31 stycznia 2018

Opowiadanie: Tańcząc na linie nad przepaścią - Nie rzucaj kotu włóczki


Notka od autora: Nycto i Amity to normalne nastolatki, które jak wszyscy, mają marzenia i starają się dążyć do wybranych celów. Uwielbiają chodzić do centrów handlowych na różne wyprzedaże, jeść razem żarcie na mieście czy po prostu spędzać ze sobą czas. Wiodą beztroskie życie. Do czasu... Ich spokojne życie zachwiało się gdy do ich uniwersum wtargnął nieznany dotąd wróg. Wiele znajomych i bliskich wtedy zginęło. Część z nich udało się w pewien sposób uratować przez Nycto. Przez miesiąc razem z Amity stworzyły specjalne urządzenie, które umożliwiło im przenoszenie się po innych wymiarach. Opuściły swoje domy, które i tak zostały zniszczone przez ich wroga. Uciekając widziały za sobą destrukcje, smutek i pewną nieznaną pustkę w duszy. Przyjaciółki przechodzą między wymiarami, aby znaleźć wymarzone miejsce, w którym mogłyby żyć. 
Autor: 010PsychoUnicorn101

Spis Treści
 Nie rzucaj kotu włóczki (obecnie czytany)
Mój transport
Nowe wdzianko
Po pierwsze - DRZEMKA
...

Po krótkim poznaniu się Error i Fresh gdzieś poszli, a my zostaliśmy z artystą. Fresh to naprawdę spoko koleżka, aż pachnie od niego „świeżością”. Jego jedynym komentarzem na nasze ostre wejście (zabijanie zombie) było zdjęcie swoich okularów i powiedzenie „tylko nie róbcie tego tutaj moje super-duper koleżanki”. Nie ma problemu, przyjacielu. Mnie to całkowicie przekonuje, amigo. Aż się wzdrygam na samo przypomnienie jego wzroku. Uh… To było creepy… Aż zachciało mi się makaronu. „Strasznego makaronu”.
Error wyszedł w trakcie naszych rozmów nie wiele mówiąc. Dowiedziałam się tylko jak ma na imię i czym się zajmuje tutaj. No i, że jest totalnym dupkiem, ale na osądzanie przyjdzie jeszcze czas. Muszę go bliżej poznać. Zgrywa niedostępnego... O nie, dearie, nie przy mnie. Nie było warunków, więc po prostu siedziałyśmy na ziemi i słuchałyśmy. Ink, bo tak nazywa się kolorowy artysta, zaczął odpowiadać na to wcześniejsze pytanie aż nazbyt szczegółowo. Przestrzeń Po-za. Tak nazwał to miejsce. Tak naprawdę trudno to nazwać miejscem. Nie ma tu niczego innego niż oni. Po prostu strzegą stąd inne uniwersa…
- Czekaj uniwersa? Że wszystkie? - zabłyszczały mi oczy z podekscytowania. - Rany… Ile to daje możliwości i i… - Amity przymknęła mi japę. Zabrałam jej rękę. W sumie ma rację jak zacznę gadać to rzadko kiedy udaje mi się zamknąć usta – Dobra. Zrozumiałam, zrozumiałam. - powiedziałam nieco zła, że mi przerwała. Spojrzała na mnie zadowolona z siebie i odwróciła się do Inka.
- Możesz już kontynuować.
- Muszę cię zasmucić, Nycto, ale nie wydaje mi się, że mam dostęp do wszystkich uniwersów. Głównie pilnuje tych, które zostały stworzone przez innych twórców i które są związane z Undertale... - teraz to Szarlocia pisnęła.
- Undertale?! - teraz to ja zamknęłam jej usta, a w wyniku małej szamotaniny leżałyśmy na podłodze śmiejąc się same z siebie. Po chwili postanowiłyśmy jednak wstać. - To najlepsza gra RPG w jaką grałam!
- Śmiem zaprzeczyć. Lost Sphear czy One Shot jest lepsze. - zamyśliła się.
- Nooo może i tak, ale to było coś innego…
- Mogłam nie kupować ci tej gry…
- Mogłam nie dawać ci grać w tą grę! - zaśmiałam się.
- Mogłaś. - poruszyłam zabawnie brwiami. Też się zaśmiała.
- Boże, ale z ciebie idiotka…
- Howdy. I’m Flowey. Flowey the Flower. - zrobiłam głupkowatą minę, a ona zaczęła cicho chichotać. Splotłam ręce i przyłożyłam je do policzka. - You want some LOVE, don’t ya? Don’t worry, I’ll share some with you! - po czym przytuliłam ją. Była cała zesztywniała. - A czego ty się spodziewałaś? Ziarenek przyjaźni? Golly, nie jestem rośliną. - odepchnęła mnie ze śmiechem.
- Znacie Undertale? - Inkowi zaczęły się zmieniać kształty tych jego światełek w oczodołach.
- Grałyśmy. Co miałeś na myśli z tymi twórcami?
- Ci którzy napiszą, narysują, zrobią fanowską grę – zaczął wyliczać - czy chociażby wymyślą historię, to to wszystko trafia tu. To tu żyją, według nich, ich wymyślone postacie. Mam do tego wszystkiego dostęp i mogę ich odwiedzać jeśli chcę lub muszę… - spojrzał w tył na odwróconego Errora. - Poczekajcie chwilę.
Tam gdzie stał wszystko było takie jakieś ciemniejsze. Ink westchnął, wstał i podszedł do niego. My też wstałyśmy. Wyjęłam z plecaka dysk i zeszyt. Zapisałam parametry na ten wszechświat i schowałam rzeczy.
- Jak myślisz można im ufać? - szepnęłam do Amity.
- Taa. Nie wydają się być groźni. - machnęła ręką.
- A co jeśli… - przerwała mi głośna wymiana zdań między Inkiem, a Errorem.
- Nie można Cię spuścić na chwilę z oczodołu! - warknął Ink.
-To już twój błąd. - zaśmiał się Error.
Ink machnął swoim pędzlem na Errora ochlapując go niemal całego farbą. Zaśmiałyśmy się przez minę wkurzonego szkieletu. Tusz pstryknął palcami, a farba zmieniła się w łańcuchy. Odebrał od niego małe, białe odwrócone serduszko. To dusza, nie? Znów machnął pędzlem, a przed nim pojawiła się dziura prowadząca do innego uniwersum – wywnioskowałam to po wcześniejszej rozmowie. Więc tak dostaje się do tych światów. Oddał duszę właścicielowi coś mówiąc do tej osoby, gdy Error wychodził z więzów. Jednak nie słyszałam i nie dostrzegłam kto to był – byłam za daleko. Ocknęłam się z zamyślenia. Dość często zdarza mi się zamyślać do takiego stopnia, że często nawet nie wiem co mówił mój rozmówca, a potem zawsze pada pytanie „c-coś mówiłeś/aś?” lub przytakuje udając, że słucham „tak, tak. Mów dalej”. Na szczęście Ami się do tego przyzwyczaiła i albo się z tego śmieje albo sprawdza czy słuchałam. Przez takie częste sytuacje zaczęłam bardziej przykuwać uwagę przy rozmowie z przyjaciółką. Raany, znów to zrobiłam. Do Szarloty zaczęły się zbliżać jakieś niebieskie sznurki. Instynktownie zasłoniłam ją swoim ciałem i nici złapały mnie. Świetnie… Zaczęłam podążać wzrokiem za ich źródłem… Error? Gdy nasz wzrok się spotkał uśmiechnął się przebiegle i pociągnął za nici, w wyniku czego znajdowałam się w jego objęciu. Zarzucił mnie sobie na ramię. Nie wygodnie tu. Zaczęłam się wierzgać.
- Nie jestem pierdolonym workiem ziemniaków! Puść mnie! - krzyknęłam, ale nawet nie zareagował! Otworzył inny portal i wszedł ze mną.
- Skoro zabierasz mi moją duszę to ja zabiorę ci twoją nową przyjaciółkę. - fuknął, a portal się zamknął. Co za dziecko... Przewróciłam oczami. Postawił mnie na ziemię.
-Możesz mnie rozwiązać? - mruknęłam sfrustrowana. Zlustrował mnie wzrokiem trochę nie ufając. Wzruszyłam ramionami na nie zadane pytanie. - Wiesz... Mogłeś od razu powiedzieć, że lubisz takie zabawy. - spojrzałam mu w oczy i zakręciłam biodrem, a on walnął mocnego facepalma z mojego tekstu. Nie mogłam się dłużej powstrzymać. Zaśmiałam się. - To może w końcu uwolnisz swojego niewolnika, o wielki panie dominacie? - nadal trzymał dłoń na głowie. Sam już nie mógł i się zaśmiał. Więzy się poluzowały, a ja z nich wyszłam. Ktoś się zaśmiał z tyłu i zaczął klaskać w… kości. Dobra, co oni z tym mają?! Przecież nie są jakimiś lordami ciemności czy czymś takim. No dobra… Może Error jest. To w żadnym razie nie było rasistowskie, w ogóle. Odwróciłam się w stronę postaci. Okazało się, że to Sans. Ale nie ten zwyczajny. Co to to nie. Było by przecież za nudno.
-Heya Killer. - rzekł leniwie Error. Ej! Ja tu chciałam dać opis na całą stronę! Eh… Nie ważne. Panie i Panowie powitajcie Killera.

Share:

30 stycznia 2018

Eddsworld: SallysWorld: The End - opowiadanie by Filip Domin

Notka od autora: Opowiadanie jest to stworzone o oparcie przedostatniego odcinka EddsWorld ,,The End'' Występują tutaj postacie z naszego AU. Jest to moje pierwsze opowiadanie i myślę, że się wam spodoba! Za wszelkie błędy i pomyłki przepraszam
PS. Wiem, że może być dużo dialogów, wybaczcie!
Autor: Filip Domin
Autor obrazków: Evil Angel


Spis treści:
| 2  (obecnie czytany)|

Edd - Sally Marvel
Tom - Filip Domin
Matt - Psycho Art
Tord - Evil Angel
Paul - Samael
Patryk - Yumi


Po tym co się wydarzyło Filip postanowił poszukać dla siebie nowego domu. Szukał gdzie się dało. Nigdzie nie było tak dobrze jak w domu. Częściowo był zły, ale także tęsknił za domem.
- NIEEEE!!!!! - krzyknęła Psycho -
Mój popcorn....
Dramat to był wielki, ponieważ popcorn był bardzo smaczny.
Sally: Ciekawe kiedy Filip wróci?
Angel: Szyyy to jest najlepsza część!
( z telewizora )
Darth Vader : Nie, to ja jestem twoim ojcem!
Luke Skywalker: Nie... Nie. . .
Nieeeeeee!
Chwilę później Luke w akcie desperacji puścił się i spadł w dół.
Sally: Myślę, że wszystko z nim dobrze...
Angel: Nie martw się! To mistrz
Jedi Luke...
Widzisz? Żyje! Wpadł do jednego z szybów!
Sally: Nie. Chodzi mi o Filipa....
Angel: OH! Pfft! Wszystko z nim będzie dobrze!
Natomiast nie było z nim tak dobrze w rzeczywistości...
Filip: Ahh! Mój wymarzony dom!
Wymarzonym domem okazał się karton który był raczej słabym domem...
Koza w bluzie poczęła płakać.
Nagle ktoś wyskoczył ze śmietnika.
??? : Witaj nowy sąsiedzie! Co Cię tu sprowadza?
Filip: A nic! Po prostu stary przyjaciel wrócił. Zaszpanował swoim sprzętem i ich udobruchał. I jestem na niego wkur... ekhem wkurzony. Moi przyjaciele są głupi...
??? : Przyjaciele?! Kto potrzebuje przyjaciół skoro masz szczurze kukiełki?! Dalej chłopaki! Zacznijmy przedstawienie!
Zaczął śpiewać piosenkę początkową, ale Filipa to już nie interesowało. Nawet wystawił swój ,,wymarzony dom''  na sprzedaż. Kiedy Sally i Psycho zaczęły oglądać szóstą część Star Wars, Angel postanowiła pójść do swojego pokoju i coś sprawdzić. Podeszła do obrazu na którym się znajdowała i miała dorysowane rogi i diabelski ogon.
Obok był napis : Angel śmierdzi!
Było to napisane przez Filipa, który bardzo nie lubił się z Angel.
Bez przejęcia się tym dziewczyna zdjęła obraz, za którym był kolejny obraz z wielką czaszką na czerwonym guziku. Zdjęła go i za nim znalazła dźwignię którą tu zamontowała wiele lat temu. Pociągnęła za wajchę i ściana obok uniosła się, ujawniając dziwny pokój. Wchodząc do niego miała szeroki, złowieszczy uśmiech. Zamierzała nacisną wielki turkusowy przycisk znajdujący się na piedestale
Angel: I w końcu będę miała to co mi potrzebne!
Zaczęła się diabelsko śmiać, już miała nacisnąć guzik, ale nagle do pokoju weszła Sally.
Sally: Cześć Angel!
Angel: Eee Cześć Sally! Jak widzisz, to jest eee.... moja stara pralnia!
Sally:  Ok...? O patrz guziki!
Nagle do pokoju wtargnęła z szerokim bananem na twarzy Psycho.
Psycho: Czy ktoś powiedział guziki ?! Kocham guziki!
Angel: Emm
Komputer: System obronny domu aktywowany.
Angel: O nie...
Nagle wszystko zaczęło się zmieniać. Lodówka została podzielona na pół, biały tron zaczął chodzić i prosić o wymazanie pamięci. Zamiast łóżka Sally pojawił się czołg.
A wszystko zaczęło się od rzucenia wyzwania przez Sally, które polegało na tym kto naciśnie więcej guzików. Ona czy Psycho...
Angel z widoczną złością zatopiła twarz w ręce. Nagle Psycho spojrzała na piękny, turkusowy guzik znajdujący się na wcześniej wspomnianym piedestale. Ucieszyła się z tego powodu.
Psycho: Uuuu! To jest dopiero guzik!
Już zamierzała go nacisnąć, ale nagle stała się rzecz nie spodziewana!
ANGEL: NIE!
Z wielką furią dziewczyna w turkusowej bluzie uderzyła śliczną twarzyczkę narcyztycznej dziewczyny. Wylądowała na ziemii, zrozpaczona.
Psycho: Moja twarz...
Akcja rozwinęłaby się, ponieważ już wkurzona dziewczyna miała przyłożyć gdyby nie interwencja Sally.
Sally: Angel
Angel: Eh! Co za bałagan! Kto chce iść na lody!?            
Zapytała jak gdyby nigdy nic...
Psycho: Ja?
Angel: I to się nazywa nastawienie! Kto jest moim dzielnym żołnierzem? Sally, idziesz?
Sally: Ta, pewnie.
Po tym wszystkim Sally wzięła portfel i cała trójka poszła do sklepu. Przenieśmy się do Filipa, ponieważ zostawiliśmy go i nie wiemy co z tą kozą w okularach się stało. Udał on się na kupno nowego domu.
Filip: Jeden dom poproszę!
Pan Rombie: No pewnie! Jak ma wygl....
Filip wyciągnął kartkę gdzie był narysowany zamek gdzie on był królem, a Sally z Psycho błagały o przebaczenie. Natomiast Angel była martwa i leżała zgniła obok reszty.
Pan Rombie: Ok. Jak dużo ma pan pie....
Koza w szarej bluzie postawiła wielką świnkę skarbonkę. Pan Rombie postanowił rozbić ją młotkiem, w niej znajdowała się mniejsza. Po tym jeszcze mniejsza, a na koniec prawdziwy wieprz, w którym była masa pieniędzy. Pan Rombie był bardzo zdziwiony, natomiast Filip uśmiechał się jak głupi. Podczas uzgadniania rzeczy powiązanych z nową posiadłością reszta bohaterów była w sklepie.
Staruszka: Panienko, czy mogłabyś podać mi ten słoik ogórków?
Sally: Pewnie!
Staruszka został posadzona przy ogórkach.
Staruszka: Dziękuję kochaniutka!
I zaczęła się nimi zajadać.
Angel: Bring! Bring!
Angel udając, że ktoś próbuje się  do niej dodzwonić podnosi banana.
Angel: Halo? O! Ok! Sorry ludziska, muszę się z kimś spotkać.
Psycho spostrzegła coś bardzo ważnego.
Psycho: To nie telefon, to banan...
Angel: Eee... to do Ciebie.
Psycho: Halo?! Panie Duda!
Angel: Wrócę za sekundę!
Wybiegając ze sklepu, bramki wyczytały, że wyniosła coś bez płacenia.
Sally: Hej Psycho. Nie wydaje Ci się, że Angel zachowuje się jakoś podejrzanie?
Psycho: Wybacz. Gadam z prezydentem przez banana.
Tymczasem Filip wychodząc z budynku obok marketu, trzymał w ręce klucze do nowego domu.
Filip: Ach! Mój własny dom. Tamten szalony i bezdomny koleś miał rację. Nie potrzebuje przyjaciół.
Nagle spojrzał w swoje prawo i zobaczył coś, czego nie widział wcześniej. Najszybciej zerwał kartkę z poszukiwanym i biegł jak najszybciej mógł do domu.
Sally: O! Patrz to Filip...
Psycho: Kto?
Sally: Czuję, że będą kłopoty....
Angel klikając guziki do przygotowania czegoś, nie spodziewała się gościa, który rozwalił drzwi nogą.
Angel: O! Filip! Co ty tutaj robisz?
Filip: Mogę Cię zapytać o to samo! Czemu ty jesteś tutaj.
Na kartce była twarz Angel tylko w wojskowym mundurze.
Angel: No dobra! Masz mnie... wróciłam tylko po coś co zostawiłam...
Filip: Co zostawiłaś?
Angel: TO.
Nacisnęła turkusowy guzik. W suficie otworzył się otwór, z którego wystawało coś co zjeżdżało w dół.
Angel: Moją czapkę!
Był to czarno żółty poniemiecki hełm z czasów II wojny światowej. Filipa zbiło to z tropu.
Filip: Emm
Angel: Co? Co myślałeś, że zamierzam zrobić?
Filip: Ja.. emm
Angel: Poza tym, pasuje świetnie do mojego wielkiego robota!
Filip: Hahaha! Chwila! CO?!
Z uśmiechem na twarzy nacisnęła guzik i otworzyła się pod nią podłoga. Wylądowała w wielkim robocie. Dokładnie była to głowa maszyny. Filip patrzył w tą dziurę, kiedy nagle usłyszał dziwne dźwięki na dworze.
Spojrzał przez okno. Wielki robot przygotowywał ostrzał na dom, ale głównym celem był przeciwnik Angel. Filip.
FILIP: JASNA CHOLE...
Filip nie zdążył dopowiedzieć do końca, a ona zaczęła w niego strzelać. Biegł najszybciej jak mógł przed pociskami. Natomiast dziewczyna cieszyła się tym co robi. Nagle Sally z Psycho wróciły ze sklepu i nie mogły uwierzyć w to co widzą.
Sally: Angel! Co się dzieje?!
Angel: Hej Sally! Wybacz! Nie mogłam tak to po prostu zostawić! Dzięki za trzymanie mi tego przez tyle lat! Dziwne, że nikt tego nie znalazł!
Sally: Ale... ale myślałam, że wszyscy jesteśmy przyjaciółmi!
Angel: HA! Nie. Na co mi przyjaciele, skoro mam to?! Jestem niepowstrzymana! HA HA HA HA!
Nagle dziewczyna w robocie usłyszała głos, który ją zawsze denerwował.
FILIP: HEJ! SUNSHINE LOLIPOPS! ( nie miałem pomysłu) USIĄDŹ SOBIE NA SWOJEJ DUPIE!
W tym momencie Filip rzucił w nią kostką, która go wcześniej przygniotła.Próba osłabienia przeciwnika w taki sposób nie pomogła.
Angel: Oh weź się zamknij!
Mówiąc to wytoczyła wielkie działo. Wielka rakieta zaczęła lecieć w jego stronę.
Filip: Słabo...
Rakieta uderzyła w dom, przy czym dostał także Filip. Dziewczyny nie spodziewały się, że jest do tego zdolna.
PSYCHO: NIEEE! MOJE WSZYSTKO!!!
SALLY: FILIP! NIE!
Angel z triumfem patrzyła jak jej plan wypalił. Było jej do śmiechu. Myślała, że już nigdy nie usłyszy głosu kozy w okularach.
Angel: Ah! Co za widok! HA HA! No więc, przybyłem po to co musiałam! Żegnaj Sally! Świat sam się nie zdominuje!
Nagle robot zaczął odkładać się pięściami sam siebie. Właścicielkę to zdziwiło.
Angel: Co jest z tym źle?!
Okazało się, że była to Psycho, która naciskała przyciski przez które robot bił sam siebie.
Psycho: To jest za dom.
To jest za mojego przyjaciela
I TO JEST ZA MOJĄ TWARZ!!!!!!
Teraz Angel jednym słowem miała przesrane.
Sally: Czy mogę się dołączyć?
Angel: Nie. Nie możesz.
Psycho: Bądź mym gościem...
Postanowiły, że pomszczą swojego przyjaciela. Ale coś ciekawego przykuło ich uwagę. Sąsiad który trzymał swojego współlokatora na kolanach i płakał nad nim.
Sąsiad 1: Ej! Stary! Powiedz coś! Powiedz coś ty idioto!
Sąsiad 2: Coś heh heh.......
Jego ubrania były bardzo podobne do ubrań Filipa, dlatego przyjaciółki pomyliły go z Filipem.
Sally: Chwila. Jeśli to on. To w takim razie gdzie jest Fil-...
Dokończenie pytania tego przerwał laser który rozwalił ostatnią nadzieję.
Angel: HA! Żegnajcie starzy przyjaciele!
Dziewczyny z niedowierzaniem patrzyły jak maszyna odlatuje. Nagle usłyszały jak coś lub ktoś wynurza się z ruin domu.To był Filip. Miał ze sobą działo na harpuny.
FILIP: NIE JESTEM TWOIM PRZYJACIELEM!

Po tym strzelił z działa i trafił w głowę machiny.Robot wybuchł, pozbyli się jej. W końcu mogli być bezpieczni.
Filip: Mówiłem, że harpuny i to działo się przydadzą.
Głowa robota leżała daleko od ruin domu, a dokładnie na pewnym wysokim wzniesieniu. Podjechał turkusowy samochód, z którego wysiadły dwie kobiety ubrane w mundury wojskowe.
Ze szczątek turkusowej maszyny wyłoniła się inna kobieta. Była tak ranna, że aż zaszokowało to stojące za nią osoby.
Na ich mundurach były napisane imiona. Były to Yumi i Samael. Ranna kobieta spojrzała w około siebie, zobaczyła robotyczną rękę. Podniosła ją i spojrzała na dym unoszący się z miejsca jej starego domu. Kobiety zabandażowały ranne miejsca i zabrały ją ze sobą. Kobietą tą była Angel, która stała się teraz Evil Angel. A co stało się z naszą trójką? Znaleźli nowy dom. Tym nowym domem był ten który kupił Filip. To było szczęście, że go kupił.
* parę dni później *
W nowym domu właśnie wszystko już było na swoim miejscu.
Sally: To wszystkie twoje rzeczy które pozostały ze starego domu.
Filip: Oh! Dzięki! Em. Połóż je do reszty. Ta reszta jak i ostatnie  przyniesione rzeczy były to tylko prochy. Filip przez ten czas naprawił swoją gitarę.
Sally: Dobrze, że kupiłeś to miejsce.
Filip: Ta. Najgorsze jest to, że jest tylko jeden pokój dla mnie, który na zdjęciu wyglądał na większy.
Sally: Eh. U mnie też za dużo miejsca nie ma. Psycho właśnie skończyła dekorować swój.
Cały pokój wypełniony był obrazami narcyztycznej dziewczyny.
Psycho: AH! Świetnie!
Wracając do Filipa i Sally, dziewczyna stała na progu.
Sally: No cóż. Myślę, że już czas na mnie.
Filip: Ale co dopiero przyszłaś!
Sally: Będę tęskniła za tym starym miejscem...
Filip: Ale to jest pierwszy raz kiedy tu jesteś!
Sally: Tak! Wiele wspomnień!
Filip: Cześć Sally...
Sally: Cześć Filip...
Mówiąc to zamknęła drzwi i ze smutkiem na twarzy miała pójść, ale ktoś ją zatrzymał.
Psycho: Cześć sąsiedzie!
Sally: O! Cześć Psycho!
Psycho: Chcesz obejrzeć Star Wars 7 ?
Sally: No pewnie!
Już siedziały na kanapie i oglądały, przyszedł także Filip.
Miał ze sobą popcorn. Nagle Sally coś zauważyła.
Sally: Hej! Filip...
Filip: Tak?
Sally: Zawsze się zastanawiałam, czemu jesteś kozą?
Psycho: Taaaa, czemu?!
Filip: To zabawna historia! Zaczęło się to kiedy byłem mały.
I Filip zaczął zajadać się popcornem. Przez co nikt nie mógł zrozumieć co mówi.
Sally: Filip, nie wyraźnie mówisz, Filip!
I tak zakończyły się poczynania naszych bohaterów. Cieszyli się życiem. Nie musieli się  niczego obawiać Ich przygody się skończyły...
           Ale czy na długo ???

                     Koniec


Share:

29 stycznia 2018

Undertale: Diabelska karuzela - Parasolka [opowiadanie interaktywne]

Autor okładki: Reitiri
Notka od autora: Jest to opowiadanie interaktywne. Główne poczynania bohaterki i kluczowe decyzje będą podejmować czytelnicy w komentarzach. Notki będą pojawiać się w miarę regularnie, zaś pomysły umieszczone przez czytelników w komentarzach mogą zostać wykorzystane w toku dalszej fabuły. Przypominam, jestem łasa na fanarty xD
Wcielasz się w rolę 28 letniej matki i żony. Twoja córka Aida, ma 9 lat. Twój mąż Piotr jest od Ciebie o 22 lata starszy. Już od roku planowaliście przeprowadzkę za miasto, akurat znalazła się wprost wyborna szansa na wynajem za godziwą sumę domu z kawałkiem ziemi u podnóża góry Ebott. Właścicielem i jednocześnie sąsiadem okazuje się być bardzo przystojny żywiołak ognia imieniem Grillby. 
Akcja toczy się wiele lat po zakończeniu prawdziwego pacyfisty w uniwersum Underfell. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Mogą pojawić się notki +18. Grillby x Czytelniczka. 
Autor: Yumi Mizuno

Spis Treści
Wyniki:
1. Kontakt z Grillbym - 5; Zdać się na los - 10
2. Początkowy smutek, ale późniejsza akceptacja - 2; Luuzik - 10; Smutek - 3
3. Zgoda - 8; Brak zgody - 7
Jak każde dziecko również Twoja córka wpadła na genialny pomysł realizowania swoich pasji. Dawniej, w wielkim mieście chodziła na łyżwy. Tutaj nie ma lodowiska, może je otworzą na zimę, ale nadal wahasz się, czy będziesz chciała ją zabrać na zamarznięte jezioro. Obawa nadal jest. To przecież Twój mały skarb.
Jechałyście właśnie do niewielkiego gospodarstwa położonego przy ulicy wiodącej do Ebott. Niewielka prywatna działalność, trudno to nazwać szkołą jeździectwa, ale za godziwą sumę właściciel kilku koni obiecał nauczyć Twoją córkę jeździć. Jak wysiadłyście z samochodu poprawiłaś jej kucyka na głowie i pozwoliłaś, aby pobiegła do stajni, gdzie w boksach przebywały konie w liczbie trzy. Ty tym czasem postanowiłaś porozmawiać z właścicielem o formalnościach.. i obawach, jakich było wiele. A co jak koń ją kopnie, ugryzie, zrzuci z siebie? Konie to nie kucyki, nawet Ty czułaś się mała, kiedy stanęłaś z nimi twarzą w twarz. Pan Jacek zapewnił Cię jednak, że nic dziecku nie grozi tak długo, jak będzie robiło to co mówi. Na początku nie siądzie od razu w siodło, będzie zajmować się końmi.
-Czyli... sprzątać w zagrodzie też? - pochyliłaś lekko głowę do przodu, uśmiech wykrzywił Ci się w dziwny grymas na granicy obrzydzenia. - No wie pan.. kupy - mężczyzna uniósł jedną brew zerkając na Ciebie z uwagą.
-Nooo - chrząknął i podrapał się po brodzie - tak? Wie pani, to część jakby to tamto... zajmowania się... końmi? - nie bardzo wiedział jak ubrać swoje myśli w słowa, tak abyś się nie obraziła. Kontrast był wyraźny. Ty w pięknej kurtce, zrobionymi włosami i kolczykami zwisającymi z uszu, a on, no cóż, prosty rolnik w gumofilcach i spodniach na szelkach pamiętających zdobycie Jerozolimy.
Nie bardzo chciałaś, aby Aida babrała się w tym wszystkim, ale co poradzić. Jak już się uwzięła to mogiła. Zapisałaś ją na dwie godziny dwa razy w tygodniu. Spisałaś z mężczyzną umowę, pod którą oboje się podpisaliście. Wręczyłaś zapłatę za ten miesiąc i .. tyle. Westchnęłaś. Cóż. Przynajmniej będzie miała jakieś zajęcie. Kto wie, może to jej dobrze zrobi? Wiedziałaś, że przeprowadzka musiała jakoś na nią wpłynąć. Nowe otoczenie. Nowa szkoła. Nowi koledzy.
Wieczorem wszyscy byliście w domu, jest środek tygodnia pracującego, dlatego nic dziwnego, że Aida jak i Piotrek są zmęczeni. Ty też, ogólna atmosfera zmęczenia udziela się i Tobie. Chcesz im pomóc, ale nie wiesz jak. Dlatego milczysz. Dziecko bardziej przebiera w jedzeniu, niż je je, zaś Piotrek wyraźnie odpłynął zamyślony. Westchnęłaś sama tracąc apetyt na cokolwiek.
Kolejny dzień nie był lepszy, choć tym razem Aida żywiołowo opowiadała co działo się w szkole i czego się nauczyła i co zrobili koledzy, tak Piotrek nadal był nieobecny. Coś go dręczyło i nie wiedziałaś co. Niewiadoma, a może jego przybicie powodowało Twój niepokój. Po tygodniu obserwowania jego dziwnego zachowania, w końcu zebrałaś się, aby z nim szczerze porozmawiać. Trzeba było tylko wybrać dogodny termin. Zdecydowanie nie na tygodniu, bo to dni kiedy po powrocie z pracy jest już tak zmęczony, że szczera rozmowa tylko pogorszy sytuację. Nie chcesz się z nim przecież kłócić. Prawda?
Sobota była idealna. Od kilku dni panowała minusowa temperatura. Zima miała przybyć szybciej w tym roku, niż oczekiwano. Piotrek spał do późna, nie miałaś serca go obudzić. No i nie chciałaś. Po przebudzeniu zawstydzona i skrępowana pobiegłaś do łazienki. Dlaczego? Oh, kochana. Sen. I to nie byle jaki sen. Nie raz śniłaś o obcych mężczyznach w różnych sytuacjach. Też miałaś swoje potrzeby, prawda? Tak więc sam sen w sobie nie był zaskakujący. Bardziej nieoczekiwanym był gość, jaki się w nim pojawił. Tylko dlaczego on? Dlaczego teraz? Przecież... no dobra, widujecie się co jakiś czas, przecież jesteście sąsiadami, ale... nie myślałaś o nim za bardzo, a ostatnio widziałaś się z nim ponad miesiąc temu w barze. Nie musiał przychodzić nawet po czynsz. Wszystko załatwiał Piotrek. Widywał się z nim częściej od Ciebie i powiedzmy sobie szczerze, polubił płomiennego potwora.
Heh. To pewnie hormony. Okres powinien pojawić się lada dzień i stąd ten sen. Uspokajałaś się w myślach dysząc nad zlewem w ubikacji. Ale oj maleńka, sen był ... uh.... nadal mokro Ci między nogami i nie umiesz ukryć wstydu. Wstydzisz się snu, wstydzisz się tego, że się wstydzisz, no i tego, że ... uh, po potwór! Nigdy wcześniej nie ciągnęło Cię do potworów. To hormony. Tak. Nic więcej. Wzięłaś głęboki wdech i zmyłaś z siebie wspomnienia z nocy.
Zapach omletów przyciągnął pozostałych domowników. Dzisiaj miałaś zawieść Aidę do koni. Ale to za kilka godzin. Masz jeszcze czas.
-A więc... - dobra, szambo wyjebało - co cię gryzie? - zapytałaś zmywając naczynia odwrócona do męża plecami. Wasza córka wiedziała w pokoju i oglądała telewizję. Poczułaś na sobie wzrok Piotrka, oraz jego ciężkie westchnięcie.
-Aż tak po mnie widać?
-Jak na dłoni - wywróciłaś oczami - Coś w pracy?
-Mmmm taaaak. Pracujemy nad nowym projektem i .. jest trudny... nie wyrabiam się z terminami i ... - pochylił się nad kubkiem kawy jaki mu zrobiłaś wcześniej - Będę musiał chyba zostawać w pracy dłużej, no i odpuścić sobie soboty jako wolne dni jeżeli chcemy wyrobić się w terminie.
-Aha... - rzuciłaś jedynie wycierając jeden z talerzy.
-Aha? - zapytał z niedowierzaniem.
-Aha. - powtórzyłaś odwracając się w jego stronę.
-Tylko tyle? - patrzył na Ciebie wyraźnie zaskoczony, nieco podniósł głos.
-A co mam jeszcze powiedzieć? Musisz to musisz, nic na to nie poradzisz. To tylko projekt Piotrusiu - przechyliłaś głowę na bok, próbując uspokoić go - Zrobisz go i będziesz mógł wrócić do normalności, prawda? Dlatego pośpiesz się i wracaj do mnie, jak już go zrobisz - mówiąc to podeszłaś do niego i pocałowałaś go w policzek. Metoda z włosem zawsze lepiej na niego działała, niż pod włos. Westchnął i przyłożył Twoją dłoń do swojego policzka. Westchnął z ulgą.
-Chciałbym spędzać z wami więcej czasu - mruknął
-Chciałabym tego samego - mruknęłaś czule i wolną ręką pogłaskałaś go po głowie.
Odwiozłaś córkę, potem zrobiłaś zakupy i wróciłaś do domu. Piotrek drzemał na kanapie, zaś Ty... cóż, nie wiedziałaś w sumie dlaczego siedzisz z telefonem w ręku. Czułaś potrzebę przedzwonienia do Grillbiego, ale co miałabyś mu powiedzieć? Śniło mi się, że ci obciągałam? Ciekawe co by sobie o Tobie pomyślał. Nerwowo przygryzałaś paznokieć zerkając na stopy Piotra wystające z kanapy. A może zapytasz co u niego? W sumie dawno nie rozmawialiście. No ale to też sąsiad, zawsze możesz go o to zapytać jak się będziecie ... mijać, czy coś. Ech. Wybrałaś inny numer. Czas przedzwonić do przyjaciółki.
-Hej, jak tam? - rzuciła od razu odbierając od Ciebie
-A dobrze, a u ciebie? - uśmiechnęłaś się delikatnie
-A nie narzekam - cisza - W ogóle to...! - no i się zaczęło, opowiedziała Ci o pracy, o tym co się dzieje w jej życiu, o tym co sobie kupiła. Nie pozostałaś dłużna - Planujemy się do was zwalić na sobotę i niedzielę gdzieś za dwa tygodnie - poinformowała Cię w końcu
-O, to fajnie! Ale nie wiem jak Piotrek... w pracy ma więcej roboty i...
-Spokojnie, jak jego nie będzie, to najwyżej mój zostanie z dzieckiem w domu, a ja przyjadę do ciebie i sobie zrobimy babski wieczorek, co ty na to? Jak za dawnych lat, kiedy nie mieszkałaś jeszcze na wsi.
-To nie jest wieś - wywróciłaś oczami - Ale dobrze. - podniosłaś się od stołu, zerkając na wiszący na ścianie zegar - Słuchaj, będę musiała kończyć, za pół godziny mam odebrać Ai.
Nie budziłaś Piotrka, pocałowałaś go w czoło i okryłaś delikatnie kocem. Poruszył się lekko i przekręcił na bok. Ty natomiast zarzuciłaś na ramiona kurtkę i wsiadłaś do auta. Bruuuum. Bruuuum. Draństwo znowu nie chce odpalić. Zawsze się tak mu dzieje, kiedy robi się zimniej. Ale dobrze, udało się. Nim się spostrzegłaś, z nieba zaczął padać śnieg. Włączyłaś wycieraczki, aby widzieć drogę przed sobą. Twoja córka była zachwycona, przyszła śmierdząca słomą i czymś jeszcze, ale nie chcesz wiedzieć co to jest. Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko, a jej twarzyczka i rumiane policzki były warte wszystkiego. Los jednak nie był dla Ciebie tak łaskawy. W drodze powrotnej do domu auto po prostu.... odmówiło współpracy. Piotrek też nie odbierał, pewnie miał wyciszony telefon. Cholera jasna.
-Mamusiu? - w głosie Ai słyszałaś głębokie zaniepokojenie, podniosła na Ciebie wielkie oczy. Pogłaskałaś ją po głowie czule.
-Nic się nie dzieje kochanie, mamusia się wszystkim zajmie - Dobrze, to teraz co? Patrzyłaś na maskę samochodu przed sobą, niechętnie, niepewnie, no ale trzeba zabrać się do roboty, prawda? Pamiętasz w ogóle jak to powinno iść? A może lepiej zadzwonić po pomoc drogową? Nie. Jesteś silna. Niezależna. Twarda. Dasz sobie radę sama. Ściągnęłaś rękawiczki z dłoni, z nieba sypały się leniwie wielkie płatki śniegu. Wzięłaś kilka wdechów i podniosłaś klapę i... Dobra, umarłaś. To jaki był ten telefon na pomoc drogową? - Skarbie, możesz mi podać... - jakiś duży cień pojawił się nad Tobą. No.. w sumie robi się ciemno. Do diabła, co jeszcze. Podniosłaś się, Twoim oczom ukazała się dobrze Ci znana twarz żywiołaka ognia. Grillby przyglądał Ci się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - O... cześć
-Witaj - skinął głową i popatrzył na silnik, jaki bezskutecznie próbowałaś reanimować.  - Padł ci? - przytaknęłaś głową.
-Ale spokojnie, właśnie dzwoniłam po pomoc drogową i ... - zaśmiałaś się nerwowo. On jakby nie słuchał. Puścił perskie oko do Ai siedzącej w samochodzie, Tobie podał parasolkę jaką trzymał w ręku, zacisnęłaś palce na drewnianej rękojeści, podczas kiedy on z kieszeni swojego długiego płaszcza wyciągał telefon. Po co? Nie wiedziałaś jak zareagować, chciałaś za wszelką cenę zaprzeczyć i powstrzymać go przed.. przed... czymkolwiek co robił, ale czułaś, że po prostu nie powinnaś mu się przeciwstawiać.
-Grill. - przedstawił się szybko - Słuchaj, możesz podjechać na piątkę? Jakieś trzy kilometry przed starym młynem... W dupie mam to, że jesteś zajęty... Widzę cię tu za góra dziesięć minut - i rozłączył się.
-Nie, to kłopot dla twojego przyjaciela więc...
-To nie jest mój przyjaciel - przerwał Ci chowając telefon do kieszeni. - Zaraz przyjedzie i cię odholujemy.
-Mmmm ale to naprawdę...
-Nalegam - białe ślepia przebijały Cię na wskroś. Westchnęłaś i przytaknęłaś poddając się. - Co tutaj robicie w każdym razie? - zareagował natychmiast, zaś jego ton głosu wrócił do normalnego, jak tylko Ai wysiadła z samochodu i podeszła do Ciebie obejmując Cię w pasie
-Wracam z lekcji jazdy konnej! - odezwała się pierwsza, wyraźnie zadowolona.
-O - udał zaskoczonego - To ciekawe. I jak ci idzie?
-Dobrze! Lubię czesać konie! - pisnęła mocniej Cię tuląc. Protekcjonalnie położyłaś rękę na jej ramieniu i podniosłaś wzrok, aby spojrzeć w oczy potwora. Jest dokładnie taki sam jak w Twoim śnie. Tam jednak nie miał na sobie tego grubego zimowego płaszcza z futrem na górze. Ale nie narzekasz. Niezauważalnie przygryzłaś wargę. - A pan co tutaj robi?
-Wracałem właśnie do domu.
-Taki kawał drogi?
-A no. - coś nie chciało Ci się w to wierzyć, Ai też nie wyglądała na usatysfakcjonowaną taką odpowiedzią, ale potwór wyraźnie nie ma zamiaru podać szczegółów czy wyjawić prawdy. Początkowo milczeliście, potem jednak rozmowa sama się nasunęła. Od tego, że pada śnieg, przez informacje o pogodzie. Dowiedziałaś się, że Grillby lubi wszystkie pory roku jak i odpowiada mu każda pogoda. Nawet deszcz. Wtedy po prostu nie wychodzi z domu. Po kwadransie jedno z mijających was aut w końcu nawróciło i zatrzymało się przed Twoim. Wysiadł z niego wielki potwór wyglądający jak szkielet. Znaczy się, bardzo grubokościsty szkielet. W zębach trzymał cygaro, zaś czerwone źrenice utkwiły w żywiołaku
-Jestem - bąknął ochrypniętym, niskim głosem. Następnie zerknął na Ciebie, potem na auto, i znowu na Grillbiego - Serio? Kurwa chyba sobie jaja robisz.
-Poważnie - żywiołak niebezpiecznie zmrużył oczy - A teraz, weźmiesz linkę holowniczą i zawieziesz nas pod mój dom. Jasne? - Szkieleci potwór wyglądał, jakby chciał się sprzeczać, lecz po chwili wewnętrznych rozterek zrezygnował, mamrocząc coś o tępych chujach przyczepił linkę do Twojego samochodu i pociągnął swoją furgonetką. Oba potwory siedziały w niej, zaś Ty i córka u siebie. Byłaś zaskoczona jego życzliwością.
Dojechaliście do domu, zaś towarzysz Grillbiego bez słowa po prostu zabrał linkę i odjechał rzucając krótkie "narka".
-Um, to miło ze strony twojego przyjaciela, że nas pociągnął. Nie wiem jak miałabym się odwdzięczyć. - Potwór patrzył na Ciebie przez krótką chwilę, jego uśmiech poszerzył się, uśmiechnął się, naprawdę.
-Zapłatę odbiorę w swoim terminie - przeszył Cię dreszcz. Pożegnaliście się i jak zawsze na pożegnanie pocałował Cię w rękę. Wracając do domu, zauważyłaś, że nie oddałaś mu jego parasolki. No cóż, przynajmniej masz pretekst aby go w późniejszym terminie odwiedzić i zagadać, prawda?

Pytania do Was:
1. Czy powiedziałabyś Grillbiemu o erotycznym śnie z jego udziałem?
2. Czy próbowałabyś wprosić się do jego mieszkania, czy wolałabyś zaprosić go do siebie?
3. Ulubiony gatunek filmowy? 

Share:

Grimtales - GRIM FANDANGO CZ 1 - BOLESNY UPADEK - WSPOMNIENIA MAXA OLIVIA I HEKTOR


SPIS TREŚCI
Grim Fandango cz 1 - Martwe Uczucia
Wspomnienia Maxa - Olivia i Hektor (obecnie czytane)
Autor: Janet-Lola
-Widziałem już twoją twarz- powiedział -Max- ale nigdy nie znałem twojego imienia.
- Olivia - zamruczałam,wyciągając rękę. -Olivia Ofrenda.
Maximino - odpowiedział, energicznie potrząsając. Mam przeczucie, że będziemy tu dużo więcej widzieć.
W następny weekend byłem jej chłopakiem. 
W tej chwili jednak miałem pełne ręce roboty z samym Hektorem. Jazda między Rubacavą i El Marrow jest długa, ale jego podróże stawały się coraz częstsze i coraz dłuższe. Zaczął co wieczór wpadać do klubu przez cały tygodniowy pobyt w mieście, a ja zawsze z przyjemnością udzielałem mu wszelkich rad biznesowych, jakie mogłem przez te dwie godziny lub dłużej. Od tej chwili pracowałem dla Hektora Le Mans, największego skurwysyna w zaświatach i najbogatszego lorda.

Miałem jednak na myśli cel. Aby dowiedzieć się, co było moim logicznym krokiem, musiałem dowiedzieć się więcej o tym całym szemranym koncercie undergroundowym, który sprzedaje lewe bilety do raju i okrada z nich świętych którzy chcą przejść na drugą stronę. Cholera nie było łatwo. Hektor jest bardzo nieufny i nie wprowadza w szczegóły swoich ludzi tak do końca, był niezwykle nieokreślony i nie ważne, jak bardzo pracowałem nad uzyskaniem detali w informacjach, nie dając mu znać, co próbuję zrobić, nie mogłem niczego z niego wyciągnąć, noc po nocy po nocy. . 

Jednej nocy jednak w końcu go złamałem. Zamówiłem mu strzelbę z Coffiny (kawy i whiskey bardzo mocny trunek) z mniejszą niż zwykle ilością środka uspokajającego :-) - na tyle, żeby był senny. Wzięliśmy stolik w rogu klubu i rozmawialiśmy przez ponad godzinę. W końcu, po trzeciej rundzie - był dużym mężczyzną - spytałem nonszalancko o jego przedsięwzięcia biznesowe i powiedział: Cóż, przypuszczam, że ufam ci wystarczająco, aby cię wpuścić w mój mały sekret, przedstawiam ci ‘’Olivię’' ,Moja prawą rękę. Max nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Olivia bezczelnie zmierzyła go wzrokiem , nie mówiąc nic.
Możemy iść miejsce, w którym moglibyśmy porozmawiać na osobności? - dodał Hektor
Po czym Olivia wstała ,bez słowa, pomogła mu ubrać się w garnitur i poprowadziła z powrotem przez klub do pokoju, który był podwójny jak moja sypialnia i moje biuro.

- A teraz - zaczął, kiedy wygodnie leżał na  szezlongu - jedynej powierzchni w pomieszczeniu wystarczająco dużej, by pomieścić go - z czwartą strzelanką mojego drinka- informacje, które ci dam, to bardzo pewna i bardzo intratna perspektywa ... Jak pewnie wiesz, tradycyjna podróż przez kraj zmarłych trwa  cztery lata: jeden rok w drodze z El Marrow przez Skamieniały Las i wzdłuż autostrady do Rubacavy, kolejny czekając na przejście w tym mieście, trzecie przejście przez Morze Lamentu do Puerto Zapato i czwarty ląd do słynnego "Koniec świata". Ale co byś powiedział, gdybym ci powiedział, że możesz wejść do Krainy Wiecznego Odpoczynku tylko kilka minut od tej chwili, zamiast lat?

- Całkiem bez ogródek, Hector, powiedziałbym, że Dziewiąty Zaświat to mit, a marnujesz mój czas - powiedziałem, lekceważąco zaciągając się cygarem.

Zachichotał. Ty i ja jesteśmy pod wieloma względami bardzo podobni Max, wierzę, że powiedziałbym to samo, ale są też tacy, którzy wierzą w tak zwany" mit "i dołożą wszelkich starań, aby szybko to osiągnąć. Wyobraźcie sobie przez chwilę klasyczną koncepcję Nieba, świat bez sporów i konfliktów, gdzie doskonałe spełnienie to nie tylko sen, ale rzeczywistość, możecie zobaczyć, jestem pewien, jaka jest atrakcyjna wizja.

Olivia dodała -Ludzie są z natury niecierpliwi, oczywiście, nie wszyscy z nas prowadzili ... jak mam to delikatnie ująć? ... godne podziwu życia, by zapewnić bilet na Numer Dziewiąty. Co by było, gdyby bilety te zostały udostępnione każdemu wystarczająco dużo osobistej inicjatywy, każdy chciałby taki zdobyć.

Więc zrobiłem to dobrze- pomyślał . Mężczyzna handlował na biletach Double-N na pociąg numeru 9 okradając z biletów ludzi by móc siebie wykupić i spierdolić stąd oszukując ludzi.
 -I co w związku z tym?- skomentowałem. Każdy, kto ma przepływ gotówki, dostaje bilet na ostatnią podróż. 
Otworzyłem usta, by zaprotestować ale pochyliłem się i przycisnąłem opuszki palców, aby je zamknąć.
To mój rodzaj systemu, odpowiedział Hector.
Systemu który daje mi władzę nad każdą umarłą istotą w tej krainie. I przy okazji niezły szmal.
Nie jesteś jedyny bogacz w tej krainie i dlatego właśnie dostałeś się do tego biznesu skierował słowa do Maxa.
Po chwili spojrzał na Olivię i odrzekł- twój Max nie wie o tym, ale kasyno jest tak naprawdę frontem, to sposób na zagarnięcie bogatych dusz, które mogą być zainteresowane naszym przedsięwzięciem moja droga.
To przedsiębiorczy pomysł- odrzekła Olivia. I nagle uświadomiłem sobie, skąd pochodzi kąt interesu Domino. Więc fałszujesz bilety? Bluffowałem
- Oczywiście, że nie, za jakiego człowieka mnie bierzesz? Znowu wyglądał na urażonego. Choć doskonale udawał to i tak wiedziałem że to jego ludzie podrabiają bilety. Wszystkie bilety są całkiem legalne, a mój partner, żniwiarz Domino Hurley, od lat gromadzi bilety Double-N. Rozmawiając z klientami przez ... powiedzmy, alternatywne środki transportu to one pozwoliły mu zdobyć całkiem sporą kolekcję i teraz w końcu ma dość, aby rozpocząć naszą operację. W zamian za ''transport '’zabierał im ich bilety. Kolekcjonował je dla mnie. Dostając niezła działkę kasy.
Odrzuciłem całą retorykę wysokiej klasy i wydobyłem znaczenie, sztuczkę, którą opanowałem przez lata słuchania, by pobić poezję: Domino wyłudzał dusze z biletów Double-N i wysyłał je na piechotę. I nagle wszystko wskoczyło na swoje miejsce. Odkąd pierwszy raz go spotkałem i zastanawiałem się, dlaczego ja, kobieta, która tak monumentalnie przyczyniła się do zachodniej cywilizacji poprzez poezję, która nigdy nie będzie dorównała, została zmuszona do pójścia nią samemu przez Krainę Umarłych bez tak wiele jako laska. Oczywiście, zrobiłam rzeczy, które nie były tak godne podziwu, ale czasami kobieta musi uważać na siebie, a na pewno powaga mojej pracy przeważała nad drobnymi zbrodniami, które mogłam popełnić. Czy Domino przełożył mój bilet na Numer Dziewięć?
Nie byłem jeszcze gotowy, aby uwierzyć, że Dziewiąty Zaświat był jeszcze częścią rzeczywistości. Czy to jedyna rzecz która mnie dzisiaj zaskoczy ?-pomyślał.
Co myślisz kochanie?- Hector spytał mnie trochę nerwowo od krawędzi  fotela.
Kochanie...Co? - Max oburzony spojrzał na nich.
Olivia! co to ma znaczyć do cholery ? - Wykrzyknął.
Olivia Wstała, podeszła do niego i pochyliła się, by otrzeć usta o jego usta, gdy objęła jego szyję ramionami, aby poluzować krawat.
 -Myślę - mruknąłem - to genialny pomysł i genialny interes skarbie .
Biedny Maxie, powiedziała, wciąż się uśmiechając. To zawsze była twoja słabość, kochanie, po prostu brakuje ci wzroku.
Z drugiej strony, Hector ... jest człowiekiem, który zna się na możliwości, Potrafi zaspokoić kobietę która go wielbi.
Max zmierzył ją wzrokiem
Cisza ponownie. Zerknęłam na Maxa, który nerwowo szarpał cygarem, z oczodołami,przyciśniętymi do mnie. Hector wyciągnął z rąk wieżyczkę i stukał palcami, wydając cichy dźwięk. Olivie przeszyła myśl którą nie chciała do siebie dopuszczać. 
-Prychnęła Olivia - nie możesz powiedzieć ...-odrzekła
-Mogę i mogę -odrzekł Max.
Olivia jednym szybkim ruchem zgasiła własnego papierosa.
-To koniec Olivia. -Odpowiedział srogim głosem Max.
Na każdym końcu jest początek- zaintonował Hector. Skinął na dwóch członków swojej świty, którzy natychmiast wystąpili naprzód i pomogli mu wstać z fotela i na nogi. Zaproponował jej swoje ramię. W końcu jest wieczór premiery naszej premiery.
Co powiesz na mały całus moja królowo El Marrow- zgodziła się, odwracając się od niego, by znów spojrzeć Maxowi w twarz. Patrzył na mnie z otwartymi szczękami. Cygaro spadło z niego i spadło na podłogę.
Przysunęła się do jego ust i żarłocznie wywarła na nim namiętny pocałunek.
Chodźmy moja droga, zabawić się nieco. W końcu noc jest młoda i jestem pewny że ludzie czekają na ciebie, abyś mógł wejść na salę kasyna. Muszę przedstawić im ich szefową , Panią El-Marrow.
Nie ma nic piękniejszego od ciebie, Olivia - mruknął, pochylając się, żeby mnie pocałować. Kiedy się złamaliśmy, odwrócił się. Nie wahaj się pozostać tak długo, jak chcesz, Max, stary wspólniku, dodał. Nie mam żadnych uczuć, jestem pewien, tak gra się między takimi ludźmi jak my. On i świta ruszyli do drzwi.
Gdy wychodziłam, odwróciłem się, by spojrzeć na Maxa. -I tak grają kobiety takie jak ja dodała na koniec Olivia.
Max spojrzał z niechęcią odrzekł :
- Masz zły gust co do mężczyzn.
-Nie, Mam gust do złych mężczyzn, a to różnica –dodała i zaśmiała się ironicznie.
I wraz z tym, mój nowy chłopak i ja wyruszyliśmy, aby rozpocząć panowanie nad naszym nowym imperium, pozostawiając Max siedzącego tam oszołomionego .
****************************OLIVIA OFERDA***********************************
Tej nocy Olivia i Hector spędzili ze sobą sporo czasu.
Po całej balandze,o 1 w nocy wdarliśmy się oboje lekko pod wpływem procentów do apartamentu Hektora.
To nasze święto moja ukochana – Odrzekł.
Po czym objął mnie,i czule zaczął całować ją w policzek,szyję, rozkoszując się każdym moim centymetrem kościstego ciała.
-Ohh... Hektor, byłam rozczulona jego dotykiem, odwzajemniłam jego czułości, całkowicie oddając się odczuciom. Po czym on zsunął ze mnie sukienkę.
-Całowaliśmy się namiętnie.
-Całkowicie oddaliśmy się tej nocy sobie.
Jakiś czas później leżałam w łóżku, nie mogłam zasnąć i rozmyślałam o swoim doczesnym życiu pozagrobowym.
Za życia byłam z saksofonistą , kochanek doskonały Giuseppe, był wtedy tym, czym Nick Virago stał się dla mnie dwie dekady po mojej śmierci - zabawką. Niezależnie od powodów, dla których chciałam go utrzymać, miłość nie należała do nich. Ale jednym z najostrzejszych wspomnień o mojej śmiertelnej egzystencji po tym, jak się skończył, pozostał obraz mojego stojącego na balkonie apartamentu mojego ówczesnego chłopaka w Paryżu ,z widokiem na panoramę Miasta Światła z moim notatnikiem w ręku, podczas gdy on improwizował jazz na saksofonie za mną. Przez długi czas zawsze pisałam wiersze na gdy słyszałam dźwięk saksofonu.
Zostało mi to do dziś.
Nie mogłam powiedzieć, co sprawiło, że pomyślałam o nim ponownie tuż przed świtem tej nocy. Hector oddychał ciężko, kiedy spał, a ja wślizgnęłam się w jedwabną szatę, którą podarował mi Max, i zeszłam przez opustoszały klub na balkon. Patrząc na zamknięcie El Marrow na panoramę miasta, wypaliłam pierwszego papierosa tego dnia i rozważyłam opcje. Jeśli plany, które powiedział mi o utrzymywaniu władzy , bycie z Hectorem było głównym celem. Z drugiej jednak strony dotarłam tak daleko. Jestem panią lorda Hectora Le Mans.
Nie mogłam sobie przypomnieć, ile razy robiłam to przez te wszystkie lata. Znajdź człowieka, używaj go, dopóki nie pojawi się lepsza okazja, przejście, zacznij od następnego. Był to pasożytniczy styl życia, ale każdy, kto mógłby to twierdzić, nie był zatrudniony na pełny etat, nie miał pojęcia, ile pracy trzeba wykonać. Moja poezja, a potem klub, dostarczyłby mi wystarczająco dużo pieniędzy, aby to zrobić, ale przetrwanie i prosperowanie to dwie zupełnie różne sprawy. Poza drobnymi minusami, takimi jak ten, który wciągnęłam Hectora, kiedy przyszedł pierwszy, nigdy nie wyprzedałbym się artystycznie jak wielu moich współczesnych facetów. Pomiędzy tym, a tym, że jest w jednym kolorze z wszystkim, o czym kiedykolwiek marzyłem i czymś więcej, nie był to zły sposób na życie pozagrobowe.
Tej nocy rozpoczęła się gra, a stawka, na którą grałam, była najwyższa, na jaką kiedykolwiek sobie pozwoliłam . Przez ostatnie dwanaście miesięcy balansowałam z trzema mężczyznami na srebrnej tacy, a jeden zły ruch mógł spowodować, że wszystkie z nich upadłyby na podłogę.
No ale chociaż jeden problem z głowy. Maximino tak łatwo dał się owinąć wokół palca.
Zakochał się a to błąd którego ja nigdy nie popełniłam.
-Ale byłam zawodowcem. 
Zwykle przejście to przebiegałoby wyjątkowo płynnie. Kiedy już podjąłem decyzję, stopniowo zacząłem podpowiadać nowemu mężczyźnie, że się w nim zakochałam i chciałam, żeby wszyscy o tym wiedzieli, i wcześniej obiecywałam ,mu że pewnego dnia w niezbyt odległej przyszłości zostawię mojego starego kochanka w aby być z nim. Ten etap zwykle wystarczał, by zapewnić sobie nową przestrzeń życiową - co, jak wyjaśniłam, było konieczne, aby pozwolić mi na samotność, której potrzebowałam, aby stworzyć prawdziwą sztukę, chociaż w rzeczywistości było to po prostu nieskończenie lepsze niż bycie zmuszonym do wydawania każdego budząc minutę w miejscu zamieszkania mojego ukochanego. W tym samym czasie stopniowo rozpoczynam zerwanie ze starym kochankiem. Zwykle było to łatwe wszystko, co musiałem zrobić, to nawyk odwiedzania go czasami, gdy wiedziałem, że będzie zbyt zajęty, aby mnie zobaczyć i przyjść do niego po kilku miesiącach, mówiąc, że musimy się rozpaść, ponieważ czułem, że się rozstajemy. Alternatywnie mogłabym zacytować moją potrzebę niezależności lub ekspresji artystycznej. Moim ogólnym celem na tym etapie było upewnienie się, że on wyszedł z tego, uważając, że wina końca związku nie była moja, ale nie była to absolutnie konieczna. Oczywiście mój nowy chłopak był zawsze silniejszy niż mój poprzednik, wystarczająco potężny, by mnie chronić - prawie zawsze, dlatego popełniłem błąd w ostatnim przejściu mojego życia.
Hektor i ja, byliśmy właścicielem tego miasta, a wraz z dwoma największymi miastami zdominowanymi przez nasze kluby ... byliśmy właścicielami Ósmego Zaświata, czy możesz sobie wyobrazić? Być może zdobędę apartament na najwyższym piętrze w centrum miasta...
Jesteś pewna, Olivia? Bo to nie tak, że muszę tu być ... Wiesz, powinniśmy może to jakoś przemyśleć kochanie..
-Jego pieniądze mi się należą -Odrzekła.
Zatrzasnęłam drzwi samochodu .Potem wjechałam windą, przez zaciemniony salon i prosto przez otwarte drzwi biura Maxa.
Światła były wyłączone, jak to często bywało, ale dziś wieczorem nie było olśniewającego blasku z toru poniżej, aby oświetlić pokój. Dopiero światło księżyca wyłoniło ze swojej formy Maxa. Został osunięty naprzód twarzą w dół na biurku, obok kilku pustych butelek Jacka Danielsa.

Tym razem został całkowicie roztrzaskany, zakładając, że jest przytomny lub żywy. Max, powiedziałam głośno, nie zawracając sobie głowy nim, gdzie są moje pieniądze?

Przez kilka sekund panowała cisza, a potem usłyszałam jego cichy głos’’ Olivia?’’ Podniósł twarz znad biurka i spojrzał na mnie. Olivia, kochanie, czy to naprawdę ty? Wiedziałem, że wrócisz.

Wróciłam po gotówkę, Max, powiedziałem ostro. Nie wzięłam od ciebie ani grosza od trzech miesięcy, mam klub do utrzymania, wiesz o tym.

Olivia ... Mówił tak, jakby mnie nawet nie usłyszał. -Tęskniłem za tobą, wiesz o tym, przez jakiś czas wszystko wyglądało naprawdę źle, ale chyba wiedziałem, że wszystko będzie dobrze, kochanie. Zatrzasnął jedną rękę łapę na biurku i podniósł się.

Cofnęłam się. Jesteś pijany i nie interesuje mnie pogodzenie się z tobą Jestem tutaj tylko z jednego powodu: chcę, abyś dokonał płatności, pieniądze należą do mnie wraz ze współpracą z Hektorem.

Nie jestem pijany. Słowa były niewyraźne. Zaczął delikatnie zsuwać się z fotela przy biurku. Gwałtownie oparł się swoimi dłońmi o blat, podniósł się na nogi.
-Przeżyliśmy razem wiele, tak? Ty i ja?
-Max, gdzie są pieniądze?
Przechylił się dookoła biurka, zataczając się i prawie potykając, zanim sięgnął krawędźi biurka. "Sterowiec - wiesz, że miałem cię poprosić, żebyś za mnie wyszła?" Miałem wszystko zaplanowane, nawet kupiłem pierścionek i wszystko ... Mogliśmy wziąć ślub prosto na torze."
-Max, gdzie są pieniądze?
Teraz był już tylko kilka stóp ode mnie z rozpostartymi ramionami. "... mogłabyś być tak piękną narzeczoną, Olivia, mógłbym ci dać wszystko, co chciałaś ... czyż nie zawsze dałem ci wszystko, co chciałaś?
-Max, GDZIE JEST PIENIĄDZE?
Olivia ... jęknął i mógłbym przysiąc, myślałam, że widzę pojedynczą zwapnioną łzę spadającą z jednego z jego oczodołów, gdy rzucił słowami- Kocham cię.
Olivia twardą postawą odpowiedziała – Nie będziemy razem ani teraz ani nigdy, jestem z Hektorem . Dla niego cie zostawiłam.  Jesteś jego wspólnikiem obowiązuje cie umowa,więc twoje pieniądze należą się nam.
Max pomimo tego że był kompletnie pijany zdał sobie sprawę ze słów które wypowiedziała wskazał na walizkę która stała w rogu pokoju.
Olivia podeszła zabrała pieniądze po czym udała się do drzwi
Wyjdź i nigdy nie wracaj.- Odparł ze łzami w oczodołach.
Drzwi się zamknęły .
-No cóż napijmy się za miłość, miłość która nigdy nie miała sensu. Która na tym świecie nie istnieje. Wziąłem szklankę i nalałem sobie kolejną porcję Jacka Danielsa. 
-Twoje zdrowie Olivio! I Hektorze ''wspólniku'' który zabrał mi wszystko co miałem. 
Gorzki smak, przegranej,i ja miałem zamiar się jej oświadczyć, po tych wszystkich latach kłamstw i udawania.  Przez ponad rok dawałem sobie przyprawiać rogi.  -Kurwa! Rzuciłem w nerwach szklanką z trunkiem który rozbił się na ścianie.
-Jak mogłem być tak ślepo zakochany, jak mogłem jej ufać, kochać.
Ciężkie chwile były przede mną, musiałem uporać się ze złamanym sercem, ze zdradą która sprawiła że przestałem wierzyć w cokolwiek.
-Wiedziałem jedno.
-Od tej pory zdałem sobie sprawę że już nigdy nie będzie tak jak dawniej.
-To był mój bolesny upadek.
Share:

28 stycznia 2018

Undertale: Diabelska karuzela - Wizyta w barze [opowiadanie interaktywne] [+18]

Autor okładki: Reitiri
Notka od autora: Jest to opowiadanie interaktywne. Główne poczynania bohaterki i kluczowe decyzje będą podejmować czytelnicy w komentarzach. Notki będą pojawiać się w miarę regularnie, zaś pomysły umieszczone przez czytelników w komentarzach mogą zostać wykorzystane w toku dalszej fabuły. Przypominam, jestem łasa na fanarty xD
Wcielasz się w rolę 28 letniej matki i żony. Twoja córka Aida, ma 9 lat. Twój mąż Piotr jest od Ciebie o 22 lata starszy. Już od roku planowaliście przeprowadzkę za miasto, akurat znalazła się wprost wyborna szansa na wynajem za godziwą sumę domu z kawałkiem ziemi u podnóża góry Ebott. Właścicielem i jednocześnie sąsiadem okazuje się być bardzo przystojny żywiołak ognia imieniem Grillby. 
Akcja toczy się wiele lat po zakończeniu prawdziwego pacyfisty w uniwersum Underfell. Opowiadanie dostosowane pod kobiecego czytelnika. Mogą pojawić się notki +18. Grillby x Czytelniczka. 
Autor: Yumi Mizuno

Spis Treści
Wyniki:
1. 2 - Bliska przyjaciółka; 3 - Yumi Mizuno (looool); 1 - Grupka przyjaciół; 5 - Nikogo.
2. 10 - usiąść przy barze; 1 - usiąść na stole; 1 - usiąść przy stole
3. 5 - schlać się; 7 - pić z umiarem
Rano nie było tak źle, znaczy gdy się już obudziłaś. Piotrek szybko doszedł do siebie, musiałaś mu dać tylko ... pół godziny, jakie spędził na ogarnięciu w ubikacji. Aida nic nie mówiła na temat waszego stanu. Znaczy się dziecko widziało, oczywiście, że widziało. Mieliście kaca. Nie pierwszy raz widzi was w takim stanie. Szczerze? To nawet ją to trochę bawi. Bierze szklankę soki w swoje rączki i pije łapczywie nie spuszczając z was wielkich brązowych oczu.
-Mamo... - jej głos dzisiaj jest taki... głośny i taki... skrzekliwy.
-Co jest kochanie? - pytasz się podnosząc na nią głowę znad naleśników jakie zrobiłaś (ledwo).
-Czy mogę iść na górę i się pobawić?
-Oczywiście kochanie - idź i bądź tam... głośno. Dziewczynka zadowolona pobiegła do swojego pokoju, zaś Ty miałaś w końcu czas aby spojrzeć na męża. Pił już chyba piątą szklankę wody. Oj, biedaczysko. Wstałaś od stołu. Kac nie męczył Cię tak bardzo jak jego. Po prostu mniej wypiłaś. Ot, niewielka migrena i odwodnienie, lecz nic ponad to. Wzięłaś butelkę wody z lodówki i mu ją podałaś. Mamrocząc podziękowania pod nosem, zabrał ją tak, jak potępieniec bierze łaskę z rąk pańskich. Heh. Dziwne skojarzenie.
Tak więc, jak doszliście do siebie i ból wszelaki zniknął, przyszła pora na spędzenie trochę czasu razem. Piotr był naprawdę, naprawdę kochającym mężem. Siedziałaś na kanapie, a on grał z waszą córką w jakąś dziewczęcą grę. Nie wstydził się pozwalać jej bawić swoimi włosami, a kiedy miał brodę, bo był taki czas. Nawet teraz myśli o zapuszczeniu jej na nowo. W każdym razie Aida może robić wszystko z jego brodą. Znaczy się mogła. Wielokrotnie wychodził na miasto z kwiatkami w brodzie, brokatem czy małą laleczką. Nie wstydził się też, aby malowała mu paznokcie, oczywiście jeżeli potem Ty dopilnujesz, aby nie miał lakieru na paznokciach. To naprawdę wspaniały i kochający ojciec. Przeciągnęłaś się, aż coś przyjemnie chrupnęło Ci w kościach.
-Jak myślisz.. - odezwałaś się pierwsza, Piotruś cały czas patrzył na planszę z grą - ... może powinnam zaprosić kogoś z nami? No wiesz....
-To w sumie dobry pomysł, będziemy mieli co robić. - przesunął pionka i dopiero wtedy podniósł głowę na Ciebie. - Ale wpierw przedzwoń po opiekunkę.
-Co? - Aida zawyła żałośnie przerywając swój haniebny czyn przestawiania pionków ojca. -Opiekunkę?
-A no, lubisz ją, prawda? - dziewczynka lekko przytaknęła - Nie chcesz jej? Poszukać ci innej?
-Nie! - krzyknęła szybko - Ja po prostu... - mówiła coraz ciszej opuszczając głowę - ... jestem już duża.
-Oczywiście kochanie - Piotrek pogłaskał ją po głowie - Ale wolimy mieć pewność, że nic się nie stanie. Kupimy wam słodkości i zamówimy jakieś dobre filmy.
-A będę mogła iść spać później?
-Cóż...  - popatrzyłaś na Piotrka, który tylko wzruszył ramionami - ... ale nie za długo, dobrze?
Opiekunka umówiona. Jasna sprawa. Teraz pola na telefon do przyjaciela. Znasz ją od lat. Jest żoną jednego z przyjaciół Twojego męża. Po kilku sygnałach w telefonie odebrała.
-Słucham?
-Juda? Kochanie, jak się cieszę, że cię słyszę.
-Heh, w końcu do mnie dzwonisz słońce! No, mów jak się żyje na wsi - zaśmiała się cicho.
-To nie wieś, dobrze o tym wiesz - próbowałaś brzmieć na urażoną, ale kiepsko Ci to wychodziło - Dzieli nas zaledwie pół godziny jazdy samochodem, wiesz?
-Wiem, wiem, wiem. Ale, jak się żyje?
-Fajnie - zaczęłaś okręcać dookoła palca kabel od słuchawki - Tak właściwie chciałabym się ciebie o coś zapytać.
-O co? - nie brzmiała na zaskoczoną
-Piotrek i ja zostaliśmy zaproszeni do baru dzisiaj. Baru dla potworów. Znaczy się nie dla. Ale właściciel baru i nasz wynajmujący to ta sama osoba i jak wiesz on jest
-Potworem. Tak to wiem, przejdź do rzeczy.
-No i zaprosił nas, a my się zgodziliśmy i chcielibyśmy abyś.. no nie wiem.. - zaśmiałaś się nerwowo - może Ty i Janek.. może...
-Oj, słońce ty moje - odmówi - Wiesz dobrze, że z przyjemnością byśmy się z wami zabrali - odmówi - niestety, nasz synek zachorował i nie chcemy zostawić go w domu... - i odmówiła.
-Ah, rozumiem, a co mu jest? - mało Cię to interesuje, bo bardziej jesteś skupiona na odmowie, ale i tak pytasz, aby było grzecznie.
-Przeziębienie. Nic poważnego, ale jednak.
-Byliście u lekarza?
-Oczywiście, ma leki i wszystko. - zaśmiała się delikatnie - Mam nadzieję, że nie jesteś na mnie zła.
-Nie, oczywiście, że nie! - próbowałaś rozpogodzić ton głosu, nawet Ci się to udało - Ale umówimy się kiedyś co?
-A no, zdecydowanie tak.
Po wymienieniu się kilkoma gorącymi ploteczkami, oraz poradą co trzeba dodawać do ciasta, aby smak był lepszy, skończyłaś z nią rozmawiać. Akurat w porę, by zacząć się szykować do wyjścia. Piotrek okupował prysznic, dlatego bez skrępowania malowałaś się przed lustrem. Nagle jego ręce musnęły Cię od tyłu, potem przesunął palcami po biodrze, do góry po konturach talii. Lewą rękę zatrzymał na brzuszku, prawą sunął wysoko, wprost na pierś kryjącą się pod koszulką podomką jaką miałaś na sobie. Trzymając Cię od tyłu wymruczał niczym potulne kocie i ugryzł Cię delikatnie w płatek ucha. Zaśmiałaś się i odwróciłaś w jego stronę. W sumie, macie jeszcze trochę czasu na to. Czemu nie... Zarzuciwszy mu na ramiona swoje ręce wskoczyłaś na umywalkę. Piotrek był mokry, pachniał szamponem i płynem do kąpieli. Bez problemów ściągnął z Ciebie koszulkę i rzucił ją na podłogę, potem czule gryząc Cię po karku chwycił za piersi od nasady i zaczął je pieścić. Delikatnie ściskać, muskać, potem szczypać sutki. Wszystko tak jak lubiłaś. No i te jego pocałunki. Nie tylko zębami, ale i wargami, językiem, smakował Twój kark, ucho, ramię. Czułaś jak jego kutas podnosi się. Odnalazłaś go ręką i pogładziłaś kilka razy. Wtedy odsunął się od Twojego karku, przystawił czoło do Twojego i uśmiechając jednocześnie, po prostu przybliżył się. Nie miałaś nic poza koszulką, więc teraz byłaś praktycznie naga. Musnął Twoją kobiecość sprawdzając, czy jesteś dość wilgotna, aby go przyjąć. Byłaś, co prawda nie ciekło się z Ciebie, ale byłaś, a może to przez to, że on był cały mokry? Ah, czy to ma sens? Po kilku poprawkach i ustawieniu się wygodniej, zdecydowaliście zrobić to w innej pozycji. Teraz opierałaś się rękami o szafkę i wypinałaś do tyłu jędrne pośladki. On stanął za Tobą i gładząc Cię mocno, władczo, nie tylko po tyłku, udach, ale i po plecach, z przeciągłym jękiem wszedł w Ciebie. Stęknęłaś w odpowiedzi i zamknęłaś oczy. Jego ruchy były szybkie, krótkie i urywane. Miał już swoje lata. Mruczał przy tym, jak bardzo jesteś wspaniała, jak mu dobrze, jak strasznie Cię kocha. A Ty się uśmiechałaś, czerpiąc przyjemność z tych niewielkich dreszczy, które co raz przemykały szybko po Twoim ciele i nikły. Seks z nim nie był długi. Po kilku minutach wyskoczył z Ciebie i pozostawił samotną, taką, jakby pustą. Nie doszłaś, za to on właśnie dochodził nad ubikacją, wypuszczając swoje nasienie do muszli klozetowej. Potem spuścił wodę i ciężko dysząc podszedł do Ciebie. Pocałował w czoło i wyszedł z ubikacji. Teraz Twoja kolej na przygotowanie się. Nadal rozochocona odkręciłaś prysznic i stanęłaś pod strumieniem lejącej się wody. To prawie rutyna. Nie masz mu tego za złe. Nie oczekujesz też po nim, że będzie mistrzem w łóżku. Kocha Cię, prawdziwie i szczerze, tylko to się liczy, prawda? Sama możesz się zająć sobą. Oparłaś się plecami o kafelki i musnęłaś ręką swoją płeć. Nadal wrażliwa na każdy dotyk. Druga ręka pieściła Twoje piersi. Tak jak lubiłaś. Podczas kiedy pierwsza kręciła szybkie kółka na guziczku. Odrobina takiej stymulacji, odpowiednie wyobrażenie.
Ulubiony aktor wpada do łazienki i rżnie Cię jak opętany na podłodze. O tak, patetycznie, ale może być.

Ubrałaś się... dobrze. To znaczy przede wszystkim wygodnie. Para dżinsów z cekinami to tu to tam, i napisem "made in hell" na pośladku, do tego czerwona koszulka na ramiączkach, weźmiesz do tego swoją ulubioną kurtkę w kolorze khaki. Nie tylko dlatego, że jest ciepła i fajna, ale też dlatego, że ma duże kieszenie do których możesz dużo schować, przez co nie będziesz musiała zabierać torebki. A to już coś. Piotrek ubrał się w koszule i spodnie. Jak to jest, że faceci wyglądają dobrze prawie we wszystkim? Stałaś na niego i patrzyłaś z niedowierzaniem. Wystarczy, że najgorszy łachmyta założy koszulę i spodnie i już wygląda jak człowiek. To... niesprawiedliwe!
-No co - zapytał zdziiwony
-Nic! - krzyknęłaś rozbawiona. Wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Piotr poszedł powiedzieć Ai to co ma zrobić w razie gdyby to i tamto, gdzie są telefony, gdzie są słodycze i tak dalej. Ty natomiast poinformowałaś opiekunkę gdzie będziecie, ile was nie będzie, a jakbyście się spóźniali, niech śmiało śpi na kanapie i częstuje się jedzeniem w lodówce. Nadgodziny oczywiście zostaną jej zapłacone, więc niech się nie martwi.
No i w drogę. Prowadził Piotrek, Ty w tym czasie miałaś możliwość popatrzenia na wieczorne miasteczko. Ludzi nadal sporo, choć zdecydowanie mniej. Widziałaś jak babcia zamyka stragan, jak znajomy Ci człowiek idzie z psem na spacer, jak para potworów jakich widziałaś kilka dni temu, teraz stoi pod sklepem i pali papierosy. Tu jest naprawdę... miło.
W końcu zatrzymaliście się przed barem. Nie tego się spodziewałaś. Naprawdę. To nie jest jakiś niewielki barek z czterema krzesełkami i niewielką ladą. To bar, klub raczej. Nie ma co prawda ochroniarza i kolejki po kolejną przecznicę, ale miejsce naprawdę robi wrażenie. Przede wszystkim, z zewnątrz wygląda jak jeden z tych nowoczesnych budynków ze szkła. Choć to zaczyna się dopiero na górze. Ściany z zewnątrz pokryte na srebro i neonowy szyld "Grillby's" w kolorze głębokiego fioletu miga i zaprasza. Przy wejściu podświetlony napis informujący o godzinach otwarcia. Czyli od dwudziestej do ostatniego klienta. Czyli za dnia to miejsce nie działa? Cóż...
Weszliście do ciemnego przedsionka, który okazał się być szatnią. Jak miło. Szatniarka, starsza sympatyczna pani przyjęła od was niepotrzebne ubrania i wydała numerek informując, że jeżeli go zgubicie, trzeba będzie zapłacić pięćdziesiąt sztuk złota. Oh, dziwne, zazwyczaj to dwadzieścia. No, ale i tak nigdy nie zgubiłaś, więc się nie boisz. Przeszliście przez drzwi i weszliście do ... jaskini Grillbiego. Bardzo przytulnej. Cały lokal miał dwa piętra. Pierwsze na którym odbywała się cała impreza, no i drugi, przeznaczony dla VIPów. Mimo to, rzeczy dostępne dla zwykłych klientów były równie kuszące. Pod ścianą stół do gry w bilarda okupowany teraz przez grupkę chłopców, wiekowo chyba niedawno skończyli osiemnaście lat... Do tego trzy loże, również pozajmowane. Stoliki, przy nich siedziały różne osoby. Wygląda na to, że jedyne wolne miejsce jakie by się znalazło, znajduje się przy barze.
Ah muzyka. Nie było denerwującego jeb, jeb, jeb. Nie było też nic głośnego. Można było swobodnie prowadzić dyskusje bez krzyku. Leciał w tym momencie jazz jakiego nie znałaś, przyjemne nuty ubogacały to miejsce. Naprawdę Ci się tutaj spodobało. Bar Grillbiego miał swój klimat. Tonął cały w barwach błękitu, czerni i fioletu. Czego chcieć więcej? A tak, czegoś do picia. Wraz z Piotrkiem usiedliście na wysokich okrągłych krzesełkach z niewielkimi podparciami. Barmanka, niebieski żywiołak ognia z dziwną maską przypominającą maski lekarskie na twarzy... o plakietka na jej piersi mówiła... "Jestem Fuku, co podać?"... To chyba pytanie. Jako, że nic się nie odezwała, po prostu patrzyła na was czerwonymi ślepiami, Piotr zdecydował się jako pierwszy odezwać, po tym, jak przełknął ślinę i chrząknął nerwowo.
-Dla mnie piwo... a dla żony...
-Też! - skończyłaś za niego szybko - Z sokiem. Macie imbirowy? - potworzyca przytaknęła - To poproszę z imbirowym. - I odeszła. Odwróciłaś się w stronę Piotrka- Myślisz, że powinniśmy jej powiedzieć, że no... jesteśmy?
-Aby przekazała Grillbiemu? - zapytał unosząc brwi - Nie wiem kochanie, czy to dobry pomysł. Wiesz? Jest szefem tego miejsca, a ono jest takie po prostu - wzrokiem przejechał po pomieszczeniu - takie po prostu łał. Musi być zajęty i pewnie nie będzie miał dla nas czasu. Więc...
-Pewnie masz rację - westchnęłaś, barmanka podała wam piwo i zażądała zapłaty. Trzeba przyznać, że ceny to tutaj mieli znacznie większe niż w przeciętnych przybytkach tej kategorii, no ale nie mają też konkurencji. Najbliższy klub znajduje się pół godziny jazdy drogi stąd, zaś bar... a diabeł raczy wiedzieć.
-Jak się bawisz? - zawołał Piotr. Muzyka teraz była głośniejsza i kilka par, zarówno tych ludzkich jak i potworzych, wyszło na środek parkietu położonego o kilka stopni w dół. Znaczy się, mniej więcej na środku pomieszczenia znajdowała się niewielka dziura, dwa stopnie dokładnie, i to był parkiet. Nawet przyjemne oddzielenie wszystkich od miejsca do tańczenia.
-Dobrze! - odkrzyknęłaś kiwając głową w rytm muzyki. Rozglądałaś się na boki. Nie wiedziałaś co robić i Piotr też nie wiedział. Nie znaliście tu nikogo, nie wiedzieliście co robić, no i przede wszystkim, nie spodziewaliście się tego. Tego znaczy się takiego miejsca. Postanowiliście wziąć piwo w ręce i rozejrzeć dokładniej. Nie znaleźliście zbyt wiele, z wyjątkiem ubikacji. Z tej damskiej już skorzystałaś. Była ... normalna. Znaczy się w tym czystym i schludnym znaczeniu. Dopiero gdzieś tak po pół godzinie, gdy wasze piwa były już dopite, zaś chęć o szybszym powrocie do domu stawała się coraz silniejsza, coś zaczęło się zmieniać. A coś, to oczywiście, trzeba rozumieć jako kogoś.
-O przyjechaliście - To on, Grillby, stał za wami.
-O tak - Piotr oblizał usta, zawsze tak robił przed tym jak kłamał - Przed chwilą dosłownie weszliśmy.
-To miło - Grillby przyglądał mu się chwilę a następnie zamrugał kilka razy - W każdym razie, witam. Oprowadzić was po barze?
-Ten poziom właściwie to już dokładnie zwiedziliśmy - zaśmiał się Piotrek. Fioletowy ogień uśmiechnął się szerzej, zerknął na Ciebie przez chwilę, a potem na Twojego męża. Skinął na was ręką, abyście poszli za nim. Miał na sobie obcisłe spodnie, kowbojskie buty, zupełnie jak wczoraj, oraz kurtkę z futerkiem. Widziałaś jak fioletowe języki ognia unoszą się z jego ciała i nikną w powietrzu jak szedł. Zupełnie tak, jak kiedy przenosiłaś kiedyś świecę. Lecz ten nie gasł, w ogóle, tlił się płomieniem jaki miałby nigdy nie zgasnąć. Zaprowadził was do baru. Popatrzył na barmankę, która pochyliła głowę zaraz po tym, jak zobaczyła was przy swoim szefie.
-Zrób im specjalność naszą - rozkazał, ta przytaknęła i bez słowa zaczęła spełniać jego obietnicę. Tym czasem Grillby odwrócił się w Waszą stronę opierając plecami o szynk. Skrzyżował ręce na piersi.
-I jak się wam podoba? - zapytał patrząc na Piotra, lecz gdy to Ty zabrałaś głos pierwsza, miałaś całą jego uwagę. Czułaś jego białe ślepia na sobie i miałaś wrażenie, że zrobiło Ci się cieplej.
-Jest wspaniale. Znaczy się, nie znamy tutaj nikogo, a nie jesteśmy zbytnio fanami takich miejsc - zaśmiałaś się nerwowo - Bez urazy
-Spokojnie - zapewnił uśmiechając się cwanie
-Ale naprawdę jest wspaniale. Nie spodziewaliśmy się tego typu miejsca - rozłożyłaś ręce by gestem pokazać wszystko dookoła - Raczej jakiś mniejszy barek czy coś..
-Proszę - nie umiał ukryć rozbawienia - Wiem jak i gdzie inwestować, aby robić potem to co chcę.
-Nie wątpię w to - nie wiedziałaś jak masz na to inaczej odpowiedzieć, uśmiechnęłaś się.
-W każdym razie, od dawna jesteś jego właścicielem?
-Właściwie odkąd mogłem go otworzyć. Jak tylko ludzki rząd pozwolił potworom prowadzić własną działalność gospodarczą...- barmanka podała drinki. Były ciekawe. Nieco świeciły w neonowych barwach baru, lecz nie wyglądały groźnie. No i miały te słodkie palemki. Uwielbiałaś się nimi bawić (i je psuć).  W drodze na wyższy poziom Grillby opowiadał wam, jak zakładał to miejsce, od czego zaczynał, co planuje zmienić w najbliższym czasie. Czy on wspomina coś o jacuzzi w piwnicach? Cóż... kto bogatemu zabroni... Heh
VIP ROOM'y były ... ciekawe. Każdy inny. Dach to właśnie to szkło jakie widzieliście z zewnątrz, taki vip mógł bez problemu patrzeć na nocne niebo. Cudowny pomysł. Do tego każdy pokój był w innym kolorze. W paru była loża, w kilku stolik, w jeszcze innym pościelone łóżko, w kolejnym nie było nic z wyjątkiem puf. Każdy znalazł tu coś dla siebie. Nawet samotnik, bo Grill pokazał wam najmniejszy vipowski pokoik, czyli wygodny fotel w stylu dziadka z rozkładanym podnóżkiem i telewizor plazmowy z możliwością wypożyczania filmów.
-Na dzisiaj już wszystkie zarezerwowane - oznajmił zerkając na zegarek jaki miał na ręce - Za jakieś pół godziny zjawią się pierwsi goście. - Znowu poczułaś jego wzrok na sobie, lecz gdy na niego popatrzyłaś, ten odwracał wzrok niemal natychmiast
-Oh, nie chcemy zabierać ci czas
-Nie zabieracie. - uśmiechnął się. Drink był mocniejszy od piwa i zaczynało robić Ci się... wesoło. Piotr, jako ten ze zdecydowanie słabszą głową, był jeszcze weselszy niż Ty.
-Nie? - jego oczy zamigotały, podszedł do Grillbiego i zarzucił mu rękę na ramię. Potwór zesztywniał na ten gest, ale potem szybko się rozluźnił i z uśmiechem popatrzył na twarz człowieka - To chodź się napić!
-Nie teraz, na służbie, że tak powiem, nie pozwalam sobie pić, ale wy za to możecie. Powiem barmance, aby dała wam ... z dwa darmowe piwa jeszcze? Pasuje? - Pasuje, a jakże! Grill po tym jak wyswobodził się z rąk Twojego męża podszedł do Ciebie i pochylił się, by znowu pocałować Cię w rękę. Masz wrażenie, ze ten pocałunek trwał nieco dłużej niż ostatni. - To ja się będę zbierał - W jego głosie słyszałaś smutek i Tobie też zrobiło się smutno, szczególnie gdy spojrzałaś w jego oczy. To pewnie przez ten alkohol.
Opuściliście tereny vipowskie i udaliście się... na parkiet. Dobra. Drink był mocniejszy niż przypuszczałaś. Oboje tańczyliście ze sobą, kręcąc się czasem jak dzieci, tuląc, śmiejąc, strzelając piruety. Nie było w tym nic seksownego, po prostu dobrze się bawiliście i nikomu to nie przeszkadzało. Wykorzystaliście oczywiście darmowe piwa od Grilla, bo po co by nie. No i wyszliście gdzieś tak koło dwunastej. Auto trzeba było zostawić, zaś wezwać taksówkę. Wróci się po nie jutro. Teraz trzeba iść do domu. Do domu..
Weszliście oboje, rechocząc pod nosami. Wasza córka oczywiście nie posłuchała. Telewizor włączony, właśnie Simba decydował się wrócić aby ocalić Lwią Ziemię od Skazy. Na kanapie spała opiekunka, Aida na podłodze. Piotr nieco przytomniejąc, wziął córkę na ręce i zaniósł do jej pokoju. Ty okryłaś opiekunkę kocem. Potem oboje poszliście do waszej sypialni i usnęliście w łóżku małżeńskim.
Wypad do baru można uznać, za udany.

Pytania do Was
1. Będziesz próbowała jakoś skontaktować się z Grillbym, czy poczekasz, aż los ponownie połączy wasze drogi?
2. Jak zareagujesz na wieść o tym, że Piotr dostał nowy projekt i będzie musiał dłużej zostawać w pracy? Będzie ci smutno, czy przyjmiesz to na luzie?
3. Twoje dziecko będzie chciało abyś wykupiła jej jazdę konno. Zgodzisz się, czy nie?
Share:

POPULARNE ILUZJE