Spis treści:
Shiro Higurashi (obecnie czytany)
Był to kolejny dzień na Handlarzu Iluzji. Użytkownicy spędzali czas jak zwykle,
administracja dzielnie sprawowała nad wszystkim piecze i nic nie wskazywało na
to, żeby dzień ten miał się czymkolwiek różnić od innych. Wtem nagle rozległo
się pukanie do drzwi pokoju niezmordowanych strażników porządku. Po chwili
otworzyły się one, ukazując dwie dziewczyny, gotowe pomóc jakiejś zbłąkanej
duszyczce lub iść bezlitośnie skopać dupętrollom – Oczytaną i Usterkę. Od razu
rozpoznały osobę, która do nich przyszła. Gustowny czerwony krawat oraz
niebieska szykowna czapka nie pozostawiały żadnych wątpliwości, że jest to
Magiczny Osioł.
- O, Osiołek witaj - przywitały go, na co zwierzak
ukłonił się nisko.
- Witam serdecznie drogie Panie. Mam nadzieję, że nie
odrywam Pań od czegoś ważnego – zapytał niepewnie.
- Nie, ależ skąd osiołku my tylko... - zaczęła
Oczytana, ale zawahała się, nie będąc przekonaną, co powinna powiedzieć.
Spojrzała więc na stojącą koło niej towarzyszkę. Usterka zachichotała patrząc
jednoznacznie na Oczyś, ale szybko przeniosła wzrok na Osła i odezwała się
do niego.
- Nieee, spokojnie. Mów, co cię do nas sprowadza?
- Ostatnimi czasy zauważyłam, że Panie, mam tu na myśli
administrację tego wspaniałego miejsca, pracują bez odpoczynku, pilnując
serwera. Chciałbym więc zaproponować szanownym Panią zasłużony urlop. Zdaję
sobie oczywiście sprawę, że są Panie zapewne niezwykle zajęte i nie mogą
zostawić serwera samego sobie na zbyt długo. Jednakże, jeśli można, pozwoliłbym
sobie sugerować, że jakiś, choćby weekendowy, odpoczynek od pracy byłby
wskazany dla zdrowia Pań.
Po tym wywodzie osiołek wyjął z pomocą magii z torby kopertę
i podał kobietom, uśmiechając się do nich niepewnie. Oczytana rozczuliła się,
widząc troskę osiołka i wyciągnęła rękę po kopertę. Obejrzała ją dokładnie, po
czym otworzyła, by zapoznać się z jej treścią. Było to zaproszenie do włości
hrabstwa de Mortein. Kobieta uniosła brwi ze zdziwienia, kto w końcu
spodziewałby się od Osła zaproszenia do posiadłości jakiegoś hrabstwa? Termin
był wyznaczony na dowolny weekend - od piątkowego południa do niedzieli rano.
Jedynym dziwnym elementem był wymóg, by nie brać ze sobą telefonu, komputera,
ani żadnej innej elektroniki. Nie było to typowe, ale uznano, że prawdopodobnie
Osioł chce, by administracja naprawdę odpoczęła od świata. Zresztą krótki
weekend szło wytrzymać na odwyku. Dziewczyny spojrzały po sobie, uśmiechając
się. Następnie przytuliły osiołka i zniknęły na chwilę za drzwiami ogłosić
reszcie radosną nowinę.
W najbliższy weekend, zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami,
przed barem Gillbys stanęła minimalistycznie zdobiona karoca w starym stylu.
Schludnie ubrany woźnica w średnim wieku zszedł zgrabnie na ziemię i otworzył
drzwi od karocy, z której wysiadł odświętnie ubrany Osiołek. Wprawdzie do
spotkania było jeszcze dobre kilkanaście minut, ale przecież nie wypadałoby
kazać damą czekać. O umówionej porze cztery kobiety wyszły z budynku ciągnąć ze
sobą walizki.
- Witam Panie serdecznie – przywitał się Osiołek,
stając na tylnych kopytkach i kłaniając się. - Dziękuję serdecznie, że
zechciały Panie skorzystać z danego zaproszenia. Proszę pozwolić zająć się
Eugeniuszowi bagażami i rozgościć się w pojeździe. - Na to mężczyzna podszedł i
wziął od kobiet walizki, pakując je ostrożnie pod karocę, osiołek natomiast
otworzył drzwi i zaprosił gestem Panie do środka. Po chwili cztery kobiety i
Osioł byli się już w pojeździe, a woźnica, zamocowawszy porządnie walizki,
zasiadł na swoim stanowisku i wydał komendę, na którą ciągnięty przez konie
powóz ruszył.
Po godzinie powóz w końcu zatrzymał się w docelowym miejscu.
Ledwo woźnica zdążył otworzyć drzwi, a cztery kobiety już wypadły gwałtownie z
karety, nie mogąc się doczekać, by zobaczyć miejsce docelowe. Jakież było ich
zdziwienie, gdy zobaczyły przed sobą okazały zamek w starym stylu z
otaczającymi go wielkimi połaciami zieleni. Spojrzały dość zszokowane na osła
(który również wysiadł) na co ten ukłonił się i już miał coś powiedzieć, gdy
zobaczył idącą od zamku parę. Mężczyzna w strojnym, staromodnym garniturze, od
którego biła niezwykła pewność siebie, odezwał się do kobiet serdecznie.
- Mam zaszczyt i przyjemność powitać Panie w tych
skromnych progach. Jam jest Hrabia Henryk de Mortein, a oto hrabina
Hortensja de Mortein – powiedział, wskazując na stojącą koło niego
kobietę w wystawnej sukni, również w starym stylu.
Po przywitaniach służba zabrała bagaże gości do ich komnat,
a same Panie udały się z osłem i gospodarzami na powitalny obiad w salonie. Stół
był niezwykle bogato zastawiony potrawami. Mimo iż szykowany na 6 osób i osła,
sprawiał wrażenie, że i dwudziestu chłopa spokojnie by się najadło. Gospodarze
nie byli pewni, w czym goście gustują, więc zarządzili tak, by było w czym
wybierać i nawet najbardziej wybredna osoba lub na jakiejś dziwacznej diecie
znalazła na stole coś dla siebie.
Gdy wszyscy się najedli Osiołek zabrał turystki na
przechadzkę po ogrodzie, by odpocząć po podróży i obfitym posiłku. Ogród
przypominał w zasadzie bardziej wielki park. Znajdowało się w nim mnóstwo drzew
(przede wszystkim ozdobnych) pięknych rzeźb, ławeczek, postawionych, by
odpocząć w cieniu drzew oraz przede wszystkim całe połacie kwiatów i krzaków
kwitnących. Zewsząd rozchodziła się przyjemna woń kwiatów, lecz nie sposób było
określić jakich. Jednak spotkany po drodze ogrodnik, znający nawet najbardziej
egzotyczne rośliny w ogrodzie, wymienił nazwy wszystkich rosnących dokoła
kwiatów, których woń łączyła się ze sobą, tworząc jedyną w swoim rodzaju
mieszankę. Osioł-przewodnik również opowiadał gościom o zgromadzonych
roślinach, mówił znane mu historię związane z nimi, oraz ciekawostki.
Odpowiadał też cierpliwie na wszystkie pytania gości, najdokładniej jak tylko
umiał. (Jeśli jednak czegoś nie wiedział, po prostu wołał któregoś z
ogrodników, zajmujących się pracą.) W tle natomiast słychać było śpiew ptaków,
które mieszkały wśród licznej zieleni, oraz szum strumyka płynącego przez ogród
niczym srebrzysto niebieska wstęga.
Zwiedziwszy niezwykle rozległą część kwiatową, przyszedł
czas na drugi, nieco mniejszy sektor ogrodu. Wycieczka przeszła nad rzeczką
przez malowniczy, kamienny mostek i znalazła się części przeznaczoną na
skalniaki, szklarnię, oraz rośliny jadalne. Osiołek robiący za przewodnika
zaprowadził kobiety do szklarni, gdzie znajdowały się rośliny potrzebujące
specyficznych warunków. Dział z roślinami owadożernymi wzbudził niemałe
zainteresowanie. Podobnie jak ten z roślinami trującym. Nikt na szczęście
niczego nie zerwał, a przynajmniej Osiołek nie zauważył tego. Po zwiedzeniu
wszystkich szklarni nadszedł czas na odpoczynek po spacerze. Przechodząc wśród
skalniaków, doszli do części z roślinami jadalnymi, gdzie gałęzie drzew, aż
uginały się od owoców. Oczywiście wkoło nie brakowało również krzaków oraz
krzaczków i grządek z roślinami wydającymi jadalne jagody. W centrum natomiast
znajdowała się altanka, na której ścianach rosły róże pnące. W środku stał
drewniany stolik, na którym leżało jeszcze ciepłe ciasto, świeżo zerwane owoce
oraz gorąca herbata. Osiołek zaprosił Panie do stołu na chwilę przerwy od
chodzenia. W przyjemnej atmosferze goście pokrzepili się popołudniową herbatką
i poszli raźnie zwiedzać dalej.
Kolejnym punktem programu była część posiadłości z żywymi
zwierzętami. Nie było żadnych przeciwwskazań, by pogłaskać owieczki, lub
poczęstować konie chlebem. Nawet była wydzielona część z ogromnymi wolierami,
gdzie latały gołębie, kanarki, słowiki, a nawet papugi. Chętne Panie mogły
swobodnie wejść do klatek, usiąść na o dziwo nieskazitelnie czystych ławeczkach
i nakarmić ptaki przygotowanymi przysmakami. Te natomiast chętnie podchodziły i
jadły kobietom z ręki,w ogóle się nie bojąc, usiąść w pobliżu nich lub nawet
(jeśli nie zostawały odgonione) na nich.
Po tym przyszedł czas na ulubioną zagrodę przewodnika. Nie trudno było się
domyślić, że znajdowały się w niej właśnie osły. Parę starszych osobników
pokiwało radośnie do Magicznego Osła i powiedziało coś, co tylko on mógł
zrozumieć. Kiwnął przytakująco, na co parę oślic wydało z siebie
charakterystyczny, głośny dźwięk, a po chwili z drewnianego domku wybiegło
sześć małych osiołków, które od razu podbiegły do płotu zagrody i patrzyły się
na nowe twarze.
- Proszę się nie krępować. Do zagród można swobodnie
wchodzić. Tylko ostrzegam – te maluchy, mimo iż poproszone, by nie ubrudzić
Paniom ubrań, mogą w radości o tym zapomnieć. Mogą Panie również poczęstować je
marchewkami, które są oślim przysmakiem w tych stronach - powiedział jedyny
magiczny osioł w okolicy, pokazując na stojące nieopodal kosze pełne marchewek,
na co osły w stajni zarżały, czując, co się szykuje. Po chwili Osioł otworzył
ostrożnie zagrodę, wpuszczając niebojące się przyszłego prania kobiety z
koszami. Źrebaki na to nie traciły ani chwili i od razu zaczęły słodzić się do
kobiet. Każdy był naturalnie inny, jeden ocierał się nieśmiało o nogi, zerkając
z nadzieją na koszyki. Inny od razu zaczął wesoło niuchać, dając do
zrozumienia, co by mu sprawiło wielką radość. Jeden – najśmielszy od razu oparł
się o nogę trzymającej najniżej koszyk kobiety i zaczął go trącać łbem i rżeć
domagając się poczęstunku. Dwa pozostałe stały i uśmiechały się, mając
nadzieję, że któraś do nich podejdzie. Ostatni natomiast był niezwykle
nieśmiały i po rozejściu się jego przyjaciół bał się sam podejść do Pań.
Osiołek w krawacie skinął na matkę małego źrebaczka, która podeszła z nim do
hojnych gości. Po chwili również reszta zwierząt z zagrody była koło kobiet i
rżała radośnie, ponieważ każde miało nadzieję, że to właśnie jemu przypadnie
następna marchewka z koszyka. W pewnym momencie kobiety, aż zaczęły się
martwić, że nie starczy dla wszystkich, jednak Magiczny Osioł czuwał. Widząc to
zakłopotanie, gdy zapas się nieubłaganie kończył, wyszedł z zagrody i przyniósł
im nowe kosze - pełne marchewek. Sam jednak pozostał na zewnątrz zagrody, gdyż
miał plan, by korzystając z okazji, że goście są zajęci, samemu podłączyć się
cichaczem pod marchewkową ucztę. Ostatecznie wszystkie osły były najedzone, a
kobiety, choć trochę ubrudzone piachem i słomą, to zadowolone. Wyszły radośnie
z zagrody, żegnając się ze zwierzątkami i strzepnęły z siebie brud, który
odpadł z łatwością.
Po tym przewodnik oprowadził je po reszcie połaci zieleni, pokazał studnię,
wskazał z dala na pobliskie jezioro, które było zaplanowane na dzień następny
oraz dziedziniec. Następnie zabrał je do skrzydła zamku, gdzie znajdowały się
ich komnaty. Oczywiście wszystkie cztery było koło siebie, a bagaże już na nie
czekały. Każdy pokój miał oddzielną łazienkę, znajdowały się w nich specjalne
dzwonki, z pomocą których mogły one wezwać służbę wedle potrzeby oraz ogromne
łoża. Tak wielkie, że spokojnie mogły się zmieścić wszystkie cztery na jednym.
Po pokazaniu wszystkiego Osiołek zostawił je, by odpoczęły przed kolacją, która
miała odbyć się za godzinę.
O ustalonej porze lokaj i Osiołek przyszli zabrać gości na
kolację, która była niewiele mniej wystawna co obiad. Widać było natomiast, że
wszystko jest świeżo robione i oczywiście nawet jedna potrawa nie została
odgrzana. Przy stole czekali na gości również wcześniej poznani gospodarze i
zapraszali do stołu. W gościnnej atmosferze wśród rozmów płynął radośnie czas.
Po posiłku para pożegnała się, życząc gościom niczym niezakłóconego spoczynku.
Reszta natomiast przeszła do bawialni, by mogli bez krępacji dalej rozmawiać,
nie przeszkadzając służbie w sprzątaniu stołu. W przyjaznej atmosferze wśród
gier i rozmów spędzili goście wieczór, a następnie zostali odprowadzeni do
swoich komnat, by odpocząć przed kolejnym dniem.
Z rana służba obudziła kobiety zgodnie z zapowiedzią. (Nikt
nie komentował faktu, że nie wszystkie zostały zastane śpiące w swoich własnych
komnatach.) Garderobiany zaproponowały pomoc przy przebieraniu się oraz
wczasowiczki zostały zapytane, czy nie potrzebują czegoś, a wszystko, czego im
brakowało, zostało natychmiast dostarczone. Po porannej toalecie Osiołek
przyszedł zaprowadzić administrację HI na śniadanie, które odbywało się na
tarasie. Na stole zastawionym dla siedmiu osób czekało mnóstwo przysmaków i
potraw adekwatnych do pory dnia. Kawa i herbata oczywiście też były dostępne
bez limitu. Po posiłku kobiety zostały odprowadzone do komnat, by mogły wziąć
potrzebne rzeczy na dalsze zwiedzanie, ewentualnie zmienić ubranie.
Po czasie na naszykowanie się Osiołek zaprowadził Panie nad wcześniej
wspomniane jezioro, gdzie już oczekiwała łódka. Najpierw jednak zaplanowana
była przechadzka brzegiem jeziora i karmienie kaczek chlebem, który leżał
przygotowany. Po pokazaniu okolicy i nacieszeniu się naturą naszła pora na rejs
po jeziorze.
Wsiedli wszyscy do łódki razem z dwoma mężczyznami, którzy
wiosłowali, gdyż łódź była na napęd ręczny. Nikomu się nie śpieszyło, gdyż na
jezioro przeznaczony był cały czas do obiadu. Oczywiście łódka nie była jedyną
atrakcją. Po pół godziny dopłynęła ona do innej części jeziora, która była urządzona
w plażowym klimacie. Pogoda dopisała i osoby, które pragnęły, mogły zażyć
kąpieli, przebrawszy się w specjalnych kabinach. Nic nie stało również na
przeszkodzie, by łowić ryby. Do tego jednakże trzeba było popłynąć łódką na
środek jeziora, gdyż na płyciźnie nie zwykły one pływać. Ponadto kąpielowicze
by je płoszyli. Oczywiście nikt nie był zmuszony do brania udziału w
czymkolwiek, altanka, leżaki i koce na piasku kusiłyby spędzić ten czas na
odpoczynku i rozmowie. Parasole dla osób wolących unikać słońca również się
znalazły, tak samo, jak służba zajmująca się organizacją napoi dla gości.
Przekąskami natomiast częstowali z rozwagą. W końcu byłoby niezwykle szkoda,
gdyby goście nie zgłodnieli do obiadu .
Na miejscu dany był wczasowiczkom czas na chwilę odpoczynku
i przebranie się po jeziornych atrakcjach. Następnie zgodnie z zapowiedzią
służba przybyła, by zaprowadzić je na obiad. Gospodarze jak zawsze
uczestniczyli w posiłku i ustalali z gośćmi poobiednie plany. Po jedzeniu
nadszedł czas na wycieczkę do lasu. Las miał swój dziki charakter, ponieważ
nikt poza hrabstwem oraz ich gośćmi nie miał tam wstępu. Dlatego też osiołek
pilnował, by żaden z gości nie zgubił się. Jednak mimo to służba i tak kręciła
się po okolicy, sprawdzając, czy czegoś nie potrzeba i przy okazji pilnując
bezpieczeństwa. Goście mogli w tym czasie poobserwować naturę, poczęstować się
rosnącymi od czasu do czasu jagodami, albo urządzić grzybobranie. Była nawet
możliwość, by wybrać się na polowanie z gospodarzem, oczywiście w inne obszary
lasu. W końcu nikt nie chciał zostać postrzelony przez przypadek. W lesie
urządzono popołudniową herbatkę, oczywiście z przekąskami. W środku głuszy była
przygotowana do tego celu polana z rozstawionym stolikiem oraz krzesłami.
Oczywiście zastawa również była gotowa, a herbata już się parzyła, gdy goście
podeszli do stołu. W siódemkę spędzili miło czas, a następnie powrócili do
rezydencji.
Tym razem zaplanowana była przejażdżka konna. Czterej
dżokeje już czekali, by poinstruować kobiety o tym, jak dosiąść konia i nie
spłoszyć go. Po opanowaniu podstaw nadszedł czas na przechadzkę po łąkach.
Początkowo mężczyźni prowadzili konie za uzdę, ale widząc, że zwierzęta są
niezwykle spokojnie (prawdopodobnie Osioł miał w tym swój mały udział)
przekazali co śmielszym Paniom lejce. Gdy jednak któraś miała ochotę na szybszą
jazdę, zostało zaproponowane, by dżokeje również dosiedli się na konia i w ten
sposób pojechali we dwójkę kłusem, lub nawet galopem. Cwał natomiast odpuścili
zwierzakom, by nie przeciążać ich zbytnio. Osiołek cały czas kręcił się w
pobliżu, o dziwo bez problemu dotrzymując kroku nawet galopującym koniom. Całą
wycieczką odbyła się bez nieprzyjemnych niespodzianek, jednak zmęczyła gości (i
przede wszystkim Osła), więc spokojnym stepem powrócili wszyscy do rezydencji,
by dojść do ładu przed kolacją.
Posiłek opierał się głównie na dziczyźnie, upolowanej
podczas wycieczki do lasu. Dla podkreślenia tego klimatu dominowały sosy
grzybowe oraz z owoców leśnych. Choć nadal mimo tej przewagi każdy był w stanie
znaleźć coś dla siebie. W końcu po paru posiłkach służba już doskonale widziała
jakiego typu dania szczególnie przypadają do gustu gościom, a które nie cieszą
się, aż takim powodzeniem.
Po jedzeniu goście przeszli do bawialni, gdzie zaplanowane
były dla nich występy artystyczne. Jako pierwszy wystąpił bard, przybyłyby
zabawić towarzystwo śpiewem oraz tańcem. Następny był błazen, nieszczędzący
sił, by umilić czas swoimi żartobliwymi występami oraz zagadkami. Jako ostatni
natomiast wystąpił gawędziarz, który zapytawszy publiczność, o czym chciałaby
posłuchać, opowiedział bajkę w tak ciekawy sposób, że mimo późnej pory nikt nie
zasnął. Nadszedł jednak czas by kończyć występy i udać się na spoczynek.
Artyści pożegnali wspólnie wspaniałą publikę, po czym razem z gospodarzami
opuścili pomieszczenie. Niezmordowani goście jeszcze chwilę dyskutowali,
dzieląc się wrażeniami po spektaklu, aż zmęczenie ich nie dopadło. Osioł
zaproponował więc, by dokończyć dyskusję przy śniadaniu i odprowadził
wczasowiczki do swoich komnat, po czym pożegnał się z nimi.
Następny poranek wyglądał podobnie. Służba obudziła gości i
po porannej toalecie zabrała na pożegnalne śniadanie. Zdawało się ono wyjątkowo
wystawne, a sami gospodarze również chcieli zostawić po sobie jak najlepsze
ostatnie wrażenie. Turystkom było trochę smutno, że już muszą opuszczać to
przyjazne miejsce jak z bajki, ale praca wzywała. Zresztą w całej posiadłości
nie było prądu, o internecie nie wspominając. Któż więc współczesny byłby w
stanie wytrzymać na dłuższą metę w takich warunkach? Po śniadaniu przyszedł
czas na pożegnania i podziękowania. Gospodarze zapraszali ponownie, zwłaszcza
Osioł zachęcał, by wpadły one jeszcze kiedyś. Jako argumenty mówił, że nie
zwiedziły one jeszcze okolicznych wiosek, oraz nie wzięły udziału w innych
atrakcjach, które już nie zmieściły się w planie wycieczki, by nie obciążać
zbytnio gości. W końcu ten wyjazd miał na celu danie administracji chwili
wytchnienia, a nie zamęczenie nadmiarem zwiedzania i aktywności. Podczas tej
rozmowy służba zaniosła do karety bagaże, a woźnica czekał gotowy, by ruszać.
Na koniec jeszcze Panie przytuliły osiołka, dziękując mu za zaproszenie i
wsiadły do pojazdu, wracając tym samym do domu.