19 października 2016

Undertale: Lepszy świat - Rozdział X by Silent Omen [opowiadanie skasowane]


Notka od autorki bloga: Niniejsze opowiadanie nie jest moje. Należy ono do Silent Omen, która jakiś czas temu po opublikowaniu kilku rozdziałów skasowała swojego bloga wraz ze stworzoną przez siebie historią. Postanowiłam do niej napisać i poprosić o przesłanie opowiadania oraz - o to by zgodziła się, abym w jej imieniu publikowała. We współczesnym internecie naprawdę mało jest dobrych polskich opowiadań. Jej jest najlepszym jakie znalazłam w polskim fandomie Undertale. 
Tak więc nie przeciągając dalej, oto i ono.

Słowem wstępu:
Frisk stara się przekonać Asgora, żeby porzucił plan zniszczenia bariery. Tłumaczy, że świat wcale nie jest tak przyjaznym miejscem, jak mogłoby się wydawać. Chcąc uniknąć ostatecznej walki z królem spędza czas w Podziemiu na szukaniu innego rozwiązania i ciesząc się towarzystwem przyjaciół.
Opowiadanie przedstawia perypetie głównych bohaterów uniwersum Undertale. Jest to historia alternatywna, z dużą domieszką humoru i pozostająca w zgodzie z głównymi wątkami fabularnymi oraz z kanonem gry.
---
Ostrzeżenie:
Opowiadanie może zawierać: wulgarny język, opisy przemocy i scen erotycznych, wątek poruszający tematykę miłości homoseksualnej. Kierowane do czytelników pełnoletnich. 
SPIS TREŚCI:
Rozdział X (obecnie czytany)

Sans podsunął jej paczkę papierosów. Nie pogardziła. Sytuacja tego wymagała. Trzymała papierosa między drżącymi palcami, a on widział to równie wyraźnie, jak gównianie sam czuł się po wszystkim. To nie tak miało być – zwykł mawiać każdy, komu życiowe aspiracje rozminęły się z predyspozycjami. Kulturalnie, a jakże, po dżentelmeńsku wręcz, poczęstował ją ogniem. Nie podziękowała, tylko w milczeniu zaciągnęła się dymem, niezamierzenie pozując przy tym na prawie dorosłą gówniarę, ukradkiem jarającą w szkolnym kiblu podczas wagarów. Przeszło mu przez głowę, że fajki nie pasują do jej aparycji, lecz nie jemu było to osądzać. ♪♫♫♪♫♪ Nie tak to miało być, spierdoliłeś chłopie ~~ na na na na ♪♫♫♪♫♪ – śpiewał mu w głowie chór irytujących myśli do taktu wygrywanego przez niepokój. Miało być inaczej, po prostu. Miał złamać jej wolę. Wydusić z niej obietnicę, iż nigdy nie wróci do Podziemia, że nie będzie więcej mącić w ich wymiarze i przestanie kombinować z czasem. Dla pewności miał ją trochę nastraszyć, poszantażować, zademonstrować kto tu jest panem sytuacji…

Dać upust własnej frustracji…

A teraz co? Tak potężnego moralniaka nie dane mu było uświadczyć wcześniej. Myślał, że nic już go nie dobije, w końcu nie od wczoraj żyje z mrocznym cieniem za plecami. I jeszcze doszedł ten irracjonalny strach, paniczny lęk, że jego podświadomość wie o czymś, co dopiero ma się okazać. Coś, czego on sam nawet się nie domyśla.

W pomieszczeniu zrobiła się taka buchara, że w końcu musiał uchylić okno. Chciał zerknąć na Friska przelotnie, dosłownie na chwilkę, lecz w tym samym momencie nadział się na jej spojrzenie. Beznamiętne, oczekujące. Co miał jej powiedzieć?
- Jeżeli czujesz się tak samo głupio, jak teraz wyglądasz, to czujesz się adekwatnie do sytuacji – niespodziewanie go uprzedziła. Uff, co za ulga. Zaczynał się bać, że to na niego spadnie obowiązek rozpoczęcia trudnej rozmowy.
- Fakt, głupio wyszło. Ale mineta mi się udała, nie?
Spłonęła rumieńcem, zbita z pantałyku jego bezpośredniością.
- Jesteś żałosnym kutasem, ale udało ci się osiągnąć swój cel. Będzie mi się chciało rzygać na samą myśl o tobie – strzepnęła popiół na podłogę, tuż obok popielniczki w której pety były powtykane jak szpilki, jeden obok drugiego. Od miesiąca zbiera się do ich wyrzucenia. Wzruszył ramionami.
- Używaj sobie do woli, nie robisz na mnie wrażenia.
Zawiesiła wzrok na jego uśmiechu. Ten przyjazny, kretyński uśmiech akwizytora niegasnący nawet, gdy splunęła mu w twarz sprawiał, że naprawdę robiło jej się niedobrze.
- Masz zęby jak płot po wiejskiej zabawie, tyle ci powiem – stwierdziła przydeptując peta na podłodze.
- Bardzo ciekawa analogia. Co teraz zamierzasz?
- Przecież nie zrobię ci z ryja bitwy pod Grunwaldem, choć wierz mi, bardzo bym chciała.
- Brzmi nieźle, ale nie o to pytałem. – Materac ugiął się pod jego ciężarem, gdy siadał obok. Położył rękę na ramieniu Friska. Wzdrygnęła się pod tym dotykiem, ale nie uskoczyła. - Po tym co ci zrobiłem… Jak wielka jest teraz nasza wzajemna nienawiść? – odwróciła do niego twarz, lecz nie dostrzegł na niej nienawiści. Jej mina wyrażała jedynie wstręt i rezygnację.
- Mineta była dobra. Daję siedem na dziesięć – odparła, a wymuszony, kwaśny uśmiech przebiegł jej po twarzy. – Pozostaje zagadką skąd masz takie zdolności.
- A dziękuję. Inspirację czerpałem z książek naukowych. Nazywają się… „hentai”? – wyciągnął spod łóżka stosik kolorowych książeczek opatrzonych oznaczeniami +18, które i tak każdy nastoletni, nagrzany hormonami dewiant ma w dupie. - Alphys ma całkiem pokaźną kolekcję. Jeny, wy ludzie to macie wyobraźnię… - Frisk potoczyła pogardliwym spojrzeniem po komiksach, potem przeniosła je na Sansa. Ciągle szczerzył się głupkowato, ale nie uciekł wzrokiem. Wytrzymał grę w „kto pierwszy mrugnie”, choć jej oczy mówiły mu jednoznacznie: jesteś nędznym robakiem, zrób przysługę światu i zdechnij.
- Więc…? – przerwał ciszę. – Nienawidzisz mnie?
- Brzydzę się tobą. – Odparła wciąż mierząc się z nim spojrzeniem. – Zrobiłeś mi najgorszą rzecz, jaką  w moim świecie facet może wyrządzić dziewczynie. A teraz, jak gdyby nigdy nic, palę fajeczkę z moim gwałcicielem. Bo chyba można tak powiedzieć? – bez pytania wyciągnęła sobie jeszcze jednego papierosa z jego paczki.
- Nie odpowiedziałaś – zauważył i posłużył jej ogniem. Sam także zapalił drugiego.
- To nie ma znaczenia. Tyle, że jesteś w błędzie, jeśli myślisz, że osiągnąłeś coś więcej poza wstrętem – Frisk siedziała nieruchomo na łóżku, patrzyła tępo w dal. Tęczówki miała pociemniałe, niewidoczne. Sprawiała wrażenie, jakby odpływała myślami gdzieś bardzo daleko, jakby usiłowała sobie o czymś przypomnieć. Po dłuższej chwili przemówiła sztywnym, apatycznym głosem:
 – Rok 1971. W Bangladeszu trwa wojna. Tysiące kobiet jest gwałconych przez pakistańskich żołnierzy. Te kobiety są wieszane nago za ręce, do góry, wiszą jak świńskie truchła w rzeźni. W podobny sposób ty związałeś mnie, tyle, że w pionie, rozumiesz. Masz plusa za troskę o mój komfort – uśmiechnęła się cynicznie, nim podjęła na nowo. – One były traktowane jako maszynki do seksu, przeznaczone na męskie uciechy. Wiele z nich umarło z wycieńczenia, a większość, o ile nie wszystkie, nie miały żadnego udziału w tej wojnie. – Wypuściła z ust kłąb dymu. A on słuchał w milczeniu. – Nie proszę o to, żebyś to sobie wyobraził, bo wiem, że nie potrafisz… Tylko, że… nieraz tak się zastanawiałam: czy tylko ludzie mają w naturze taką podłość? Czy tylko my posiadamy tak parszywe DUSZE…? Nie… Wy też macie wrodzoną skłonność do zła. Nie jesteście ani mniej, ani bardziej szlachetni tylko dlatego, że dawno temu przegraliście z nami wojnę. Też macie krew na rękach. Przychodzą wam do głowy tak samo okrutne rzeczy, czyż nie? – Sans nie wiedział dlaczego, ale poczuł się tak, jakby dostał obuchem w łeb. – Popatrz na siebie, Sans. Popatrz. Nie masz pojęcia ani o Bangladeszu, ani o Pakistanie, a o moim świecie wiesz tyle, co nic. A jednak wpadłeś na ten sam pomysł, co ci żołnierze. Jak myślisz, dlaczego? – przeszyła go intensywnym spojrzeniem brunatnych oczu. On zaś nabrał wody do gęby, bo nie wiedział co powiedzieć. Nie tylko dlatego, że nie zdążył jeszcze przetrawić do końca treści tego, co usłyszał, ale także dlatego, że naprawdę czuł się mocno skacowany, jak po dzikim, polsko-ruskim melanżu. Jego moralność przeżywała właśnie bardzo konkretny regres i mimo, iż starał się z całych sił, nie potrafił zrozumieć czemu wszystko w jego jaźni krzyczy wciąż, że jest ostatnią gnidą. Przeszło mu przez głowę, że gdyby miał sam siebie teraz osądzić, tak jak nieraz wydawał osąd na Friska, to byłby biedny. Musiałby na początek strzelić sobie porządnego plaskacza. Tak, to byłby dobry punkt wyjściowy. Najgorsze jednak było to cholerne poczucie winy, którego nie potrafił przetłumaczyć w jakiś logiczny sposób swojej żądnej racjonalnych argumentów świadomości. Mówił w duchu, że wszystko jest okej, ale za chuja pana, nie było. Równie dobrze jakiś zalany w sztok imprezowicz, który zatacza się od krawężnika do krawężnika może wmawiać sobie oraz wszystkim dookoła, że wcale nie jest pijany i na dowód robić jaskółki. To tak nie działa. I po przeciągającym się w nieskończoność milczeniu, ponieważ nie wiedział co odpowiedzieć tej dziewczynie, odrzekł szczerze:
- Nie wiem.
Siedział obok z tym szlugiem, skurczony i nierozumiejący sam siebie, wpatrzony w swoje męsko-różowe kapcie. Żadne cudowne olśnienie nie nadchodziło, postanowił więc uderzyć w inną strunę. W praprzyczynę tego, do czego się posunął:
- A dlaczego ty postanowiłaś nas wymordować? Po co wróciłaś? Nie usatysfakcjonowało cię rozpierdzielenie tego świata raz?
Frisk obserwowała żar powoli zjadający papierosa i dym, który wił się rakotwórczymi wstęgami w przestrzeni.
- Mówiłam ci już, że my ludzie jesteśmy zepsuci z natury. To samo tłumaczyłam Asgorowi. W moim świecie ponad moralność cenimy wiedzę. Jak głosi u nas pewna legenda, to dla tej wiedzy pierwsi ludzie sięgnęli po zakazany owoc pod groźbą potępienia, chociaż mieli zapewnione wszystko czego potrzebowali. Mimo to uznali, że warto rzucić to wszystko w diabli, byleby WIEDZIEĆ. Dla wiedzy człowiek jest gotowy zrobić najbardziej ohydne rzeczy. Zabić brata. Zgwałcić dziecko. Poniżyć własną matkę. Wymordować cały kontynent dla bożków, których sam stworzył. Uwierzyć komuś, kto twierdzi, że jedna rasa ludzi stoi ponad inną. Tacy jesteśmy. Ja też potrzebowałam WIEDZIEĆ co się stanie. I chciałam WIEDZIEĆ co mogę zrobić, by wam pomóc.
- Aż tak bardzo nienawidzisz swoich? – zapytał Sans trzymając fajkę przy ustach. – Mam rozumieć, że do Podziemi sprowadził cię fatalizm? – ciemnowłosa uśmiechnęła się ponuro i na siłę wetknęła przypalony ustnik do przepełnionej popielniczki.
- Tak. Nie wierzę już w ludzi – spojrzała mu prosto w oczy. – Ale chcę jeszcze wierzyć w was. No, może poza tobą. Ty jesteś obrzydliwy i to przez ciebie ten świat w tamtej linii czasowej zginął – dokładnie tyle wystarczyło, by Sans chwycił dziewczynę za gardło i przycisnął do materaca z taką siłą, że zaczęła się dusić. Złapała go za nadgarstek, bezskutecznie próbując poluzować uścisk. Policzki nabiegły jej krwią, szeroko otwarte oczy zdradzały strach. Kopnęła go, ale on był jak góra: nie do ruszenia.
- Nie wkurwiaj mnie, dziecinko – pochylił się nad nią. W głębinach jego oczodołów jarzył się ten lodowato błękitny blask. Odbijał się też w jej ciemnych tęczówkach. W następnym ruchu wziął ją za włosy i przyciągnął do siebie niebezpiecznie blisko; tak blisko, że gdyby miał nos, to stykałby się czubkiem z jej nosem. Frisk zacharczała i wierzgnęła gwałtownie. Jego typowy uśmiech akwizytora nagle przekształcił się w szyderczy uśmiech bestii. Nim dziewczyna zdążyła zrobić cokolwiek więcej, Sans wymusił na niej żarłoczny pocałunek. Brutalnie wcisnął język między zaciśnięte wargi i począł całować ją tak zachłannie, jakby chciał wyssać z niej życie. Próbowała odepchnąć go od siebie, skończyć to, lecz w jego ramionach była niczym bezwolna kukiełka. Wreszcie poddała się tej pieszczocie i zaprzestała oporu, kiedy wodził językiem po jej zębach starając się zachęcić jej język do wspólnej gry. – Bardzo ładnie – szepnął przerywając pocałunek równie niespodziewanie, co go zainicjował. Oblizał się jeszcze, nim długi jęzor schował się za zębami. Chełpił się widokiem tych ciemnych, zamglonych oczu i rumieńców wykwitłych na policzkach, po czym odepchnął dziewczynę od siebie niemalże z niesmakiem. Ta natychmiast chwyciła się za szyję i zaczęła kaszleć.
- Świnia…! – wychrypiała przez zaciśnięte gardło. Sans tymczasem usadowił się na blacie biurka. Odsunął niedbale na bok wszystkie szpargały i jak gdyby nigdy nic czekał, aż się uspokoi. – Ty ich wymordowałeś… - dobiegł go cichy szept. – Przez taką postawę jak twoja ten świat też zgnije… - powiedziała już głośniej, klęcząc na łóżku. Wbijała w niego nienawistny wzrok. Zdążyła uchwycić grymas złości na jego twarzy, gdy wyciągnął przed siebie zaciśniętą pięść i przy pomocy magii uniósł ją do góry. Odniosła wrażenie, że ciało niesamowicie jej ciąży lewitując tak w powietrzu. Wydawało się, że jest z kamienia.
- Możemy powtórzyć naszą zabawę, co ty na to? – syknął i cisnął nią z impetem. Rozległ się głuchy huk uderzenia i po chwili dziewczyna z jękiem bólu osunęła się po ścianie. Z trudnością podciągnęła kolana pod brodę, twarz miała ukrytą w gąszczu potarganych włosów. Zachichotała.
- Możesz mnie gwałcić, frustracie – stwierdziła słabo. – Ale taka jest prawda. – Odchyliła głowę do tyłu i oparła się plecami o ścianę. Po jej ustach błąkał się lekki uśmieszek, miała przymknięte powieki. Wyglądała trochę jak ćpun na głodzie lub szaleniec. – Boli cię to, Sans? Kiedy mordowałam twojego brata, nie było cię – szkielet nie wytrzymał i doskoczył do niej. Szarpnął ją za włosy i przytrzymał przy ścianie. Nawet nie zerknęła na niego. Znowu tylko zaśmiała się histerycznie. – Tu cię boli. Ja zabiłam wszystkich, za to ty nie uratowałeś nikogo. Siedziałeś bezczynnie, gdy ja szłam naprzód. Właśnie dlatego jesteś taki obrzydliwy – chciał ją udusić. Zabiłby. Naprawdę, zrobiłby to i nawet ręka by mu nie zadrżała. Opamiętał się jednak w ostatnim momencie i odszedł. Kopnął krzesło z poczucia bezsilności, jakie spadło teraz na niego z nową, potężniejszą mocą. To było jak szalony skok w piekielną czeluść. Ktoś w końcu wyciągnął wszystkie ciemne karty na stół, obnażył lęki i urazy, które gnębiły jego sumienie. Wszystkie one zostały nazwane imionami tych, których nie ocalił, chociaż jako jedyny mógł to zrobić. – „Przełkniesz tę gorzką pigułkę”, tak mi mówiłeś, co Sans? Powinieneś zabić mnie wtedy na dzień dobry i robić to tyle razy, ile było potrzeba. – Zacisnął pięści i trwał w bezruchu tocząc wewnętrzną walkę. Nie daj się sprowokować… Niewielka przestrzeń pomiędzy tą dwójką zdała się nagle przybrać rozmiary bezdennej, czarnej jak noc przepaści.
- Ocaliłbyś więcej, niż jedno życie… - Frisk nie wyczuła, kiedy zaczęła się zatracać w dziwnych uczuciach, które zawładnęły jej umysłem. W obecnej chwili delektowała się cierpieniem Sansa, a było to doznanie tak pierwotne jak głód, albo pragnienie, sięgające samego dna DUSZY. Nie mogła powstrzymać śmiechu. Te emocje nawarstwiały się, podsycone widokiem udręki. Szkielet złapał się za głowę chcąc go zagłuszyć, lecz dziewczyna rechotała paskudnie coraz głośniej, jakby opętała ją jakaś nieczysta siła. To nie jest Frisk. To wariatka. Kiwała się w przód i w tył wciąż zanosząc śmiechem. Spojrzał na nią z ukosa i zrozumiał. To naprawdę nie była ona. Przyzwał demona, który żywił się bólem, a łzy mógł sobie spijać z kryształowego pucharu jako aperitif. Znał tego ducha.
- Wiesz, co się stało, gdy zabiłam twojego brata? – popatrzyła na niego, a jej oczy na ułamek sekundy zapłonęły wściekłą czerwienią. – NIC. BO NIKT NIE PRZYSZEDŁ.

Share:

18 października 2016

Undertale: Czy to uczyni Cię szczęśliwą? - Rozdział V - Skostniały [Would That Make You Happy? -Bonetrousled by OnaDacora - tłumaczenie PL]


Obrazek autorstwa: artanddetermination
Notka od tłumacza: Jest to kolejne opowiadanie gdzie TY jesteś główną bohaterką i kolejne dostosowane głównie pod kobiecego czytelnika. Właściwie tylko pod kobiecego czytelnika. Postać w która się wcielamy jest już nieco bardziej zarysowana, a jednocześnie tak zrobiona, że cząstkę jej osoby możemy znaleźć w sobie. Oczywiście, związek Sans x Ty, co by nie było inaczej. 
Rozdziały +18 będą oznaczone takim znaczkiem:
Fabuła maluje się tak: W wieku 14 lat urodziłyśmy Friska, nasza matka postanowiła podać się za jego matkę, aby nie psuć nam przyszłości i tak już 6 letni Frisk nie wie że jego siostra to jego matka. Z czasem to się oczywiście klaruje i prostuje. Po jednej z domowych awantur uciekasz wraz z Friskiem z domu i wpadasz do dziury na górze. Aaaaa reszta, reszty można się już domyśleć.
Tłumaczenie: Yumi Mizuno
Opowiadanie autorstwa OnaDacora
SPIS TREŚCI:
Kiedy doszłaś do Papyrusa właśnie tłumaczył swoją kolejną zagadkę. Odwrócił się do Ciebie, wyglądał na zakłopotanego.
-LUDZIU! JA....UM... - przeniósł wzrok na ziemię – TA ZAGADKA NIE JEST NAJLEPSZA. ALE MOGĘ ZROBIĆ INNE, LEPSZE, STANOWIĄCE WIĘKSZE WYZWANIE. MOGĘ ZROBIĆ ICH WIELE. ABY WAS ZŁAPAĆ. I MOGĘ ZROBIĆ WIĘCEJ PYSZNEGO JEDZENIA-PUŁAPEK. ABY WAS SCHWYTAĆ.
Sans był koło Ciebie, nawet jeżeli jeszcze sekundę temu go tam nie było. Podskoczyłaś lekko. Miał dziwny zwyczaj znikania i pojawiania się w najmniej spodziewanych momentach.
-czy ta nie jest aby ostatnia?
Logika tutaj nie ma miejsca, prawda? Papyrus zaczął się ... pocić.
-TAK.
Frisk zrobił pewny krok do przodu stając między Tobą, a wyższym z braci. Niewielki uśmiech pojawił się na jego buzi.
-Skoro to ostatnia, to ją rozwiążę!
Usłyszałaś, jak szkielet za Tobą stara się powstrzymać śmiech. Oczy Papyrusa lekko zamigotały. A może to tylko śnieg?
-ROZWIĄŻESZ?
Frisk przytaknął pełen entuzjazmu.
-OH! ŁOŁI, UM... - wyglądał na speszonego przez chwilę, chrząknął (nie pytaj) i za pozował. Korzystając z niewielkiego wiatru, jego chusta zaczęła falować -PRZYGOTUJ SIĘ NA KLĘSKĘ, LUDZIU. BO JA, WIELKI PAPYRUS, SKRUPULATNIE PRZYGOTOWYWAŁEM TĘ WSPANIAŁĄ ZAGADKĘ. MIMO GODZIN JAKIE SPĘDZISZ NA PRÓBIE ROZWIĄZANIA JEJ, OSTATECZNIE SIĘ PODDASZ, A WTEDY CIĘ ZŁAPIĘ! UNDYNE POZWOLI MI W KOŃCU DOŁĄCZYĆ DO STRAŻY KRÓLEWSKIEJ, KAŻDY BĘDZIE CHCIAŁ ZOSTAĆ MOIM PRZYJACIELEM!
Nie mogłaś nic poradzić na to, że się uśmiechałaś patrząc jak dziecko bawi się palcami w oczekiwaniu. Papyrus zignorował jego zachowanie, nakazał Friskowi aby nie podglądał, a potem odszedł kawałek i odwrócił się do niego plecami. Dziecko zakryło swoją twarz dłońmi i odwróciło się też dla pewności, że nic nie będzie widziało.
Sans przyglądał się Tobie. Zdałaś sobie sprawę z tego, że bardzo często to robi. Za każdym razem jak przeniosłaś na niego wzrok, spotykałaś jego oczy i jakoś nie peszyło go to, nadal się gapił.
-wygląda na to, że dobrze się bawią. frisk to dobry dzieciak
Przytaknęłaś, starałaś nie czuć skrepowania w jego towarzystwie. Miałaś wrażenie, jakby badał szczegółowo każdy Twój ruch, jakby testował Cię, osądzał. Zastanawiałaś się jakie zdanie ma na Twój temat.
-musisz mieć na niego dobry wpływ. czasem ... dzieciaki nie są dobre, na przykład kiedy się boją, albo są same. - W tej chwili przerażał Cię ton jego wypowiedzi, wzruszyłaś ramionami jak kończył wypowiedź – czasami mają problem z odróżnieniem, tego co jest dobre, a co złe, znaczy się.
Nie byłaś pewna o co mu dokładnie chodziło i nie miałaś specjalnie ochoty pytać. Zamiast tego wolałaś patrzeć jak Frisk przygląda się zagadce. Starał się skupić, mamrotał niezadowolony.
-NYAHAHAHAHA – zaśmiał się Papyrus zwycięsko
-dzięki za wspólną zabawę, od dawna nie widziałem papyrusa tak zadowolonego. szczerze ostatnio miałem wrażenie, że jest zniechęcony do wszystkiego.
Trudno wyobrazić sobie kościotrupa zniechęconego. Lecz przypomniałaś sobie jaki był zmartwiony kiedy gorzej się poczułaś. Podeszli do Ciebie tak.. miło, kiedy miałaś atak paniki. Teraz byłaś zadowolona i mogłaś odwdzięczyć się.
-chcesz pogadać o tym co się stało... wcześniej?
Ugryzłaś się w wargę. Nie chciałaś. Zastanawiałaś się, czy Sans się Ciebie o to zapyta, no i teraz już znałaś odpowiedź. Kiedy zobaczył jak się wahasz, nie naciskał. Byłaś mu za to wdzięczna.
-mnie tam rybka, koleżanko.
Warknęłaś wywracając oczami.
-A te twoje dowcipy to z płatków śniadaniowych?
-moje dowcipy są świetne.
Teraz, Papyrus pomagał rozwiązać zagadkę dziecku. Za każdym razem jak to zapytało się o podpowiedź, Papyrus wyglądał na bardziej szczęśliwego i mu ją dawał. Frisk jest naprawdę świetnym dzieckiem. Zastanawiasz się co mogłoby się stać z jego niezłomnym duchem, gdybyś go wtedy nie wzięła. Decyzja o opuszczeniu domu przerażała Cię nadal, więc postanowiłaś o niej nie myśleć.
-Szczyt hałasu: stosunek dwóch kościotrupów na blaszanym dachu
Oczy Sansa otworzyły się szerzej zanim zalał go niepohamowany śmiech. Uniósł ramiona kiedy zaczął się krztusić, na jego czaszce pojawił się niewielki rumieniec w kolorze jego kurtki. To było... całkiem urocze.
-szczyt sadyzmu: przestraszyć strusia na betonie
Mimo prób powstrzymania rechotu, nie udało Ci się.
-Czy mówiłam ci już, że miło mi cię poznać?
-z tego co mi wiadomo to nie.
-NIECH CIĘ SANS! PRZESTAŃ OPOWIADAĆ TE DOWCIPY! LUDZIU, NIE PODPUSZCZAJ GO!
Interwencja Papyrusa sprawiła, że śmialiście się nawet głośniej. Czułaś jak policzki zaczynają Cię boleć, wiedziałaś, że się rumienisz, ale nie mogłaś przestać.
-no weź bacie, nie bądź takim sztywniakiem
-SANS!
Sans ostrzegał Cię, że jego brat będzie chciał walczyć. Miałaś nadzieję, że żartował, ale teraz już wiesz, że nie. Papyrus tak naprawdę nie chciał tego, to pewne. Jednak z jakichś powodów to była jedyna droga aby mógł pozyskać to czego chciał: sławę i przyjaciół.
Światła miasteczka Snowdin połyskiwały za plecami wyższego kościotrupa. Wiedziałaś, że musisz go przejść, aby się tam dostać. Nim zdałaś sobie sprawę z tego co się dzieje, Frisk już stał przed Papyrusem. Jego dusza wyleciała z klatki piersiowej.
-Frisk, co ty...?
Popatrzył się na Ciebie ze zdecydowaniem na twarzy,
-Nie martw się, Siorka. Chcę aby zrozumiał, że nie musimy walczyć.
Chciałem, aby Toriel zrozumiała”
Czy to samo stało się z nią? To była konsekwencja starcia z duszą dziecka? Mogłaś tylko się przyglądać jak Papyrus śmieje się głośno, nerwowo. Krople potu powoli spływają po jego czaszce. Może, Frisk jest w stanie mu to pokazać...
Ale nie powinien! To Ty jesteś d o r o s ł a – jesteś jego m a t k ą – jak możesz tak stać i patrzeć jak Twoje sześcioletnie dziecko walczy ze szkieletem dwa razy większym od niego?! Zrobiłaś krok do przodu, ale Sans złapał Cię za nadgarstek.
-nie robiłbym tego na twoim miejscu, koleżanko. może... ty tego nie widzisz, ale ja mogę powiedzieć, że twoja dusza nie jest tak silna jak friska, a tutaj właśnie to się liczy
-Dlaczego nie powstrzymasz swojego brata? Frisk to tylko dziecko! - szepnęłaś tak, by usłyszał Cię tylko niższy z braci
-koleżanko, frisk to nie jest tylko dzieciak, on... - zamyślił się na chwilę jakby się wahał. Potrząsnął swoją głową starając się odegnać złe wspomnienia. Mrugnął i uśmiechnął się krzywo – zaufaj mi, papyrus może wygląda groźnie, ale nie skrzywdzi brzdąca, on nikogo nie krzywdzi.
Sposób w jaki to powiedział, Papyrus nie jest tym kto chce krzywdy... Czy on starał się powiedzieć, że to właśnie Frisk może zranić jego brata? Nie, to absurdalne. Frisk to jeszcze dziecko, które przychodziło z płaczem, kiedy zgniotło przez przypadek robaka.
Papyrus nadal wyglądał na zdenerwowanego, nawet kiedy zmaterializował kości wyrastające ze śniegu. Jego ataki były powolne, dziecko z łatwością ich unikało.
-Naprawdę lubię twoje spaghetti, Papyrus. Powinieneś zrobić go więcej – mówiło z uśmiechem
Szkielet wyglądał na speszonego, delikatnie się rumienił.
-C-CZY TY ZE MNĄ FLIRTUJESZ? CZY... TO SĄ TWOJE PRAWDZIWE UCZUCIA? C-CÓŻ, JESTEM SZKIELETEM PIERWSZEJ KLASY!
-Mogę zrobić z tobą spaghetti, czasami. Jeżeli będziesz chciał. Siorka pokazała mi jak gotuje się makaron.
-OH NIE! SPEŁNIASZ MOJE OCZEKIWANIA! - pocił się bardziej, machając nerwowo swoimi rękawicami – TO CHYBA OZNACZA, ŻE POWINNIŚMY IŚĆ NA RANDKĘ...? PORANDKUJEMY P-POTEM! ZŁAPIĘ CIĘ NAJPIERW!
Na miłość boską, Frisk ma sześć lat!
-Czy on mówi poważnie?
Sans zaśmiał się cicho, nadal nie puścił Twojego nadgarstka. Musi się przejmować tym, że możesz im przeszkodzić
-on nie chce zranić uczuć dzieciaka, nie bój się
-Możemy już sobie iść? Nie chcę z tobą walczyć – nalegał malec robiąc uskok przed wolno zbliżającą się kością.
-SKORO NIE CHCESZ WALCZYĆ... ZOBACZYMY CZY UDA CI SIĘ UNIKNĄĆ MOJEGO NIEBIESKIEGO ATAKU!
Papyrus przybrał pozę, a jego chusta zaczęła powiewać. Oczy delikatnie zamigotały na pomarańczowo. Wyraźnie zaczął korzystać z magii. Frisk przestał się ruszać, jak tylko niebieskie kości się pojawiły przenikając przez niego niczym duchy.
Uścisk Sansa zacisnął się, kiedy instynktownie chciałaś ruszyć dziecku na pomoc. Jest silniejszy niż Ci się wydawało. Lecz to nie tylko to, czułaś jakby Twoja własna dusza była trzymana w miejscu.
-Sans. - prosiłaś, pełna trosk i obaw czując jak ciężar Twojego ciała zwiększa się.
-co mówiłem, koleżanko? wszystko będzie dobrze. - patrzył na swojego brata i Twoje dziecko, nie zwracając uwagi na Ciebie.
Kości zniknęły, Sans miał rację. Ten atak nic nie zrobił Friskowi. Lecz wtedy, czerwone światło symbolizujące jego duszę zmieniło kolor na niebieski, a dziecko padło na kolana. Z trudem starało podnieść się na równe nogi, wyglądało to tak, jakby grawitacja działała na niego mocniej..
Co Papyrus zrobił? Dlaczego dusza dziecka zmieniła kolor?
-Frisk!
-Nic mi nie jest, nie jestem ranny... – krzyknął do Ciebie –... jestem po prostu ... ciężki.
-TERAZ JESTEŚ NIEBIESKI! TO MÓJ ATAK! - zaśmiał się, choć nadal wyglądał na niezdecydowanego.
Nie mogłaś nic zrobić jak tylko patrzeć, kiedy więcej kości wyrastało ze śniegu. Dziecko było teraz znacznie wolniejsze, lecz nadal unikało ciosów, zwracając się do wyższego z kościotrupów cały czas. Mówił, że uważa iż Papyrus jest naprawdę fajny, że lepiej byłoby iść gdzieś razem się pobawić, zamiast walczyć. To było pewne, że Papyrus nie chciał walczyć i mogłaś powiedzieć z całą stanowczością, że z chwili na chwilę, tracił zapał do bijatyki.
-POZWÓL SIĘ SCHWYTAĆ! - Jedna z jego kości przeleciała obok ramienia dziecka. Zacisnęłaś mocniej zęby lekko drgnęłaś, a palce Sansa mocniej się zacisnęły trzymając Cię na swoim miejscu.
-Wolałbym iść na randkę – odpowiedziało dziecko nadal pełne uśmiechu
-AGH! DOBRA! WIDZĘ, ŻE NIE MAM WYJŚCIA JAK TYLKO SKORZYSTAĆ Z MOJEGO NAJLEPSZEGO CIOSU!
Nie byłaś pewna czego masz się spodziewać, kiedy Papyrus uniósł swoją dłoń, a wtedy ... pojawił się biały, puchaty piesek trzymający w pyszczku wielką kość. Szkielet był zaskoczony, a potem zdenerwowany, zaczął tupać w miejscu nogą.
-HEJ TO MÓJ NAJLEPSZY CIOS! ODDAWAJ!
Psie uszy podniosły się, a jego oczka wpatrzone były w Papyrusa, a potem... zaczął uciekać ze zdobyczą. Młodszy z braci był naprawdę zdenerwowany, uniósł ręce do góry, a pomarańczowe światło wypełniło jego oczodoły.
-DOBRA! W TAKIM RAZIE NORMALNY ATAK!
Miałaś wrażenie, że sam był zaskoczony tym co się stało. Kości zaczęły wyrastać jedna za drugą i wzrastając pędząc na dziecko. Miałaś przeczucie, że nie chciał aby to się stało. Potem przeniosłaś wzrok na Sansa, albowiem puścił Twoją rękę. Uśmiechał się szeroko, niebieska poświata błyszczała w jego lewym oku. Jedna z jego dłoni była uniesiona do góry kreśląc linię. A potem przystawił jeden ze swoich palców do zębów w geście, abyś zachowała ciszę. Mrugnął w Twoim kierunku prawym okiem.
Dziecko podskoczyło by uniknąć najniższej kości, a potem... leciało do góry. Stanęło na ziemi dopiero jak przeskoczyło największą kość, śmiało się głośno. Światło w oczach Papyrusa zgasło, kiedy dziecko było już bezpieczne. Wypuściłaś oddech nie zdając sobie sprawy z tego, że go trzymałaś. Znowu popatrzyłaś na niższego z braci, jego światło też zniknęło. Wzruszył ramionami.
-a nie mówiłem?
Chciałaś go przytulić. Prawie to zrobiłaś, lecz on pośpiesznie udał się w stronę swojego brata. Papyrus oddychał ciężko (naprawdę, nie pytaj) wpatrując się w dziecko. Sans gładził go po plecach.
-CÓŻ... LUDZIU... MYŚLĘ ŻE TERAZ JEST DOŚĆ JASNE TO, ŻE MNIE NIE POKONASZ! TAK! WIDZĘ JAK TRZĘSIESZ SIĘ ZE STRACHU! - No co ty nie powiesz, to Papyrus się trząsł dosłownie. Nie wiesz tylko czy ze zmęczenia, czy z szoku – JEDNAK, JA WIELKI PAPYRUS, OKAŻĘ CI TERAZ ŁASKĘ!
Dusza dziecka wróciła do jego klatki piersiowej, a uśmiech nie znikał z twarzy.
-NIE JESTEM W STANIE ZŁAPAĆ CZŁOWIEKA, NAWET TAK SŁABEGO JAK TY – opuścił ramiona – UNDYNE BĘDZIE ZAWIEDZIONA, NIGDY JUŻ NIE POZWOLI MI DOŁĄCZYĆ DO STRAŻY KRÓLEWSKIEJ. W JAKI SPOSÓB UDA MI SIĘ ZYSKAĆ WIĘCEJ PRZYJACIÓŁ?
-Ja chcę być twoim przyjacielem, Papyrus! - dziecko złapało jego wielką dłoń w swoje małe, trzęsąc nią lekko starając się pozyskać uwagę
Przyglądając się Friskowi i jego uściskowi przez chwilę szkielet nie wiedział co powiedzieć. Podeszłaś do malca i położyłaś ręce na jego ramionach.
-Też chcę być twoim przyjacielem, Papyrus - powiedziałaś
Otworzył szeroko buzię, a niewielkie łzy pociekły mu po policzkach
-O JEJUŚKU! DWAJ PRZYJACIELE! NIE WIEM CO POWIEDZIEĆ!
-co powiesz na to: wracajmy do domu ponieważ zamarznę tutaj na kość?
-SANS!
Share:

17 października 2016

Undertale: Klatka z kości -Rozdział VIII - Wybór [Cage of bones - Choice - tłumaczenie PL] [+18]

Obrazek autorstwa: Golen-dragons-flower
Notka od tłumacza: Jest to opowiadanie z serii NSFW, osadzone w alternatywnym uniwersum (AU) gry Undertale nazywanym Underfell. Czym się charakteryzuje ta rzeczywistość? Frisk dobry - potwory złe. Floweya w tym wypadku nie ma w opowiadaniu. Autorką  jest Golden thread (Lusewing). Co warto jeszcze zaznaczyć? A tak, głównym bohaterem opowiadania jesteś... cóż TY. Tak, Ty. Opowiadania pokroju Postać x Czytelnik są dość modne poza granicami naszego zaścianka i jakkolwiek za nimi nie przepadam tak to opowiadanie wyjątkowo mnie do siebie przekonało. Jeżeli komuś nie odpowiada taka forma tekstu może wyobrazić sobie w roli siebie np Friska czy własne ulubione OC. Warto jednak zaznaczyć, że treść jest dostosowana pod kobiecego czytelnika.Główna para to Ty x Sans (Underfell)
W opowiadaniu występuje BDSM, gdzie kobieta jest uległa, a mężczyzna jest dominujący - jeżeli nie lubisz takich rzeczy - zrezygnuj z dalszego czytania (chociaż pewnie będziesz żałować). To by było chyba na tyle.
Oryginał: klik
Spis treści:
Rozdział VIII - Wybór (obecnie czytany)
/Na prośbę autora - dalsze tłumaczenie zostało przerwane./
-Co do diabła? Ugh. - Zaczęłaś lizać własną dłoń mając nadzieję na pozbycie się smaku i dotyku jego języka w Twoich ustach. Bezskutecznie. - To było obrzydliwe!
-Nie bądź taka okrutna. Mnie się podobało – mruknął poruszając dolną szczęką, dokładnie gryzł kawałek skradzionego pączka. Obie jego ręce powędrowały na tył czaszki i rozsiadł się wygodnie na kanapie, nogi kładąc na stole przed nim. Dostrzegłaś szansę dla siebie w tym, że się odprężył i przesunęłaś się najdalej jak się a od niego.
-Nie mówiłem, że możesz się ruszać, suczko. - co prawda nawet nie drgnął, lecz ton jego głosu wyraźnie się zmienił
-Nie mówiłeś też, że nie mogę – Szybko przystawiłaś dłoń do ust, zanim powiesz coś jeszcze innego. Miałaś już dość stawania oko w oko ze śmiercią. Nie tak dawno temu dotkliwie Cię zranił i upokorzył, i nie chciałaś pogorszyć swojej sytuacji, zwłaszcza że teraz okazał Ci odrobinę sympatii. Może czujesz się pewniejsza siebie dlatego że coś zjadłaś i napiłaś się? No, ale dogryzanie kościotrupowi nie wydawało się najmądrzejszą rzeczką w tym momencie.
Czekałaś, aż Twoja dusza zostanie wyciągnięta z Twojej piersi, jednak zamiast tego zobaczyłaś, jak Sans ściąga swoją bluzę. Przyglądałaś się jak kładzie ją obok siebie i patrzy na Ciebie kątem oka. Twoje ciało przeszył dreszcz. Starannie układał materiał obok siebie by częściowo leżał na jego nogach. Byłaś zdziwiona. Powinien coś zrobić za te słowa, powinien jakoś zareagować. Kiedy wasz wzrok się spotkał, poczułaś się jak mysz przyłapana przez wielkiego kota. No i ten kocur właśnie chce się bawić.
-Tutaj, kochanie. - skinął palcem przywołując Cię do siebie. Czy on naprawdę myśli, że legniesz na jego kolanach? Będzie Ci niewygodnie, nawet jak położył na swojej nodze miękką bluzę. Może jak się przesuniesz i siądziesz obok niego to da Ci spokój? Jeżeli tego nie zrobi zapewne przyciągnie Cię siłą, tak to przynajmniej możesz teoretycznie zdecydować...
Westchnęłaś od niechcenia, podniosłaś się lekko aby przesunąć się obok Sansa, potem objęłaś się za ramiona. Możesz siedzieć obok niego, ale chcesz mu pokazać, że tego nie chcesz.
-No i proszę, wystarczy jeden palec – Sans wyglądał na zaskoczonego. Byłaś zmieszana, bo nie wiedziałaś o co mu chodzi.
-Co? - natychmiastowo odpowiedziałaś, jego uśmiech jakby się poszerzył, a twarz zwrócił w Twoim kierunku. Miał nieco wyżej uniesione brwi niż wcześniej, zaraz potem poruszał nimi rytmicznie w górę i w dół z lubieżnym spojrzeniem.
-Abyś doszła, heh heh – Pokręcił tym samym palcem przed Twoją twarzą, uśmiechał się drapieżnie. Mina Ci zrzedła i chciałaś się odsunąć, lecz Sans objął Cię ramieniem i zaczął się śmiać. Nie takiego obrotu spraw się spodziewałaś. Cuuuuudownie, komik. Więc nie jest już tylko demonicznym szkieletem, zboczeńcem, porywaczem, ale także ma chore poczucie humoru.
Mogłabyś się odsunąć, starać się nie stykać z jego ciałem, lecz Twój mózg aż darł się, że walka czy stawianie oporu w każdy możliwy sposób przy nim, jest bezużyteczna. Opuściłaś głowę, poddałaś się. To naprawdę nie było sprawiedliwe. Oczywiście bałaś się go, to ten rodzaj strachu, który mówi Ci, abyś uciekała najdalej jak się da, ale teraz.... czułaś się też ... zakłopotana? To nie była do końca apatia, to nie była też bezradność. Po prostu czułaś jak wszystko przy nim jest daremne. Czułaś się jak marionetka, Twoje ramiona się lekko opuściły. Nie było sensu stawiać opór.
Chwilę Ci zajęło zdanie sobie sprawy z tego, że Sans przesunął Cię. Naprężyłaś mięśnie. Nie wiedziałaś co chce z Tobą zrobić. Nie był brutalny, w tej chwili uczyłaś się strachu przed jego delikatnością. Przed jego czułymi słówkami jakie pętały Cię powoli kradnąc Twoje myśli.
-Spokojnie, suczko. Po prostu połóż się. Nie zranię cię, ciii – łzy wściekłości zaczęły szczypać Cię w oczy, lecz poddałaś się jego dotykowi. Powoli położyłaś głowę na bluzie spoczywającej na jego kolanie. Chciałaś się podnieść, zapach jego ubrań sprawiał, że zacisnęłaś mocniej wargi. Położył dłoń na Twoich plecach powstrzymując Cię od zbędnego ruchu. Nienawidziłaś swojej słabości i tego, że się poddałaś. Dlaczego nie mogłaś być odważna...
Zabrał rękę, a Ty powoli zaczęłaś odzyskiwać normalny rytm oddechu, pod głowę podłożyłaś swoje ręce aby było Ci wygodniej, i ostatecznie starałaś się zignorować zapach dymu jaki towarzyszył jego osobie. Palce powoli zaczęły przeczesywać Twoje włosy, uspokajały Twój strach i oddalały głos wściekłości z Twojej głowy. Twoje oczy się zamknęły, praktycznie zapomniałaś gdzie jesteś, do kogo należą te czułe pieszczoty. Chciałaś odpocząć, krótką chwilę. Nie myśleć o wszystkim co miało miejsce. To nie miało znaczenia. Nie mogłaś walczyć z losem, z czymkolwiek w tej chwili. Może, może jak odpoczniesz i nabierzesz sił będzie mogła przeciwstawić się.
-Właśnie tak, kochanie. Widzisz, nie masz się czego bać. Będzie ci bardziej wygodnie, jak weźmiesz też swoje nogi na kanapę – zasugerował, poruszyłaś nimi wyciągając je, tak aby dołączyły do Ciebie. Faktycznie, było Ci lepiej. Twój mózg resztką sił analizował dziwność tej sytuacji. Leżałaś na kanapie z nogą kościotrupa jako zagłówkiem. Powinnaś walczyć. On był przecież niebezpieczny. Ale... po co miałaś to robić? Było Ci przecież wygodnie, ciepło mimo tego, że byłaś naga, i choć nie lubiłaś dotyku Sansa to... coś sposób w jakim Cię głaskał był naprawdę miły. Otworzyłaś szerzej oczy, kiedy poczułaś jego drugą rękę na plecach, kreślącą linie na Twojej talii. Poczułaś przeszywający dreszcz, kiedy błądził tak kościstymi palcami po Twojej skórze. Czułaś jak miękniesz. Jego dotyk, jego pieszczoty wszystko to też był sposób na zniewolenie Cię.
Nic nie miało żadnego sensu. Nic nie miało sensu. Czego od Ciebie chciał? Po co to robił? To wszystko? Rozkoszny dotyk rozwiewał Twoje myśli, kruszył na drobne kawałki pragnienia ucieczki. A Ty, pozwoliłaś mu na to. Próba zrozumienia go przyprawiała Cię o ból głowy. Może jak odpoczniesz, choć chwilę, to uda Ci się wszystko załapać...
-O czym myślisz, kochanie? - jego głos był cichy, mroczny i delikatny, wciągnęłaś powietrze i poczułaś słodki zapach jego cygara, jakim przesiąknięta była jego kurtka. Kilka myśli chaotycznie przebiegło Ci przez głowę, nim otworzyłaś usta.
-Dlaczego nie robisz mi krzywdy? - to pytanie zaskoczyło nawet Ciebie, ale to właśnie tkwiło w Twojej głowie i nie dawało Ci spokoju od dłuższego czasu.
-Chcesz abym Cię krzywdził? - poczułaś jak przestaje Cię głaskać, zamiast tego słodka pieszczota zamieniła się w uścisk, mocno chwytający Cię za włosy u nasady. Potrząsnęłaś przecząco głową, ostrożnie uważając aby nie wyrwał Ci ich. Zdecydowanie nie tego chciałaś. Sans zrozumiał i pięść znowu zmieniła się w dłoń, która po prostu bawiła się Twoimi pasemkami. Nie wyglądało na to, że ma zamiar przestać teraz rozmawiać.
-Czy byłoby ci łatwiej mnie nienawidzić, gdybym Cię krzywdził? - nie odpowiedziałaś, ale wiedziałaś że ma rację. Byłoby Ci łatwiej. Miałabyś przynajmniej więcej powodów do walki, miałabyś przeciw czemu walczyć. Jak mogłaś stawiać opór czemuś tak przyjemnemu, delikatnemu niemalże... czułemu? Jego dłoń prześlizgiwała się po Twojej głowie, koniuszkiem palca kreśląc linie dolnej szczęki. Kiedy znalazł się pod Twoją brodą podniósł delikatnie twarz tak abyś na niego popatrzyła. - Dlaczego miałbym chcieć Cię krzywdzić, ptaszyno? - jego kciuk wodził po Twojej dolnej wardze.
-Posłuchaj mnie uważnie. Jesteś moja, rozumiemy się? I nie lubię niszczyć tego co jest moją własnością. - Patrzył Ci się głęboko w oczy – Pozwól mi się sobą zająć, a już nigdy nie będziesz musiała się martwić o to, że ktoś cię skrzywdzi. - Jego dłoń ześlizgnęła się i pochylił się przystawiając swoją twarz do Twojego czoła w geście pocałunku. Zamknęłaś oczy. To taki prosty gest... tylko, że tak intymny. Zamruczał, a Ty w odpowiedzi naprężyłaś swoje mięśnie, nie mogłaś nic zrobić tylko westchnąć.
Wtedy kiedy wyprostował się i oddalił się nieco od Ciebie, Twój mózg zaczął analizować to co właśnie powiedział. „Jesteś moja”. Dreszcz przebiegł Ci po kręgosłupie, a niewidzialna gula utknęła w gardle. Tak nie powinno być. Nie jesteś jakąś rzeczą, przedmiotem, aby należeć do kogokolwiek. Jesteś człowiekiem. Nie możesz mu pozwolić na to, aby tak Cię traktował. Czym byłoby życie, gdybyś nie miała nad nim kontroli?
-Sans.. Ja... ja nie jestem...
-Powinnaś być już martwa, ptaszyno. - otworzyłaś szeroko oczy – Powinnaś leżeć zimna na samym dnie tej przepaści, w kałuży krwi rozerwana na tysiące małych kawałeczków. - w jego głosie nie było żadnych uczuć. Mówił tak, jakby temat dotyczył czegoś tak nudnego jak pogoda. To jednak sprawiło, że poczułaś niewielki ból w piersi. Miał rację. Nie miałaś czasu myśleć o tym co Cię spotkało, o tym jak uciekałaś przed wilkołakami. Po tym wszystkim przez co przeszłaś, po tym wszystkim co on Tobie zrobił nadal żyłaś i oddychałaś. Gdyby nie Sans to.... byłabyś już martwa. A każda alternatywna jest lepsza od śmierci, prawda?
-To i tak byłoby lepsze niż rozszarpanie przez psy. - krew zastygła Ci w żyłach, kiedy przypomniałaś sobie o tamtym człowieku zjedzonym przez stworzenia. Nie myślałaś o nim do tej pory. Nie starałaś się mu wtedy pomóc, nikomu nie starałaś się pomóc, nawet kiedy Sans pomagał Ci w ucieczce. Byłaś samolubna? Jakkolwiek źle to zabrzmi i mimo wszystkiego przez co musiałaś przejść, wiesz bez cienia wątpliwości, że gdyby czas mógł się cofnąć postąpiłabyś tak samo.
-Tamci są teraz pewnie w laboratorium Alphys. - Alphys... to imię wystarczy aby strach zacisnął swoje zimne palce na Twoim sercu. A sposób w jaki Sans mówił o niej... Boże, co się dzieje z resztą, kiedy Ty sobie leżysz na kanapie w cieple? Sans musiał poczuć, że się boisz bo delikatnie zaczął gładzić Cię po policzku.
-Ojjjj, ciii, ciii, nie bój się suczko, nic im nie jest. Przynajmniej teraz. Ona nie zabije ich od razu, nie lubi tego. Wiesz... Będzie ich trzymać w odosobnieniu przez tydzień, może dwa w małych pokoikach. By złamać ich wolę. Wtedy będą podatniejsi na jej rozkazy. - poczułaś jak zaschło Ci w gardle i starałaś się przełknąć ślinę. - Mogę opowiedzieć Ci o jej eksperymentach, jeżeli jesteś zainteresowana.
-Nie. Proszę Sans, nie. Nie chcę... - Nie chciałaś tego wiedzieć. Wiesz, że zachowujesz się jak tchórz bo nie chcesz spojrzeć prawdzie w oczy. Ale, nie możesz. Łzy piekły pod powiekami i schowałaś twarz w dłoniach.
-No już już, ptaszyno – Sans zaczął głaskać Cię czule po głowie – Nie chciałem cię przestraszyć. Po prostu musiałem ci przypomnieć o tym jak działa świat. Podziemie nie jest miejscem dla ludzi. Wiem, że nie chcesz być tutaj, ale nie masz gdzie iść.
-Nie rozumiem. Czym jest „podziemie”? Nie możemy być pod ziemią, jest tutaj światło no i śnieg – to wszystko nie miało sensu. Faktycznie, weszłaś na górę, ale kiedy przeszłaś przez te wielkie drzwi w lesie praktycznie zostawiłaś górę za sobą. Prawda?
-Ojjjj kochanie, jeszcze wielu rzeczy nie rozumiesz. Jak tylko znalazłaś się na górze twoje przeznaczenie zostało przypieczętowane. Nie masz szans na ucieczkę, no przynajmniej nie jako żywa. Światło tutaj pochodzi od śniegu. On świeci, wiesz, to jedna z wielu rzeczy, która trzyma nas przy życiu tutaj. Mogę dać Ci lekcję o cyrkulacji wody, ale myślę że tylko cię tym uśpię. Może innym razem. - to brzmiało tak ... nierealnie. Świecący śnieg? To by wyjaśniało ten niesamowity wygląd lasu. No wiesz, biorąc pod uwagę wszystko to co do tej pory widziałaś, świecący śnieg wydaje się raczej ... normalny.
-Prawda jest taka, że nadal jesteś pod górą. Uwięziona, zupełnie tak jak my wszyscy – Sans brzmiał jakby był jednocześnie smutny i wściekły
-Jesteście uwięzieni?
-Heh, heh. Jak wiele potworów widziałaś na powierzchni, kochanie? - Potworów? Taką nazwą się określali? Brzmi właściwie. Wilkołaki, szkielety, człekopodobni, wielkie żaby. Potwory, dobra, jasne. Miałaś szczerą nadzieję, że nie ma tutaj żadnych wampirów czy duchów.
-Um.... są bajki, ale... myślę że żadnego nie widziałam.... na własne oczy...
-No i masz swoją odpowiedź. - Nie uda Ci się już uzyskać więcej informacji, Sans mógł też kłamać. Nie chciałaś zaakceptować tego, że nie ma drogi ucieczki. Historie o potworach muszą skądś pochodzić, więc musiało być jakiejś wyjście. Sans chce Cię tylko zatrzymać dla siebie. Może mówić, że mu na Tobie zależy, bez znaczenia jednak czy mu wierzysz czy nie, wiesz że ktoś komu faktycznie by zależało nie traktowałby drugiej osoby w ten sposób. Gdyby było tak jak mówił, to czy nie chciałby abyś była szczęśliwa? Prawda?
-Więc... naprawdę nie ma szans abym... wróciła do domu?
Ręka na Twojej głowie się zatrzymała.
-Nie mówiłem ci suczko? To jest twój dom – słyszałaś złość przebijającą się przez głos kościotrupa. - Jak tylko weszłaś do góry umarłaś. Nad przepaścią, ja ciebie ocaliłem, ja dałem ci wybór, życie albo śmierć. Jeżeli go nie przyjmujesz powiedz tylko słowo, a obiecuję, że to co teraz jest przeminie. To jedyne miejsce, gdzie możesz posmakować wolności, nigdzie nie będzie ci lepiej niż ze mną. - Czy on właśnie proponował Ci, że cię... zabije? Mimo wszystko, choć to wyglądało paskudnie, wiedziałaś, że życie zawsze daje Ci więcej możliwości niż śmierć. Nadal jest szansa. Więc tak długo jak jesteś żywa, jest szansa. Musisz tylko nadal się starać.
-Więc jak, kochanie? Naprawdę chcesz być wolna? - wiedziałaś o co mu chodzi zaraz po tym jak zadał pytanie. Tak, chcesz być wolna, ale chcesz ją uzyskać na swój sposób.
-Chcę żyć.
Share:

Undertale: UnderLust - PapyTon - część I [tłumaczenie PL] [+18]

Notka od tłumacza: Powiem szczerze, nie przepadam za tym AU, dominuje w nim głównie yaoi. Każdy z każdym. Nie ma Friska, a potwory w Podziemiu zrobiły sobie wielką orgię i są rozpustne i lubieżne i takie tam. W każdym razie ten komiks wyjątkowo mi się spodobał. 
Autorka UnderLust oraz autorka tego komiksu to nsfwshamecave
SPIS TREŚCI:
CZĘŚĆ I  (obecnie czytany)





Share:

POPULARNE ILUZJE