autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry.
Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się
żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne
życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy
nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI:
Rozdział I // Punkt widzenia Sansa
Dobre wino nie potrzebuje etykiety (obecnie czytany) // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa ♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
DODATKI:
Spadająca gwiazda
Rozpacz Sansa
Deszcz
Sans czyta opowiadania o sobie
Sans vs niemowlak
Dobre wino nie potrzebuje etykiety (obecnie czytany) // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa ♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
DODATKI:
Spadająca gwiazda
Rozpacz Sansa
Deszcz
Sans czyta opowiadania o sobie
Sans vs niemowlak
Obudziłaś się z samego rana, miałaś ekstremalnie
realistyczny sen o tym jak jesteś zaciągana w dół czarnego korytarza...
z którego dobiegają dźwięki ... pierdzenia? Ten sen zdecydowanie
nie znajdzie się w Twoim dzienniku snów. Ziewnęłaś, szukając
ręką telefonu, wcześniej odstawiłaś go nieco dalej, aby wstać z
wyrka. Za czwartym podejściem podniosłaś się – to była Twoja
rutyna. Przy piątym wiedziałaś, że czas wyjść z
wygodnego łóżka. Ugh. Praca. Pieniądze i rachunki i inne głupie
obowiązki dorosłego człowieka.
Zaraz po tym jak przeprowadziłaś się do tego
miasta rozglądałaś się to tu to tam. Czasem pracowałaś w
różnych miejscach robiąc wiele wszystkiego z dodatkiem
czegokolwiek, od dostawcy pizzy przez sekretarkę w niewielkiej prawniczej firmie. Lecz nic Ci się nie podobało. Nie dlatego, że
byłaś złym pracownikiem, czy nienawidziłaś pracy – tylko
dlatego, że nigdy tak naprawdę nie wiedziałaś co chcesz robić.
Ostatecznie wylądowałaś w lokalnym sklepie z alkoholami i ta praca
była chyba najlepszą jak do tej pory. Otaczały Cię pułki
zapełnione winami, szef był sympatyczny i lubiłaś go. Pracujesz
tutaj już od pół roku i nie zapowiada się na to, abyś chciała
zmienić pracę. Było Ci tutaj lepiej niż na innych
stanowiskach, zwłaszcza na tych gdzie nie czułaś się specjalnie
mądra, elokwentna czy sprytna. Jednak jako, że nic co w szklanej butelce nie było Ci obce,
umiałaś dobrze mieszać smaki oraz wiedzieć co jest dobrą
zagryzką do jakiego trunku... Liczba klientów w sklepie zauważalnie
wzrosła, byłaś polecana znajomym. Ceniono Twoje porady.
To była monotonia, czasem tylko wieczory były inne.
Rany. Szkielety. Co za jazda. Zastanawiałaś się czy powiedzieć o
tym swojemu przełożonemu, pamiętałaś bowiem, że nie był jakoś
pozytywnie nastawiony do wszelkich potworów, zwłaszcza tych
osiedlających się w mieście. Nie miałaś mu tego za złe. To
znaczy, nie bez powodu nazywają się potworami. Uraza z dzieciństwa
u każdego zostaje zwłaszcza, że faszerowało się umysły
historyjkami o takowych chowających się pod łóżkiem, albo w
ciemnych kontach pokoju. Potwory z takich bajek chciały zjeść
Twoje stopy koniecznie o północy.
Mimo to, nowi sąsiedzi wydawali Ci się fajni. Ten
wyższy, jak mu było... Papyrus? Zachowywał się jak małe
dziecko.... jak małe głośne dziecko. Sans znowu to typowy
dowcipniś. Zawsze się uśmiechał i chyba miał zboczenie co do
poduszek pierdziuszek. Nie postrzegałaś ich jako kłopot, zwłaszcza
w porównaniu do Twoich wcześniejszych sąsiadów, którzy okazali
się brudasami, dupkami i ... ah mniejsza. Taka zmiana była naprawdę
fajna. No nic. Wzięłaś swój telefon sprawdzając czy na
messengerze nikt się do Ciebie nie odezwał.
Ugh. Poranki. Powinny zostać zakazane. Żadnego
śladu po KościoBraciach (jak już ich zaczęłaś nazywać).
Zeszłaś schodami w dół i wyszłaś z budynku. Szłaś do pracy,
tak jak ci rano (auto sprzedałaś dawno temu, tak było łatwiej,
wszędzie doszłaś, nie martwiłaś się o miejsce parkingowe, w
ostateczności zostawał transport miejski). Sklep był tylko kilka
bloków dalej. W powietrzu unosił się rozkosznie wilgotny zapach jesieni. O tej porze roku
czułaś się jakoś lepiej, byłaś pełna życia z jakiegoś
dziwnego powodu. Kochałaś jesień. Przyglądałaś się jak z dnia
na dzień liście na drzewach zmieniają swoje kolory, powietrze
staje się chłodniejsze i ... wszyscy pieprzeni turyści wracają do
domów. Otwierając drzwi do sklepu czułaś się już całkiem
dobrze
-Dobry Piotrek! - krzyknęłaś stając w promieniach
słońca. Piotr odwrócił się i popatrzył na Ciebie spod pół przymiętych powiek.
-Dobry _____. Wyglądasz na zadowoloną.
-Nom! Nie czujesz? - zapytałaś się przechodząc
między regałami niewielkiego sklepu na zaplecze ściągając po
drodze kurtkę – To powietrze?! Pachnie jak...
-Spleśniały ser?
-Grrrr! Nie! Boże, ale z Ciebie dupek. Nie! Pachnie
jak... czystość. Do tego czuję zapach ogniska. Wiesz, tak jakby
ludzie piekli ziemniaki czy coś. - Powiesiłaś kurtkę na haku.
-Wiesz, to może dlatego, że w budynku na rogu paliło się mieszkanie. - Odpowiedział układając nowe butelki na półkach.
-Czekaj, co?! Mówisz serio?!
-Nie. Droczę się z tobą – zaśmiał się
delikatnie. - Przyszła dzisiaj dostawa, jest na tyłach sklepu. Jest
tam wiele pudełek dla ciebie - Syknęłaś i popatrzyłaś na „swoje
pudełka”. O tak, mogłabyś je tak nazywać gdybyś mogła zabrać
je do domu. Są i czerwone i białe. Niektóre z nich pewnie byłyby
smaczne.
-Piotrek, mówisz serio? O rany, nie wiem co
powiedzieć. Bardzo ci dziękuję. Ale nie mogę wziąć ich
wszystkich – udałaś wzruszoną. Zaśmiał się.
-Jesteś moim ulubionym pracownikiem.
-Jestem twoim jedynym pracownikiem.
-Racja.
-No ale kurwa. Nie wiem czy mam wystarczająco
miejsca aby je wszystkie schować. - mówiłaś otwierając jedno z
pudełek. Zaśmiał się.
-Święto Dziękczynienia nadchodzi, potraktuj to
jako prezent. - odpowiedział, a Ty uśmiechnęłaś się szerzej.
-Oh! Cudownie! Mam nowych sąsiadów, będę mogła
się z nimi podzielić! Choć nie... czekaj... czy oni mogą pić...?
Nie wiem. Ale mniejsza i tak to jest cudowne.
-Nowi sąsiedzi? Już? Czy przypadkiem starzy dopiero
co się nie wyprowadzili? Ci z tym przeklętym bachorem? - zapytał
się kończąc swoją pracę przy regałach
-Ugh! Tak. Chwała im za to. Lecz co do tych,to
wprowadzili się wczoraj. - Skończyłaś przygotowywać sklep,
Piotrek westchnął.
-Dobrze, mała. To ja będę szedł. Owocnej
sprzedaży. Wpadnę o 17.00 – wziął swój płaszcz i popchnął
drzwi.
-Aj aj kapitanie. Bądź na czas, bo mam plany!
-Ta? - zatrzymał się i przeniósł na Ciebie wzrok
– Jakie plany?
-Lenić się. - Położyłaś ręce na biodra, a on
zaczął się śmiać. Pomachał Ci na do widzenia i zostawił samą
w sklepie. Ahhh... cały tylko dla ciebie. Wyciągnęłaś z kieszeni
telefon, usadowiłaś się na krześle za ladą i wcisnęłaś
magiczny przycisk „internet”. Całe szczęście, sklep
prezentował się należycie. Za każdym razem jak klienci wychodzili
ustawiałaś wszystko ponownie na swoich miejscach, to sprawiało, że
potem miałaś mniej roboty i wiedziałaś dokładnie gdzie co jest.
Lecz teraz mogłaś się zrelaksować. Całkiem przyjemna ta Twoja
praca. Kilka godzin minęło, przez sklep przewinęło się parę osób, które zaraz wyszły, aż do około 14.00. Na Twój teren
wkroczyła jakaś znajoma twarz.
-a więc.. - ten głos, znajomy głos. Niski szkielet
właśnie przechodził przez drzwi. Podniosłaś głowę, przed
chwilą oglądałaś jakiś głupi filmik o kotach na youtube.
-O! Cześć – powiedziałaś podekscytowana. Dobra,
wygląda na to że szkielety MOGĄ pić. Warto to wiedzieć. Oboje
staliście i patrzyliście się na siebie przez moment w ciszy, aż
zdałaś sobie sprawę, że właściwie to tutaj pracujesz. - Witamy
w sklepie Pod Upitym Psem! W czym mogę pomóc? - Sans uśmiechnął
się szerzej i schował ręce do kieszeni kurtki.
-właściwie to tak. szukam jakiegoś dobrego wina
dla kogoś. pomożesz? - powiedział podchodząc do jednego z regałów
-nie znam się za bardzo na winach, szczerze. ale chciałbym zrobić
wrażenie na kimś tutaj.
-Ah! - westchnęłaś zadowolona – Więc
zdecydowanie nie chcesz niczego z TYCH półek – poprowadziłaś go
do innej. - Będę walić prosto z mostu. Do jakiej kwoty interesuje
cię zakup? Chcesz komuś NAPRAWDĘ zaimponować?
-nie patrz na cenę. - powiedział jakby nigdy nic –
nie jestem nocnym stróżem aby pić w ciemno – wywróciłaś
oczami. Będąc sprzedawcą w takim sklepie znałaś chyba już każdy
możliwy kawał o alkoholach jaki istnieje.
-Tak, a ja jako perfekcjonista lubię pić raz a
dobrze – odpowiedziałaś. Sans już się uśmiechał jak
tutaj wszedł, ale jakimś sposobem jego uśmiech wydawał Ci się
większy. - W każdym razie... jaki rodzaj wina ta osoba lubi:
czerwone? Białe? Słodkie? Wytrawne? Czy... - Sans wzruszył
ramionami.
-nie mam pojęcia. nigdy nie pytałem i tak jak
powiedziałem, nie znam się na tym. co polecasz?
-Raaaany. - westchnęłaś – To praktycznie
kieliszek bez dna. Mogę ci polecić praktycznie połowę sklepu, ale
jeżeli mam być szczera... to znaczy, jesteś pewien, że ta osoba
lubi pić? Tak?
-jestem co do tego przekonany. - powiedział – więc
wszystko co polecisz będzie w sam raz. chcę coś z najwyższej
półki
-Z najwyższej półki. - powtórzyłaś
-z najwyższe półki. -zawtórował.
-Nom. - pochyliłaś się i wyciągnęłaś ciemnoczerwoną butelkę – Tutaj masz naprawdę dobre wino, rocznik
2003, wyprodukowane we Francji. Ma naprawdę miły smak, jak goździki z miodem.
Lecz to co mi się w nim podoba to to, że nie pozostawia po sobie
żadnego nieprzyjemnego posmaku. Można go pić właściwie do każdej
potrawy i ze wszystkim dobrze smakuje. To mój ulubieniec. Kosztuje
250$ za butelkę – zdałaś sobie sprawę z tego, że chyba
troszeczkę przesadziłaś. Wino już nieco lepsze od takich tanich
dostałby od 10$ do 25$
-brzmi świetnie. biorę – odparł delikatnie
chwytając za butelkę. Jego palce w trakcie
zetknięcia się ze szkłem wydały taki dziwny zgrzyt. Zamarłaś na chwilę.
-Wiesz... Jest jeszcze wiele innych możliwości –
zaczęłaś – Nie musisz brać pierwszego wina jakie polecę, no i
jest jeszcze wiele tańszych opcji...
-nieee. to będzie idealne. jesteś naprawdę dobrym
sprzedawcą – powiedział uśmiechając się lekko, miałaś
wrażenie, że starał się nie śmiać – jak sprawić aby rosjanin
był podobny do japońca? - O Boże, kolejny alkoholowy dowcip.
-Dać mu się napić ciepłej wódki –
odpowiedziałaś przekręcając oczami
-cóż, jeżeli jest się tym co się pije, to ja jestem
komandosem – powiedział kręcąc butelką delikatnie. Zamrugałaś,
a potem zaczęłaś się śmiać.
-O rany. Tego jeszcze nie słyszałam. Dobre. Jesteś
mistrzem. - Chwilę Ci zajęło uspokojenie się. Łatwo zapomnieć,
że jest on chodzącym i gadającym szkieletem, kiedy opowiada
czerstwe suchary w nudnej pracy. - To masz zamiar mi zapłacić, czy nie?
-a tak, jasne – wyciągnął mały portfel z
kieszeni kurtki i na chwilę się zatrzymał – a i dziękuję za
ciasteczka tak swoją drogą. bardzo nam smakowały
-A tak! Jasne. Wiesz, nowi sąsiedzi i takie tam.
Chciałam być miła – powiedziałaś nerwowo, tak jakbyś
tłumaczyła się z obowiązku. Miałaś nadzieję, że nie wziął
tego do siebie – Poza tym chciałam się odwdzięczyć, że
ocaliłeś moje śniadanie – popatrzyłaś jak odlicza gotówkę
-polecam się na przyszłość. hej, o której
kończysz? - zapytał nagle. Byłaś zaskoczona.
-Em, a po co chcesz wiedzieć?
-papyrus i ja chcielibyśmy zaprosić cię na kolację
w ramach podziękowań za ciasteczka, jeżeli nie masz nic przeciwko.
mój brat robi spagetti – na chwilę przerwał, miałaś wrażenie,
że uśmiech mu trochę zrzedł – nie namawiam na siłę, jak nie ch--...
-O 17:00 – wzięłaś szybko należność
– Lecz mam tutaj jeszcze trochę do roboty, więc będę pewnie tak
koło 17:30 w domu. Ale spagetti brzmi świetnie – Nie chciałaś
zawalić sprawy z KościoBraćmi. No i kupił drogą jak dupa wołowa
butelkę, to tylko dlatego, że TY ją poleciłaś. W takich
okolicznościach gdyby Papyrus serwował zupę z błota i tak byś
przyszła.
-świetnie. nie musisz się śpieszyć, zobaczymy się
koło 18:00? - przyglądał się, jak pakujesz butelkę w ozdobną
torebkę
-Tak! Jasne! - byłaś zadowolona, wydałaś resztę
i podałaś pakunek z wielkim uśmiechem. Przytaknął Ci i już miał
wyjść ze sklepu, kiedy nagle przy drzwiach odwrócił się w Twoją
stronę.
-i dziękuję za pomoc, w razie czego nie będę
musiał czuć się winny, jeżeli tej osobie nie posmakuje –
i wyszedł nim zdążyłaś jakkolwiek zareagować na ten straszny
kawał. Tak więc siedziałaś już sama w sklepie śmiejąc się
głupio. O Boże, jego dowcipy są koszmarne. Lecz dziwnie ci
się podobały. To chyba ich urok.
Nadal nie mogłaś przyjąć do siebie wiadomości,
że ostatnie 20 minut spędziłaś w towarzystwie chodzącego,
oddychającego (?????) kościotrupa. To znaczy... jasne, przywitałaś
się z nimi wczoraj, ale nadal to było takie ... nieprawdopodobne.
To nie było N O R M A L N E, nie? Ale szybko się przyzwyczaisz. Ten
typek ma jakiegoś przyjaciela, który lubi wina, albo kochanka, albo
szefa, może będzie wpadał częściej i je kupował? Będziesz
musiała się w tej materii wszystkiego wywiedzieć. Zorientowałaś
się, że twarzy wykrzywiła Ci się w grymasie niezadowolenia.
Ostatnio Twoje życie szybko się zmienia, a Ty witasz te zmiany z
otwartymi ramionami ... i robisz czekoladowe ciasteczka. Tak,
przywykniesz.
Twój dzień później przebiegł bez rewelacji,
miałaś wrażenie że dotarłaś do granic internetu. To niezwykłe
jak wiele frytek może wsadzić na raz, jedna osoba do swoich ust. Oh
drogi internecie, jesteś magicznym miejscem... O 17:00 na
zegarze, pojawiła się tak szybko, no i wszedł Piotrek.
-Jesteś wolna! Uciekaj dziecinko, uciekaj! - krzyknął
przygotowując się do uściskania Ciebie
-Ahhhhh! - ziewnęłaś i podbiegłaś do niego jak
mała dziewczynka. Uwielbiałaś Piotrka, był fantastyczny. Po
przywitaniu się z nim zabrałaś się za rozpakowanie leżących w
kącie pudeł z boskim nektarem w środku. - Rany, dzisiaj był udany
dzień – powiedziałaś leniwie się uśmiechając
-Taaa? - mruknął Twój szef zdejmując swój
płaszcz i wieszając go – Powiesz dlaczego?
-Właaaaaaaaściwie. - przeciągnęłaś –
Sprzedałam to drogie wino, które zbierało kurz na półce przez
kilka ostatnich miesięcy.
-Chwała niebiosom, to faktycznie był wspaniały
dzień _____! - powiedział uradowany – Jeżeli udawałoby ci się
sprzedać takie jedno wino codziennie, świat stałby się
piękniejszym miejscem – położył rękę na Twoim ramieniu
-No wiesz... Raz się udało. Nie moja wina, że
ludzie to chciwe dranie.
-Ta, ta, ta. Nie masz przypadkiem jakiś planów? -
powiedział patrząc na Ciebie
-O kurwa. Tak! Dzięki Piotrusiu, pa pa! -
powiedziałaś chwytając za swoją kurtkę, wzięłaś ofiarowane Ci
wcześniej pudełko z winami i wyszłaś szybko ze sklepu. Twój
marsz był szybszy niż zazwyczaj. Dobry dzień w pracy, kolacji nie
musiałaś robić, no i dostałaś darmowe wina. Żyć nie umierać!
Prezent od Piotrka był błogosławieństwem...
No póki nie wchodziłaś z nim po schodach, już na pierwszym
piętrze zaczęłaś cicho kląć pod nosem. Postanowiłaś uciec
myślami do momentu, kiedy będziesz już mogła upić się winem w
swoim pokoju. Ciężko dyszałaś wchodząc do mieszkania i
odstawiłaś pudełko na ziemię. Dobra, czas się odrobinę ogarnąć.
Coś ekstra założyć, ale wyglądającego na NORMALNE ubranie
CODZIENNE. To nie była przecież żadna dziwaczna potworzasta
randka... prawda? Czesząc swoje włosy doszłaś do wniosku, że to
brzmi trochę jak randka. Choć nie, co to za randka z DWOMA BRAĆMI?
Czekaj, o czym do diabła myślisz? To są potwory, idiotko. Prędzej
wzięliby jakiegoś człowieka do laboratorium jako medyczną
ciekawostkę niż zapraszali go na randkę. Złapałaś się za
głowę, starając się przestać o tym myśleć w t e n sposób.
18:00 przyszła szybciej niż przypuszczałaś.
Właśnie wsuwałaś na tyłek dżinsy kiedy zadzwonił dzwonek do
drzwi. Kurwa.
-Chwileczkę! - krzyknęłaś biegając po swojej
sypialni starając się zapiąć spodnie. Jeszcze trochę, wciągaj
ten bebech, podskocz... UDAŁO SIĘ! Szybko zamknęłaś za sobą sypialnię, a kolejne otworzyłaś by zobaczyć znajomą twarz niższego z
braci.
-hej sąsiadeczko, mam nadzieję, że jesteś głodna
-Jasne! - pogłaskałaś się po brzuchu – Jak
wilk!
-to dobrze, chciałem tylko powiedzieć, że wchodź
bez pukania jak już będziesz gotowa
-Ah! Wiesz, ja już jestem gotowa... więc... -
wzruszyłaś ramionami i przekroczyłaś próg zamykając mieszkanie.
Sans otworzył swoje i puścił Cię przodem.
Ich dom wyglądał troszeczkę inaczej niż wczoraj.
Nie zmieniło się za wiele, ale na ścianach pojawiły się zdjęcia.
W większości Papyrusa w dziwnych dramatycznych pozach, ale było
też kilka przedstawiających braci w otoczeniu innych potworów.
Przed kanapą na ziemi ułożyli niewielki dywan, zaś w kuchni stół
z krzesełkami.
-Podoba mi się – powiedziałaś
-DZIĘKUJĘ _____! - krzyknął Papyrus za Tobą. O
rany, cieszysz się że sikałaś przed wyjściem. Przestraszył Cię
– SŁYSZAŁEM, ŻE MIESZKANIE POWINNO ZOSTAĆ DOTKNIĘTE OSOBIŚCIE,
WIĘC DOTKNĄŁEM JE.
-Tak! - zachichotałaś cicho – Wygląda na to.
Bardzo przytulnie. No i te kwiatki na stole – pokazałaś na wazon.
-OH! PRZYSŁAŁA NAM JE ZNAJOMA! UNDYNE CHCIAŁA
PRZYSŁAĆ NAM JAKĄŚ BROŃ, ALE W PLACÓWCE POCZTY CZŁOWIEK
POWIEDZIAŁ JEJ, ŻE NIE ŚWIADCZĄ TAKICH USŁUG. - westchnął –
ALE ALPHYS WYSŁAŁA NAM TE PIĘKNE KWIATKI!
-Co za szkoda – odparłaś – No tak, powiedz
rycerzowi aby wziął na pole bitwy zamiast miecza jakieś stokrotki. - Sans
zaśmiał się cicho, lecz Papyrus potraktował te słowa całkiem
poważnie
-DOKŁADNIE. NAJLEPIEJ JEST ROBIĆ Z WROGÓW
PRZYJACIÓŁ!
-Taaa. W uścisku zadusić ich na śmierć. -
wywróciłaś oczami, Ty i Papyrus śmialiście się lekko, choć
zauważyłaś że oczy Sansa lekko zamigotały. - W każdym razie,
czy to spagetti tak pysznie pachnie? - i kiedy to powiedziałaś,
wyższy szkielet wszedł do kuchni prowadząc Cię za sobą.
-TAK! CIESZĘ SIĘ, ŻE ROZPOZNAŁAŚ ZAPACH MOJEGO
DOMOWEGO SPAGETTI! - był podekscytowany – KIEDY SANS POWIEDZIAŁ
MI, ŻE WPADASZ NA KOLACJĘ WIEDZIAŁEM, ŻE MUSZE ZROBIĆ COŚ
WYJĄTKOWEGO! TWOJE CIASTECZKA BYŁY PYSZNE, ZNACZNIE LEPSZE OD
KLUSEK JAKIE JADŁEM!
Uh, klusek? Może potwory w tym ich podziemnym
świecie robiły ciasteczka z ... klusek? A może kluski miały smak
ciasteczek? Chciałaś się o to zapytać, ale Papyrus już kładł
na stół talerz z wielkim entuzjazmem.
-ŚMIAŁO! SIADAJ! NIEDŁUGO BĘDZIEMY JEŚĆ! SANS,
DLACZEGO NIE POCZĘSTUJESZ JEJ TYM NIEDORZECZNYM SOKIEM WINOGRONOWYM
SKORO GO DZISIAJ KUPIŁEŚ? - zaśmiałaś się siadając
-To dla kogoś wyjątkowego. Papyrus. Ja zadowolę
się wodą, albo czymś innym – Sans zajął miejsce obok Ciebie
wyciągając na blat butelkę wina, które kupił.
-mówisz o tym? - powiedział. Przytaknęłaś. Papyrus był teraz za Tobą i przez
ramie położył z trzaskiem przed Tobą kieliszki pod wino. O kurwa.
Jakim sposobem ich nie potłukły? A no tak, plastik. Zaraz, czekaj.
Kieliszki?
-Uhhh – tylko tyle powiedziałaś, kiedy Sans
zaczął wyciągać korek. - Co?
-tak jak powiedziałem – przysunął kieliszki by
je napełnić, a potem podać jeden Tobie, a potem sobie. -
chciałem zrobić wrażenie na kimś tutaj
Przez jakąś minutę gapiłaś się na swój
kieliszek, a potem na niego. Jego uśmiech był jakiś taki szeroki.
Czekaj, on mówił o Tobie? Ty mu pieczesz ciasteczka, a on kupuje Ci
pieprzone wino za 250$?! Co do diabła? Jezu Chryste. Czy masz mu
teraz zrobić jakiś pomnik z diamentów za coś takiego?
-Koleś... Sans... To za wiele... Jesteś poważny?
-nie wyglądam na kogoś poważnego? - powiedział
przebiegle. Pokręcił kieliszkiem pozwalając by nektar bogów
nawilżył ścianki naczynia, a potem wypił łyk. - smaczne. smakuje
jak mandarynka
Nadal byłaś w szoku. Zaraz potem przyszedł Papyrus
nucąc coś pod nosem i bardzo ostrożnie położył talerz spagetti
przed Tobą. Byłaś naprawdę zadowolona, że tym razem nie trzasnął
naczyniami.
-CZAS JEŚĆ! SMACZNEGO, _____! - podał Ci widelec.
Jego radość spowodowana posiłkiem na chwilę odciągnęła Twoją
uwagę od wina. Patrzyłaś na porcję czekając, aż bracia zaczną
jeść, a potem wzięłaś trochę do ust. Hej, całkiem smaczne!
-Pycha! - mruknęłaś poruszając w górę i w dół
brwiami porozumiewawczo patrząc na Papytusa. Wtedy jego twarz
zajaśniała delikatnym odcieniem pomarańczowego, jego ręce zaczęły
lekko drżeć, a jego oczy zrobiły się zaskakująco duże. O Boże,
czy on się RUMIENI? To szkielet może się RUMIENIĆ? To była taka
rozkoszna niedorzeczność..
-LUDZIU, TO NAPRAWDĘ MIŁE, ŻE TAK MÓWISZ. NIE
KRĘPUJ SIĘ, BIERZ ILE CHCESZ! - złapał Cię za rękę tak mocno,
że wypuściłaś widelec – MOGĘ ROBIĆ CI SPAGETTI KIEDY TYLKO
BĘDZIESZ CHCIAŁA, TYLKO KILKA OSÓB WIE JAK WYJĄTKOWE ONO JEST! TO
TAKIE CUDOWNE, ŻE JESTEŚ JEDNĄ Z NICH! - mogłaś poczuć kości
pod jego... cóż, kurwa. Nigdy specjalnie nie przyglądałaś się
jego dłoniom, dlatego widok rękawic wydał Ci się dość
interesujący. Jego uścisk był bolesny.
-Tak! Z.... z przyjemnością będę jadła tak dobre
spagetti jak twoje!- próbowałaś bardzo delikatnie wyciągnąć
swoją dłoń. Zorientował się i puścił ją wracając do jedzenia posiłku. Zwróciłaś uwagę na Sansa, który otworzył butelkę
keczupu z jakiegoś dziwnego powodu. Może Papyrus coś jeszcze
przy---....
Nieee. Wylał keczup na spagetti.
A teraz je to ze smakiem.
Potwory są popieprzone.
- Więc, um... co sprowadziło was do miasta? -
zapytałaś między gryzami, starając się nawiązać jakąś
rozmowę.
-chcieliśmy zmienić otoczenie – niższy z braci
zauważył, że nie napiłaś się jeszcze swojego wina. Jego wzrok
skakał między Tobą, a kieliszkiem, póki nie załapałaś. Wzięłaś
mały łyk. O Boże, smakowało jak marzenie. Co prawda w połączeniu
ze spagetti było dość obrzydliwe, ale nie dałaś tego po sobie
poznać. Uśmiechnął się widząc, że smakuje Ci wino.
-Tak? A macie już jakąś pracę?
-NIE. - mruknął Papyrus, a makaron ześlizgnął mu
się z widelca. - ALE MÓJ BRAT NIE MA Z TYM PROBLEMU. MIMO, ŻE JEST
LENIWY SZYBKO ZNAJDUJE PRACE. JA NATOMIAST NADAL SZUKAM MIEJSCA
ZATRUDNIENIA. - Sans wzruszył ramionami, biorąc więcej do ust
swojego keczupowego strasznego spagetti.
-już mam kilka na oku. nie ma więc czym się
martwić.
W tym momencie poczułaś się paskudnie. Właśnie
się wprowadzili i ot tak kupują drogie wino.
-Koleś... Sans, nie musiałeś.. - wskazałaś na
trunek. Machnął ręką.
-mówiłem, chcę zrobić na kimś dobre wrażenie.
widzę, że mi się udało – mrugnął okiem – wiem, że to nie
są ciasteczka czekoladowe, ale mam nadzieję, że równie smaczne.
Postanowiłaś dalej nie ciągnąć tego tematu, aby
nie wyjść na niewdzięczną.
-Zdecydowanie zrobiłeś świetne wrażenie – Twój
talerz był już pusty, więc chwyciłaś za kieliszek i uniosłaś
go do góry – Co powiedzie na toast?
Sans podniósł ... em... brwi? Kości brewne? Jak
tak na niego patrzysz to zrobił gest podniesienia brwi, ale przecież
nie miał żadnych, to była czaszka. Papyrus też był zaskoczony.
-TOAST? BRZMI FANTASTYCZNIE! A ZA CO?
-Za sąsiedztwo! - powiedziałaś, lecz po chwili
przemyśleń poprawiłaś się – Nieee. Za bycie przyjaciółmi!
-UWIELBIAM PRZYJAŹŃ! - wyższy wyglądał na
podekscytowanego, podniósł swoją szklankę do góry
-za przyjaźń. - wkrótce dołączył kieliszek
Sansa. Jak mogłabyś odrzucić sympatię kogoś tak miłego jak
oni. Po wypiciu toastu, usiedliście milcząc przez chwilę.
Uśmiechnęłaś się.
-Wiecie, byłam trochę wkurwiona tym, że tak szybko
ktoś się wprowadził, jednak wy jesteście naprawdę super.
Dziękuję za przepyszną kolację i za to cudowne wino. Naprawdę.
Wielkie dzięki – Papyrus uśmiechnął się szeroko, a Sans... cóż
on już się wcześniej uśmiechał, teraz tylko jakby bardziej.
-JESTEŚ NAJLEPSZYM SĄSIADEM JAKI SIĘ NAM
KIEDYKOLWIEK TRAFIŁ. DODATKOWO WIEM, ŻE BĘDZIESZ JEDNYM Z MOICH
NAJLEPSZYCH PRZYJACIÓŁ! - Papyrus nagle Cię przytulił. Nie
przywykłaś do tego, ale nic się nie stało. Poklepałaś go lekko
oddając uścisk, ale to sprawiło, że przytulił Cię mocniej.
-Khee Papyrus, przyjacielu, kolego. Dusisz mnie.
-NA NIEBIOSA! WYBACZ! - puścił Cię szybko. Sans
się zaśmiał.
-pij, jedz, baw się.
Wasza trójka spędziła razem wiele godzin śmiejąc
się z dziwacznych historii. Starałaś się pić najmniej wina jak
to było możliwe, choć bardzo chciałaś wyżłopać je aż do dna.
Z Papyrusem rozmawiałaś o gotowaniu, Sans dopytywał się o Twoją
pracę, a Ty narzekałaś na swoje wcześniejsze sąsiedztwo. Koniec
końców, to był cudowny wieczór.
-Dobra chłopcy – mruknęłaś podnosząc się –
Chciałabym zostać, ale jutro muszę być w pracy z samego rana. A
godzina jest cóż... - pokazałaś na zegar widzący naprzeciwko
stołu. Była prawie 00:00.
-ah, kurwa, tak, jasne, wybacz, nie chcieliśmy
trzymać cię tu tak długo – Sans również wstał
-Pfff, spokojnie. Było świetnie. Zawsze będę
chętna na kolejny wieczór ze spagetti – Papyrus gwałtownie
odskoczył od stołu wlepiając w Ciebie zaskoczony wzrok
-BĘDĘ GOTOWAŁ CI SPAGETTI KIEDY TYLKO BĘDZIESZ
CHCIAŁA, POWIEDZ TYLKO SŁOWO! - praktycznie wykrzyczał te słowa –
OD TEGO SĄ PRZYJACIELE!
-Hah, dobra Papyrus! Zapamiętam to sobie –
uśmiechnęłaś się – Dobra, choć no tutaj. Nie ufam już
uściskom dłoni, więc może przytulas? - Jak tylko to
powiedziałaś, Papyrus praktycznie się na Ciebie rzucił.
-PRZYTULASY ZAWSZE SA MIŁE! - potem Cię wypuścił
ze swoich objęć
-Ty też...
-nie, nie trzeba – patrzył raz na Ciebie, raz na
swojego brata. Wywróciłaś oczami i przysunęłaś się do niego
mocno go przytulając. Tylko stał, nie odwzajemnił uścisku, ale
przyjął Twój.
-Nie interesuje mnie co mówisz, panie
KupujęDrogieWChujWino – zaśmiałaś się puszczając go. Chwilę
się na Ciebie patrzył, a potem się roześmiał.
-taaa, masz mnie, zaraz mnie zakorkujesz i postawisz
na półce – warknęłaś co sprawiło, że uśmiechał się
bardziej.
-Jezu, naprawdę kochasz dowcipy. Dobra, mniejsza.
Idę. Dobrej nocy.
-czekaj. - właśnie uchylałaś drzwi. Sans poszedł
do kuchni i wrócił po sekundzie – weź to ze sobą – wyciągnął
ręce z winem w Twoim kierunku
-Nieee, em. Zatrzymaj.
-nie przepadam za winami tak szczerze
-Więc zatrzymaj je na kolejny wieczór spagetti! -
mrugnęłaś. Wyglądał na zaskoczonego, mocniej zacisnął palce na
butelce. Jego kościste dłonie w zetknięciu ze szkłem wydały taki
dziwny dźwięk. Potem się lekko zaśmiał.
-trzymam za słowo
-Zgoda
-i nie puszczę
-Pieprz się. - Byłaś absolutnie wyluzowana, może
przez to że mimo wszystko wypiłaś za wiele. Przy tej dwójce
jednak nie czułaś skrępowania. On nie obraził się,
zadowolony, że zareagowałaś na jego kawał.
-dobrej nocy
-Dobranoc.
-KOLOROWYCH SNÓW _____!
Weszłaś do mieszkania pełna spagetti, dobrego wina
i świetnego towarzystwa. Byłaś totalnie zadowolona z czasu jaki
spędziliście razem, no i z tego, że tym razem nie zrobiłaś z
siebie idiotki przed nowymi sąsiadami. Założyłaś na siebie
piżamę i wskoczyłaś do łóżka.
Zaprzyjaźniłaś się z parą szkieletów. Ciekawe
co powiedziałaby na to Twoja matka?
Śniłaś o plastikowych kieliszkach jakie zamieniają
się w makaron.
Kc.
OdpowiedzUsuń*krótki komentarz, by był komentarz* (y) ~Ayaa.
*gleba* 2 dni tłumaczenia >.<" By było tłumaczenie xD
UsuńGah! Niech będzie: Czekałam na to opko, dziękuję. :* (?) ~Ayaa.
UsuńŚwietne opowiadanie!!!
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się tego z punktu widzenia Sansa!
A tak z innej beczki...
Sans we wcześniejszym opowiadaniu powiedział, że nielubi Friska.
Znaczy nie powiedział tego w prost, ale można się tego domyślić.
Czy mogłoby być tak, że Frisk była na ludobujczej ścieżce, ale się zmieniła?
Ciekawie by też było gdyby się nagle wprowadziła.
Chciałabym poznać waszą opinię...
Mm tak dla pewności masz na myśli opowiadanie pt "Lepszy Świat"?
UsuńNom chyba tak...
UsuńNie dokońca pamiętam tytuł, ale to było to opowiadanie z punktu widzenia Sansa.
Jeżeli chodzi o opowiadanie "Lepszy Świat" to Sans nienawidzi Friska i nie jest to nic niezwykłego, autor wyraźnie to zaznacza w tekście.
UsuńKurwa. Kocham tego Sansa. Podczas czytania ciągle się uśmiechałam i uśmiecham sie nadal. On zachowuje się tak idealnie. Boże. TEN Sans jest IDEALNY. Chciałabym go tylko dla siebie.
OdpowiedzUsuńDużo weny podczas tłumaczenia. Cieszę się, ze znalazłam Twojego bloga i, że wstawiasz to opowiadanie. Choć na chwilę mogę szczerze i prawdziwie się uśmiechnąć.
Aż mi się miło zrobiło :>
UsuńBardzo ciekawe sny xD Ja też takie chcę!
OdpowiedzUsuńŁączmy się. Kiedyś śniło mi się poduszka wypełniona spaghetti ;-;
UsuńChcę się zapisać! Kiedyś mi się śniło że rozmawiałam z odkużaczem kiedy wszystkich innych wchłaniała jakaś czarna maź.
UsuńAwww, chce więcej •~•
OdpowiedzUsuń~ Andgora
Aż wyobraziłam sobie nas jedzącą zupe z błota XD Genialne, czekam na więcej ^^
OdpowiedzUsuńTo, że opowiadanie jest genialne nie da się zaprzeczać...
UsuńMimo wszystko nie czułabym się dobrze jedząc zupę z błota...
Raczej nikt by się nie czuł, ale biorąc pod uwagę skład jedzenia jakie spożywamy to.... nie wiem czy błoto nie byłoby zdrowsze
UsuńNo ja sobie wypraszam!
UsuńOd kilku lat jestem wegetarianką (wegetarianką nie weganką) i od roku nie byłam w żadnym Macdonaldzie cz czymś podobnym!
Pfff i serio myślisz, że Twoje warzywka i owoce są wolne od chemii i w 100% zdrowe? xDDDDDD
UsuńAch te suche żarty Sansa!!!
OdpowiedzUsuńI od razu człowiek się czuje lepiej!
No to się cieszę, że taka forma kawałów Sansa się przyjęła, bo w Polsce dowcipów z puk puk nie ma za wiele :x
UsuńZnajdź coś zboczonego :3 Jakiś komiks albo coś :3
OdpowiedzUsuńA co ja, koncert życzeń? Samo znajdź, podeślij mi na facebooka (link niżej) a może jak mi się będzie podobać to przetłumaczę -_-
UsuńCzytanie twojego bloga stało się dla mnie rutyną xD
OdpowiedzUsuńCieszę się bardzo ^^
UsuńDla mnie też.
UsuńCzasami sprawdzam go kilka razy dziennie...
Uwielbiam te opowiadania! c:
OdpowiedzUsuń