakąś żółtą plamę na dole. Potem zalewa mnie ciemność.

To już…? Umarłam?
...
...
...
...
...
...
...
...
...

Nie wiem ile czasu zdążyło upłynąć. Powoli otwieram oczy. Wygląda na to, że przeżyłam upadek, ale jak to w ogóle możliwe…? Daleko, hen daleko w górze błyszczy maleńkie światełko, niedosiężne. To stamtąd spadłam? Jeśli tak, to nieźle gruchnęłam… Cud, że mogę oddychać. Czy połamane żebra nie powinny przypadkiem przebić płuc…? Leżę na plecach i boję się podnieść. Dziwne, poza głową nic mnie nie boli. Mam tylko mroczki przed oczami. Macam rękami po ziemi. A to co? Uh, kwiatki…? Przekręcam głowę i widzę naokoło mnóstwo złotych kwiatów. To chyba jaskry, o ile dobrze pamiętam. Zbierałam je w podstawówce do zielnika.
Może jednak umarłam, a to miejsce to pewien rodzaj czyśćca…? Albo piekła. O, to chyba prędzej. Nie chcę jeszcze wstawać. Co, jeśli naprawdę nie żyję? Co może się wydarzyć? Pieprzyć to, nie wstaję. Zamykam oczy i leżę tak przez kilkanaście minut.
...
...
...
...
...
...
...
...
...

- Chuj, najwyżej Lucyfer usmaży mnie w kotle – z tą optymistyczną myślą postanawiam się dźwignąć. Hm, o dziwo nie mam połamanego kręgosłupa, ani nóg. Nic mi nie jest. Stawiam kilka niepewnych kroków przed siebie. Trochę kręci mi się w głowie i piszczy w uszach, ale poza tym zdaje się, że wszystko okej. Muszę się stąd wydostać. Idę.
Tak zaczyna się moja przygoda.

Czas się dłuży nieubłaganie. Wskazówki zegara ślamazarnie przemierzają okrąg tarczy. Wkładam sobie do ust orbitkę, żeby stary nie wyczuł swojego marlborasa. Oho, o wilku mowa. Słyszę charakterystyczne kliknięcie zamka. Nim cofnie się zasuwa, ja już WIEM.
Staję w przedpokoju oparta o ścianę. W bezpiecznej odległości kilku metrów.
- Ooo, wrócił piątkowy mistrzunio! – Do mieszkania wtacza ponad sto kilogramów żywej wagi. Patrzę na ten nabrzmiały od alkoholu pysk, na znoszoną koszulę w czerwono-czarną kratę i rzygać mi się chce. Ojciec nie zwraca na mnie uwagi. Drzwi wejściowe uderzają z łoskotem o boazerię, która pamięta już niejedno wejście smoka. Facet pada na kolana i zanosi się pijackim kaszlem. W tym stanie jest raczej nieszkodliwy. Krzyżuję na piersi ramiona, uśmiecham się cynicznie i żując gumę z politowaniem obserwuję aerobik w jego wykonaniu. Zadziwiające, że wystarczy tylko trochę alkoholu, aby doprowadzić się do stanu, w którym byle piruet zakrawa na miarę kaskaderskiego wyczynu. Oto mój ojciec. Wyskoczyłam z kuśki tego człowieka. Świadomość bycia najszybszym plemnikiem w takich momentach przyprawia mnie o mentalną zgagę. Tak to już czasem bywa, że nawet zwycięzcy wyścigu w nagrodę dostają tylko kopa w tyłek. Los to okrutny skurwysyn.
Stary pełza po posadzce jakby był przerośniętą gąsienicą. Coś mamrocze pod nosem i po paru chwilach nieruchomieje. Zachrapał jeszcze donośnie. Gdy przeskakuję nad nim trzymając się za nos, by domknąć drzwi, patrzę i co widzę? Wystającą z kieszeni jego kapoty paczkę papierosów, która uśmiecha się do mnie! Hahaha! Ja też się do niej uśmiecham. Niewiele myśląc zabieram ją i wycofuję się z trudem powstrzymując odruch wymiotny. Nie zauważy. Chryste i Odynie, co za smród!!! Można schlać się jedynie przez oddychanie tym samym powietrzem, co on. Krzywię się i macham ręką przed twarzą. Fuu! Uciekam do swojego pokoju, przekręcam zamek w drzwiach. Powód jego montażu cały czas leży i chrapie w przedpokoju. Siadam na łóżku i otwieram mój łup. Liczę: raz, dwa, trzy, …, osiem, och, a to co? Jeden z papierosków nie pasuje do reszty. Jakiś taki… pękaty jakby? Wącham i krzywię się mimowolnie. Kurwa, co to jest?! Ten zasraniec jara jakieś zielsko?! Skąd on w ogóle to wziął?! Nie wiem, chowam to z powrotem do paczki. Gryzę się w kostki. Kurwa, co robić, co robić… Powinnam to odnieść? Jeszcze wpakuję się w jakąś przesraną akcję… Ktoś mi mordę obije na ulicy, czy coś. Usłyszałam dobiegające zza ściany sapanie i szmery. Wciskam szybko paczkę w szczelinę pomiędzy materacem, a spoiwem łóżka.
JEB! JEB! JEB! – tłucze pięścią w moje drzwi.
- Spierdalaj! – odkrzykuję.
- Ci dam… gófniaro! – JEB! – i odchodzi. Nasłuchuję jak nalewa sobie wody z kranu, którą wyżłopał paroma łykami. Ale suszy dziada. I klap na krzesło wielkim dupskiem. Kilka bełkotliwych „kurew” dobiega mych uszu. – SZLAG…! Dzie moe fajki?!

Tak jest odkąd pamiętam. Ciekawe co u mamy… Dobrze jej tam, dokąd poszła? W takich momentach mogę myśleć tylko o niej. Stary w kółko tylko powtarza, że nas zostawiła. Nie wiem skąd, ale po prostu wiem, że nie porzuciłaby mnie na pastwę tego gnoja. Albo może po prostu to moja ostatnia cząstka nadziei, która gdzieś jeszcze się we mnie tli? Bo na tym obsranym świecie nie mam już nikogo…? NIKOGO. Nie wierzę w Boga. Ba! Nie mam wiary nawet w człowieka. Ani w siebie. Jestem sama. Sama. Sama. Sama. Umrę samotnie.
JEB!
JEB!
JEB!
- Otwieraj! – drze się. Ignoruję go.
JEB!
JEB!
JEB!
- Otwórz mała szmato!
JEB!
Bądź silna… Wytrwaj!

- Bo wypierdolę te drzwi!!! – jego głos nagle stał się dziwnie wyraźny. A jeszcze przed chwilą nie byłby w stanie nawet przeliterować własnego imienia. Huk narasta. Wzięłam głęboki wdech. Właśnie miałam otworzyć, wyskoczyć na niego z mordą, gdy drzwi wyleciały same z zawiasów, a wraz z nimi do pokoju wpadł on. Poczułam, że serce podchodzi mi do gardła. Tym razem zamek mnie nie ochronił. Stary podniósł się chwiejnie z podłogi, z twarzą wykrzywioną gniewem. Jego pijane oczy, zwrócone na mnie z żądzą mordu, przypominają wąskie szczeliny najczarniejszej otchłani. Dopadł mnie błyskawicznie, choć refleksem dorównywał słoniowi w składzie porcelany. Łapie mnie za włosy, szarpie.
- I co? Myślałaś, że nie wejdę?! – szarpie mocniej. Czuję łzy napływające do kącików oczu.
- Od… pier… dol się…! – warczę na niego i chwytam za wielką łapę, która mnie trzyma. Boli.
- Gdzie moje szlugi?! – wydziera mi się prosto do ucha, a ten krzyk szumi mi w głowie. Jego oddech cuchnie wódą. – Odpowiadaj!
- A co ja, duch święty?!
- Nie kłam, dziwko! Miałem je jeszcze w domu! – potrząsa mną, a ja biję się z myślami czy oddać mu paczkę.
- Daj mi spokój! Nie mam ich! – wyszarpuję się w końcu i dyszę ciężko. On jednak od razu przypada do mnie, zaczyna mnie oklepywać. Śmierdzi alkoholem wymieszanym z potem. – Co ty robisz?!
Nie odpowiedział, tylko zacharczał parę razy obmacując tylne kieszenie moich dżinsów. Matko, ale on obleśny.
- Nie ma – stwierdził na spokojnie, ale z rozczarowaniem. – Gdzie schowałaś?
- Mówię, że nie mam! Pewnie zgubiłeś po pijaku! – Rozmasowuję głowę w miejscu, gdzie wcześniej mnie trzymał. Siadam na obrotowym krzesełku przed biurkiem i czekam, aż wyjdzie. Lecz on wcale nie zamierza wyjść. Wgapia się we mnie jakoś tak nienormalnie. W jego spojrzeniu jest coś strasznego. Cała się trzęsę z przerażenia, ale gram silną, nie daję po sobie poznać. Wyginam palce i udaję, że na niego nie patrzę.
- No trudno – drapie się po posiwiałym łbie. – Może masz rację… ? – Stawia niewielki krok w moją stronę.

O kurwa.

- Może cię nie doceniam… córeczko? – mam wrażenie, jakby ktoś rozpłatał mi bebech tasakiem, a potem powiązał moje flaki w ciasne supły. „Córeczko”. Nigdy wcześniej nie nazwał mnie córką, ale to bez znaczenia. W jego ustach i tak brzmi to niczym najgorsza obelga. Równie dobrze mógłby rzucić byle kurwą, albo splunąć mi w twarz.
- Wyjdź. – Chciałam brzmieć pewnie, jednak głos mnie zdradził. Strach, pogarda, obrzydzenie, samotność. On nie ma zamiaru wyjść. Jego napęczniałą mordę wykrzywia odrażający uśmiech rekina. Chwila zadecydowała o tym, że nim zdążyłam zerwać się z krzesła, on pochylił się ku mnie blokując jedyną drogę ucieczki. Już nie potrafię dłużej udawać. W ataku paniki próbuję go odepchnąć, na co on napiera na mnie mocniej swoim wielkim cielskiem. Czuję jego zaśmierdnięty oddech na sobie.
- Spierdalaj! – uderzam go pięściami w tors z całej siły, ale on jedynie się zachwiał.
PLASK!
Wymierza mi policzek.
- Nie będziesz mi podskakiwać, ty mały kurwiu! – uderza znowu, tym razem w drugi policzek. Na ułamek sekundy pociemniało mi przed oczami. Boję się!
- Więcej nie będziesz ze mną pogrywać! – łapie mnie za fraki. Puszczają szwy i słychać odgłos rwanego materiału. Zaczynam szlochać.
- Pomocy!!! – krzyczę przez łzy i zaraz dostaję kolejnego plaskacza. – BŁAGAM!
- Zamknij ryj!!! – rzuca mnie na podłogę, a wraz ze mną wywraca się krzesło. – Zam-knij-ryj! – stary wymierza mi trzy potężne kopniaki, a ja zwijam się w kłębek.

Niech mi ktoś pomoże!

- POMOCY!!! – drę się. Sama nie wiem ile tak krzyczę i ile kopniaków przez ten czas zbieram. Tak bardzo szumi mi w głowie, że nawet nie boli. Czuję tylko metaliczny smak krwi na języku.
- Nikt do ciebie nie przyjdzie, rozpuszczona szmato! – Kopniaków ciąg dalszy. – Ty i twoja matka jesteście obie siebie warte! – podrywa mnie do góry gwałtownie, a ja na krótko widzę jego kilkudniowy zarost i zaciśnięte szczęki. Nie wiem jak długo wyłam z bólu wzywając pomocy. Pamiętam jedynie, że zdarłam gardło. I choć „uprzejmych sąsiadów” mamy wielu, nikt nie przyszedł, za to z pewnością każdy usłyszał.
Niemniej to i tak było niczym wobec tego, co miało miejsce później. Brzydzę się nawet o tym myśleć, wciąż czuję do siebie wstręt.
***

Mam pustkę w głowie. Ledwo skończyłam rzygać. Chlustam zimną wodą na twarz i spoglądam w lustro. Cała czerwona od płaczu. Potargane, powyrywane kudły mogę wyciągać garściami. Rozcięta warga, no i limo wielkości dorodnej śliwki pod prawym okiem.
- Ty skurwielu…
Moje serce przepełnia nienawiść i determinacja. Powinnam skulić się w kącie i płakać dalej? Po co? I tak nikt nie przyjdzie, prawda? To nie ma sensu. Jestem sama. Samotne, brudne dziecko z problemami. Dla takich nie ma miejsca na tym świecie, wiem to nie od dzisiaj.
Przez uchylone drzwi słyszę, że dziad chrapie za ścianą. Wychodzę do kuchni i z górnej półki wyciągam nóż. Jest ogromny, kucharski. Jeśliby się bardzo postarać, to dałoby radę uciąć nim komuś łeb.

Bardzo… powoli…
Śmierć przychodziłaby w ratach.

Zasłużył gnój

Powoli przestaję być sobą. Czy to jawa? Czy to sen, w którym jestem kukiełką pociąganą za sznurki przez jakąś nadludzką siłę…? Czuję, że oglądam samą siebie przez niewidzialną szybę. Moje nogi same zmierzają do jego pokoju, nie panuję nad nimi. Zatrzymuję się w progu ściskając oburącz nóż moimi-nie-moimi dłońmi.

No dalej

Zbliżam się. Leży tam goły.
Ohydny

Śpi, chrapie i śmierdzi. Drżą mi ręce.
Nie bój się

Jestem tak blisko, po plecach przebiega zimny dreszcz. Stoję nad nim niczym kamienny posąg i nie wiem, czy sama wola wystarczy, by wykonać jakikolwiek ruch.
Lecz gniew krąży wraz z krwią w moich żyłach. Wypełnia mnie po ściany komór sercowych. NIENAWIDZĘ CAŁĄ DUSZĄ! Nim się orientuję, trzymam nóż w górze, tuż nad jego drgającym gardłem. 
Zabij! Zabij! Zabij!

Tracę kontrolę i już ostrze zmierza szybko do celu. W głowie ciągle huczy demoniczna mantra:

Zabij! Zabij! Zabij!

A jednak. Nie potrafię. Zamiast w tchawicy, nóż ląduje obok jego półotwartej gęby, z której cieknie strużka śliny. Wpatruję się w skurwiela z obrzydzeniem i wychodzę.

W tych czasach LITOŚĆ to zbrodnia

Zabieram z pokoju te nieszczęsne szlugi. Przed wyjściem skreślam notatkę na skrawku papieru:


Na klatce schodowej odpalam papierosa. W drzwiach mijam się z sąsiadką, która wybałusza na mnie gały i ma przy tym zbulwersowaną minę kota srającego na puszczy. No tak, w końcu gówniara z patologii. Stara prukwa. Idź, zakabluj komu trzeba. Już na niczym mi nie zależy.

Chłodny dotyk powietrza na moich policzkach przynosi ból i ulgę zarazem. Przypomina o tym, że dostałam po pysku jak byle szmata. Mam to jednak głęboko w dupie. Ten świat gnije, a ja wraz z nim. Nie mam co do tego żadnych złudzeń. Gwiazdy na niebie są jasne, lecz odległe. Widzisz je i masz wrażenie, że jeśli po nie sięgniesz, to zamkniesz je w swej dłoni. Podobnie jest z wiarą w to, że kiedyś, w przyszłości ten świat stanie się lepszym miejscem. Otóż nie. To nigdy nie nastąpi.

Idę tam na tę cholerną górę i wiem, że to będzie piękna śmierć; taka, która będzie nagrodą za przegrane życie. Wszystko jak w moim śnie, z tą różnicą, że jest ciemna noc, rozświetlana przez księżyc i telepudła z okien mieszkalnych.

Na górę przywiodła mnie moja słabość i nieprzystosowanie społeczne. Wymiękłam, bo nie potrafiłam zabić starego, chociaż trzymałam w ręku nóż i nienawidziłam go z głębi serca. Kiedy staję na szczycie, nie czuję bólu nóg i chłodu. Mogę zaklinać się na resztki zdrowego rozsądku, że nigdy wcześniej tu nie byłam, ale moja DUSZA rozpoznaje to miejsce. Deja vu…? Docieram do rozpadliny, w którą wejrzenie nie pozostawia wątpliwości: jeśli skoczysz, nie będzie co z ciebie zbierać. Nie jesteś Alicją, a to nie jest droga do krainy czarów. No chyba, że nawdychasz się jakichś boskich ziółek, jak Caroll, gdy spisywał jej dzieje. A, no właśnie…
Siadam na trawie i wygrzebuję z paczki Marlboro tego dziwnego, pokrzywionego fajka. Nie wiem co to i chyba nie chcę wiedzieć, ale mam nadzieję, że kopie nieźle, bo mimo moich samobójczych zapędów wciąż jestem tylko tchórzem, który waha się na końcu. Znowu zerkam w dół. To chyba Nietzsche powiedział, że gdy za długo spoglądamy w otchłań, to otchłań spogląda również w nas. Coś w tym jest, bo jakaś samozachowawcza cząstka mnie zaczyna panikować. Przekonuje, że wszystko się jakoś ułoży, że będzie dobrze, ale to są te hasła, na które mam alergię. Mnie przepełnia DETERMINACJA, by skoczyć.

Nawet nie przeczułam momentu, w którym obraz przed oczyma zaczął falować, a kolory stały się jaskrawe i wyraziste. Gwiazdy na nieboskłonie zdają się emitować fluorescencyjne światło, jakby były kosmicznymi laserami wymierzonymi w Ziemię. O matko, totalny odlot. Może gdzieś w galaktyce dżedaj nawalają się z Vaderem? Haha, ten świat nie jest nic warty, ludzkie życie też. Nie lepiej byłoby to wszystko rozpierdolić?
Mam wrażenie, że z otchłani nad którą teraz beztrosko majtam sobie stopami strzelają czarne płomienie, które usiłują ściągnąć mnie w dół. Mrugam próbując wyostrzyć wzrok, ale im bardziej się staram, tym wyraźniej widzę, że te płomienie przybierają kształt czarnych, szponiastych łap. Chwytają moją DUSZĘ i wabią ją ku wnętrzu, ku tej skalistej, otwartej ranie, która jeszcze długo będzie się jątrzyć. Podobnie jak i rany na mojej DUSZY.
- No chodź, chodź! – nieomal czuję obiecujący szept śmierci na swoim karku. A być może to tylko podmuch wiatru?
Cóż, piekło wzywa. Zamykam oczy i z uśmiechem zsuwam się ze skarpy.

***

Frisk obudziła się zlana zimnym potem i szaleńczo bijącym sercem. Złapała się za pierś, tak mocno biło. Przejechała dłonią po twarzy odgarniając mokre kosmyki włosów. Jezu Chryste, co za porąbany sen… Rozejrzała się dookoła rozpoznając to pomieszczenie. Na jej umysł od razu spadła lawina wspomnień, z których każde mieściło się w jednym słowie: Sans.
Ale dlaczego przyśnił się jej ten koszmar, ten najgorszy z możliwych? Poczuła, że znowu płacze. Przeszłość ożyła. Tarzała się ze śmiechu po jej jaźni, aż w końcu przemówiła swym nieludzkim głosem:

Myślałaś, że pozwolę ci o sobie zapomnieć? Oto piekło, którego tak bardzo pragnęłaś!
Share:

23 komentarze:

  1. matko..ale się rozpisałaś *^* <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie odpowiadają jakiekolwiek komentarze, jednak Silent jest nieco bardziej wymagająca i hm... Myślę że nie obraziłaby się gdybyście pisali co myślicie po przeczytaniu jej rozdziału. Nawet jak mają być to dla Was słowa pozornie głupie etc. Autor zawsze lubi wiedzieć jakie uczucia wzbudził czy też nie wzbudził w czytelniku i jakie są jego przemyślenia na temat rozdziału... To daje wiele. Naprawdę wiele. Tak więc ... khem >.> Wysil się troszeczkę bardziej dobrze? XD Jak nie dla mnie to dla Silent ^^ Dziewczyna naprawdę się stara i pisze tylko pod tego bloga i tylko pod tutejszych czytelników. Gdybym jej dupy nie truła, i nie zachwycała się jej pisaniem bo uważam ją za jedną z lepszych pisarek na arenie polski - taaaaaak by zakończyła opowiadanie po 3 rozdziale.

      Usuń
    2. Jest rozdział dał mi popalić ;))))

      Usuń
    3. Jeszcze nigdy nie sądziłam,że prawie się popłacze przy..opowiadaniu? W ogóle nie spodziewałam się takiej sytuacji,opis ma racje..ta Frisk nie ZUPEŁNIE inna,wybacz,ze napisałam taki krótki komentarz,lecz nie wiedziałam ze to będzie TAKI mocny rozdzial.Nie wiem nawet co mam napisać,mam mieszane uczucia,ale osoba pisząca opowiadanie wie co robi,i wychodzi jej to świetnie.Ty również odwaliłaś kawał dobrej roboty :)

      Usuń
    4. jest zupełnie inna* przepraszam za błędy i literówki :d

      Usuń
  2. Yomi, czy byłabyś w stanie przekazać Silent moją opinię? Bardzo chcę jej pokazać jak bardzo podoba mi się ta historia i bardzo chcę, by dotarła do niej moja opinia ^-^Te opowiadanie...normalnie miód malina! Strasznie podoba mi się takie wyobrażenie Frisk. To jak Silent Omen opisała wszystkie te wydarzenia, odczucia i akcję wydawały mi się bardzo realistyczne. Kocham tego typu książki ^-^ Jestem ciekawa co będzie dalej...Najbardziej chyba podobał mi się opis jej snu, mi samej historia Frisk też przypomina Alicję w krainie czarów. Miałam nawet pomysł na opowiadanie "Frisk w krainie czarów" gdzie nasza główna bohaterka, zamiast do świata Undertale, trafiłaby do Krainy Czarów. Później jednak zrezygnowałam, bo nie jestem najlepszą pisarką i zapewne inne osoby byłyby w stanie napisać to lepiej. Choć jestem fanką ckliwych romansów o Undetale...Tia...te zaskakuje mnie swoją budową oraz ciekawymi zdarzeniami. Silent Omen ma świetne pomysły i sama zazdroszczę jej sposobu pisania ;-; Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego usunęła opowiadanie. Osobiście uważam, że jest ona jedną z najlepszych autorek tego typu książek i wiele osób na jej miejscu nigdy by tego nie zrobiła. Ba! Ja sama starałabym jak najbardziej rozpowszechnić je. No cóż, może i moja opinia, różni się z jej poglądami, ale jednej rzeczy jestem pewna - to opowiadanie jest zajebiste i nie jestem w stanie pokazać jak bardzo mi się podoba w komentarzu. Bardzo się niecierpliwię, więc nie mogę doczekać się następnego *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Silent czyta komentarze, więc myślę, że Twoja opinia do niej dotrze ^^

      Usuń
    2. Dzięki bogu, że istnieją takie osoby jak wy ^-^ Nie wiem co bym zrobiła, bez możliwości czytania opowiadań takich jak to...Prawdopodobnie byłabym amebą bez własnego zdania i pojęcia o świecie. Tak naprawdę to opowiadania zaczęły rozwijać moją wiedzę, a dzięki temu, że całkiem szybko się uczę, poprawiłam swoje umiejętności pisania i wyobraźnia znacznie się poprawiła xD

      Usuń
    3. Wydaje mi się, że ciutek przesadzasz xD Ale i tak miło ^^
      Z własnego doświadczenia wiem, że nic tak nie uczy pisania jak czytanie. Dużo czytać. Ja np w ogóle nie oglądam TV, od kilku lat nie mam odbiornika w domu. Za to książek od zajebania i jeszcze więcej. Czytanie to rozkosz i przyjemność. ^^

      Usuń
    4. Czytać zaczęłam od 6 miesięcy. Od tamtego momentu bardzo wiele się zmieniło...w sumie od tamtego momentu telewizor włączyłam maksymalnie 2 razy. W ciągu tego czasu, przeczytał chyba ponad 100 książek z biblioteki, a z Wattpada nie jestem w stanie zliczyć...

      Usuń
  3. Rozdział naprawdę mocny.Samo opisanie snu Frisk ..jej przeszłości było nad wyraz realistyczne. Podoba mi sie bardzo że autorka przedstawia tak jakby drugie dno z
    reguły cywilizowanego świata..Świetnie też wykreowała charaktery bohaterów ukazując że sie tak wyraże.,,.demony ich duszy xD ''

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się też to podoba. Taka cyniczna nastolatka, która tkwi w każdym z nas. No może z mam nadzieję, nieco bardziej przesraną przeszłością. Nie wiem dlaczego bardzo chwycił mnie za serce opis tej sąsiadki którą mijała Frisk schodząc ze schodów

      Usuń
    2. Bo to są prawdziwi, żyjący ludzie.
      Krytykować i mówić ,,ja bym tak nie zrobiła" albo ,,ja bym pomogła temu dziecku" ale tak naprawdę to nic nie zrobią.
      Będą tylko na ciebie patrzeć i krytykować.

      Usuń
    3. Dokładnie, ale cóż się dziwić. Tak naprawdę system prawny jeżeli chodzi o zgłaszanie takich spraw też jest pojebany. Naprawdę. A najgorzej jest będąc nauczycielem. Widzisz, że dziecko jest bite, albo że coś jest nie tak, masz obowiązek wywiedzieć się i zgłosić a potem... a potem nic. Zgłoszenie już idzie i tyle... Nic.

      Usuń
    4. Zgłoszenie zostało przyjęte, policja o tym wie, ale nic nie robi.
      Najgorzej jest kiedy widzisz, że dziecko może być geniuszem matematycznym albo zostać świetnym mówcą, ale nic z tego nie będzie bo jest bite, rodzice całą kasę wydają na piwo i mają dziecko w dupie.
      Po jakimś czasie dziecko się zmienia sam ma wszystko gdzieś i budzi się w nim ta ,,Chara" która jest gdzieś w każdym z nas

      Usuń
  4. A kiedy nadgonisz trochę komiks Stand-in? Myślę, że czytelniczki byłyby zachwycone :P
    - N.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś nadgonię ^^ Myślałam o nim ostatnio i akcja rozwija się naprawdę fajnie. Problem jednak pojawia się tutaj z edycją, autorka lubi dawać na dłuuuuuuuuugich obrazkach komiks, a to znowu gryzie się z tym co lubi blogspot. Trzeba więc edytować, krajać, zapisywać. Sporo roboty w edycji. Jak będę miała więcej czasu to się za to zabiorę, w tej jednak chwili myślę o zrobieniu kilku komiksów bunny-king oraz przetłumaczeniu SixBones taki przynajmniej mam plan na weekend.

      Usuń
  5. Mówiąc szczerze, jestem dość wrażliwą osobą, nie trawię takich mocnych rozdziałów, ale jeśli trafię na pisarza, który ma talent, warto zaryzykować. A autorka tego opowiadania ma talent, wie jak pisać i co pisać, bardzo, ale to bardzo podoba mi się jej styl :-) Można powiedzieć, że mnie inspiruje, nawet sporo się uczę, czytając takie wyśmienite opowiadania :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam pytanie do autorki: co ojciec Friska jej zrobił? Nie chcę sobie dopowiadać, ale czy on ją pobił? Zgwałcił?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tez mam kilka pytań do autorki, fajnie by było jakby odpowiedziała albo sama albo przez Ciebie Yumi (chociaż myślę, że fajnie by były gdyby zrobiła to osobiście :) )
      1) dlaczego usunęłaś opowiadanie?
      2) ile rozdziałów będzie?
      3) jaki gatunek opowiadania? widzę już, że nie romans, ale...
      4) ile zajmuje ci napisanie jednego rozdziału?
      5) skąd czerpiesz inspirację?
      6) czy można się z tobą jakoś skontaktować?
      7) w jaki sposób nauczyłaś się tak świetnie pisać?
      8) jaka jest twoja ulubiona i znienawidzona postać w UT?
      i ostatnie może trochę za bardzo intymne
      9) jak wiele swojego charakteru włożyłaś w Friska?
      Silent Omen, twój styl stał się moim ulubionym i chciałabym się dowiedzieć też jak wiele Ci zajęło dopracowanie go do tej perfekcji? Piszesz coś jeszcze? Proszę, odpowiedz.

      Usuń
    2. 1. Zależało mi na anonimowości. Bardzo mocno oddaliłam się od środowiska internetowego i chciałam, by tak zostało.
      2. Nie wiem - opowiadanie nadal jest w toku. Na 12 rozdział trzeba będzie trochę poczekać, gdyż mam obecnie sporo na głowie. Przewiduję jednak podzielenie opowiadania na dwie części.
      3. Gatunek ciężko określić jednoznacznie. Na pewno będą wątki z podgatunku homoerotica, dramat z naleciałościami typowymi romantyzmowi (wiadomo: duże znaczenie snu, przenikanie światów, takie tam), ale też mój specyficzny humor c:
      4. To zależy ile mam obowiązków. Najlepiej mi się pisze, gdy mam wyjebane na wszystko inne, czyli gdy jestem zdrowa, nie mam akurat za dużo obowiązków, nikt nie zawraca mi dupy. Wtedy mogę sklecić rozdział w jeden dzień. Jedenastkę jak dotąd pisałam najdłużej, bo studia i inne prozaiczne, mało ważne rzeczy, którymi jednak trzeba się zajmować.
      5. Z życia i głupoty człowieka.
      6. Można. 7186990.
      7. Dużo czytam, poznaję, rozmawiam, zdobywam wiedzę, nie oglądam TV. No i ćwiczę.
      8. Uwielbiam Undyne i Mettatona ♥ Nie cierpię Sansa. Naprawdę. Nie cierpię.
      9. Może tylko cynizm i zbyt wczesną dojrzałość. Frisk nie jest moim porte parole. To tragiczna postać, co do której miałam zamysł, by była inna, by miała swoje powody i by odzwierciedlała swego rodzaju rozdarcie wewnętrzne. Frisk to taki everyman - postać, którą tak naprawdę może być każdy.

      Dzięki wielkie za tak budujące komentarze, naprawdę doceniam Wasze opinie ♥ //Silent Omen

      Usuń
  7. nie jestem dobra w pisaniu tego co czuje
    moge napisac tyle, że czytam
    czytam po kilka razy każdy rozdział
    i czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE