Nie chciałaś obarczać innych tym ciężarem. Miałaś jeszcze szansę to wszystko naprawić. Dasz radę sama, wierzysz w to.
- Naprawdę nie mogę wam powiedzieć - odrzekłaś nawet nie patrząc na Asgore.
- Skoro nie chcesz powiedzieć - powiedział król, nagle poważniejąc. - Spędzisz resztę dnia w swoim pokoju, dopóki nie powiesz o co chodzi. - dodał, wstając. - Nawet jeśli miałbym odwołać dzisiejsze przyjęcie.
Po tym straż odprowadziła cię do komnaty. Zobaczyłaś jeszcze jak Papyrus czuwał przy swoim bracie.
…
Już trzecią godzinę kręciłaś się po swoim pokoju. Nie mogłaś już poprosić Alphys o pomoc. Asgore skonfiskował jej wszystkie napary nasenne do odwołania.
Nie miałaś żadnego pomysłu jak wydostać się z pokoju. Chodziłaś po nim i szukałaś czegoś, żeby się wydostać. Nie mogłaś zrobić liny z prześcieradeł czy ubrań. Nawet jeśli to drugie piętro, nie chciałaś skończyć z połamanymi nogami. Wtedy nikomu byś nie pomogła.
…
Jedyne miejsce jakiego nie przeszukałaś to twoja garderoba. Zaczęłaś wyrzucać z niej ubrania, aby móc więcej zobaczyć. Jako dziecko słyszałaś, że jest wiele tajemnych przejść trzeba tylko dobrze szukać.
Wyrzuciłaś już wszystkie ubrania na zewnątrz. Musiałaś przyznać, że jest ich okropnie wiele. Ponad połowy z nich nigdy nie miałaś na sobie. Ale nie to zaprzątało ci teraz głowę.
Zauważyłaś coś dziwnego na ścianie. Przyjrzałaś się temu. To był jakiś przycisk. Nacisnęłaś go. Potem usłyszałaś kliknięcie. Podłoga zaczęła się osuwać spod twoich nóg. Szybko odskoczyłaś. Gdy podłoga się osunęła, ukazały się schody. Było tam ciemno, ale musiałaś zaryzykować. Wzięłaś świeczkę i ruszyłaś tajemniczym przejściem.
…
Przejście doprowadziło cię do jednego z bocznych korytarzy nieopodal kuchni. Musiałaś jak najszybciej znaleźć to jabłko, a nawet nie wiedziałaś, gdzie masz szukać.
Ten cholerny kwiat miał wam pomóc, a jedyne co powiedział to, że rozwiązanie jest blisko. Może miał na myśli zamek? Może rozwiązanie jest gdzieś tutaj?
Może rzeczywiście ma rację. Może rozwiązanie jest blisko, tylko na razie go nie dostrzegasz. Coś pod twoim nosem. Coś czego nie dostrzegasz. Coś co jest bliżej niż myślisz.
Dostałaś nagłego oświecenia. Wiedziałaś już, gdzie masz szukać odpowiedzi. Biegiem ruszyłaś do ogrodu. Gdzieś tam musiało kryć się złote jabłko.
Nigdy nie mieliście w ogrodzie jabłoni ani innych drzew owocowych, ale nic innego nie przyszło ci na myśl. Od razu zrezygnowałaś z głównej części ogrodu. Tam nigdy nie widziałaś jakichkolwiek drzew. One zazwyczaj rosły przy murze.
Biegłaś wzdłuż muru, wypatrując jabłoni. Było to nie małe wyzwanie dla ciebie. Nawet jeśli trenowałaś z Undyne to był to niezły dystans do przebiegnięcia.
Nie wiesz, ile tak biegłaś, ale ze zmęczenia zaczęłaś zwalniać. Przystanęłaś na chwilę, aby złapać oddech. Dziwne było dla ciebie to, że nie kojarzyłaś tej części ogrodu. I od dawna nikogo nie wiedziałaś. Ogród wyglądał też na trochę zaniedbany.
Przeszłaś się po tej części. Aż zobaczyłaś duża, starą jabłoń. Na jednej z gałęzi znajdowało się złote jabłko. Nie wierzyłaś własnym oczom. To było naprawdę ono. Jak to możliwe, że znalazłaś je tak późno?
Nie roztrząsałaś tego teraz. Miałaś coraz mniej czasu. Powoli zbliżał się wieczór. Niebo zaczynało zmieniać barwy. Szybko zerwałaś owoc, na szczęście wisiał na jeden z niższych gałęzi.
…
Wbiegłaś do lecznicy, nie zważając na strażników, którzy wołali za tobą. Pierwszej lepszej pielęgniarce kazałaś przygotować dla Sansa sok z złotego jabłka i mu go podać.
Niestety sama nie mogłaś tego dopilnować. Strażnicy dopadli cię i zaprowadzili przed oblicze króla.
…
- Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi?! Czy dalej zamierzasz milczeć?! - wrzasnął na ciebie Asgore. - Co się z tobą do cholery dzieje?! - Podniosłaś zdziwiona głowę. Pierwszy raz usłyszałaś z jego ust przekleństwo. Toriel uczyniła to samo. Podeszła do swojego męża.
- Kochanie, krzykiem nic nie zdziałasz - powiedziała, kładąc mu rękę na piersi.
- To jak mam do niej dotrzeć, skoro nikogo nie słucha! - odparł Asgore, ale w jego głosie nie było już słychać złości tylko bezradność.
- Nie wiem, ale na pewno nie tak - dodała na zakończenie Toriel, spuszczając głowę.
- I tak już za późno - powiedziałaś, gdy ostatnie promienie słońca, zniknęły za horyzontem.
Para królewska spojrzała na ciebie nic nie rozumiejąc. Jednak wkrótce się przekonali. Wraz z nadchodzącym mrokiem każdego mieszkańca otaczały małe świetliki, które przelatywały przez nich, a potem odlatywały w niebo. Każdy z nich tracił swoje uczucia.
Byli tacy jak ty.
Szybko po królestwie rozniosło się, że to przez księżniczkę lud został przeklęty. Parę służących z zamku nie omieszkało tego rozpowiedzieć. Każdy, a przynajmniej większość żywiła do ciebie urazę.
Tylko twoja rodzina nie potrafiła zostawić cię samej. Reszta szybko cię opuściła.
Ludzie nie mogli znieść życia bez uczuć. Szukali sposobu na ich odzyskanie. Eliksiry, mikstury, zaklęcia oraz inne dziwactwa. Nikt nie potrafił temu zaradzić. Alphys spędzała całe dnie i noce na przełamaniu jej, ale nic nie pomagało.
Jedyna nadzieja jaka wam pozostała to alchemik z dalekich krain. Winding Gaster. Ojciec Sansa i Papyrusa.
A skoro o Sansie mowa.
Szkielet przebudził się kilka minut po podaniu mu soku. Na początku był szczęśliwy, ale jego uczucia również zostały zabrane. Lecz nie miał do ciebie pretensji. Starałaś się.
To właśnie Sans zaproponował, aby udać się do jego ojca. Bracia wierzyli, że tylko on może rozwiązać tą sprawę. Wyruszyli kilka dni po twoich urodzinach.
Tylko dzięki nim nie straciłaś jeszcze nadziei. Chociaż przygasała z dnia na dzień. Ludzie powoli zaczęli uciekać z królestwa z nadzieją, że po za jego granicami klątwa przestanie działać. Według plotek, które docierały zamku udało im.
Król martwił się o to co stanie się z jego królestw, poddanymi, którzy nie mają możliwości wyjechać.
Jedyną rzeczą jaka wam pozostała to czekać. Każdego dnia wchodziłaś na najwyższą wieże. Wypatrywałaś dwójki szkieletów, którzy mieli przynieść dobrą nowinę.
- Naprawdę nie mogę wam powiedzieć - odrzekłaś nawet nie patrząc na Asgore.
- Skoro nie chcesz powiedzieć - powiedział król, nagle poważniejąc. - Spędzisz resztę dnia w swoim pokoju, dopóki nie powiesz o co chodzi. - dodał, wstając. - Nawet jeśli miałbym odwołać dzisiejsze przyjęcie.
Po tym straż odprowadziła cię do komnaty. Zobaczyłaś jeszcze jak Papyrus czuwał przy swoim bracie.
…
Już trzecią godzinę kręciłaś się po swoim pokoju. Nie mogłaś już poprosić Alphys o pomoc. Asgore skonfiskował jej wszystkie napary nasenne do odwołania.
Nie miałaś żadnego pomysłu jak wydostać się z pokoju. Chodziłaś po nim i szukałaś czegoś, żeby się wydostać. Nie mogłaś zrobić liny z prześcieradeł czy ubrań. Nawet jeśli to drugie piętro, nie chciałaś skończyć z połamanymi nogami. Wtedy nikomu byś nie pomogła.
…
Jedyne miejsce jakiego nie przeszukałaś to twoja garderoba. Zaczęłaś wyrzucać z niej ubrania, aby móc więcej zobaczyć. Jako dziecko słyszałaś, że jest wiele tajemnych przejść trzeba tylko dobrze szukać.
Wyrzuciłaś już wszystkie ubrania na zewnątrz. Musiałaś przyznać, że jest ich okropnie wiele. Ponad połowy z nich nigdy nie miałaś na sobie. Ale nie to zaprzątało ci teraz głowę.
Zauważyłaś coś dziwnego na ścianie. Przyjrzałaś się temu. To był jakiś przycisk. Nacisnęłaś go. Potem usłyszałaś kliknięcie. Podłoga zaczęła się osuwać spod twoich nóg. Szybko odskoczyłaś. Gdy podłoga się osunęła, ukazały się schody. Było tam ciemno, ale musiałaś zaryzykować. Wzięłaś świeczkę i ruszyłaś tajemniczym przejściem.
…
Przejście doprowadziło cię do jednego z bocznych korytarzy nieopodal kuchni. Musiałaś jak najszybciej znaleźć to jabłko, a nawet nie wiedziałaś, gdzie masz szukać.
Ten cholerny kwiat miał wam pomóc, a jedyne co powiedział to, że rozwiązanie jest blisko. Może miał na myśli zamek? Może rozwiązanie jest gdzieś tutaj?
Może rzeczywiście ma rację. Może rozwiązanie jest blisko, tylko na razie go nie dostrzegasz. Coś pod twoim nosem. Coś czego nie dostrzegasz. Coś co jest bliżej niż myślisz.
Dostałaś nagłego oświecenia. Wiedziałaś już, gdzie masz szukać odpowiedzi. Biegiem ruszyłaś do ogrodu. Gdzieś tam musiało kryć się złote jabłko.
Nigdy nie mieliście w ogrodzie jabłoni ani innych drzew owocowych, ale nic innego nie przyszło ci na myśl. Od razu zrezygnowałaś z głównej części ogrodu. Tam nigdy nie widziałaś jakichkolwiek drzew. One zazwyczaj rosły przy murze.
Biegłaś wzdłuż muru, wypatrując jabłoni. Było to nie małe wyzwanie dla ciebie. Nawet jeśli trenowałaś z Undyne to był to niezły dystans do przebiegnięcia.
Nie wiesz, ile tak biegłaś, ale ze zmęczenia zaczęłaś zwalniać. Przystanęłaś na chwilę, aby złapać oddech. Dziwne było dla ciebie to, że nie kojarzyłaś tej części ogrodu. I od dawna nikogo nie wiedziałaś. Ogród wyglądał też na trochę zaniedbany.
Przeszłaś się po tej części. Aż zobaczyłaś duża, starą jabłoń. Na jednej z gałęzi znajdowało się złote jabłko. Nie wierzyłaś własnym oczom. To było naprawdę ono. Jak to możliwe, że znalazłaś je tak późno?
Nie roztrząsałaś tego teraz. Miałaś coraz mniej czasu. Powoli zbliżał się wieczór. Niebo zaczynało zmieniać barwy. Szybko zerwałaś owoc, na szczęście wisiał na jeden z niższych gałęzi.
…
Wbiegłaś do lecznicy, nie zważając na strażników, którzy wołali za tobą. Pierwszej lepszej pielęgniarce kazałaś przygotować dla Sansa sok z złotego jabłka i mu go podać.
Niestety sama nie mogłaś tego dopilnować. Strażnicy dopadli cię i zaprowadzili przed oblicze króla.
…
- Możesz mi wreszcie powiedzieć o co chodzi?! Czy dalej zamierzasz milczeć?! - wrzasnął na ciebie Asgore. - Co się z tobą do cholery dzieje?! - Podniosłaś zdziwiona głowę. Pierwszy raz usłyszałaś z jego ust przekleństwo. Toriel uczyniła to samo. Podeszła do swojego męża.
- Kochanie, krzykiem nic nie zdziałasz - powiedziała, kładąc mu rękę na piersi.
- To jak mam do niej dotrzeć, skoro nikogo nie słucha! - odparł Asgore, ale w jego głosie nie było już słychać złości tylko bezradność.
- Nie wiem, ale na pewno nie tak - dodała na zakończenie Toriel, spuszczając głowę.
- I tak już za późno - powiedziałaś, gdy ostatnie promienie słońca, zniknęły za horyzontem.
Para królewska spojrzała na ciebie nic nie rozumiejąc. Jednak wkrótce się przekonali. Wraz z nadchodzącym mrokiem każdego mieszkańca otaczały małe świetliki, które przelatywały przez nich, a potem odlatywały w niebo. Każdy z nich tracił swoje uczucia.
Byli tacy jak ty.
Szybko po królestwie rozniosło się, że to przez księżniczkę lud został przeklęty. Parę służących z zamku nie omieszkało tego rozpowiedzieć. Każdy, a przynajmniej większość żywiła do ciebie urazę.
Tylko twoja rodzina nie potrafiła zostawić cię samej. Reszta szybko cię opuściła.
Ludzie nie mogli znieść życia bez uczuć. Szukali sposobu na ich odzyskanie. Eliksiry, mikstury, zaklęcia oraz inne dziwactwa. Nikt nie potrafił temu zaradzić. Alphys spędzała całe dnie i noce na przełamaniu jej, ale nic nie pomagało.
Jedyna nadzieja jaka wam pozostała to alchemik z dalekich krain. Winding Gaster. Ojciec Sansa i Papyrusa.
A skoro o Sansie mowa.
Szkielet przebudził się kilka minut po podaniu mu soku. Na początku był szczęśliwy, ale jego uczucia również zostały zabrane. Lecz nie miał do ciebie pretensji. Starałaś się.
To właśnie Sans zaproponował, aby udać się do jego ojca. Bracia wierzyli, że tylko on może rozwiązać tą sprawę. Wyruszyli kilka dni po twoich urodzinach.
Tylko dzięki nim nie straciłaś jeszcze nadziei. Chociaż przygasała z dnia na dzień. Ludzie powoli zaczęli uciekać z królestwa z nadzieją, że po za jego granicami klątwa przestanie działać. Według plotek, które docierały zamku udało im.
Król martwił się o to co stanie się z jego królestw, poddanymi, którzy nie mają możliwości wyjechać.
Jedyną rzeczą jaka wam pozostała to czekać. Każdego dnia wchodziłaś na najwyższą wieże. Wypatrywałaś dwójki szkieletów, którzy mieli przynieść dobrą nowinę.
~KONIEC~
0 komentarze:
Prześlij komentarz