Notka od autora: Jest to opowieść sans x reader. Wcielasz się w osiemnastoletnią, przy-gotującą się do matury licealistkę plastyka. Mimo swojej z zewnątrz ciepłej i kochanej osobowości, tak na prawdę jesteś osobą z niską samooceną oraz mocno niestabilną psychicznie . Zawsze przyklejasz sobie łatki silnej, niezależnej i bardzo zdystansowanej do samej siebie, śmiejesz się z każdej obelgi gdzie bardzo, bardzo głęboko wszystko przeżywasz. Ubierasz się tylko i wyłącznie na czarno i nosisz sporo kolczyków. Czyli w skrócie babcie na ulicy często odmawiają zdrowaśki jak cię widzą. Jesteś bardzo sceptyczna więc nie małe było twoje zdziwienie gdy na ulicę twojego miasta zawitały potwory. Jednak żyłaś sobie dalej mając to w sumie gdzieś, jak większość rzeczy otaczających cię. Jednak co się stanie gdy w środku nocy zawita do ciebie mały, pokiereszowany i nieprzytomny szkielecik? Który za wszelką cenę będzie próbował zmienić twój pogląd na świat?
Autor: strzzalka12
Spis treści:
...
Pierwsze promyki słońca leniwie przedzierały się przez frędzelkowe zasłony, idealnie omijając twoje łóżko oraz nie wkurwiając cię przez topienie ci twarzy. Nie długo nacieszyłaś się tym chwilowym zwycięstwem nad zjawiskiem atmosferycznym, twój budzik dał o sobie głośno znać przypominając ci o bólu twojego istnienia. Powlokłaś się powoli z łózka niezdarnie go wyłączając. Zostałaś jeszcze chwilę w pozycji siedzącej, masując się po skroniach i rozmyślając nad tym jak długo byś się spóźniła jak byś jeszcze trochę pospała. Omiotłaś szybkim wzrokiem swój pokój, bałagan jak zwykle. Na krześle przy biurko leży cała sterta ubrań do prania, samo biurko było całe oblężone przez brudne naczynia, jeszcze na środku pokoju śpi twój pies nie zwracając specjalnie na ciebie uwagi. Ale najczęstszą rzeczą spotykaną w twoim pokoju były porozwalane wszędzie skarpety. No tak... typowa leniwa ty... pomyślałaś. Po chwili kontemplowania co zrobić ze swoją leniwą osobą, stwierdziłaś że jednak stoczysz swoje szanowne cielsko z łózka i zaczniesz szykować się do szkoły. Więc wstałaś i doczłapałaś się do łazienki w drodze patrząc się z zazdrością na pokój twojej mamy że może jeszcze spać. Wchodząc do łazienki zdałaś sobie sprawę że przydałoby się dzisiaj zacząć już pakować, w końcu za dwa dni wyprowadzasz się na własne śmieci. Masz w zwyczaju zostawiać sobie wszystko na ostatnią chwilę, taka już jesteś. Postanowiłaś dzisiaj po szkole się tym zająć, o ile powstały już potworzy fandom o nazwie "undertale" ci pozwoli. Spędzasz nad nim większość swojego życia czytając różne komiksy i fanfiki. Twoim ulubieńcem był słodziutki szkielecik Sans, który przez pojedyncze pojawienie się w jednym z odcinków show Mettatona zdobył od razu bardzo duże rzesze fanów. Jednym z nich byłaś ty, twój cały pokój oblepiały rysunki i plakaty z owym szkieletem. Czyli w skrócie Sans jest w twoim życiu wszędzie oprócz jego osoby. Kochałaś go na prawdę bardzo mocno i nie przeszkadzała ci świadomość że pewnie nigdy się nie spotkacie. Z tego co wiesz, szkielet nie jest zbyt zainteresowany sławą i całe dnie siedzi to w domu to u Grillbyz do którego po wyjściu potworów na powierzchnie, trudno się tam dostać będąc człowiekiem. Ale jego brat Papyrus, w przeciwieństwie do niego czerpie ze sławy ile się da. Jego też uwielbiasz, jednak tym który ma u ciebie łatkę o treści "ujeździj mnie seksiaku" jest właśnie Sans. Gdybyś bardzo chciała to pewnie dałabyś radę jakoś go spotkać, albo przynajmniej zobaczyć. Ale śmiałość nie jest twoją mocną stroną, jest dobrze tak jak jest, nie musi się nic zmieniać. Tak właśnie myślałaś.
Wychodziłaś właśnie ze szkoły żegnając się z przyjaciółmi. Skierowałaś się w stronę przystanku jednocześnie zerkając czasem za siebie czy aby pasujący ci autobus nie postanowi ci uciec. Gdy dotarłaś już na przystanek spojrzałaś na świecącą tabliczkę informującą o odjazdach i przyjazdach autobusów. Pasujący ci pojazd przyjedzie za dwie minuty. Idealnie miałaś tylko nadzieję że będą miejsca siedzące. Nie lubiłaś stać w autobusach, jeszcze w pustych to jak cię mogę ale jak wokół jest pełno ludzi i każdy cię dotyka to jesteś bliska zemdlenia. Nienawidzisz jak ktoś obcy cię dotyka. Tak samo było jak ktoś obok ciebie siadał. Miałaś takie przekonanie że nawet jak byś była umierająca to wolałabyś już umrzeć niż usiąść obok kogoś. Na horyzoncie pojawił się właśnie twój środek transportu mający zawieźć cię do domu. Spojrzałaś przez szyby, prawie nikogo nie ma, super. Dzisiaj jakoś wszystko ci idzie po twojej myśli, aż dziwne. Wzdychnęłaś wchodząc do autobusu i zajmując miejsce na samym końcu przy oknie. Uwielbiałaś to miejsce, jak było wolne zawsze tam siadałaś. Spojrzałaś okno wkładając słuchawki do uszu nadal rozmyślając nad niezwykłością tego dnia. Nie mogłaś odpędzić od siebie wrażenia że mimo tego że ten dzień był taki dziwnie spokojny to jeszcze coś się wydarzy. Nie miałaś pojęcia co, alko kobieca intuicja nie dawała ci spokoju. Zdałaś sobie sprawę już jak tylko przejechałaś ze trzy przystanki, to autobus cały się już zapełnił. Ciągle nie mogłaś się jeszcze przyzwyczaić do tego że widzisz wszędzie nie tylko ludzi ale i potwory. Do czasu pojawienia się ich, nie wierzyłaś w nie, ani w żadna magię czy cokolwiek co sprawiłoby że ten świat jest choć odrobinę mniej nudny. Lecz jedno pozostało, nadal jesteś zagorzałą ateistką. Nie wierzysz w nic co głosi kościół o jakimś tam bogu, zbawieniu czy huj wi czym. Nadal uważasz że tym co kieruje tym światem jest tylko ból i chciwość a cała miłość i współczucie to tylko efekty uboczne poczucia winy. Mimo że poznałaś na swojej drodze wiele kochanych i cudownych osób to nadal zostajesz w przekonaniu że świat nigdy nie będzie lepszy. To całe zbawienie i miłość kogo nikt nigdy nie widział to tylko wazelina na to całe dildo zjebania by móc łatwiej wcisnąć ją w dupę ludzkości. Od przemyśleń oderwała się czyjaś bardzo ciepła ręka lekko dotykająca twojego ramienia. Wyjęłaś słuchawki i spojrzałaś na jej właściciela. Był to potwór, chyba jeden z tych ognistych. Jego całe ciało pokrywały płomienie. Zastanawiało cię jak to możliwe że nie spala wszystkiego wokół.
-Przepraszam. -Odezwał się owy potwór.- Czy bardzo będzie ci przeszkadzać jak obok ciebie usiądę? Nie ma już miejsc a mam dość ciężką teczkę.
Mimowolnie się uśmiechnęłaś, twój cały lęk do obcych momentalnie znikną, biło od niego takie przyjazne ciepło.
-Jasne, nie ma problemu.
-Dzięki- Również się uśmiechną do wywnioskowałaś po cienkiej linii na jego twarzy przypominającej usta.
Mężczyzna usiadł obok ciebie kładąc sporą, czarną teczkę w nogach. Nie mogłaś przestać myśleć o tym że skądś go kojarzysz, nieświadomie spojrzałaś się na niego. Ten zauważył to i uśmiechną się przyjacielsko. Spaliłaś tylko buraka wracając wzrok do okna. Pomyślałaś chwilkę gdy nagle cię oświeciło.
-Grillby! -Krzyknęłaś nagle zrywając się na równe nogi, dopiero po chwili zdałaś sobie sprawę że powiedziałaś to głośno. Usiadłaś znowu chcąc zapaść się pod ziemię.
-Ale... ale skąd znasz moje imię?- Zainteresował się potwór patrząc się na ciebie podejrzliwie.
-J... jaa ...ten... em...- Jąkałaś się cała w rumieńcach. -Boo... czy ty... czy ty znasz może Sansa?
-Och, znam. Chodzi często do mojego baru, przyjaźnicie się?
-Ja... nie, on nawet nie wie o moim istnieniu ... po prostu go uwielbiam... jestem jedną z jego fanek...
-Och... jak byś podała mi swój numer telefonu to mógłbym cię z nim poznać.
-CO?! NA PRAWDĘ?! Znaczy się... ja... ten... no... nie wiem czy moja skromna osoba zasługuje na spotkanie kogoś takiego jak on...
-Wiesz co? Ja bym prędzej myślał właśnie zupełnie odwrotnie. -Zaśmiał się Grillby.
-Och... ja... bardzo chętnie, dziękuję.
-Nie ma sprawy.- Odpowiedział potwór wyjmując telefon. Gdy już wymienili się numerami zdałaś sobie sprawę że już za chwilkę będziesz musiała wysiadać. Potwór zrozumiał aluzję i przepuszczając się puścił ci oczko.
-Nie martw się, postaram się was zapoznać tak żeby ta leniwa kupa kości nic się nie domyśliła. Mieszkasz tutaj?
-Tak...
-Dobrze, myślę że mam już plan.
-Dziękuję, ja... nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć...
-Nie musisz, po prostu weź to. -Mężczyzna wręczył ci małą karteczkę, lecz nim zapytałaś co to drzwi otworzyły się na twoim przystanku i musiałaś już wysiadać. Pomachałaś potworowi, ten zrobił to samo i opuściłaś pojazd. Patrzyłaś się jeszcze chwilę na odjeżdżający autobus. Miałaś ochotę zacząć piszczeć ze szczęścia ale stwierdziłaś że zrobisz to w domu. Ocknęłaś się i spojrzałaś na papierek podany ci przez Grillby'ego. Straciłaś dech w piersi jak przeczytałaś "Przepustka do baru Grillby's".
Kończyłaś właśnie pakować rzeczy z biurka do swojej wielkiej walizki. Mimo ża przeprowadzasz się w sumie na osiedle niedaleko to chcesz się zupełnie usamodzielnić. Pakowanie idzie ci dobrze, zwłaszcza że mama z twoim ojczymem pojechali na imprezę i nie będzie ich przez cały weekend. Co było ci bardzo na rękę bo przynajmniej masz spokój. Pakowałaś właśnie ostatnie książki z ostatniej półki, gdy nagle usłyszałaś jakiś dziwny huk w przedpokoju. Wstałaś zirytowana, przekonana że to twój pies coś zrzucił. Lecz zaniepokoiłaś się zauważyłaś że był obok ciebie i sam przestraszył się huku. Wstałaś bardzo ostrożnie łapiąc pierwsze co miałaś pod ręką, nieświadomie złapałaś packę na muchy i ruszyłaś w stronę przedpokoju.
Z wrażenia opuściłaś packę na podłogę, nie mogłaś uwierzyć w to co widzisz. Na twojej podłodze w twoim domu leżał sam we właśnie sam we własne osobie nieprzytomny i nieco poobijany Sans.
Wychodziłaś właśnie ze szkoły żegnając się z przyjaciółmi. Skierowałaś się w stronę przystanku jednocześnie zerkając czasem za siebie czy aby pasujący ci autobus nie postanowi ci uciec. Gdy dotarłaś już na przystanek spojrzałaś na świecącą tabliczkę informującą o odjazdach i przyjazdach autobusów. Pasujący ci pojazd przyjedzie za dwie minuty. Idealnie miałaś tylko nadzieję że będą miejsca siedzące. Nie lubiłaś stać w autobusach, jeszcze w pustych to jak cię mogę ale jak wokół jest pełno ludzi i każdy cię dotyka to jesteś bliska zemdlenia. Nienawidzisz jak ktoś obcy cię dotyka. Tak samo było jak ktoś obok ciebie siadał. Miałaś takie przekonanie że nawet jak byś była umierająca to wolałabyś już umrzeć niż usiąść obok kogoś. Na horyzoncie pojawił się właśnie twój środek transportu mający zawieźć cię do domu. Spojrzałaś przez szyby, prawie nikogo nie ma, super. Dzisiaj jakoś wszystko ci idzie po twojej myśli, aż dziwne. Wzdychnęłaś wchodząc do autobusu i zajmując miejsce na samym końcu przy oknie. Uwielbiałaś to miejsce, jak było wolne zawsze tam siadałaś. Spojrzałaś okno wkładając słuchawki do uszu nadal rozmyślając nad niezwykłością tego dnia. Nie mogłaś odpędzić od siebie wrażenia że mimo tego że ten dzień był taki dziwnie spokojny to jeszcze coś się wydarzy. Nie miałaś pojęcia co, alko kobieca intuicja nie dawała ci spokoju. Zdałaś sobie sprawę już jak tylko przejechałaś ze trzy przystanki, to autobus cały się już zapełnił. Ciągle nie mogłaś się jeszcze przyzwyczaić do tego że widzisz wszędzie nie tylko ludzi ale i potwory. Do czasu pojawienia się ich, nie wierzyłaś w nie, ani w żadna magię czy cokolwiek co sprawiłoby że ten świat jest choć odrobinę mniej nudny. Lecz jedno pozostało, nadal jesteś zagorzałą ateistką. Nie wierzysz w nic co głosi kościół o jakimś tam bogu, zbawieniu czy huj wi czym. Nadal uważasz że tym co kieruje tym światem jest tylko ból i chciwość a cała miłość i współczucie to tylko efekty uboczne poczucia winy. Mimo że poznałaś na swojej drodze wiele kochanych i cudownych osób to nadal zostajesz w przekonaniu że świat nigdy nie będzie lepszy. To całe zbawienie i miłość kogo nikt nigdy nie widział to tylko wazelina na to całe dildo zjebania by móc łatwiej wcisnąć ją w dupę ludzkości. Od przemyśleń oderwała się czyjaś bardzo ciepła ręka lekko dotykająca twojego ramienia. Wyjęłaś słuchawki i spojrzałaś na jej właściciela. Był to potwór, chyba jeden z tych ognistych. Jego całe ciało pokrywały płomienie. Zastanawiało cię jak to możliwe że nie spala wszystkiego wokół.
-Przepraszam. -Odezwał się owy potwór.- Czy bardzo będzie ci przeszkadzać jak obok ciebie usiądę? Nie ma już miejsc a mam dość ciężką teczkę.
Mimowolnie się uśmiechnęłaś, twój cały lęk do obcych momentalnie znikną, biło od niego takie przyjazne ciepło.
-Jasne, nie ma problemu.
-Dzięki- Również się uśmiechną do wywnioskowałaś po cienkiej linii na jego twarzy przypominającej usta.
Mężczyzna usiadł obok ciebie kładąc sporą, czarną teczkę w nogach. Nie mogłaś przestać myśleć o tym że skądś go kojarzysz, nieświadomie spojrzałaś się na niego. Ten zauważył to i uśmiechną się przyjacielsko. Spaliłaś tylko buraka wracając wzrok do okna. Pomyślałaś chwilkę gdy nagle cię oświeciło.
-Grillby! -Krzyknęłaś nagle zrywając się na równe nogi, dopiero po chwili zdałaś sobie sprawę że powiedziałaś to głośno. Usiadłaś znowu chcąc zapaść się pod ziemię.
-Ale... ale skąd znasz moje imię?- Zainteresował się potwór patrząc się na ciebie podejrzliwie.
-J... jaa ...ten... em...- Jąkałaś się cała w rumieńcach. -Boo... czy ty... czy ty znasz może Sansa?
-Och, znam. Chodzi często do mojego baru, przyjaźnicie się?
-Ja... nie, on nawet nie wie o moim istnieniu ... po prostu go uwielbiam... jestem jedną z jego fanek...
-Och... jak byś podała mi swój numer telefonu to mógłbym cię z nim poznać.
-CO?! NA PRAWDĘ?! Znaczy się... ja... ten... no... nie wiem czy moja skromna osoba zasługuje na spotkanie kogoś takiego jak on...
-Wiesz co? Ja bym prędzej myślał właśnie zupełnie odwrotnie. -Zaśmiał się Grillby.
-Och... ja... bardzo chętnie, dziękuję.
-Nie ma sprawy.- Odpowiedział potwór wyjmując telefon. Gdy już wymienili się numerami zdałaś sobie sprawę że już za chwilkę będziesz musiała wysiadać. Potwór zrozumiał aluzję i przepuszczając się puścił ci oczko.
-Nie martw się, postaram się was zapoznać tak żeby ta leniwa kupa kości nic się nie domyśliła. Mieszkasz tutaj?
-Tak...
-Dobrze, myślę że mam już plan.
-Dziękuję, ja... nie wiem jak mam ci się odwdzięczyć...
-Nie musisz, po prostu weź to. -Mężczyzna wręczył ci małą karteczkę, lecz nim zapytałaś co to drzwi otworzyły się na twoim przystanku i musiałaś już wysiadać. Pomachałaś potworowi, ten zrobił to samo i opuściłaś pojazd. Patrzyłaś się jeszcze chwilę na odjeżdżający autobus. Miałaś ochotę zacząć piszczeć ze szczęścia ale stwierdziłaś że zrobisz to w domu. Ocknęłaś się i spojrzałaś na papierek podany ci przez Grillby'ego. Straciłaś dech w piersi jak przeczytałaś "Przepustka do baru Grillby's".
Kończyłaś właśnie pakować rzeczy z biurka do swojej wielkiej walizki. Mimo ża przeprowadzasz się w sumie na osiedle niedaleko to chcesz się zupełnie usamodzielnić. Pakowanie idzie ci dobrze, zwłaszcza że mama z twoim ojczymem pojechali na imprezę i nie będzie ich przez cały weekend. Co było ci bardzo na rękę bo przynajmniej masz spokój. Pakowałaś właśnie ostatnie książki z ostatniej półki, gdy nagle usłyszałaś jakiś dziwny huk w przedpokoju. Wstałaś zirytowana, przekonana że to twój pies coś zrzucił. Lecz zaniepokoiłaś się zauważyłaś że był obok ciebie i sam przestraszył się huku. Wstałaś bardzo ostrożnie łapiąc pierwsze co miałaś pod ręką, nieświadomie złapałaś packę na muchy i ruszyłaś w stronę przedpokoju.
Z wrażenia opuściłaś packę na podłogę, nie mogłaś uwierzyć w to co widzisz. Na twojej podłodze w twoim domu leżał sam we właśnie sam we własne osobie nieprzytomny i nieco poobijany Sans.
Kto pobił sansa?! wypierdol mu! Kto za ?
OdpowiedzUsuńIdę z tobą siostro!
UsuńJa też! Chodżmy go pomścić.......
Usuńeeeee....
tylko gdzie?
;-;
OdpowiedzUsuńA będzie jakieś dokończenie tej historii?
OdpowiedzUsuńKofam to całym swoim seruszkiem!!!! Co się z nim stało?!
OdpowiedzUsuńO rany, charakter tej dziewczyny jest prawie taki sam jak mój xD kiedyś w pociągu już myślałam, że zemdleje ale nie-e nie usiądę obok kogoś xdd
OdpowiedzUsuńA to One-Shot czy pędzie kontynuacja?
OdpowiedzUsuńBonieważ to jest zaje*iste!
*Ponieważ
UsuńWłaśnie nad nią pracuję ^^ ~strzzalka12
UsuńJEEEEJ!!!
UsuńDZIEKI, DZIEKI, DZIEKI, DZIEKI, DZIEEEEEEKI!!!!
UsuńPacka na muchy- serio? Przecież wszyscy wiedzą, że najlepszą bronią jest widelec XD.
OdpowiedzUsuńPatelnia jest jeszcze bardziej mordercza xD
UsuńNo co wy! Wykałaczka najlepsza, każdy to wie xD
UsuńNajlepszą bronią jest samo powietrze!
UsuńTo jest najgorsza broń ze wszystkich! XD
Grillby, wszyscy wiedzą, co było za garażami...
OdpowiedzUsuń