Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes]. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes]. Pokaż wszystkie posty

4 listopada 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka w sądzie [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Trial Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Drżałaś jak osika stojąc na środku sali sądowej, nerwowo bawiąc się złączonymi palcami. Zdałaś sobie sprawę, że to całe zdenerwowanie jest tak naprawdę z Twojej winy. Na szali ważyło się więcej niż tylko prawne rozegranie sprawy, a kiedy poznałaś się z adwokatem, nie brałaś na poważnie całej tej sprawy. Wszystko wydawało się takie nierealne, tak jakby ten dzień nigdy miał się nie stać. Kiedy pierwszy raz weszłaś do sądu, czułaś się... dziwnie. Nie umiałaś się powstrzymać przed zaciąganiem rękawów bluzki. Nie umiałaś przestać się rozglądać. Tutaj jest tak wiele osób. Są twoi przyjaciele, znajomi z uczelni i kilka osób z sąsiedztwa. Potworów było więcej niż się spodziewałaś, praktycznie każdy z okolicy był na sali. To dla nich typowe. Potwory razem świętują dobre rzeczy i są ze sobą w złych chwilach by dać wsparcie pozostałym. Wiedziałaś też, że na sali są członkowie grupy Komitet Obrony Przeciwko Potworom, których członkowie będą sądzeni za włamanie i wandalizm. Miałaś nadzieję, że za fakt doszczętnego zdemolowania mieszkania trafią za kratki na kilka lat. W najgorszym razie przegrasz i wyjdą wolno. Zadrżałaś. Nie chciałaś myśleć o tych co naruszyli Twoją przestrzeń osobistą i mieli tyle złych uczuć względem potworów. To sprawiało, że bolało Cię serce. Nie chciałaś zadręczać się myślą, że tak samo wiele osób jest w organizacji KOPP, jak i przeciwko niej. Ostatecznie, niewielka sprawa o włamanie przez Ciebie i Sansa stała się bardzo ważna dla mediów oraz dla Ciebie samej i potworów jakie was wspierały. Jeżeli się wam uda, to zdarzenie będzie tylko precedensem, a grupy jakie będą miały zamiar tworzyć się w przyszłości, dwa razy się zastanowią nim zrobią cokolwiek. Starałaś się wyglądać pewnie. Byłaś przekonana, że wszystko pójdzie po Twojej myśli jeżeli tylko system sprawiedliwości będzie... sprawiedliwy. Siliłaś się na uśmiech zajmując miejsce. Będzie dobrze. Wierzyłaś w ludzkość. Lecz z każdą kolejną chwilą czekania na wejście sędziego czułaś się coraz bardziej niepewnie. Drżałaś, brzuch Ci się skręcał. Nagle, poczułaś coś ciepłego na ramieniu. Odwróciłaś się, Sans miał ponurą minę.
-cześć
-Cześć – uśmiechnęłaś się
-to wielki dzień – nie mówił do Ciebie. Nigdy nie widziałaś go w takim stanie, ale rozumiałaś jego położenie. Zadrżałaś niepewnie
-No nie? W telewizji przyznali się do tego, prawda? Mamy dowód, że …
-a czy to ma znaczenie?
-Jasne, że ma – Sans poruszył się niezręcznie i usiadł. Nie odpowiedział, ale słowa nie były potrzebne, miał odpowiedź wypisaną na twarzy. Nie wierzył, że z tej rozprawy wyjdzie coś dobrego. - Ma znaczenie – powtórzyłaś starając się nadać słowom odrobinę prawdy. Czułaś jak żołądek Ci się przekręca. Ma znaczenie. Tamci są źli. Źli ludzie idą do więzienia.
-znajdą sposób, aby ich uwolnić, albo zmniejszyć karę, nie obraź się, ale nie jestem fanem waszego systemu sprawiedliwości
-Potwory wygrywały wcześniej sprawy – Sans popatrzył na Ciebie i uśmiechnął się kwaśno
-jasne, a zaraz potem nagle prawo się zmieniało, aby w przyszłości nie mogły wygrać. - Czułaś się odrobinę zła na jego słowa, za wszelką cenę chciałaś udowodnić mu błąd. Zasługiwałaś na wygraną. Sans zasługiwał na wygraną. Potwory powinny wygrać. Lecz pomijając to, słowa Sansa odbijały się echem po Twojej głowie. Kiedy zostałaś wezwana na wydanie wyroku, popatrzyłaś na ławę przysięgłych. Dwunastu ludzi i ani jednego potwora. Westchnęłaś, wiedziałaś już co się stanie, nic nie powinno Cię zaskoczyć. Rozprawa zaczęła się na nowo. Oskarżałaś KOPP o włamanie się do mieszkania, wandalizm, no i rasizm z zagrożeniem zdrowia i życia osobistego. Pokazywałaś zdjęcia mieszkania, nagrania z restauracji z włoskim żarciem, oraz kilka scen z programu Mettatona. Twoi przeciwnicy zaczęli przedstawiać swoje dowody
-Szanowni członkowie rady przysięgłych. Zaręczam, że to nie jest przejaw działalności organizacji, czy tym bardziej nienawiść wymierzona w stronę potworów. To są wpadki tej konkretnej dziewczyny, która swoje życie postanowiła upubliczniać w socjal-media. Mój klient nie ma z tym nic wspólnego. Poza tym, przez tą kobietą stracił pracę, żonę...
-Sprzeciw
-Odrzucony. Panowie i panie przysięgli, musicie zrozumieć, że mój klient oraz członkowie organizacji korzystali z ich prawa do wolnego wyrażania własnego zdania – Właśnie w taki sposób.  Dawałaś swoje dowody. Sans dawał swoje. Undyne swoje. Ludzie z KOPP swoje. Wiele było tych dowodów w tak niewielkiej sprawie. Miałaś wrażenie, że to ciągnie się godzinami. Kiedy Rada ponownie wyszła, wzięłaś oddech. Będzie dobrze. Rada wyglądała na racjonalną grupę ludzi i wierzyłaś w to. Musiałaś uspokoić swoje serce. A kiedy wrócili...
-Uznaliśmy, że oskarżeni nie są winni. - Nie są winni. Nie. Są. Winni. Serce Ci się zatrzymało. Czułaś jakbyś zapadła się pod ziemię. Zamrugałaś nie rozumiejąc słów jakie w tym momencie do Ciebie nabiegły. Nie wierzyłaś w to co się dzieje. Oderwałaś wzrok by poszukać Sansa. Zniknął. Cudownie. Kiedy wyszłaś z sali, otoczyli Cię reporterzy.
-Jak się czujesz po przegranej?
-Co planujesz? Złożysz apelację?
-Gdzie Sans? Dlaczego cię nie wspiera?
-NGHAA! EJ! Słuchajcie, odpowiemy na wasze pytania, kiedy odpoczniemy – krzyknęła Undyne otaczając Cię ramionami – Chodź, idziemy – gapiła się na reporterów eskortując Cię do samochodu. Milczałaś w drodze do domu. Kiedy weszłaś do środka zobaczyłaś Sansa opierającego się o ścianę. Nie umiałaś być teraz na niego zła. Też byś tak zrobiła, gdybyś umiała się teleportować.
-nadal chcesz abyśmy się pokazali wieczorem? - Planowałaś świętować w Grillby's. Zaprosiłaś przyjaciół, potworzych i ludzkich. Teraz nie będziecie świętować tak jak planowałaś, choć i tak wszyscy mają zamiar się pojawić. Przytaknęłaś – ok. - I znikł. Westchnęłaś i udałaś się do łóżka pod kołdrę marząc, że też umiesz znikać. Kiedy się obudziłaś, przebrałaś się w dżinsy, sweter i niebieską bluzę. Popatrzyłaś w odbicie i westchnęłaś. Ostatnią rzeczą którą teraz chciałaś, to swoim wyglądem wzbudzać politowanie.

snas 20:03  gotowa?

xxx-xxxx 20:03| A ty?

snas 20:03| niestety

xxx-xxxx 20:04| Zawsze możemy gdzieś uciec.

snas 20:04| chciałabyś?

xxx-xxxx 20:04| Czemu nie?

snas 20:04| a gdzie chciałabyś uciec?

xxx-xxxx 20:05| Nie wiem. Na szczyt góry? Na skraj przepaści? A może na środek oceanu? Słyszałam, że tonięcie jest ciekawe

snas 20:05| morze się skuszę

xxx-xxxx 20:05| Więęęęc szukać łódki? ;)

snas 20:05| najpierw spływajmy do grillby's

Zmarszczyłaś brwi, ale przytaknęłaś i chwyciłaś za torbę. Zamierzałaś iść po Sansa, lecz kiedy otworzyłaś drzwi, siedział pod Twoimi z zaciągniętym na głowę kapturem.
-Od jak dawna tutaj jesteś?
-to nie ma znaczenia, chodź – Unikał Twojego spojrzenia. Popatrzyłaś na telefon, a potem na niego. Hm... Ludzie którzy przyszli do Grillby's dawali wspierali was. Czułaś się dziwnie, tak wiele osób składało Ci kondolencje, ale to chyba nic złego. Lecz byłaś zajęta rozmową z innymi, że Sans zniknął Ci z oczu. Najwyraźniej nie było go nawet w środku. Grillby powinien wiedzieć, gdzie się udał, więc przepchnęłaś się przez zebranych i podeszłaś do zabieganego potwora. Ten najwyraźniej czekał na Ciebie, bo miał przygotowane dwa drinki. Wskazał głową na okno, za nim dostrzegłaś coś co miało kształt Sansa i leżało na ziemi. Podziękowałaś i wzięłaś szklanki wychodząc. Sans leżał na usypanym śniegu klepiąc białego psa po głowie i paląc. Paląc! Zatrzymałaś się, słysząc jak śnieg pod Twoimi stopami trzeszczy.
-cześć – zatrzymał się na chwilę podnosząc na Ciebie wzrok, wyglądał żałośnie. Kiedy pisał z Tobą, wszystko wydawało się dobrze, ale teraz...
-Nie sądziłam, że palisz – rzuciłaś jakby nigdy nic i podałaś mu drink. Wzruszył ramionami
-popalam, od dawna jednak nie paliłem psiego smakołyka
-....Czego?! - zaśmiał się i podniósł rękę. Między jego palcami, naprawdę, był psi smakołyk w kształcie kości – To naprawdę to? - Pies podniósł łeb i zaczął węszyć tak, jakby spodziewał się, że będziesz miała coś dla niego
-nie, ale pomyśl o tym jak o prawdziwym papierosie czy coś – zaciągnął się i zaproponował Ci – chcesz? - zaprzeczyłaś
-Nie, dzięki
-ludzie są dziwni, niszczycie naturę, ale nie chcecie zniszczyć swoich płuc
-Łatwo ci mówić, skoro nie masz żadnych. Dlaczego palisz? Coś cię dręczy? - usiadłaś obok Sansa na śniegu. Wzruszył ramionami. Podniósł się opierając ręce na kolanach i wyrzucił psi smakołyk przed siebie. Pies pobiegł za nim znikając w śniegu
-mam już dość bliskości wszystkich – zaśmiał się cicho. Upiłaś łyk swojego drinka. Smakował ciepłem i … smutkiem
-Nie mogę uwierzyć, że masz siły żartować
-to prawdziwy smakołyk – pomachał ci pod nosem kolejnym psim krakersem. Pachniał spalonym żarciem.
-Jesteś dziwakiem, wiesz? Jesteś smutny. Wykończony, a żartujesz jakby nigdy nic. - upiłaś kolejny łyk cicho rechocząc pod nosem – Chciałabym tak jak ty panować nad swoimi emocjami – Jak mówiłaś, czułaś łzy spływające Ci po policzkach, wytarłaś je w rękaw wolnej ręki i odstawiłaś napój na ziemie.
-...ej
-Hm?
-chcę ci coś pokazać, ale to daleko, wybierzesz się ze mną? - Popatrzyłaś na niego zaciekawiona i przytaknęłaś
-Tak. Chcę być wszędzie, byle nie tu
-dobra – wyrzucił psi krakers do kosza – trzymaj się mocno – Poczułaś, jak śnieg spod Ciebie zniknął, zaś chłodny wiatr przeczesał Ci włosy. Kiedy otworzyłaś oczy patrzyłaś się na wielką dziurę w ziemi. W oddali świeciły się lampy niewielkiego miasteczka, a jeszcze dalej łuna większego miasta. Było też kilka drzew, gołych, pozbawionych liści, wszędzie dookoła było pusto. Popatrzyłaś na Sansa.
-Jesteśmy... tu gdzie myślę?
-góra ebott, ta – usiadł na ziemi, rozglądając się dookoła. Czułaś się dziwnie. Sans wspominał, że nigdy tutaj nie wrócił. Cicho usiadłaś obok niego, powoli przesuwając rękę w jego stronę tak, aby wasze palce się stykały. Sans odwrócił wzrok z horyzontu, popatrzył na wasze palce. Chciałaś cofnąć rękę, lecz szybko ją chwycił i splótł wasze palce. Minęła długa cisza, nim w końcu zapytałaś
-Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? - mocniej ścisnął Twoją dłoń
-musiałem sobie przypomnieć, że cokolwiek gównianego by mnie tu nie spotkało, nie jestem uwięziony tam.
-Sans, ja... - nie wiedziałaś co powiedzieć – Przepraszam, że ja.. - westchnęłaś – Nie wiem. Myślałam, że może... może... jeżeli wygramy to zrobimy coś dobrego. Że ludzie zaczną traktować potwory poważnie. Związki między gatunkowe też. Ja wiem, że zmiany nie idą zbyt łatwo i wymagają wiele czasu i sił... Wiedziałam, że tamci długo nie powiedzą w więzieniu, ale myślałam... - Już nie wiesz do czego zmierzasz – Nie wiem co powiedzieć, aby zabrzmieć dobrze. - Sans zamknął oczy i wziął wdech
-nie... nie musisz nic mówić – otworzył oczy i popatrzył na Ciebie, jego źrenice połyskiwały w ciemnościach - dlaczego sędziowie mają czyste sumienie? - uniosłaś brwi
-Co? Sans o czym ty...
-bo jeszcze nigdy go nie używali...
-Sans
-co wspólnego ma sędzia z używanym samochodem?
-Sans...
-nie, jest tani, łatwy do osiągnięcia i nie można mu zaufać...
-Co ty...
-do czego podobny jest adwokat?
-Co?
-do papieru toaletowego, ponieważ im większe gówno, tym bardziej klei się dupy.
-Sans, przestać – położyłaś mu dłoń na ramieniu. Popatrzyliście sobie w oczy. Nie uśmiechnął się. Nie migały mu oczy tak jak zawsze kiedy żartował. Wyglądał na przygnębionego i pokonanego. - proszę, śmiej się
-Mam się śmiać dla swojego czy twojego dobra? - Cisza
-naprawdę chcę, abyś się lepiej poczuła – szepnął.
. -Ja też, ale... będzie dobrze. Ludzie nienawidzą zmian, tacy już jesteśmy. Pewnego dnia dostaniemy kolejną szansę. W innych okolicznościach. Inną sprawę. Może coś większego niż wandalizm. Coś co zacznie rzutować na prawa obywatelskie czy coś. I będziemy razem i wygramy. To tylko... mała bitwa – Cisza.
-możesz... posiedzieć tutaj ze mną?
-Jasne. - I tak zrobiłaś. We dwójkę opieraliście się o siebie ramionami patrząc na zachmurzone niego. Ledwo widziałaś księżyc i kilka samotnie świecących gwiazd. Wszystko napełniało Cię smutkiem, tak jakby cały świat taki był. Wiatr sprzątnął kilka ostałych liści z drzew. Przytuliłaś się bardziej do Sansa pozwalając, aby jego magia Cię ogrzała i ukołysała do snu. Kiedy się obudziłaś słońce wschodziło, niebo zaczynało się rozpogadzać. Sans nadal siedział wpatrzony w horyzont. Rozpiął swoją galaktyczną bluzę przysunęłaś się do niego bliżej pozwalając, aby wasze kolana się stykały. Ciepło i delikatne światło słońca wypełniało Cię szczęściem, duchem który opuścił Cię wczoraj
-piękne, co? - szepnął prawie niesłyszalnie, lecz nie przegapiłaś tych słów. Podniosłaś głowę by na niego spojrzeć. Patrzył na widoki, widziałaś żółć i róż oświetlający jego blade lico. Był naprawdę zmęczony, lecz leniwy, delikatny uśmiech nie znikał z jego twarzy.

Pa bum. Pa bum.

Westchnęłaś próbując nie zważać na własne serce, położyłaś głowę na jego ramieniu
-Tak.. piękne.
Share:

26 października 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka przy automacie z przekąskami [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Vending Machine Incident] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
-WITAJ PRZYJACIÓŁKO! MOGĘ POPROSIĆ O ZROBIENIE GORĄCEJ CZEKOLADY? - chwyciłaś za plastikowy kubek
-Czekolada, Pap? A to z jakiej okazji?
-NAGRADZAM SAM SIEBIE
-Cóż, to dobrze. Mam robić też coś dla Sansa, czy ten leń nadal w łóżku? - zapytałaś pisząc na jego kubku „Papaj-rus”.
-TAK WŁAŚCIWIE, SANS JUŻ JEST W SWOJEJ NOWEJ PRACY, A MOŻE POWINIENEM POWIEDZIEĆ NOWEJ-NOWEJ-NOWEJ-NOWEJ? PRACY. POWIEDZIAŁ, ŻE GOTOWAŁ SIĘ NA NIĄ OD TYGODNIA. COKOLWIEK TO MIAŁO ZNACZYĆ – wlałaś mleko do naczynia i dosypałaś czekolady. Wzruszyłaś ramionami
-A kto wie? Ale skoro to Sans to pewnie jest w tych słowach jakiś kawał czy coś...
-CO?! A NIBY GDZIE MÓGŁBY WSTAWIĆ TUTAJ JAKIŚ KAWAŁ? - Nim zdążyłaś odpowiedzieć, Twoja współpracownica wyszła z zaplecza i popatrzyła na Ciebie
-Nie powinnaś iść już na zajęcia? - Zerknęłaś na zegarek. Cholera, ma rację. Zapomniałaś, że dzisiaj pierwszy dzień kolejnego semestru. Ściągnęłaś fartuszek, zrobiłaś sobie kawę i chwyciłaś za plecak.
-Dzięki za przypomnienie! - krzyknęłaś chwytając za bajgla – Pogadamy potem Paps! - Prawie zapomniałaś, jak to jest wieść życie w ciągłym pośpiechu, do czasu aż nie wybiegłaś z prędkością huraganu ze sklepu na kampus dzierżąc małą kawę w dłoni. Byłaś podekscytowana. Pierwszy dzień w szkole no i będziesz na nim! Chwała Bogu, pomyślałaś. Wszystko powinno iść dobrze.
-Uwaga! - usłyszałaś głos, lecz nim odwróciłaś się by spojrzeć, jakiś chłopak na deskorolce mało na Ciebie nie wjechał. Chcąc Cię ominąć chwycił Cię za ramię. Pchnął Cię, kubek z kawą wypadł Ci z rąk, rozlał się pod Twoimi stopami. Natomiast bajgiel leżał niewinnie na brudnym chodniku.
-Nie no serio?! - Krzyczałaś za chłopakiem, ale jego już nie było. Popatrzyłaś na szkody – Uhg, będzie plama – powiedziałaś do siebie patrząc na zaplamioną koszulkę. No i nie masz śniadania. Zerknęłaś na telefon, masz jeszcze trochę czasu przed pierwszymi zajęciami, więc możesz udać się do uczelnianego bufetu. Nie przepadałaś za kawą jaką tam serwowali, no i nie lubiłaś płacić za coś, co w miejscu pracy masz za darmo, ale na zajęcia trzeba udać się z kawą pędzącą po żyłach jeżeli nie chce się usnąć. Gnając w stronę bufetu minęłaś automat z przekąskami. Bajgle tutaj są tańsze, a więc zaoszczędzisz. Choć nie są tak świeże. Wrzuciłaś monety do maszyny i wcisnęłaś numerek smakołyku. Przyglądałaś się, jak ten powoli wychodzi ze swojej półeczki, wypada i … zatrzymuje się gdzieś w środku. Westchnęłaś, lecz mimo to schyliłaś się i wsadziłaś rękę od spodu starając się palcami dosięgnąć przekąski.
Tak desperacko pragnęłaś pozyskać swoją nagrodę, że dopiero przy próbie wstania zorientowałaś się, że ręka nie chce Ci wyjść z środka. Pociągnęłaś mocniej, ale nic z tego. Próbowałaś się odepchnąć drugą ręką. Nadal nic.
-To są chyba jakieś jaja – syknęłaś zerkając na swoje ramię. Nikt nie patrzył. Odstawiłaś plecak i usiadłaś mając nadzieję, że inna pozycja pomoże wyrwać rękę ze śmiertelnego uścisku automatu z przekąskami
-cześć – zadrżałaś odwracając się by ujrzeć Sansa, zerkającego na Ciebie z góry z wyraźnym rozbawieniem w oczach
-Nie robię niczego dziwnego – przysunęłaś się bliżej do maszyny, mając nadzieję ukryć swoją widoczną w szybie rękę
-jasne, jak na moje oko to tylko fisting* maszyny, nie ma w tym nic dziwnego – oparł się o szybę unosząc wysoko brwi. Warknęłaś i machnęłaś ręką która utknęła
-Dobra, a więc utknęłam próbując wydostać jedzenie jakie ta diabelna maszyna nie chciała mi wydać.
-mhmmm – popatrzyłaś na niego
-Wiem, że to naprawdę żałosne, ale możesz mi pomóc się wydostać?
-heh, nie wiem, to całkiem zabawne, nie każdego dnia widzi się człowieka zżeranego przez automat ze śmieciowym żarciem
-Możesz kpić sobie ile chcesz, choć z całą stanowczością mogę powiedzieć, że próbuję dogodzić maszynie
-cóż, do tego będzie trzeba zrobić trochę poślizgu – i jakby nigdy nic wyciągnął masło z kieszeni
-...
-tak, chciałem to powiedzieć odkąd tu przyszedłem
-Po kij czort ci masło?
-nom to magiczny przedmiot, który pomoże ci w tym cokolwiek robisz
-Sans
-właśnie miałem przerwę w pracy kiedy zobaczyłem twoją twarz.. jakby to powiedzieć? kiedy rozpoczęłaś swoją walkę o pożywienie z głodną ludzi maszyną – klęknął obok – pomyślałem, że przyda ci się pomoc, miałem nadzieję, że kawał poprawi nastrój – wyszczerzył się
-Skąd ty bierzesz te pomysły...?
-hej, robisz takie maślane oczy i sama się o nie prosisz – wywróciłaś oczami i podwinęłaś rękaw
-Dobra, smaruj mnie swoim masłem, miejmy to już za sobą – Sans otworzył pudełko i wziął trochę, by następnie zacząć smarować Twoją dłoń. Odwróciłaś wzrok, aby się na niego nie patrzeć. Kilka osób patrzyło na was lekko zdziwieni, lecz szybko udawali się w stronę swoich sal. Westchnęłaś i zerknęłaś na Sansa. To dziwne. Nie dziwne jak zawsze bywa między wami, ale dziwne bo to właściwie nie jest już dziwne, szczerze, to dziwnie typowe dla Ciebie. Jest styczeń, zimno się utrzymuje, a więc i masło nie roztapiało się zbyt szybko, sprawiając, że pojawiła się gęsia skórka i kilka razy przeszedł Cię dreszcz. Ponad to, masło wnikało między kości w ręce Sansa. Po kilku spędzonych w ciszy, niezręcznych minutach pełnych wcierania masła, udało się uwolnić Cię z potrzasku. Westchnęłaś z ulgą – Dziękuję Sans. Wiszę ci przysługę.
-heh, powiedziałbym, do usług... ale nie rób tego więcej – oboje wstaliście, Sans skinął na Ciebie głową – no weź, po tym jak cię uwolniłem, nie pozwolę ci umrzeć z głodu – poszłaś za nim i po chwili zdałaś sobie sprawę, że pracuje w szkolnym bufecie. Zaśmiałaś się, nie będąc aż tak zaskoczoną. To pewnie jest jego nowa praca o jakiej wspominał Papyrus. Sans stanął za ladą, przypomniały Ci się słowa Papsa z rana
-Gotowałeś się do tej roboty, co?
-kawę gotuje się całkiem prosto, co nie? - mrugnął do Ciebie. Chwycił za dwa ręczniki i jeden podał Tobie. Zaczęłaś wycierać mydło z ręki.
-Miła zmiana miejsca – uśmiechnęłaś się – Co u ciebie tak poza tym?
-nie mam na co narzekać – jego oczy lekko zajaśniały – choć godziny pracy są straszne – uśmiechnęłaś się lekko
-Powiesz coś więcej? Mam wrażenie, że od lat się z tobą nie widziałaś – Bo nie widziałaś się z nim przez kilka ostatnich dni. Głównie przez książki, przygotowania na studia. Twoje konto bankowe znowu świeciło pustkami, przez uczelniane czesne. Wzruszył ramionami
-nic nie robiłem, serio, po wizycie bp nie wydarzyło się nic niezwykłego, oh, ale paps czytał wszystkie wiadomości jakie zaczęły wychodzić, no i zaczął grzebać w waszym ludzkim prawie tak bardzo jak był w stanie – Mina Ci zrzedła. Undyne kilka miesiącu temu mówiła, że w styczniu będzie rozprawa sądowa z tymi co włamali Ci się do mieszkania. Cóż... styczeń już jest. Rozprawa będzie niedługo. Do tej pory lubiłaś udawać, że tamtego zdarzenia nigdy nie było. - … hej.
-Hm, co? - zamyśliłaś się, podniosłaś wzrok by spojrzeć potworowi w oczy
-co to? - zapytał pokazując na koszulkę. Opuściłaś głowę chcąc spojrzeć na miejsce
-Oh, haha, to ka.. - PAC. Natychmiast zasłoniłaś nos dłonią – Cz-czy ty właśnie dałeś mi prztyczka?
-hehehehe, nie mogę uwierzyć, że dałaś się na to nabrać – szczerzył się szeroko – zawsze łatwo się nabierasz
-A co to miało znaczyć? - pogładziłaś się po nosie nadal go osłaniając, jakby chciał czegoś znowu próbować.
-jest śmiesznie – wyciągnął kubek i długopis – teraz, czego sobie życzysz? - opuściłaś ręce i pochyliłaś się na ladzie zerkając na menu.
-Więc może tą dużą mrożoną orzechowo-karmelową latte z dwoma dodatkowymi kostkami cukru no i mleka ma być do połowy, na piance chcę też posypkę z cynamonu. No już już, Sans
-wybacz, twoje zamówienie jest zbyt wymyślne, heh, tego nie zrobię – zerknęłaś na zegarek
-Dobra, mam pięć minut, zadowolę się każdą kawą – włączył ekspres do kawy, przyglądałaś mu się z uwagą. Nie skorzystał z żadnego pojemnika z kawą, więc nie byłaś pewna co Ci robi. Podał Ci napój.
-ja stawiam – powiedział kiedy chwytałaś za portfel
-...Jesteś pewien? - to wydawało się dziwnie znajome
-tak, całkowicie, i dorzucę jeszcze muffinkę, abyś nie musiała sięgać po bułeczki maślane – odstawiłaś ręcznik na bok
-Będzie dobrze. Ugh i raz jeszcze dziękuję. Jesteś moim wybawicielem.
-liczę sobie te wszystkie razy, pewnego dnia będziesz mi wisiała milion golda
-Ta ta, do potem – poszłaś w stronę sali lekcyjnej mając nadzieję, że pierwszy dzień na uczelni nie będzie do końca sknocony. Kiedy dostałaś się do budynku sztuki zerknęłaś na plan upewniając się gdzie dokładnie zajmuje się twoja klasa. Pierwszy dzień nowego semestru zawsze był słodki. Powrót na tych kilka miesięcy było ekscytujące, będziesz mogła pracować nad rysunkami, pracą i swoimi fałszywymi znajomościami. No i jeszcze jeden miesiąc, abyś zaczęła pracować nad projektem końcowym. Ponad to była prezentacja najlepszych prac graficznych. Expo też pozostałych prac wszystkich studentów no i jak Ci się poszczęści, natrafisz na kogoś kto będzie chciał być twoim patronem. Będziesz musiała przyłożyć się do nauki w tym roku, lecz życie chce, abyś obracała się dookoła swojego (fałszywego) związku. Cóż.. będzie dobrze, pomyślałaś. Jeszcze nikt nigdy nie wyszedł źle na odkładaniu rzeczy na później, prawda? Całe szczęście, profesor jeszcze się nie pojawił. Usiadłaś przy pustym stoliku przyglądając się jak inni spóźnialscy wchodzą do środka. Rozpakowałaś się i usadowiłaś wygodnie.
-Cześ Gorąca Mamuśko
-Przepraszam? - podniosłaś wzrok – Jak mnie nazwałaś? - To była wysoka kobieta, na szyi wisiał jej aparat. Pokazała na Twoją kawę.
-Tak tutaj jest napisane, pomyślałam, że to będzie dobry początek na przełamanie pierwszych lodów. - odwróciłaś kubek w swoją stronę

gorąca mamuśko – popatrz na dobre strony, twoja skóra będzie teraz równie miękka jak masełko

Komplement na kawie. Komplement na kawie.
-Rany, Sans...
-Chyba gość z bufetu z tobą flirtuje – powiedziała siadając obok – Jestem Heather
-Wiesz... gość z bufetu to mój chłopak
-Fajnie. Jak się wam układa? - popatrzyłaś na nią
-Nie śledzisz wiadomości?
-Nie, niespecjalnie. Ciężko powiedzieć co w dzisiejszych czasach jest prawdziwe a co nie, dlatego unikam mediów. Wiesz?
-Nie, niespecjalnie – Profesor przyszedł i zamilkliście. Podał wam sylabus, informacje o projekcie na ten semestr. No i dość sugestywnie zrozumiał, że nie ma zamiaru czekać do ostatniego dnia jak oddacie prace... Ojej.. - Jakie masz pomysły? - zapytałaś dziewczynę mając nadzieję, że pozyskasz trochę inspiracji z jej pomysłów. Wzięła aparat zerkając w jego galerię
-Będę robić o różnych rodzajach miłości.
-Naprawdę?
-To piękne, więc się zamknij i nie rujnuj moich marzeń – pokazała Ci kilka zdjęć i zaczęła mówić o tym jak społeczeństwo postrzega miłość. To była naprawdę dobra przemowa gdybyś w ogóle jej słuchała. Kiedy mogliście się rozejść, zebrałaś swoje rzeczy i wyszłaś z budynku. Projekt zaliczeniowy o miłości. Ciekawe...
_____
* - rodzaj aktywności seksualnej polegający na penetracji pochwy lub odbytu (fisting analny) za pomocą całej ręki. Płytki fisting oznacza wsunięcie dłoni po nadgarstek, głęboki – prawie do łokcia. (wikipedia.org)
Share:

23 października 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka z koszmarami - Punkt widzenia Sansa [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Nightmares Incident [Sans's POV] ] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka z koszmarami // Punkt widzenia Sansa (obecnie czytany)
Wpadka Burgerpantsa
 Wpadka przy automacie z przekąskami
 Wpadka w sądzie
Wpadka u fotografa
Wpadka.. zaraz, co?
Wpadka w Walentynki
// tutaj będzie link do dalszej części spisu treści//
Sala Sądu. To zawsze zaczyna się w Salo Sądu. Cisza. Ciemność. Ból. Stał w czarnej próżni i czekał na to co ma przejść przez drzwi. Frisk. Ale to nie Frisk. Nie naprawdę. Frisk nie jest zabójcą. Ale to wygląda jak Frisk i czasami Sans się myli. Czekał. Cierpliwie. Pokraka wygląda na zdenerwowaną. Może we wcześniejszym śnie go dorwał. Heh. Cóż. Anomalia nie zniknie w najbliższym czasie. Nie rusza się. Stoi i uśmiecha się. Czeka, na jego ruch? Cóż, dobra. Sans uniósł rękę aby zaatakować, a wtedy... weszłaś Ty... Co? Zrobił krok do tyłu, kroki odbijały się echem po pomieszczeniu. Co tutaj robisz? Stoisz, patrzysz na niego, masz puste oczy.
Ocal ją, tak jak nie mogłeś ocalić pozostałych.
OcAL. ChRoŃ. OCAL. Chroń ją.
PoTrzEbUje ciE
OCAL OCAL OCAL OCAL OCAL OCAL OCAL
Umrze bez ciebie
ChROŃ, CHROŃ, chroń
stRATA, stRACH
jak ŚMIESZ
OCAL
POMOCY
POMOCY
POMOCY
POMOCY
OCAL
POMOCY
CHROŃ
Te słowa pulsowały w jego Czaszce. Dziecko poprawiło w dłoni nóż. Dlaczego tutaj jest? Sans szybko skoncentrował się na kościstym ataku, aby przebić jego pierś.
Nie.
Nie.
Nie.
To nie bachor. To T Y.
Sans zrobił krok do tyłu przerażony, patrzył jak krew falami wylewa się z Twojej piersi w akompaniamencie krzyku. Odwrócił się. Bachor stoi za nim, śmieje się. Użył magii aby rzucić nim w ścianę. Ale jak tylko opuścił rękę...
To nie bachor. To TY.
Pobita. Zakrwawiona. Krzycząca. Odwrócił się znowu. Dzieciak był na końcu pomieszczenia. Tym razem Sans teleportował się szybko, by własnoręcznie chwycić je za gardło i zgnieść je. Lecz gdy tylko zacisnął mocniej palce na skórze...
To nie był bachor. To T Y.
Giniesz z jego rąk.
MorDERca. Chcesz jej Ś M I E R C I.
Chcesz aby umarła.
Jak ona Ś M I A Ł A?
moRDERca. ZABIJ. ZABIJ. ZABIJ. ZABIJ.
jesteś NICZYM
jesteś ŚMIECIEM
będzie jej lepiej bez CIEBIE
zNISZcz
Jesteś PotwoREM
ONA UMRZE przez CIEBIE
ZABIJ ZABIJ ZABIJ ZABIJ
Nie umiał przestać. Drżał. Chciał Ci pomóc. Chciał Cię ochronić. Czy nie to zawsze robił? Dlaczego? To nie jest sprawiedliwe. Dlaczego musiałaś tutaj być?
WYJDŹ.
WYNOCHA.
PO CO PRZYSZŁAŚ DO MOJEGO ŻYCIA
Z A B I J
C H R O Ń
K O C H A J
N I E N A W I D Ź
Czy to w ogóle ma jakiekolwiek znaczenie? Cokolwiek zrobi, cokolwiek postanowi, jesteś tutaj by zginąć. Znowu. I ZNOWU. Jeszcze raz. I kolejny. Dlaczego tutaj jesteś? Pomóż. … proszę.

J E B.

-Ał kuuuu – Sans otworzył oczy. Gdzie był? Ciemno. Wziął urywany oddech.
Umarła, Umarła. Umarła.
Zabiłem ją.
Umarła
Kurwa nie wierzę, zabiłem ją.
Umarła, umarła, umarła.
Sans ledwo słyszał swoje własne myśli przez drżenie ciała, wzrok skupił się na Twoim obrazie, pochylałaś się nad nim wyraźnie zmartwiona. Ulga ogarnęła jego duszę. Wyciągnął w Twoją stronę nadal trzęsącą się dłoń, ale musiał się upewnić, że jesteś tutaj, z nim. - Już dobrze. - powiedziałaś czule - To tylko zły sen – Nie umiał się nawet złościć za to, że weszłaś do jego pokoju by go obudzić. Nie umiał się teraz nawet wstydzić, że widzisz go w takim stanie. Bał się, że Cię stracił.
-to dobrze – wziął kolejny wdech.
-Mam ci coś przynieść? Szklankę wody albo...? - jesteś taka miła. Sans nie chciał abyś go zostawiła, ale bał się, że zaraz zacznie płakać, jeżeli nie zostawisz go na chwilę samego. Więc przytaknął. Czule pogłaskałaś jego czaszkę i wyszłaś z pokoju. Sans położył się na łóżku.
-kurwa – wycharczał. Nigdy nie miał tego typu koszmarów. Czasami bywały bardzo realistyczne, jasne, ale nigdy takie. Miał teorię, że niektóre były błędami z alternatywnych wymiarów, w których nie wszystko poszło tak gładko. Boże, miał nadzieję, że nie w tym wypadku. Większość snów dotyczyła Papyrusa i tego w jak różne sposoby może umierać. Po latach, Sans w końcu powiedział o nich bratu. Od tego czasu ten wie jak rozróżnić dni kiedy Sans miał koszmar, a kiedy się po prostu nie wyspał. Gdy miewa koszmary, Papyrus nie mówi nic na temat jego lenistwa i pozwala mu drzemać za dnia, aby Sans poczuł się lepiej. Rany, jego brat jest najlepszy. Ale nie był pewien jak Ty zareagujesz. To dziwny sen o Twojej śmierci, zwłaszcza, taki w którym to on jest Twoim egzekutorem. Przekręcił się na bok i zamknął oczy. Może będzie udawał że śpi? Nie zadasz pytań. Nie chce teraz gadać o śnie, ale … nie chce też spać. Usłyszał jak drzwi się otworzyły. Weszłaś do środka. Szklanka stuknęła o stolik, poczuł ciężar na materacu łóżka. Zadrżał lekko mając nadzieję, że nie zauważyłaś. Ohh... Głaszczesz go. Sans czuje Twoje palce na żebrach i na każdym kręgu kręgosłupa. Czuje ich miękkość nawet przez koszulkę. Jesteś taka delikatna. Taka czuła. Tak starasz się go nie zranić. Był szczęśliwy, że nie widzisz teraz jego twarzy, bo zdecydowanie się rumieni. Nie pamięta, aby ktokolwiek kiedykolwiek go tak dotykał... To miłe... I zabawne. Zwłaszcza, że wyznałaś swoje uczucia. Twoja miłość nie jest platoniczna. Ale wie, po prostu wie, że nie ma nic romantycznego w tym co teraz robisz. Jesteś tutaj, bo martwisz się o niego. Głaszczesz go bo chcesz go pocieszyć. Bo naprawdę lubisz go. To nie jest sprawiedliwe. Dlaczego nie możesz kochać go w taki sam sposób w jaki on kocha Ciebie? Poklepałaś go i wstałaś by odejść. To co chce teraz zrobić jest naprawdę samolubne. Tak. Strasznie. Samolubne.
-zostań – szept opuścił jego usta nim zdążył je zamknąć. Wstrzymał oddech czekając na odpowiedź... Cisza. - ...proszę – czuł się chujowo i wiedział, że to co robi jest chujowe, ale... Nie umiał się powstrzymać. To samolubne z jego strony, ale nie chce być sam. No i po tym śnie, nie chciał wypuścić Cię z pokoju.
-Sans, błagam. Jestem zmęczona, ty jesteś zmęczony, nie dręcz mnie – mówiłaś wyraźnie zmęczona. Chciał Ci powiedzieć, że nie dokucza Ci, że naprawdę chce Twojego towarzystwa i abyś dalej go tak głaskała po plecach i abyś została, przynajmniej dzisiaj. Lecz nie umiał. Zamiast tego zawołał Cię po imieniu. Westchnęłaś, całe szczęście, nie zdenerwowana. Przeszurałaś stopami po podłodze. Sans poczuł jak ciężar wraca. Objęłaś go ramionami i przytuliłaś na łyżeczkę. Sans był bardzo wdzięczny... nie był pewien, jak to robisz, ale przytulanie się z Tobą było zawsze wspaniałe. Czuł się jak wtedy kiedy oboje dzieliliście łóżko, albo drzemaliście na kanapie. Jesteś ciepła. I delikatna. Może to ludzka cecha. A może to tylko Ty. Papyrus raz czy dwa razy wspomniał, że uwielbia się tulić czysto platonicznie do tak miękkiej i delikatnej podusi jak Ty. … heh... to serio nie jest fair... Sans zamknął oczy i usnął znowu.
Siedzisz w ich kuchni, masz na sobie fartuszek Papyrusa „Całuj Kucharza”, śmiejesz się. Pfft, uwielbia ten śmiech. Sans siedzi na stole, unosi ręce.
-Na miłość boską, Sans, od jak dawna tkwią tam te naczynia?! Chcesz wyhodować na nich nowe życie?
-zasługują na to
-O nie! - zrobiłaś minę taką samą jak Papyrus. O nie, jest cudowna.- Rany. Nie przyszłam tutaj, aby być twoją pokojówką – chwyciłaś za naczynia podchodząc do zlewu – Już wiem co miał na myśli Papyrus. Jesteś obrzydliwy
-oh... czyli że teraz mamy sobie opowiadać brudne kawały? - choć nie widział Twojej twarzy, był pewien, że właśnie wywróciłaś oczami
-O tak. Brudne gary do idealny początek flirtu. Seksownie. Następnym razem wrzuć tutaj jeszcze swoje brudne skarpety, a zmiękną mi nogi
-jesteś cudowna
-Wiem – czyściłaś jego naczynia, zeskrobując zaschnięty tłuszcz z talerzy. Sans przyglądał Ci się przez chwilę
-kocham cię- naczynie wypadło Ci z ręki, popatrzyłaś na niego
-Chryste! Nie wyskakuj mi z tym tak nagle! - Podeszłaś do niego uśmiechnięta – Ale.. wiesz, też cię kocham. Jesteś moim najlepszym przyjacielem – Był szczęśliwy. Potem poczuł drżenie.
Otworzył oczy i zobaczył Cię pod sobą. Uśmiechałaś się zaspana.
-dobry – zszedł z Ciebie na łóżko. Słońce prześwitywało przez okno. Nagle poczuł ciężar zeszłej nocy – wybacz – wiedział, że nie zrozumiesz.
-Nic się nie stało. Nie masz za co przepraszać – pauza – spałeś jak kłoda. Próbowałam wszystkiego aby cię obudzić – Heh, ta. Wie o tym. Przekręcił głowę skupiając się nad Twoimi słowami
-tylko nie mów, że się o mnie martwiłaś – choć wiedział, że się martwiłaś
-Kośćmi wystukiwałeś lambadę więc nie mogłam spać – zażartowałaś, choć słyszał zakłopotanie w głosie. Kawały aby rozładować atmosferę?
-heh, hehe, dobre
-Ha, serio? - nie wierzyłaś. Jego oczy zamigotały.
-nie, mówię tak aby zrobiło ci się miło  - uniosłaś brwi
-Powiedz więc coś lepszego – Oh! Nie masz pojęcia w co się wpakowałaś. Jego uśmiech się poszerzył.
-mama śpiewa córeczce piosenkę na dobranoc. śpiewa po raz drugi, piąty, dziesiąty. nagle córeczka pyta: mamo, kiedy przestaniesz śpiewać bo chcę już iść spać! - warknęłaś chowając głowę pod poduszką.
-Przestań jest za wcześnie jak głupie kawały – Był z siebie dumny, widział jak walczysz z uśmiechem.
-zdrowy sen nie tylko przedłuża życie, ale i skraca dzień roboczy. - uniknął lecącej poduszki. Śmiał się. Potem rozejrzałaś się po jego zagraconym pokoju
-Wiesz że twój pokój wygląda jak śmietnisko? - oh, czyli teraz mamy sobie opowiadać brudne kawały? Już chciał to powiedzieć, kiedy ugryzł się w język, ale...
-ałć – tchórz... Odsunęłaś się od niego. Wiedział, że zapytasz, więc oparł się o wezgłowie
-Dlaczego szkielet nie może dobrze spać w nocy?
-heh, dlaczego?
-Nie wiem, ty mi powiedz. - Heh.... rany...
-...eh, koszmary, wiesz – Odsunął się od Ciebie. Wiedział, że będziesz naciskać. Wiedział, że wiesz o jego koszmarach, no i będziesz chciała mu pomóc.
-Chcesz... pogadać? - Był na rozdrożu. Długo, naprawdę długo się zbierał, aby powiedzieć Papyrusowi. No i szczerze, nadal się martwił, że uznasz go za dziwaka. Czuł ucisk na nieistniejącym gardle na samą myśl rozmowy na ten temat z Tobą. Lecz z drugiej strony, od czego są przyjaciele? Sans nie otworzył się przed Tobą, po prostu powie trochę tu, trochę tam. Hah. Od kiedy stał się taki pewny siebie?
-...tak – długa pauza. Zaczynał się denerwować czekaniem na Twoją odpowiedź.
-Tak? Chcesz pogadać? - zawsze byłaś taka prawdziwa, nie próbowałaś nawet ukryć swojego podekscytowania. Nie ma szans, aby powiedział ci ot tak po prostu co się stało. To za wiele
-...tak, zobaczymy jakiś film? - Wspólnie dzieliliście zamiłowanie do oglądania kiczowatych filmów. Co prawda zerkaliście na dobre produkcje, ale kicz sprawiał, że się śmialiście. Im gorszy tym lepszy dialog nawiązywał się między wami.
-Jasne! - Sans wychylił się i wziął laptop z podłogi. Zaczął przeglądać Netflixa przez chwilę. Zła komedia romantyczna? Nie. Zła komedia? Ehhh. Zły horror? Hm. Właściwie to tak. Złe horrory są najlepsze. Zawsze beznadziejne. Poprawił poduszki i usadowiliście się wygodniej. Film się zaczął. Było... miło. Intro to była muzyka, którą już gdzieś słyszał. Pierwsze nazwiska pojawiły się na ekranie. Chiller. Beznadziejna czcionka. Lecz kim jest, aby to oceniać? Comic Sans też nie jest jakoś specjalnie atrakcyjna. - Więc...? - Sans wiedział, że się na niego patrzysz. A no.
-dawno nie miałem takiego koszmaru, zazwyczaj to ... - jak to wyjaśnić... - po prostu ciężki dzień sansa szkieleta – Ech, nie całkiem, ale póki co takie wyjaśnienie będzie dobre.
-Codzienna monotonia? - Sans mówił o swoich snach, więc nie spodziewał się, że się przestraszysz czy zmartwisz. Chociaż tyle.
-coś takiego
-Brzmi denerwująco
-ta, pewnie takie jest – Może pewnego dnia powie Ci wszystko co wie? Ale póki co, skupił się na monitorze. Typowy skład każdego horroru. Trzech białych gości. Biała dziewczyna i jakiś przedstawiciel mniejszości. Cudownie - założę się że ta chuda blondi umrze jako pierwsza
-Ale przed czy po scenie z seksem z tym panem Maczo?
-w trakcie – Heh. Obrzydliwe. Śmiałaś się.
-Ale tylko po tym jak wszyscy zdecydują, że świetnym pomysłem jest kemping w środku nawiedzonego lasu – Ludzie są głupi
-myślisz, że mordercą będzie jakiś wariat czy potwór? - Zapytał. Sans właściwie nie przykładał do tego aż tak dużej wagi. Właściwie potwory w filmach go bawiły. To jak bardzo były nieprawdziwe. Ludzie nic nie wiedzieli. To część ich kultury przemieszana przez lata nieporozumień i obaw. Lecz opinia potworów o ludziach też nie była najlepsza, więc wszystko jest fair. Oh zamyślił się. Nie słyszał Twojej odpowiedzi. Po dwudziestu minutach oglądania w końcu postanowił zacząć mówić -większość moich koszmarów to cztery, może pięć które pojawiają się różnie, właściwie to do nich przywykłem, ale...
-Ten z dzisiaj był nowy?- … To aż tak oczywiste?
-taa – Zauważył jak wtulasz się w jego starą bluzę. Nadal nie mógł uwierzyć w to, jak często w niej jesteś. To wzruszające... na swój dziwny sposób
-Więc, o czym był?
-ty ... uh ... ty umarłaś.
-Ja? - wyglądałaś na zaskoczoną. Sans chciał umrzeć. Otworzył się odrobinę i nienawidził tego. Nienawidził Ci mówić takich rzeczy. Nie powinien Ci tego mówić. - J-jak?
-ja... ja cię zabiłem – szepnął– był naprawdę makabryczny – Całe szczęście, nie musiał zdradzać Ci szczegółów bo strumień krwi zalał monitor. Blondynka padła trupem, zadźgana sztucznym nożem. Obrzydliwie odrażająca sztuczna krew bryzgała wszędzie. Pora zmienić temat – mówiłem, wisisz mi piątaka.
-Nie zakładaliśmy się! - krzyknęłaś oburzona
-heh masz rację, nie zakładaliśmy się na tak niskie stawki, minimum to dycha
-Sans! - Heh. O łał. Brzmisz na bardzo oburzoną.
-myślisz że używają keczupu czy fałszywej krwi? - Dobra, tak, więc Sans kłamał odnośnie zwyczajnych snów, ale teraz już powiedział co mu się śniło i chciał porzucić ten temat. Najwyraźniej nie chciałaś się z nim zgodzić, ale westchnęłaś.
-Nigdy nie dam ci dychy
-przyszła baba do lekarza, a lekarz też baba
-Dobra, zapłacę ci ale się zamknij – szturchnęłaś go – Możesz tak wiecznie – Jego rekord wynosi trzy dni i siedemnaście godzin. Chciał więcej takich chwil jak te. We dwójkę siedzieliście w ciszy przez chwilę. Sans już skończył mówić o sobie. Zamiast tego próbował oglądać chujowy film oraz odgadnąć Twoją minę. W końcu, odezwałaś się – Ja też miałam koszmar, wiesz? - Oh. Nie wiedział. Ale to wyjaśnia dlaczego obudziłaś go o drugiej nad ranem. Też nie spałaś.
-tak?
-Było ciemno i byłam całkiem sama. Słyszałam krzyki, tak strasznie głośne. Czułam się jakbym zapadała się w coś. Ktoś się śmiał i było tyle bólu – przełknęłaś ślinę – N-nie wiem. Obudziłam się cała spocona. Miałam wrócić spać, ale usłyszałam, że się trzęsiesz – pauza – Chyba oboje mieliśmy ciężką noc. - Sans czuł się źle. Naprawdę beznadziejnie. Gdyby wiedział... spróbował by jakoś Cię rozweselić, a nie leżeć i udawać że śpi jak ostatni śmieć. Ujął Cię za dłoń
-przepraszam – uśmiechnęłaś się i potrząsałaś głową
-Przecież to nie twoja wina. Czasem tak jest. Wszyscy mamy koszmary – ścisnęłaś go za dłoń. - Tak samo jak ładne sny – rozpogodziłaś się – Śniło Ci się ostatnio coś miłego? - kocham cię – Boże, śniło ci się! O czym śniłeś?!
-o niczym – raz jeszcze chciał zapaść się pod ziemię i umrzeć. Z każdą chwilą wstydził się coraz bardziej
-Ha, rany, to musiał być naprawdę dobry sen. - Też chcę kocham, jesteś moim najlepszym przyjacielem
-zamknij się – śmiałaś się
-Wybacz nie mogłam się powstrzymać. - fuknął i nie patrzył na Ciebie. Raaany, co się z nim dzieje? Siedzieliście i oglądaliście. Film robił się niedorzeczny, zawierał w sobie wszystkie żałosne stereotypy. Beznadziejna obsada beznadziejnych ludzi. Jest. Wiele sztucznej krwi. Jest. Dramatyczna muzyka podczas scen mordowania, choć żaden z głupoli jeszcze nie umarł, no i potwór był głupi. Nawet Onion ma więcej sprytu niż to. Jest. Jest. Jest.
-heh, mówiłem, wisisz mi pięćdziesiąt tysięcy
-Ugh, w jakiej walucie? Rany, nienawidzę potworzych pieniędzy – powiedziałaś starając się obliczyć ile będzie to na ludzkie pieniądze. Napisy końcowe pojawiły się na ekranie. Sans postanowił powiedzieć coś jeszcze
-zawsze takie były
-Co? - popatrzyłaś na niego zdziwiona
-moje.. uh.. moje statystyki... one zawsze... zawsze były niskie – patrzył jak mina Ci rzednie. Ta.
-Myślałam, że potwory mogą je podnieść poprzez trening – Trening. Magiczne suplementy. Laboratoria. Sans naprawdę próbował tego wszystkiego, ale nic nie poprawiało jego limitu na 1HP.
-większość tak, ale ... ja nie, za mało hp, tak myślę, ten temat grałby mi na nerwach gdybym jakieś miał. - to było żałosne.
-Nie musimy o tym rozmawiać – Sans czuł się źle. Naprawdę źle. Lecz nie ma tu nic do ukrycia.
-czuję się źle – przyznał - ty... ty jesteś taką dobrą osobą a ja... uh, nie – na więcej sposobów niż chciałby przyznać. Zaczął kręcić kciukami próbując się rozluźnić. Delikatnie zaczęły o siebie stukać. - zasługujesz na wszystko co najlepsze – Na kogoś, kto nie będzie unikał odpowiedzi. Na kogoś, kto nie będzie miał strasznych koszmarów i dziwnych miłosno-przyjaznych snów o Tobie. Pojebana sprawa.
-Ej ej, skąd ci się to wzięło? Jeżeli ktokolwiek zasługuje na wszystko co najlepsze to ty. Serio, to ty się zadajesz z... - przerwałaś, ale wiedział co dalej powiesz – z kimś kto nie umie radzić sobie sam ze sobą.
-ha 
-Ale –wzięłaś go za rękę i czule ścisnęłaś. To miłe - Jesteś świetny. Naprawdę. Uwierz mi. Jesteśmy świetnymi przyjaciółmi. Wiem to. I jeżeli chcesz zachować niektóre rzeczy dla siebie ... nie będę naciskać – Poczuł... ulgę. Szczęście.
-eh, zapominam się kiedy zalewasz mnie pytaniami, nie mam nic do ukrycia, nie mam szkieletów w szafie – uśmiechnął się i mrugnął. Wywróciłaś oczami ale też się uśmiechałaś. Napisy się skończyły.
-Chyba twój chujowy film się skończył.. zasiedzieliśmy się, co? Powinnam iść do siebie, nakarmić kota, porobić coś – nie chciał, abyś wyszła. Cóż... teraz, albo nigdy.
-jasne, ale mogę się ciebie o coś spytać? - uniosłaś brwi
-Jasne, wal – Uh... nagle poczuł się niezręcznie. Nie wiedział jak to ubrać w słowa. Możesz mnie dotknąć raz jeszcze, ale nie tak dziwnie? To nie brzmi dobrze -chciałem się zapytać, czy nie obraziłabyś się gdybym...
JEB JEB JEB JEB w drzwi
-SANS! - Papyrus wszedł do pokoju – MASZ G-OH, CZEŚĆ, NIE WIEDZIAŁEM, ŻE MIELIŚCIE PIŻAMA PARTY – no i po ptokach. Nom.
-Nie mieliśmy... Ja tylko... - nie wiedziałaś co powiedzieć
-co tam bracie?
-POMIJAJĄC FAKT ŻE JEST POPOŁUDNIU A TY NADAL W ŁÓŻKU? - Sans zaśmiał się cicho. Oh Papyrus. Przesunął się aby dotknąć stopami ziemi.
-nie wiem o czym mówisz, nie jestem w łóżku
-SANS – Papyrus spojrzał na niego wyraźnie rozbawiony i podirytowany jednocześnie
-podoba ci się mój żart?
-SANS
-chyba ktoś wstał lewą nogą
-SANS, MASZ GOŚCIA - …?
-oh – Nie ma zbyt często gości, przeniósł zaciekawiony i zdziwiony wzrok na postać stojącą w drzwiach... Oh... o... rany
-Cześć kurduplu, dawnośmy się nie widzieli.
Share:

15 października 2017

Undertale: Wpadka na Imprezie i inne wstydliwe anegdoty - Wpadka w drodze i na ślubie cz 1 - Punkt widzenia Sansa - Punkt widzenia Sansa [The Party Incident and Other Embarrassing Anecdotes - The Road Trip & Wedding (pt.1) Incident [Sans's POV] ] - tłumaczenie PL

Autor obrazka: artanddetermination
Notka od tłumacza: Opowiadanie Sans x Ty. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Akcja ma miejsce zaraz po pacyfistycznym zakończeniu gry. Potwory egzystują sobie na ziemi, chodzą, robią swoje potworne rzeczy i ... No i jesteś Ty. Wcielasz się w studentkę sztuk pięknych. I z pewnych głupich okoliczności musisz udawać dziewczynę Sansa.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Oryginał: klik
SPIS TREŚCI 
Wpadka na ślubie cz 1 // Punkt widzenia Sansa (obecnie czytany)
Wpadka z koszmarami // Punkt widzenia Sansa
-Opowiedz mi jakiś kawał – powiedziałaś. Oboje jechaliście już od godziny. Sans wyglądał przez okno, śledził wzrokiem mijaną scenerię. Graliście w Moim Małym Okiem Widzę przez ostatni kwadrans. Byłaś podirytowana tym, że Sans wygrywał. Ej, to nie jego wina, że potwory widzą więcej kolorów i wyraźniej niż ludzie. Ale, nie było zabawy skoro ani razu nie przegrał, potem zamilkłaś na kilka minut. Sans miał nadzieję, że już będzie mógł zrobić sobie drzemkę, ale nigdy nie przegapi okazji, aby opowiedzieć jakiś suchar.
-jak najszybciej przerwać kłótnię głuchoniemych?
-Nie wiem
-zgasić światło –Patrzył jak zmieniasz wyraz twarzy i jak próbujesz go uderzyć. Uniknął ciosu i zaśmiał się. To najlepsza reakcja na kawały, zwłaszcza od Ciebie. I Sans uwielbiał taką u Ciebie wywoływać, więc mówił dalej - wiesz że ten kawał z rana jaki mi wysłałaś był najgorszy z wszystkich jakie usłyszałem od ciebie, jako maluch opowiadałem lepsze- Ha. Ten wyraz twarzy był warty kolejnej próby ataku z Twojej strony.
-Jasne, jasne. Nie wszyscy będą geniuszami komedii jak ty –  Sans milczał. Czekał na sarkazm który zawsze słyszał w głosie gdy ludzie mówili, że jest zabawny. Wiedział, że większość z jego kawałów ssie i tylko ktoś kto zna się na kawałach, jak Toriel, uzna że naprawdę jest zabawny. Głupie kawały i suchary są zabawne, póki Twoja mentalność nie zaczyna łkać. Takie są. Ale. To co mówiłaś było prawdziwe. Nie usłyszał sarkazmu, dlatego musiał się upewnić.
-naprawdę uważasz, że jestem zabawny? -
-Tak. Jesteś naprawdę zabawny. No i błyskotliwy. Zawsze wiesz jaki kawal dobrać do sytuacji. Też bym tak chciała. Kiedy ja jakiś opowiem zapada grobowa cisza, ale Ty... Ty umiesz ludzi rozśmieszyć. To dar. - mówiłaś pełna entuzjazmu. Twoja dusza świeciła radością. Zbyt łatwo ją czytać. Sans patrzył za okno, choć nie przyglądał się niczemu. Po prostu chciał uniknąć Twojego spojrzenia. Czuł jak się rumieni. Tego się nie spodziewał. Choć sam nie wiedział na co czeka. Może na jakiś przytyk? Choć zdecydowanie nie na to, że zaczniesz go komplementować. Czuł się zawstydzony, ale i odrobinę zadowolony.
-weź... przeceniasz mnie –rzucił luźno, mając nadzieję że nie zdradzi zawstydzenia jakie czuł. Już miał zamiar zmienić temat, kiedy mówiłaś dalej.
-Myślę też, że jesteś świetnym bratem. Nie przypominam sobie innego starszego rodzeństwa, które tak dbałoby o młodsze jak ty o Papyrusa... - Sans zaczął czuć się niezręcznie. Nie uważał, aby to co robił było jakieś wyjątkowe. Dbał o Papyrusa jak umiał bo był jego bratem i kochał go. Ale to nie było nic wyjątkowego. Sans uważał, że nie zasługiwał na takie słowa zwłaszcza, że robi to co do niego należy. Ale nie protestował, bo i tak byś mu nie pozwoliła - No i jesteś mądry. Pamiętam co powiedziała Alphys. Masz doktorat, tak? To imponujące! Jestem pewna, że gdybyś wrócił do szkoły miałbyś wszystkie drzwi przed sobą otwarte... - Czuł jak robi mu się gorąco. W Podziemiu nie miał zbyt wiele do roboty poza czekaniem na ludzi i nauką. Wszyscy tam robili cokolwiek. Nie był aż tak mądry, nie naprawdę, no i od dawna się nie uczył. Wszystko co wiedział było przestarzałe i pewnie nigdy nie wróci do szkoły, nawet jeżeli by chciał. W tej chwili pragnął tylko aby Twoja dusza przestała być taka głośna i świecąca, powoli czuł się jakby siedział obok pierdolonego słońca.  - No i jesteś wspaniałym przyjacielem. - mówiłaś dalej nieprzerwanie. Sans praktycznie się trząsł. Błagam, przestań, nie zasługuję na to. Nie rozumiesz. To głupie. Sans wiedział że zrobił kilka rzeczy dobrze, i ludzie komplementowali go za pracę, ale ich dusze nie były tak jasne i szczęśliwe w tym momencie jak Twoja teraz. Właściwie, Sans wiedział, że tylko Papyrus umie go tak wychwalać choć... może nie aż tak. W tym co mówiłaś, w tym co czułaś, było coś, czego nie miał Papyrus i Sans nie wiedział dokładnie co to jest. Ale to sprawiało, że czuł się dobrze, choć jednocześnie poddenerwowany i nie wiedział, czy podoba mu się to uczucie czy nie.
-nie musisz.... nie musisz mówić o mnie tak słodko – mruknął wiedząc, jak musi teraz wglądać
-Wybacz.... Czy zawstydziłam cię? - Tak
-nie –  przyłożył dłoń do szyby próbując zachować spokój - ale nigdy nikt wcześniej tak o mnie nie mówił.
-Zapamiętaj to co ci powiem. Ty... - łatwo powiedzieć – Ty jesteś naprawdę świetny. Zasługujesz na wszystko co najlepsze.  - Sans nie umiał się z tym zgodzić. Gdybyś wiedziała jaką osobą był naprawdę, jak wiele zrobił, pewnie teraz byś tego nie powtórzyła. Wiedział, że jeżeli zacznie się z Tobą sprzeczać, pewnie nie dasz mu dojść do słowa, więc nic nie mówił i czekał i patrzył za okno. Oboje dotarliście przed hotel. Zajęłaś miejsce na parkingu. Sans wyciągnął swoje walizki, mówiłaś że nie możesz doczekać się wesela. Sans musiał przyznać, że był zainteresowany. Jeszcze nigdy nie był w tak ładnie wyglądającym miejscu. Rozglądał się po otoczeniu. Kilka osób gapiło się na nich. Kilka pokazywało palcami. Kilka szeptało. Wiedział, że będzie tutaj jedynym potworem. Kiedy zawołałaś rodziców, Sans zrobił krok do tyłu, nieco się stresował. Wiedział, że tylko udaje z Tobą parę, ale i tak nie chciał sprawić problemów Tobie czy sobie. Chwyciłaś go i pociągnęłaś ze sobą.
-To jest Sans – przedstawiłaś go. Sans był pewien, że Twoi rodzice będą rasistami. Że zaczną walić złośliwe docinki, albo go wygonią. Takie rzeczy z oporami przychodzą dorosłym ludziom do zrozumienia. I nie winił ich. Wiedział, jak ciężko się przyzwyczaić do zmian. Ale Twoja mama przywitała go serdecznie i nawet przytuliła.
-Miło mi w końcu cię poznać – powiedziała serdecznie. Twój ojciec uścisnął jego dłoń, nie bał się nawet kontaktu fizycznego z kośćmi, i zaprosił was na kolację. Byliście zmęczeni, więc odmówiliście. Za co Sans był wdzięczny, bo nie był pewien, czy zniesie nawał pytań przy stole no i był zmęczony i marzył o drzemce. Poszliście do pokoju. Sans stał za Tobą kiedy otworzyłaś drzwi. Lecz nie ruszyłaś się z miejsca. Nim zapytał co się stało, usłyszał.
Pa bum. Pa bum.
Tak głośne jak dzwony. Twoja dusza mówiła wyraźnie. Sans nie wiedział dlaczego tak robi, często byłaś nerwowa. Zerknął przez ramię sprawdzając, co wywołało u Ciebie taką reakcję. Ah. Jedno łóżko i dwie osoby. Na dobrą sprawę, miał to gdzieś. Dzielił spanie z innymi wcześniej, no i przecież nie tak dawno oboje usnęliście na kanapie. Ale mimo to, nadal czułaś się z tym niezręcznie.
-mogę... uh... spać na podłodze, albo teleportować się do domu, to żaden pro...- nie dałaś mu szansy skończyć wypowiedź.
-N-nie! To nic. Um. Nie. Uh. Nie martw się? Przecież... tak jakby... chodzimy ze sobą? Prawie? Znaczy się nie... Chodzi o to, że ... Chcę powiedzieć, że ... uh... jest duże. Dla nas. I nie chcę.... abyś.... no wiesz... Abyś sobie poszedł czy coś. I nie mam nic przeciwko! Jest dobrze. To jak.... piżama party... To... uh... taaa... Piżama party. Nie ma się czym przejmować.
-ok
-Naprawdę? - O co ta afera? Czy właśnie przegapił jakiś ludzki kod czy coś?
-tak, piżama party
-Racja – Nie ruszałaś się. Sans przyglądał Ci się badawczo, drgnęłaś i zaczęłaś mamrotać coś o przebraniu się w piżamy by następnie udać się do ubikacji. Dobra. Sans otworzył walizkę i wyciągnął koszulkę i spodenki. Przebrał się i włączył telewizję skacząc po kanałach. Wiadomości. Kreskówki. Zły film. Więcej wiadomości. Siedziałaś w kiblu dość długo. Zostawił kreskówki. Czy to dziwne? Może. Jak tylko wyszłaś z łazienki zaczęłaś chichotać z jego koszulki. Sans zerknął na Twoją. Położyłaś się obok niego i zamówiliście jedzenie. Sans miał zamiar odmówić, nie chciał abyś go karmiła no i przyniósł swoje własne jedzenie, ale znalazłaś potworze posiłki i Sans nic nie powiedział. Potem siedzieliście i oglądaliście głupie horrory jedząc ciastka, hot caty, glamburgery bo niedaleko był jeden ze sklepów MTT. Mimo to, Sans nie mógł przegapić Twojej miny, kiedy pierwszy raz będziesz jadła hot cata.
-Czy.. czy to na mnie miauczało? - zapytałaś przerażona – Nie wiem czy dam radę zjeść to jeżeli będzie na mnie miauczeć. - Sans prychnął
-chcesz aby przestało? - przytaknęłaś – więc złap to jedną ręką z tyłu – zrobiłaś tak. Sans walczył ze śmiechem. Kolejny gryz. Miau!
-To nie działa! Kłamca!
-oh, spróbuj jeszcze raz – kolejny gryz. Miau
-Sans!
-co? nie rozumiem w czym problem, może za trzecim razem zadziała – Miau
-Bawisz się mną?! - Sans uniósł ręce w geście obrony
-nie, nie, jakże bym śmiał, jestem honorowym szkieletem!
-Boże, nie wierzę, że dałam się nabrać – Śmiał się, on też nie mógł w to uwierzyć. Zaproponowałaś mu hot cata. Dojedliście resztę i posprzątałaś. Horror się skończył. Sansowi to nie przeszkadzało. Horrory zawsze były głupie i podobne do siebie, ta sama okropna fabuła i żałosne efekty, ale obiecałaś mu, że kiedyś pokażesz mu dobry horror. Jak wyłączyliście telewizor oboje byliście w łóżku. Sans poczuł Twoje uczucia
-na pewno ci to nie przeszkadza? - zapytał – nie jest to dla ciebie coś dziwnego?
-Jest dobrze – Twoja dusza znowu zajaśniała. Ale gdyby Ci coś przeszkadzało, pewnie byś powiedziała, więc odwrócił się, zgasił światło, ułożył głowę na poduszce i zamknął oczy. Po chwili usnął. To rzadkie, ale spało mu się dobrze. Większość jego nocy przepełniają koszmary. Obudził się czując jak sztywniejesz. Czuł jak trzymasz go za rękę. Zaspany zapytał
-co robisz?
-Um... - poruszył palcami czując pod nimi coś bardzo miękkiego i miłego i dlaczego to go spotyka?! Otworzył oczy i zobaczył jak się na niego gapisz. Jego wzrok latał między Twoimi oczami, a jego ręką, spodziewał się, że zaraz go spoliczkujesz i... - TO TY MACAŁEŚ MOJE CIAŁO! - natychmiast zabrał rękę i nogę, serio, kiedy to się stało? Zaczął przepraszać.
-przepraszam, wybacz, nie...
-Nie, jest dobrze, ja wiem – powiedziałaś odwracając się całkowicie zawstydzona - Ah. Um. Ty. Uh. Naprawdę lubisz się przytulać, co nie? To dobrze. Łapię. Spałeś. - Czuł się zawstydzony. Zazwyczaj wystarczyło, że przytulał się do poduszki. Nie spodziewał się, że będzie próbował wtulić się w Ciebie czy coś...
-przepraszam ... zazwyczaj nie – zatrzymał się, ta sytuacja była dziwna – heh, powiedziałbym by, ale to krępujące – Wiedział, że nie dbasz o co to zawstydzające. Właściwie, czuł że wisi ci coś jeżeli chodzi o wstydliwe momenty. Cóż... prawdę powiedziawszy nie chciał przyznać, że miewa koszmary. Nikt o nich naprawdę nie wie, pomijając oczywiście Papyrusa, ale nawet on nie ma pojęcia o ich częstotliwości.
-Nie musisz się tłumaczyć – powiedziałaś czule - Ale rany... mówisz do mnie. Królowej Wpadek. Więc. Wiesz. Razem przeszliśmy przez wiele złych rzeczy i .. widziałam cię nawet nago, pamiętasz? To było coś... - Było, choć nie wstydził się tego. To było dziwne, jasne, bo się znaliście, ale nie krępowałaś się jakoś specjalnie szkieleciego modela. Albo, kto wie, może jednak tak? Ludzie są dziwni jeżeli chodzi o takie rzeczy. - Chodzi mi o ...Jestem kimś kto cały czas robi coś ... dziwnego. Wiesz? A ty we wszystkich wpadkach wykazywałeś się wyrozumiałością. No i znasz mnie. I z jakichś powodów, moje życie było całkiem udane i dla mnie to nic wstydliwego. Naprawdę. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy mojego życia przeżyłam więcej wpadek niż przez całe moje życie. - przerwałaś chwytając czule rękę Sansa - Um. Więc. Jeżeli jest coś co chcesz mi powiedzieć. Wiesz... Nie bój się. Naprawdę. Możesz. uh... przyznać się swojej... um.. verta-bae – Sans popatrzył na ziemię. Bawił się też materiałem kołdry zastanawiając się, czy powinien Ci powiedzieć. Uznał, że to będzie najlepsze sprawiedliwe rozwiązanie.
-mam... czasami koszmary... złe, przytulanie się do czegoś w trakcie snu pomaga, zazwyczaj są to poduszki, nie przypuszczałem, że ...- użyje twojego ludzkiego ciała jako koca, lecz nie powie tego na głos – przepraszam.
-Nie! Nie! Jest dobrze. Dzięki um.. za to, że mi powiedziałeś. - Sans nie chciał dać Ci szansy na dopytywanie się, dlatego zapytał wstając z łóżka
-...śniadanie?
-Śniadanie – Po pięciu minutach ludzie zaczęli schodzić się w jadalni. Sans robił co mógł, aby nie okazać jego irytacji z racji na to, że wszyscy patrzyli się jak je. Wiele osób podchodziło do niego i pytało się jak je i po co je skoro jest szkieletem. Zazwyczaj odpowiadał „magia” ruszając przy tym palcami. No i wtedy pojawili się Twoi rodzice. Uprzedziłaś Sansa odnośnie zamiłowania matki to pytań, ale nie spodziewał się, że zaczną się już przy śniadaniu.
-Słyszeliśmy, że masz doktorat. Myślałeś o nauczaniu na uniwersytecie?
-nie
-Dlaczego nie? - Sans wzruszył ramionami. Gryzł. Przeżuwał. Połykał – A więc czym się zajmujesz?
-sprzedaję w sklepie, lodziarni, pracuję jako ochroniarz, różne prace tu i tam.
-Nie masz większym ambicji?
-nie wszędzie potwory znajdą zatrudnienie
-To okropne! - Sans zerknął na Ciebie, mając nadzieję, że coś powiedz, ale najwyraźniej byłaś zamyślona. Nie był pewien co mówić Twoim rodzicom. Nie był jakimś naukowcem czy doktorem. Lubił pracować w wielu miejscach. Coś nowego każdego dnia. Utrzymywał zainteresowanie. Nie nudził się. Każdy dzień różnił się od siebie. Potem Twoi rodzice poszli przygotować się. Ty nadal pogrążona w myślach bawiłaś się widelcem przy naleśniku.
-wszystko dobrze? naleśniki uciekną ci z talerza, jak je zaraz nie zjesz
-Tak zaraz piersiego... - pauza – znaczy się pierwszego zjem! - Wstałaś szybko odsuwając talerz na środek stołu – Znaczy się nie, muszę się przygotować –  odbiegłaś nawet nie odwracając się na Sansa. Ten popatrzył na swój talerz, nie wiedział co ma czuć. Byłaś zdecydowanie zła za to co stało się rano, ale nie wiedział co ma na to poradzić. Przeprosił już przecież. Co było takiego wyjątkowego w tych dwóch workach tkanki tłuszczowej? Więcej z nimi kłopotów niż pożytku z tego co zauważył. A no. Sans wstał i zasunął za sobą krzesełko nim wrócił do pokoju. Wyciągnął garnitur z walizki, idealnie wyprany, chwała Papyrusowi. Sans szybko się ubrał. Znalazł też w środku karteczkę
„TO SPECJALNE UBRANIE NA SPECJALNE OKAZJE SANS. TAKIE JAK TA. TO WAŻNE, ABY UBIERAĆ SIĘ WSPANIALE BY ZAIMPONOWAĆ SWOJEJ KOBIECIE"
Sans był właśnie w trakcie zawiązywania krawata, kiedy wyszedł z ubikacji i popatrzył na Ciebie z uśmiechem, mając nadzieję, że wszystko między wami się już uspokoiło.
-Um... Dobrze ci – Sans przypomniał sobie co mu wczoraj nagadałaś
-heh, nie męczy cię to ciągle komplementowanie nie?  - zaczął dalej bawić się krawatem
-Pomóc ci? 
-twoja pomocna dłoń zawsze jest przydatna – Zaśmiał się, zauważył że patrzysz na jego niebieski krawat w białe kości - fajny nie? - wyszczerzył się – czy nie jest kościście dobry?
-Pasuje do ciebie – Sans przyglądał się jak owijasz materiał dookoła jego karku. Skrzywiłaś się zmieszana. Po chwili walki westchnęłaś - Um. Nie wiem co robię. Zaraz. Wygoogluję to – Ech, kto przejmuje się krawatem? Myślał. Czy będzie koniec świata, jeżeli go nie założy? - Też to mogłeś zrobić! - fuknęłaś wyrywając go z zamyślenia. Zaśmiał się
-nie mogłem – owinął sobie cieńszy koniec krawata dookoła palców – jestem związany. - Sans położył się na łóżku, kiedy Ty sprawdzałaś instrukcję w internecie. Miał nadzieję, że dzisiaj będzie dobry dzień. Nie wstał dzisiaj prawą nogą. Cała impreza ma być fajna, prawda?
-Dobra, już chyba wiem jak to zrobić – Wstał i wziąwszy krawat z jego rąk zawiązałaś go właściwie na szyi.
-więc uh... idziemy? -  zapytał przenosząc ciężar z nogi na nogę. Przytaknęłaś, wyciągnął ramię, martwił się, że będziesz poddenerwowana, bo był całkiem pewien, że słyszał to w Twojej duszy. – pap powiedział uh, że na początku każdy wychowany dobrze szkielet zawsze podaje swój łokieć pięknej panience
-Oh, naprawdę? -  chwyciłaś go za ramię. Wyszliście z pokoju.
-tak. kiedy tylko mi to powiedział zapytałem, czy tak? - zaczął się śmiać– a potem powiedziałem, że zawsze mogę oferować moją rękę, i łokieć i wszystko – Otworzyłaś szerzej oczy patrząc na niego
-Możesz odczepić swoją rękę?
-huh? oh taaa – wzruszył ramionami – nic wielkiego jeżeli potem ją odzyskam. chcesz zobaczyć? - chciał abyś się zgodziła, chciał zobaczyć Twoją minę kiedy to robisz, ale ku jego zaskoczeniu odmówiłaś. Może to zbyt dziwne. Ludzie nie są w stanie tego robić. Po chwili spaceru wypaliłaś nagle
-Więc... uważasz, że jestem ładna –Sans zamrugał kilka razy nim przypomniał sobie co powiedział w pokoju. Popatrzył na Ciebie nie będąc pewnym jak z tego wybrnąć. Nie wiedział co oznacza słowo „ładny” w ludzkiej terminologii. To bardzo subiektywna opinia, prawda? Sam był kiedyś określony słodkim i okropnym przez różnych ludzi. Papyrus uznał, że Twój kościec jest dobry, szkielety nie zwracają uwagi na ludzką tkanką. Papyrusa fascynował układ kostny ludzi. Sans uważał go za dziwny. Tak dużo małych kosteczek. Wszystko tak bardzo łamliwe.
-nie rozumiem za bardzo standardów ludzkiej urody, ale paps przyznaje, że masz ładną budowę kości – choć nie jest w pełni odsłonięta – i bardzo przyjemną duszę. - To tak potwory oceniają atrakcyjność. Piękna dusza jest ważniejsza od fizyczności.
-Um. Czy... czujesz ją? Jak um... Czytasz mi w myślach czy coś?
-to raczej... świadomość tego jaki dany człowiek jest naprawdę.
-To... wszystko?
-mam ci wytłumaczyć? wszystkie dusze pokazują w mniejszym lub większym stopniu jaki człowiek jest, ich uh... wnętrze... tak można mówić, potwory lepiej lub gorzej moją je widzieć i zdecydować czy chcą się z tobą zaprzyjaźnić, jeżeli ktoś mówi, że masz przyjemną duszę to znaczy, że czuje iż jesteś dobrą osobą, to nie tak... że umiem czytać ci w myślach czy coś... - Szczerze, to dotyczyło większość potworów. Sans był nieco bardziej utalentowany jeżeli chodzi o czytanie dusz. Fakt posiadania tylko 1HP wyostrzył inne zmysły, aby ochronić go przed niebezpieczeństwem. Nie był pewien, czy to dar wyuczony czy wrodzony. Jednak gdybyś wiedziała jak łatwo czytał z Twojej, zaczęłabyś świrować i martwić się o wszystko. I szczerze, on też z tego powodu świrował. To rzadko, że mógł z taką łatwością czuć wszystkie dobre, życzliwe emocje. Jest w Tobie wiele z Papyrusa, bardzo ufna, z wielkim życzliwym sercem dla każdego.
-Więc co dokładnie czujesz od mojej duszy? - Badał Cię chwilę, skupiając się na wszystkim co w Tobie widział
-ciepło i troskę – unosiły się w pierwszej warstwie - szczerość  - musiał się skupić na tym co poczuł w kościach - i szczęśliwe mruczenie
-Szczęśliwe mruczenie? - Tak. To najlepsza odpowiedź aby opisać co czuje od Twojej duszy. Szczęśliwe mruczenie.
-nie patrz na mnie tak, nigdy wcześniej nie mówiłem co czuję od ich duszy, ciężko to wyjaśnić – przytaknęłaś szybko. Przybyliście do kościoła i usiedliście koło Twoich rodziców. Sans rozglądał się. Pomieszczenie było całkiem ładne, ale nie w jego stylu. Nie wiedział zbyt wiele o ludzkich ślubach, był jednak pewien, że taką ceremonię można było mieć tylko raz w życiu. Nuda. Ślub się zaczął. Wszedł drużba.
-co on robi?
-Oh, to tradycja. Dawniej drużba był symboliczny, miał chronić pannę młodą przed atakami demonów, czy coś. Ale nie wiem po co teraz on. To pewnie pozostałość przeszłości. Obecnie drużbą jest ktoś bardzo ważny w twoim życiu z kim nie chcesz się rozstawać. - Potem przyszły dzieciaki z kwiatkami, jakie rozpoznał – On niesie pierścionek, a ta sypia kwiatki – szeptałaś – To muszą być dzieci
-jako para?
-Nie całkiem. To kuzyni – wyjaśniłaś – W Podziemiu dzieci mogły brać śluby? - zaprzeczył
-rzadko kiedy dzieci zawierały więzi.
-Nie przypuszczałam, że potwory mają takie tradycje
-nie o to chodzi – odszeptał – jeżeli nie masz pełnej więzi zawartej, to marna szansa, że wszystko będzie właściwie działało – Pojawiła się panna młoda, szczerzyła od ucha do ucha, suknia migotała z każdym kolejnym krokiem. Sans patrzył jak idzie, powoli, w stronę przyszłego męża. Sans pochylił się w Twoją stronę. - z kim ona idzie?
-Z ojcem. To taka tradycja. Jakby przekazywał swoją córę spod swojej opieki w ręce męża. Bardzo ładna.
-została wypędzona z rodziny?
-Co? Nie. To tylko taki gest symboliczny. Nie ma się czym martwić. - Sans przyglądał się reszcie ceremonii ze średnim zainteresowaniem. Ksiądz, czyli bardzo ważny gość od spraw religijnych, jak wyjaśniłaś, wszystkich przywitał i podziękował za przybycie. Czytał coś z książki, czego Sans nie do końca rozumiał. Dużo gadania na tym ślubie. Potem słuchał jak oboje mówili jak bardzo się kochają, jak bardzo są szczęśliwi od dnia kiedy się poznali. Ale kiedy skończyli mówić, popłakali się. Ty też płakałaś.
-wszystko dobrze?
-Tak, to jest naprawdę piękne. Kocham śluby. - Było fajnie, ale nie tak jak oczekiwał. Ludzkie wesela są nudne. Oglądał jak panna młoda i pan młody pocałowali się i wszyscy zaczęli klaskać. Sans nie wiedział po co to klaskanie, ale też klaskał, bo wszyscy klaskali. Pan młody wyprowadził panią przez drzwi. Wszyscy poszli za nimi... Zaraz... co?
-to tyle?
-Nie, idziemy na wesele, to taka wielka impreza. Spodziewałeś się czegoś innego? - szturchnęłaś go, aby się ruszył Sans wzruszył ramionami.
-potworze śluby są... trochę inne – Miał Twoją uwagę
-Naprawdę? To ma sens. A jakie one są?
-opierają się na więzi
-Więzi?
-kiedy masz z kimś więź – Typowe potworze śluby opierały się na zacieśnianiu więzi im dłużej ze sobą były. Pierwszy ślub to wielka impreza na którą każdy był zaproszony. Ostatni ślub oznaczał ostateczne nierozerwalne zacieśnienie.
-Sans, byłabym wdzięczna gdybyś nie uważał że wiem wszystko o potworach, bo nie wiem.
-racja, wybacz – myślał nad kolejnymi słowami – nasze śluby są delikatne, ponieważ nie działają jeżeli dusze nie są w dobrej więzi, to trwa trochę, musisz być pewna że jesteś z odpowiednim potworem. - Przytaknęłaś rozumiejąc. Oboje wyszliście przed kościół. Sans minął kilka rozmawiających ze sobą osób o wspaniałym weselu. Nagle coś wpadło mu do głowy
-co sprawia, że ludzie są razem? Przysięga? - Wyglądałaś na zaskoczoną nagłym pytaniem.
-Wiesz... Chyba. To jest obietnica, że zostanie się razem. Ale też i papiery. Musisz dostać dowód i wszystkie biurokratyczne sprawy załatwić, aby wasz ślub był legalny. - Sans myślał chwilę. To brzmi... nietrwale.
-kawałek papierków? - przytaknęłaś – ale nic was nie powstrzymuje, przed zostawieniem siebie, tak?
-Chyba nie. Rozwody są normalnością. Czy u was takich nie ma? - Sama myśl o rozstaniu się potworów jakie zawarły ze sobą więź była nie do wyobrażenia. Jeżeli coś takiego by się stało, zamieniłyby się w pył.
-nie, jeżeli jest więź.
-Nawet jeżeli chcesz kogoś zostawić? - To było nie do wyobrażenia. Tylko kilka potworów złamało więź i natychmiast stały się częścią historii
-nie chcesz kogoś zostawić, jak zrobisz więź, już po ptokach – To nie wymaga dalszego komentarza. Sam fakt zawarcia więzi to wszystko. Więź to wymiana. Wymiana wszystkiego co masz, magii, myśli, uczuć – jak macie więź, stajecie się partnerami dusz – Miał kilku znajomych, którzy tak zrobili i nie żałowali. Choć sam nie był pewien, czy znajdzie kiedykolwiek kogokolwiek komu zaufa na tyle, aby podzielić się z nim wszystkim co ma. Jak przybyliście na wesele, Sans się rozejrzał. Głośna muzyka i tańczący ludzie. To bardziej przypominało potworze wesela, choć i tak różnice były aż nadto widoczne.
-Gotowy za imprezę w ludzkim stylu? - wyciągnęłaś stronę rękę. Sans zaśmiał się i chwycił za Twoją dłoń.
-jasne
Share:

POPULARNE ILUZJE