//Nabór na okładki zostanie przyjęty po piątym rozdziale opowiadania!//
Notka od autora: Apoptoza - z greckiego oznacza "opadanie liści". rozumiana jako zaprogramowana śmierć komórki w zdrowym organizmie.
Autor: Yumi Mizuno
Spis treści
Supernowa (tu jesteś)
...
...
Supernowa była bardzo specyficznym dzieckiem. Wiedziałaś o tym już od jej pieluch. Zacznijmy od tego, że spała .. bardzo.. baaardzo długo. Zarówno Ty jak i Sans właściwie nie wiecie co to znaczy mieć zarwaną noc przez płaczące dziecko. Jadła i spała całymi czasami, a kiedy trzeba było ją przewinąć, tylko kręciła się i pociągała nosem. Choć cieszyłaś się, że jest taka spokojna, gdzieś tam w podświadomości myślałaś, że może być „aż za”. Ale .. jadła, rosła, więc co mogło by być z nią złego. Prawda?
-hej kochanie – Uniosłaś głowę znad książki, osunęłaś nieco niżej okulary, aby lepiej widzieć swojego kościstego męża. – popatrz – złapał za zamek suwaka i przesunął go na dół, odsłaniając waszą córkę uczepioną jego żeber – koala! – i zaśmiał się. Ty otworzyłaś szeroko oczy i również zalałaś się śmiechem.
-SANS CZY ZNOWU OPOWIADASZ JAKIEŚ SUCHARY?! – Papyrus wychylił głowę z kuchni. Sans odwrócił się w jego stronę. Wasze dziecko trzymało się mocno i nie puszczało, ba, nie była przerażona, drzemała wczepiona w żebra ojca.
-koala! - Tego śmiechu Papyrusa nigdy chyba nie zapomnisz do końca życia.
Wróciłaś z pracy. Byłaś zmęczona. Okres świąteczny zawsze był męczący, zwłaszcza kiedy łączył się w parze z indywidualną oceną pracowniczą. Udało Ci się przejść na zadowalającej ocenie. Ufff o więcej ci nie chodziło. Ściągnęłaś gruby kożuch ze zmęczonych ramion, wyciągnęłaś nogę z buta. Miałaś mokre rajstopy. Gdzieś w drodze wpadł Ci kawałek śniegu…. Kanapa. Kanapa. Nic więcej. O i może herbata.
-ZZZHHHHZZZAAA – zmarszczyłaś brwi. Coś jak… zepsuty komputer? – ZZZZHHHZZZZZZZZ PIK – Nawet nie poszłaś w stronę wymarzonej kanapy. Swoje kroki powoli skierowałaś w stronę dziwnego dźwięku. Sans siedział z Supernową w jej pokoju. Patrzył na nią jak oczarowany, zwyczajne dziecięce gaworzenie przerywał … ten dźwięk… jakby urządzenia które odmówiło współpracy, albo… w każdym razie wydobywało się z gardła Twojego dziecka.
-Sans! – krzyknęłaś przerażona
-ciii ciiii – machnął na Ciebie ręką nawet nie odwracając głowy – posłuchaj. Mała znowu gaworzyła jak normalne dziecko, a zaraz potem unosząc zabawkę Ufo do góry znowu wydała z siebie ten dziwny dźwięk. – słyszysz? – wyszczerzył się jeszcze bardziej
-Sans! – podeszłaś do nich i klęknęłaś przed córką – Połknęła jakąś maszynę? Musimy ją zabrać do lekarza!
-co? – wyglądał na oburzonego – niczego nie połknęła – Mała popatrzyła na Ciebie i wyciągnęła ręce w Twoją stronę, szybko wzięłaś ją w ramiona. Temperatura jak trzeba, pachniała talkiem dla niemowląt. Śmiała się wyraźnie zadowolona, że Cię widzi i wtedy znowu ten dźwięk. – oho, znowu – zaśmiał się
-Co to…
-wingdings
-Co?
-wingdings – powtórzył przenosząc na Ciebie wzrok. – język jakim porozumiewałem się z moim bratem kiedy też byłem dzieckiem
-… Co?
-no tak – skrzyżował ręce na piersi
-Więc to co ona mówi, to są … słowa? – przytaknął z dumą – Skąd ona to zna? – wzruszył ramionami – Więc co mówi?
-cóż… trzykropek
-Hę?
-no… uh… mówi… trzykropek.
-W sensie mówi „trzykropek” czy …
-tak jakby stawiała … trzykropek? – Znowu ten dźwięk. Zmarszczyłaś brwi i popatrzyłaś na dziecko wyraźnie nie rozumiejąc – słuchaj, powiem jak alphys – chrząknął i otworzył oczy, wyraźnie starał się imitować głosem swoją przyjaciółkę – g-gdybyśmy byli w a-anime nad jej głową po-pojawiłby się trzykropek!
-Teraz to ja mam trzykropek nad głową.
…
ZZZHAAAAZZZZA
-ALE DLACZEGO TRZYKROPEK?! – uniosłaś dziewczynkę patrząc na nią coraz bardziej skołowana. Sans wzruszył znowu ramionami. ZZZAAAZZZZZZHHHH – Nasze dziecko brzmi jak …
-… niedziałające połączenie internetowe – zaśmiał się cicho – zabawnie nie?
-Co? Nie! Znaczy się, to jest zabawne, ale… - sama się zaśmiałaś - … Ty tak umiesz robić?
-umiem powiedzieć w tym języku coś więcej niż trzykropek. posługiwałem się nim z bratem kiedy nie chcieliśmy, aby ktoś nas zrozumiał
-To powiedz coś – Sans otworzył usta. Widziałaś jego kły i język, ale z środka wydobył się… taki sam dźwięk. Właściwie podobny. Supernowa popatrzyła zaciekawiona na ojca i przechyliła głowę na bok. Otworzyła usteczka i również zaczęła wydawać te dźwięki. Dla Ciebie nie różniły się niczym od siebie. – Co jej powiedziałeś?
-powiedziałem, że was kocham
-….Zrozumiała Cię?
-odpowiedziała trzykropkiem.
-…
-właśnie tak jak ty teraz! myślę, że ma to po tobie
-…
ZZZZZGHHHAAA. Nie pozostając dłużnym. Potwór również otworzył usta i zaczął wydawać ten dźwięk. Pokręciłaś głową z niedowierzaniem, nie będziesz tak siedziała.
-UUGGGAAAAMMMAAAAM – starałaś się imitować ten dźwięk. Dziecko spojrzało na Ciebie wyraźnie zmartwione, Sans również wyglądał na zbitego z pantałyku, więc powtórzyłaś – GGAAAMMMAAZZZ – Supernowa przyglądała Ci się uważniej – Patrz! Chyba minie rozumie.
-neh, raczej się niepokoi
-A co, powiedziałam coś złego?
-nie powiedziałaś nic, brzmisz tylko jak jakaś małpiatka w imadle
ZZZGGGAAAZZZ
-dokładnie nova, dokładnie.
Supernowa rosła jak na drożdżach. Mimo to była jak każde dziecko. Ludzie dziecko, znaczy się. Ciekawa otaczającego ją świata. Biegająca po lesie z Papyrusem, grająca w gry z Friskiem, uciekająca przed obowiązkami do pracowni ojca, a kiedy chciałaś ją zagonić do zmycia naczyń czy porządków… Uh, masz wrażenie, że Sans wraz z nią chowali się w najmniej oczywistym miejscu. Aż do podstawówki była córeczką tatusia. Próbowała się jeszcze wspiąć na jego żebra, ale była oczywiście już zbyt ciężka, a kiedy jedna jej taka próba skończyła się pobytem tatusia w szpitalu, przestała całkowicie. Dobrze, że kości szkieletom odrastają.
W podstawówce nie sprawiała większych problemów. Była dobra z zadań wymagających użycia siły fizycznej. Z prac artystycznych… dawała z siebie wszystko i przy tym opisie należy najlepiej pozostać. Lubiła je robić! A jakże. Dumna z każdej swojej wycinanki, wyklejanki, obrazka. Pewnego dnia, chciała pokazać swój nowo odkryty (jej zdaniem) talent artystyczny i namalować wielki portret rodzinny (wliczając w to całą rodzinę królewską, Undyne, Alphys i innych) … na ścianie w swoim pokoju. Sansowi prawie szczęka wypadła. Nova, była z siebie jednak dumna. Ale, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, prawda? Jej malunek zmotywował was wszystkich do pomalowania porządnie jej pokoju. Właściwie, Sans z Papyrusem i Mettatonem to zrobili, kiedy wy we dwie wybrałyście się na dwutygodniowe zasłużone wakacje w góry. Nowy pokój małej, był… nie z tej ziemi. Dosłownie. Nocne niebo, jakieś mgławice, gwiazdy na suficie.
Można pomyśleć, życie idealne. Prawda? Cóż, prawie. Było o ulubionych przedmiotach, prawda? Jej problemy z Sansem zaczęły się wraz z wejściem… matematyki i innych przedmiotów ścisłych. Z piątek w pierwszych klasach, zaczęły robić się czwórki, aż w końcu…
-zagrożona?! – Sans siedział w fotelu, kiedy Nova, będąc już teraz nastolatką ze wstydem podawała mu wyniki semestralne – z matematyki?! ale kiedy przerabialiśmy materiał razem mówiłaś, że wszystko rozumiesz!
-U..um… - nerwowo ściskała szóstego palca – Tak tato, ale…
-dość tego! to musi być jakiś błąd już ja pogadam z twoją nauczycielką i …
-Nie, tato! Nie… nie trzeba – westchnęła
-trzeba, nie będzie jakaś nauczycielka robić z mojego dziecka debila!
-Co się stało? – wyszłaś z kuchni wycierając ręce w ścierkę. Sans podał Ci wyniki córki. Spojrzałaś na nie – No, ładnie, brawo, jestem z Ciebie dumna – powiedziałaś ze szczerym uśmiechem
-dumna? dumna?! ona jest zagrożona z matematyki!
-No i? Też byłam. Da się poprawić. Albo załatwi się jej korepetytora…
-co… co?! – otworzył szerzej oczy, patrząc na Ciebie jakbyś właśnie powiedziała, że zabijesz go, albo co gorsza Papyrusa – tylko debile nie rozumieją matematyki! ona powinna mieć z tego piątki przynajmniej!
-Co?.... Czyli, że jestem debilem? – warknęłaś – Czy ty, panie mądralo, jestem taki hej do przodu i chuja mam w dupie, myślisz, że każdy musi kochać matematykę?!
-matematyka to podstawa, mamuśko od siedmiu boleści!
Nawet nie wiecie, kiedy wasza córka uciekła do swojego pokoju. Byliście za bardzo zajęci kłótnią.
Oczywiście, pogodziliście się wszyscy, Sans za to, że naciskał, Ty że za bardzo pojechałaś mu po ambicji, a Supernowa, za niską ocenę. Dla dobra wszystkich temat matematyki nie był już poruszany przy potworze. Liczyło się to, abyś zdawała.
A moce? Oczywiście. Co prawda, ciało odziedziczyła po Tobie, ludzkie, krew, kości, skóra i te sprawy. To jej oczy, w nich widać było, że nie jest człowiekiem. Czarne białka, zimno-niebieskie tęczówki, które zmieniały kolor w zależności od jej emocji. Gdy była smutna, robiły się białe, gdy się złościła, robiły się czerwone, zaś gdy się bała były żółte. Co prawda, nie umiała przywoływać kości jak Sans czy Papyrus, teleportować się jak ojciec, ale telekineza nie była jej obca. Wykorzystywała ją bardzo często na niewielkich przedmiotach, co prawda nigdy nie zmieniała pola ciężenia przedmiotu, czy też innej osoby. Nigdy nie próbowała po prostu. Ale poranna higiena bez lewitującej suszarki, czy malowanie paznokci bez unoszącego się pędzelka – nie, to nie wchodziło nawet w grę. Blaster, cóż, umiała przyzwać. Jednego, małego wielkości zaciśniętej pięści, który niczym nie strzelał i nie potrafił zbyt wysoko latać. Pewnie jakaś pozostałość po tej mocy, ale zawsze jakiś. Traktowała go… Albo raczej ją, bo uparcie twierdziła, że jej Blaster jest „nią” jak zwierzątko. Doczepiała czasem różowe kokardki, czasem malowała po niej. Zaręczała tez, że Venus, bo tak ją nazwała, ciągle przy niej jest nawet jak jej nie widać.
-Ale ja nie uuuumiem – tupnęła nogą.
-jesteś już duża, wiem, że ci się uda! – Był wieczór, Sans kilka dni temu wrócił z jednego z wyjazdów naukowych, gdzie po pijaku przypomniał sobie, że jego córka nie potrafi jeszcze jednego, a mianowicie – teleportacji. Pochwycił się tej myśli tak bardzo, że nie opuściła go nawet gdy odzyskał trzeźwość i wrócił do was. Nova stała w swojej dwuczęściowej piżamie w jednorożce przed wami. Ty z kubkiem herbaty w ręku i z nogami położonymi na kolanach Sansa, który siedział w samych spodenkach prezentując żebra. Wyłączył nawet telewizor, aby patrzeć na swoją córeczkę.
-Ale ja nie wiem jak to się robi – bąknęła marszcząc nos
-przede wszystkim musisz dobrze znać miejsce gdzie chcesz się przenieść – zaczął mówić swoim naukowym tonem pana profesora Sansa – to nie tak, że hej, byłem raz w disneylendzie, to mogę się tam przenieść kiedy chcę!
-A byłeś? – zapytałaś unosząc brwi
-A przeniesiesz nas? – w oczach Supernowej dosłownie pojawiły się gwiazdki
-nie i nie – pokręcił palcem na was obie – to przykład. – chrząknął – na potrzeby tego zadawania, zakładamy – spojrzał znacząco na was obie – że byłem w disneylandzie, a więc idąc zgodnie z teorią, mogę się tam teleportować, tak?
-Tak? – bąknęłaś niepewnie
-tak? a kto ci tak powiedział?
-Um… ty?
-a kiedy?
-Nagle bawisz się w detektywa? – zmarszczyłaś brwi
-o nie, kochanie nie – poklepał Cię po nodze – wracając do lekcji, prawdą jest że mogę się przenieść do miejsca w którym kiedyś byłem… ale… i jest to wielkie ale… muszę je dobrze zapamiętać oraz musi pozostać ono takie jakie je pamiętam – widział, że obie słuchacie, dlatego mówił dalej – zakładamy, że dobrze zapamiętałem męski kibel w disneylendzie więc właśnie tam będę mógł się przenieść, jeżeli go przemalują, czy postawią spółeczkę w innym miejscu, to nic się nie stanie, ale jeżeli na miejscu kibla dadzą, pokój dla matki z dzieckiem, to już się tam nie przeniosę, bo pomieszczenie to będzie wyglądało całkowicie inaczej, niż jak ja je zapamiętałem, dlatego też nie mogę przenosić się po ruchliwych ulicach
-Bo te się zmieniają! – klasnęła w dłonie Nova
-to tak, jakby robić obraz oczami danego otoczenia, i tym bardziej prawdopodobne, że mogę się tam przenieść jest im bardziej to co pamiętam jest prawidłowe ze stanem, w którym się znajduje.
-To by wiele tłumaczyło… - mruknęłaś, Sans puścił do Ciebie oczko i mówił dalej – zacznijmy od czegoś prostego. pamiętasz dokładnie, jak wygląda twój pokój, prawda? zamknij oczy … tak dokładnie… oddychaj spokojnie… wdech i wydech… wdech… i wydech… bardzo dobrze… a teraz… wyobraź sobie, że otaczają cię przedmioty z pokoju, wyobraź sobie że stoisz na środku tego pokoju… i spróbuj się tam znaleźć, musisz chcieć tam być… - choć tłumaczył, a Nova wyglądała na pochłoniętą tym co mówił, jakby w transie… nic się nie działo. – skup się... musisz chcieć… chcieć z całej siły… chcesz być w tym pokoju… - zacisnął pięści, ona też to zrobiła, spokój z jej bladej twarzy znikł, pojawiło się jedynie wielkie skupienie, zmarszczyła brwi, zacisnęła zęby i wargi, miałaś nawet wrażenie, że jej włosy lekko zaczynają się unosić w powietrzu. – o tak, właśnie tak, świetnie, i teraz…. przenieś się tam! – PRRRRRRRRRRRR
….
….
….
….
ZZZAGFAZZZ
-Kochanie? – dotykałaś dłonią drzwi ubikacji. – Wszystko dobrze?
-Nie! Nie jest dobrze! Idź sobie!
-Kochanie, każdemu mogło się zdarzyć…. – starałaś się brzmieć poważnie
-AKURAT!
-To prawda, nawet ja się kiedyś obsrałam….
-…. Naprawdę?
-Tak, miałam co prawda cztery lata i chciałam udowodnić, że umiem pierdzieć na zawołanie… ale…
-koniecznie będziesz musiała mi o tym dokładniej opowiedzieć – Sans nie ukrywał rozbawionego tonu
-Ciiii – zdzieliłaś go łokciem – Kochanie, nie ma się czego wstydzić, nikomu tego nie powiemy, to będzie nasza tajemnica
-…. Obiecujecie?
-tak
-Tak – Po chwili ciszy Supernowa wystawiła swoją gwiezdną czuprynkę i podniosła na was białe ślepia, choć była cała czerwona ze wstydu.
-ale przyznasz, że to było zabawne! – nie mógł już dłużej powstrzymać śmiechu, wybuchł.
-SPADAJ TATO! – I z trzaskiem zamknęła się za drzwiami.
Ech, a więc… tak wygląda Twoje życie. Podoba Ci się?
-hej kochanie – Uniosłaś głowę znad książki, osunęłaś nieco niżej okulary, aby lepiej widzieć swojego kościstego męża. – popatrz – złapał za zamek suwaka i przesunął go na dół, odsłaniając waszą córkę uczepioną jego żeber – koala! – i zaśmiał się. Ty otworzyłaś szeroko oczy i również zalałaś się śmiechem.
-SANS CZY ZNOWU OPOWIADASZ JAKIEŚ SUCHARY?! – Papyrus wychylił głowę z kuchni. Sans odwrócił się w jego stronę. Wasze dziecko trzymało się mocno i nie puszczało, ba, nie była przerażona, drzemała wczepiona w żebra ojca.
-koala! - Tego śmiechu Papyrusa nigdy chyba nie zapomnisz do końca życia.
Wróciłaś z pracy. Byłaś zmęczona. Okres świąteczny zawsze był męczący, zwłaszcza kiedy łączył się w parze z indywidualną oceną pracowniczą. Udało Ci się przejść na zadowalającej ocenie. Ufff o więcej ci nie chodziło. Ściągnęłaś gruby kożuch ze zmęczonych ramion, wyciągnęłaś nogę z buta. Miałaś mokre rajstopy. Gdzieś w drodze wpadł Ci kawałek śniegu…. Kanapa. Kanapa. Nic więcej. O i może herbata.
-ZZZHHHHZZZAAA – zmarszczyłaś brwi. Coś jak… zepsuty komputer? – ZZZZHHHZZZZZZZZ PIK – Nawet nie poszłaś w stronę wymarzonej kanapy. Swoje kroki powoli skierowałaś w stronę dziwnego dźwięku. Sans siedział z Supernową w jej pokoju. Patrzył na nią jak oczarowany, zwyczajne dziecięce gaworzenie przerywał … ten dźwięk… jakby urządzenia które odmówiło współpracy, albo… w każdym razie wydobywało się z gardła Twojego dziecka.
-Sans! – krzyknęłaś przerażona
-ciii ciiii – machnął na Ciebie ręką nawet nie odwracając głowy – posłuchaj. Mała znowu gaworzyła jak normalne dziecko, a zaraz potem unosząc zabawkę Ufo do góry znowu wydała z siebie ten dziwny dźwięk. – słyszysz? – wyszczerzył się jeszcze bardziej
-Sans! – podeszłaś do nich i klęknęłaś przed córką – Połknęła jakąś maszynę? Musimy ją zabrać do lekarza!
-co? – wyglądał na oburzonego – niczego nie połknęła – Mała popatrzyła na Ciebie i wyciągnęła ręce w Twoją stronę, szybko wzięłaś ją w ramiona. Temperatura jak trzeba, pachniała talkiem dla niemowląt. Śmiała się wyraźnie zadowolona, że Cię widzi i wtedy znowu ten dźwięk. – oho, znowu – zaśmiał się
-Co to…
-wingdings
-Co?
-wingdings – powtórzył przenosząc na Ciebie wzrok. – język jakim porozumiewałem się z moim bratem kiedy też byłem dzieckiem
-… Co?
-no tak – skrzyżował ręce na piersi
-Więc to co ona mówi, to są … słowa? – przytaknął z dumą – Skąd ona to zna? – wzruszył ramionami – Więc co mówi?
-cóż… trzykropek
-Hę?
-no… uh… mówi… trzykropek.
-W sensie mówi „trzykropek” czy …
-tak jakby stawiała … trzykropek? – Znowu ten dźwięk. Zmarszczyłaś brwi i popatrzyłaś na dziecko wyraźnie nie rozumiejąc – słuchaj, powiem jak alphys – chrząknął i otworzył oczy, wyraźnie starał się imitować głosem swoją przyjaciółkę – g-gdybyśmy byli w a-anime nad jej głową po-pojawiłby się trzykropek!
-Teraz to ja mam trzykropek nad głową.
…
ZZZHAAAAZZZZA
-ALE DLACZEGO TRZYKROPEK?! – uniosłaś dziewczynkę patrząc na nią coraz bardziej skołowana. Sans wzruszył znowu ramionami. ZZZAAAZZZZZZHHHH – Nasze dziecko brzmi jak …
-… niedziałające połączenie internetowe – zaśmiał się cicho – zabawnie nie?
-Co? Nie! Znaczy się, to jest zabawne, ale… - sama się zaśmiałaś - … Ty tak umiesz robić?
-umiem powiedzieć w tym języku coś więcej niż trzykropek. posługiwałem się nim z bratem kiedy nie chcieliśmy, aby ktoś nas zrozumiał
-To powiedz coś – Sans otworzył usta. Widziałaś jego kły i język, ale z środka wydobył się… taki sam dźwięk. Właściwie podobny. Supernowa popatrzyła zaciekawiona na ojca i przechyliła głowę na bok. Otworzyła usteczka i również zaczęła wydawać te dźwięki. Dla Ciebie nie różniły się niczym od siebie. – Co jej powiedziałeś?
-powiedziałem, że was kocham
-….Zrozumiała Cię?
-odpowiedziała trzykropkiem.
-…
-właśnie tak jak ty teraz! myślę, że ma to po tobie
-…
ZZZZZGHHHAAA. Nie pozostając dłużnym. Potwór również otworzył usta i zaczął wydawać ten dźwięk. Pokręciłaś głową z niedowierzaniem, nie będziesz tak siedziała.
-UUGGGAAAAMMMAAAAM – starałaś się imitować ten dźwięk. Dziecko spojrzało na Ciebie wyraźnie zmartwione, Sans również wyglądał na zbitego z pantałyku, więc powtórzyłaś – GGAAAMMMAAZZZ – Supernowa przyglądała Ci się uważniej – Patrz! Chyba minie rozumie.
-neh, raczej się niepokoi
-A co, powiedziałam coś złego?
-nie powiedziałaś nic, brzmisz tylko jak jakaś małpiatka w imadle
ZZZGGGAAAZZZ
-dokładnie nova, dokładnie.
Supernowa rosła jak na drożdżach. Mimo to była jak każde dziecko. Ludzie dziecko, znaczy się. Ciekawa otaczającego ją świata. Biegająca po lesie z Papyrusem, grająca w gry z Friskiem, uciekająca przed obowiązkami do pracowni ojca, a kiedy chciałaś ją zagonić do zmycia naczyń czy porządków… Uh, masz wrażenie, że Sans wraz z nią chowali się w najmniej oczywistym miejscu. Aż do podstawówki była córeczką tatusia. Próbowała się jeszcze wspiąć na jego żebra, ale była oczywiście już zbyt ciężka, a kiedy jedna jej taka próba skończyła się pobytem tatusia w szpitalu, przestała całkowicie. Dobrze, że kości szkieletom odrastają.
W podstawówce nie sprawiała większych problemów. Była dobra z zadań wymagających użycia siły fizycznej. Z prac artystycznych… dawała z siebie wszystko i przy tym opisie należy najlepiej pozostać. Lubiła je robić! A jakże. Dumna z każdej swojej wycinanki, wyklejanki, obrazka. Pewnego dnia, chciała pokazać swój nowo odkryty (jej zdaniem) talent artystyczny i namalować wielki portret rodzinny (wliczając w to całą rodzinę królewską, Undyne, Alphys i innych) … na ścianie w swoim pokoju. Sansowi prawie szczęka wypadła. Nova, była z siebie jednak dumna. Ale, nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło, prawda? Jej malunek zmotywował was wszystkich do pomalowania porządnie jej pokoju. Właściwie, Sans z Papyrusem i Mettatonem to zrobili, kiedy wy we dwie wybrałyście się na dwutygodniowe zasłużone wakacje w góry. Nowy pokój małej, był… nie z tej ziemi. Dosłownie. Nocne niebo, jakieś mgławice, gwiazdy na suficie.
Można pomyśleć, życie idealne. Prawda? Cóż, prawie. Było o ulubionych przedmiotach, prawda? Jej problemy z Sansem zaczęły się wraz z wejściem… matematyki i innych przedmiotów ścisłych. Z piątek w pierwszych klasach, zaczęły robić się czwórki, aż w końcu…
-zagrożona?! – Sans siedział w fotelu, kiedy Nova, będąc już teraz nastolatką ze wstydem podawała mu wyniki semestralne – z matematyki?! ale kiedy przerabialiśmy materiał razem mówiłaś, że wszystko rozumiesz!
-U..um… - nerwowo ściskała szóstego palca – Tak tato, ale…
-dość tego! to musi być jakiś błąd już ja pogadam z twoją nauczycielką i …
-Nie, tato! Nie… nie trzeba – westchnęła
-trzeba, nie będzie jakaś nauczycielka robić z mojego dziecka debila!
-Co się stało? – wyszłaś z kuchni wycierając ręce w ścierkę. Sans podał Ci wyniki córki. Spojrzałaś na nie – No, ładnie, brawo, jestem z Ciebie dumna – powiedziałaś ze szczerym uśmiechem
-dumna? dumna?! ona jest zagrożona z matematyki!
-No i? Też byłam. Da się poprawić. Albo załatwi się jej korepetytora…
-co… co?! – otworzył szerzej oczy, patrząc na Ciebie jakbyś właśnie powiedziała, że zabijesz go, albo co gorsza Papyrusa – tylko debile nie rozumieją matematyki! ona powinna mieć z tego piątki przynajmniej!
-Co?.... Czyli, że jestem debilem? – warknęłaś – Czy ty, panie mądralo, jestem taki hej do przodu i chuja mam w dupie, myślisz, że każdy musi kochać matematykę?!
-matematyka to podstawa, mamuśko od siedmiu boleści!
Nawet nie wiecie, kiedy wasza córka uciekła do swojego pokoju. Byliście za bardzo zajęci kłótnią.
Oczywiście, pogodziliście się wszyscy, Sans za to, że naciskał, Ty że za bardzo pojechałaś mu po ambicji, a Supernowa, za niską ocenę. Dla dobra wszystkich temat matematyki nie był już poruszany przy potworze. Liczyło się to, abyś zdawała.
A moce? Oczywiście. Co prawda, ciało odziedziczyła po Tobie, ludzkie, krew, kości, skóra i te sprawy. To jej oczy, w nich widać było, że nie jest człowiekiem. Czarne białka, zimno-niebieskie tęczówki, które zmieniały kolor w zależności od jej emocji. Gdy była smutna, robiły się białe, gdy się złościła, robiły się czerwone, zaś gdy się bała były żółte. Co prawda, nie umiała przywoływać kości jak Sans czy Papyrus, teleportować się jak ojciec, ale telekineza nie była jej obca. Wykorzystywała ją bardzo często na niewielkich przedmiotach, co prawda nigdy nie zmieniała pola ciężenia przedmiotu, czy też innej osoby. Nigdy nie próbowała po prostu. Ale poranna higiena bez lewitującej suszarki, czy malowanie paznokci bez unoszącego się pędzelka – nie, to nie wchodziło nawet w grę. Blaster, cóż, umiała przyzwać. Jednego, małego wielkości zaciśniętej pięści, który niczym nie strzelał i nie potrafił zbyt wysoko latać. Pewnie jakaś pozostałość po tej mocy, ale zawsze jakiś. Traktowała go… Albo raczej ją, bo uparcie twierdziła, że jej Blaster jest „nią” jak zwierzątko. Doczepiała czasem różowe kokardki, czasem malowała po niej. Zaręczała tez, że Venus, bo tak ją nazwała, ciągle przy niej jest nawet jak jej nie widać.
-Ale ja nie uuuumiem – tupnęła nogą.
-jesteś już duża, wiem, że ci się uda! – Był wieczór, Sans kilka dni temu wrócił z jednego z wyjazdów naukowych, gdzie po pijaku przypomniał sobie, że jego córka nie potrafi jeszcze jednego, a mianowicie – teleportacji. Pochwycił się tej myśli tak bardzo, że nie opuściła go nawet gdy odzyskał trzeźwość i wrócił do was. Nova stała w swojej dwuczęściowej piżamie w jednorożce przed wami. Ty z kubkiem herbaty w ręku i z nogami położonymi na kolanach Sansa, który siedział w samych spodenkach prezentując żebra. Wyłączył nawet telewizor, aby patrzeć na swoją córeczkę.
-Ale ja nie wiem jak to się robi – bąknęła marszcząc nos
-przede wszystkim musisz dobrze znać miejsce gdzie chcesz się przenieść – zaczął mówić swoim naukowym tonem pana profesora Sansa – to nie tak, że hej, byłem raz w disneylendzie, to mogę się tam przenieść kiedy chcę!
-A byłeś? – zapytałaś unosząc brwi
-A przeniesiesz nas? – w oczach Supernowej dosłownie pojawiły się gwiazdki
-nie i nie – pokręcił palcem na was obie – to przykład. – chrząknął – na potrzeby tego zadawania, zakładamy – spojrzał znacząco na was obie – że byłem w disneylandzie, a więc idąc zgodnie z teorią, mogę się tam teleportować, tak?
-Tak? – bąknęłaś niepewnie
-tak? a kto ci tak powiedział?
-Um… ty?
-a kiedy?
-Nagle bawisz się w detektywa? – zmarszczyłaś brwi
-o nie, kochanie nie – poklepał Cię po nodze – wracając do lekcji, prawdą jest że mogę się przenieść do miejsca w którym kiedyś byłem… ale… i jest to wielkie ale… muszę je dobrze zapamiętać oraz musi pozostać ono takie jakie je pamiętam – widział, że obie słuchacie, dlatego mówił dalej – zakładamy, że dobrze zapamiętałem męski kibel w disneylendzie więc właśnie tam będę mógł się przenieść, jeżeli go przemalują, czy postawią spółeczkę w innym miejscu, to nic się nie stanie, ale jeżeli na miejscu kibla dadzą, pokój dla matki z dzieckiem, to już się tam nie przeniosę, bo pomieszczenie to będzie wyglądało całkowicie inaczej, niż jak ja je zapamiętałem, dlatego też nie mogę przenosić się po ruchliwych ulicach
-Bo te się zmieniają! – klasnęła w dłonie Nova
-to tak, jakby robić obraz oczami danego otoczenia, i tym bardziej prawdopodobne, że mogę się tam przenieść jest im bardziej to co pamiętam jest prawidłowe ze stanem, w którym się znajduje.
-To by wiele tłumaczyło… - mruknęłaś, Sans puścił do Ciebie oczko i mówił dalej – zacznijmy od czegoś prostego. pamiętasz dokładnie, jak wygląda twój pokój, prawda? zamknij oczy … tak dokładnie… oddychaj spokojnie… wdech i wydech… wdech… i wydech… bardzo dobrze… a teraz… wyobraź sobie, że otaczają cię przedmioty z pokoju, wyobraź sobie że stoisz na środku tego pokoju… i spróbuj się tam znaleźć, musisz chcieć tam być… - choć tłumaczył, a Nova wyglądała na pochłoniętą tym co mówił, jakby w transie… nic się nie działo. – skup się... musisz chcieć… chcieć z całej siły… chcesz być w tym pokoju… - zacisnął pięści, ona też to zrobiła, spokój z jej bladej twarzy znikł, pojawiło się jedynie wielkie skupienie, zmarszczyła brwi, zacisnęła zęby i wargi, miałaś nawet wrażenie, że jej włosy lekko zaczynają się unosić w powietrzu. – o tak, właśnie tak, świetnie, i teraz…. przenieś się tam! – PRRRRRRRRRRRR
….
….
….
….
ZZZAGFAZZZ
-Kochanie? – dotykałaś dłonią drzwi ubikacji. – Wszystko dobrze?
-Nie! Nie jest dobrze! Idź sobie!
-Kochanie, każdemu mogło się zdarzyć…. – starałaś się brzmieć poważnie
-AKURAT!
-To prawda, nawet ja się kiedyś obsrałam….
-…. Naprawdę?
-Tak, miałam co prawda cztery lata i chciałam udowodnić, że umiem pierdzieć na zawołanie… ale…
-koniecznie będziesz musiała mi o tym dokładniej opowiedzieć – Sans nie ukrywał rozbawionego tonu
-Ciiii – zdzieliłaś go łokciem – Kochanie, nie ma się czego wstydzić, nikomu tego nie powiemy, to będzie nasza tajemnica
-…. Obiecujecie?
-tak
-Tak – Po chwili ciszy Supernowa wystawiła swoją gwiezdną czuprynkę i podniosła na was białe ślepia, choć była cała czerwona ze wstydu.
-ale przyznasz, że to było zabawne! – nie mógł już dłużej powstrzymać śmiechu, wybuchł.
-SPADAJ TATO! – I z trzaskiem zamknęła się za drzwiami.
Ech, a więc… tak wygląda Twoje życie. Podoba Ci się?
Jeżeli zastanawiacie się o jaki dźwięk mi chodziło
Włączcie ten filmik, tak po piątej sekundzie
Świetne xD
OdpowiedzUsuń