Notka od autora: Historia toczy się w uniwersum Underfell'a, jeszcze przed pierwszą wojną z ludźmi. Głównym bohaterem jest Merik, syn generała potworzej armii. Chłopak chce w przyszłości pójść w ślady swojego ojca, a nawet zająć jego miejsce. Jednak jak na młodego potwora przystało, nie tylko to zaprząta mu głowę. Razem ze swoim przyjacielem, Asgorem, przyszłym królem potworów, starają się jakoś osłodzić sobie codzienne życie pełne obowiązków i morderczych ćwiczeń.
Autor: Ksiri
Merik leżał na łóżku w swoim pokoju. Nie chciało mu się nic robić, był kompletnie pozbawiony chęci do czegokolwiek. Na szczęście jego ojciec udał się na jakieś ważne spotkanie z królem, więc miał względny spokój. Cóż jeżeli chodzi o matkę... niestety nigdy nie było dane mu jej poznać. Ponoć zmarła przy porodzie, czy coś takiego. Obecnie nie za bardzo go to obchodziło.
Zamiast tego jego głowę zaprzątały myśli na temat umowy z Gasterem. Tak bardzo nie chciał dzisiaj iść do tego popierdolonego alchemika. Ale musiał, bo gdyby jego ojciec jakimś cudem dowiedział się, że nie odwdzięczył się za uratowanie życia, to chyba by go zabił albo coś znacznie gorszego. Na samą myśl włosy stawały mu dęba.
Nagle do jego uszu dobiegł głośny dźwięk dzwonów. Wybiło południe, a co za tym idzie czas by udać się do Gastera.
- No, nie! To już? - krzyknął z frustracji w poduszkę - Miałem nadzieję, że jeszcze przez chwilę będę mógł się nad sobą poużalać, to nie! Doprawdy czemu czas nie może raz zwolnić! Choćby ten jeden raz!
Jednak na nic zdały się okrzyki młodego potwora. Czas dalej płynął, a godzina jego spotkania z Gasterem zbliżała się nieubłaganie. W końcu wstał, ciężko wzdychając. Założył na siebie czarny płaszcz oraz buty w tym samym kolorze i wyszedł z domu, zamykając przy tym drzwi na klucz.
Szedł wolnym krokiem w stronę pracowni alchemicznej. Potwory widząc jego wkurzoną i rozgoryczoną minę cofały się na krok, w obawie, że młody smok może im coś zrobić. Jednak Merik nie miał zamiaru sprowadzać na siebie jeszcze większych kłopotów.
W końcu dotarł na miejsce. Przez chwilę stał wpatrując się w drzwi pracowni alchemicznej, ale w końcu odetchnął głęboko i otworzył je, od razu wchodząc do środka.
- Gaster?! Jesteś tu?! - krzyknął, nie chcąc szukać potwora po całej pracowni.
Ale nikt mu nie odpowiedział. Zamiast tego do jego uszu dobiegły czyjeś przytłumione wrzaski. Od razu ruszył w stronę źródła dźwięku, mając dziwne wrażenie, że tam gdzie kogoś katują, tam jest i Gaster.
Nie mylił się. Gdy zszedł do podziemnej kondygnacji pracowni, krzyki stały się bardziej wyraźne, a gdy otworzył drzwi, zza których one dobiegały, ujrzał Gastera. Potwór stał odwrócony do niego plecami, a obok niego siedział przywiązany do krzesła mag, którego wcześniejszego dnia zabrał. Twarz mężczyzny była wykrzywiona w grymasie bólu, a po jego skórze ciekły stróżki potu. Oddychał ciężko, ale przynajmniej przestał krzyczeć.
- Gaster co ty robisz? - spytał Merik, niepewnie spoglądając to na potwora to na maga.
- Och, dobrze że już jesteś - Gaster odwrócił się w jego stronę z uśmiechem - Przyszedłeś akurat we właściwym czasie.
Odwracając się, młody alchemik pokazał to nad czym tak uporczywie pracował. A tym czymś była ludzka dusza. Mieniła się pięknym fioletowym kolorem, jednak co rusz przeplatały ją czarne barwy, jakby cierpiała. Gdy Merik przyjrzał się jej bliżej zauważył niewielkie pęknięcie, na samym jej środku. Natomiast po zerknięciu na Gastera, zauważył, że trzyma on niewielką kolbę, w której pływała fioletowa substancja. Żeby tego było mało, za potworem na stole leżała igła, ubrudzona tym samym płynem.
Merik przełknął głośno ślinę widząc to wszystko. Zacisnął pięści starając nie okazywać jak bardzo dziwnie się czuł w obecnej sytuacji, jak bardzo się bał.
- Gaster, wyjaśnisz mi co ty tu do jasnej cholery odwalasz? - spytał nie spuszczają wzroku z młodego alchemika.
- Prowadzę badania - odparł, wzruszając ramionami - Wiesz, że to dzięki temu - pomachał mu przed oczami kolbą z fioletowym płynem - Ludzka dusza jest w stanie przeżyć po śmierci. To ona daje ludziom moc, dzięki której mogą używać magii.
- No i co w związku z tym?
- Jesteś aż tak ślepy? - prychnął z pogardą w głosie - Pomyśl co by się stało, gdyby wszczepić to potworom. Najprawdopodobniej wtedy nikt nie mógł by nas pokonać. Zyskalibyśmy niewyobrażalną moc.
- Ale nie musi się tak stać! Gaster, wszczepienie tego czegoś potworowi, jest bardzo niebezpieczne! Nie wiadomo co mogłoby się wtedy z nim stać! Mógłby umrzeć!
- Tak to prawda. Dlatego potrzebny jest mi silny potwór by to wypróbować. - Na dźwięk jego głosu oraz słów, Merik cofnął się o krok. Rzadko kiedy się bał, ale Gaster z łatwością wzbudzał w nim te emocje.
- Do czego zmierzasz? - Głos młodego smoka drżał i w każdej chwili był gotów uciec.
- Do tego, że będę potrzebował ciebie, by przeprowadzić ten eksperyment.
Nagle drzwi za nim się zatrzasnęły. Wyjątkowo żałował, że nie zabrał ze sobą swojego miecza, ani żadnej innej broni. Teraz był praktycznie bezbronny. Nie mógł, zmienić się w smoka, bo było tu za mało miejsca, a swoim cielskiem mógłby rozwalić pół ulicy, która znajdowała się nad nimi.
- Nie myśl, że tak łatwo pozwolę ci użyć mnie do swoich nienormalnych eksperymentów.
- Coś czułem, że to powiesz! - Młody alchemik westchnął ciężko, ale po chwili na jego twarzy zagościł złowrogi uśmieszek.
Merik nie wiedział z czego on się tak cieszy, ale nie miał czasu o tym myśleć, bo nagle oczy Gastera zaświeciły się krwistą czerwienią , a w jego stronę poleciało kilka kości. Zrobił szybki unik i przeturlał się w stronę maga, który dalej siedział przywiązany do krzesła.
- Uwolnij mnie, to ci pomogę - wycharczał, spoglądając z nadzieją na młodego smoka.
- Wybacz, ale nie pomagam wrogom - mruknął i po raz kolejny zrobił unik przed atakiem kości.
- Merik, przestań uciekać. To nic nie da i tak stąd nie wyjdziesz, a ja dostanę to czego czego chcę. A ty tylko tu wszystko porozwalasz.
- Chociaż tyle mogę zrobić - westchnął i spojrzał na drzwi. Może udałoby mu się jej wyważyć, pomimo tego, że wyglądały na mocne.
Niestety jego plany spełzły na niczym, gdyż Gaster chyba nie chcąc się już bawić w kotka i myszkę, jedną z kości rozwalił lampę, która była jednym źródłem światła w całym pomieszczeniu. Nie wliczał w to duszy maga, która świeciła się nikłym blaskiem, ale na tyle słabym, że tak czy siak nic nie widział.
Czując narastający niepokój, młody smok cofnął się pod ścianę, przybierając pozycję do walki. Wiedział, że prawdopodobnie nie uda mu się nic zdziałać, ale wolał walczyć, niż się poddać.
- Wybacz, ale mówiłem, że ja zawsze dostaje to czego chce -Nagle usłyszał przy uchu głos Gastera i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, poczuł mocne uderzenie w skroń.
Zatoczył się od tego ciosu, po czym upadł na ziemię jak długi, chwytając się ręką za głowę. Ostatnie co zobaczył, to dwa wściekle czerwone, świecące punkty oraz kolejna kość, która uderzyła w jego głowę.
Wybudził go ostry ból w klatce piersiowej. Podniósł się do siadu i złapał się za miejsce gdzie znajdowało się jego serce. Jednak ból nie ustępował. Oddychanie sprawiało mu olbrzymią trudność, a każdy wdech palił niczym żywy ogień. Po czole leciał mu pot, a oczy były szeroko otwarte i wpatrywały się w białą pościel, którą był przykryty.
Mijały minuty, a ból nie ustępował. Wręcz przeciwnie tylko bardziej się nasilał i rozprzestrzeniał się na resztę części ciała. Zaczynało być to coraz bardziej nieznośne.
Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a potem szybkich kroków, które zbliżały się do niego. Po chwili poczuł czyjąś dłoń na plecach oraz zobaczył jak ta sama osoba podaje mu kubek z jakimś dziwnym płynem.
- Wypij to - usłyszał czyjś znajomy głos, ale przez ból nie był w stanie zidentyfikować kto to był.
Jednak bez zastanowienia przyjął kubek i szybko opróżnił jego zawartość, pomimo, że każdy łyk sprawiał wrażenie, jakby połykał garść szkła. Ale o dziwo po chwili poczuł się lepiej, ból stopniowo zaczął zanikać, aż w końcu kompletnie ustał.
Wtedy dopiero odetchnął porządnie i spojrzał na osobę stojącą koło niego. Był to Gaster, co wzbudziło w nim niemałą złość. Co on mu zrobił gdy był nieprzytomny? Czym była ta dziwna substancja którą wypił? Co się stało z magiem? Te i inne pytania zaprzątały mu głowę, gdy wpatrywał się nienawistnym wzrokiem w alchemika, który wydawał się kompletnie tym niewzruszony.
- Co mi zrobiłeś? - spytał między ciężkimi wdechami.
- To o czym ci mówiłem. Wszczepiłem w twoją duszę to co udało mi się wyciągnąć z duszy tamtego maga.
- Co?
Od razu po wypowiedzeniu tych słów wyciągnął przed siebie rękę na której zmaterializowała się jego dusza. Co z tego, że nie powinien jej od tak wyjmować przy Gasterze? Co z tego, że dusza była czymś bardzo intymnym? Miał to teraz gdzieś.
Szczególnie gdy zobaczył co się z nią stało. Niegdyś piękne, krystalicznie białe serce teraz było poprzeplatane wieloma, małymi fioletowymi żyłkami, które swój początek miały na samym środku duszy.
- Po coś to zrobił? - krzyknął, chowając swoją duszę. - Do jasnej cholery, dlaczego grzebałeś przy mojej duszy? - Młody smok gwałtownie wstał i złapał Gastera za frak płaszcza, podnosząc go na kilka centymetrów do góry.
- Dla badań. Chciałem zobaczyć co się stanie gdy wszczepię potworowi to co daję ludziom
moc - głos młodego naukowca nie wyrażał praktycznie nic, jakby to o czym mówił, było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
- No i? Dało to jakiś rezultat? - wrzasnął jeszcze głośniej.
- Oczywiście i to dość... niespotykane. Z resztą sam zobacz - dłonią wskazał na lustro, które znajdowało się kilka metrów od nich.
Wkurwiony Merik, odstawił Gastera na ziemię, po czym szybkim krokiem podszedł do zwierciadła. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Miał wrażenie jakby patrzył na kogoś znajomego, ale nie mógł sobie przypomnieć kim dokładnie był.
Postać przed nim miała bardziej zaostrzone rysy twarzy niż on oraz jej oczy były w kolorze ciemnego piwa. Jednak wszystko inne, budowa ciała, włosy czy nawet kolor skóry zgadzały się z jego poprzednim wyglądem. Niestety, nie był tym kim był wcześniej. Bo oto w tafli lustra odbijał się obraz człowieka.
Zamiast tego jego głowę zaprzątały myśli na temat umowy z Gasterem. Tak bardzo nie chciał dzisiaj iść do tego popierdolonego alchemika. Ale musiał, bo gdyby jego ojciec jakimś cudem dowiedział się, że nie odwdzięczył się za uratowanie życia, to chyba by go zabił albo coś znacznie gorszego. Na samą myśl włosy stawały mu dęba.
Nagle do jego uszu dobiegł głośny dźwięk dzwonów. Wybiło południe, a co za tym idzie czas by udać się do Gastera.
- No, nie! To już? - krzyknął z frustracji w poduszkę - Miałem nadzieję, że jeszcze przez chwilę będę mógł się nad sobą poużalać, to nie! Doprawdy czemu czas nie może raz zwolnić! Choćby ten jeden raz!
Jednak na nic zdały się okrzyki młodego potwora. Czas dalej płynął, a godzina jego spotkania z Gasterem zbliżała się nieubłaganie. W końcu wstał, ciężko wzdychając. Założył na siebie czarny płaszcz oraz buty w tym samym kolorze i wyszedł z domu, zamykając przy tym drzwi na klucz.
Szedł wolnym krokiem w stronę pracowni alchemicznej. Potwory widząc jego wkurzoną i rozgoryczoną minę cofały się na krok, w obawie, że młody smok może im coś zrobić. Jednak Merik nie miał zamiaru sprowadzać na siebie jeszcze większych kłopotów.
W końcu dotarł na miejsce. Przez chwilę stał wpatrując się w drzwi pracowni alchemicznej, ale w końcu odetchnął głęboko i otworzył je, od razu wchodząc do środka.
- Gaster?! Jesteś tu?! - krzyknął, nie chcąc szukać potwora po całej pracowni.
Ale nikt mu nie odpowiedział. Zamiast tego do jego uszu dobiegły czyjeś przytłumione wrzaski. Od razu ruszył w stronę źródła dźwięku, mając dziwne wrażenie, że tam gdzie kogoś katują, tam jest i Gaster.
Nie mylił się. Gdy zszedł do podziemnej kondygnacji pracowni, krzyki stały się bardziej wyraźne, a gdy otworzył drzwi, zza których one dobiegały, ujrzał Gastera. Potwór stał odwrócony do niego plecami, a obok niego siedział przywiązany do krzesła mag, którego wcześniejszego dnia zabrał. Twarz mężczyzny była wykrzywiona w grymasie bólu, a po jego skórze ciekły stróżki potu. Oddychał ciężko, ale przynajmniej przestał krzyczeć.
- Gaster co ty robisz? - spytał Merik, niepewnie spoglądając to na potwora to na maga.
- Och, dobrze że już jesteś - Gaster odwrócił się w jego stronę z uśmiechem - Przyszedłeś akurat we właściwym czasie.
Odwracając się, młody alchemik pokazał to nad czym tak uporczywie pracował. A tym czymś była ludzka dusza. Mieniła się pięknym fioletowym kolorem, jednak co rusz przeplatały ją czarne barwy, jakby cierpiała. Gdy Merik przyjrzał się jej bliżej zauważył niewielkie pęknięcie, na samym jej środku. Natomiast po zerknięciu na Gastera, zauważył, że trzyma on niewielką kolbę, w której pływała fioletowa substancja. Żeby tego było mało, za potworem na stole leżała igła, ubrudzona tym samym płynem.
Merik przełknął głośno ślinę widząc to wszystko. Zacisnął pięści starając nie okazywać jak bardzo dziwnie się czuł w obecnej sytuacji, jak bardzo się bał.
- Gaster, wyjaśnisz mi co ty tu do jasnej cholery odwalasz? - spytał nie spuszczają wzroku z młodego alchemika.
- Prowadzę badania - odparł, wzruszając ramionami - Wiesz, że to dzięki temu - pomachał mu przed oczami kolbą z fioletowym płynem - Ludzka dusza jest w stanie przeżyć po śmierci. To ona daje ludziom moc, dzięki której mogą używać magii.
- No i co w związku z tym?
- Jesteś aż tak ślepy? - prychnął z pogardą w głosie - Pomyśl co by się stało, gdyby wszczepić to potworom. Najprawdopodobniej wtedy nikt nie mógł by nas pokonać. Zyskalibyśmy niewyobrażalną moc.
- Ale nie musi się tak stać! Gaster, wszczepienie tego czegoś potworowi, jest bardzo niebezpieczne! Nie wiadomo co mogłoby się wtedy z nim stać! Mógłby umrzeć!
- Tak to prawda. Dlatego potrzebny jest mi silny potwór by to wypróbować. - Na dźwięk jego głosu oraz słów, Merik cofnął się o krok. Rzadko kiedy się bał, ale Gaster z łatwością wzbudzał w nim te emocje.
- Do czego zmierzasz? - Głos młodego smoka drżał i w każdej chwili był gotów uciec.
- Do tego, że będę potrzebował ciebie, by przeprowadzić ten eksperyment.
Nagle drzwi za nim się zatrzasnęły. Wyjątkowo żałował, że nie zabrał ze sobą swojego miecza, ani żadnej innej broni. Teraz był praktycznie bezbronny. Nie mógł, zmienić się w smoka, bo było tu za mało miejsca, a swoim cielskiem mógłby rozwalić pół ulicy, która znajdowała się nad nimi.
- Nie myśl, że tak łatwo pozwolę ci użyć mnie do swoich nienormalnych eksperymentów.
- Coś czułem, że to powiesz! - Młody alchemik westchnął ciężko, ale po chwili na jego twarzy zagościł złowrogi uśmieszek.
Merik nie wiedział z czego on się tak cieszy, ale nie miał czasu o tym myśleć, bo nagle oczy Gastera zaświeciły się krwistą czerwienią , a w jego stronę poleciało kilka kości. Zrobił szybki unik i przeturlał się w stronę maga, który dalej siedział przywiązany do krzesła.
- Uwolnij mnie, to ci pomogę - wycharczał, spoglądając z nadzieją na młodego smoka.
- Wybacz, ale nie pomagam wrogom - mruknął i po raz kolejny zrobił unik przed atakiem kości.
- Merik, przestań uciekać. To nic nie da i tak stąd nie wyjdziesz, a ja dostanę to czego czego chcę. A ty tylko tu wszystko porozwalasz.
- Chociaż tyle mogę zrobić - westchnął i spojrzał na drzwi. Może udałoby mu się jej wyważyć, pomimo tego, że wyglądały na mocne.
Niestety jego plany spełzły na niczym, gdyż Gaster chyba nie chcąc się już bawić w kotka i myszkę, jedną z kości rozwalił lampę, która była jednym źródłem światła w całym pomieszczeniu. Nie wliczał w to duszy maga, która świeciła się nikłym blaskiem, ale na tyle słabym, że tak czy siak nic nie widział.
Czując narastający niepokój, młody smok cofnął się pod ścianę, przybierając pozycję do walki. Wiedział, że prawdopodobnie nie uda mu się nic zdziałać, ale wolał walczyć, niż się poddać.
- Wybacz, ale mówiłem, że ja zawsze dostaje to czego chce -Nagle usłyszał przy uchu głos Gastera i zanim zdążył jakkolwiek zareagować, poczuł mocne uderzenie w skroń.
Zatoczył się od tego ciosu, po czym upadł na ziemię jak długi, chwytając się ręką za głowę. Ostatnie co zobaczył, to dwa wściekle czerwone, świecące punkty oraz kolejna kość, która uderzyła w jego głowę.
***
Wybudził go ostry ból w klatce piersiowej. Podniósł się do siadu i złapał się za miejsce gdzie znajdowało się jego serce. Jednak ból nie ustępował. Oddychanie sprawiało mu olbrzymią trudność, a każdy wdech palił niczym żywy ogień. Po czole leciał mu pot, a oczy były szeroko otwarte i wpatrywały się w białą pościel, którą był przykryty.
Mijały minuty, a ból nie ustępował. Wręcz przeciwnie tylko bardziej się nasilał i rozprzestrzeniał się na resztę części ciała. Zaczynało być to coraz bardziej nieznośne.
Nagle usłyszał dźwięk otwieranych drzwi, a potem szybkich kroków, które zbliżały się do niego. Po chwili poczuł czyjąś dłoń na plecach oraz zobaczył jak ta sama osoba podaje mu kubek z jakimś dziwnym płynem.
- Wypij to - usłyszał czyjś znajomy głos, ale przez ból nie był w stanie zidentyfikować kto to był.
Jednak bez zastanowienia przyjął kubek i szybko opróżnił jego zawartość, pomimo, że każdy łyk sprawiał wrażenie, jakby połykał garść szkła. Ale o dziwo po chwili poczuł się lepiej, ból stopniowo zaczął zanikać, aż w końcu kompletnie ustał.
Wtedy dopiero odetchnął porządnie i spojrzał na osobę stojącą koło niego. Był to Gaster, co wzbudziło w nim niemałą złość. Co on mu zrobił gdy był nieprzytomny? Czym była ta dziwna substancja którą wypił? Co się stało z magiem? Te i inne pytania zaprzątały mu głowę, gdy wpatrywał się nienawistnym wzrokiem w alchemika, który wydawał się kompletnie tym niewzruszony.
- Co mi zrobiłeś? - spytał między ciężkimi wdechami.
- To o czym ci mówiłem. Wszczepiłem w twoją duszę to co udało mi się wyciągnąć z duszy tamtego maga.
- Co?
Od razu po wypowiedzeniu tych słów wyciągnął przed siebie rękę na której zmaterializowała się jego dusza. Co z tego, że nie powinien jej od tak wyjmować przy Gasterze? Co z tego, że dusza była czymś bardzo intymnym? Miał to teraz gdzieś.
Szczególnie gdy zobaczył co się z nią stało. Niegdyś piękne, krystalicznie białe serce teraz było poprzeplatane wieloma, małymi fioletowymi żyłkami, które swój początek miały na samym środku duszy.
- Po coś to zrobił? - krzyknął, chowając swoją duszę. - Do jasnej cholery, dlaczego grzebałeś przy mojej duszy? - Młody smok gwałtownie wstał i złapał Gastera za frak płaszcza, podnosząc go na kilka centymetrów do góry.
- Dla badań. Chciałem zobaczyć co się stanie gdy wszczepię potworowi to co daję ludziom
moc - głos młodego naukowca nie wyrażał praktycznie nic, jakby to o czym mówił, było najbardziej oczywistą rzeczą na świecie.
- No i? Dało to jakiś rezultat? - wrzasnął jeszcze głośniej.
- Oczywiście i to dość... niespotykane. Z resztą sam zobacz - dłonią wskazał na lustro, które znajdowało się kilka metrów od nich.
Wkurwiony Merik, odstawił Gastera na ziemię, po czym szybkim krokiem podszedł do zwierciadła. Nie mógł uwierzyć w to co widział. Miał wrażenie jakby patrzył na kogoś znajomego, ale nie mógł sobie przypomnieć kim dokładnie był.
Postać przed nim miała bardziej zaostrzone rysy twarzy niż on oraz jej oczy były w kolorze ciemnego piwa. Jednak wszystko inne, budowa ciała, włosy czy nawet kolor skóry zgadzały się z jego poprzednim wyglądem. Niestety, nie był tym kim był wcześniej. Bo oto w tafli lustra odbijał się obraz człowieka.
0 komentarze:
Prześlij komentarz