28 stycznia 2018

Undertale: Czarna Maska - Nóż

Okładka
Od autora: Główny ship to Sans x Ty. Historia jest dostosowana pod kobiecego czytelnika. 18+, ponieważ znajduje się w niej przemoc i przekleństwa.
Akcja odbywa się po prawdziwej pacyfistycznej ścieżce. Wcielasz się w  17-sto letnią dziewczynę, lubiącą samotność. Mieszkasz w mieście Manchester, leżącym na północno-zachodniej części Anglii. Ojciec znęcał się nad Tobą, podczas jednego z jego ataków, bardzo Cię zranił w twarz i od tamtego czasu nosiłaś maskę. Poznałaś kogoś przez Internet, kogoś kto wyciągnie Cię i uchroni przed ojcem-tyranem.
Autor: Aria
Pomysł na opowiadanie: Yumi Mizuno

SPIS TREŚCI
 Nóż (obecnie czytany)
...

Przez trzy miesiące, ojciec odwoził cię samochodem do szkoły, nie wypuszczał z pokoju i pozwalał się kąpać tylko raz na dwa tygodnie, załatwiałaś się nie do toalety, lecz do wiadra, które opróżniałaś przez okno. Gdy wchodziłaś do klasy, wszyscy odsuwali się od ciebie i zatykali nos, aby nie czuć twojego zapachu, który wypełniał całe pomieszczenie. Nosiłaś ze sobą perfumy, psikałaś się niewyobrażalną liczbą razy, ale to nie pomagało, nadal od ciebie śmierdziało i słyszałaś komentarze typu: "Perfumy CI nie pomogą, kochaniutka", "Na wodę Cię nie stać?" lub "Może się wreszcie umyjesz". Nauczyciele pytali się o bliznę i czemu tak od ciebie pachnie, ale odpowiadałaś tylko "Wodę mi odcięli.", a o bliźnie chrzaniłaś, że to "nieszczęśliwy" wypadek. Na pogotowiu całkiem dobrze zagrałaś i zapłakana powiedziałaś, że pijany bezdomny znienacka zaatakował cię szklaną butelką.
Chciałaś powiedzieć prawdę, ale nie mogłaś, bałaś się ojca. Z jedzeniem było jeszcze "lepiej", na cały dzień dostawałaś trzy suche kromki chleba i pół szklanki wody z kranu, a czasem w ogóle nic nie jadłaś.
Najgorsze było to, że prawie codziennie przychodził do Ciebie, żeby się wyżyć, jak coś go wkurzyło w pracy, nie mogłaś do niego powiedzieć nic, co by brzmiało na odmowę, bo zaraz dostawałaś kopa w nogę, albo z pięści w plecy. Nie poznawałaś go, ale usprawiedliwiałaś tym, że to przez alkohol, od którego uzależnił się po śmierci matki. Z tajemniczym chłopakiem poznałaś się bardziej i mogłabyś oświadczyć, że to Twój najlepszy internetowy przyjaciel, bo pisząc z nim czułaś się szczęśliwa i zapominałaś o tacie. Rozmawiałaś z twoim n.i.p prawie o wszystkim, no właśnie PRAWIE. Nie chciałaś mu o tym mówić, nie, bardzo chciałaś, ale miałaś obawy, że ojciec przejrzy wiadomości, a następnie zakaże z nim pisać. Wtedy prawdopodobnie zabiłabyś się, bo to on sprawiał, że chciało ci się żyć, a szczególnie dla niego, bo dla kogo niby innego? Rozumieliście się, opowiadaliście sobie żarty i razem się z nich śmialiście, po prostu pisało się z nim idealnie. Nie mogłaś się doczekać waszego spotkania i czułaś motylki w brzuchu, kiedy o tym myślałaś.

Twój mózg uznał, że nie potrzebujesz dziś snu, więc przeglądałaś face'a i czytałaś żarty, które były tak złe, że się z nich śmiałaś. Zauważyłaś, że Sans jest aktywny, więc napisałaś.

Ty: Hej, co tam?
LazyBones69: hej, czemu nie śpisz? jest trzecia w nocy
Ty: Nie mogę zmrużyć oka
LazyBones69: ja też, w sumie
Ty: Tak mi się nudzi, że aż wpisałam w internecie najgorsze suchary
LazyBones69: no i co?
Ty: I się nie zawiodłam, są tak okropne, że aż się z nich śmieję
LazyBones69: to opowiedz mi jeden, skoro są takie złe
Ty: Lecą trzy samoloty, jeden w prawo, drugi w lewo, a trzeci...
LazyBones69: nooo?
Ty: Za nimi!
LazyBones69: faktycznie był okropny ten żart, hehehe
Ty: Wiem
Ty: Co robisz?
LazyBones69: właśnie wyszedłem spod prysznica, a ty?
Ty: Też bym chciała iść pod prysznic...
LazyBones69: No to, czemu nie pójdziesz?


*O boże, boże, boże, co ja napisałam?!*

Ty: Nie mogę, bo...
LazyBones69: bo co?
Ty: Bo odcięli mi wodę
LazyBones69: nie wierzę ci
Ty: Czemu niby?
LazyBones69: po prostu powiedz prawdę...
Ty: Ale ja mówię prawdę
LazyBones69: ___...
Ty: Ja...
LazyBones69: ???
Ty: Nie mogę, przepraszam
LazyBones69: wiesz, że możesz mi mówić wszystko
Ty: NIE, nie mogę Ci mówić o WSZYSTKIM.
LazyBones69: no ok, pa
Ty: Czekaj! Proszę nie idź.
LazyBones69: myślałem, że się przyjaźnimy
Ty: Ja też, ale nawet mi nie powiedziałeś swojego pierdolonego imienia, przez trzy miesiące naszej znajomości! Co to jakaś wielka zajebana tajemnica?!
LazyBones69: sans
LazyBones69: pa.


Uświadomiłaś sobie co właśnie napisałaś. Wiedziałaś już jak ma na imię, ale nie wiedziałaś, czy będziecie jeszcze przyjaciółmi.
Rzuciłaś się na poduszkę i zaczęłaś cicho szlochać, obwiniając się, że straciłaś jedyną osobę, na której Ci zależało.

Ty: Sans? He, fajne imię...
Ty: Przepraszam...


Płakałaś, czekając na odpowiedź do rana, lecz nic nie odpisał.
*Zawsze muszę wszystko spierdolić, jestem beznadziejna... PO CHOLERĘ JA TO NAPISAŁAM!?*

Ty: Czemu nie odpisujesz?
Ty: Zawsze wszystko niszczę, jesteś jedynym moim przyjacielem, nie mam nikogo, wiesz?
Ty: Tak się cieszyłam, że się spotkamy, że będziemy się przyjaźnić, że będę miała kogoś ważnego w swoim życiu...
Ty: Najwidoczniej nie jestem nikomu potrzebna, żegnaj. Na zawsze.
LazyBones69: nie! co ty chcesz sobie zrobić?! ___! nawet o tym nie myśl!
Ty: Przepraszam, muszę iść po coś ostrego i zakończyć to wszystko.
LazyBones69: NIE. JESTEŚ DLA MNIE BARDZO WAŻNA, ROZUMIESZ?! NIGDY SIĘ Z NIKIM TAK DOBRZE NIE DOGADYWAŁEM! MASZ SOBIE NIC NIE ROBIĆ! NIE WAŻ SIĘ.

Nie odpowiedziałaś, bo byłaś załamana, zbiłaś lustro w twoim pokoju i chciałaś się już zabić, ale Sans do Ciebie znów napisał:

LazyBones69: ZALEŻY MI NA TOBIE! TEŻ SIĘ CIESZYŁEM, ŻE SIĘ SPOTKAMY I BĘDZIEMY RAZEM SPĘDZAĆ CZAS! NIE RÓB TEGO, CZEGO BĘDZIESZ PÓŹNIEJ ŻAŁOWAŁA!
LazyBones69: ____...
LazyBones69: proszę.
Ty: Nie, Sans nie mogę już być na tym świecie.
LazyBones69: CZEGO TY KURWA NIE ROZUMIESZ?! MUSISZ BYĆ NA TYM ŚWIECIE... dla mnie.
LazyBones69: Spotkajmy się dzisiaj, porozmawiamy o tym...
Ty: nie, po co...
LazyBones69: po to, abyś się kurwa nie zabiła
LazyBones69: przepraszam, to ja spierdoliłem, nie ty. nie powinienem cię tak zmuszać do powiedzenia mi prawdy.
LazyBones69: tylko nie zabijaj się, proszę...
LazyBones69: odpisz mi do cholery!

Nie odpisywałaś, uznałaś, że to nie ma sensu. Nic z tego już nie będzie.

LazyBones69: jak jeszcze jesteś, to miło było cię poznać. będzie mi ciebie brakować, szkoda, że nawet nie usłyszałem twojego głosu. mam nadzieję, że będzie ci tam lepiej, wreszcie będziesz z mamą...
Siedziałaś na podłodze i ryczałaś. Zastanawiałaś się, czy mu odpowiedzieć przez cały dzień, ale w końcu zdecydowałaś, że nie. Cieszyłaś się, że ojciec wychodzi z pracy później,
ale jednocześnie się bałaś, że jak wróci znowu Cię pobiję. Chciałaś uciec od tego wszystkiego. Po prostu nie chciało Ci się żyć. Wzięłaś kawałek potłuczonego lustra i
przybliżyłaś do nadgarstka. Nie mogłaś, coś Cię powstrzymywało. Chwyciłaś komórkę i napisałaś do Sansa:

Ty: Wiesz co to za uczucie pierdolić każdą przyjaźń? Nigdy nie miałam prawdziwego przyjaciela, dopóki nie pojawiłeś się Ty. Moje życie jest żałosne, za każdym jebanymrazem nie chciałam mieć kogoś  ważnego, bo wolałam być sama, ale teraz mam Ciebie, jesteś dla mnie najważniejszy na świecie. Gdy z Tobą piszę czuje się szczęśliwa i o wszystkich złych rzeczach. Myślałam, że Cię straciłam, że już nie warto pisać. Przepraszam...
...
...
...
...
LazyBones69: nie, nie wiem co to za uczucie, ale wiem jakie to uczucie, gdy tracisz kogoś wiele, wiele razy przez jedną osobę, która kocha się z tobą bawić.
Też jesteś dla mnie najważniejsza, kocham cię jak siostrę, której nigdy nie miałem. cieszę się, że jednak nie odeszłaś... to nie ty przepraszaj, to ja zacząłem od ciebie wymuszać to, czego nie chciałaś mówić.
Ty: ...
Ty: Ja też się cieszę :)

Już nie odpowiedział, ale byłaś taka szczęśliwa, że napisał "kocham cię jak siostrę". Wiedziałaś, że możesz na nim polegać. Wstałaś z podłogi i pozbierałaś szkło
rękami, bo nie miałaś żadnej szczotki do zamiatania. Znaczy miałaś, ale w łazience, a ty siedziałaś w zamkniętym na kluczyk pokoju. Gdy skończyłaś sprzątać, wytarłaś
twarz ociekającą łzami, o poduszkę i zmieniłaś ubrania na piżamę. Za pół godziny wrócił ojciec, wyjątkowo zły, gdy otworzył twoje drzwi, zwinęłaś się w kłębek na
łóżku. Ku twojemu zaskoczeniu nie chciał cię uderzyć:

- Idź do sklepu - powiedział, a ty się nie odezwałaś.
- Idź do tego pierdolonego sklepu, bo zaraz kurwa stracę cierpliwość - zacisnął zęby mówiąc to.
- Ale tato jest już 12 w nocy, chce iść spać - odpowiedziałaś ze spokojem i strachem jednocześnie.
- Nie obchodzi mnie to! Już - krzyknął.
- Dobrze - powiedziałaś szeptem - ale muszę się przebrać, nie pójdę w piżamie.

Wyszedł, zamykając za sobą drzwi, a ty zaczęłaś się ubierać w swoje dżinsy, koszulki nie zmieniałaś, bo uznałaś, że nie ma sensu. Gdy opuściłaś swój pokój, zachciało Ci
się wymiotować, czując zapach alkoholu, brudnych ubrań i starego jedzenia stojącego na stole w salonie. Ojciec wyszedł z kuchni i popatrzył na Ciebie, a po chwili
powiedział:

- Pójdziesz do supermarketu i zrobisz większe zakupy, ja nie mam siły ani ochoty, żeby teraz tam iść.
- Nie boisz się, że gdzieś ucieknę? - zapytałaś, a po chwili wiedziałaś, że to był błąd
- A chcesz wpierdol? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Znowu? Nie, dziękuje - podszedł do Ciebie i przyłożył rękę do szyi, ale po chwili puścił.
- Nie denerwuj mnie, rozumiesz? - westchnął.
- Tak, tak - zaczęłaś jak najprędzej się ubierać, aby jednak Ci nie przywalił.
- C-co mam kupić? - spojrzałaś na niego, a po chwili dał Ci listę - Całkiem tego sporo, ale wiesz, że wódki Ci nie kupię.
- Kupisz.
- Nie kupię, nie jestem pełnoletnia, dopiero za tydzień skończę 18-nastkę, ale jakbym miała już skończone, i tak bym tego nie zrobiła, bo nie możesz pić - mówiłaś ze spokojem.
- Nie widać, że jeszcze nie skończyłaś - stwierdził.
- No ok, idę - wzięłaś pieniądze i chciałaś już opuścić mieszkanie, ale ojciec Cię zawołał.

- Załóż to.
- Po co?
- Po prostu to włóż, wyglądasz obrzydliwie z tą blizną - podał Ci czarną maskę na pół twarzy. Nic nie powiedziałaś i zakładając to, próbowałaś się nie popłakać.

- GDYBY NIE TY, NIE MIAŁABYM TEJ PIERDOLONEJ BLIZNY - trzasnęłaś drzwiami.

*O kurwa, przecież jak wrócę to mi spuści taki łomot, że nie będę mogła ruszać nawet palcami*
Spojrzałaś na listę i przeczytałaś.

- 2 litry mleka
- 10 bułek
- 1 kg mięsa mielonego, wołowiny
- 5 litrów wody
- wódka, 1 litr
- papier toaletowy
- ręczniki papierowe
- mop
- ścierki z mikrofibry
- płyn do mycia podłogi
- mydło w płynie
- szynka
- pasztet, 3 puszki
- 2 kartony soku multiwitaminowego

Gdy weszłaś do sklepu, świecił on pustkami, bo kto normalny chodzi o tej godzinie do sklepu? Kupując rzeczy z listy, myślałaś o spotkaniu z Sansem, o ile w ogóle
się odbędzie. Stwierdziłaś, że napiszesz do niego później. Przechodząc koło alejki z narzędziami, zauważyłaś, że znajdują się tam wytrychy, spojrzałaś w górę,
szukając kamer. Żadnej "nie zajerestrowałaś" [hehe, dobry żarcik]. Podeszłaś i schowałaś kilka sztuk narzędzia do kieszeni. Zrobiłaś zakupy i przybyłaś do kasy:

- Dobry wieczór - przywitała się miła sprzedawczyni.
- Dobry wieczór - odparłaś i położyłaś zakupy. Gdy naliczyła wszystko spojrzała się na Ciebie:
- Przepraszam, ale po co Ci ta maska? - stanęłaś jak otępiała.
- Mój ojciec, on nie chce, abym zatruła się smogiem i mi ją kupił.
- Też bym chciała mieć takiego opiekuńczego ojca - uśmiechnęła się - Mój siedzi w więzieniu, za podrabianie pieniędzy.
- Oh, współczuję - odwzajemniłaś uśmiech, który był niewidoczny pod maską.
- Należy się 45,67.

Wyciągnęłaś pieniądze, zapłaciłaś i pożegnałaś się. Wracając wysłałaś wiadomość do Sansa:

Ty: Hej, słuchaj mam pytanie.
LazyBones69: tak?
Ty: Wiem, że po tej awanturze, nie lubisz mnie już tak bardzo, ale chciałam się spytać... Spotkanie nadal aktualne? ;)
LazyBones69: nie gadaj głupot...
LazyBones69: nadal cię bardzo lubię, a to tej awanturze zapomnijmy, co?
Ty: Huuff, tak się cieszę.
LazyBones69: A co do spotkania, chciałbym się umówić ;)
Ty: SUPER! To jak, w moje urodziny o 17?
LazyBones69: no pewnie
Ty: Dobra, chciałam tylko to. Kończę, bo cholernie mi zimno w ręce.
LazyBones69: Gdzie jesteś?
Ty: Wracam ze sklepu.
LazyBones69: ok. tak więc nie zadręczam cię pisaniem ze mną. do zobaczenia ;)
Ty: Do zobaczenia :*

Znowu czułaś te motylki w brzuchu, myśląc o spotkaniu, które odbędzie się już za tydzień. Wracając do domu przyglądałaś się listkom, spadających z drzew. Były one czerwone, żółte, a niektóre jeszcze zielone. Kochałaś jesień, zapach deszczu w powietrzu, kolorowe piękne liście i błyszczące kasztany, leżące na trawniku, a do tego jeszcze twoje urodziny. Po prostu - idealnie. Przez resztę drogi powrotnej zbierałaś liście, przyglądając się dokładnie im kolorom i kształtom, spodobał Ci się jeden,
był wiśniowo - śliwkowy. Postanowiłaś, że jego zabierzesz do domu, a resztę wyrzuciłaś koło drzewa. Weszłaś do mieszkania i krzyknęłaś - Jestem - ale nikt nie odpowiedział.
Zauważyłaś ojca siedzącego na swoim fotelu w zupełnej ciemności.

- Tato, wszystko ok? - zapytałaś z niepewnością.
- Nie -odpowiedział stanowczo - Nie spodobało mi się twoje zachowanie, kiedy wychodziłaś - wstał i powoli do ciebie podchodził.
- Przepraszam... nie będę już tak robić, tylko nie bij mnie, proszę - krzyknęłaś ze strachem w głosie.
- Muszę Cię ukarać - powiedział z zaciśniętymi zębami - Wspomniałaś, że to przeze mnie masz JEDNĄ bliznę - podkreślił jedną.
- Co ty chcesz zrobić?! Tato! - bałaś się. Poszedł do kuchni, a wychodząc z niej trzymał nóż w ręce.
- Będziesz miała DWIE blizny - śmiał się jak opętany, a ty uciekłaś do swojego pokoju. Trzymałaś drzwi, ale to on okazał się tym silniejszym i otworzył jednocześnie popychając cię. Stał nad Tobą i już miał przejechać nożem po twarzy, ale upadł nagle na podłogę. Siedziałaś oszołomiona, patrząc się na ojca. Po chwili wstałaś i pobiegłaś do drzwi wyjściowych, ale były zamknięte na dolny zamek, więc poszłaś do łazienki i tam się ukryłaś. Bałaś się jak nigdy dotąd. Co jak cię zabiję albo okaleczy na całe życie? Minęło 15 minut i nie słyszałaś ojca. Wyszłaś po cichu z łazienki, a on leżał skulony na podłodze. Płakał, śmiał się, przepraszał, bił się po głowie i mówił do kogoś, ale nie do ciebie. Chcąc wykorzystać okazję, schyliłaś się po ostre narzędzie leżące tuż przy nim. Wysunęłaś rękę i prawie wzięłaś, ale poczułaś uścisk na nadgarstku. Jego ręka przylegała bardzo mocno do twojej. Spojrzałaś na jego oczy, były pełne nienawiści. Odepchnął cię znowu i wstał, biorąc nóż, ale puścił go i zaczął szlochać.

-NIE, JA NIE MOGĘ TEGO ZROBIĆ! TO JEST MOJA CÓRKA! ZROZUM TO! - chwila ciszy - NIE MÓW MI TEGO, NIE CHCĘ TEGO NAWET SŁYSZEĆ, OBIECAŁEM JEJ! - znowu chwila ciszy -
NIE MOGĘ JEJ ZABIĆ! - gadał do kogoś, ale ty wciąż nie wiedziałaś do kogo. Dalej już nie słyszałaś co mówi, bo poszedł do innego pokoju. Poszłaś za nim.

- Tato, z kim rozmawiasz? - spytałaś niepewnie.
- SPIERDALAJ! - powiedział demonicznym wręcz głosem, a ty stałaś dalej, patrząc na niego.
- NIE MÓW TAK DO MOJEJ CÓRKI! - znowu odezwał się sam do siebie - CZEMU? BO NIE MOŻESZ!

Podeszłaś i przytuliłaś się do niego, aby się uspokoił, ale cię odepchnął. Poszłaś do pokoju, bo nie chciałaś, aby znowu wyleciał na ciebie z nożem.

****************
6 DNI PÓŹNIEJ

Jutro mają być twoje urodziny i zarazem spotkanie z Sansem. Przygotowałaś wszystkie ubrania, kosmetyki, jakimi się miałaś pomalować i perfumy, twoje ulubione -
"Gabrielle Chanel". Dostałaś je od wujka na Święta Bożego Narodzenia, był bogaty, więc często dostawałaś od niego bardzo drogie prezenty, takie jak perfumy, iPad
i iPhone, może w tym roku dostaniesz X'a na urodziny. Od akcji z nożem nic się nie zmieniło, nadal cię bił i rzadko wypuszczał z pokoju, ale gdy chciałaś wyjść do
toalety, albo się wykąpać, musiałaś zapukać, aby ci otworzył. Kiedy przygotowałaś wszystko na dzień jutrzejszy, zastukałaś w drzwi, a ojciec przyszedł i otworzył,
wyjątkowo zły.

- Czego chcesz? - warknął.
- Chce się spytać, czegoś...
- No, słucham? - spojrzał pytająco.
- Tato, bo mam kolegę, bardziej przyjaciela, którego poznałam w internecie i jutro są moje urodziny, więc chce się ze mną spotkać i wyjść do jakiegoś bar--
- Definitywnie nie - przerwał ci
- Ale tato... - zrobiłaś swoje oczki szczeniaczka.
- Nie - trzasnął drzwiami tuż przed twoim nosem.

*Nie będziesz mnie wiecznie więził, pedale*

Usiadłaś na łóżku i chwyciłaś komórkę, by napisać do Sanesa:

Ty: Hej, słuchaaaaaaj, bo mieliśmy spotkać się o 17, co nie?
LazyBones69: no tak, a co?
Ty: A możemy trochę na później przełożyć to spotkanie?
LazyBones69: no pewnie, o pół godziny?
Ty: Nie za bardzo
LazyBones69: no to, o której chcesz się spotkać?
Ty: 23
LazyBones69: cooooooooo? nie powinnaś być wtedy już w domu?
Ty: Nie w końcu kończę osiemnaście lat, więc mogę wyjść na całą noc.
LazyBones69: no ok, skoro o tej ci najbardziej pasuje...
Ty: Dzięki ;)
LazyBones69: nie ma sprawy, dla ciebie wszystko, ślicznotko ;)
Ty: <3

Nie chciałaś wiecznie siedzieć w pokoju i słuchać się ojca-tyrana, który próbował cię niedawno zranić ponownie w twarz. Siedziałaś i myślałaś o planie ucieczki, kiedy
telefon wydał dźwięk wiadomości. Wstałaś i podeszłaś do biurka, gdzie leżała twoja komórka. To była wiadomość od wujka Darka (brata twojej matki), a pisało w niej:

"Witaj moja mała księżniczko! Kończysz jutro wreszcie osiemnastkę, więc pomyślałem, że może chciałabyś spędzić u nas ten weekend (urodziny wypadały ci w piątek)
i spędzić trochę czasu ze starym, kochanym wujkiem. Odpisz szybko, buziaczki od cioci i wujka."

Chciałaś bardzo wpaść, ale wolałaś spędzić ten czas z Sansem, więc odpisałaś:

"Wujku, wiesz jak bardzo Cię kocham i chciałabym wpaść, ale nie mogę. Może przyjadę za tydzień, ok?"

Nie zdążyłaś odłożyć telefonu, a już zawibrował:

"No dobra, w końcu to Twoje urodziny. Tak, jak najbardziej przyjedź za tydzień. Wszystkiego najlepszego i schlej się aż do nieprzytomności!"

"Dzięki wujku, kocham Cię :*"

Wujek był najlepszym wujkiem, jakiego mogłaś sobie wymarzyć. Kochałaś go, a on ciebie. Położyłaś komórkę na biurko i dalej myślałaś o planie ucieczki.

*Ojciec pewnie jak zwykle jutro wróci schlany z pracy i będzie spał jak zabity. Wyskoczę przez okno. NIE! Mogę złamać sobie wtedy nogę...*

Olśniło cię.

*Przecież ja mam wytrychy! Ja pierdolę! Obejrzę poradniki na YouTube i jakoś się stąd wydostanę!
Tylko został problem z drzwiami wyjściowymi, które zamykał na noc, hmmm. Może wyjdę z pokoju pod pretekstem potrzeby, a jak będę wracać, ukryję kluczę do kieszeni.
By było łatwiej, gdyby miał też kluczyk do mojego pokoju przy nich, ale zawsze trzyma go przy sobie, jak jebany strażnik pilnujący więźnia*

_________________

Następnego dnia, 19:00
Udało ci się zdobyć klucze i nic nie zauważył.

_________________

21:47
Ojciec już dawno zasnął, a ty zaczęłaś się ubierać.

_________________

22:15

Wszystko było przygotowane, ale jeszcze musiałaś się wydostać z pokoju. Wzięłaś wytrychy i włożyłaś ostrożnie do zamka, by go nie obudzić. Złamał się, chwyciłaś kolejny.
Też się złamał. Byłaś cholernie zła, został tylko jeden. W nim cała nadzieja. Po chwili męki i strachu udało się! Otworzyłaś drzwi i wyszłaś po cichutku. Spojrzałaś
do pokoju ojca, spał. Ręce ci się trzęsły, kiedy otwierałaś drzwi wyjściowe.
Wyszłaś. Chwilę biegłaś, aby oddalić się od domu.

*Wreszcie jestem wolna...*
Share:

Undertale: Gra w kości -Doświadczenie rozrywające serce [The Skeleton Games - A heart warming experience] [tłumaczenie PL]

Autor okładki: Rydzia
Notka od tłumacza: Od czasu zniszczenia bariery minęły miesiące. Potwory w końcu uzyskały prawo do przemieszczania się po mieście. Siedzisz nocą w swoim małym mieszkanku i robisz swoje kiedy nagle słyszysz muzykę zza ściany. Czy Twój sąsiad zawsze musi słuchać muzyki tak strasznie głośno? Masz tego serdecznie dość. Ściany są cienkie i słyszysz, jak chodzi po mieszkaniu, krzyczy albo... gra w gry.... Zaraz, znasz tę grę. Czas rozpocząć plan "jak wkurwić sąsiada palanta". Tylko dlatego, że jesteś wampirem, nie oznacza, że nie możesz być złośliwa. 
A więc tak, opowiadanie Postać x Czytelnik. Dostosowane pod kobiecego czytelnika. Uniwersum - UnderFell. Związek Sans x Czytelniczka. Co warto wiedzieć? Wcielasz się w żyjącą kilka setek lat wampirzycę, która świetnie zaaklimatyzowała się w otaczającym świecie do takiego stopnia, że ... jest nerdem. Uwielbia gry komputerowe. Co jeszcze/ A tak, jesteś znacznie wyższa od Sansa. 
Czy Tobie, droga wampirzyco uda się skraść serce małego, wkurwionego na cały świat Sansa? 
Oryginał: klik
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Autor: poetax
SPIS TREŚCI
-C-co?! – krzyknął Sans. Starał się nie myśleć zbyt o tym co powiedziałaś, ale już czuł jak magia wędruje mu do twarzy. Nie rumień się.. Nie rumień się…. Po chuj on się rumieni! Wie, że nie o to ci chodzi. P-pewnie chcesz na nią spojrzeć! Ludzie nie mogą sami sobie wyciągnąć dusz, więc proszenie innych o zrobienie tego nie znaczy nic więcej! No i nie obchodzi go to co miałaś na myśli! Jesteś tylko człowiekiem z głupią ludzką duszą… Odwróconą jak wszystko.. Ma to kurwa w DUPIE!
-Łoł, Czacho – powiedziałaś patrząc na jego twarz – Spokojnie. Tym razem nie próbuję się z tobą droczyć.
-Z-zamknij się! To przez to.. j-jak to powiedziałaś, dobra! … P-pomyślałem, przez ciebie o czymś innym!
-Oh? – wyszczerzyłaś się – A o czym?
-O niczym! Czy… nie mówiłem ci, abyś nie mówiła takich rzeczy! Po chuj mnie o to prosisz?
-Heh heh… ojej… Nie o to mi chodziło. Ja tylko.. uh… Pamiętasz jak użyłeś na mnie niebieskiej magii wczoraj? Po prostu musiałam ci zaufać i zadziałało.
-Zaraz? Co! Wszystko co musiałaś zrobić to mi zaufać? – był zaskoczony
-Dokładnie!
-Zaufać w tym jak atakowałem cię niebieską magią?
-Cóż, nie używałeś jej aby mnie zaatakować. Użyłeś jej do czyszczenia
-No i co z tego! Nie chodź sobie ot tak po prostu i nie ufaj potworom kiedy te cię atakują! Nie możesz opuszczać w ten sposób gardy!
-Heh.. wybacz, ale.. – uśmiechnęłaś się przebiegle patrząc na niego – Zawsze ci ufałam Czacho – z jakiegoś powodu jego twarz zajaśniała bardziej jak popatrzył na Ciebie – Heh… ale jesteś czerwony! – próbowałaś się nie śmiać. Natychmiast odwrócił głowę.
-Z-zamknij się!... Tylko… Co do kurwy! Nie mów takich rzeczy!
-Nie – przysunęłaś się bliżej – Będę mówić tak długo, jak zaczniesz akceptować moje komplementy
-To nie komplement! Robisz sobie teraz ze mnie jaja!-Niby jak? Przecież ci ufam!
-DOBRA! Mniejsza! Zamknij się już! – powiedział patrząc na swój laptop, poprawił kurtkę i chwycił za myszkę, poprawił poduszkę, ogólnie układał się przed nocą spędzoną na graniu. 
-Więc.. uh… - powiedziałaś normalnie – Zrobimy to… czy?
-Kurwa! Mówiłem, abyś o to nie pytała!
-Ale chcę wiedzieć jak wyglądają moje statystyki! – zawodziłaś. Sans popatrzył na Ciebie
-Oh – zrozumiał – D-dlaczego nie powiedziałaś tego od razu?! – To nadal dziwne pytanie… Właściwie to bardzo dziwne. Są tylko dwa powody przez które potwór powinien wyciągać duszę potwora… Sans umiał robić tylko w jednym z dwóch przypadków. Podczas starć, sprawdzanie duszy drugiego, ale tylko po to aby zobaczyć jak się wzajemnie pozabijać, nie po to aby upewnić się o stanie drugiego. Potwory same mogą sprawdzić swoją duszę i nie potrzebują niczyjej pomocy. No i nikt nie ufał nikomu na tyle, aby pozwolić sprawdzić duszę. W taki sposób można łatwo dać się zabić. 
-Co.. – prychnęłaś – Naprawdę myślałeś, że chodziło mi o coś w stylu, proszę Czacho, powiedz mi wszystko o rypaniu się dusz
-NIE myślałem TAK! – warknął – Tylko.. tylko..myślałem, że znowu chcesz pobawić się moją magią czy coś…
-Cóż, na to zawsze mam ochotę. – westchnął i uderzył się ręką w czoło.
-A po co chcesz zobaczyć te statystyki?  - uniosłaś twarz uśmiechając się
-No weź Czacho… Tylko mi nie mów, że sam nie jesteś ciekaw. 
-Dobra, w-więc.. muszę tylko… ją wyjąć
-Um.. jasne… jak już będziesz gotowy. – Oboje siedzieliście na podłodze skupieni na sobie, a Ty czekałaś. Sans cicho drapał się po czaszce zamyślony. – Uh.. Czacho? – zaczynałaś się trochę niecierpliwić widząc jak walczy z nerwami
-Daj się przygotować, dobra? – przerwał.
-Rób to co zawsze jak chcesz, aby wyszła
-Mam cię zaatakować?!
-Nie atakowałeś mnie, kiedy używałeś niebieskiej magii
-To nadal był atak… Nie używałem go aby cię skrzywdzić… - zatrzymał się na chwilę nim spojrzał na dół - … Specjalnie.
-Powiedziałam, że nic mi nie jest – poklepałaś się po biodrze – Widzisz? Ledwo zauważyłam to co się stało – nadal unikał spojrzenia – Czuję się znacznie gorzej za to, że zniszczyłam ci sufit, niż przez to, że wbiłam sobie szkło, więc nie martw się – nie chciał na Ciebie patrzeć – No i za drugim razem było czadowo! Naprawdę warto było wpaść na szkło! – Sans w końcu westchnął
-D-dobra! Mniejsza.. Spróbuję… spróbuję to zrobić bez myślenia o atakowaniu cię tym razem. – zamyśliłaś się
-Przecież sam możesz wyciągnąć swoją duszę… zrób na mnie to samo co na sobie – znowu westchnął
-Nie rozumiesz jak to gówno działa. Musisz się skupić aby ją wyciągnąć, ale w przypadku innych osób nie działa to tak samo
-Hm.. A co jeżeli.. powiesz mi o czym powinnam myśleć, a ty użyjesz magii aby ją wyciągnąć? – trzeci raz westchnął
-To najgłupsze chujostwo jakie robiłem. Co za pojebany gatunek który nie potrafi sam wyciągnąć swojej duszy?
-Wiesz, sama nie wiem… może żyjące stworzenie bez kropelki magii? 
-DOBRA! Spróbujmy! – zaczynał się denerwować
-Dobra.. więc… - pochyliłaś się lekko – O czym powinnam myśleć?
-Wiesz.. skup się na sobie… Tylko – zamyślił się na chwilę – Zazwyczaj ja myślę o tym jakbym chciał na siebie spojrzeć… 
-Więc… mówimy o spojrzenie na siebie jakby w lustro, czy spojrzenie na siebie jak na siebie? A może ja mój koncept? O! A może..
-Koncept! Mówiłem już, że tak działa magia. Więc… pomyśl tak jakbyś chciała popatrzeć na to kim jesteś. Twoja dusza to kumulacja całego twojego istnienia, więc.. myśl jakby…. Mniejsza!
-Więc.. mam myśleć o małym pomarańczowym serduszku..
-NIE! To tylko manifestacja fizycznej formy. Mówiłem o tobie!
-Ale… co to znaczy? Jak mam siebie wyobrazić?
-Jak gówno którym jesteś! Dlaczego to dla ciebie takie kurewsko trudne|?! 
-Nie wiem! Nie myślałam za bardzo o swojej kumulacji! – Sans westchnął raz jeszcze
-Za jakie kurwa grzechy.. 
-Ej! Nie bądź chamski. Próbuję zrozumieć, aby zrobić to dobrze
-Więc.. – szukał słów- W-wyobraź sobie, że ze sobą rozmawiasz… Zapytaj się.. jak się masz .. i.. no wiesz… jak się czujesz..
-Hm.. – Wyobraź sobie, że ze sobą rozmawiasz. Sobą, osobą którą jesteś. Nie osobą którą chciałabyś być, ani taką jaką udajesz, że jesteś. Tylko… sobą. - Uh.. dobra.. Chyba um… chyba zaczynam rozumieć – wstałaś. Znowu westchnął
-Dobra.. więc myśl tak a ja.. – zatrzymał się marszcząc brwi – Co ja kurwa mam robić z własną magią?! – schował twarz w rękach warcząc – GaaaAAAH!!! Nie powinno się wyciągać dusz innych osób jeżeli nie chce się z nimi walczyć! Poważnie! Dlaczego nie możesz zrobić to sama?! To kurewsko dziwne!
-Po prostu spróbujmy!
-Nie wiem nawet co mam kurwa próbować! Trzeba się skupić na czymś, a potem użyć magii! Na czym się mam kurwa skupić?!
-Nie wiem.. może na wyciągnięciu mojej duszy?
-Gaaahhh! Dobra! Miejmy to kurestwo za sobą! – oboje osiedliście ponownie próbując się przygotować właściwie. Musisz myśleć o sobie. Myśl o rozmowie ze sobą, zapytaj siebie jak się czujesz. To nic trudnego. Skup się i nie skupiaj na niczym innym – G-gotowa? – zapytał unosząc rękę. 
-Tak – czerwień otoczyła koniuszki jego palców potem całą dłoń. Czekał chwilę, aż magia się uzbiera nim skierował rękę w stronę Twojej piersi. Potem, wyglądało to tak jakby próbował złapać coś przed sobą, powoli zaciskając palce. Szybko przypomniałaś sobie, aby się na sobie skupić. Nie myśl o jego wspaniałej magii jakiej używa przed Tobą. Myśl o sobie. Chciej sprawdzić swoją duszę.
-Ch-cholera.. nie mogę złapać – mruknął ponawiając gest dłonią. – Oh… no i powinnaś myśleć też o tym, że mu ufasz. Wcześniej zadziałało. Zaufaj mu, pozwól wyciągnąć duszę. Twoją… ty… on Cię nie skrzywdzi. Cóż.. nie specjalnie. No i nie może zrobić ci krzywdy, nawet gdyby próbował. Pewnie boi się bardziej niż Ty. Pozwól mu złapać duszę… Pozwól mu… złapać siebie. Poczułaś pociągnięcie na sercu. Jakby coś chciało je wyciągnąć. Tym razem było gorąco. Naprawdę. To.. zupełnie inne uczucie niż pamiętałaś.
-Haaah – stęknęłaś patrząc jak pomarańczowa dusza zaczęła wyłaniać się z Twojej piersi. Z jakiegoś powodu.. czułaś, że tak nie powinno być. Twoje serce biło mocniej, miałaś krótszy oddech. Tak zawsze się dzieje, kiedy ją wyciąga? Nie pamiętasz. Jedyne co wiesz, to to, że Twoje ciało jest naprawdę, naprawdę gorące. Może wyciągnął ją źle? Dlaczego jest tak gorąco? – Czacho – jęknęłaś – Myślę… nngh… że wyszła źle.. – poczułaś, jak kręci Ci się w głowę i osunęłaś na ziemię. Dyszałaś i zacisnęłaś ręce na dywanie. Czułaś, że musisz się czegoś złapać, do czegoś przytulić, a dywan miałaś na wyciągnięcie ręki.
-CHOLERA! – słyszałaś jego krzyk
-Czacho.. hahh… co się dzieje? – stękałaś próbując złapać oddech i uspokoić serce w piersi. Tak nie powinno się dziać. Całe Twoje ciało było takie gorące i .. poczułaś dziwne uczucie między nogami. Oh…. O nie… - Czacho, wsadź ją! – zaczynałaś lekko panikować
-Próbuję! – krzyczał. Czułaś jak coś pcha na Twoją pierś. Pcha Twoje serce. – Nie… nie mogę – brzmiał na przerażonego
-Co?!
-Nie chce wrócić, nie mogę jej już nawet złapać!
-Więc co? Zostawisz mnie tak!
-Nie wiem kurwa! Nie mogę tego zrobić!
-Możesz!
-Nie mogę! Dlatego nie chciałem tego robić! Wszystko spierdolę!
-Czacho! Haah… Możesz to zrobić – przekręciłaś się na dywanie – Ufam ci… ahh… pamiętasz?
-Ja nie.. 
-Czacho! – kręciłaś się, serce biło Ci jak szalone. Czułaś, jakby uczucie się powiększyło. Czułaś każdy milimetr ubrania jakie miałaś na sobie. Każdy najmniejszy włosek na dywanie. Wszystko było… tak bardzo… Zmusiłaś się, by podnieść powieki i spojrzeć na przerażonego potwora przed sobą. Jego czarne oczodoły wpatrywały się we własne ręce. – Nie zostawiaj mnie tak! Nic się nie dzieje. Spokojnie. Uda ci się – mówiłaś próbując go uspokoić. Dyszał ciężko, pot spływał mu po twarzy. Zacisnął ręce w pięści, kość o kość zaczęła nie miło skrzypieć, zaś jego ucisk powiększał się i powiększał. – Sans! – krzyknęłaś chwytając go za rękę – Nie czas na to! Jestem na podłodze i czuję się naprawdę, naprawdę dziwnie. Musisz się skupić! – zareagował i oprzytomniał gdy go dotknęłaś, nie tylko wróciły mu źrenice, ale skupił się na Twojej ręce. – A-a-a jak to wszystko się skończy – jęczałaś – Zagramy w jakąś fajną grę,… hah.. a jak będziemy w nią grać… to sobie z ciebie pożartuje…
-Pieprzyć to.. – powiedział kiedy na ciebie spojrzał
-Nie… nie dzisiaj.. hnggg… no i nie interesujesz się ludźmi, pamiętasz? A teraz skup się na mojej duszy i wsadź ją!
-D-dobra – nadal na Ciebie patrzył
-Proszę, teraz! – im dłużej się patrzył na Ciebie, tym bardziej się niecierpliwiłaś. Zaczął się rumienić.
-R-racja! -  Puściłaś jego rękę i natychmiast ją zabrał. Powoli uniósł ją w powietrze pokrywając ją ponownie magią. Wziął głęboki wdech, skupił wzrok na pomarańczowej, świecącej duszy nad Twoją piersią. Zamknął oczy i szybkim ruchem nadgarstka, poczułaś jak coś ściska Twoje serce i wszystko było jak powinno. Dziwny płomień przeszywający Twoje ciało znikł, tak samo jak doznanie na ciele.
-Haaah –stęknęłaś ostatni raz powoli odzyskując oddech. Leżałaś na dywanie jeszcze chwilę, próbując zrozumieć to co się właśnie stało. Cóż… Chyba jesteś o krok bliżej aby zrozumieć to w jaki sposób potwory się rozmnażają. No i jesteś pewna, że znasz już odpowiedź na pytanie czy ludzie i potwory są w stanie zejść się w seksualny sposób. To było bardzo… bardzo.. intensywne.
-P-przepraszam – usłyszałaś cichy szept
-Mówiłam, nic mi nie jest… daj mi tylko chwilę
-N-naprawdę spierdoliłem..
-Czacho! – krzyknęłaś podnosząc na niego głowę.  Jego cała twarz była czerwona, schowana jak się da w futrze kurtki. – Phht! Hahahaha – zaśmiałaś się patrząc na niego – Dlaczego to ty się wstydzisz? – usiadłaś – To nie ty turlałeś się po podłodze i jęczałeś! – rumienił się jeszcze bardziej.
-N-nie chciałem… - nadal nie patrzył na Ciebie
-Uh.. jasne.. – zaśmiałaś się mocniej – Ale uh.. Wydaje mi się, że to było trochę niegrzeczne Czacho. Powinieneś mi powiedzieć jak wasz dziwny potworzy seks działa nim spróbujesz go na mnie.
-Nie próbowałem go na tobie! Ja.. ja tylko.. Mówiłem, że nie powinno się wyciągać duszy kogoś jeżeli nie chce się stanąć z nim do walki… albo z-złączyć fizycznie! Moja magia musiała pomyśleć, że chciałem… - i z tymi słowami zarumienił się jeszcze bardziej. 
-Oh? – opuściłaś powieki do połowy – A o czym myślałeś, kiedy wyciągałeś moją duszę?
-O NICZYM! – krzyknął natychmiast – Próbowałem skupić na wyciągnięciu jej!
-Hm? – pochyliłaś się próbując spojrzeć mu w oczodoły.
-Naprawdę! – uciekł wzrokiem
-Dobra, ale… wiesz… musisz wziąć odpowiedzialność..
-Co?!
-Zrobiłeś coś bardzo zboczonego… i chciałeś mnie tak zostawić
-Nie chciałem! Mówiłem tylko, że to nie chciało wrócić! Ja.. ja nie chciałem..
-Nie.. musisz ponieść karę -  jego oczy zadrżały gdy usłyszał ostatnie słowo – Nie ruszaj się – powiedziałaś podpierając się rękami. Próbował uciec, ale go chwyciłaś za twarz
-Puszczaj! – wyrywał się, ale trzymałaś go mocno. Kciukiem drugiej ręki delikatnie potarłaś mu policzek.
-I.. ukarany – puściłaś go, szybko odsunął się od Ciebie kładąc rękę na policzku. Ty tym czasem zlizałaś z kciuka żółtą maź. Musiał przegapić kropelkę musztardy z jajek uznałaś, że nie możesz dłużej patrzeć na jego brudną buzię.
-J-ja-ja-a mówiłem ci, abyś nie żarła gówna z mojej twarzy! – krzyknął nadal nie patrząc na Ciebie. 
-Dobrze więc, że to nie było gówno – uśmiechnęłaś się. Nie patrzył się nadal i zaczęłaś czuć się nieco niezręcznie. – W-w każdym razie… Już rozumiem o co ci chodziło kiedy mówiłeś, że wyciągnięcie duszy nie chcąc z kimś walczyć jest inne.
-T-taa.. ale zazwyczaj musisz być w nastroju, aby to robić… w-więc nie przypuszczałem, że.. Ja nigdy tego nie robiłem, więc..
-Cóż.. ta.. jesteś prawiczkiem. – Podejrzane, ale nie popatrzył na Ciebie. Nadal unikał Twojego spojrzenia. – Czacho. Nie jestem zła. Ostrzegałeś mnie, a ja nie słuchałam
-Wiem!
-Więc.. spójrz na mnie.
-N-nie mogę!
-Jak to, nie możesz? – zapytałaś przysuwając się. Zabrał rękę i przekręcił się aby nie widzieć Cię – Czacho? … ej.. Ja uh… powiedziałam coś dziwnego jak byłam na ziemi?
-Nie… J-ja tylko… T-to coś innego – znowu się przekręcił kiedy próbowałaś znowu zastawić mu pole widzenia.
-Co? – zapytałaś blokując mu ręką możliwość ponownego uniknięcia patrzenia na Ciebie. 
-Nic
-Co Czacho?!
-Nic!!!
-Powiedz mi o co chodzi!
-Dziwnie śmierdzisz, dobra!!!
-Huh?
-Wsadziłem twoją duszę.. ale nadal śmierdzisz! – przestałaś się ruszać. On.. czuje coś… Coś co zaczęło się kiedy… zaczął wyciągać Twoją duszę.. Poczułaś jak twarz Ci się rumieni, kiedy zdałaś sobie sprawę co to jest. Sans na chwilę zerknął na Ciebie – Co! Co to jest?!
-Nic.. uh… Zaraz… zaraz wrócę – wstałaś
-Co się stało? – krzyknął.
-NIC! – krzyknęłaś wbiegając do ubikacji. Nie przeszkadzało Ci to, że widział jak wijesz się i jęczysz na dywanie.. Ale z jakiegoś powodu.. Za bardzo wstydziłaś się, by powiedzieć mu, że pociekło Ci bardzo i teraz musisz zmienić majtki…
Share:

Undertale: Diabelska karuzela - Nowy dom [opowiadanie interaktywne]

Autor okładki: Reitiri
Notka od autora: Jest to opowiadanie interaktywne. Główne poczynania bohaterki i kluczowe decyzje będą podejmować czytelnicy w komentarzach. Notki będą pojawiać się w miarę regularnie, zaś pomysły umieszczone przez czytelników w komentarzach mogą zostać wykorzystane w toku dalszej fabuły. Przypominam, jestem łasa na fanarty xD
Wcielasz się w rolę 28 letniej matki i żony. Twoja córka Aida, ma 9 lat. Twój mąż Piotr jest od Ciebie o 22 lata starszy. Już od roku planowaliście przeprowadzkę za miasto, akurat znalazła się wprost wyborna szansa na wynajem za godziwą sumę domu z kawałkiem ziemi u podnóża góry Ebott. Właścicielem i jednocześnie sąsiadem okazuje się być bardzo przystojny żywiołak ognia imieniem Grillby. 
Akcja toczy się wiele lat po zakończeniu prawdziwego pacyfisty w uniwersum Underfell. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Mogą pojawić się notki +18. Grillby x Czytelniczka. 
Autor: Yumi Mizuno

Spis Treści
Nowy dom (obecnie czytany)
W lewo? Nie, nie. Lepiej w prawo. Odrobinę. Troszeczkę. Teraz przekręcić... nie nie, za bardzo. Mmmm gotowe. Wazonik stoi jak trzeba. Poprawiłaś goździki i sprzątnęłaś kilka opadłych płatków. Zaczynają więdnąć. Będzie trzeba kupić nowe. A skoro o tym mowa. Sprawdziłaś czas na zegarku jaki miałaś na nadgarstku.Masz jeszcze dość czasu, aby zrobić zakupy.
Zeszłaś schodami w dół, wzięłaś kurtkę z wieszaka. Lato się kończy i jesień zaczyna dawać o sobie znaki. Sprawdziłaś czy masz klucze, telefon, portfel, ostatni raz poprawiłaś włosy nim wyszłaś z mieszkania i wsiadłaś do auta. Tak. Prowadzisz. To Twoje auto. Znaczy się, ojciec ci je kupił kilka lat temu, ale jest w naprawdę dobrym stanie i lubisz je. Stare, dobre audi. Trzeci raz jesteś na zakupach w tym miasteczku. Przywykłaś do mieszkania w wielkim mieście, w takim się urodziłaś i wychowałaś. Pomysł z wyprowadzką nie był Twój, ale nie oznaczało to tego, że nie przywitałaś go z entuzjazmem. Odkąd pamiętasz coś ciągnęło Cię do niewielkich mieścin, gdzie każdy dobrze zna każdego, a przechodniowi na ulicy możesz mówić cześć bez skrępowania. Położona u podnóży góry Ebott miejscowość o tej samej nazwie już kilka lat temu pojawiła się na rynku sprzedaży i wynajmu mieszkań. Po tym jak rząd dał wszystkie prawa potworom, oraz tereny Ebott na własność, te szybko zaczęły działać. Oferowały za godziwe pieniądze możliwość zamieszkania w domach jakie rząd postawił dla nich. Nie wiesz dokładnie dlatego państwo miałoby postawić więcej domów, niż jest potworów, ale, czy to ważne?
Mało kto chciał dzielić przestrzeń z nimi, z czasem to się jednak zmieniło. Dlatego teraz, kiedy chodzisz między regałami z przyprawami i makaronem witają Cię mieszane twarze. Przeważają ludzie, oczywiście, ci co zapragnęli mieszkać u boku potworów, oraz ci, których skłoniło co innego. Tak chcesz myśleć. Takie myślenie jest... wygodne.
Dzisiaj na kolacji będzie gość. Twój mąż zaprosił właściciela mieszkania. Dlatego musisz się postarać. Pieczeń jakąś? Nie, nie zdążysz z tym do wieczora. Dobra pieczeń potrzebuje doby przynajmniej.. Trzeba wziąć coś pożywnego, dobrego, niezbyt taniego, aby nie pomyślał, że jesteście skąpi, ale też żadne krewetki z kawiorem, aby nie pomyślał, że macie za dużo pieniędzy. Heh. Indyk? Albo nie. Z lodówki wyciągnęłaś niemal w całości zrobioną całą kaczkę w jabłkach. Wystarczy wsadzić do piekarnika! Ale co, jeżeli gość nie lubi mięsa? ... Zmarszczyłaś brwi i chwyciłaś za telefon. Po kilku sygnałach w słuchawce odezwał się Twój mąż.
-Coś się stało kochanie? Jestem teraz w pracy i nie bardzo...
-Nie, nie, znaczy się tak. Jestem w sklepie i zastanawiam się, czy nasz gość .. no czy jest coś co lubi, albo czego nie lubi? Chcę zrobić kaczkę, ale nie wiem czy...
-Cokolwiek nie zrobisz wiem, że mu posmakuje, bo wszystko co robisz jest przepyszne - jego głos był taki miłym, zaś słowa wywołały uśmiech, lecz.. nie tego oczekiwałaś.
-Um, dobrze, to ja ci już nie będę przeszkadzać. Pa
-Pa kochanie!
Ech. Dobra. Zrobisz sałatkę jarzynową i jakieś przystawki do tego. Jak nie będzie chciał to się nie zmarnuje. Twoja dorastająca córka zawsze ma wilczy apetyt. Wrzuciłaś do wózka jeszcze kilka produktów, których nie planowałaś kupić, no ale ej, ta deska do krojenia jest świetna no i w promocji. Tak. Koszyk też się przyda... Do czegoś... Znajdziesz dla niego zastosowanie jak tylko wrócisz do domu. I o, czy mają chrupki w promocji/ Twoja córka zawsze się nimi zajada kiedy się uczy. Tak. To na cele edukacyjne. Dla jej dobra. Dobra, nie chodź już po tym sklepie, bo znowu przepuścisz za dużo pieniędzy.
Wróciłaś do domu i położyłaś siatki z zakupami na stole w kuchni. Teraz byłaś zmęczona, zaś wizja rozpakowania ich i gotowania nie była przyjemna. Zerk na godzinę. Dobrze, weźmiesz kilka wdechów, odsapniesz sobie i bierzesz się do roboty. Dzisiaj Piotruś odbiera Aide ze szkoły. Nie musisz się więc śpieszyć.
Znaczy się musisz, bo po odebraniu jej ze szkoły pewnie pójdzie do właściciela domu, ech. Pora wstawać, koniec przerwy.
Kaczka w piekarniku, dodałaś trochę swoich przypraw, abyś przynajmniej się okłamywała, że w jakikolwiek sposób się do niej dołożyłaś. Sałatka zrobiona. Koszyk okazał się świetnym miejscem, w którym teraz trzymasz wszystkie przyprawy. Wyrzuciłaś starą deskę do krojenia i postawiłaś nową. Jesteś genialna.
Zerk na zegarek. O, zaraz Piotruś będzie kończył pracę. Ty masz ten kwadrans albo dwa, dla siebie, dlatego też postanowiłaś usiąść na kanapie i wyłożyć nogi na stół. No co! To wygodna pozycja, a skoro nikt nie widzi, to co Ci szkodzi? Mmmm miło. Albo i nie. Telefon.
-Tak pączuszku?
-Przepraszam za tamto - Piotrek jechał właśnie miał cię na głośnomówiącym, bo słyszałaś samą siebie - Nic nie wpadło mi do głowy, główny system padł w komputerze i musiałem...
-Nic się nie stało, poradziłam sobie. Nie powinien narzekać. Jak się właściwie nazywa ten, którego będziemy dzisiaj dokarmiać? - wstałaś  i podeszłaś do lustra. Trzeba będzie się przebrać i poprawić makijaż.
-Grillby. Polubisz go. Jest taki.. dusza człowiek! Znaczy nie człowiek - zaśmiał się pogodnie - ale wiesz co mam na myśli.
-Tak wiem wiem - uśmiechnęłaś się czule - Za ile będziesz?
-Teraz to skręcam w ulicę przy której Ai ma szkołę. Za... - pauza krótka, chyba sprawdza godzinę - ... za jakieś dwanaście, trzynaście minut będzie dzwonek.
-Czyli w ciągu dwudziestu będziesz ją miał. Chce ci się tyle czekać kochanie?
-Oczywiście, to dla mnie żaden problem - jakieś szmery. Słyszałaś, że wyłączył silnik. - A więc, co masz teraz na sobie? - O nie, znooowu z tym . Uśmiechnęłaś się lekko rumieniąc
-Jesteś tego pewny?
-Jestem pewny tego, że od dziesięciu godzin siedziałem w robocie - westchnął - I nie mogę się doczekać aż cie znowu spotkam. Pozwól mi pomarzyć.
-Pomarzyć?
-Tak. Pomarzyć.
-A więc mam na sobie strój różowego jednorożca. - zaśmiałaś się, on też się śmiał. - Ale nie, poważnie, w sumie to mi się przydasz.
-O, chcę ci się przydawać. A do czego tym razem?
-Nie wiem co na siebie założyć
-Nie zakładaj nic! To mój ulubiony twój strój.- wywróciłaś oczami, czułaś, że znowu się rumienisz. To takie niezwykłe, mimo tylu lat znajomości, niemalże od pierwszych lat Twojego życia Piotr gdzieś tam był. A mimo to, nadal jego teksty sprawiają, że rumienisz się jak mała dziewczynka.
-To później, ten strój jest zarezerwowany.
-Dla kogo?
-Dla ciebie kretynie - znowu się zaśmiał - Ale poważnie, jak myślisz, w co powinnam się ubrać?
-No nie wiem, w kolię z brylantów, o i pożycz od królowej Anglii ten strój jaki miała na sobie ostatnio, wyglądałabyś w nim lepiej niż ona, zdecydowanie. - zaśmiałaś się cicho, skrępowana i jednocześnie w dobrym humorze. On jest taki pozytywny
-Wybacz, obraziła się na mnie po tym jak zjadłam jej lody. A teraz poważnie. Nie chcę się stroić jak mrówka na święto lasu, bo pomyśli, że przesadzamy. Nie chcę też wyjść w podomkach bo nawet nie chcę wiedzieć co by sobie o mnie pomyślał.
-___ - zwrócił się do Ciebie po imieniu, zawsze tak robił, kiedy mówił o czymś poważnym, kiedy się nie wygłupiał, zamilkłaś automatycznie i nasłuchiwałaś. Po krótkiej pauzie w telefonie znowu przebrzmiał jego głos - Grillby nie jest czło... - wymuszony kaszel - potworem, który patrzy na wygląd. Serio. Poznałem go już trochę i to wiem. Poza tym, ja będę ubraniach w których siedziałem cały dzień. Ai ze szkoły w której siedziała nie krócej niż ja. No i miała dzisiaj wf, a to coś znaczy, prawda? - przytaknęłaś, choć wiedziałaś, że nie muszę, to taki bardziej odruch - Ubierz się w to w co chcesz i czuj się jak u siebie, ubierz się wygodnie. Nie wiem. Ta zielona koszula i czarne spodnie? Lubię cię w nich.
-Mam wrażenie, że w nich widać mi tyłek ... za bardzo.
-Dlatego je lubię kotku! - Oho i koniec z powagą, ale miał rację. Wzięłaś kilka wdechów i znowu przytaknęłaś, bardziej do siebie niż do telefonu. - Dobrze, to teraz moja księżniczko, szykuj się, ale nie za bardzo. Naturalnie, wszystko aby było naturalnie, normalnie. To tylko właściciel mieszkania, no i mój kumpel. Nie jest chuj wie kim. Nie musisz się starać ani dla niego, ani dla mnie. Dobrze?
-Dobrze - kolejne przytaknięcie. W takich momentach czułaś różniący nas wiek. Zupełnie jakby miał drugą córkę, tylko nieco bardziej rozgarniętą, ale równie naiwną, co ta mniejsza. No i Ty dzielisz z nim łóżko. Dobra! To myślenie zmierza w złą stronę. Ściągnęłaś niepotrzebne kolczyki, zostałaś tylko w biżuterii z jaką jesteś emocjonalnie związana. Jeden pierścionek i wisiorek na szyi w kształcie srebrnej muszelki.
Wszystko było już gotowe, kiedy przybyli jakiś czas później. Trzy osoby weszły do mieszkania. Znaczy się, dwie weszły, a jedna wbiegła. Aida dosłownie wtuliła się w Ciebie jeszcze nim zrzuciła plecak z ramion.
-Dostałam piątkę z matematyki! - pochwaliła się.
-Brawo, a za co?
-Za ostatni sprawdzian, był bardzo trudny, tylko trzy osoby z klasy... - słuchałaś, oczywiście, że słuchałaś. Ważnym elementem zacieśniania więzi rodziców z dziećmi jest wzajemne słuchanie, oraz wypytywanie na temat tego co się działo w szkole i to w taki sposób, aby dziecko wiedziało, że jesteś zainteresowana tematem i nim. Tak więc podczas całej historii o tym jaki to sprawdzian był ciężki, jak to koledze glut poleciał nosem kiedy się zaśmiał i jak to kogoś tam przyłapała pani na zajęciach z języka, gdzie mieli napisać referat, zaś ktoś z klasy plagiat oddał... W tym czasie pozostali zdążyli się rozgościć. Piotr i Grillby. Wiedziałaś, że to potwór, oczywiście, że to żywiołak ognia i widziałaś też kilka jego zdjęć, jakie Piotrek miał na swoim telefonie. Lecz pierwszy raz stałaś z nim twarzą w twarz. Albo raczej, twarzą w plecy. No nic, wpierw obowiązki. Pomogłaś Ai rozebrać się i dopilnowałaś, aby umyła ręce po powrocie, nim przysiądzie do stołu. Dopiero teraz, mogłaś odpocząć.
Albo i nie. Popatrzyłaś na kaczkę, której brakowało i udka i skrzydełka i trochę piersi.
-Ejj - bąknęłaś - Nie mogliście na nas poczekać?
-Wybacz kochanie, ale nie mogłem się doczekać - mlasnął Piotr szybko.
-Ja również przepraszam - odezwał się Grillby. W jego głosie było coś... niezwykłego. Taki niski, głęboki, a jednocześnie przyjemny, nawet ta delikatna chrypka była.. miła. Teraz to Tobie zrobiło się głupio.
-Ależ nie nic. Kochanie, nałożyć Ci? - zwróciłaś się w stronę córki, która natychmiast chciała dostać swoją porcję. Rosła i musiała dużo jeść. Dlatego z zadowoleniem dawałaś jej kolejne porcje. Po zjedzeniu posiłku, wyniosłaś talerze do kuchni, zaś mąż z gościem przenieśli się do sąsiedniego pokoju. Ai poszła do siebie na górę spać. Była zmęczona i najedzona, a jutro weekend. Niech odpocznie, należy się jej. Lekcje mogą poczekać. Jak chodzi o kwestię wychowywania córki nigdy nie sprzeczałaś się z mężem. Najważniejsze było jej szczęście i wspieranie w jej marzeniach. Tak, aby wam ufała i była wobec was szczera, na tyle szczera, by mówić, że są rzeczy jakie przed wami ukrywa. Udało się.
Po tym jak nalałaś wszystkim whiskey, sobie mniej i rozcieńczyłaś ją jeszcze Pepsi usiadłaś na kanapie obok męża. Gość siedział naprzeciw was, bardziej z boku, na fotelu. Miałaś okazję lepiej mu się przyjrzeć. Był wyższy od Twojego męża i zdecydowanie lepiej zbudowany. Miał ludzki wygląd ciała. Bardzo. Jakby ukradł je jakiemuś... sportowcowi. Nie bez przesady oczywiście. Czarna koszula tylko czasami opinała się na mięśniach, i to wtedy kiedy poruszał rękami, czy krzyżował je na piersi. Do tego czarne spodnie opinające jego nogi i czarne kowbojki na nogach. Porzucając wszystkie rasowe konwenanse, przyznajesz, że w skali od 1 do 10 ma gorącą 11. Dostrzegłaś, że jego oczy nie są po prostu białe. Gdy się im przyjrzałaś widziałaś ... jakby kontury źrenicy, nieco ciemniejszej od pozostałej bieli, prawie niezauważalnej. Gdy mówił wnętrze jego ust również było białe. Miał też język. Fioletowy język. W odróżnieniu od jego ciała, ten był bardziej... mięsisty. Znaczy się, bardziej normalny. Myślałaś, że skoro jest żywiołakiem ognia to i jego język będzie z ognia, a tu proszę. Taka niespodzianka.
-Podoba ci się to co widzisz? - jego głos wyrwał cię z zamyślenia. Potrząsnęłaś głową, zarumieniona zerknęłaś na męża i chrząknęłaś
-Przepraszam, po prostu ... zamyśliłam się. Nad pańską mimiką i w ogóle. Pierwszy raz widzę żywiołaka.
-To nic, i zapomnę o tym jeżeli zrobisz dla mnie jedną rzecz
-Jaką?
-Mów do mnie po imieniu - puścił Ci oczko. Piotr, dobry poczciwy Piotr zaśmiał się z sytuacji i założył rękę na Twoim ramieniu przyciągając Cię bardziej do siebie.
-Opowiadałem Grillbiemu jak się poznaliśmy i mi nie wierzy. - upił łyk swojego whiskey i wziął głębszy wdech nim mówił dalej - Kochanie, możesz to potwierdzić?
-Wiem tyle ile mi powiedzieli, nie mam aż tak dobrej pamięci - zaśmiałaś się lekko. Tak, różnica wieku w waszym związku zawsze była jednym z wiodących tematów kiedy poznawaliście nowych ludzi. - Może lepiej zacznij opowiadać kochany od początku? A potem powiecie mi jak się poznaliście, dobrze?
I tak, Piotrek opowiedział, jak Twojego ojca poznał na studiach. Znaczy się, Twój ojciec robił doktorat, a on dopiero na pierwszym roku pierwszego stopnia. Mimo to zadziwiająco dobrze się im rozmawiało i szybko stali się przyjaciółmi. W trakcie jak Piotr zdobywał kolejne szczeble i lata edukacji na studiach, Twój ojciec znalazł sobie żonę - Twoją matkę - a jakże by inaczej oraz zaczął rozkręcać swój interes. Poszedł w branżę samochodową otwierając początkowo niewielki warsztat samochodowy, a potem całkiem dobrze rozwiniętą firmę. W tym czasie przyszłaś na świat. Poznał Cię, gdy w wieku dwudziestu dwóch lat pochylał się nad Twoją kołyską.
-Pokochałeś... dopiero co narodzone dziecko? - Grillby zapytał jakby z obawą w głosie
-Co? Nie! - Piotrek zaśmiał się szczerze i głośno. Ty wolałaś tego nie komentować.
Wtedy miał inne zmartwienia na głowie. Studia i takie tam. Ty dorastałaś. Piotrek odwiedzał sporadycznie Twojego ojca, czasem Wam pomagał. Stał się naprawdę dobrym informatykiem, dlatego był chętnie zapraszany przez Twoją matkę do naprawy komputerów w waszym domu. Nic więc dziwnego, że z czasem jak już skończył studia, to dostał pracę w firmie Twojego ojca. Lecz to jeszcze nie było to. On miał w tym czasie jakieś dziewczyny. Ty zaliczyłaś chłopaka, albo dwóch. Lecz ciągle coś było nie tak. Zeszliście się w sumie przez przypadek. Jak miałaś szesnaście lat, a on prawie czterdzieści, odwoził Cię z jednej z imprez o której nie wiedzieli Twoi rodzice. Nie tylko nic im nie powiedział, ale też zajął się Tobą, podtrzymał Ci włosy jak rzygałaś, nie komentował, po prostu... zajął się Tobą tak jak trzeba. Od tamtego momentu poczułaś do niego coś więcej.
-Więc to ty zaczęłaś? - znowu Grillby przerwał
-Można tak powiedzieć -zaśmiałaś się nerwowo- Wiesz jakie potrafią być nastolatki. Pisałam do niego, częściej psuł mi się komputer i to koniecznie on musiał mi go naprawić. Moje końskie zaloty nie wypaliły i zostałam odrzucona. Teraz jak o tym mówię to mi głupio za siebie
-No, nie raz mówiłem ci jak ja się wtedy czułem. Córka przyjaciela wyraźnie ze mną flirtuje.
-Ale odwzajemniałeś to uczucie, skoro jesteście razem
-Z czasem, po tym jak zdałem sobie sprawę z tego co do mnie czuje, jakby bardziej zwróciła moją uwagę. No i czekałem.
-Na co? - potwór zmarszczył brwi
-Na to, aż dorośnie, aż jej zauroczenie mną minie. Ale nie mijało.
Tak, nie mijało. I tak oto, w wieku osiemnastu lat, czując do Piotra głęboką miłość poszłaś nie do niego, ale do swoich rodziców. Powiedziałaś o wszystkim, wyjaśniłaś, że to nie jego wina, ale że chcesz, aby wiedział, i aby wiedział, że nie ma się czego bać, jeżeli cokolwiek do ciebie czuje. Masz wspaniałych rodziców, prawda? I cudownego męża.
Po tej historii Grillby długo patrzył na przestrzeń przed sobą, by następnie podnieść głowę i popatrzeć na was raz jeszcze. Jakby znowu, od nowa, pierwszy raz. Nic jednak nie powiedział, chwycił potem whiskey i wypił, bez skrzywienia czy jakiejkolwiek reakcji odłożył pusty kieliszek na stole.
-Opowiedzcie jak się poznaliście! - przerwałaś ciszę czując już się lekko podpita.
-Pamiętasz jak twój ojciec testował to to to urządzenie! - Piotr był już pijany - Co głosem mogłaś sterować autem?
-A no, potem z niego zrezygnował.
Był test. Kierowca miał jechać wyznaczoną trasą i wrócić do nas. Auto nie miało ani kierownicy ani skrzyni biegów, po prostu mikrofon i komputer, który sterował pojazdem. Oczywiście, coś poszło nie tak. No i Twój mąż został wyrwany w środku nocy na naprawienie tego co się zrąbało. Okazało się, że auto zatrzymało się w tym mieście i nie chciało jechać dalej. Wszystko poszło o delikatną wadę wymowy jaką miał kierowca. Naprawa systemu trwała kilka godzin i Piotrek musiał zostać na noc w Ebott. Udał się tam, gdzie każdy mężczyzna w jego sytuacji. Do baru. Zaś właścicielem baru okazał się...
-Grillby! - krzyknęłaś może nieco zbyt radośnie, a następnie zaśmiałaś się.
-Dokładnie. - przytaknął potwór, alkohol nie robił na niego większego wrażenia, podczas kiedy Piotruś już przysypiał, zaś Ty robiłaś się stanowczo zbyt rozochocona. A no. Grillby jednak wyczuł pismo nosem i podniósł się z krzesełka - Wybaczcie, na mnie już czas.
-Uh... - zerk na zegarek. Po pierwszej - Racja. Miło było... - niechętnie podniosłaś się z kanapy, trochę kołysało. Piotrek chrapał. Budzić go? Czy nie? A niech śpi. - Zadzwonić poooooo....
-Taksówkę? - zapytał rozbawiony unosząc jedną brew gdy zakładał buty - Nie trzeba, dojdę.
-Ale w nocy jest niebezpiecznie! - narzekałaś. Grillby otworzył drzwi i chwiejnym krokiem wyszłaś za nim. Stanął i pokazał palcem na sąsiedni dom.
-Myślę, że jak się boisz o mnie, to możesz postać tu i popatrzeć, jak tam wchodzę.
-Ty tam mieszkasz? - brawo. Plus za spostrzegawczość! Dlaczego ta informacja tak bardzo Cię uradowała? - Łaaaał. to supr!
-Heh, tak, też się cieszę - wsadził ręce do kieszeni swoich spodni. Powiało chłodem. Poczułaś dreszcze na ciele i gęsią skórkę na rękach - Wracaj do środka - zauważył. Nic nie odpowiedziałaś, miał rację, chłód nieco cię oprzytomnił. - Jak chcesz, i jutro Piotrek ma wolne, to możecie wpaść do mnie do baru
-Możemy?
-Oczywiście - znowu się zaśmiał - To miejsce publiczne, jakby nie było. - Po tych słowach schylił się, ujął Cię w dłoń i pocałował jej wierzch. Dobrze, rumienisz się, ale to przez alkohol czy już zawstydzenie? A czy to ważne? Twoja reakcja mu się spodobała. Następnie pożegnał się i poszedł do siebie. Ty wróciłaś do środka. Zerknęłaś na zaspanego Piotra, chrapał w najlepsze na kanapie. Wiesz co to oznacza? Całe łóżko dla Ciebie! Szybko przebrałaś się w piżamę i wskoczyłaś pod kołdrę.
Twoje sny, wypełniał przyjemny, ciepły, fioletowy płomień tlący się we wszystkich lampach, ogniskach i świeczkach, a tych we śnie było dużo. Nie pamiętasz już o czym był, ale tego jednego jesteś pewna.

Pytania do Was
1. Czy zaprosisz kogoś jeszcze do baru z wyjątkiem Ciebie i Piotrka? (jeżeli tak to np kogo)
2. Usiądziesz przy stoliku, czy przy barze?
3. Schlejesz się, czy będziesz próbowała pić z umiarem?
Share:

27 stycznia 2018

Undertale: Tańcząc na linie nad przepaścią - Nowy świat


Notka od autora: Nycto i Amity to normalne nastolatki, które jak wszyscy, mają marzenia i starają się dążyć do wybranych celów. Uwielbiają chodzić do centrów handlowych na różne wyprzedaże, jeść razem żarcie na mieście czy po prostu spędzać ze sobą czas. Wiodą beztroskie życie. Do czasu... Ich spokojne życie zachwiało się gdy do ich uniwersum wtargnął nieznany dotąd wróg. Wiele znajomych i bliskich wtedy zginęło. Część z nich udało się w pewien sposób uratować przez Nycto. Przez miesiąc razem z Amity stworzyły specjalne urządzenie, które umożliwiło im przenoszenie się po innych wymiarach. Opuściły swoje domy, które i tak zostały zniszczone przez ich wroga. Uciekając widziały za sobą destrukcje, smutek i pewną nieznaną pustkę w duszy. Przyjaciółki przechodzą między wymiarami, aby znaleźć wymarzone miejsce, w którym mogłyby żyć. 
Autor: 010PsychoUnicorn101

Spis Treści
Nowy świat (obecnie czytany)

 W końcu udało mi się to badziewie naprawić. To był zły pomysł, ale teraz jest za późno żeby wszystko cofnąć. Nawet jeśli bardzo by tego chciała to nic to nie da. Muszę się teraz błąkać po tych dziwnych światach i znaleźć odpowiednie miejsce dla mnie. Dla nas obu. No tak jest też ona. Całą tą wędrówkę zaczęłam z moją przyjaciółką nieświadoma jeszcze tego w co ją pakuje. To ona ma tą fałszywą nadzieję, że wszystko będzie dobrze i utrzymuje mnie przy życiu nawet wtedy, kiedy nie chce mi się kompletnie nic. Śpi teraz obok oparta o mnie głową. Zaraz będę musiała ją niestety obudzić.

Jakiś czas temu trafiliśmy do wymiaru, gdzie planetę Ziemię opanowała epidemia. Już na wejściu mój dysk portalowy został potraktowany granatem przez Steve’a – gościa, który później pomagał nam przetrwać dopóki tydzień temu nie zmarł z powodu ugryzienia. Cóż musiałyśmy radzić sobie same. Z resztą jak Steve zmarł, było więcej jedzenia dla nas. Szczerze? Nie przepadałam za nim. Ciągle przeszkadzał, utrudniał i o mało co wszyscy nie zginęliśmy przez jego głupotę, a nawet próbował się do nas dobierać. Tłumaczyłam to sobie, że tylko chciał przedłużyć gatunek ludzki z kimkolwiek to by nie było, przez co nie zabiłam go wcześniej.

Z niezniszczonych kawałków, i tego co znalazłam, zbudowałam nowy dysk portalowy. Siedzimy teraz w autobusie, który służył nam za schronienie przez kilka ostatnich dni. Obity deskami i innymi materiałami był najlepszy. Dobra… Musimy wyjść na otwartą przestrzeń, żeby portal się otworzył. Szturcham Szarlotę. Powoli otwiera oczy i spogląda na mnie z lekkim uśmiechem.

- Już? Naprawiłaś? - mówi zaspana.

-Tak myślę… Czas wypróbować.

Zbieramy rzeczy do mojego plecaka i jej torby. Po chwili otwieramy drzwi autobusu. Lekko skrzypią, na co się wzdrygam. Nadal jest noc i najcichszy szmer może nas kosztować życie. Spoglądam na Szarlotę. Też nieco się przestraszyła, ale wygląda na to, że żadnego cholerstwa do nas nie zwabiło. Powoli wychylam głowę i sprawdzam dokładnie. Pokazuję gestem dłoni, że może wyjść, gdy tylko sama ustałam na chodniku. Kładę na środku ulicy dysk i go uruchamiam. Odsuwam się i staję obok Szarloty. Białe przejście się pokazuje i rozświetla niemal wszystko wokół. Spostrzegam, że pierwsze osobniki już pędzą w naszą stronę. No szybciej! Portal w końcu robi się czarny i można przez niego przejść. Strzelam do najbliższych zombie i popycham Szarlocie, żeby się pośpieszyła i weszła. Dobra. Teraz moja kolej. Szybko przechodzę,


Oświetla mnie światło, gdy tylko przechodzę do innego wymiaru. A jednak nie. To po prostu biel tego miejsca. Przymykam oczy i trę je przez chwilę. Otwieram je. No nie… Przed sobą mam trzy szkielety. Podnoszę broń i celuje w, moim zdaniem, najbardziej niebezpiecznego, czyli takiego dziwnego, czarnego z niebieskimi liniami pod oczodołami. Jego całe ciało przykrywały napisy „Error”. Ma na sobie czerwoną koszulkę, czarną bluzę i tego samego koloru spodnie z niebieskimi paskami po bokach. Jego kości u nóg mają czerwony kolor. A no tak ma jeszcze czarne kapcie. O tym przecież nie można zapomnieć. Taki dość gburowaty typ. A reszty nie chcę opisywać. Bo po co? Pewnie każdy już wie co ma na sobie, a nawet co ma pod ubraniem. Drugi to typ artysty. Od razu mi się spodobał, ale dopóki ich nie poznam nie mogę im ufać. Trzeci wydaje się najbardziej wyluzowany z ich trójcy. Artysta jeszcze przed chwilą wydawał się powstrzymywać ich przed bójką dopóki my się nie zjawiliśmy. Teraz wszyscy patrzyliśmy na siebie zaskoczeni i zaciekawieni. Usłyszałam za sobą pomruki. Gwałtownie się odwróciłam i od razu strzeliłam w sam środek głowy zarażonego. Ciało upada bezwładnie na ziemię. Światło w oczach znika natychmiast.

- Szybko wyłącz to! - krzyczę do przyjaciółki. Podbiega do urządzenia i zaczyna je wyłączać wpisując znaną nam kombinacje, gdy ja zdejmuję jednego po drugim. Brakuje mi amunicji przy ostatnim. Cholera – myślę zaczynając panikować. Rzucił się na mnie powalając na ziemię. Kurwa, kurwa, kurwa. Zasłoniłam się mechaniczną ręką, gdy ten chciał mnie ugryźć. Szamoczę się jeszcze z nim przez chwilę starając zrzucić go z siebie. Słyszę strzały. Ożywieniec pada na mnie bezwładnie po czym w końcu go zrzucam z siebie z obrzydzeniem. Po chwili znika jak reszta, a ja leżę jeszcze wyczerpana głęboko oddychając przez usta. W końcu patrzę przed siebie. Amity podaje mi rękę, więc łapię za nią i podskakuje wstając. Co dziwne żaden ze szkieletów ani nie drgnął. Stali nieco zszokowani. Oprócz tego czarnego. Zaczął klaskać w swoje kościste dłonie, które wydały z siebie dziwne dźwięki gdy to robił. Jak stukanie kością o kość, co było dość oczywiste. Zaczął się śmiać zacinając. Nie w ten nieśmiały sposób, ale jakby miał jakiegoś wirusa czy coś, co mu przeszkadzało mówić.

- Wow! To było super! Gdzie się tego nauczyłyście dziewczyny? - popatrzyłam na niego zdziwiona. Zignorowałam go traktując to pytanie retorycznie.

- Gdzie jesteśmy? - spytałam idąc w stronę miejsca pełnego lewitujących kartek.
Share:

Moje OC - 010PsychoUnicorn101 - Szarlota i Nycto


Nycto to główna bohaterka, w którą się wcielamy. Jej imię odnosi się do wyrazu Nyctofilia (zamiłowanie do nocy; poczucie komfortu gdy nadchodzi noc; uwielbienie zmierzchu i ciemności, która wywołuje w kimś poczucie bezpieczeństwa i przyjemne odczucia).

    Kiedyś była człowiekiem, ale gdy była u progu śmierci bezimienny demon uzdrowił ją i przez zawartą z nim umowę stała się pół demonem i nabrała nowych umiejętności, tj: teleportacja, szybkie uzdrawianie (przy poważniejszych ranach dłuższe, ale jednak), przywoływanie dowolnej broni lub narzędzia i  swojego pomagiera Kajtka (prezent na szesnaste urodziny od owego demona). Jedynym minusem jest długowieczność i aby nie stracić wszystkich bliskich, przy ich śmierci odbierała ich duszę i wysyłała do świata stworzonego w... jej specjalnym zeszycie. Jest urodzoną artystką (no oprócz śpiewania) i często tam maluje lub coś zapisuje. Nie pokazuje się jednak z tym, bo bardzo się tego wstydzi i boi się odkrycia sekretu. Uważana jest bardziej jako wojowniczka niż nerd lub artysta. Swoje zdolności manualne przełożyła do rzeźbiarstwa, a później do mechaniki i robotyki, z czym już bardziej się odnosi i jest znana. Uwielbia wtrącać słówka z innych języków.

    Jest często wulgarna i w niespodziewanych momentach wybuchowa, nerwowa i niecierpliwa, ale tak naprawdę to miła, tylko zamknięta i zagubiona w sobie, dziewczyna.

    Co do jej samej postaci... Jest niższa od Szarloty o głowę. Ma krótkie niebieskie włosy, które często spina w kucyk lub chodzi w rozpuszczonych (z dwoma kucykami pokazuje się tylko Szarlocie, która uważa, że wygląda słodko, co ją frustruje). Posiada złote oczy i długie, spiczaste uszy, na których ma trzy pary kolczyków. Ma jasną cerę i wiele piegów pod oczami. Szarlota potocznie nazywa ją Sarenka. Uwielbia dodatki i szczegóły, więc do jej codziennego zestawu zakłada również choker z niebieskim kryształem, który ochrania ją przed śmiercią. Rzadziej nosi naszyjnik, który dostała od ojca - boi się, że mogłaby go zniszczyć, więc jeśli go nakłada to na specjalne okazje.
    Ma jeszcze rogi i skrzydła, ale ukrywa je - szczególnie przed ludźmi.


Szarlotka (Szarlota, Szarlocia, Jabłecznik jak zwał tak zwał) to najbliższa przyjaciółka Nycto. Jej prawdziwe imię to Amity (łacińskie imię oznaczające osobę wypełnioną harmonią oraz z przyjacielskim stosunkiem do innych).

    Pogodna i zawsze dobrej myśli. Gdy Nycto chciała popełnić samobójstwo Szarlota ją w ostatnim momencie ochroniła, przez co sama spadła z budynku. Demon, który uratował Nycto, był zły z powodu próby samobójczej, ale przez jej błagania poświęcił się oddając resztę swojej mocy i uratował Amity zamieniając ją w półdemona jak Nycto i w ostatnich chwilach życia dał im po chokerze, który miał je chronić przed śmiercią. Szarlocia dostała z zielonym kryształem, a Nycto z niebieskim. Jako kara za ten wyczyn Nycto straciła lewą rękę.

    Uwielbia programować i tworzyć gry. Sama w wiele zagrała i w jej oryginalnym uniwersum prowadziła streamy i była bardzo znaną vlogerką. Z jej umiejętnościami programisty zrobiła dla Nycto nowoczesną rękę. Razem później ją ulepszały aż prawie nie było różnicy między tą co miała, a tą mechaniczną. Jest tak zwanym muzycznym dealerem dla Nycto. Ona wynajduje fajne piosenki i potem razem je słuchają gdy akurat nie mają o czym rozmawiać. Mogą tak spędzać godziny.

    Ma oczy koloru jasnego morskiego prawie szare i krótkie białe włosy z grzywką. Lubi ubiór formalny. Koszule, letnie sukienki - w nich najczęściej chodzi. Tak jak Nycto też ma demoniczne rogi i skrzydła.
Share:

26 stycznia 2018

Undertale: Patrontale - Część III - Patrzyli sobie w oczy pierwszy raz od czasu narodzin.

Notka od autora: Jest to w całości wymyślone przeze mnie AU. Jego charakterystyka znajduje się w tej notce. 

SPIS TREŚCI
Część I
 Część III
 Prolog
Ludzie są odrażający.
Apel.
A więc można powiedzieć, że to koniec buntu?
Patrzyli sobie w oczy pierwszy raz od czasu narodzin. (obecnie czytany)
Patrzyli sobie w oczy pierwszy raz od czasu narodzin. Lecz o tym nie wiedzieli. Nie wiedzieli, że są rodzeństwem, wiedzieli za to, że tej nocy przeleje się krew. 

24 godziny wcześniej.

-Drogi do miasta zabezpieczone, tak samo jak i okoliczne lasy oraz port - mówił niski potwór wyglądem przypominający psa chodzącego na dwóch nogach. - Nic bez naszej wiedzy nie wejdzie, ani nie wyjdzie. 
-Oni nie będą chcieli wejść. Oni się wedrą do środka! - skrzeczał Violenc przeskakując po korytarzu obok Friska. W obliczu takiego niebezpieczeństwa, nawet wrogowie polityczni muszą połączyć siły. Dlatego po otrzymaniu wiadomości od Chary, oboje zawiesili topór wojenny. Rzecz jasna, Frisk nic nie wie o tym, że to niewypał V rozpoczął całą tę jatkę. I raczej się nie dowie. 
-Wtedy użyjemy przeciwko nim magii - mówił psi potwór. 
-Oni też mają magię i jednokolorową duszę. 
-My też ją mamy
-Moi drodzy - Frisk przerwał im nim rozmowa poszła w złą stronę - Szanse są prawie wyrównane. Prawie. Bo to my będziemy się bronić, a oni nas oblegać. Jeżeli zdecydują się na taki ruch oczywiście - westchnął - Nie to miałem na myśli prosząc ją, aby się pokazała. 
-Niepokój w mieście wzrasta. - warknął pies
-Trzeba liczyć się z tym, że ... w mieście mogą być osoby popierające Charę. - V skoczył na stolik sali konferencyjnej i zmarszczył czerwone ślepie - Nie wiemy na dobrą sprawę ile mamy Patronów po naszej stronie. 
-Jeszcze nie zrozumiałeś, że ta wojna nie toczy się o patronów? - Frisk uniósł wysoko brwi podchodząc do okna. Zachodziło właśnie słońce, gwiazdy już dawno widoczne na nieboskłonie migotały delikatnie. Tej nocy nie będzie księżyca. Nów. Szykuje się ciemna noc. Pierwszy raz w ciągu całego swojego życia, Frisk bał się. Wiedział do czego jest zdolna Chara, bo miał podobną do niej duszę. Sam zrobiłby wszystko by osiągnąć swój cel. Jest jednak różnica. Przez ramię spojrzał na dyskutujące potwory. Właśnie. Tutaj Frisk jest jedynie marionetką i dobrze sobie z tego sprawę zdaje. Choć o tym wie, to próbuje swoją rolę w tej walce uwyraźnić, mając nadzieję, że nitki na których jest trzymany, same pękną. Charę nic nie blokuje. Nie musi się z nikim liczyć, po prostu rzuca myśl. Idziemy na naszych ciemiężycieli! I już, kto co może łapie w ręce i rusza. Bez celu. Bez planu. Bez organizacji. Bez pomyślunku. Ślepa, groźna, niebezpieczna, nieprzewidywalna siła i agresja. 
Nie.
Coś mu nie pasowało. Znowu spojrzał za okno. Coś jest nie tak. Gdyby tylko o to chodziło, to ... Moc determinacji jest wielka, ale czy uciekinierzy wracaliby tutaj tylko dlatego, że ich przywódczyni tak rozkazała? Może jej wiadomość nie miała w sobie agresji? Może... 
Telefon psiego potwora zadzwonił przerywając rozmyślania chłopca. 
-Tak?... Z-zaraz.... powtórz, słabo cię słyszę... - cisza wypełniona oczekiwaniem na odpowiedź - Z której strony?... Dobrze, zrozumiałem... Dobrze... Zostań w domu... Nie wychodź. Schowaj się z dziećmi i pupilami w piwnicy i udawajcie, że was nie ma. Dobrze? Dobrze. B-będę niedługo. Kocham cię.- pies patrzył jeszcze nieprzytomnym wzrokiem na komórkę, nim podniósł pysk w stronę Frisk. Nie musiał nic mówić. Chara już tu jest. Jej buntownicy już tu są. Będą niszczyć? Zabijać? Jaki miałaby w tym cel? Chłopak nie rozumiał. Czegoś mu brakowało. Przez miesiące siedziała cicho. I nagle? 

Pierwsza godzina minęła zaskakująco spokojnie. Znaczy się biorąc pod uwagę zgłoszenia ze wszystkich rejonów miasta o wtargnięciu grupy uzbrojonych we... we wszystko... ludzi i potworów, z zasłoniętymi czerwonymi chustami twarzami. Frisk został przetransportowany do Okrągłej Sali mieszczącej się w głównym budynku Rady. Tutaj miał być bezpieczny. Żółw siedział u siebie w rezydencji. Co jakiś czas dawał chłopcu znać, że nic mu nie jest. Nie było pożarów. Nie było ataków. Nie było krzyków. Buntownicy po prostu weszli. Obie strony równie mocno przeżywały chwilę, bały się. Kilkoro wróciło do domów, aby nakłonić pozostałych do przyłączenia się do Chary. Znaleźli się też tacy, którzy tylko przekroczywszy granice aglomeracji ściągnęli symboliczne chusty i ruszyli w stronę miejsc jakie porzucili błagając domowników o przebaczenie i miłosierdzie. Nie byli to zdrajcy, to osoby jakie dokonały własnego wyboru. 

W trzeciej godzinie stało się coś przełomowego. Agresja. W chaosie jaki powstał dosłownie w mgnieniu oka trudno było szukać winowajcy. Padł pierwszy trup. Potwór. Młodzieniec znany powszechnie jako Gray Wolf. Wielkie bydle na oczach zebranych zamieniło się w pył i zniknęło. 
-Mordercy! - krzyczały obie strony. 

W czwartej godzinie pojawiły się pierwsze wybuchy.

W piątej nocne niebo przysłoniły gęste chmury.

W szóstej krzyki były cichsze, za to płacz głośniejszy.

Lecz ani widu, ani słuchu Chary, ni nikogo z tych, co byli niej najbliżsi. 

Dziesiątą godzinę Frisk przespał, zmęczony czuwaniem, strachem i stresem. Obudził się w godzinie trzynastej, zbudzony mocnym szarpaniem za rękaw. Przepasł klęskę świata jakiego znał. Nie, to nie tak, że to co go otaczało całkowicie zniknęło. Po prostu przyszła do niego informacja, że wszyscy członkowie Rady zostali wyeliminowani z gry. Słowa te zostały spisane niechlujnie, niezgrabnie, jakby przez osobę dopiero uczącą się pisać, robiącą to w dodatku w pośpiechu. Wszystkie? Undyne i Gerson też? Dreszcz przeszył jego kręgosłup. Popatrzył na V siedzącego na stole obok niego. Nie, nie cała rada. Zmarszczył brwi. Naprawdę, coś mu tu nie pasowało. 
W godzinie czternastej, Frisk siedział na ziemi, przygryzając paznokcie, czuł głód w żołądku i od jakichś trzech godzin wstrzymywał mocz. Mimo to, nie czuł potrzeb ciała, za bardzo. Młody umysł, próbował rozszyfrować wszystko to, czego był światkiem przez ostatnich kilka miesięcy. 
Chara nie czuła się częścią społeczeństwa. Postanowiła uciec. Gdyby była normalnym pupilem, zapewne nie wywołałoby to większego poruszenia, nawet mimo takiego wystąpienia. Pech jej tkwi w duszy, że poruszyła serca. Poruszyła ludzi do myślenia. Ci nauczeni nie myśleć, kiedy na chwilę ruszyli głowy i odkryli, że czegoś im brakuje, postąpili jak ona. Uciekli. Lecz na tym ich procesy myślowe się skończyły. 
Chara chciała uciec. Nie wołała, aby za nią dołączyli. Oni poszli sami. Zmrużył oczy. Sami. Co skłoniłoby kogoś takiego jak ona, do reakcji w ten sposób? Nakazała swoim mordować? A może to komuś z miasta nerwy puściły? Jeżeli cokolwiek... ktokolwiek opiekuje się Patronami, niech zadba, aby najbliższym Friska nic się nie stało.
Toriel...
Dawno o niej nie myślał. Ciekawe jak się trzyma. W sumie. wychowała go jak matka, a od dawna nie pisał do niej, nie dzwonił, nie odbierał telefonu. Poczuł wyrzuty sumienia. Zawsze była jakaś wymówka. Prawda? 
W godzinie piętnastej drżał. Ze stresu i strachu. No i upokorzenia. Środki bezpieczeństwa zakazały wychodzenia z pomieszczenia, które nie było przystosowane do takich sytuacji. Ich Eden był takim spokojnym miejscem. Krzyki z ulicy zaś coraz głośniejsze. Załatwił swoją potrzebę do stojącej paprotki w pokoju. No cóż... nikt nie musi wiedzieć, prawda?
On wie i to już za dużo. 
W godzinie szesnastej, znowu ucichło. Znowu spokój. Koniec buntu? Informacja. Udało się odeprzeć buntowników z centrum miasta. Teraz trwa akcja wypychania ich poza rejony miasta. Potwory specjalizujące się w magii ochronnej już skupiają swoje siły, by wytworzyć dookoła miasta barierę ochronną. 
W godzinie osiemnastej, bariera została postawiona, zaś oni wypuszczeni z zamkniętego pokoju. 
-Muszę zadzwonić! - Frisk wyrwał się przodem. Telefon. Jakikolwiek.. Jest. Tam. Chwycił za niego. Brak sygnału w słuchawce. Zaczepił przypadkowego potwora - Ma pan telefon? - Patron popatrzył na niego niepewnie, sięgnął do kieszeni i podał komórkę, nie ruszył się jednak, czekał. Zaraz, numer do Toriel... Co z Toriel.. Potem sprawdzi resztę... 
Nie odbiera. 
Poczuł zimny pot na ciele. 
Jeszcze raz.
Nie odbiera. 
Do oczu nabiegły mu łzy.
Jeszcze raz.
Nie odbiera. 
Gerson! O-on musi cokolwiek wiedzieć, jak się z nim skontaktuje, to pośle kogoś, aby zobaczył co z Toriel... Jest! Ktoś podniósł słuchawkę! 
-Halo!
-Frisk? Chłopcze. Jak dobrze, że cię słyszę. - żyje. Całe szczęście. On żyje. - Wszystko dobrze? 
-Tak. Żyję, żyję. Twój dom bardzo ucierpiał?
-Oh, właściwie to nie. Pamiętasz Sansa? Syna Gastera. Pojawił się kiedy pierwsza grupa buntowników weszła do mieszkania. Wiesz, że ci ludzie byli bardzo niegrzeczni? Wyważyli mi drzwi. Naturalnie, że skoro je zamykam, to nie chcę, aby ktokolwiek do mnie przychodził - w jego głosie słychać było głęboką starczą urazę 
-Co z Sansem?
-Przekazał ciekawy rozkaz od Chary. 
-Jaki?
-Że chce tylko ciebie! Te osoby które ją prawdziwie popierają, mają nikomu nie robić krzywdy! - Frisk zmarszczył brwi.
-Ale słyszałem, że Rada...
-Można powiedzieć, że już nie istnieje. 
-A Undyne?
-Alphys i Mettaton jej pomogli. 
-Dobrze. Daj mi znać, jak coś... - Frisk popatrzył na potwora unoszącego brew do góry, czekającego na swój telefon. - to odezwę się. Uważaj na siebie. Ja muszę kończyć...
W godzinie dwudziestej trzeciej oszacowano straty. Przez walki magiczne spłonęło kilka budynków użytku publicznego, dwa bloki mieszkalne zostały zamrożone, ale bez ofiar śmiertelnych, w tej chwili żywiołaki ognia próbują je rozmrozić, zaś żywiołaki wody ugasić pożar. Z wyjątkiem kilku zdewastowanych płotów, witryn sklepowych, czy wyrwanych ławek i śmietników, nie było zniszczeń... Ten bunt jest... dziwny. Frisk przekręcił stronę. Miał tam listę osób jakich zwłoki, czy też prochy znaleziono. Patroni zasiadający w Radzie, z wyjątkiem Violenca, Gersona i Undyne. Do tego kilkudziesięciu pupili. Zarówno ze strony buntowników jak i mieszkańców miasta. Powód śmierci głównie ataki magiczne, choć w przypadku potworów znalazły się też ataki przedmiotami. 
Młodzieniec zaczął głaskać się po skroniach. Coś mu tu naprawdę nie pasowało. Coś było dziwnego. Po co Chara wydała taki rozkaz, a mimo to zginęły osoby z Rady? Po co miałaby zabijać Radę? Ona chciała ucieczki, a nie zniszczenia miasta. Gdyby chciała je zniszczyć, to by nie uciekała tak daleko od niego. To nie ten portret psychologiczny... 
W godzinie dwudziestej czwartej... zaraz, kiedy przysnął? To przez to zmęczenie. Tak. Przetarł ręką powieki i podniósł wzrok. Przed jego biurkiem stała kobieta. O brązowych włosach, brązowych oczach, brudna od pyłu i krwi, z nożem w ręku. W tym samym momencie, ktoś od tyłu przyłożył mu chustkę do ust i świat przestał istnieć... 

Wydostanie się z miasta okazało się trudniejsze niż początkowo zakładała. O wiele trudniejsze. Dostać się tutaj podczas całego zamieszania, dobra, bułka z masłem, choć nie planowała, aby wszystko obróciło się w ten sposób.
Milczała, Asriel też, no i Frisk, ale ten to nie miał innego wyjścia. Był przecież nieprzytomny. Tylko, że... mieli inny problem. Ciasnota. Składzik na szczotki okazał się dobrą kryjówką, tymczasową, lecz z racji na wielkie rozmiary Asriela, no i jego futro robiło się... niemiło. Tym czasem po korytarzu ciągle ktoś się szwendał. Ktoś przemieszczał. Może jak wszystko się uspokoi?
-Frisk zaginął! - krzyknął ktoś na korytarzu. ... No i po kurwa spokoju. Ech.
Ile tutaj już tak stoją i czekają, jak potwory i ludzie przestaną biegać? Nie wiedziała, nogi bolały, no i śmierdziało szczotami i na domiar złego, zakładnik zaczął się budzić. BUDZIĆ. Frisk niepewnie otworzył oczy, zamrugał kilka razy, czuł w ustach paskudny posmak, jakby coś zdechło i zgniło mu na języku. Fuj. Mlasnął raz i wykrzywił się z obrzydzenia. Chara patrzyła na niego z szeroko otwartymi oczami. Dobra kurwa, myśl. Szczota w dłoń i jedziesz maleńka. Jeb.
-Nie musiałaś go bić w łeb kijem - szepnął Asriel
-Ale znowu jest nieprzytomny - wysyczała przystawiając ucha do drzwi. Cisza. Uchyliła je i rozejrzała się ostrożnie. To ich szansa.
Korytarzem w lewo, prawo, w dół, tylnym wejściem. Plan jaki zrobił dla nich Sans okazał się bardzo pomocny, mógłby jednak rysować wyraźniej. Biedak faktycznie nadużywa alkoholu. Plan mimo tego, że ściany przypominają bardziej zygzaki, a drzwi są nie dokładnie tam, gdzie zostały zaznaczone.. to się zgadza. Rozkład pomieszczeń znaczy się. Teraz pod ścianę. Wstrzymać wdech. Uspokoić serce. Patron z latarką. Nie widzi ich. Dobra, poszedł. Na dół. Jeszcze niżej. I niżej. Do piwnic. Tam korytarzem w lewo i prawo i znowu w lewo, trzecie drzwi i ...
-A więc to tak się tutaj dostaliście - Frisk odezwał się. Cały ten czas był na plecach Asriela.
-Niech mnie, kurwa, milcz jak na zakładnika przystało. - wzrokiem dziewczyna zaczęła szukać czegoś czym będzie mogła go znowu uderzyć. Nie no, cegła to za dużo. Chce odebrać mu przytomność, a nie go zabić.
-Zakładnika? - chłopak był naprawdę zmieszany.
-A jak myślisz, po co cię porywam? Masz być zakładnikiem. Nie wiem dlaczego, ale dla nich jesteś ważny. No i wiele osób cię popiera i ...
-A możecie swoje zdanie wymienić w bardziej bezpiecznym miejscu? - Asriel mruknął cały czas trzymając Friska na plecach, choć nie uśmiechało mu się to. No cóż, miał rację. Przygotowane wcześniej przejście w murze, prowadzące prosto do kanałów miasta. Dopiero jak byli daleko od przejścia potwór zdecydował się puścić chłopca, gdy ten obiecał, że nie zrobi nic głupiego. Chara i tak nie dowierzała, dlatego związała mu ręce w nadgarstkach i prowadziła na sznurze.
-Dlaczego zaatakowaliście?- Frisk przerwał ciszę.
-My? To wy zaatakowaliście pierwsi - dziewczyna popatrzyła na niego zza posklejanych włosów. - Zaatakowaliście mnie. Jeden z waszych chciał mnie dźgnąć sztyletem. - chłopak zmarszczył brwi. Co?
-Nic mi o tym nie wiadomo.
-Nie kłam - warknęła - Wy wszyscy kłamiecie. Słuchaj, było mi dobrze, naprawdę. Nie było was i znalazłam miejsce, gdzie mogłam żyć jak chciałam. Znaczy się, mogłam odpocząć, znaczy się... - gubiła się we własnych słowach. - Mam gdzieś to jaki macie system, co się stało z Gasterem i ...
-Znałaś Gastera? - przytaknęła. Frisk przystanął. Chara pociągnęła za sznurek chcąc pociągnąć go dalej, lecz ten stał mocno na ziemi - Muszę wrócić.
-No bez jaj. - dziewczyna warknęła i z kieszeni wyciągnąwszy nóż, przystawiła go do krtani chłopaka. Asriel do tej pory milczący przyglądał się całej sytuacji gotowy w ostateczności ruszyć z pomocą... - Nie po to straciliśmy tyle osób, abyś teraz po spacerku wrócił do domu.
-Chara, cieszę się, że mogę z tobą rozmawiać, w końcu, naprawdę - patrzył na nią, choć czuł jak ostra powierzchnia noża wbija się w skórę - Ale nie widzisz, że tutaj coś nie gra? Wydałaś rozkaz, aby nikogo nie zabijać, prawda? Ocaliłaś tym samym mojego Patrona, dziękuję.
-Żałosny piesek na smyczy....
-Tak, hau hau. Mogę być i pieskiem. Nie w tym rzecz. Powiedz mi, to wy zabiliście Radę? - Chara zmarszczyła brwi
-Co? Radę? To Rada zginęła?
-Tak, podczas waszego ataku.
-Wmarszu.
-Tak to nazwaliście?
-Wmarsz po sprawiedliwość. - mówiła stanowczo. Chłopak już chciał się przyczepić tych słów, ale było teraz coś ważniejszego
-A więc to nie wy?
-Nie. - oburzyła się, naprawdę się oburzyła. Hah, była taka prosta. Wszystkie emocje tak mocno przeżywała, wyraźnie widoczne na jej mimicznej twarzy. Nie kłamała. Coś mówiło mu, że nie kłamała. On z drugiej strony, spokojny, zadziwiająco za bardzo spokojny jak na tę sytuację. Chara nie mogła go zrozumieć, pojąć, dlaczego nie boi się ani jej, ani tego co się stało, ani nawet zagrożenia własnego życia. Posłuszny piesek, nic więcej.
-Właśnie dlatego muszę wrócić. - I znowu z tym, wywróciła oczami.
-Mam dość, może faktycznie zabiję cię tutaj? Co?
-Nie osiągniesz w ten sposób tego czego chcesz - zauważył.
-A czego twoim zdaniem chcę?
-Spokoju- .. zamilkła. To jest część prawdy. Chce spokoju. Nie chce być jebanym przywódcą. Nie chce prowadzić pierdolonej strategii. Nie chce aby szły za nią tłumy. Ona chce po prostu swojego miejsca, takiego w którym będzie czuła się w pełni.. Mieszkanie u Papyrusa i Gho. Do czasu czuła się tam dobrze, ale to nadal nie było to. Potem musiała wrócić.
-Zabiliście.... - zaczęła drżącym, pełnym wściekłości głosem - ... mojego... przyjaciela.... - do oczu nabiegły jej łzy - Czy ty wiesz co się dzieje z ciałem mieszańca kiedy zostanie zabity? - O czym ona mówi? A tak. O... Mówiła, że to "oni" ją pierwsi zaatakowali. Póki co chłopak milczał - Nie? Huh. W waszym raju nie ma mieszańców? Heh. No, a ja jednego znałam. Ale go już nie ma.
-Co się dzieje z ich ciałami?
-Gniją. Tak jak ludzkie. Ale szybciej. Gniją. Wysychają. A potem zamieniają się w pył. - uśmiechała się gdy to mówiła. Nie był to jednak uśmiech radości. To jeden z tych skrzywionych uśmiechów godnych szaleńca.
-Możesz mi nie uwierzyć, ale nie miałem z tym nic wspólnego. Swoją uwagę skupiłem na mieście i ..
-Nie kłam! - krzyknęła
-Chara... - Asriel położył jej łapę na ramieniu. Dziewczyna odzyskała świadomość. Jakby została obudzona z paskudnego snu. Zamrugała kilka razy i popatrzyła na przyjaciela. Tego prawdziwego i jedynego, co wiernie tkwi u jej boku. - Już... spokojnie... - przytaknęła i zabrała nóż. Impulsywna. Ekspresywna. Nie analizuje sytuacji. Działa tak jak czuje. Zaś Frisk? Zupełne jej przeciwieństwo. Jak to możliwe, że oboje posiadają podobną sobie dusze? - Możesz udowodnić to, że to nie ty wysłałeś zabójcę?
-Nie - zaprzeczył - Choć nie... mam... jeden
-Jaki? - kozioł zmarszczył brwi
-Gdybym ja wysłał kogoś do zabicia ciebie, byłabyś już martwa - jego głos był oschły, pozbawiony emocji, tak samo oczy. Na swój sposób był przerażający. Poprawił krawat oraz marynarkę. Co z tego, że była brudna, co z tego, że znajdowali się w środku kanałów? On nie zdaje sobie sprawy z tego w jakim jest położeniu? A może to oni? Chara mocniej zacisnęła ręce na rękojeści noża i zrobiła zamach do góry, aby zaatakować Friska. Nic z tego. Zablokował węzłem sznura na rękach jej atak, a następnie przenosząc ciężar jej ciała przez swoje plecy, wywrócił ją na ziemię. Zakasłała. Frisk stał nad nią niewzruszony. W kanale zrobiło się jaśniej. To ognista magia Asriela. Ogniste kule zaczęły unosić się dookoła niego, kilka powędrowało w stronę chłopaka. Pognało raczej. Uniknął wszystkich. By się przed dwoma schować nawet zaryzykował wskoczenie do kanałów. - Skończcie tę dziecinadę, bo naprawdę się nudzę.
-Czym ty jesteś? - Chara podpełzła pod ścianę i plecami do niej odwrócona zaczęła się podnosić
-Człowiekiem. Słuchaj. Ja... - szukał słowa, które odpowiednio odpowiadałoby temu co czuł... O, jest - ja jestem zdeterminowany, aby chronić moje miasto. - Uśmiechnął się lekko, tak prawdziwie, że w zaistniałych okolicznościach, uśmiech był przerażająco sztuczny - Ty chcesz wolności. Wiem co chcesz osiągnąć biorąc mnie za zakładnika. To rozsądne i logiczne. Pokażesz mnie swoim, wydasz mnie im, jako ofiarę? Masz nadzieję, że w ten sposób dadzą ci spokój i pozwolą uciec? Nie. Gdziekolwiek pójdziesz, dar twojej duszy będzie ich do ciebie przyciągał. Ludzie chcą aby nimi sterowano, nie zauważyłaś tego?
-I dlatego się nimi brzydzę.
-A ja ich za to kocham. - powiedział szybko. Mówił wszystko spokojnie, dokładnie artykułując każde słowo. -  Jak powiedziałem, nie miałem korzyści w zabijaniu cię, a gdybym to ja cię próbował zabić, to by mi się udało. Moim celem było ściągnięcie cię do miasta, aby pokojowo rozegrać spór, pogodzić rodziny, zmienić prawo. Bez ofiar. Ale na to już za późno. Rada została prawie w całości zniszczona. Ci co zostali będą musieli przejąć kontrolę nad zniszczeniami i ofiarami jakie są. Ludzie będą mnie potrzebować tutaj, tak samo jak twoi tam.
-Nie widzisz, że jesteście...
-...zabawkami? Zwierzątkami? Bezwolnymi marionetkami? Owszem. Ale ty też.
-Co? Ja nie....
-Jesteś - zmrużył oczy - Popatrz ile zła wyrządziła swoja samolubność Charo! - w końcu podniósł głos - Pomyśl o tych którzy stracili bliskich, pomyśl o strachu jaki zapanował w sercach osób jakie widziały efekty twojej walki o wolność i spokój! Nie tędy droga!
-To twoje zdanie! - Chwyciła za sznur i przysunęła się w stronę Asriela. - Ja... ja...
-Czego chcesz Charo? Czego naprawdę chcesz?
-Ja.. ja... chcę... wolności...
-Wolności? - w jego głosie słyszała ostrze drwiny. - Dobrze, to daj mi wolność i puść sznurek. Chcę wrócić do swoich.
-Frisk... - znowu pociągnęła za sznur, mocniej, chłopak jak stał tak stał i się nie ruszał
-Słuchaj, to nie ja wysłałem mordercę i nie wiem kto zamordował Radę, ale dzieje się źle. Bardzo źle. Być może to ta sama osoba, która chce nas skłócić, odwrócić uwagę wszystkich i coś w ten sposób osiągnąć. To logiczne.  - Chara podniosła wzrok i popatrzyła na chłopaka.
Ich wzrok ponownie się spotkał. Oczy tego samego koloru. Włosy tego samego koloru. Widzieli własne odbicia w oczach tego, kogo uznawali za wroga. Widzieli determinację przepełniającą dusze. W obu przypadkach równie mocno bijącą, silną, nie do zahamowania.




Tydzień po tragicznych wydarzeniach, przez środek miasta przejechał konwój żałobny, zgodnie z tradycją, za prochami zmarłych i za ciałami pupili szli bliscy, krewni i rodzina. Frisk wygłosił przemowę która podniosła na sercu wszystkich ludzi, dodała otuchy potworom. Gerson zajął się planem odbudowy miasta, V zadbał natomiast o zapewnienie spokoju w mieście. Ci co popierali Charę w większości wrócili. Przywódca, który nie liczy się z osobami jakie ma pod sobą, taki bez planu i celu działania, nawet z najpotężniejszą jednokolorową duszą nie pociągnie na stałe za sobą tłumów. Te zwróciły się w stronę Friska. Chara zbiegła, nikt nie zna miejsca jej ukrywania się.

-Jak już będziesz wiedziała, czego naprawdę chcesz, wróć - mówił Frisk, wtedy w kanałach, nim się rozstali - Będę czekał, aby zmierzyć się z tobą na poważnie.- Chara uśmiechnęła się lekko podnosząc wzrok na chłopaka, a następnie przeniosła go na Asriela i pobiegła przed siebie, wgłąb kanału, do wyjścia. Kiedy znajdzie już odpowiedzi na dręczące ją pytania, z pewnością wróci. A gdy to się nastanie... wszystko będzie zdecydowanie lepiej przygotowane. Ciekawe tylko czyja determinacja wygra. Pacyfisty Friska, który chce zmian przebudowując to co jest. Czy rewolucjonistka Chara, która chce zmian niszcząc to co jest by wznieść coś nowego?
Share:

POPULARNE ILUZJE