4 października 2017

Undertale: Gra w kości -Potworna zupa [The Skeleton Games - Monster Soup] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
Obudziłaś się w sobotni poranek z poczuciem winy. Byłaś całkowicie wypoczęta po kilku godzinach snu, ale wiesz, że Twojemu sąsiadowi potrzebna byłaby podwójna dawka tego czasu, aby mógł funkcjonować poprawnie. Usiadłaś na łóżku, będziesz musiała zająć się godzinami jego snu. Zaczęłaś dzień jak zawsze. Sprawdzając wiadomości nim wstaniesz z łóżka i udasz się zrobić pranie. Założyłaś na siebie sweter, aby ochronił Cię przed słońcem, buty i chwyciłaś za kosz. Spacer do pralni był przyjemny, pewnie dlatego, że niebo zakrywały chmury. Właściwie nic nie czułaś na skórze, kiedy szłaś wzdłuż budynku do pralni. Właśnie pakowałaś ubrania do maszyny kiedy drzwi się otworzyły. Po chwili wczłapał się do środka szkielet. Sans nigdy nie przejmował się swoim wyglądem, lecz dzisiaj przypominał chodzące siedem nieszczęść. Tak, jakby ubrał się w coś, co przypadkowo wpadło mu w ręce. Miał swój ulubiony czerwony golf nie dość, że tył na przód, to jeszcze na lewą stronę. Zakołysał się lekko z koszykiem w rękach, kiedy drzwi za nim zamknęły się z trzaskiem.
-Cześć – mruknął zaspany. Popatrzyłaś na niego wrzucając swoje ubrania do drugiej pralki.
-Nie powinieneś spać? - zapytałaś – Wyglądasz jak trup. I nie, to nie jest kawał o szkieletach. - Jego ostre zęby wykrzywiły się w uśmiechu, gdy podszedł do pralki
-Mama pyta się Jasia. Masz coś do prania? Nie. Odpowiada Jasio. Pranie jest spoko – mruknął sennie. Zmarszczyłaś oczy wsypując proszek do pralek.
-Czacho, prawie śpisz na stojąco. Jakim sposobem możesz jeszcze opowiadać kawały?
-Co? Nie możesz znieść mojego czystego humoru? - szczerzył się w trakcie otwierania pralki obok Twojej, wrzucił do niej swoje ubrania
-Czacho... nie – ostrzegłaś. Jego źrenice zabłyszczały radośnie.
-Rozmawiają dwie pary majtek w pralce. O widzę, że wakacje były udane, po tej brązowej opaleniźnie. Mówi jedna. Nie, dzień był posrany.
-To było kiepskie. – mruknęłaś z lekką odrazą
-Co to jest? - stanął i zaczął kręcić kółka rękami w powietrzu. Kiedy nie odpowiedziałaś rzucił – Mamo. Tato. Jestem. W. Pralce – Walczyłaś z uśmiechem, aby nie dać mu satysfakcji. Jeżeli teraz się poddasz, jesteś pewna, że nigdy nie skończy. Wcisnęłaś start na swojej pralce i popatrzyłaś na niego.
-Czacho... skoro oboje robimy pranie w tym samym czasie, może ja skończę twoje za ciebie? W ten sposób wrócisz do domu i zdrzemniesz się jeszcze trochę nim przyjdzie Wielki Szef Paps.
-Nie! - machnął ręką ziewając – Saaaaam to zrobię. Nie p'czebuję t'ojej 'ocy... - zerknęłaś na pół przytomnego kościotrupa przed sobą. Nie. Musi iść spać. Potrzebuje tego. Ledwo stoi na nogach, ostatnio kiedy był w takim stanie zniszczył Ci telewizor. Choć jesteś pewna, że nie będzie próbował Cię zabić, nie znaczy to, że w tym stanie nie jest zdolny do zrobienia jakiejś głupoty.
-Dzisiaj gotujesz. Czacho. Nie zjem już więcej żadnego zatrutego dania, tylko dlatego, że byłeś zbyt zmęczony aby gotować.
-Jessssst doooobrze. - znowu ziewnął mrugając powoli. Wsunął ręce do kieszeni. Wyciągnął kilka monet i wsadził je do maszyny. Nasłuchując, jak stuknął gdy wpadną do środka. Potem, zaczął rechotać sam do siebie. Stałaś w ciszy patrząc, jak histerycznie śmieje się do pralni. Tak. Zrobisz za niego jego pranie, czy mu się to podoba czy nie. Pozwolić mu siedzieć w takim stanie przy bracie to nie jest dobry pomysł. Jeżeli Papyrus będzie sprawdzał też stan samotnie żyjącego brata, ten koniecznie musi się wyspać. Ten szaleńczo śmiejący się szkielet przed Tobą zdecydowanie nie spał zbyt wiele.
-Czacho, śmiejesz się do pralki. Idź spać. - nalegałaś
-Hehehe Nieee, nieeee hehehe nie łapiesz hehe.. Ja właśnie heh... wyprałem pieniądze Hehehehe – śmiał się jeszcze bardziej z kawału.
-Prać to można brudne pieniądze
-Hehehe taaa to też. - śmiał się opierając o maszynę. Nigdy nie widziałaś go w takim stanie. Wygląda na to, że gada od rzeczy kiedy jest naprawdę zmęczony. Zaczął powoli osuwać się na ziemię ciągle się śmiejąc. Podeszłaś do niego i włączyłaś jego maszynę. Wystawiłaś rękę w stronę lezącego na ziemi kościotrupa.
-Chodź knypku. Wracaj spać. - Nie skorzystał z Twojej ręki, szczerzył się zaspany.
-Daaam radę. Skróty, pamiętasz? - mruknął zmęczony. Czekałaś chwilę. Teraz to zrobi, czy... Potwór nagle zaczął głęboko oddychać, powoli przenosząc ręce na klatkę piersiową.
-Ej! - krzyknęłaś klepiąc go lekko po policzkach – Czacho, nie śpij tutaj!
-C-co? - zamrugał szybko
-Nie teleportowałeś się. Wydaje mi się, że teraz nie będziesz wstanie.
-To skrót, nie teleportacja. Mówiłem – warknął i znowu ziewnął.
-Czacho, nie będziesz spał w pralni. Weź skrót do domu, albo wstań i idź tam z buta – rozkazałaś
-Dobra, dobra – mruknął – Chwila. - ziewnął i chwycił się za pralkę. Czekałaś, aż zacznie wstawać, ale tego nie robił. Za to znowu zaczął głęboko oddychać.
-CZACHO! - krzyknęłaś znowu klepiąc go po twarzy.
-Jeszcze pięć minut – machnął ręką – Jeszcze tylko pięć minut – przekręcił się próbując ułożyć wygodnie.
-Zaniosę cię na rękach niczym młodą pannę, jeżeli jeszcze raz uśniesz! - ostrzegłaś. W tym momencie otworzył szeroko oczodoły.
-A-ani się waż! - warknął wstając na nogi.
-Możesz iść spać, ale w swoim mieszkaniu. W ciepłym łóżeczku. Nie będziesz spał na podłodze w pralni – mruknęłaś zdenerwowana.
-Dobra, dobra, idę – zaczął człapać w stronę drzwi – Wnerwiający człowiek – mruknął cicho wychodząc. Postanowiłaś iść za nim całą drogę, aż do jego drzwi, aby się upewnić, że nie uśnie nigdzie.
-Idź spać, ja zajmę się twoim praniem. Nie martw się – zapewniłaś go.
-Dobra – mruknął ziewając. Otworzył drzwi i wszedł do mieszkania zapominając je za sobą zamknąć. Musiałaś zrobić to za niego zatrzaskując zamek. Wróciłaś do siebie kręcąc głową. Tak, teraz całkowicie wiesz co Papyrus miał na myśli. Sans naprawdę nie umie zadbać sam o siebie.
Sans powoli otworzył oczy. Czuł jak magia błądzi bez celu po jego kościach. Coś głośnego wkurzało go. Ughhh... Która godzina.. Powoli podniósł głowę, jakimś sposobem usnął w nogach swojego łóżka. Na oparciu były ślady jego zębów. Kiedy to zrobił? Zaraz.. czy on przypadkiem nie powinien...
-K-KURWA! - wstał szybko i popatrzył na telefon. Jego brat dzisiaj wpada, a on nie zrobił prania. Która godzina? Zerknął na telefon. To czas, w którym przybywa jego brat. Dzwoniła też wkurwiająca sąsiadeczka. Już miał oddzwonić, kiedy usłyszał głośne walenie w drzwi.
-SANS! TY KOMPLETNIE BEZWARTOŚCIOWY LENIU! OTWÓRZ DRZWI CHOĆ RAZ! - rozległ się krzyk jego brata. Sans nie marnował nawet sekundy. Natychmiast teleportował się przed drzwi. Cicho otworzył drzwi i szybko otworzył drzwi w panice.
-Cz-cześć Szefie – zadrżał stając twarzą w twarz z oczami brata.
-NIE SZEFUJ MI TUTAJ SANS! WIESZ ILE CZEKAM, AŻ ŁASKAWIE MI OTWORZYSZ? - Papyrus wszedł do środka przepychając mniejszego brat ana bok
-Uhhh....
-PONAD PIĘĆ MINUT! TO JUŻ DRUGI RAZ, KIEDY CZEKAM POD DRZWIAMI! COŚ TY ROBIŁ, ŻE JA WSPANIAŁY I... - przestał kiedy w końcu popatrzył na krewnego – SANS... DLACZEGO? NIE UBRAŁEŚ SIĘ JAK TRZEBA
-C-co? - Popatrzył na siebie i zauważył całkowicie przekręcony golf. Cholera.. nie pamięta nawet kiedy go zakładał. Budzik, który ustawił by zrobić pranie przed przyjściem brata powinien zadziałać. Naprawdę poszedł je zrobić? Musiał, w innym razie byłby teraz w piżamach. Cholera. Nie pamięta nic z ranka.
-SANS... CZY TY SPAŁEŚ? JEST PRAWIE POŁUDNIE! - Papyrus jęknął zauważając wielkie wory pod oczami zaspanego brata.
-J-ja.. oglądałem swoje oczy od drugiej strony, kiedy na ciebie czekałem Szefie
-UWAGA BO UWIERZĘ – Papyrus zmrużył oczodoły – A TERAZ PRZESTAŃ MI TU WYGADYWAĆ GŁUPOTY. PRZYBYŁEM ZROBIĆ CI TEST CZYSTOŚCI Z PRAWDZIWEGO ZDARZENIA. JESTEM PRZEKONANY, ŻE PONIESIESZ SROMOTNĄ KLĘSKĘ. - Sans czuł jak zaczyna się pocić. Miał nadzieję, że jego brat zacznie swoje zwyczajne sprawdzanie, ale zaczynał wierzyć w to, że jest inaczej. Nie uważał, aby powrót do brata to było coś wielkiego, ale nie był pewien, jak się zachowa, gdyby faktycznie miało do tego dojść. W Podziemiu Wspaniały i Przerażający Papyrus był... bardziej przerażający niż mogłoby się wydawać. Teraz, kiedy są na powierzchni, wiele rzeczy jest innych, choć nie znaczy, że wszystko jest idealne. Nigdy nie był w stanie przewidzieć swojego brata, więc...Sans przyglądał się jak jego brat przechadza się po salonie. Co chwilę mrużył oczy przyglądając się miejscu. Przesunął palcem po telewizorze, szukając najmniejszej drobiny kurzu. Najdrobniejszego śmiecia. Kiedy nic nie znalazł jego usta wykrzywiły się w kwaśnym uśmiechu, zaczął rozglądać się po pokoju w poszukiwaniu czegoś innego. Sans przyglądał mu się w nerwowej ciszy. Papyrus przystanął przy oknie marszcząc brwi.
-S-SANS?
-T-tak Szefie?
-CZY... CZY TY NAPRAWDĘ WYCZYŚCIŁEŚ KARNISZE?
-Uh... t-tak – Papyrus popatrzył na brata. Jego ubrania to tragedia, wory pod oczami, nosił koszulkę tył na przód i to na lewą stronę, a mimo to wyczyścił karnisze? Karnisze, które są za wysoko dla niego i zdecydowanie nie da się ich tak łatwo wyczyścić nawet za pomocą niebieskiej magii. Czy jego leniwy brat naprawdę się postarał, wszedł na krzesło i wyczyścił karnisze? Ta myśl uderzyła go. Czysto, zero kurzu, nawet wypucowane karnisze...
-KIM JESTEŚ?!
-C-co? - Sans zrobił krok do tyłu – Powiedziałeś, że podwoisz swoje oczekiwania... więc...
-TRAKTOWAŁEM CIĘ ZNACZNIE GORZEJ I TO NIE PRZYNOSIŁO ŻADNEGO EFEKTU! - Sans również był zaskoczony reakcją brata. Od kiedy to czyste karnisze to było takie wielkie halo? - TSK... T-TO TYLKO POCZĄTEK SANS! IDĘ DO KUCHNI! - Tam sprawdził wszystko. Szukał najdrobniejszej plamki, przypalonego posiłku, czy kreski. Zacisnął mocniej zęby. - S-SYPIALNIA BĘDZIE TWĄ KLĘSKĄ! TYLKO CZEKAJ! - Przeszedł korytarzem skręcając w pierwsze drzwi wchodząc do sypialni Sansa. Stał na środku pomieszczenia, niższy powoli wszedł za nim unikając spojrzenia. - ŁÓŻKO JEST NIEZASŁANE! DLACZEGO GO NIE POŚCIELIŁEŚ? - rzucił po chwili. Sans w nocy je posłał i spał na kołdrze, aby tego nie zrujnować. To jedyna rzecz, jaką Papyrus mógł uznać za złą.. Sans póki co był bezpieczny.
-Materiał jest pognieciony – wzruszył ramionami
-TSK... RACJA – mruknął po chwili. Wysoki szkielet powoli wyszedł z pokoju i zerknął do dodatkowego pokoju nim wszedł do łazienki. Nim Sans wszedł za nim, usłyszał głos przebrzmiewający w całym mieszkaniu – JAKIM SPOSOBEM TU JEST CZYŚCIEJ NIŻ KIEDY SIĘ WPROWADZIŁEŚ?! - Sans przyśpieszył kroku i zerknął do środka. Kibel praktycznie błyszczał. Ani grama kurzu, pyłu czy czegokolwiek. Wczoraj tylko umył tam zęby i poszedł spać. Nie przyjrzał się pracy swojej sąsiadki. Sans otworzył szeroko oczy kiedy się rozglądał. Było znacznie czyściej niż przypuszczał, ze tutaj może być. Ile wysiłku wsadziłaś, aby to osiągnąć? Papyrus popatrzył na brata. - K-KIM JESTEŚ! CO ZROBIŁEŚ Z MOIM BRATEM?! - Sans nie wiedział jak na to odpowiedzieć, więc po prostu wzruszył ramionami.
-Uhhh
-D-DOBRZE! ZDAŁEŚ TYM RAZEM! ZADOWOLONY? - Papyrus warknął odwracając wzrok
-Uh... tak? - Sans był zmieszany. Zaraz... dlaczego jego brat jest taki wkurzony? Nie chciał, aby było tu czysto? Papyrus przepchnął brata na bok i udał się korytarzem ze spuszczoną głową.- Wszystko dobrze Szefie? - Sans szedł za nim. Papyrus skrzyżował ręce
-IDEALNIE SANS, JAK ZAWSZE.
-Więc.. uh... zacznę robić jedzenie. Nie martw się, nic gotowego – mruknął niepewnie za nim
-JESTEM PEWIEN, ŻE BĘDZIE LEDWO ZJADLIWE – mruknął nisko. Sans przyglądał się, jak jego brat siada na kanapie w salonie, sam potem wszedł do kuchni. K-kurwa? O co się złości? Nic nie dzieje się dobrze, kiedy jego brat jest zły. Sans stanął przy blacie i zaczął rozkładać na nim składniki do rosołu. Może coś się stało w pracy? Ale zazwyczaj mówi o wszystkim.
-Więc.. j-jak w akademii? - zapytał otwierając lodówkę.
-DOBRZE SANS, WSZYSTKO JEST DOBRZE – mruknął z kanapy przerzucając kanały. Sans czuł jak jego dusza mocniej zabiła, gdy wyciągał kurczaka. Nie jest dobrze. Wspaniały i przerażający Papyrus zawsze jest świetny i wspaniały, a nie dobry. Dobry to za mało dla niego. Sans poczuł wibracje w kieszeni. Wyciągnął telefon. Przywitała go lista wiadomości od brata i sąsiadki. Wiadomości od brata były takie same, przypominały mu o rodzinnym posiłku. Raz jeszcze i znowu i o tym, że w tym tygodniu będzie trudno. Ostatnia wiadomość mówiła o tym, że jeżeli natychmiast nie otworzy drzwi, czekają go bolesne konsekwencje. Sans sprawdził wiadomości od sąsiadki. Pierwsza mówiła, że jego brat drze się pod drzwiami i musi się obudzić. Druga wiadomość była krótsza.

NowyKontakt3: Zdałeś?

Sans: tak, mówiłem, że zdam.
 

Chwilę potem, dostał odpowiedź.

NowyKontakt3: Sprawdził karnisze?

Cholera... nie chce ci o nich mówić. Będziesz szczęśliwa i będziesz mu to wytykała.

Sans: Nie.

Odstawił telefon i gotował dalej. Papyrus był dziwnie cicho. W tle leciał jakiś program w telewizji. Sans chrząknął.
-Więc.. szefie... chcesz abym przyprowadził dla ciebie człowieka?
-TY DECYDUJESZ SANS
-C-co? - Sans przestał na chwilę pracować.
-W TYM TYGODNIU TO TY ROBISZ OBIAD, TO TY DECYDUJESZ KOGO ZAPROSISZ – Cholera! Był pewien, że jego brat będzie chciał znowu Cię zaprosić. Tego się nie spodziewał. Papyrus wychylił się w stronę brata w kuchni. - JEŻELI NIE PODOBA CI SIĘ JEJ TOWARZYSTWO TO JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS NIE WIDZĘ POWODÓW, PRZEZ KTÓRE CZŁOWIEK MIAŁBY Z NAMI BYĆ. - Sans pocił się krając składniki. Jeżeli Cię zaprosi, to przyzna się przed bratem, że się z Tobą przyjaźni. A tego Papyrus nie wie. Myśli, że wykorzystujesz Sansa, aby się do niego zbliżyć
-Ale Szefie... człowiek będzie zły, jeżeli nie zobaczy cię w tym tygodniu
-OCZYWIŚCIE, ŻE BĘDZIE ZŁA, ALE JAK POWIEDZIAŁEM, TO TWÓJ TYDZIEŃ, TWOJA DECYZJA. - Kurwa! Ona czeka na zaproszenie. Przygotował nawet dość jedzenia dla nich wszystkich, nie zastanawiając się czy wpadniesz w tę sobotę – TO RACZEJ OCZYWISTE, ŻE NIE CHCESZ EJJ TUTAJ. TO NIE PIERWSZY RAZ, KIEDY KTOŚ CHCE WYKORZYSTAĆ CIĘ ABY SIĘ DO MNIE DOSTAĆ. NIE LĘKAJ SIĘ DŁUŻEJ SANS, JAKKOLWIEK ROZUMIEM JEJ POŻĄDANIE W MOJĄ STRONĘ JAKO POWÓD PRÓBY ZAPRZYJAŹNIENIA SIĘ Z TOBĄ WBREW TWOJEJ WOLI. LECZ JEŻELI JEJ TUTAJ NIE CHCESZ, TO JEJ NIE ZAPRASZAJ. - To prawda. W Podziemiu Papyrus był kapitanem Gwardii. Nic co miało miejsce w Snowdin mu nie umykało. I Sans, jako brat, był dwojako traktowany. Jedni go nienawidzili i chcieli wykorzystać jako słabość brata. Drudzy, co było rzadkie, chcieli udać jego przyjaciół, i wykorzystać go jako protekcję u Papyrusa. Ostatecznie wszyscy chcieli go wykorzystać. Ale Ty nie. Wczorajsza reakcja była jasna. Nie płakałaś ze smutku. Płakałaś ze szczęścia, że Cię zaakceptował i … Sans poczuł jak się rumieni, gdy krajał mięso na kawałki i wrzucał je do gotującej się wody. … Jeżeli ktoś tutaj kogoś wykorzystuje, to on. Pomogłaś mu sprzątać i teraz nawet nie zostaniesz zaproszona na obiad. - OCZYWIŚCIE... JEŻELI JEDNAK JEJ TOWARZYSTWO JEST CI MIŁE TO ZUPEŁNIE INNA HISTORIA – Papyrus odezwał się z kanapy.
-O-ona jest tylko wkurwiającym człowiekiem Szefie. Taka sama jak inni – Jasne, Papyrus Cię tolerował, ale człowiek to człowiek. Nie ma szans, aby jego brat zaakceptował przyjaźń z człowiekiem. Lata spędził na służbie, czekając na przybycie jakiegoś. Czekając, by je zabić kiedy będzie mógł. Papyrus strasznie krzyczał za każdym razem, kiedy Sans nie chciał zabijać Friska. Ludzie ich zdradzili. Nie można się z nimi przyjaźnić. Choćby zbliżenie się do niego oznacza zdradę własnej rasy. Ale Frisk znalazł drogę do przekonania Papyrusa, czy to znaczy że ten zmienił nastawienie? Potwory może i żyją teraz na powierzchni, ale to nie znaczy, że ten zmienił swój stosunek do nich.

NowyKontakt3: Co tam tak cicho? Wszystko dobrze?
 

Cholera... Dlaczego zawsze musisz... Zostaw go w spokoju. Jest tylko beznadziejnym, bezużytecznym potworem. Dlaczego zmuszasz go, aby czuł coś takiego?

NowyKontakt3: Papyrus zmienił zdanie? Mam przyjść i go przekonać?

Sans odłożył na bok łyżkę wpatrując się w otworzoną wiadomość. Czytał ją kilka razy. Kolejnym co wiedział, że robi to to, że szedł w stronę drzwi.
-SANS? GDZIE IDZIESZ? - Papyrus wychylił się z kanapy. Sans zatrzymał się przed drzwiami trzymając za klamkę.
-J-ja... - wahał się – J-ja idę po człowieka! - i zamknął szybko za dobą drzwi starając się uniknąć pytań ze strony brata. W pośpiechu przegapił jednak cwany uśmieszek malujący się na twarzy Papyrusa.
Siedziałaś na kanapie czekając na odpowiedź na wiadomość. Właściwie, też na zaproszenie, ale nic z tego się nie stało. Nie uważałaś, że znasz się z tą dwójką na tyle dobrze, aby po prostu wprosić się na obiad, ale co jeżeli właśnie tego po Tobie oczekują? To właściwie najtrudniejsza część nowych znajomości. Skąd masz wiedzieć, jak się zachować? Z zamyślenia wyrwało Cię pukanie do drzwi, odprężyłaś się i wstając z kanapy wsadziłaś telefon do kieszeni. Za drzwiami przywitały Cię znajome dwie, czerwone źrenice i ostre zęby wykrzywione w uśmiechu. Sans natychmiast odwrócił wzrok, milczał, zaś krople potu lały się po jego czole.
-Um.. więc, jestem zaproszona, tak? - zapytałaś w ciszy.
-T-tak, jasne – mruknął pocąc się bardziej.
-Papyrus mnie zaprosił? - nie wiedziałaś jak rozumieć jego odpowiedź.
-Sz-szef... uh.. - rumienił się – J-jesteś zaproszona, dobra?! Zamknij się, ubierz się i chodź. Zostawiłem garnki na palniku więc się streść – skrzyżował ręce.
-Idę już idę – podniosłaś sweter i założyłaś go – Um... a właśnie.. nie mówiłeś nic o mnie swojemu bratu, prawda? 
-W sensie o tym  czym jesteś?
-Tak
-Myślałem, że to sekret? - popatrzył na swoje stopy czekając na Ciebie
-Właśnie. Więc, jeżeli nie umie ich dotrzymywać, lepiej nic mu nie mówić. Nie chcę, abyście wpadli w tarapaty. - jego wzrok automatycznie powędrował w Twoją stronę
-Co to kurwa ma znaczyć?
-To znaczy Czacho, że jeżeli wymsknie ci się coś, że wampiry naprawdę istnieją, zaczną na ciebie polować.
-Co...? Kto? - zaczynał się martwić.
-Inne wampiry i … ja prawdopodobnie też
-Co ty kurwa wygadujesz? - warknął marszcząc brwi, zaciskając pięści. Westchnęłaś podnosząc krzesełko i idąc z nim w stronę drzwi. Potem zakładając buty tłumaczyłaś mu.
-Nie chcę cię zastraszać, ale jest kilka wampirów, które nie chcą aby ktoś o nich wiedział. Za każdym razem, kiedy ktoś się dowie, kiedy wyjdzie na jaw, kilkoro z nas musi posprzątać bałagan. To nie jest zazwyczaj trudne. Możemy kasować wspomnienia ludzi.
-T-tak.. ale powiedziałaś, że to na mnie nie działa...
-Właśnie – wsunęłaś piętę w buta – A co się robi z kimś, kto nie potrafi zachować tajemnicy, a nie może zapomnieć? - Czuć było aurę magii w powietrzu, kiedy zrozumiał co sugerujesz.
-P-po chuj dałaś się nakryć?! N-naślesz na mnie bandę świrusów która jest odporna na moją magię?
-Powiedziałam, że cię nie zastraszam! Spokojnie – próbowałaś go uspokoić.
-Ale właśnie powiedziałaś...
-Tylko jeżeli nie dotrzymasz tajemnicy Czacho. Tak długo jak nic nikomu nie powiesz, nic się nie stanie. Pozwalamy innym wiedzieć tak długo, jak mamy to pod kontrolą. - gapił się na Ciebie
-Więc co? Teraz chcesz mnie kontrolować?
-Nie... - westchnęłaś – Chodzi o to, że to ja wybieram komu ufam, aby wiedział i jeżeli ten ktoś … zniszczy moje zaufanie głupim plotkowaniem.... Chodzi mi o to, że.. no wiesz o co mi chodzi.
-A więc, jeżeli powiem ludziom, że jesteś wampirem, będziecie mnie ścigać i spopielicie?
-Um... - musiałaś się zastanowić – Nie jestem pewna, co się stanie. Zazwyczaj po prostu usuwamy wspomnienia, ale jesteś potworem i wszystko.. nie mamy żadnych przepisów w tej sprawie. Teoretycznie, wszystkie żyjące wampiry wspólnie się zgodziły aby próbować nie zabijać ludzi, ale ty nie jesteś człowiekiem... więc nie wiem co mogłoby się stać – Sans westchnął – Ale uh... jesteś moim przyjacielem, więc jeżeli cokolwiek się stanie, zrobię wszystko co będę mogła, aby spróować ich powstrzymać od pochopnych decyzji – rzuciłaś z nadzieją w głosie.
-Gahhhh! W coś ty mnie kurwa wpakowała?!
-Nie ja! To ty mnie śledziłeś!
-J-ja tylko.... - rumienił się odrobinę – M-mniejsza! Stało się więc...
-Więc proszę, nikomu nie mów.
-Jasne, jasne – westchnął zdenerwowany – Łapię.
-Tak czy inaczej – zaczęłaś będąc gotową do wyjścia – Zamierzasz poprawić koszulę? Myślałam, że się przebierzesz nim przyjdzie twój brat
-Że co? - rzucił zaskoczony
-Masz bluzkę tył na przód
-A kiedy kurwa mnie tak widziałaś?
-Uh... rano. Zrobiłam za ciebie pranie, tak nawiasem mówiąc. Zostawiłam je w pralni
-Zrobiłaś za mnie pranie? - wyglądał na zmieszanego
-Łał... naprawdę musiałeś nie kontaktować.
-K-kurwa – A więc obudził się i to zrobił. Nic nie pamięta.
-Gadałeś głupoty – zachichotałaś
-Ta? Niech zgadnę. Pierdoliłem, że chcę cię poślubić czy coś – wyszczerzył się.
-Co, mnie? Nie. Tym razem mówiłeś, że chcesz poślubić własnego brata.
-Taaa... Wysil się trochę i bądź bardziej kreatywna
-Jestem kreatywna – powiedziałaś z kamienną twarzą.
-Mniejsza... zamknij się i chodź w końcu – machnął ręką. Poszłaś za nim pod drzwi do jego mieszkania – Swoją drogą... - kiwnął głową, abyś się pochyliła bliżej niego. - Spróbuj dzisiaj nie wkurwić mi brata – szepnął Ci do ucha
-Dlaczego?
-Nie wiem dlaczego, ale coś go martwi
-Coś powiedział?
-Nie, on... po prostu choć raz spróbuj się normalnie zachowywać.
-Ale zawsze jestem miła dla twojego braciszka.
-Zachowuj. Śię. Normalnie – ostrzegł nim otworzył drzwi i wszedł do środka. Papyrus siedział na kanapie. Odwrócił się w waszą stronę.
-W KOŃCU SANS! DLACZEGO TAK DŁUGO ZAPRASZAŁEŚ CZŁOWIEKA? PRZEZ CHWILĘ MYŚLAŁEM, ŻE ZMIENIŁEŚ ZDANIE NA TEMAT JEJ OBECNOŚCI DZISIAJ – Miałaś się pochylić w stronę Sansa, aby Ci wyjaśnił, ale on już był w drodze do kuchni. Nie mogłaś nawet zobaczyć jego miny, gdy zaczął zajrzał do garnka. Walczyłaś z uśmiechem ściągając buty, przystawiłaś swoje krzesełko do stolika.
-Cześć Wielki Szefie, co tam u ciebie? - podeszłaś do kanapy.
-WSZYSTKO ABSOLUTNIE DOBRZE, CZŁOWIEKU. NIGDY NIE BYŁO LEPIEJ! - skrzyżował ręce i popatrzył na telewizor.
-Naprawdę? Nic cię nie gryzie?
-WSZYSTKO CO BY GRYZŁO WSPANIAŁEGO I PRZERAŻAJĄCEGO PAPYRUSA NATYCHMIAST ZOSTAŁOBY UNICESTWIONE
-Oh heh, dobrze – usiadłaś obok niego. Wzięłaś do siebie słowa Sansa i upewniłaś się, że Papyrus ma więcej miejsca dla siebie na kanapie. Papyrus przyjrzał się odległości w jakiej od niego usiadłaś, a potem znowu zerknął na monitor. - Widzę, że znowu puszczają Mettatona
-TAK, PUSZCZAJĄ GO O TEJ PORZE. CHOĆ TO I TAK POWTÓRKA. ORYGINAŁ WYSZEDŁ DWA TYGODNIE TEMU, PRZESTUDIOWAŁEM GO DOKŁADNIE. - Patrzyłaś na teleturniej. Ludzie przemieszczali się po budynku rozwiązując zagadki, a potem byli zmuszani do złapania unoszącej się kuli. Po upływie czasu znowu musieli rozwiązywać zagadki. Jeżeli nie udało im się wszystkiego zrobić jak trzeba, sekundy robiły się jakieś dziwnie długie, natomiast kula wyraźnie spowalniała.
-Ładne oszustwo
-TO LUDZIE, TAK MUSI SIĘ DZIAĆ ABY MOGLI ZŁAPAĆ KULĘ. SZKODA, ŻE LUDZKIE CIAŁA NIE POTRAFIĄ SIĘ SAME UZDRAWIAĆ. ZAGADKI Z KARĄ FIZYCZNĄ ZA NIEPOWODZENIE BYŁYBY ZNACZNIE CIEKAWSZE.
-Heh... racja, szkoda – mogłaś się z nim tylko zgodzić. Choć raczej nikt nie zgodziłby się na dobrowolne poddanie bólowi... acz w ten sposób byłoby ciekawiej. Oboje oglądaliście w milczeniu. Za każdym razem, kiedy gracze rozwiązali zagadkę, pojawiało się nowe wyzwanie. Teraz musieli złapać kulę będąc na drewnianym palu umiejscowionym na wodzie. Papyrus wykorzystał krótkie reklamy, aby wychylić się i sprawdzić co robi jego brat.
-SANS, JESTEŚ PEWIEN, ŻE WIESZ CO ROBISZ? NIE SŁYSZĘ TIMERA!
-Tak, Szefie, nie martw się, wiem co robię – krzyknął z kuchni – Prawie gotowe. - Papyrus znowu popatrzył na telewizor.
-TSK... NIE CZUĆ DYMU, NIE MA SYGNAŁU Z TIMERA – mamrotał wkurzony – MUSZĘ Z GÓRY PRZEPROSIĆ ZA PASKUDNY OBIAD CZŁOWIEKU. MÓJ BRAT OKROPNIE GOTUJE.
-Jestem pewna, że będzie smaczne
-JEŻELI CHCESZ, MOGĘ NATYCHMIAST WYRZUCIĆ JEGO DANIE DO KOSZA. LUDZKIE ŻOŁĄDKI SĄ SŁABE I NIE DOPUSZCZĘ DO TEGO, ABYŚ ZOSTAŁA OTRUTA PRZEZ NIEUMIEJĘTNIE PRZYGOTOWANE DANIE MOJEGO BRATA
-Naprawdę Szefie, nic mi nie będzie, jestem tego pewna – Zerknęłaś do kuchni na chwilę – No i wydaje mi się, że dobrze mu idzie – Papyrus popatrzył na Ciebie spod byka.
-A CO NIBY MU IDZIE DOBRZE? Z TEGO CO WIDZĘ WSZYSTKO IDZIE BEZNADZIEJNIE
-Cóż um.. - nie wiedziałaś jak mu powiedzieć, że wszystko to co robił było złe – L-ludzie gotują w podobny sposób co twój brat.
-TSK... NIE DZIWI MNIE, ŻE UMIEJĘTNOŚCI MOJEGO ŻAŁOSNEGO BRATA SĄ PODOBNE DO SŁABYCH, BEZUŻYTECZNYCH LUDZI.
-Oh, no weź Wielki Szefie. Nigdy nie jadłeś nic dobrego przygotowanego przez człowieka?
-OCZYWIŚCIE, ŻE NIE. CAŁE WASZE OBRZYDLIWE LUDZKIE JEDZENIE PRZELATUJE PRZEZE MNIE. MOJE CIAŁO WYRAŹNIE MÓWI, ŻE TEGO NIE ZJE. - O racja... skoro Sans nie może jeść ludzkiego jedzenia, to Papyrus też nie.
-Oh? Założę się, że moje dania by ci posmakowały – zachichotałaś
-NIE SĄDZIŁEM, ŻE UMIESZ GOTOWAĆ – Popatrzył na Ciebie podejrzliwie
-Nie robię tego często, ale wiem jak się poruszać po kuchni – szczerzyłaś się – A wiesz co ludzie mówią o jedzeniu?
-CO?
-Najszybsza droga do męskiego serca wiedzie przez żołądek – Papyrus zmarszczył brwi
-A CZY NIE SZYBCIEJ BĘDZIE BEZPOŚREDNIO PRZEZ KLATKĘ PIERSIOWĄ? - Oh... on nie ma ani serca, ani żołądka... Przysunęłaś się bliżej
-Inaczej rzecz ujmując, moc randkowania wzrasta, kiedy przygotuje się pyszną potrawę
-T-TAK, JUŻ ROZUMIEM CZŁOWIEKU. TO PRAWDA. KIEDY BYŁEM NA RANDCE Z CZŁOWIEKIEM, WYSTARCZYŁO, ŻE DAŁEM MU ODROBINĘ MOJEJ PYSZNEJ POTRAWY I ZAPAŁAŁ DO MNIE POŻĄDANIEM.
-Zaraz, byłeś na randce z człowiekiem?
-WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS BYŁ NA WIELU RANDKACH. WIDZĘ PASJĘ W TYCH ŻAŁOSNYCH WYKRĘTACH Z TWOJEJ STRONY JEDNAK... Ż-ŻADEN CZŁOWIEK NIE BYŁ W STANIE SPEŁNIĆ MOICH OCZEKIWAŃ WIĘC MUSIAŁEM ODRZUCAĆ ICH MIŁOŚĆ
-Uh...
-NYEH HEH HEH, NIE BĄDŹ ZAZDROSNA, CZŁOWIEKU, NIE MA WIELU LUDZI, KTÓRZY SPĘDZALI BY ZE MNĄ TYLE CZASU POZA PRACĄ CO TY. MASZ SZCZEŚCIE, ŻE MOGŁAŚ SKOSZTOWAĆ MOJEJ KUCHNI TAK SZYBKO OD NASZEGO POZNANIA
-Heh.. racja – oparłaś się wygodniej. Oglądaliście znowu w ciszy, ale zauważyłaś, że coś gryzło Papyrusa. Co jakiś czas otwierał szczękę, aby coś powiedzieć, by potem ją zamknąć. - Coś cię dręczy?
-CZ-CZŁOWIEKU....? - Na jego twarzy pojawił się niewielki czerwony rumieniec
-Tak?
-JAK... JAK UZDOLNIONA W GOTOWANIU UWAŻASZ, ŻE JESTEŚ?
-Mmm w skali od jednego go dziesięciu, dałabym sobie dziewięć.
-DZIEWIĘĆ! NAPRAWDĘ?
-Tak, mocna dziewiątka.
-WYDAJESZ SIĘ BYĆ PEWNA SWOICH UMIEJĘTNOŚCI
-Mam za sobą kilka lat doświadczenia, więc...
-ROZUMIEM... - podrapał się po brodzie – JESTEM SZKIELETEM Z WYSOKIMI OCZEKIWANIAMI, W TO WLICZYĆ NALEŻY TEŻ GOTOWANIE DLATEGO OCZEKUJĘ JEDYNIE MISTRZA KUCHNI, ALE DZIEWIĄTKA TO TRUDNE ZADANIE..
-Ahhh, Wielki Szefie. Chcesz, abym coś ci ugotowała? - stuknęłaś go w ramię.
-N-NIE! NIE CHCĘ! - próbował ukryć swoje pragnienie
-To może ugotuję coś za tydzień? Sam ocenisz moje umiejętności
-TSK.. WASZE ŻAŁOSNE LUDZKIE JEDZENIE NIE NADAJE SIĘ DLA MNIE. NIE ZJEM TEGO! - Jesteś pewna, że choć tego nie przyznaje, jest całkiem ciekaw jak smakuje normalne jedzenie.
-Oczywiście, użyję potworzych składników. Ani grama niczego ludzkiego.
-JA..JA W TEN SPOSÓB MYŚLĘ, ŻE MOGĘ CI SPRAWIĆ PRZYJEMNOŚĆ. REPREZENTUJĘ W KOŃCU POTWORZY GATUNEK. A WIĘC JA, WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS POZWOLĘ CI OSTATECZNIE ROZGOŚCIĆ SIĘ W KUCHNI I OBRZYDZIĆ MNIE SWOIM JEDZENIEM
-Tak, no i nie chcę aby takie słodkie chłopczyki jak wy cały czas dla mnie gotowały. To nie byłoby sprawiedliwe.
-S-S-SŁODKIE?! - wstał – WSPANIAŁY I PRZERAŻAJĄCY PAPYRUS NIGDY NIE BĘDZIE SŁODKI! - popatrzył na Ciebie
-Co? Ale to nie ma sensu – zerkałaś na niego z uśmieszkiem
-A TO NIBY DLACZEGO? - położył ręce w rękawiczkach na biodra.
-Bo podobają mi się tylko słodkie chłopaczki
-CZ-CZŁOWIEKU.. T-TO... T-TY NIE MOŻESZ... NO I MÓWISZ W LICZBIE MNOGIEJ! MIESZASZ W TO SANSA!
-Miesza mnie w co?! - Sans pojawił się za kanapą, opierał się na oparciu i szczerzył. W końcu założył bluzkę jak trzeba.
-S-SANS! - krzyknął Papyrus – CZ-CZŁOWIEK WŁAŚNIE... O-ONA WŁAŚNIE – jego twarz robiła się coraz bardziej czerwona. Wyraźnie to słowo nie mogło przejść przez jego szczęki.
-Właśnie rozmawialiśmy, że za tydzień ja powinnam gotować – uśmiechnęłaś się.
-TAK, WŁAŚNIE. ROZMAWIALIŚMY O PRZYSZŁOTYGODNIOWYM POSIŁKU, A NIE O DZIWNYCH OKREŚLENIACH KIEROWANYCH POD ADRESEM PRZERAŻAJĄCEGO SZKIELETA JAK JA.
-Gotujesz za tydzień? - Sans uniósł brwi.
-Tak, coś nie pasuje?
-Nie wiedziałem, że umiesz gotować, biorąc pod uwagę twoją dziwną dietę
-JAKĄ DZIWNĄ DIETĘ?
-Oh.. Lubię jeść wszystko co czerwone. I tak, jestem całkiem dobra w gotowaniu – zerknęłaś na Sansa, który nadal sceptycznie podchodził do tego pomysłu
-POWIEDZIAŁAŚ, ŻE DAJESZ SOBIE DZIEWIĘĆ, NIE DZIESIĘĆ. JAKIM SPOSOBEM DZIEWIĄTKA TO DOBRE GOTOWANIE? - Papyrus skrzyżował ręce
-Dziewiątka jest wysoko, prawda? - zapytałaś.
-WSZYSTKO CO NIE JEST NAJLEPSZE JEST BEZWARTOŚCIOWE. NIE WIEDZIAŁAŚ O CZYM CZŁOWIEKU?
-Cóż.. Powiedziałam też, że sam ocenisz za tydzień. Więc ugotuję i mi powiesz, dobrze?
-DOBRZE. ZROBIĘ TO CZŁOWIEKU. ALE MIEJ ŚWIADOMOŚĆ, ŻE MAM WYSOKIE OCZEKIWANIA, WIĘC NIE MIEJ MI ZA ZŁE, JEŻELI WRZUCĘ TO NATYCHMIAST DO ŚMIECI
-Jeżeli będziesz czuł, że tak trzeba zrobić po spróbowaniu, śmiało – uśmiechnęłaś się. Sans w tym czasie stał i patrzył się na swoje ręce.
-W każdym razie – wtrącił się – Jedzenie gotowe Szefie. - Papyrus popatrzył na niego
-JAK MOŻE BYĆ GOTOWE SANS? TIMER SIĘ NIE ODEZWAŁ
-Nie wiem, może się zepsuł? - zaczął się pocić.
-TSK.. O TYM MÓWIĘ SANS. ŹLE GOTUJESZ. JAK MAM COŚ ZJEŚĆ SKORO NAWET GOTUJESZ LENIWIE?
-D-daj spokój Szefie, spróbuj chociaż. - prosił.
-TSK.. DOBRZE. CHOĆ NIE POMAGA ŚWIADOMOŚĆ, ŻE NA NIC LEPSZEGO CIĘ NIE ZNAĆ – Papyrus udał się w stronę stołu. Poszłaś za nim siadając na swoim krześle. Sans podał wam talerze zupy. Podał Tobie, bratu, a na końcu sobie. Zauważyłaś, że dostałaś małą porcję i uśmiechnęłaś się. Pamiętał. Potrawa wyglądała zjadliwie. Widziałaś kawałki kurczaka i warzyw, no i kluski miały właściwą twardość. Nie czułaś w powietrzu nic co by się przypaliło. Zupa przed Tobą ładnie pachniała, jak powinna. Uśmiechnęłaś się. Smakowała tak jak się spodziewałaś, podobało Ci się uczucie magii znikającej w gardle jak tylko przełknęłaś kęs. Podniosłaś głowę, gotowa skomplementować Sansa za jego danie, kiedy zauważyłaś twarz jego bratu. Patrzył w talerz po przełknięciu.
-SANS? - zaczął cicho.
-T-tak Szefie? - Sans odpowiedział nerwowo
-CO TO JEST?
-To uh... r-rosół Szefie.
-TO WIEM! CO TO JEST?! - pokazał talerz przed sobą. Sans pocił się słysząc podniesiony głos brata.
-T-to zupa Szefie.
-ALE ŹLE TO UGOTOWAŁEŚ. DLACZEGO TO TAK SMAKUJE?
-J-ja tylko...
-CO TO ZA RODZAJ SZTUCZKI? NIE KŁAM. WIEM KIEDY KŁAMIESZ.
-N-nic nie zrobiłem Szefie J-ja tylko...
-Mówiłam Wielki Szefie. Gotuje jak człowiek– wtrąciłaś się.
-Co?
-CO? - oboje teraz patrzyli na Ciebie.
-Tak, ludzie właśnie tak gotują jedzenie. Utrzymujemy ogień niskim i wkrajamy do środka składniki ostrożnie.
-A GDZIE W TYM PASJA?
-Nadal możesz ją zachować będąc delikatnym i ostrożnym
-TSK... TO NAJGORSZY RODZAJ GOTOWANIA. ŻAŁOSNE TRENOWANIE SWOJEGO POSIŁKU.
-Robienie czegoś ostrożnie nie znaczy, że to coś będzie żałosne. Wiele umiejętności wymaga ostrożności.
-CZYLI LENISTWA. NIE BĘDĘ TOLEROWAŁ LENISTWA – skrzyżował ręce
-Ale tolerujesz smaczne jedzenie, prawda? - powiedziałaś biorąc kolejną łyżkę. Wzrok Papyrusa powędrował na talerz przed nim – No weź – nalegałaś – Czacha się spisał.
-TO JEST LEDWO ZJADLIWE CZŁOWIEKU. LEDWO! - Mruknął biorąc kolejną pełną łyżkę. Sans w tym czasie siedział pocąc się ze zdenerwowania, przyglądał jak sprzeczasz się z jego bratem. Był zaskoczony, że tak się dogadujecie. Nie było wiele osób które Papyrus mógł znieść bez wszczynania walki. Nawet Undyne, jego najlepsza przyjaciółka, po kilku minutach zaczęłaby z nim walczyć. Ale przy tobie... Tak, jakbyś wiedziała co powiedzieć, a co przemilczeć. Przyglądał się temu z niedowierzaniem. - TSK... CZAS ZROBIĆ PODSUMOWANIE TYGODNIA! SANS!
-D-dobrze Szefie – Sans prawie się oblał.
-CHODZIŁEŚ DO PRACY I NIE PRZEGAPIŁEŚ SWOJEJ ZMIANY I SPISAŁEŚ SIĘ NA STANOWISKU?
-T-tak, spisałem się Szefie – Sans pocił się nerwowo.
-A WYSYPIAŁEŚ SIĘ? BO Z TEGO CO WIDZĘ, NIE SPAŁEŚ TAK DŁUGO JAK PROSIŁEM
-W-wysypiam się. Sz-szczerze Szefie zostałem dzisiaj trochę dłużej w nocy bo jest weekend.
-DOPRAWDY? MOŻESZ SOBIE NA TO BIMBAĆ BO JEST WEEKEND?
-A po co innego są weekendy? - zapytał nerwowo.
-POTWORY MUSZĄ BYĆ W PEŁNI GOTOWOŚCI SANS. NAWET W WEEKENDY! A CO JEŻELI DZISIAJ MIAŁBYŚ SIĘ WYPROWADZIĆ? CAŁY ŚWIAT WIDZIAŁBY TWOJE NIEWYSPANIE I KOSZULKĘ TYŁ NA PRZÓD!
-T-to było tylko dzisiaj Szefie....
-JEDEN BŁĄD MOŻE ZNISZCZYĆ CAŁE TWOJE ŻYCIE!
-J-ja.. - Sans chciał coś powiedzieć, ale zamilkł. Pochylił głowę patrząc na miskę zupy. Papyrus popatrzył na brata i po chwili wyraz jego twarzy złagodził się, odwrócił wzrok.
-O-OCZYWIŚCIE.. DOBRZE SIĘ SPISAŁEŚ W TYM TYGODNIU... NYEH HEH.. JESTEM UCZCIWYM SZKIELETEM... I-I DLATEGO, ŻE OGRANICZYŁEŚ SWOJE LENISTWO W TYM TYGODNIU... MOGĘ PRZYMKNĄĆ NA TO OKO. ALE TYLKO TEN RAZ SANS! TO SIĘ NIGDY NIE POWTÓRZY!
-Heh, dz-dzięki Szefie – Sans się odprężył
-TO NAGRODA ZA WYCZYSZCZENIE KARNISZY – Natychmiast popatrzyłaś na Sansa który w milczeniu schował się za swoim talerzem
-Co z karniszami? - Spodziewałaś się, że Sans wcześniej skłamał, teraz już to wiesz.
-MÓJ BEZUŻYTECZNY LENIWY BRAT JE WYCZYŚCIŁ, UWIERZYSZ W TO? CZASAMI MAM WRAŻENIE, ŻE JEST KIMŚ ZUPEŁNIE INNYM
-Oh? Łał Czacho. Nie wiedziałam, że tak dobrze sprzątasz. To wspaniale! - szczerzyłaś się. Pod stołem, tak aby Papyrus nie widział Sans pokazał Ci środkowy palec.
-ZAPEWNE W TYM TYGODNIU NIE PIŁEŚ, PRAWDA SANS? - Uśmiechałaś się nadal patrząc na jego wkurwioną minę. Sama dopilnowałaś tego, aby Sans nie pił.
-T-tak Szefie, byłem grzeczny
-CUDOWNIE.... W-WIĘC ZDAŁEŚ MOJĄ COTYGODNIOWA INSPEKCJĘ. OSTRZEGAM JEDNAK, ŻE ZA TYDZIEŃ CI SIĘ NIE POSZCZĘŚCI.
-T-tak Szefie, łapię – Papyrus podniósł pusty talerz.
-SKOŃCZYŁEM.
-Ja też – powiedziałaś odkładając łyżkę do pustej miski. Sans wziął swoją i wypił resztę prosto z talerza.
-J-ja też – rzucił odkładając puste naczynie. Wszyscy odnieśliście je do zlewu. Papyrus chrząknął.
-M-MAM COŚ DO ZAŁATWIENIA WIĘC BĘDĘ MUSIAŁ DZISIAJ WCZEŚNIEJ WYJŚĆ
-Naprawdę musisz iść Szefie? - Sans rzucił smutno
-TAK. W PRZECIWIEŃSTWIE DO CIEBIE JESTEM ZAJĘTY... LECZ NIE AŻ TAK, ABYŚ NIE MÓGŁ MNIE ODWIEDZIĆ. MIMO TO! JESTEM ZAJĘTY I MAM WIELE RZECZY DO ZROBIENIA! - Podszedł do drzwi i wsunął nogi w wielkie buty. - CZŁOWIEKU?
-Tak?
-MAM NADZIEJĘ, ŻE POSIŁEK BĘDZIE TYLKO Z NATURALNYCH SKŁADNIKÓW. NIE BĘDĘ TOLEROWAŁ NICZEGO Z DOLNEJ PÓŁKI. WYRAZIŁEM SIĘ JASNO?
-Jaśniutko Wielki Szefie – uśmiechnęłaś się
-A WIĘC.. Ż-ŻEGNAM! - otworzył drzwi – I-I PAMIĘTAJ ABY TYM RAZEM ZADZWONIĆ! - trzasnął nimi cały czerwony na twarzy. Popatrzyłaś na Sansa
-Ani kurwa słowa! - warknął nim cokolwiek powiedziałaś.
-Ale tak ślicznie posprzątałeś Czacho! - chichotałaś
-Z-zamknij się! Nie chcę tego słyszeć!
Share:

7 komentarzy:

  1. Sans nie ładnie tak kłamać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wielkie Yumi za to jakże wykwintne tłumaczenie. Widać, że nie straciłaś smaku :D
    Nie mogę się doczekać reszty :)

    OdpowiedzUsuń
  3. uwielbiam, uwielbiam UWIELBIAM! Piszę to chyba już w setnym komentarzu, ale nic nie poradzę że uwielbiam! Świetne wtrącenie polskich żartów w tłumaczeniu C;

    OdpowiedzUsuń
  4. Ahh, cudo <3 Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :D (pozdrawiam wszystkich, którzy wiedzą o co chodzi x3)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniale poradziłaś sobie z sucharami Sansa Yumi <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogę się powstrzymać, zwłaszcza że wyszło całkiem zabawnie:
    Choć jesteś pewna, że nie będzie próbował Cię zapić
    No patrzcie go, jaki łaskawy! A mógł chcieć zabić :V

    Dobór kawałów znakomity. Żarty słowne to najgorsze, co może być, więc podziwiam za znalezienie zamienników. Widziałam oryginał i mam wrażenie, że wyszło nawet śmieszniej niż po angielsku :D
    Ehm, ehm, czy Papyrus jest zazdrosny, czy może po cichu liczy, że Sans znajdzie przyjaciela? Bo mam wrażenie, że to i to. Jest mimo wszystko dobrym obserwatorem, nawet jeśli nie okazuje tego wprost (jak i wielu innych rzeczy). Mam wrażenie, że z jednej strony liczy na przyjaźń Sansa, a z drugiej obawia, że pójdzie w odstawkę. Ciekawe dwie skrajności, nie powiem...
    Tłumaczenie jak zwykle świetne. Dziękuję bardzo za poprawę humoru na koniec dnia ^^

    Nessa.

    OdpowiedzUsuń

POPULARNE ILUZJE