Autor rozdziału: Yumi Mizuno
-Jestem chłopcem! - odpowiadasz nieco wzburzony. Przecież to największa oczywista oczywistość na świecie. Jak ta kucyk tego nie zauważyła?
-Ahm tak, wybacz. Hah! Dobra. Dobra. Chłopiec... Zaraz, gdzie ja to miałam... - mamrocze do siebie zeskakując z krzesełka. Podchodzi do jednej z szafek przyglądając się grzbietom książek. Niepewnie śledzisz ją wzrokiem. - Wiesz, że bajki są pouczające? - Mimo pytania, nie daje ci na nie odpowiedzieć, gdyż mówi dalej. Wyraźnie pogrążona w myślach, chyba nawet zapomniała o twojej obecności tutaj - Każda baśń czy legenda... niesie ze sobą przesłanie. Jedne uczą współczucia i miłości, inne pokazują, że jednak książę kiedyś spotka księżniczkę. Jeszcze inne, że zły i okrutny smok może okazać się najlepszym przyjacielem. Bajki to coś, na czym dorastają nie tylko dzieci, ale do czego chętnie wracają dorośli. To tutaj dobro spotyka się ze złem, to tutaj wiedźma jest paskudna i odrażająca, czyniąca zawsze zło i bohater musi obronić przed nią swoją ukochaną. Wiesz?
-Dobra, ale po co mnie to ściągnęłaś? Właśnie chciałem zobaczyć te Siedmiomilowe buty i....
-Będziesz miał na to czas, zaręczam. - zaśmiała się podchodząc do Ciebie z książką. Wyraźnie starą, ale na swój sposób wspaniałą. Jej magia otworzyła ją przed Twoim nosem. Litery jednak były rozmazane, jakby wirowały, kręciły się, szalały.
-Co się dzieje? - Pytasz zaskoczony
-Oh, nic takiego, po prostu ... magia - stuknęła kopytem w dywan i całe Twoje ciało zaczęło unosić się samo z siebie. Następnie książka wchłonęła Cię, nie, to złe określenie. Dosłownie wessała do środka.
Jest ciemno. Nie. To Ty jesteś w ciemności. Nie widzisz siebie, własnych rąk, nie słyszysz swojego oddechu, a jednak jesteś. Nie wiesz ile tak tkwisz, zawieszony w miejscu z którego masz wrażenie, że nie ma już ucieczki. Lecz w końcu coś się zmienia. W jednym punkcie, przed Twoimi oczami, ciemność... blednie. Widzisz góry. Wysokie, majestatyczne, szczytami pieszczące chmury, widzisz jak przez ośnieżone skały przedzierają się dwie zakapturzone postacie. Uciekają. Chcą za wszelką cenę przedostać się za górę, boją się, że to nie będzie im dane. W końcu gdy postanawiają odpocząć, dostrzegasz jak jedna z postaci wyciąga małe zawiniątko. Niemowlę ssące własny kciuk. Masz dziwne wrażenie, że to jesteś Ty. Ale logika podpowiada ci, że to nie możesz być Ty. Bo przecież nic takiego nie miało miejsca. Rodzice by ci o tym przecież powiedzieli, prawda? A mimo to rośnie w Tobie to dziwne przekonanie, że patrzysz na swoją przeszłość. Gdy chcesz się zbliżyć do obrazu, przyjrzeć rysom matki i ojca... oh już nawet nazywasz tak te osoby... wtedy obraz znika. Znów jest ciemno. Chcesz krzyczeć, ale nawet jak to robisz, to nic nie słychać.
Na kolejny przebłysk czekałeś długo. Znaczy, tak Ci się wydaje. Nie ma tych wędrowników. Jest za to królestwo. Bogate, piękne, potężne. Rządzone sprawiedliwie przez króla Asgora i królową Toriel. Zaraz. Skąd to wiesz? A no tak, przecież wychowałeś się tam!
....
Resztki logiki buntują się. Przecież to nie jest prawda! A jednak. Widzisz siebie w wieku pięciu lat, trenujesz ze swoim przyszywanym bratem, Asrielem. Ty chwytasz za drewniany miecz, zaś on wytwarza swój z magii. Walczycie, albo raczej przepychacie się pod czujnym okiem nowej kapitan Undyne, która wbrew zasadom, zamiast stać i patrzeć, biega dookoła was po całym placu i okrzykami kibicuje obu. Podpowiadając raz jednemu, raz drugiemu, co ma zrobić, by pokonać przeciwnika.
Czujesz tęsknotę. Tym razem możesz dotknąć obrazu, ciepło po drugiej stronie woła Cię, lecz oddziela was... jakaś niewidzialna zimna siła. Tym razem chce Ci się płakać kiedy obraz niknie. Lecz teraz nie musisz czekać długo na pojawienie się kolejnego.
To Ty w wieku ośmiu lat. Twoi rodzice, Toriel i Asgore, choć nie są prawdziwymi rodzicami, postanowili zabrać Cię na targ. Chodzisz razem z nimi, kupują ci słodkie bułeczki i pączki z przepysznym ciepłym nadzieniem. Jesteś szczęśliwy. Przy jednym z kramów siedzi żółty potwór. Alphys. Król Asgore rozmawia z nią przez chwilę o czymś. Wiesz, że planuje dać jej posadę alchemika na dworze. Ty i Asriel postanawiacie dołączyć się do innych dzieci, które bawią się przy fontannie. Obraz na chwile ciemnieje, by później znowu się rozjaśnić. To Ty, płaczący obok ogrodnika królewskiego w jego chatce. Sans podał Ci ciepły napar w ręce i przykrył kocem. Płaczesz bo... bo dzieci się z Ciebie śmieją, że nie masz rodziców. Że pewnie prawdziwi porzucili cię dlatego, bo nie mogli Cię znieść. Martwisz się, że jeżeli to prawda, to przyjaciele jakich teraz masz, też Cię porzucą. Obraz znowu się rozmazuje. I znów ciemność.
Kolejne okno pojawiło się długo po poprzednim. Masz lat dziesięć, panicznie boisz się, że przestaną Cię kochać przyjaciele. Dlatego postanawiasz zrobić dla nich coś wspaniałego. W tajemnicy przed wszystkimi decydujesz się wyrzeźbić coś z drewna. Uzbrojony w narzędzia, siadasz na ziemi w pałacu, ściągnąłeś najbliższe dywany, aby ich przypadkiem nie zabrudzić. I robisz swoje. W końcu, udało Ci się zrobić mały posążek. Dla każdego będzie osobny. Ten wyszedł Ci naprawdę cudownie. Pająk na ciastku. Wszystko dla zarządczyni Muffet. Jest zadowolona z prezentu, naprawdę. Jedną z dłoni głaszcze Cię po głowie i odkłada prezent na stolik. Uśmiechasz się.
Lecz... po tym jak obraz na chwile zrobił się rozmyty widzisz jak Muffet, wiele dni później, siedzi z Tobą w swoim pokoju i przez przypadek jedną z rąk strąca prezent od Ciebie. Wiesz, że nie jest lekki i nie chcesz aby spotkała ją krzywda, dlatego startujesz od razu by złapać. Nie tylko, nie udaje Ci się złapać. Figurka spada na jej stopę i lekko ją rani. Ale co gorsza, w pośpiechu zdeptałeś jednego z jej pająków. Muffet jest na Ciebie zła. Płaczesz. Znowu ciemność. I kolejny obraz.
Tym razem sala balowa. Stoisz ubrany jak przystało na członka rodziny królewskiej. Twoi adopcyjni rodzice tańczą na środku parkietu, zaś Twój brat zabawia przy stole z ponczem przybyłe do zamku szlachcianki. Czujesz się niepewnie, co szybko zauważył Twój przyjaciel. Lokaj Grillby. podchodzi i pochyla się by wyszeptać do ucha kilka słów jakie mają dać odwagę. Chcesz poprosić do tańca jedną z księżniczek. Podoba ci się od dawna. Wymieniliście się nawet listami raz, czy dwa razy. Grillby jest naprawdę przekonujący dlatego udaje Ci się. Dobrze się razem bawicie i jesteście szczęśliwi. Nocą, na zamkowym balkonie, w towarzystwie gwiazd i księżyca, wyznajesz jej swoją miłość. Jakież jest Twoje szczęście, kiedy okazuje się, że przyjmuje i co więcej odwzajemnia je! Wasz romans nie trwa długo. Jej ojciec krzyczy w sali tronowej na króla Asgora, kilka nocy po balu, że nie życzy sobie abyś zbliżał się do jego córki. Posyła ją do innej krainy na naukę. Asgore chce Cię bronić, lecz nieskutecznie, nawet kiedy kazał mężczyźnie wyjść, już było za późno. Ostateczne słowa padły.
I tak też myślisz. Nie pamiętasz już ani sklepiku z zabawkami, ani ciemności. Siedzisz na swoim łóżku i zaciskasz ręce na rękojeści miecza. Prawdziwego, a nie ćwiczebnego. Nigdy się nie zakochasz. I wbrew wszystkiemu, nikt nie kocha Ciebie. Zajmują się Tobą jak zwierzątkiem, rozrywką, zabawką królewicza. Nawet twoi prawdziwi rodzice Cię nie chcieli. Na tym świecie nie ma miejsca dla kogoś takiego jak Ty.
Mijają dni... Mijają lata... Mijają jesienie i zimy. Twoje postanowienie nie zmienia się. Nawet więcej. Jesteś pewien, że to co uważasz, jest prawdą. Miłość nie jest Ci pisana. I z tą świadomością... żyjesz dalej.
-Witaj Asgorze - rzucasz siadając przy stole. Zawsze jadacie wspólnie posiłki
-Oh mówiłem ci, abyś nazywał mnie ojcem... albo tatusiem... tatko... tata.... titi.... tutu... cokolwiek
-Wasza Królewska Mość pozwoli, że wezmę sobie chleb? - pytasz nie patrząc na niego
-Oczywiście pozwolę, pozwolę. Jak powiesz do mnie tatusiu
-Yhhh dobra, tatusiu - Asgore skinął ręką i pozwolił Ci wziąć chleb. Słowo takie jakich wiele. Dla Ciebie nie znaczyło nic. Tak samo jak mama, brat czy przyjaciel, nie wspominając o mocniejszych jak ukochana czy żona. To tylko słowa.
-Będziemy mieć dzisiaj gościa - Toriel była naprawdę zadowolona - Moja stara dobra przyjaciółka zawita do naszej krainy.
-O, a jak się nazywa? - Asriel w końcu się obudził. Co on robi po nocach?
-Zła Wiedźma
-Zła Wiedźma? - powtarzasz podnosząc wzrok znad śniadania - Dlaczego wpuszczasz tutaj złą wiedźmę? - Toriel śmieje się perliście zasłaniając włochatą łapą usta
-Oj nie nie, kochany, nie. Ona się tak nazywa. Zła Wiedźma.
-Czyli... nie jest wiedźmą?
-Oh jest!
-A czy jest Zła?
-W jakim znaczeniu? - Toriel uśmiechnęła się cwanie. Wywracasz oczami. -Zła Wiedźma jest dobra. Znaczy się, nie widziałam aby zrobiła cokolwiek złego - Wyjaśniła widząc Twoją irytację. Przytakujesz i wracasz do śniadania.
-Ciekawe jaka jest ta... Zła Wiedźma - pyta Asriel z którym trenujesz szermierkę. Robisz unik przed jego zamachem
-Może jakaś fajna? - Teraz ty atakujesz. Asriel robi unik.
-A może seksowna?
-Oj no weź - podskok - Tobie tylko jedno w głowie
-No co! Dorastam! Czas już wylecieć z gniazdka i takie tam. Jestem od ciebie starszy wiesz... ptaszki, pszczółki, kapusta i bociany
-O, widzę, że odnalazłeś swoje powołanie, zostaniesz leśniczym - trafiłeś Asriela w ramię. Nie boleśnie. Bo macie ochraniacze, ale jednak dotknąłeś go. Wygrałeś. Zadowolony z siebie udałeś się do swojego pokoju, aby w spokoju poczytać, może coś porzeźbić w drewnie. Bardzo to relaksujące.
Gość dawno temu już zawitał na zamek. Lecz do tej pory nie miałeś okazji go spotkać. Jak nie pomoc Asrielowi w papierach, to nauka z Sansem, albo też przyglądanie się pracy Muffet i zawracanie głowy Undyne. No i uciekanie przed Grillbym, aby ten przypadkiem nie zmusił Cię do robienia tego, co aktualnie masz w grafiku. Dzień jak co dzień.
Nie było Cię też na kolacji, od razu zmęczony poszedłeś do łóżka spać.
Śniło Ci się coś dziwnego. Widziałeś jakby siebie. Kwintesencję siebie. Bezkształtną - kształtną masę. Która jednocześnie nie miała koloru i posiadała je wszystkie. Trudno opisać słowami to co zobaczyłeś. Lecz wiedziałeś, że to jest istota tego czym i kim jesteś. I wtedy ... to kim jesteś zostało.. uwięzione w pozłacanej klatce. Położone na małej poduszeczce. Przestało nerwowo pląsać i wirować, jakby... uspokoiło się. Ty też... o dziwo... ty też zrobiłeś się... spokojniejszy.
Kolejnego dnia, zbudziłeś się wraz ze słońcem. Przeciągnąłeś i myślałeś o dziwnym śnie. Choć nie byłeś pewien co oznacza, postanowiłeś go zignorować. Ubrałeś się, przywiązałeś do biodra miecz, założyłeś skórzane rękawice i udałeś się w stronę jadalni. Ta jednak była pusta. Jakby się zastanowić, w całym zamku... było... cicho? Pusto? W kuchni nikogo. Na balkonie nikogo. Żadnych straży. Jedynym pomieszczeniem w którym kogoś znalazłeś okazała się sala tronowa. Na tronie Asgora siedziała jednak kobieta. Wysoka, pięknie zbudowana, o czarnych jak noc włosach, przerażających ślepiach, bladej cerze i w zwiewnej sukni, która ciągnęła się za nią. Widziałeś też, że na oparciu tronu siedzą trzy kruki. Jeden czarny, jeden biały i jeden nakrapiany.
-Czekałam na ciebie, młody książę - powiedziała z uśmiechem
-Gdzie są wszyscy? - Zapytałeś robiąc w jej stronę kilka szybkich kroków
-Śpią, tak samo jak ty. To wszystko jest snem - machnęła ręką jakby to było nic takiego
-Ja śnię.... A więc jesteś w moim śnie... Czego chcesz?
-Oj, to bardzo niegrzeczne z twojej strony - zamruczała przenosząc na ciebie złote ślepia - Książę jestem Złą Wiedźmą, Królowa Toriel musiała ci o mnie wspominać
-A tak, mówiła coś. Jesteś tu bo czujesz się obrażona, że nie przywitałem cię jak trzeba? - krzyżujesz ręce na piersi
-Co? - była zaskoczona - Oh nieee - zaśmiała się cicho - Nic z tych rzeczy. Gdy byłam w twoim wieku wolałam pracować na polu niż spotykać się z przyjaciółmi moich rodziców - machnęła ręką - Aaale gdybyś jednak się pojawił, to zaoszczędziłoby nam wiele czasu...
-O czym mówisz?
-Widzisz... - zeszła z tronu i zaczęła iść w Twoją stronę, delikatnie bujając biodrami na boki - Słyszałam o bardzo, bardzo nieszczęśliwej duszy w tych stronach. Duszy człowieka, który postanowił nie kochać. Duszy człowieka, który uważa, że nikt go nie kocha, nie powinno się go kochać i on nie może kochać. - Była teraz tak blisko, że czułeś jej zapach. Pachniała jak... atrament i kwiaty. - Wiesz o kim mówię?
-O mnie?
-Skąd ta niepewność. Brawo- zaklaskała i stanęła. Była dosłownie na wyciągnięcie ręki - Jestem naprawdę z ciebie dumna.
-Ta jasne... I co ci do tego?
-Wiele! - wyrzuciła ręce w powietrze - Naprawdę nie rozumiem, dlaczego uważasz, że nie pisana jest ci miłość i nie powinieneś jej okazywać. Nie rozumiem. - widzisz wyraźnie zmartwienie na jej twarzy - Dlatego postanowiłam rzucić na ciebie klątwę - odparła w końcu prosto i na temat.
-K...KLĄTWĘ?! Jaką?! Za co?! Miałaś być dobrą wiedźmą!
-Oh i jestem dobra! Zobaczysz, ta klątwa przyniesie ci wiele dobrego! Znaczy się... chyba...
-Jak to chyba?
-Mmmm bo to czy klątwa będzie miała dobry, czy zły efekt będzie zależało od ciebie. Od twoich decyzji. - uśmiechnęła się czule - Od razu mówię. To co cię spotkało to klątwa Śpiącej Królewny. - mówiła obchodząc Cię dookoła - Pamiętasz ten sen z klatką? - przytakujesz nie spuszczając jej ze wzroku - To akurat nie był sen, a to snem jest. Uśpiłam twoje emocje. Głównie miłość... aaaale wiesz, jest efekt uboczny.
-Efekt ... uboczny?
-No tak, twoje emocje ... w większości... no prawie wszystkie... będą jakby... stłumione?
-Aha...
-Klątwę będzie dało się ściągnąć tylko w przypadku, kiedy zaakceptujesz, że ktoś może się w tobie zakochać. Kiedy zaakceptujesz to, że umiesz kochać i miłość jest ci pisana. Gdy... pozwolisz miłości być w twoim życiu
-Ale bzdury...
-No ej, uważaj sobie - pogroziła ci palcem - I aaaaby dodać ci determinacji - odwróciła się plecami i spojrzała przez ramię. Kruki zaczęły krakać - Jeżeli nie zrobisz tego do dnia swoich osiemnastych urodzin, klątwa zarazi wszystkich w królestwie. - Poczułeś przeszywający ból w sercu. Nawet teraz, mimo stłumionych emocji, nie chciałeś aby to się stało. Gdybyś mógł, byłbyś wściekły. Chciałbyś być wściekły, pochwycić swój oręż i zaatakować Złą Wiedźmę, ale... czułeś nic i wiedziałeś, że to bardzo złe.- Ale wiesz co? Abyś nie był smutny, że tylko ciebie to spotyka. Na zamku jest jeszcze ktoś, kto ucierpiał z powodu klątwy. Ktoś, kogo też odwiedziłam. Lecz nie martw się, szybko dowiesz się kto cierpi na klątwę i myślę, że zorientujesz się jaką. - pociągnęła nosem i spojrzała przed siebie
-Dlaczego mi to robisz?!
-Abyś dowiedział się czegoś bardzo ważnego o sobie i o tych których masz koło siebie. To dla twojego dobra - uśmiechnęła się ponownie i zrobiła krok do przodu. - Pamiętaj... pomóż sobie i pomóż komuś innemu. Dobrze? - Po tych słowach rozpłynęła się w powietrzu i zniknęła. Zaś Ty obudziłeś się w swojej sypialni czując nieprzyjemny chłód w piersi.
-Ahm tak, wybacz. Hah! Dobra. Dobra. Chłopiec... Zaraz, gdzie ja to miałam... - mamrocze do siebie zeskakując z krzesełka. Podchodzi do jednej z szafek przyglądając się grzbietom książek. Niepewnie śledzisz ją wzrokiem. - Wiesz, że bajki są pouczające? - Mimo pytania, nie daje ci na nie odpowiedzieć, gdyż mówi dalej. Wyraźnie pogrążona w myślach, chyba nawet zapomniała o twojej obecności tutaj - Każda baśń czy legenda... niesie ze sobą przesłanie. Jedne uczą współczucia i miłości, inne pokazują, że jednak książę kiedyś spotka księżniczkę. Jeszcze inne, że zły i okrutny smok może okazać się najlepszym przyjacielem. Bajki to coś, na czym dorastają nie tylko dzieci, ale do czego chętnie wracają dorośli. To tutaj dobro spotyka się ze złem, to tutaj wiedźma jest paskudna i odrażająca, czyniąca zawsze zło i bohater musi obronić przed nią swoją ukochaną. Wiesz?
-Dobra, ale po co mnie to ściągnęłaś? Właśnie chciałem zobaczyć te Siedmiomilowe buty i....
-Będziesz miał na to czas, zaręczam. - zaśmiała się podchodząc do Ciebie z książką. Wyraźnie starą, ale na swój sposób wspaniałą. Jej magia otworzyła ją przed Twoim nosem. Litery jednak były rozmazane, jakby wirowały, kręciły się, szalały.
-Co się dzieje? - Pytasz zaskoczony
-Oh, nic takiego, po prostu ... magia - stuknęła kopytem w dywan i całe Twoje ciało zaczęło unosić się samo z siebie. Następnie książka wchłonęła Cię, nie, to złe określenie. Dosłownie wessała do środka.
Jest ciemno. Nie. To Ty jesteś w ciemności. Nie widzisz siebie, własnych rąk, nie słyszysz swojego oddechu, a jednak jesteś. Nie wiesz ile tak tkwisz, zawieszony w miejscu z którego masz wrażenie, że nie ma już ucieczki. Lecz w końcu coś się zmienia. W jednym punkcie, przed Twoimi oczami, ciemność... blednie. Widzisz góry. Wysokie, majestatyczne, szczytami pieszczące chmury, widzisz jak przez ośnieżone skały przedzierają się dwie zakapturzone postacie. Uciekają. Chcą za wszelką cenę przedostać się za górę, boją się, że to nie będzie im dane. W końcu gdy postanawiają odpocząć, dostrzegasz jak jedna z postaci wyciąga małe zawiniątko. Niemowlę ssące własny kciuk. Masz dziwne wrażenie, że to jesteś Ty. Ale logika podpowiada ci, że to nie możesz być Ty. Bo przecież nic takiego nie miało miejsca. Rodzice by ci o tym przecież powiedzieli, prawda? A mimo to rośnie w Tobie to dziwne przekonanie, że patrzysz na swoją przeszłość. Gdy chcesz się zbliżyć do obrazu, przyjrzeć rysom matki i ojca... oh już nawet nazywasz tak te osoby... wtedy obraz znika. Znów jest ciemno. Chcesz krzyczeć, ale nawet jak to robisz, to nic nie słychać.
Na kolejny przebłysk czekałeś długo. Znaczy, tak Ci się wydaje. Nie ma tych wędrowników. Jest za to królestwo. Bogate, piękne, potężne. Rządzone sprawiedliwie przez króla Asgora i królową Toriel. Zaraz. Skąd to wiesz? A no tak, przecież wychowałeś się tam!
....
Resztki logiki buntują się. Przecież to nie jest prawda! A jednak. Widzisz siebie w wieku pięciu lat, trenujesz ze swoim przyszywanym bratem, Asrielem. Ty chwytasz za drewniany miecz, zaś on wytwarza swój z magii. Walczycie, albo raczej przepychacie się pod czujnym okiem nowej kapitan Undyne, która wbrew zasadom, zamiast stać i patrzeć, biega dookoła was po całym placu i okrzykami kibicuje obu. Podpowiadając raz jednemu, raz drugiemu, co ma zrobić, by pokonać przeciwnika.
Czujesz tęsknotę. Tym razem możesz dotknąć obrazu, ciepło po drugiej stronie woła Cię, lecz oddziela was... jakaś niewidzialna zimna siła. Tym razem chce Ci się płakać kiedy obraz niknie. Lecz teraz nie musisz czekać długo na pojawienie się kolejnego.
To Ty w wieku ośmiu lat. Twoi rodzice, Toriel i Asgore, choć nie są prawdziwymi rodzicami, postanowili zabrać Cię na targ. Chodzisz razem z nimi, kupują ci słodkie bułeczki i pączki z przepysznym ciepłym nadzieniem. Jesteś szczęśliwy. Przy jednym z kramów siedzi żółty potwór. Alphys. Król Asgore rozmawia z nią przez chwilę o czymś. Wiesz, że planuje dać jej posadę alchemika na dworze. Ty i Asriel postanawiacie dołączyć się do innych dzieci, które bawią się przy fontannie. Obraz na chwile ciemnieje, by później znowu się rozjaśnić. To Ty, płaczący obok ogrodnika królewskiego w jego chatce. Sans podał Ci ciepły napar w ręce i przykrył kocem. Płaczesz bo... bo dzieci się z Ciebie śmieją, że nie masz rodziców. Że pewnie prawdziwi porzucili cię dlatego, bo nie mogli Cię znieść. Martwisz się, że jeżeli to prawda, to przyjaciele jakich teraz masz, też Cię porzucą. Obraz znowu się rozmazuje. I znów ciemność.
Kolejne okno pojawiło się długo po poprzednim. Masz lat dziesięć, panicznie boisz się, że przestaną Cię kochać przyjaciele. Dlatego postanawiasz zrobić dla nich coś wspaniałego. W tajemnicy przed wszystkimi decydujesz się wyrzeźbić coś z drewna. Uzbrojony w narzędzia, siadasz na ziemi w pałacu, ściągnąłeś najbliższe dywany, aby ich przypadkiem nie zabrudzić. I robisz swoje. W końcu, udało Ci się zrobić mały posążek. Dla każdego będzie osobny. Ten wyszedł Ci naprawdę cudownie. Pająk na ciastku. Wszystko dla zarządczyni Muffet. Jest zadowolona z prezentu, naprawdę. Jedną z dłoni głaszcze Cię po głowie i odkłada prezent na stolik. Uśmiechasz się.
Lecz... po tym jak obraz na chwile zrobił się rozmyty widzisz jak Muffet, wiele dni później, siedzi z Tobą w swoim pokoju i przez przypadek jedną z rąk strąca prezent od Ciebie. Wiesz, że nie jest lekki i nie chcesz aby spotkała ją krzywda, dlatego startujesz od razu by złapać. Nie tylko, nie udaje Ci się złapać. Figurka spada na jej stopę i lekko ją rani. Ale co gorsza, w pośpiechu zdeptałeś jednego z jej pająków. Muffet jest na Ciebie zła. Płaczesz. Znowu ciemność. I kolejny obraz.
Tym razem sala balowa. Stoisz ubrany jak przystało na członka rodziny królewskiej. Twoi adopcyjni rodzice tańczą na środku parkietu, zaś Twój brat zabawia przy stole z ponczem przybyłe do zamku szlachcianki. Czujesz się niepewnie, co szybko zauważył Twój przyjaciel. Lokaj Grillby. podchodzi i pochyla się by wyszeptać do ucha kilka słów jakie mają dać odwagę. Chcesz poprosić do tańca jedną z księżniczek. Podoba ci się od dawna. Wymieniliście się nawet listami raz, czy dwa razy. Grillby jest naprawdę przekonujący dlatego udaje Ci się. Dobrze się razem bawicie i jesteście szczęśliwi. Nocą, na zamkowym balkonie, w towarzystwie gwiazd i księżyca, wyznajesz jej swoją miłość. Jakież jest Twoje szczęście, kiedy okazuje się, że przyjmuje i co więcej odwzajemnia je! Wasz romans nie trwa długo. Jej ojciec krzyczy w sali tronowej na króla Asgora, kilka nocy po balu, że nie życzy sobie abyś zbliżał się do jego córki. Posyła ją do innej krainy na naukę. Asgore chce Cię bronić, lecz nieskutecznie, nawet kiedy kazał mężczyźnie wyjść, już było za późno. Ostateczne słowa padły.
Nie zasługujesz na miłość
I tak też myślisz. Nie pamiętasz już ani sklepiku z zabawkami, ani ciemności. Siedzisz na swoim łóżku i zaciskasz ręce na rękojeści miecza. Prawdziwego, a nie ćwiczebnego. Nigdy się nie zakochasz. I wbrew wszystkiemu, nikt nie kocha Ciebie. Zajmują się Tobą jak zwierzątkiem, rozrywką, zabawką królewicza. Nawet twoi prawdziwi rodzice Cię nie chcieli. Na tym świecie nie ma miejsca dla kogoś takiego jak Ty.
Mijają dni... Mijają lata... Mijają jesienie i zimy. Twoje postanowienie nie zmienia się. Nawet więcej. Jesteś pewien, że to co uważasz, jest prawdą. Miłość nie jest Ci pisana. I z tą świadomością... żyjesz dalej.
-Witaj Asgorze - rzucasz siadając przy stole. Zawsze jadacie wspólnie posiłki
-Oh mówiłem ci, abyś nazywał mnie ojcem... albo tatusiem... tatko... tata.... titi.... tutu... cokolwiek
-Wasza Królewska Mość pozwoli, że wezmę sobie chleb? - pytasz nie patrząc na niego
-Oczywiście pozwolę, pozwolę. Jak powiesz do mnie tatusiu
-Yhhh dobra, tatusiu - Asgore skinął ręką i pozwolił Ci wziąć chleb. Słowo takie jakich wiele. Dla Ciebie nie znaczyło nic. Tak samo jak mama, brat czy przyjaciel, nie wspominając o mocniejszych jak ukochana czy żona. To tylko słowa.
-Będziemy mieć dzisiaj gościa - Toriel była naprawdę zadowolona - Moja stara dobra przyjaciółka zawita do naszej krainy.
-O, a jak się nazywa? - Asriel w końcu się obudził. Co on robi po nocach?
-Zła Wiedźma
-Zła Wiedźma? - powtarzasz podnosząc wzrok znad śniadania - Dlaczego wpuszczasz tutaj złą wiedźmę? - Toriel śmieje się perliście zasłaniając włochatą łapą usta
-Oj nie nie, kochany, nie. Ona się tak nazywa. Zła Wiedźma.
-Czyli... nie jest wiedźmą?
-Oh jest!
-A czy jest Zła?
-W jakim znaczeniu? - Toriel uśmiechnęła się cwanie. Wywracasz oczami. -Zła Wiedźma jest dobra. Znaczy się, nie widziałam aby zrobiła cokolwiek złego - Wyjaśniła widząc Twoją irytację. Przytakujesz i wracasz do śniadania.
-Ciekawe jaka jest ta... Zła Wiedźma - pyta Asriel z którym trenujesz szermierkę. Robisz unik przed jego zamachem
-Może jakaś fajna? - Teraz ty atakujesz. Asriel robi unik.
-A może seksowna?
-Oj no weź - podskok - Tobie tylko jedno w głowie
-No co! Dorastam! Czas już wylecieć z gniazdka i takie tam. Jestem od ciebie starszy wiesz... ptaszki, pszczółki, kapusta i bociany
-O, widzę, że odnalazłeś swoje powołanie, zostaniesz leśniczym - trafiłeś Asriela w ramię. Nie boleśnie. Bo macie ochraniacze, ale jednak dotknąłeś go. Wygrałeś. Zadowolony z siebie udałeś się do swojego pokoju, aby w spokoju poczytać, może coś porzeźbić w drewnie. Bardzo to relaksujące.
Gość dawno temu już zawitał na zamek. Lecz do tej pory nie miałeś okazji go spotkać. Jak nie pomoc Asrielowi w papierach, to nauka z Sansem, albo też przyglądanie się pracy Muffet i zawracanie głowy Undyne. No i uciekanie przed Grillbym, aby ten przypadkiem nie zmusił Cię do robienia tego, co aktualnie masz w grafiku. Dzień jak co dzień.
Nie było Cię też na kolacji, od razu zmęczony poszedłeś do łóżka spać.
Śniło Ci się coś dziwnego. Widziałeś jakby siebie. Kwintesencję siebie. Bezkształtną - kształtną masę. Która jednocześnie nie miała koloru i posiadała je wszystkie. Trudno opisać słowami to co zobaczyłeś. Lecz wiedziałeś, że to jest istota tego czym i kim jesteś. I wtedy ... to kim jesteś zostało.. uwięzione w pozłacanej klatce. Położone na małej poduszeczce. Przestało nerwowo pląsać i wirować, jakby... uspokoiło się. Ty też... o dziwo... ty też zrobiłeś się... spokojniejszy.
Kolejnego dnia, zbudziłeś się wraz ze słońcem. Przeciągnąłeś i myślałeś o dziwnym śnie. Choć nie byłeś pewien co oznacza, postanowiłeś go zignorować. Ubrałeś się, przywiązałeś do biodra miecz, założyłeś skórzane rękawice i udałeś się w stronę jadalni. Ta jednak była pusta. Jakby się zastanowić, w całym zamku... było... cicho? Pusto? W kuchni nikogo. Na balkonie nikogo. Żadnych straży. Jedynym pomieszczeniem w którym kogoś znalazłeś okazała się sala tronowa. Na tronie Asgora siedziała jednak kobieta. Wysoka, pięknie zbudowana, o czarnych jak noc włosach, przerażających ślepiach, bladej cerze i w zwiewnej sukni, która ciągnęła się za nią. Widziałeś też, że na oparciu tronu siedzą trzy kruki. Jeden czarny, jeden biały i jeden nakrapiany.
-Czekałam na ciebie, młody książę - powiedziała z uśmiechem
-Gdzie są wszyscy? - Zapytałeś robiąc w jej stronę kilka szybkich kroków
-Śpią, tak samo jak ty. To wszystko jest snem - machnęła ręką jakby to było nic takiego
-Ja śnię.... A więc jesteś w moim śnie... Czego chcesz?
-Oj, to bardzo niegrzeczne z twojej strony - zamruczała przenosząc na ciebie złote ślepia - Książę jestem Złą Wiedźmą, Królowa Toriel musiała ci o mnie wspominać
-A tak, mówiła coś. Jesteś tu bo czujesz się obrażona, że nie przywitałem cię jak trzeba? - krzyżujesz ręce na piersi
-Co? - była zaskoczona - Oh nieee - zaśmiała się cicho - Nic z tych rzeczy. Gdy byłam w twoim wieku wolałam pracować na polu niż spotykać się z przyjaciółmi moich rodziców - machnęła ręką - Aaale gdybyś jednak się pojawił, to zaoszczędziłoby nam wiele czasu...
-O czym mówisz?
-Widzisz... - zeszła z tronu i zaczęła iść w Twoją stronę, delikatnie bujając biodrami na boki - Słyszałam o bardzo, bardzo nieszczęśliwej duszy w tych stronach. Duszy człowieka, który postanowił nie kochać. Duszy człowieka, który uważa, że nikt go nie kocha, nie powinno się go kochać i on nie może kochać. - Była teraz tak blisko, że czułeś jej zapach. Pachniała jak... atrament i kwiaty. - Wiesz o kim mówię?
-O mnie?
-Skąd ta niepewność. Brawo- zaklaskała i stanęła. Była dosłownie na wyciągnięcie ręki - Jestem naprawdę z ciebie dumna.
-Ta jasne... I co ci do tego?
-Wiele! - wyrzuciła ręce w powietrze - Naprawdę nie rozumiem, dlaczego uważasz, że nie pisana jest ci miłość i nie powinieneś jej okazywać. Nie rozumiem. - widzisz wyraźnie zmartwienie na jej twarzy - Dlatego postanowiłam rzucić na ciebie klątwę - odparła w końcu prosto i na temat.
-K...KLĄTWĘ?! Jaką?! Za co?! Miałaś być dobrą wiedźmą!
-Oh i jestem dobra! Zobaczysz, ta klątwa przyniesie ci wiele dobrego! Znaczy się... chyba...
-Jak to chyba?
-Mmmm bo to czy klątwa będzie miała dobry, czy zły efekt będzie zależało od ciebie. Od twoich decyzji. - uśmiechnęła się czule - Od razu mówię. To co cię spotkało to klątwa Śpiącej Królewny. - mówiła obchodząc Cię dookoła - Pamiętasz ten sen z klatką? - przytakujesz nie spuszczając jej ze wzroku - To akurat nie był sen, a to snem jest. Uśpiłam twoje emocje. Głównie miłość... aaaale wiesz, jest efekt uboczny.
-Efekt ... uboczny?
-No tak, twoje emocje ... w większości... no prawie wszystkie... będą jakby... stłumione?
-Aha...
-Klątwę będzie dało się ściągnąć tylko w przypadku, kiedy zaakceptujesz, że ktoś może się w tobie zakochać. Kiedy zaakceptujesz to, że umiesz kochać i miłość jest ci pisana. Gdy... pozwolisz miłości być w twoim życiu
-Ale bzdury...
-No ej, uważaj sobie - pogroziła ci palcem - I aaaaby dodać ci determinacji - odwróciła się plecami i spojrzała przez ramię. Kruki zaczęły krakać - Jeżeli nie zrobisz tego do dnia swoich osiemnastych urodzin, klątwa zarazi wszystkich w królestwie. - Poczułeś przeszywający ból w sercu. Nawet teraz, mimo stłumionych emocji, nie chciałeś aby to się stało. Gdybyś mógł, byłbyś wściekły. Chciałbyś być wściekły, pochwycić swój oręż i zaatakować Złą Wiedźmę, ale... czułeś nic i wiedziałeś, że to bardzo złe.- Ale wiesz co? Abyś nie był smutny, że tylko ciebie to spotyka. Na zamku jest jeszcze ktoś, kto ucierpiał z powodu klątwy. Ktoś, kogo też odwiedziłam. Lecz nie martw się, szybko dowiesz się kto cierpi na klątwę i myślę, że zorientujesz się jaką. - pociągnęła nosem i spojrzała przed siebie
-Dlaczego mi to robisz?!
-Abyś dowiedział się czegoś bardzo ważnego o sobie i o tych których masz koło siebie. To dla twojego dobra - uśmiechnęła się ponownie i zrobiła krok do przodu. - Pamiętaj... pomóż sobie i pomóż komuś innemu. Dobrze? - Po tych słowach rozpłynęła się w powietrzu i zniknęła. Zaś Ty obudziłeś się w swojej sypialni czując nieprzyjemny chłód w piersi.
A jednak w tej historii pojawia się Sans, cóż mimo wszystko jestem ciekawa co wydarzy się dalej!
OdpowiedzUsuńTak, idę w opowiadanie z narracją chłopaka, czemu? A czemu nie? :D