15 października 2016

Undertale: Te mroczne momenty - Rozdział II [In These Dark Moments - II - tłumaczenie PL]

Notka od tłumacza: Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Sans postanowił przeprowadzić się do nowego miasta, które zostało okrzyknięte "przyjacielskim" dla potworów. Wprowadza się do jednego z bloków wraz ze swoim bratem. Poznaje sąsiadkę z naprzeciwka. Cały czas ma dziwne uczucie, że wszystko to już miało miejsce. Nie wie tylko kiedy i dlaczego linia czasowa się cofnęła, oraz - co ważniejsze - dlaczego jego "ja" z przyszłości zakazało mu czytania dziennika, w którym prowadził notatki odnośnie tego co ma mieć miejsce.
Opowiadanie powiązane z innym pt Te ciche momenty, ta sama historia tylko, że z punktu dziewczyny (czyli Twojego)
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik 

Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Rozdział I // Twój punkt widzenia
Rozdział II (obecnie czytany) // Twój punkt widzenia


Znalezienie pracy nie zajęło Sansowi wiele czasu. Zaczął od tego co zawsze – zatrudnienie jako pomoc u kogoś kto weźmie go na pełen etat, gdziekolwiek. Jeżeli jego życie będzie wyglądać tak jak teraz, Papyrus nie będzie musiał pracować przez długi kawał czasu, albo w ogóle, przynajmniej do kolejnej przeprowadzki. To nie jego wina, naprawdę. Nie chcieli go zatrudniać bo był za bardzo... żywiołowy no i był szkieletem. Ludzie dziwnie reagowali, kiedy antropomorficzna personifikacja śmierci przychodziła do nich prosząc o pracę.
Sans wciąż nie był w stanie zrozumieć, dlaczego nadal nie ustanowiono jakichś norm prawnych traktujących o dyskryminacji potworów. Powinno coś takiego się pojawić, choć z drugiej strony jego gatunek funkcjonuje wśród homo sapiens zaledwie od kilku lat. Zmiany nigdy nie pojawiają się nagle, odkładając na bok irytację spowodowaną niechęcią zatrudnienia jego brata zdał sobie sprawę, że jemu jakoś nigdy to nie sprawiało problemów. Nawet teraz, na rozmowę kwalifikacyjną zaprosiły go dwie firmy. Pierwsza na nocną zmianę w parku rozrywki przy kamerach, no i druga jako pomoc w sklepie Szybko i Świeżo. Nie były to co prawda posady jego marzeń, jednak mógł opłacić za nie czynsz.
Zaskoczenie, albo raczej zdziwienie spowodowane wczorajszym zachowaniem sąsiadki utrzymywało się nadal. Dał jej tylko zgubiony zakup, a ona z początku go olała zatrzaskując drzwi przed nosem, a potem... zrobiła im ciasteczka! Nie spotkał się wcześniej z takim zachowaniem! Miał dobre przeczucia odnośnie przyszłości w tym mieście, lecz starał się je w sobie stłumić. Nawet jak coś wydaje się cudowne, zaraz się spieprzy, a fakt, że sam nie mówi sobie co ma mieć miejsce w przyszłości w ogóle nie pomagał. Jeżeli jednak miałby wymienić jedną rzecz, która w chwili obecnej najbardziej go denerwuje to będzie właśnie to - dziennik.
Z drugiej strony, ni ukrywał by prawdy sam przed sobą tajemnic bez dobrego powodu. Więc jak był ślepy, tak pozostał.
Tego ranka udał się na rozmowę kwalifikacyjną do Szybko i Świeżo, nie wiedząc na dobrą sprawę, czego ma oczekiwać. Wywiad był dla niego prostą sprawą, zazwyczaj jego przyjaciele nie wiedzieli, że na takie chodził traktując z góry jako kogoś leniwego. Sans w pracy fizycznej? Niewyobrażalne! Więc nie mówił im o miejscach zatrudnienia, wracając późno do domu. Tak było łatwiej. Jednak zachowanie naturalnej równowagi stanowiło już spory problem.
Jak tylko wszedł do sklepu spożywczego, wiedział, że jest w centrum zainteresowania. To nie było nic nowego, jednak mimo wszystko sam fakt tego, że wszyscy się na niego lampią, denerwował go. Podszedł do pierwszego kasjera jakiego spotkał, mając nadzieję że upora się z tym szybko; nie miał dzisiaj nastroju do bycia pomiatanym na tle rasowym.
-hej. - zwrócił się do młodzieńca, który patrzył na niego z szeroko otworzonymi oczami – przyszedłem na rozmowę kwalifikacyjną. powiesz mi gdzie mam się udać?
-T....tak, jasne! - mężczyzna praktycznie zaskrzeczał. To nastolatek? Sans miał czasem problemy z określeniem wieku ludzi. - Zawołam naszego kierownika! - przyglądał się, jak kasjer podnosi telefon i mówi do słuchawki, zaraz potem echo jego głosu rozbrzmiało w głośnikach – Kierownik proszony do kasy nr 1.
-dzięki – powiedział spokojnie uśmiechając się najsympatyczniej jak umiał. Musisz tutaj pracować, nie strasz współpracowników, myślał. Młodzieniec troszeczkę się rozluźnił choć nadal był bardzo zdenerwowany. Bawił się długopisem w palcach póki kierownik się nie pojawił. Był to wysoki i zadbany mężczyzna z pasemkami siwych włosów. Jego identyfikator mówił, że ma na imię „Ross
-W czym mogę pomóc? - zapytał pociągając lekko nosem. Sans przytaknął i wyciągnął rękę w geście przywitania.
-nazywam się sans. miałem mieć rozmowę dzisiaj w południe. - wyjaśnił przyglądając się jak Ross niemalże instynktownie łapie za wyciągniętą rękę, a potem zamiera kiedy ich dłonie się zetknęły. Był w szoku. Mimo to nie cofnął dłoni i potrząsnął nią kilka razy. Sans uśmiechnął się lekko.
-Ah tak! Rozmawiałem z tobą przez telefon! Chodź za mną, mój pokój jest na zapleczu – zaczął prowadzić kościotrupa. Sans rozglądał się na boki, sklep wyglądał zwyczajnie. Kolejny z wielu supermarketów. Kiedy kierownik wszedł do środka małego biura odwrócił się do gościa. - Nie spodziewałem się, że będziesz potworem. - zaczął, Sans poczuł jak jego oczy mimowolnie drgają – To nie tak, że mam z tym jakiś problem. Po prostu... nie widuje się ich za wiele, wiesz? - Sans popatrzył na niego i poczuł to. Deja vu. 
 
Mam nadzieję, że Lady Gaga się o tym nie dowie. Nie.

Wiesz co? Nie potrzebuję tej pracy. Nie to tez nie.

Co? Są tutaj jakieś potwory? Ah, to będzie idealne.

-co? są tutaj jakieś potwory? - zaczął się rozglądać na boki. Twarz Ross'a wykrzywił uśmiech, a zaraz potem zaczął się lekko śmiać.
-Tak, pracuje na mięsnym. Nie pozwól, aby cię zobaczyła, nazywa się Barbara. - Powiedział uspokajając się i siadając za swoim biurkiem. Nie wiedział, że ręką zahaczył o kubek i przesunął go za blisko krawędzi.

 Kawa. Spadnie. Nic się nie stanie, będzie tylko bałagan.

Złap! Będzie pod wrażeniem.

Sans wyciągnął dłoń niemal natychmiast, mając nadzieję, że to właściwy wybór. Chciał złapać kubek nim rozleje się na ziemi. Ross zdał sobie sprawę z tego, że szkielet jest pochylony i trzyma jego kawę. Uniósł brwi wysoko.
-Rany, ty to masz refleks! Dziękuję, doceniam to. - powiedział ostrożnie zabierając kawę z rąk Sansa, a potem odstawił ją na stole w bezpiecznym miejscu. Siedział w krzesełku naprzeciwko kościotrupa i lekko westchnął. - Przez telefon zrobiłeś na mnie dobre wrażenie i jakkolwiek dziwnie to nie brzmi po tym jak na ciebie zareagowałem, ciesze się, że przyszedłeś.
-ja też.
-Tak na wszelki wypadek, masz Kartę Identyfikacyjną Potworów przy sobie? - Sans przytaknął wyciągając ją na wierzch. Ross nie widział jej nigdy wcześniej więc przyglądał się jej przez chwilę. - Zaraz wrócę, zrobię tylko kopię. - poszedł do sąsiedniego pomieszczenia, by zeskanować jego dowód. Sans zdał sobie sprawę z tego, że jego deja vu są teraz wyjątkowo silne. Przetarł oczy mając nadzieję że szybko ustąpią. Ross wrócił po chwili z papierami. - Dzięki.
-nie ma sprawy, jak długo będę musiał czekać na odpowiedź? - zapytał. Ross zaczął układać świstki.
-Około dwóch tygodni, góra. Nie musisz na to stanowisko zdawać żadnego testu, oczywiście. Po prostu chcemy sprawdzić twoje dokumenty – powiedział – a szkoda, bo bardzo potrzebuję teraz nowych ludzi. Jak już wiesz, brakuje nam personelu.

Nie rozmawialiśmy jeszcze o wynagrodzeniu. Skrzywi się.

To pół etatu czy cały etat? Odpowie.

-to pół etatu czy cały etat? - zapytał – jestem zainteresowany oboma, chcę się tylko upewnić.
-Mamy wolne miejsca i tu i tu. Potrzebujemy kasjera na pół etatu, oraz kogoś kto będzie układał rzeczy na półkach za cały etat. Co wolisz?
-pełen etat brzmi świetnie, no i lepiej abym trzymał się tyłów, szczerze. - powiedział. Ross uniósł brwi w zdziwieniu – no wiesz, szkielety i te sprawy...

On jakoś nigdy nie czuł się z tym dobrze. Na to jest już za późno.

-Taaaa, cóż.... - Ross machnął ręką starając się odegnać swoje myśli – Zadzwonimy do ciebie z informacją czy się dostałeś, czy nie.
-dobra – powiedział, powoli wstając. Ross również się ruszył i tym razem pierwszy wyciągnął dłoń do kościotrupa. To coś nowego.
-Miło było poznać, Sans. Dobrego dnia.
-dzięki, wzajemnie. - potrząsnął dłonią z entuzjazmem. Jego uśmiech nie był tym razem sztuczny, był prawdziwy. Wychodząc czuł się naprawdę dobrze.
Zdecydowanie to już kiedyś robiłem. Pomyślał. Przynajmniej wiem, że jestem na dobrych wytycznych. Jeżeli tak można to nazwać. Skręcił w bok i skierował się w stronę nowego mieszkania. Dostrzegł jednak lokalny sklep z alkoholami i pomyślał o sąsiadce. Z nią też układało się dobrze. Czas też jej coś dać.
Wszedł do środka w towarzystwie starego dzwonka nad nim. Sklep był średnich rozmiarów, z drewnianymi pułkami pełnymi alkoholi. W większości to wina, zdał sobie z tego sprawę, nie znał się na pieprzonych winach. Może kasjer będzie coś wie---...
-a więc.. - mruknął jak tylko zobaczył swoją sąsiadkę za ladą, która dopiero teraz zorientowała się z tego, że wszedł. Usłyszał dziwny miauczący dźwięk dobywający się spod lady na tle jakichś elektronicznych bibczeń.
-O! Cześć – podniosła głowę i popatrzyła na niego. Stała tak chwilę, milczał. Czy ona naprawdę tutaj pracuje? - Witamy w sklepie Pod Upitym Psem! W czym mogę pomóc? - Sans nie mógł nic poradzić jak tylko uśmiechnąć się, schował ręce do kieszeni kurtki, pamiętał bowiem jak się wczoraj na nie gapiła.
-właściwie to tak. szukam jakiegoś dobrego wina dla kogoś. pomożesz? - mówiąc to podszedł do wielkiej półki pełnej butelek. Idealnie powiedziane, nie będzie niczego podejrzewać. -nie znam się za bardzo na winach, szczerze. ale chciałbym zrobić wrażenie na kimś tutaj.
-Ah! - westchnęła – Więc zdecydowanie nie chcesz niczego z tych półek – mówiąc to zaprowadziła go do kolejnej części sklepu. Uśmiech mu się poszerzył, ponieważ czuł się tak jakby wycinał jej największy kawał wszech czasów. - Będę walić prosto z mostu. Do jakiej kwoty interesuje cię zakup? Chcesz komuś naprawdę zaimponować?
-nie patrz na cenę. - starał się brzmieć naturalnie – nie jestem nocnym stróżem aby pić w ciemno – wywróciła oczami.
-Tak, a ja jako perfekcjonista lubię pić raz a dobrze – spodobała mu się jej odpowiedź nawet jak była zabawiona nutą sarkazmu. - W każdym razie... jaki rodzaj wina ta osoba lubi: czerwone? Białe? Słodkie? Wytrawne? Czy... - wzruszył ramionami
-nie mam pojęcia. nigdy nie pytałem i tak jak powiedziałem, nie znam się na tym. co polecasz?
-Raaaany... - zaczęła się drapać po tyle głowy zakłopotana – To praktycznie kieliszek bez dna. Mogę ci polecić praktycznie połowę sklepu, ale jeżeli mam być szczera... to znaczy, jesteś pewien, że ta osoba lubi pić? Tak?
-jestem co do tego przekonany. - z całych sił starał się nie śmiać – więc wszystko co polecisz będzie w sam raz. chcę coś z najwyższej półki
-Z najwyższej półki. - powtórzyła
-z najwyższe półki. -zawtórował. Jak zareagowała by gdyby powiedział „Chcę tanie i nie dbam o smak” a potem po prostu dał jej je jako prezent? Byłoby zabawnie... dla niego. Jednak zależało mu na tym, aby sąsiadka go polubiła. Czekał chwilę na deja vu. Lecz to się nie pojawiło.
-Nom. - ton jej głosu zmienił się nieco – Tutaj masz naprawdę dobre wino, rocznik 2003, wyprodukowane we Francji. Ma naprawdę miły smak, jak goździki z miodem. Lecz to co mi się w nim podoba to to, że nie pozostawia po sobie żadnego nieprzyjemnego posmaku. Można go pić właściwie do każdej potrawy i ze wszystkim dobrze smakuje. To mój ulubieniec. Kosztuje 250$ za butelkę – Mimowolnie mrugnął jak usłyszał cenę. Kto do diabła by wydawał tyle kasy na cholerną butelkę gorzałki? No ale on łykał whiskey za 150$ jakby to były jakieś cukiereczki, więc nie powinien się na ten temat wypowiadać.
-brzmi świetnie. biorę – ostrożnie wziął butelkę od niej mając nadzieję, że nie będzie patrzeć się na jego ręce. Wyglądała na zaskoczoną i szybko ją przekazała.
-Wiesz... Jest jeszcze wiele innych możliwości. Nie musisz brać pierwszego wina jakie polecę, no i jest jeszcze wiele tańszych opcji... - zaczęła mówić, przestała brzmieć jak sprzedawczyni. Teraz wiedział, że ma dobre wino.
-nieee. to będzie idealne. jesteś naprawdę dobrym sprzedawcą – coraz trudniej było mu nie śmiać się – jak sprawić aby rosjanin był podobny do japońca?
-Dać mu się napić ciepłej wódki – odpowiedziała wywracając oczami. O i przyszło deja vu!

Widzę, że jesteś rasistką. Warknie i będzie zła.

Więc nie będę dzięki tobie pił jak stróż nocny w ciemno. Kurwa, już tego użył!

-cóż, jeżeli jest się tym co się pije, to ja jestem komandosem – powoli zaczął okręcać butelkę. Na chwilę na nią popatrzył, a ona... się zaśmiała.
-O rany. Tego jeszcze nie słyszałam. Dobre. Jesteś mistrzem. - Złapała się za ladę starając się złapać oddech. Jak już mogła mówić po salwie śmiechu popatrzyła na niego znowu. - To masz zamiar mi zapłacić, czy nie?
-a tak, jasne – zaczął wyciągać portfel z kieszeni kurtki wtedy przyszła mu myśl: Czy właściwie jej już podziękował? – a i dziękuję za ciasteczka tak swoją drogą. bardzo nam smakowały
-A tak! Jasne. Wiesz, nowi sąsiedzi i takie tam. Chciałam być miła. Poza tym chciałam się odwdzięczyć, że ocaliłeś moje śniadanie – Uśmiechnął się nieco szerzej zadowolony, że miał szansę załatwić tę sprawę teraz, a nie w innym terminie. Oboje chwilę milczeli, kiedy odliczał należność.
-polecam się na przyszłość. hej, o której kończysz? - zapytał nagle. Wyglądała na zaskoczoną. Kurwa, nie chciał aby wzięła go za kogoś natarczywego. Miał nadzieję, że tak nie myślała.
-Em, a po co chcesz wiedzieć? - była niepewna. Niezauważalnie warknął na siebie, powinien rozegrać to lepiej.
-papyrus i ja chcielibyśmy zaprosić cię na kolację w ramach podziękowań za ciasteczka, jeżeli nie masz nic przeciwko. mój brat robi spagetti – zamilkł na chwilę, jego uśmiech niezauważalnie się zmniejszył - nie namawiam na siłę, jak nie ch--
-O 17:00 – powiedziała chwytając za gotówkę bezceremonialnie, nim zdążył jeszcze ją wyciągnąć. Po jej zachowaniu i mimice wnioskował, że czuje się zakłopotana – Lecz mam tutaj jeszcze trochę do roboty, więc będę pewnie tak koło 17:30 w domu. Ale spagetti brzmi świetnie – Z jakiegoś powodu poczuł dziwne mrowienie w klatce piersiowej, kiedy zgodziła się przyjść.
-świetnie. nie musisz się śpieszyć, zobaczymy się koło 18:00? - zaczął się czuć nieco dziwnie, czy to nie ironia, że dziewczyna pakuje właśnie prezent sama dla siebie?
-Tak! Jasne! - wydawała się na zadowoloną i uśmiechnęła się do niego szeroko. Kiedy chciał już wyjść znowu miał deja vu.

Nic nie zostało powiedziane. Czy powinien powiedzieć coś tym razem?

-i dziękuję za pomoc, w razie czego nie będę musiał czuć się winny, jeżeli tej osobie nie posmakuje – wyszedł tak szybko jak to możliwe, aby nie mogła nic odpowiedzieć. Jak tylko drzwi zamknęły się za nim ogarnął go dziwny niepokój. To nie było w jego stylu, aby łamać wzorce przeszłości, przynajmniej nie tak często jak teraz.
Gdybym tylko pozwolił sobie przeczytać ten pieprzony dziennik! Warknął na siebie. Popatrzył do góry, na niebo. Pełno było chmur zwiastujących deszcz. Kurwa, teraz nie wie nawet jaka będzie pogoda. To wszystko to jakieś chore gówno.
Lecz mimo to czuł się dobrze po dzisiejszym dniu. Może trochę nieudolnie, ale wyglądałoby na to, że zaczyna mu się układać z sąsiadką, no i zgodziła się na kolację. Nie był pewien do czego to doprowadzi, wiedział jedynie, że już ją z nią jadł. To coś znaczyło.
Wracając do domu nucił pod nosem melodię.
Sans chodził po swoim pokoju, zastanawiając się czy dobrze zrobił. Naprawdę ją zaprosił? Papyrus wydawał się zaalarmowany sytuacją, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Ale on nie wiedział co czuje. Nie wiedział o niej nic. I choć jego kawał z cholernie drogim winem dla niej wydawał się cudowny, tak teraz bardzo się stresował tym pomysłem. A co jak źle to wszystko zrozumie? A co jak pomyśli, że on na nią leci? Chce się popisać? Kurwa, powinien lepiej przemyśleć ten plan, czyż nie? Chciał jej zaimponować, tego był pewien. Był zadowolony bo ona była dla nich miła. Nie miał złych zamiarów i zdecydowanie nie chciał tego schrzanić.
Wciągnął powietrze przez nos i założył na twarz swój typowy lekki uśmiech. Wydawał się naturalny, łatwo przychodziło mu uśmiechanie się. Po chwili znalazł się pod jej drzwiami. Starał się wyglądać zwyczajnie, tak aby nie wyjść na żadnego dziwaka. Jego palce lekko zadrżały na chwilę nim wcisnął dzwonek do drzwi. Tak, wszystko będzie dobrze. Nie ma deja vu, nie ma żadnych przeczuć, wie tylko, że wszystko będzie dobrze.
-Chwileczkę! - usłyszał jej głos z mieszania. A zaraz potem pojawiła się w drzwiach otwierając je szeroko. Sans starał się oczyścić umysł.
-hej sąsiadeczko, mam nadzieję, że jesteś głodna
-Jasne! - pogłaskała się po brzuchu – Jak wilk!
-to dobrze, chciałem tylko powiedzieć, że wchodź bez pukania jak już będziesz gotowa – czy to nie było zbyt formalne?
-Ah! Wiesz, ja już jestem gotowa... więc... - wzruszyła ramionami. Sans czekał, aż kobieta zamknie za dobą drzwi, a wtedy otworzył swoje pozwalając jej wejść pierwszej do środka. Jak tylko była u nich zaczęła oglądać mieszanie. Miał nadzieję, że polubi je.
-Podoba mi się.
-DZIĘKUJĘ _____! - krzyknął Papyrus stojący przy drzwiach - SŁYSZAŁEM, ŻE MIESZKANIE POWINNO ZOSTAĆ DOTKNIĘTE OSOBIŚCIE, WIĘC DOTKNĄŁEM JE.
-Tak! Wygląda na to. Bardzo przytulnie. No i te kwiatki na stole – pokazała na wazon. Sans nie przepadał za roślinami, ale to już raczej z powodów osobistych.
-OH! PRZYSŁAŁA NAM JE ZNAJOMA! UNDYNE CHCIAŁA PRZYSŁAĆ NAM JAKĄŚ BROŃ, ALE W PLACÓWCE POCZTY CZŁOWIEK POWIEDZIAŁ JEJ, ŻE NIE ŚWIADCZĄ TAKICH USŁUG. - westchnął – ALE ALPHYS WYSŁAŁA NAM TE PIĘKNE KWIATKI!
-Co za szkoda. No tak, powiedz rycerzowi aby wziął na pole bitwy zamiast miecza jakieś stokrotki. - Sans nie mógł powstrzymać niewinnego śmiechu. Ona miała całkiem dobre poczucie humoru.
-DOKŁADNIE. NAJLEPIEJ JEST ROBIĆ Z WROGÓW PRZYJACIÓŁ!
-Taaa. W uścisku zadusić ich na śmierć. - żartowała. Na chwilę uśmiech Sansa zniknął wbrew jego woli, przypomniał sobie o... tym małym gnoju. - W każdym razie, czy to spagetti tak pysznie pachnie?
-TAK! CIESZĘ SIĘ, ŻE ROZPOZNAŁAŚ ZAPACH MOJEGO DOMOWEGO SPAGETTI! - powiedział zabierając ją do kuchni - KIEDY SANS POWIEDZIAŁ MI, ŻE WPADASZ NA KOLACJĘ WIEDZIAŁEM, ŻE MUSZE ZROBIĆ COŚ WYJĄTKOWEGO! TWOJE CIASTECZKA BYŁY PYSZNE, ZNACZNIE LEPSZE OD KLUSEK JAKIE JADŁEM!
Papyrus zaczął układać rzeczy na stole, dziewczyna przyglądała mu się zaskoczona
-ŚMIAŁO! SIADAJ! NIEDŁUGO BĘDZIEMY JEŚĆ! SANS, DLACZEGO NIE POCZĘSTUJESZ JEJ TYM NIEDORZECZNYM SOKIEM WINOGRONOWYM SKORO GO DZISIAJ KUPIŁEŚ? - zaśmiała się lekko i usiadła na krześle najbliżej niej.
-To dla kogoś wyjątkowego. Papyrus. Ja zadowolę się wodą, albo czymś innym – Sans usiadł obok niej, rozkoszując się chwilą i wyciągnął butelkę wina, którą kupił.
-mówisz o tym? - odstawił siatkę ze sklepu na bok. Przytaknęła, nie do końca rozumiejąc co się właśnie dzieje.
-Uhhh – westchnęła kiedy zaczął otwierać wino – Co?
-tak jak powiedziałem – przysunął kieliszki by je napełnić - chciałem zrobić wrażenie na kimś tutaj. - usiadł na krześle uśmiechając się szeroko. Nie spuszczał z niej wzroku, widać było wyraźnie że stara się zrozumieć zaistniałą sytuację. Patrzyła co chwilę na wino, na niego, na butelkę beztrosko stojącą na stole. Powoli zwróciła się w jego stronę.
-Koleś... Sans... To za wiele... Jesteś poważny?
-nie wyglądam na kogoś poważnego? - odpowiedział przebiegle. Pobawił się chwilę winem, a potem wypił łyk. - smaczne. smakuje jak mandarynka
Papyrus ostrożnie położył talerze na stole przed Sansem i ich gościem, a potem zajął swoje miejsce.
-CZAS JEŚĆ! SMACZNEGO, _____! - zaczął podając jej widelec który wzięła. Cały czas się uśmiechając, a potem nabrała trochę klusek i zjadła je. Papyrus z uwagą badał wyraz jej twarzy, kiedy ten obwieszczał wyraźne szczęście pisnęła
-Pycha! - poruszała brwiami patrząc na wyższego z braci. Ten prawie zasłonił twarz dłońmi starając się ukryć radość.
-LUDZIU, TO NAPRAWDĘ MIŁE, ŻE TAK MÓWISZ. NIE KRĘPUJ SIĘ, BIERZ ILE CHCESZ! MOGĘ ROBIĆ CI SPAGETTI KIEDY TYLKO BĘDZIESZ CHCIAŁA, TYLKO KILKA OSÓB WIE JAK WYJĄTKOWE ONO JEST! TO TAKIE CUDOWNE, ŻE JESTEŚ JEDNĄ Z NICH! - złapał za jej dłoń tak mocno, że wypuściła widelec. Sans przyglądał się sytuacji z rozbawieniem.
-Tak! Z.... z przyjemnością będę jadła tak dobre spagetti jak twoje!- jej głos lekko drżał, jakby się denerwowała. Sansowi podobało się oglądanie ich razem. Wziął swój keczup i polał go na spagetti. Dobre jak zawsze. Jego brat gotował lepiej od czasu jak wyszli na powierzchnię. Zawsze jadł to co tamten zrobił, jasne, ale teraz czerpał z tego jakąś przyjemność.
- Więc, um... co sprowadziło was do miasta? - zapytała patrząc się na nich
-chcieliśmy zmienić otoczenie – Sans odpowiedział patrząc na jej kieliszek. Nie wzięła nawet jednego małego łyka, a może tak naprawdę nie lubiła wina? Zauważyła, jak się jej przyglądał i wzięła naczynie do ust i uroniła kilka łyków. Jej twarz przejawiała czystą przyjemność i napiła się jeszcze trochę nim odstawiła go.
-Tak? A macie już jakąś pracę?
-NIE. - mruknął Papyrus, a makaron ześlizgnął mu się z widelca. - ALE MÓJ BRAT NIE MA Z TYM PROBLEMU. MIMO, ŻE JEST LENIWY SZYBKO ZNAJDUJE PRACE. JA NATOMIAST NADAL SZUKAM MIEJSCA ZATRUDNIENIA. - Sans wzruszył ramionami biorąc kolejnego gryza. Nie chciał mówić bratu o rozmowie kwalifikacyjnej, jeszcze. Głównie dlatego, że wiedział iż ten sam dość mocno przeżywa fakt, że nie znalazł jeszcze pracy.
-już mam kilka na oku. nie ma więc czym się martwić. - powiedział jakby nigdy nic
-Koleś... Sans, nie musiałeś.. - pokazała na wino. Machnął ręką.
-mówiłem, chcę zrobić na kimś dobre wrażenie. widzę, że mi się udało – mrugnął okiem – wiem, że to nie są ciasteczka czekoladowe, ale mam nadzieję, że równie smaczne.
-Zdecydowanie zrobiłeś świetne wrażenie – dokończyła kolację i chwyciła za kieliszek – Co powiedzie na toast?
Sans uniósł brew. To miło z jej strony, choć... Kupił wino za 250$. Osąd tej sprawy jest raczej dość oczywisty.
-TOAST? BRZMI FANTASTYCZNIE! A ZA CO?
-Za sąsiedztwo! - powiedziała zadowolona, a potem się poprawiła – Nieee. Za bycie przyjaciółmi!
-UWIELBIAM PRZYJAŹŃ! - Papyrus był zadowolony i przystawił swoją szklankę do jej kieliszka.
-za przyjaźń.- powiedział szybko, mając nadzieję że faktycznie będzie to przyjaźń. Nie chciał kolejnego psychicznego sąsiada. Ona zrobiła jednak pierwszy krok aby się z nimi zaprzyjaźnić, ciasteczka. Więc nie była taka zła... prawda?
-Wiecie, byłam trochę wkurwiona tym, że tak szybko ktoś się wprowadził, jednak wy jesteście naprawdę super. Dziękuję za przepyszną kolację i za to cudowne wino. Naprawdę. Wielkie dzięki –Papyrus wyglądał na zadowolonego, a Sans nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu.
-JESTEŚ NAJLEPSZYM SĄSIADEM JAKI SIĘ NAM KIEDYKOLWIEK TRAFIŁ. DODATKOWO WIEM, ŻE BĘDZIESZ JEDNYM Z MOICH NAJLEPSZYCH PRZYJACIÓŁ! - natychmiast ją przytulił. Sans przyglądał się temu, jak dziewczyna delikatnie próbuje się wyrwać z objęć.
-Khee Papyrus, przyjacielu, kolego. Dusisz mnie.
-NA NIEBIOSA! WYBACZ! - natychmiast ją wypuścił. Sans się śmiał.
-pij, jedz, baw się.
Sans, Papyrus i ich nowa sąsiadka rozmawiali spokojnie ze sobą. Starał się przypomnieć sobie kiedy ostatni raz odbył taką przyjemną pogawędkę z człowiekiem w którą autentycznie by się angażował. Poczuł się przy niej swobodniej, kiedy tak rozmawiali o rzeczach doczesnych – życiu, pracy, ludziach. Papyrus wyglądał na równie zadowolonego, mówił bowiem bardzo dużo. Przez chwilę czuł deja vu, kiedy przysłuchiwał się ich rozmowie rozsiadając się wygodniej w fotelu. Może to jednak było coś dobrego.
-Dobra chłopcy – jej oczy powędrowały do góry – Chciałabym zostać, ale jutro muszę być w pracy z samego rana. A godzina jest cóż... - wskazała na zegar widzący nad stołem. Prawie północ.
-ah, kurwa, tak, jasne, wybacz, nie chcieliśmy trzymać cię tu tak długo –również wstał
-Pfff, spokojnie. Było świetnie. Zawsze będę chętna na kolejny wieczór ze spagetti – Papyrus gwałtownie odszedł od stołu wpatrując się w nią zaskoczony
-BĘDĘ GOTOWAŁ CI SPAGETTI KIEDY TYLKO BĘDZIESZ CHCIAŁA, POWIEDZ TYLKO SŁOWO! - praktycznie wykrzyczał te słowa – OD TEGO SĄ PRZYJACIELE!
-Hah, dobra Papyrus! Zapamiętam to sobie – mówiąc to uśmiechnęła się delikatnie – Dobra, choć no tutaj. Nie ufam już uściskom dłoni, więc może przytulas? - Papyrus nie czekał ani chwili dłużej, objął ją i przytulił do siebie.
-PRZYTULASY ZAWSZE SA MIŁE! - powiedział z uśmiechem i puścił ją. Popatrzyła na Sansa i otworzyła ręce w jego stronę.
-Ty też...
-nie, nie trzeba – przenosił ciężar ciała z nogi na nogę. Wywróciła oczami i zbliżyła się do niego mocno go obejmując. Jego ciało napięło się pod wpływem jej dotyku, stał nieruchomo aż skończy. Lubił ją, jasne, lecz nadal nie ufał jej w stu procentach.
-Nie interesuje mnie co mówisz, panie KupujęDrogieWChujWino – zaśmiała się puszczając go. Patrzył na nią przez chwilę, aż sam się roześmiał. Po co do tego nawiązała? Potrzebował się uspokoić.
-taaa, masz mnie, zaraz mnie zakorkujesz i postawisz na półce – warknęła, a on uśmiechnął się bardziej.
-Jezu, naprawdę kochasz dowcipy. Dobra, mniejsza. Idę. Dobrej nocy.
-czekaj. - powiedział jak chwytała za klamkę od drzwi. Poszedł do kuchni i wrócił. – weź to ze sobą – podał wino. Naprawdę nie chciał trzymać w domu alkoholu.
-Nieee, em. Zatrzymaj. - Sans niezauważalnie zmarszczył brwi.
-nie przepadam za winami tak szczerze
-Więc zatrzymaj je na kolejny wieczór spagetti! - mrugnęła. Mówiła poważnie? Naprawdę chciała tutaj jeszcze przyjść? Zacisnął ręce na butelce, jego palce przejechały po szkle. Potem się lekko zaśmiał.
-trzymam za słowo
-Zgoda
-i nie puszczę - powiedział przebiegle.
-Pieprz się. - zaśmiała się raz jeszcze. Sans nie mógł się powstrzymać by jej w tym nie towarzyszyć.
-dobrej nocy
-Dobranoc.
-KOLOROWYCH SNÓW _____!
Wyszła z ich mieszkania, Sans zamknął za nią drzwi. Stał tam przez dłuższą chwilę, patrząc na butelkę wina w swoich rękach. Poszło lepiej niż myślałem. Papyrus patrzył się na niego, był naprawdę radosny.
-JEST CUDOWNA! NIGDY NIE MIELIŚMY SZCZĘŚCIA MIEĆ TAK WSPANIAŁĄ OSOBĘ PRZY SOBIE! - jego głos był pełen ekscytacji
-heh, taaa – mruknął nadal starając się uspokoić myśli – jest dziwnie miła...
-ZROBIŁA DLA NAS CIASTECZKA! JAK MOŻESZ NAWET MYŚLEĆ, ŻE NIE JEST SYMPATYCZNA? - zapytał zaniepokojony
-słuchaj, braciszku, uważaj, dobrze? nie jestem jeszcze niczego pewien, ale wiesz, że czasem to co dobrze wygląda zamienia się w kupę gnoju – powiedział szybko nie zastanawiając się nad treścią słów. Papyrus westchnął.
-TAK, WIEM, ŻE MASZ RACJĘ. JEDNAK MAM NADZIEJĘ, ŻE W JEJ PRZYPADKU BĘDZIE INACZEJ- powiedział jego pouczającym tonem głosu. Sans westchnął i położył dłoń na plecach brata gładząc go lekko.
-może w jej przypadku będzie... ale uważaj, dobrze?
-CZY TO JEDNO Z TWOICH PRZECZUĆ? - patrzył się na Sansa. Ten zamarł na chwilę, właściwie to nie miał żadnego alarmu mentalnego, żadnego negatywnego przeczucia, więc to było dobre. No nie do końca. Coś czuł i to coś mu nie dawało spokoju. Nie podobało mu się to.
-nie, po prostu jestem przezorny, znasz mnie – przeniósł wzrok na drzwi do swojej sypialni
-SANS NIE POMOŻESZ MI W ZMYWANIU NACZYŃ? - zawołał z kuchni
-jestem zmęczony, jutro to zrobię – powiedział zamykając za dobą drzwi. Słyszał, jak jego brat warknął w złości, a potem dźwięk lecącej wody i wiedział, że ten zmywa naczynia. Powinien mu pomóc lecz czuł się naprawdę, wyjątkowo wyssany w tym momencie z czegokolwiek.
Dlaczego tak dziwnie na nią reagował? Powędrował wzrokiem na dziennik i westchnął. Może dlatego? Wiedział, że już to miało miejsce, ale tym razem kręci się dookoła gówna i nawet nie wie gdzie ono jest. A musi wiedzieć, aby odkopać je w porę. Poznali się wcześniej, to było jasne. Ma też dziwną świadomość, że nie stanowi ona zagrożenia ale... nadal czuje w piersi to dziwne uczucie kiedy czasem na nią patrzy. To nie było jednak ostrzeżenie... tak po prawdzie, to nie wie co to uczucie oznacza.
Położył się na łóżku i popatrzył na sufit. Przestań być takim pesymistą, debilu. Dzisiaj był dobry dzień zaakceptuj to.

Ale nie mógł. Zwyczajnie nie mógł.

Powoli usnął i raz jeszcze śnił o niczym.
Share:

16 komentarzy:

  1. "Pierwsza na nocną zmianę w parku rozrywki przy kamerach" o jeezu...skojarzyło mi się z Five nights at Freedy's xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację! Może o to autorce właśnie chodziło? :D

      Usuń
    2. Ja fanką fnafa nie jestem, a też w automatycznie o tym pomyślałam. XD ~Ayaa.

      Usuń
    3. Mi też się to skojarzyło z fnafem.
      Niedawno wyszła piątka i jest naprawdę świetna!
      Niektórzy jedną noc przechodzili 11 godz.!!!

      Usuń
  2. Nigdy nie czytałam jeszcze takiego opowiadania, w którym Sans aż tak bardzo by mi odpowiadał swoim zachowaniem, słowami, myślami, no wszystkim. Czytam rozdziały po dwa, trzy razy dla pewności, że niczego nie przegapiłam :)
    Nie chce Cie poprawiać, bo tłumaczenie jest cudowne, ale wkradł Ci się błąd w jednym z deja vu w słowie "czuł" :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To zdecydowanie stało się moim ulubionym opowiadankiem na Twoim blogu, Yumi. Z perspektywy Sans'a jak i "nas". (Dwa razy więcej czytania!) Dziękuję za tłumaczenie i czekam niecierpliwie na kolejne rozdziały. -3-
    ~Ayaa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dwa razy więcej tłumaczenia, rozdziały po 9 stron w przypadku tej autorki są jednymi z "krótszych" dla przykładu, jedno ma 11 stron i przepraszała, że TYLKO tyle napisała, ale nie miała czasu xDDDD Tak więc... ten tego... Noooo

      Usuń
    2. Nie martw się tym.
      Ważne, że wstawiasz co kolwiek.
      Ja mam to szczęście, że za każdym razem gdy znajduje jakiegoś fajnego bloga to jego stwórca go zamyka.
      Ciesze się, że nie jest tak i tym razem :-)

      Usuń
  4. Yumi, nie chcę być niemiła, ale popełniłaś parę błędów ;-; Mogę ci je napisać?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Śmiało, ja nie mam nic przeciwko jak ktoś mi wytyka błędy w tekstach bo alfą i omegą nie jestem ^^

      Usuń
  5. Jedno z moich ulubionych opowiadań na tym blogu i strasznie dziękuję, że masz w ogóle czas na tłumaczenie tego wszystkiego, bo to jest genialne :)

    ~ Andgora

    OdpowiedzUsuń
  6. Bogu dziękować,że komuś chce się tłumaczyć te opowiadania.. ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten ktoś to ja i nie Bogu nalezą się dzięki tylko mnie >_<" Na kolana! xDD

      Usuń
  7. Nie lubił roślin przez Flowy'ego.

    OdpowiedzUsuń
  8. Sans pod koniec czuje miłość do mnie xd

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE