autor obrazka: Vyolfers
Notka od tłumacza: Opowiadanie z serii Ty x Postać, oczywiście Ty x Sans. Historia ma swój początek zaraz po zakończeniu pacyfistycznego zakończenia gry.
Minęło kilka lat od czasu, aż bariera zniknęła i potwory starają się
żyć między ludźmi. Ty jesteś dorosła, masz pracę, przyjaciół, normalne
życie amerykańskiej dziewczyny (bo akcja toczy się w Ameryce), kiedy
nagle okazuje się, że wprowadzają się do Ciebie nowi sąsiedzi...
To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Rozdziały +18 będę oznaczać znaczkiem: ♠To opowiadanie jest powiązane z innym pt Te mroczne momenty, ta sama historia z punktu widzenia Sansa.
Autor: MuhBeez
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI:
Rozdział I // Punkt widzenia Sansa
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody (obecnie czytany) // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa ♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
DODATKI:
Spadająca gwiazda
Rozpacz Sansa
Deszcz
Sans czyta opowiadania o sobie
Sans vs niemowlak
Dobre wino nie potrzebuje etykiety // Punkt widzenia Sansa
Zmiana pogody (obecnie czytany) // Punkt widzenia Sansa
Pijana w sztok // Punkt widzenia Sansa
Czerwona gościówa, niebieski gość // Punkt widzenia Sansa ♠
Wspólna tajszczyzna // Punkt widzenia Sansa
Bez owijania w bawełnę
Dzięki sobie czynimy
Tracisz kontrolę
To ten czas w roku
Jedna tequila, dwie tequile...
[wrzuć tu jakiś śmieszny żart o BoneZone]♠
Śnieżne dni to niebezpieczne dni ♠
Poświata
Historia przy whiskey
Morderstwo na parkiecie♠
Teoria gatunków♠
Śmieszny Walenty
SEDNO problemu♠
I pocałunek na szczęście♠
Ostatnia Wielkanoc
Początek końca
...
DODATKI:
Spadająca gwiazda
Rozpacz Sansa
Deszcz
Sans czyta opowiadania o sobie
Sans vs niemowlak
Minął już nieco ponad miesiąc odkąd KościoBracia
się wprowadzili. Widzisz się z nimi w każdy
weekend (przy naleganiach Papyrusa nie miałaś innego wyjścia) na Nocki Spaghetti. I tak
mijał dzień za dniem. Jakoś nigdy nie wywyższałaś się z tego powodu, że jesteś człowiekiem, no i oni nie czuli się lepsi z tego powodu, że są ... potworami. Ich pragnienia i
potrzeby były całkiem ludzkie, więc łatwo było zapomnieć o tym,
że to chodzące kości. No z wyjątkiem momentów kiedy Papyrus Cię
przytulał, tak to żadnych problemów.
Sans już miał pracę, albo nawet dwie ponieważ
wracał późno do domu w różnych strojach służbowych. Papyrus
nadal szukał. Po miesiącu stres z tego powodu
przekroczył dopuszczalne granice... Wtedy usłyszałaś
dzwonek do drzwi. Podeszłaś do judasza i zerknęłaś. Tak, to on –
Papyrus. Nie będzie miał chyba nic przeciwko temu, że przywitasz
go w wynoszonych luźnych spodniach i stanowczo za dużej koszulce. A
on... rany... jak on ... Otworzyłaś szybko drzwi.
-NYOOO HOOO HOOOOO! - przed Tobą stał wysoki...
płaczący szkielet, jakkolwiek głupio to nie brzmi.
-Na Boga, Papyrus, co się stało? - zmartwiłaś się
-MOGĘ SIĘ WPROSIĆ? POTRZEBUJĘ Z KIMŚ POGADAĆ. -
pociągnął nosem i wytarł łzy w rękawiczkę. Przytaknęłaś i
delikatnym skinieniem dłoni pokazałaś mu, aby wszedł. Zaraz
podszedł do kanapy i usiadł na niej szybko, wziął poduszkę w
ręce, przystawił ją do twarzy, a potem wybuchnął płaczem.
Zaczęłaś się zastanawiać z czego są zrobione łzy potworów. Tak
jak ludzkie? A może jak deszcz? Delikatnie odsunęłaś zagłówek,
tak aby patrzył się na Ciebie.
-Papyrus, co się dzieje? Przestraszyłeś kolejnego
kota? Musisz przestać je ganiać. - zgadywałaś, bo tak naprawdę
nigdy nie widziałaś go w takim stanie jak teraz. Bywał smutny,
zwłaszcza kiedy koty sąsiadów nie chciały się z nim bawić, ale
nigdy tak jak...
-NIE! TO CO INNEGO... - wydobył z siebie żałosny
jęk odkładając poduszkę na swoje miejsce, a potem popatrzył się
na Ciebie, wyglądał tak bezradnie... - NIM SIĘ PRZEPROWADZILIŚMY,
NIE BYŁEM W STANIE ZAGWARANTOWAĆ SOBIE PRACY, I ZNOWU TAK JEST!
CHCIAŁEM ZOSTAĆ STRAŻNIKIEM KRÓLEWSKIM, ALE NIE WIEM JAK ZDOBYĆ
JAKIEKOLWIEK ZATRUDNIENIE TUTAJ... TEN LUDZKI ŚWIAT JEST TAKI
SKOMPLIKOWANY! - wyglądał na całkowicie zdenerwowanego, poczułaś
jak serce Ci pęka.
-Ale... co dokładnie masz na myśli? Nikt nie chce
Cię na rozmowach kwalifikacyjnych? Ludzie się z Ciebie śmieją? O
co chodzi? - starałaś się dotrzeć do sedna problemu
-CÓŻ... POSŁUCHAŁEM RADY SANSA I ZROBIŁEM SWOJE
CV, JEDNAK TUTAJ ZATRUDNIENIE JAKO STRAŻNIK KRÓLEWSKI CHYBA NIE MA
ŻADNEGO ZNACZENIA, I W JEDYNYM MIEJSCU W KTÓRYM MNIE PRZYJĘTO, JAK
PRZYSZŁA KLIENTKA TAK KRZYCZAŁA PRZEZ 10 MINUT ZANIM UCIEKŁA. -
Kiedy przypomniał sobie to zdarzenie ponownie chwycił jaśka i przytulił go mocno do twarzy wypłakując się. Ah, no tak. Byłaś rozdarta. Z jednej strony Papyrus to Twój przyjaciel i cała
sytuacja Cię zdenerwowała. No, ale z drugiej strony w jakiś sposób
rozumiałaś, że niektórzy ludzie jeszcze się nie przyzwyczaili.
No, ale Ty szybko się zaaklimatyzowałaś. Chciałaś uspokoić kościotrupa, więc pogłaskałaś go po ramieniu.
-Wiesz, jeżeli potrzebujesz pomocy, możesz zawsze
poprosić mnie. Mam wysokiego skila w szukaniu zatrudnienia-
Uśmiechnęłaś się i otarłaś jego bardzo wielkie łzy
– Pozwól, że wezmę zeszyt i napiszemy to w czym jesteś dobry.
Zobaczysz, że znajdziemy coś w tym mieście dla ciebie – Papyrus
znowu pociągnął nosem. Ma zatoki? Może? No płakał... więc
tak... chyba. Przytaknął.
-JESTEŚ TAKĄ DOBRĄ OSOBĄ, JESTEŚ PEWNA ŻE
CHCESZ MI POMÓC?
-Pffff, co to za pytanie? Jak mogłabym odmówić
pomocy komuś, kto karmi mnie takim wspaniałym jedzeniem w każdy
weekend? - delikatnie pogłaskałaś go po czaszce
-PROSZĘ, NIE TRAKTUJ MNIE JAK DZIECKO. - uśmiechał
się kiedy to mówił. Podniosłaś się i podeszłaś do szafki by
chwycić kawałek kartki papieru i wtedy zrozumiałaś. Szybko
podbiegłaś do niego. Jak mogłaś to przeoczyć?!
-PAPYRUS! O mój Boże! - krzyknęłaś
-AHHH! CO? CO SIĘ DZIEJE? - był w szoku, podskoczył
z kanapy, wcześniej odrzucając na nią poduszkę i stał rozglądając
się na boki
-Ty! Ty kochasz spaghetti! - nadal miałaś wyraźnie
podniesiony głos
-TAK! - również krzyknął nieco zdezorientowany
-Koleś! Znajdźmy tobie pracę gdzie będziesz ROBIŁ
SPAGHETTI! - To było tak, jakbyś mu powiedziała, że Święty
Mikołaj zawita dzisiaj do miasta, z saniami pełnymi wszelkiego
rodzaju makaronów i klusek. Zaniemówił i zrobił krok w tył, po
chwili zaczął krzyczeć jak mała wiewiórka. To było takie
urocze.
-O MÓJ BOŻE! TAK! _____. TO MAJĄ TUTAJ TAKIE
PRACE?
-Tak!
-WIĘC ZNAJDŹMY JĄ TERAZ!- to mówiąc skierował
się w stronę drzwi. Złapałaś go za chustę i odciągnęłaś.
-Prrrr szalony! Może to właśnie dlatego masz
problemy? - miałaś sobie za złe, że zareagowałaś tak szybko,
ale musiałaś ściągnąć go na ziemię – Słuchaj, mój znajomy
pracuje w pobliskiej restauracji. Może uda mi się załatwić ci
pracę w kuchni, abyś cokolwiek tam robił? Nie zapominaj jednak, że
to świat ludzi. Praca może być chujowa. Więc na początku mogą ci nie pozwolić robić spaghetti.
-ALE WŁAŚNIE TO LUBIĘ NAJBARDZIEJ! - był
wyraźnie zbity z pantałyku
-No wiesz... Ja uwielbiam siedzieć na mojej
dupie cały boży dzień i robić nic, ale nikt mi za to płacił nie
będzie
-A WIĘC MASZ COŚ WSPÓLNEGO Z MOIM BRATEM –
LENISTWO! - skrzyżował ręce na piersi patrząc na Ciebie wyraźnie
zawiedziony
-Oh proszę święty się odezwał. Jakbyś ty nie
lubił robić nic cały zień – położyłaś ręce na biodrach
-MOŻLIWOŚĆ ZAJĘCIA SIĘ CZYMŚ TO NAGRODA –
odpowiedział – ALE W KAŻDYM RAZIE, JAK MAM ZDOBYĆ TĘ PRACĘ? -
myślałaś chwilę.
-Proszę, poczekaj kilka dni. Pogadam ze znajomym.
Lepiej będzie jak sama zacznę o tobie opowiadać, tak aby nie było
nieporozumienia. Nie chcę, aby wyciągnął poduszkę pierdziuszkę z
szafy. - Papyrus mruknął.
-TO BYŁO BARDZO NIEFORTUNNE PIERWSZE WRAŻENIE, ALE
NADAL JEST CI ONO WYBACZONE. - uśmiechał się – CIESZĘ SIĘ, ŻE
PRZYSZEDŁEM. JESTEŚ NAPRAWDĘ DOBRĄ PRZYJACIÓŁKĄ – poklepał Cię po głowie jakbyś była małym dzieciakiem. Zachichotałaś.
-Dzięki Papyrus. Pozwól, że napiszę tylko do
kogoś i ... chcesz zostać? Właśnie miałam puścić jakiś film
czy coś... - zaczęłaś się zastanawiać hej to może nie
jest Nocka Spaghetti, ale czemu by nie?
-Z PRZYJEMNOŚCIĄ! JESZCZE NIE MAMY TELEWIZORA W
MIESZKANIU WIĘC SIĘ TROCHĘ NUDZIŁEM. - Na rany Chrystusa, co on
robił przez miesiąc? Szukał pracy? Może mają internet...
-Więc siadaj, zaraz coś znajdziemy! Chcesz się
czegoś napić? Nie mam cię czym nakarmić, bo jeszcze nie poszłam
do sklepu. - naprawdę starałaś się być dobrą panią domu, lecz
z czasem odkryłaś, że .... ssiesz w tym.
-NIE. JEST DOBRZE. CHODŹ! ZOBACZMY FILM! MASZ COŚ Z
METTATONEM?
-Meta-czym?
-METTATONEM! TO NAJSŁAWNIEJSZY POTWÓR Z PODZIEMIA!
-Nie wiedziałam, mogę zobaczyć, ale nie jestem
pewna... - usiadłaś obok Papyrusa i włączyłaś telewizor
wpisując hasło 'Mettaton' w wyszukiwarkę, ale żadnych wyników –
Wygląda na to, że nie ma go jeszcze w ludzkiej telewizji. Przykro
mi Papyrus. - wyglądał teraz na lekko przybitego. - A może masz
jakiś ulubiony rodzaj filmów?
-UWIELBIAM KRESKÓWKI. - no przynajmniej mu lekko
humor wrócił
-Oh, Papyrus – powiedziałaś – Pozwól, że
wprowadzę cię w magiczny świat Disneya. - i tak szybko jak się
dało włączyłaś „Piękną i Bestię” zdając sobie sprawę,
że ej to będzie całkiem dobra analogia, ludzie muszą pokonać
swój strach przed istotami wyglądającymi trochę.... jak Bestia.
Papyrus POKOCHAŁ tę bajkę.
Chciał ją zobaczyć raz jeszcze. Nie miałaś
nic przeciwko, wszystko co poprawi mu humor, a Ty przecież masz ze sobą swój telefon. Buszowałaś w sieci, kiedy on nucił
piosenki, pisałaś też ze znajomymi. Chciałaś się dowiedzieć
kiedy wróci Sans, też by może wpadł na bajki, co nie? No, ale
przecież nie masz jeszcze jego numeru. Czy on w ogóle ma telefon?
Zaraz ... zaraz. Jak szkielety słyszą? Zaczęłaś ukradkiem przyglądać
się czaszce Papyrusa szukając czegokolwiek uszo-podobnego, a wtedy
zadzwonił dzwonek do drzwi. Zaskoczył Cię.
-Ja się tym zajmę, oglądaj. - powiedziałaś,
kiedy on wpatrywał się w scenę balową. Podeszłaś do drzwi i
otworzyłaś je zdając sobie sprawę, że to był – taaaak, to był
Sans. Wyglądał na nieco zaniepokojonego.
-hej. jest u ciebie papyrus?
-Tak, jest od wczesnego popołudnia. Chcesz wejść?
- mruknęłaś. Zlustrował Cię, a potem opuścił
głowę. Zorientowałaś się, że nadal jesteś w swojej piżamie.
- My tylko... oglądaliśmy filmy.
-taaa, jasne. - wpełzł do środka, zauważyłaś,
że miał na sobie fartuch, który byłaś w stanie rozpoznać.
-Rany! Pracujesz w Szybko i Świeżo? - zapytałaś
zamykając za nim drzwi.
-heh, taaa. pracuję na tyłach, tam nikomu nie
przeszkadzam
-Dlaczego Papyrus nie pracuje z tobą? - zapytałaś
nagle. Sans ... nadal się uśmiechał, jak zawsze, ale tym razem
miałaś wrażenie, że jego uśmiech się zmniejszył.
-nie chcieli naszej dwójki. jeden to i tak wiele,
myślę, że przywykliśmy do tego – wzruszył ramionami, a Ty
warknęłaś.
-Między nami, Papyrus jest załamany tym, że nadal
nie znalazł pracy. Zaoferowałam, że pomogę... - zatrzymałaś się
tutaj
-nie musisz, wiesz?
-NIE MUSZĘ, ale C H C Ę. To znaczna różnica.
Jesteście świetni, a ludzie to dupki. Przynajmniej tyle mogę
zrobić. - Uśmiechnęłaś się do niego, a jego uśmiech powrócił
do normalnego.
-dzięki. - tylko tyle powiedział
-Do usług. Wiesz, możesz iść do brata na kanapie.
Zaraz wrócę, dobra? - zaproponowałaś. Sans przytaknął. Zniknął
za rogiem dołączając do brata, który zadziwiająco szybko
zapamiętał tekst piosenki i śpiewał teraz część Gastona.
Udałaś się do swojego pokoju, założyłaś normalne ubranie jak na
człowieka przystało. Poczułaś się troszeczkę lepiej i
troszeczkę mniej zakłopotana. Wróciłaś wskakując obok Sansa.
-przebieranki, co? - uniósł brwi.
Jak do diabła on to robi?
-Najwyższy czas się ubrać. Papyrus mnie zaskoczył
wcześniej, to wszystko.
-mmmm. - tylko tyle powiedział, bo jego brat
odwrócił się w waszą stronę
-CIIIIIIIII
-Przepraszam. - powiedzieliście razem, popatrzyliście się na siebie i uśmiechnęliście się szeroko.
Zachichotałaś.
-Wisisz mi colę. - szepnęłaś do Sansa, mrugnął
Reszta filmu przebiegła w błogiej ciszy. Papyrus
zdał sobie sprawę, że znalazł swoją nowa ulubioną rzecz.
Bracia wyszli krótko po filmie. Powiedziałaś im,
że chcesz aby poznali Twoich przyjaciół. Pogadałaś o tym samym z
Sansem w trakcie swojej pracy kolejnego dnia, zgodził się. Sobota będzie idealna.
Miałaś kilka dni aby namówić swoich znajomych by ciepło
przywitali potwory.
Jackie była zachwycona, nie... to mało powiedziane.
Kyle również wydawał się być bardzo poruszony całym pomysłem,
nawet jak w jego zwyczaju było podchodzić do każdej nowości jak
pies do jeża. Will, to jemu musiałaś zaimponować najbardziej. Był managerem małej włoskiej restauracji we włoskiej dzielnicy miasta.
Wiedziałaś, że nie wpuszczą Papyrusa za gary i nie pozwolą mu
gotować, miałaś jednak nadzieję że znajdzie się dla niego jakaś
robota w kuchni. Jakakolwiek. No nie powiedział „nie”. Jego
dziewczyna... Hannah... nie chcesz nazwać ją „anty-” bo nie
oddaje to do końca tego jakie miała podejście. Nie była wobec
nich agresywna, ale przyjazną też jej nazwać nie można. No ale to
Ty byłaś przyjaciółką Willa od lat, a jego nowa dziewczyna znała
go zaledwie rok. Tę wojnę miałaś więc wygraną. Tak uważałaś
w każdym razie.
I ... lubisz Willa, więc jeżeli potwór w
kuchni zdenerwuje Hannah to będzie punkt dla Ciebie. No oczywiście,
to NIE jest powód dla którego to robisz, ale... to taki bonusik.
Dwie pieczenie na jednym ogniu.
Masz jeszcze kilkoro przyjaciół, którym mogłabyś
ich przedstawić, ale na początek lepiej jest aby kółeczko było
małe. Małe kroczki, małe kroczki, nie ma co puszczać ich od razu
na głęboką wodę. Będąc szczerą, nie powiedziałaś o swoich
potwornych sąsiadach zbyt dużej liczbie znajomych. Kierowałaś się
głównie ich dobrem i prywatnością, nie chciałaś aby poczuli się
jak ... okazy na wystawie. To znaczy, oczywiście powiedziałaś o
tym swojej najbliższej przyjaciółce. Grzechem byłoby nie
powiedzieć tego jej.
Padało cały dzień, przez to humor miałaś
nieco lepszy. Wcześniej wróciłaś do domu, uwielbiasz zapach
miasta w trakcie deszczu. No, to teraz książka. Wzięłaś swój
polarowy sweter, zrobiłaś kubek herbaty i podniosłaś z kredensu
najnowszy zakup – jakąś historię pełną zagadek, miłości i
wampirów. Tak, to będzie dobra pozycja. Rozsiadłaś się wygodnie
w krześle.
I do kurwy nędzy dzwonek. Serio?
Podeszłaś do drzwi i zerkając przez judasza już przygotowywałaś w głowie jakiś tekst by odegnać akwizytora. Jednak to co zobaczyłaś... mrugnęłaś kilka razy przyglądając się z uwagą. Cóż, przynajmniej to nie jest płaczący Papyrus. Otworzyłaś drzwi.
-Cześć Sans, co tam? - zapytałaś opierając się
o framugę. Wyszczerzył zęby w uśmiechu trzymając puszkę.
-wisiałem ci colę, no chyba, że nie chcesz –
zabrał ją drażniąc się trochę z Tobą. Zachichotałaś.
-No wisiałeś, zapomniałam o tym. Dzięki –
wzięłaś od niego opakowanie. Uśmiechnęłaś się delikatnie – Co tam?
-nic. wróciłem z roboty i się lenię, znasz mnie.
- mrugnął do Ciebie – nie spodziewałem się deszczu, a wiesz nie
chcę być kościstym arbuzem. - wywróciłaś oczami, ale zdałaś
sobie sprawę z tego, że kąciki ust powędrowały Ci do góry
-Ta, ta. Chcesz wejść? Właśnie zrobiłam
sobie herbaty, więc mogę tobie też jeżeli chcesz. Właśnie
zabierałam się za czytanie. Nie robię nic szałowego – z
jakiegoś powodu Sans bardziej Ci się przyglądał pozytywnie
zaskoczony
-jasne! pewnie. czytasz sobie do poduszki?
-No nie, nie do poduszki.
-wiedziałem, że z jakiegoś powodu cię
lubię.
-A ja myślałam, że to przez moją boską osobowość
i śliczną buzię – uśmiechnęłaś się głupawo. Zaśmiał się
i poszedł do siebie, po minucie wrócił z wielką książką.
Przywitałaś go i poszłaś włączyć czajnik. Usiadł na Twojej
kanapie, zmierzyłaś go wzrokiem.
-Czuj się jak u siebie w domu, ale jak mam być
szczera to weranda jest lepszym miejscem do czytania. Serio. -
uśmiechnęłaś się, popatrzył na Ciebie pytająco, ale potem
wzruszył tylko ramionami i zrobił wielki pokaz wstając i powoli
udając się we wskazane miejsce jakby to była najtrudniejsza rzecz
w jego życiu.
-o rany, fajnie. wygląda jak gniazdo kruka. - byłaś
zmieszana
-Wiesz... wiem że jest wysoko i ... - zaczęłaś
mówić z kuchni robiąc dla niego herbaty
-nie o to mi chodziło... - stanął w wejściu–
jest naprawdę przytulnie, masz tutaj tyle ... osobistych rzeczy
wszędzie heh..
-Oh! Tak! - zalałaś kubek wodą. Twoja weranda to
Twoje święte miejsce. Oglądałaś wiele telewizji do późna
głównie dlatego, że byłaś znudzona wszystkim. Urządzanie ganka przyniosło Ci wiele przyjemności. Miałaś miejsce aby czytać
różne powieści. Było dość duże aby zmieścić wielką pufę
oraz drugie wygodne krzesełko z niewielkim stolikiem między nimi.
Nie podobał Ci się widok na różowy sklep na dole, więc
wykorzystałaś swoje artystyczne umiejętności i jakimś cudem
między szczeliny barierki przeplotłaś drewnianą zasłonkę.
Instrukcję obsługi czytałaś chyba z dwadzieścia razy, ale
ustawianie wszystkiego bardzo Ci się spodobało. Drewno sprawiało,
że czuło się tam atmosferę domu. Nad głową umieściłaś
świąteczne lampki przyczepiając je do niewielkich haków i z boku
umieściłaś włącznik.
Twoja weranda była fantastyczna, bo Ty ją
przygotowałaś, była Twoja. Mogłaś z niej oglądać całe miasto.
Nie miałaś cudownego widoku, tak naprawdę widziałaś naprzeciwko
drugi budynek mieszkalny i kilka sklepów na dole. Mimo to kochałaś
to miejsce. Lubiłaś ten dziwny zapach, czy odgłosy ulicy (chociaż
kiedy próbowałaś usnąć to Cię zwyczajnie wkurzały) no i ponad
wszystko kochałaś miasto nocą, zwłaszcza kiedy padał deszcz.
Skończyłaś herbatę dla Sansa
-Uważaj, gorąca. - powiedziałaś podając ją
uchem w jego stronę. Wziął ją od Ciebie i usiedliście.
Deszcz spływał po budynku. Kiedy zajęłaś już swoje miejsce
zapytałaś się bez zastanowienia – Znaczy się, czujesz że jest
gorąca? - Sans wyglądał na zaskoczonego
-tak, a ty?
-No jasne. - puffnęłaś lekko – Głupie pytanie,
przepraszam – Sans wzruszył ramieniem
-jak powiedziałaś kiedyś: nie ma szkody nie ma
winy – oboje zamilkliście trzymając herbatę w dłoniach.
-hej.
-co? - zapytałaś nadal czując się spięta
-co ma łyżka wspólnego z jesienią?
-Huh? Co? - zapytałaś nie będąc pewną czy to
pytanie zadał poważnie, czy nie
-je się nią – potem siorbnął swojej herbaty i
wyszczerzył się. Zachichotałaś.
-O Jezu, to było kiepskie – wygodniej rozsiadłaś
się w krześle. Poczułaś się lepiej i chwyciłaś za książkę.
-To co czytasz? - podniósł swój druk. O Boże, tylko nie
to.
-1000 kawałów jakie rozbawią każde towarzystwo.
-Ta książka jest WIELKA! Co za głupota!
-no... a co TY czytasz? - uniosłaś swoją zdobycz.
Prychnął, ale widziałaś że stara się nie śmiać
-oh, twoja książka jest znacznie bardziej dojrzała.
-Zamknij się! - zaczęłaś nią machać w jego
kierunku – Kosztowała tylko 5$. Więc jak na tę cenę nie jest
taka zła, serio. Główny bohater to wampir, który chce ocalić
swoją ludzką dziewczynę ze szponów wampirzych łowców. Nie wie
jednak, że jest ona detektywem o nadprzyrodzonych umiejętnościach.
Poważna sprawa! - Przytaknęłaś sobie.
-bardzo poważna sprawa, brzmi jakby napisał ją
kulawy jeż
-Nie słucham cię! - powiedziałaś teatralnie
wsadzając nos w powieść. Sans otworzył swoją niedorzeczną
pozycję literacką i zaczął ją czytać. I tak to było.
Spędziliście kilka dobrych godzin w swoim towarzystwie. Deszcz raz
przybierał na sile, raz się uspokajał. Co jakiś czas jedno z was
się zaśmiało, podzieliło się jakaś uwagą odnośnie tego co
przeczytało, albo zażartowało, ale zaraz potem w ciszy wracaliście
do dalszej lektury. Podobało Ci się to – choć, prawdziwym
powodem dla którego miałaś dwa krzesełka było to, że czasem
Jackie przychodziła, ale ... spędzanie w taki sposób czasu było
naprawdę przyjemne. Podobała Ci się świadomość tego, że ktoś
jest obok Ciebie.
Oryginał: klik
Wstałaś, aby zrobić drugi kubek herbaty i kiedy
miałaś już ją zaproponować Sansowi zorientowałaś się, że
twój szkieletowy przyjaciel usnął. No cóż, miał dwie roboty, to
ma sens. Lepiej go nie budzić, prawda? Wzięłaś ostrożnie kubek i
udałaś się do kuchni. Dzisiejszy wieczór był naprawdę miły,
czułaś się bardzo wypoczęta. Włączyłaś czajnik i zaczęłaś
wyglądać przez okno, oglądałaś jak ludzie chodzą po chodniku, zajęci swoim
życiem i własnymi sprawami. Zapaliłaś lampki na patio.
Sans nadal nie przebudził się ze swojej drzemki, ściągnęłaś więc
za kocyk z kanapy i okryłaś go nim. Jeżeli będzie spał tu za
długo, obudzisz go, co nie? Zabierając kubki z kuchni położyłaś
jeden obok niego, a drugi obok siebie i wróciłaś do powieści.
Oddychał tak spokojnie, harmonizował się z głosem ulicy, krokami
przechodniów, to wszystko było takie... miłe. Dawno nie czułaś
się tak spełniona.
Właśnie skończyłaś rozdział, w którym Król
Wampirów odkrył, że główna bohaterka jest detektywem, wtedy
Sans się ocknął. Popatrzyłaś na niego, przyglądanie się zaspanemu szkieletowi było ciekawym doświadczeniem.
-podobają mi się te światełka
-Dzięki. - miałaś nadzieję, że nie wystygła mu
za bardzo herbata
-jest romantycznie, nie uważasz? - mruknął.
Zamarłaś. Popatrzył na Ciebie i nic nie powiedział, nie miałaś
innej możliwości zareagowania jak tylko odpowiedzieć mu coś,
cokolwiek
-Nikt nie nazwał wcześniej „romantycznymi”
elektrycznych ogni – kwęknęłaś, zdając sobie sprawę, że ten
typ się po prostu z Tobą drażnił, no tak, dowcipniś. - No wiesz,
bywam romantyczna kiedy nikt nie patrzy.
-ah, nie wiedziałem, że do ręcznej roboty
potrzebujesz romantycznego nastroju.
-Boże. Jesteś najgorszy! - cóż, przynajmniej już
wiesz, że jesteście w dość dobrymi
przyjaciółmi, aby pozwolić sobie na takie kawały. Byłaś
znacznie bardziej zboczona przy ludziach, których znałaś dobrze.
Sans mrugnął i przeniósł wzrok na kubek
-dzięki za więcej herbaty i za koc... to miłe –
nadal był lekko zaspany
-Ta, wiesz gdybym wiedziała, że będziesz takim
dupkiem to zawinęłabym cię w niego i wyrzuciła przez barierkę –
mruknęłaś – Zrobiłabym światu przysługę. - Sans zaśmiał
się cicho i wstał ściągając z siebie koc.
-Idziesz już? - zapytałaś starając się ukryć
nutę zawodu w głosie. Nie udało Ci się to za dobrze i on to
zauważył.
-taaa, powiedziałem papyrusowi że wrócę,
zazwyczaj jemy kolację razem, nie powiedziałem mu jak długo tutaj
będę... to widzimy się w sobotę?
-Tak! Jasne. Koło 17:00 przy O'Henrym, pasuje? -
Puby są dobrym, neutralnym gruntem. No i mogłaś zawsze upić
ludzi, poprosić ich o przysługę, a potem oni o tym zapominali.
-pasuje. będziemy tam i hej.. - powiedział na
chwilę milknąc. Popatrzyłaś na niego pytająco – było naprawdę
miło. dzięki. jeżeli nie masz nic przeciwko, mogę wpaść jeszcze
kiedyś...
-Kiedy tylko chcesz. - odpowiedziałaś – Staram
się oglądać mniej tej pieprzonej telewizji. Wejście będzie
kosztowało puszkę coli – uśmiechnęłaś się do niego
-dzięki. - tyle powiedział. Stał chwilę w ciszy,
a kiedy na niego popatrzyłaś poczułaś c o ś. Jak powiew gorącego,
gęstego powietrza obok Twojej twarzy. Światło w jego oczach
zamigotało zimnym błękitem, kiedy patrzył się na Ciebie z ukosa. Serce
zabiło Ci mocniej nie wiesz nawet dlaczego.
-Do zobaczenia w sobotę – powiedziałaś
podekscytowana, wpatrując się w jego osobę, czekając aż ... cokolwiek
to jest... minie.
-narka – z tym słowem odwrócił się i
zamknął drzwi za sobą. Cóż za uprzejmość.
Wypiłaś herbatę jednym haustem, nie... potrzebujesz
czegoś mocniejszego. No i przyjaciółki. Napisałaś do Jackie.
Ty: hej, zajęta? Chce mi się pić.
Jackie: Możesz pić kiedy chcesz. Wszystko ok?
Ty: Wszystko dobrze. Po prostu chcę się z Tobą napić.
Jackie: Nie ma sprawy. Powiem tylko Kyle.
Jackie: Zobaczymy się u Vin koło 20?
Ty: Do zobaczenia o 20
Zarzuciłaś na siebie kurtkę i szybko zbiegłaś schodami w dół. Czułaś się dziwnie. Nie mogłaś tego zrozumieć, ale coś w Twoim brzuchu wierciło się, nie podobało Ci się. To było takie zwierzęce doznanie, jakby instynkt. Strach? Coś podpowiadało Ci, że ten szkielet jest niebezpieczny? Nie wiesz. A może po prostu coś siadło Ci na żołądku? Bez względu na to co jest przyczyną, kilka głębszych i przyjaciółka to najlepsze lekarstwo.
Jackie pojawiła się chwilę później, a Ty byłaś
już po trzech kieliszkach. Zwyczajnie widujecie się dwa razy na
tydzień, przez to że ostatnio zajęłaś się tak KościoBraćmi
miałaś sobie za złe, że nie poświęcasz jej wystarczająco wiele
czasu. Opowiedziałaś jej o wszystkim co miało z nimi do czynienia
przez ostatni miesiąc (nawet to o czym wiedziała, no przecież
gadacie) darowałaś sobie historię o bardzo drogim winie tym razem,
skupiłaś się na czytaniu książek i próbie znalezienia pracy
i...
-_____. _____. Uspokój się. Wiesz co się dzieje,
prawda? - powiedziała popijając drugiego drinka starając się
zachować przyjemny tok rozmowy
-Co? - zapytałaś powoli. Nie wiedziałaś co
czujesz w tym momencie
-Przeżywasz to, że znalazłaś kolejnego
przyjaciela. Nie panikuj tak tylko dlatego, że obdarzasz zaufaniem
kogoś nowego. - powiedziała mrugając do Ciebie – Zaczynasz ich
naprawdę lubić, o to chodzi. I nie wiesz jak się z tym czuć. No
i teraz świrujesz bo przywykłaś do tego, że jesteś cyniczna i
sarkastyczna do wszystkiego. A co robisz? Przyszłaś tutaj, pijesz i
wiesz co ja na to? Wszystko będzie dobrze. Twoje wąskie kółeczko
przyjaciół się powiększyło o dwie osoby.
-Ale to p o t w o r y – mamrotałaś. Poczułaś na sobie
zdziwione spojrzenie otoczenia. Mamrotałaś więc dalej przyciszonym
tonem. - Potwory. Jackie. To super popieprzona sprawa i kurwa, wiesz
jacy ludzie są...
-Czekaj, _____. Chcesz mi powiedzieć, że TY
przejmujesz się tym jak ludzie Cię osądzą?
-CO?! Kurwa nie! Nie! Pieprzyć ich wszystkich! -
mówiąc to pokazałaś rękami na innych bywalców pubu,
nawet jeżeli nie mieli nic wspólnego z całą sprawą. Ok, może
przestań już pić? Wystarczy Ci na dzisiaj koleżanko. - Boję się,
że to ONI będą osądzani. Wielki szkielet wyglądający jak
Kostucha przyprawia ludzi o zawał serca idąc do sklepu po bułki,
aaaa to nie jest jego WINA! - Ok, przesadzasz. Powinnaś odpocząć.
Jackie westchnęła i zamilkła na chwilę.
-Poczekaj do soboty, dobra? Przedstawimy ich naszym
przyjaciołom, tak jak chciałaś. Powoli i spokojnie, dobra? Jeżeli
i oni mają kółko swoich przyjaciół to wkrótce zaproszą ich i ci też przekonają się do braci. To nie jest zły
pomysł, co nie?
-Taaaa – bąknęłaś. Nadal coś miałaś na
żołądku, jakby to nie był powód o którym chciałaś
podyskutować, no ale i tak czułaś się lepiej. Jackie znała
rozwiązanie na każdą bolączkę – Kocham cię.
-A ja ciebie, pijaczku – objęła cię –
Powinnyśmy już wracać do domu.
-PFFFFFFF nie póki się ze mną nie upijesz! -
krzyknęłaś – KIELICHA! DWA KIELICHY TUTA! - krzyknęłaś do
barmana, który zdążył już przywyknąć do Twojego zachowania.
Ostatecznie nie byłaś najgorszą osobą.
-Kobieto, muszę wstać o 5 rano. To cud, że
wytrwałam z tobą do teraz. Nie. Idziemy. Zapłać i idziemy. -
Uniosła brew na barmana, który zrozumiał i przyniósł Ci
rachunek. Zapłaciłaś.
-Idzim. Usz... a ty.... jesteś zdra'jcom! -
wysyczałaś. Barman zaśmiał się i podał Ci szklankę wody abyś
napiła się jej przed wyjściem. Razem weszłyście w pochmurne
nocne miasto, Twoja przyjaciółka odprowadziła Cię do domu i
pomogła wejść po schodach.
Podczas kiedy Ty ... śpiewałaś.
Jak tylko wciągnęła Cię na piętro zaczęła
grzebać w Twojej ... jak to ona mamrotała „pierońsko chujowej
torbie” szukając kluczy, a Ty się śmiałaś. Nigdy nie byłaś
zbyt cichą osobą. W końcu znalazła to czego szukała i zaczęła
otwierać drzwi. Sans wystawił głowę ze swojego mieszkania
zaciekawiony co to za dziwaczne głośne odgłosy.
Jackie zamarła i starała się zachować normalny
ton.
-hej, wszystko dobrze? - zapytał się patrząc na
trzeźwiejszą z was
-Troszeczkę się upiła. - odpowiedziała pomagając
Ci wejść do mieszkania
-Tyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy! - tyle
powiedziałaś pokazując paluchem na Sansa, Jackie wepchnęła Cię
na chama do środka i zamknęła za sobą drzwi. Sans musiał być
zakłopotany i zaciekawiony tym, co do kurwy nędzy właśnie miało
miejsce.
Jackie pomogła Ci przygotować się do łóżka i
upewniła się że na stoliku będzie czekać na Ciebie szklanka
wody.
Śniłaś o dwóch kołach latających Ci nad głową,
które cały czas rosły i szeptały Ci swoje sekrety.
dziekuje za rozdzial ^^
OdpowiedzUsuńA proszę bardzo ^^
UsuńTo było świetne xD Te opowiadanie jest zajebiste, straszni mi się podoba jak...jestem pijana? XD
OdpowiedzUsuńNo, a ja jestem z siebie dumna, że jednak podołałam zadaniu. Jak dobrze pójdzie to jutro będzie Sansowa perspektywa tego samego ^^
UsuńYay! Yumi, jesteś naszym czytelniczym błogosławieństwem! xD
UsuńPijana "ja" jest świetna. Mam nadzieję, że częściej będziem się upijać. C: Ah, no i rzecz jasna: dziękuję za twą ciężką pracę całym serduszkiem! ~Ayaa
OdpowiedzUsuńAż miło mi się zrobiło.
UsuńTaaaak, będziemy. W kolejnym rozdziale mało nie zwymiotujemy na Papcia, no i będzie jeszcze jedno większe upicie w rozdziale o tequili... Lubimy sobie machnąć.
To motylki w brzuchu (lenny) (nie wiem czemu zawsze wyobrażam sobie Friska jako główną bohaterkę, więc...) ZAKOCHAŁAŚ SIĘ MAŁA.
OdpowiedzUsuńDziękuję za rozdział!
~ Andgora
Neeeeh to jeszcze nie jest to. Ale coś zaczyna się roić w głowie ^^ Ja tam zawsze widzę swoje OC... Tak więc...
UsuńŚwietne opowiadanie!!!!!
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki Yumi!!!
A tak wogóle to myślicie, że czemu Sans zaczął nagle używać magi?
Ja tego nie dokońca ogarniam.
Wyglądało to tak jakby coś dziwnego zauważył...
Nie dopowiadaj sobie. Jak dobrze pójdzie to dziś będzie jego perspektywa i wszystko się wyjaśni
UsuńOki -doki!!!
UsuńW takim razie odwołuje pytanie!
Zaczekam na perspektywę Sansa!
Kocham te opowiadanie. Dzień był okropny, jadę tramwajem pełnym niezadowolonych z życia ludzi, a tu taka niespodzianka! Mówiłam to, ale Sans z tej historii sprawia, że chociaz przez chwile robimi się cieplo na serduchu.
OdpowiedzUsuńPS. Genialny kawał Sansa z jesienią :)
Staram się. Jestem teraz typowym bywalcem stron z kawałami i szukam fajnych xD
UsuńCzyli tylko czekam aż mnie porządnie zaskoczysz! :D
UsuńWiesz czemu szkielet nie moze grać w kościele? Bo nie ma organów! Ba-dum-tsss.
Czekam na te miłość, wieczorne czytanie książek i nie tylko... Czuję ekscytacje jak mysle o kolejnych rozdziałach.
Moze jakis maly spojler na zachętę? :D
Oh to opowiadanie chwyciło mnie za serce, bo wiele jest takich smaczków. W kolejnym odcinku Sans się nami zaopiekuje jak się upijemy. W następnym zacznie coś do nas czuć, tak że 5 rozdział z jego perspektywy kończy się masturbacją kiedy o nas myśli, w 6 wdaje się w bójkę z facetem w którym się kochamy w 7 .... Zaraz Ci całą fabułę zdradzę. :x
UsuńMasturbuje? Jeszcze się nie spotkałam w opowiadaniu, żeby Sans sie masturbował sam, w swoim pokoju (zapewne). W takim razie żebym nie czytała tego w tym cholernym tramwaju.
OdpowiedzUsuńCo do tego chłopaka, w którym rzekomo sie kochamy... Przejdzie nam, prawda? Poza tym to musi byc dla Sansa trudne.
Tak mamy tutaj pewien trójkąt miłosny. Sans x My x Will. Z czego Will ma dziewczynę. Czy nam przejdzie - oh zdaje się dopiero w .. 9 rozdziale. Gdzie Sans zaczyna do nas czuć już w 5 na bank..
UsuńPonad to orientuje się o jednej jeszcze rzeczy i tu uwaga spojler z kolejnego odcinka tylko że z punktu widzenia Sansa - mówi on o tym, że to kolejna linia czasowa. Było ich w sumie 4. w każdej z nich kocha się w naszej postaci i coś się chrzani dlatego (jeszcze nie jest wyjaśnione jak i kiedy) czas się resetuje (jakby on to inicjował, ale to moje domysły). Tak więc nie dość, że zakochał się znowu i to w osobie która kochał wcześniej to jeszcze raz musi walczyć ze swoim rywalem. Odcinki jakie są +18 będę oznaczać, abyś nie czytała ich w tramwaju. :X Bo by było xD
Tym razem Huff, puff nie będzie wydawane w wyrazie zmęczenia po walce xD
UsuńJa większość życia, jak można zauważyć - spędzam w tramwaju xD
OdpowiedzUsuńMino linii czasowej Sans to... Sans, prawda? Jego uczucia mimo resetu nie powinny być zmienne. Chociaż podczas opowiadania można się dowiedzieć, że dopóki nie przeczyta swojego dziennika posiada tylko deja vu, ale samej wiedzy na temat przeszłości nie ma tak jak w grze. Także przy kolejnych rozdziałach będę również rozważać Twoje podejście do sprawy. :D
Czyli pierwszy +18 bedzie rozdział 5 z perspektywy Sansa? :D
Zasadniczo tak ^^ Jak będziesz cierpliwa to koło 23 może wcześniej wrzucę część z perspektywy Sansa. Właśnie kończę tłumaczyć, potem tylko zredagować tekst i heja banana ^^
UsuńNo to teraz już nie zasnę. W końcu mam wolne w jeden dzień - jutro. Także mogę czekać ile tylko rozkazesz :>
OdpowiedzUsuńCzekam czekam. Jestem ciekawa dlatego jego błękit w oczach mu zawitał w TAKIM momencie.