28 października 2016

Undertale: Te ciche momenty - Pijana w sztok [In These Quiet Moments - Simply Intoxicating - tłumaczenie PL]

autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry. Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem:
SPIS TREŚCI:
Kiwałaś się na krześle do przodu i do tyłu, bez problemu można było powiedzieć że byłaś zniecierpliwiona siedzeniem w tę sobotę w pracy. Starałaś się skupić na swoim zdaniu, uspokoić myśli, coś jednak nie dawało Ci spokoju. Do takiego stopnia przeżywałaś ten wieczór, że wydawałaś za mało reszty jednemu ze swoich ulubionych klientów, będziesz musiała mu oddać różnicę następnym razem jak się pojawi. To nic wielkiego – powtarzałaś sobie w głowie – potwory są teraz obywatelami miasta. Więc dlaczego byłaś taka poddenerwowana? To przecież nie TY jesteś potworem, nie szukałaś też przez portale randkowe potwornego męża, ani nie byłaś w ciąży z mackowatym koszmarem.
Ale oni byli Twoimi przyjaciółmi. Troszczyłaś się o nich i chciałaś aby inni ludzie też ich polubili. No i naprawdę bardzo, bardzo chcesz aby Papyrus dostał robotę. Westchnęłaś i schowałaś twarz w dłoniach. Martwienie się w niczym nie pomoże, robisz z tego wszystkiego wielkie aj waj zupełnie bez potrzeby, przestań być takim głupim kupskiem. Popatrzyłaś na zegarek. 16:45! Twoi przyjaciele wiedzą, że się spóźnisz ze względu na pracę. Mieli zaklepać miejsce dla Ciebie. O'Henry był zatłoczony w weekendy. Powiedziałaś KościoBraciom aby przyszli do Ciebie po robocie, abyś mogła zabrać ich od razu ze sobą.
Piotrek wszedł taszcząc wielkie pudło.
-Pomożesz? - zawołał. Podniosłaś się i podeszłaś pomagając mu z pakunkiem.
-Co to jest? - mruknęłaś patrząc na pudło – Nie wygląda jak nasze zwyczajne zamówienia.
-Lokalny biznes chce, abyśmy zaczęli sprzedawać ich wyroby. Powiedziałem, że dam im szansę. Całkiem niezłe, czerwone. Wiesz? - łapał oddech
-Cudownie! Swojskie zawsze lepsze! - zaniosłaś pakunek na zaplecze – To znaczy wiesz, mamy trunki z różnych części świata, a nie pomagamy lokalnym.
-Tak, to fajnie. No i jeżeli ładnie się to sprzeda będziemy mieli profity... To znaczy ja będę je miał – zaśmiał się
-Ehhhh nie znęcaj się nade mną – wróciłaś z zaplecza i uniosłaś brwi
-Jakbym MUSIAŁ – pogładził się po karku, był przemoczony – Wybywasz dzisiaj?
-Tak, mam spotkanie z przyjaciółmi. - Zastanawiałaś się przez chwilę, czy powiedzieć mu o tym, że są potworami, ale dzwonek w drzwiach nie dał Ci szans. Tak oto weszli KościoBracia, Sans miał na sobie niebieską kurtkę z kapturem. Zaś Papyrus... łaaaa, wystroił się! Założył bardzo ładną koszulę i wsadził ją nawet w spodnie no i normalne BUTY! Nadal miał rękawiczki na palcach. Zaczęłaś się zastanawiać czy jego dłonie różnią się od Sansa. Ta piękna iluzja poszła się jebać, kiedy otworzył swoje usta.
-JEJUŚKU ILE TUTAJ SOKU WINOGRONOWEGO! - był wyraźnie podekscytowany. Piotrek zaś zaskoczony tym jak głośny był jego gość. Postanowiłaś nie dać mu za wiele czasu na reakcję.
-Siemka chłopaki! - zawołałaś podchodząc do nich – Pozwólcie, że tylko się ubiorę i już będę gotowa do wyjścia – uśmiechnęłaś się i zerknęłaś na Piotrka, otoczyłaś braci ramionami – Piotrusiu, to jest Sans i Papytus moi sąsiedzi i moi przyjaciele.
Twój szef patrzył się na was przez chwilę. To nie było w jego stylu. Chrząknęłaś i potrząsnął głową.
-Wiele o was słyszałem. - powiedział grzecznie – Miło mi poznać. - odwróciłaś się by wziąć kurtkę
-my też wiele o tobie dobrego słyszeliśmy – Sans wyciągnął dłoń przed siebie. Piotrek jednak jej nie chwycił, kościotrup czekał chwilę, a potem schował ją do kieszeni – fajny biznesik w każdym razie
-Ta? - Piotrek był niewzruszony
-ta, kupiłem tutaj wino jakiś czas temu. dobre. _____ pomagała mi wybrać, naprawdę smaczne.
Twój szef uniósł głowę i odwrócił ją, Sans przywykł do takiego zachowania, uśmiechał się nadal do wyższego od siebie mężczyzny. Papyrus za to przyglądał się pustej przestrzeni na jednej z półek.
-To dobre dziecko – odpowiedział w końcu
-taaaa
Stali w ciszy, w jakimś dziwnym wzajemnym zrozumieniu, póki nie wróciłaś z zaplecza.
-Dobry Boże, powiedzcie proszę że nie pada aż tak bardzo. To znaczy, lubię deszcz i w ogóle, ale jak wyjdę teraz to moje włosy będą kompletną ruiną – starałaś się rozładować atmosferę. Popatrzyłaś na Piotrka i Sansa, atmosfera była ciężka. Papyrus natomiast był zbyt zajęty zwiedzaniem sklepu. Chwała mu za to. - No nic będziemy się już zbierać. Do zobaczenia ... niestety... jutro Piotrusiu! - objęłaś go, a potem położyłaś rękę na ramieniu Sansa – Chodź kolego, nie pozwólmy na siebie czekać. Papyrus!
-JUŻ! WYCHODZIMY? - trzymał w rękach koszulkę z napisem „Nie moja win'a”
-Tak, odstaw to. Wychodzimy.
-OKI DOKI! - powiedział zwyczajnie składając koszulkę i podszedł do Ciebie. Popatrzył na Piotrka i wypalił – DZIĘKUJĘ CI ZA DANIE ZATRUDNIENIA MOJEJ DOBREJ PRZYJACIÓŁCE _____! TO NAPRAWDĘ MIŁA OSOBA. CO ZNACZY, ŻE TY TEZ TAKI JESTEŚ! - chwycił za jego dłoń i potrząsnął nią entuzjastycznie. Piotr stał przez chwilę zaskoczony, a potem zaczął się śmiać.
-Dobrej zabawy – uśmiechnął się lekko – Do zobaczenia z rana _____.
Wraz z braćmi weszłaś w deszcz, pozostawiając zapach drewna i wina za sobą.

W połowie drogi do pubu zdałaś sobie sprawę z tego, że nadal obejmujesz Sansa. Zawstydzona puściłaś go. Popatrzył na Ciebie lecz nic nie powiedział. Papyrus znowu całą drogę nawijał o gatunkach makaronów, był podekscytowany też tym, że pozna więcej przyjaciół.
O'Henry to miłe miejsce, mała knajpa w której spotykałaś się ze znajomymi kilka razy do roku. Dobre żarcie, smaczne drinki no i cudowna obsługa. Znalazłaś to miejsce w artykule poświęconym miejscom jakie „trzeba zobaczyć” w mieście, i przez pewien czas było to popularne miejsce. Biznes się kręcił, a to konkurencja dla Ciebie. Szczęście, fala popularności przeminęła i wszystko wróciło do normy, a Ty mogłaś się tu wymknąć w sobotę. Napisałaś do Jackie i do Willa, że już wyszłaś ze sklepu.
Wchodząc do pubu poczułaś się jednocześnie zadowolona i nieco skrępowana. Wyglądałaś wyjściowo i nie miałaś się czego wstydzić, ale u Twojego boku tkwiły dwa szkielety. Niektórzy starali się być grzeczni, choć gapili się na waszą trójkę. Przypomniałaś sobie, aby nie dać się sprowokować, na ich miejscu nie byłabyś lepsza. Rozejrzałaś się po otoczeniu szukając znajomych twarzy, aż w końcu dostrzegłaś Willa. Uśmiechnęłaś się szeroko.
-Cześć! _____! Tutaj! - krzyknął machając do Ciebie. Ugh. Był taki kochany.
Skinęłaś na braci, aby za Tobą poszli, a kiedy staliście przy stoliku przedstawiłaś ich.
-Cześć wszystkim! - wyglądałaś na radośniejszą niż zazwyczaj. Towarzystwo było już w komplecie. - To są moi przyjaciele. Sans i Papyrus – pokazałaś najpierw na niższego, a potem na wyższego – A to jest Will, Hannah, Jackie i Kyle.
Po chórku „cześć” oraz „siemka” usiadłaś przy stole. Will pokazał miejsce obok siebie, na którym natychmiast zasiadłaś, po Twojej prawej znalazł się Sans, a obok niego Papyrus zamykający koło przy Kyle.
-Jak w pracy? - zapytał Will odgarniając Ci z czoła mokre włosy. Zaśmiałaś się jak mała dziewczynka.
-Fajnie. Piotrek zaczął współpracę z jakąś lokalną firmą. Przyniósł ze sobą kilka butelek ich wina. Będę musiała spróbować później. Jesteśmy trzecim miejscem, gdzie będzie można je dostać! - Hannah prychnęła.
-Już od dawna powinien rozszerzyć swój biznesik. Nie rozumiem dlaczego woli taki mały sklepik.
-Ja też nie wiem, ale wiesz, to jego sprawa – wzruszyłaś ramionami. Kyle rozmawiał z Papyrusem o ... czymś, przez hałas w pubie nie wiesz dokładnie o czym. Jackie po prostu siedziała i gapiła się na Sansa, a Sans na nią. Nie miałaś zielonego pojęcia co się dzieje.
Will rozsiadł się wygodnie kładąc jedną rękę za Tobą, a jedną za Hannah na oparciu. Poczułaś jak temperatura Twojego ciała nieco się zwiększa. UGH! Nie powinnaś się tak czuć, on ma dziewczynę! Nawet jeżeli była troszeczkę (bardzo) sukowata i nawet jeżeli to Ty znałaś go jako pierwsza i co z tego, że przypomina jedno z dzieł Picassa... MNIEJSZA O TO.
Ostatecznie, Sans szturchnął Cię.
-drinka?
-Poproszę – odpowiedziałaś – Jakieś mocne, ciemne piwsko. Zaskocz mnie z wyborem.
-komuś jeszcze? - przemówił do zgromadzonych. Will miał już swój trunek, lecz pozostała trójka wyglądała na zaskoczonych. - naprawdę, pierwsza kolejka na mój koszt
-Seks na plaży – powiedziała Hannah
-Tequila – uśmiechnęła się Jackie
-Uhhh – mruknął Kyle – Gin z tonikiem?
-WODĘ POPROSZĘ! - odezwał się Papyrus
-jasne. - i z tymi słowami udał się w stronę baru. Kyle wrócił do rozmowy z Papyrusem, natomiast Hannah i Jackie zaczęły rozmawiać o robocie. Will pochylił się nad Tobą.
-Szkielety, huh?
-Taaa, szkielety. Super szkielety. Naprawdę SUPER szkielety.
-Huh. Wiem, że jeden z naszych dostawców zatrudnił u siebie potwora. Widziałem go tylko kilka razy. Wielki wilko-podobny taszczący pudełka do ciężarówki. - upił trochę swojego drinka
-Ta? To super. Ja widziałam tylko ich. A nie, jakiś rok temu przyszedł do mnie typek co wyglądał jak chodzący płomień, miał cudowną koszulę. Słyszałam, że ściąga do nas wiele potworów... więc powinniśmy do tego przywyknąć co nie?
-Dokładnie, równe szanse zatrudnienia i prawa dla wszystkich – powiedział. Starałaś się nie zmniejszać dystansu jaki was dzielił. Jak za starych dobrych lat, coś was ku sobie zawsze ciągnęło, przyjaźń, może nawet platoniczne uczucie. I choć nie przejmowałaś się zbytnio tym, że był z Hannah, szanowałaś sam fakt tego, że jest w związku. Starałaś się zachowywać przy nim jakbyś była niewzruszona, lecz czasem to sprawiało Ci ból
-A skoro moooowa o równych szansach zatrudnienia... - zaczęłaś robiąc minę pokroju 'wiem, że mnie kochasz więc zrobisz co będę chciała'. Prychnął.
-Na trzeźwo nic dla ciebie nie zrobię. Mogę być pijany?
-Ale obgadamy to przed czy po tym jak będziesz rzygał?
-Przed.
-Jasne. Mówię poważnie. Chciałam, abyście ich poznali. Dlatego, że chcę poprosić cię o przysługę. - Uśmiech nieco złagodniał na Twojej twarzy. Przyglądał Ci się chwilę zdając sobie sprawę z tego, że nie żartujesz
-Woa, ok, dobrze. Pogadamy o tym później. Pozwól, że poznam ich lepiej – powiedział, a potem pogłaskał Cię po ramieniu. Zarumieniłaś się.
-jeden dla ciebie – usłyszałaś głos, a potem piwo stało przed Twoimi oczami. Sans właśnie wrócił z napojami – jeden seks na plaży, jedna tequila, jeden gin z tonikiem i jedna woda dla ciebie bracie – usiadł na swoim miejscu. Chciałaś, aby twarz wróciła Ci do normalnego koloru
-A ty co pijesz? - zagadałaś
-whiskey – powiedział z uśmiechem i wziął łyka. Kyle patrzył na niego ze zdziwieniem
-Ok, nie chcę być niegrzeczny, ale jak to robisz? - zapytał
-Kyle! - krzyknęłaś przez stół
-robię co?
-Pijesz, jesz? - Kyle wyglądał na nieco zawstydzonego. Mogłaś przypuszczać, że Jackie szturcha go boleśnie pod stołem, albo kopie, albo jedno i drugie.
Sans wziął głęboki wdech, uśmiech z jego twarzy niemal całkowicie znikł.
-naprawdę chcecie wiedzieć?
Wszyscy milczeli wpatrzeni w niższego z braci. Nagle potrząsnął rękami
-maaaaaaaagia. - Ty i Papyrus zaczęliście się śmiać, a reszta zamarła.
Po chwili wróciliście do normalnej rozmowy, ale słyszałaś jak Kyle mruczy przeprosiny do Sansa. Ten grzecznie przytaknął i mrugnął do niego. Tak miło, tak dobrze. Różnice między ludźmi a szkieletami mogą nadal istnieć, (jakże by inaczej) ale postrzegałaś ich jako swoich dobrych przyjaciół, traktowałaś KościoBraci jak ludzi.
Około 23:00 Jackie zaczęła marudzić lekko już wcięta. Był weekend i do jasnej cholery mogła sobie wypić. Warknęłaś cichutko myśląc, że Ty będziesz musiała pracować jutro, ale nie czułaś zazdrości wobec niej. No, ale masz jeszcze przecież misję do wykonania.
-Więc, Will – powiedziałaś czując lekkie zawroty w głowie – Nie rzygasz, ja nie rzygam. Tego jestem pewna. Więc to dobry czas na pogadanie sobie. Więc pogadajmy. - Tak, powinnaś dostać 6+ w tej chwili za swoje negocjacyjne umiejętności.
-Dobra. Wal.
-Gadałeś z Papyrusem już kilka... godzin. I jego bratem. Są super, nie? Patrz. Kolego. Przyjacielu. Druhu. Ziom. Brachu. Kumplu.
-Mój Boże, zamknij się.
-Powierniku. Bracie. Koleżko. Kompanie.
-Zrobię cokolwiek zechcesz tylko błagam zawrzyj japę!
-UDAŁO SIĘ! Widzisz on. W twojej kuchni. - Will gwałtownie uniósł brwi do góry
-Co? Wiem, że lubi kluchy, jasne, dużo o tym gadał, ale...
-Nie musi gotować, koleś. Nie teraz. Weź go. Daj mu cokolwiek. W kuchni. Zrób to. Zrrrrrrrrób to. - położyłaś brodę na jego ramieniu robiąc szczenięce oczka. Sans robił co mógł, aby nie przysłuchiwać się waszej rozmowie. Hannah odwrotnie.
-Potrzeba nam pomocnika kucharza no i kelnera.
-Ty tu jesteś menadżerem, ale pomyśl. Serio. Tylko pomyśl. Dajesz mu zatrudnienie. Jesteś mistrzem dawania równych szans każdemu. Będzie o Tobie w gazetach. Będziesz na bannerach. - mówiąc to wykonałaś gest jakbyś starała się zarysować w powietrzu powiewający na wietrze plakat.
-Albo ktoś rzuci mi kamieniem w szybę. Wiesz, że japońska knajpa miała potwora za szefa sushi? A potem jakimś sposobem spłonęła.
-Inne miasto. I ... może nie nadawał się do tej roboty? Nie wiem, stary. Ale proszę. Proooooszę. Proooooooooooooszę – Twoje zdolności negocjacyjne osiągnęły swój szczyt. Will westchnął
-Dobra. Wiesz, że nigdy ci nie odmówię. No i wygląda na chętnego do pracy – Oh rany, zrozumiał – Ręczysz za niego?
-Tak. Jasne. Jest dobry. Skory do nauczenia się czegoś nowego. No i jego obecność na pewno ci nie zaszkodzi.
-Hm... Racja. Tak myślę. Ale nie każdemu może się to spodobać... no wiesz
-Wiem, ale spróbuj. - westchnęłaś
-Spróbuję. Dla ciebie – to mówiąc pocałował Cię w czoło. Poczułaś jak płoniesz od rumieńca i natychmiast odwróciłaś się by nikt tego nie zobaczył. Na Twoje nieszczęście „odwrócenie się” oznaczało skierowanie twarzy w stronę Sansa. Zrobiłaś się jeszcze czerwieńsza.
-jesteś całkiem zabawna kiedy jesteś pijana
-Zamknij się – mruknęłaś dopijając swoje piwo. Sans szturchnął Cię w żebro – Nie widziałeś na co mnie stać. Powinnam wypić więcej.
-chciałbym to zobaczyć .... - zaczął kręcić trunkiem w szklance – ale nie jestem tak dobry z matematyki by pić na potęgę – oplułaś się i zaczęłaś się śmiać
-Ale jesteś głupi. Uwielbiam cię – objęłaś Sansa. Poczułaś jak sztywnieje jego ciało, ale po chwili się rozluźniło. Powinnaś odczytać to jako dobry znak, tak dzieje się zawsze po alkoholu. Postanowiłaś chwilkę odpocząć tuląc Sansa. Ładnie pachniał. Jak deszcz, stare książki, cedr i coś co wydawało Ci się znajome, choć nie umiałaś tego nazwać.
-Czy ona właśnie na tobie usnęła? - zapytała Hannah – Chyba usnęła. Raz też na mnie poszła spać. Śpi gdzie popadnie kiedy jest pijana – podniosła się i pochyliła przez stół aby Cię pacnąć.
-O rany.. Nie! Nie śpię! Ja po prostu.... Tak! Jackie! Jeszcze po jednym? - zasugerowałaś. Jackie uśmiechnęła się maniakalnie
-JESZCZE PO JEDNYM!
Tej nocy złapałaś stopa wprost do czeluści piekła.

Wiele drinków później, tonę śmiechu i mile spędzonego czasu, wszyscy wymienili się numerami telefonów. To rozwiało jedną zagadkę. Tak! Bracia mają komórki! Zastanawiałaś się, dlaczego wcześniej ich o to nie spytałaś, no ale to sąsiedzi, nie było to takie konieczne. Kyle i Papyrus świetnie się ze sobą dogadali, Jackie uważała, że jest on najsłodszą istotą jaka stąpa po ziemi. Sans naopowiadał tyle sucharów, że wszyscy jednocześnie go pokochali jak i znienawidzili. Will zapewnił Cię chyba z tysiąc razy, że tak, da szansę Papyrusowi. Potem poprosił go aby ten wpadł do jego restauracji w poniedziałek. Na tę wieść kościotrup uściskał Willa, co ten przyjął początkowo zaskoczony, a potem odwzajemnił uścisk. Co się tyczy Ciebie i Jackie z ledwością szłyście. Kyle ciągnął za sobą swoją dziewczynę, a Will pomagał Ci nie wywrócić się.
-Jutro mam praaaaaaaaacę. - zawyłaś do ucha staremu przyjacielowi, patrząc na Jackie jakby ta Cię zdradziła. Ona tylko czknęła i zaśmiała się lekko.
-Wiem. Zaprowadzę cię do domu. Hannah, upewnię się tylko, że nic jej nie będzie, a potem wrócę do ciebie, zgoda? - Will popatrzył na nią, a ta wyglądała jakby ktoś kazał jej zjeść cytrynę.
-Nic jej nie jest, Will. Wracała do domu w gorszym stanie
-'okładnie – przytaknęłaś – Hannah ma rację, Hannah wie, Hannah wie wszyyyyyystko – Dotknęłaś czubka swojego nosa i mrugnęłaś porozumiewawczo z dziewczyną. Nie miałaś zielonego pojęcia co się dzieje. Lecz cokolwiek by to nie było, byłaś naprawdę dzielna!
-zajmiemy się nią– Gwizdnął Sans wychodząc za wami. Will zmierzył go niepewnie spojrzeniem – jesteśmy sąsiadami, to ma sens, co nie?
-MOGĘ NIEŚĆ JĄ NA PLECACH! - zaproponował Papyrus jakoś dziwnie podekscytowany pomysłem
-Proszę. Koledzy. Dam soooooooo! - nie miałaś nawet szans dokończyć zdania, ponieważ Papyrus już trzymał Cię na swoich plecach jak jakąś pijaną koalę. - O Boże. Stało się. Zderzyłam się ze skałą. Jestem plecakiem. - Will i Jackie zaczęli się śmiać, a potem Twoja przyjaciółka popatrzyła na Kyle.
-Dlaczego ty mnie nie noooooooosisz? - zabrzmiała niemal żałośnie wieszając się na jego szyi. Kyle odepchnął ją delikatnie.
-Ponieważ w odróżnieniu od innych, mamy samochód i ja prowadzę, kochanie. A więc, czule się z wami wszystkimi żegnam. Miło było poznać – powiedział do KościoBraci, podając im dłoń. Jackie zaśmiała się i na odchodnego dała Ci oślizgłego cmoka w policzek.
-cóż, wracajmy zanim zacznie znowu padać – powiedział Sans zerkając na swojego brata. Starałaś się ułożyć wygodnie na tyle na ile mogłaś pozwolić sobie będąc na czyiś plecach.
-DOKŁADNIE! ZANIESIEMY NASZĄ DOBRĄ PRZYJACIÓŁKĘ DO DOMU CAŁĄ I ZDROWĄ! - Papyrus poprawił Cię na swoich plecach co sprawiło, że nie miałaś zbyt wielkiego pola do popisu jeżeli chodzi o ruchy. Było Ci niedobrze – PRZYJEMNOŚCIĄ BYŁO POZNAĆ WAS, WILL I HANNAH. PRZYBĘDĘ NA WASZE ZAPROSZENIE W PONIEDZIAŁEK! DZIĘKUJĘ ZA DANIE MI SZANSY! - Awww, tak trzymaj Papyrus. Korzystaj ze słów. I rzeczy. O Boże... Głowa.... Boli...
-Nam też było miło cię poznać Papyrus – Will uśmiechnął się – Do zobaczenia w poniedziałek o 8 rano! - Hannah nic nie powiedziała. I dobrze. Głupia suka.
Wasza trójka wyszła z pubu wprost w chłodnawy wieczór, chwyciłaś się Papyrusa jakby od tego miało zależeć Twoje życie. Przywykłaś co prawda do jego kości, choć te nie przyjemnie wbijały Ci się w brzuch.
-TO BYŁ JEDEN Z PIĘKNIEJSZYCH WYPADÓW JAKIE MIELIŚMY! MASZ NAPRAWDĘ MIŁYCH PRZYJACIÓŁ! - powiedział idąc przed siebie. Koooołysało – POLUBIŁEM KYLE, JEST ZABAWY I WIE WIELE O GOTOWANIU
-Taaa.. on... lubi.... 'yć.... kuuu....uuuuu.uuuuuchcikiem
-KUCHCIK? A CO TO ZNACZY?
-To zna... oh.. Papyrus, zadawaj mi pytania, kiedy jestem w lepszym stanie – machnęłaś ręką. Zdałaś sobie sprawę, że to jeden z tych momentów, kiedy nie powinnaś się ruszać. Sans popatrzył na Ciebie zmartwiony.
-hej, wszystko dobrze? - powiedział wyciągając do Ciebie dłoń, lecz cofnął ją w połowie – paps, zatrzymaj się na chwilę
-HM? DOBRZE.- stanął, ześlizgnęłaś się z jego pleców. Usiadłaś na mokrym krawężniku. Twoje dżinsy zaczęły nasiąkać wodą, ale miałaś to gdzieś. Poczułaś się przez chwilę lepiej. Za dużo wypiłaś, zazwyczaj umiałaś lepiej sobie z tym radzić. Zdawałaś sobie jednak sprawę dlaczego chciałaś się uchlać. Ugh. Pieprzony Wil i ... ta pieprzona Hannah. Poczułaś jak czyjeś palce wplatają Ci się we włosy, ktoś podniósł je do góry. To było miłe. Potem jakaś dłoń pogładziła Cię po policzku, była za gładka. Jak wypolerowany kamień. Poczułaś zimny dreszcz na karku, opadła Ci temperatura ciała. W końcu natura zrobiła swoje, a Twój brzuch wyraźnie dał Ci do zrozumienia co myśli o dzisiejszym chlańsku. Zawartość Twojego żołądka wylądowała na chodniku.
-taaaa – usłyszałaś Sansa, podczas kiedy Tobą miotały konwulsje kolejnych nawrotów. To nie było zabawne. Ale czekaj! Znasz tę ulicę! Rzygałaś tu już kiedyś. Raz. Ah te wspomnienia...
-Przepraszam! - starałaś się złapać powietrze. Sans nadal trzymał Twoje włosy, starając się uspokoić i Ciebie i Papyrusa, który mówił coś o tym, że „popsuł człowieka”. No i w końcu wyrzygałaś co miałaś wyrzygać i poczułaś się OD RAZU lepiej.
-już? - zapytał wyciągając chustkę dosłownie znikąd. Była lekko mokra od deszczu, ale byłaś za nią wdzięczna.
-Jest dobrze, na tyle na ile może być. O Boże. Przepraszam. Tak bardzo przepraszam – czułaś się upokorzona. Kiedy Papyrus pochylił się nad Tobą spostrzegłaś, że był zapłakany.
-OH _____! CIESZĘ SIĘ, ŻE NIC CI NIE JEST! POZWÓL ZABRAĆ SIĘ DO DOMU! - krzyknął ocierając twarz. Uśmiechnęłaś się do niego słabo.
-Nic mi nie jest, Papyrus. Ja tylko... za dużo wypiłam. Powinnam znać swoje limity. Jest ok. - Nadal czułaś się dziwacznie. Sans pomógł Ci wstać z chodnika. Ugh, woda przesiąknęła przez bieliznę, okropność. Cóż, zdarza się. Sans podtrzymywał Cię za rękę, tak abyś mogła utrzymać równowagę, ale przez ten mały gest czułaś się naprawdę lepiej. Popatrzyłaś na niego.
-Dziękuję. Jesteś niesamowity.
Uśmiechnął się tylko i mrugnął. Poczułaś się tak miło, niemalże sennie. Czy to przez niego czy przez gorzałkę? Gorzałka. Winna jest gorzałka.
-NIE DASZ RADY IŚĆ. PONIOSĘ CIĘ! - zakomunikował, kiedy zaczęłaś iść najprościej jak byłaś w stanie. Teoretycznie byłaś w stanie iść, ale nogi Ci się tylko troszeczkę zaczęły plątać. Hahaha. Plątać.
-Papyrus, jeżeli mam znowu wskoczyć ci na barana to będę rzygać. Nic mi nie jest. Serio.
No ale Papyrus to Papyrus, nie miałaś wyboru. Wziął Cię na ręce jakbyś była małym koteczkiem. Był silny!
-TAK LEPIEJ? - zapytał idąc przed siebie. Sans zaśmiał się.
-Ta. Fajnie. Bardzo fajnie Papyrus. - poddałaś się. Pachniał fajnie, jak... proszek do prania. Hej poznajesz ten zapach! Też go kupujesz! Super, nie? Wszystko jest taaaaaakie super. Boże, ale jesteś zmęczona.

Kolejną rzeczą jaką pamiętasz była kanapa, ciepły koc i wielki kubek herbaty naprzeciwko Ciebie, na czole miałaś też wilgotną szmatkę. Ale zaraz, zaraz... To nie jest Twój dom! Ah, no tak. To ich dom. Dobra. To dobrze. Dobrze wiedzieć, gdzie się jest.
-hej. - Sans siedział na ziemi obok kanapy wpatrzony w Ciebie – lepiej się czujesz?
-Urhggg, taaa. Kurwa. Przepraszam. Nigdy nie piłam tak wiele. Przysięgam, że to nie jest nawyk. - Sans tylko zaśmiał się cicho pod nosem.
-spokojnie – powiedział obracając na drugą stronę szmatkę z Twojej głowy. Uśmiechnęłaś się – to niewielka cena za to jak bardzo pomogłaś mojemu bratu
-Oh! Taaa, będę musiała mu podziękować za to, że przyprowadził mnie do domu! - starałaś się podnieść, ale Sans delikatnie Cię powstrzymał.
-no już, tygrysie. on teraz śpi, odpocznij. mówiłaś, że idziesz do pracy – warknęłaś. Oj będziesz mieć porządnego kaca.
-Jutro będzie chujowy dzień. - mruknęłaś dramatycznie zakrywając oczy dłonią – No ale to będzie niedziela. Zamykamy wcześniej w niedziele. Dzięki ci Boże za niedziele – Sans znowu się delikatnie zaśmiał.
-jak to było z tym kogutem co myślał o niedzieli?
-No wiesz? Niedziela jest nudna. Nikt nie przychodzi w niedziele. - Sans milczał przez chwilę
-mogę wpaść, jeżeli chcesz
-Pracujesz jutro?
-taaa, ale mogę wpaść w przerwie na lunch – wzruszył ramionami – to praktycznie po drugiej stronie ulicy
-Byłoby cudownie. Oh, Boże, mógłbyś mi przynieść koktajl owocowy z lodówki? - poprosiłaś – Będę twoim dłużnikiem na zawsze – Sans wyszczerzył zęby.
-jasne. twój ulubiony smak to bananowy?
-Nie, nie banany. Mówiłam ci – zachichotałaś – Truskawkowy, malinowy albo jakikolwiek. Nie wiem. Wybrałeś dzisiaj dobre piwo, zaskocz mnie znowu czymś.
Wasza para zamilkła uśmiechając się delikatnie. Popatrzyłaś mu w oczy. To tak jakby miał niewielkie diamenty na tle czarnych plam. Czułaś się przytulnie, rozwaliłaś się na ich kanapie, rozglądałaś się po pokoju. Chwyciłaś za kubek herbaty.
-mam nadzieję, że lubisz Cylona
-Żartujesz sobie? Po Cylonie mam cyklona – zachichotałaś. Żryj to kawalarzu. Otworzył szerzej oczy.
-teraz będziemy sobie opowiadać kawały o herbacie?
-Nie przeginaj pały, kościany łbie
Sans wstał, przyglądał Ci się przez jakiś czas, chciał coś powiedzieć lecz choć czekałaś nic nie nadeszło.
-Dziękuję, że pozwoliłeś mi tu zostać – westchnęłaś w ciszy
-żaden problem – w końcu pogłaskał Cię po głowie, delikatnie poprawiając szmatkę. Przez tę krótką chwilę, czułaś się cudownie – śpij dobrze
Zasnęłaś uspokojona i śniłaś o Willu, uciekającego długimi krętymi korytarzami przed Tobą, i z jakichś dziwnych powodów Sans zawsze podążał tuż za Tobą.
Share:

20 komentarzy:

  1. Yes XD Jak ja kocham te opowiadanie <3 Ja dzisiaj miałam okropny dzień...ale czytanie zawsze poprawia mi humor ;3 Kiedy będzie punkt widzenia Sans'a? Już nie mogę się doczekać ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie w tym tygodniu, może w poniedziałek albo we wtorek? Mam przetłumaczone tylko w części, a dzisiaj nie dam rady więcej przetłumaczyć bo koledzy zwalają mi się na charę :x

      Usuń
    2. Znowu udało mi się coś przetłumaczyć xD To całkiem fajne ;3 http://pokazywarka.pl/b1dxt3/

      Usuń
    3. http://pokazywarka.pl/kylq23/

      Usuń
    4. http://pokazywarka.pl/81f4ja/

      Usuń
    5. Power kochana jest z Tobą! <3 Wszystko wrzucę jutro na bloga ^^ Jak chcesz oczywiście, masz jakąś stronę aby dać linka? Z jakiego nicka mam dawać Twoje tłumaczenia?

      Usuń
    6. Co do pierwszego komiksu to już sama go przetłumaczyłam xD Był jednym z pierwszych za które się wzięłam xD

      Usuń
    7. Nie mam żadnej strony, w sumie tłumaczę, żeby ci pomóc xD i Sansy jest ok ;3 Tłumaczenie jest bardzo przyjemne jak się zastonowić xD Można poznać wiele nowych słów ;D

      Usuń
  2. Jakie my cudowne po alkoholu :)
    Kawał świetnej roboty. Muszę pamiętać, żeby kolejny rozdział NIE czytać w tramwaju. Nie nie nie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, kolejny z punktu widzenia Sansa xD

      Usuń
    2. Oby mnie tylko nie kusiło, chociaż pewnie bedzie :D
      Ale czekam teraz przede wszystkim na punkt widzenia Sansa z tego rozdziału, rozczuliło mnie, że jak oprzytomniałyśmy na kanapie, to siedział obok nas wpatrzony jak sroka w pięć groszy :D
      I trzymał nas włosy przy rzyganiu. To musi być miłość.

      Usuń
    3. Albo życzliwość xD Tak jak powiedziałam, na rozdział z punktu widzenia Sansa trzeba będzie sobie poczekać. Bo jest przetłumaczony jak na ten moment w 1/4 (nie wspominając o korygowaniu tekstu) ale długo weekend się zaczął tak więc ten tego xD

      Usuń
  3. Dziękuje za kolejny rozdzial Yumi! Jak zwykle świetna robota. <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahhh, kocham to opowiadanie! Chce piąty rozdział z punktu Sansa XDDDD Boże xD. Czekam na więcej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to sobie troszeczkę poczekasz, ale się doczekasz Jak to w Biblii zostało napisane - cierpliwi zostaną wynagrodzeni.

      Usuń
  5. Jeju,to jest takie urocze.Jestem ciekawa jak z perspektywy sansa wyglądała ta scenka pocałunku w czoło naszej postaci przez Will'iego,dalsze rozdziały zapowiadają się jeszcze ciekawiej! Dobra robota :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hum zawiodę Cię, bo raczej nie ma nic na ten temat, albo przynajmniej - Sans wtedy za dużo rozmyśla, aby zwrócić na to uwagę O ile się nie mylę xD

      Usuń
  6. Jejku jak ja kocham to opowiadanie! Trafiłam na ciebie szukając flowerfell, teraz wchodzę minimum raz dziennie żeby sprawdzić, czy czegoś nie wrzuciłaś. Papyrus jest taki uroczy w tym opowiadaniu. Zupełnie jak młodszy braciszek, którym masz ochotę się zaopiekować i go chronić. Sans natomiast jest przyjemnie tajemniczy. Moim zdaniem świetnie tłumaczysz. Oby tak dalej :DD

    OdpowiedzUsuń
  7. O borze stało się!! JESTEM PLECAKIEM!!!!!

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE